WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

IMPREZA NIESPODZIANKA
<img src="https://i.pinimg.com/564x/3f/03/9a/3f03 ... 136668.jpg" width="200">
[outfit]


M U S I C T H E M E
Podobno każda rodzina ma jakiegoś wrzoda na dupie. U Hirschów mianem takiego wrzoda zdecydowanie można było obwołać Cosmo Fletchera, który pojawił się w mieszkaniu o numerze dwieście dwa na trzy godziny przed ustaloną pod pełną konspiracją z Szanownym Panem Hirschem porą szykowania dekoracji. Uzasadnieniem miało być, że pomyślałem, że przyszykuję się tutaj, na miejscu i zepsuł mi się w domu prysznic, mogę skorzystać?, i jeszcze girlandy z aliexpress przyszły w złym odcieniu niebieskiego, więc przyniosłem akryle, damy radę. Wcześniej zostawił Uriah w domu z dokładną instrukcją na temat części składowych prezentu, które to miał przytaszczyć ze sobą bliżej Godziny W, prosząc go przez pół godziny, żeby wyjątkowo rozważył nieopychanie niczego za narkotyki po zbyt niskim koszcie. Wszystko miało być perfekcyjne.
Perfekcję tkało się powoli, owijając uda ciasno folią spożywczą na łóżku Laury, przeglądając się zbyt długo w podłużnym, pionowym lustrze, a potem radośnie malując paznokcie inspirującym granatem, w myśl którego dobierane były tego dnia imprezowe dekoracje. W tle Szanowny Pan Hirsch pichcił ciasto albo inny ryż z jabłkami, zmuszony do słuchania jak zaaferowany Cosmo opowiada o tym, że kiedyś nawet kupił menorę w sklepie przez przypadek, bo myślał, że to zwykły świecznik, a innym razem pomylił synagogę z muzeum sztuki współczesnej, pod którym był umówiony z - hehe - dziewczyna - hehe. Świergocząc tak nieposkromienie, popijał przez słomkę wiśniową colę zero i dmuchał pospiesznie na lakier, który jak na złość schnął dłużej niż zazwyczaj. A było jeszcze tyle do zrobienia, ludzie!
Na przełamanie lodów z Szanownym Panem Hirschem postanowił puścić na youtubie składankę najpiękniejszych pieśni żydowskich, ale z jakiegoś powodu szybko zrobiło się niezręcznie, także pod pretekstem konieczności zakupu papieru toaletowego wyłudził od poczciwego gospodarza dychę, którą roztrzaskał na papierosy w sklepie na dole. Perfumy Laury od Beyonce na szczęście bardzo dobrze zakrywały tytoniowy odór, tak jak każda kolejna bezcukrowa guma odpychała świadomość zalegających w żołądku kosmetycznych wacików, którymi żywił się prawie od tygodnia po to, żeby teraz wyglądać bosko i móc kiwać się radośnie do WAP, lecącego wreszcie z tej właściwej playlisty, podczas gdy on sam zawieszał na karniszach kolorowe balony, powstrzymując się z trudem od podśpiewywania znanych dobrze wersów pod nosem. Już i tak bał się Szanownego Pana Hirscha wystarczająco mocno - zwłaszcza odkąd zorientował się, że przez przypadek określił go w wiadomościach mianem półgłówka ze zbyt długim jęzorem, co też na czas szykowania niespodzianki dla Laury pozostawało pod tym dachem tematem tabu.
Skomplikowana sytuacja związana z Laura, która z jakiegoś dziwnego powodu dowiedziała się o imprezie, dużo rzeczy pozostawało nie do końca tak dopracowanymi, jak Cosmo by sobie tego życzył. Trzeba było wysłać do wszystkich serię wiadomości o przełożonej dacie i godzinie, tak żeby dwudziestego ósmego listopada o 16:00 wszyscy zgromadzili się u Szanownego Pana Hirscha w mieszkaniu. Już o 16:30 miała pojawić się sama jubilatka, ale przecież to oczywiste, że gdyby zaprosili ludzi na 16:15, to zaraz by się wszyscy pospóźniali i kaszana zupełna wyszłaby z całej imprezy.
Razem z Szanownym Panem Hirschem weszli w złożoną komitywę, w której to gospodarz domostwa zajmował się wpuszczaniem gości do środka, a Cosmo - w całym swoim zakręceniu i zafiksowaniu - po prostu rozplanowywał l o g i s t y c z n i e pozycje poszczególnych ludzkich jednostek na polu bitewnym. Stresował się gorzej niż na końcowych egzaminach, bo łapy trzęsły mu się tragicznie, słowa wypadały zbyt długim ciągiem, a spojrzenie latało od jednego końca pomieszczenia do drugiego - on cały zresztą latał i tajemnicą pozostawało czy to zbawienne działanie paliwa rakietowego zawartego w coli zero, czy może jakiejś innej substancji dawało mu tyle energii i ograniczało zdolności komunikacyjne do: tak, nie, yhm, tam idź.
W końcu jednak światło zgasło, a rolety zostały mocno zaciągnięte, muzyka zastopowana. Szanowny Pan Hirsch czekał w kuchni z tortem gotowym do wniesienia. Jakieś złamasy ściśnięte za kanapą mruczały coś pod nosami, więc Cosmo fuknął na nich zza fotela, za którym kulił się zestresowany.
