WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://res.cloudinary.com/jewish-in-se ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 ..........Uwielbiał to miejsce.
..........Pamięta, jak przesiadywał tu niekiedy godzinami, nie robiąc zupełnie nic — jak gdyby nie szkoda było mu mijającego czasu. Nie raz błagała go, aby wreszcie ruszył tyłek, bo ileż można tak siedzieć? Kenzie tego nie rozumiała, nigdy. Czasem jednak siadała razem z nim, obserwując kaczki pływające po niewielkiej rzeczce. Spędzili razem mnóstwo czasu zarówno na moście, jak i pod nim — raz rozmawiając, innym razem się wygłupiając, a kiedy indziej trzeźwiejąc po mocno zakrapianej imprezie. Jeśli miał zły humor i znikał, zawsze wiedziała, że to właśnie tutaj go znajdzie. To było jego miejsce, jego oaza.
..........Przychodząc tutaj, ma wrażenie, że rozdrapuje stare rany. Na nowo bowiem przeżywa jego chorobę, jego cierpienia, brak jakiekolwiek nadziej aż w końcu… Koniec. Jego koniec. Wie, że już nigdy go tu nie znajdzie, że już nigdy się do niej nie uśmiechnie tak, jak tylko on potrafił się uśmiechać. Już nigdy jej nie przytuli i nie poprawi humoru. Pogodziła się z tym jeszcze zanim odszedł na dobre, co nie oznacza, że ból po jego stracie jest mniejszy. Może i zdążyła się z nim pożegnać, ale wie, że ciężko jej będzie żyć bez niego. Był jej przyjacielem; był dla niej, jak brat.
..........Wie, że go tutaj nie ma, a jednak to właśnie w tym miejscu czuje się odrobinę bliżej niego. Jakby pozostawił po sobie ślad, którego nikt i nic nie jest w stanie zmyć. Wystarczy, że na moment przymknie oczy, a mogłaby się założyć, że słyszy jego cichy śmiech. I ona się wtedy uśmiecha, licząc na to, że gdziekolwiek jest, jest tak samo szczęśliwy, jak był tutaj.
..........Z zamyślenia wyrywa ją cichy szelest liści, który sprawia, że gwałtownie otwiera oczy i spogląda za siebie. Uspokaja się jednak zaraz, gdy widzi zbliżającego się w jej kierunku Bastiana.
..........Przestraszyłeś mnie — mówi cicho, ale posyła mu delikatny uśmiech. Nie rusza się jednak z miejsca, zamiast tego czeka, aż mężczyzna usiądzie obok niej. Nie dziwi ją wcale jego obecność. W końcu Matt był jego bratem i to jasne, że też chce być jak najbliżej niego. Ostatnimi czasy zresztą spędzają ze sobą naprawdę sporo czasu, często opowiadając sobie zabawne historie z życia młodszego Powella, a czasami po prostu milcząc. Są dla siebie wsparciem w tych trudnych chwilach i to dzięki niemu Kenzie jest odrobinę lżej. On wie, co czuje, on też za nim tęskni. Rozumie ją — jako jedyny.
..........Zastanawiałeś się kiedyś, czy istnieje reinkarnacja? — pyta w pewnym momencie, wzrok wbijając w cicho szumiący potok. Nie wie, w co wierzyć — nie wie, kto mówi prawdę, a kto opowiada bajki. A może jednak nikt nie ma racji? Po śmierci Matta coraz częściej się nad tym zastanawia.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– 1 – Matthew już nie było. Od miesiąca spoczywał na protestanckim cmentarzu, a jego ciało ulegało coraz większemu rozkładowi w dębowej trumnie. Sebastian nie mógł myśleć o niczym innym. Wspomnienie o zmarłym bracie towarzyszyło mu codziennie; w każdej chwili, minucie, sekundzie. Nigdy wcześniej nie miał okazji przekonać się na własnej skórze, czym jest żałoba, jak się ją odczuwa i… Jak sobie z nią poradzić. Niby dowiedzieli się o chorobie przeszło rok temu, niby mieli czas na przygotowanie – zarówno rodzina czy przyjaciele młodszego Powella rozmawiali ze sobą i wiedzieli o niskich rokowaniach – a jednak w momencie, w którym serce chłopaka przestało bić, żadne z nich nie wiedziało, co zrobić.
Sebastian skupił się więc na pracy. Bardziej niż zawsze – przyjął na głowę więcej projektów, poszerzył swój zespół i grzał biurowe krzesło do godzin nocnych. Wszystko po to, aby w końcu móc wrócić do normalnego życia. Gdzieś przeczytał, że żałoba ma cztery fazy; szok, tęsknota, dezorganizacja i reorganizacja. To dziwne, bo nie był w stanie przypasować swoich odczuć do żadnej z nich.
Dziś postanowił przedłużyć wspomnienie o bracie w inny sposób. Matthew był specyficznym człowiekiem – zabawnym, dążącym do celu, ale też wrażliwym. Miał swoje ulubione miejsca, których na próżno było szukać wśród wielkomiejskiego zgiełku. Zamiast tego, często spotykali się w nietypowych, ustronnych lokalizacjach, którymi dzielił się z Sebastianem poprzez wysłanie współrzędnych. Trzeba jednak przyznać, że most miał swój urok. Zarośnięty zielenią, powoli zanikał w koronach drzew – zupełnie jakby stawał się scenerią przygotowaną na czasy postapokaliptyczne.
Był wieczór, więc nie spodziewał się nikogo tam zastać. Szczególnie Kenzie, która jako młoda i zdecydowanie przykuwająca męskie spojrzenia kobieta, nie powinna spędzać czasu sama w opuszczonych miejscach.
– Kenzie – kąciki ust powędrowały ku górze, gdy rozsiadł się wygodnie obok dziewczyny. – To nie najlepsze miejsce na spędzanie samotnych wieczorów – zlustrował ją wzrokiem, po czym musnął wargami miękki policzek. Chwilę później wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki butelkę whisky.
Nie pytał, co tu robi. Przecież dobrze wiedział, że to samo, co on.
– Wiele razy – sprawnym ruchem otworzył alkohol, upił łyk i podał go Atherton. Nie klęczał w kościelnej ławce co tydzień, nie odmawiał wieczornego pacierza, ale w jakiś pokrętny dla siebie sposób wierzył w Boga, co teoretycznie obligowało go do wiary w niebo i piekło. Nie chciał jednak przyjąć do wiadomości tego, że ze zmarłymi nie dzieje się nic więcej. – Teraz już sam nie wiem. Gdyby coś w tym było, powinniśmy go już gdzieś zobaczyć, co? – bezwiednie wzruszył ramionami, patrząc w przestrzeń.
