WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
27
175

rozpoczyna rezydenturę na kardiochirurgii

Swedish Hospital

sunset hill

Post

#21

Belle wybrała się na zakupy do Amazon Go dlatego, bo tylko tutaj sprzedawali ulubione masło orzechowe jej mamy. I to wcale nie była jakaś Nutella, która no masłem orzechowym nie jest, ani żadna słynna firma, a na nich to się nie znam, bo osobiście nie lubię masła orzechowego, więc to był taki produkt produkowany głównie dla Amazon Go. No i po to, a także po wiele innych rzeczy przyjechała stażystka na kardiochirurgii, lecz podczas zakupów do sklepu wpadło dwoje mężczyzn w kominiarkach, grożąc klientom bronią oraz żądając pieniędzy ze wszystkich kas. Kazali też wszystkim klientom paść na podłogę, jednak spora garstka osób uznała, że skoro jest ich tylko dwoje to łatwo będzie uciec, lecz byli w błędzie. Okazało się jednocześnie że kilkoro klientów wcale nimi nie byli, a jedynie byli członkami tego gangu, Można było już nazwać to gangiem, nieprawdaż? Belle bała się o swoje życie, ale nie chciała by komukolwiek coś się stało, dlatego schowała się pomiędzy regałami, wyciągnęła telefon i zaczęła dzwonić na policję, niestety pech chciał że nadszedł jeden z napastników i wymierzył do niej z broni, każąc rzucić telefon. Zrobiła to i uklękła na ziemi, tak jak kazał, a ten butem zniszczył jej komórkę. Nadal mierzył z broni do młodej damy, a ona była przerażona. Tak bardzo, że głos uwiązł jej w gardle. Zobaczyła tym samym jak jej życie przesuwa się klatka po klatce, te najszczęśliwsze momenty, a także i te przykre. Nie chciała jeszcze umierać, była taka młoda, miałaby tyle życia przed sobą...

autor

dreamy seattle

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

04.