A potem szczęk zamka, wszyscy zgodnie wstrzymali oddech.
Jeszcze nie, jeszcze moment, jeszcze chwila i...
- N I E S P O D Z I A N K A !

-----
Posty piszemy bez kolejki. Wpaść może w zasadzie każdy, kto ma ochotę - Cosmo wysyłał zaproszenia totalnie losowo. Bawmy się ślicznie, buzi < 3
Ostatnio zmieniony 2020-12-01, 23:57 przez cosmo fletcher, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wypada być na urodzinach siostry. Tym bardziej, ze będzie mógł ojca własnego powkurzać swoją obecnością, głupimi komentarzami i tak dalej. Nie ma co, priorytety życiowe Maysa stały na najwyższym możliwym poziomie. Przy czym samokrytka w jego wykonaniu... nie posiadał. Nie zawracajmy dupy.
Przechodzimy do prezentu. Na pewno złożyli się z Laurencem na jakiś stojak, statyw, czy inny gadżet do fotografowania, ale przecież Taylor nie byłby sobą, gdyby czegoś nie wymyślił. Jakiś jego kumpel z uczelni miał znajomego, co miał kuzyna, który mieszkał na wsi nieopodal Seattle i od takiego właśnie kuzyna Mays zakupił MŁODEGO INDYKA. Skoro to jest 28, to święto dziękczynienia było ze dwa dni temu jak w mordę strzelił, stąd właśnie pomysł Taylora aby siostrze takiego indyka sprawić. Rzeczony indyk pożył sobie dwa dni na farmie zamiast zostać upieczonym i zjedzonym, a gdy przyszła godzina zero to go Taylor zabrał z farmy i pożyczonym samochodem od innego kolegi co to mu kiedyś dał marihuanę, przetransportował do mieszkania. Jest tutaj niespodzianka, więc przemycił go w wielkiej torbie, zakneblował mu usta starą skarpetką, więc gdy wszyscy krzyknęli niespodzinka wyrwał się pierwszy, coby zwierza nie męczyć.
- Lauro! Wszystkiego najlepszego! Laurence ma prezent ode mnie i od siebie, a tutaj eszcze gratis. Twoje osobiste zwierzątko, uratowane od śmierci bo wiem, żę ty takie lubisz! - i tutaj wyciągnął indyka. Pozbawił go skarpetkowego knebla, poirytowany zwierz go dziabnął w rękę i zaczął biegać po mieszkaniu. O tyle było zabawnie, że indyk miał na sobie urodzinową czapkę. - Oj... - Mays był tylko trochę skrępowany.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Takie imprezy niespecjalnie były w guście Capri, ona skończyła świętowanie swoich urodzin z rodzicami i znajomymi skończyła dobrych kilka lat temu. Jednak ona taka jak Laura zupełnie nie była i nie bójmy się tego powiedzieć. Nawet pod względem wizualnym nie można było ich do siebie porównać! No i skoro organizował to Cosmo, choć tylko częściowo, to cóż, musiało być dziwnie, bo ten chłopak do końca normalny nie był. Co nie zmienia faktu, ze blondyna chwilami za nim przepadała, a chwilami naprawdę działał jej na nerwy. To chyba nie było nic naprawdę niespotykanego, prawda?
Zerwała się z treningu, choć pewnie będzie musiała się z tego tłumaczyć swojej trenerce, ale co tam. Raz na jakiś czas wypadało. Ubrała się całkiem sensownie, bo jak nie musiała nosić nudnych szkolnych ubrań, ani nie miała na sobie sportowego ubioru, w którym godzinami tańczyła i ćwiczyła, lubiła się odstawić jak szczur na otwarcie kanału. Związała swoje długie blond włosy w wysoki kucyk, usta pomalowała na krzykliwy czerwony kolor i wybrała się spacerkiem do domu przyjaciółki.
Przyszła dosłownie kilka minut przed Laurą i o mało co zrobiła wejście smoka, bo wiele by się nie zdziwiła gdyby to jej zawołano "sto lat" - chyba by się spaliła ze wstydu i obróciła na pięcie, wracając do domu... lub w inne ustronne miejsce. Gdzieś się zakręciła po składaniu życzeń jubilatce, bo wiedziała, że i tak ją dowie, a prezent zostawiła na przeznaczonym do tego stole. Gdakanie tej... przerośniętej kury zdecydowanie ją zaskoczyło, bo indyka do tej pory widziała albo na talerzu, albo w postaci ozdobionych wycinków dłoni. Niewiele brakowało, aby pisnęła, ale tylko odskoczyła, wpadajac na jakaś osobę i zaczynając ją przepraszać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7
stylóweczka

Imprezy urodzinowe dla nastolatek to może nie był specjalnie jej klimat, ale dla Laury mogła się na jednej pojawić, zwłaszcza że zaprosił ją Judah. Taki gest ze strony brata Joachima był dla niej całkiem znaczący, bo w końcu mieli, em... skomplikowaną sytuację rodzinną. Ale miała teraz gdzieś Joachima i jego fochy i niezdolność do wybaczania, nie wszystko musiało się w końcu kręcić wokół niego.
Miała ważniejsze sprawy na głowie.
Nie chcąc wsadzać kija w mrowisko, nie zabrała ze sobą żadnego towarzystwa.
