WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

outfit bez torebki i okularków

Jeszcze tylko jedna przecznica... dzieliła Stellę od wolności, a przynajmniej od jej przyjemnego złudzenia. Szlaban, który dostała po imprezie halloweenowej, nie miał końca – ciągnął się w nieskończoność, męczył ją coraz bardziej, odbierał tak wiele okazji do zabawy. Może to i lepiej, że miała (bardzo) ograniczony dostęp do telefonu, bo przeglądanie wesołych zdjęć znajomych wpędziłoby ją w depresję. Też chciała się bawić. Brakowało jej kontaktu z rówieśnikami poza szkołą, jej życie stało się nudne jak flaki z olejem, tylko czytała albo rysowała, z nudów nawet czasem zaczynała się uczyć.
Wyskoczyła z samochodu jak poparzona, kiedy wreszcie dojechali na miejsce. Ciotka Dakota odjechała spod mieszkania dopiero po przekroczeniu progu do mieszkania, co Stellę lekko rozzłościło, ale nie tak bardzo jak na początku szlabanu, już pomału przywykła do bycia więźniem.
- Nie spóźniłam się? Nie spóźniłam się - upewniła się, witając się ze wszystkimi, bo rzadko przychodziła gdzieś punktualnie, ale spóźnić się na imprezę-niespodziankę to byłby fail. - Mama siedzi w pracy - wzruszyła ramionami, a cała jej postawa mówiła jak zwykle, kiedy informowała o tym wujka Judasza. Nie było jej dane powiedzieć nic więcej, bo Laura pojawiła się w mieszkaniu.
- NIESPODZIANKA! - Krzyknęła ze wszystkimi i głośno zaklaskała. Ach, ile to już lat nie spędzały wspólnie urodzin? Wolała nie liczyć i w ogóle puścić ich kłótnię gdzieś daleko w niepamięć.
- Laaaura! - Normalnie musiała stać w kolejce, żeby się w końcu dobić do dzisiejszej jubilatki. Rzuciła jej się na szyję, jakby tą nadmierną emocjonalnością miały nadrobić lata rozłąki. Całe szczęście, że już miała sprawną kostkę! - Wszystkiego, wszystkiego najlepszego, ty dobrze wiesz - wymamrotała jej do ucha, ściskając ją jeszcze mocniej, bo zawsze uważała, że te wytarte formułki urodzinowych życzeń to niewiele znaczą, a takim uściskiem mogła przelać na nią wszystkie dobre myśli. - To ode mnie i mojej mamy, kazała ci przekazać mnóstwo rzeczy, których nie zapamiętałam, ale generalnie spełnienia marzeń, zaprasza do nas i takie tam - uśmiechnęła się szeroko, wręczając jej niedużą torebeczkę, w której był delikatny wisiorek i czaderski rapidograf z czerwoną kokardką, żeby jej się dobrze rysowało na studiach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 1 — O samym przyjęciu urodzinowym dla Laury dowiedziała się właściwie na ostatnią chwilę, nie miała najmniejszego problemu z dostosowaniem swojego grafiku w pracy. I tak planowała luźniejszy dzień, bo o samym fakcie, że jej córka i zarazem najmłodsze dziecko kończy siedemnaście lat, nikt jej nie musiał przypominać. Ot, kolejna sytuacja, w której pomimo wcale nie tak sędziwego wieku poczuła się odrobinę staro. Na szczeście na tym etapie była już przyzwyczajona do podobnego uczucia, mając na koncie wspomnienia z ukończenia szkoły obu synów i dwudziestych urodzin najstarszego dziecka. Tego dnia skupiła się na świętowaniu z Laurą w dokładnie taki sposób, jak planowała wcześniej. Nie byłaby sobą gdyby od samego rana nie bombardowała córki życzeniami, a potem nie zaoferowała pojechania na lody i poszwendania się trochę po sklepach. Z tą jedną różnicą, że tym razem zamiast wrócić do domu na wieczorny maraton filmów, odwiozła Laurę do ojca, u którego miała się odbyć rzeczona impreza. Nie była pewna, czy to aby na pewno najlepszy pomysł, ale nie zamierzała tego w żadnym wypadku mówić na głos. Jeśli Judah chciał się wykazać i zrobić coś miłego dla własnej córki, to przecież nie zamierzała w tym przeszkadzać. Wręcz przeciwnie, pierwsza zamierzała się rzucać do pomocy w zażegnywaniu kryzysów, a biorąc pod uwagę, że w tym samym miejscu mieli się znaleźć Taylor i Judah, Liz nie zamierzała wykluczać z możliwości absolutnie niczego. No, może poza indykiem. Sama już miała okazję złożyć córce życzenia i dać prezent, więc odsunęła się na bok, żeby innym też dać szansę. Pomachała do Cosmo, przywitała się z resztą rodziny i zerknęła na byłego męża. Zamarła w połowie unoszenia kciuków w górę w geście gratulacji dla Jude'a, a oczyma wyobraźni już widziała, jak na stole ląduje nie tylko indyk, ale też głowa jej młodszego syna. Ani myślała komentować to, czego była świadkiem, tylko rozejrzała się za pogrzebaczem. Wbrew pozorom nie po to, żeby ubić to przerośnięte ptaszysko w mieszkaniu swojego byłego męża, tylko żeby złapać je starym sposobem, którego nauczyli ją bracia na rodzinnym ranczu.
