WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.seattle.gov/images/Departme ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

❧ 4 ❧
Tottie lubiła się angażować. Ta teza dotyczyła wielu życiowych aspektów, począwszy od relacji z ludźmi, po wkładanie całego serca w taniec, który był jej potrzebny do życia jak powietrze, a kończąc na wszelkiego rodzaju inicjatywach, które miały na celu pomoc chorym, biednym, bezbronnym, czy pokrzywdzonym. Sama sporo w życiu przeszła, więc może dzięki temu wyrobiła w sobie jeszcze większe pokłady empatii, by nie być obojętnym na los kogokolwiek. Do tego wszelkiego rodzaju zajęcia dodatkowe były jej wyjątkowo na rękę, bo były absorbujące, dzięki czemu można było myśli ukierunkować w stronę działania, a nie pogrążania się w smutku rozgrzebywanych wspomnień o tragedii rodziców, bracie, którego wraz z siostrą nie mogły pożegnać, choć kilka lat temu uznano go za zmarłego. Spraw, które ciągnęły w dół nastrój Whitbread było znacznie więcej i dlatego lepiej było, by nie miała kiedy sobie o nich przypominać.
Gdy dwa tygodnie temu, tuż po tym jak rudowłosa skończyła zajęcia w Phinney pojawiła się młoda dziewczyna, mówiąc coś o koncercie charytatywnym, który w połowie sierpnia miał się odbyć w Chinatown, w tamtejszym Domu Kultury, Tottie od razu się zainteresowała i podłapała temat na tyle mocno, że zaoferowała przygotowanie układu z dzieciakami, które też na pewno chciałyby zabłysnąć, nie tylko przed rodzicami. Sporo wtedy jeszcze było do zrobienia, a czas naglił, więc Whitbread ostro zabrała się do pracy, pozostając w kontakcie z Lią, która miała wpaść na jedną z prób, by ocenić, czy uda się w programie zamieścić występy dwóch grup bez skracania układów. Jako, że scena w Chinatown nieco różniła się od tej w Phinney, Tottie udało się dogadać, by kilka ostatnich prób, dzieci mogły mieć już tam, gdzie docelowo będzie odbywał się występ.
Whitbread po tym, jak zrobiła rozgrzewkę i przećwiczyła układ na sucho, zajęła miejsce na widowni, by z dalszej perspektywy ocenić, nad którymi figurami muszą jeszcze popracować i czy nie musi nieco przetasować ustawienia, bo zbyt wiele gap umieściła w pierwszej linii.
Ta próba odbywała się już z muzyką, więc Tottie nie od razu spostrzegła się, że jej znajoma pojawiła się na widowni. Machnęła ręką, żeby powitać Bennett i zachęcić, by przysiadła bliżej niej.
- Od początku. Przećwiczymy to jeszcze raz. Kate, nie ściągaj butów, bo podłoga jest śliska i w tych skarpetkach możesz nam zaprezentować figurę, której nie mamy w repertuarze - powiedziała trochę głośniej Tottie, łagodnie się przy tym uśmiechając. Bynajmniej nie chciała ośmieszyć dziewczynki, która należała do tych z rodzaju żywych sreber i ciężko jej było ustać w miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 2 -