Na miejscu pojawiła się nieco wcześniej, żeby w razie czego pomóc w przygotowaniach, a potem posłusznie zastosowała się do instrukcji Cosmo zostając jednym z tych złamasów ściśniętych za kanapą. Ale to nie ona mruczała pod nosem.
Chociaż w myślach w pewnym momencie zaczęła się niecierpliwić i popędzać Laurę, kiedy poczuła, że nie jest w stanie już znaleźć w miarę wygodnej pozycji.
Jej kości się starzały. I mięśnie. Niedobrze.
W każdym razie, razem ze wszystkimi wyskoczyła z tą niespodzianką, a potem obserwowała jak Taylor rzuca się do jubilatki, żeby jako pierwszy złożyć życzenia.
- Coś czuję, że ten indyk skończy na stole - zażartowała.
Chociaż w zasadzie to nie życzyła zwierzakowi tego losu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 11 — To nie tak, że Judah nie lubił Cosmo. To absolutnie nie było tak. Przecież nie miał do tego powodu, a już na pewno nie mogło nim być dostanie tego mema, który podobno był czystym przypadkiem, ani określenie półgłówek ze zbyt długim jęzorem, które padło pod jego adresem, a które gdyby tylko nie wyszło z ust (czy raczej spod klawiatury?) siedemnastoletniego dzieciaka, mogłoby być powodem obrażenia się na tą osobę, która pozwoliła sobie tak o Judaszu powiedzieć. Nic z tych rzeczy, nie, nie.
A jednak jakoś nie mógł zdzierżyć tych trzech dodatkowych godzin, które musiał z nim spędzić prawie sam na sam. Jakub nie odbierał telefonu, Esther miała dyżur, Jo jakoś nie wziął akurat pod uwagę, a wszystkim innym napisał już, że mają być punkt szesnasta i nie chce ich widzieć ani wcześniej ani później, bo zrobi się bałagan. A Judah bałaganu nie lubił, prawie tak samo mocno jak tych niepasujących do zasłon dekoracji z aliexpress czy malowania ich farbami, żeby do punktu kulminacyjnego wszystko wyglądało perfekcyjnie. Starał się zachować kamienną twarz kiedy z głośników leciało WAP, które słyszał już nie raz u Laurence'a, a już tym bardziej jak Cosmo puścił żydowskie coś, co prędzej mogliby puścić na pogrzebie ich ciotki z Izraela, a nie urodzinach Laury.
I to był ten moment kiedy nie wytrzymał. Sprawę załatwiło dziesięć dolców, chociaż w tamtej chwili Judah gotowy był wcisnąć mu nawet i ze sto, byleby na trochę młody Fletcher zniknął z jego oczu, wracając wypsikany perfumami jeszcze mocniej niż poprzednio i żując przy tym gumę tak ostentacyjnie, że Judasz musiałby być naprawdę głupi, żeby nie zorientować się co się święci. Ale do tego momentu zdążył nabrać cierplwiości, której starczyło mu do czasu, aż Laura wróciła do domu, odśpiewali jej sto lat, zdmuchnęła świeczki z przygotowanego przez Judasza torta, a w rękach Taylora zobaczył... indyka. – ZABIERAJ MI GO KURWA NATYCHMIAST! – jak zwykle nie przejmował się tym, że w jego mieszkaniu było o wiele więcej ludzi niż sam zaprosił (a podejrzewał, że to sprawka Cosmo), ale skoro przyszli do Laury, to i tak traktował ich jak rodzinę. Rodzinę, która wiedziała jaki Judasz jest i rodzinę, która w większości wiedziała też, że Taylor jest pierwszy w kolejce do wydziedziczenia, już na takiej granicy, że wystarczyłaby jeszcze jedna, mała rzecz, by Judah wyszedł w środku urodzin prosto do notariusza, żeby zmienić testament. – Albo wylatuje ten indyk albo Ty razem z nim – zagroził jeszcze, o dziwo nieco ciszej, mierząc Taylora wściekłym spojrzeniem, które zmieniło się jak ręką odjął, gdy tylko przeniósł je na Laurę. – Pomyślałaś nad życzeniem? – bo tak był zaaferowany tym indykiem, że prawie zapomniał o tym czyje są urodziny, kto przed chwilą zdmuchnął świeczki i komu powinien złożyć życzenia. – Wszystkiego najlepszego dziecko. Ode mnie prezent będzie później – wcale nie dlatego, że o nim zapomniał. Naprawdę nie, nie tym razem. Po prostu miała tu mnóstwo gości, o wiele więcej niż Judasz się spodziewał, jeśli wliczać w to indyka biegającego po jego wysprzątanym mieszkaniu i... naprawdę tracił cierpliwość. Dlatego wzrokiem odszukał wśród ludzi Jakuba, wiedząc że na jego wsparcie może liczyć teraz najbardziej, a wolną ręką, kiedy tort wylądował już na kuchennym blacie, Taylora złapał za koszulkę, odciągając go na bok.

EDIT: będzie krótko od następnego P R Z Y S I Ę G A M, to wstęp!
