WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 15 — ..........Ulga, którą czuje, gdy widzi na komisariacie Judah, jestwręcz ogromna. Na tyle ogromna, że zamiast cokolwiek powiedzieć, chociażby głupie cześć, miło cię znowu zobaczyć, po prostu obejmujego ramionami i się do niego przytula. Na krótką chwilę, ale to wystarczy, aby poczuć się odrobinę lepiej. I w zasadzie nic więcej jej nie trzeba, bo nie liczyła na żaden cud. Nie liczyła, że kiedy mężczyzna przyjedzie ją odebrać, nagle wszystkie złe wspomnienia znikną, jak za pomocą magicznej różdżki. Te cztery lata temu udało się tak tylko dlatego, że miała czas, aby dojść do siebie. Ale teraz sprawa jest świeża i minie kilka dobry dni, a może nawet tygodni, zanim pogodzi się z tym, co się stało i wróci do względnej normalności. Dokładnie, jak te parę lat temu.
..........Na razie znajduje się w stanie, w którym wciąż nie do końca kontaktuje z rzeczywistością. Niby odpowiada na zadawane przez niego pytania, niby grzecznie kieruje się w stronę jego samochodu, ale myślami jest zupełnie gdzie indziej. I mężczyzna chyba to zauważa, bo w pewnej chwili orientuje się, że w aucie zapada cisza, przerywana jedynie odgłosami dobiegającymi z ulic Seattle. Nie przeszkadza jej to. W zasadzie jest jej to na rękę, bo w tej chwili nie czuje się na siłach do jakiejkolwiek rozmowy. A i tak w końcu musi zacząć mówić, bo kiedy wreszcie docierają do szpitala i zostaje przyjęta przez jednego z lekarzy, mężczyzna zaczyna zadawać jej tysiące różnych pytań. I choć czuje, jakby zamiast mózgu miała watę, stara mu się na wszystko odpowiedzieć. Nie do końca jednak pamięta, jak to się stało, że złamała łokieć. Musiała źle spaść na tamtą kobietę, ale w tamtym momencie miała w żyłach tyle adrenaliny, że nic nie poczuła.
..........Czuje za to teraz. Ten ostry ból w łokciu, gdy zdejmują jej z ręki temblak, a potem nastawiają złamany łokieć — co sprawia, że jej policzkach znowu stacza się kilka łez, tym razem przez fizyczny ból. A potem dostaje coś przeciwbólowego i wszystko znika. Wszystko, oprócz tego ciężaru na sercu i nieznośnej guli w gardle. Nie jest nawet pewna co do tego, co mówi do niej lekarz, ale chyba coś o tym, że nie jest to złamanie z przemieszczeniem i prócz nastawienia oraz usztywnienia, nic więcej nie trzeba robić.
..........To chyba dobrze?
..........Tak, dobrze. Bardzo dobrze.
..........Nie jest pewna, ile czasu im to wszystko zajmuje. W jednej chwili jest na komisariacie, potem w szpitalu, by zaraz wchodzić do mieszkania. Jego mieszkania, bo na pewno nie jest to jej dom. Rozgląda się nieco nieobecnym spojrzeniem dookoła, zdejmując z siebie kurtkę, którą ktoś narzucił jej na ramiona, po czym buty. Zatrzymuje się jednak na środku holu, nie mając pojęcia, w którą stronę teraz iść. Zerka więc na Judah pytająco, obejmując się mimowolnie tą zdrową ręką, jakby chciała się przed czymś obronić. Ale tutaj jest bezpieczna, prawda? Jest bezpieczna przy nim.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 8 — Przez moment, taki naprawdę krótki moment Judah miał wrażenie jakby od ich ostatniego spotkania wcale nie minęło tyle czasu. Jakby widzieli się ostatni raz jeszcze w tym miesiącu, a ich relacja po wyjeździe na Bahamy rozkwitała zamiast przygasnąć na prawie cztery lata. Może to przez fakt, że kiedy zobaczył ją pierwszy raz na tym komisariacie wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy? A może przez to, że mimo tej przerwy zadzwoniła właśnie do niego? Tak jakby mieli stały kontakt i Judah był jedną z najbliższych osób, które miała tutaj, na miejscu, w Seattle. Nie wiedział przecież, że wcale stąd nie pochodzi, że jest z innego miasta, ma inne imię, inne nazwisko i być może przez cały ten czas, kiedy oboje żyli swoim własnym życiem, tak naprawdę nikt nie stał się na tyle bliski, by chciała do niego zadzwonić.
Ale czy myślał o tym dlaczego wybrała jego? Nie.
Nie zastanawiał się nad tym, bo nie miał na to czasu. Nawet podczas tej ciszy, jaka w którymś momencie zapadła między nimi w drodze do szpitala, czy gdy czekał już pod jedną z sal, gdzie lekarz nastawiał jej łokieć. Nie miał czasu, bo myślał o czymś innym. Bo robił coś innego. Zdążył przecież zadzwonić do Laury, odezwać się do Laurence'a, upewnić, że tym razem w ogóle do domu nie wracają, resztę weekendu spędzając u matki. Zdążył też odwołać popołudniową zmianę i znaleźć za siebie zastępstwo, a potem skoczyć do najbliższej piekarni i kupić Sage coś do jedzenia, najwięcej czasu poświęcając na zastanawianie się nad tym czy woli nadzienie malinowe czy czekoladowe, by ostatecznie i tak wziąć oba, domawiając jeszcze dwa inne ciastka z budyniem. Zdążył zrobić tyle rzeczy, a jednak nie zdążył przemyśleć co tak naprawdę o tym wszystkim... myśli. Co, do cholery, robi, co tak w zasadzie oboje robią i czemu zabiera ją do swojego mieszkania.
Ale tak właściwie... to czemu nie? I tak miała w nim być - może w nieco innych okolicznościach, może po coś innego i za jakiś tydzień czy dwa, a nie teraz, nie tak niespodziewanie. Ale i tak miała tu być. Miała tak samo przekraczać próg drzwi i rozglądać się dookoła, by potem usiąść razem z nim w salonie lub kuchni, gdzie przygotowałby coś do jedzenia. Może nie śniadanie, do którego bliżej im teraz było, a kolację ze śniadaniem następnego dnia, ale to prawie to samo, tak? Wszystko było prawie takie samo.
A jednak nieco inne.
Czuj się jak u siebie – wybrzmiało głośno, po raz pierwszy od dobrych kilku minut przerywając ciszę jaka panowała w pogrążonym w półmroku salonie. W pierwszej kolejności, nie zwracając uwagi na Sage, na jej niepewność w stawianiu kolejnych kroków do przodu, podszedł do okien, by rozsunąć wreszcie ciemne, grube zasłony i wpuścić do środka trochę naturalnego światła. Bo tak, słońce już wzeszło, zaczynając nowy, kolejny dzień, który miał jej pomóc zapomnieć o poprzednim. Na to naiwnie liczył Judah. – Chcesz... – urwał nagle, napotykając wreszcie jej wzrok, jej niepewne, nieco przerażone spojrzenie. – wziąć prysznic? Zjeść coś albo... nie wiem, położyć się?cokolwiek? Masz mówić śmiało, jasne? A najlepiej to po prostu robić to co chcesz, nie musisz mnie pytać – brzmiało banalnie, ale Judah naprawdę tego chciał. Chciał żeby rozglądała się dookoła, zaglądała do lodówki, poszła się wykąpać czy nawet zajęła to miejsce w jego łóżku, które zwykle było puste. W końcu nie było między nimi granic, nie po tamtym wyjeździe, a jemu taki stan rzeczy nie przeszkadzał. Gdyby było inaczej, zapewne wcale by jej tu nie zabrał. – Możesz też włączyć sobie jakiś głupi talk show i oglądać go cały dzień, jakoś to przeżyję – dodał ze śmiechem, robiąc kilka kroków w jej stronę.
