WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://wedgwoodinseattlehistory.files. ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 19 — ..........Zbierając się wreszcie do domu po długiej, choć nie jakoś strasznie ciężkiej zmianie, myślała, że znowu będzie musiała tłuc się metrem albo autobusem, narażając się nie tylko na nieprzyjemne towarzystwo, ale też deszcz, który zaczął padać dosłownie na piętnaście minut przed końcem jej zmiany. Choć, trzeba przyznać, jest już do tego wszystkiego przyzwyczajona, wszakże to właśnie tymi środkami transportu zazwyczaj podróżuje do i z pracy od kilku dobrych lat, jako że nie jest posiadaczką jakiegokolwiek samochodu. W takich jednak chwilach zastanawia się, czy dobrym pomysłem nie byłby zakup jakiegoś małego autka i odświeżenie zrobionego przed laty prawa jazdy, aby wreszcie dojeżdżać wszędzie, jak cywilizowany człowiek. Trochę pieniędzy odłożonych ma, zawsze mogłaby też pożyczyć trochę od rodziców, gdyby zdecydowała się jednak na ciut droższy i lepszy, a na jakiś kilkunastoletni i używany. Ale to zdecydowanie nie jest pora, aby myśleć o tym w tej chwili.
..........Dzisiaj jej się bowiem upiekło. Ten jeden raz nie musi wybierać między metrem a autobusem, a może bezpiecznie, wygodnie i szybko dotrzeć do domu, nie mówiąc o tym, że w dużo lepszym towarzystwie. Bo nawet jeśli z Jonathanem dość często się sprzecza i przekomarza, zazwyczaj płynie to ze zwykłej sympatii — a to właśnie on zaproponował jej dzisiaj podwózkę do domu, nad czym dwa razy zastanawiać się nie musiała. Rzuciła tylko, aby dał jej dziesięć minut, po czym skoczyła się przebrać i zabrać swoje rzeczy. I to wszystko naprawdę zajęło jej dziesięć minut, łącznie ze zjechaniem windą na parter i wyjście na parking, gdzie Wainwright już na nią czekał. Bo przecież nie mogła pozwolić na to, aby jej super wygodna podwózka uciekła jej sprzed nosa, prawda? Kto wie, kiedy będzie miała następną taką okazję.
..........Już jestem! Przy okazji zgarnęłam nam jeszcze po pączku. Nie mogłam pozwolić, aby się zmarnowały, prawda? — rzuca z rozbawieniem, machając papierową torbą, do której schowała smakołyki. Sama już nie pamięta kto i dlaczego je przyniósł, ale skoro w eter poszła informacja, aby się częstować, to trzeba było skorzystać, prawda? Na dodatek nikt nie powiedział, że istnieje jakiś limit, więc pomimo tego, że jeden zjadła na drugie śniadanie do kawy, postanowiła zgarnąć jeszcze jednego, po chwili namysłu zabierając też drugiego dla Jona.
..........A za podwózkę na pewno możesz liczyć na koszyk pełen babeczek — dodaje po chwili, posyłając mu szeroki uśmiech. Zaraz po tych słowach wreszcie wsiada do jego auta, od razu zapinając pasy. Bezpieczeństwo przede wszystkim, prawda? Wystarczająco dużo razy widziała ciała zmarłych osób, które mogłyby przeżyć, gdyby tylko zapięły pasy, by samej o tym teraz nie zapominać. Życie jest jej jeszcze miłe! W zasadzie dopiero co na nowo zaczęła żyć i zdecydowanie nie chce tego stracić. Bo chociaż wciąż nie jest idealnie, może nadal próbować, aby tak było.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

W pracy prawdopodobnie nie uchodził za najbardziej socjalną i przyjacielską personę, co było mu właściwie na rękę. Swój introwertyzm cenił i pielęgnował, aczkolwiek był człowiekiem kulturalnym i posiadał elementarną wiedzę o tym, jak wypadałoby się zachować w niektórych sytuacjach. Dlatego, gdy za oknem rozszalała się ulewa, a on z Lanę kończyli dyżur, poczuł się w obowiązku, aby zaproponować kobiecie podwiezienie do domu. Czy liczył na to, że odmówi? Możliwe, aczkolwiek trochę już ją znał i wiedział, że była o wiele bardziej spontaniczna i otwarta niż pozostali, a już na pewno bardziej niż on.
Zszedł na podziemny parking, gdzie odpalił papierosa i oparł się o maskę swojej czarnej tesli, czekając aż Ortega dołączy do niego. Słysząc dochodzące z oddali kroki, uniósł wzrok w kierunku dziewczyny, po czym przygniótł butem niedopaloną fajkę. Niespecjalnie przejmował się obowiązującym zakazem palenia, bo o tej porze raczej nikt nie pofatygowałby się tutaj, tylko po to aby zwrócić mu uwagę.
