WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://d253b1eioa5z7b.cloudfront.net/v ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[1]

White czuła się wykończona po dzisiejszej zmianie. Z ulgą przyjęła wieść, iż w końcu można zebrać dupę w troki u ruszyć do domu. Zmiana ciuchów przebiegała dość mozolnie. Raz, że była najzwyczajniej w świecie zmęczona, a dwa, że pilnowanie siebie samej, by nie obracać się tysiąc razy w kółko i nie pokazywać własnych pleców bywało bardzo kłopotliwe. Chciała po prostu uniknąć zbędnych pytań. Nikomu w końcu nic do tego, co ona na tych plecach tam miała. Starała się unikać potencjalnych ciekawskich gapiów w postaci koleżanek z pracy.
Fajrant. W końcu fajrant. Czas do domciu, choć Kirze kiszki zaczęły grać marsza. Oho, zrobiła się na prawdę głodna, zwłaszcza gdy wyszła na zewnątrz i poczuła zapach jedzenia. Ach ten kochany street food. Ciężko było przeć się temu cudownemu zapachowi, który dotarł do jej nozdrzy. Westchnęła cichutko zaczesując palcami blond włoski do tyłu. Rozejrzała się i wtem dostrzegła, iż z budynku wyszła również Haneul. Uśmiechnęła się delikatnie do niej i skinęła głową. Wyciągnęła paczkę fajek, aby zaraz odpalić jednego z papierosów. Skinęła głową w kierunku budek z żarciem.
- Nie wiem jak ty, ale ja jestem głodna. Co powiesz na małe co nieco? Może i to niezdrowe jeść o tej porze, ale chyba umrę nim dojdę do domu, choć w cale nie mam daleko. - zaśmiała się lekko do koleżanki. Paląc papierosa oczywiście starała się nie dmuchać na dziewczynę. Nie każdy to lubił. Sama White nie lubiła, jak osoba paląca na nią dmuchała. Oczywiście przy okazji stanęła tak, aby i wiatr nie zawiewał dymu papierosowego na Haneul. Paląc spokojnie czekała na odpowiedź znajomej. Osobiście jej się nigdzie nie śpieszyło. Nikt w domu nie czekał na nią prócz miękkiego łóżeczka czy też prysznica. O tak, ciepły prysznic jest obowiązkowy gdy tylko już wróci do mieszkanka. jednak po kolei. Wpierw wrzucić coś do pustego już żołądka.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

jeden

Po ostatnim dzisiejszym występie Jewel miała jeszcze dość czasu, żeby odsapnąć i się ogarnąć. Był środek tygodnia i wieczorny występ nie kosztował jej tyle, co piątkowe i sobotnie. Tamto były prawdziwe maratony, po których jeszcze nie raz zdarzało się klientom angażować dziewczyny pracujące na tym „odcinku”, co Jewel – dodatkowo.
Dziś wieczorkiem było okej, co nie znaczy, że nie była głodna.
Była, jak cholera. Ani w tym zawodzie nie da się jeść jakoś wybitnie regularnie, ani jeszcze przy jej usposobieniu i sposobie życia to zupełnie nie wychodzi. Ostatecznie najczęściej poważny głód, taki co to mówi ci, co masz robić, bo jak nie, to grozi wyczerpaniem siębateryjki – taki głód najczęściej atakuje właśnie o takich porach, jak teraz. Przed północą.
Jewel nie słyszała Haneul i Kiry, jak sięumawiały, ale Saigon Deli było znaną im już miejscówą, zresztą kontrolny esemesik wyjaśnił sprawę i po chwili przed street-foodem pojawiła się też Jewel, a poza klubem to już – Ammy. Zaraz po przejściu przez ulicę też wyciągnęła z plecaczka paczkę miękkich Indiansów i zapaliła z przesadną dbałością. Mało kogo to interesowało – ale ją owszem – że w stanie Washington średnia cena paczki fajek (8.58 $) jest wyższa nawet niż w Kalifornii (8.31 $). Dla wiecznie dziurawego budżetu Ammy miało to ogromne znaczenie. Oczywiście – złoty sposób na to, by wydawać mniej na papierosy (czyli – nie kupować ich) nie wchodził w grę.
Hm, ciekawe…
No ale faktem było, że Ammy, kiedy się dawało, to sępiła fajki, no i miało cholerny (jak na Stany generalnie) kłopot z częstowaniem.
– Ej, zostawcie mi chociaż pół pieprzonej sajgonki, głodomory! – machnęła dłonią na Kirę, zerkając jednocześnie w bok, skąd chyba nadchodziła też Haneul – i w efekcie prawie władowała się w grupę czterech gości na longboardach, sunących chodnikiem czterdzieści na godzinę. – EEEJ! – podniosła ręce w odruchu sprzeciwu, ale już ich nie było widać. Kręcąc głową i zaciągając się na zmianę dotarła do budki. – Ja szóstkę biorę – wskazała końcówką papierosa na niebieską tablicę z menu. – Czekam na ten moment od sześciu godzin. Już normalnie widziałam sajgonki w miejscu twarzy kolesi na widowni…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Mimo, że był środek tygodnia, to musiała przyznać, że nieźle zdążyła się zmęczyć. Pewnie dlatego, że jak kompletna idiotka postanowiła ubrać świeżo zakupione do tańca szpilki. To wcale nie był dobry pomysł, zwłaszcza w takiej pracy, nie mówiąc już o tym, że sam taniec trochę wyczerpywał. Właśnie dlatego Su-Jin po swoim ostatnim występie zdecydowała się trochę posiedzieć na tyłach, po prostu po to, by dać nogom odpocząć. No i oczywiście głód. Głód, który sprawiał, że jej żołądek wydawał niezbyt przyjazne odgłosy. Tylko to wyciągnęło ją z zaplecza i już miała iść w stronę jakiegokolwiek baru z jedzeniem, gdy usłyszała głos White. Uśmiechnęła się do niej od razu i podeszła.
