WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Czy było mu dziwnie spotykać się z siostrą dziewczyny, do której kiedyś robił maślane oczy? No trochę tak, ale tylko z początku, z biegiem czasu zupełnie o tym zapominał i skupiał się na tym, by jego relacja z Farren rozkwitała niczym piękna róża. Było mu dobrze i miał nadzieję, że dziewczyna też czuje się komfortowo w jego towarzystwie na tyle, by chcieć się z nim dalej umawiać. Jak na razie jeszcze go nie spławiła więc chyba szło mu całkiem nieźle... nie ma co narzekać na swoje randkowe umiejętności! Dzisiaj chciał zabrać ją na randkę w nieco bardziej nietypowe miejsce niż te, które odwiedzali do tej pory. Nie było jakiejś wielkiej romantycznej kolacji, ani spaceru w świetle księżyca... no chyba, że będzie później! W każdym razie przyjechał pod jej dok taksówką, która zabrała ich do winiarni, gdzie organizowana była najprawdziwsza degustacja win, taka z serami i innymi bajerami. Olivier jakoś mocno się nie znał ani na tym trunku, ani na dodatkach, które są do nich serwowane, ale co tam, może to był najwyższy czas na to, by zdobyć odrobinę wiedzy.
Gdy już całe wydarzenie się rozpoczęło i byli po dwóch pierwszych winach, które mieli spróbować, a pan opowiadał im jak określić bukiet smaków zarządzona została mała przerwa żeby goście się tu nie upili jakoś mocno. Można było się wtedy przejść na małą wycieczkę po winiarni, co Oliviera szczerze mówiąc bardzo zainteresowało. - Mam nadzieję, że Ci się podoba wieczór - powiedział uśmiechając się do kobiety szeroko. Wiedział, że jej siostra wino lubiła i pewnie, by nie poradziła darmowym chlańskiem, ale nie był pewien czy Farren miała takie samo podejście.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

001.