Żebyś sobie przypomniał jaka to radość mieć dzieci — rzuciła cicho do Judaha, w przeciwieństwie do niego raczej wyglądając na rozbawioną niż zirytowaną. Może była już po prostu przyzwyczajona do wszelkich dziwnych akcji, a może po prostu cieszyła się, że to nie jej mieszkanie ma problem z nadmierną populacją żywego drobiu. A potem spojrzała na Jacoba i Vanessę, słuchając całkiem dobrych pomysłów rozwiązania problemu, po czym dorzuciła coś do siebie.
Jak mu zagrodzicie drogę to go złapię... może — ostatecznie sam fakt, że wiedziała jak taka akcję przeprowadzić jeszcze nie oznaczało, że jej się to uda. Od ponad dwudziestu lat nie musiała się uganiać za żadnymi zwierzętami na farmie, więc zdecydowanie mogła wyjść z wprawy. Niemniej delikatnie przykucając, żeby w razie czego szybko rzucić się w odpowiednią stronę, spróbowała podkosić i chwycić indyka za nogi, korzystając z faktu, że ptaszysko znalazło się akurat pomiędzy nią a ścianą. W tym momencie przekonała się, że łapanie drobiu zdecydowanie nie jest niczym jazda na rowerze i niećwiczone po latach definitywnie zanika. Na całe szczęście tuż obok był Jacob, który uratował sytuację, wobec czego Liz jak najszybciej usuneła się z drogi, żeby nie przeszkadzać we wpakowywaniu zwierzęcia do pudła, skoro już i tak niewiele mogła więcej pomóc.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On w tym apartamencie, do cholery, mieszkał. Jakim cudem pojawił się więc po czasie? Sam nie miał pojęcia, ale na przeszkodzie stanęło mu dzisiaj wiele rzeczy. W pracy zepsuł piec przez własną nieuwagę, potem nie mogli znaleźć jego zamówienia w sklepie z gadżetami fotograficznymi, a na końcu zahaczył o czyjąś torebkę w autobusie i rozdarł całe opakowanie, przez co musiał znaleźć miejsce, gdzie by mu je zrobili od nowa. Przy tym wszystkim nadal łudził się, że ostatecznie wyrobi się w czasie, ale przyszedł jakieś dwadzieścia minut po solenizantce.
Wszedł dość niepostrzeżenie i wrzucił jeszcze do pokoju plecak z ubraniami do pracy, przemył szybko twarz i dłonie, a następnie nieśmiało wkroczył do salonu z pokaźnych rozmiarów pakunkiem. Rozejrzał się po gościach z lekką dezorientacją wymalowaną na twarzy. - Co tu robi żywy indyk? - zapytał, patrząc jak JACOB, VANESSA i ELIZABETH walczą z ptaszyskiem. Nie tego się spodziewał, ale jego rodzina miała to do siebie, że zawsze potrafiła zaskoczyć. Szybko wyłapał też wzrokiem KOCHANEGO TATUSIA, który najwidoczniej nie bawił się najlepiej. Pokręcił głową z niemym pytaniem pt. co tu się kurwa dzieje ojciec?!, ale potem przypomniało mu się, że się spóźnił i prawdopodobnie tylko dodatkowo staruszka dobijał w tym momencie. Whoops. To samo pytające spojrzenie posłał też w kierunku TAYLORA. Póki co nie był jeszcze świadom, że to jego sprawka, ale umówili się przecież na prezent, więc skąd miał wiedzieć, że bratu odbije? Z pozostałych gości pomachał jeszcze do COSMO, który ubrał się jak nastoletnia prostytutka. Aż dziwne, że nikt go jeszcze siłą nie przyodział w jakąś bluzę. Wolał nie myśleć co oni tu dzisiaj z ojcem przeżywali we dwoje, chociaż wiedział, że musiało być komicznie. Pozostałych omiótł tylko wzrokiem, bo niestety nie znał, ale liczył, że wkrótce ulegnie to zmianie. Wiadomo przecież, że na imprezach najlepszą atrakcją były nowe twarze. Przecież nie miał zamiaru gadać z MATKĄ.
- LAURA! Jeny, wybacz za spóźnienie, ale... - przyjrzał się SIOSTRZE dokładnie, bo jej ubranie go nieco zaskoczyło. Wcześniej się tak nie ubierała, ale zgadywał, że była to sprawka COSMO. - fajnie wyglądasz - posłał jej szeroki uśmiech i objął ją jedną ręką, drugą wciskając jej do rąk dość spory karton. - Masz tam różne takie stojaki i inne akcesoria do zdjęć, żebyś wiesz, była jeszcze bardziej profesjonalna. To ode mnie i Taylora - wyjaśnił, bo wątpił, aby miała teraz głowę na otwieranie pakunków, a już się nie mógł doczekać z zobaczeniem jej miny na wieść o tym co jej przygotowali.