Albo powiedzieć mi o wszystkim, jeśli to Ci pomoże.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Wciąż nie wie, dlaczego zadzwoniła akurat do niego. Przecież nie byli ze sobą blisko, a przynajmniej nie od czterech lat. Po powrocie do Stanów ich kontakt urwał się całkowicie i Sage przez cały ten czas żyła, jakby mężczyzna nigdy w jej życiu nie istniał, nawet jeśli czasami z uśmiechem na ustach wracała do ich wspólnych chwil na Bahamach. Ale przecież nigdy się na nic nie umawiali, nic sobie nie obiecywali. Nie łączyło ich nic, oprócz tych kilku przyjemnych chwil. Ale to może właśnie to był powód, dla którego zadzwoniła do niego? Może fakt, że przy nim potrafiła zapomnieć o nieprzyjemnych sprawach przyczynił się do tego, że to jego numer wybrała na komisariacie? Może liczyła na to, że znowu wykorzysta te swoje magiczne sztuczki i sprawi, że o wszystkim zapomni?
..........Może.
..........Jeśli tak, to jest naiwna.
..........Bo myśli o tym — cały czas. Nieważne gdzie Judah się znajduje, czy za drzwiami szpitalnego gabinetu, czy tuż obok, obejmując ją ramieniem, aby skierować ją do samochodu. Ona nawet tego nie zauważa. Wszystko robi jak lalka, marionetka w jego rękach, myślami będąc zupełnie gdzie indziej.
..........Myślami będąc tam.
..........I znowu widzi jej otwarte, martwe oczy; znowu czuje swąd palonej słomy i słyszy zlewające się w jedność krzyki.
..........Słysząc trzask zamykanych drzwi, na moment wraca do rzeczywistości. Jest więc świadoma, gdy wchodzą do mieszkania, gdy się rozbiera, gdy rozgląda się dookoła, a potem spogląda na Hirscha z pytaniem w oczach. Jest świadoma, gdy mówi czuj się jak u siebie, co chce skomentować lekkim uśmiechem, ale zdaje sobie sprawę, że nie ma siły nawet na to — na użycie kilku mięśni, aby wygiąć kąciki ust ku górze.
..........A potem zaczyna się zastanawiać, czego tak właściwie chce. Analizuje w ciszy swój stan, zastanawiając się czy bardziej potrzebuje wziąć prysznic, coś zjeść, a może pójść spać. Pytanie brzmi — czy w ogóle będzie w stanie dzisiaj zasnąć? I nie dlatego, że zdążyło już wzejść słońce, a dlatego, że za każdym razem, gdy zamknie oczy, będzie ją prześladował jeden obraz.
..........Te martwe oczy.
..........Ja… Chyba wzięłabym prysznic — mruczy w odpowiedzi, a po chwili cicho odchrząkuje. — Tylko… Tylko nie mam nic na przebranie — dodaje po chwili, marszcząc lekko brwi, bo to, co ma na sobie, nie nadaje się do niczego. Bluza jest cała upaćkana błotem, tak samo zresztą jak spodnie, które na dodatek dorobiły się niewielkiego rozdarcia na jednej z nogawek. Wygląda jak ostatnia sierota, szczególnie stojąc tak na środku holu i nie wiedząc, co ze sobą począć. I może wygląda dokładnie tak, jak cztery lata temu, ale na pewno tak się nie zachowuje. Już nie jest wesołą, beztroską dwudziestojednolatką, która potrafi udawać, że wszystko jest w porządku — i dopiero teraz dociera do niej, że to był błąd, że nie chce, aby Judah widział ją w takim stanie. Ale na to chyba już za późno.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prysznic. Okej. Mogła wziąć prysznic, a on mógł zająć się czymś innym, próbując nie analizować tego, co, do cholery, wydarzyło się poprzedniego dnia, gdzieś na terenie ich miasta. Mogła, oczywiście, że mogła. Nawet może musiała, biorąc pod uwagę to jak wyglądała, jak brudne miała rzeczy, których jeszcze nie miała okazji zmienić. – Okej – dlatego odparł tylko tyle, kiwając nieznacznie głową. – Coś się znajdzie – uśmiech na jego twarzy wcale nie wyglądał na wymuszony, więc albo bardzo dobrze grał, albo zrozumiał już, że tylko w ten sposób będzie umiał jej pomóc. Że żadne słowa, które chodziły mu po głowie nie będą wystarczające, a jedynie jego obecność, jego mentalne wsparcie i tak niewielkie gesty jak wygięcie kącików ust ku górze czy złapanie jej dłoni, tak jak złapał ją w którymś momencie gdy jechali już autem, mogą coś zdziałać. Coś, cokolwiek, co pomoże jej wszystko przetrawić i zaakceptować. Bo nie zapomnieć, tak jak naiwnie na początku liczył Judah. Czegoś takiego po prostu nie da się zapomnieć. – Chodź, pokażę Ci wszystko – dodał zaraz, wyciągając w jej kierunku rękę, którą przyciągnął ją do siebie, gdy drugą już wskazywał na korytarz. Niewielki korytarz z przytłaczającą liczbą drzwi, w którym sama mogłaby się zgubić, nie wiedząc które prowadzą do łazienki. Ale to też jej pokazał. Pokazał, otworzył je, a potem wyciągnął z szafki czysty ręcznik i zostawiając ją na trochę samą, zniknął za kolejnymi drzwiami, tymi które prowadziły do garderoby. Przez dłuższą chwilę wcale z niej nie wychodził, przeglądając półki ze starannie ułożonymi koszulkami, by ostatecznie wziąć do ręki jedną z nich i ocenić, czy będzie dobra. Czy nie okaże się na Sage za duża, czy przy tych dresach, które w pierwszej kolejności naszykował, nie będzie wyglądać jakoś... śmiesznie. Bo przecież była od niego niższa, drobniejsza.
Młodsza.
Ale czy to miało teraz znaczenie? Nie. Ważne, że i tak coś wybrał. Że mógł dać jej coś na przebranie, a potem wrócić do łazienki i pokazać wszystko po kolei, zerkając na nią kątem oka, żeby sprawdzić czy chociaż udaje, że go słucha. – Możesz wziąć z tego co chcesz, tu masz wszystko, jakieś szampony, odżywki – nawet nie jego, bo większość była Laury, może Laurence'a, ale tego na głos nie mówił, wskazując jedynie kolejno małe buteleczki stojące pod prysznicem. Nie musiał zresztą, bo takich rzeczy mogła się domyślić - mówił jej wtedy, że ma dzieci, że jest już po rozwodzie, że nawet jego najstarszy syn jest zaledwie kilka lat od niej młodszy. Mówił o wszystkim o co tylko go zapytała, dzięki czemu teraz nie musiał, pozostając przy niezbędnych wyjaśnieniach gdzie co znajdzie, a pomijając to, do kogo te rzeczy należą. Bo to już wiedziała. Powinna wiedzieć.
Zanim jednak wyszedł z łazienki, ostatnim krótkim spojrzeniem przesunął po jej usztywnionym łokciu, uświadamiając sobie, że może sama sobie nie poradzi. – Pomóc Ci? – dlatego zapytał. Bo to nie tak, że czegoś jeszcze nie widział, prawda? Pozostawała tylko kwestia tego czy powinien tu zostać, czy tego chciała, czy może lepiej dać jej przestrzeń, tę namiastkę swobody i spokoju, a samemu wycofać się do kuchni i poczekać tam do czasu aż wróci, już wykąpana, już w jego przydużej koszulce i za luźnych dresach. – Bo jak nie to... zrobię nam śniadanie – mruknął, robiąc pół kroku do tyłu. Tak, śniadanie. Taka kolej rzeczy - wstajesz i jesz śniadanie, nawet jeśli gdzieś pomiędzy musisz odebrać kogoś z komisariatu.