- Dobrze wiesz, że nie jadam słodyczy - oznajmił to Lanie, zapewne już po raz setny. Nie mniej jednak. mimo swoich zapewnień nie raz kosztował smakołyków, które kobieta, na pokuszenie przynosiła do pracy. I chociaż nie robił tego zbyt często, to później i tak, odmawiał sobie innych przyjemności, aby wszystko w jego bilansie idealnie się zgadzało. - Nie słuchasz mnie, prawda? - Zapytał zrezygnowany, bo czasem miał wrażenie, że nikt nie bierze na poważnie jego przyzwyczajeń. - Jak chcesz jeszcze kiedyś liczyć na podwózkę, to lepiej wymyśl inną formę okazywania swojej wdzięczności - powiedział całkiem poważnie, gdy już oboje znaleźli się w aucie, a silnik wystartował bezgłośnie.
Jona autentycznie nie miał zamiaru niczego od Lany przyjmować, a już na pewno nie słodkości. Zdawał sobie jednak sprawę z faktu, że wiele osób czuje przemożną chęć okazywania swojej wdzięczności, nie miał więc zamiaru pozbawiać kobiety tej przyjemności, tylko dlatego, że sam niekoniecznie był fanem tego typu gestów. Ogólnie mało czego był fanem, co mogło wykraczać poza absolutne minimum, jeżeli chodzi o kontakty społeczne. Co innego jednak pragnienia, a co innego dobre wychowanie. Wiedział, że ludzie w jego towarzystwie, często niespecjalnie wiedzą jak podtrzymać rozmowę, a nie chciał i Lany stawiać w takiej sytuacji, skoro to on sam zaproponował jej wspólną drogę do domu.
- Męczący dyżur. Dobrze, że jutro wolne. Masz jakieś plany? - Zagadną uznając, że to dobry i całkiem neutralny temat. Nie żeby interesowało go, co kobieta będzie robiła. Nie chciał po prostu trwać w niezręcznej ciszy. Sam też nie lubił mówić wiele, więc miał nadzieję, że to ona przejmie pałeczkę i uraczy go jakąś opowieścią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Są swoim przeciwieństwem. Są niczym woda i ogień.
..........On — cichy introwertyk, ona — wesoła i wiecznie uśmiechnięta ekstrawertyczka.
..........Oczywiście nie zawsze taka była. Był bowiem okres w jej życiu, gdzie na moment zatraciła prawdziwą siebie. Była cieniem człowieka, skorupą wypełnioną po brzegi żałobą. Ale czy ktoś mógł się jej wtedy dziwić? Utrata dziecka to rzecz trudna do przetrawienia. Nie jest wcale tak łatwo się po niej pozbierać, ruszyć do przodu, żyć dalej, jak gdyby nigdy nic. Trzeba lat, aby uciec z klatki bólu i rozpaczy.
..........Jej powrót do względnej normalności zajął niemal cztery lata. Cztery lata, podczas których liczyła się dla niej tylko i wyłącznie praca, nic więcej. Ale on nie zna jej od tej strony. Nie wie, że jeszcze niedawno była duchem błąkającym się po szpitalnych korytarzach, choć trzeba przyznać — swoje obowiązki mimo wszystko wykonywała bezbłędnie.
..........Było już lepiej, kiedy Jona pojawił się w szpitalu. Potrafiła znowu się uśmiechnąć, potrafiła normalnie rozmawiać, potrafiła nawet żartować — było jej dużo bliżej do dawnej wersji siebie. Nawet nie wie, czy mężczyzna o tym wie. Nigdy nie rozmawiała z nim o swojej przeszłości albo w ogóle o czyjejkolwiek przeszłości. Tylko o życiu i śmierci, której w szpitalu przecież pełno. Choć, trzeba przyznać, częściej i tak się ze sobą sprzeczają, niż rozmawiają jak cywilizowani ludzie.
..........Tak, tak. A kiedy nie patrzę, wcinasz moje babeczki, aż ci się uszy trzęsą, już nie zaprzeczaj — prycha, wywracając teatralnie oczami i posyła mu szelmowski uśmiech. Co prawda to nie on, a zapewne Newt czyści talerz z babeczkami aż do ostatniego okruszka, ale raz czy dwa udało jej się go przyłapać, jak sięga po jej wypieki. — Oczywiście, że słucham. Ale słodycze mają cukier, a cukier to energia, która jest ci potrzebna. Szczególnie kiedy jesteś po ciężkiej zmianie — dodaje, wyglądając przez okno na mijane przez nich budynki. Nie zamierza go przecież utuczyć, ale jedna babeczka na kilka dni to żaden grzech, prawda? — Och, no dobrze, już dobrze, marudo. Następnym razem przyniosę ci kawę, okej? Bez cukru — wzdycha, nie zamierzając się już dzisiaj z nim kłócić. Jest zmęczona i już nie może się doczekać kiedy pójdzie pod prysznic, a potem położy się do łóżka. Okazywaniem wdzięczności Jonathanowi zajmie się później.