Popołudnie, jakich wiele - po kilku godzinach spędzonych w pracy za ekranem komputera, po drodze do domu Chet wstąpił do supermarketu po zakupy, co - już po wejściu do sklepu musiał przyznać przed samym sobą: nie było jego najlepszym pomysłem, i wiele innych osób, wracając dzisiaj z pracy, ewidentnie wpadło na ten sam. Z drugiej jednak strony, jeśli tak na to patrzeć, to żadna pora nie była dobra na uzupełnienie zapasów - jakie w przypadku Chestera było akurat bardzo trafnym określeniem, gdyż starał się on robić zakupy dopiero wtedy, kiedy faktycznie lodówka w jego domu zaczynała świecić pustkami. Przygotowywał wówczas listę, której skrupulatnie się trzymał, zamiast błądzić bez celu sklepowymi alejkami, wrzucając do wózka przypadkowe produkty, na które akurat naszłaby go ochota. Bo, jako wielki łakomczuch, kupiłby pewnie mnóstwo zbędnych rzeczy; ale głównie dlatego, że zwyczajnie drażniło go takie snucie się bez celu, i drażnili go ludzie, którzy zamiast na zakupy, przychodzili tu na spacer. Lecz najbardziej drażnili go ludzie, którzy na ten spacer zabierali ze sobą całą rodzinę, łącznie z rozwrzeszczanymi dziećmi, które uwielbiały plątać się innym pod nogami... A niewykluczone, że dzisiaj irytowało go to jeszcze bardziej niż zwykle.
Pchając przed sobą wózek - sklepowy - z wzrokiem utkwionym w ekranie telefonu, brunet przemierzał kolejną alejkę z najrozmaitszymi przekąskami, nim zatrzymał się wreszcie i sięgnął po paczkę chipsów. W tej samej jednak chwili tę samą paczkę chwyciła również druga dłoń, co sprowokowało mężczyznę do uniesienia nań swojego spojrzenia. Posłał kobiecie przepraszający uśmiech i wypuścił torebkę ze słonymi przekąskami z dłoni, nie poświęcając jednak większej uwagi temu, kim owa osoba była i czy przypadkiem się nie znali. Skoro od razu jej nie rozpoznał, to chyba - nie. Zamiast tego wrócił następnie wzrokiem do półki, by dopiero teraz zorientować się, że paczka chipsów, jaką przed momentem dobrowolnie oddał - była najwidoczniej ostatnia.
- Chwila! - odezwał się głośniej, zwracając się do kobiety. - Ta była ostatnia - zrobił krok naprzód i wyciągnął w jej stronę rękę, by capnąć palcami róg szeleszczącej paczki, oczekując najwidoczniej, że blondynka mu ją odda; tak jakby to było najoczywistszą rzeczą na ziemi, że należała się ona jemu, skoro sięgnął po nią pierwszy i decydując się na jej oddanie, nie wiedział jeszcze, że sam zostanie przez to z niczym. Po prostu - chciał zachować się wobec niej w porządku, jak na dżentelmena przystało, i tak też, w jego opinii, powinna teraz zachować się blondynka, w której Chet dopiero po paru sekundach rozpoznał znajomo wyglądającą twarz, przez co na jego własnej wymalował się pytający wyraz. Ale chipsów nie puścił.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Charlotte Hughes nie miała pojęcia, czy jej ciążowe zachcianki jakkolwiek odbiegały od odgórnie przyjętej, statystycznej normy. Nie budziła się w środku nocy z powodu chęci zjedzenia ogórków z domieszką masła orzechowego, nie czuła parcia na jedno konkretne danie czy przekąskę, ale jednocześnie nie odmawiała sobie niczego, kiedy już dopadała ją ochota na coś słodkiego, słonego czy kwaśnego. Dotychczas utrzymana w naprawdę dobrej formie figura (która w dużej mierze była zasługą przede wszystkim genów, ale o tym świat wcale nie musiał wiedzieć) nie zmieniła się tak bardzo, jak początkowo Lottie się tego obawiała, nawet jeżeli typowo ciążowe krągłości sprawiały, że miała problem z podnoszeniem się z nieco niżej umiejscowionych siedzeń albo wiązaniem butów.
Bywały dni, kiedy nie czuła różnicy, kiedy zajmowała się rzeczami takimi jak dotychczas i kiedy wszelkie dolegliwości odchodziły w zapomnienie. Czasami pojawiały się jednak momenty gorsze, gdy nie miała siły, a sen był najprzyjemniejszą formą spędzenia kilku godzin, a nawet całej doby. Z tymi drugimi starała się walczyć, z kolei te pierwsze wykorzystywać jak najproduktywniej i nie inaczej było dziś, kiedy wolne popołudnie postanowiła spożytkować w supermarkecie. Doceniała to, że w wielu domowych obowiązkach wyręczała ją wciąż mieszkająca u niej siostra, ale jednocześnie wiedziała, że powoli musiała zacząć oswajać się z myślą, że za kilka tygodni w domowym zaciszu miała towarzyszyć jej nie Leslie, a mały szkrab, od którego nie mogłaby otrzymać żadnej pomocy. Blake'm w sprawach tak banalnych jak zapełnienie lodówki również nie zamierzała się wyręczać, szczególnie że sporządzona lista - dość obszerna - w dużej mierze opierała się właśnie na słodkościach i niezdrowych przekąskach.
Po jedną z nich akurat sięgała.
- Och, dziękuję - odparła, kiedy męska dłoń niespodziewanie się wycofała. Doceniała przyjazne nastawienie (nie)znajomego i jego skłonność do ustępstw, nawet jeżeli w pierwszym momencie nie przyjrzała się jego twarzy zbyt dokładnie.
Chwyciwszy za chipsy, które od kilku nocy intensywnie się jej śniły, ruszyła w kierunku alejki z ciasteczkami, myślami będąc już przy wyborze między tymi z czekoladowym a owocowym nadzieniem.
- Tak? - mruknęła, unosząc brew. Jej roziskrzone spojrzenie przemknęło między pustą półką, paczką chipsów a twarzą mężczyzny, który dopominał się... czego właściwie? - Może są jeszcze w magazynie? - zasugerowała, wciąż trzymając opakowanie i ani myśląc o tym, by je puścić. On najwidoczniej również.
- Chester - zaczęła niepewnie, mrużąc oczy. Nie była pewna, czy faktycznie miała do czynienia akurat z nim, ale ton głosu, wygląd, ogólna postawa - te wszystkie elementy dosadnie kojarzyły się jej z tylko jedną osobą. - Czy naprawdę zamierzasz walczyć na środku marketu o ostatnią paczkę chrupek z ciężarną kobietą? - westchnęła, z trudem panując nad cisnącym się na usta uśmiechem.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Czasami życie człowieka układa się w taki dziwny sposób, że do pewnego momentu nie ma on zupełnie styczności z pewnymi rzeczami czy kwestiami, a kiedy już się one pojawią - zaczynają powtarzać się niemal na każdym kroku i napierać z każdej strony. I chociaż Chet nie wierzył w coś takiego, jak siła wyższa czy opatrzność, to nawet on był skłonny uwierzyć, że od kilku dni takową kwestią stała się dlań ciąża. A raczej: ciężarne kobiety. Oczywiście był to czysty przypadek, że nie dalej niż parę dni temu brunet znalazł u Jordany test ciążowy, który - pomimo zapewnień dziewczyny, iż był negatywny - siedział Chesterowi w głowie i nękał go tak długo, że w końcu przeprowadził on swoje małe śledztwo i odkrył, że jednak najprawdopodobniej za dziewięć miesięcy zostanie tatą; i że od tamtej pory miał już wrażenie, iż wszystko wokół w jakiś sposób wiązało się z tym właśnie tematem: od reklam pieluch czy mleka dla niemowląt w telewizji, po dawną znajomą w osobie Charlotte Hughes, którą przyszło mu spotkać właśnie w momencie, kiedy pod jej ubraniem odznaczał się widoczny, ciążowy brzuszek, a Chet najwidoczniej zakłócił jej drogę do spełnienia ciążowych zachcianek. Bo w tym momencie zapewne wszystko można by określić mianem "ciążowych zachcianek" - nawet chęć na chipsy, którą, co widać na załączonym obrazku, mógł odczuwać każdy. Także mężczyzna; choć prawda była taka, że Chet sięgał po słone, niezdrowe przekąski głównie wtedy, gdy miał gości, więc o ową paczkę chipsów nie walczył nawet tak do końca we własnym imieniu. Ale nie mniej zażarcie, choć w ostatnim czasie już z jedną ciężarną Chet przegrał 0:1. Czyżby zapowiadało się na 0:2?