- Gdy żołądek gra symfonię, godzina nie ma większego znaczenia. - roześmiała się szczerze. - Tu niedaleko jest taka budka z azjatyckim jedzeniem, możemy tam podejść. Mają dobre rzeczy. - zaproponowała, prowadząc kobietę w stronę Saigon Deli. Na widok Jewel także się uśmiechnęła i pomachała jej.
- Nie martw się, wystarczy dla wszystkich. Zresztą ja wolę smażony ryż z jajkiem i kurczakiem. - dodała, przeszukując wzrokiem menu. Nie przeszkadzało jej posługiwanie się pseudonimem również poza klubem, w końcu swoje prace publikowała jako Haneul. Choć gdyby ktoś spytał o jej imię, to nie miała się przecież czego wstydzić.
- Ja tam raczej marzyłam, żeby zdjąć buty. Nie ma to jak ubrać nówki sztuki do tańca. - przewróciła oczami na własną głupotę, płacąc za swoje zamówienie i odsuwając się na bok, by dziewczyny też mogli złożyć własne. W zasadzie całkiem miło było tak pogadać poza klubem, bez tej atmosfery i w normalnych ciuchach, dzięki czemu nikt się na nich za bardzo teraz nie gapił. Ot trzy koleżanki zamawiające jedzenie, normalka. Martwiło ją za to zupełnie co innego. Jeśli po dzisiejszym wieczorze była tak zmęczona, to co dopiero będzie w weekend? Zwłaszcza, że słyszała plotki, że szykuje się jakaś większa impreza.
- Słyszałyście w ogóle, że na weekend ma być jakaś większa impreza? - zahaczyła je delikatnie, otulając się szczelniej swoim płaszczem. Noce bywały coraz chłodniejsze, a Su-Jin wolała nie marznąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Z dwójki osób zrobiła się trójka. Nie przeszkadzało to jednak kobiecie. Zawsze to nieco raźniej, a patrząc na to, iż każda była lasencją do schrupania, to lepiej trzymać się razem o tej porze. Jeden z kącików ust uniósł się więc mimowolnie ku górze, o oczy na chwilę przymknęły. Był to jeden z tych skąpych uśmiechów Kiry, który jednak jasno dawał do zrozumienia, iż to było przyjemne spotkanie. Zaciągnęła się papierosem, a ona sama paliła Marlboro. Mogło by się wydawać, że burżuazja no skąd barmanka ma aż tyle fory, by spalać nawet do dwóch paczek dziennie - choć to zależało od dnia. To już była po prostu słodka tajemnica kobiety, o której nie mówiła. Mogła sobie na to pozwolić i pozwalała, ot i koniec.
Jej wzrok leniwie powiódł za kolesiami, którzy mieli w dupie przechodniów. Prychnęła jedynie cichutko i machnęła na nich ręką. Po chwili skierowała się we wskazanym kierunku, aby spojrzeć na dostępne jedzonko.
- Smażony ryż brzmi interesująco. Nim się chyba prędzej najem, niż samymi sajgonkami. - stwierdziła po chwili namysłu gasząc peta na śmietniku i wywalając go. Zaczesała palcami włosy. Poprawiła torbę, którą miała przewieszoną przez ramię. O tak, dzisiejszy dzień może nie należał do najcięższych, ale i tak czuła się wykończona. Zerknęła na Su i pokręciła głową z niedowierzaniem. Poczochrała ją po włosach niczym małe dziecko i sama również złożyła zamówienie zaraz za nie płacąc. Odsunęła się od okienka przeciągając się.
- Tak, słyszałam. Będzie zapierdol jak się patrzy. Mam nadzieję, że obsada na weekend będzie odpowiednia. Nie mam ochoty zaiwaniać za innych. - stwierdziła zasłaniając usta dłonią, bo na koniec swoich słów zaczęła ziewać. Podrapała się potem po karku. Wsadziła rączki do kieszeni skórzanej kurtki rozglądając się uważnie.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ammy ze współczującym uśmiechem spojrzała na biedną Su-jin. Dziewczyna była starsza od niej, więc może i miała więcej doświadczenia, ale Ammy już niejedną łzę połknęła z przylepionym uśmiechem, kiedy pękały bąble i paliły obtarcia. Ba – na początku przecież fundowała sobie takich „przyjemności” więcej również z powodu braku doświadczenia.
Inna rzecz, że kiedyś trzeba założyć buty po raz pierwszy, nawet te, które potem będą pasować świetnie. Już była gotowa rozwinąć temat, ale pół-Koreanka wspomniała o czymś, co faktycznie dotarło też do Jewel.
– To oznacza, że musisz do tego czasu rozchodzić te buty, Su – rzuciła w bok, a przed siebie skierowała zamówienie, bo właśnie doszła do niej kolejka. – Wiesz co, Kira, musisz zagadać do Abla o posiłki. A wiesz dlaczego? Bo kiedy się robi gorąco, wciska tancerki na kelnerki… – tu zerknęła na Su dla uzyskania poparcia – …nie patrząc na to, że na przykład skończyły właśnie trzecie show. Ja ci osobiście powiem… dzięki – właśnie odebrała zamówienie i kontynuowała, biorąc ostatnie machy papierosa przed posiłkiem – …że nie za bardzo mi się uśmiecha kelnerowanie po tańcu. Mamy chyba nawet w kontrakcie to jakoś rozdzielone, nie? W jeden dzień sala, w drugi scena. A jeszcze są VIP-roomy i potem nie masz siły nawet rano zapalić – pokręciła sobie głową nad tymi problemami, choć głos nie zdradzał jakiegoś buntu, a raczej przemożną ochotę rozpoczęcia dymiącego przed nią posiłku. – A potem – dokończyła jeszcze, zerkając na Kirę – wychodzi na to, że tylko Kirze przeszkadzamy i ma przez nas jeszcze więcej na głowie.
