WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

cukiernia

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- No to może rzeczywiście tym razem nie mógł wyrwać się z pracy - skomentowała krótko, wzruszając lekko ramionami, jakby to miało zakończyć cały temat, który chyba nie był dla Cornelii zbyt komfortowy. A przynajmniej tak jej się wydawało. Skoro Easton interesował się sprawami związanymi z dzieckiem, to chyba nie miały zbyt dużych podstaw, by się o to zamartwiać.
Westchnęła ciężko, gdy Sarah w końcu opowiedziała im, o co właściwie chodzi. I nawet zgromiła ją krótko spojrzeniem, gdy ta spróbowała odwrócić kota ogonem i przerzucić ich zainteresowanie na inny temat. A było chyba jasne, że żadna z nich go teraz nie podłapie, bo miały coś innego w głowach. - Sarah, serio? Nie ma o czym gadać? - Zmarszczyła brwi, niemal wlepiając swój wzrok w blondynkę. Pokręciła lekko głową, wbijając na moment wzrok w swoją kawę, jakby to miało ją nieco uspokoić. Ciśnienie jej się trochę podniosło, to na pewno. - Co to w ogóle ma być? Wróciłaś pijana, więc uznał, że go zdradziłaś? - No nie można było ukryć, że to tłumaczenie mężczyzny, które im przedstawiła, było co najmniej bezsensowne. - I zgadzam się z Cornelią. Okej, naprawdę cieszę się, że stoi przed Tobą szansa na ułożenie sobie życia, ale no bez przesady. A alkohol i to, że przygotował kolację, to nie jest żadne usprawiedliwienie. Nie powinnaś sobie na takie coś pozwalać. - W porę ugryzła się w język, by nie powiedzieć o kilka słów za dużo. Bernie miała po prostu w głowie teraz to, że może nawet cały ten ich wyjazd miał miejsce, by zatuszować jego wcześniejsze zachowanie. I aż z troską spojrzała na przyjaciółkę, zastanawiając się, czy to naprawdę mogła być jednorazowa sytuacja, czy będzie się jednak powtarzała, a on ciągle będzie coś wymyślać, by przeprosić i zatrzymać ją przy sobie. Każda z nich przecież chciała dla niej jak najlepiej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze martwiła i przejmowała się problemami przyjaciółek. Były dla siebie jak siostry. Kiedy jedna potrzebowała pomocy, wszystkie 3 przybywały z pomocą. Przez tyle lat nic się nie zmieniło. Zmienili się tylko mężczyźni w jej życiu. Kiedyś bardzo lubiła męża Corneli, ale od pewnego czasu nie za bardzo za nim przepada. Sama do końca nie wiedziała dlaczego... może to przez to, jak olewczy ma stosunek do dziecka.
- Co powiedział lekarz? Wszystko jest dobrze? - Spojrzała na przyjaciółkę z delikatnie zmartwiona mina. Widziała, ze pieczątki są najgorsze. Wymioty, osłabienia i zawroty głowy.
Wpatrywała się w Sarę i nie wierzyła własnym uszom. Przez głowę przeszła jej myśl, ze to jakiś żart, ze przyjaciółka nie mówi poważnie. Dziewczyny wdały się w dyskusje. Patrzyła na każdą, ciagle milcząc. Znała Jacksona. Wiele razy rozmawiali ze sobą na wspólnych kolacjach , obiadach i innych takich. Nie sadziła, ze kiedykolwiek... w sumie to tak samo myślała o swoim byłym. Wtedy dałaby sobie rękę uciąć, ze jej nie zdradza.
- Saro - Zaczęła powoli patrząc na przyjaciółkę - Nie możesz tego tak po prostu zamieść pod dywan i zapomnieć o tym, tylko dlatego, ze przeprosił, poprosił o wspólnie zamieszkanie i dał pierścionek. - Przeniosła spojrzenie na pozostałe dziewczyny i westchnęła. - Ja tez cieszę się, ze układasz sobie życie, ale zastanów się czy ktoś kto podniósł na Ciebie rękę, jest kimś z kim chcesz spędzić resztę życia. - Ciężko było o tym mówić, bo wiedziała, ze rani tym przyjaciółkę. Sara musiała jednak zrozumieć, ze to wychodzi tylko i wyłącznie z troski o nią.
- Wiesz, ze Cię kochamy i chcemy żebyś była szczęśliwa i... bezpieczna, a teraz, to co do nas mówisz sprawia, ze martwimy się o Ciebie. - Nie unosiła głosu. Mówiła cicho i spokojnie.
Choć nie zawsze miedzy nią a Sara było kolorowo, to nie zmienia faktu, ze kiedykolwiek przestała być jej najlepsza przyjaciółka. Nie ważne ile jeszcze razy się pokłócą, Carla zawsze przy niej będzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– A poza tym, że się zainteresował to coś jeszcze mówił? – zmarszczyła czoło. Chyba tymi pytaniami chciała się trochę odpłacić za poruszenie tematu Jacksona, ale po części też była zdziwiona tym, że Cornelia wcześniej męża wychwalała, a ostatnio nastała dziwna cisza w ich temacie, szczególnie odkąd pojawiła się nowina o ich przyszłym dziecku. No cóż, faceci bywali dziwni i ciężcy do zrozumienia.
– Tak, nie ma o czym rozmawiać – powiedziała, zaciskając lekko usta i czując, że cała trójka wchodzi na nią coraz bardziej. Była ostatnio odrobinę przemęczona , a stres sprawiał, że miała ochotę ciągle siedzieć w łazience i wymiotować – niezależnie od pory dnia i tego co wcześniej zjadła. Słysząc słowa Bernie, pokręciła głową. – Wypiłam, rzygałam, wróciłam z rozmazaną szminką i uznał to za dowód zdrady. Sfiksował po alkoholu, pewnie dlatego rzadko pije – wzruszyła ramionami, wlepiając wzrok w stolik. Sięgnęła po wcześniej skubaną przez siebie babeczkę i na nowo zaczęła ją dręczyć, by co jakiś czas włożyć do ust mały kawałek. Słuchała ich uważnie. Obawiała się każdej z tych rzeczy o których mówiły – że to był tylko początek końca i z każdym razem będzie gorzej i że te zaręczyny były formą zamydlenia jej oczu, ale z drugiej strony... po co miałby to robić? Zachowywała się jak typowa, zaślepiona kobieta i naprawdę ciężko było jej cokolwiek wyjaśnić, bo w sumie to zlewała temat.
– Przecież znacie Jacksona – pewnie kilka razy go widziały – Jest najcudowniejszym facetem pod słońcem i nie sądzę, żeby to miało się powtórzyć, a jeśli... wtedy się rozstaniemy. Nie mogę go skreślić przez jedno nieporozumienie, bez przesady – posłała im nieco blady uśmiech, a potem odłożyła babeczkę by nachylić się nad stolikiem. – Wiem, że się martwicie, ale obiecuję, że będę uważać i nie dam się zabić i spakować w foliowej torbie. Mam was na szybkim wybieraniu więc będę w razie czego dzwonić. – powiedziała z lekkim rozbawieniem, posyłając im w powietrzu kilka buziaków. Doceniała ich troskę, ale nie czuła się na razie w żaden sposób zagrożona. A może nie chciała się czuć?
– Pomyślmy o miłych rzeczach. Na przykład o tym, że będziemy musiały znaleźć suknie ślubną i sukienki dla druhen. Ma któraś z was namiary na organizatora ślubu Cornelii? – spojrzała na wszystkie trzy, a przy samej Nel zatrzymała na chwilę wzrok. Gdzie jest radość, halo!

