WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[#6]

Wcale nie nastawiała się, że Clive pozytywnie zareaguje na wiadomość o powiększeniu ich rodziny, ale nie spodziewała się aż tak negatywnej reakcji z jego strony. Tamtego późnego wieczoru nie potrafiła zapanować nad emocjami gdy wprost zapytał co zamierza zrobić z ich dzieckiem nie wytrzymała. Marzyła aby zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu byleby nie móc odpowiedzieć na to konkretne pytanie. Na dobrą sprawę nigdy nie przypuszczała, że znajdą się w takim właśnie punkcie. W tamtej chwili żałowała nawet, że nie ma przy sobie papierów rozwodowych. Była wstanie je podpisać - nie zastanawiała się nad tym jak sama poradzi sobie z rozwijającą się ciążą, wychowaniem syna i jeszcze dodatkowo pracując. W tamtej pieprzonej chwili wszystko straciło sens. Do jednego momentu w którym uświadomiła sobie, że prawdopodobnie mogła go właśnie stracić. Nie tylko w tym okropnym wypadku w strugach deszczu, w którym oboje cudem przeżyli i mieli dużo szczęścia, że to auto, które wpadło w poślizg nie trafiło ani w niego ani ją.
Beznamiętność jaka wkradła się do ich domu i utrzymywała się przez kilka kolejnych następnych dni była nie do zniesienia. Rozumiała, że traktował ją teraz jak wroga numer jeden, niepotrzebnego intruza. Była nawet gotowa spakować swoje walizki i wbić na chatę do starszej siostry, ale coś ją powstrzymywało. Starała się jeszcze dać sobie jedną szansę. Jemu zresztą też, bo teraz właściwie tonęła w wyrzutach sumienia, które jeśliby tylko mogła zapiłaby winem i pewnie jakimiś uspokajającymi tabletkami do których łatwo byłoby sięgnąć.
O dziwo dzisiejszego wieczoru, który spędzała w domu (a rzadko się to zdarzało) ukojenie przyniosło jej przeczytanie jednego rozdziału synowi do snu. Steve, jako, że był dużym chłopakiem rzadko kiedy wpadał już na takie pomysły, ale tym razem nie zamierzała mu odmówić. Początkowo była odrobinę zdziwiona tą propozycją, bo przecież głównie czas spędzał z tatą i nianią (jakkolwiek to brzmi) Prawie zasnęła na czwartej stronie, pytanie, jakie zadał w pewnej chwili dosłownie ją wmurowało i nawet nie wiedziała co mu odpowiedzieć. To tylko pokazywało, że niestety widział co się działo między jego rodzicami. - Kochanie, mogę ci zapewnić jedno. Jesteś naszym skarbem. Niezależnie co będzie się działo, zawsze będziesz mógł liczyć na mnie czy na tatę. To nigdy się nie zmieni - powiedziała cichym głosem, mierzwiąc mu delikatnie włosy a na koniec dała mu buziaka w skroń a chwilę później chłopiec już twardo spał, dlatego dźwignęła się na nogi by wyjść z jego pokoju. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z obecności męża stojącego framudze drzwi. Była pewna, że był zamknięty w swoim gabinecie, a teraz nawet nie wiedziała ile słyszał z tego co mówiła do ich syna. I jakim cudem tak blisko niego się znalazła, że właśnie stykała się z jego nosem -A ty nie w gabinecie? - zmarszczyła brwi wyraźnie będąc zaniepokojona jego pojawieniem się. Nie wiedziała czego mogła się spodziewać; czy Clive nadal był na nią zły? Lub obrażony? Zamknęła za sobą drzwi odwracając się przy okazji by w ten sposób go wyminąć i skierować się w stronę kuchni - Nie dałam rady go powiedzieć mu o ciąży...wydaje mi się, że to jeszcze za wcześnie - odezwała się cicho widząc kątem oka jak jednak podążył tutaj za nią. Odwróciła się do niego trzymając szklankę z sokiem pomarańczowym. To był dobry moment, skoro już tu był na chwilę spokojnej rozmowy. Aby móc spróbować naprawić swój poprzedni błąd - Nie chciałam się pozbywać tej ciąży....wiem, że to zabrzmi koszmarnie żałośnie...ale Clive...robię się już co raz starsza a nie młodsza. Prawdpodobnie to jest moja ostatnia szansa na...zostanie jeszcze raz mamą- mówiła, choć nie miała pojęcia, czy skupił się na jej słowach czy znów był w swoim świecie. Przez chwilę stała zupełnie nieruchomo, wpatrując się w swoją szklankę. Bo tak było łatwiej niż patrzeć na jego posągową twarz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 10.