Prawdą było, że przy większych imprezach niektóre dziewczyny wymieniały się swymi profesjami, obligowane do gotowości pracy na takim stanowisku, na którym akurat brakowało rąk (albo nóg).
– Ja sama pamiętam, jak wywaliłam całą tacę piw na bar – obróciła się z uśmiechem wspomnienia na Kirę; ona pewnie też pamięta…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chodzenie samemu o takiej porze zasadniczo było proszeniem się o kłopoty. Zwłaszcza patrząc na okolicę, w jakiej się znajdowały. A że przy okazji można było jeszcze do kogoś usta otworzyć i pogadać ot tak luźno... Nie było tu na co narzekać.
- Sajgonkami też się da najeść. Zależy, co jest w środku i ile ich zjesz. - stwierdziła dosyć wesołym tonem, wydając z siebie rozbawione fuknięcie, kiedy Kira rozczochrała jej włosy. Oczywiście w towarzystwie głośnego "no ej!". Zaraz potem odwróciła się do Ami.
- Niejako nie mam wyboru, chociaż nogi będą mi umierać. - kiwnęła głową, siadając sobie na murku, by pozwolić stopom odpocząć i poczekać na zamówienie. Liczyła przy tym, że skoro przyszły razem, to jedzonko wyjdzie do nich w mniej więcej podobnym czasie, żeby potem nie musiały na siebie czekać. Skoro już były razem, lepiej się było nie rozchodzić za bardzo.
- Ja mam w zasadzie w kontrakcie tylko taniec, ale to akurat prawda. "Skończyłaś show? Sio po tacę i na salę. Przerwa? A co to takiego, widzisz, ilu mamy klientów?" - zacytowała z teatralnym przewróceniem oczu, zgadzając się z drugą tancerką. - Ja się w ogóle po kilku występach nie nadam i raczej będę przeszkadzać i dokładać roboty, niż faktycznie pomogę. A przypominam, że wtedy jeszcze wychodzi sterta pijaków, którym się marzy agencja towarzyska i mylą tancerki, kelnerki i barmanki z paniami do towarzystwa. I ten ich nieśmiertelny tekst "ja płacę, to ja wymagam"... - westchnęła, kręcąc głową. Bo i przecież tak było, nie raz i nie dwa. Pamiętała ostatnią taką imprezę i deficyt personelu... Klapa to mało powiedziane.
- Całą tacę...? Auć. Szkoda piwa strasznie... Mi się tylko raz udało przewrócić jedną kelnerkę, co się skończyło tym, że obie byłyśmy mokre od słodkich szotów. Męska część klienteli była zachwycona... Podobno wszystkie szkody z tego upadku zwróciły się aż z nawiązką, a tyle tańców co wtedy jeszcze nie miałam. - roześmiała się na samo wspomnienie. Nie zmieniało to jednak faktu, że na powtórkę ochoty nie miała w ogóle. W końcu one też były ludźmi i potrzebowały odpoczynku i nie tylko. Impreza imprezą, ale ilość personelu powinna odpowiadać potrzebom, żeby uniknąć takich kwiatków.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Westchnęła cichutko pod nosem opuszczając głowę do dołu i przymykając oczka na te kilka sekund w zamyśleniu. Zagadać niby można, ale ona osobiście nie czuła się odpowiednią osobą do załatwiania takich spraw. W końcu jak robią grafiki i rezerwują sale to przecież wiedzą jak to wszystko wygląda. Osobiście uważała, że tak jak wszędzie, traktowani są jak roboty. Kto da radę jak nie oni przecież? Poza tym, w aktualnej sytuacji ciężko było znaleźć kogoś na szybko, nawet na wsparcie, aby nie zrobił zaraz jednak burdy. Klub w końcu musiał utrzymywać swoją pozycję na rynku, a taki delikwent mógłby namieszać. Z resztą jak wiadomo na czymś trzeba oszczędzać, skoro nie na mrugających światłach to chociaż na ilości dostępnych pracowników, co nie?
- Owszem, pogadać niby można, aczkolwiek kelnerowanie wychodzi akurat poza moją strefę. Ja stoję za barem i muszę wyrobić z ilością zamówień. Jak już bym miała gadać, to w sprawie pomocy właśnie tam. Wolałabym jednak tego nie robić. Da mi żółtodzioba i będzie totalna klapa. - Kobieta skrzywiła się już na samą myśl o tym, że miałaby kogoś przyuczać na dane stanowisko i wpajać mu zasady panujące w klubie. O nie, ona nie miała do tego cierpliwości. Jak klientów mogła olać nie odzywając się, tak już z takim świeżakiem nie mogła zrobić. Mogłoby to się zakończyć zakneblowaniem, związaniem i wciśnięciem delikwenta w komórkę na szczotki, byle tylko nie przeszkadzał. Zrobiła facepalma do własnych myśli i pokręciła głową chcąc odrzucić od siebie owe myśli. Nie, na to to ona się nie pisze. Nienawidziła świeżaków. Blondynka podniosła głowę i spojrzała wpierw na jedną, potem na drugą dziewczynę. Nabrała dużo powietrza w usta i zaczęła powolutku je wypuszczać z ust.