|zt
Ostatnio zmieniony 2020-10-04, 17:36 przez Sarah Russell, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

stylówka

Dzień wolny dobrze było wykorzystać na spotkanie z przyjaciółką. Maya i Rosie mieszkały obok siebie, w tym samym budynku, praktycznie drzwi w drzwi; dziewczyny dość szybko znalazły wspólny język, co jakiś czas wpadały do siebie w odwiedziny albo spotykały się na mieście, na jakieś ploteczki i ciacho. W sumie właśnie dzisiaj miały taki plan, dlatego dzisiejszego popołudnia pojawiła się w Cupcake Royale. Fajnie było spotkać się w neutralnym miejscu, pogadać o pierdołach i trochę się wyluzować. Maya przede wszystkim była dziewczynie wdzięczna, że nie ocenia jej przez pryzmat tego, gdzie Sheridan pracowała, że mimo to chce się z nią spotykać i że... no, kurde, naprawdę fajnie im się ze sobą rozmawiało. Cieszyła się więc na to dzisiejsze spotkanie i dlatego pewnie była na miejscu przed czasem. Rozejrzała się po lokalu, ale nie widząc nigdzie Rosie zajęła jeden z wolnych stolików i posłała kelnerce ciepły uśmiech. Powiedziała, że na razie wstrzyma się z zamówieniem, bo czeka na przyjaciółkę, więc kelnerka w międzyczasie podała jej jedynie menu, które Sheridan postanowiła przejrzeć podczas oczekiwania na Rosie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1
Rosie nie potrafiła siedzieć bezczynnie w domu. W sumie gdziekolwiek, dziewczyna potrzebowała towarzystwa albo chociaż zajęcia, a dzisiaj jak na złość nie miała żadnego z tych. Jej brat wyszedł z mieszkania wczesnym rankiem, więc biedna nie miała kogo denerwować. Z Bobbym, swoim ukochanym pieskiem zdążyła wyjść już dwa razy i psiak nie wyglądał na chętnego na kolejną wędrówkę. Telefon od Mai był niczym zbawienie – szybko postawił Rosie na nogi i przywrócił dobry humor. Walker naprawdę ceniła swoich przyjaciół i uwielbiała spędzać z nimi czas. Z Mayą znała się już od jakiegoś czasu i chociaż mogły spotkać się u którejś w domu (team sąsiadki), to wyjście na miasto wydawało się tym razem lepszą opcją.
Wymalowana i odstrojona dwudziestolatka z wielkim uśmiechem pędziła do lokalu, w którym miała spotkać się ze swoją przyjaciółką. Niestety albo stety, po drodze spotkała jeszcze kilku swoich znajomych, więc zanim się z nimi pożegnała to minęło kilka minut... Miała ogromną nadzieję, że Maya nie pobije jej za to. Rosie nie miała w zwyczaju się spóźniać, a przynajmniej nie specjalnie. Czasami jej dusza towarzystwa działała na jej niekorzyść. Ale to było tylko kilka minut, naprawdę!
-Cześć, kochana! – posłała swojej przyjaciółce szeroki uśmiech, kiedy tylko ją dostrzegła, a następnie ucałowała jej policzki. Jakaś starsza pani siedząca przy stoliku obok spojrzała na nie z dezaprobatą, ale kto by się tym przejmował. -Przepraszam za spóźnieniem, mam nadzieję, że nie czekałaś długo i nie jesteś na mnie zła.. Bo nie jesteś, prawda? – zaczęła wyrzucać z siebie słowa z prędkością światła i zrobiła oczy szczeniaczka. Głupio jej się zrobiło, okej?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