Biedna, nieświadoma Farren nie miała bladego pojęcia o tym, że zanim Ollie zwrócił się w jej stronę, to spoglądał w stronę Lorrie. Cóż, nie byłoby to dziwne, jej siostra miała powodzenie u mężczyzn i Ren nigdy nie uważała, aby było to coś złego. Owszem, czasem czuła się tak, jakby stała w cieniu starszej, ładniejszej siostry, ale ostatecznie nie mogła mieć do niej oto pretensji. Zresztą, to właśnie ona była już na kolejnej randce z całkiem sympatycznym mężczyzną, z którym naprawdę dobrze jej się rozmawiało. A fakt, że postanowił ją zaprosić na degustację wina musiał znaczyć albo o tym, że ich relacja weszła na wyższy stopień i byli gotowi odkryć przed sobą swój alkoholizm, albo jakieś ptaszki doniosły mu, że Farren nie miała nic przeciwko degustacji alkoholu wszelakiego. Pod tym względem siostry nie odbiegały od siebie zbytnio.
W każdym razie Farry trochę się odstawiła, ale na szczęście strój pasował do okazji, a ona prezentowała się z klasą wśród innych degustujących. Raczej nigdy nie umiała rozpoznawać bukietów, o których opowiadał mężczyzna oprowadzający ich po winiarni i przewodniczący całemu wydarzeniu. Cóż, coś nowego, może będzie mogła zabłysnąć podczas następnego wykwintnego spotkania, kto wie? - O tak, jest cudownie. Nigdy wcześniej nie brałam udziału w czymś takim - odparła z niewymuszonym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Złapała się na tym, że często uśmiechała się w jego towarzystwie, nie żeby na co dzień była nadąsaną marudą, ale przy Olivierze nie musiała pilnować, aby kąciki ust były zawsze w górze. - Ale przyznam ci szczerze, że z tych wszystkich rzeczy, o których wspominał to wyczułam może jedną? - dodała nieco konspiracyjnie, żeby przypadkiem ich nie skompromitować przed resztą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiatr smagał tęskniące za letnią opalenizną policzki Charlesa, kiedy przekraczał próg Elsom Cellars. Tego lata wybitnie nie mógł w pełni rozwinąć skrzydeł, nad czym ubolewał od dobrych kilku tygodni niczym sześciolatek rozpaczający nad zgubieniem ukochanej zabawki. Nie był jedynym, któremu sytuacja epidemiologiczna w kraju i na świecie pokrzyżowała szyki toteż starał się trzymać fason i nie roztkliwiać się nad swoim nieszczęsnym losem, w każdym felietonie i programie telewizyjnym. Instagramowy feed nie błyszczał od nowiusieńkich fotek z Wysp Wielkanocnych, a na blogu mógł co najwyżej opisać podróż z salonu do kuchni. Gdyby nie winnica Charles musiałby pewnie pomyśleć nad jakimś pożal się boże poważnym zajęciem, w najgorszym wypadku nad zajęciem uwzględniającym jego wyuczony zawód. A co tu dużo mówić lepiej wydawać pieniądze niż się nad nimi głowić.
Jednakże jak to mówiąc czas to pieniądz, więc i Atherton postanowił tego dnia nie próżnować. Jedna z niewielu rzeczy jaką wziął sobie do serca jeszcze w rodzinnym gnieździe to smykałka do interesu. Wiedział, że na dłuższą metę nie utrzymałby winnicy powierzając ją w pełni współpracownikom. Kiedy wyjeżdżał z kraju zawsze powierzał pieczę nad Elsom Cellars któremuś z braci, a gdy tylko miał ku temu sposobność sam nadzorował biznesu. Od kilku dobrych kwadransów przechadzał się po winnicy, której ogrom tylko łechtał jego ego. Była piękna i niezwykle opłacalna jednak niezależnie od tego jak ochoczo się nad nią rozpływał, wiedział, że prędzej czy później podzieli los każdej rzeczy w życiu Charlesa. Czyli zniknie w gąszczu poblakłych wspomnień, gdy na horyzoncie pojawi się kolejna urzekająca zabawka. Może to nie w nim tkwił problem? A może mając wszystko na wyciągnięcie ręki nigdy tak naprawdę nie doceniał tego co zsyłał mu los.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przepadała za nudą i monotonią – nie potrafiąc spędzić ani jednego dnia w domu, odpoczywając przy nowym serialu puszczonym w tle, Lonnie zawsze starała się znaleźć sobie jakieś zajęcie. Najczęściej były to imprezy; w barach, bądź w klubach, w towarzystwie większej grupy, bądź nie; to akurat nie miało większego znaczenia. Potrafiła w ten sposób poznać naprawdę ciekawych ludzi, nawiązując bardzo często fajne, niezobowiązujące relacje. Tak poznała Charlesa – właściciela winnicy, z którym, pomimo sporej różnicy wieku, nawiązała nić porozumienia. Kompletnie tego nie zauważyła; nie wydawał się osobą, która mogłaby, przypadkiem, być teraz na innym etapie życia. Druga sprawa, że Lonnell bardzo często gubiła się w swoich obserwacjach, niezbyt trafnie oceniając ludzi.
Kończąc tego dnia zajęcia, nie miała konkretniejszego planu, jak mogłaby spędzić popołudnie. Przez myśl przeszło jej, że mogłaby odwiedzić ojca na planie, aczkolwiek już dawno oduczyła się zaglądania tam w wolnych chwilach; ucząc się samodzielności musiała ograniczyć zdecydowanie zbyt częste spotkania. Ostatecznie uratował ją sms od Charlesa, który najwidoczniej również nie miał konkretniejszego pomysłu. Wybrała się więc na wycieczkę, licząc na to, że zaproszenie do winnicy oznacza również zaproszenie na degustację. – No proszę, całkiem nieźle się tutaj urządziłeś – rzuciła od wejścia, chociaż prawdę powiedziawszy o winiarniach nie wiedziała kompletnie NIC. Koneserką wina nie była również; pijąc właściwie wszystko, co dostawała pod nos. I co, niejednokrotnie, nie smakowało zbyt dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="rel1">1.</div>– Benny... a może ja naprawdę powinnam im ją oddać? – spytała nagle. Siedziała za biurkiem w swoim gabinecie w winnicy, wspierając dłońmi głowę, która już od kilku godzin pulsowała z bólu. W takich chwilach wątpiła, czy zostawienie sobie tego biznesu było dobrym pomysłem. Przecież wszyscy ją za to nienawidzili, a ona miała tak dużo pracy, że ledwie dawała sobie radę. Rzędy cyfr w dokumentach zdawały się nie mieć końca, a Fay nie była nawet w połowie tego wszystkiego, co musiała dzisiaj zrobić. Nie znosiła pracy z dokumentami, znacznie lepiej szło jej planowanie, nadzorowanie pracy, a najchętniej w ogóle zrzucała ze stóp szpilki, wskakiwała w roboczy strój i zabierała się za pomaganie na produkcji. Wtedy czuła się w swoim żywiole, ale w rzeczywistości nie robiła tego często, bo wiedziała jak bardzo jej obecność na sali krępuje pozostałych pracowników. Woleli jedną parę rąk do pracy mniej, niż wykonywanie swoich obowiązków pod czujnym okiem szefowej. W takich chwilach zawsze miała wrażenie, że nie zarządza tym wszystkim dobrze i ludzie zwyczajnie jej nie lubią. Nie była Haseltonem, nawet jeśli na to wskazywało jej nazwisko. Nie była już częścią tej rodziny, a może nigdy nie była jej częścią tak naprawdę i w tym momencie czasem czuła się tu jak intruz.
To był jeden z tych dni, kiedy chciało jej się płakać nad stertą papierów, kiedy czuła, że nie zdąży ze wszystkim, jeśli nie zostanie tutaj do samego wieczora albo do nocy. Kilkakrotnie słyszała już głosy, że powinna ponownie zatrudnić sobie kogoś, kto zapanowałby nad sprawami dotyczącymi stricte księgowości, ale bardzo się przed tym wzbraniała. Nie wiedziała, czy wystawiając ogłoszenie, że poszukuje pracownika, rodzina Spencera nie podrzuci jej kogoś, by mieć tutaj wtykę. Może popadała w paranoję, ale naprawdę stale czuła ich oddech na swoim karku i nie potrafiłaby chyba zaufać całkowicie obcej osobie, wpuścić jej do swojego biura, a co za tym idzie, życia. – Miałabym o stokroć mniej problemów – wyznała z pewnością w głosie, chociaż nie była tego taka pewna. Gdyby oddała winnicę... miała pewność, że od razu zaczęłyby się pytania i węszenie, czego tak naprawdę w zamian chce. Nikt z Haseltonów nie miał jej za bezinteresowną, pracowitą osobę z dobrymi zamiarami. Widzieli w niej wyłącznie harpię, której marzyła się wielka fortuna, która nie zawaha się posunąć do najgorszego, byle osiągnąć swój cel. Wstała od biurka, podchodząc do kanapy, na której miejsce zajmował jej przyjaciel. Sądziła, że może tak o nim mówić, chociaż w rzeczywistości przede wszystkim był przyjacielem Spencera, ale... w ciągu ostatniego roku mogła liczyć tylko na niego tak naprawdę, bo poza