- Charlotte - zmrużył w podobny do niej sposób oczy, gdy usłyszał z ust kobiety swoje imię, tym samym upewniając się, że i jego wzrok nie mylił, a stojąca przed nim blondynka była w istocie jego dawną, szkolną znajomą. Możliwe, że w innym przypadku nie decydowałby się jednak na wdanie się z nią w dyskusję. - Domyślam się, że to nie będzie wyrównana walka, ale i tak ją podejmę - zadeklarował z uporem, mimowolnie zerkając na ułamek sekundy w dół na jej ciążowe krągłości. Sam niestety należał do tego grona mężczyzn, u których samo słowo "ciąża" uruchamiało odruch ucieczki, i może teraz też by uciekł - ale trzymał chipsy. - Swoją drogą, gratuluję. Ale czy nie powinnaś się zdrowiej odżywiać? Właściwie robię ci przysługę - zauważył, przechylając lekko głowę i ostatecznie jednak pozwalając, by na jego usta wpełzł zawadiacki uśmiech, sygnalizujący pokojowe zamiary i jak najlepsze intencje. Mimo wszystko nie chciał jej urazić ewentualną sugestią, że nie dbała o siebie tak jak powinna, bo i nie był żadnym ekspertem w tej materii, ale ciężarne kobiety bywały z kolei nieco na tym punkcie przeczulone. Dlatego ucieczka czasami bywała jedynym rozsądnym wyjściem.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Choć Charlotte nie sięgała po wymówki często, a można by rzec, że niezwykle rzadko nawet jak na obecną sytuację, to jednak tego dnia była skłonna posłużyć się rozwijającą się pod jej sercem córką, byle tylko zdobyć upragnione jedzenie, którego posmak czuła na języku od kilku dni. Sama zresztą na samym początku swojej przygody z ciążą łapała się na tym, że świat do bólu próbował przypomnieć jej o tym, co ona ze swojej głowy każdego dnia próbowała nieskutecznie wyrzucić. Nie chodziło tylko o jedzenie i dziwne połączenia smaków w programach kulinarnych, ale właśnie o całe otoczenie nastawione na zysk związany z tym, że komuś przydarzyła się wpadka.
Ciąża Charlotte nie była przecież ani planowana, ani początkowo chciana. Czasami blondynka odnosiła wrażenie, że sam Blake nie do końca czuł się przekonany do pomysłu doprowadzenia jej do końca i zwieńczenia trwającym kilka godzin rozwiązaniem, w wyniku którego mieliby trzymać w ramionach swoje dziecko. Nie winiła go za to, ale jednocześnie bardzo doceniała zaakceptowanie jej stanowiska i kolejne, nie zawsze udane, ale jednak szczere próby niesienia pomocy i bycia wsparciem.
Przez moment pożałowała nawet, że nie było go obok teraz, w markecie, kiedy ona musiała użerać się z perfidnym złodziejem chipsów.
- Tam jest inny smak. Na pewno dobry. Do tych pasuje masło orzechowe - mruknęła w ramach wyjaśnienia, dlaczego to ona uparła się na tę konkretną paczkę i dlaczego to Chet powinien był zdecydować się na inną. Nie było to zagranie z grona tych sprawiedliwych, ale Lottie nie łudziła się, że na starym znajomym mogło to zrobić wrażenie. Bywał cholernie uparty.
- Dziękuję - odparła, zerkając na swój zaokrąglony brzuch. Niespodziewanie poczuła się dziwnie, bo - mimo upływających w zawrotnym tempie miesięcy - to właśnie on był pierwszą osobą, która zareagowała nie szokiem, nie złością, ale serdecznością i gratulacjami. To była miła odmiana.
Niemiły były za to jego słowa, pod wpływem których Charlotte szarpnęła paczkę mocniej.
- Będę się odżywiać tak, jak mi się podoba. - Być może była przewrażliwiona, a być może tylko się zgrywała, ale opanowany wyraz twarzy nie pozwalał na odczytanie zbyt wielu emocji. Jedno było pewne - wypominanie ciężarnej kobiecie jej wagi było stąpaniem po naprawdę cienkim gruncie. - Zrobisz mi przysługę, jeżeli puścisz tę cholerną paczkę i dasz mi się nacieszyć tymi chipsami - dodała, świadomie ignorując mijającą ich staruszkę, która do złudzenia przypominała tę, która zainterweniowała na cmentarzu, kiedy Charlotte i Blake kłócili się o sprawę ciąży tuż nad grobem zmarłej Ivy - kolejnej siostry Hughes i niedoszłej żony Griffitha.
- Zacznę krzyczeć - zagroziła mu i naprawdę starała się zabrzmieć przy tym poważnie, ale błąkający się w kącikach warg uśmiech zdradził wszystkie jej niecne zamiary.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Chet niewiele wiedział o Charlotte - nie rozmawiali ze sobą właściwie od lat, a wtedy, gdy ich ścieżki na niedługą chwilę się ze sobą przecięły, sprawiała ona raczej wrażenie kobiety, posiadającej ułożone życie. Innymi słowy: nie takiej, której przydarzają się wpadki. Z drugiej jednak strony - Chet również jeszcze przed, powiedzmy, dwoma laty, był człowiekiem skupionym na własnej karierze i samorozwoju, w którego życiu nie było miejsca na przypadki. I przypadkowe ciąże. A może przeciwnie - może było miejsce na tylko takie ciąże, skoro nigdy nie miał on w swych planach zakładania rodziny. Jednak nawet jeśli on sam nie był obecnie zachwycony wizją posiadania potomka - zwłaszcza że sytuacja z przyszłą matką jego dziecka paskudnie się skomplikowała i Chet nie był nawet w stanie stwierdzić, czy będzie mu w ogóle dane uczestniczyć w oczekiwaniu na nie, a później w jego wychowaniu - to nie mógł on z góry zakładać, jak wyglądała cudza sytuacja. Znacznie bezpieczniejszym było zatem pogratulowanie pannie Hughes - choć owe gratulacje, jakkolwiek szczere, brzmiały raczej jak wyuczona formułka aniżeli faktyczna serdeczność. Cokolwiek innego byłoby jednak zwykłym nietaktem; sytuacja Charlotte, to, w jakich okolicznościach i z kim zaszła w ciążę, czy to planowała i tak dalej - to nie była sprawa bruneta. Wykrzywił usta w nieco przerysowanym grymasie, potrząsając głową.
