WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Wybór nowej ścieżki kariery w przypadku Chestera z kolei okazał się dość bezpieczny - komputery były tym, co zajmowało go niemal od zawsze, a co w późniejszych latach rozwijał na studiach, jak i przez pewien czas w FBI, poprzez pracę w wydziale do walki z cyberprzestępczością. Nie posiadał jednak wątpliwości co do tego, że praca wyłącznie za monitorem komputera nie była spełnieniem jego ambicji; jako młody idealista z zapałem wolał podejmować ryzyko działań w terenie - czyli tam, gdzie niezaprzeczalnie działo się najwięcej. Tymczasem mając nieco ponad trzydzieści lat zostawił to wszystko za sobą i trafił dokładnie tam, skąd niegdyś uciekł - za biurko. I to nawet nie w FBI, a w redakcji lokalnej gazety. Jak dotąd nie narzekał jednak na ów znacznie spokojniejszy tryb życia, jaki wiódł od pewnego czasu w Seattle - zamiast tego starał się korzystać z większej ilości wolnego czasu, częściowo wypełniając go pracą w rodzinnym barze, a częściowo - znajdując w tym wszystkim również miejsce na zbudowanie prawie-funkcjonującego związku. A w ostatnich dniach również na zniszczenie go. Ale nawet jeśli stracił typową dla siebie czujność - i głowę - to daleki był jeszcze od wytatuowania sobie serduszka czy imienia ukochanej. Był idiotą, ale nie był głupi. Chyba.
- Czyli kwiatek nie, ale motylek tak? - podjął, mrużąc w zamyśleniu oczy. W rzeczywistości motylek na plecach - a najlepiej w dolnej części, nad tyłkiem - był po prostu najbardziej tandetnym wzorem, jaki w tym momencie przyszedł brunetowi do głowy. I z całą pewnością nie był to zbyt męski wybór. - Może raczej... symbol przemiany? Ale jeśli ma to budzić wątpliwości co do mojej natury, to chyba jeszcze to przemyślę - zadecydował w końcu, potrząsając głową, zanim wrodzony upór kazałby mu brnąć dalej w tę szopkę, którą Charlotte podjęła z iście profesjonalną powagą; a on, zanim by się obejrzał, skończyłby z ohydnym tatuażem, bo przecież wolałby narazić się na ból przy jego usuwaniu, aniżeli po prostu wycofać się i przyznać, że wcale tego nie chce. Chyba jednak bywał głupi. A w tym przypadku istotnie taka głupota by go dodatkowo bolała. Pokiwał głową na jej słowa, które niejako wyrażały jego myśli; ostatecznie jednak zrezygnował z zaproszenia na drinka, oczywiście na koszt firmy, z uwagi na jej stan, jaki sprawiał, że panna Hughes przynajmniej na jakiś czas była wykluczona z tego rodzaju rozrywek i Chet chyba uznał, że wychodzenie z podobną propozycją byłoby jak rzucanie pączkami w kogoś przebywającego na diecie. Skoro jednak Lottie sama do tego nawiązała, to brunet bez zawahania podjął temat: - Jak najbardziej. Koniecznie powinnaś wpaść, ostatecznie w Crocodile serwujemy też bezalkoholowe drinki albo... sok - odparł, nie licząc jednak na rychłe przyjęcie przez nią zaproszenia, bo chyba sama obecność ciężarnej kobiety w przybytku jakim był The Crocodile, mogłaby zostać źle poczytana, acz Chet nie wiedział, na ile Charlotte przejmowała się takimi detalami. Niemniej i po porodzie będzie bez wątpienia miała inne rzeczy na głowie, czego on sam zbytnio jej nie zazdrościł. W chwili obecnej nie wyobrażał sobie tego, że jego życie miałoby wywrócić się do góry nogami ze względu na dziecko i... w tym chyba właśnie tkwił jego problem. Zerknął jednak ukradkiem na jej brzuch, wspierając się tyłem o swój samochód. - Czyli - kiedy zamierzasz się z tym uporać? Znasz już płeć? - zapytał, acz trudno powiedzieć, czy ze szczerego zainteresowania, czy tylko z powinności - czy też próbował w ten sposób oswoić się z tematem, jaki niedługo pojawi się na świeczniku również w życiu jego i Jordie, skoro oni także zrobili sobie dziecko.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Śmiech, który rozbrzmiał, miał co prawda niewiele wspólnego z profesjonalizmem, bo przecież kpienie z życzeń lub sugestii klientów mogło mieć tragiczne skutki, ale Charlotte - mimo upływającego w zawrotnym tempie czasu - chyba na stałe zakodowała sobie w pamięci to, że w przypadku Cheta do niektórych spraw należało podejść z odpowiednią dozą dystansu. Tego nigdy jej nie brakowało, choć to wcale nie tak, że uważała się za specjalistkę z zakresu męskiego charakteru.
Mogła się jedynie domyślać, jak wiele zaszło w nim zmian i jak wiele czynników przyczyniło się do ich powstania, ale w rzeczywistości wcale nie zamierzała gorączkowo o te informacje zabiegać. Prawdą było, że dużo lepiej odnajdywała się w roli słuchacza niż mówcy, ale to nie było jednoznaczne z ciągnięciem kogoś za język na siłę, nawet jeżeli jej dotychczasowa praca w dużej mierze opierała się właśnie na tej czynności.
Gdyby jednak Chet zechciał podzielić się z nią innymi, może dużo bardziej szalonymi pomysłami, już teraz mógł mieć pewność, że na pewno by go wysłuchała, doradziła, a w niektórych sprawach może nawet chętnie wzięłaby udział.