Domy Kultury, według własnej interpretacji Lii, posiadały swego rodzaju łatkę wyjątkowości. Uważała tak przede wszystkim dlatego, że nie istniały tam jakiekolwiek podziały społeczne stanowiąc miejsce ogólnodostępne dla większości dzieciaków. Biorąc pod uwagę, że wszelakie zajęcia z reguły były nieodpłatne, ewentualnie odpłatne minimalnie, nie było istotnym czy rodzice danego malucha posiadali mnóstwo pieniędzy, czy też nie posiadali ich wcale. Jeśli tylko dzieciak wykazywał ukryty talent albo po prostu czyste i piękne zarazem zamiłowanie, mógł bez żadnych przeszkód skorzystać z treningów oferowanych przez wybraną placówkę. Dlatego właśnie niesamowicie podobała jej się ta górnolotna koncepcja, a osobę, która wiele lat temu wpadła na taki oto cudowny pomysł uważała za swojego osobistego geniusza - przynajmniej jednego z wielu. Według dziewczyny mieszanie się "klas społecznych" było czymś koniecznym by w przyszłości uniknąć sytuacji, gdzie pojawiają się określenia "lepszy", "gorszy". Czy to nie było fantastyczne samo w sobie? Jeśli pięcioletni Tim przekona się, że równie pięcioletni Jason jest wspaniałym, najlepszym pod słońcem kolegą, mimo że jego dom jest dziesięć razy mniejszy i także mniej atrakcyjny od tego Tima, to ten nigdy, ale to przenigdy nie zaśmieje się z Jasona i wyrośnie na wspaniałego mężczyznę.
Skoro próby zostały już przeniesione do docelowego miejsca pokazu tanecznego, towarzyszył im odpowiedni podkład muzyczny, a więc poziom przygotowań był nielada zaawansowany, do pełnego sukcesu brakowało już tylko... Właściwych stylizacji! Jak to w takich sytuacjach bywało, talent podążał własną ścieżką, nabyte umiejętności własną, ale ta "zewnętrzna oprawa" również w bardzo istotny sposób przyczyniała się do odbioru występu przez widownię, która miała być całkiem spora. Lia oczywiście w zupełności wzięła tę kwestię na swoje barki, zapewniając przy tym Tottie by kompletnie nie zaprzątała sobie głowy detalami tym samym skupiając tylko i wyłącznie na zapanowaniu nad małymi szkrabami. Akurat tak się składało, że posiadała zaprzyjaźnioną wypożyczalnię strojów w mieście więc nie stanowiło to zbyt wymagającego wyzwania. Pani Carter, właścicielka lokalu była cudowną kobietą o dobrotliwym sercu, która zawsze bardzo chętnie dokładała cegiełkę w postaci kolorowych przebrań do akcji, gdzie stanowiły one niezbędny element. Tak więc, kiedy ciemnowłosa studentka przekroczyła próg Domu Kultury aż chciałoby się powiedzieć, że najpierw weszło pokaźnych rozmiarów pudło, które trzymała w ramionach, a następnie ona sama. Dość trudno było się z nim przemieszczać, kiedy tak przysłaniało jej spory fragment pola widzenia, ale prowadzona donośnym dźwiękiem muzyki i pokrzykiwaniami Tottie ostatecznie zdołała odnaleźć drogę do sali, gdzie miała miejsce próba.
Jako że zjawiła się tam w samym środku trwania ćwiczeń i nie chciała przeszkadzać czy też rozkojarzać dzieciaków, u których można było osiągnąć ten stan z zadziwiającą łatwością, przystanęła na uboczu cierpliwie oczekując aż ostatnie nuty utworu dobiegną końca. Aczkolwiek nim to się stało, rudowłosa dziewczyna zdołała ją dostrzec stąd też pojawił się i zachęcający gest ręką w kierunku Lii. Przyjęła go z ogromną ulgą marząc o tym by pozbyć się uciążliwych pakunków już na stałe. Wystarczył delikatny uśmiech skierowany w stronę panny Whitbread, kilka energicznych kroków by znalazła się tuż obok.
- Cześć! Jak obiecałam, jestem. - powiedziała na powitanie, z charakterystycznym dla siebie optymizmem i wyraźnie wyczuwalnymi, sporymi pokładami pozytywnej energii. - Przyniosłam kilka niespodzianek. Przede wszystkim stroje na występ. - Lia zdjęła papierowe wieczko z pudła odsłaniając tym samym przed Tottie zawartość - całe mnóstwo intrygujących, pstrokatych materiałów, które tworzyły równie ciekawą całość. - Wprawdzie nie wszystkie są jednakowe i nie do końca w tanecznym klimacie, ale starałam się wybrać coś, co dałoby dodatkową frajdę dzieciakom. W końcu nie wylewają tutaj siódmych potów na darmo, prawda? - kolejny radosny uśmiech rozświetlił twarz dwudziestodwulatki. Jeszcze nie znała Tottie zbyt dobrze, ilość ich dotychczasowych spotkań można było policzyć zaledwie na palcach skromnej, jednej dłoni. Ale niemal każdą osobę, której przyświecały w życiu podobne idee niesienia bezinteresownej pomocy innym mogła z marszu uznać za swojego przyjaciela. Prócz tego panna Whitbread wydawała się być bardzo ciepłą i dobrotliwą duszą, roztaczającą wokół siebie szalenie miłą aurę. Zdecydowanie wielce prawdopodobnym było, iż koniec końców może okazać się, że "nadają na podobnych falach". - Więc będziemy mieć... Pięć przyszłych Kapitanów Ameryka. - wyjęła pierwszy z kostiumów w niebieskim kolorze, rozkładając go i prezentując przed Tottie. - Pięć piratów, pięć pszczółek i pięć Super Woman. - demonstracja poszczególnych modeli trwała jeszcze chwilę aż w końcu dobiegła końca. - Przez moment zastanawiałam się nawet nad księżniczkami, ale jesteśmy wielbicielkami niezależnych, silnych kobiet, a nie... Księżniczek właśnie. - Lii trudno było stwierdzić, w którym momencie omawianie odwiedzin w wypożyczalni strojów zamieniło się w opowieści o feministycznych poglądach, ale tak, oczywiście! Samodzielność przede wszystkim, żadnych odważnych rycerzy w mosiężnej zbroi, żadnego ratowania bezbronnych kobiet!
- Przyniosłam też sporo kolorowych babeczek w nagrodę. Spokojnie, jeśli jutro napadnie Cię jakaś szalona fit mama z pretensjami, że zmusiłaś jej dziecko do spożycia zbyt dużej ilości węglowodanów i tłuszczów palmowych, możesz odesłać ją do mnie. Z chęcią przeprowadzę z nią poważną rozmowę o tym jak beznadziejne jest dzieciństwo bez serduszkowych lizaków i wybuchających gum. - zaśmiała się cicho na wspomnienie tych wczesnych lat swojego życia, kiedy to jej własny tata ukrywał przed nią wspomniane przysmaki w charakterystycznym słoiku będąc przekonanym, że Lia nie ma pojęcia co też kryje jego zawartość. Och, w jak wielkim był błędzie!
