WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kręcił głową coraz mocniej, zawodząc żałośnie i czując, że leci mu coraz więcej łez. Jakim cudem jego dzień mógł się zamienić w taki koszmar i to w zasadzie od tak? Ból, krew, szok i rudowłosa, która cały czas trajkotała mu nad uchem, to było nic. Najgorszy był ząb w ławce, którego brak odkrył poprzez oględziny językiem. Ciężko było mu nim poruszać, bo najwidoczniej mocno się w niego wgryzł przy upadku (dobrze, że sobie nie odgryzł, bo wtedy byłoby już w ogóle strasznie), ale dziura z przodu jamy gębowej była zbyt łatwa do wyczucia.
Dźwignął się na nogi przy jej pomocy, ale nie siadł na ławkę. Zamiast tego zatoczył się lekko w bok, ciągnąc ją za sobą i patrząc na nią gniewnie. - Oooo jes mou zaaaab! - wrzasnął ochryple i splunął krwią na bok. Dobrze, że tym razem się jej upiekło i nie kontynuował brudzenia jej ubrań. Palcem wskazał na biały charakterystyczny kształt, robiący w tym momencie za ozdobę ławki. - Muu...y zoaaaab - powtórzył i wyszczerzył się z trudem. Wszystko w jego buzi było wściekle czerwone, ale jeśli była choć trochę inteligentna, to musiała się w końcu połapać. Przyłożył palce do warg i przejechał po nich ostrożnie. Jego płacz zaczął przybierać na sile, ale docierało do niego, że był szczerbaty. - To Toja iina! - ryknął oskarżycielsko i kopnął w śmietnik, przez co stracił znów na moment równowagę i zatoczył się w drugi bok. Cudem uniknął kolejnego upadku. Najwidoczniej jego błędnik jeszcze nie wrócił do normy po upadku. Najchętniej to by kobietę kopnął, ale nie był tego typu człowiekiem, więc musiał się inaczej wyżyć.
Pochylił się nad ławką i złapał mocno za zęba, chwilę siłując się ze starym popękanym drewnem, aby w końcu zakończyć walkę własnym sukcesem. Przyjrzał się stracie i zaczał płakać już tak mocno, że wyglądał teraz jak dziecko. Schował twarz w roztrzęsionych dłoniach i nie potrafił przestać. Od łez i krzyku bolało go bardziej, więc wycie też się nasilało i tej karuzeli nie było końca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć starała się być opanowana, to ta męska rozpacz zaczynała ją coraz bardziej niepokoić. Właściwie nie miała okazji doświadczyć jak to jest przebywać z chorującym mężczyzną, bo od szesnastego roku życia wychowywała się w kobiecym otoczeniu (ciotki i siostry), a teraz niewiele się zmieniło jeśli chodzi o płeć współlokatora, bo nadal mieszkała z bliźniaczką. Ta co prawda marudziła, gdy próbowała otoczyć ją opieką podczas jej niedyspozycji, ale nigdy nie widziała, by tak tragizowała kiedykolwiek, gdy coś się jej przytrafiło. Tottie uznała, że mężczyzna musiał mieć jakieś wewnętrzne obrażenia, których nie da się zauważyć, jeśli nie posiada się rentgena w oczach - z tego, co zdążyła mu się przyjrzeć, to nie dostrzegła żadnego dodatkowego krwawienia.
Chwyciła go mocniej, gdy ten się zatoczył i już miała prosić kogokolwiek, by wezwał pogotowie, gdy usłyszała, że mężczyzna coś wykrzykuje i najwyraźniej chce zwrócić jej uwagę na coś, co znajduje się na ławce.
- Tak, tu się pan uderzył i mocno oberwał pan w głowę, skoro się tak drze, jak stare prześcieradło - wymamrotała, dopiero po chwili, po tym jak nieznajomy powtórzył, to co mówił, a rudowłosa zobaczyła, że to na co wskazuje, to nie tyle co ławka, a ten cukierek... Zbladła.
- To pana ząb! O kurczę… - Popatrzyła na usta nieznajomego. - To by tłumaczyło, skąd tyle krwi. Pewnie jakiś przedni. Jaka szkoda, że nie mam przy sobie mleka… Podobno da się wtedy uratować zęba - powiedziała, rozglądając się dookoła, by zlokalizować, czy w najbliższym otoczeniu jest jakiś spożywczak, by mogła do niego podskoczyć.
...zamiast tego podskoczyła, gdy nieznajomy nagle kopnął śmietnik.
- Co pan robi? Proszę się uspokoić. Może najlepiej będzie jak pan usiądzie? - zaproponowała Tottie, próbując jakoś udobruchać mężczyznę. Na ratunek przyszedł pies, który wcześniej trzymał się na bezpieczną odległość, ale teraz zaczął kręcić się przy nogach Whitbread i powarkiwał na oskarżyciela, który zaczął siłować się z ławką, by usunąć z niej swoją jedynkę.