- Dobra, gdzie jest alkohol, bo tutaj widzę, że grubo od początku - znów odniósł się do ptaszyska, pytanie swe rzucając bardziej w eter, chociaż faktycznie zaczął szukać jakiejś butelki. Całe szczęście, że już był na legalu i nie musiał czekać aż geriatria wyjdzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trochę już się gubił. W tym całym bałaganie, w przychodzących ciągle S P Ó Ź N I O N Y C H gościach, pośród których nagle dostrzegł twarz Laurence'a, gotowy wydrzeć się na niego przez pół salonu, gdyby tylko pytanie Vanessy nie odwróciło uwagi Judasza od syna. – Możemy – machnął już tylko ręką, mając gdzieś to plastikowe pudełko i mając prawie gdzieś biegającego mu po mieszkaniu indyka przyniesionego przez Taylora, bo w tym samym momencie mignęła mu obok sylwetka Laury, ubranej w coś... innego. – Ładnie wyglądasz – bo jak na ojca przystało, według niego Laura wyglądała ładnie we wszystkim, o ile nie były to rzeczy takie jakie miał na sobie Cosmo, odsłaniające o wiele więcej niż odsłaniać powinny, jeszcze przy tylu gościach na raz. Przy okazji Cosmo, to jego słowa też chcąc nie chcąc zignorował, nie wyłapując z nich żadnego podtekstu, który był tam wrzucony celowo względem Jakuba. Dziwne, nie? Że nie przyszło mu do głowy, żeby dzieciak, który przyjaźnił się z jego córką miał jednocześnie coś do jego brata, przy którym kręcił się dziwnie dużo, do czasu aż młodszy Hirsch postanowił ratować mieszkanie tego starszego. Albo indyka, w zależności od tego co było jego priorytetem.
Jacobowi posłał jeszcze krótkie spojrzenie, którym chciał tylko zasugerować, że już nie raz i nie dwa brał coś takiego pod uwagę, ale zamiast odzywać się na głos i dzielić ze wszystkimi tu obecnymi swoimi przemyśleniami na temat Taylora, zamknął usta i pokiwał nieznacznie głową. Może nawet chciał coś dodać, coś o tym indyku a nie swoim środkowym synu, który na szczęście chwilowo zniknął z pola jego widzenia, ale właśnie wtedy tuż obok znalazła się Elizabeth, a on dzierżył już w dłoniach butelkę szampana i niedokończone przez matkę cherry, które zanim zauważyła jak znika w ręce Jacoba, sam od niego przejął. – Cherry? – ironia w jego głosie wyjątkowo była tu celowa, bo nawet nie myślał o tym, żeby oddać kieliszek Liz. Sam miał zamiar je wypić. – Żadna. Znacznie bardziej wolę swojego...kota, chciał dokończyć, ale właśnie w tym samym momencie przypomniał sobie o zwierzaku, który gdzieś w tym mieszkaniu był albo raczej być powinien, jeśli nie uciekł kiedy i o nim Judah przez cały ten burdel zapomniał. Cały dotychczas trzymany alkohol wylądował od razu na kuchennym blacie, a on sam już poderwał się z miejsca, wypatrując na zmianę indyka i kota, których starcie mogłoby skończyć się... źle. Bardzo źle. – ŁAPCIE TEGO INDYKA BO ZARAZ SKOŃCZY MARTWY – prawdę mówiąc Judasz by to jeszcze zniósł, pewnie nawet lepiej niż zamykanie żywego drobiu w plastikowym pudełku, ale na uwadze miał tutaj przede wszystkim Laurę, której impreza urodzinowa i tak zmierzała już po miano największej katastrofy w dziejach imprez-niespodzianek. – LAURENCE SZUKAJ KOTA – wydał polecenie, nawiązując krótki kontakt wzrokowy z synem, w tym samym czasie widząc kątem oka wymachującego skrzydłami indyka, nadal żywego, w rękach Jacoba. – Idź z nim na balkon zanim ucieknie – rzucił jeszcze, ale i tak odetchnął już z ulgą. Co nie zmieniało faktu, że teraz tym bardziej musiał się napić.

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Gdyby Cosmo wiedział, że tylu złamasów postanowi się spóźnić, kazałby im przyjść o trzeciej i siedzieć jeden na drugim za tymi fotelami - może nauczyliby się punktualności! Mimo to uśmiechnął się przyjaźnie do Stelli, która na szczęście pojawiła się bez tego pomiotu diabelskiego zwanego Oscarem, z którym nagle miał wspólnego zdecydowanie więcej, niż by sobie tego życzył. W międzyczasie zdążył z koślawym uśmiechem przewrócić oczami, kiedy Jacob zdyział przed familią, decydując się na porzucenie go na rzecz gonienia spasionej kury razem z panią Vanessą, która z jakiegoś dziwnego i niezrozumiałego zupełnie dla Fletchera powodu uznała łapanie indyka za rzecz wyższego priorytetu, niż uwiecznienie na fotografii zniewalającego uroku Laurity. Na całe szczęście w tym całym nieszczęsnym zamieszaniu pozostawała jeszcze nestorka rodu Hirschów, która na jego niewinnych oczach sama wytrzasnęła z kredensu butelkę sherry, z której to polała sobie jak gdyby nigdy nic, żeby w błyskawicznym tempie wychylić naraz cały kieliszek. Wow. Po kim ta Laura taka sztywna?
- Coś nie tak?! - upewnia się, kierując swoje słowa do kobiety i jednocześnie podnosząc głos, żeby przekrzyczeć muzykę, którą ktoś nagle musiał potężnie podgłośnić - może w ramach skomponowania dobrego tła dla tych indyczych potyczek? Zdążył tylko jeszcze rzucić krótki uśmiech Jacobowi, kiedy ten odbierał niereformowalnej pani Hirsch kieliszek, a następnie sam podjął decyzję o usunięciu się z pola rażenia jej potencjalnego gniewu. Zapamiętawszy, skąd seniorka wytrzasnęła butelkę sherry, postanowił skorzystać z zamieszania i faktu, że o dziwo nikt nie zwracał na niego uwagi (?!?!?!). Sięgnął po trzy ikoniczne, czerwone plastikowe kubeczki, do których zaraz rozlał alkohol, przez chwilę jeszcze zastanawiając się czy udawanie, że w środku jest cola ma jakikolwiek sens, w końcu jednak zrezygnował z pomysłu tworzenia dziwnych miksów. Rozglądając się jeszcze w lęku przed napotkaniem spojrzenia Szanownego Pana Hirscha, wyruszył w końcu w kierunku jubilatki i Laurence'a, który nareszcie raczył się pojawić. Za tę nastoletnią prostytutkę dostałby bęcki, ale NA JEGO SZCZĘŚCIE Cosmo nie dorobił się jeszcze umiejętności czytania w myślach, tak więc uśmiechnął się do niego szeroko, wciskając mu w dłoń jeden z kubeczków.