Ostatnio zmieniony 2020-08-12, 14:14 przez Sebastian Powell, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Pożegnała się z nim więcej, niż raz. Żegnała się z nim codziennie przez dwa miesiące, gdy zasypiał w swoim lub szpitalnym łóżku. Nie wiedziała, kiedy odejdzie; nie wiedziała, kiedy jego serce zabije po raz ostatni. Dlatego wolała być przy nim zawsze, gdy nadarzyła się ku temu okazja. Pracy nie olewała, nie mogła, ale kiedy ją kończyła, niemal od razu leciała do Matthew, zawsze ze strachem, że nie zdąży. To właśnie to zniszczyło jej związek — była tylko dla Matta, dla nikogo więcej. Tylko on się liczył i nie dziwi się, że jej chłopak z czasem zaczął mieć tego dość. Nie potrafiła wybrać jego, więc odszedł i tak było lepiej. Wie, że to jej wina, ale skoro nie umiała znaleźć dla niego odrobiny czasu, bo umierający przyjaciel był ważniejszy, to nie oznacza to, że nie zależało jej na nim wystarczająco mocno? A skoro tak było, prędzej czy później ten związek i tak by się rozwalił. Może nie za miesiąc, nie za rok, ale za kilka lat, gdy byliby już małżeństwem, a może nawet mieli dzieci. Może tak, może nie. Wtedy nie miała czasu tego analizować, ale teraz, gdy tyle czasu spędza w tym miejscu, ma aż za dużo czasu na rozmyślania.
..........O nim też czasem myśli — o Bastianie. Trudno tego nie robić, skoro od tylu miesięcy spędzają ze sobą sporo czasu. Najpierw przy łóżku Matta, dbając o niego i zapewniając mu towarzystwo, no i teraz, gdy Jego już nie ma, wspierając się w tych trudnych chwilach. Trudno jest też zapomnieć o tym, że gdy miała naście lat, po cichu do niego wzdychała. Nie raz wpraszała się do domu Matta tylko po to, aby móc przywitać się z Sebastianem, a potem rumieniła się, gdy choćby na nią spojrzał. Zauroczenie to jednak już dawno minęło — pozostał jedynie sentyment i fakt, że przez te lata zdążył jeszcze bardziej wyprzystojnieć.
..........Nie jestem już małą dziewczynką — przypomina mu z rozbawieniem, czując przyjemny dreszcz rozchodzący się po ciele, gdy jego usta muskają jej policzek na przywitanie. — Potrafię sobie dać radę sama. Poza tym mało kto tutaj przychodzi — dodaje, wzruszając lekko ramionami. Tyle razy tu przychodziła, nieważne czy dawniej z Matthew, czy teraz w pojedynkę, i jeszcze ani razu nie spotkała tu nikogo, kto mógłby stanowić zagrożenie. Jedynie banda jakichś gówniarzy.
..........Uśmiecha się lekko na widok whisky. Nie ma zbyt mocnej głowy, ale parę łyków jej nie zaszkodzi, tak? W razie co ma przecież obok Sebastiana, który na pewno tak szybko się nie upije. Dlatego bierze butelkę i upija z niej solidnego łyka, mimowolnie się krzywiąc, gdy czuje jak alkohol pali ją w gardło.
..........Może już go widzieliśmy? Może jest jednym z ptaków siedzących na gałęziach drzew? Może jest którąś z kaczek pływających po strumieniu? — mruczy cicho, oddając mu whisky. — A może nie. Może wcale go tutaj nie ma, sama już nie wiem — wzdycha cicho i opiera głowę o ramię Bastiana, wzrok wbijając w z wolna płynący strumień, w którym parę razy miała okazję się chlapać. Akurat w tym miejscu woda jest na tyle czysta, by bez problemu móc się w niej wykąpać.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skłamałby, gdyby powiedział, że Kenzie nie stała się dla niego ważna. W ciągu ostatnich miesięcy – nie tylko po śmierci Matthew, ale również podczas jego leczenia – spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Razem kupowali kawę w szpitalnym automacie, siedzieli przy łóżku wycieńczonego chorobą chłopaka i obejmowali się w ciszy, kiedy czuli, że właśnie tego potrzebują. Bastian nie myślał o niej w sposób romantyczny, przynajmniej do momentu, w którym z przestrachem odkrył, że na jej widok serce zabiło kilka razy za szybko.
To jednak nie był dobry moment. Zresztą, czy ten kiedykolwiek nadejdzie? Szpitalne warunki, ogólne przygnębienie i sam fakt, że Atherton pozostawała w związku z kimś innym skutecznie odciągał szatyna od myślenia, że powinien wykonać pierwszy krok. A później nastąpił zgon młodszego Powella i nie było już czasu na nic innego. Tak jakby wielka, czarna plama przysłoniła tę część mózgu Sebastiana, która odpowiadała za jakiekolwiek głębsze uczucia.
– I tak będę się martwił – powiedział zgodnie z prawdą, wzruszając przy tym ramionami i uśmiechając się; może nieco zbyt zawadiacko. Miała rację, daleko było jej do małej dziewczynki. Całą sobą pokazywała, że jest silną kobietą, która radzi sobie z gównianą codziennością.
Przejął butelkę od kobiety i tym razem on upił z niej kilka dużych łyków. Skrzywił się przy tym nieznacznie, bo zdecydowanie wolał pić alkohol z lodem, podany w kryształowych szklaneczkach (korporacyjne spaczenie), ale teraz nie miał zbyt wielkiego wyboru. Poza tym, nogi same zaprowadziły go do sklepu nieopodal domu, tuż po wyjściu.
– Może? Chociaż znając charakter Matthew, nie omieszkałby nam pokazać, że to właśnie on – kąciki ust powędrowały ku górze, bo brat zawsze lubił prowokować. Nie w ten zły sposób – raczej zachęcał do dyskusji, robił wszystko, aby rozmowa stała się bardziej interesująca. Był duszą towarzystwa i wiedzieli o tym wszyscy przyjaciele oraz bliżsi znajomi. – A może naprawdę jest w lepszym miejscu, widzi nas gdzieś z góry i śmieje się, że nie potrafimy go odpuścić – leżąc na łożu śmierci wielokrotnie powtarzał: musicie żyć dalej. To niezmiernie denerwowało Sebastiana. Nie zgadzał się z nim, bo wtedy myślał, że zachowanie szacunku do brata równało się głębokiemu przeżywaniu żałoby. Teraz – jakkolwiek egoistycznie się z tym czuł – powoli zaczynał go rozumieć.