Przez chwilę Tottie zastanawiała się, czy nie dać nogi, bo czuła się coraz bardziej bezradna, a do tego Pies wydawał się rozdrażniony. Ale jak mogła zostawić tego biedaka, szczególnie gdy zaczął ponownie wyć i rozpaczać.
- To tylko ząb… Mogło zdarzyć się coś o wiele gorszego. Ja rozumiem, że nie jest pan stąd, ale i w Seattle mamy dentystów, na pewno coś zaradzą, a jak nie, to będzie pan oryginalny z taką dziurą. - Whitbread naprawdę starała się pocieszyć nieznajomego. Nawet kilka razy poklepała go przyjacielsko po ramieniu, by dodać mu otuchy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uratować zęba. Gdyby nie to, że był czerwony od płaczu i stresu, to by zbladł. Docierało do niego, że utracił swojego stałego zęba i że czekał go nie lada wydatek, aby wstawili mu nowego. Owszem, ten będzie już na zawsze (chyba, że znowu przyjdzie mu zderzyć się z ławką), ale kilka tysięcy na drzewie nie rosło, a gadali jednak o jedynce.... Myślał, że kobieta wkurzała go tym, że nie wiedziała o co mu chodzi, ale kiedy już do niej dotarło, to nadal go tylko dodatkowo dobijała, no cóż. Nikogo w tym momencie tak nienawidził jak jej. Naprawdę marzył, aby również ją wywrócić i wybić jej zęba, aby poczuła, że to wcale nie był tylko ząb. Dla kogoś, kto całe życie dbał o swój zgryz i był wręcz przewrażliwiony, to była prawdziwa tragedia.
- Nie chce sieieć! Chce mojego zęa! - warknął na nią, bo kończyła mu się cierpliwość, ale za to wracała umiejętność mowy. To, że podejrzewała go o bycie obcokrajowcem też go dodatkowo irytowało, ale miał nadzieję, że rozwiewał w tym momencie jej wątpliwości. Na psa skrzywił się mocno, bo czworonóg zaczął na niego warczeć. Nie dziwił się, bo wyglądał w tej chwili co najmniej upiornie, ale to ujadanie było chyba wisienką na torcie monstrualnego wkurwienia, którego doświadczał.
- Oyginalny? OYGINALNY?! - jęknął, nieświadomy tego, że powoli przestawał już płakać. Sytuacja zmieniała się dynamicznie, a w jego sercu wyłącznie gniew i rozgoryczenie. - Poinnaś mi zaułacić za niego kretynko! - ostre słowa jak na Melvina, ale musiał się jakoś wyżyć, a ona była idealną ofiarą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Patrząc na zmieniające się na twarzy mężczyzny kolory, gdzie raz bladł, by za chwilę robić się czerwony, Tottie gdy tylko miała możliwość (bo w pewnym momencie nieznajomy ją puścił), zrobiła drobny kroczek do tyłu, by jednak zachować choć minimalny dystans od tego, co tu się wyprawiało. Wciąż współczuła nieznajomemu nieplanowanych obrażeń, a płacz mężczyzny ściskał jej serduszko, ale trochę zaczynała obawiać się o swoje bezpieczeństwo, widząc jak dodatkowo w nieznajomym wzbiera wzburzenie i ono zaczyna być skierowane na nią. O ile branie winy na siebie było czymś na porządku dziennym w sprawunkach Whitbread, tak teraz nie była nawet pewna, czy to ona na niego wpadła, czy może trafiła na oszusta, który byłby gotowy rzucić się pod rozpędzony samochód, by wywalczyć dla siebie kasę z ubezpieczenia.
- Ma pan zęba. W ręce. Przed chwilą go pan wyjął. Mogę dać panu jakieś pudełeczko albo woreczek, to sobie pan zatrzyma na pamiątkę. Nie wiem, czy jest pan na etapie wierzenia w Zębową Wróżkę, ale jeśli tak, to kto wie, może dostanie pan prezent, jak włoży pan zęba pod poduszkę. - Tottie starała się jakoś pocieszyć nieznajomego. Nawet uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, łudząc się, że dzięki temu nie będzie tak bardzo przygnębiony po tym wypadku.
- Spokojnie Pies, spokojnie. Już zaraz idziemy - zwróciła się do czworonoga, który zaczął krążyć niespokojnie koło jej nogi. Poklepała go po łebku i była nawet gotowa zaproponować pupilowi siostry, że przebiegną się do sklepu po mleko dla tego miłego pana, ale nie zdążyła powiedzieć na głos tego pomysłu, bo oberwała kolejnym bełkotem od bezzębnego biedaka.