Ostanie tygodnie spędzone w towarzystwie panny Pilby Molly - jakby dały lekarzowi nowy nurt, ukierunkowały go w pewną stronę, której (na ten moment) zbyt dobrze nie przysporzył, wyglądało to w sposób podobny do uczenia się chodzić; dopiero co zaczął stawiać „pierwsze kroki” i trzeba przyznać, że wychodziło mu to całkiem nieźle. Powolnie przestawał być taki sposępniały, częściej się uśmiechał - a nawet czasem z gabinetu neurochirurga można było usłyszeć odgłos śmiechu gdy wczytywał się w daną powieść, bądź oglądał komedię wcześniej zaproponowaną poprzez Palomę. A jednak małżeństwo państwa Thornton nadal „wisiało na włosku” - brak porozumienia nieustannie domagał się wyostrzenia, rezultatów, dogadania, aczkolwiek żadne z nich nie planowało niczego zainicjować. Przebywając w jednym domu, bardziej traktowali się jak duchy, niewyraźne zjawy niżeli jako osoby, które niegdyś przysięgały sobie przed ołtarzem „póki śmierć nas nie rozłączy...” Czy czuł się z tym źle? Owszem, niejednokrotnie przechodząc obok kobiety zamierzał „zabrać głos” - niestety, lecz za każdym razem kończyło się to fiaskiem. Zwyczajnie nie wiedział co powiedzieć; jak rozpocząć tą „fazę” - przerwać milczenie, które doprowadziłoby do pewnych zmian. Czternaście dni temu zbyt wiele słów zostało wypowiedziane, zbyt wiele uczuć zranionych. Złamane serce Calliope (jak i również Clive) być może nie było jeszcze gotowe na dalsze postępowanie. Oboje się zmienili i choć prawdopodobnie wciąż pragnęli od życia tego samego, jedno z nich nie miało możliwości na realizację. Ten czynnik - stał się „cierniem w oku” - wchłonął się tak mocno, że jakakolwiek próba rozpracowania posiadała tylko i wyłącznie dwa wnioski - nic pomiędzy; albo zamkną „topór wojenny” - zdecydują się zapomnieć i dla dobra syna oraz własnego „ruszą na przód” - albo czas najwyższy to wszystko zakończyć, bo co jeszcze musi się stać, by pojęli, że tak dłużej nie da się funkcjonować?
Wychodząc z własnego biura w celu pokiereszowania w lodówce - nagle usłyszał rozmowę, zatrzymując się w półkroku - niepewnie oparł się plecami o framugę drzwi. W ciemnościach dostrzegł sylwetkę żony, oraz leżącego w łóżku chłopca. Sposób w jaki się wypowiadali złapał chirurga „za pikawę.” Tak - dzieci nie są głupie i czasem zauważają o wiele więcej niż dorośli, Steven dostrzegał napiętą atmosferę w swoim - i nic dziwnego, że wolał akurat o tym porozmawiać ze swoją mamą. W końcu to ona przez dziewięć miesięcy nosiła go „pod sercem” - ochraniała, dlatego nie jest wielkim zaskoczeniem, że to z nią czuł się bardziej bezpiecznie. Nie planował podsłuchiwać długo, ani tym bardziej zostać zauważonym jednak bystre oko małżonki było nieokiełznane, wystarczyło parę sekund by go dostrzegła. - Chciałem zjeść kolację. - stwierdził marszcząc brwi i powolnym krokiem skierował się za lubą do kuchni, nerwowo przesunął palcami po swoim karku - aby tym razem opaść plecami na pobliską ścianę. - Chcesz, abym ja to zrobił? - rzucił w międzyczasie, wciąż lustrując sylwetkę szatynki, może odrobinę „wzrokiem lekarza” uchwycić nadchodzące w jej ciele zmiany? - Abym mu powiedział? - poprawił się, a z ust mężczyzny wydobyło się głośne westchnięcie. - Nigdy bym Cię do tego nie zmusił, czasem mam wrażenie, że w Twoich oczach jestem potworem. - stwierdził krzyżując ramiona. - To było tylko pytanie, Callie. - dodał, odwracając głowę w bok, przez kilka uderzeń serducha nastała między nimi pauza - nieznacznie niezręczna. - Posłuchaj.... - zaczął, ponownie powracając błękitnymi tęczówkami na twarz lekarki. - Myślałem