jej własną rodziną i garstką przyjaciół odwrócili się od niej wszyscy. – Przepraszam, że znowu Cię tym zamęczam. I że widzimy się tutaj. Obiecuję, że następnym razem zaproszę Cię do domu i w końcu coś ugotuję – odezwała się, siadając obok niego i posłała mu zmęczony uśmiech. Jego obecność działała na nią uspokajająco, więc już po kilku chwilach zdołała zapomnieć, że przy biurku wciąż czekały na nią obowiązki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="cal6"> 001 </div>Jak złym człowiekiem był, skoro nie dość, że przed śmiercią przyjaciela miał znacznie cieplejsze uczucia względem żony przyjaciela, to jeszcze teraz wykorzystywał każdy moment, aby móc spędzić z nią odrobinę czasu? Czuł, że jego droga do piekła miała być bardzo prosta i nieskomplikowana w swojej istocie, ale niczego nie żałował. Ani czasu, który spędzał z Farley, ani też tego, że właśnie trochę po macoszemu traktował obowiązki w swojej własnej restauracji na rzecz spędzenia czasu z przyjaciółką. Wpatrywał się w nią naprawdę zatroskany, nie posiadając żadnej gwarancji tego, że jego obecność pomoże kobiecie, ale cóż więcej mógł zrobić? Jedyne co mu pozostawało, to siedzieć, słuchać i pokazywać, że jest obok, kiedy najbardziej Haselton tego potrzebowała. – Jeśli im ją oddasz, to w sekundę znajdą coś, co będzie na pewno twoją winą i za co będą próbowali cię pociągnąć do odpowiedzialności – nie rozumiał skąd brała się tak głęboka niechęć rodziny przyjaciela do jego żony, ale nigdy też nie próbował się w to zagłębiać, przekonany, że wszystko sprowadzało się do jakiegoś steku bzdur, z którego zrozumiałby mniej niż by można było tego oczekiwać po osobie, która ukończyła prawo. Z drugiej strony, zawsze mógł zaproponować Farley sądzenie się z nimi, choć brak w nim było pewności, że uda im się wygrać proces, skoro on nie miał doświadczenia, a oni mieli prawdopodobnie najbardziej dojebanych prawników w Seattle za swoimi plecami. Poprawił się wygodniej na kanapie, na której to dzisiaj zajmował miejsce, choć nawet na sekundę nie spuszczał spojrzenia z kobiety, która to raz za razem załamywała ręce nad tym wszystkim. – Nie masz za co przepraszać, mogę ci pomóc z tym wszystkim, a potem pojedziemy do domu i coś zjemy – zaoferował, bo choć nie znał się na papierach, które znajdowały się na stole kobiety na tyle dobrze, aby samodzielnie się nimi zająć, to był pewien, że choć minimalnie by się jej przydał w tym momencie. Gdy jednak Farley pojawiła się obok niego na kanapie, wyciągnął w jej kierunku ręce, a chwilę później przytulił do siebie kobietę. Dla jej komfortu życiowego i swojego zaspokojenia potrzeby bliskości z nią. Mało subtelnie wsadził nos w jej włosy i zaciągnął się, czując, że za jakiś czas będzie miał sobie to do zarzucenia, teraz jednak chwilo trwaj.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każda minuta spędzona w jego towarzystwie była dla Farley ogromnym wytchnieniem i naprawdę, gdyby tylko mogła, poświęcałaby mu o wiele więcej czasu, niż robiła to na ten moment. Przy Bennym wszystko wydawało jej się proste, problemy schodziły na drugi plan, a wszelkie osobiste troski momentalnie bledły, jakby już nigdy więcej nie miały być jakkolwiek dla niej istotne. Oddychała z ulgą, gdy zjawiał się w progu jej wielkiego, pustego domu i wprowadzał do niego lekkość, radość, a czasem nawet śmiech, bo to właśnie przy nim zaczęła się ponownie śmiać po tragedii, która ją spotkała. Była mu wdzięczna i pod żadnym pozorem nie umiałaby wskazać choć jednego minusa jego obecności. Co więcej, towarzyszyło jej przekonanie, że bez mężczyzny u boku nie poradziłaby sobie po śmierci Spencera. Być może Ben nie pomagał jej z tą stertą papierów, która urosła na jej biurku w ciągu kilku minionych dni, ale z całą pewnością to właśnie dzięki jego obecności jeszcze nie przeszła nad nimi dzisiaj żadnego załamania nerwowego. – Nie mam do nich siły – wyznała cicho, ciężko wzdychając i momentalnie potarła skronie. Bolała ją głowa od tych wszystkich zmartwień i stresu, które towarzyszyły jej na co dzień. Nie rozumiała, co takiego zrobiła, że cały gniew, żal i ból Haseltonów kumulował się na niej, nie wiedziała gdzie popełniła kardynalny błąd, który doprowadził do takiej nienawiści z ich strony. Bo przecież to musiała być jej wina, prawda? Nie sądziła, że ta niechęć wzięła się z niczego, była wręcz przekonana, że to ona dokonała czegoś, co wywołało w nich te wszystkie emocje i chociaż nie miała pojęcia co to takiego, było jej za siebie wstyd.
Mhm, chyba nie wiesz na co się piszesz – uśmiechnęła się delikatnie. Oczywiście było to rzucone w żartach, bo była pewna, że pomógłby jej, poświęcając tym samym swoje wolne popołudnie, by te papiery w końcu zostały poukładane. Wierzyła też, że poradziłby sobie z tym bez bólu, który jej samej towarzyszył, bo przecież do takiej ilości skondensowanych informacji jak w tych papierach był już przyzwyczajony. Nawet jeśli nie pracował w zawodzie, czuła, że wciąż doskonale władał pewnymi umiejętnościami. Wierzyła w niego pewnie bardziej, niż on sam w siebie. – Naprawdę chciałbyś? – dopytała, chociaż za moment segregowanie dokumentów straciło wszelkie znaczenie, a Farley przysunęła się do niego i wtuliła w jego ciało, kompletnie zapominając o obowiązkach. Bardzo potrzebowała teraz czyjegoś ciepła, bliskości, po prostu wsparcia. Tego ostatniego najmocniej. A skoro on jej to wszystko oferował, to przecież byłaby głupia, gdyby nie zdecydowała się z tego skorzystać. – Jakby udało nam się to ogarnąć, to może nawet zdążylibyśmy pojechać później na jakiś lunch – szepnęła cicho, prawie rozmarzona. Jedzenie zawsze było dobrą motywacją do działania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mógł udawać, że nic nie czuł do Farley, że nie była dla niego ani trochę istotna i cała jej obecność w jego życiu należała do grona zbędnych. Zawsze mógł również mówić, że nie zostawił jej tylko dlatego, że nie chciał, aby przyjaciel nawiedzał go zza grobu. Prawda jednak w tym wszystkim była taka, że Benjamin był beznadziejny pod względem zakochiwania się w dziewczynach/narzeczonych/żonach przyjaciół, które nagle stawały się dla niego całym światem. Nie wiedział skąd u niego ten dziwny kink, dlaczego się to u niego rozwinęło. Nigdy nie był jednak w stanie nawiązać dłuższej relacji z kimś, kto nie był wcześniej (lub w tym samym czasie) z jakimś jego kumplem, co świadczyło o nim naprawdę fatalnie jako o kandydacie na potencjalnego przyjaciela. Gdyby przechodzono do tego castingi, Ben odpadłby już w pierwszym etapie, gdyby tylko ktoś powiedział mu aby wymienił swoją największą wadę. To właśnie to by powiedział. Że zakochuje się w żonach przyjaciół i bawi w rozbijanie związków, jakby była to co najmniej dyscyplina olimpijska, w której chce zdobyć złoto.
Naprawdę, wszystko razem ogarniemy w chwilę i będzie spokój. No a potem będzie okazja do zjedzenia czegoś dobrego. Możemy po drodze zajechać do restauracji i wziąć coś na wynos. – oczywiście na myśli miał swoją własną restaurację. Bardzo przykładał się do tego, aby jedzenie tam serwowane było najlepszym z możliwych, więc szansa na to, aby Farley w końcu coś zjadła stamtąd była kusząca i sprawiała, że naprawdę się ekscytował. Już zastanawiał się, co też mogła wybrać z przygotowanego razem z szefem kuchni menu, jednak nie był stuprocentowo pewien w jakim nastroju była dzisiaj kobieta. Poza tym, że dopadało ją zmęczenie, to mogła czuć się naprawdę dobrze i oderwanie od problemów mogło obudzić w niej naprawdę szczęśliwą stronę, której już dawno nie widział. W zasadzie bardzo mocno liczył na to, że się uda i Haselton zapomni przy nim o wszystkich problemach, które ją w tym momencie osaczały. Tulił ją przy tym wciąż mocno i gładził delikatnie plecy, chcąc dać poczucie bezpieczeństwa, wyraźnie utracone w ostatnim czasie. Mógł być dla niej tak naprawdę każdym, kim chciała, żeby był. Gotów stanąć na głowie i zaklaskać uszami, żeby tylko zwróciła na niego choć odrobinę mocniej uwagę.