..........Nawet nie wiesz jak — przytakuje, bo dzisiejszy dzień był zadziwiająco pełny roboty. I choć naprawdę uwielbia swoją pracę, nie zmienia to faktu, że czasem lubi sobie pomarudzić, gdy da jej ona w kość. — Plany? Oprócz spania, to chyba nic konkretnego. Spacer z Legionem, jakiś obiad, drobne porządki w mieszkaniu, to co zwykle — odpowiada na zadane pytanie, wzruszając lekko ramionami. I na tym mogłaby w zasadzie skończyć, pozwalając, aby w samochodzie zapadła cisza lub odbijając piłeczkę i o to samo pytając Jona, który nie jest zbyt gadatliwy, z czego zdaje sobie sprawę, ale z nią tak łatwo nie ma. Jak już zacznie mówić, to się okazuje, że ma sporo do powiedzenia. — Chociaż, z drugiej strony, może wreszcie siądę i poszukam jakiegoś nowego mieszkania. Postanowiłam wyprowadzić się z Chinatown do jakiejś lepszej dzielnicy, ale nawet jeszcze nie zaczęłam niczego szukać. Chyba czas to zmienić, bo w takim tempie wyprowadzę się dopiero na starość — mówi z rozbawieniem, chowając torbę z pączkami do swojej torebki. Skoro nie ma na nie ochoty, to trudno, zje je najwyżej sama.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Owszem ulegał czasem słabości i do porannej kawy pozwalał sobie skosztować wypieków przynoszonych przez Lanę, aczkolwiek były to naprawdę wyjątkowe dni, w których później i tak wyrzekał się kilku innych kalorii. I to nie tak, że bał się iż nagle przez kilka nadprogramowych gram tłuszczu, przytyje. Jona po prostu lubi wyrzekać się takich przyjemności, czuł się może lepszy sam w sobie, nie ulegając słabościom.
- Zapewniam ją sobie w inny sposób - odpowiedział w kwestii dostarczania sobie energii, a Lana chyba zrozumiała, że nie ma co teraz wdawać się z Joną w jakiekolwiek dyskusje. - Znakomicie - mruknął bardziej zadowolony, na dowód czego kącik jego ust uniósł się nieznacznie.
Ulicy były praktycznie puste, ale silny deszcz, znacznie ograniczał widoczność. Wycieraczki wręcz nie nadarzały, a po przedniej szybie wpływała niekończąca się tafla wody. Ogólnie warunki panujące na drodze niebyły najlepsze, a raczej były wręcz katastrofalne.
- Rozumiem - rzucił pod nosem, bo koncentrował się na jeździe, a też nigdy nie był wybitnym mówcą, więc Lana nie powinna być zaskoczona jego małomównością. Pewnie dlatego też sama podjęła temat i po kilku sekundach rozwinęła myśl odnośnie planów, już nie tylko na jutrzejszy dzień. - To dobrze - przyznał, bo słyszał co ostatnio wydarzyło się w jej mieszkaniu i szczerze czasem obawiał się o jej bezpieczeństwo, gdy późną nocą wracała z dyżuru. Młoda, mieszkająca samotnie kobieta, bez dwóch zdań była łatwym kąskiem dla potencjalnych oprawców chcących jej zrobić krzywdę. Nie chciał myśleć o tym, że coś takiego mogłoby mieć miejsce, ale życie bywa okrutne, a on nigdy nie był optymistą. - Ofiarowałbym ci swoją pomoc, ale co najwyżej mogę cię zmusić do przejrzenia ofert, a nie zalegania na kanapie z paczką chipsów i winem - zaoferował, a przy tym w jego ustach zabrzmiało to jak naprawdę szczera chęć pomocy. - Zdecydowanie powinnaś się przeprowadzić - dodał po chwili, bo nie lubił tej części miasta, chociażby ze względu na ruch uliczny.
Skręcił w lewo i w tym samym momencie tuż przed nimi na ulicę wyjechało inne auto. Zahamował gwałtownie, aby uniknąć zderzenia. Spojrzał w bok na Lanę, aby upewnić się, że nic się jej nie stało i wtedy dostrzegł jadącą wprost na nich śmieciarkę. Najwidoczniej śliska nawierzchnia sprawnie utrudniała hamowanie i kierowca nie mógł zatrzymać pojazdu. To były sekundy, w których ruszył z miejsca, ale i tak doszło do kolizji. Ciężarówka uderzyła w ich tylne nadkole, a tesla zatańczyła na jezdni ostatecznie zatrzymując się na chodniku kilka metrów dalej. Niestety na tym nie koniec, bo rozpędzona śmieciarka wjechała w bok innego auta, powodując znacznie poważniejszy wypadek.