- Ohyda - skomentował wzmiankę o maśle orzechowym, którego sam nie był największym fanem. Zdarzało mu się zjeść, ale nie odczuwał jakiegoś wielkiego parcia na ten konkretny smak. Można by przez to poddać w wątpliwość jego amerykańskie pochodzenie, ale Chet po prostu nie lubił kanapek i tak właściwie po masło orzechowe sięgał chyba tylko po to, by dodać je do koktajlu - bo i on przez chwilę miał w swoim życiu fazę na takowe zdrowe napoje. Dopóki nie zepsuł mu się blender; ostatecznie zatem największym miłośnikiem masła orzechowego w domostwie Callaghana - zamieszkiwanym przez niego oraz jego psa - był właśnie pies. Ale w przypadku chipsów, posiadał on swój ulubiony smak i argument, że "tam są jeszcze inne", bynajmniej go nie przekonywał. Mimo to zdecydował się on ostatecznie puścić, tak uparcie dzierżoną przez Charlotte, paczkę, kiedy kątem oka dostrzegł pełne dezaprobaty spojrzenie mijającej ich, starszej kobiety. Nie miał pewności co do tego, na ile Hughes mówiła teraz poważnie i na ile skłonna była spełnić swoje groźby (a na ile miała po prostu bardzo wyszukane poczucie humoru, podobne zresztą do wyszukanego humoru Chestera Callaghana), ale wolał nie ryzykować jakiejś awantury na środku supermarketu albo oskarżeń o nękanie niewinnej ciężarnej - chociaż gdyby blondynka istotnie zaczęła wrzeszczeć, wziąłby ją za skończoną wariatkę, której ciąża siadła na mózg... Uniósł finalnie dłonie w geście kapitulacji i cofnął się o krok, spoglądając na swoją rozmówczynię. - Niech będzie. Mocna z ciebie zawodniczka, widzę, że nie mam szans... Ale nie jestem pewien, czy mogę teraz powiedzieć, że miło cię widzieć, Charlotte - stwierdził z udawaną urazą, pomimo której w kąciku jego ust ponownie zamajaczył lekki uśmiech.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Walka o ostatnią paczkę chipsów w markecie bynajmniej nie znajdowała się na liście kobiecych ambicji. Właściwie Charlotte nie sądziła, że kiedykolwiek przyszłoby jej taki bój stoczyć, zważywszy na fakt, że asortyment był spory, a wybór dość szeroki. Tym razem chodziło jednak o smak, który chodził za nią od kilku dni, nękał ją w snach i sprawiał, że była niezwykle drażliwa, a jednocześnie wybredna na przekąski innego sortu. I choć bardzo próbowała nie używać ciąży jako wymówki do swoich licznych humorów, to jednak czasami rządzące jej organizmem instynkty były silniejsze niż zdrowy rozsądek. Miała nadzieję, że kiedy wszystko wróci do normy, otoczenie będzie w stanie wybaczyć jej to, jak marudna potrafiła być.
- Widzisz. Nie potrzebujesz ich nawet w połowie tak bardzo jak ja. - Wciąż próbowała podejść do sprawy sprytniej niż groźbami, ale ponieważ Chet nie należał do grona łatwych przeciwników, Lottie była skłonna użyć ciężkiej artylerii, nawet jeżeli ta z perspektywy czasu mogłaby zostać oceniona jako cios poniżej pasa i to jeszcze dość dziecinny. Kto bowiem krzyczał w supermarkecie, jeżeli nie pragnący dostać coś słodkiego dzieciak? Chyba tylko ciężarna, której ktoś próbował ukraść ostatnią paczkę chipsów.
Cień uśmiechu przyozdobił kobiece usta, kiedy zrozumiała, że mężczyzna nie zamierzał ryzykować. Ona z kolei nie miała zamiaru krzyczeć - prawdopodobnie ku ogromnej uldze nie tylko Cheta, ale i uważnie obserwującej ich staruszki - ale on wcale nie musiał o tym wiedzieć.
- Z ciebie też nie najgorszy - przyznała ze szczerym uznaniem, nawet jeżeli również do jego zachowania podchodziła z odpowiednią dozą dystansu. Chyba tylko on - poza Blake'm - był na tyle uparty, by nie odpuścić nawet paczki z jedzeniem, co w gruncie rzeczy niewątpliwie było cechą ułatwiającą życie - przynajmniej do momentu konfrontacji z kobietą spodziewającą się dziecka. - Ja za to powiem, że miło cię widzieć, a nawet dodam, że jeżeli dokupisz sok, możemy urządzić spontaniczny piknik i zjeść te chipsy razem - zasugerowała, unosząc brew, a powaga odmalowana na kobiecej twarzy sugerowała, że nie blefowała, nie robiła sobie z niego żartów i nie zamierzała odebrać mu nadziei na posmakowanie tego, o co był gotowy tak zawzięcie walczyć.
- To jak? Skusisz się? - zagaiła po krótkiej pauzie, którą podarowała mu, aby mógł się zastanowić, rozważyć jej ofertę i podjąć najsłuszniejszą - w jego mniemaniu - decyzję. Ona miała odrobinę wolnego czasu, a zadowolenie związane z tym przypadkowym spotkaniem sprowokowało wiele pytań dotyczących tego, jak obecnie wyglądało życie dawnego znajomego. Nie byłaby sobą, gdyby ich nie zadała - o ile on podzielał jej entuzjazm.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Upór zapewne był pomocną cechą, kiedy szło o zdobycie ostatniej paczki chipsów w supermarkecie; ale to niewielki zysk, jeśli wziąć pod uwagę bilans strat, które taka cecha potrafiła przynieść, zwłaszcza gdy w parze z nią występowała niemal fizyczna niechęć (lub po prostu nieumiejętność) przyznania drugiej osobie racji. I choć od pewnego czasu Chet uczył się chodzić na ustępstwa - bo tylko tak mógł dzielić życie z drugą osobą, nawet jeśli w istocie przypominało to naukę chodzenia, pełną nieprzyjemnych potknięć i kroków w tył - to w ostatnich dniach dość boleśnie - jak to przy upadku podczas takowej nauki - przekonał się, że w ostatecznym rozrachunku cały ten wysiłek nie był wiele wart. A jednak w konfrontacji z nieobliczalną, ciężarną kobietą - poddał się, choć nie bez walki. Okazało się, że Hughes miała w zanadrzu sporo rzeczowych argumentów - podczas gdy jedynym argumentem Chestera było: ja chcę; jednak finalnie paczka chipsów, nawet tych najpyszniejszych, nie była warta ryzykowania eskalacji konfliktu; znacznie lepszym pomysłem była pokojowa rozmowa i z pewną ulgą Chet przyjął fakt, że Charlotte była podobnego zdania - i że, zdobywszy już swój łup, nie zamierzała od razu czmychnąć, żeby samotnie pochłonąć jego zawartość. Brunet skinął lekko głową, w geście niemal przypominającym ukłon, gdy wymienili się wyrazami uznania. - Zgoda, w takim razie ciebie też miło widzieć - przyznał z niezmiennie majaczącym na ustach, szczerym uśmiechem, pozwalając jednak, by jego brew drgnęła nieznacznie ku górze w odpowiedzi na wysuniętą przez blondynkę propozycję. - To brzmi jak uczciwa oferta - pokiwał głową - więc jeśli tylko nie masz na myśli soku z ogórków kiszonych, to jestem za spontanicznym piknikiem - dodał trochę prześmiewczo, nawiązując w ten sposób do specyficznych smaków, w jakich zwykły podobno gustować kobiety w jej stanie, chociaż wszelkie prawa wszechświata podpowiadały raczej, że słone przekąski najlepiej wchodziły ze słodkimi napojami. Chet powoli ruszył więc dalej, tym razem już w towarzystwie blondynki, w kierunku alejki z sokami, bo z miejsca, w którym znajdowali się obecnie - z przekąskami - niewiele ich już dzieliło od kas, więc nawet jeśli Charlotte zamierzała zgarnąć po drodze coś jeszcze, to raczej i tak zmierzałaby w tamtą właśnie stronę. - Więc... widzę, że sporo się u ciebie dzieje - zagaił, próbując nawiązać nieco bardziej prywatną rozmowę na temat zmian, jakie ewidentnie zachodziły w jej życiu i były wręcz widoczne gołym okiem. Z drugiej jednak strony - był ciekaw wielu rzeczy, nie tylko tych dotyczących jej przyszłego rodzicielstwa, bo o to z pewnością wypytywał ją każdy. A Chet, mimo wszystko, nie zwykł podchodzić do owego tematu z jakimś wielkim entuzjazmem - ale przynajmniej podchodził do tego ze znacznie większym spokojem niż wtedy, gdy dotyczyło to jego samego; jego byłej już teraz dziewczyny i ich nienarodzonego dziecka. Dlatego chyba trochę liczył na to, że od Charlotte usłyszy jakąś milszą historię.