autor

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Bankiety i wszelkiego rodzaju imprezy, podczas których spotykała się elita Seattle pod pozorem charytatywnej pomocy dawniej stanowiły codzienność Jayden'a. I chociaż w ciągu ostatnich pięciu lat, kiedy to znajdował się poza granicami amerykańskiego miasteczka, jego obecność podczas tego typu uroczystości była ograniczona, tak bez większego problemu potrafił odnaleźć się podczas dzisiejszej gali, choć nie wiedział, czemu była ona poświęcona.
Szerokim, uroczym uśmiechem witał się z dawno niewidzianymi znajomymi, których twarzy, a przede wszystkim imiona, już nawet nie pamiętał, starając się zachowywać zgodnie z zasadami dobrego wychowania, choć jego spojrzenie - nawet w chwili, gdy zajęty był rozmową - uciekało w kierunku młodych przedstawicielek towarzystwa, które były tu dziś obecne. Szczególną uwagę zwracał na jedną z nich, która nie tylko prezentowała się olśniewająco, ale miała w sobie coś, co go zwyczajnie przyciągało.
Nic więc dziwnego, że jasne tęczówki śledziły nawet najsubtelniejszy jej gest, gdy stał gdzieś w boku, w dłoni trzymając szklankę z bursztynowym płynem, z której upił jedynie odrobinę, bardziej zaaferowany postacią brunetki niżeli bogatym smakiem, drogiego alkoholu, co było zjawiskiem niezwykle rzadkim. Widząc jak ta przemieszcza się, kierując na ogromny taras, pochwycił drugie szkło, automatycznie ruszając w krok za nią.
Zanim wyszedł na zewnątrz, rozluźnił nieco krawat do ust przyklejając charakterystyczny, nieco łobuzerski uśmiech.
- Próbujesz złapać chwilę wytchnienia od tych starych pierników? - zapytał, nie siląc się na uroczyste powitanie, od razu wyciągając ku dziewczynie szklankę z whiskey. Oczywiście nie umknęło mu to, jak wielu mężczyzn, którzy najlepszy okres w swoim życiu miało już za sobą, wciąż ją zagaduje, czy to licząc jedynie na rozmowę, czy też na taniec, którego ona jako dobrze wychowana panienka nie mogła odmówić. To mogło być męczące, z czego zdawał sobie sprawę lepiej niż ktokolwiek - jego przy każdej nadarzającej się okazji, próbowano swatać czy to z córkami czy wnuczkami.
Porażka.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

