WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

burgerownia

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 26 — Dwa dni, które dał sobie na przemyślenie całego swojego życia sprawy z Aurelie minęły znacznie szybciej niż standardowe dwa dni. Ale te same dwa dni pokazały też, że to wcale nie był koniec - Hirschowi nawet przez myśl nie przeszło, by od pamiętnego wieczoru na bankiecie w takich kategoriach postrzegać niezdefiniowaną i kompletnie niezrozumiałą już dla niego relację, którą na przestrzeni ostatniego roku wbrew wszelkim prawom logiki nadal ciągnął. Gdyby przecież z taką łatwością nie pozwolił jej samej zdecydować czy chce zdradzić swojego męża, za cel obierając najzwyklejszą przyzwoitość, a nie tlące się uczucia, nie byłoby go aktualnie w tym miejscu, w którym się znalazł. W przenośni - w dość skomplikowanej i pełnej niedopowiedzeń relacji z Farrow, natomiast tak dosłownie - na szpitalnym parkingu, na który podjechał przed czasem, kupując sobie dodatkowych kilka minut na znalezienie miejsca, w którym zjedzą lunch. Nie wzięty na wynos, nie z dowozem do jego mieszkania - zwykły lunch pośród ludzi, na którym nie byli... nigdy. Na który zaprosił ją z własnej, nieprzymuszonej woli, będąc wreszcie świadomym, że takie spotkania też są okej.
I że czegoś takiego właśnie Blue w tej relacji brakuje.
Kiedy więc zajęła miejsce pasażera i w przeciwieństwie do ich ostatniego przywitania pozwolił sobie na szeroki uśmiech w jej stronę, nie zdradził tak od razu o co dokładnie chodzi, gdzie jadą czy że ostatnie skierowane do niej słowa przed pożegnaniem w miniony weekend ma zamiar wcielić w życie. Całą drogę zagadywał ją o pracę, co robiła przez resztę weekendu czy, o zgrozo, nawet o pogodę w Seattle, by dopiero zatrzymując się przed Two Doors Down zmienić temat na ten właściwy.
Nie chciałaś ani pójść do kina, ani na żaden spacer, więc tym razem padło na lunch – czy w jego intencji było, by te słowa zabrzmiały jak jakaś obietnica kolejnego takiego wyjścia? Poza zamknięte drzwi mieszkania Hirscha w Belltown, poza miejsca, w których jak dotąd się spotykali, a między ludzi, tak jak robili zwykli... chwila, kim oni właściwie dla siebie byli? – A jeśli burgery to najgorszy możliwy wybór na pierwszą taką randkę... – hej, on serio to powiedział? RANDKĘ? – to masz dosłownie pięć sekund na protesty, zanim wysiądę z auta i nie będzie już odwrotu. Decyduj – ale po upływie pięciu sekund wcale tak naprawdę nie wysiadł, nawet po dziesięciu, piętnastu czy trzydziestu nadal siedząc na miejscu kierowcy ze spojrzeniem wbitym prosto w dobrze mu znaną twarz Farrow. – Powinniśmy robić takie rzeczy już dawno temu, Blue – rzucił nagle, nieznacznie marszcząc przy tym brwi, jak gdyby cały czas był świadomy, że te słowa albo skończą się kolejną kłótnią, albo zmienią nieco bieg ich relacji, czyniąc ją bardziej normalną. Tak, zdecydowanie tego najbardziej w niej brakowało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- 4 - W przeciwieństwie do Judaha, dwa dni Aurelie nie minęły tak spokojnie. Była zła - na siebie, że dała ponieść się emocjom i na niego, że z takim problemem przychodziło mu werbalizowanie, zdawać by się mogło przecież prostych, myśli. Zła również o sugestie rozumiane przez nią zupełnie błędnie, a z błędu którego Hirsch jej nie wyprowadzał. Rozmowa z Connie niczego nie poprawiła. Napięte stosunki w domu również. Była zła na wszystkich - począwszy od siebie na listonoszu kończąc. Do tego stopnia, że rykoszetem obrywali jej współpracownicy, bogu ducha winni, za co po chwili refleksji przepraszała.
Musiała znaleźć wyjście z tej pokręconej sytuacji, wyplątać się z niej nawet jeśli oznaczało to spektakularną klęskę. Pragnęła być wolna. I dosłownie, i w przenośni. Chciała dzielić swoją wolność z Judahem do czego głośno nie przyznawała się nawet przed samą sobą, przerażona ilością i różnorodnością uczuć jakie względem Hirscha żywiła. Nie wiedziała jak je nazwać, jakim mianem określić, do którego worka wrzucić, wszystko było nowe, nieznane. Jeśli zaś na tym emocjonalnym rollercoasterze jechała w pojedynkę, chciała być tego świadoma. Błądzenie w krętych labiryntach uczuć ją zmęczyło.