o tym, to znaczy o nas... - w końcu odbił się od ściany i zrobiła kilka kroków, by zniwelować odległość między nimi. - Moja obecność tutaj negatywnie na Ciebie wpływa, a teraz jesteś na etapie, w którym powinnaś o siebie dbać bardziej niż kiedykolwiek... - pomimo dobrych chęci miał wrażenie, że zostanie to odebrane złowrogo, z tego względu nieco ściszył głos - a może zwyczajnie powstała w nim obawa? - A skoro jesteśmy w separacji... - od półtora roku. -...to najwyższy czas abym się wyprowadził. - z narastającą niepewnością, znowu skrzyżował ich kontakt wzrokowy. - Znalazłem już mieszkanie w Belltown. Chcę jeszcze dzisiaj złożyć ofertę, lecz wolałem to najpierw uzgodnić z Tobą. - „mleko zostało wylane,” tylko co teraz...?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obydwoje zbyt długo przeciągali linę i miała tego świadomość. Niejednokrotnie zastanawiała się czy już przypadkiem nie nadszedł ten konkretny moment, który powinien wszystko rozjaśnić między nimi - wszystko dla dobra Steva, prawda? Nie chciała mieć w nim wroga - czy rozstanie nie byłoby jednak lepszym wyjściem, które pomogłoby im się rozstać mimo wszystko w pozytywnych nastrojach (o ile w ogóle takie między nimi były?) Ciężko było jednak zrezygnować z małżeństwa, które tak sobie ceniła, a teraz to wszystko miało zakończyć się raz na zawsze? Tak w jednej chwili miało być przestać istnieć, coś co w jej życiu miało największy sens - a jednak każde słowo sprawiało, że zbliżali się ku destrukcji siebie. Próbowała zmienić siebie, aby znów zyskać w oczach swojego męża - ale czy przypadkiem właściwie nie osiągnęła zupełnie odwrotnego efektu, który ziścił się tamtej fatalnej, deszczowej nocy kiedy ostatecznie nerwy puściły i nad którymi nie potrafiła panować. Słów, których tak cholernie żałowała, a jednak tak trawiły ją od dłuższego czasu. Choć i tak nie wypalała mu wszystkiego co leżało jej na duszy.
- Może nam coś przygotuję? - zaproponowała nagle, z pewną nadzieją w głosie na to, że Clive podchwyci jej szalony pomysł. Do tej pory mijali się jak cienie, a teraz nadarzyła się świetna okazja aby choć przerwać ten nieszczęsny kryzys, który wisiał im nad głowami -Dawno nie jedliśmy razem... - spuściła głowę, wiedząc, że akurat tu wina leżała głównie po jej, kiedy w domu nawet nie miała czasu nawet zjeść śniadania, nie mówiąc już o obiedzie. Nie mieli czasu na nic, nawet na drobne gesty, które ostatnio wcale się już nie pojawiały. -Myślałam...żebyśmy zrobili to razem? - zaproponowała niepewnie, zerkając w jego stronę gdy bez pytania zaczęła przygotowywać im jedzenie. Jeśli nie będzie miał ochoty, bo właśnie stracił cały apetyt, trudno, sama ze sobą zje. Zamilkła, kiedy dowiedziała się, że ma go za potwora momentalnie zbladła.
-Uwierz mi, nie jesteś - powiedziała twardo, aby wreszcie to zrozumiał. Jak miała by kochać potwora? Pokręciła bezradnie głową, zdając sobie sprawę, że tamtej nocy mogło to rzeczywiście w ten sposób odebrać -Tak bardzo bałam się tobie o tym powiedzieć kiedy tylko dowiedziałam się co mi dolega. Bałam się, bo nie wiedziałam jak na to zareagujesz, dlatego...nie chciałam dłużej tego przeciągać, rozumiesz? - westchnęła ciężko, dalej nie wiedząc czy teraz jej słowa miały jeszcze jakikolwiek sens dla niego. Czy mógł postawić się również na jej miejscu, czy widział tylko to, że była tak bardzo zszokowana jego 'pytaniem' Machnęła tylko ręką, dając mu znak, że nie musiał odpowiadać na to jeśli nie chciał. Ale chciała raz ten temat wreszcie zakończyć, aby nie było już przeklętych niedomówień.