#4

Czy ona chciała tego pocałunku ponownie? Ciężko powiedzieć po tym, jak Levi najzwyczajniej w świecie ją zaskoczył. Dawno się z nikim nie całowała, było to bardzo miłe, było jej przyjemnie i przede wszystkim dobrze, ale czy na pewno chciała go powtórzyć? W tym celu powinna przede wszystkim ochłonąć, zebrać myśli i wtedy miała szansę dojść z samą sobą do porozumienia. Tego dnia nie było jej to dane zwłaszcza po tym karambolu, kiedy to mnóstwo dzieci trafiło do szpitala w stanie ciężkim. Jedną pacjentkę stracili, co Belle bardzo przeżyła. No ale jak niby miała się dowiedzieć, że Kiz był całowany przez inną, aniżeli sprawdzając smak jego ust? Chyba blondynka stanowczo za dużo myślała. Nie chciała go jednak wystawić, nie była z takich, dlatego po prysznicu, przebraniu się w ubrania wyjściowe znalazła szatyna w kawiarence. Czekał na nią mimo tego, że jej dyżur sporo się przedłużył, na samą myśl o tym z jednej strony zrobiło jej się ciepło na serduszku, z drugiej zaś czuła się winna. Nawet nie miała kiedy mu napisać, że nie wie kiedy właściwie skończy i że może lepiej żeby umówili się na inny termin. Blondynka po prostu straciła poczucie czasu. Uśmiechnęła się do niego, choć pewnie nie wyglądał on tak pięknie na jej zmęczonej twarzy.
- Cieszę się, że na mnie zaczekałeś. Masz może ochotę na coś słodkiego? Ja tym zjadła duże, czekoladowe ciacho. - zagaiła rozmowę, siląc się na swój wesoły, normalny ton. Niestety w każdym jej słowie pobrzmiewała nutka smutku, a ciasto czekoladowe było tylko pocieszeniem na to, co przeżywała podczas tego dyżuru. Jak się okazało, Kiz zgodził się na jej propozycję i dlatego wybrali się do ciastkarni nieopodal szpitala.
- Pomóc ci z wózkiem? - zapytała, chcąc się na coś przydać. Wolała jednak zapytać, bo nie chciała go urazić, niepełnosprawni na pewno czuli złość gdy wszyscy ciągle chcieli im udzielać pomocy. Więc to do niego należała decyzja czy pomoże pchać mu wózek, czy wyruszy obok niego, wyrównując krok. Gdy znaleźli się już w środku, ściągnęła kurtkę i czapkę z głowy, zajęła swoje ulubione miejsce.
- Ja na pewno zamawiam ciastko czekoladowe i to duży kawałek, a ty co wybierasz? - zapytała, znów posyłając mu smutny uśmiech i zaglądając do menu. Jeszcze jakaś ciepła herbatka, tak to jest to, jej żołądek potrzebował ciepłego napoju i to natychmiast. Odkładając menu spojrzała jeszcze raz na swojego nowego znajomego.
- To co, ile kobiet pocałowałeś przez ten czas gdy pracowałam? - próbowała rozluźnić nieco atmosferę by nie mówić o swoim dyżurze i śmierci kobiety, a także o tym że wraz z Teddy oszukały śmierć i wyrwały z jej szpon dziewięciolatkę. To był naprawdę ciężki wieczór, a ona marzyła tylko o tym by się skończył i żeby Levi sprawił, by przestała myśleć o tym co złe.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zdawało się, że nikt nie zainteresował się czekającym chłopakiem w szpitalu. Być może to nawet dobrze, gdyż nie musiał się z tego nikomu tłumaczyć. Pewnie został uznany za pacjenta ów placówki i zapewne to było powodem braku zainteresowania jego osobą. Po swoich badaniach, gdy tylko dziewczyna jeszcze się nie pojawiła, starał się jakkolwiek popracować, lecz nagły rozgardiasz w szpitalu najzwyczajniej mu na to nie pozwolił. Czyżby coś się wydarzyło poważnego? Usunął się wtedy na bok, by nikomu nie przeszkodzić. Cała sytuacja zdawała się na tyle poważna, że wiele pielęgniarek czy też lekarzy biegało z miejsca na miejsce. Pewnie chodzi o kogoś bardzo ważnego, gdyż nikt nigdy nie biega w takiej panice, jeśli chodzi o zwyczajną personę, która nie ma ani grama władzy. Mijały odpowiednio godziny, a on nadal czekał. Skoro obiecał jej pozostać w ów miejscu, tak więc uczyni. A przynajmniej do pewnego czasu, bo nie będzie mógł tu pozostać w nocy. Byłoby to dziwne i zapewne wtedy przykułby uwagę gapiów.
Na całe szczęście dziewczyna zdołała się pojawić przed jego odejściem. Pokazał się, więc jej i pozwolił sobie pomóc w dotarciu do miejsca, jakie wybrała. Nie przepadał za słodyczami aż tak, lecz z głosu dziewczyny mógł wywnioskować, że miała ona ciężki dzień i zapewne potrzebuje tej odrobiny słodyczy, by się znowu nie załamać. Praca lekarzy stanowczo nie była tak kolorowa, jak pokazywano ją w telewizji. Tu miał perfekcyjny przykład tego, że może ona wyniszczać psychicznie, jak i fizycznie zapewne. Jest to jednak praca, którą ktoś musi wykonywać i chwała dla tych osób, które się tak poświęcają. Oczywiście można powiedzieć, że mają oni za to odpowiednie pieniądze, lecz one nie naprawią ich uszczerbków na psychice, czy też zdrowiu.
wystarczy mi sama kawa. Napiłbym się waniliowego latte. .
Nie chciało mu się jeść, a więc zadowoli się kawą. I gdy tylko dziewczyna wprowadziła go do środka, złapał automatycznie za kartę i sprawdził, czy mają to w ofercie. Na całe szczęście ów napój chyba był całkiem popularny, skoro oferowała go prawie każda kawiarnia. Po złożeniu zamówienia dopiero teraz w pełni mógł spojrzeć na dziewczynę.
chyba miałaś ciężki dzień, patrząc na całe to zamieszanie w szpitalu. Nie musisz zatem udawać, że wszystko jest ok. Zwłaszcza że marny z ciebie kłamca. .
On zaś wcale nie był lepszy, bo wszyscy pamiętają, jego kaleczne tłumaczenie się o jego tablecie i tego, kto jest jego właścicielem. I odnośnie do tego, czy kogokolwiek pocałował, to raczej mogła być pewna, że nic takiego nie miało miejsca.
co do całowania, to oczywiście nie widziałaś tej kolejki dziewczyn, która stała obok mnie, gdy po mnie przyszłaś? .