- Słucham? - zapytała, nie rozumiejąc, co to za słowo. W końcu jednak zrozumiała, bo w końcu, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze... Bynajmniej nie podobał się jej kretyński dodatek, więc zmarszczyła czoło, nawet nie biorąc pod uwagę, że miałaby mu zapłacić, bo dobrze wiedziała, że nie miała z czego... - Wydaje mi się, że nic nie jestem panu winna, a mogę jedynie pomóc jakoś tego zęba zabezpieczyć. To nie moja wina, że tak niefortunnie pan upadł. Może trzeba popracować nad koordynacją ruchową i na przyszłość lepiej się zabezpieczać? - zasugerowała, z całych sił chcąc by jej słowa brzmiały grzecznie, a nie złośliwie, ale to było wyjątkowo trudne, bo i Tottie udzielało się poirytowanie nieznajomego, a do tego pies nie pomagał, kręcąc się koło niej coraz bardziej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- O CYM TY W OGOLE DO MNIE MÓWIS?! - ryknął, bo kobieta ciągle rzucała jakimiś niepoważnymi i infantylnymi tekstami. Tak on to przynajmniej odbierał i musiał przyznać, że wcale, ale to wcale, nie pomagało mu to w pogodzeniu się z jego losem. O ile ból zaczął już być znośny, tak koncepcja, że nie posiadał już jedynki, wciąż go przerastała. Jakieś gadanie o wróżce zębuszce, maczaniu w mleku etc. tylko go w tym wszystkim dobijały.
Zacisnął zęby, kiedy kobieta miała czelność go jeszcze w tym wszystkim pouczać. Nie było to najmądrzejsze z jego strony, bo miał przez chwilę wrażenie, że szczęka to mu się zaraz rozpadnie na kawałki. Nieprzyjemny prąd przeszedł mu po dziąsłach i się cały skrzywił, czując jak krew nadal mu powoli wycieka. Już nawet nie próbował tego tamować, bo i tak wyglądał jakby dopiero co go zabrali z planu filmowego Piły. - To Ty na mnie wpadłas i wywróciłas, więc mie nie poucaj - wybąkał gniewnie, ściskając kurczowo swoją jedynkę w dłoni. - Bescelne babsko - dodał jeszcze, naprawdę nie szczędząc jej w tych obraźliwych określeniach. Już on wiedział jak komuś dopiec, nie ma co. Nie wiedział za bardzo co mógł dalej zrobić, bo ani jej nie popchnie, ani jej nie zmusi do zapłaty (w głębi duszy chyba wiedział, że wina była obopólna), a i gadać mu się nie chciało, bo nie miał o czym. Jedyne co mu pozostało, to udanie się do szpitala, no bo jednak ta warga wymagała jakiegoś profesjonalnego opatrunku.
Zaczął powoli iść w kierunku z którego przyszedł, bo w tamtą stronę miał najbliższy ośrodek medyczny. Lekko się chwiał na swych krótkich nogach, ale był zdeterminowany przez złość. Jeśli próbowała go gonić, to proszę bardzo, a jeśli nie, to daj znać i ich drogi się póki co rozejdą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podczas trwania tej jakże przyjemnej wymiany zdań, Tottie szperała w plecaku, w końcu docierając do komórki, którą z triumfalnym uśmiechem uruchomiła, by wezwać pomoc. Co prawda mężczyzna wydawał się samodzielnie poruszać, może lekkim slalomem i trochę go zawiewało, ale chyba nie zaszkodziło przywołać służb ratowniczych, bo jednak krew lała się z niego ciurkiem plus istniało ryzyko jakiegoś zakażenia.
Whitbread chciała dać nieznajomemu znać, że dzwoni po pomoc, ale ten znów na nią krzyknął, jakby usilnie podważając jej dobre intencje. Coraz mniej jej się to podobało, a szczególnie ta wewnętrzna walka, którą prowadziła w sobie, próbując zdecydować, czy dalej próbować cokolwiek robić dla faceta, czy może olać go ciepłym moczem, uznając, że jest na tyle dorosły, że na pewno sobie poradzi, bo w końcu stracił tylko zęba, a nie kończynę, czy chociażby język (wstyd się przyznać, ale był moment, że Tottie żałowała, że jednak nie odgryzł sobie języka, bo może wtedy byłby wobec niej grzeczniejszy!).
- Chciałam zadzwonić na pogotowie, ale widzę, że lepiej się pan czuje, skoro ma pan siłę tak krzyczeć - mruknęła pod nosem, wsuwając do kieszeni spodni telefon. Nie zamierzała nikogo uszczęśliwiać na siłę. Popchnięta wielkodusznym odruchem podniosła roztrzaskaną komórkę nieznajomego i podała mu ją, nie mając pojęcia, czy smartphone był do odratowania. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał dobrze, ale na pewno lepiej niż ten pieklący się bezzębny oskarżyciel.
To był moment, kiedy Whitbread odpuszczała.
- Tak, to moja wina. Przepraszam. Ja pana popchnęłam, rozkwasiłam panu wargę i w ogóle te ciemne chmury to też ja przywołałam. Niech będzie, skoro ma się pan czuć z tym lepiej. Nie wiem, czy to sprawi, że ząb panu odrośnie, ale będę trzymać kciuki, by tak było! - powiedziała zrezygnowana, już nawet nie siląc się na uśmiech.