- Częstuj się póki nie zgarnęli najlepszych! Malinowe to prawdziwe cudo. - mrugnęła do Tottie porozumiewawczo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wyposażenie Domu Kultury w Phinney nie należało do najnowocześniejszych. Placówka utrzymywała się z datków rodziców i niewielkiej pomocy miasta, które już jakiś czas temu zastanawiało się, czy nie lepiej przekazać budynek inwestorom, by zrobili z niego kolejną burgerownię albo galerię nie różniącą się wiele od podobnych sobie miejsc z wątpliwymi przecenami na niewyprzedane w sezonie ubrania. Na szczęście protesty mieszkańców skutecznie choć na chwilę zamknęły usta i długopisy urzędasów, którzy póki co zajęli się demolką innych obiektów, odkładając sprawę ośrodka w Northwest na dół stosiku spraw, którymi pilnie trzeba było się zająć podczas kolejnych planowanych obrad. Tottie przekonała się na własnej skórze, że zorganizowanie występu, gdzie dzieciarnia występowałaby w takich samych strojach, było wręcz niemożliwe, szczególnie jeśli chciałoby się polegać wyłącznie na dostępnych na stanie w Domu Kultury strojach i rekwizytach. Dlatego też często zwracała się do rodziców, by we własnym zakresie zadbali o strój swoich podopiecznych, bo to było znacznie prościej osiągnąć, niż doprosić się kilku dolarów na zrzutkę, by to ona mogła kupić zwykłe koszulki i legginsy na występ maluchów. Lia, która zaoferowała zajęcie się strojami, spadła Whitbread jak z nieba. Co prawda dziewczyny dopiero się poznawały, ale ciemnowłosa zdecydowanie zrobiła na Tottie dobre wrażenie, a to, że w podobnym stopniu zajarała się całym pomysłem, tylko dodatkowo utwierdzało tancerkę w przekonaniu, że to może się udać! A szczególnie, kiedy w sprawę zaangażowane będą dwie głowy, a nie jedna.
Dzięki temu, że mogła podzielić się obowiązkami z kimś jeszcze, rudowłosa całą swoją uwagę poświęcała przygotowaniu dzieciaków na występ. Wspierała je, kiedy pojawiały się głosy zwątpienia w umiejętności, przewidywanie potknięć i bóli brzuszków, a także coś, co szkraby przeżywały najbardziej - a co, jeśli nikt nie przyjdzie? Między innymi dlatego Whitbread na próby zapraszała po kilka osób, by już w fazie przygotowań pokazać swoim podopiecznym, że są chętni by oglądać ich występ, który oczywiście nagradzano gromkimi brawami (przymykając trochę oko na drobne potknięcia, które wymagały jeszcze kilku ćwiczeń, by można je było całkowicie wyeliminować).
Pojawienie się Lii od razu poderwało Tottie, by choć ostatnie kilka metrów odciążyć koleżankę, która pewnie gdyby zgięła się tu i ówdzie, to spokojnie mogłaby się zmieścić w tym ogromnym kartonie, który przytargała.
- Aż chciałoby się powiedzieć, że dzięki tobie, Lia, święta przyszły wcześniej - skomentowała rudowłosa, z ciekawością przyglądając się pudełku. Była wielce zaintrygowana jego zawartością, więc kiedy dziewczyna rozchylała kartonowe wieko, Tottie wstrzymała oddech. Szybko jednak uzupełniła zapasy powietrza, wydając z siebie radosne piśnięcie, widząc tę całą furę różnokolorowych kostiumów. - O. Mój. Boże! Jakie ekstra! - odparła podekscytowana, sięgając po kilka jednocześnie. Przeglądnęła je szybko, biorąc w garść następne. Oczami wyobraźni widziała już tę całą paletę kolorów przemieszczającą się na scenie w rytm muzyki. Jako miłośniczka żółtych barw oczywiście najbardziej podobały jej się przebrania pszczółek. - Są świetne! I dobrze, że to nie księżniczki, bo to nuuuda. Żałuję, że nie jestem młodsza, bo sama bym wskoczyła w te paseczki - stwierdziła z szerokim uśmiechem, pukając palcem w materiał owadziego kostiumu, który następnie delikatnie odłożyła na resztę. Odwróciła głowę w stronę sceny, gdzie maluchy zajęte jeszcze były kończeniem układu. Pewnie tylko dzięki temu nie miały tu teraz prawdziwego oblężenia, przed którym ciężko byłoby ochronić te piękne kreacje. - Jak ci się udało zdobyć te cudeńka? - zapytała po chwili, obdarzając koleżankę przelotnym spojrzeniem. - Nie wiem, czy uda nam się zebrać fundusze… - urwała, szybko przeliczając w głowie, jak wiele ona mogłaby dołożyć z własnej kieszeni do tego przedsięwzięcia. Uśmiechała się przy tym nadal, by nie pokazywać, że to może stanowić problem.
Muzyka ucichła, więc i wiadomość o babeczkach stała się słyszalna i wywołała niemałe poruszenie wśród dzieciaków, które niczym w głuchym telefonie przekazywały sobie zasłyszane słowo, stając na palcach, by wypatrzyć, czy faktycznie czeka na nie słodki poczęstunek.
- Nie mów, że ty je wyczarowałaś? - zapytała Whitbread, udając, że nie widzi zainteresowania, które wręcz kipiało na scenie. - Lia, jesteś prawdziwą wróżką. Mam nadzieję, że zadbałaś o kostium, który to podkreśli - stwierdziła z rozbawieniem Tottie, odszukując wzrokiem malinową babeczkę, którą poleciła jej koleżanka. Wyjęła ją sobie na za chwilę, po czym niemo upewniając się, że na pewno Lia nie chce się poczęstować, ruszyła pod scenę, pokazując dzieciakom jaka nagroda czeka je za jeszcze jedną próbę układu, tak by i Bennett mogła podziwiać wykonywane do rytmu różnego rodzaju wygibasy. Była też przekonana, że dzięki temu jej podopieczni dadzą z siebie o wiele więcej, szczególnie widząc tak apetycznie wyglądające babeczki, które wręcz krzyczały: schrup mnie!
Tuż po tym wróciła do Lii, sięgając przy tym po odłożoną moment wcześniej słodkość. Mruknęła, oblizując usta, by przypadkiem ani odrobina kremu nie została jej na wargach.