- Kurwa... - Sapnął prostując się w siedzeniu. Czuł silny ból w miejscach, gdzie pasy bezpieczeństwa docisnęły się do jego ciała. Miał też wrażenie, że na moment zrobiło mu się ciemno przed oczami, gdy uderzył głową o kierownicę. Nie mniej jednak adrenalina robiła swoje, więc szybko oprzytomniał. - Lana? Nic ci nie jest? - Zapytał z miejsca wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny, obawiając się, że mogła doznać znacznie poważniejszych obrażeń, niż on sam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........To nie tak, że na siłę próbuje wcisnąć w niego jakieś słodkości, chcąc mu tym samym przeszkodzić w jego postanowieniach. Docenia fakt, że o siebie dba, bo wiele ludzi tego nie robi i zapycha się byle jakim gównem, a potem płacze, gdy ich organizm zaczyna szwankować. Sama stara się jeść zdrowo, ale jednocześnie nie odmawia sobie drobnych przyjemności w postaci słodkości, przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim robi to Wainwright. Kiedy jednak widzi, jak niemal słania się na nogach po ciężkim dyżurze, jednocześnie mając świadomość, że przez ostatnie godziny nic nie jadł, czuje się w obowiązku wepchnąć w niego cokolwiek — choćby tę nieszczęsną babeczkę, dopóki nie zje czegoś zdrowszego i pożywniejszego.
..........Nie zawsze — mruczy cicho pod nosem z nadzieją na to, że jej nie usłyszy, bo nie chce wdawać się w nim długą, mozolną i bezsensowną dyskusję, ale po prostu musiała to powiedzieć. Tyle razy widziała, jak zapomina o jedzeniu w trakcie dyżuru, że te bajeczki o zapewnianiu sobie energii w inny sposób może sobie wcisnąć głęboko w… Gdzieś. Oczywiście sama czasem miewa podobnie, szczególnie kiedy w szpitalu robi się młyn i przez parę godzin nie ma czasu siąść na moment na tyłku, a co dopiero pójść coś zjeść, ale w takich sytuacjach zawsze znajdzie chwilę, nawet w biegu, aby zjeść jakiegoś batonika czy cokolwiek, co da jej na trochę kopa, aby była w stanie wytrwać do końca. W szpitalu nie ma łatwego życia, niestety. Oboje jednak byli świadomi tego, na co się piszą — on, kiedy szedł na medycynę i ona, kiedy wybierała pielęgniarstwo.
..........Marszczy lekko brwi, gdy pogoda na zewnątrz pogarsza się z sekundy na sekundę. Tak źle nie było już dawno — widoczność jest praktycznie zerowa, więc nic dziwnego, że Jona odrobinę zwalnia. W tej chwili chyba nie chciałaby być na jego miejscu, zresztą głównie dlatego nie zdecydowała się jeszcze na zakup własnego samochodu i dojeżdżanie nim do pracy — gdyby miała kierować w takich warunkach, chyba zeszłaby w trakcie na zawał.
..........O przepraszam, nie zalegam na kanapie z paczką chipsów i winem! — prycha, bo jeśli faktycznie myśli, że w ten sposób spędza swoje wolne wieczory, musi mu trochę ten obraz naprostować. Owszem, czasem wina się napije, czasem siądzie na kanapie, aby obejrzeć coś w telewizji, ale zazwyczaj robi dużo innych rzeczy — jak choćby pieczenie tych osławionych babeczek. — Zmuszać mnie do niczego nie trzeba, niemniej doceniam chęci, naprawdę. — Posyła mu lekki uśmiech, po czym znowu nurkuje w swojej torebce, tym razem w poszukiwaniu bezbarwnej pomadki do ust, aby nieco nawilżyć swoje wargi. Nic dziwnego, że nie spodziewa się gwałtownego hamowania, które następuje raptem kilka sekund później. Czuje, jak pas bezpieczeństwa wbija jej się w klatkę piersiową, kiedy leci do przodu, a gdy po chwili uderza plecami o oparcie fotela, gwałtownie wypuszcza z płuc całe powietrze.
..........Co się stało? — pyta zaskoczona, bo grzebiąc w torebce, zupełnie nie zauważyła samochodu, który wyjechał przed nich na ulicę. Zerka na Jonę kątem oka, ale kiedy widzi jego spojrzenie wlepione gdzieś obok niej, sama odwraca się w tamtą stronę i aż wytrzeszcza oczy, gdy widzi jadącą na nich śmieciarkę. Potem nagle wszystko przyspiesza — słyszy ryk silnika, by zaraz poczuć kolejne szarpnięcie, tym razem mocniejsze. Chyba nawet uderza głową o kokpit, ale jest w takim szoku, że nawet tego nie czuje. Z daleka dochodzi ją też pisk opon i dźwięk klaksonów, ale kiedy wreszcie samochód staje w miejscu, dookoła zapada też cisza. Przerażająca cisza przerywana jedynie deszczem uderzającym o szyby i odgłos pracujących wycieraczek.