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

Belle naprawdę zaczynała czuć się winna tego, że Levi tak długo musiał na nią czekać bez jakiejkolwiek informacji. Była mu zatem winna tę wizytę w kawiarni za cierpliwość, którą się wykazał, czekając na nią. Przyznam szczerze, że Chateux kierując się ku szpitalnej kawiarence, sądziła że Kiza już tam nie zastanie, że nie będzie na nią czekał, kto by spędził tyle czasu w szpitalu? Jednak widząc jego znajomą osobę uśmiech wpłynął na jej twarz. Tak też mogła chociaż na chwilę zapomnieć o tym ciężkim dniu i potwornym dyżurze po karambolu. Gdyby wtedy na zewnątrz wiedziała, że czeka ją pomoc przy ofiarach karambolu, gdzie to były głównie dzieci to na pewno odwołałaby to spotkanie. Ale z drugiej strony mogło ono sprawić że chociaż na chwilę przestanie myśleć o utracie jednej pacjentki.
- Tutaj na pewno robią wyśmienite waniliowe latte. - powiedziała stając już przed drzwiami znanej jej kawiarni. Zajęli zatem miejsca przy stoliku i złożyli zamówienie. Najwidoczniej jej nowy znajomy był świetnym obserwatorem, skoro zauważył to, że to nie był łatwy dyżur i że jest wykończona. Niestety nie była dobrą kłamczuchą, poza tym zmęczenie bardzo łatwo pokazywało się na jej twarzy.
- Owszem, słyszałeś o tym karambolu, w którym brał udział między innymi autokar z wycieczką szkolną? To oni byli naszymi pacjentami. Byłam przy ich wychowawczyni, jednak nie można było jej już pomóc, straciłam ją. - nie mogła zdradzać szczegółów o tym, że jej pacjentką była córka senatora stanu, ale o wychowawczyni szkolnej mogła przecież wspomnieć i tak będą podawali o niej informacje w telewizji. Nie była też pewna, czy brunet w ogóle się dowiedział, co spowodowało tak ogromne zamieszanie w szpitalu, wolała zatem wytłumaczyć.
- W ogóle ten twój kolega co tworzy te rysunki to może odwiedziłby dzieci leżące obecnie na naszych oddziałach? Po tym szoku i wypadku, które przeżyły przydałaby im się odrobina radości. - nie wierzyła w tego "kolegę", ale trzymała wersję swojego towarzysza, chcąc choć na chwilę skrócić cierpienie małym pacjentom. Zaś na słowa o kolejce do pocałunku zaśmiała się.
- Jakoś tłumów wokół ciebie nie widziałam, nie jesteś jednak tak rozchwytywany jak uważasz. - odpowiedziała z lekkim przekąsem, sądząc że on obrasta za bardzo w piórka i trzeba go nieco sprowadzić na ziemię. Bawiło ją to jednocześnie, a potem przybyło ich zamówienie i mogła wreszcie ugryźć kawałek dobrego, czekoladowego ciasta. Te pozytywne hormony idące od czekolady były jej potrzebne. Może bardziej by były potrzebne to od pocałunku, ale cicho sza.