– Co u ciebie? – zapytał w końcu, pozwalając jej trzymać głowę na swoim ramieniu. Przecież zrobiłby wszystko, żeby czuła się obok niego komfortowo i dobrze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Tak bardzo skupiła się na Matthew, że zupełnie zapomniała o Andrew i o tym, że to również i jego przyjaciel; że powinna być i przy nim, a on powinien być przy niej. Zamiast zbliżyć się do siebie jeszcze bliżej, oni się od siebie oddalili, ale to tylko i wyłącznie jej wina. To ona go odepchnęła, to ona nie dzwoniła i nie szukała w nim wsparcia. Zamiast tego więcej czasu spędzała z Sebastianem, choć w jej głowie nie miało to żadnych podtekstów. Ot, po prostu był — w szpitalu, przy łóżku Matta — w przeciwieństwie do Andrew. Nie może go winić, doskonale wie, jak bardzo nie lubi szpitali i zaakceptowała to, że przy młodszym Powellu pojawiał się dużo rzadziej, niż ona. Matt też to rozumiał i wcale nie miał mu tego za złe. Ba! Nie raz powtarzał, aby i ona trochę wyluzowała, wróciła do mieszkania i spędziła wieczór z Andrew, ale nie potrafiła. Wolała siedzieć przy jego łóżku, a kiedy zasypiał — rozmawiać z Sebastianem.
..........Dopiero z czasem zorientowała się, jak mogło to wyglądać. Andrew jednak nigdy jej tego nie wytknął, a nawet gdyby, zdecydowanie by zaprzeczyła. Między nią a Bastianem nie ma i nie było zupełnie nic, nawet jeśli w ostatnich tygodniach zorientowała się, że jej małe zauroczenie z nastoletnich lat powraca. I znowu rumieni się czasem na jego widok, znowu nie może się doczekać kiedy po raz kolejny porozmawiają, a kiedy jest tak blisko, jak teraz, coś przekręca się w jej brzuchu. Nie wie jednak czy on czuje to samo, czy myśli o niej w takich kategoriach, a strach, że mogłaby go stracić skutecznie odciąga ją od tego, aby zrobić jakikolwiek krok i to sprawdzić.
..........Zawieszona w takim stanie, coraz częściej zastanawia się czy ta relacja jest dla niej zdrowa. Czy nie lepiej byłoby przestać tak kurczowo się go trzymać. Ale co niby miałaby mu powiedzieć? Potrzebują siebie nawzajem, nawet jeśli mieliby trudności z przyznaniem się do tego na głos.
..........No tak, masz rację — śmieje się cicho, całkowicie się z nim zgadzając. Trzeba przyznać, że Matt był wesołym, pełnym energii i odrobinę figlarnym człowiekiem, który chciał wszystkich uszczęśliwić. Nie zdziwiłaby się więc, gdyby próbował to robić nawet i po swojej śmierci. Czy to oznacza, że jednak nic po niej nie ma? A może faktycznie obserwuje ich gdzieś z góry, bez wtrącania swoich paru groszy? — Może tak, może nie. Gdziekolwiek jest, mam nadzieję, że jest szczęśliwy — wzdycha cicho, zabierając głowę z jego ramienia, aby podnieść jeden z leżących nieopodal kamyków. Chwilę bawi się nim w milczeniu, jednocześnie zastanawiając się nad pytaniem Sebastiana.
..........Chyba dobrze — odpowiada lakonicznie, wrzucając kamyk do wody. Potem znowu bierze butelkę whisky w swoje dłonie i upija kolejny łyk, znowu przy tym się krzywiąc. — Powoli wracam do dawnego trybu. Wolontariat w schronisku, jazda konno, czasem wybiorę się na kort, aby pograć w tenisa. Życie toczy się dalej — dodaje po chwili, wzruszając przy tym ramionami. — A u ciebie? — pyta, przenosząc spojrzenie na mężczyznę, któremu posyła delikatny uśmiech.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="tm0"><div class="tm1">
<div class="tm-tytul">freak show
<b>porwanie</b></div></div>
<div class="tm2">
<div class="tm3">
Jest godzina 22, na dworze panuje mrok, a ty masz za sobą kilka obejrzanych horrorów, aby wczuć się w klimat zbliżającej się Halloweenowej imprezy. Po otrzymaniu zaproszenia wahałaś się czy udać się we wskazane miejsce, ale mimo to ruszasz z domu. Nie czujesz strachu, bo wiesz, że wydarzenia jakie będą się działy to tylko fikcją, ale i tak rodzi się w tobie irracjonalny niepokój. Po chwili jednak zdajesz sobie sprawę, że nie możesz pozbyć się z głowy niektórych postaci z filmu, który obejrzałeś i po dotarciu na miejsce nerwowo rozglądasz się wokół siebie. Masz włączoną latarkę, bo to był wymóg - w jakiś sposób pozwala ci się uspokoić… tak jest dopóki, dopóty nie dostrzegasz kształtu, przesuwającego się przed źródłem światła, tworzącego cień padający wprost na ciebie. <br>
Dzięki za źródło światła. Miałbym problem z odnalezieniem Cię w tych ciemnościach. - słyszysz tuż przy swoich uchu. Łapią cię czyjeś gnijące ręce, a drugie zarzucają na twoją głowę worek. Prowadzą cię w nieznane i po chwili lądujesz na pace samochodu. W jego wnętrzu słychać tylko cichą, wygrywaną melodię... bądź twarda, to niedługo się skończy, a HALLOWEENOWA impreza rozkręci się na dobre.
</div></div></div></table>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

It's like you must, like you almost, like you almost
Have a lust
Choć wielokrotnie miał na to ochotę, był tu wcześniej tylko raz. Miejsce to cwanie chowało się w okolicy i zdawało mu się, że głównie zajmowali je wieczorami nastolatkowie. Miał nadzieję, że nie napotkają tam żadnej niepożądanej duszy, bo chciał się w pełni skupić na rozmowie. Tłok oraz zgiełk źle na niego działały, więc z reguły był zwolennikiem spotkań w ustronnych miejscach. Wyjątkiem rzecz jasna był imprezy, ale one polegały na tym, aby być rozkosznie rozkojarzonym.
W dłoni dzierżył zakupione przed chwilą wino. Dobrze, że zahaczyli o stację paliw, bo nie przygotował się na takie popołudnie. Wizyta bruneta mocno go zaskoczyła, wręcz trochę zestresowała. Nad jego pizzą ślęczał jakby od tego zależały losy jego dalszej pracy, ale choć była mała, to włożył w nią całe swoje siły. Całe szczęcie, że kończył pracę. Chodziło o to, że jak już mu się tak zareklamował i starał się o tytuł najlepszego pizzermana w mieście, to jednak nie zamierzał rozczarowywać. Tylko i wyłącznie stąd ten stres. Na pewno.
Nie pozwolił mu zjeść w spokoju, bo stale zagadywał go znad lady. Trochę naknocił przy okazji na kasie, aby ostatecznie wziąć od niego jakąś symboliczną sumę. Obiecał mu zniżki, to nie mógł teraz wydać się z tym, że były to zwykłe brednie. Nie pamiętał na ten moment o czym w zasadzie rozmawiali, ale były to takie typowe tematy, które można było poruszyć z klientem odnośnie swojej pizzy. Czasem nawiązywali też do rozmowy na Instagramie, ale nie poruszyli niczego, co byłoby faktycznie warte zapamiętania.