..........W-wszystko w p-porządku — wydusza z siebie trzęsącym się od emocji głosem, dopiero teraz orientując się, że jedna z jej rąk kurczowo uczepiła się pasu bezpieczeństwa, zaś druga fotela. Rozluźnia nieco palce, jednocześnie biorąc nieco głębszy wdech, próbując uspokoić szybko walące serce. Wciąż jednak nic nie czuje — ani rozcięcia na łuku brwiowym, z którego powoli sączy się krew, ściekając po jej policzku, ani stłuczonych żeber, w które wbił się pas bezpieczeństwa, niewątpliwie zostawiając na jej klatce piersiowej spory ślad. — A tobie? — pyta, zerkając na niego i chwyta jego wyciągniętą rękę. — Krwawisz — mruczy cicho, gdy widzi na jego twarzy ciemnoczerwoną ciecz, ale na ten moment jest jeszcze zbyt zamroczona, aby zorientować się, co dokładnie sobie zrobił. Rozciął wargę? A może rozwalił nos?
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Adrenalina i wyuczone mechanizmy, zadziałały natychmiastowo. Jeszcze kilka sekund temu wydawało mu się, że każdy ruch jest rozwleczonym w czasie ciągiem długich czynności. Gwałtowne hamowanie, światła pędzącej w ich stronę ciężarówki i dociśnięcie pedału gazu i buksujące na śliskim asfalcie koła, które kilka sekund później zatrzymały się pod wpływem gwałtownego uderzenia. Pamiętał każdy szczegół jak w zwolnionym tempie, po chwili wróciło do normalności.
Wycieraczki smętnie omiatały mokre od deszczu szyby, a gdzieś z oddali dobiegał ich nieustający dźwięk samochodowego alarmu, który wygrywał w głowie irytującą melodię.
- Nic mi nie jest - odpowiedział cicho, nadal przypatrując się Lenie, a dokładniej jej skroni, z której sączyła się strużka krwi. - To nic - mruknął w odpowiedzi na słowa dziewczyny i dotknął rozciętej brwi. Kilka kropel krwi zostało na jego placach, ale bardziej niż sobą zaczął przejmować się Leną. - Nie ruszaj się - rozkazał, bo jednak czuł odpowiedzialność za nią, w końcu była w jego wozie, on siedział za kółkiem i w zasadzie, gdyby nie odjechał na czas... Nie chciał nawet myśleć co mogłoby się z nimi, a raczej z nią stać. - Najpierw muszę się upewnić, że z tobą wszystko dobrze, a potem pójdziemy do nich - oznajmił, bo dobrze wiedział, że powinni pobiec do pozostałych uczestników wypadku, ale w pierwszej kolejności to ich bezpieczeństwo było najważniejsze.
Tesla połączyła się ze służbami ratunkowymi, które były już w drodze, podczas gdy Jona wysiadł z wozu. Lekko zakręciło mu się w głowie, od tej gwałtownej zmiany pozycji, ale już kilka chwil później pochylał się nad siedzącą w wozie Laną. - Wybacz, ale wolę mieć pewność, że nie doznałaś żadnych obrażeń podczas uderzenia - wyjaśnił dotykając jej ramion, potem boków i miednicy. Pewnie oprócz dyskomfortu wywołanego zaciśnięciem się pasów na ciele, kobieta nie odczuwała żadnego większego bólu, ale dopiero po tym krótkim badaniu, mógł pozwolić jej wysiąść.
Auto Jony wyglądało nieciekawie, a raczej jego tylne nadkole od strony pasażera, nadawało się na złom, podobnie jak część bagażnika. Jednak to nie ich wóz był w gorszym stanie. Spojrzał w stronę oparów i puchającego z gorącego silnika dymu, który przysnuwał obraz na zmiażdżoną osobówkę, nad którą górowała ciężarówka. Jona dostrzegł jak ze śmieciarki ktoś wysiada i ruszył w kierunku wypadku, uprzednio zerkając wymownie na Ortegę. Obydwoje byli odpowiednimi osobami, aby teraz pomóc ofiarom, bo co tu dużo mówić, ktokolwiek nie był w BMW, bez pomocy karetki się nie obędzie. - Zajmij się kierowcą! - Rozkazał Lanie, bo jednak wolał mieć pewność, że ten człowiek nigdzie nie odejdzie, ani też nie zrobi sobie żadnej krzywdy. On zaś sam podbiegł do zmiażdżonego sedana i odetchnął z ulgą widząc tylko kierowcę, bo miejsce pasażera, było doszczętnie zmiażdżone. Siedzący za kierownicą mężczyzna był nie przytomny, ale Jonie udało mu się otworzyć drzwi i ostrożnie wyciągnąć go na mokry asfalt, by kilka sekund później przystąpić do reanimacji, nie wyczuwając u ofiary oddechu.