autor

dreamy seattle

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#sprawdzę

Nie była fanem słodkości, bardziej preferując słone przekąski... ale obiecał sobie odwiedzić jakiekolwiek inne miejsce, które odciągnie jego myśli od trudności w pracy. Nigdy przedtem nie odwiedził właśnie tej cukierni, choć dość często przechodził nieopodal i czasami z ciekawością spoglądał w jej kierunku. Zdecydowanie podobała mu się estetyka, w jakiej lokal był utrzymywany - a trzeba podkreślić, że Fergus potrafił być bardzo wybredny pod tym względem. Jednak zdecydował, że kawiarnia będzie idealna do sporządzenia paru dokumentów przy gorącej herbacie oraz smacznym wypieku. W dodatku od spaceru na mrozie zaczęły nieprzyjemnie szczypać go policzki, więc ogromnie marzył o znalezieniu się w pomieszczeniu z wyższą temperaturą.
Pewnym krokiem ruszył w kierunku sklepowej lady, od razu planując zapytać o "wypiek dnia" lub inne cudo będące ich piekarskim bestsellerem. Moment zajęło mu skojarzenie znajomej twarzy osoby znajdującej się po drugiej stronie. Ten proces myślowy bezsprzecznie spowolniły pewne znane mu fakty - z kobietą w fartuszku z logiem cukierni studiował prawo na Yale. Dlatego ujrzenie znajomej z uczelni zajmującej takie stanowisko niemało go zaskoczyło! Oczywiście nie umniejszał takiej pracy, ale doskonale pamiętał, z jaką determinacją wykłócała się z nim w kole dyskusyjnym. Nie potrafił uwierzyć, by osoba tak mocno wkręcona we własny kierunek tak po prostu porzuciła karierę w zawodzie. Nawet przez moment rozważał zwyczajną pomyłkę, chociaż szanse na zapomnienie twarzy swojego największego dyskusyjnego przeciwnika były bliskie zeru. Nie zaobserwował u siebie żadnych objawów sklerozy! - Mairee? Mairee Lanaghan? - zaczął, gdy w końcu zdołał wyrwać się z zadumy. Rozejrzał się po lokalu konspiracyjnie, jakby co najmniej odkrył jakiś ściśle strzeżony sekret... a ekspedientka prowadziła podwójne życie, które teraz nieumyślnie mógł ot, tak zniszczyć. Gdy jedyny klient poza nim zamknął za sobą drzwi, powrócił spojrzeniem do - jak mu się wydawało - dawnej znajomej. - Pracujesz tu? - Poniekąd było to strasznie głupie pytanie, bo przecież nie udawałaby pracownicy dla żartu. Jednakże liczył, że Mairee skieruje jego myśli na dobre tor i wyjaśni, czego właśnie był świadkiem. Coś złego działo się w jej życiu? Potrzebowała jakiejś pomocy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://i.imgur.com/BqGdQz1.png">