I próbować zrozumieć to, co ta osoba ledwie kilka godzin temu przeżyła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Nie, żadne słowa zdecydowanie tu nie pomogą. Tylko czas i obecność drugiego człowieka, dzięki której poczuje, że nie jest sama. Tym razem jego obecność. A może raczej powinno być znowu jego obecność? Przecież cztery lata temu to właśnie w jego towarzystwie zapomniała na moment o wydarzeniach sprzed paru miesięcy. Może tym razem miało być tak samo? Tak samo, a jednak inaczej. Już nie na Bahamach, a w Seattle, nie mówiąc o tym, że tym razem mężczyzna wie, co się wydarzyło — choć wciąż nie do końca. Nadal bowiem nie powiedziała mu, co dokładnie się wydarzyło. Nie powiedziała mu, że zabiła kobietę. Że — raz jeszcze — ma krew na rękach i prawdopodobnie już nigdy normalnie nie zaśnie. Bo zostanie to już z nią na zawsze. To, że pozbawiła kogoś życia nie raz, a dwa razy. Najwidoczniej los postanowił sobie z niej zażartować, szkoda tylko, że dla niej ten żart wcale śmieszny nie jest.
..........Bierze głębszy wdech, starając się pozostać tu — w jego mieszkaniu, przy nim. Nie błądzić myślami nie wiadomo gdzie, nie rozgrywać w myślach po raz kolejny poprzedniej nocy.
..........W milczeniu pozwala się poprowadzić korytarzem w stronę łazienki. Kiwnięciem głową dziękuje za ręcznik, a kiedy na moment zostaje w pomieszczeniu sama, podchodzi niepewnie do ogromnego lustra, aby się sobie przyjrzeć. Zaczerwienione oczy, pobrudzone policzki, rozczochrane włosy, nie mówiąc o usztywnionym łokciu. Wygląda jak sto nieszczęść. Krzywi się lekko, odwracając się tyłem do lustra, po czym wyjmuje swoją komórkę z kieszeni, aby odłożyć ją na łazienkowy blat. Zaraz potem zaczyna się rozbierać — najpierw brudna bluza, potem podarte spodnie, skarpetki, a na końcu bluzka. Kiedy więc Judah wraca do łazienki, jest już w samej bieliźnie. I nie czuje się w żaden sposób zakłopotana. Mogłaby się rozebrać do naga, a i tak by się go nie wstydziła — przecież wszystko już widział i to nie raz.
..........Przesuwa spojrzeniem po wszystkich rzeczach, które jej pokazuje, słuchając każdego wypowiedzianego przez niego słowa. Woli skupić się na tym, niż na wspomnieniach. Kiwa więc głową na potwierdzenie, że rozumie, że go słyszy, na koniec przenosząc spojrzenie na niego.
..........Dziękuję — odzywa się cicho. I nie ma na myśli tylko ubrań, które jej przygotował, czystego ręcznika czy udostępnienia łazienki, a wszystko. Za to, że przyjechał, że się nią zaopiekował, że nie zadaje pytań — tych trudnych, na które nie chce w tej chwili odpowiadać. — Nie, nie trzeba. Dam sobie radę — odpowiada, mimowolnie zerkając na swoją usztywnioną rękę. Jest to na szczęście lewa ręka, więc bez większych problemów powinna dać sobie radę. A kiedy mężczyzna znika za drzwiami, aby przygotować śniadanie, o którym wspomniał, zdejmuje ostatnie części garderoby, po czym wchodzi pod prysznic.
..........Zamykając drzwi od kabiny, nie miała zamiaru siedzieć tam zbyt długo. Chciała wejść, umyć się i wyjść, ale kiedy poczuła krople gorącej, a jednocześnie kojącej wody na swoim ciele, trudno było się od tego oderwać. Szczególnie że w tym samym momencie, w którym woda pociekła z natrysku, po jej policzkach po raz kolejny zaczęły płynąć łzy. Minęło więc może pół godziny, zanim wreszcie wyszła z łazienki — czysta, pachnąca, ubrana w luźne dresy i szeroką koszulkę, z wciąż mokrymi włosami oraz znowu lekko zaczerwienionymi oczami. I choć daleko jej do tego, aby czuć się dobrze, na pewno jest odrobinę lepiej.
..........Ładnie pachnie — odzywa się po tym, jak bezszelestnie pojawia się w salonie połączonym z kuchnią, po której krząta się Judah. Obserwuje go, siadając na jednym z krzeseł przy wyspie kuchennej. Doskonale pamięta, jak dobrym kucharzem jest Hirsch i to oraz wspomniane zapachy wystarczą, aby nagle poczuła się głodna.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wystarczyło krótkie kiwnięcie głową, by z czystym sumieniem mógł zamknąć za sobą drzwi i dać Sage przestrzeń. Nie oponował, nie proponował że jednak jej pomoże, a już tym bardziej nie upierał się, że nie da rady zrobić wszystkiego sama. Rozumiał za to doskonale, że skoro nawet teraz nie chce, by z jego pomocą przyzwyczajać się powoli do nowej, niezmiennej przez kilka następnych tygodni rzeczywistości, widocznie tego właśnie potrzebuje. Chwili ciszy, spokoju, ale też samotności, której zdecydowanie nie miała przez kilka ostatnich godzin, siedząc na komisariacie.
I on jej tę samotność chciał dać. Wycofał się do kuchni, stojąc w niej bez ruchu zdecydowanie za długo, niepotrzebnie marnując czas, który mógł poświęcić na wyciągnięcie składników, przygotowanie wszystkiego, zrobienie tego śniadania, które jej obiecał. Które sam chciał zjeść, czując wreszcie pierwsze oznaki głodu, o którym zapomniał wcześniej, mając na uwadze coś innego. Dopiero teraz dotarło to do niego, zaburzając dotychczasowy, stały obraz Sage w jego głowie - obraz, w którym była osobą, z którą coś go łączyło, ale to coś dawno temu minęło.
Więc czemu tak bardzo się jej stanem przejmował?
Bo nie umiał inaczej. Był człowiekiem, miał w sobie empatię, a do tego wszystkiego resztki sentymentu, który pojawił się już po zakończonym wyjeździe, już po powrocie do domu z Bahamów, na których byli cztery lata temu. I który odżył teraz. Nie umiał nie myśleć o tym co przeżyła, w jakim jest stanie, nie potrafił tak po prostu przejmować się śniadaniem, które mogło poczekać, gdy za szpitalnymi drzwiami siedziała ona, czekając na wynik prześwietlenia, czekając aż ktoś usztywni jej łokieć. Dlatego to wszystko docierało do niego dopiero teraz, w miarę jak robił pierwszy krok w stronę lodówki, a w jego głowie pojawiały się pierwsze pomysły na dzisiejsze śniadanie. Naleśniki.
Więc kiedy wyszła spod prysznica, wyglądając o wiele lepiej niż jeszcze pół godziny temu, nawet jeśli miała zaczerwienione oczy a jego rzeczy były na nią zdecydowanie za duże, Judah już nie przypominał tego człowieka, który przytłoczony całą tą sytuacją stał w bezruchu na środku kuchni, nie wiedząc od czego zacząć. Uśmiechał się, słuchał radia, przerzucał naleśniki na drugą stronę, jednocześnie sprzątając resztki mąki z blatu czy szukając syropu klonowego po wszystkich szafkach. Był jakiś inny, odmieniony, pełen energii.
A ona?
Jeszcze lepiej smakuje – rzucił, mając nadzieję, że ona też. Że już jej lepiej, że tym razem zje coś więcej niż kilka gryzów słodkiej bułki, którą dostała jeszcze w samochodzie i której nadzienie tak długo wybierał, podczas gdy lekarz usztywniał jej złamany łokieć. Mimowolnie przesunął po nim wzrokiem, upewniając się, że dała sobie radę sama i ta pomoc, którą proponował, wcale nie była jej potrzebna. – Do twarzy Ci w tej koszulce – dodał zaraz, puszczając jej oczko i wskazując już na miejsce przy wyspie kuchennej, przy którym stała kawa. Tak, kawę też zrobił. – Jak nie chcesz to zostaw. Nie wiedziałem czy wypijesz czy będziesz chciała się położyć – krótkim spojrzeniem przesunął po jej twarzy, zanim powrócił do naleśników i syropu, który wreszcie udało mu się znaleźć. – W Kanadzie nie jesteśmy, ale w tym mieszkaniu jedyną rzeczą, której nie może zabraknąć, jest syrop klonowy. Więc choćbyś wpadła w środku nocy, zawsze możesz liczyć na takie naleśniki – mówił poważnie czy te słowa miały na celu tylko rozluźnić atmosferę? Wywołać uśmiech, odwrócić jej uwagę? Chyba sam Judah tego akurat nie wiedział. – Jak się czujesz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........A ona?