Równo o siedemnastej zgarnął swoje rzeczy, niekoniecznie zadowolony z dresu który na sobie miał, ale za to wypsikał się (na zapleczu) swoimi ulubionymi perfumami, które zawsze nosił w plecaku. Standardowo zakwestionował swoją decyzję o zgoleniu zarostu, ale zachowaniu wąsa, kiedy to przejrzał się w lustrze i tak się złożyło, że razem opuścili lokal. Nie miał na ten wieczór innych planów, a w metalowym pudełeczku zalegały mu dwa skręty, więc z braku laku mu je zaproponował. Przy okazji wpadając tez na to wino, które potem mogło im posłużyć do podkręcenia błogiego stanu.
- Jeszcze raz, jak? Pavriz? - zaśmiał się niezręcznie, ale imię jego dziecka lekko go przerastało, a że akurat o nim wspomniał, to podjął marną próbę wymówienia go. - Ile ma w zasadzie lat? - zajął powoli miejsce na środku mostu, tak, że nogi mu z niego zwisały. Dość niebezpieczne wybrał dla nich warunki, ale ufał, że byli odpowiedzialnymi ludźmi i że żaden z nich nie spadnie. Torbę pozbawił jednego ze skrętów, odpalając go z prędkością światła. Nie wiedział ile czasu mieli tu tak siedzieć, a nie chciał wracać do mieszkania z zalegającymi fantami. Byłoby mu wtedy jakoś irracjonalnie smutno. Zaciągnął się, od razu odczuwając jakiś komfort psychiczny i po dwóch głębszych buszkach wręczył mu używkę. - Co z matką? - nie wiedział czy było to pytanie na miejscu, bo znali się niedługo, ale lepsze to niż dywagowanie na temat pogody czy ulubionego koloru. Chciał go poznać i choć nie wiedział dlaczego, to się z tym jakoś umiejętnie nie krył. Siedzieli od siebie na bezpieczną odległość, której Laurence nie narzucił umyślnie. Samo tak wyszło. Wpierw pozwolił sobie na podziwianie okolicy, bo wyglądała naprawdę pięknie i jak z filmu, ale kiedy brunet zaczął do niego mówić, to rozpoczął nieprzerwaną trasę między jego oczami i ustami. Na twarzy miał wymalowany bezmyślny grzeczny uśmiech, przez co mógł wyglądać tak, jakby go wcale nie słuchał, ale było totalnie na odwrót i odnotowywał w głowie każde słowo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ciuszek

- Parviz. - poprawił go, uśmiechając się pod nosem. Powietrze było zimne, ale całkiem przyjemne po wyjściu z odrobinę dusznego lokalu. W drzwiach jeszcze narzucał płaszcz, napisał też smsa na szybko, bo przecież miał wrócić zaraz po pracy i plan był taki, że tylko na pizzę zajdzie, skoro Florian zamówił sobie i dzieciakom do domu coś wcześniej. A przynajmniej tak twierdził, może przez wczorajszą sprzeczkę o jego niejedzenie.
Tylko perspektywa wyjścia na skręta wydawała się taka normalna, jakby wcale nie działo się dookoła wszystko, jakby cały świat nie kręcił się jak jakaś jebana karuzela i nie zastanawiał się za mocno, zanim się zgodził, bo przecież tych kilka godzin niczego tak bardzo nie zmieni. - Dwa lata. Jest małym demonem. Ostatnio cieszę się że za zimno na place zabaw się zrobiło, bo już trzy razy jakiegoś dzieciaka pogryzł. - wyrzucił z siebie, choć zamilkł po chwili, bo ludzie raczej nie chcą słuchać za długiego opowiadania o dzieciakach. I nie dziwił się wcale, pewnie gdyby nie miał swojego małego potwora, kompletnie by go ten temat nie obchodził.
- Nie chciała go. Nawet nie byliśmy parą. Nie chciała przerywać studiów, planowała wyjechać i no… my razem też nieszczególnie ze sobą działaliśmy. Przyjaźniliśmy się po prostu. - wzruszył ramionami i zamilkł, zostawiając przestrzeń temu słowu, przyjaźniliśmy, bo choć to prawda w jakimś stopniu to seks chyba zawsze relację komplikował. Tak samo jak imitowanie związków, prawda? - Ale zgodziła się urodzić.
To ważne. Wdzięczny był jej za to cholernie, bo choć przez chwilę sam myślał, że przerwanie ciąży może być najlepszą opcją dla wszystkich, bo to przecież cholernie wcześnie, teraz nie był w stanie wyobrazić sobie, co by zrobił, gdyby naprawdę do tego doszło. Chyba od pierwszej chwili mu na tym cholernym dzieciaku zależało jakoś.
Siadł na murku, jedną nogę zwieszając po bezpiecznej stronie i zerkając w dół. Uśmiechnął się pod nosem.
- Ostatni raz chowałem się po takich miejscach ze skrętami chyba na studiach. - musiał to przecież skomentować i zaśmiał się cicho, bo jakieś szczeniackie mu się to wydało, ale przyjemnie i lekko szczeniackie, szczególnie przy tym jakie wszystko wydawało się od kilku miesięcy poważne i jak wiele trzeba było od siebie wymagać. A może jeszcze dłużej, bo mało było czasu na palenie skrętów po krzakach, kiedy w domu czekało dziecko z opiekunką i kolejne teksty do wykucia na blachę.
Przygarnął zaraz odpalonego skręta i zaciągnął się mocno, zaraz wypuszczając z ust gęsty, słodkawo pachnący dym, tym bardziej wyrazisty w tym mrozie i głupio się zastanawiał, czy gdyby chciał teraz kupić sobie zioło to miałby gdzie.
- Pizza to twój plan na życie? Dobry w tym jesteś. - przyznał jeszcze. - A ponoć wybredny ze mnie typ.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Parviz - powtórzył w skupieniu, tym razem nie robiąc już błędu. Następnie powtórzył to jeszcze kilka razy, ale już bezgłośnie. Wątpił, aby faktycznie miał to sobie na zawsze wryć w pamięć, ale może przez resztę wieczoru już nie popełni gafy, a to zawsze był jedna jakiś progres.