- Kwiatek był okropny, ale jeżeli bardzo ci zależy, mogę zaprojektować coś specjalnie dla ciebie. Może motylek na kwiatku? Brzmi jak kompromis? - zagaiła, unosząc brew w geście sugerującym, że gdyby tylko miała możliwość i coś do pisania pod ręką, do pracy nad tym przedsięwzięciem zabrałaby się nawet teraz. Artystyczne skłonności dawały o sobie znać niezwykle często, choć w ostatnim czasie z dużo większą intensywnością, w wyniku czego jej dom i stanowisko pracy tonęły w papierach, szkicach i notatnikach, które albo już zostały zużyte, albo czekały na swoją porę. Ta miała nadejść szybciej niż wszyscy mogliby przypuszczać.
- To miłe, ale chyba poczekam. Przez ostatnie miesiące wszyscy dookoła mnie tylko piją. To frustrujące. - Znów się zaśmiała, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że brzmiała jak aspirująca alkoholiczka. Nieprzychylne lub zaciekawione spojrzenia przypadkowych gapiów już dawno przestały robić na niej wrażenie, ale w głębi duszy mimo wszystko nie chciała, by jej obecność w barze została odebrana na opak, a o to wcale nie było trudno, skoro współcześni ludzie wykazywali wrodzoną skłonność do oceniania innych jedynie po często złudnych pozorach.
- Za kilka tygodni. Podobno. Wcale się jej nie spieszy - przyznała bez ogródek, tym samym udzielając odpowiedzi na drugą część pytania. Znajomość płci dziecka nie miała znaczącego wpływu na postrzeganie przez Charlotte ciąży jako całokształtu, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się tego żartobliwie nie spodziewała, biorąc pod uwagę to, jak wiele miała sióstr. Najwidoczniej w tej rodzinie narodziny chłopca były wydarzeniem rzadkim i pewnie spektakularnym, a ona mogła cieszyć się jedynie z tego, że nie podzieliła losu swojej matki i nie musiała martwić się o przyjście na świat bliźniaczek. Jedna ciąża była wystarczająco dużym szokiem. Informacji o mnogiej mogłaby zwyczajnie nie przeżyć i domyślała się, że Blake również.
- Na razie nie panikuję, ale im bliżej terminu, tym bardziej zastanawiam się, czy naprawdę damy sobie radę chociaż w połowie tak dobrze, jak chcę w to wierzyć - wyznała, zerkając na Cheta kątem oka. Nie sądziła, że obecnie znajdował się w podobnym momencie swojego życia, dlatego dość nieświadomie i naiwnie uznała go za dobrego, względnie obiektywnego powiernika, nawet jeżeli wcale nie oczekiwała porad czy pocieszenia. Chyba po prostu potrzebowała zrzucić z siebie ciężar, którym nie chciała dodatkowo obciążać Blake’a ani żadnej innej bliskiej osoby.
- Na początku byłam przerażona, teraz już się z tą myślą oswoiłam, nawet się cieszę, bo... To chyba miłe uczucie, kiedy masz kogoś, kogo bezgranicznie kochasz? I kto tak samo mocno kocha ciebie? - zasugerowała nieco bardziej filozoficznie, bardzo szybko zmieniając zdanie co do kontynuowania tego tematu. Pokręciła głową. - Przepraszam. Wiem, że to cię nie interesuje - podsumowała, sięgając po wcześniej przyniesioną paczkę z chipsami, aby w końcu mogli zająć się tym, co w dużej mierze przyczyniło się do zainicjowania całej rozmowy.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet posiadał niechlubną tendencję do podejmowania każdego wyzwania, jakie zostało mu rzucone - choćby miało nim być wytatuowanie sobie pieprzonego motylka - a musiał przyznać, że Charlotte, nie inaczej niż w kwestii walki o upragnioną paczkę chipsów - była mocną zawodniczką, która nie miałaby chyba większych problemów z tym, by wpędzić go w tego rodzaju sytuację bez wyjścia, gdzie ów tatuaż po prostu musiałby dojść do skutku. I coś mu podpowiadało, że to byłby dopiero początek - na ten moment wcale nie chciał jednak przekonywać się, co jeszcze mogłoby z tego wyniknąć. Bo o ile z pewnością byłoby to szalone, tak w najlepszym przypadku skończyłoby się co najmniej boleśnie dla samego Callaghana. A z motylkiem na plecach ucierpiałaby nie tylko jego skóra, ale i męskość. Mimo to pokiwał głową w wyrazie zgody.
- Idealny kompromis, zgłoszę się do ciebie, jak tylko zdecyduję się, gdzie ten motylek powinien wylądować - najlepiej gdzieś poza jego ciałem, na kartce papieru. Nie był co prawda narcyzem, zakochanym we własnym odbiciu - chociaż właściwie był zadowolony z ciężko wypracowanej formy - ale nie sądził, aby taki malunek mógł go upiększyć. Nawet gdyby wyszedł spod ręki Charlotte Hughes, w której talent nie śmiał wątpić.