..........Ona wcale odmieniona nie jest. Przyjemnie gorąca woda nie zmyła z niej wszystkich nieprzyjemnych i bolesnych wspomnień, nie ukoiła nerwów, nie sprawiła, że zapomniała. Bez problemu doprowadziła do porządku jej ciało, ale nie umysł. O nie, ten prawdopodobnie pozostanie już na zawsze pokiereszowany. Już na zawsze pozostaną w nim blizny, które przypominać jej będą o rzeczach, które zrobiła. I choć zrobiła je po to, aby przetrwać, nie zmienia to faktu, że czuje się okropnie, że wyrzuty sumienia będą ją prześladować do końca życia.
..........Dlatego nie, ten długi prysznic niczego nie zmienił. Nie sprawił, że się uśmiecha, że wzdycha z ulgą, że teraz już cały czas myślami będzie tu — w jego apartamencie, przy nim, ciesząc się dobrym śniadaniem w miłym towarzystwie. Bo mimowolnie cały czas wraca na to cholerne pole. I to właśnie tam przeniosła się po raz kolejny, gdy plecami osunęła się po ścianie, kuląc się w rogu kabiny i pozwalając, aby gorąca woda dalej ciekła po jej nagim ciele. Nic dziwnego, że siedziała tam tyle czasu — bo kiedy się tam przenosi, trudno jest jej stamtąd wrócić. Potrzebuje wtedy jakiegoś bodźca, dotyku drugiej osoby albo słów skierowanych prosto do niej. Tam, w łazience, tego nie miała. Była sama, wystawiona na wspomnienia, pozbawiona kogoś, kogo mogłaby się złapać.
..........Wróciła dopiero wtedy, gdy ból stał się zbyt mocny. Ból, który pochodził od jej nagich ramion, w które wbiła swoje długie paznokcie, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy, dopóki wreszcie się nie ocknęła. I choć minęło od tego czasu już kilkanaście minut, wciąż go czuje. Czuje te piekące ślady na swojej delikatnej skórze, teraz przykrytej rękawami koszulki, którą podarował jej Judah.
..........Siedząc niepewnie na krześle, obserwuje go w milczeniu. Zauważa, że jest jakiś inny. Jakiś taki weselszy, żywszy — dokładnie takim, jakim pamiętała go z wyjazdu. I może to i lepiej? Lepiej, że nie pyta jej, co się stało, że nie próbuje ją pocieszać, że… Zachowuje się normalnie. Jakby wcale nie odebrał jej z komisariatu, jakby nie musiał zawieźć jej do szpitala na nastawienie łokcia, jakby zupełnie nic się nie działo, a to był zwykły poranek. Jeden z tych, które niegdyś spędzali razem na Bahamach.
..........Czy to oznacza, że mogę ją sobie zatrzymać? — odzywa się wreszcie i choć zdobywa się na ten jeden, niezbyt dobrej jakości żart, na jej usta nie wkrada się żaden uśmiech. Po prostu nie potrafi się do niego zmusić. Sięga za to po kubek z kawą, bo choć osobiście woli herbatę, dawka kofeiny może postawi ją odrobinę na nogi. Nie chce spać, jeszcze nie teraz, nie jest na to gotowa. Dlatego upija kilka łyków, wzrokiem wciąć śledząc krzątającego się po kuchni Hirscha, co jest widokiem na tyle swojskim, że udaje jej się odrobinę rozluźnić. Co nie zmienia faktu, że nadal pozostaje raczej małomówna i istnieje szansa, że zbyt szybko się to nie zmieni. Woli, żeby to on mówił — opowiedział jej o swoim dniu, o swojej pracy o tym, co porabiał przez ostatnie cztery lata. Cokolwiek, aby mogła się na czymś skupić.
..........Zapamiętam. Może nawet kiedyś skorzystam z propozycji — odpowiada, tym razem posyłając mu cień uśmiechu, ale kiedy z jego ust pada pytanie, znowu na moment markotnieje. Wzrusza ramionami, a raczej jednym ramieniem, bo lekarz kazał jej uważać na lewą rękę jeszcze przez kilka kolejnych dni. — Lepiej. Leki przeciwbólowe zaczęły już działać. Prysznic też był przyjemny i przynajmniej nie śmierdzę już ziemią i dymem — dodaje, skupiając się bardziej na tej fizycznej części. Psychicznie jest w rozsypce, nawet jeśli udaje jej się jako tako funkcjonować, ale o tym już nie chce rozmawiać.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wyłapał w tym pytaniu żartu, dlatego choć mógł odpowiedzieć, pozwolił sobie jedynie na krótkie kiwnięcie głową, tak jakby w ten sposób chciał jej przekazać, że może. Może ją wziąć ze sobą do swojego mieszkania, a może zostawić tutaj, ale gdzieś z boku, gdzieś na osobnej półce w przestronnej szafie w garderobie, tak żeby czekała już tylko na nią. Kiedy wróci przegadać sprawę wyjazdu, w tej chwili równie odległego co wysłanie Laury na studia (chociaż to zbliżało się nieubłaganie) lub po prostu pojawi się po naleśniki, skuszona tą propozycją i śniadaniem, które teraz dla nich przygotował. Tak, zakładał taką opcję, zupełnie bezwiednie, bez przemyślenia, bez zastanawiania się nad tym czy to dziwne.
A było takie?
Ze spokojem obserwował jak siada przy kuchennej wyspie, podczas gdy sam ściągał wreszcie pierwsze naleśniki z patelni, prosto na talerz postawiony tuż obok tego kubka z kawą, tego samego, który przed chwilą Sage trzymała w swoich dłoniach. – Smacznego – ten szczery uśmiech jeszcze nie miał okazji zniknąć z jego twarzy, więc kiedy podsuwał jej słynny syrop klonowy pod nos, dalej miała okazję widzieć go takiego... normalnego. Tak, faktycznie takiego jak na Bahamach. Może nieco starszego i z potarganymi włosami, których nie miał czasu ułożyć o świcie, gdy w pośpiechu opuszczał mieszkanie, ale nadal takiego samego jak wtedy. Judaha zapominającego o problemach. – Zapraszam – czyli to jednak naprawdę była prawdziwa propozycja? Poważna, szczera propozycja, żeby w środku nocy przyjechała na naleśniki, które teraz stały przed nią? Najwidoczniej. Judah ani nie oponował, ani nie zmienił nagle tematu, z dziwną swobodą rzucając w powietrze jedno krótkie, ale zobowiązujące słowo, które zdawało się nie robić na nim wrażenia. – Ale dobrze będzie jeśli jednak wcześniej uprzedzisz – zaśmiał się, mając na uwadze dzieci. Dzieci. Boże, dziwne słowo, nie?
Ale ich tu teraz nie było, a ciszę w mieszkaniu zamiast kłótni o pilota czy piosenki lecące z głośników przerywały jedynie pojedyncze słowa, co jakiś czas rzucane w ramach pytań lub krótkich, niezobowiązujących odpowiedzi. – Cieszę się – odparł z uśmiechem, czując, jakby coś jeszcze musiał dodać. Jakby powiedział za mało, nie wszystko to, co powiedzieć powinien, żeby mogła czuć się tu... swobodnie. – Dobre? Chcesz coś do nich jeszcze? Na pewno znajdzie się jakiś dżem, może krem czekoladowy, mogę sprawdzić. A, i w razie czego Laura i Laurence... – nagle przerwał, choćby po to by zbadać jej reakcję, by dowiedzieć się, czy jeszcze pamięta do kogo te imiona należą. – będą dopiero po weekendzie. Możesz zostać ile chcesz – i choć to ile chcesz było dość ogólną propozycją, miał cały czas na uwadze, że z ich dwójki przynajmniej jego ogranicza jeszcze praca. Na dzisiejszą zmianę udało mu się załatwić zastępstwo, ale nie mógł tak robić w nieskończoność, gdyby pobyt Sage miał się nieco przedłużyć. – Więc w razie czego ten przyjemny prysznic dalej jest do twojej dyspozycji, a gdybyś jednak mimo kawy chciała się położyć, miejsce też się znajdzie – nie dodał już, że w jego łóżku, które wyglądało teraz dokładnie tak samo jak wtedy, gdy zostawiał je kilka godzin wcześniej. Tak, od tego momentu, w którym obudziła go swoim telefonem minęło już kilka godzin, których Judah wcale nie czuł, mając wrażenie jakby wstał dopiero przed chwilą. – Będziesz musiała złożyć jeszcze jakieś zeznania? Czy już to zrobiłaś? – dopytał, biorąc pod uwagę tylko tyle informacji, ile mu zdradziła. Że ktoś chciał ich zabić.