Widząc, że mężczyzna się oddala, już miała zamiar odwrócić się na pięcie i pójść w przeciwnym kierunku, ale miała lekkie poczucie winy, że nie okazała nieznajomemu wystarczającego wsparcia. Może mogła mniej mówić? Uważać na słowa? Przytulić go albo pogłaskać po główce, bo oczekiwał zrozumienia, a nie paplaniny? Westchnęła ciężko, żałując, że w tej sytuacji nie znalazła się Aura, bo ta pewnie lepiej poradziłaby sobie z nieznajomym; jej działania byłyby bardziej… konkretne.
- Proszę poczekać. Zamówię panu chociaż taksówkę - powiedziała, podbiegając do nieznajomego. Zamachała ręką, a że tym razem mieli szczęście i akurat w pobliżu przejeżdżała taryfa, to rudowłosa porządziła się trochę, informując kierowcę o poszkodowanym pasażerze, którego trzeba dowieźć do najbliższego punktu medycznego. Przeznaczyła na ten cel całą swoją gotówkę, mając nadzieję, że wystarczy. Nie była pewna, czy zakrwawiony mężczyzna skorzysta z tej opcji, ale już jej to nie obchodziło, bo po tym jak pogadała z taksówkarzem, mocniej chwyciła smycz Psa i szybkim krokiem oddaliła się z miejsca tej krwawej masakry.

/zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nowy rok zbliżał się wielkimi krokami, a Rae miała wrażenie, że nie jest do niego w żaden sposób przygotowana. Nie chodziło już tylko o rodzinną imprezkę u niej w domu. Chociaż do tego tez jej jeszcze wiele brakowało. W tym roku chcieli zrobić nieco inaczej i kobieta postanowiła przygotować coś na styl Chońskiego Nowego roku. Co prawda to nie ten czas, ale stylistyka przecież może być. To tylko dla nich, tak dla urozmaicenia i zapamiętania tego czasu. Jedzenie już miała zamówione, bo akurat chińskiego jedzonka nie potrafiła przygotować. Miała wrażenie, że to czarna magia. No ale zawsze jej smakowało, więc tym razem postawiła na catering. Potrzebowała jednak jeszcze ozdób i typowych, chińskich fajerwerków. Takie ogólne przygotowania do imprezy. Jednak czuła, że i psychicznie jakoś nie do końca jest gotowa do nowego.
Brunetka chciała więc załatwić choć jedną z tych rzeczy. Skoro miała być impreza sylwestrowa w stylu chińskim to musiała kupić wszelkiej maści ozdoby i nie zapomnieć o fajerwerkach. Choć Chińczycy teraz Nowego roku ni obchodzili, to takie rzeczy dało się kupić bez problemu. W końcu biznes to biznes. Mają w sumie podwójnie, bo nie dość, że Nowy rok dla reszty świata, to i później u nich. Rae błąkała się jednak po uliczkach zastanawiając się od czego zacząć. Weszła do jednego ze sklepów kupując maski i lampiony. Ruszyła potem w kierunku fajerwerek. Stała jednak przed sklepem zastanawiając się, co właściwie wybrać. Na sztucznych ogniach nie znała się w cale. W teorii mogła poprosić o sprzedawcę, ale logiczne było, że będzie próbował wcisnąć jej to co najdroższe. No a nie oszukujmy się, szkoda wydawać fortunę na coś, co zaraz pójdzie z dymem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Leo dla miłej odmiany nie wracał ze spotkania biznesowego, a z obiadu. Umówił się z Iris (bo tak chyba będzie miała na imię jego dziewczyna na chwilę - o ile nie zmieni zdania i nie ucieknie) na chińszczyznę. Spędzili razem przyjemną godzinkę, trochę porozmawiali o minionych dniach i rozstali się w pośpiechu, bo dziewczynie nagle coś wyskoczyło. Wcześniej wypili po dwa kieliszki wina, dlatego do domu musiał wrócić taksówką. Udał się wzdłuż Chinatown, licząc, że po drodze złapie jakiś transport. Dotychczas jednak nie zauważył nic, co mogłoby zawieźć go do Portage Bay. Schował dłonie głęboko w kieszenie pikowanej kurtki. Dzisiaj dla odmiany ubrał mniej elegancko, niż zazwyczaj. Miał wolne.
Właśnie mijał jeden z bardziej pstrokatych sklepów w Chinatown, kiedy jego oczom rzuciła się znajoma brunetka. Zwolnił, aby wpierw przyglądnąć się temu, co robiła. Dopiero po dłuższej chwili zdecydował się, aby zagadać. Zakradł się od tyłu i delikatnie nachylił się nad Rae.
Co tu robisz? — zapytał znienacka, po czym szybko się odsunął na odległość, która była dla nich obojgu przyzwoita. — Znowu uwolniłaś się od dzieci i przyszłaś na kawę? — zażartował.