- Ja rozumiem wasz ból. Serio dziewczyny. Jednak tak jak mówię, za salę nie odpowiadam. A o wylaniu tacy piw na bar lepiej nie wspominaj. Gdybym nie zarzuciła wtedy dwiema ścierkami to oblani byliby i klienci. Sama byłam cała mokra bo prawie leżałam na tym barze by nic nie spadło na podłogę. Mieli wesołe minki widząc prześwitującą, białą koszulę. - podniosła kciuk do góry z krzywą miną. Przez dobre pół godziny tak paradowała nim udało jej się wyrwać na te pięć minut by zmienić koszulę na świeżą. Na szczęście wszystko dało się w miarę szybko ogarnąć i umyć nim zaschło i zaczęło się lepić. Niektórych rzeczy wolała nie wspominać, jak chociaż momentu, gdy klientowi odmówiła całusa to oblał je plecy świeżą krwawą Mary. Przeszył ją nieprzyjemny dreszczyk.
- Jestem głodna.... - jęknęła zrozpaczona nie mogąc się już doczekać tego zamówionego jedzonka. Przysiadła na murku obok Su, a łapki już jej opadały ze zmęczenia.
<center><div class="s3"><img src="https://i.makeagif.com/media/7-29-2016/-0m9DK.gif" class="s1"><div class="s2">Morał jest taki, by strzec się<span class="s4">kobiet</span> zwłaszcza gdy samemu jest się słabym, śmiertelnym <span class="s4">facetem</span>.</div></div></center><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><link href="https://fonts.googleapis.com/css?family ... splay=swap" rel="stylesheet"><style>.s3 {width:200px;height:auto;text-align:center;margin: 0 auto;}.s1 {width:200px;height:auto; -webkit-filter: brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);filter:brightness(110%) contrast(110%) grayscale(70%);outline:1px solid rgba(255,255,255,0.15);outline-offset:-8px;border:1px solid rgba(255,255,255,0.15);}.s2 {text-align:justify;font-family: 'Roboto Mono', monospace;text-transform:uppercase;letter-spacing:1px;font-size:7px;color:#0A0D0A;line-height:15px;}.s4 {color:#8fa5a3;font-family: 'Cookie';text-transform:none;font-size:13px}</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stojąc jeszcze na boku w oczekiwaniu na swoje żarcie Jewel przypatrywała się relacji Kiry i Haneul z uśmiechem. W Kirze w ogóle była jakaś dziwna mieszanka etosu starszej siostry i etosu laski doświadczonej w przemyśle rozrywkowym –już sama ilość jej tatuaży sugerowała, że albo ma taki imperatyw artystyczny, że mus go pokazywać nie obok siebie, a na sobie wręcz, albo że może ta „druga skóra” ma tak naprawdę ukryć tę „pierwszą”…
Ciekawe.
Ale konkrety tu i teraz ściągały silniej zmęczoną uwagę niż niepewne dywagacje. Potaknęła zamaszyście Su-jin na jej doświadczenia ze ściąganiem tancerek do kelnerowania, które się nieraz kończy – wiadomo jak.
– Jak pracowałam w Los Angeles w tak klubie jak ten, tam to w ogóle były jakby dni i godziny dla określonych przedstawicieli półświatka. Wiadomo było, że skurwysyny z odłamu pewnego kartelu meksykańsko-amerykańskiego przychodzą we wtorek w nocy i że wtedy kelnerki mają przesrane, wiadomo było że white collars spod znaku jednego handlarza bronią i ludzkim towarem wpadają w piątek szczególnie chętnie z autopilotem na private-roomy… – wspominała, oparta w odruchowej pozie (postronnym rzeczywiście kojarzącej się z dziewczynami pracującymi w bardzo konkretnym zawodzie) o szklaną ścianę. – Kochana, wet t-shirt contest to się czasami urządzał automatycznie sam, jak towarzycho dało w palnik, nie trzeba było się przypadkowo samej oblewać! – ściągnęła jeden kącik w górę w autoironicznym uśmieszku, druga – w dół, z wyrazem dezaprobaty. W końcu odebrała posiłek i ruszyła za dziewczynami do stolika, gdzie zabrała sięza aktywną konsumpcję, przysłuchując się Kirze.
– Bejbe, ja wiem! – odparła jej na uwagę o wycieraniu tych jej piw wylanych na bar. – Przykro mi, no bo jak mówi Su-jin – w ogóle to szkoda piwa, nie? Ale teraz do końca nie zagwarantuję, że wtedy potknęłam się o nogę stołka przy barze, czy ten koleś, który tam tkwił, mi jakoś nie pomógł… pokręciła głową: pieprzona robota, w której robią sobie z ciebie w takim czy innym stopniu zabaweczkę… – Poza tym – no weź… dla mnie to był jeszcze dramat taki, że przecież Abel potrącił mi z tygodniówki za te piwa, nie? Kurwa… – syknęła na kiepskie wspomnienie i spojrzała najpierw na Kirę, potem na Su-jin. Nie, nie chciała mieć w nich wierzycielek, wolała czystą prostą przyjaźń złączoną problemami z pracy –ale potrzebowała też cholernie kasy. Jak nie będzie oddawać Dwaynowi dłużej niż miesiąc, to jej niczego nie sprzeda… Odmowa dania dragów na kredyt, z jaką się spotkała kilka dni temu, jasno pokazywała, że Dwayn Ditto to skurwysyn, ale i myślący ekonomicznie skurwysyn.
Nie chciała tym brudzić swoich nielicznych stosunków z dziewczynami z Dragon’s Club – a czuła w głębi duszy, że dług to zjawisko w jej przypadku raczej nieznające całkowitego końca. Pożyczała już od jednych, żeby oddać innym i to przecież jest nawet na krótką metę idiotyczna spirala…
No tak – ale Kira i Su-jin są w tym momencie jedynymi chyba osobami, które być może zrozumiałyby tę sytuację…
Ammy przerabiała te myśli, jeżdżąc w zadumie palcem po lepkim brzegu stolika, słuchając Su-jin i Kiry jednym uchem. Kurde… i tak było jej dobrze, że tak sobie siedzą, no… Podniosła twarz i uśmiechnęła się.