A nie że ona zabiła kogoś, o czym nie miał jeszcze pojęcia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Nie myśli teraz o przyszłości. Nie zastanawia się, jak po tym wszystkim będzie wyglądać ich relacja i czy kiedykolwiek jeszcze tutaj wróci. Zapewne nie powinna, nie po dzisiejszej nocy i poranku. To miała być luźna, niezobowiązująca relacja. Taka, w której nie ma miejsca na problemy, a same przyjemne rzeczy — kilka randek, kilka wspólnie spędzonych nocy w jego albo jej łóżku i tyle. Wystarczył jeden nieodpowiedni telefon i wszystko się skomplikowało. Pozwoliła mu wejść do swojego życia. I choć wciąż wie tak niewiele, jest jeden krok bliżej do poznania prawdy — a to już zdecydowanie za dużo. Bo nie chce, aby ją poznał. Boi się. Boi się tego, jak zareaguje, gdy dowie się, co zrobiła. Że zamiast uśmiechu na jego twarzy, zobaczy coś, czego zobaczyć nie chce.
..........Dlatego trzyma wszystkich na dystans. Dlatego nikogo do siebie nie dopuszcza — bo wie, że kiedy się przywiąże, nie będzie mogła dalej ukrywać prawdy. Prawdy, która najprawdopodobniej wszystko zniszczy. Nie powinna więc do niego dzwonić, nie powinna tworzyć sytuacji, które mogłyby ich do siebie zbliżyć w sposób, na który nie może sobie pozwolić. Bo jeśli zacznie jej zależeć, a potem wszystko to runie niczym domek z kart, nie poradzi sobie. Nie w tym stanie.
..........Nic dziwnego, że z sekundy na sekundy ma coraz większą ochotę stąd uciec. Wziąć nogi za pas zanim powie coś, czego później będzie żałować — zanim mu się zwierzy. Zanim poczuje się przy nim na tyle bezpiecznie, że będzie chciała więcej. A on wcale nie pomaga — z tym miękkim uśmiechem i wszystkimi swoimi propozycjami, które brzmią zbyt kusząco.
..........Gdyby tylko wiedział…
..........Przełyka cicho ślinę, wzrok wbijając w naleśniki, które stawia tuż przed nią. I znowu w jej gardle pojawia się ta nieprzyjemna gula, której nie może przełknąć. Nie potrafi jednak zniknąć ot tak, wstać ze swojego miejsca i uciec z jego domu. Dlatego w milczeniu sięga po sztućce, czując, jak wyrzuty sumienia dobijają się do niej coraz mocniej. Z każdym jego śmiechem, z każdym jego słowem. I wie, że chce dla niej dobrze — ale właśnie w tym jest problem.
..........Nie trzeba, dziękuję. Syrop klonowy wystarczy — odpowiada cicho, nieco zachrypniętym głosem, gdy już przełyka pierwszy kęs naleśników. Robi to jednak z trudem, bo choć nie jadła nic oprócz drożdżówki, jej żołądek po prostu się zacisnął, odmawiając jakiegokolwiek jedzenia. Z nerwów, z wyrzutów sumienia, z… Sama już nie wie czego. Wie jedynie tyle, że zaczyna czuć się przytłoczona tymi wszystkimi propozycjami Judaha, bo choć są one miłe i w innych okolicznościach na pewno byłaby mu wdzięczna za wszystko, ma wrażenie, że nie zasługuje na takie traktowanie. Że nie pasuje do tego obrazka — do jego życia. Nie powinna w nim mieszać. Szczególnie że mieszka ze swoimi dziećmi. Dziećmi — i to niewiele młodszymi od niej. Ma więc wystarczająco swoich problemów, a ona jeszcze chce mu dołożyć kolejnych.
..........Ja… Chyba będzie lepiej, jak wrócę do siebie — stwierdza po chwili, z wahaniem odkładając sztućce na talerz. I nadal na niego nie patrzy, po prostu nie potrafi spojrzeć mu prosto w oczy — bo wie, że kiedy to zrobi, bardzo szybko zmieni zdanie. Że zostanie, pomimo tego, że najlepiej dla niego byłoby, gdyby stąd uciekła. A przecież w tym jest dobra, w ucieczkach. Sęk w tym, że nie może ruszyć się z miejsca. Nie wtedy, gdy zadaje to jedno pytanie, na którego dźwięk wszystkie jej mięśnie się spinają, a jej oczy mimowolnie znowu wilgotnieją. Zaciska dłonie w pięści, wbijając boleśnie w ich wnętrze swoje paznokcie i tylko ten ból sprawia, że myślami znowu nie ucieka do wydarzeń z poprzedniego wieczora.
..........N-nie wiem — rzuca drżącym głosem, a kiedy czuje, jak po jej policzkach po raz kolejny zaczynają spływać łzy, podrywa się ze swojego miejsca i gorączkowo zaczyna rozglądać się dookoła. Nie może tutaj zostać, musi stąd uciec. Robi nawet krok do przodu, ale uzmysławia sobie, że kompletnie nie wie, gdzie położyła swoje rzeczy. Zatrzymuje się więc w pół kroku, ze złością wycierając z twarzy zdradzieckie łzy.
..........I co teraz?
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spokojnie pokiwał głową. Spokojnie odpowiedział, spokojnie wziął do ręki swój kubek z kawą, żeby spokojnie się jej napić. Powoli, bez pośpiechu. Wszystko, do cholery, robił z tym spokojem, którego niejedna osoba mogłaby mu pozazdrościć. Ale może właśnie nie powinien tak robić? Może w tym tkwił sęk? Może gdyby pokazał emocje, gdyby jego ruchy były bardziej zdecydowane, szybsze, gdyby wykazał coś więcej niż wszechogarniający spokój, efekt byłby inny? Sage nie zerwałaby się z miejsca, nie mówiła o powrocie do domu, nie chciała wyjść od niego w chwilę po tym, jak dopiero tu przyjechała? Mógł jedynie gdybać. Gdybać i się nad tym zastanawiać albo zrobić coś, by to zmienić. Wybór należał do niego, pod warunkiem, że przemyśli wszystko szybko, jeszcze szybciej decydując, jeszcze szybciej wybierając jakąś opcję. Najlepiej już, teraz.
Hej, hej, Sage – poderwał się z miejsca, robiąc w jej stronę kilka kroków, ale w dalszym ciągu zachowując niewielki dystans. Tak jakby jeszcze jeden mały krok mógł popsuć wszystko, wystraszyć ją bardziej i sprawić, że tak szybko jak zerwała się z miejsca, tak szybko wyjdzie z jego mieszkania. – Poczekaj, odwiozę Cię – ciężko stwierdzić czy naprawdę miał zamiar to zrobić, nie podejmując wcześniej żadnej próby rozmowy, ale wszystko wyglądało tak, jakby zamiast wrócić do stołu i dokończyć śniadanie zaraz miał stąd wyjść, biorąc Sage ze sobą i odwożąc ją tam, gdzie wskazałaby, podając mu adres. Był zdany na nią, bo nie wiedział przecież w której części miasta ma mieszkanie, nie miał nawet pojęcia czy coś tu wynajmuje, mieszka u kogoś czy kupiła na własność. Czy byłoby ją na to stać, czy musiałaby brać kredyt. Nie wiedział nic. Do tej pory myślał, że wie wszystko co potrzeba, podczas gdy tak naprawdę... nie wiedział kompletnie nic.