Roześmiał się, bo wzmianka o zagryzaniu innych dzieci była co najmniej ekstremalna. - Oh wow, no cóż, od małego będzie potrafił się obronić chłopak - starał się wyszukać w tej sytuacji jakiegoś pozytywu, chociaż było ciężko. Nie zamierzał sugerować, że coś było nie tak w kwestii wychowania, bo ledwo co sam z pieluch wyszedł, a poza tym dzieci były różne. Czasem człowiek się starał jak mógł, a potem i tak wychodziło jakieś syfiaste - taki Taylor na przykład. Był ciekaw jak obcowałoby się z małym Khayyamem i czy okazałby się być dla niego dobrym kompanem zabaw (lubił się wygłupiać, a dzieciaki uwielbiały jak je nosił na barana), ale przecież nie zapowiadało się na to, aby miał go kiedykolwiek poznać. - Ty też gryziesz jak ktoś Ci podpadnie? - zapytał zaczepnie, posyłając mu głupi uśmieszek, ale ostatnie czego się po nim spodziewał, to gryzienia.
Pożałował, że o to zapytał, bo przypomniało mu to o bardzo ważnym fakcie, który dotyczył jego osobowości - nie potrafił odnaleźć się w poważnych tematach. - To super, że chciałeś sam wychować dziecko. Rzadko spotyka się takich ojców - było słychać, że nie czuł się do końca komfortowo i że mówił to bardziej po to, aby temat przyklepać i zakończyć. Co innego, że serio go podziwiał. Laurence zdecydowanie by tak nie postąpił (a tak mu się przynajmniej wydawało), bo poczuwał się zbyt młody i głupi, aby zabrać się za wychowanie innego człowieka. Nie zmusiłby nikogo do aborcji czy oddania dziecka, ale na pewno nie paliłby się do wychowywania. Dobrze, że był odpowiedzialny i zawsze miał przy sobie zapas gumek.
- Aj tam chować, nie jesteśmy aż tak ukryci - sam się rozejrzał i wzruszył ramionami. Każdy kto postanowiłby przejść się mostem, mógłby ich bez problemu dostrzec. Chodziło o klimat i chwilową ucieczkę od zgiełku. Nie bał się, że mogła im tu nagle wyskoczyć policja zza krzaków, bo wydawało mu się to niemal niemożliwe. - Ale nie musisz dziękować za ten powrót do starych, dobrych czasów - raz jeszcze wzruszył masywnymi ramionami, tym razem w geście udawanej skromności. Nie miał pojęcia ile Milah miał w zasadzie lat, ale nie chciał go o to w tej chwili pytać. Wyglądał na maksymalnie dwadzieścia siedem, ale skoro mówił o studiach w taki sposób i miał dwuletnie dziecko, to kto wie? Teraz to i nastolatkowie już potrafili wyglądać tak jak Laurence, więc nigdy nie wiadomo.
- Nie, ale jak już coś robię, to się temu oddaje w stu procentach. No i dzięki, wiem - roześmiał się. Skromność nie była mu tematem obcym, ale potrafił wprost przyznać jakie były jego mocne strony. - Wybredny mówisz? No to tym bardziej mi miło - uśmiechnął się pod nosem, odbierając od niego skręta i delektując się kolejnymi zaciągnięciami. Nie jarał często, bo nie potrzebował nadmiaru używek do dobrej zabawy, ale te często pomagały podczas procesu poznawania nowych osób. Oddał mu znów skręta i trzymał go jeszcze chwilę w napięciu. - Będę scenarzystą - wyznał wreszcie, wypuszczając jednocześnie dym, który trzymał w sobie odrobinę zbyt długo. Odkaszlnął parę razy i uśmiechnął się pod nosem. - A Ty jesteś muzykiem? - na jego Instagramie widział gitary, więc wysuwał takie wnioski, na jakie pozwalały mu dowody.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknął śmiechem na zadane mu pytanie. W sumie to cholernie dziwne pytanie od obcego człowieka, na które nie miał pojęcia jak zareagować. I może nawet przyszło mu do głowy, że Florian może mieć z tym podrywaniem rację, choć te myśli zniknęły dość szybko, bo cholera, typ ma po prostu swoje poczucie humoru, nie?
- Czasami mam ochotę. Nie wiem w sumie pod jakie paragrafy by to podpadało, ale świat byłby lepszym miejscem, gdyby gryzienie innych było legalne. - przyznał z nieznacznym uśmiechem na twarzy. Właściwie to całkiem nienajgorszy pomysł, choć możliwe że ludzie szybko przestaliby odwiedzać Liberte.
Na kolejne stwierdzenie wzruszył jedynie ramionami, bo chyba nie było tu faktycznie o czym gadać za bardzo, a rzeczywistość jaką przyjął od dawna wydawała mu się już po prostu zwyczajna i oczywista. Przyjął więc blanta znów, zaciągnął się jakiś rozluźniony i pokiwał lekko głową przy kolejnych słowach.
- Też prawda. - studia były dziwnym czasem. Mnogość londyńskich akcentów, ten jeden śmiesznie mówiący profesor, zapach deszczu inny każdą porą roku, marudzenie na wlokących się po Hyde Parku turystów, kiedy on musiał przebiec nim na zajęcia. Praca, nauka, masa nauki, godziny spędzane na uczelni i imprezy na które miał jakąś niespotykaną jak na siebie energię. I listy, długie i smutne i ten rok, kiedy Florian był z nim, a to wszystko poprzeplatane głupimi wybrykami, paleniem i piciem pod mostami, czy w zaułkach, włamywaniem się nocą do zamkniętych parków w celu, jakiego rano miał już nie pamiętać. - W sumie tylko raz miałem problem, w liceum policjant sprowadził mnie do domu. Stary prawie padł na zawał, jakiś czas potem chciałem mu nawet załatwić blanta żeby się przekonał że to nic takiego i przestał na mnie krzywo patrzeć. - głupi śmiech, choć mając dzieciaka musiał przecież zrozumieć tę obawę przed nieznanymi zagrożeniami, musiał zrozumieć że świat dzieciaków jest inny.
- Scenarzystą? - brew lekko uniosła się ku górze w niemym zdziwieniu, choć chłopak obok wydawał się być pewny tego co mówił. - Masz już coś napisanego?
Pewnie brzmiało jakby się nabijał, ale spojrzenie wbił w niego zaciekawione - bo czemu nie. Choć ostatnie, czego się spodziewał po pizzermenie pasjonującym się siłką to lekkie pióro, teraz tym bardziej chyba się zaciekawił. Choć nie mógł powstrzymać głupkowatego uśmiechu.
- Czy zamierzasz napisać jedenastą część szybkich i wściekłych? - uśmiech się poszerzył, blant wrócił do właściciela.
- Tak jakby. Gram w teatrze muzycznym. - dodał zaraz. - I prowadzę kawiarnię w Belltown. W sumie zaczynam, ciągle dziwnie mi się o tym mówi, bo zabierałem się za to od dwóch lat i teraz mam wrażenie, że jak już ją otwarłem to za dobrze jest i musi paść.
Sporo nerwów stracił dla tego miejsca i mnóstwo pracy w nie włożył i, co najważniejsze miał na karku spory kredyt.