- Rozumiem, nie ma sprawy - posłał jej ciepły uśmiech, bynajmniej nie mając jej za złe tego, że nie zamierzała w najbliższym czasie odwiedzać baru. Rozumiał - sam jednak stał chyba po tej drugiej stronie, i w ostatnim czasie nieco częściej zaglądał do kieliszka, zapijając niedawne rozstanie. Kiedyś - uciekłby w pracę; obecnie pozostało mu już chyba tylko to. Nawet jeśli sam absolutnie nie uważał tego za problem. Wszak każdy miewał czasem nieco gorszy okres, ale to przecież minie. Zawsze mija. Skinął ponownie głową, zerkając na Charlotte, i choć normalnie, samemu nie mając większego pojęcia na temat radzenia sobie z dziećmi, próbowałby ją pewnie uspokoić stwierdzeniem, że na pewno sobie poradzi - bo czemu niby miałoby być inaczej? - to obecnie nie było to już takie proste, gdy miał bardzo podobne obawy co do tego, czy on nadawał się na ojca. Miał swoje wady - liczne - i popełniał wiele błędów, a jego sytuacja życiowa od pewnego czasu daleka była od stabilności. To chyba wykluczało go z grona mężczyzn stanowiących odpowiedni materiał na rodzica. - Chyba już jesteś dobrą przyszłą matką, skoro się tym przejmujesz - spróbował jednak wykrzesać z siebie jakąś pozytywną myśl, gdy mimo wszystko rozważania blondynki przywołały uśmiech na jego twarzy. - Ładnie powiedziane, nie myślałem tak o tym. Ale tak, to chyba miłe uczucie - przyznał, sugerując, że także o tym myślał: tylko że jak dotąd, myśląc o dziecku widział wyłącznie zrujnowane życie Jordany - bo przecież nie własne, on miał mieć w tym wszystkim marginalny udział - oraz brudne pieluchy i rozhisteryzowanego niemowlaka, którego nic nie będzie w stanie uspokoić. I to w tym lepszym scenariuszu - gdyby dziecko nie wdało się w niego... Faktem jednak było to, że chyba wszyscy jego znajomi, którzy byli już rodzicami, jak i jego matka, zgodnie twierdzili, że wszelkie te niedogodności i trudności wynikające z wychowywania potomstwa, skutecznie wynagradzała im właśnie ta bezgraniczna miłość i oddanie. Poczucie, że jest się dla kogoś całym światem. I to w istocie była miła perspektywa. Tak naprawdę jednak Chet obawiał się czegoś innego - czy będzie umiał równie mocno pokochać to dziecko? Obecnie na myśl o tym, że wkrótce zostanie ojcem, nie czuł właściwie nic. Wiedział natomiast, że nie był zbyt dobrym bratem ani synem, i martwił się, że ojcem będzie równie nędznym. Potrząsnął zaraz głową, gdy Charlotte postanowiła uciąć temat. - Nie przepraszaj. Wiele wskazuje na to, że za kilka miesięcy będę w podobnym położeniu, więc... może interesuje mnie to bardziej niż myślisz - odrzekł, wykrzywiając usta w czymś, co miało chyba przypominać uśmiech, ale wciąż trudno mu było patrzeć w przyszłość z pozytywnym nastawieniem, gdy nic nie było takie, jak być powinno. Dlatego poczęstował się po chwili paroma chipsami, by to nimi zająć teraz usta, zamiast tymi niespodziewanymi nieco refleksjami.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nieznaczne kiwnięcie głową było ze strony Charlotte zarówno wyrazem aprobaty, jak i sygnałem dla zakończenia kwestii potencjalnego tatuażu, o wykonanie którego wcale by Cheta nie podejrzewała - szczególnie, kiedy uwzględniała w swoich przemyśleniach wzór, który obecnie był głównym przedmiotem prowadzonej przez nich dyskusji. Z drugiej jednak strony nie oznaczało to, że drzwi prowadzonego przez Rhysa studio były dla jej kolegów i przyjaciół zamknięte. Cieszyła się, ilekroć tylko widziała znajomą twarz i to bez względu na powód wizyty. Nie dbała o to, czy ktoś pojawił się w celu skorzystania z usług tatuażystów, czy jedynie w sprawach czysto towarzyskich. Charlotte zaskakująco łatwo zaakceptowała fakt, że w godzinach wykonywania swojej papierkowej i artystycznej pracy miała możliwość wyskoczenia po obiad czy wypicia z kimś kawy. To była miła odmiana po latach spędzonych za biurkiem lub w terenie, gdzie każda minuta była niemożliwa do przewidzenia, a gwałtowność poszczególnych wydarzeń wielokrotnie przyprawiała o zawroty głowy nawet starych policyjnych wyjadaczy.
Kiedy jednak zupełnie spontanicznie przeszli do kolejnego tematu, Hughes w jakimś stopniu pożałowała swojego pośpiechu - kwestia dziecka była bowiem czymś dużo trudniejszym do przedyskutowania, nawet jeżeli dotychczas jej nastawienie w dużej mierze lawirowało wokół pozytywnych aspektów nadchodzących w życiu zmian.
- Zabawne. Jesteś kolejną osobą, od której to słyszę. Może faktycznie coś w tym jest - przyznała, krzyżując ramiona na wysokości klatki piersiowej. Nie uważała, by nadawała się na matkę. Nie w momencie, w którym nie potrafiła dojść do ładu ze swoim życiem i uczuciami, które w dużej mierze dotyczyły także ojca tego maleństwa. To wszystko było cholernie skomplikowane i chociaż Charlotte nie zwykła uciekać przed wyzwaniami, to jednak te dotychczasowe wydawały się niczym w porównaniu z perspektywą wychowania od podstaw takiego małego człowieka.
Z zamyślenia wyrwały ją jednak słowa znajomego, a dokładnie ich głębszy sens, który dotarł do Charlotte jakby z opóźnieniem - na tyle długim, że pewnie Chet zdążył zjeść kilka kolejnych chipsów.