#2

Spotkania towarzyskie, które miały miejsce pod przykrywką bankietów charytatywnych, były nieodłącznym elementem życia Alice. Życia, do którego należała od zawsze, choć z pewnymi wybojami po drodze. A odkąd przygarnęli ją Carterowie, starała się, jak tylko mogła, by stać się dla nich córką, o jakiej zawsze marzyli. Przykładną, obdarzającą każdego uśmiechem i uprzejmym słowem, słuchającą z uwagą rozmówców i przytakującą na każde ich słowo.
Rola, jaką odgrywała na każdym wydarzeniu, z każdym kolejnym rokiem wydawała się coraz bardziej męcząca. Jej czas zajmowali bowiem nie tylko młodzi, dobrze sytuowani mężczyźni, którym tak naprawdę w głowie było tylko jedno, ale także starsi panowie, od których niekiedy nie sposób było się uwolnić. Nie mogła tak po prostu ich zbywać i uwolnić się przed historiami, które miały na celu poruszenie serca damy, choć ono pozostawało jednak niewzruszone. Oddane zostało jednemu mężczyźnie, który niestety nie mógł pojawić się z nią podczas tak ważnej w jej sferze uroczystości. Z resztą, nie pierwszy już raz.
Po kolejnym tańcu z jednym z przyjaciół rodziców, przeprosiła jegomościa na chwilę i ukradkiem udała się na znacznie mniej zatłoczony taras. Potrzebowała chwili oddechu, którą liczyła znaleźć w krajobrazie miasta, rozświetlonego światłami ulic i pobliskich wieżowców. Oparła się nieznacznie o balustradę i odetchnęła świeżym powietrzem. Nie przeszkadzał jej nawet chłód wieczoru, który okalał jej szyję i dekolt, pozwalając sobie na chwilę samotności, a jej czerwona suknia swobodnie powiewał na wietrze. Czuła, że od przylepionego na twarz uśmiechu bolały ją policzki, które na szczęście mogła na chwilę rozluźnić. Coraz trudniej było jej znosić tę maskaradę, ale kiedy docierała do granic, gdy w normalnych warunkach powiedziałaby coś, co skutecznie zniechęciłoby natarczywego towarzysza, przypominała sobie, że robiła to tylko ze względu na przybranych rodziców, którym zawdzięczała praktycznie wszystko. Musiała więc wytrwać do północy.
Jej samotność nie mogła trwać długo, o czym poświadczył męski głos, który niespodziewanie uniósł się w powietrzu otwartej przestrzeni, nieco donośniej niż w środku. W pierwszej chwili pomyślała, że to idealne miejsce na zagadanie do samotnej dziewczyny, które młody mężczyzna zmyślnie wykorzystał. Przy tym ten głos wydał jej się dziwnie znajomy, choć posiadał nieco mocniejsze brzmienie. Mimo to uznała, że w końcu ktoś spojrzał na nią z pewnym zrozumieniem.
- Z ich punktu widzenia nadal są młodzi i godni zainteresowania - przyznała, nieco unosząc przy tym swoje nagie ramię i odebrała od mężczyzny szklankę. - Dzięki - podniosła na niego wzrok, chcąc w podziękowaniu rzucić mu uśmiech. Nagle jednak zdała sobie sprawę, z kim miała do czynienia i mimowolnie jej serce zabiło szybciej. Jego głos i wygląd automatycznie dopasowały się do odpowiednich wspomnień i zrozumiała, że znów bezsensownie uległa instynktowi. Jayden zdecydowanie nie przejawiał objawów empatii.
I choć jego widok w tych kręgach zaskoczył ją, momentalnie odwróciła od niego wzrok i nie dała po sobie niczego poznać. Przyłożyła szklankę do ust, by upić nieco zbyt duży łyk whisky, jak na damę przystało, po którym na jej twarzy pojawiła się lwia zmarszczka, będąca oznaką skrzywienia na taką ilość trunku. Nie bała się pić tego alkoholu. Bała się jedynie tego, co tego wieczoru mogło się przy nim stać i modliła się, by alkohol choć trochę uśmierzył napięcie, które wywołało w niej towarzystwo Hemswortha. Odgarnęła włosy z ramienia.
- A co Ciebie sprowadza na taras? Obawa przed wpadnięciem w oko zbyt dużej ilości panien do wzięcia? - Uniosła wysoko brew i spojrzała na niego odważnie, przywdziewając na twarz uprzejmy i nieco przy tym rozbawiony uśmiech. W duchu nie dowierzała, że zagadał właśnie do niej. Najgorsze było to, że i temu nie planowanemu zadaniu musiała sprostać.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