Ostatnio zmieniony 2020-11-26, 21:04 przez Judah Hirsch, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krótkie posty :lol:

- Kurde Laura, on sam mi uciekł, ale przecież też byłabyś zła jakbyś siedziała dwie godziny w torbie nie? - próbował obrócić całą sytuację w żart, nawet zrobił dwa kroki w stronę indyka, który kroków (małych, indyczych) zrobił z dziesięć, zdążył nawet dziabnąć w kostkę CAPRI. Wtedy też Mays poniechał dalszej próby łapania zwierza, a zwrócił się do LAURY - Poza tym hej! Uratowałem go przed wylądowaniem na stole w święto dziękczynienia! I masz teraz swojego indyka, on będzie składał jajka i w ogóle - gadał dalej jak najęty by wszystko wyjaśnić, bo jak widac nikt tutaj kompletnie nie zrozumiał o co w tym wszystkim chodzi - JEsteś najlepsza - jeszcze siostrę wyściskał szeroko nim jego osobisty stary zaczął go szarpać. Wcześniejsze krzyki, lamenty? Olał.
- Wyciągnij ten kij z dupy. To urodziny, nikomu indyk nie przeszkadza - tak powiedział do JUDAH strząsając jego dłoń ze swej koszulki. Był młodszy, ale dzięki uprawianiu sportu na pewno siłą nie odstawał od starego. Odszedł na bok, splótł ramiona na klatce piersiowej i łypnął na ojca - O chuj ci znowu chodzi?

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Okej, no więc w Cosmo w takich momentach, kiedy wisiał nad nim ciężki obowiązek bycia ODPOWIEDZIALNYM DOROSŁYM ORGANIZATOREM IMPREZY budził się tzw. demon pod postacią dzieciaka z ADHD, odbijającego się kolejno od wszystkich mebli, osób i zwierząt, co nie spodobało się przesadnie indykowi. W natarciu na jubilatkę niemal czołowo zderzył się z zataczającą się na niego Capri, podtrzymując ją za ramiona w ostatniej chwili, zanim ta wpadła na panią Vanessę. Widząc, że uwaga wszystkich, włącznie z Laurą i Szanownym Panem Hirschem oscyluje wokół szalonego ptaka i Taylora, postanowił uśmiechnąć się przyjaźnie do tych niejako uchronionych przez siebie od zderzenia pań.
- Super, że przyszłaś, Capri! - nawet szczerze mówił tym razem, wyciągając ramię, żeby objąć ją całkiem nieporadnie. - Jak będziesz czegoś potrzebować, to uderzaj do mnie. Playlista jest otwarta, można dodawać piosenki, nie krępuj się - poinstruował jeszcze, następnie wyciągając rękę do Pani Hirsch. - Cosmo - przedstawił się, choć chyba zdążył zrobić to już wcześniej... dobrze, no przecież to zupełnie nieważne teraz, tak? - Aha, no oby nie, bo Laura jest wege - zdążył się jeszcze zestresować, zanim namierzył kolejny obiekt pobudzający znerwicowanie. Obiekt połyskiwał gdzieś pomiędzy Szanownym Panem Hirschem i osobą, która była zapewne Panem Hirschem 2.0. i przypominał o sobie gwałtownie widmem skradzionego zegarka. Chłonący rzeczywistość jak gąbka umysł nagle wygenerował przerażającą sieć skojarzeń, które na moment odsunęły całą tę imprezę gdzieś na bok, wstrząsając organizmem najpierw w przypływie krótkiej, ściskającej za gardło paniki, a potem jakimś ogólnym spowolnieniem motorycznym, które przeminęło, kiedy tylko (odwróciwszy pospiesznie spojrzenie) dostrzegł, że wreszcie może dokopać się jakoś do swojej księżniczki najpiękniejszej.
- Ty tępa cipo, masz już siedemnaście lat, chodź do mamy! - przywitał się, bez pytania zaraz oplatając ją ramionami w iście ciotecznym uścisku. Miał nadzieję, że zamaszystym buziakiem złożonym zaraz na policzku nie zepsuje jej potencjalnie nałożonego makijażu. - Żeby ci nigdy żadna pietruszka bez gmo nie zdechła w doniczce na parapecie i żeby zrobili więcej rodzajów wegańskich krówek, i żeby ten indyk dożył końca tej imprezy albo... - Chyba teraz mniej więcej pojawiła się na horyzoncie pierwsza bitewna ofiara pod postacią Capri, ale zignorował to zupełnie niewzruszony. - No niech mu gwiazdka pomyślności, wiadomo, tak jak tobie i poza tym... - Przysunął usta bliżej jej ucha, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu. - Poza tym twój prezent ode mnie leży u ciebie w pokoju na łóżku i musisz iść po niego teraz, bo wyglądasz najmniej imprezowo na świecie, co się nie godzi. Wisiałem z Debrą cztery godziny na telefonie PLUS może jedna dobra rzecz wyjdzie z umawianiem się z projektantem mody. Masz też paczkę prezerwatyw w szufladzie stolika nocnego, bo dobrze ci wróżę tej pięknej nocy gwieździstej - dodał, dla odmiany ze stryjecznym, szelmowskim uśmiechem, kończąc swój wywód krótkim cmoknięciem prosto w usta, a potem oddając ją w łapy tego szalonego tłumu, mając nadzieję, że mimo wszystko znajdzie moment, żeby wskoczyć w uszytą przez siebie z najbardziej bezużytecznych szmat z lumpeksu kieckę, nad którą ślęczał kilkanaście godzin w pocie czoła, znosząc z trudem podśmiechujki Uriah i matki po drugiej stronie słuchawki.
Zakręciwszy się jeszcze po pomieszczeniu, unikając wściekłego indyka i spojrzenia Jacoba, postanowił zahaczyć o tę bardzo przyjemną, rodzinną konwersację Szanownego Pana Hirscha i Taylora, do których przylepił się szybko, acz rozpaczliwie.