Pół roku temu Mairead Lanaghan podjęła walkę o własne szczęście.
… chociaż wcześniej ani razu nie przyznałaby się do tego, że czegoś jej brakuje, mając niemały problem ze zrozumieniem oraz akceptacją rzeczywistości. Błądziła. Nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca w świecie. Nie widziała przyczyny. Żyła z dnia na dzień, skupiając się jedynie na pracy, zarobkach oraz na wszystkim, co mieściło się w ogólnie przyjętych standardach; zgubnie starając się sprostać wymaganiom otoczenia. Nic dziwnego, że w pewnym momencie pękła.
I właśnie ten punkt zwrotny przywiódł ją do niewielkiej ciastkarni, w środkowej części Seattle, w której niejednokrotnie siadała z laptopem w czasach, gry pracowała w korporacji. Przyzwyczaiła się do miejsca, w którym wyrabiała swoje nadgodziny, racząc się smacznym przekąskami i w dalszym ciągu nie potrafiła uwierzyć, że obecnie stała się jego dumną właścicielką. Niby nie miała zbyt dużego pojęcia o prowadzeniu biznesu, ale powoli się uczyła i można powiedzieć, że jak na razie udawało jej się sprostać wszelkim wyzwaniom. Nawet jeśli droga bywała bardzo wyboista. Nawet jeśli na horyzoncie pojawiały się takie dni jak ten – niesamowicie męczące i wysysające z niej całą energię A tak czy inaczej, starała się zachować pozytywne nastawienie, gdy próg lokalu przekroczył kolejny klient. – Hm? – zareagowała na wypowiedziane przez niego słowa. Znali się? Tak, zdecydowanie, chociaż chwilę jej zajęło, zanim połączyła przystojną twarz z odpowiednią osobą. – Fergie – powiedziała z szerokim uśmiechem, kompletnie ignorując zdziwienie, które mogła wychwycić w jego głosie. – Nie widziałam cię od … bardzo dawna – skrzywiła się, uświadamiając sobie, ile czasu minęło, od kiedy skończyli studia. Całe mnóstwo! – Pracuję tutaj, tak. Właściwie to miejsce od jakiegoś czasu należy do mnie. Klimatyczne, prawda? Zawsze lubiłam tu przychodzić – powiedziała, z prawdziwą dumą. Być może stać ją było na więcej, ale czy życie nie powinno polegać na robieniu tego, co się chce? – Co zjesz, Fergie? Napijesz się kawy? Na koszt firmy – rzuciła, chociaż prawdopodobnie nie powinna tak szastać towarem. Nie radziła sobie jednak zbyt dobrze ani z pieniędzmi, ani z biznesem.
Sukces murowany.
Ostatnio zmieniony 2021-02-26, 18:18 przez mairee lanaghan, łącznie zmieniany 2 razy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewątpliwie mieli ze sobą sporo wspólnego - rzucili się na głęboką wodę q pogodni za bliżej nieokreślonym celem. On starał się odnaleźć to poczucie szczęścia za drzwiami własnej kancelarii, którą parę miesięcy temu zaryzykował otworzyć. W dodatku nalegając, by rodzice nie angażowali się w pomoc w rozkręceniu biznesu syna. Fergus był święcie przekonany, że prędzej czy później poradzi sobie bez znajomości państwa Atherton i to odpowiedni czas na sprawdzenie siebie samego... poza tym nie znosił tych ciągłych powiązań z innymi członkami rodziny oraz zakładania z góry, iż na nic tak naprawdę nie zapracował sam. Faktycznie - miał o wiele lepszy start niż spora część dzieciaków na terenie Stanów Zjednoczonych, co często mu wypominano... ale nie potrafił pogodzić się z taką wizją, a przynajmniej nie w stu procentach.
Przyglądał się z rosnącym zdziwieniem obsługującej go kobiecie, którą jak się okazało, skojarzył bardzo dobrze z koleżanką z uczelni. Przez ten szok prawie nie zorientował się, w jaki sposób go nazwała - Błagam, tylko nie Fergie... - czuł się, jakby miał flashbacki z koła dyskusyjnego, gdy nazywała go w taki sposób. Wtedy zamiarem Mairead było wytrącenie Fergusa z równowagi, który rozemocjonowany stałby się łatwiejszym przeciwnikiem w dyskusji. Przejechał dłonią po twarzy, gdy spostrzegł, jak znowu wybiło go to z rozmowy. Z ciężkim westchnięciem powrócił spojrzeniem do Mairee, starając się wyczytać cokolwiek z jej twarzy. - Od mojego powrotu do Seattle, bodajże? - Niedługo po ukończeniu studiów z powrotem przeprowadził się do rodzinnego miasta... a co w tym najdziwniejszego - nigdy potem się nie spotkali, chociaż pochodzili z tej samej miejscowości. Co prawda docierały do niego wieści o niej od wspólnych znajomych, ale nigdy potem nie mieli już takiej relacji jak za studenckich czasów. - Serio? Kupiłaś... kawiarnię? Nie zrozum mnie źle, jest naprawdę ładna... ale chyba nie tego się spodziewałem. Rzuciłaś pracę w zawodzie? - zapytał wprost, bo nie oszukujmy się; ona również widziała go w nie najlepszym okresie życia, kiedy przeżywał pierwsze poważne rozstanie i nie miał gdzie się podziać - cały świat wydawał mu się wtedy potwornie obcy. - Ja? To, co polecasz... nie, naprawdę mogę zapłacić, wiem, jak jest ciężko z rozkręcaniem biznesu. Nie masz może niedługo przerwy? - Dziwnie byłoby zakończyć rozmowę z dawną koleżanką od razu po złożeniu zamówienia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak to się działo, że osoba z pozoru tak inteligentna, podejmowała tyle nieprzemyślanych decyzji, skazując się tym samym na bardzo niepewną przyszłość? Mairead starała się tego nie rozważać, gdy postanowiła popłynąć z prądem, decydując się na wielkie zmiany. Samo rozważane opcji za i przeciw mogłoby przyczynić się do zrujnowana tego misternego planu, więc zwyczajnie dała sobie z tym spokój. Postąpiła pochopnie? Może. Ale walczyła o siebie i to było w tym wszystkim najistotniejsze; nadawało jakikolwiek większy sens jej decyzjom. – Jasne – skomentowała krótko jego słowa, unosząc kącik ust w uśmiechu. Doskonale pamiętała, że za tym nie przepada, aczkolwiek teraz, o dziwo, wcale nie chciała zrobić mu na złość – tak, jak zdarzało jej się w przeszłości. Tym razem zamierzała mu odpuścić. – Tak, tak mi się wydaje – stwierdziła, kiwając głową. W zasadzie nie miała pojęcia, jakim cudem wcześniej na siebie nie wpadli – czy w przypadkowej lokalizacji na mieście, czy też na sali sądowej. Mijali się nieustannie, aczkolwiek chociaż zdarzało im się spierać na spotkaniach koła dyskusyjnego, wcześniej można było ich określić mianem … przyjaciół? Nie, to trochę na wyrost. Ale dobrych znajomych owszem. Pomogła mu przecież przebrnąć przez ciężkie chwile, gdy rozstał się ze swoją dziewczyną. – To dość skomplikowane – przyznała, a mina nieco jej zrzedła. Chociaż była zadowolona ze swoich wyborów, w dalszym ciągu nie lubiła się z nich tłumaczyć; a nie byłaby sobą, gdyby negatywne komentarze całkowicie po niej spływały. – Daj mi chwilę, w porządku? Koleżanka za chwilę wróci z przerwy - powiedziała, wskazując jeden z wolnych stolików. W międzyczasie nałożyła na talerz jedno ze swoich ulubionych ciast i przygotowała dwie kawy, a niedługo późnej dołączyła do niego, zajmując miejsce naprzeciwko. – Zrezygnowałam z pracy – przyznała, po chwili dłuższego zawahania, aczkolwiek w jej głosie nie mógł usłyszeń negatywnego tonu. Jedynie stwierdzała fakt. – Żyłam w ciągłym biegu i potrzebowałam zmiany. W ten sposób znalazłam się tutaj. Nie wiem jeszcze, czy jest to szczyt moich marzeń. Ciągle szukam swojego miejsca – stwierdziła, zgodne z prawdą. – A co u ciebie? Czym się teraz zajmujesz? – zapytała. Już od dawna nie słyszała nic na jego temat i nie miała pojęcia, jaką ścieżką podążył, więc był to zdecydowanie dobry czas na nadrobienie zaległości. – I smacznego – dodała, wskazując na ciasto, które wcześniej położyła tuż przed nim. Sama jadła zdecydowanie za dużo słodyczy, pracują w takim miejscu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