Dostrzegając, jak dziewczyna, za którą wciąż podążał spojrzeniem, ucieka na taras, wiedział, iż powinien pozwolić jej na odrobinę wytchnienia, jednak Jayden nie byłby sobą, gdyby nie zaznaczyć własnej obecności, jaka mogła umknąć uwadze brunetki. Tego wieczór, starał się wtapiać w tło, chcąc przy tym uniknąć żenujących rozmów czy prób swatania go, choć nie zawsze udawało mu się tego uniknąć. Już teraz w kieszeni ciemnej marynarki - w której, swoją drogą, prezentował się wyjątkowo dobrze - znajdowało się kilka zmiętolonych karteczek z numerami panien, którym młody Hemsworth koniecznie powinien się zainteresować, bo są takie cudne, a co więcej - to było dla szatyna największym zaskoczeniem - miał tam nawet jedno zdjęcie. Czy można było go więc winić za to, że jedyne o czym marzył była ucieczka? A nieznajoma w czerwonej sukience poniekąd mu ją umożliwiła, a przynajmniej nieświadomie pozwoliła mu wyrwać się z towarzystwa.
Pierwsza myśl Alice była niebywale trafna, a podobna pojawiła się również w głowie młodego mężczyzny, sprawiając, że kąciki ust uniosły się subtelnie ku górze, kiedy sam postanowił do niej zagadać.
- Jak dobrze, że poranek przypomni im, że jest inaczej, kiedy po raz kolejny sięgną po garść leków na różne przypadłości - zaśmiał się w odpowiedzi, mimowolnie najpierw spojrzenie jasnych oczu kierując na odsłoniętą skórę brunetki, a dopiero później twarz, w której, w przeciwieństwie do Alice, nie rozpoznał znajomych rys, chociaż podświadomie czuł, że dziewczyna coś w sobie ma.
Gdy ona sama dochodziła do jakże trafnych wniosków, Jayden spoglądał na nią w coraz większym skupieniu, zawadiacko się przy tym uśmiechając. Jak typowy fotograf odnajdywał każdy szczegół, jaki wyróżniał brunetkę na tle innych dziewczyn obecnych podczas imprezy i właśnie to uznał za niewłaściwe, w momencie kiedy uciekła spojrzeniem, zupełnie nie przypuszczając, że powodem tego może być po prostu on.
Odruchowo, czując narastającą w powietrzu napięcie, chociaż nie był pewny z czego się ono wzięło, sięgnął - podobnie, jak nieznajoma - po szklankę, upijając złotego trunku. Ten był dobry, chociaż nie za bardzo wyszukany.
- Tych numery już mam - zaśmiał się, wyciskając z kieszeni marynarki kilka karteczek, które sekundę później zgniótł jeszcze bardziej, wyraźnie okazując brak zainteresowania ich właścicielkami. - Jakbym mógł, to uciekłbym dalej niż na taras, odwykłem od tego typu imprez… poniekąd - dodał, odchrząkając. Oparł się tyłkiem o betonową balustradę, tak by jednocześnie mieć widok na dziewczynę, ale również wejście na taras, gdyby ktoś chciał im przeszkodzić. Wtedy też dojrzał jak jeden z najstarszych gości wszedł na parkiet, prawdopodobnie próbując rozruszać drętwe towarzystwo, tańcząc do żywszej melodii - kto pozwolił ją zagrać?! Zaśmiał się.
- Tak tworzy się legenda - powiedział nie kryjąc rozbawienia. Grzecznie, subtelnym ruchem głowy wskakując jegomościa, który właśnie uniósł swoją laskę do góry, co prawie natychmiast spotkało się z oburzeniem reszty towarzystwa. Nigdy nie potrafił tego pojąć, bo połowa z nich miała najpewniej o ochotę dołączyć do staruszka, kolejni chcieli stąd już wyjść, a garstka, jaką to wydarzenie ingerowało,po prostu liczyła na pieniędze pozostałych.

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Kto by przypuszczał, że udział w bankietach to świetna okazja do składania ofert matrymonialnych? Ta tradycja w wyższych sferach społecznych trwała już od setek lat i najwyraźniej nie miała się ku końcowi, co niezbyt cieszyło Alice. Niestety, będąc jedynym dzieckiem Carterów, spoczywało na niej brzemię dobrego zamążpójścia, czego do tej pory skrzętnie udawało jej się uniknąć. I choć kiedyś taki układ jej nie przeszkadzał, bo wydawało jej się, że otrzymała najlepszego partnera, na jakiego mogła trafić, to życie szybko zweryfikowało jej plany, nadzieje i stanowisko w tej kwestii, pozostawiając za sobą nieprzyjemną nutę goryczy. Teraz uważała, że była jeszcze na to stanowczo za młoda i wolała żyć po swojemu, ale z drugiej strony… miała wobec swoich przybranych rodziców dług wdzięczności. Który przywiódł ją właśnie na tę imprezę, a którego obciążenie nakazało jej odetchnąć świeżym powietrzem.
- Grunt to dobra konserwacja. Ale pozostaje im jeszcze farbowanie włosów i zabiegi odmładzające - rzuciła mimochodem, czując przez moment przyjemny dreszcz na samą myśl, że mówiła w sposób, w który zdecydowanie nie powinna się wyrażać o biednych starszych ludziach. Swobodnie, bez zastanawiania się nad tym, czy rzeczywiście wypadało. A potem zrozumiała, z kim miała do czynienia i poczuła się znacznie mniej swobodnie.
Jej idealny partner, z którym jeszcze za czasów nastoletnich wiązała przyszłość, wcale nie należał do idealnych. A fakt, że znów pojawił się dosłownie na wyciągnięcie jej ręki, zupełnie jej nie poznając, odkrył przed nią przykrą prawdę - Jayden nigdy jej nie kochał i w ogóle się dla niego nie liczyła, dlatego tak łatwo było mu o niej zapomnieć. Nic więc dziwnego, że postanowiła jeszcze przez chwilę mieć nad nim tę przewagę, że dokładnie wiedziała, kim on był. Może też przy okazji mogła dać mu jakąś nauczkę?
Rzuciła spojrzeniem na ruch, który wykonał mężczyzna i prychnęła rozbawiona, by wzrokiem powrócić na moment na widok z tarasu. Kiedyś z pewnością zaimponowałoby jej, jak subtelnie okazał, że pozostałe dziewczyny nie miały dla niego żadnego znaczenia, a swoje zainteresowanie skierował właśnie na nią. Tym razem jednak nie miała zamiaru wykazać się naiwnością, która te parę lat temu przesłaniała jej właściwe spojrzenie na Jaya.
- Co jest z nimi nie tak? - Ciekawość przed tym, co odpowie, nakazała jej ponownie na niego spojrzeć. Jej zainteresowanie i błysk w oku mogło zostać mylnie zinterpretowane jako zaintrygowanie jego osobą. Odnajdywała pewną dziwną przyjemność w tej grze, kiedy znała prawdę. Jego nieco melancholijny głos sprawił, że tym razem naprawdę przykuł jej uwagę. Zamyśliła się na moment, w myślach pozwalając sobie na drwinę. Ucieczka zawsze była dla niego dobrym wyjściem, czyż nie? Nie mogła nie przepuścić tej okazji.
- Na przykład do Australii? - zapytała w tym samym momencie, co on rzucił swoją błahą uwagę. Jej ton wydawał się beztroski, jakby wcale jej to nie ruszało. Nie zamierzała pokazywać mu swoich słabości i faktu, że zabolało ją to, co jej zrobił. Chociaż… przecież jeszcze nie wiedział, kim tak naprawdę była. Na razie pozostawała jedynie kolejną kobietą, która najwyraźniej wpadła mu w oko. Ciekawa była, czy był w stanie połączyć kropki.
Ostatnio zmieniony 2022-05-28, 18:25 przez Alice Carter, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Lyn [ona]