Tyle pamiętał z tamtego wieczora. Same suche fakty, żadnych emocji, tylko towarzysząca mu adrenalina i racjonalny, szybki osąd sytuacji. Dopiero, gdy pojawiły się służby ratunkowe, ktoś kazał mu odejść, zastąpił go, ktoś inny narzucił mu koc na ramiona, a on zaczął rozglądać się niecierpliwie. - Lana? - Zawołał obracając się wokół. - Lana! - Podniósł głos bardziej, bo już sam nie pamiętał co się wydarzyło. Nagle obrazy zaczęły być niewyraźne, zamazane, a on nie pamiętał w której chwili stracił ją z oczu. Czemu akurat tak się tym przejął? Nie miał pojęcia. Możliwe, że odezwało się to jego silne poczucie odpowiedzialności, a w końcu to on zaproponował jej podwózkę do domu, to przez niego o mały włos nie straciła by życia i dopiero teraz, gdy emocje zaczęły opadać, zaczął odczuwać związany z tym strach i nieprzyjemne poczucie winy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Było tak blisko.
..........Prawdopodobnie tylko ułamki sekundy dzieliły ją od śmierci i jedynie dzięki szybkiemu refleksowi Jonathana wciąż oddycha. Uratował jej życie, a to, że w ogóle znalazła się w takim położeniu, to zdecydowanie nie jego wina. Jechał powoli i ostrożnie, czyli tak, jak powinien. Nie mógł nic poradzić na to, że wyjechał im inny samochód, bo chociaż słaby z niej kierowca, doskonale wie, że mieli w tym wypadku pierwszeństwo. Zrobił więc wszystko, co mógł w sytuacji, jaka ich spotkała — a szansa na to, niestety, była naprawdę spora. Wypadki na drogach to nie taka rzadkość, o czym doskonale powinni wiedzieć, jako że to oni zazwyczaj zajmują się poszkodowanymi. W taką pogodę zaś jeszcze bardziej zwiększa się ryzyko wypadków, szczególnie tych śmiertelnych.
..........Teraz tylko trzeba mieć nadzieję, że ten konkretny nie będzie jednym z nich, że nikt poważnie nie ucierpiał. I, choć naprawdę ma ochotę wysiąść z samochodu i od razu pobiec do innych, doskonale wie, że najpierw musi upewnić się, że wszystko jest w porządku zarówno z Joną, jak i z nią. Puszcza więc dłoń mężczyzny, po czym powoli odpina pasy, które boleśnie wżynają jej się w ciało. Nie rusza się jednak z miejsca, zgodnie z poleceniem Wainwrighta.
..........Ty też nie powinieneś… — zaczyna słabo, ale nawet nie udaje jej się dokończyć, gdy mężczyzna jest już na zewnątrz. Widzi, że nie porusza się z taką werwą, jak jeszcze niedawno. Odrobinę nawet się zatacza, ale nie jest to nic dziwnego. Otwiera więc drzwi samochodu, aby spróbować wysiąść i do niego podejść, ale ledwo stawia jedną nogę na ziemi, Jona znajduje się już tuż obok niej. — Jestem tylko odrobinę potłuczona — mówi, gdy sprawdza, czy wszystko z nią w porządku. Krzywi się lekko, gdy mężczyzna dotyka ją w kilku miejscach, ale nie jest to jakiś znaczący ból. Ot, nazajutrz na pewno będzie miała kilka siniaków, ale raczej nic poza tym. Na szczęście obyło się bez dachowania i większych turbulencji. Mimo to szok i adrenalina wciąż buzuje jej w żyłach i może tylko dlatego ma siłę wreszcie wysiąść z samochodu, by rozejrzeć się dookoła i ocenić sytuację.
..........Jest źle, naprawdę źle, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zmiażdżony samochód, kawałki szkła na drodze i wciąż lejący się z nieba deszcz. Nic dziwnego, że po chwili jest cała mokra, ale nawet nie zwraca na to uwagi. Kiwa tylko głową w stronę Jony, gdy każe jej zająć się jednym z poszkodowanych mężczyzn, po czym rusza w jego kierunku. Już po chwili próbuje go uspokoić i usadowić gdzieś na poboczu, aby nigdzie się nie ruszał i czekał spokojnie na przyjazd karetki. I choć cały czas się nim zajmuje — mówi do niego i sprawdza, czy reaguje prawidłowo — jej wzrok, a także i myśli, raz po raz wędrują w kierunku Wainwraighta i mężczyzny, którego reanimuje.