A już szczególnie nie wiedział co dokładnie wydarzyło się poprzedniej nocy.
Ale kiedy zdawać by się już mogło, że zaraz sięgnie po kluczyki, wyminie Sage i oboje wyjdą z mieszkania, po kilku krokach w jej stronę zupełnie niespodziewanie przyciągnął ją do siebie, zamykając w szczelnym uścisku. Nie wiedział czy w ten sposób niczego nie pogarsza, ale gotów był zaryzykować, gotów był sprawdzić, czy zamiast gadania o wszystkim i o niczym, co w tym przypadku już się nie sprawdziło, ta obecność, ta świadomość, że Judah jest tuż obok, przyniesie nieco lepszy efekt. Uspokoi ją, wyciszy, sprawi, że zmieni zdanie. Albo nawet jeśli nie, nawet jeśli dalej będzie upierać się przy powrocie, powie mu dlaczego. Powie mu to, co w tej chwili najbardziej chciał wiedzieć, zastanawiając się o co chodzi, czy wszystko jest w porządku.
Oj Judah, naprawdę jesteś naiwny. Jak ma być w porządku, skoro dopiero co ktoś chciał ją zabić?
Na to pytanie nie umiał już sobie odpowiedzieć, więc kiedy nic sensownego nie przyszło mu do głowy, pozwolił jej wreszcie wysunąć się z uścisku, nieznacznie go poluźniając. Zabierając dłoń z jej pleców, którą delikatnie sunął po jej ciele, robiąc krok w tył, tworząc ponownie między nimi dystans. Znacznie mniejszy niż wcześniej, bo jednak dalej stał tuż obok, dalej mógł przyciągnąć ją do siebie raz jeszcze, gdyby tego chciała, gdyby oboje tego chcieli. Ale wystarczający, by był widoczny i odczuwalny dla obojga. – Nie musisz wracać, wiesz? Nie musisz mi o niczym mówić, nie musisz nic. A ja nie muszę o nic pytać. I nie będę, jeśli nie chcesz – tylko tyle przyszło mu na myśl, więc na tym teraz się skupił, czekając na ewentualne zaprzeczenie. Że to nie to, że chodzi o coś innego. Tylko... o co? O co może Ci chodzić, Sage? Co takiego nagle się stało, że chciałaś wyjść, chciałaś wrócić?
Chodź – nie dając jej szansy na odpowiedź, znów przyciągnął ją do siebie, pozwalając by schowała się w jego ramionach, chociaż tym razem nie na siłę, nie zmuszając jej, dając namiastkę wyboru. Musiał przyznać, nawet jeśli nie przed nią to przed samym sobą, że na swój sposób było to... kojące? Uspokajające? Że poddenerwowanie, które poczuł, gdy nagle zerwała się z miejsca już ustąpiło, w miarę jak nosem wciągał zapach własnego żelu pod prysznic, a dłonią gładził wilgotne ciągle włosy. – Zresztą i tak nie możesz wyjść. Nie dopóki nie wyschną Ci włosy. Chyba, że chcesz być chora.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Nie wie, czego tak naprawdę chce. Nie wie, czy woli, aby zostawił ją w spokoju, dał jej uciec, pozostawił ją samej sobie, czy ją złapał, przyciągnął do siebie i obiecał, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli żadne z nich w te słowa nie uwierzy.
..........Nic już w tej chwili nie wie.
..........Ma wrażenie, że wszystkiego jest za dużo. Za dużo buzujących w niej emocji, za dużo myśli w jej głowie, za dużo łez, które ciurkiem lecą po jej policzkach. Nic dziwnego, że jest tym wszystkim przytłoczona, że nie ma pojęcia, co teraz zrobić, jaką drogę wybrać. Nic dziwnego, że chce uciec. Ale przed czym? Gdzie?
..........Panika znowu paraliżuje jej mięśnie. Sprawia, że nie może ruszyć się z miejsca, że nie może nic powiedzieć, choć w głowie głośno krzyczy nie.
..........Nie, nie, nie!
..........Nie chce, aby ją odwoził. Nie chce zostać sama, w pustym mieszkaniu, gdzie nie byłoby nikogo, kto wyciągnąłby do niej pomocną dłoń, gdyby znowu utknęła we wspomnieniach. Ale to nie powinien być on. A jednak… A jednak chce, aby to właśnie był on. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew wyrzutom sumienia chce, aby to on był tą osobą, która przy niej zostanie. Dlaczego? Bo mu ufa. Bo czuje się przy nim bezpiecznie. Bo… Jest dla niej dobry.
..........Dlatego kiedy do niej podchodzi, kiedy obejmuje ją swoimi ramionami, łapie się go kurczowo, jakby tylko on chronił ją przed rozpadnięciem się na milion kawałków. I choć łzy z jej oczu zaczęły płynąć już jakiś czas temu, dopiero teraz z jej ust wyrywa się cichy szloch. Szloch, który wstrząsa jej ciałem, gdy chowa twarz w jego koszulkę, która chwilę później jest mokra od jej słonych łez. Ale to w tej chwili nie ma żadnego znaczenia. Nie teraz, gdy wszystkie hamulce puściły, gdy wreszcie dociera do niej, co tak naprawdę się stało i co to oznacza. Do tej pory jeszcze jakoś potrafiła to wszystko zablokować — emocje, które czuła wtedy i które czuje teraz — ale wystarczyła chwila, sekunda, wyzwalacz w postaci pytania, a może nawet jednego słowa, by się złamała. By z dorosłej kobiety, która jakoś się trzyma, zamieniła się w małą, przestraszoną dziewczynkę. A on musiał na to patrzeć.
..........Raz jeszcze zanosi się szlochem, trzęsąc się nie z zimna, a z nadmiaru emocji, które nie potrafią odnaleźć drogi ujścia. I choć czuje, jak mężczyzna lekko się od niej odsuwa, aby na nią spojrzeć, ona nie potrafi go puścić. Zaciska kurczowo palce na jego rękach, jednocześnie przygryzając zębami dolną wargę, dopóki nie czuje w ustach metalicznego smaku krwi.
..........N-nie rozumiesz — wyrzuca z siebie niewyraźnie, kręcąc głową niczym obłąkana. I jeśli parę godzin temu wyglądała źle, teraz wygląda jeszcze gorzej. — N-nie wiesz c-co się stało — dodaje roztrzęsionym głosem. Ale skąd ma wiedzieć, skoro mu nie powiedziała? Sęk w tym, że chce mu powiedzieć, po prostu nie może. — J-ja… Ja nie chciałam, Judah. Naprawdę n-nie chciałam. A-ale ona… Chcieli nas zabić. Nie w-wiedziałam co robić i… — szlocha dalej, próbując to wreszcie z siebie wyrzucić, ale każde słowo przychodzi jej z trudem. Kiedy więc znowu zamyka ją w uścisku swoich na ramion, milknie na moment, próbując nieco się uspokoić. Wziąć wdech, potem drugi, by przestać się jąkać i wreszcie mu powiedzieć — zwierzyć mu się z tego, co zrobiła. Nie ze wszystkiego, o nie. Nie chce cofać się do wydarzeń sprzed czterech lat, ale jeśli nie powie, co wydarzyło się ostatniej nocy… Oszaleje. Oszaleje i nie będzie już dla niej żadnego ratunku.
..........A nie chce oszaleć — chce żyć.
..........Ale czy to w ogóle będzie jeszcze możliwe?
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A on nie rozumiał. Tak naprawdę nie rozumiał niczego, co właśnie się z nią działo. Chciał, ale nie rozumiał. Próbował, ale nie wychodziło. Starał się postawić na jej miejscu, ale to nie było takie łatwe. Nic zresztą takie nie było - ani dobieranie odpowiednich słów, na czym praktycznie na starcie poległ, skoro po jednym zdaniu tak nagle zerwała się z miejsca, ani bycie tuż obok, mimo, że z pozoru to wydawało się najłatwiejsze. Bo okej, był. Stał obok, najpierw kilka kroków dalej, by później zmniejszyć ten dystans do koniecznego minimum i zamknąć ją w objęciach. Ale co z tego? Czy to bycie miało wystarczyć? Czy powinien zrobić coś jeszcze? Czy zamiast po prostu być, powinien wiedzieć co mówić? Powinien odezwać się i zapewnić ją, że jest? Cokolwiek?