- Ja jak zwykle w porę, nie to, co niektórzy - zauważył kąśliwie, zanim przeniósł spojrzenie na Laurę, której to wcisnął w dłoń kubeczek z największą ilością alkoholu. - Nie martw się, nikt się nie skapnie. Gloriam ab turcia - przekoślawił pretensjonalną łaciną, zanim z ostatnim kubeczkiem nie ruszył do Capri, której po tym wszystkim na pewno przydałaby się odrobina rozluźnienia.
- Zdrówko. Co ty tak sama stoisz? Nie masz ochoty na łapanie kuropatwy? - zagadnął, wciskając jej w dłoń kubeczek, ale zanim doczekał się odpowiedzi, w zasięgu jego wzroku pojawiła się ukochana pani ex-Hirsch, która postanowiła wycofać się z potyczki z indykiem.
- NASZA LAURKA DORASTA, WZRUSZYŁEM SIĘ. - Stanęli akurat tuż przy tym jebanym głośniku, który huczał po uszach, a więc darcie mordy było jedynym sposobem na skomunikowanie się ze sobą.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na tych urodzinach działo się i to naprawdę wiele, ale w sumie nie to, czego człowiek by oczekiwał po imprezie nastolatki ... nawet takiej, w której udział bierze jej rodzina. Po prostu działo się tyle, że trudno było ogarnąć, jakieś krzyki, wrzaski, piski - Judah, indyka, Capri i tysiaca innych osób, a także piski Laury i osób składających im życzenia. Jeśli sąsiadów Hirschów nie było na imprezie, to na pewno już ich przeklinali i to nie tylko pod nosem. Może był środek dnia, a nie cisa nocna, ale tak czy siak, musiało to być uciążliwe... A to dopiero początek!
Capri nie była zachwycona tym ptaszyskiem, ale na początku nie robiła afery, bo nie należała do głupich dziewuch, które piszczą na sam widok osy, czy innego dzikiego zwierza. Co innego, jak czuła na sobie.... zęby? dziób? Czy jak to tam nazwać, na swojej nodze. Wiadomo, że wtedy to wrzasnęła, bo nie było to miłe, a wręcz bolało! Na całe szczęście, na pierwszy rzut oka nie obniosła żadnych fizycznych obrażeń, a o tych psychicznych porozmawiamy później, bo wiadomo, że to może mieć miejsce!
Przywitała się ze wszystkimi Hirschami, których znała, czyli z Judah, Elisabeth i pewnie kilka innych osób też znała, w końcu z Laurą znały się od lat, jak jeszcze trzeba było je obie odbierać z zajęć baletu dla dzieciaków. Znała również więcej osób, dlatego z nimi pogadała i ponarzekała na Taylora (do którego przed laty wzdychała- obecnie tego kompletnie nie rozumiała), choć najbardziej mu się oberwało za głupi pomysł przyniesienia ptaka, spokojnie.
-Co to?-zapytała Cosmo, gdy ten dał jej kubek. Właściwie, to nie pogardziłaby alkoholem, ale byłaby wielce zdziwiona, jakby chłopak rozdawał nieletnim procenty w towarzystwie tak wielu dorosłych. Powąchała zawartość kubka i łyknęła sobie. Również zaczęła się przyglądać matce Laury, choć indykowi życzyła w tym momencie śmierci. No i może sosu żurawinowego do tego. -I dobrze, ja nie mogę się doczekać, aż skończe 18 lat-zauważyła. A wiele czasu do tej magicznej granicy jej nie zostało zbyt wiele czasu, bo nieco ponad dwa tygodnie.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Dobrze, że dorośli próbowali złapać indyka, bo Laura i tak w tym zamieszaniu próbowała nadążyć za tłumem osób, które były w mieszkaniu i które próbowały składać jej życzenia mimo tych krzyków i gonitwy za drobiem.
- Dzięki, Stell. – uśmiechnęła się szeroko do Martinez i odwzajemniła uścisk, a potem odebrała prezent, którego nie miała okazji od razu odpakować, ale podziękowała ponownie i życzyła jej dobrej zabawy. Naprawdę ulżyło jej od kiedy się pogodziły i miło ją było widzieć na urodzinach.
- Babciu, jak miło to słyszeć! – odpowiedziała radośnie, widząc babcię w dobrym humorze i śmiejąc się, że cmoka na Cosmo. Musiała ich jednak zostawić samych. Zaraz przecież pojawił się ojciec, chwaląc jej strój. – Dziękuję. Wyobrażasz sobie, że Cosmo to dla mnie zrobił? – odparła, uśmiechając się do Judah. Gdyby podarował jej sukienkę w swoim stylu, to pewnie by jej nie założyła, bo nie lubiła nosić ubrań, które za wiele odkrywały. Ale teraz, to były jej urodziny i mogła założyć coś bardziej ekstrawaganckiego, by wyróżniać się w tłumie, skoro i tak cała uwagę ściągał indyk.