Pod palcami wyczuł zaraz wibrację, więc wyjął telefon, żeby zerknąć tylko na wiadomość.
- Wybacz, zazdrosne stworzenie. - uśmiechnął się jeszcze nieznacznie, ciepło jakoś, zerkając w wyświetlacz, ale zaraz chowając przedmiot. - Mój chłopak jest pewien, że mnie podrywasz i kazał powiedzieć, że jestem zajęty. - zaśmiał się znów i pokręcił głową. - Uważa, że podrywa mnie każdy, kto mnie widzi.
Co jest niesamowite, bo to Florian przecież, to on przyciąga spojrzenia, to jego tak trudno nie kochać, to on tak bardzo zwraca uwagę, prawda? I dziwnie było tak po prostu mówić o chłopaku przed kimś obcym, choć ten obcy może zniknąć w każdej chwili z jego życia - chyba dlatego ta swoboda była łatwiejsza. I może przez blanta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczył brwi, wciąż patrząc na niego z rozbawieniem. - A to jest nielegalne? W sensie... no napaść na ludzi jest nielegalna, ale samo gryzienie to chyba nie, co? Z resztą... niby po co chciałbyś gryźć ludzi? - on tego do życia nie potrzebował, ale skoro już ten temat wyszedł, to kontynuował. W przeciwieństwie do spraw poważnych, o takich głupstwach mógł pleść bez końca. Miał wybujałą wyobraźnie i lubił myśleć o tym, co by było gdyby.
- Kłamiesz... serio? - roześmiał się głośno, bo co jak co, ale proponować ojcu blunta, to już był inny poziom rozwiązywania problemów. O podobne zachowanie podejrzewałby może Taylora, ale ten jakoś nieszczególnie pragnął, aby tatko go rozumiał, więc pewnie nie marnowałby na niego zielska. On sam... pewnie mógłby coś takiego zrobić, ale gdyby wcześniej wiedział, że Judah serio lubi i sam czasem jara. W innym przypadku nie było mowy, bo nie chciał mieć z nim na pieńku. Był w końcu jego najlepszym dzieckiem.
Dobrze, że nie znał jego przeżyć ze studiów, bo wtedy może sam by się na nie pokusił. W pewien sposób obdarł się z tych szalonych i nieodpowiedzialnych lat. Dobra, może i ojciec go utrzymywał, ale jednak pracował i to tak na poważnie, skupiając się właśnie na zarobku oraz próbom napisania tego nieszczęsnego scenariusza. Nie oznaczało to oczywiście, że nie mógł już nigdy się na studia wybrać, ale jeśli miał być szczery, to naprawdę tego nie widział. Wolał żyć w przekonaniu, że został stworzony do czegoś zupełnie innego. Z resztą, jego charakter był na tyle niedojrzały, że pewnie przez całe życie będzie robił głupie i nieodpowiedzialne rzeczy, więc odbije to sobie w sposób spokojniejszy, ale dłuższy niż Milah, o.
- Reagujesz jak moja rodzina - przyznał karcąco, chociaż dzięki skrętowi się tym aż tak nie przejął. Miał szczęście, że zdążył się przyzwyczaić do tego durnego uśmieszku, kiedy poruszał temat swoich planów. - Nic kompletnego. Próbuję - wzruszył ramionami, a następnie oparł się rękoma o ziemię za sobą, patrząc na wprost. - Spierdalaj - burknął, ale tym razem już nie powstrzymał śmiechu. Szybcy i Wściekli? Serio? Czy naprawdę wyglądał na człowieka, który lubował się w kinie niskich lotów, gdzie miarą sukcesu były sceny pościgów i walk? Ugh.
- Masz kawiarnię? No co Ty?! Gratuluję. Jakbyś planował poszerzyć działalność do restauracji, to wiesz - zafalował brwiami. Choć z obecnej pracy był zadowolony w stu procentach, to teoretycznie mógłby się pokusić o drugi etat... Zawsze to nowe miejsce i nowe możliwości! Poza tym, fajnie byłoby być gdzieś szefem kuchni, a w Pagliacci ta posada była po prostu niepotrzebna, bo robili tylko pizzę. - Mieszkam w Belltown, więc wpadnę na pewno - wspaniale, że miał do tego pretekst, bo jakby się okazało, że miałby jakąś bardziej oddaloną lokalizację, to już gorzej.
Gdy Milah poświęcił chwilę uwagi na obczajenie telefonu, on zaciągnął się ponownie i oddał mu skręta. Została już końcówka, ale na szczęście mieli jeszcze jednego.
Z początku myślał, że chodziło o Parviz/Parviza, nawet nie wiedział czy można to było odmieniać, oh well. Potem jednak zrozumiał, że to byłoby głupie, bo jak małe dziecko mogłoby się z nim skontaktować przez telefon?! Szybko został uświadomiony o co tak naprawdę chodziło i parsknął śmiechem, chociaż w środku poczuł coś bardzo nieprzyjemnego. - Jest jakiś przewrażliwiony. Czyżbyś dawał mu do tego powody? - uniósł wysoko brew, próbując podtrzymać rozmowę w radosnym tonie. Zjaranie się było naprawdę mądrą decyzją i już nie mógł się doczekać, aż bardziej się dospawa. - Ale bez obaw, jestem hetero, więc wasza miłość jest bezpieczna - dodał z szerokim uśmiechem, mówiąc szczerą prawdę-ish. - Długo się znacie? - zapytał zaraz, bo to chyba dość normalne pytanie na wieść o czyimś związku. Poza tym... był ciekaw.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie jestem pewien, ale to chyba się nazywa naruszenie nietykalności cielesnej, czy cośtam. W każdym razie jakiś paragraf pewnie by się znalazł. Choć nawet chciałbym zobaczyć rozprawę w sądzie, w której pozwany musi się tłumaczyć z pogryzienia drugiej osoby. - uśmiechnął się trochę szerzej. - Bo ja wiem, to chyba całkiem prosty sposób na odstraszenie irytujących osobników.
Nawet śmieszny sposób, choć zdecydowanie abstrakcyjny w jego wykonaniu. Uśmiechał się więc głupio, co mało kiedy mu się zdarzało i chyba dawno już nie wdał się w tak głupie teoretyzowanie o byle czym i jakieś nagle przyjemne mu się to wydawało.
- Serio, miałem w niego dużą wiarę, niestety nie skorzystał z okazji. Musiałem mu pomagać po szkole w sklepie przez trzy miesiące, a przysięgam, chyba przez rok się przyglądał czy nie mam jakichś śladów po strzykawach na rękach. Programy informacyjne dla rodziców o problemach nastolatków powinno się zdelegalizować. - bo stąd musiało się to brać przecież i doskonale pamiętał jak przeklinał w duchu i cierpiał, wysłuchując niekończących się kazań w tym sklepie, ale siedział cicho, bo wiedział że gdyby zaczął ojca poprawiać, lub wyjaśniać mu cokolwiek, wpadłby w pułapkę pod tytułem nie za dobrze się w tym aby orientujesz?