– Jesteś głodna, to szamaj. Dziewczyny? – podniosła małe piwko w śmiesznej buteleczce, które zamówiła do posiłku, w geście półironicznego toastu – Za sajgonki!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Saigon deli było chyba ostatnim miejscem, do którego zabrałby kobietę na randkę. Jakąkolwiek, czy przed zabraniem jej do łóżka, czy po wyjściu z niego. Miejsce wyglądało obrzydliwie nawet oglądane przez witrynę z ulicy. Ale miało swoją historię, jak całe Chinatown, w którym w zasadzie chyba nie powinien się od jakiegoś czasu pokazywać. Było otwarte i było blisko, a oni nie mieli wielu innych opcji, jeśli nie chcieli wsiadać w taksówkę, więc uznał, że było to warte zaryzykowania.
Poza tym, ciekawy był jej reakcji. Widział, że odnajdywała się w każdym środowisku, że była jak kameleon, który przybierał różne oblicza w zależności od tego, czego wymagała od niej sytuacja. Widział ją już w pracy, gdy tanecznym ruchem przemieszczała się po scenie w takt muzyki. Widział na luksusowym tarasie, widział w basenie, gdzie kradła wszystkie spojrzenia pomimo tak wielu błyskotek przyciągających wzrok. Widział ją też w ciemnej alejce, gdy zrzucała każdą ze swoich fasad pod wpływem pożądania.
Nie wiedział jak wyobrazić sobie kobietę w miejscu takim jak to.
Chwycił jej rękę, nie protestując. Ruszył za nią, póki szła w dobrym kierunku i interweniował gdy chciała skręcić w złą odnogę uliczki. Lubił to uczucie. Wyjście z klubu w euforii, wciąż będąc rozgrzanym, prosto w objęcia nocy. Mijani ich ludzie pogrążeni byli w zabawie, jakby cały świat teraz zgodnie postanowił dobrze się bawić, z nimi po środku.
- Przecież to słynny krytyk kulinarny - odpowiedział tak, jakby to było oczywiste, choć usta wykrzywione miał w uśmiechu. Nie musiała tego wiedzieć. Nie miał powodu, by ją okłamywać - gdyby spytała wprost, przyznałby się bez wstydu. Ale nie spytała wprost, więc nie kłamał, kiedy wymijał ten temat.
Zatrzymał się przed wejściem. Neon "otwarte 24/7" migał, a on nie był nawet pewien, czy to był specjalny zabieg, czy po prostu się zepsuł. Stanął za nią, dłonie kładąc na jej ramieniu i nachylił się do przodu.
- To miejsce ocenił na pięć gwiazdek - rzucił wprost do jej ucha, odsuwając się chwilę później. Chwycił ją za rękę i pociągnął do przodu zanim zdołała się rozmyślić.
W środku nie było prawie nikogo - jedynie kilka stolików obleganych przez pijanych ludzi, którym teraz wszystko było jedno - i jakość siedzenia, i jedzenia, a obie te rzeczy wydawały się niebezpiecznie do siebie zbliżone.
Kelnerka, która pojawiła się przy ich stoliku wyglądała na tak zmęczoną życiem, że mroziła ich wzrokiem. Zamówił dla siebie burgera i poprosił o whisky, wódkę, rum albo cokolwiek, co mieli na półkach i miało jakikolwiek sens.
Zaoferowała mu piwo, więc kiwnął głową, zrezygnowany.
- Faktycznie, lepszy wybór niż klub - skwitował, nawet jeśli decyzja o niewróceniu do Rapture należała również do niego.
Nie byli teraz na znajomym gruncie. Choć lubił i znał tę restaurację, mógł czuć się w niej tylko dlatego, że prała dla Franka pieniądze. Wciąż byli w Chinatown, które nienawidziło go niemal tak mocno, jak on nienawidził Chinatown.
- Kim jesteś dzisiaj? - zagadnął, wyciągając na blat paczkę papierosów, odruchowo, choć jeszcze nie czuł potrzeby wyjęcia dla siebie jednego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spacer był dobrym wyjściem. Przewietrzenie się po opuszczeniu klubowej duchoty przyjemnie orzeźwiało. Na Chinatown nie bywała zbyt często, tylko czasami zaglądała na niewielką uliczkę wypełnioną chińskim streefoodem, który ubóstwiała. Raz czy dwa pojawiła się też w Dragon Club, jednak nie odpowiadały jej tamtejsze klimaty – głównie ze względu na wątpliwego pochodzenia gości, dziwną barmankę rzucającą shakerem, słabą jakość alkoholu i odpychające wnętrze.
A jak większość ludzi na świecie, lubiła ładne miejsca – doceniała estetykę krajobrazu i dobry gust. Badania potwierdzały, że ludzie otaczający się pięknymi, miłymi dla oka rzeczami, byli szczęśliwsi i bardziej pewni siebie. To z kolei wcale nie oznaczało, że Saigon Deli wprawi ją w osłupienie; doceniała knajpy z własną, niepowtarzalną historią. Sama na swojej liście miała kilka miejsc, do których regularnie wracała. Z właścicielami już dawno przeszła na ty i przekraczając próg drzwi wejściowych, nie musiała nawet wymieniać pozycji z menu, które chciała zamówić.
Czy Vincent Monroe właśnie pozwolił sobie na żart? Uniosła głowę (te trzydzieści centymetrów różnicy we wzroście, prędzej czy później przyprawi ją o nadwyrężenie karku) i zogniskowała na mężczyźnie rozbawione spojrzenie.
– Wiesz, co jest najgorsze? Jestem przekonana, że on wierzył w każde twoje słowo – nawet nie próbowała powstrzymać cichego parsknięcia, które wydostało się spomiędzy jej warg. – Ktoś go sprawdził? Nie uwierzę, że wiedziałeś, kim jest – biznesmen niewątpliwie miał wiele twarzy, ale nie należał do typu osób, które przy porannej kawie czytały blogi kulinarne. Obraziłby ją, próbując przepchnąć kłamstwo podobnego sortuj.