Odebrała wiadomość, pierwszy raz czując lekkie podenerwowanie przed spotkaniem z brunetem. Nie rozluźnił jej nawet kompletnie pozbawioną większego sensu rozmową, ani uśmiechem, jaki uwielbiała. Nie lubiła nie mieć kontroli, nie lubiła niespodzianek, nie lubiła uczucia towarzyszącemu niewiedzy. - Lunch na opuszczonym parkingu za miastem? - nawiązała do sekretu, o który ostatnio się posprzeczali. To był ten jeden moment, kiedy Blue zamiast ugryźć się w język, pozwoliła, aby słowa rozbrzmiały we wnętrzu samochodu z tą różnicą, że jej twarz wykrzywił uśmiech, naturalny, a nie grymas rozczarowania. - Przepraszam - poprawiła się na fotelu, obserwując mijane budynki, jakby próbowała odgadnąć dokąd jadą. - Mogłeś coś przygotować - wtrąciła, kiedy zaparkował auto przed restauracją w której roiło się o tej porze od ludzi. Spojrzała na niego niepewnie, nie dlatego, że bała się wejść tam z nim, a z powodu tego, że robili to pierwszy raz. Nie było nic dziwnego w obrazku dwójki osób jedzących razem obiad, mogli przecież być przyjaciółmi, rodziną, znajomymi z pracy. Niemniej swego rodzaju napięcie między nimi zauważyłby nawet ślepiec.
Odpięła pas, wyciągając dłoń do klamki, gdy zatrzymał ją słowami. Okręciła się na fotelu, wzruszając przy tym ramionami. - To znaczy randkować? - zapytała, lekko zadzierając kąciki ust ku górze. - Popełniłam kilka błędów, które chyba nam w tym przeszkadzają - wzdychając głośno, przymknęła oczy, opierając głowę o zagłówek. Milczała kilkanaście sekund, a on jej na to pozwalał. - Miałeś rację przedwczoraj. Nie w każdej kwestii, ale miałeś - przyznała cicho, wlepiając spojrzenie w dłoń na której nie było już obrączki. Tutaj się nie mylił, skoro jej małżeństwo nie istniało, po cholerę wciąż ją nosiła?
Ostatnio zmieniony 2021-02-02, 22:37 przez Aurelie B. Farrow, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo uszu puścił komentarz o opuszczonym parkingu za miastem, nawet jeśli pokusić się mógł o podobny, nawiązujący nie tylko do formy ich dotychczasowych spotkań, ale przede wszystkim podobnie złośliwie przypominający o ciążącym nad nimi sekrecie. Tak jakby jeszcze musieli sobie o tym przypominać, żeby niczego nie zapomnieć – zaczynając od tego dlaczego tyle czasu pozwalali, by nikt ich nigdzie razem nie zobaczył, a kończąc na realiach małżeństwa Aurelie, w którym z niewiadomych na ten moment dla Judaha przyczyn nadal tkwiła.
Żebyśmy jedli w samochodzie czy w moim mieszkaniu? – gorzki śmiech przerwał wreszcie ciszę, w czasie której przyjmując jej przeprosiny pokiwał jedynie nieznacznie głową. W ich rozmowach zdecydowanie za często pojawiały się zdania, na które nie musieli odpowiadać – podobnie jak i teraz, gdy nie oczekując odpowiedzi na zadane pytanie pozwolił jej milczeć. Tak, milczeć. Ale tylko chwilę, tylko kilka, może kilkanaście sekund, po których zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Blue odezwała się znowu. Każdym kolejnym słowem zaskakując go jeszcze bardziej, powodując, że zamiast wysiąść z auta i zjeść ten pieprzony lunch, wolał jeszcze chwilę zostać na miejscu kierowcy.
Ale kiedy wydawać by się mogło, że jak typowy facet zapyta w czym miał rację, tworząc sobie idealną okazję do pławienia się w tych kilku przyjemnych dla uszu słowach, całość podsumował milczeniem. – Mówisz o tych błędach? – milczeniem, które przerwał nawiązując początkowo tylko do tego, co powiedziała wcześniej. Do błędów, które popełniła – błędów, które przeszkadzały w takich spotkaniach jak to, czy jak każde inne, które w myślach Hirsch planował, zakładając, że i podczas zwykłego lunchu ich spotkanie nie zakończy się kłótnią. Ale co dokładnie obecną sytuację odróżniało od tej sprzed dwóch dni, gdy tak samo jak teraz sięgnął po jej dłoń w poszukiwaniu tej jednej, konkretnej rzeczy, która przychodziła mu na myśl, gdy użyła słowa błąd? To, że na jej na palcu nie było już obrączki. Pozostał po niej tylko delikatny ślad, na który nie zwróciłby uwagi nie wiedząc, że w domu do którego zawsze wracała wychodząc z jego mieszkania czeka na nią mąż. Nie, cofnijmy się. Nie czeka. Ale na pewno? Chcesz wziąć rozwód? – z całą pewnością nie był to temat, który mogli, ba, który powinni poruszać siedząc na parkingu przed restauracją, do której zabierał ją z zamiarem, że zaplanowany lunch zjedzą w znacznie lepszej atmosferze niż ostatnio. Ale – tak, tu musiało być ale - Hirsch miał już to do siebie, że nienawidził czekać z czymś, co mógł zrobić od razu. Niezależnie czy chodziło o zadanie jakiegoś pytania, załatwienie nie tak ważnej sprawy czy choćby wspólne wyjście, z którym na upartego mógł się wstrzymać dłużej niż dwa dni od ich pierwszej kłótni. Miało to swoje plusy – zamiast zastanawiać się nad tym co dalej, teraz siedzieli w jego samochodzie rozmawiając i odrzucając na bok wspomnienia z ostatniej sprzeczki. Ale skoro były plusy, musiały być i minusy – choćby takie jak wybór nieodpowiedniego miejsca czy czasu na tego typu pytania. – Nie, nie odpowiadaj. Nie powinienem pytać. Możesz za to powiedzieć w jakich kwestiach tym razem nie miałem racji – mówiąc to głupio się uśmiechnął, nieświadomie dopiero teraz puszczając jej dłoń wolno. Czy odpowiedź na poprzednie pytanie mogła coś zmienić, że tak nagle nie chciał jej poznać? Pozornie nie. A jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że w tej relacji uczucia na wodzy pozwalała mu trzymać jedynie świadomość, że Aurelia prawdopodobnie jest zajęta.
