Jak to - nie ukrywał alkoholu przed rodzicami? Ukrywał bardzo starannie przecież, bo prawdziwe zapasy czekały sobie grzecznie w pokoju
Laurence'a, zgodnie ze wcześniejszą umową. Dlatego, kiedy tylko
geriatria opuściła mieszkanie, Cosmo wyciągnął z kieszeni komórkę, wystukując szereg wiadomości do zaprzyjaźnionych osób, czekających na sygnał, aż boomerzy się zwiną i będą mogli wkroczyć do gry. Tak, niestety na liście byli też głupi koledzy
Taylora, który swoją drogą zaniemógł gdzieś chyba, ale Fletcher wolał nie wnikać w gastryczne problemy brata swojej przyjaciółki. Zamiast roztrząsać tę kwestię, zwrócił się do
swojego alkoholowego przemytnika, który zamiast pomyśleć o innych, już tam sobie coś drineczkował w kuchni. Dramat.
-
Laurence? Przyniesiesz wódę? - Bo nie trzeba było już chyba jakoś specjalnie się cenzurować. Wszystko w porę, jak zwykle, bo zaraz zestresowana
Laura zaczęła powątpiewać w jego organizacyjne ogarnięcie. Jakby zapomniała zupełnie, że Cosmo nawet totalnie nafurany był absolutną kwintesencją imprezowego żywiołu! Także nie zdążył nawet jej odpowiedzieć, kiedy stłumiony dudniącą muzyką dźwięk domofonu dotarł do jego uszu. Pospiesznie ruszył do drzwi, które pozostawił uchylone, żeby tzw. ekipa imprezowa trafiła do środka bez problemu - co i tak z pewnością by zrobiła, zważywszy na głośną muzykę. Ale to nic, bo przecież wcześniej zdążył już strzelić rundę po sąsiadach, którzy nie wydawali się ani przesadnie zachwyceni ani jakoś mocno ubolewający.
Znieczuleni życiem.
Tak więc zaczęli wtaczać się do mieszkania ludzie - kolejni i kolejni, więc lepiej, żeby Laurence pospieszył się z tą wódką! Przynieśli ze sobą słodkawy zapach marihuany i lekki, alkoholowy odór sugerujący, że przed imprezą musieli trzasnąć sobie jakiś pre-drink, za co Cosmo absolutnie nie miał zamiaru ich oceniać. Zachowując resztki trzeźwości umysłu, uchylił pospiesznie okna w salonie, ale potem dostrzegł osobę, której wypatrywał tak niecierpliwie i już zupełnie przepadł.
Ed miał dwadzieścia dwa lata, przydługie, ciemne dredy, sztruksowe spodnie,
plecak pełen dobra i jebany dług wdzięczności za to, że Fletcher kiedyś pomógł jego siostrze, kiedy ktoś zbyt napastliwie zaczepiał ją w klubie. Nie miał nic twardego ani nic dobrego - trochę syfiastych dopalaczy, nieco emki w kolorowych tabletkach, coś co miało udawać speed, ale pewnie było zwykłym mefedronem i miernej jakości zioło, które jednak w obecnych warunkach wystarczyło w zupełności, żeby rozkręcić imprezę.
-
Blety - rzucił tylko, wciskając mu w rękę kilka opakowań bibułek. -
Skręcisz trochę? - spytał niepotrzebnie, bo przecież wiadomym było, że Ed skręci. Potem dopiero nachylił się do niego bliżej, ściszając głos. -
Masz dla mnie coś?
Jasne, że miał. Strunowy woreczek z szarawym proszkiem w środku. Cosmo nie pytał nawet, co to, bo wiedział dobrze, że Ed sam nie ma pojęcia i co najwyżej mógłby go okłamać. Wyjebane w taki biznes. Nucąc pod nosem w rytm wżerającej się w mózg muzyki skierował się do kuchni, żeby z pomocą kuchennego noża oddzielić kreski. Kilka sekund - tyle tylko mu to zajęło i miał głęboko gdzieś to czy ktoś to widział. Za parę godzin co drugi będzie pochylać się nad kuchennym blatem. Kolejny krótki moment na zaskoczenie trybików, na przywyknięcie do odkształconej gwałtownie rzeczywistości.