- Lance, o wow. Dziękuję! Szkoda tylko, że nie poinformowałeś Taylora, że jednej prezent od was by mi w zupełności wystarczył. – najpierw wtuliła się w Laurenca, a potem wywróciła oczami, bo skoro się spóźnił, to i tak ominęła ją akcja z Tayem wręczającym jej indyka. – Ale naprawdę doceniam prezent. Wykorzystamy to niedługo. – dodała, bo w końcu umawiali się na wspólną sesję, nie?
- Cosmo, co to za zamieszanie… - westchnęła, ale wzięła od niego plastikowy (jak to?!) kubek i upiła z niego łyk. Naprawdę starała się nie skrzywić, by nikt nie zauważył, że ma w nim coś innego, niż colę. I tak stała pod ścianą, trochę jak sierota, przyglądając się tej absurdalnej wręcz scenie gonitwy indyka, nie bardzo mogąc skupić się na swoich gościach.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

PS. NIE UMIECIE W KRÓTKIE POSTY, FRAJERY

Może nie jedyna miała tutaj jaja, ale z całą pewnością były największe!
Na szczęście tylko te metaforyczne.
Tak pochłonęła ją sprawa sprezentowanego indyka, że zupełnie nie zwracała uwagi na nadchodzących, spóźnionych gości. Uzyskawszy zgodę od Judaha, skombinowała sobie nóż i tak się wciągnęła w dziurawienie plastikowego indyczego więzienia, że w ogóle nie ogarnęła tego, że Jacob rozpoczął już polowanie.
Dopiero jego darcie ry... znaczy krzyk, doprowadził ją do porządku, aż podskoczyła, potem doskoczyła kilkoma susami do niego, rzucając:
- Dawaj, wsadzaj go, Boże jaki on wielki z bliska, wsadzaj, szybko! - rzuciła do Jacoba mówiąc oczywiście tylko i wyłącznie o ptaku. Ptaku Laury w dodatku.
I w sumie teraz do niej dotarło, że nie opracowała żadnego planu dalej, bo przecież biedne zwierzę nie mogło przeżyć całej tej imprezy w pudle. Pewnie zeszłoby na zawał, a szkoda.
Trzymała w każdym razie pudło oburącz, podstawiając je pod indyka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i odkrył właśnie, że cierpi na drobiofobię. Może obecność Cosmo wyprowadzała go z równowagi i wciąż nie dotarło do niego co ten chłopiec robił na przyjęciu urodzinowym Laury? Ale mimo wszystko, słowa jego szwagierki wywołały szeroki uśmiech na jego ustach. Jak u obleśnego wujka na imieninach, a skoro to była rodzinna impreza, to wszystko mieściło się w standardach.
Jezu, zawsze wydajesz takie żołnierskie komendy? A gdzie w tym miejsce na jakąś… Przyjemną improwizację? —środkowy Hirsch mamrocze pod nosem, utrzymując kontakt wzrokowy z VANESSĄ. To żart oczywiście. Ma nadzieję, że jeśli JOACHIM go usłyszy, to też go tak potraktuje i nie skończy tej wspaniałej uroczystości bez zębów. Tego jeszcze by brakowało.
Wpakował indyka do pudła i zamknął je, stawiając na kuchennym blacie. Wciąż trzymał jednak dłoń na wierzchu kartonu, na wszelki wypadek, gdyby zechciał uciec. Spojrzał na VANESSĘ, potem na JUDAHA i ELIZABETH (z którą nie miał wcześniej okazji się przywitać, więc puścił tylko do szwagierki oczko w ramach „dzień dobry”, w końcu tu trwała misja ratunkowa, w której była pani Hirsch próbowała również wziąć udział, ale w tym całym ferworze nie mógł zaznaczyć jej obecności).
Dobrze, JUDAH, masz do wykorzystania jakieś 4 kilo indyka, jesteś pewny, że ma wylądować na balkonie? Może zamkniemy go tam razem z TAYLOREM, hm? Ze mną przecież nie zamieszka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wymianę pomiędzy Vanessą a Jacobem skwitowała krótkim uśmiechem i wycofując się, sięgneła po telefon. Może i pierwszą część misji łapania indyka udało im się wykonać, wciąż pozostawało pytanie co z nim dalej zrobić.
Myślę, że cała idea tkwi w tym, żeby mimo wszystko pozostał żywy — napomniała byłego męża, w międzyczasie wyszukując jakichś szczęśliwych farm, gdzie w najgorszym wypadku ptaszysko czekałby po prostu dodatkowy rok życia. W indyczych latach to i tak było dużo, może córka doceniłaby ten gest. — Jeśli żadne z was nie pragnie go zatrzymać przy sobie na dłużej to możecie mi go wpakować do samochodu na dole, coś dla niego znajdę... — westchnęła cicho i pokręciła z niedowierzaniem głową, nie tracąc przy tym uśmiechu — Przyjechałam z córką, wyjadę z indykiem, no pięknie! Pójdę się tylko pożegnać — dodała, rzucając Judahowi kluczyki do auta. Poszła w kierunku, w którym ostatnio migneła jej Laura, po drodze zauważając Cosmo już rozdającego reszcie czerwone kubeczki.
Poczekałbyś chociaż, aż dorośli wyjdą — rzuciła, mając gdzieś tam w pamięci, że młodzież pewnie planowała rozkręcić imprezę samodzielnie, jak już się stare pryki zawiną. Przytuliła chłopaka do siebie, przekrzykując głośniki, chwaląc go i najzwyczajniej w świecie dziękując mu, bo się naprawdę wykazał. Potem w końcu udało jej się dotrzeć do ściany, przy której stała dwójka jej dzieci.