- Jak chcesz żyć ze sztuki to się pogódź z ludźmi, którzy tak reagują. Za mną stary wołał Dicaprio odkąd mu powiedziałem, że serio chcę być aktorem i przestał dopiero jak znalazłem robotę w zawodzie. - zaśmiał się pod nosem, choć wcale tych żartów nie lubił, choć irytowały go cholernie i, choć zastąpiły je pytania o to, kiedy znajdzie prawdziwą pracę i może Milo trochę liczył, że ta knajpa je ukróci, choć ciągnący się za nim kredyt w oczywisty sposób sugerował, co dalej będzie nie tak.
I może trochę się odgrywał, może w krew mu weszło, że z takich rzeczy się śmiać trzeba, ale chyba jednak bardziej wizja Lance’a piszącego scenariusz w przerwach między podnoszeniem jakichś sztang na siłce bawiła go szczerze.
- Co poradzę, pasujesz mi do takich klinatów. - pokręcił jeszcze głową rozbawiony, ale odpuścił, nie chciał przeginać przecież. - Dobra, dobra, już, nie nabijam się. Daj znać jak coś sensownego skończysz, chętnie bym zobaczył.
- Poza tym ej, Szybcy i Wściekli to gniot, ale gniot który ma masę fanów, jeśli robienie kasy to sukces to Cohen na bank go odniósł.
Chyba przez jaranie nie brzmiał aż tak marudnie, coć nie mógł też powiedzieć o popularnej serii czegoś po prostu w miarę uprzejmego, to musiało się zmienić w podkreślenie, że gniot będzie gniotem. Inaczej Milo nie byłby dziadem, a tak sie nie da. Choć zaraz mu lekko mina zrzedła, choć dumny był z tej kawiarni przecież, ale nie mógł się nie martwić. Kolejny problem.
- Narazie to będzie osiągnięcie, jak nie padnie przez pierwsze pół roku. - wzruszył więc ramionami, choć uśmiech dość szybko na jego twarz wrócił. - Wpadaj. Puszczamy stare filmy codziennie do śniadania od dziesiątej, żadnych Szybkich i Wściekłych, potem aż do wieczora kawa i ciasta, przez jakiś czas nawet sam część robiłem, ale szybko się skończyło. - ale zaczęły się problemy ze wszystkim, więc i czas się obciął, więc wygodniej było po prostu zamówić, ale może wróci do tego za jakiś czas. - Choć ja raczej wpadam między teatrem a domem, chyba będę musiał poszukać jeszcze jednego pracownika, ale raczej do robienia i noszenia kawy. - przyznał jeszcze, blant się skończył, a on sam dawno tak spokojnie się nie czuł.
- Nie, to absurdalne. - pokręcił lekko głową, uśmiechnął się na to przewrażliwienie, choć to może ty jesteś zazdrosny, ale to ja ciąlge myślę, że nie zasługuję na ciebie chyba tkwiło mu w głowie, bo jakkolwiek bezpodstawne by nie było, bardzo wiele wyjaśniało.
- Dam mu zmać, napewno się ucieszy. - zaśmiał się pod nosem jeszcze, choć prawda jest taka, że nie sądził, żeby ta informacja miała cokolwiek zmienić. - Ło….no, poznaliśmy się jak mieliśmy po szesnaście lat, więc eee… dziewięć. Teraz się stary poczułem. - pokręcił głową. - Ty kogoś masz?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Z takich sławnych ugryzień, to kojarzę tylko jak urugwajski piłkarz, Suarez, ugryzł kilka razy innych piłkarzy. Z tego jest w sumie znany tylko - parsknął na samą myśl. Wydawało mu się to irracjonalne i idiotyczne. Na bank nie chciałby być na jego miejscu, chociaż z przychodami piłkarza... mógłby się jeszcze zastanowić.
- No tak. Ja na szczęście nie miałem takich problemów, ojciec to zawsze nadużywał zaufania wobec mnie - wzruszył ramionami, uśmiechając się na samą myśl. O wiele gorzej miał Taylor, a potem Laura. Brat był po prostu bardziej problematyczny, a siostra była pierwszą dziewczynką w rodzeństwie, więc była traktowana nieco inaczej, z większą troską i obawą.
Obraza szybko przerodziła się we wdzięczność. Zapomniał przecież, że i Milah był artystą i że sam przecież wiedział doskonale, jak to jest być bagatelizowanym. Spojrzał na niego z lekkim uśmiechem i powoli przytaknął mu głową. - Cieszę się, że mu utarłeś nosa - gdyby jego pisarstwo faktycznie wypaliło, a scenariusz został podłapany przez jakieś przyzwoite studio, to... o rany, matce to by chyba wysyłał zaproszenia na premierę każdego dnia, aż by go miała po dziurki w nosie. To jej zwątpienie dotykało go bowiem najbardziej i przez to też ich relacja była taka, jaka była.
- Bo co, bo siłownia, tak? Pfff. Ja też potrafię być dziwny i wrażliwy - obruszył się teatralnie, bo nie miał siły brać tego na poważnie. Gibon robił swoje, a jego ciało się znacznie wyluzowało. Myśli zaczęły płynąć nieco wolniej, a na twarzy wykwitł błogi uśmiech. - No niby tak, ale dla mnie pieniądze to nie priorytet - mówił tak tylko dlatego, bo wychował się w bogatej rodzinie i nigdy nie musiał narzekać na jakieś braki w temacie. Teraz dodatkowo dorabiał na kręceniu ciasta, więc już w ogóle mógł sobie pozwalać na różne rzeczy.
- Wooow - mruknął głupio, kiedy ten przedstawił mu koncept swojego miejsca. Podobało mu się, bo brzmiało filmowo (nie dlatego, że puszczali tam filmy, a dlatego, że brzmiało jak miejsce w którym mogłaby się dziać akcja jakiegoś filmu, o). - To może będę piekł i robił kawę? Co Ty na to? - uniósł wysoko brew, ponownie na niego zerkając. Nie do końca wiedział co mówił, ale z jakiegoś powodu wizja pracy w tamtym miejscu była dla niego teraz niesamowicie kusząca. - Ej... serio, mogę nawet pizzę robić - parsknął na moment, w międzyczasie zmieniając pozycję tak, aby być przodem do niego. - Mam bardzo gadanego i ludzie mnie lubią, jeśli coś, to tylko mogę przyciągnąć klienta. No, serio mówię - trącił go palcem w bok i wyszczerzył się głupio. Według niego nie było nawet o czym myśleć. Takiego pracownika to powinno się błagać na kolanach o chęć do pracy!