| outfit

Ostatnie tygodnie były dla Tagliente ogromnym przemeblowaniem w życiu - jej mama zgodziła się, żeby zamieszkali razem z Maxem. Russell nawet kupił apartament na tym samym piętrze, na którym mieszkała Constance, chociaż teraz - kiedy mieszkanie było w remoncie, pomieszkiwali w lokalu, który wcześniej zamieszkiwała jej przyszywana ciocia. Rodzice Maximilliana byli cały czas zaginieni, ale odnalazła się jego czteroletnia siostra, która w tym momencie z nimi pomieszkiwała i chociaż Vichie absolutnie uwielbiała dziewczynkę, tak czasami czuła się po prostu zmęczona zastępowaniem jej matki. Mimo to, całkiem nieźle chyba sprawdzała się w tej roli, co napawało ją delikatnym spokojem, gdy myślała o prawdziwym macierzyństwie i przyjściu na świat synka. Oczywiście, miewali z Maxem problemy - ona była zazdrosna, on bywał dupkiem, ale powoli sobie z tym wszystkim zaczynali radzić. Dzisiaj Vi w końcu miała wychodne, a Max miał zajmować się swoją siostrą. Do Cupcake Royale dotarła odrobinę spóźniona, bo ciążowy brzuszek zaczął być całkiem wyraźnie zarysowany i jak typowa kobieta, nie miała się w co ubrać. Poza tym musiała wybrać coś zasłaniającego odrobinę ramiona, bo Russell ostatnio trochę za mocno wbił w nie palce i miała na nich parę drobnych siniaków. Nie chciała robić z tego afery - kochała Maxa, tak jak on kochał ją i wiedziała, że przecież celowo nigdy nie zrobiłby jej krzywdy. Tak czy siak, wpadła do środka i uściskała Froya, którego zobaczyła przy jednym ze stolików.
- Jeny, przepraszam, byłam pewna, że zdążę na czas! - powiedziała, przygryzając dolną wargę i ze skruchą się mu przyglądając. - Zamawiałeś coś już? - zapytała z uśmiechem. Sama zdecydowanie zamierzała wziąć jakiś gigantyczny deser lodowy. Należał jej się, bo ostatnio naprawdę trzymała się zdrowego jedzenia i jakichś sałatek!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