- Cześć, Taylor! Proszę pana - zwrócił się zaraz do gospodarza - zaistniała okoliczność taka, że nie wiem, gdzie tu można znaleźć chlewik, a trochę obawiam się tego rozgoryczonego ptaka. Znam się trochę na indykach, kilka razy nawet sam zabijałem jednego na święta, więc jeśli zorganizuje mi pan odpowiedniej wielkości przyrząd obusieczny, to myślę, że mogę ukrócić ten problem - oznajmił ze śmiertelną powagą.
Widząc jednak, że Hirschowie widocznie potrzebują odrobiny prywatności, taktownie postanowił oddalić się na odpowiednią odległość. Chwycił z parapetu swój nektar w postaci koli zero, nalał odpowiednią ilość do szklanki i przećwiczywszy serię oddechów relaksacyjnych, z trudem przywdział na twarz coś, co mogło wyrażać pewność siebie - fałszywą zapewne - i rozluźnienie - jeszcze bardziej fałszywe. A potem po prostu chwycił z kuchennego barku butelkę szampana i ignorując całkowicie całe te zamieszanie, podszedł do Jacoba z uprzejmym uśmiechem.
- Panie Hirsch? - zagadnął lekko, łapiąc z nim kontakt wzrokowy i zaraz przekładając szampana do lewej ręki, żeby prawą wysunąć w jego kierunku w celu wymienienia NORMALNEGO, MĘSKIEGO, HETERO UŚCISKU DŁONI (nie patrzcie na paznokcie, to jakieś głupie stereotypy). - Cosmo Fletcher. Ale my chyba już się znamy, prawda? - przechylił lekko głową, jakoś niespecjalnie wiele robiąc sobie z obecności całej (c a ł e j) rodziny Jacoba na sali. W tle ktoś krzyczał po hebrajsku. - Tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd. Oświeci mnie pan? Widziałem pana gdzieś w internecie? - Cosmo, ty glisto przebrzydła. Dobra, kinda był dumny ze swojego podbudowanego przez Nicki Minaj i Beyonce ego, które przekuwało go trochę w careless bitch.
Ostatnio zmieniony 2020-11-26, 22:12 przez cosmo fletcher, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jacob nigdy nie był mistrzem przychodzenia gdziekolwiek na czas. Dlatego, kiedy wkroczył do niezwykle głośnego i zapełnionego ludźmi mieszkania brata, przeżył prawdziwy szok poznawczy. Hałas, tłum krzyk i biegający po parkiecie… indyk wprowadziły go w prawdziwą konsternację, dlatego zamarł na chwilę, zanim w ogóle ściągnął z siebie kurtkę. Potarł dłońmi zaczerwienione od zimna policzki i z przerażeniem rozejrzał się dookoła. W tym całym syfie brakowało jeszcze tylko jego matki. Dostrzegł ją w kącie mieszkania, gdzie z kieliszkiem w dłoni pouczała parę dzieciaków. Cóż, nie chciał stanowić dla pani Hirsch zastępczego mięsa armatniego, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach w szpitalu (o których nikomu zresztą nie opowiedział, a jeśli JOACHIM albo ESTHER dowiedzieli się czegoś przypadkiem w ramach pantoflowej poczty szpitalnej to lepiej, żeby trzymali przed JUDAHEM język za zębami). To właśnie z tego zawieszenia i przerażenia wyrwało go nawołujące spojrzenie brata. Nienawidził tłumów, bałaganu i dezorganizacji, dlatego z ulgą przemieścił się w stronę kuchni, gdzie wypatrywał spokoju. Po drodze złapał jednak LAURĘ, którą ucałował w czubek głowy i wcisnął jej w rękę kolorową kopertę. Wychodził z założenia, że hajs to w końcu najlepszy prezent, jaki nastolatka może dostać. A trzy studolarowe, zielone banknoty można było zamienić na wiele dobra.
Wyjebiemy ptaszysko na balkon, zanim zasra Ci połowę mieszkania, albo samo zejdzie ze stresu? – mamrocze pojawiając się za plecami brata. W tym samym momencie za plecami obu braci pojawia się MAMUSIA.
TO JAHWE KARZE CIĘ ZA ŻYCIE W GRZECHU JUDAH – wycedziła po hebrajsku kobieta, krytycznym okiem przyglądając się wyciągniętemu na blat ciastu. Obrzuciła jeszcze swoich synów spojrzeniem, pełnym dezaprobaty. Poklepała Judaha po ramieniu, akceptując najwyraźniej tort i odeszła w stronę innych szczęśliwców.

Jacob robi krok w bok, zapewne, by uniknąć własnej matki i zająć się indykiem, kiedy podchodzi do niego COSMO. Jego szok i dyskomfort obecności na tej imprezie wchodzi na nowy poziom, zwłaszcza, że jego STARSZY BRAT stoi tuż za jego plecami. Robi mu się niedobrze, ale ściska rękę Fletchera, jakby rzeczywiście dopiero co się poznali.
Jeśli trafiłeś kiedyś zarzygany na SOR to jest szansa, że stamtąd – stara się nie być aż tak złośliwy, ale LEDWO się powstrzymuje. Posyła Cosmo uśmiech, który nie sięga jego oczu, ledwo wykręcając kąciki ust.