Awatar użytkownika
25
183

Fotograf/współwłaściciel firmy

Hemsworth Company/studio fotograficzne

the highlands

Post

To było staroświeckie - próby swatania podczas bankietów czy innych, tego typu okazji, niemniej dlaczego starsi przedstawiciele mieliby z tego rezygnować, skoro system ten działał od wieków, a wiele małżeństw istniało właśnie dzięki niemu? Nikt nie brał pod uwagę tego, że świat się zmieniał, uparcie idąc naprzód, a młodzi zamiast myśleć o założeniu rodziny, w pierwszej kolejności stawiali na rozwój kariery. Jayden nie był inny. Jego egoistyczne podejście wielokrotnie sprawiało, że ktoś cierpiał, a on - jak typowy dupek - zupełnie się tym nie przejmował. Jest osobą pozbawioną empatii, nieczułą i niewrażliwą, choć są to jedynie pozory, jakie stwarzał, w ten sposób chroniąc samego siebie. Oczywiście bywały momenty, w których chciał ochronić również drugą stronę, zaznaczaj jasno wyznaczając granicę, czy z góry ostrzegając jaki jest, tyle tylko, że mało kto wierzył w jego słowa. Dlaczego więc ostatecznie on ponosił całą winę i odpowiedzialność za to, co się później działo?
Tylko w jednym przypadku, obecnie stanowiącym wytarte przez czas wspomnienie, zachował się, jak zwykły kutas! czego był świadom i nawet nie próbował się usprawiedliwiać. Z Alice miał szansę na to, by nie tylko zaznać szczęścia, ale również stworzyć coś trwałego, stojącego na silnych i mocnych fundamentach, jednak zaprzepaścił to na rzecz….- do tej pory nie był pewny czego.
- Trafne spostrzeżenie - zauważył, wciąż rozbawiony, poniekąd ciesząc się, że dziewczyna zrozumiała jego poczucie humoru, ponieważ w większości przypadków komentarz, jaki rzucił zapewne spotkałby się z oburzeniem. Niejednokrotnie dane było mu obserwować to, że dziewczęta z wyższych sfer bardzo często miały kija w tyłku, jednak największym zaskoczeniem było dla Hemsworth'a to, iż nawet poza towarzystwem go nie wyjmowały.
W gruncie rzeczy Jayden nigdy nie uważał się za ideał, określenie to bardziej pasowało do Josepha, jego starszego brata, który był nie tylko najlepszy we wszystkim, ale wiedział też, jak należy postępować z kobietami i okazywał im należny szacunek. Średni Hemsworth miał z tym problem, a w dodatku lubił pakować się w kłopoty. Mimo to, obecnie radził sobie naprawdę dobrze, osiągał zamierzone cele, korzystał z życia, którego zwyczajnie się nie bał i niejednokrotnie pokazywał, że jednak posiada taki narząd, jak serce.
Jeśli natomiast chodzi o relacje z Alicie i to czy ją kochał. Niewątpliwie czuł do niej coś, czego nawet teraz nie potrafił nazwać. Miał problem z określeniem własnych emocji, bardzo często, kiedy ich nie rozumiał, zwyczajnie się wkurwiając. Sam fakt, że dziś nie rozpoznał dziewczyny wcale nie świadczył o tym, iż nic do niej nie czuł. Równie trudno było mu o niej zapomnieć, ponieważ osnute mgłą wspomnienia, tyczące się jej postaci, bardzo często do niego wracały, chociaż nie był typem osoby, która poddawała się melancholii. I być może było to błędem, bo teraz stając twarzą w twarz z brunetką, nie przyszło mu przez myśl, że może to być panna Carter, nawet jeśli podświadomie musiał to czuć, decydując się na to, by właśnie na niej skupiać dziś całą swoją uwagę.
Słysząc pytanie padające z ust dziewczyny uśmiechnął się zawadiacko. Oczywiście, mógłby rzucić tekstem w stylu bo nie są tobą, który był nie tylko banalny, ale przede wszystkim oklepany, lecz zamiast tego powiedział - Nie wiem, bo nigdy ich nie poznałem - wzruszając ramionami, po czym upił kolejny łyk alkoholu. W każdej sekundzie ich rozmowy Jayden przyglądał się nieznajomej z wyraźnym zainteresowaniem, mając niejasne przeczucie, że miał z nią już do czynienia. W umyśle szatyna kłębiło się wiele myśli, a słysząc kolejne pytanie pojedyncze elementy układanki, połączyły się w całość, choć postanowił tego nie zdradzać.
Serce w piersi chłopaka zabiło mocniej, gdy zdał sobie sprawę, że stojąca obok niego dziewczyna to nikt inny, jak Alice Carter. Starsza o pięć lat, piękniejsza, ale równie bardzo urocza, jak ją zapamiętał. Dlaczego od razu jej nie poznał? Pokręcił z dezaprobatą dla samego siebie, jednocześnie czując coś na kształt dumy, że ta, od razu nie zdradziła się ze swoimi emocjami, odkrywając, iż on to on.
- To drugi koniec globu, więc dlaczego by nie - zaśmiał się, podejmując grę, jaką ona świadomie rozpoczęła, nie od razu go w nią wciągając. Nieładnie! - Chociaż w zasadzie każde miejsce jest dobre - dodał, chwilę później - Nawet takie...Wendy's - podał dla przykładu, wykańczając zawartość własnego szkła. Spojrzał na Al, wypowiadając ostatnie słowa, zupełnie jakby rzucał jej nieme wyzwanie.
I co zrobisz teraz?