W życiu Froya również działo się aż nazbyt wiele. Może i nie spodziewał się potomstwa, ani nie zastępował nikomu ojca, ale w ciągu ostatniego tygodnia musiał prędko odnaleźć się w nowej sytuacji. Jego rodzice wyjechali w roczną delegację do Afryki. Od tamtego czasu raptem raz rozmawiał z matką, która nawet nie zdążyła mu o wszystkim opowiedzieć, bo znowu musiała wrócić do obowiązków. Froy mimo tej całej otoczki brawury i zuchwałości nie był stworzony z kamienia. Również tęsknił, chociaż skrzętnie ukrywał emocje. Zresztą sytuacja w domu Leonarda Guttera nie pozwoliła na długo spętać jego myśli troskami.
Natychmiast podniósł rękę, gdy w progu lodziarni ujrzał Vittorię.
W porządku — przytaknął. Kilka minut spóźnienia nie zrobiło mu żadnej różnicy. Przynajmniej zdążył dokładnie przejrzeć kartę i wybrał odpowiedni dla siebie deser. Trzy porcje lodów latte macchiato z polewą orzechową w chrupiącym wafelku. — Wolałem poczekać na ciebie. Dzisiaj ja stawiam — stwierdził, po czym podsunął dziewczynie kartę z której sam przed chwilą korzystał. Potem dyskretnie spoglądnął na odstający brzuszek, a następnie ponownie skupił się na jej twarzy. Wyglądała identycznie, jak wtedy kiedy chodziła do szkoły. Nawet miała taki sam makijaż i włosy, które rozlały się na ramionach Vittorii.
Który to już miesiąc? — zapytał, bo naprawdę stracił rachubę. Ostatnimi czasy nawet nie mieli, kiedy się zobaczyć. Froy ciągle zajęty był nauką i udziałem w konkursach, a Vi pielęgnowała domowe obowiązki. Mijali się z terminami, przez co sporadyczne telefony stały się jedyną formą ich kontaktu. — Wybraliście już imię? — Odszedł na moment, aby złożyć zamówienie. Wrócił niespełna pięć minut później z tacką dwóch lodowych deserów oraz napojami. Dla siebie wziął cappuccino, a dla przyjaciółki zdrową lemoniadę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tagliente rozumiała nagły wyjazd rodziców aż za dobrze – jej mama ze względu na wykonywaną w FBI pracę dość często znikała, jednak nie były to nieobecności dłuższe niż kilka dni. Zwykle też ją uprzedzała. Do tego rodzaju znikania była przyzwyczajona. Jej ojciec natomiast był cięższą sprawą – odkąd wyszło na jaw, że Enzo zdradzał Constance, postanowił wyjechać i miesiącami się nie odzywał. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na maile i… Vittoria była wściekła. Po pierwsze okazał się zdradziecką świnią, a po drugie nie zostawił tylko matki, zostawił też ją. To bolało chyba najbardziej i dlatego teraz, gdy radośnie chciał wrócić do jej życia, w Vi budził się usprawiedliwiony bunt. Może za nim tęskniła, ale nie było go przy niej, gdy naprawdę potrzebowała ojcowskiego wsparcia.
– W sumie jak tak teraz myślę, to mogliśmy się umówić, że po mnie przyjdziesz do mieszkania. Słyszałam, że zamieszkałeś u Ruti – poruszyła brwiami, bo istotnie, rozmawiała wcześniej z Guerrą i właściwie nie zamierzała tego ukrywać. Była ciekawa, jak na to wszystko zapatrywał się Froy. – Uuu, w takim razie poszaleję – zaśmiała się pod nosem, przejmując od niego kartę i wybierając jakiś deser z lodami czekoladowymi i orzechowymi.
– Końcówka piątego – uśmiechnęła się delikatnie, jakoś tak mimowolnie kładąc dłoń na swoim brzuchu. – Tak, właściwie to tak. Będzie miał na imię Thomas Jackson. TJ. Pierwsze imię jest po zmarłym wujku Maxa, drugie po jego ojcu. Nie chciałam jakoś nadawać mojemu dziecku imienia faceta, który zdradzał mamę – wywróciła oczyma, bo właśnie w ten sposób wypowiadała się teraz o swoim ojcu. W dniu osiemnastych urodzin zamierzała oficjalnie zmienić swoje nazwisko z Tagliente na Turner. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a była cholernie uparta. Podziękowała przyjacielowi za napoje i westchnęła cicho.
– Tęsknię za tym, wiesz? Wszystko nadrabiam i radzę sobie z materiałem, ale tęsknię za wyjazdami, olimpiadami i w ogóle. Masz jakieś świeże plotki? – poruszyła brwiami z rozbawieniem i upiła łyk lemoniady. Skoro nie mogła sama tego przeżyć, to Froy mógł być jej oczami na świat, który wśród domowego życia wydawał się jej koszmarnie odległy.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”