- Rozumiem, że to również nie było planowane? - rzuciła niepewnie, zerkając na mężczyznę kątem oka. Być może wiele osób odebrałoby tego typu pytanie jako ogromny nietakt, ale skoro dzielili się takimi informacjami, Hughes rościła sobie prawo do wyjaśnienia ewentualnych nieścisłości i takie samo dawała swojemu rozmówcy. - Za kilka miesięcy. Dowiedzieliście się niedawno, tak? - dodała po krótkiej pauzie i sama sięgnęła do paczki z niezdrową przekąską. Skoro już się na nią wykosztowała, nic nie mogło się zmarnować.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- Widocznie otaczasz się mądrymi ludźmi - zauważył, mimo iż sam siebie absolutnie nie uważał za człowieka mądrego - nie w temacie ciąży, wychowywania dzieci i brania na siebie odpowiedzialności za takiego małego człowieka. I nawet jeśli Charlotte na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie kobiety, jaka do roli matki zwyczajnie pasowała - czego Chet nie mógł natomiast powiedzieć o swojej, byłej już, partnerce, dwudziestodwuletniej zaledwie - to świetnie też zdawał on sobie sprawę, że po pierwsze, znacznie łatwiej było coś powiedzieć, a trudniej odnieść się do tego w praktyce jako przyszły - i zaskoczony - rodzic, a po drugie: że dotychczasowe doświadczenia nijak miały się do posiadania dziecka. Nie miało tu najmniejszego znaczenia to, czy ktoś był po trzydziestce czy przed; czy przez lata wykonywał odpowiedzialną pracę, czy nie. Sam był tego ewidentnym przykładem, w związku z czym nie mógł w żaden sposób oceniać panny Hughes ani tego, na ile była gotowa na czekające na nią obowiązki. Wymieniwszy z blondynką krótkie spojrzenie, pokręcił lekko głową. - Zdecydowanie nie było planowane - przyznał bez ogródek, nie widząc już chyba nawet większego sensu w ukrywaniu czegokolwiek, skoro najwidoczniej nietrudno było się domyślić, że był w tej sytuacji nieco pogubiony i Charlotte to właśnie zrobiła: domyśliła się. - Parę dni temu. Jeszcze to do mnie tak do końca nie dociera... - dodał, wpatrując się gdzieś przed siebie. Dobór słów sugerować mógł raczej, że mówił o jakiejś tragedii, ale - jak dotąd faktycznie nic dobrego nie wynikło z wieści o ciąży. I nie chodziło nawet o to, że Chet się tego obawiał czy nie chciał być ojcem; bo gdzieś tam dopuszczał taki scenariusz, acz raczej w momencie, gdy jego związek z Jordie, jak i jej osobista sytuacja, byłyby na tyle stabilne, aby świadomie mogli oni zacząć snuć wspólnie takie plany. Nie przez przypadek i nie teraz, gdy kompletnie nie byli przygotowani na stworzenie razem rodziny. I to głównie z tego wynikało takie a nie inne, mało entuzjastyczne podejście Chestera do tematu - ponieważ to, czy ich relacja będzie w stanie przetrwać taką próbę, wyjaśniło się szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać i wystarczyła jedna kłótnia i jedno nieporozumienie o test ciążowy, by ta rozpadła się z hukiem, przez co obecnie Chet wiedział tylko tyle, że będą mieli dziecko - ale czy będzie mu dane uczestniczyć w jego życiu... to w chwili obecnej pozostawało wielką niewiadomą. Zerknął na Charlotte, ni to niepewny, ni to odrobinę zakłopotany, i uśmiechnął się trochę krzywo. - Czyli chyba całkiem podobnie nam się układają te zmiany w życiu... czy masz coś jeszcze w zanadrzu? - zapytał, próbując ponownie przybrać swobodny ton; mając tu na myśli chociażby zmianę stanu cywilnego, co, jak sądził, również nietrudno było odgadnąć. Nie wiedział tylko, czy powinien o to pytać, jeśli sytuacja Charlotte również nie była do końca jasna - wszak posiadanie z kimś dziecka nie musiało oznaczać wspólnego życia. Nawet jeśli tego by się właśnie chciało...

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

- Albo miłymi. - Wzruszenie ramionami miało wyrazić jej stosunek względem kwestii, która na pierwszy rzut oka niekoniecznie pasowała akurat do Cheta. Charlotte nie ośmieliłaby się co prawda nazwać go swoim dobrym znajomym czy przyjacielem, bo jednak ich relacja daleka była od tego typu konkretyzowania, szczególnie po dość długim okresie bez kontaktu, ale mężczyzna zwyczajnie nie sprawiał wrażenia osoby, która często kusiła się na wyuczoną kurtuazję, której wymagały sytuacja czy otoczenie. Zawsze kojarzył się jej ze szczerością, nawet najbardziej bolesną, choć sama nigdy nie stała się ofiarą bezmyślnego mówienia tego, co akurat ślina przyniosła na język. Lottie nie była nawet pewna, czy jej przypuszczenia były słuszne, czy może zwyczajnie miała o nim opinię mocno krzywdzącą, ale to spotkanie w markecie wydawało się dobrym początkiem zweryfikowania ich z rzeczywistością.
Za paradoks można było zatem uznać to, jak wiele ich obecnie łączyło - nawet jeżeli była to raczej kiepska sytuacja w życiu prywatnym.
- Wiecie już, co zamierzacie zrobić? - Celowo nie mówiła o tym jak o pozbyciu się problemu, który urósł do rangi tego na skalę światową, choć nastawienie Cheta, ton jego głosu i ogólna postawa dość jednoznacznie sugerowały nastawienie względem tej niekoniecznie przyjemnej niespodzianki.