..........Nie ma pojęcia, ile mija czasu, gdy z oddali wreszcie słychać odgłos zbliżającej się karetki. Zaraz potem na ulicę wybiegają ratownicy — dwóch z nich zajmuje się reanimowanym przez Jonę kierowcą, trzeci zaś mężczyzną, przy którym cały czas siedziała Lana. Dopiero po chwili i koło niej ktoś się pojawia, narzuca koc na ramiona, zabiera do karetki, by w świetle sprawdzić, czy nie doznała większych obrażeń. Szybko jednak dają jej spokój, dzięki czemu może wymknąć się z karetki, by ruszyć na poszukiwania Jonathana.
..........Jona?! — krzyczy, rozglądając się dookoła, a gdy widzi ciemną, acz znajomą sylwetkę przy drugiej karetce, oddycha cicho z ulgą. Rusza w jego stronę i już po chwili łapie jego dłoń. — Jestem, jestem — mówi uspokajająco, przyglądając mu się uważnie. — Wszystko w porządku? Zbadali cię już? — pyta, marszcząc delikatnie brwi, a widząc jego bladą twarz, powoli ciągnie go w kierunku karetki, aby mógł usiąść, a także, by mogli uciec od deszczu. — Usiądź — odzywa się tonem nieznoszącym sprzeciwu, popychając go lekko w kierunku noszy, które stoją wewnątrz karetki. Oboje zdecydowaniu zasługują na chwilę odpoczynku, choć pewnie będą mieli go w szpitalu, bo na pewno zostaną tam zabrani na obserwacje. A liczyła, że wróci szybko do domu i weźmie długą, gorącą kąpiel! Teraz jednak cieszy się, że żyje. Że oboje żyją i mimo niegroźnych stłuczeń, mają się w porządku.
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Coraz mniej adrenaliny krążyło w jego krwi, a tym samym uczucie zmęczenia zaczęło doskwierać Jonie coraz bardziej. Strach i stres wywołany wypadkiem wypompowały z niego resztki sił jakie jeszcze w sobie miał po kilkunastogodzinnym dyżurze. Nie umiał zebrać myśli, a w głowie przewijały mu się raz po raz niekompletne i postrzępione kawałki przeżytych kilkadziesiąt minut wcześniej chwil. Potrzebował czegoś na czym mógłby się skupić, ale rozbiegane myśli nie potrafiły się skoncentrować na niczym skoncentrować poza osobą Lany. Jeszcze nim dosłyszał jej głos, nim pojawiła się obok, czuł jak paraliżuje go strach, że stało się jej coś złego, że źle ją przepadał, że może tamten kierowca zrobił jej krzywdę. Jednak w momencie, w którym jej chłodna dłoń dotknęła jego palców, Jona odetchnął z ulgą pozbywając się z głowy wszelkich dręczących go obrazów.
- Jezu, Lena.. Jesteś to dobrze - powtórzył po niej, nadal będąc nieco w amoku. Odruchowo też przesunął drugą dłonią po jej głowie i policzku, jakby chciał się upewnić, że nie ze złudzeniem ma do czynienia. - Nie. Dopiero odszedłem od tamtego.. - zgubił słowo, ale też obrócił się spoglądając w stronę człowieka, którego ratownicy ostrożnie przenosili na nosze. - Nic mi nie jest. Jestem tylko zmęczony - mruknął, ale zakręciło mu się w głowie, gdy Lana ze swego rodzaju stanowczością kazała mu usiąść w karetce.
Faktycznie nie pozwolono im odejść, a obydwoje zabrano do szpitala, gdzie po serio koniecznych badań i obserwacji, w końcu pozwolono im opuścić budynek i wrócić do domu.
- Zamówiłem nam taksówkę - Jona czekał już na zewnątrz od jakiegoś czasu paląc papierosa za papierosem, obecnie chyba trzecie z kolei tlił się w jego ustach. - Odwiozę cię, a potem pojadę do siebie. Chcę mieć pewność, że trafisz wreszcie bezpiecznie do domu - dodał i chociaż chciał jakoś zbagatelizować problem to jednak nadal trapiły go emocje związane z wypadkiem. - Lana... Przepraszam. Wiem, że to nie do końca moja wina, ale jednak.. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało - wyznał, co nie było łatwe, ale przez to wykończenie i trawiące myśli zmęczenie, opuścił gardę polegając bardziej na tym co czuł i chciał przekazać niż na tym jaką formę miałoby to przybrać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Była świadkiem kilku wypadków. Najczęściej jednak widziała jedynie poszkodowanych, którzy trafiali do szpitala — jednych w lepszym stanie, innych w gorszym, niektórych zaś już martwych. Do tej pory jednakże sama w żadnym wypadku nie uczestniczyła — aż do dzisiaj. I zdecydowanie nie chciałaby przeżyć tego jeszcze raz. Tyle, co się najadła dzisiaj strachu, wystarczy jej chyba na kilka kolejnych lat. Dobrze, że umie pracować pod presją, dzięki temu przynajmniej mogła komuś pomóc, pomimo szoku i adrenaliny, jaka przez cały czas płynęła w jej żyłach.