Myślałem o nas - nie potrafiła odwrócić wzroku gdy wbił w nią swoje niebieskie tęczówki. Dzielnie patrzyła mu w oczy, czekając na to aż wreszcie powie jej co wymyślił - oczywiście w oczekiwaniu na najgorszy scenariusz. Niby była na to przygotowana, w końcu nie raz przed lustrem w łazience starała się 'ćwiczyć' swoje reakcje gdy wreszcie się ze sobą zderzą. A teraz, kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać. Starała się ukryć cień nadziei w spojrzeniu, którym obdarowała męża zaraz po jego jakże budującym napięcie wstępie - Clive... - szepnęła jego imię, odkładając nóż aby przypadkiem nie zrobić niepotrzebnego hałasu. Wpatrywała się w niego, starając się aby nie było to złowrogie spojrzenie. Zagryzła wargi, słuchając jego kolejnych słów -Rozumiem - powiedziała cicho, czując, że w ten sposób postąpi właściwie. Zależało jej na nim. Nie chciała go więzić we własnym domu, mimo, że to oznaczało przyzwyczajanie się do życia bez niego. - Nie chcę cię tu trzymać na siłę...ale czy nie wyjdę w twoich oczach, że nie walczę o nasze małżeństwo? zapytała go jeszcze, również podchodząc do męża nieco bliżej. Miała wątpliwości, chciała tylko aby podniósł ją na duchu w tej całej porąbanej sytuacji, w której obydwoje się znaleźli. -Co chcesz uzgadniać ze mną, Clive? Przecież już podjąłeś decyzję...a ja nie mogę cię tu trzymać na siłę - czyli właśnie przebrnęli przez najgorsze. Mieli to za sobą. W pewnym sensie czuła ulgę, że zdołał się na odwagę i sam zaczął tą rozmowę, Nie mogła zatrzymywać go, nawet jeśli była jego żoną. Serce waliło jej jak oszalałe, aż w końcu samotna łza spłynęła po jej policzku - Nie chcę, żebyś myślał, że cię nienawidzę w tej chwili, Clive. Nie chcę, żebyś tak o mnie myślał, rozumiesz? - podniosła w końcu głowę, nie zważając już na to jak bardzo beznadziejnie żałośnie wygląda. Podniosła drżącą dłoń i położyła mu na zarośniętej brodzie, którą pogładziła opuszkami palców -Najważniejsze, żebyś był przy naszym synu - mruknęła, przymykając oczy, a policzkiem oparła się o jego rozbudowaną klatkę piersiową. Być może, po raz ostatni.
Obrazek
And here I stand in the shadows of<br> the ones that you chose over me -
a thousand tries with one goodbye

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Związki - czasem się zwyczajnie i nieodwracalnie „wypalają” - niezależnie od tego jak dana dwójka walczy, nie da się przeskoczyć niektórych zdarzeń. „Gwoździem do trumny” dla małżeństwa Thornton'ów stał się sprzed dwóch laty wydany „wyrok” względem Clive; w momencie gdy pojął z czym przez resztę życie będzie zmuszony się mierzyć - sprawił, że mężczyzna zupełnie się załamał, co jednocześnie skutkowało odcięciem się od swych najbliższych - w tym, również i przede wszystkim Calliope. Za każdym razem gdy budził się (gdy jeszcze razem spali) przed ustawionym budzikiem małżonki (tak już miał w zwyczaju, zawsze przygotowany - punktualny) powoli zaczął uświadamiać sobie, że kolejne dni - już na zawsze będą wyglądały dokładnie tak samo; ona w pośpiechu ubierająca się do pracy, a on pozostający w łóżku - samotnie, bez żadnego celu „planu B” na własną, dalszą egzystencję. Rodziła się w nim zazdrość, w pewnej chwili łącząca się z nienawiścią - a nie chciał jej nienawidzić, ba! W tamtym czasie kochał ją ponad wszystko, każdy możliwy aspekt swego żywota - wraz z Steven'em byli najważniejsi - wykraczali poza szereg jakichkolwiek norm, ale... wraz z (znikomą...) akceptacją choroby, coraz mocniej popadał w swą „samolubną otchłań” - i Callie przez to stawała się jego wrogiem. Nie umiał inaczej, szczególnie w momentach gdy tak usilnie próbowała do niego dotrzeć - niestety, skutek jej działań był przeciwieństwem oczekiwań - lekarz „zamykał się” w sobie jeszcze bardziej - później przeszło to na „widoczne zamknięcie” - albowiem zamiast przebywać z