- Obłędne. Mam nadzieję, że będzie je można kupić podczas koncertu - powiedziała Whitbread przymykając oczy, by delektować się tym frykasem. Nie trwało to długo, bo nie zapomniała, że nie jest tu sama i raz po raz kontrolowała, co dzieje się na próbie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Absolutnie nie będzie przesadą jeśli w tym momencie padnie sformułowanie, że Lia była ogromnie zaskoczona tak żywą i szczerą reakcją Tottie w postaci krystalicznej radości na widok tego, co udało jej się zdobyć na dzisiejszą próbę. W przypadku dwudziestodwulatki, to Samorząd Studencki stanowił ten bezpośredni czynnik, który bardzo wyraźnie uświadomił jej pewien fakt - przede wszystkim, że działalność charytatywna jest tym, co sprawia jej ogromną satysfakcję i czemu chciałaby poświęcić swój wolny czas. Jako że do studenckiej organizacji zaciągnęła się stosunkowo bardzo szybko, bo już na pierwszym roku studiów, aktualnie w tym obszarze posiadała całkiem spore doświadczenie. Przynajmniej na tyle by wiedzieć jakimi prawami to się rzadzi, do kogo pójść by osiągnąć założony cel, jak zachęcić ludzi do przyłączenia się do rozmaitych akcji. Przyszli prawnicy, politycy, a więc osoby, które zazwyczaj zasilały grono uczelnianych samorządów bardzo często decydowały się na to za sprawą "powołania", a część była kierowana nieco innymi pobudkami z grupy "Będę miał/miała czym pochwalić się podczas rozmowy kwalifikacyjnej do wymarzonej firmy". Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, przynajmniej Lia miała się od kogo uczyć by wykorzystać te umiejętności choćby teraz. W gruncie rzeczy przez ten cały okres czasu liczba wszystkich wspólnych zbiórek i eventów, które znajdywały się na ich koncie była na tyle imponująca, że nie oczekiwała od nikogo podziękowań, gratyfikacji, noszenia na rękach czy jakichkolwiek innych form wdzięczności. Właściwie nie oczekiwała ich ani teraz, ani nigdy. Było to dla niej czymś zupełnie naturalnym, tak jak... Wyjście po świeże pieczywo o poranku? Choć to nie jest chyba najlepsze porównanie.
- To naprawdę nic wielkiego, Tottie... - stwierdziła z nieco niepewnym uśmiechem, który wstąpił na jej usta pomiędzy jednym wybuchem ekscytacji rudowłosej dziewczyny, a drugim. Naprawdę nie miała bladego pojęcia jak powinna się zachować w tej wyjątkowej dla niej sytuacji jednak nie musiała zbyt długo ani intensywnie nad tym rozmyślać, bo...
- Nie, nie, nie. - kiedy rozmyślania Tottie o zbieraniu rzekomych funduszy na przebrania ujrzały światło dzienne, Lia natychmiast starała się przerwać jej ten wyjątkowo błędny i niepokojący tok myślenia energicznie kręcąc przy tym głową. - Pod żadnym pozorem nikt nie będzie musiał za to płacić - ani rodzice, ani Dom Kultury, burmistrz Seattle, zupełnie nikt. - wymieniła chyba wszystkie możliwe "instytucje" jakie w tym momencie przyszły jej do głowy tak by panna Whitbread nie miała już jakichkolwiek wątpliwości. - Te stroje dla dzieciaków to prezent. - nie czekając ani chwili dłużej pośpieszyła z wyjaśnieniami. - Całkiem niedaleko stąd jest taka mała wypożyczalnia strojów. Prowadzi ją przemiła, starsza pani, moja sąsiadka tak właściwie. Jest już na emeryturze, to po prostu jej zajęcie dodatkowe, by nie dostać totalnego świra w domu. - Lia posłała w kierunku koleżanki ciepły uśmiech. - W każdym razie, jest bardzo zdolna jeśli chodzi o szycie tych wszystkich przebrań i przy okazji ma bardzo dobre serce więc często wieczorami tworzy takie właśnie cuda. Na pewno pojawi się na występie i myślę, że ten widok będzie dla niej najlepszą nagrodą. - w telegraficznym skrócie, na tyle na ile pozwalały jej obecne warunki, przedstawiła Tottie całą historię mając nadzieję, że to w pełni ją uspokoi.
Podobnie jak rudowłosa koleżanka usilnie starała się podzielić swoją uwagę pomiędzy miłą pogawędkę, a to co działo się na scenie. Już na tym etapie szczerze podziwiała Whitbread - Lia na myśl, że miałaby zostać z tą gromadką sam na sam i jakimś cudem nakłonić dzieciaki by robiły dokładnie to o co ich prosiła, by stały tam gdzie tego oczekiwała, by nie biegały tam, gdzie jest to niewskazane, dostawała czegoś na kształt mikro zawału.
- Wiesz, nie przywykłam do tak gigantycznej ilości wolnego czasu jaka jest do dyspozycji w wakacje. - stanowiło to swego rodzaju odpowiedź na pytanie a propos autora babeczek. - Ostatnio w momentach kryzysowego "Nie wiem co ze sobą zrobić" trafiłam do kuchni, z którą nie do końca się lubiłyśmy i w taki sposób właśnie powstały. Ale jasne, jeśli uważasz, że się nadają mogę podrzucić je na jakieś stoisko z cia... - pewnie kontynuowałaby dalej gdyby nie dość intensywne zamieszanie, które nagle wytworzyło się wśród podopiecznych Tottie.
Czy zostało już wspomniane jak łatwo jest pozbawić skupienia i koncentracji kilkulatka (nad którymi zapewne biedna dziewczyna musiała solidnie się napracować przed rozpoczęciem prób, swoją drogą)?
Właśnie.
Szczęście, a raczej nieszczęście chciało, że jeden z chłopców, który jeszcze chwilę temu prezentował na scenie wszystko to, czego zdołał nauczyć się przez kilka ostatnich tygodni bardzo wyraźnie dostrzegł pewien istotny szczegół... Którym bynajmniej nie była obecność słodkości. Bo było tutaj coś, co zainteresowało go o wiele bardziej aniżeli skonsumowanie uroczej babeczki. Strój Kapitana Ameryki. Tak, to właśnie było to. Oczy, ktore w przeciągu jednej sekundy rozświetlają setki połyskujących iskier, serce przyspieszające swoje bicie i to, kiedy każdą naszą myśl zajmuje ta jedna rzecz, którą pragniemy mieć teraz, zaraz, już - każdy choć raz w swoim życiu zdołał doznać tego stanu i doskonale wiedział jak w tym momencie czuł się kilkulatek. Dave, bo tak właśnie miał na imię chłopiec, obrał sobie za cel zdobycie wymarzonego kostiumu i nie istniały dla niego w tej kwestii jakiekolwiek zahamowania.
- Mike, to ja będę mieć strój Kapitana Ameryki!
- Nie, bo ja! Ostatnio oglądałem z tatą druga część, a Ty widziałeś tylko pierwszą, złamasie!
- Co z tego! Będę oglądał drugą dzisiaj!
- Kłamiesz!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Kto pierwszy dobiegnie do cioci Tottie, ten zgarnia strój!