Osobiście nie przepadał za Chinatown, ale musiał przyznać, że jedzenie serwowali tutaj dobre. Poza tym sklepy cechowały się różnorodnością i można było tu dostać artykuły niedostępne w innych częściach Seattle. W okresie od grudnia do lutego D'Clifford Chocolate umieszczało na końcu ulicy stoisko z gorącą czekoladą, aby w takie wieczory jak ten, ludzie mogli poczuć namiastkę ciepła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kobieta podskoczyła z zaskoczenia słysząc znajomy głos tuż przy swoim uchu. Szybko się obróciła i postawiła krok do tyłu patrząc na niego wielce zaskoczona. Zastanawiała się jakim kurna cudem tak często na niego wpada. To jakiś los z góry, że teraz co chwilę będzie go widziała. Chociaż z drugiej strony... Sama zgodziła się na pracę w jego firmie. Co no oznaczało, że będzie go widywała faktycznie regularnie. Mimo wszystko odetchnęła z ulgą widząc Leo w jego własnej osobie. Nieco się rozluźniła i uśmiechnęła się delikatnie.
- Można tak powiedzieć, że uwolniłam się od dzieci. Chociaż to też nie do końca. Po prostu szykując sylwestra chcę, aby miały niespodziankę. W tym roku rodzice i niektórzy znajomi przychodzą do mnie do domu. CO roku mamy jakąś tematykę, a ja wybrałam Rok Choński. Przyszłam na zakupy. - powiedziała uśmiechając się delikatnie i pokazując mu siatkę z niektórymi zakupami. Odwróciłą wzrok nieco zakłopotana. - Teraz miałam kupić fajerwerki. Tylko ja się w ogóle na nich nie znam. Nie chcę być też oskubana przez sprzedawcę. - zaśmiała się lekko. Sama zastanawiała się czemu właściwie mu to wszystko mówi. Mogła przecież tylko wspomnieć o zakupach i nic więcej. No trudno. Wyszło jak wyszło.
- A co Ciebie ściągnęło do te dzielnicy? - zapytała chcą nieco odsunąć od siebie temat. Z resztą była faktycznie ciekawa powodu, dla którego mężczyzna udał się do Chinatown. W końcu nie szczególnie umiała sobie wyobrazić pana prezesa, aby przychodził tutaj na spacer. Chociaż... Nie znała go na tyle, aby móc w ogóle wyrabiać sobie o nim zdanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ile oni mieli lat? — zagadnął, po czym przygryzł wargę, jakby musiał się chwilę nad tym zastanowić — Pięć? Takie małe dzieci wytrzymają do północy?
Jeżeli miałby znowu porównać dzieciństwo bliźniaków do swojego, to on noc sylwestrową pamiętał dopiero od dziewiątego roku życia. Wcześniej, mimo usilnych prób, ciągle zasypiał, dlatego zawsze cieszył się, kiedy ludzie odpalali fajerwerki szybciej. Mógł przynajmniej wtedy, chociaż przez krótką chwilę nasycić oczy kolorowymi światłami. Teraz patrzył na to inaczej. 31 grudnia nie chodziło tylko o podziwianie nieba, ale również spędzanie czasu z bliskimi oraz kosztowanie alkoholu. Tego roku miał przyjść do dziadka, ale uznał, że półgodzinna wizyta w zupełności wystarczy. Zamierzał wypić kieliszek wina, pouśmiechać się do reszty rodziny i wrócić do domu.
Interesująca tradycja — powiedział, po czym zaglądnął przez szybę sklepu, do którego przymierzała się Rae. On również nie znał się na fajerwerkach. w jego towarzystwie raczej kto inny zajmował się zakupem, jednak uznał, że wspólnymi siłami mogliby wybrać coś odpowiedniego. — Chodź, poczytamy instrukcje na opakowaniach i na pewno coś znajdziemy. — Skinął głową w kierunku drzwi, a następnie wszedł do środka. Miał dla Iris zarezerwowane popołudnie, ale skoro ich spotkanie skończyło się zbyt wcześnie to mógł w inny sposób zagospodarować wolny czas. Zdążył polubić Rae. Wydawała się szczerą i sympatyczną kobietą.
Przechodził pomiędzy regałami sklepu, doglądając każdego dostępnego towaru. Niektóre fajerwerki były zbyt potężne, aby w ich wystrzale mogły uczestniczyć dzieci - takie odrzucił już na samym początku.
Byłem na randce — przyznał, bo przecież jego spotkanie nie stanowiło żadną tajemnicą. — Może sztuczne ognie? — Złapał trzy opakowania i machnął nimi przed oczami kobiety. potem wpakował je do koszyka. — To będzie idealne dla twoich chłopców i bezpieczne, a dla dorosłych wziąłbym skrzynkę. Podpalasz ląd i odchodzisz, a fajerwerki same wystrzelają w niebo. — Wskazał palcem na półkę z kolorowymi skrzyneczkami. Można było nawet wybrać ilość wystrzałów, a i cena wydawała się być przystępna.