Nagle stanęli przed obskurnym wejściem do równie obskurnego lokalu. Wzrokiem zlustrowała najpierw migający neon, a następnie wnętrze restauracji przebijające się przez nieoklejoną niczym szybę.
– Urocze – skomentowała w odniesieniu do wyglądu Sajgon Deli i pięciu gwiazdek Justina. Podążając za Monroe, patrzyła tylko pod nogi, aby po drodze nie zahaczyć o nic obcasami.
Kelnerkę poprosiła o to samo, co on. Finalnie nie wiedziała, co w menu nadaje się do spożycia. Po kilku minutach dziewczyna wróciła z zamówionym alkoholem.
– Nadal uważam, że lepszy – ułożyła łokcie na stole i patrzyła na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Jeszcze możesz wrócić, droga wolna – brwi kobiety powędrowały ku górze, gdy znów zapędzała go w kozi róg i zmuszała do powiedzenia na głos czegoś, czego normalnie by nie powiedział.
– Dziś jestem usatysfakcjonowaną kobietą – odparła ściszonym głosem po wcześniejszym przysunięciu się w jego stronę i upiła łyk wątpliwej jakości piwa z butelki. Nie skrzywiła się, a zamiast tego w żartobliwym tonie kiwnęła głową z udawanym uznaniem. Nie przybliżyła też, co konkretnie dało jej wspomnienia satysfakcję. – A ty? – ponownie skupiła uwagę na Monroe. Sekundę później przysunęła do siebie paczkę papierosów, jednak nie po to, aby wyjąć jednego, a aby zacząć się nią bawić. Musiała czymś zająć dłonie – natręctwo, którego nie pozbyła się od dzieciństwa.
Język blondynki rozplątał się w sposób absolutnie rozbrajający. Zmęczenie mieszało się z odczuwalnym pożądaniem do bruneta i ekscytacją, że udało jej się wejść na nieznany teren. Być może powinien skorzystać z tego faktu, dopóki mówiła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Justin był człowiekiem, którego kompletnie by zignorował gdyby ten spróbował coś mu powiedzieć stojąc w kolejce do baru. Monroe miał ego znacznie wyżej niż sięgały tarasy Rapture. Wierzył w to, że większość poruszających się po ziemi ludzi zwyczajnie nie zasługiwała na uwagę. Anders był jednym z nich.
Wciąż czuł się obrażony tym, że obejmował Kiarę w loży zanim on miał szansę to zrobić.
- Nie wiedziałem - przyznał się bez bicia, skoro spytała go wprost. Resztę mogła wydedukować sama - kazał go sprawdzić, w dodatku w tak wielkim gniewie, że ochroniarze pośpieszyli z powrotem, jakby miało od tego zależeć ich życie.
Miejsca, które zwiedził w trakcie swojego życia dzieliły się na dwie kategorie. Były te bogato przystrojone wnętrza, w których każdy czuł się wyróżniony własną obecnością, jakby samo zaproszenie zmieniało nudną codzienność. Neonowe oświetlenia, kuso ubrane kelnerki, przystojni kelnerzy. Alkohol wart kilkaset dolarów, przymykanie oczu na zachowanie klienteli. Piękne tancerki na rurach, piękniejsze piosenkarki na scenie. Rapture było kwintesencją tego, co sprawiało, że człowiek czuł się doceniony. Bogaty, wart każdego spojrzenia ze strony obsługi, wart dramatycznego wejścia.
Saigon Deli było tego przeciwieństwem, a zarazem wszystkim, do czego w trakcie swojego dorastania przywykł. Obskurne tablice, niechętna do pracy obsługa, podejrzani goście. Piwo, które smakowało jak szczyny i burger, na którego wcale nie czekało się z utęsknieniem. Nauczył się w swoim życiu czuć komfort na każdym przedziale cenowym, ale tutaj, w tym miejscu i przy tym stoliku w jego serce uderzała absurdalna wręcz nostalgia.
- Nigdzie mi się nie śpieszy - odparł bez chwili zawahania.
Przyciągnął ją do siebie, objął ramieniem, gdy sama zaczęła się przysuwać bliżej. Dla niego nie znaczyło to niczego zobowiązującego. W końcu postanowili, że ten wieczór, od początku do końca, spędzą razem, w ten czy inny sposób. Tak to sobie tłumaczył, gdy dostrzegał, że chciał mieć ją blisko siebie przez cały ten czas, czy w wypełnionym ludźmi Rapture, w którym każdy chciał znaleźć się na jego miejscu, czy w pustej knajpie o głupiej nazwie.
- Ja? - spytał, tak, jak pyta każdy, kto chce kupić sobie trochę czasu. Podchwycił wzrok kelnerki, która śpieszyła do nich z zamówionymi burgerami. Tłustymi do tego stopnia, że nawet folia z zewnątrz wyglądała na mokrą. Wbrew burczącemu brzuchowi, sięgnął do swojego kufla z piwem i upił z niego solidne kilka łyków, zastanawiając się, czy w ogóle był w tym jakiś alkohol. Bardzo na to liczył.
- Jestem zadowolonym z obrotów biznesmenem - odrzucił, uśmiechając się do niej niemal złośliwie. Gdy pochylał się w jej kierunku, czuł perfumy, które tak długo wyczuwał na własnej marynarce. Siedząc tak blisko niej słowa wydawały się drugorzędne, mógł mówić cokolwiek a i tak cieszyłby się, że tu są, obok siebie.