A teraz otwórz te drzwi balkonowe, trzeba wypierdolić stąd tego indyka, zanim mój brat zejdzie na zawał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Indyk momentalnie zrobił zamieszanie, które całkowicie pochłonęło ją, aż do momentu kiedy Cosmo tuż obok niej wcielił się w rolę superbohatera Capri co w ostatniej chwili zwróciło jej uwagę.
Inaczej pewnie nie zauważyła, że ktoś obok pada jak długi.
- Miło poznać - uścisnęła dłoń Cosmo, ale nie miała okazji zapytać kim konkretnie był, bo ten zaczął przepychać się dalej.
Obserwowała cały ten bałagan, aż w końcu roześmiała się cicho i zwróciła się do Laury
- Kochanie, jak znajdziesz dla mnie chwilkę to wołaj, bo widzę, że jesteś rozszarpywana! - a sama postanowiła zająć się tym biednym indykiem, któremu groziło wywalenie na balkon.
- Daj mi go - rzuciła do Jacoba, potem przenosząc spojrzenie na Judaha = Masz jakiś duży karton?

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
21
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#6
Laura była przekonana/miała nadzieję, że wszyscy raczej o tych urodzinach zapomną albo wykręcą się pracą i wszystko skończy się na życzeniach przez telefon albo jakiś pojedynczych spotkaniach przy herbacie w zupełnie innym terminie. Miała z Cosmo i mamą robić maseczki, ale nie wyszło, kiedy przyjaciel wykręcił się rodzinnymi sprawami, wtedy też domyśliła się, że może coś knuć z jej ojcem, bo ten przez przypadek wysłał jej sms z informacją o imprezie. Sytuację miała uratować Elizabeth, która zabrała córkę na urodzinowe śniadanie, potem zakupy, by w końcu na umówioną godzinę przywieźć do mieszkania Judah.
Niespodzianka! Głosy rodziny i przyjaciół wybrzmiały głośno, a twarzy Laury pojawił się szeroki uśmiech. Do tego momentu była przekonana, że przyjęcie niespodzianka organizowane przez Judah będzie raczej rodzinne, a wśród ludzi zauważyła kilku swoich znajomych. Nie miała jednak wiele czasu na rozejrzenie się po mieszkaniu, nawet na zrzucenie z siebie płaszcza miała niewiele czasu, bo zaraz przed nią pojawił Judah z tortem, a po nim Taylor z indykiem w rękach. – TAYLOR! -; krzyknęła przerażona i odskoczyła, kiedy indyk się uwolnił i uciekł. – Człowieku! Nie mogłeś zostać przy prezencie z Lancem? – spytała i pokręciła z niedowierzaniem głową. I niby gest był świetny, bo jakby Laura mogła, to by uratowała każdego zwierzaka przed zjedzeniem, ale no nie mogła, więc nie ratowała! Aż podskoczyła, kiedy usłyszała krzyk ojca. W tym zamieszaniu musiała się jednak skupić na reszcie gości.
- Oby nie. – odparła, kiedy Vanessa pojawiła się obok niej, a zaraz potem przytuliła Capri, która złożyła jej życzenia i ulotniła się, chyba chcą być jak najdalej zwierzęcia.
- Tatoo… - jęknęła przerażona, kiedy ojciec zjawił się obok niej. Bała się indyka, chyba wszyscy się bali!
- Pomyślałam. – przytaknęła, no ale nie mogła go zdradzić, bo się nie spełni, nie? – Dzięki tato. – uśmiechnęła się do niego, naprawdę szczerze i z miłością w oczach, bo była mu bardzo wdzięczna, że poświęcił się tak dla niej i pamiętał, i pozwolił Cosmo to wszystko tu zorganizować.
- Taylor, naprawdę doceniam gest. Powiedz mi tylko, co ja mam z nim zrobić? – spytała, ale już nie doczekała się odpowiedzi, bo znalazła się w objęciach brata, którego zaraz odciągnął od niej Judah.
Zaraz potem pojawił się Cosmo. -Jak mnie nazwałeś? – spytała zaskoczona tą tępą cipą, ale nie mając już możliwości powiedzenia czegoś więcej, kiedy zaczął swój monolog, przerażając ją nim totalnie. No życzenia były piękne nie ma co, ale prezent i informacja o prezerwatywach w szafce nieco zbiły ją z tropu. – Czy ty dziś…? – uniosła pytająco brew, pocierając wierzchem dłoni nos, próbując mu tym jakże jednoznacznym gestem podsunąć pytanie, czy coś wciągał!