Leo nie był napalonym na dzikie zabawy nastolatkiem. Pomimo młodego wieku na pierwszym miejscu zawsze stawiał bezpieczeństwo. Nie wiedział, czy Rae będzie tej nocy piła alkohol, czy nie, ale zważywszy na obecność dzieci powinna wybrać takie urozmaicenia, które były łatwe w obsłudze. Przynajmniej tak uważał, ale nie mógł niczego jej narzucić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Tak, pięć. - Kobieta przytaknęła delikatnie głową. - To zależy. Prawdopodobnie nie wytrzymają, chociaż mieli mocne postanowienie dotrwać do północy. Ale i g fajerwerki raczej puszczę wcześniej. - Zaśmiała się delikatnie. Doskonale już wiedziała jaką będzie rzeczywistość. Najprawdopodobniej wytrzymają maksymalnie do godziny dwudziestej trzeciej. Chociaż to i tak bardzo optymistyczne obliczenia jak na jej synów. Bywało z nimi różnie więc wolała ostatecznie nie zakładać niczego na sto procent. W końcu mogą ja też zaskoczyć i wytrzymać do samych fajerwerk by zaraz potem odlecieć na czyichś kolanach po spełnieniu się ich małego marzenia. Później doszłoby do małej teleportacji dzieci do ich pokoju. I odwieczna zagadka na rano - jak się tam znaleźli skoro zasnęli w salonie.
Brunetka nie robiła nie wiadomo jak wielkiego sylwestra. Ot mieli być jej rodzice i jeden wujek z ciocią i dwójką znajomych. Ogólnie kameralnie.
- Przynajmniej nie jest monotonny. Zawsze jest inaczej. - uśmiechnęła się pogodnie i skinęła głową na znak, że zgadza się na pomysł z czytaniem etykiet. Chociaż nie była pewna jakie faktycznie informacje uda im się na nich wynaleźć. Spróbować jednak zawsze warto. Ruszyła więc wraz z nim do wnętrza sklepu. Przywitała się ciepło ze sprzedawcą i również zaczęła przeglądać dostępny towar. Zerknęła w kierunku mężczyzny słysząc odpowiedź.
- Mam nadzieję, że chociaż twoja się udała. - powiedziała pogodnie. Wewnątrz jednak pojawił się znak zapytania. Co raz bardziej zastanawiała się, czy mówić mu o synach. Nie chciała mu zniszczyć w jakikolwiek sposób życia. Miała jednak ogromny dylemat. Dzieci i on mają prawo się również znać. Przygryzła delikatnie dolną wargę patrząc na jedną z małych skrzyneczek fajerwerków. Jej uwagę odwrócił fajerwerkami. Dojrzała znów na niego. Pokiwała delikatnie głową zgadzając się na te pomysły.
- Myślę, że byłbyś bardzo odpowiedzialnym ojcem - powiedziała wesoło kierując swój wzrok w kierunku skrzyneczek. Poprosiła sprzedawcę o pokazanie kilku z bliska, bo chciała zobaczyć jaki tym fajerwerków tam się znajdował. Wybrała jedną skrzyneczkę na 40 strzałów z najbardziej kolorowymi i wysoko strzelanymi fajerwerkami. W głowie zaś bilansie sama za swoją głupotę. Chyba za często rozmyśla nad tym, czy mu powiedzieć czy nie, skoro strzeliła tak durnym tekstem. Na zewnątrz zachowywała jednak zimną krew i postanowiła zapłacić za wybrane produkty.
- A ty jak spędzasz Sylwestra? - zapytała zainteresowana jak gdyby nigdy nic. O jej Sylwestrze była mowa. Czas teraz na niego aby coś opowiedział.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się, ale uprzejmie!
Jego randka na pewno była lepsza, niż ostatnie spotkanie Rae. W przeciwieństwie od partnera kobiety, Iris pojawiła się na spotkaniu, chociaż musiała wyjść wcześniej. Nie był długo w związku, bo zaledwie parę tygodni, ale wciąż nie czuł się zakochany. Lubił ją, szanował, akceptował jej decyzję i pasję, jednak w tym związku brakowało iskry, chociaż oboje znaleźli stabilizację i bezpieczeństwo. Czasami, to jednak za mało, aby wytworzyć długą i szczęśliwą relację.
Można tak powiedzieć — skwitował. Raczej nie był typem osoby, która opowiadała innym o swoim życiu osobistym. Stronił od tego tematu. Wszystko dlatego, że miał specyficzne dzieciństwo, o jakim za dużo nie opowiadał. Stąd reszta rozmów krążących wokół jego persony też przychodziła mu z większym trudem.
Tak myślisz? — dopytał, po czym przytaknął i ponownie zwrócił wzrok w kierunku fajerwerk. — Obecnie nie mam czasu na dzieci. Muszę ustabilizować sytuacje biznesowe, ale kiedyś, kto wie, będę się starał, żeby moje dzieci były ze mnie zadowolone. — W rzeczywistości taki plan miał od początku. Chciał być lepszy ojcem od Tristana oraz dziadka. Z pewnością nie zamierzał zmuszać swoich potomków do przejęcia firmy, ale dałby im wolną rękę w wyborze aspiracji i profesji. Przez to, że ciągle przygotowywano go do roli prezesa, nie pamiętał już swoich marzeń. A kiedyś marzył o pracy w innym zawodzie i szczęśliwej rodzinie. Rae na moment mu o tym przypomniała, dlatego sentymentalnie się uśmiechnął. Ta kobieta miała w sobie coś takiego, co dogłębnie go poruszało.