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Posłanie dawnemu znajomemu przepełnionego pobłażliwością spojrzenia wydawało się być jedyną słuszną reakcją, nawet jeżeli jej powody mogłyby pozostać dla Cheta niekoniecznie zrozumiałe. Choć ego blondynki nie wyskoczyło poza ogólnie akceptowalną normę, to jednak sentymenty bardzo często wygrywały ze zdrowym rozsądkiem czy niesnaskami z zamierzchłych czasów. Co prawda ona i stojący nieopodal mężczyzna nie byli przykładem znajomych z przedawnionym konfliktem zapisanym na kartach wspólnej historii, ale Hughes była świadoma tego, jak niezręczne potrafiły być takie spotkania po latach. Żadna ze stron nie do końca wiedziała, po jak bardzo niepewnym gruncie stąpała, które kwestie były drażliwe, a które wręcz przeciwnie - w stu procentach oczekiwane.
Spotkanie z Chetem wciąż znajdowało się na liście spraw niepewnych, ale rzucane w eter żarty sugerowały, że uczucia pokroju zaskoczenia czy irytacji związanej z koniecznością walki o ulubiony smakołyk bardzo szybko zostały wyparte przez zadowolenie wynikające z tego dość przypadkowo nawiązanego dialogu.
- Żadnego soku z ogórków. Może być pomarańczowy. Albo wiśniowy. Wybierz taki, który lubisz. - O ile lubisz. Tego nie wiedziała, ale chciała wierzyć, że odnalezienie kompromisu również na tej dość banalnej (czyżby? Jedzenie należało przecież traktować śmiertelnie poważnie) płaszczyźnie miało im przyjść z tak naturalną łatwością jak zakopanie toporu wojennego, którego głównym przedmiotem była paczka chipsów.
Tej swoją drogą Charlotte pilnowała z adekwatnym do sytuacji oddaniem, dlatego swobodniej poczuła się dopiero po dorzuceniu do koszyka kilku innych produktów spożywczych i przekroczeniu magicznej granicy kasy. Do wyjścia z supermarketu ruszyła jednak dopiero w chwili, kiedy swój rachunek uregulował Chet.
- Można tak powiedzieć - przytaknęła, mimowolnie kierując swoje spojrzenie na widocznie zaokrąglony brzuch, którego obecnie nawet nie próbowała ukrywać pod materiałem zwiewnych sukienek, choć i z tymi zdążyła się bardzo polubić. - To niekoniecznie było planowane, ale takie jest życie - przyznała bez ogródek, wzruszając ramionami. Pierwszy szok zdążył minąć, a od kiedy między nią i Blake'm sprawy układały się naprawdę pomyślnie, Charlotte nie pozwalała sobie na zbyt wiele gwałtownych emocji. Była spokojna, wyciszona, czuła się dziwnie bezpiecznie i wcale nie bała się tego, co miało nadejść. Przecież mieli sobie poradzić.
- Co u ciebie? Gdzie się podziewałeś? - zagaiła, kiedy ruszyli w kierunku parkingu.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Wracając po wielu latach do rodzinnego miasta, Chet trochę obawiał się niezręcznych spotkań z dawnymi znajomymi, niewygodnych pytań (głównie o to, co przez te wszystkie lata robił, że nie zdążył się ożenić, jak na statecznego, trzydziestotrzyletniego mężczyznę przystało) oraz kwestii zwieńczonych krępującym milczeniem. Prawda była jednak taka, że większość tego typu przypadkowych spotkań ograniczała się zwykle do krótkiego, pozbawionego konkretów, a obfitującego w banały dialogu, gdzie obie strony zapewniały, że mają się świetnie i że wszystko układa się jak najbardziej po ich myśli; by na koniec rzucić jeszcze rutynowym: koniecznie musimy się kiedyś zdzwonić/spotkać i pogadać! Ale w większości przypadków do tego kolejnego spotkania już nawet nie dochodziło, czy to z braku czasu - głównie po tej drugiej stronie: po stronie odpowiedzialnych ludzi zbyt zajętych życiem rodzinnym, aby znaleźć jeszcze chwilę na odświeżenie dawnych znajomości - czy z braku chęci. Chet nie zwykł jednak przywiązywać się do innych na tyle, żeby w jakiś znaczący sposób odczuwać obecnie brak kontaktu z ludźmi, jakich kilka czy kilkanaście lat temu zwykł nazywać przyjaciółmi. W momencie powrotu do Seattle również pozostawił wszystko i wszystkich za sobą, by to tutaj nawiązać nowe relacje. Czy to oznaczało, że spotkanie z Charlotte i perspektywę odświeżenia tej znajomości też traktował z pewną rezerwą? Możliwe; chociaż już sama propozycja przedłużenia tego spotkania, zamiast planowania kolejnego na kiedyś, dawała nadzieje na przynajmniej częściowe nadrobienie tych wieloletnich zaległości. A to już obiecujący początek.
- Pomarańczowy - zawyrokował więc ze skinieniem głowy, by następnie po ów właśnie sok sięgnąć z półki - zapewne taki stuprocentowy bezpośrednio z owoców, coby ta biedna kobieta miała jednak coś zdrowego w swojej diecie; bo najwidoczniej nowym celem życiowym Chestera Callaghana stało się w ostatnim czasie dbanie o innych. A może tylko o kobiety w ciąży. To jednak na tyle szlachetny cel, że nawet nadmiernie się temu nie opierał. Z wózkami pełnymi zakupów przemaszerowali więc wkrótce do kas, a stamtąd - na parking. Brunet spojrzał na swą rozmówczynię odrobinę zaskoczony jej wyznaniem odnośnie nieplanowanej ciąży, by zauważyć jednak, że wydawała się pogodzona z takim stanem rzeczy. Paradoksalnie to jednak informowanie dawno nie widzianego znajomego o tego rodzaju fakcie mogło okazać się niezręczne - ale chyba takim nie było.
- Coś o tym wiem... - stwierdził w odpowiedzi, nie uściślając, czy miał na myśli konkretnie: nieplanowaną ciążę, czy bardziej ogólnie: nieplanowane wydarzenia, jakie w mniej lub bardziej znacznym stopniu wpłynęły na jego obecne życie. Prawdą było i jedno, i drugie. Ale tego typu spotkania po latach niekoniecznie lubiły chodzić w parze z bardzo osobistymi zwierzeniami, w związku z czym Chet nie zdecydował się teraz rozwinąć swojej myśli. Wzruszył natomiast ramionami w reakcji na jej pytanie. - Właściwie, od jakiegoś roku z hakiem... tutaj. Odszedłem z pracy i wróciłem na stare śmieci - wyjaśnił. - Więc może to ja powinienem zapytać, gdzie się podziewałaś, że spotykamy się dopiero teraz?