- Co piosenkarka z South Park robi w Rapture? - spytał, uśmiechając się pod nosem. Odgradzał klub od siebie, jakby i on nie pochodził z tej samej dzielnicy. Jakby nie rozumiał różnicy między jednymi ulicami od drugich.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiwnęła głową w akcie zrozumienia i symultanicznego potwierdzenia swoich domysłów.
– Tak myślałam – była świadoma faktu, że miał ludzi od wszystkiego. Podobnie do ochroniarzy, rozstawiał resztę pracowników klubu jak figury na szachownicy i przestawiał, kiedy tylko miał na to ochotę. Pomimo tego, że nie pracowała w Rapture długo, wyczuwała strach ludzi przed Vincentem. Jeśli akurat nie rzucali plotkami na zapleczu, chodzili wyprostowani i spięci oraz nigdy nie zwracali się do niego per ty. Nie był ich kolegą i nie pozwalał się traktować, jak jeden z nich.
Imponowało jej to.
– Cieszy mnie to – kolejna, rozbrajająca prawda. Gdy przygarnął ją ramieniem, w naturalnym odruchu przysunęła się do bruneta, a dłoń ułożyła na jego udzie. Poprzez sunięcie opuszkami palców w górę i dół, drażniła jego zmysły. Nachyliła się jeszcze bliżej i zupełnie nie przejmując się widownią zgromadzoną dookoła, musnęła wargami szyję biznesmena. Jeszcze nie miała dość.
Gdy kelnerka przyniosła zamówione burgery, niechętnie wróciła do poprzedniej pozycji. Przez krótki moment wpatrywała się w opakowanie ociekające tłuszczem, aby finalnie wzruszając ramionami.
– Zobaczmy, jak bardzo podłe mają burgery – założyła zagubione kosmyki blond włosów za ucho, co by nie przeszkadzały jej w jedzeniu.
– Śpiewa – odparła konkretnie, po czym wykrzywiła wargi w uśmiechu. – Mieszkając na South Park, prędzej czy później musisz znaleźć sobie zajęcie, żeby nie zwariować – ponieważ nie miała pojęcia, że sam pochodzi z tej samej dzielnicy, opowiadała mu o swojej perspektywie. Dzieciństwo kojarzyło jej się ze spędzaniem całych dni na świeżym powietrzu, wiatrem mierzwiącym włosy podczas jazdy na, ale również z ucieczkami przez tą bardziej niebezpieczną częścią społeczności. Obraz umierającego przyjaciela sprzed ponad dziesięciu lat, choć z czasem zanikł na tle reszty wspomnień, w pewien sposób ją ukształtował. Stworzył gruboskórną wersję Kiary, którą teraz mógł podziwiać sam Monroe.
Uniosła burgera znad papierowej tacki, poprawiła i tak już mokrą folię aluminiową, po czym ugryzła kawałek. Podczas przeżuwania szybko doszła do wniosku, że smakuje… Jak gówno. Ale czy spodziewała się czegoś lepszego? Była głodna, dochodziła pierwsza trzydzieści, więc większość knajp dookoła już zamknięto, a co najważniejsze; siedziała obok Vincenta.
Z każdą myślą dotyczącą dziwnej radości pochodzącej z obecności mężczyzny obok, czuła się coraz dziwniej. Niczym podekscytowana nastolatka, która pierwszy raz doznała przyjemnego ciepła w podbrzuszu. Głupia.
– A co ty robisz w Rapture? Oprócz bycia jego właścicielem – wiedziała, że nie odpowie na to pytanie, ale nie umiała odmówić sobie krzty prowokacyjnych pytań. – Nie wyglądasz na kogoś, kogo największym marzeniem jest prowadzenie klubu nocnego – dodała, na powrót skupiając się na niezbyt smacznym daniu. Gorsze od niego było tylko piwo, które dostali od kelnerki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dotyk ust na jego skórze stanowił miły kontrast do tego, co zaserwowała im właśnie kelnerka a co nie wyglądało na zbyt apetyczne. Podobnie jak ona, niezbyt zwracał uwagę na to kto mógł ich obserwować, czy w środku pomieszczenia, czy na zewnątrz, zerkając przez szybę z ulicy. Kelnerka, która znalazła się ich najbliżej, była chyba zbyt zaspana by zwracać uwagę na cokolwiek.
- Coś w tym jest - odrzucił, przyglądając się ich niezbyt wyrafinowanej kolacji. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, że był głodny i mało apetyczny wygląd jedzenia wcale go nie odrzucał. Zwykle gdy pojawiał się w tym miejscu to w podobnych okolicznościach - w środku nocy, gdy opcji nie było zbyt wiele, ale też człowiek przestawał być wybredny. - Mnie też wychowało South Park.
Do teraz nie zwracał uwagi na to, że nigdy o tym nie wspomniał. Chyba po raz pierwszy ich konwersacja była w pełni dwustronna i nie ograniczała się do krótkich, mało informatywnych zdań wypowiadanych przy wypełniających tło nutach muzyki.
Idąc za tropem Wallace, sięgnął po swojego ociekającego tłuszczem burgera. Wbrew temu jak wyglądał, w smaku nie był już aż taki podły - przynajmniej według Vincenta. Lubił takie miejsca, dobrze mu się kojarzyły, poza tym nigdy nie miał wysublimowanego gustu względem jedzenia, alkoholu czy nawet papierosów. W jego życiu przez długi czas nie było miejsca na wybrzydzanie, a kiedy wreszcie się pojawiło, zbyt wrosły w niego stare nawyki.
- Dlaczego nie? Jak sama mówiłaś, w South Park nie ma wielu rozrywek - spytał, uśmiechając się pod nosem gdy rozpoznał w jej pytaniu pewną prowokację. Nie wątpił, że nie wiedziała czym zajmował się tak naprawdę, ale czuł, że niejedno podejrzewa. Musiała mieć głowę pełną pomysłów wysnutych na podstawie jego zachowania, słów czy tego, w jaki sposób traktowała go ochrona klubu. - Nielimitowany alkohol, zabawa, kobiety na parkiecie. Kto nie chciałby być właścicielem klubu? Nie widzę żadnych ale.