Leo nie zauważył, aby zachowywała się podejrzanie. Może gdyby tak było, to dużo szybciej powiązałby fakty i dostrzegłby w Rae matkę swoich dzieci. Żyl jednak w błogiej nieświadomości, traktując ją jako koleżankę, a w niedalekiej przyszłości - pracownicę.
Idę do dziadka na chwilę. Organizuje jakiś bankiet dla rodziny, więc powinienem na chwilę się zjawić, ale po fajerwerkach zamierzam wrócić do domu. U mnie nie będzie tak zabawnie, jak u ciebie.
Nie miał o czym opowiadań, ponieważ jego rodzina w kwestii zabaw była bardzo spięta. Leo niejednokrotnie uważał, że zachowywali się, jakby mieli kije w tyłku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona aktualnie w ogóle nie posiadała partnera. Jej randki zwykle nie wychodziły. A jako, że posiadała dwóch, małych synów tym ciężej było znaleźć kogokolwiek. Miała jednak nadzieję, że w końcu trafi na kogoś, kto zaakceptuje ją w całości, włącznie z jej tak zwanym "bagażem". W końcu tak niektórzy uważają dwójkę jej cudownych synków. Ona osobiście nigdy by ich tak nie nazwała. A tymi, którzy tego nie rozumieją, ogólnie się nie przejmuje.
- tak, tak myślę. Jesteś chociażby troskliwy bo dbasz o ich bezpieczeństwo. Znaczy o bezpieczeństwo dzieci. Ogólnie to bardzo pozytywna cecha. W teorii wywodzi się z logicznego myślenia. W końcu jak nie chce się być zranionym to powinno się dbać o bezpieczeństwo własne. Niektórym jednak brak nawet odrobiny logicznego myślenia. Chociażby z tego powodu jest pełno wypadków między innymi przy fajerwerkach. - powiedziała przekładając nieco swoje zakupy. Musiała się przecież jakoś z tym wszystkim zabrać do samochodu. Patrzyła na to wszystko i zaczęła raz jeszcze układać je i sprawdzać, jak się jej to będzie wszystko niosło na raz.
- Myślę, że dzieci byłyby bardzo zadowolone z takiego ojca. W końcu jeśli o nie byś dbał, to czego mogłyby chcieć więcej? Okazywanie im miłości jest właściwie najważniejsze. Nie ważne czy miałoby się pieniądze czy też nie. Choć wiadomo, że też są potrzebne by w ogóle utrzymać rodzinę. - zaśmiała się delikatnie sama z siebie. - Przepraszam. Rozgadałam się. - podniosła swoje zakupy i powoli skierowała się w stronę wyjścia. Tu już miała sprawę załatwioną. Musiała się zastanowić, czy aby na pewno wszystko już ma. Sprawdzi jednak to jak zajdzie do auta. Przy wkładaniu rzeczy do bagażnika będzie w stanie sprawdzić całe swoje dzisiejsze zakupy. A póki będzie w Chinatown to jeszcze będzie miała możliwość dokupienia ewentualnie małego co nie co.
- Och, bankiet powiadasz. Zdarzyło mi się kiedyś być na jednym czy dwóch jako tłumaczka. Ogólnie ten typ imprezy nie jest dla mnie. Wszyscy pod krawatem i sztywni jak kołki. Uśmiech przyklejony do twarzy aby chociaż poudawać, że przyjęcie się człowiekowi podoba. - zaśmiała się lekko zatrzymując się przed drzwiami. Spojrzała na nie, potem na swoje zajęte łapki. Zastanawiała się jak je otworzyć aby niczego nie upuścić. Nie prosiła mężczyzny o pomoc bo właściwie nie byłą do tego przyzwyczajona. Zawsze radziła sobie sama. Jako samotna matka było to dla niej normą. Dzisiejsze niespodziewane towarzystwo nieco ją wybiło z rytmu. Odwróciła się nagle w jego kierunku.
- Przepraszam. Mam nadzieję, że nie uraziłam Cię tymi słowami - powiedziała robiąc przy tym zmartwioną minę. Skarciła się w myślach, że tak zaczęła paplać, a przecież dla niego może takie bankiety są imprezami, które są jakąś świętością. Niektórzy się obrażają, gdy krytykuje się styl zabawy, w jakim gustują. A Rae nie miała nic złego przez to na myśli. To było tylko jej zdanie i powiedziała jedynie, że to nie dla niej. Miała nadzieję, że jednak nie będzie na nią o to zły.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Właśnie. Rae miała o tyle trudniej, że jej przyszły partner musiał zaakceptować także bliźniaki i fakt, że z góry zostanie nazwany ,,wujkiem" albo ,,ojczymem". Nie każdy mężczyzna jest gotów do dołączenia do rodziny założonej przez innego faceta. Leo natomiast nie dręczyły takie rozterki. Nigdy nie spotykał się z dzieciatą kobietą, ale w gruncie rzeczy nie dlatego, że nie chciał, a nie miał okazji.