Nie ma czasu. Jakaś dziewczyna odpalała skuna nad fotelem w salonie, więc Cosmo zaraz znalazł się przy niej, żeby odebrać jej blanta.
-
EJ, ALE TROCHĘ KULTURY! ZIELONE PALIMY W ŁAZIENCE, OTWÓRZCIE TAM OKNO I NIECH SIĘ NIKT NIE SPIERDOLI NA DÓŁ, BŁAGAM - pouczył jak na prawdziwego gospodarza przystało, następnie zaciągając się raz odebranym od poirytowanej rówieśniczki batem, którego to zaraz jej zwrócił, spojrzeniem odprowadzając ją do łazienki.
Dobrze. Dobrze, choć nieco szumiało w głowie, nieco rozmazywało się przed oczami.
Laura rozmawiała akurat z
Capri i
Stellą, kiedy jakiś gościu, pewnie
Dennis albo Dan, opróżniał piwo tuż przy nich, żeby zaraz wznieść okrzyk:
-
DOBRA, KURWA, GRAMY W BUTELKĘ!
Cosmo zamrugał szybko, bo nie spodziewał się, że te słowa padną tak szybko, ale to nic. Wyjebane albo nawet nie - nawet dobrze, niech tak będzie.
-
GRAMY W BUTELKĘ - powtórzył więc, jakby ludzie co najmniej czekali na jego aprobatę, a przecież
Dan już chwytał
Stellę za nadgarstek, już wciskał jej pustą flaszkę w rękę i wskazywał blat stolika do kawy jako miejsce, w którym szkło powinno się zakręcić.
-
Dobra, ale na kogo wypadnie, ten pije, jasne? Bez marudzenia. Mała, ty zaczynasz, bo trzeba tych frajerów rozruszać - oznajmił jeszcze, w drugą rękę wciskając
Stelli kubeczek z drinkiem o nieznanych proporcjach.
Okej, to znaczyło, że wóda się lała.
Bajerancko.
Okej, Ptysie. Zasady gry w butelkę raczej są każdemu znane - kręcimy butelką, a osoba, na którą wskaże musi odpowiedzieć na pytanie lub wykonać zadanie wymyślone przez kręcącego. Uznałam, że w forumowej wersji też możemy zdać się na losowość.
Przed napisaniem posta rzucamy w tym temacie dwoma kostkami, opisanymi niżej.
Pierwszy rzut ma wskazać osobę, na której zatrzymała się butelka. Wrzucacie w podlinkowanym wyżej temacie post o treści:
. Potem zerkacie na listę poniżej, żeby sprawdzać, na kogo padło. Jeżeli butelka wskazała was, kulacie jeszcze raz.
1 - Laura
2 - Capri
3 - Stella
4 - Cosmo
5 - Laurence
(+6 - dostanie Taylor, jak już wróci z kibla)
Drugim rzutem pozbawiamy postaci komfortu wyboru między wyzwaniem i prawdą, który mają gracze w grze w prawdziwym życiu. Rzucacie tym razem kostką:
. Zależnie od tego, co wypadło, możecie w swoim poście założyć, że osoba wyznaczona przez butelkę wybrała wyzwanie lub prawdę.
1 - prawda
2 - wyzwanie
Wyzwanie lub pytanie wymyślamy już sami.
Dodajemy post dopiero po poznaniu wyników z obu kostek. Najlogiczniej, jeśli następny post doda osoba, którą wylosowała butelka, ale nic przecież nie szkodzi na przeszkodzie, żeby ktoś niewylosowany w grze zabrał głos / podjął jakąś inicjatywę, bo nie jesteśmy stare dziady i nie będziemy się bawić w sztywniackie zasady, o.
Buzi!