Tak właśnie brzmiała konwersacja dwójki po stokroć uroczych tancerzy nim rzeczywiście oddali się szaleńczemu biegowi w kierunku trybun. Jak to dzieciaki, mieli w sobie całe mnóstwo zadziwiających pokładów energii, werwy i szybkości więc zjawili się tuż przy Tottie i Lii w mgnieniu oka, a jako że obydwoje zrobili to w niemal identycznym momencie... Cóż, należało spodziewać się niezaprzeczalnego ciągu dalszego awantury. Precyzując, polegał on na tym, że chłopcy zaczęli napierać na siebie nawzajem całym ciężarem ciała tym samym starając się zepchnąć na boki.
- Hej! Tylko spokojnie! Każdy z Was może go mieć! - powiedziała Lia, starając się przedrzeć przez serię walecznych okrzyków chłopców jednak Ci zdawali się w ogóle nie słyszeć jej słów - słów, które powinny być dla nich szalenie istotne. - Mamy ich aż pięć? - mruknęła zdecydowanie ciszej, ale za to ze zdecydowanie wyraźniejszą desperacją i poczuciem beznadziejności wyczuwalnym w głosie.
I co teraz, droga Panno Potrafię-Sobie-Poradzić-W-Każdej-Sytuacji?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Miło, że tak uważasz - stwierdziła Whitbread, uśmiechając się z wdzięcznością do koleżanki, która była zaangażowana w przygotowania tego wielkiego, charytatywnego wydarzenia. - Doceniam, że udało ci się nie tylko załatwić te stroje, ale zrobić to w tak krótkim czasie, dzięki czemu będziemy mogły spokojnie je dopasować, może nawet zrobić w nich próbę, żeby dzieciaczki przyzwyczaiły się do materiału, jaki będą mieć na sobie - stwierdziła rudowłosa, pamiętając jak kiedyś po kosztach udało im się zdobyć kreacje, które były tak drapiące, że małpki - bo wtedy występowali do jakiejś bananowej piosenki - nie musiały udawać, że swędzi je tu i tam - nici na szwach były wyjątkowo drażniące, więc były to całkiem naturalne odruchy.
Choć wcześniej tylko przelotnie patrzyła w oczy Lii, teraz na dłużej zawiesiła na nich spojrzenie. Była zaskoczona… i poziom wdzięczności jeszcze bardziej poszybował w górę. Rzadko kiedy zdarzało jej się spotkać z tak miłą niespodzianką, raczej miała szczęście do rozczarowań, które zmuszały Tottie do szybkiego przestawienia priorytetów i działania, które często wymagało znacznych wysiłków, szczególnie, gdy nie było się przygotowanym na to, co przyniósł los. Whitbread trochę się już do tego przyzwyczaiła, bo życie jej nie oszczędzało, dlatego bardziej dostrzegała i cieszyła się, kiedy wszystko szło zgodnie z planem i właściwie wystarczyło tylko dopiąć ostatni guzik, by osiągnąć sukces.
- Cudowna kobieta! - Rudowłosa zapiała z zachwytu, patrząc na efekt pracy starszej pani. - Następnym razem, jak będziesz się do niej wybierać, daj mi proszę znać, chciałabym jej osobiście podziękować. Myślę, że dzieciaki również. Część z nich chodzi na kółko plastyczne. Pogadam z dziewczyną, która je prowadzi, myślę, że wymyślą coś fajnego, żeby choć symbolicznie podziękować tej pani - stwierdziła Tottie, zerkając na scenę. Akurat miał być fragment układu, który ciągle się im mylił, więc dziewczyna rozważała, czy nie zmienić kilku figur, zastępując je prostymi obrotami. Na chwilę więc zamilkła, przyglądając się, jak tym razem poradzili sobie jej podopieczni.
- Coraz bardziej mnie zaskakujesz. Rozumiem, że odpoczywasz przez pracę? Znam niejednego, co te wakacje przeleżałby do góry brzuchem i nie kiwnąłby palcem - powiedziała Tottie, zerkając na Bennett. Dodałaby coś jeszcze, zachęcając koleżankę do podzielenia się wypiekami, ale właśnie były świadkami pierwszej małej wojny marvelowskiej…
- Hola, hola, panowie, gdzie wy tak pędzicie? - zapytała Tottie, ale wydawało się, że nikt jej nie słucha, bo chłopcy, po tej jakże ambitnej wymianie argumentów (na szczęście póki co tylko słownych), dostali jakichś super mocy, bo nim rudowłosa się obejrzała, byli przy nich i zaczęli dobierać się do strojów.
- Chłopcy - powiedziała jeszcze spokojnym głosem Whitbread, by zwrócić na siebie uwagę, a może przede wszystkim by jakoś powstrzymać to wzajemne nakręcanie się Dave’a i Mike’a. - CHŁOPCY! - dodała głośniej, kładąc dłonie na ramionach każdego z nich. - Posłuchajcie mnie. Pamiętacie jaka była umowa? Kiedy bawimy się razem, to słuchacie mnie, prawda? - zapytała, starając się uchwycić spojrzenie każdego z fanów Kapitana Ameryki. - Pamiętacie jak wasz ulubiony bohater mówił, że każdy może być superbohaterem? - nie była pewna, czy to rzeczywiście były słowa owego pana, ale pewnie jak nie on, to inny Iron Man coś podobnego powiedział (a przynajmniej Tottie będąc na ich miejscu by tak zrobiła!) - Więc pokażemy, że miał rację. U nas każdy będzie takim wyjątkowym herosem, nieważne w jakim stroju wystąpi, bo liczy się wasze serduszko i to czy jesteście dla siebie mili, a nie kostium, który macie na sobie - dokończyła, kładąc dłonie na rozczochranych czuprynach maluchów. - Myślę, że po występie, jak porozmawiam z waszymi rodzicami i się zgodzą, to całą grupą nadrobimy przygody Avengersów, żeby nikt nie miał zaległości. Co wy na to? - zapytała, patrząc też i na Lię. - Oczywiście ty będziesz naszym gościem honorowym! - poinformowała, uśmiechając się szeroko.
Chłopcy wyglądali na zainteresowanych tym pomysłem, co pozwoliło usunąć stroje na bezpieczną odległość i choć na chwilę zdusić ten superbohaterski konflikt, który pewnie jeszcze kilka razy wybuchnie, bo niektórzy mieli tu pamięć złotej rybki, a za to niewyczerpane pokłady energii, którą najłatwiej było rozładować sprzeczką lub bójką.
- Wracajcie na scenę. Ostatni raz zatańczymy - poleciła Tottie, po czym zwróciła się do koleżanki. - Czasem mi się wydaje, że rodzice specjalnie podsyłają na zajęcia takich urwisów, bo inaczej wleźliby im nie tylko na głowę, ale i na lampę pod sufitem - stwierdziła, parskając śmiechem. - Masz rodzeństwo? - zapytała z ciekawości.