Hej — zaoponował — niedługo będę twoim pracodawcą. Muszę logicznie myśleć, aby utrzymać swoją posadę — stwierdził, po czym przejął koszyk od Rae. Nie był on wcale ciężki, jednak w ten sposób mogła swobodniej sprawdzać jego zawartość, a także inne modele fajerwerek, które stały z boku na półkach. — Nie szkodzi. Budujesz moje ego — zażartował. Pewności siebie mu nie brakowało, jednak miło słuchało się komplementów. Wiedział, że był dobrym analitykiem. Miał doświadczenie w wielu sprawach, lecz nie mógł ocenić samego siebie w roli ojca. Nigdy bowiem się w tym nie sprawdził.
Ruszył śladem Rae, a kiedy zapłaciła za wszystkie produkty, przejął od niej siatki. W ten sposób, to ona musiała mu otworzyć drzwi, bo zawzięcie zaciskał dłonie na papierowych torbach, aby czasem nie próbowała mu ich odebrać. Był w końcu mężczyzną i nawet, jeżeli nie łączył ich żaden związek, to wypadało mu pomóc Rae.
To tez poniosę. — Wyszli na zewnątrz. — Skądże, Też tak uważam. — Wzruszył ramionami. Była szczera. Naprawdę to doceniał, a tym bardziej, ze idealnie sprecyzowała definicję bankietu rodziny D'Clifford. Niestety takie przyjęcia były częścią życia Leo i musiał w nich uczestniczyć. Przynajmniej przyjść, przywitać się i chwilę porozmawiać z krewnymi, a czasem z inwestorami, którzy czasem także zjawiali się, aby dopiąć sprawy związane z firmą.
Odprowadził Rae do samochodu i pomógł jej zapakować wszystkie siatki. Rozmawiali jeszcze dobre dziesięć minut na jakieś poboczne, mniej ważne tematy, zanim oboje podążyli we własnych kierunkach.

zt.x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

co ma fiona dziś na sobie

Dziś wyjątkowo pracowała na drugą zmianę, więc skończyła stosunkowo wcześnie i miała ochotę zrobić rundkę po barach. Ostatnio piła zdecydowanie za często, ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie ona.
W tej części Seattle nie było dużego ruchu. Większość ludzi siedziała już pewnie albo w domach albo w pubach, zważając że pogoda nie dopisywała. Znowu padało, ale jej to specjalnie nie dziwiło. Taki urok tego płaczliwego miasta.
Idąc jedną z bocznych uliczek, prowadzących na tyły jednego z klubów, do którego chciała się dostać, zauważyła podejrzanego typa, opierającego się o barierkę schodów przeciwpożarowych jednego z budynków mieszkalnych. Z oddali zauważyła, że było w nim coś dziwnego i nie chodziło tylko o to, że nikt bez powodu nie stałby w tym deszczu. Mężczyzna był jakiś niespokojny i kręcił się, jakby miał mrówki w gaciach.
Wsunęła dłoń do niewielkiej torebki, przewieszonej przez ramię i zacisnęła ją na gazie pieprzowym. Bez walki się nie podda, to pewne.
Odetchnęłą głęboko, powtarzając sobie, że jest lwicą i takich bezimienny typków z ulicy zjada na śniadanie. Przyspieszyła, starając się nie patrzeć na nieznajomego, chociaż kątem oka śledziła każdy jego ruch.
Odezwał się. Zaraz, co on powiedział? Chyba spytał o coś banalnego, jak na przykład co tu robi sama, o tej porze. Później się poruszył, odbił od ściany, ruszając w jej kierunku, po czym zagrodził drogę.
To, co stało się później działo się trochę jakby w zwolnionym tempie - przynajmniej dla niej. Dla nieszczęśnika przed nią, pewnie wszystko stało się wręcz za szybko, bo zaledwie kilka sekund później leżał na ziemi i wył z bólu. Fiona bez słowa psiknęła mu w twarz gazem, po czym kopnęła go z rozmachem w kolano. Chyba mu coś uszkodziła, ale musiała mieć pewność, że nie będzie jej gonił.
Oddychała szybko, może nieco ciężko, a serce waliło jej, jakby chciało wydostać się z klatki piersiowej. Adrenalina podgrzewała krew, a żyły pulsowały. W takich sytuacjach dziewczyna myślała wyjątkowo trzeźwo i mimo strachu i stresu miała jasny umysł.
Dopiero później, kiedy sytuacja zostawała opanowana, pozwalała sobie na okazanie jakiejkolwiek słabości i tak zwane "kolana z waty".

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Chinatown”