To co jeśli za jakiś czas już nie będzie?
Ostatnio zmieniony 2021-02-04, 18:38 przez Judah Hirsch, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jedyne na co było ją stać, to nieme skinięcie głową. Błędów było zbyt wiele, by analizować każdy z nich. Tych konkretnych także. Lepiej było skupić się na tu i teraz, do tego przecież przywykli.
- Oczywiście, że chcę - odparła niemal natychmiast, prawie wchodząc mu w zdanie, jakby powtarzała te słowa już setki razy. Bez drżenia głosu, bez zająknięcia, nie klucząc wokół tematu. Pewna siebie, skinąwszy głową, spojrzała na niego. Nim zdążył dopowiedzieć, że nie musi się ustosunkowywać do rzuconego w eter pytania, przytakiwała. Wątpił w to? Po tym roku naprawdę wątpił, że chciała uwolnić się od Chadwicka? Abstrahując od całej tajemniczej otoczki ich relacji, od tego, że nigdy na głos nie powiedziała nic na temat swoich uczuć - ani względem męża, ani tym bardziej Judaha bo kurewsko mocno ją to przerażało, nie udowodniła, że pragnęła być wolna? - Chad nie chce podpisać papierów. Próbowałam wszystkiego i jestem nim zmęczona. Dobre słowo, złe słowo. Krzyk, spokojna rozmowa, łzy... nie wiem ile razy podarł je i wyrzucił do śmieci na moich oczach - być może wbrew temu, czego aktualnie pragnął brunet - mówiła. Przecież miał absolutną rację, że czas i miejsce na taką rozmowę może nie nadejść nigdy, zawsze będzie jakieś ale albo pojawi się ktoś, kto im przeszkodzi. Byli dorośli, mogli oderwać plaster jednym pociągnięciem ręki, dwa dni wstecz nie mieli z tym problemu. - Uznał to za świetny sposób na zemstę. To pokręcone - oderwała wzrok od ich niezłączonych dłoni, świadoma i wrażliwa nawet na tak subtelny dotyk. Tęskniła za niepozornymi gestami, nie tylko za bliskością w tym konkretnym sensie. Tęskniła za objęciami ciepłych ramion, całusem na pożegnanie i uśmiechem niejednokrotnie mówiącym więcej niż słowa. Tęskniła za nim, mając go obok siebie. Coś ją zatrzymywało, nie pozwalając wykonać kroku, jaki zwykle za zamkniętymi drzwiami nie stanowił problemu. W pewien sposób ujawnienie sprawiło, że powiedziała stop. Z obawy przed tym, że jawność uczuć może przynieść więcej strat niż korzyści. - Powinieneś pytać - czując chłód na dłoni, kiedy zabrał swoją, spojrzała mu prosto oczy. - Nie wiem co się dzieje w twojej głowie, Judah. Nie wiem co chcesz ode mnie usłyszeć, nie wiem nic - nie miała pojęcia o tym jak czuł się Hirsch, nieco wbrew własnej woli wciągnięty w tą sytuację, ale już świadomie w niej pozostając. Mówił wiele, jednocześnie będąc bardzo oszczędnym w słowach. Dawał sprzeczne sygnały, kłócąc się z nią przed dwoma dniami na przyjęciu pełnym znajomych i nieznajomych twarzy, i dzisiaj zapraszając ją na obiad. Robił krok wstecz, a później dwa naprzód. Grał obojętnego obserwatora, po chwili stając się pełnoprawnym aktorem w kolejnym akcie.
Blue nie chciała wracać wspomnieniami do przywołanego ponownie wieczora i nocy. Była człowiekiem odkreślającym czerwoną kreską, to co w jakiś sposób ją raniło. Musieli to robić? Przyznała mu rację, tym samym w domyśle, co miała nadzieję rozumiał, przepraszając za słowa, które być może paść nie powinny. - Chcesz do tego wracać? - uniosła lekko brew. - Nie cofam niczego, co wtedy powiedziałam. Jesteś w błędzie, myśląc, że potrzebuję bohatera, kogoś kto będzie bronił mojego honoru, nie musisz dbać o moje dobre imię, radzę sobie w pojedynkę. Zasłaniasz się tym, bo tak jest łatwiej, prawda? - na moment przeniosła wzrok na ludzi wchodzących i wychodzących z restauracji do której oni pewnie nawet nie wejdą. - To nie fair, bo bawisz się ze mną świetnie do momentu, w którym pojawia się problem. Wtedy odwracasz się plecami, odchodzisz na krok i jesteś obojętny, nic cię nie dotyczy. Ja jestem zła, ty grasz rolę dobrego - rozłożyła ręce w geście bezradności. Z tego powodu nie chciała wracać do tej rozmowy, emocje opadłe na dno znowu budziły się z letargu. - Milczysz, pozwalając mi rozumieć wszystko po swojemu. Dwa dni temu poczułam się jak twój kaprys. To ja mam męża, nierozwiązane sprawy i masz cholerną rację, ale przez cały ten rok nawet nie spojrzałam w jego kierunku, a ty między słowami nazwałeś mnie... - przerwała, uśmiechając się wymownie. Nie, nie chciała znowu określać samej siebie mianem dziwki, ale właśnie to miała na końcu języka. I była pewna, że doskonale wiedział o czym mówiła.