Pięknie wyglądasz, kochanie — pochwaliła córkę, której, pomimo całego swojego zrozumienia jak działa młodzież i imprezy, odebrała plastikowy kubek i przekazała go w stronę pełnoletniego już syna. — Ty też całkiem niczego sobie, Lance — spróbowała rzucić jakąkolwiek pozytywną uwagę, zanim ten postanowi się ulotnić i dalej udawać, że nie zna własnej matki.
Jadę poszukać lepszego domu dla twojego najnowszego zwierza, chcesz się pożegnać z kurczakiem? — zwróciła się znów do Laury z uśmiechem, raczej nie spodziewając się niczego poza uśckiskiem na pożegnanie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No i tak się stało, że przyjechała na imprezę Laury, a skończyła pomagając w odławianiu indyka do plastikowego pudła, równocześnie nie mogąc powstrzymać szerokiego, rozbawionego uśmiechu, kiedy wyłapała aluzję Jacoba.
- Na to też przyjdzie czas - odbiła piłeczkę.
Zerknęła na pudło, którego wieko przytrzymywał Jacob, a potem wychwyciła słowa Elizabeth.
- Daj spokój, dobrze wiesz, że wystarczy że zadzwonię do jednej z fundacji, z którymi współpracuję, znajdą mu dobry dom - rzuciła w odpowiedzi. - Chociaż chętnie skorzystam z pomocy w zaniesieniu go do auta!
Ostatecznie po tej całej łapance poczuła się nieco odpowiedzialna za zwierzę i nie chciała, by trafiło w całkiem losowe miejsce. Indyk teraz kręcił się po pudle, wyraźnie niezadowolony z ograniczenia przestrzeni, bo Hirsch nie miała trudności w usłyszeniu, jak się łopotał. Liz zajęła się jednak żegnaniem z młodymi i Nessa nie była pewna, czy w ogóle ją usłyszała przez harmider i muzykę.
Trochę było jej szkoda, że sama nie zdążyła porozmawiać z Laurą, ale czego się nie robi dla zwierzaków.
- Nie wiem czy mnie słyszała. - uznała, rzucając trochę w eter, a trochę do Jacoba - Daj mi to pudło - dodała sama też przytrzymując jego wieko - Otworzysz mi drzwi?

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

- Tak, ja też. To by uczyniło... dużo rzeczy mniej problematycznymi - odparł do Capri, a wzrok ZUPEŁNIE PRZYPADKIEM zawisnął gdzieś na plecach walczącego nadal z indykiem Jacoba. Nie miał na szczęście okazji rozwinąć tej lakonicznej myśli, bo pani ex-Hirsch zaraz wkroczyła w tą mniej lubianą przez niego, moralizatorską rolę, do której mimo tych wszystkich miesięcy nadal nie potrafił przywyknąć.
- Taki był plan, ale potem wkroczył indyk - odpowiedział zaraz pani Elizabeth, która przesadnie zainteresowała się zawartością rozdzielanych przez niego, czerwonych kubeczków. Tak, plastikowych, Laura, bo te bambusowe były o dolara droższe i nie wystarczyłoby budżetu na bletki. Pozwolił kobiecie przytulić się i gdzieś pomiędzy tym dudnieniem muzyki zdołał też dosłyszeć jakieś całkowicie zbędne podziękowania, na które przewrócił oczami. W całej swojej zajebistości przecież nie poradziłby sobie bez Szanownego Pana Hirscha, o czym to nie omieszkał się wspomnieć, bo nawet jeśli byli po rozwodzie, to pani Hirsch powinna wiedzieć, że jej ex-mąż to nie jest zaraz jakiś skończony pawian przecież!
W międzyczasie trudna, drobiowa sytuacja wydawała się jakby wyciszyć z chwilą, kiedy indyk trafił do pudełka. Cosmo nadal był przekonany, że bez problemu poradziłby sobie z wyzwaniem, które przemieniłoby nieproszonego gościa w materiał spożywczy, ale przecież nie będzie się kłócił - prawa zwierząt to prawa człowieka! Co. No właśnie, coś takiego, przecież wiedział dobrze. Dlatego też, chcąc okazać się chociaż odrobinę pożytecznym w tej akcji ratunkowej (ratującej przyjęcie urodzinowe, oczywiście), dostrzegając kłopotliwą sytuację pani Vanessy przemierzył szybkim krokiem pomieszczenie, żeby wyprzedzić Jacoba w dopadnięciu do drzwi, które otworzył zaraz, umożliwiając kobiecie wyjście na korytarz.
- Pan Hirsch pomoże na pewno z indziorem, ale najpierw potrzebuję go jeszcze na chwilę, to rzecz absolutnie niecierpiąca zwłoki - zakomunikował kobiecie, jednocześnie przenosząc spojrzenie na bogu ducha winnego Jacoba, którego zaraz chwycił za przedramię, żeby pociągnąć za sobą przez kuchnię i salon do jednego z przylegających pomieszczeń, które okazało się przesmykiem między którymś z pokoi i łazienką. Choć huczenie muzyki docierało tutaj bez najmniejszego problemu, cudze spojrzenia zdecydowanie nie sięgały w to miejsce, dlatego też bez większego zawahania ułożył dłoń na jego karku, żeby zmusić go do pochylenia się nieco, a potem sięgnął ustami jego warg, żeby poczęstować go mocnym pocałunkiem, smakującym teraz dodatkowo adrenaliną i poczuciem, że robili coś, czego robić zdecydowanie nie powinni. A Cosmo bardzo lubił ten smak.