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Uzyskana w kwestii wyboru soku odpowiedź - choć niezbyt istotna - w zupełności Charlotte satysfakcjonowała, nawet jeżeli tego konkretnego smaku było w jej życiu całkiem sporo. Kiedy z przyczyn oczywistych musiała zrezygnować z w ostatnim czasie dość często pojawiającego się na stole wina (i to wcale nie tak, że była alkoholiczką; lampka do kolacji nie była w stanie sprowokować nawet szumu w głowie), w sposób zupełnie niezależny od swojej woli postawiła akurat na tego świeżo wyciskany specjał, którego marny substytut z supermarketu także spełniał swoją rolę.
Cieszyło ją więc to oraz fakt, że proces przeskanowania wszystkich zakupów - zarówno tych jej, jak i należących do Cheta - przebiegł bez większych problemów, dzięki czemu możliwe było względnie szybkie opuszczenie budynku sklepu. Czy to jednak powinno stać się powodem do radości, skoro klimatyzowane, przyjemnie chłodne wnętrze zostało zastąpione lejącym się od jakiegoś czasu z nieba żarem?
- Tak? - zagaiła, kiedy równym krokiem przemierzali parking. Ten był niemal pusty, dzięki czemu wszelkie manewry wózkiem były dużo łatwiejsze, a uwaga mogła zostać skupiona na profilu rozmówcy oraz samym dialogu, który niespodziewanie - jak całe to spotkanie - przybrał dość nieoczekiwany obrót. - Więc co takiego się u ciebie zadziało? Chyba nie powiesz, że też spodziewasz się dziecka? - dodała z wymownie uniesioną brwią, a wzrokiem przesunęła po jego sylwetce w raczej zaczepnym geście. Sugestia wydawała się jednoznaczna, ale ponieważ Charlotte nie zarejestrowała u niego żadnych ciążowych krągłości, to spojrzeniem bardzo szybko powróciła do jego twarzy.
Jeszcze kilka miesięcy temu nie odważyłaby się na żart tego typu, bo sama znajdowała się gdzieś na skraju wyczerpania i przerażenia, kiedy kłótnia z Blake'm odbijała się na jej codzienności donośnym echem, a kolejne dni nie dawały nawet złudnej nadziei na rychłą poprawę. Wtedy miała wrażenie, jak gdyby świat się skończył, a ona słuchając serca, nie rozumu, podjęła prawdopodobnie najgorszą z możliwych decyzji. Usunięcie problemu ułatwiłoby życie wszystkim i przez krótką chwilę - szczególnie wtedy, kiedy Griffitha nie było obok - naprawdę w to uwierzyła. Z perspektywy czasu nie żałowała jednak walki o własne przekonania, ale również o życie maleństwa, które w żaden sposób nie było winne tego, jak ogromnym brakiem odpowiedzialności wykazali się jego przyszli rodzice.
Potem były nudności, bezsenne noce, regularne, a czasami nawet zbyt częste wizyty u lekarza. I choć obecnie wcale nie skakała z radości, to jednak swojego stanu nie określiłaby mianem największej tragedii. Właściwie, gdyby miała być całkiem szczera, czuła dziwną ekscytację na myśl o urządzaniu pokoju, o kupowaniu ubranek, o trzymaniu w ramionach kogoś zależnego jedynie od niej.
- Najwidoczniej nie było nam z nią po drodze - przyznała, gdy Chet napomknął o zmianie pracy. Brzmiało niezwykle znajomo. - Odeszłam z FBI, zajęłam się sztuką - wyjaśniła, przystając przy swoim samochodzie i otwierając bagażnik w celu zapakowania do niego kilku toreb. - Jaką ty masz wymówkę? - Znów na niego zerknęła, a gdy wszystko znalazło swoje miejsce, wsparła się o samochód, wcześniej wśród zakupów odnajdując paczkę z chipsami.
- Byłam cały czas tutaj. Jeżeli chodzi o Seattle, budzą się we mnie sentymenty - dodała, z trudem panując nad odruchem, jakim było parsknięcie śmiechem. Szmaragdowe Miasto w gruncie rzeczy nie miało do zaoferowania zbyt wielu ciekawych atrakcji, ale ponieważ to tutaj się urodziła i wychowała, czuła się z tym miejscem dziwnie związana, a opuszczanie go było w przypadku Charlotte możliwe jedynie w okresie urlopu.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Jakkolwiek nieprzewidywalnym tworem byłby człowiek jako istota i jako byt - tak ludzki mózg działał niekiedy w zupełnie przewidywalny sposób, kopiując zachowania czy gesty swego rozmówcy. A na nieoczekiwaną szczerość - w naturalny sposób chcąc również odpowiedzieć szczerością. Tak jak na uśmiech odpowiadał uśmiechem, czy na ziewnięcie... zasada była podobna. I chyba to właśnie niespodziewanie szczere wyznanie ze strony Charlotte, na chwilę pozwoliło brunetowi wierzyć, że i on mógłby podzielić się z nią swym doświadczeniem z nieplanowaną ciążą - z tej drugiej, męskiej perspektywy. I chyba potrzebował z kimś się tym podzielić; bo zatruwało mu to już głowę, i tak naprawdę nie miał właściwie nikogo, kto byłby w stanie go w tej kwestii zrozumieć. Ale to była chwila, bo zaraz potem uzmysłowił sobie, że być może jedynie wprawiłby tym Charlotte w zakłopotanie; dlatego ostatecznie w odpowiedzi na jej słowa spróbował tylko się zaśmiać, co musiało zabrzmieć doprawdy desperacko.
- Nie... Nie ja - odrzekł, kręcąc w zaprzeczeniu głową, chociaż jako przyszły ojciec chyba również częściowo wpisywał się w stwierdzenie: spodziewać się dziecka; tylko nie w taki sposób, jak w żartach zasugerowała to panna Hughes. U bruneta jednak ów temat nie budził zbyt wielu pozytywnych emocji - acz z drugiej strony, usunięcie problemu też nie było opcją, jaką próbowałby podsunąć (nie)szczęśliwej przyszłej mamie, skoro ona sama ani przez moment nie wydawała się brać tego pod uwagę - a to, jak by nie patrzeć, głównie jej przyszłość leżała na szali. I była to jej decyzja; on... swoje już zrobił. Maszerując obok Charlotte, zerknął na nią po chwili, unosząc z zaciekawieniem brew, gdy usłyszał, że i ona pożegnała się z pracą w FBI. - I jak? Da się z tego przeżyć? - podjął w temacie sztuki, o której wzmianka mimowolnie przywodziła na myśl stwierdzenie, że można się było tego spodziewać - że artystyczna dusza nie mogła czuć się w takiej pracy dobrze, ale - właśnie. Jaka była jego wymówka? - Pomogę ci - zaoferował po tym, jak zatrzymał się razem z blondynką przy jednym z samochodów i zaparkował swój wózek nieco z boku, gdzie nikomu nie zawadzał; by, nie czekając na jej pozwolenie, sięgnąć po torbę, jaką ze sklepowego wózka przełożył do bagażnika jej auta; bo przecież nie zamierzał jej okraść, nawet z tych chipsów, o które parę chwil wcześniej stoczyli bój równie absurdalny, co i sama koncepcja walki o jedzenie w supermarkecie; a skoro Chet sam wtedy odpuścił, to pozostało mu teraz grać czysto i zaakceptować swoją przegraną. I pomóc jej, by nie musiała dźwigać toreb, a przy tym chyba wykorzystując okazję, by - sprytnie lub niekoniecznie - uchylić się od odpowiedzenia na pytanie, na które po prostu żadna odpowiedź nie brzmiała dobrze. - Chyba wiem, o czym mówisz - przyznał ze skinieniem głowy, choć sam nie wiedział, czy swój stosunek do Seattle nazwałby sentymentem - a i do tego Chet musiał niejako dorosnąć: wyjechać stąd na lata, by móc wreszcie docenić to miasto, co do którego jako nastolatek nie mógł się doczekać, by je opuścić. A teraz - czy tego chciał, czy nie; lub raczej: czy umiał się z tym oswoić, czy jeszcze nie - miał także coś, co będzie go tu trzymało już chyba na zawsze...