Ostatnio zmieniony 2021-02-05, 15:56 przez Aurelie B. Farrow, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy w kwestiach takich jak rozwód Judah mógł jej coś poradzić? A może zacznijmy od tego czy powinien? I nie, nie chodziło tu o fakt, że będąc dwukrotnie w małżeństwie za tym drugim razem do rozwodu sam poniekąd został zmuszony, pogrywając z Ariel tak długo jak tylko dał radę - czyli na dobrą sprawę aż do momentu, w którym jego cierpliwość została wystawiona na ostateczną próbę, a Darling wreszcie dopięła swego. Chodziło o coś innego. O nich, o ich relację. O powód tego rozwodu, który choć dotyczył czegoś innego, w dziwny sposób dotykał też bezpośrednio Hirscha. Jego osoby. Tego, kim dla Blue był, nawet jeśli żadne z nich nie potrafiło określić tego jednym, zgodnym słowem.
Dlatego na te pytania po prostu nie było jednoznacznej odpowiedzi. Nie było i najprawdopodobniej jeszcze długo nie będzie. Nie była nią też ta, która pojawiła się w umyśle Judaha, gdy na sekundę przed rzuceniem czegoś głupiego ugryzł się w język, po raz pierwszy od naprawdę dawna decydując się ponownie przemyśleć czy to co chce powiedzieć ma sens. W tym przypadku nie miało. W tym przypadku lepszy był już nawet ten gorzki śmiech, który wydobył się z jego ust, gdy Blue wspomniała o zemście. – A dałaś mu powód, żeby się mścił? – może więc lepiej było zmienić bieg tej rozmowy zamiast udzielać jej porad? W których i tak Judah był zwyczajnie beznadziejny?
Dobrze. Będę pytać – niemal tak samo, jak w okazywaniu uczuć czy zainteresowania, którego Farrow brakowało najbardziej. Nie przywykł przecież do tego, by zadawać jej pytania, dowiadywać się czegoś więcej czy ciągnąć za język wtedy, gdy niechętnie opowiadała o swoim życiu. Nie przywykł, bo ich rozmowy nie opierały się na pytaniach i odpowiedziach. Ona nie dociekała prawdy, on nie okazywał zainteresowania tym kwestiom, które przez prawie rok pozostawały nienaruszone. Tym sposobem wiedział czym się zajmuje, gdzie się urodziła, ile ma lat czy że pracuje w tym samym szpitalu w którym jego bracia, jednocześnie nie wiedząc, że codziennie wraca do domu, który nadal dzieli z mężem. Tak właściwie dlaczego?
Ale choć obiecał pytać, tym razem znowu tego nie zrobił. Skupił się za to na jej słowach, niemal natychmiast je przerywając, by odpowiedzieć na nie zgodnie z prawdą: – Chcę. Ale po to, żeby to wyjaśnić. I na tym zakończyć ten tematraz i na zawsze? Tak, mniej więcej coś takiego miał na myśli. Ale po raz kolejny miał okazję doświadczyć, że jego założenia też czasem mijają się z prawdą. W relacji z Blue ostatnio częściej niż zwykle. – Nie, nie zasłaniam się przed niczym. Przed czym miałbym? Przed czymś więcej? Przed tym co robimy teraz? Lunchem wśród ludzi czy wyjściem do kina? Myślisz, że takie spotkania to dla mnie kłopot? Powiedziałem Ci już - nie sądziłem, że tego chcesz – a jednak łatwiej było spotykać się za zamkniętymi drzwiami i nawet nie zapytać, prawda? – O czym Ty do cholery mówisz? – wyrzucił z wyraźnym poirytowaniem, którego dźwięk we własnym głosie zdziwił nawet jego samego. Nie tak chciał się do niej odezwać. – Nie gram żadnej roli. Nie jesteś żadnym kaprysem. I nie… – przerwał niemal w tym samym momencie, w którym dotarły do niego znaczenia jej słów. – Jak? Jak nazywam? – och oczywiście, że wiedział co ma na myśli. Nie musiała kończyć, by zrozumiał sens całego zdania, ale wbrew pozorom przez te pytania wcale nie chciał udawać głupiego. Co więc miał na celu? – Nie bez powodu nigdy wcześniej nie poruszyłem tematu twojego męża, zdajesz sobie z tego sprawę? Nie interesowało mnie to, Blue. Ty mnie interesowałaś. Nie to czy masz męża, TY – może nie zdawała sobie sprawy, bo nie powiedział tego wprost? Przecież nie tylko on z ich dwójki miał prawo mieć problem z domyślaniem się. – I niczego nie mówię między słowami. Nie nazywam Cię w żaden sposób, a już tym bardziej tak o Tobie nie myślę – wbrew pozorom Judah był przecież taki prosty - jeśli coś mu przeszkadzało, leżało na sercu czy interesowało to mówił to wprost; jeśli nie, stronił od wypowiadania się na głos i wybierał milczenie. To samo, które doprowadziło ich do tego momentu, w którym tkwili teraz - jednego, wielkiego nieporozumienia, z którego na kolanach próbował się wydostać. – Gdybyś nic dla mnie nie znaczyła, nie spotykalibyśmy się aż tyle czasu – wcześniej uparcie wbijane w wychodzących z knajpy ludzi spojrzenie wreszcie przeniósł na brunetkę, płynnie przechodząc nim od jej ust, aż po ciemne tęczówki, na których zatrzymał się na dłużej. – Mam powiedzieć bardziej wprost? Jesteś dla mnie ważna, Aureliea już na pewno nie jesteś nikim.