- Po imprezie mam czas, dużo nawet. I pewnie będę bardzo znudzony, więc jeśli napiszesz, to na pewno odpiszę. A jeśli nie, to ja napiszę sam - wyrzucił z siebie szybko, przez chwilę jeszcze badając jego reakcję rozbawionym spojrzeniem. - A teraz pomóż mi znaleźć kota pana Hirsha, bo inaczej to będzie podejrzane - zarządził, ale ukochany sierściuch ojca Laury najwidoczniej sam miał ochotę na to, żeby zostać znalezionym, bo właśnie wychylał ciekawsko łebek zza drzwi łazienki, gdzie pewnie udał się w celach, dla których spełnienia nawet król piechotą chodził. Kucnąwszy więc zaraz z dłonią wyciągniętą w stronę kota, zaczął przywoływać zwierzaka na sprawdzone z Bajzlem sposoby, żeby potem jak zdrajca największy pochwycić go w dłonie i przycisnąć do klatki piersiowej, żeby nie mógł spierdolić, niewrażliwy zupełnie na tę serię rozpaczliwych miauknięć, którą zaraz został obdarowany.
- Totalnie był na najwyższej szafie - poinformował jeszcze Jacoba, zanim po prostu nie wyminął go i z kociskiem na rękach nie powrócił do głównego ośrodka imprezy, szukając wzrokiem Szanownego Pana Hirscha.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę mówiąc nie do końca wyobrażał sobie Cosmo, który biegał teraz po jego mieszkaniu w przykrótkiej koszulce i z pomalowanymi paznokciami jeszcze przy maszynie, spod której wyszła kreacja Laury. Ale skoro tak mówiła... – O proszę, to podziękuj mu potem – bo widać było już na pierwszy rzut oka, że chłopak się napracował, prawie tak samo jak zamawiając wszystkie ozdoby na aliexpress i dekorując mieszkanie balonami, by teraz, kiedy Laura już tu była, wyglądało w całości po prostu... ładnie. Tak, to musiał przyznać - wszystko wyglądało ładnie. Może w trakcie nie raz skrzywił się kiedy Cosmo skakał mu po kanapach, przyklejając coś do ścian, ale teraz mógł pochwalić efekt końcowy, ciesząc się, że jego córka ma takiego przyjaciela.
Do czasu, aż zobaczył, że w ruch poszły pierwsze czerwone kubeczki, w których domyślał się, że poza sokiem czy colą jest coś więcej. Ale hej, sam też był kiedyś młody, prawda? Więc kiedy Elizabeth zniknęła, by pożegnać się z Laurą, a on wydał już polecenie szukania kota, napił się w końcu tej cherry (lub sherry, idk!), zupełnie zapominając o tym, że w dłoni trzyma kluczyki do auta byłej żony. Dopiero kiedy pytanie Jacoba sprowadziło go na ziemię, uświadomił sobie, że tym razem jednak nie on będzie prowadzić, co, wyciągając do góry szklankę z alkoholem, spróbował przekazać też Liz. – Wypierdol mi go stąd, bo jeśli jeszcze chwilę dłużej ten indyk zostanie w moim mieszkaniu, to nie wytrzymam – to samo mógłby powiedzieć o Taylorze, który jak już zniknął z pola jego widzenia jakiś czas temu, tak do teraz ponownie się w nim nie pojawił, nie dając Judahowi możliwości, by zdenerwował się jeszcze bardziej. Na szczęście.
Ale to zachował w zupełności dla siebie.
Ja otworzę, poczekaj – odpowiedział Vane, kątem oka widząc jak Jacob znika gdzieś z Cosmo, co akurat teraz go obeszło, bo głównym zainteresowanym, któremu poświęcał swoją uwagę w dalszym ciągu był indyk. – A Ty co tu stoisz? Kota kazałem Ci szukać – tym razem rzucił do Lance'a, którego widok z czerwonym kubeczkiem tłumaczył już wszystko. – A wiesz Ty co... – nie pozostało mu już nic oprócz machnięcia ręką i odwrócenia się od drzwi wejściowych, z zamiarem poszukania kota na własną rękę, więc właśnie to zrobił, kiedy tylko Vanessa wyszła z mieszkania i ze wszystkim jej pomógł. Ale właśnie wtedy na horyzoncie pojawił się Cosmo, od którego od razu odebrał sierściucha bez sierści, bo to sfinks, klepiąc chłopaka po ramieniu. – Dzięki. A teraz bawcie się, ja już się zbieram. W razie czego możesz do mnie pisać, chłopcze – to, że jednocześnie miał nadzieję, że jego mieszkanie pozostanie w całości, tak samo jak i Laura, gdy dostanie się już do tych czerwonych kubeczków, to zupełnie inna kwestia. Nie powiedział więc tego na głos, wzrokiem odszukując jeszcze Jacoba. – Idziesz też czy zostajesz? – rzucił do brata, wolną od kota ręką zgarniając Liz, żeby przypadkiem ona nie została z młodymi, skoro i tak obiecał już Cosmo, że po odśpiewaniu sto lat wszyscy starsi jak najszybciej opuszczą mieszkanie. No, może oprócz Rachel Hirsch, do której wolał teraz nie podchodzić. – Wypiłem, więc jednak Ty dziś prowadzisz. A co z tym indykiem, Vane?! – krzyknął do bratowej przez otwarte drzwi, bo chyba już wyszła na zewnątrz, cierpliwie czekając aż ktoś jej pomoże.