To ani trochę nie było łatwe. Nie. Postawiła go w nietypowej, niecodziennej sytuacji, wciągając w coś, co sama właśnie przeżyła. Prawdopodobnie licząc na zrozumienie, a jednocześnie nie mówiąc nic, co pomogłoby nakreślić wagę wydarzeń sprzed kilku godzin, a następnie ich konsekwencje. Bo te, niestety, okazywały się spore.
Ale tego oczywiście też nie wiedział!
Dlatego czując się źle, czując tą okropną bezsilność, po prostu tak stał i gładził ją po plecach, zdając się nie zwracać uwagi na łzy, szloch czy własną, przemoczoną koszulkę. Co chwilę powtarzał szeptem ćśśś, wyrzucane gdzieś ponad jej głową, którą tak samo jak całą Sage, też przyciągnął do siebie. Pozwolił by tak tkwiła opierając się o niego, trzymając kurczowo za dłonie, za rękawy koszulki, za wszystko, co tylko miała w zasięgu ręki. Pozwalał jej na wszystko.
Na odezwanie się też.
I kiedy wreszcie z jej gardła wydostało się pierwsze słowo, chcąc nie chcąc odsunął ją od siebie, tworząc między ich ciałami niewielki dystans, ale dalej trzymając ją kurczowo w swoich ramionach. Musiał na nią spojrzeć, musiał wyczytać z jej twarzy to, co próbowała mu powiedzieć. Bo krótkich, przerywanych zdań prawie nie rozumiał. Z ruchu jej warg czytał pojedyncze słowa, kiwając raz po raz głową bardziej do siebie niż do niej, kiedy miał pewność, że dobrze wszystko zrozumiał. Ale nie upewniał się. Dał jej dokończyć i dopiero wtedy, gdy jednocześnie podjął pierwszą próbę otarcia z jej policzków łez, spróbował coś powiedzieć. O coś zapytać. Cokolwiek.
Czego nie chciałaś? – wyrzucił cierpliwe, bez ponaglającego tonu głosu, który prędzej przyniósłby mu odwrotny efekt do tego, który chciał osiągnąć. – No właśnie nie wiem Sage, musisz mi powiedzieć – na pewno? Na pewno musi? Patrząc na to z jednej perspektywy - wcale nie. Nie ma obowiązku mówić mu o czymkolwiek, co miało miejsce poprzedniej nocy na tym polu, w ramach chorej, upozorowanej na grę Halloweenowej zasadzki. Ale z drugiej? Musi, jeśli chce, żeby wreszcie ją zrozumiał. – Co zrobiłaś? Możesz powiedzieć – zapytał raz jeszcze, nieco inaczej formułując swoje słowa. Wprost. Tak jak wprost chciał od niej usłyszeć co się stało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Panika.
..........To właśnie ona przejęła nad nią kontrolę. To ona sprawia, że się trzęsie, że nic nie może powiedzieć, że chce uciec. Zerwać się do biegu i biec przed siebie, dopóki całkiem nie opadnie z sił. To przez nią nie potrafi jasno myśleć, a serce bije jej w piersi jak szalone.
..........Przede wszystkim jednak to pod jej wpływem zrobiła to, co zrobiła poprzedniego wieczora — skoczyła na plecy stojącej pod stosem kobiety. Chciała ją tylko ogłuszyć, chciała… W zasadzie nie wie, co chciała tym osiągnąć. Nie myślała wtedy o konsekwencjach, nie myślała, co będzie dalej, chciała tylko się uwolnić, uciec, przeżyć. I przeżyła, ale jakim kosztem?
..........A on wciąż nie wie, co musiała zrobić, aby teraz tu być. Jak zareaguje, gdy się dowie? Co wtedy zrobi, co powie? Czy będzie chciał mieć z nią jeszcze coś do czynienia? Oczywiście zdrowy rozsądek podpowiada jej, że zrozumie, ale w tej chwili nie myśli rozsądnie. W tej chwili w jej głowie pojawiają się same czarne scenariusze, jakby już nigdy nie miało jej spotkać nic dobrego, tylko same złe rzeczy. Jakby już więcej nie zasługiwała na to, aby być szczęśliwa.
..........Dlatego znowu milknie na moment, wtulając się w niego mocno i wdychając jego znajomy zapach, jakby miał to być ostatni raz. Ostatni raz, kiedy znajduje się w jego ramionach. I chciałaby, aby ta chwila trwała zdecydowanie dłużej, aby już nigdy się nie skończyła, bo wie, że gdy się od siebie odsunął, w końcu będzie musiała dokończyć swoją myśl — powiedzieć mu, co się stało. Żeby wiedział, żeby nie błądził już po omacku w całej tej sytuacji.
..........Tak, musi mu powiedzieć. Inaczej nie byłoby to sprawiedliwe.
..........Pozwala mu więc się od siebie odsunąć, znowu zagryzając zęby na dolnej wardze. Nie podnosi jednak wzroku, nawet wtedy, gdy czuje, jak próbuje wytrzeć z łez jej mokre policzki. Zamiast tego zaciska mocno powieki, rozluźniając uścisk na rękawach jego koszulki, a potem cofa się o krok. Woli zrobić to ona, niż gdyby miał zrobić to on, kiedy wreszcie usłyszy prawdę. I choć nadal trochę się trzęsie, bierze kilka kolejnych głębokich wdechów, aby przynajmniej przestać się jąkać i wyraźnie powiedzieć mu to, co ma do powiedzenia.
..........Chciałam tylko ją obezwładnić. Skoczyłam więc jej na plecy, ale… Coś poszło nie tak — mówi cicho, wciąż uciekając od niego wzrokiem. Wstyd pali ją od środka — wstyd i te cholerne wyrzuty sumienia. Kręci lekko głową, obejmując się własnymi ramionami, jakby to miało ją przed czymś ochronić. Przed bólem? Prawdą? — C-chyba złamałam jej kark, bo coś głośno chrupnęło, a kiedy wylądowałyśmy na ziemi… Nie oddychała — dodaje jeszcze ciszej, przypominając sobie te szeroko otwarte, martwe oczy, które wpatrywały się w nią pusto, gdy leżała na zimnej ziemi. — Zabiłam ją, Jud. Zabiłam młodą kobietę, która miała przed sobą całe życie. — Co z tego, że zapewne część z tego życia spędziłaby za kratkami. Przynajmniej by żyła, a ona nie miałaby krwi na rękach. Znowu. Ale o tym już nie wspomina. Nie, to byłoby za dużo.
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy niczym niespodziewany szloch Sage przerwał ciszę, podświadomość już podpowiadała mu, by zakładać najgorszą możliwą opcję. W końcu wtedy nie można rozczarować się bardziej, prawda? Może już być tylko lepiej lub ewentualnie, jeśli naprawdę było źle, wyjdzie tak, jak się zakładało. Nie gorzej, skoro najgorsze już krąży po umyśle, już robi sobie miejsce w świadomości człowieka, później albo z niego znikając, albo zostając w nim na zawsze. Ale Judah tę myśl odpychał, wmawiając sobie, że to nic takiego. Że dobrał źle słowa, że poruszył temat, którego poruszać tak szybko nie powinien. Że wystarczy dać jej czas, by wspomnienia z poprzedniej nocy odrobinę się zatarły, a obrazy, które widziała na własne oczy stały się mniej wyraźne. Że gorzej już być nie może, bo teraz, na ten moment, jest wyjątkowo źle.
Och jak bardzo był naiwny.