[Edit: 30.08.2020 - brak odpowiedzi na posta]

Na szczęście więcej awantur już nie było i próba przebiegła bez komplikacji. Dziewczyny umówiły się jeszcze na dogranie szczegółów już bez małych awanturników, by uniknąć podobnych niespodzianek w dniu występu.

/ zt.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

#31

Lokalne centrum kultury od czasu do czasu tworzyło przeróżne kursy. Były tam kursy garncarstwa, szycia, malowania, pojawiły się także kursy gotowania, które to zainteresowały zarówno Chateux jak i Halla, poza tym Liam mógł się wreszcie pokazać na mieście z fartuszkiem, który był prezentem od jego dziewczyny. Zapisała ich zatem na kurs, umówiła na konkretną godzinę, bo akurat kursy kulinarne cieszyły się dużym zainteresowaniem wśród mieszkańców i sprawiały, że potrzeba była utworzenia kilku grup. Pewnie zatem para zjawiła się trochę przed czasem, bo Belle wolała być za wcześnie aniżeli się spóźnić. A była też podekscytowana, bo mieli okazję nauczyć się czegoś nowego razem. Fajnie było mieć wspólne hobby i miała nadzieję, że gotowanie takim im zostanie.
- Nie zapomniałeś swojego fartuszka, który dostałeś ode mnie w prezencie, prawda? - zapytała jeszcze, zapewne po raz setny, bo chciała by ten dzień był dla nich idealny. Nawet na zamówienie stworzyła sobie fartuszek, by współgrać z fartuszkiem swojego ukochanego. A czy miała tremę przed tym że coś się jej nie uda? Ani trochę, bo przy Liamie mogła być przecież sobą.

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

#16

Liam zaraz po zakupie swojego domu miał olbrzymie ambicje i chęci, aby nauczyć się wszystkiego, łącznie z gotowaniem. Na razie zatrzymał się na robieniu grilla, marynowaniu mięs i warzyw i całą resztę różnych narodowych, czy innych różnorodnych kuchni zostawił z boku. Zwłaszcza, że jego siostra chyba chciała się wkupić w jego łaski i coś tam kucharzyła, gdy jej córka na to pozwalała. Choć kto wie, czy będzie jeszcze tak bardzo długo, bo relacje między nastolatką a jej rodzicami bardzo się poprawiały i wszyscy przebłąkiwali, że może będzie lepiej, jak Hall odzyska swoją niezależność i własny dom, jako że był dużym chłopcem, ciężko pracował i jeszcze miał dziewczynę. Jednak nie było na razie nic do końca wiadomo. Czy jego siostrzyczka miałaby przeprowadzić się z powrotem do rodziców, czy też może wynająć własne mieszkanko.
Na umówione dużo wcześniej warsztaty, Liam o mało co się nie spóźnił. To znaczy, przyjechał przed rozpoczęciem się zajęć, które miały zajmować im kilka wieczorów w następnych tygodniach, w ciągu 1,5h nie można za wiele się nauczyć. Po prostu pojawił się później niż Belle by sobie tego życzyła, ale praca go zatrzymała, bo dopinał jedną transakcję i musiał wiele czasu i energii jej poświęcić, ale z perspektywy finansowej, bardzo mu się to miało opłacić.
-Już jestem, przepraszam.,..I idę do samochodu, zaraz będę-powiedział. Oczywiście, że zabrał ten fartuszek, który może nie był do końca tym, co chciałby nosić publicznie, ale nie zamierzał protestować. Tylko zapomniał go z tego wszystkiego wyciągnąć z samochodu jak już zaparkował. Dlatego po krótkim przywitaniu ze swoją ukochaną, znowu zniknął na parę minut, przychodząc z powrotem, akurat chowajac telefon do kieszeni, bo jednak dziś nie planowano mu dać zbyt wiele wolnego... Ach ta praca, która nigdy nie kończy się o 17.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

To bardzo dobrze, że Liam był ambitny i planował się nauczyć czegoś, co będzie wykorzystywał potem w samodzielnym życiu. Najgorsi byli ci mężczyźni, których za dzieciaka we wszystkim wyręczały nadopiekuńcze mamusie, które za nich gotowały i podstawiały im obiadki pod nos, za nich sprzątały ich pokój, czy za nich robiły pranie i inne obowiązki domowe. Wtedy taki mężczyzna wychodzi z założenia, że tak wygląda podstawowy model życia rodzinnego i podziału obowiązków, że kobieta robi wszystko, a on zarabia na dom i rodzinę jedynie. Całe szczęście państwo Hall nie wychowywali syna na przysłowiowego nieroba i Liam sam chciał nauczyć się wielu aspektów życiowych, które ułatwiały życie codzienne. Belle potrafiła również przygotowywać wiele potraw, ale zawsze była chętna do nauki czegoś nowego, więc nie mogła się doczekać ich wspólnych zajęć, by móc poznać tajniki kuchni z różnych stron świata. Jak wiadomo, zwykle najłatwiej nauczyć się przygotowywania dań rodzimych. Belle nie była zła na niego za to, że się chwilę spóźnił, wiedziała jak to bywa z pracą, sama przecież w szpitalu miała nagłe przypadki, które wymagały dużej uwagi i zostania po godzinach. W pracy mężczyzny również bywały przypadki spóźnionego klienta, albo przedłużenie dopinania ostatniego kontraktu, ona to zatem rozumiała i nie miała mu niczego za złe. Czasami tylko się martwiła, czy coś mu się nie stało.
- Jasne, poczekam. - odpowiedziała, dając mu cmoka w policzek w locie wręcz, bo ten już z powrotem po chwili wracał do samochodu. Gdy jednak wrócił z fartuszkiem, prezentem od niej to weszli do środka, by wraz z innymi zgromadzonymi wziąć udział w pierwszych zajęciach z gotowania.
- Mam nadzieję że nie pojawi się tutaj Gordon Ramsay, ten facet mnie trochę przeraża. - wiadomo że jeżeli chodzi o poziom wiedzy tego kucharza to Belle, podobnie jak większość ludzi zresztą, chętnie by ją zdobywała od mężczyzny, ale raczej chodziło jej o usposobienie tego mężczyzny i tego jak traktował ludzi. Oglądając programy z nim niejednokrotnie była przerażona i sama nigdy by się nie zgłosiła do jego programu.