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dała Chadwickowi powód do zemsty czy nie? To kolejne z pytań, jakie zdawało się nie mieć prostej i jasnej odpowiedzi. Z jednej strony, jakkolwiek szalenie to brzmi, rozumiała jego wściekłość, bo mimo, że jej nie kochał, a to co względem niej czuł było tylko złudzeniem czegoś większego, to ona pierwsza wyszła przed szereg i z pełną świadomością własnych czynów znalazła innego mężczyznę. Wówczas nie miała pojęcia, że rok później siedząc z Hirschem w samochodzie przed burgerownią pełną ludzi, będzie odbywać taką rozmowę. Rozmowę o uczuciach, o których wiedzieli wszyscy zainteresowani, a o których na głos nigdy nie powiedział nikt. Z drugiej zaś strony czy prymitywnym nie było zachowanie jej jeszcze męża, wykorzystującego czasami zakrawającą o głupotę naiwność Blue, gdy ciągnął ją przed ołtarz wbrew temu, czego od życia tak naprawdę pragnął? Wiedział, że nie jest gotowy na ten krok, a nawet jeśli, to nie z nią. Aurelie nie była osobą, z którą chciał spędzić każdy dzień, zatem jego dążenie do zemsty było przejawem hipokryzji w najgorszej postaci. I nienawidziła go za to, właśnie za tę jedną rzecz najbardziej. Jeśli chciał spadać w dół, powinien robić to w pojedynkę, a tymczasem pociągnął też ją, burząc wszystko w co do tej pory wierzyła. Sprawiając, że poddawała wątpliwościom czyny każdego człowieka, nawet Judaha, który do tej pory świadomie nie wyrządził jej krzywdy. - Prawdopodobnie tak, skoro to robi - wzruszyła ramionami, wiedząc, że raczej nie takiej odpowiedzi się spodziewał. O ile w ogóle liczył na jakąkolwiek. Czego tak właściwie ta górnolotna zemsta dotyczyła? Bardziej uderzał nią w Judaha, który przecież był od tego kompletnie odcięty, czy założył, że jeśli nie podpisze papierów, to sprawi, że szczęście Aurelie będzie nieosiągalne?
Może jednak to ona powinna się mścić? Za to, że przez absurd jakim stało się to małżeństwo, dzisiaj walczyła z samą sobą, wystawiając na próbę nieokreśloną żadnymi ramami relację z Hirschem, bardzo chcąc mu zaufać, a jednocześnie w pełni nie potrafiąc. Chciała wierzyć, że to co - i przede wszystkim w jaki sposób - mówił było prawdą, a jednak spora jakaś jej część przemawiała za tym, aby zachowała dystans. Fizyczność była tym z czego utratą mogła sobie poradzić, zaś otwarcie przed nim serca nierozerwalnie wiązało się z możliwością cierpienia. Takiego na jakie nie była gotowa. Chyba. - Nie wiem Judah, właśnie nic nie wiem. To sprowadza nas do tego samego punktu... po prostu nie pytasz, zakładasz pewne rzeczy z góry albo ignorujesz niewygodne fragmenty - odpowiedziała, ostrzegawczo unosząc dłoń ku górze, gdy emocje po raz kolejny zwyciężały, a on nagle, niespodziewanie tracił panowanie, zupełnie niepotrzebnie podnosząc głos. Mieli rozmawiać, nie kłócić się. - Nie myślałeś - powtórzyła za nim. - Nie potrzebuję kolacji przy świecach, ani tego, żeby ktoś mnie adorował. Nie potrzebuję zainteresowania, żeby ktoś stale powtarzał mi ile dla niego znaczę i jaka jestem piękna. Znam swoją wartość, ale pod pewnymi względami kobiety są takie same. Chcę pójść na spacer, chcę zjeść taniego hot doga z budki na rogu i chcę się przytulić po dobrym seksie. Tylko tyle. Naprawdę przez rok myślałeś, że nie tego oczekuję? Czy łatwiej było tak założyć? - chociaż nie patrzył na nią, uparcie przyglądając się temu co działo się za samochodową szybą, to Farrow wlepiała ciemne tęczówki w jego profil, ciekawa każdej, nawet najmniejszej reakcji. - Bądź szczery chociaż sam ze sobą, proszę - uniosła kąciki ust ten sposób, jakby widziała i wiedziała wszystko, co ukrywał. Tym wymownym uśmiechem kończyła także swój wywód, milknąc na kilka sekund.