A potem to samo zrobił Judah, życząc jeszcze raz Laurze dobrej zabawy, a Cosmo pokazując, że gdyby coś się działo, ma się do niego odzywać.

zt!

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

- Dzięki mamo. – uśmiechnęła się do Liz i oddała jej bez słowa kubek, z którego zdążyła raptem wziąć jeden łyk. Nie zamierzała z nią dyskutować, w końcu była grzecznym dzieckiem!
- Dziękuję za dzisiejszy dzień i dziękuję za ratowanie moich urodzin mamo. Pozwól jednak, że odpuszczę sobie pożegnanie z indykiem. – odparła rozbawiona i wtuliła się w matkę, którą przerosła o kilka centymetrów. Wymamrotała jeszcze „kocham cię” i odprowadziła ją wzrokiem. Pomachała ciotce Vanessie, widząc jej zaangażowanie w sprawę indyka, mogła być pewna, że na pewno nie pozwoli go skrzywdzić.
- Cześć, tato, dzięki! – rzuciła do ojca, który nie żegnał się z nią tak wylewnie, jak mama, ale cóż, była do tego przyzwyczajona. Pożegnała się również z wujkami oraz babcią, która wyszła razem z nimi, coś tam marocząc pod nosem, ale najpierw dopijając swoją sherry. Laura obiecała jej, że zadzwoni jutro i wszystko opowie.

Odetchnęła w końcu z ulgą, kiedy dorośli opuścili mieszkanie i zostawili młodzież samą, z dudniącą z głośników muzyką i całym stołem zastawionym przekąskami, ale też alkoholem, którego Cosmo nie ukrywał wcześniej jakoś specjalnie przed jej rodzicami.
- Lance, możesz mi to już oddać. – podeszła do brata i odebrała mu z dłoni kubek, który wcześniej mama odebrała jej. Upiła łyk, jakby to miało ukoić jej duszę po tym całym zamieszaniu z indykiem i w końcu mogła rozpocząć prawdziwe świętowanie swoich urodzin.
- Cosmo, ogarniasz czy każdy wszystko ma? – rzuciła przyjacielowi pytanie, bo sama dopiero miała zacząć cokolwiek ogarniać. W końcu w mieszkaniu zrobiło się luźniej.
- Dziewczyny, przepraszam za to zamieszanie. Teraz już możemy być pewne, że w szkole nie będę znana z wysokiej średniej, a z indyka na imprezie. – wywróciła oczami, kiedy pojawiła się obok Capri i Stelli.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Usłyszał, że ma szukać kota, ale nie do końca rozumiał po co. Czyżby staruszek obawiał się, że jego życie było w niebezpieczeństwie z indykiem na wolności? Jeśli miał być szczery, to martwiłby się bardziej o ptaszydło, bo koty były przecież najlepszymi predatorami na świecie. No... może nie aż tak, ale jego rękę upolowano już wielokrotnie!
- Nie gadaj, że to jego sprawka? Ja pierdolę... - zaraz przygryzł wargę, bo BABCIA najwyraźniej usłyszała, że wnusiu klnie i się na moment wyrwała ze swojego szampańskiego nastroju. Posłał jej jednak przepiękny uśmiech i zdawało się zadziałać, bo ta zaraz wróciła do wcześniejszego zajęcia.
Wywrócił oczami, kiedy MATKA zabrała LAURZE alkohol i przekazała go w jego dłonie. Gdyby zrobiłby to ktokolwiek inny, to pewnie by się zaśmiał, ale wiadomo jak to z mamuśką było. - Dzięki - mruknął niemrawo. Przez chwilę chciał powiedzieć, że inspirował się OJCEM, ale miał na to zbyt dobry humor i w gruncie rzeczy, to kompletnie nie wyglądał jakby czerpał inspirację z JUDAH, który miał jednak nudny styl (przynajmniej w jego odczuciu). Skoro już o nim mowa, to wywrócił oczami ponownie, bo ledwo wszedł do domu, a już się go czepiano o byle co. On tu indyka nie przyniósł, kota nie spłoszył, więc z jakiej paki miał teraz naprawiać błędy innych? TAYLOR jak zwykle robił syf i to w jego interesie było, aby ten cyrk odkręcić. Nie wyglądało jednak na to, aby się do tego specjalnie palił. Zero zdziwienia.

- No masz, masz. Ale jak będziesz rzygać, to Cię SPAGHETTI BOY ogarnia - zastrzegł LAURZE, oddając jej kubeczek z alkoholem. Sam opróżnił połowę swojego, bo to wszystko było zbyt intensywne i musiał się jakoś wspomóc. - Siema, jestem Laurence jak coś - pomachał do STELLI i CAPRI, bo nie chciał wyjść na niekulturalnego buca, a jeszcze się z nimi przecież nie przywitał. Rozejrzał się po pomieszczeniu i trochę bieda, że tak mało osób było, ale nie skomentował, bo to urodziny LAURY i nie należało jej dołować, że ma mało znajomych. Może zaproszenie głupich kolegów TAYLORA nie było wcale najgorszym pomysłem? No cóż i tak było już za późno na to.
Dopił alkohol i poszedł zrobić sobie kolejny, podrygując lekko do muzyki. Miał dziś typowo imprezowy humorek, więc tylko czekał aż się wszyscy nawalą i będzie można potańczyć albo porobić jakieś głupie rzeczy.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”