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

To nie tak, że państwo Hall od dziecka kazali robić różne rzeczy swoim dzieciom, goniąc od samego początku do obowiązków, każąc sprzątać, prać, prasować czy gotować. Tak nie było. Wiadomo, pomoc musieli, zarówno on jak i jego siostra, ale większości rzeczy uczył się sam po osiągnięciu samodzielności. Najpierw w college'u, później z żoną... jednak mieszkanie samemu to już było zupełnie inne, co innego było wyzwaniem i tak dalej. A jego, choć było stać, raczej nie bawiło kupowanie wszystkiego z knajp, a zatrudnianie sprzątaczki wydawało mu się już jakąś fanaberią.
Choć szczerze mówiąc, brał pod uwagę to, że udział w takim kursie może będzie trzeba rozpatrywać jako dobrą zabawę, czy przygodę, niż faktycznie jakąś naukę. Jednak jeśli choć miło spędzi czas z Belle, to już będzie jakiś plus, prawda? Zwłaszcza że nie wydawali jakiejś olbrzymiej fortuny za udział w tym.
-O, a ja bym chętnie go spotkał. -zaśmiał się. Ramsey może był Brytyjczykiem, jednak Amerykanie traktowali go chyba jak swojego i był jednym z bardziej rozpoznawalnych kucharzy, choć różnych telewizyjnych programów kulinarnych było mnóstwo. On jakoś za nimi specjalnie nie oglądał, ale jego siostra namiętnie oglądała Masterchefa dla dorosłych i dla dzieci nie tylko edycje amerykańskie, ale również australijskie nie mogąc czasem się zamknąć, dlaczego z tamtego kraju ta rywalizacja jest o wiele lepsza..-Ale myślę że za cenę za jaką zapłaciliśmy, to możemy jedynie liczyć na kogoś, kto go kiedyś spotkał-zauważył, przyglądając się, co znajdowało się na stanowisku przed nimi.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

To bardzo źle, jak dziecko nauczy się chodzić to powinno już samo prasować, odkurzać, a nawet gotować. Nie no, żartuję, rodzice nie są przecież jakimiś katami dla swoich pociech. Dzieci w pewnym wieku powinny powoli uczyć się obowiązków, pomagać rodzicom w praniu czy sprzątaniu, bo same będą musiały to w przyszłości robić, w końcu nie zarosną brudem co nie? W końcu rodzice ani inni ludzie nie będą nas w tym całe życie wyręczać.
- Ciebie na pewno by traktował inaczej, w końcu jesteś mężczyzną, zauważyłeś że w programie traktuje ich bardziej ugodowo? Poza tym ty jesteś odważniejszy ode mnie. - ona oglądała parę edycji tych kulinarnych show i chciała spróbować przygotować te dania stamtąd ale często coś zrobiła nie tak, bo nie wychodziły one tak jak powinny. Może dzięki temu szkoleniu kucharskiemu dowie się co zrobiła źle?
- Myślisz że to będzie ktoś, kto był w półfinale tego programu? - zapytała, bo wiadomo że finaliści otrzymywali gwiazdkę Michelin i łatwiej było im zakładać własne restauracje, aniżeli osobom które odpadły nieco wcześniej w rywalizacji. Pojawiła się niebawem kobieta o bardzo miłym usposobieniu i Belle była pewna już, że na pewno ta kobieta nie trafiła do półfinału. Bo przecież Gordon żyć by jej nie dał! Ale za to może oni z Liamem będą łagodnie potraktowani ot co?

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

Państwo Hall byli dość dobrymi rodzicami, można było to śmiało powiedzieć, ich pierworodny, Liam też miał takie zdanie o nich, cenił ich za podejście do życia, to co od nich wyniósł i jak reagowali na wszelkie jego decyzje. O wyprowadzce do college'u, o wczesnym małżeństwie, o szybkim rozwodzie, o przygarnięciu siostry, z którą oni sami się pokłócili... Ta rzeczona siostra pewnie miała nieco inne zdanie, ale te ich złe relacje trochę się polepszały w ostatnim czasie. No i generalnie niekoniecznie dobrze o państwu Hall świadczy posiadanie córki, która ledwo ukończyła liceum z brzuchem. Lecz tak naprawdę czy to powinno o nich świadczyć jakkolwiek?
-Nie? Nie zauważyłem... Może dlatego tak uważasz, że najpopularniejszy gif z nim to o "idiot sandwich"-stwierdził. On, a właściwie jego siostra mieli inną teorię dotyczącą Ramseya. Otóż on był ostry i wręcz wulgarny w stosunku do osób, od których czegoś faktycznie oczekiwał - czyli uczestników programów takich jak Hell's Kitchen, gdzie występują zawodowcy, z przeszkoleniem czy doświadczeniem w gastronomii, a uczestników Masterchefa, o dzieciach zupełnie nie mówiąc. W stosunku do nich jest do rany przyłóż.
-Nie mam pojęcia, ale patrząc na to, że było kilkadziesiąt edycji, a w każdej jest kilku półfinalistów... Jest to możliwe-on nie miał pojęcia o żadnej gwiazdce michelina, ja też o tym pierwsze słyszę, ale nie wykluczam, jednak on powiedział to typowo humorystycznie, a nie dlatego że sądził, że taka osoba byłaby wspaniałym nauczycielem. Jego żadni celebryci nie interesowali, nie traktował ich jako lepszych od innych ludzi, także naprawdę było mu obojętne, czy ich nauczycielem, czy nauczycielką, bo właśnie zobaczył kobietę wchodzącą w kubraczku szefa kuchni, będzie zwykły śmiertelnik, czy ktoś z karierą w telewizji.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Rodziców nie powinno się oceniać przez pryzmat decyzji podejmowanych przez ich dzieci. Przecież sam fakt że siostra Liama zaliczyła wpadkę w liceum nie musiało wcale świadczyć o tym, że jej rodzice nigdy nie odbyli z nią rozmowy na temat zabezpieczeń i antykoncepcji tylko o tym, że ona ze swoim chłopakiem niedostatecznie uważali. Co do Liama i jego szybkiego ślubu, a potem rozwodu to przecież również nie była wina rodziców. Jego rodzice się nie rozstali, trwali razem niezależnie od kłótni, które przecież pojawiają się w każdym związku, więc dali mu dobry przykład tego, jak powinna wyglądać relacja, jak powinno wyglądać małżeństwo. A to że nie wyszło Liamowi to był splot błędnych decyzji czy niewspółmiernych oczekiwań pomiędzy nim a jego byłą żoną.
- Ale też jak patrzę jak traktuje on ludzi w Hell's Kitchen to mam wrażenie że zawsze bardziej jedzie po płci żeńskiej, co daje mi do zastanowienia czy nie jest do nas uprzedzony bo uważa nas za słabszą płeć. - mówi to osoba, która obejrzała zaledwie kilka odcinków danego programu i już wyrobiła sobie zdanie na temat tego znanego kucharza. A zapewne serii z dziećmi nie oglądała, bo by była zazdrosna, że one umieją przygotować więcej od niej samej.
- Przynajmniej wygląda na sympatyczną, więc nie będę się aż tak stresować jak oglądając Gordona w akcji. - dodała poprawiając na sobie fartuszek i pewnie wysłuchując wstęp do szkolenia zaprezentowany przez kobietę. To oczywiste że ambicja Belle podpowiadała jej by uczyć się od najlepszych, dlatego też zgłosiła się na staż do najlepszego kardiochirurga w kraju, zatem nawet w gotowaniu chciała się uczyć od osoby jak najbardziej poważanej w kulinarnym światku. Okazało się że pierwsze danie będzie bardzo proste do przygotowania, jednak trzeba było podzielić się obowiązkami.
- Liam, przyrządzisz mięso, a ja w tym czasie pokroję i posiekam warzywa oraz zioła do sosu? - zaproponowała, bo przykładowo takie obieranie cebuli ogarnęła już w domu do perfekcji i nigdy przy niej nie płakała. I to wcale nie dlatego bo jest kobietą bez uczuć, bo przecież każdy kto ją zna to wiedział że jest bardzo uczuciowa i emocjonalna i płacze na każdych komediach romantycznych.