Poczucie swego rodzaju deja vu uderzyło w Lottie z intensywnością, której nawet się nie spodziewała. Do tej pory nie brała pod uwagę możliwości, w której ciążowe problemy innych mogłyby mieć na nią aż tak ogromny wpływ, ale wystarczyło zaledwie wspomnienie jej rozmowy z Blake'm, by na swojego obecnego rozmówcę zerknęła spode łba, podejrzliwie i z dozą dystansu innego niż ten dotychczasowy, bo opierający się na humorze.
- U nas na początku też nie było kolorowo. Właściwie przez pewien czas myślałam, że zostanę ze wszystkim sama - odparła, nie mając pojęcia, czy ta pseudo psychologiczna zagrywka mogłaby przekonać Cheta do zwierzeń. Takowych Charlotte wcale nie oczekiwała, ale z powodów bliżej sobie nieznanych chyba po prostu chciała upewnić się, że nie zachował się jak palant i nie zostawił matki swojego dziecka na lodzie.
- Nie. Chyba nie. Kupiłam dom, robimy remont i czekamy aż ona łaskawie postanowi się pojawić - podsumowała z uśmiechem, niezwykle dobrze czując się ze świadomością, że po wszystkim, co się wydarzyło, w końcu mogła odetchnąć z ulgą i właściwie cieszyć się tym, co dopiero miało nadejść. Mimo licznych obaw, braku wiedzy i doświadczenia, wystarczała myśl o tym, że Blake miał być obok i że razem mieli sobie poradzić. Tak po prostu, bezwarunkowo, dlatego, że obydwoje tego chcieli.
Miała nadzieję, że u Cheta mogło to wyglądać podobnie.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

- Jedno nie wyklucza drugiego - uznał w odpowiedzi, zerkając na swą rozmówczynię, po czym zastanowił się krótką chwilę, tak jakby odpowiedź na zadane przez Charlotte pytanie miała pojawić się w jego głowie - ale prawda była taka, że on zwyczajnie tej odpowiedzi nie znał. - Nie wiem, co zamierzamy. Właściwie nie ma... nas - wzruszył ramionami. - Uprzedzając twoje domysły: nie zostawiłem jej na wieść o ciąży. To... skomplikowane - a może całkiem proste: może Jordana wolała go oszukać i zerwać kontakt, niż dopuścić do tego, aby miał on cokolwiek wspólnego z jej dzieckiem. Niestety To jej się nie udało, a Chet zorientował się w jej kłamstwie odnośnie wyniku testu ciążowego; co i tak nie zmieniało faktu, że to on już zawsze będzie tym wyrodnym ojcem, który w najlepszym przypadku będzie pojawiał się w życiu swojego dziecka tylko raz na jakiś czas, i który pewnie przegapi wszystko to, czego rodzic chciałby być świadkiem: pierwsze słowa, pierwsze kroki, a nawet pierwsze fikołki jeszcze w brzuchu mamy, bo zwyczajnie - nie będzie go obok. Nie dlatego, że nie chciał być - ale w tym wszystkim rzeczywiście sam uwierzył, że tak chyba będzie lepiej. Nie spodobało mu się jednak spojrzenie, jakim obrzuciła go blondynka; widocznie jednak psychologiczne zagrywki - te zamierzone, i te niekoniecznie - działały na niego z łatwością, skoro posiadanie dziecka nigdy nawet nie znajdowało się na liście jego priorytetów, ale świadomość, że takowe spłodził, a teraz nie będzie mógł być dla niego ojcem, sprawiła, że nagle tego właśnie chciał; zaś słowa Charlotte, sugerujące chyba zrozumienie, choć nie do końca tym właśnie będące, szybko sprowokowały go do odpowiedzi: - Myślałaś? Bo też z góry założyłaś, że twój facet będzie chujowym ojcem i lepiej dla twojego dziecka byłoby, gdyby nigdy go nie poznało? - wypalił cierpko, nie kryjąc dłużej swej frustracji, bo oczywistym było, że odnosił się tu do własnej sytuacji, aniżeli sugerował, że Charlotte rzeczywiście tak właśnie postąpiła, albo że z ojcem jej dziecka było coś nie tak - lub przeciwnie, że był nieskazitelny, bo o tym Chet nie miał pojęcia. Ale to, jak potoczyły się sprawy pomiędzy nim i matką jego dziecka pokazywało, że to nie zawsze mężczyzna był tym winnym i tym, który wolał uciec. Niemniej patrząc na całą sytuację z boku, z łatwością można było wysnuć taki właśnie wniosek. Gdyby jednak Charlotte zechciała w rewanżu podzielić się z nim własnymi doświadczeniami, z pewnością chętnie przerzuciłby on środek zainteresowania na jej połowę; samemu ewidentnie nie czując się komfortowo z tym, że obarczył ją w taki sposób swoimi sprawami, czego nigdy przedtem nie zwykł robić. I może dlatego pewne kwestie potrzebował po prostu z siebie zrzucić. I szybko tego pożałował. Odetchnął głęboko i przesunął dłońmi po swoich ciemnych włosach w nerwowym geście.