autor

-

livin' a dream where happiness never ends
Awatar użytkownika
24
175

inżynier dźwięku

wytwórnia filmowa

belltown

Post

Założenie rodziny nie należało do priorytetów Alice. Posiadała wiele marzeń, ale małżeństwo nie było na szczycie tej listy, zwłaszcza, kiedy najwyraźniej wyglądało jak transakcja, a nie przypływ uczuć. Przede wszystkim chciała się wybić i stać się jednym z najlepszych inżynierów dźwięku nie tylko w Seattle, ale też w całych Stanach. Pragnęła też skrycie stać się niezależną i wolną od wpływów Carterów. Od lat odgrywała posłuszeństwo wobec swoich przybranych rodziców, ale niekiedy stawało się ono zbyt męczące, a ona uwielbiała wolność. Była młoda, miała zamiar jeszcze się wyszaleć i nie zastanawiać się nad tym, co powinna i czy wypadało.
Może to dlatego zawsze ciągnęło ją do niegrzecznych chłopców? Albo to ona stawała się niegrzeczna, kiedy wymykała się spod czujnego spojrzenia rodziców? Im bardziej nieprzyzwoitych wyborów dokonywała, tym spotykało się to z większym brakiem akceptacji. Lawirowanie na granicy rozsądku i szaleństwa było czasem zbyt kuszące. Parę lat temu w złym miejscu ulokowała swoje uczucia w kimś, kto podzielał jej upodobania, licząc po cichu, że może jednak nie stanie się to błędem. Uważano ją za szaloną i przestrzegano, jak to się mogło skończyć, ale jakoś jej to odpowiadało. I choć wtedy rodzice z obu stron wiązali nadzieję ze związkiem stworzonym przez Alice i Jaydena, to niestety, przeliczyli się, a ona wyszła z tego najbardziej pokrzywdzona. Powinno być to dla niej nauczką, ale o wiele łatwiej było skupić swój ból na kimś, niż obarczyć tym siebie, prawda?
Ideał to pojęcie względne. Ktoś, z kim dogadywało się na wielu polach, przeprowadzało się rozmowy i rozważania na nieskończoną ilość tematów, towarzyszyło się w trakcie wcielania w życie ekstremalnych i niekoniecznie rozważnych pomysłów, a wreszcie stawało się kompatybilnym w łóżku - ktoś taki chcąc nie chcąc stawał się częścią planów na przyszłość, bez niego nic nie miało sensu. Owszem, Jayden nie był idealny, ale był jej. A teraz wydawał się tylko brzydką blizną, którą nosiła w sercu.
- Może w tym problem? Czasem chwila wystarczy, żeby przekonać się, czy znajomość okaże się wartościowa - przyznała, spoglądając na niego znad starannie wytuszowanych, długich rzęs, usta przyozdabiając niewinnym uśmiechem. Oczywiście, wcale nie miała tu na myśli małżeństwa, a coś znacznie przyjemniejszego. Chyba po to właśnie zbierał numery telefonów? Z nudów mógłby zadzwonić pod którykolwiek i wykorzystać niczego nieświadomą dziewczynę, żeby nad ranem ją porzucić. Alice mogła śmiało przypuszczać, że był z nią tak długo tylko dlatego, że nie zdobył wtedy jeszcze odpowiedniego doświadczenia uciekania przed zobowiązaniem. Słysząc jego śmiech nieco zacisnęła szczęki, które kilka zaraz taktownie rozluźniła. Alice, tylko spokojnie, upomniała się w myślach.
- Im dalej, tym lepiej - przytaknęła powoli, starając się, by w jej tonie nie znalazła się oznaka kąśliwości i upiła kolejny łyk whisky. Zastanawiało ją, czy naprawdę potrzebował podróży aż na drugi kraniec świata, by przed nią uciec? Było to co najmniej dziecinne, ale przecież niczym się nie przejmował, prawda? Na samo wspomnienie o Wendy’s niepostrzeżenie na jej twarz wkradł się rozbawiony uśmiech. Skoro pomiarkował już, kim była, to tym bardziej ciekawe było, że tak bezczelnie przywrócił wspomnienia. Kiedyś urwali się z podobnego bankietu właśnie tam. Dobre jedzenie, choć nie tak efektowne, jak w wykwintnej restauracji, do którego przyzwyczajano ich od małego, było następstwem upojnie spędzonej nocy w posiadłości Carterów, z której Jayden przemknął niezauważalnie tuż po powrocie rodziców Alice. Miał tupet, że o tym wspomniał. - W wymykaniu się jesteś mistrzem - powiedziała, w tonie głosu wyrażając podziw. Czy na imprezę, czy w trakcie bankietu, czy po nocy spędzonej w czyimś łóżku, czy przed kimś, nie ulegało wątpliwości, że ten nawyk opanował mistrzowsko. Pomijając w ocenie Jaydena, co jej zrobił, ta konkretna jego umiejętność zawsze robiła na niej wrażenie. - Mówisz, że gwarantuje lepsze przeżycia od tych tutaj? - zapytała, na moment kierując wzrok na salę, gdzie obowiązywało trzymanie głowy wysoko uniesionej i fałszywy uśmiech, po czym wróciła wzrokiem z powrotem na mężczyznę. Przyglądała mu się odważnie, ciekawa jego reakcji.

autor

Lyn [ona]

ODPOWIEDZ

Wróć do „SoDo”