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zdobyte na przestrzeni tak wielu lat pracy w FBI doświadczenia pozwalały Charlotte na dość dokładną obserwację i ocenę danej sytuacji. Oczywiście - bywały dni gorsze, kiedy się myliła, ale to przecież dotykało każdego. Kiedy jednak znajdowała się w pełni sił i niesamowitej formie, potrafiła radzić sobie z ludzkimi zachowaniami na całkiem przyzwoitym poziomie. Dostrzegała zmiany, rejestrowała chwile zawahania, widziała to, co druga strona próbowała w desperacki sposób ukryć.
Potem jednak nastąpił w jej życiu ciąg wydarzeń, których nie potrafiła zatrzymać. Śmierć siostry, potem partnera, a ostatecznie dłuższa przerwa, po której nic nie było takie samo. Charlotte miała wrażenie, że bezpowrotnie utraciła część swoich dotychczasowych umiejętności, co w dużym stopniu przyczyniło się do podjęcia decyzji o zmianie fachu. Pewne przyzwyczajenia wciąż jednak z nią zostały, dlatego do śmiechu i słów Cheta podeszła z odpowiednią dozą rezerwy, dla których skwitowaniem miało być posłanie znajomemu dość jednoznacznie prezentującego się spojrzenia.
- Bardzo jesteś tajemniczy - podsumowała, posyłając mu krótki uśmiech; łagodny, niewymuszony, dający do zrozumienia, że jeżeli miał jakiś problem, to mógł jej o nim opowiedzieć. Choć obarczanie swoimi kłopotami dopiero co spotkanej po latach znajomej przez wielu mogło być postrzegane jako moment bardzo niekomfortowy, to jednak Charlotte zdążyła zauważyć rządzącą takimi sytuacjami zależność; dużo łatwiej rozmawiało się z kimś z poza najbliższego otoczenia, kto znał tylko jedną, konkretną perspektywę i nie miał możliwości porównać jej z innymi, co automatycznie wykluczało możliwość wystawienia oceny. Nie żeby panna Hughes była pierwsza do komentowania czyjegokolwiek życia, skoro nie panowała nad własnym.
- Na razie tego nie wiem. Rozmawiałam z przedstawicielami kilku galerii i jednego antykwariatu. Wszystko jest w fazie negocjacji, więc nie będę zapeszać. Na co dzień pracuję u znajomego. Robi tatuaże, a ja, poza projektami, ogarniam papierkową robotę - wyjaśniła, wzruszając ramionami. Domyślała się, że nie była to historia zbyt fascynująca, bo zdecydowanie pozbawiona zwrotów akcji i marzeń o wielkiej karierze w topowych galeriach chociażby Nowego Jorku, ale każdy początek był dobry, z kolei Charlotte pozostawała niezwykle cierpliwa.
Dziękując za pomoc, zgarnęła z jednej z toreb wspomnianą już paczkę chipsów i zamknęła klapę bagażnika, aby móc ruszyć w kierunku samochodu, którym po Seattle poruszał się Chet. W końcu obiecała, że zjedzą tę przekąskę razem.
- Więc zostajesz na dłużej? - zagaiła, gdy znaleźli się przy odpowiednim aucie, o bok którego blondynka się wsparła, wzrok zatrzymując na wysokości twarzy znajomego.