Westchnął ciężko, uporczywie wpatrując się w Sage, jakby obawiał się, że jedno mrugnięcie wystarczy by przegapił moment w którym wreszcie zacznie mówić. Ale nie, nie przegapił. Nie musiał jej nawet ponaglać, nie musiał dodawać nic więcej, bo tyle, ile powiedział, wystarczyło, by i ona odezwała się, z początku rzucając ogólnikami. Takimi ogólnikami, które wybiły Judaha z rytmu, i przez które wygiął brwi w nienaturalny łuk, pozwalając by na czole pojawiły się nieliczne zmarszczki. – Co poszło nie tak? – pierwsza czerwona lampka. Pierwszy krzyk z tyłu głowy, żeby naprawdę założył najgorsze, bo zaraz mocno się rozczaruje. Bo zamiast usłyszeć coś, czego mógł się jeszcze spodziewać, coś nie tak strasznego jak pozbawienie drugiego człowieka życia, z jej ust padnie właśnie to stwierdzenie - zabiłam ją. – Sage – dorzucił zniecierpliwiony, wiodąc wzrokiem za jej dłońmi, które powoli, stopniowo zaczęła od niego odsuwać. Które jeszcze przed chwilą kurczowo trzymały jego ramiona, a teraz stworzyły między ich ciałami dystans. Cholerny dystans, który jakby tego było mało, nie wróżył nic dobrego. Był tylko zapalnikiem kolejnej czerwonej lampki, kolejnym złym sygnałem, przez który w pierwszej chwili sam mimowolnie cofnął się do tyłu. I to właśnie ten krok, ten jeden mały krok, był tym, przez który przestał być na wyciągnięcie jej ręki. Pogłębił tylko dzielącą ich odległość, chociaż wcale jeszcze nie usłyszał co zrobiła, chociaż z pozoru nie miał do tego powodu. A jednak właśnie to kazał mu zrobić cichy głosik z tyłu głowy, chwilę później zagłuszony przez... co?
Zabiłaś? – nie wiedział po co to powtarza, skoro wcale nie żeby upewnić się czy dobrze usłyszał to słowo. On je usłyszał doskonale. Usłyszał, zrozumiał, znał jego znaczenie, więc nie musiał, do cholery, dopytywać. – Nie – pokręcił głową na boki, nie spuszczając z niej tego intensywnego, przebijającego na wylot spojrzenia. – Broniłaś się, musiałaś to zrobićale nie musiałaś mi mówić, chciał dorzucić, chociaż przed chwilą, dosłownie kurwa przed chwilą powiedział coś innego. A teraz? Teraz nie chciał o tym słuchać. Nie chciał słyszeć z jej ust słowa zabiłam, nie chciał patrzeć jak płacze, nie chciał... no czego nie chciałeś, Judah? Znać jej?
Nie. Tego akurat nie poczuł. Nie potrafił, dalej mając ją przed sobą taką zapłakaną, bezradną, w za dużych ubraniach z jego szafy, bo te jej nie nadawały się już do ponownego użytku. Nie widział w niej kogoś, kto pozbawił życia innego człowieka, a osobę, która była w tym wszystkim najbardziej poszkodowana. Bo to poniękąd prawda, tak? Taka była prawda? – Potrzebujesz prawnika – wyrzucił wreszcie, wypuszczając z płuc całe powietrze, które udało mu się do tej pory wstrzymać. – Na pewno będziesz potrzebować prawnika. Masz kogoś? – nawet jeśli w którymś momencie przeniósł wzrok gdzieś indziej, teraz znowu wpatrywał się w nią intensywnie, tak jakby nie mógł oderwać spojrzenia od jej zapłakanej twarzy. Podczas gdy tak naprawdę jedyne, czego chwilowo nie mógł zrobić to...
... to podejść i zamknąć ją w swoich objęciach. Nie, nie tym razem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Ona też powinna w tej chwili założyć najgorsze — że kiedy powie mu prawdę, nie będzie chciał mieć z nią nic do czynienia. Że odwiezie ją do domu i już nigdy więcej się nie odezwie lub, co gorsza, bez słowa wypchnie ją za drzwi, przez co od tej chwili będzie musiała radzić sobie sama. Ale nie zrobi tego, prawda? Nie może. Nie jest taki. Nie zostawi jej z tym wszystkim samej.
..........Na pewno?
..........Przecież, mimo wszystko, wcale go tak dobrze nie zna. Nie zna na tyle, by mieć pewność, że pomimo tego, co zrobiła, pomoże jej sobie z tym poradzić. Szczególnie że wcale nie musi tego robić, nie jest jej nic winny. Odebrał ją z komisariatu, zawiózł do szpitala, pozwolił na moment u siebie zostać — zrobił wystarczająco dużo. Pomoc jej nie jest jego obowiązkiem i wcale nie zdziwiłaby się, gdyby w tym momencie powiedział jej, że od teraz musi radzić sobie sama — bo to nie jest jego sprawa. Nie musi się w to pakować, nie musi jeszcze bardziej komplikować swojego życia. A ona doskonale o tym wie. Mimo to, gdzieś głęboko w niej, pali się mała iskierka nadziei na to, że jednak zostanie — przy niej, z nią, dla niej.
..........I może to właśnie przez tę iskierkę nadziei, kiedy Judah robi ten krok do tyłu, jakby przeczuwając najgorsze, czuje nieprzyjemne ukłucie w sercu. Czuje też pustkę i nagły chłód, więc jeszcze ciaśniej obejmuje się własnymi ramionami, wzrok wbijając w podłogę. Nie potrafi na niego spojrzeć, nie teraz. Nie chce zobaczyć jego pełnego niedowierzania wzroku, a potem żalu, że dał się w to wszystko wciągnąć. Bo tak, poniekąd został już w to wciągnięty. Wtedy, gdy zgodził się po nią przyjechać, gdy wsiadł do samochodu, podjechał pod komisariat i zabrał ją do szpitala, a potem do siebie.
..........Ale on wciąż może się wycofać. Może odwrócić się na pięcie i odejść, nie mieszać się w to jeszcze bardziej, zapomnieć. Może żyć bez tego ciężaru na swoich barkach. A ona? Ona pozostanie już z tym na zawsze.
..........Bo czy naprawdę musiała?
..........Chce w to wierzyć. Naprawdę chce wierzyć w to, że musiała. A jednak w głębi duszy wie, że to wszystko mogło wyglądać inaczej.
..........To był wypadek — mruczy cicho, może nieco niewyraźnie, bo emocje znowu biorą górę, a gardło raz jeszcze zaciska się nieprzyjemnie, nie pozwalając jej normalnie mówić. Tym razem nie tylko przez wspomnienia, ale i przez jego reakcję. Przez to, że jest tak daleko, że wydaje jej się taki… Obcy.
..........Żałuje — żałuje, że mu powiedziała. Ale komuś musiała. Musiała powiedzieć to wreszcie na głos, musiała się do tego przyznać. Nie przed obcym policjantem, ale przed kimś… Ważnym? Sęk w tym, że nie może tak o nim myśleć. Nie po ledwie kilkunastu dniach wspólnych wakacji i czterech latach milczenia. Dlaczego więc jego reakcja sprawia jej ból?
..........N-nie mam. Nie myślałam, że będzie potrzebny. Myślałam, że... — urywa, bo co w zasadzie myślała? Że to koniec? Że teraz będzie mogła schować się w swoim mieszkaniu i lizać własne rany? Że dadzą jej spokój? Powinna wiedzieć, że to tak nie działa, że to tak nie wygląda. Powinna wiedzieć, że musi przygotować się na kolejne wezwania, na sprawę sądową, na rozgrzebywanie tego wszystkiego od nowa jeszcze przez kilka dobrych tygodni. Bo właśnie tyle minie, zanim dadzą jej spokój. Zanim zostanie pozostawiona sama sobie, zapomniana. Bo dla innych to tylko kolejna sprawa, którą trzeba zamknąć, nic innego.
..........Bierze głęboki wdech, wreszcie znajdując odwagę, aby podnieść spojrzenie z podłogi i zerknąć na niego niepewnie, z pytaniem w oczach i co teraz? Ma sobie iść? Nie chce jej więcej widzieć? Potrzebuje czasu?
..........Obrazek
.............with her sweetened breath, and her tongue so mean
.............she's the angel of small death and the codeine scene

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „202”