- O kurwa - mruknął, bo zdziwił go ten staż. Nie sądził, że ludzie serio potrafią tyle czasu ze sobą wytrzymać. W głowie powoli obliczył też, że w takim wypadku Milah musiał mieć jedynie dwadzieścia pięć lat. Ulżyło mu jakoś, bo bał się, że był starszy niż wyglądał. To głupie, ale przez małą różnicę wieku, poczuł się jakoś bardziej komfortowo. - To nieźle, gratuluję wam - w końcu musieli przez wiele razem przejść, aby znaleźć się tam, gdzie byli teraz. - Jak ma na imię? - pytał... w sumie nie wiedział po co, chyba chciał mieć jakiś punkt odniesienia, gdyby zamierzali o nim porozmawiać raz jeszcze.
- Ja? - zaśmiał się, jakby Milah powiedział coś niedorzecznego. - Nie.... póki co nie - był młody i przystojny, po co miałby się z kimś wiązać? Dużo randkował i flirtował, tyle mu starczyło póki co. - Już spaliliśmy? - skrzywił się, orientując o zgaszonym skunie. Tak się zagadał, że kompletnie stracił kontrolę nad tym co robił poza tym. Zaraz jednak chwycił za wino i odkręcił je, bo okazało się, że nie miało korka. To nie zwiastowało dobrej jakości, ale przecież nie po to je zakupił, aby było smaczne. Wręczył mu butelkę, aby napił się jako pierwszy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ej, chyba nawet coś gdzieś słyszałem. - zmarszczył brwi, choć nie był nawet pewien, czy to jakiś typ od rugby, piłki nożnej, czy czegokolwiek innego, jego zainteresowania zawsze były raczej dość odległe od oglądania sportów. Co najwyżej koszykówka, ale nie oglądanie, a granie na ulicznych boiskach od czasu do czasu.
- Mmmm, brzmi wspaniale, zazdroszczę. - przyznał trochę rozbawiony taką wizją. Cóż, pan Khayyam po prostu nigdy w pełni nie ufał i zawsze bardzo kontrolował, chyba bez różnicy czy jego, czy młodsze rodzeństwo. Choć jednocześnie jego system wartości był dość nietypowy biorąc pod uwagę, że chociażby za bójkę z innym chłopakiem nie groził Milo nawet szlaban, a raczej czekało zaciekawienie ojca.
Na kolejne słowa wzruszył ramionami, nie było sensu chyba dodawać, że ojcu nigdy się ten jego zawód nie spodobał tak do końca, bo też to nie jest prawdziwy problem. Nie musi mu się podobać wszystko, a póki Milo jest w stanie radzić sobie sam, może też być z tej swojej pracy dumny. I jest - wystarczy.
- No ja nie wątpię, nie byłem w swoim życiu na siłce, żeby mieć pewność, że przy wyciskaniu sztang nie rozmawia się o osiągnięciach Fitzgeralda i Steinbecka. - musiał to ciągnąć, musiał go zaczepiać, nie darowałby sobie przecież, a odrobina stereotypu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda? Choć na kolejne słowa zaśmiał się szczerze, kręcąc przy tym głową. - Dobra, nie mogę ci na to odpowiedzieć, bo zabrzmię jak własny stary.
Stwierdził jednak tylko, bo w sumie kim on jest, żeby mu tu złowróżyć, czy moralizować o pieniądzach, które w jego domu po prostu musiały mieć znaczenie, jako że było ich mało i, które wieloma elementami jego późniejszego życia sterowały. W sumie nawet trochę zazdrościł, a może podziwiał tę beztroskę, choć nie sądził żeby mogła trwać bardzo długo.
- Jak znudzi ci się w pizzerii, daj znać, Charlie zrobi ci szybki kurs robienia latte, pienienia mleka i innych takich, nie mam wielkich wymagań. - stwierdził dosyć rozbawiony, bo i prawda jest taka, że robienia kawy z ekspresu można nauczyć każdego, a i większość rzeczy po prostu potrafi, cała reszta idzie naturalnie, więc niech tylko pracownicy takiego miejsca w miarę komunikatywni będą i wszystko gra.
I może mu trochę schlebiało to, że jego pomysł zrobił na kimś wrażenie, tym bardziej, że dumny był przecież bardzo z tego miejsca.
- Staż w ściąganiu klientów możesz zacząć nawet na już. - no, lokalizacja i tak zapewniała mu jakiśtam ruch, ale zawsze mogło być lepiej. I zdziwiło go to dźgnięcie, ale zaśmiał się tylko i oparł wygodniej rękami na murku.
I zmarszczył lekko brwi na reakcję chłopaka, choć zaraz znowu ramionami wzruszył.
- To nie do końca tak. Wiesz, znać się znamy. Potem ja wyjechałem na studia do Londynu, akurat się rozstaliśmy, więc zaliczyliśmy jakiś rok przerwy. Przyleciał do mnie, ale znowu nie poszło. W sumie ten związek, jakbym miał o nim opowiedzieć, brzmiałby jak jakaś komedia pomyłek, nie chcę liczyć ile związku faktycznie było pomiędzy kolejnymi dramatycznymi rozstaniami. - wywrócił jeszcze oczami, bo chociaż chciałby mówić, że jest inaczej, ich staż wcale nie był tak imponujący jak mógł się wydawać. - Trzy lata go nie widziałem, aż nie zjawił się w październiku znowu, jak w czeskim filmie znikąd.
Rozgadał się chyba trochę bardziej niż planował, pewnie palenie ułatwiało sprawę, choć pewnie nie tylko to, chyba brakowało mu po prostu wyjścia z kimś spoza rodziny, poza związkiem, nie związanego ze wszystkim, co działo się ostatnimi czasy. - Florian.
Lori jakoś bardziej naturalnie chciało się na języku ułożyć, uśmiechnął się nawet ciepło jakoś, ale nie chciał zasładzać swojego rozmówcy chyba i może też taka czułość w kierunku innego chłopaka nadal dziwna mu się wydawała, okazywana przy kimś więcej. Nie na miejscu.
- I nie wyglądasz za ładnymi klientkami na instagramie? - zagadnął więc jeszcze, odnosząc się do tego, jak się ich znajomość zaczęła. - Obstawiam, że niejedną mógłbyś na to żarcie wyrwać. Chyba, że nie chcesz narazie.
Zerknął na zgaszonego peta.
- Szybko poszło. - przyznał, patrząc jak jego rozmówca butelkę wina otwiera, więc zaraz pociągnął łyka i oddał. Smakowało jak się spodziewał, ale jakoś nieszczególnie mu to przeszkadzało.
- Jeszcze na imprezie skończymy, jak tak dalej pójdzie. - przyznał jeszcze, całkiem tą wizją rozbawiony, choć przecież nie było to nic niezwykłego dla ludzi w ich wieku, prawda? A jednak dawno, bardzo dawno mu się nie zdarzyło.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”