Nim się zorientowała, obok niej pojawił się wujek Jacob, całują ją w czubek głowy, wcisnął w dłoń kopertę i zniknął. Zdezorientowana całym zamieszaniem, głośną muzyką, indykiem, głośnymi rozmowami i życzeniami, zniknęła na chwilę w swoim pokoju, by obejrzeć prezent od Cosmo. Założyła SUKIENKĘ do Cosmo i wróciła do salonu.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciężko powiedzieć czy to siłka, czy chwilowy przypływ siły wywołany emocjami, ale szarpnął Taylora trochę za mocno i trochę za szybko, ciągnąc go za sobą na bok tak, że jeszcze chwila a oboje leżeliby na ziemi. – WSZYSTKIM PRZESZKADZA – nie musiał chyba wyliczać po kolei osób, których pisk zagłuszył jego krzyk przed chwilą lub teraz, gdy po raz drugi podniósł głos, nie robiąc sobie nic z tego, że nie dość, że mieli tu tyle ludzi, to po drugiej stronie salonu stała ICH MATKA. Ich, czyli Judasza i reszty najstarszych Hirschów, bo akurat Elizabeth gdzieś zniknęła z pola jego widzenia i chociaż bardzo chciał, w tę dyskusję nie mógł jej wciągnąć. – Zejdź mi kurwa z oczu – dorzucił, wymachując przy tym dłonią i odwracając się w stronę Jakuba, a jak się okazało, przy okazji też Rachel Hirsch, kobiety, z której zdaniem jeszcze czasem potrafił się liczyć. Znacznie częściej niż by tego chciał, zapewne w większości przypadków zwyczajnie ze strachu. – Zajebiście, robię dziecku przyjęcie niespodziankę i zamiast mi to kurwa wynagrodzić, tyle pracy i poświęceń, to on mnie jeszcze KARZE – ciśnienie trochę bardziej mu skoczyło, ale przynajmniej na krótki moment zapomniał o biegającym po jego mieszkaniu indyku, bardziej przejmując się Jahwe. Czy raczej mamusią, której dalej się wydawało, że Judah w niego jeszcze wierzy.
Ale próbując już przywrócić normalny, spokojny oddech, żeby nie zejść w środku imprezy Laury na zawał, odprowadził wzrokiem panią Hirsch, aż natrafił nim na Vanessę, obok której na szczęście nie było akurat Joachima. – Czy ja kurwa wyglądam jakbym miał w tym mieszkaniu składowisko kartonów? – pytanie Vanessy odwróciło na chwilę jego uwagę od słów zarzygany i zaraz po tym SOR, przez które początkowo posłał Cosmo pełne dezaprobaty spojrzenie, tak jakby Jakub mówił najprawdziwszą prawdę i gdzieś na tym SORze poznał kiedyś dzieciaka, z którym tak blisko była jego córka. Ale o tym teraz nie myślał. Nie mógł, gdy po salonie dalej biegał przyniesiony przez Taylora indyk, którego Fletcher chciał zabijać, przez którego Laura prawie płakała, a Jakub chciał wyrzucać przez balkon. Kolejne miejsce, które w swoim mieszkaniu lubił i którego wolał nie oddawać dla jakiegoś drobiu, podobnego do tego, który kilka dni temu gościł upieczony na stole podczas ich rodzinnej kolacji. – Poczekaj Vane, zaraz coś znajdę – i może nie był to karton, a raczej plastikowe pudełko, które jako jedyne znajdowało się na wyciągnięcie Judaszowej ręki, wręczył je żonie swojego brata, z wyraźnie wymalowanym na twarzy grymasem obserwując cały ten harmider. – Na chuj mi to było, błagam powiedz na chuj mi to było – trochę mamrotał pod nosem, ale ktoś, kto obok niego stał, może Jakub, a może nawet Cosmo, mógł pomyśleć, że mówi do niego. Tak prawie, nie?

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Nie przypuszczał, że opuszczając Laurę z przewróceniem oczami i enigmatycznym może, które miało stanowić odpowiedź na jej pytanie, wkroczy w pole tak deprecjonującego spojrzenia Szanownego Pana Hirscha, a Jacob okaże się padalcem na podobną skalę, co on sam - co w jakiś dziwny i głupi sposób chyba mu imponowało? Chyba??? Emocje były ultra ciężkie do ogarnięcia, kiedy pod nogami kręcił się przerośnięty kurczak, Szanowny Pan Hirsch był na skraju załamania nerwowego, Capri podziobana, a Pani Babcia Laury zaczynała użalać się Bogu po hebrajsku. Pozostawało więc sączyć dalej tę colę przez biodegradowalną słomkę, napajać się tym harmiderem i odbijać sukcesywnie piłeczkę w tej wymianie zdań.
- Nie, raczej nie włóczę się po szpitalach - zresztą pana twarz kojarzy mi się z innymi miejscami. Może to był jakiś klub na przykład? - Nawet jeśli Jacob nadal na niego nie patrzył, on uparcie wbijał w niego spojrzenie, na chwilę tylko przesuwając je na Szanownego Pana Hirscha, zajętego akurat rozmową z samym sobą, co był dość dziwne, ale nie znasz - nie oceniaj. - Panie Hirsch, proszę się tak nie stresować, bo pana rozboli głowa. Może powinien pan zorganizować więcej czasu tylko dla siebie? Żeby odpocząć po tygodniu ciężkiej pracy? Pański brat chyba się na tym zna, proszę zapytać - poradził kulturalnie, z równie kulturalnym uśmiechem powracając spojrzeniem do jacobowego lica, od którego jednak odciągnął go widowiskowy powrót Laury.
- JAKA ONA PIĘKNA, WAŻNE. - Sukienka, w sensie. Ta, co ją dziergał własnymi ręcyma, szacunek się należy. - Pani Hirsch? Niech pani robi zdjęcie, szybko! - odwrócił się do Vanessy, niekoniecznie przejęty faktem, że ta była zajęta teraz dzierżeniem plastikowej miski i polowaniem na indyka. Jednocześnie wcisnął wreszcie butelkę z szampanem w rękę Jacoba, pochłonięty całkowicie zachwycaniem się nad prezencją swojej ukochanej przyjaciółki. Na całe szczęście Pani Babcia Laury przerwała mu tę chwilę zawieszenia, podstawiając mu pod nos kieliszeczek z czymś mocniejszym, na co uśmiechnął się swoim absolutnie najbardziej niewinnym uśmiechem, który kobiecina tak uwielbiała.