rodziną, rozmawiać - wygłupiać się, wolał przesiadywać we własnym gabinecie i napawać się „pustką nadziei.” Podczas dwuletniej katorgi (dla niego jak i zapewne dla innych) zdążył odrzucić każdą „pomocną dłoń” - wciągając w siebie wszystko to co najgorsze. Stał się człowiekiem, którego inni powinni nienawidzić - właściwie to stojąc teraz na przeciwko szatynki przez krótką chwilę obdarowywał jej sylwetkę zdumionym wzrokiem - w końcu to ona z nim jeszcze wytrzymywała - na co dzień starała się znosić wszystkie jego humorki, wzloty i upadki. Dlaczego? Początkowo błękitne ślepia przesunęły się po jej bladej twarzy, powolnie zsuwając się na ciało i na kilka sekund zatrzymując na (jeszcze!) płaskim brzuchu. Przeklął w duchu - kilkukrotnie, bo niestety - uczucia chirurga wciąż nie uległy zmianie - nadal nie chciał tego dziecka i nie dostrzegał żadnego „światełka w tunelu” dzięki, któremu odnalazłby w sobie chęć na kolejną dawkę ojcostwa. Blondyn był zmęczony - już teraz zajmowanie się Steven'em niekiedy sprawiały mu trudności, a co dopiero noworodkiem. - Nie jestem głodny. - rzeczywiście dwadzieścia minut temu skończył posiłek - przyzwyczajony, że od dawna jadają oddzielnie - pochłonął kolację w biurze. - Czasem odnoszę wrażenie, jakbyś wiecznie chodziła przerażona. - mruknął powracając spojrzeniem do jasnych tęczówek żony, a z ust neurochirurga wypłynęło głośne westchnięcie. - Wiedziałaś przecież, że nie jesteśmy gotowi na kolejne dziecko. - skwitował, odczuwając, że znowu powracają do tej tragicznej rozmowy sprzed tygodnia. A po co? Czyżby nie wszystko zostało już wyjaśnione? - Ale to nie oznaczało, że się go wyrzeknę. - w życiu by tego nie zrobił, Clive należał do dojrzałych emocjonalnie mężczyzn, nawet przez myśl by mu nie przeszło, by zrezygnować z własnej latorośli. - Czego się tak naprawdę bałaś? Że Cię skrzywdzę? Uderzę? Za kogo Ty mnie masz, Callie? - z uniesioną prawą brwią skrzyżował automatycznie ramiona, bacznie się jej przyglądając - byli ponad dziesięć lat razem, czy przypadkiem nie powinna poznać go już na tyle, aby przewidzieć każdą reakcję? - Zastraszam Cię w jakiś sposób? - z przechyloną głową nieustannie mierzył ją swym spojrzeniem. Rozczarowała go - wprawiła w stan lekkiego osłupienia, takim się wydawał? Człowiekiem, który siłą załatwia sprawy?
Widział jak na niego patrzy i choć przynosiło mu to ból - przecież nigdy nie zamierzał jej zranić, a tym bardziej świadomie, lecz uważał, że na ten moment jest to najlepsze wyjście z sytuacji. Szczerze? Nie spodziewał się takiej reakcji, właściwie przygotowywał się na następny Armagedon - a przynajmniej podobny jaki zgotowała mu siedem dni temu, mimowolnie po pierwszym dotyku lekarki zmrużył oczy, by opuszkami palców przesunąć po jej przedramieniu i ją zsunąć - symultanicznie by nie poczuła odrzucenia, za to usta wygiął na znak spokojnego uśmiechu. Tak dla otuchy - za to w geście przytulenia, niepewnie przesunął ręką po plecach Callie - nie odsunął, uniósł głowę wyżej - dając jej czas. Nic dziwnego - w końcu taka konfrontacja, potrafi... doprowadzić człowieka do obaw. - Chciałem z Tobą skonsultować opiekę nad Steve'm. - bo tak miała rację - decyzję na temat wyprowadzki podjął już w chwili gdy rozpoczął poszukiwanie mieszkania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama miała spory mętlik w głowie po tym jak padła diagnoza - wszystko zaczęło się wtedy walić jak domek z kart. Każda decyzja wydawała się być nieodpowiednia, zła. Co powinna dla niego zrobić, aby choć trochę go w tym wszystkim obciążyć. Jeszcze na samym początku zawzięcie próbowała walczyć nie z nim a z samą chorobą, ale w pojedynkę nie miała żadnych szans. Jej samej zaczęło brakować sił gdy każda jej taktyka jaką wprowadzała w życie okazywała się marną bronią na potwora pochłoniającego jej ukochanego. W bajkach przecież