autor

lottie

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

Stwierdzenie, że Chet próbował coś desperacko ukryć, nie byłoby do końca zgodne z prawdą, a fakt, że wcale nie był w tym momencie trudny do rozczytania - z czego nawet sam zdawał sobie sprawę - wynikał właśnie z chwili zawahania co do tego, jak wiele mógł powiedzieć pannie Hughes, a ile jednak powinien zachować dla siebie. O ile oboje bowiem musieli w swej pracy nauczyć się rozszyfrowywać ludzkie zachowania, mimikę czy gesty świadczące o nieszczerości - tak Chet sam również niejednokrotnie okazywał się doskonałym kłamcą, co w sporej mierze zawdzięczał początkom swej kariery w FBI, gdy przyszło mu pracować pod przykrywą; a wówczas przekonujące ukrywanie pewnych faktów było wręcz kluczowe, nie tylko dla powodzenia w pracy, ale chyba przede wszystkim - dla przetrwania. Prawdą bez wątpienia było jednak to, że Chet Callaghan znacznie lepiej odnajdywał się w roli słuchacza - sam nie zwykł dzielić się z innymi swoimi problemami, choć istotnie zwierzenie się z nich lub poproszenie o radę osoby postronnej i niezaangażowanej emocjonalnie, której można rzetelnie przedstawić własną perspektywę bez obawy o bycie osądzonym, mogło okazać się pomocne. Może jednak to powinni zostawić na kolejny raz i kolejne, bardziej planowane spotkanie niż przypadkowe wpadnięcie na siebie w supermarkecie i pogawędkę na sklepowym parkingu. Dlatego ostatecznie brunet zbył temat wzruszeniem ramion, by tymczasowo skupić się raczej na Charlotte oraz jej planach na życie po odejściu z FBI. Pokiwał ze zrozumieniem głową, pozwalając jednak przy tym, aby jego brew drgnęła lekko ku górze w wyrazie pewnego zaskoczenia jej obecną pracą, bo w jego odczuciu był to dość niecodzienny wybór dla osoby takiej jak Charlotte. Chociaż z drugiej strony - nie wiedział, czy gustowała w tatuażach, czy sama jakieś miała, i nie był z nią aż tak blisko, by móc to samemu ocenić.
- W takim razie będę trzymał kciuki - odrzekł, posyłając jej szczery uśmiech. - Ale ta praca też brzmi nie najgorzej, pewnie mogłabyś sypać jak z rękawa opowieściami o beznadziejnych tatuażach? - dodał, bo choć trudno tu oczekiwać większych zwrotów akcji, do jakich oboje mogli przywyknąć w poprzedniej pracy, to koniec końców takie zajęcie i tak chyba rodziło więcej potencjalnie interesujących sytuacji z udziałem rozmaitych ludzi - nawet jeśli ostatecznie zajmowała się głównie papierkami - niż jakieś wystawy, i tak dalej. W każdym razie Chesterowi tak się wydawało, ale może było to kwestią tego, że nie wykształcił on w sobie zbytniej wrażliwości na sztukę. - To znaczy, nie twierdzę, że twoje projekty takie są. Właściwie przydałaby mi się twoja fachowa opinia, myślałem o motylku na plecach, sądzisz, że pasowałby do mnie? - zażartował zaraz, trochę się reflektując, ale nie pozostawiając raczej złudzeń co do tego, że nie mówił poważnie, nie tylko o motylku, ale i tatuażu w ogóle, bo sam raczej nie był amatorem ozdabiania ciała w ten sposób. Po rozpakowaniu zakupów Charlotte ruszyli więc dalej, po drodze zostawiając sklepowe wózki pod wiatą; ze swojego Chet wyjął torby i z nimi przemaszerował kawałek dalej, gdzie czekał zaparkowany jego samochód: piękny, stary klasyk typu muscle car, stworzony raczej po to, by przemierzać amerykańskie bezdroża (lub żeby podrywać na niego panny), aniżeli wozić zakupy z supermarketu, ale Chet wynagradzał mu to dłuższymi przejażdżkami za miasto. W zadziwiający sposób za kółkiem potrafił niesamowicie się wyciszyć, choć i to nie zawsze okazywało się wystarczające, kiedy nadmiar energii, nie odnajdując ujścia, potrafił w przypadku bruneta wyrządzić duże szkody zarówno jemu samemu, jak i osobom w jego otoczeniu... Pytanie Charlotte skwitował twierdzącym skinieniem głowy, odkładając na moment torby, by wydobyć z kieszeni kluczyki i otworzyć bagażnik, w jakim po chwili zniknęły jego dzisiejsze zakupy. - Właściwie już zostałem. Pracuję jako informatyk, wieczorami zajmuję się barem po ojcu, i... to tyle zmian - wzruszył nieznacznie ramieniem, dając niejako do zrozumienia, że w jego życiu prywatnym nie działo się nic wartego uwagi. A w każdym razie: nic, czym chciałby się teraz dzielić, i nawet jeśli Charlotte nie musiała wcale być zorientowana w tym, jak owa sfera jego życia wyglądała dotychczas, to o tym, iż nie była ona szczególnie udana najlepiej chyba świadczył fakt, że pomimo trzydziestu trzech lat, wciąż próżno było szukać na jego palcu obrączki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Do kwestii swojej nowej pracy - zarówno tej typowo artystycznej, jak i dużo bardziej przyziemnej - Charlotte na razie podchodziła z daleko idącą ostrożnością. Nie miała pojęcia, czy jej realistycznie prezentujące się pejzaże miałyby siłę przebicia wśród abstrakcji, jaką przepełniony był współczesny malarski rynek. Wielobarwne kształty i dzieła sprawiające wrażenie niedokończonych nie wpisywały się w jej gust, ale o takowym podobno się nie dyskutowało, co pozwalało blondynce żywić nikłą nadzieję na to, że i jej prace mogłyby zdobyć grono wiernych odbiorców.
O tatuażach z kolei pojęcie miała raczej znikome, ale ponieważ nigdy nie należała do osób bardzo strachliwych, to nowe miejsce wydawało się dobrą okazją do sprawdzenia swojego talentu na zupełnie nowej płaszczyźnie, ale i charakteru w warunkach tak różnych od biura, w którym piętrzyły się stosy niezamkniętych spraw dotyczących zabójstw.
- Pracuję tam od niedawna, więc chyba nie znam zbyt wielu historii. Ostatnio jedna klientka podesłała mi na maila wzór jakiegoś ogromnego kwiatka. Jeden z tatuażystów musiał się nieźle nagłowić, żeby wybić jej go z głowy. Ostatecznie doszli do kompromisu, ale to była naprawdę męcząca kobieta - przyznała, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu dla uporu, jakim wykazywała się wspomniana pani. Osobiste preferencje niewątpliwie były w tej pracy najważniejszym czynnikiem, ale niektóre osoby zdecydowanie za mocno obstawały przy swoim zdaniu i zbyt rzadko brały pod uwagę opinię osoby dużo bardziej doświadczonej. Z perspektywy tych kilku tygodni nawet Charlotte potrafiła bowiem mniej więcej ocenić, który wzór skończyłby się spektakularną tragedią.
- Motylek na plecach - powtórzyła za nim, z trudem panując nad gestem, jakim było uniesienie kącików warg. Bez względu na to, czy Chet mówił poważnie, czy tylko się z niej zgrywał, Charlotte musiała przyznać, że z odniesieniu do mężczyzny był to pomysł co najmniej oryginalny. - Czemu nie? To jakaś metafora delikatniejszej części twojej natury czy po prostu lubisz motylki? Możesz kiedyś wpaść. Znajdziemy coś odpowiedniego, o ile jesteś w stanie mi zaufać - zapewniła z przekorą, celowo bawiąc się swoim tonem w sposób jawnie sugerujący, że Chet nie miał już szansy na to, by się wycofać i musiał pojawić się w studio nie tylko po to, by ustalić wzór, ale faktycznie nanieść go na swoje ciało.
- To brzmi prawie jak zaproszenie na drinki na koszt firmy ze względu na odnowienie starej znajomości. Wpadnę, jak tylko uporam się z - zaczęła, wymownym ruchem dłoni wskazując na zaokrąglony brzuch - tym. - Cichy śmiech Charlotte nie pozostawiał złudzeń, że zniżki nie były jej potrzebne, ale łagodność odmalowana na twarzy zdecydowanie dosadnie dawała do zrozumienia, że nazwę wspomnianego baru chętnie by poznała, by w przyszłości faktycznie zjawić się w jego skromnych progach.

autor

lottie

ODPOWIEDZ

Wróć do „Beacon Hill”