- W porządku, zostawmy to - powiedziała tylko tyle, na nic więcej nie było jej stać, gdy kolejny raz skinęła głową. Czy faktycznie było w porządku i czy zrozumiała jego słowa w odpowiedni sposób? - Nadeszła wreszcie pora na tego burgera? - uśmiechnęła się, chcąc zakończyć temat niedomówień, nieporozumień raz na zawsze. Ten dotyczący uczuć również, przynajmniej na jakiś czas. - Nie ukrywam, że zgłodniałam, a jeśli będziemy siedzieć w twoim aucie przez kolejną godzinę, to wreszcie wylecę z pracy. Moja przerwa na lunch właśnie się kończy - zerknęła na zegarek na nadgarstku, dłoń układając na chłodnej klamce samochodu. To był ten moment, ta chwila? Zrobią to? Wejdą tam tak po prostu, jakby wszystko co powiedzieli zostało w tyle, a sekrety nie stanowiły już przeszkody? Wejdą jak dwójka zwykłych znajomych, będą udawać, czy ktoś cokolwiek dostrzeże? - Czuję się jak na pierwszej randce w liceum. Dobrze, że zaczęliśmy od końca, bo gdyby nagle okazało się, że kiepsko całujesz, to żałowałabym jazdy tutaj - uśmiechnęła się, pierwsza czyniąc krok naprzód - niby niepozorny, dla wszystkich wokół nic nieznaczący, zwykły, a dla niej milowy. Zamykając za sobą drzwi pasażera, stając przed wejściem do restauracji pełnej gości, demonstrowała siłę, skrywając pod nią przerażenie.
Ostatnio zmieniony 2021-02-05, 15:56 przez Aurelie B. Farrow, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie tak. To tak, czy może jednak nie? Nie takiej odpowiedzi oczekiwał. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Nie, stop, wróć. Ż a d n e j odpowiedzi się nie spodziewał i żadnej konkretnej nie oczekiwał, a na dobrą sprawę można nawet powiedzieć, że żadnej usłyszeć z jej ust zwyczajnie nie chciał. Każda możliwa w jakiś sposób burzyła jego własną wizję Aurelie, którą wypracował sobie na przestrzeni minionego roku - podczas oficjalnych spotkań na bankietach, przyjęciach i w towarzystwie czy tych mniej oficjalnych za zamkniętymi drzwiami jego mieszkania. W tej wizji nie była osobą, która zachodzi komuś za skórę do tego stopnia, by ta chciała się mścić. Była w niej po prostu tą Aurelie, z którą dla sprawiania pozorów prowadził mało istotne rozmowy w obecności osób trzecich, której posyłał znaczące uśmiechy, z którą wymieniał się spojrzeniami, ale też przytulał, obejmował, całował czy obok której czasem się budził. Nic dziwnego więc, że nie chciał tego niszczyć. Nie jego dotyczyła sprawa rozwodu, nie on stał między kobietą, a jej mężem. Był tylko pobocznym obserwatorem w tej sytuacji, który nie tylko wiedział niewiele, ale i prawie wcale nie pytał. W tym też o to, co takiego mu zrobiła.
To przecież nieistotne, prawda? Dla niego była inna.
Dlatego nie wiedział jak inaczej zareagować na te słowa, jeśli nie zbyć ich milczeniem i ledwie słyszalnym westchnięciem, za którym nie kryła się żadna ulga. Jeszcze jej nie czuł. Wyczekiwał jej, ale jednocześnie wiedział też, że ta pojawi się późno - o wiele później niż by tego chciał. Nie miał pojęcia za to, czy poczuje ją, gdy spotkania pośród ludzi staną się dla nich codziennością czy raczej dopiero, gdy oprócz zdjęcia obrączki raz i na zawsze Farrow (chociaż wtedy już nie Farrow) podpisze ostatnie dokumenty poświadczające o tym, że według prawa nie jest już żoną Chada. Z jednej strony nie miało to dla niego znaczenia, a z drugiej nadal dziwnie nad nim ciążyło. Nawet bardziej, niż gdy jeszcze oficjalnie o niczym nie wiedział.