zawsze było szczęśliwe zakończenie, co było nie tak z jej bajką? Obiecywali sobie, że będą przy sobie zawsze - w tych dobrych, ale i w tych złych momentach. Co robiła nie tak, że stawała się dla niego zupełnie obca? Kryzys miał być chwilowy, a nie prowadzić ich do końca - końca, na który nie chciała się zgodzić. Trudno było pogodzić się z myślą, że twój partner prawdopodobnie już nic do ciebie nic nie czuje - chcąc nie chcąc w jej głowie i tak zaczęły pojawiać się różne scenariusze, które podpowiadały jej same najgorsze scenariusze. Jej intuicja nigdy się nie myliła, ale tym razem chciała, żeby było inaczej. Zastanawiała się nie jeden raz czy wybaczyłaby mu zdradę. Pamiętała jak jej starsza siostra to kiepsko znosiła, a teraz jej przyszło mierzyć się z widmem rozwodu. Dni wcale się nie rozjaśniały wręcz stawały się mroczniejsze. Traciła go bezpowrotnie I nie potrafiła go przy sobie zatrzymywać. Musiała coś wybrać, jaką opcję dla siebie, która pozwoli przetrwać jej zbliżające się najgorsze chwile. Czuła się potwornie z myślą, że to był ich koniec, że już powinna podpisywać papiery rozwodowe - nie mogła go przecież zmuszać do bycia z nią, prawda? Musiała się wreszcie pogodzić, ale za każdym razem bolało. Bolało, chociaż wydawało jej się, że powoli była na to gotowa. Od dawna. Obydwoje przecież próbowali zawalczyć o to szczęście, które było między nimi w pierwszych latach życia Stevena, a które teraz było jakimś odległym wspomnieniem.
-Bo mam świadomość, co nas czeka - powiedziała cicho, spuszczając z niego swoje spojrzenie i przygryzła dolną wargę ust po raz pierwszy od dawna nazywając rzeczy niemalże po imieniu. Wcześniej nawet nie próbowała do siebie tego dopuszczać, ale teraz robiła się co raz bardziej zmęczona. Zmęczona tą niepewnością jaka wisiała nad nimi. Zwykle była zwolenniczką jasnych deklaracji ale ta...była najgorszą na jaką będzie musiała się zdecydować. -Wiedziałam - dodała podążając za jego słowami, które wciąż były niczym jak strzała puszczona z łuku. Była zdruzgotana, że jego nastawienie do jej rosnącego brzucha nadal się nie zmieniło, a wręcz miała wrażenie, że było stanowczo chłodniejsze niż wtedy kiedy powiedziała mu o ciąży po raz pierwszy. Choć gdy zapewnił ją, że nie zostawi ich drugiego dziecka poczuła mimo wszystko ulgę -Chciałam chociaż tyle od ciebie usłyszeć - odwróciła wzrok by szybko otrzeć robiący się mokry policzek, próbując z całych sił nie ukazać jak bardzo w środku się 'trzęsła' słysząc każde jego słowo. Brutalnie zepchnięta na dalszy plan, nie będąc już dla niego zwyczajnie potrzebna. Czyli...była dla niego już nikim? - Nie, nie zastraszasz mnie, jestem tylko przygnębiona myślą, że separacja w niczym nam nie pomogła - przygnębiony grymas wykrzywił jej usta gdy z początku odwróciła się do niego tyłem. Nie mieli okazji od dawna do takich rozmów, wciąż siebie nawzajem unikając, a teraz oczekiwał od niej każdej odpowiedzi. Kiedy ona chciała choć przez chwilę pobyć z nim sam na sam, bez Stevena, od odgradzał się za każdym razem w swoim gabinecie. Choć w gruncie rzeczy powinna się cieszyć, że nie potraktował ją jeszcze podlej, zostawiając chociażby sam list, prawda? A teraz znów zrozumiała, że nie miała najmniejszych szans na szczęśliwy ciąg dalszy przy jego boku. Jak teraz tak taktownie pozwolił ją odsunąć od siebie. - Możemy porozmawiać o tym później? Przepraszam ale...chciałabym odpocząć - tym razem to ona stchórzyła, ale chciała mu chociaż raz pokazać jak ona za każdym razem się czuła gdy zbywał ją swoimi wymówkami. Pozwoliła jednak sobie położyć mu swoją dłoń na ramieniu, ostatecznie wymijając go by zostawić go samego w kuchni.
[z/t x 2]
Obrazek
And here I stand in the shadows of<br> the ones that you chose over me -
a thousand tries with one goodbye

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”