Wrócił do jedzenia niemal od razu, jakby nieświadomie rzucając jej przytyk, podejrzewając jak zareaguje gdy wspomni o innych kobietach. Wiedział, jak zareagowałby on na jego miejscu. Siedząc teraz przy sobie żyli w bańce, w której nie chciał wyobrażać jej sobie z Justinem ani nikim innym. Nie wiedział tylko dlaczego. Nie znali się wcale, upojenia alkoholowego tym nędznym piwem nie byli w stanie osiągnąć, a w łóżku już ze sobą wylądowali, choć niezbyt dosłownie.
Zgniótł papierek po burgerze i odrzucił go na talerz, który od siebie odsunął. Zawsze jadł szybko, jakby bał się, że ktoś mu to jedzenie zabierze, więc nawet nie zdziwił się, kiedy ona była dopiero w połowie. Fakt, że jemu to całkiem smakowało też sporo zmieniał. Napił się łyku piwa i odwrócił w miejscu w jej stronę, przyglądając jej się otwarcie.
- Co według ciebie robię? - spytał przebiegle, odstawiając kufel na blat.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mogła się powstrzymać przed małymi gestami, prowadzącymi tylko do tego, aby wciąż pozostać jak najbliżej niego. Żadne z nich nie miało pojęcia, co wydarzy się za godzinę, tydzień, miesiąc. Korzystała z obecności biznesmena, jednocześnie spełniając własne fantazje i pragnienia.
Knajpa być może nie należała do najbardziej romantycznych scenerii, ale czy któreś z nich poszukiwało owego romantyzmu? Zaliczali się do ludzi poniesionych przez namiętność i rosnące pożądanie, nie żałujących ani sekundy spędzonej we własnym towarzystwie.
– West Seattle High Shcool? – nie kojarzyła go ani ze szkoły, ani ze znajomych ulic, co było zastanawiające, bo South Park zawsze stanowiło miejsce, w którym znali się wszyscy. Z drugiej strony nie znała różnicy wieku między nimi – być może był od niej o tyle starszy, że nieprzebywanie w tym samym środowisku miało dużo sensu. Tak czy siak, wszystkie dzieciaki z dzielnicy wysyłano do tego samego, publicznego liceum.
Wallace, choć nigdy nie przejawiała skrajnego lenistwa względem nauki, nienawidziła tej szkoły. Głównie przez kamienne, chłodne ściany i małe okienka, zdecydowanie bardziej przypominające zakon lub więzienie, niż mekkę edukacji. Nauczyciele postawili sobie za cel wyprowadzenie w większości trudnej młodzieży na prostą, tak jakby każdy wieczór spędzali na ponownym oglądaniu Młodych Gniewnych. Żałosne.
– Błagam cię – zlustrowała go spojrzeniem pełnym wątpliwości. – Blefujesz. I powinieneś raczej mówić o nielimitowanym dostępie do kobiet, nie alkoholu – Kiara była jedną z nich; dziewczyną poznaną w głośnym, eleganckim klubie. Jednak doskonale wiedziała, że traktuje ją inaczej od reszty, bo sama nie pozwoliłaby na bycie jedną z wielu. Paradoksalnie miała do niego o wiele więcej szacunku niż one; nigdy nie chodziłaby za nim jak cień w trakcie imprezy, nie uwieszałaby się na szyi czy ramieniu, nie chichotała głośno wyolbrzymiając każdy, nawet niezbyt zabawny żart. Podczas gdy Monroe obrażała obecność Justina, ją urażał fakt, że otaczał się adoratorkami, których twarze niewątpliwie tęskniły za rozumem. Pewnie dlatego na wzmiankę o kobietach zareagowała tak, a nie inaczej.
Zwyczajnie stać go było na więcej.
Odłożyła końcówkę burgera na papierową tackę i wytarła palce tanią serwetką. W ostatecznym rachunku nie był aż zły, ale najadła się za dwie osoby i czuła, że jak będzie dalej jeść to zapadnie w śpiączkę żywieniową. Przełknięte jedzenie popiła jeszcze kilkoma łykami piwa, którego butelkę następnie odłożyła na stół.
– Mam kilka podejrzeń – przekręciwszy głowę na bok, kąciki ust blondynki uniosły się w zadziornym uśmiechu. – Chociaż pewnie nie powinnam mówić o nich tutaj, bo wszystkie prowadzą do jednego wniosku… – stuknęła paznokciami o plastikowy stolik. –…ich konflikcie z prawem – skąd miała wiedzieć, że i Saigon Deli w jakiś sposób jest powiązane z grupą przestępczą, do której przynależał, przez co nie groziło im żadne niebezpieczeństwo. Spekulowała i mogła się tylko domyślać, czym zajmował się po oficjalnych godzinach pracy. Ale chciała wiedzieć.
Na mieście plotkowano. W klubie również. Poza tym, nie ciężko było się domyślić, że coś jest nie tak, jeśli pod niektórymi drzwiami w klubie ochroniarze stali dwadzieścia cztery godziny na dobę, jedynie otwierając i zamykając drzwi za innymi biznesmenami. Były to pomieszczenia odgrodzone od imprezowej części Rapture i miała świadomość tego, że nie zostały przeznaczone dla wyjątkowo ważnych gości.
Dziwna fascynacja brunetem objawiała się również tym, że pragnęła go poznać od każdej strony – powoli zdejmować warstwę po warstwie, aby finalnie doprowadzić do ostatecznego obnażenia. Nie bała się tego, co czekało na końcu, chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał, że powinna.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Chinatown”