Nie wiem, Blue – odparł w odpowiedzi, wcześniej cierpliwie czekając, aż powie wszystko to, co powiedzieć chciała. Wszystkiego też dokładnie wysłuchał, wszystko przetworzył, wszystko zrozumiał - chciała, by był szczery. Więc był. Nie tylko z samym sobą, ale przede wszystkim z nią. Może i odpowiadając krótkim, niewiele znaczącym nie wiem, ale udowadniając jej, że jest. Bo naprawdę akurat tego nie wiedział. – Wiem natomiast, że nie wszyscy chcą tego samego – czy on zaliczał się do tych osób? Też chciał czegoś innego? Żadnych hot dogów z taniej budki, spacerów czy przytulania po dobrym seksie? Nie. Gdyby tego nie chciał, nie siedzieliby na tym parkingu, a już z całą pewnością nie planowaliby wejść do środka. Właśnie - wejść do środka. – Tak, chodźmy – na część słów Blue nawet nie odpowiedział, nie chcąc tracić więcej czasu z jej kończącej się już przerwy - zamiast tego idąc w jej ślady wysiadł z auta, zrobił ten pierwszy krok w stronę lokalu i zatrzymał się w tym samym momencie w którym zrobiła to ona. – Jeśli spojrzeć na to z innej strony to... przecież to jest pierwsza randka – zauważył, spoglądając na Blue z rozbawieniem. I kiedy wydawać by się mogło, że jak na ten jeden dzień wyczerpali już limit zaskakiwania siebie na każdym kroku, Judah zrobił coś jeszcze - zamiast sięgnąć ręką do drzwi, odnalazł nią dłoń stojącej obok kobiety i bez skrępowania splótł ze sobą ich palce. Skoro nie udawali już nawet przed sobą, że to nie jest randka, to czemu mieli to robić przed wszystkimi innymi?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nieskazitelność to określenie, którym z pewnością nie dało się opisać Aurelie. Była bardzo daleka od wystawienia na piedestale jako wzór, gdy notorycznie robiła coś, co ludzie powszechnie uważali za złe. Chwil słabości, jakie dzieliła z Hirschem w jej własnym rozumowaniu nie można było określić błędami, jednak nie miała prawa negować, kiedy ktoś (patrz: jej jeszcze-mąż) w ten sposób nazywał romans (o ironio!). To czy przez ostatni rok pozwoliła uwierzyć Judahowi w tą siebie, która wcale nie istniała, było sprawą zupełnie odrębną. Nie rozmawiali. Wszystko znowu sprowadzało się do tego samego. Do braku komunikacji i wybiórczego przyswajania najmniej istotnych informacji. Nie udawała kogoś innego. Uśmiechała się w ten sam sposób do mijanych na korytarzach pacjentów, jak i do Judaha. Bawiły ją te same żarty, jakich czasami nie rozumiała i chowała to za śmiechem i lekkim rumieńcem na twarzy. Uwielbiała makaron i w jego mieszkaniu pod osłoną nocy, jak i w knajpie za rogiem zapakowany w kartonowe pudełko. Uwielbiała spać do późnych godzin i równie późno kłaść się do łóżka. Nie znosiła dostawać kwiatów, ani nie była romantyczką. Tak samo z nim, jak i bez niego. Złościła się, gdy coś szło nie po jej myśli. Miewała humory zupełnie bez powodu i często mówiła nim zdołała pomyśleć. Czasami za dużo analizowała i miała tendencję do dopowiadania sobie nieistniejących rzeczy. Była strachliwa, mimo że pozowała na twardą, a decyzje podejmowała pod wpływem impulsu. Szanowała tych, którzy szanowali ją. Naiwna, po ludzku głupia i jak każdy człowiek - w pewnych sytuacjach egoistyczna. Czasami chciała za wiele dla siebie. Kolejnym razem to innym pozwała na za dużo. To doprowadziło do sytuacji, gdzie zemsta zakradła się w zakamarki codzienności, choć może było to za mocne słowo. Czy ten obraz wykreował Judah w swojej głowie? Istniał jeden prawdziwy. Zarówno, gdy byli razem jak i wtedy, gdy zostawała sama. W życiu, które dzielili ze sobą i w tym kiedy była obok, ale nie z Chadem.
- To ponownie sprowadza nas do punktu pierwszego. Gdybyś zapytał, wiedziałbyś czego chcą ludzie na których ci zależy - uśmiechnęła się, teraz już bardziej z przekory ciągnąc rozpoczęty na przyjęciu temat, niż po to, aby dalej o nim dyskutować. Chociaż pewne niedomówienia zdawały się być zażegnane, to i tak między nimi wisiało wiele znaków zapytania. - Zdajesz sobie sprawę, że zadawanie pytań jest najkrótszą drogą do świadomości? - teraz już jawnie naigrywała się, zamieniając przekorę w żartobliwe przytyki. Koniec końców nie tylko Hirsch był tym nieskorym do poruszania niewygodnych kwestii. Blue również z gracją omijała je, zbywając na różnorakie sposoby. Teraz jednak był czas na krok naprzód, a zaprzestanie analiz. Na odstawienie na bok niepewności. - Oficjalna - wywróciła wymownie oczami, chcąc dodać coś jeszcze, ale wtem na zimnej dłoni poczuła dotyk ciepła. Zaskoczona, drgnęła lekko, przenosząc spojrzenie ze szklanych drzwi na twarz Judaha, a dopiero później na ich złączone w jedność palce. Trzy uderzenia serca - mocne, znaczące, tego właśnie doświadczyła. Gdyby nie siarczysty mróz na zewnątrz, zaczerwienione policzki Blue można by uznać za zawstydzenie, jednak podobnie jak on, tak i ona była pewna tego, co robili. - Zaskakująca śmiałość w pierwszych randkach, jak na czterdziestolatka. Myślałam, że zapomniałeś jak to się robi - rozluźniając atmosferę, pchnęła drzwi, by wreszcie weszli do środka. Środka, w którym wraz z ich pojawieniem nie zmieniło się nic. Nikt nie zwrócił uwagi na ich obecność, na to że przyszli tutaj razem, nikt nie przyglądał im się dziwnie ani tym bardziej nie poruszył go widok złączonych dłoni. Czego się obawiała? Czego spodziewała? Kolejny raz przesadne analizowanie przez Blue nie miało żadnego pokrycia w rzeczywistości. - Dobrze - ściągając z ramion kurtkę, niedbale przewiesiła ją przez krzesło obok, urywając myśl w połowie, bo młoda, urocza kelnerka podała im kartę dań. Przeglądając pozycje, dokończyła niewypowiedziane pytanie: - W takim razie czego chce Judah Hirsch? - usta ponownie wygięły się w uśmiechu, gdy słowami nawiązała do stwierdzenia - nie wszyscy chcą tego samego. - Frytki, cola, burger klasyczny i jeden na ostro. To dla mnie - wtrąciła, zamykając menu. Krzyżując spojrzenie ciemnych tęczówek z błękitem oczu bruneta, spodziewała się każdej odpowiedzi. Tej wprost albo wymijającej, bo i rzucone w eter pytanie mogło dotyczyć wszystkiego.