- Przepraszam, nie powinienem ci tego mówić - potrząsnął głową i odbił się tyłkiem od samochodu, jakby szukał już drogi ucieczki - całkiem dosłownej - od tego niezbyt wygodnego dla niego tematu, gdy ponownie wzniósł swoje spojrzenie na oczy Charlotte. - Cieszę się, że tobie ostatecznie wszystko się ułożyło. I że jednak nie jesteś z tym sama - dodał łagodniej i mimo wszystko - szczerze. Nie miał wszak powodu, by źle jej życzyć - właściwie można powiedzieć, że to, jak wiele spraw w ich życiu potoczyło się podobnie, obudziło w nim pewną empatię, jakiej nie odczuwał względem każdego dawnego znajomego, przez co świadomość, że po tych początkowych trudnościach pannie Hughes udało się wszystko uporządkować, była na swój sposób pocieszająca.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

To skomplikowane.
Charlotte parsknęła śmiechem. Gdyby tylko dostawała dolara za każdym razem, kiedy w jej życiu coś było skomplikowane, dziś prawdopodobnie byłaby obrzydliwie bogata. Ponieważ jednak nie istniała taka możliwość, a Lottie i bez tego doskonale znała smak komplikacji, nie zamierzała być dla Cheta szczególnie wyrozumiała.
- Więc co się stało? - zagaiła z powagą, która tym razem była w pełni uzasadniona i całkowicie szczera.
Charlotte Hughes nigdy nie polubiła się z rolą sędziego, który musiał orzekać w trudnych kwestiach i zdecydowanie nie zamierzała przemienić się w kata, który wykonywał wyrok. Wydarzenia z własnego życia miały jednak znaczący wpływ na to, jak postrzegała świat i niektóre kwestie, co często wiązało się z niespodziewaną zmianą nastawienia. Dotychczas przecież nie zastanawiała się nad tym, co czuły kobiety w ciąży i jaka dokładnie była ich historia - zarówno ta związana z potencjalnym macierzyństwem, jak i ta odnosząca się do relacji z ojcem noszonego pod sercem dziecka. Te dwa elementy nie zawsze przecież szły ze sobą w parze, o czym niestety zdołała przekonać się na własnej skórze, gdy Blake w pierwszym momencie zdawał się nie dostrzegać rozwiązania innego niż jak najszybsze pozbycie się problemu.
Być może dlatego pierwszą reakcją na przepełnione wyrzutem pytanie Cheta zareagowała pełnym irytacji spojrzeniem. Opamiętanie przyszło po chwili i tylko dzięki niemu odpowiedź została udzielona spokojnym tonem:
- Nie. - Potrząsnęła głową, dłonią zaś sięgnęła do paczki z chipsami, chcąc w ten sposób kupić sobie odrobinę dodatkowego czasu. Nie wiedziała, jak wieloma informacjami mogła i powinna podzielić się z dawnym znajomym, ale chęć oszczędzenia mu pewnych przykrości była silniejsza niż wstyd czy złość spowodowane tym, jak początkowo sprawy układały się między nią a Griffithem. - Blake nie jest moim facetem. Był narzeczonym mojej siostry. Jej od dawna już z nami nie ma, a my... Byliśmy przyjaciółmi. Wciąż jesteśmy, tylko że... - urwała, pozwalając sobie na krótki śmiech. Wszystko byłoby dużo prostsze, gdyby wciąż byli tylko przyjaciółmi. Zamiast tego pojawiły się uczucia, których wcale nie planowała, a które coraz częściej dochodziły do głosu i pozwalały na snucie teorii o tym, że to wszystko mogłoby być czymś więcej, bez jednoczesnego psucia tego, co posiadali obecnie. - Kiedy powiedziałam mu o ciąży, zasugerował aborcję i to było jedyne rozwiązanie, jakie brał pod uwagę. Nie pytaj, dlaczego uparłam się, że urodzę. Po prostu wiedziałam, że usunięcie ciąży nie zlikwiduje problemu, zwłaszcza że cholernie się wtedy na Blake’u zawiodłam. Nie rozmawialiśmy przez jakiś czas, ja w złości faktycznie zasugerowałam, że dziecku opowiem bajkę o tym, że jego ojciec nie żyje - wyjaśniła, zerkając kątem oka na Cheta. Ta część historii wydawała się być wspólnym mianownikiem, choć Charlotte wciąż nie znała szczegółów związanych z tym, jak wiele gorzkich słów padło między mężczyzną a jego (byłą) partnerką. - Nie zamierzałam dopuścić do momentu, w którym moje dziecko dowiedziałoby się, że było niechciane przez własnego ojca. Wcale nie uważałam, że Blake byłby chujowym rodzicem, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka jest kiepskim kandydatem - mówiąc to, uśmiechnęła się z czułością, która w odniesieniu do osoby wspomnianego przed chwilą mężczyzny wydawała się czymś zupełnie naturalnym, nad czym Charlotte nawet nie próbowała zapanować.
- W złości ludzie mówią i robią różne rzeczy. Nie zawsze rozsądne. Ale potem przychodzi opamiętanie. Owszem, dziecko komplikuje wiele spraw, ale to nie koniec świata. I na pewno nie powód do tego, żeby odpuszczać walkę o kogoś, kogo... Kochamy? - zagaiła nieco bardziej zaczepnie, nie mając pojęcia, jak dokładnie wyglądała historia związku Cheta z matką jego dziecka. Ponieważ jednak określił się mianem jej faceta, a na dodatek sprawiał wrażenie dość zirytowanego obecną sytuacją i atmosferą, to pewne wnioski - niekoniecznie słuszne - nasuwały się same.