- Ależ pani Hirsch... nie wypada! - obruszył się odrobinę teatralnie, zanim zorientował się, że kobieta chyba wcale nie proponowała mu wspólnego obalenia kielona, tylko czekała aż Fletcher jej poleje. - Emm, tak, TAYLOR? Taylor, trzeba polać babci - poinformował zaraz swojego serdecznego kolegę.
Obrazek

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A może jednak matka miała rację? Może Bóg istniał i karał ich nieustająco za to wszystko? Judaha za rozwód indykiem srającym na drewniany parkiet, Jacoba flirtującym z nim w przedziwny sposób COSMO w otoczeniu całej jego rodziny, zapewne za przypadkowe morderstwo swojej małżonki. Potrzebował szybkiego ratunku. Zmierzył Fletchera krótkim spojrzeniem, które mówiło mu dosadnie, że wystarczy oraz, że kolejnym etapem będzie już chyba kolejne (hehe) morderstwo. Szczęśliwie wir tego szalonego wydarzenia porwał blondyna w inną stronę. Środkowy Hirsch pociąga więc solidny łyk z butelki szampana, która została wręczona mu do ręki a następnie podaje alkohol w ręce JUDAHA.
Masz, przyda ci się – oznajmia i przystępuje do pomocy VANESSIE w złapaniu tego niesfornego prezentu. Tylko co dalej? Indyki widywał co najwyżej na kuchennym stole, ewentualnieee w postaci mrożonki w supermarkecie. Nie ma bladego pojęcia co robić.
Ale, żeee chcesz go złapać do tego pudełka? JAK? Judah, kurwa, czy ty sprawdzałeś kiedyś, czy Taylor to na pewno nie jakieś kukułcze jajo? – jeśli ta misja ma zakończyć się powodzeniem to Jacob potrzebuje więcej wskazówek. A najlepiej, więcej alkoholu.

MAMA SENIORKA HIRSCH tymczasem spogląda na COSMO, jakby ten postradał zmysły. Sama organizuje sobie alkohol, na moment jeszcze tylko zatrzymując się obok wnuczki.
WYGLĄDASZ PRZEPIĘKNIE! – mówi trochę za głośno, bo wypiła trochę za dużo cherry. Potem przenosi swoją uwagę na jej przyjaciela, cmoka ustami w powietrzu, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale w końcu rezygnuje i tylko postukuje go palcem w klatkę piersiową. Coś zaobserwowała, ale potrzebuje jeszcze czasu, żeby to przeanalizować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Możemy je podziurawić? - rzuciła do Judaha odbierając od niego plastikowe pudełko..
Zanim to zrobiła, poklepała go lekko po ramieniu, bo impreza się ledwo zaczęła, a ten już marudził i miał jej dosyć.
- Ogarniemy to
Zamierzała podziurawić też karton, ale jego byłoby mniej żal niż plastiku wielokrotnego użytku.
- Jak wyhoduję trzecią rękę - rzuciła do Cosmo unosząc to pudełko i kiwając głową znacząco na biegającego indyka.
Trzeba było go wsadzić do pudła, znaleźć mu coś do żarcia i zamknąć w ciemnym miejscu, żeby się uspokoił.
- Emmmm - pytanie Jakuba zbiło ją trochę z tropu, bo tym nie pomyślała - Może zajdźmy go od dwóch stron, żeby nie miał gdzie uciec?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A może porozmawiamy z nim o tym, co jest dla niego najlepsze i sam zdecyduje się wejść? – żartuje. To znaczy, trochę żartuje. Jakub ma niemal 40 lat na karku, jest dorosły, doświadczony życiem i potrafiłby pokroić, a potem złożyć człowieka w całość, ale kwestia drobiu jakoś niespecjalnie go przekonuje. Stara się jednak tego po sobie nie pokazywać. Żeby nie było potem, że ze wszystkich Hirschów największe jaja – pozostając w tej ornitologicznej nomenklaturze – ma Vanessa.
Dobrze, to plan jest taki, że ja spróbuję go podejść od tamtej strony – oznajmia swojej szwagierce VANESSIE i skazuje palcem kierunek aneksu kuchennego. To tam przed chwilą zostawił butelkę w rękach JUDAHA i planował ją na chwilę, na krótką chwileczkę przejąć. To nic, że nie przepadał za bąbelkami.
W międzyczasie Jacob mija swoją matkę, której wyciąga z ręki kieliszek cherry, zamieniając go na szklankę wody, czym umówmy się szczerze – ryzykował życie. Zanim jednak zdążyła zareagować, zajął strategiczne miejsce do polowania na indyka. I chociaż miał szczerą nadzieję, że nie będzie musiał tego robić, po chwili trzymał już to DZIKIE ZWIERZĘ W RĘKACH. Odsuwając je od siebie na wyciągniętych rękach tak daleko, jak tylko mógł.
GDZIE MASZ TO PUDEŁKO?! – zdanie skierowane zdecydowanie do jego SZWAGIERKI JESZCZE HIRSCH z prośbą o natychmiastową interwencję.


Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”