autor

dreamy seattle

dreamy seattle
Awatar użytkownika
28
183

Agent nieruchomości

patterson immovables

sunset hill

Post

Z jednej strony tak, dzieci same potrafiły sobie spieprzyć życie i wpakować się w niemałe problemy, ale to nie tak, że rodzice absolutnie nie mieli wpływu na to, co ich dzieci robią. Mają, wielki. Nie zawsze pozytywny, czy też taki, jakby sobie życzyli, ale tak naprawdę każda ich decyzja ma wpływ na dzieci. Dlatego jest to takie odpowiedzialne i trudne zadanie, którego Liam szczerze mówiąc, dość się obawiał. Na całe szczęście było to jeszcze przednim i to w niezbyt bliskiej przyszłości. Nie to, że nigdy nie chciał mieć dzieci, bo zawsze się dość dobrze sprawdzał w roli brata i wujka, to jednak bycie ojcem jest czymś zupełnie innym.
-Nie sądzę...-cóż, poza idiot sandwich nie znał jakiegoś konkretnego przykładu żeby Gordon Ramsey był wyjątkowo ostry w stosunku do kobiet. Nie chciał totalnie zaprzeczać, czy kłócić się, że tak nie jest, on po prostu tego nie zauważył. Kto wie, może teraz, jak będzie z siostrą i siostrzenicą oglądał jakiś program kulinarny z tym człowiekiem, to zwróci uwagę na to - albo potwierdzając te słowa, albo wręcz przeciwnie.
-Nie ma co się stresować, na bank nie będziemy najgorsi-zaśmiał się, może nieco buńczucznie. On trochę się na tym znał, a przynajmniej starał się, a Belle.. Też nie była osobą, która przypala wodę na herbatę a przy próbie zrobienia jajecznicy trzeba wołać straż pożarną.
-Nie ma problemu-zabrał się za mięso, słuchając odpowiedzi instruktorki, co tak naprawdę trzeba zrobić, jak to pokroić i jakie są haczyki lub tricki, na które warto zauważyć. W mięsie czuł się nieźle. W końcu grillował i choć zawsze były jakieś warzywka, to mięso było podstawą posiłków upichconych na ogniu. -Tylko pamiętaj, że część masz zostawić-przypomniał jej, widzą jak ochoczo jego dziewczyna zabrała się do obierania warzyw. On sam w międzyczasie przeszedł się jeszcze po garnek i kilka innych spraw, szybko wypełniając powierzone mu zadanie. Może nie było to zbyt piękne, pokrojone kawałki mięsa może nie były najrówniejsze, ale w smaku to na pewno nie będzie miało odzwierciedlenia.

autor

B.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Wiadomo że decyzje rodziców często mają wpływ na ich pociechy, na przykład rozstanie rodziców zawsze odbija pewne piętno na dzieciach, gdy te są małe zwłaszcza i nagle pęka ich bańka bezpieczeństwa, w której tkwili i są pytania psychologa odnośnie tego jaka jest mama, jaki jest tata, jak cię traktują, z kim chciałbyś mieszkać, a dziecko pragnie tylko tego by nadal tworzyli rodzinę tak jak dawniej. Przykładem takiego dziecka była właśnie Belle. Czy przez te decyzje rodziców później popełniała błędy we własnych relacjach i związkach? Pewnie tak, choć może póki co nie była tego tak całkiem w pełni świadoma.
- Może jestem przeczulona trochę na jego punkcie, zresztą nie ważne. - stwierdziła ostatecznie zamykając temat kucharza, o którym było głośno nie tylko za sprawą tego, że był rewelacyjny w swoim fachu, ale też dlatego bo miał taki program, gdzie można było naprawdę zostać kimś ważnym w świecie kulinarnym, ale był też znany ze swojego życia prywatnego opisywanego na portalach plotkarskich. A czy im wierzyć czy nie to należy pozostawić każdemu czytającemu te informacje, czy potrafi odróżnić fikcję od prawdy czy niekoniecznie.
- Nawet tak nie myślałam że możemy być najgorsi, bo oboje jesteśmy zdolni i ambitni i naprawdę szybko się uczymy, tak też będzie i tym razem. Bardziej się obawiam tej presji ze strony mistrza czy raczej mistrzyni kuchni. - a praca pod presją jednym wychodziła, a innym nie za bardzo. Skoro Belle chciała by wszystko się udawało, to będzie się bardzo starać i ciężko znosić krytykę ze strony osoby, której będzie próbowała zaimponować.
- Tak, tamte odłożyłam na później. W ogóle zobacz, pierwszy raz spotykam się z takimi ziołami, ale one pięknie pachną. - uśmiechała się, spoglądając na Liama w akcji, bo wiedziała doskonale że jej ukochany ma rękę do przyrządzania mięsa. Sama zaś zajęła się warzywami, a gdy podeszła do skrzyneczek z ziołami, to uwagę przykuły jej drobne zielone listki na cieniutkich łodyżkach. Powąchała je i skojarzyły się jej z lubczykiem, musiała się zatem podzielić tą informacją z ukochanym.
- Masz jakieś swoje ulubione warzywo, które byś chciał jeść w każdej potrawie? - zagaiła nagle, wsypując posiekane zioła do małej miseczki.

autor

dreamy seattle

ODPOWIEDZ

Wróć do „Chinatown”