- Czasami dobrze jest się wygadać - mruknęła, celowo ignorując przeprosiny. Nie potrzebowała ich, bo w dużej mierze była współodpowiedzialna za to, jak potoczyła się rozmowa i jakich tematów w toku jej trwania zdążyli dotknąć. - Tobie też wszystko się ułoży. Czasami po prostu trzeba iść na kompromis - zasugerowała z psotnym uśmiechem, chcąc zorientować się, czy Chet w ogóle wyrażał do takowego skłonność. Wydawał się uparty i mocno osadzony we własnych przekonaniach, czym w dużej mierze przypominał jej samego Blake’a, ale to - w tym konkretnym przypadku - dobrze wróżyło.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet zdawał sobie sprawę z tego, że brzmiało to jak absolutny banał - banał, do jakiego ubiegał się, ilekroć nie miał ochoty wyjaśniać sytuacji, ucinając temat krótkim: to skomplikowane. I zdawał sobie także sprawę z tego, że na Charlotte Hughes taka wymówka nie zadziała; ale to nie dlatego zdecydował się ostatecznie rozwinąć swoją wypowiedź, o ile w ogóle można tu mówić o świadomie podjętej decyzji bardziej niż o impulsie. Niestety często najpierw mówił, a później myślał, co niejednokrotnie stawało się zapalnikiem dla wielu sprzeczek - zwłaszcza wtedy, gdy trafiał na osobę, jaka z równą łatwością podejmowała rękawicę i odpowiadała mu tym samym. Charlotte jednak nie okazała się jedną z takich osób, a jej rzeczowa i spokojna odpowiedź okazała się pewnym zaskoczeniem dla Callaghana. Ale jednocześnie pozwoliła mu ostudzić nieco emocje, jakie budził poruszony temat. Wysłuchał jej więc w milczeniu, uznając, że w chwili obecnej było to najlepsze, co mógł zrobić. Pozwolić Charlotte się wygadać. Odpuścił sobie natomiast słowa współczucia z powodu jej siostry, bo i tak byłoby to tylko pustym frazesem, nikomu teraz niepotrzebnym. Musiał przyznać, że już to, jak zaczęła swoją wypowiedź, dało mu do zrozumienia, że jej sytuacja z mężczyzną, z którym zaszła w ciążę, była nie mniej skomplikowana. Sytuacja Chestera mogła bowiem wydawać się o tyle lepsza, że kobieta, której zrobił dziecko, nie była jego przyjaciółką - a partnerką, i nawet jeśli na tym etapie nie planowali zostać rodzicami, to wcale nie musiało się to okazać czymś złym; chociaż istotnie brunetowi, w momencie, gdy znalazł w łazience Jordie ten cholerny test ciążowy, trudno było wyobrazić sobie, że teraz tak po prostu zostaną szczęśliwymi rodzicami. Ale to oni sami odpowiadali za to, że sprawy się między nimi spieprzyły - skomplikowali sobie coś, co w gruncie rzeczy było zupełnie proste, i jedynie do samych siebie mogli mieć o to pretensje. A właściwie: do Jordany, bo to ona była tu bardziej winna, chociaż brunet sam już nie wiedział, czy postąpiła dziecinnie, czy dojrzale - dbając o to, co lepsze dla jej dziecka, a tym w jej opinii byłoby nigdy nie poznać ojca, jakim zapewne okazałby się Chet Callaghan. Tylko czy miała prawo o tym decydować?
- Świetnie. Moja... - była? - znaczy... - Jordana? - pewnie też powiedziałaby, że nie chciała, żeby jej dziecko czuło się niechciane, ale nie dała mi nawet tego wyboru. Nie przyznała się nawet, że jest w ciąży, wszystko wyszło jakoś przypadkiem, a wtedy powiedziała mi tylko, że żałuje, że w ogóle się o tym dowiedziałem, i że każdy byłby lepszym ojcem, niż ja - parsknął głucho pod nosem, wbijając wzrok we własne dłonie, bawiące się bezmyślnie kluczykiem od samochodu. Nie dało się chyba powiedzieć tego w męski sposób (inaczej niż: "Zaufałem pewnej kobiecie, wtedy dałbym sobie za nią rękę uciąć i wiesz co? I bym teraz kurwa, nie miał ręki"), tak, by nie wyjść na frajera, który nie potrafił zatrzymać przy sobie kobiety; i którego panna uznała, że lepiej dla jej dziecka byłoby gdyby w ogóle nie miało ojca, niż żeby miało takiego jak on. O wielu mężczyznach można powiedzieć, że nie byli najlepszymi kandydatami, ale to... to bynajmniej nie był powód do dumy. Bo choć istotnie było to coś, co, jak można by sądzić, Jordana powiedziała mu pod wpływem impulsu, emocji czy hormonów, to Chesterowi trudno było wyrzucić to z głowy. I trudno było walczyć - trudno w ogóle wykrzesać z siebie jakąkolwiek motywację, by zawalczyć - o kogoś, kto spisał go już na straty. - Pewnie w ramach kobiecej solidarności powiesz, że musiała mieć jakiś powód, żeby tak uważać, i... może. Nie twierdzę, że się myliła, chociaż ja tego powodu, kurwa, nie znam. A teraz i tak wyjdę na wyrodnego ojca, którego nigdy nie ma obok, więc właściwie... wszystko się zgadza - wzruszył ramionami. W oczywisty sposób przemawiał przez niego gniew i frustracja, ale także chyba po prostu złamane serce - jakkolwiek niemęskie by to nie było - bo w jednej chwili stracił nie tylko kobietę, na której mu zależało, ale również szansę na stworzenie z nią rodziny; o czym nawet nie wiedział, że mógł tego chcieć, dopóki nie stało się to nieosiągalne. - Kompromis? I co, związek z rozsądku, ze