Ostatnio zmieniony 2021-02-05, 16:43 przez Aurelie B. Farrow, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie do końca wiedział czy łatwiej było nie pytać, unikać tematu i przyzwalać na kolejne spotkania za zamkniętymi drzwiami, ale był wręcz pewny, że zdecydowanie łatwiej było mu teraz spoglądać nie na Aurelie, a wychodzących z lokalu ludzi. Mężczyznę z telefonem w ręce, dwie śmiejące się kobiety, grupę znajomych, która przez chwilę, przynajmniej tak wydawało się Judahowi, patrzyła w ich stronę. Może nawet podczas gdy jednocześnie słuchał Blue i zastanawiał się nad tym skąd się znają i dlaczego wybrali akurat to miejsce, któreś z nich próbowało odgadnąć o czym ta dwójka w samochodzie rozmawia, skoro Hirsch ciągle spogląda w drugą stronę? A rozmawiali o tak wielu rzeczach. O sobie, o Chadwicku, o niedopowiedzeniach i nieporozumieniach, które finalnie zabrały ich tutaj, na parking tego lokalu. Rozmawiali o swojej relacji, o rozwodzie, o komunikacji między sobą, która ich zawiodła. I wszystko, dokładnie tak, jak ujęła to Blue, sprowadzało się do jednego - że Judah nie pytał. Milczał, identycznie jak teraz, spojrzeniem błądząc po twarzach obcych ludzi, a nie tej jednej, która ani trochę obca mu nie była.
Bo milczenie było prostsze. Teraz. Więc może przez cały miniony rok również?
W przeciwieństwie do Blue nie było mu jednak do śmiechu i kiedy wreszcie ponownie na nią spojrzał, kącikom jego ust brakowało naprawdę sporo, by wygięte do góry tworzyły szeroki uśmiech, podobny do tego, który malował się na jej buźce. – Zakończmy już ten temat – a mimo to nie pozwolił, by przez głos przebił się brak cierpliwości czy niechęć do kontynuowania tej rozmowy, nawet jeśli już nie na poważnie, a w formie bliżej nieokreślonego żartu. Brzmiał łagodnie, ale brzmiał też pewnie, szczególnie, gdy pierwsze co zrobił po zakończeniu tego zdania to złapał za klamkę. Wysiadł, zrównał się z nią krokiem i zatrzymał przed wejściem, tylko po to, by na chwilę przed wcieleniem w życie planu zjedzenia razem lunchu na mieście chwycić jej dłoń, tym samym dając wszystkim dookoła do zrozumienia, że nie są tylko znajomymi. I nigdy tak naprawdę nie byli.
Oficjalna – przytaknął, wolną ręką przytrzymując drzwi, żeby Blue przeszła przodem. – Naprawdę nawet teraz musisz mi przypominać ile mam lat? – to nie był dla Judaha temat ani drażliwy, ani szczególnie nieprzyjemny, bo nawet pomimo kryzysu i niekiedy rozpaczliwych prób odmładzania się w jakimś stopniu zaakceptował już fakt, że jest po czterdziestce, ale tym razem oprócz niemrawego uśmiechu nie zdobył się na nic więcej. Może to przez to, że właśnie po raz pierwszy, do tego trzymając się za ręce, pojawili się między ludźmi? Może dlatego, że spodziewał się wzroku wszystkich klientów skierowanych w ich stronę, dziwnych szeptów, ukradkiem rzucanych spojrzeń? A to było przecież tak nierealne. Nikt ich nie znał. Nikt nie zwrócił uwagi, że trzymają się za ręce, nikt nie posyłał ciekawskich spojrzeń. Na spokojnie mogli zająć miejsce, przejrzeć kartę i zachowywać się tak, jak na pierwszej randce przystało. – Dla mnie to samo – dodał przy składaniu zamówienia, z odpowiedzią na poprzednie pytanie czekając, aż kelnerka odejdzie od ich stolika. Przecież nie tego chciał Judah Hirsch. Nie tylko burgera na ostro i porcji frytek obok. – Chcę z Tobą zjeść lunch, Blue – zaczął na spokojnie, ale i wymijająco - czyli tak, jak wychodziło mu najlepiej. – Chcę się śmiać, dobrze bawić i rozmawiać, nawet jeśli tylko o pogodzie albo czymś równie nieistotnym i nieinteresującym – w przeciwieństwie do tego jaka ta relacja była. Przecież nie nieistotna i nie nieinteresująca. Zawiła, niezrozumiała i o dziwo cholernie ważna, z czego powoli zaczynał sobie zdawać sprawę dopiero w ostatnich dniach. – A potem odwieźć Cię do pracy i potwórzyć to za kilka dni. A Ty? Czego chce Aurelie Farrow?
Zapytał. Tak jak obiecał.

zt x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Madison Valley”