względu na dziecko? - zerknął na Charlotte, ponownie chyba nawiązując raczej do jej sytuacji, niż do własnej, bo tu już nawet to nie było opcją. Zaraz jednak pokręcił głową. - Nie jestem aż takim optymistą, ale... nie musisz mnie pocieszać - dodał, siląc się na coś w rodzaju śmiechu, bo istotnie ostatnim, czego oczekiwał, było jakiekolwiek pocieszenie. W jednym natomiast musiał przyznać Charlotte rację - i on także chyba potrzebował to z siebie zrzucić, nawet kosztem tego, jak miałby teraz wyglądać w jej oczach. I tak nie byli przyjaciółmi, równie dobrze Hughes mogłaby nigdy więcej się do niego nie odezwać - chociaż i tak nie czuł się z tym najlepiej, a może nawet było mu trochę wstyd po tym wszystkim, co tu padło. Mimo to po chwili znowu zaśmiał się pod nosem, ni to do siebie, ni do niej, acz był to raczej desperacki śmiech - jakby jego organizm nie umiał się zdecydować, w jaki sposób powinien dać upust tej dziwnej, wewnętrznej nerwowości, przez którą było mu chyba zwyczajnie głupio. - Kiepsko nam wyszło to spotkanie po latach. Właściwie... możemy udawać, że w ogóle go nie było - a tym samym: zapomnieć o wszystkim, co zostało tu powiedziane. Tak byłoby najlepiej.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Brew uniesiona ku górze wyrażała zaskoczenie, ale i trudne do ukrycia zainteresowanie tematem. Być może wykazywanie się tak daleko idącą ciekawością mogłoby zostać odebrane jako wścibstwo i zbyt mocna ingerencja, ale samo pociągnięcie tematu było w opinii Charlotte wystarczająco mocnym sygnałem, który zachęcał do kontynuowania dialogu, nawet jeżeli poruszane w jego toku kwestie należały do grona tych skomplikowanych.
Lottie nie wiedziała, jak wyglądałaby jej codzienność, gdyby sytuacja między nią a Blake'm nie uległa poprawie. Wątpiła, że zdecydowałaby się na przerwanie ciąży. Istniało dużo większe prawdopodobieństwo, że wciąż obstawałaby przy swojej dotychczasowej postawie, która nie pozwalała na tak łatwe pozbycie się problemu, który wynikał z braku odpowiedzialności i chwili, której wcale nie żałowała. Nie zamierzała od tego uciekać, choć kłamstwem byłoby stwierdzenie, że się nie bała. Bała się wszystkiego, co miała przynieść przyszłość, dlatego tym bardziej doceniała to, że Griffith postanowił być obok.
Nie wiedziała, co kierowało dziewczyną Cheta, ale tak - właśnie zasugerowane przez niego słowa cisnęły się na język, gdy wspomniał o zachowaniu partnerki.
- Owszem. Mniej więcej to chciałam powiedzieć - przytaknęła krótko, a wzruszenie ramionami miało zasugerować, że nie powinien był się przejmować. Nie znali się bowiem na tyle dobrze, by opinia drugiej strony była dla kogokolwiek istotna, ale rozmowa sama w sobie wydawała się mieć sporo sensu. Czasami dobrze było wyżalić się komuś, kto nie znał sedna problemu i wszystkich szczegółów. - Związek z rozsądku? Niekoniecznie to miałam na myśli - odparła w zaskoczeniu, które skwitowała uśmiechem z grona tych nieco pobłażliwych. - Chodziło mi raczej o podejmowanie prób dogadania się. Skoro nie chciała powiedzieć o ciąży, to najwidoczniej faktycznie dałeś jej powód. Może należałoby zacząć od pokazania jej, że wcale nie miała się czego obawiać? - zasugerowała, znów sięgając do paczki z chipsami.
Nie twierdziła, że to tylko jego wina. Nigdy nie było tak, że ktoś pozostawał krystalicznie czysty. Sprawa ciąży była jednak na tyle skomplikowana, że czująca się niepewnie kobieta była skłonna zrobić naprawdę wiele. Nie zawsze postępowała przy tym słusznie i rozsądnie, ale to przecież faceci mieli dużo większe pole manewru - najczęściej związane z umyciem rąk i ucieczką.
- Zrobisz, co uważasz za słuszne, ale czasami warto zastanowić się nad tym, jak się czuje druga osoba, dlaczego postępuje tak, a nie inaczej i co możemy zrobić, żeby to naprawić. Właśnie to jest kompromis - skwitowała, wycierając dłonie w materiał sukienki. Nie była tym zachwycona, ale brak innej opcji nie pozostawiał wyboru.
- Będę milczeć jak grób - zapewniła, nie siląc się na subtelności. Wiedziała, do czego dążył, choć nie do końca rozumiała podstawy jego sugestii. Wspólni znajomi, o ile takowi byli, z pewnością już dawno temu rozjechali się po świecie, więc nie łączył ich żaden mianownik, z którym Charlotte mogłaby obgadać problemy Cheta nad ulubioną kawą. - Muszę lecieć. Trzymam kciuki, żebyście się jakoś dogadali. - Uśmiech, tym razem szczery i łagodny, na krótko przyozdobił kobiece wargi.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się szybciej niż za kilka kolejnych lat? - zagaiła i właściwie sama o ten konkretny element zadbała, podając mężczyźnie swój numer telefonu na wypadek, gdyby czegoś potrzebował - zarówno w sprawach artystycznych, jak i nawet tych związanych ze zbliżającą się wielkimi krokami perspektywą ojcostwa.

zt.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Beacon Hill”