..........Ta adrenalina i u niej powoli jednak opada. Nagle zaczyna czuć swoje obolałe ciało, mróz panujący na zewnątrz, mokre ubranie, jak i zmęczenie. To cholerne zmęczenie, które odbiera jej możliwość logicznego myślenia. Cudem udaje jej się odnaleźć Jonę i usadowić się z nim w jednej karetce, gdzie mogą zaczekać na to, co dalej. A co dalej? Doskonale wie. Jazda do szpitala, szereg badań, aby upewnić się, że z nimi wszystko w porządku, może jakaś kroplówka, aby nieco postawić ich na nogi.
..........Wieczór pełen wrażeń, co? — mruczy cicho, siadając ramię w ramię obok Jonathana. Bierze też jakieś koce, które znajduje w karetce, aby przykryć zarówno siebie, jak i jego. Lepiej, żeby się nie przeziębili, choć może wyszłoby im to na dobre, bo wtedy musieliby jak nic zostać przez kilka dni w domu i mieliby szansę na odpoczynek. A tak? Znając ich, oboje pojawią się następnego dnia w pracy, jakby nic się nie stało.
..........Chwilę później w karetce pojawia się ratownik, drzwi się zamykają i Lana czuje, jak karetka rusza z miejsca. Przymyka więc oczy, opierając tył głowy o ścianę pojazdu i cicho wzdycha. Potem wszystko dzieje się równie szybko, co w chwili wypadku — nagle znajdują się w szpitalu, gdzie zostaje zaprowadzona do jednego z gabinetów, aby lekarz mógł przeprowadzić szereg badań. Nie wie, ile czasu mija, zanim wreszcie pozwalają jej wyjść i każą wrócić do domu. Kiedy jednak tak się dzieje, oddycha z ulgą i czym prędzej wychodzi na zewnątrz, gdzie Jona już na nią czeka.
..........Myślałam, że już wróciłeś do domu. Widziałam, jak wychodzisz chwilę temu — odzywa się, ale musi przyznać, że się cieszy, że go widzi. — Dzięki — dodaje z lekkim uśmiechem, szczelniej opatulając się swoim płaszczem. Pogoda nie rozpieszcza, ale przynajmniej przestało padać, tyle dobrego. Zerka na mężczyznę, a potem kręci przecząco głową, bo zdecydowanie nie oczekiwała od niego żadnych przeprosin. — Daj spokój, Jona. Równie dobrze wypadek mógł mieć autobus, którym miałam wracać. Albo mógł mnie potrącić samochód przy przechodzeniu przez ulicę. Takie rzeczy się zdarzają, nie przewidzisz tego. To nie tak, że byłeś pijany albo zasnąłeś. Pogoda była okropna, wyjechał ci inny samochód. — Wzrusza lekko ramionami i posyła mu ciepły uśmiech. Klepie go nawet lekko po plecach, bo nie chce, aby czuł się przez to wszystko źle. — Wiem, że już jest późno i zapewne jesteś zmęczony, ale… Jeśli masz ochotę, to możesz do mnie wpaść na gorącą herbatę — proponuje po chwili, bo z jakiegoś powodu uzmysławia sobie, że nie chciałaby być teraz sama. A takie wydarzenia jednak ludzi do siebie trochę zbliżają, prawda?
..........Obrazek
.............in the madness and soil of that sad earthly scene
.............only then I am human, only then I am clean

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedział, że wypadek nie był spowodowany jego winą, ale przytłumiony stresem i zmęczeniem umysł, nie potrafił poprawnie ocenić sytuacji. Raz po raz odtwarzał w głowie wspomnienie w tamtych chwil i zastanawiał się, czy mógł zrobić coś, aby uniknąć tej kolizji. Kiedy mógł zahamować, wybrać inną drogę, nie skręcać tak gwałtownie. Analizował cały przebieg zdarzeń od początku i chociaż wiedział, że nie ma to sensu nie potrafił przestać.
- Mówisz to co sam wiem, ale nie zmienia to faktu, że nie potrafię tak z miejsca wyciszyć wyrzutów sumienia - westchnął, ale poniekąd zgodził się ze słowami Ortegi. Wcale nie chciał też podejmować dalszej polemiki w tym temacie, bo nie miałaby ona żadnego sensu, ani też nie zmieniłaby niczego. Jona sam wiedział, że potrzebował teraz czasu i snu, aby zapomnieć, a przynajmniej posortować racjonalnie to co spamiętał z dzisiejszego wieczora.
Nie miał jednak zaznać odpoczynku zbyt szybko, bo Lana niespodziewanie zadała mu pytanie jakiego spodziewać się nie mógł. Oczywistym, że w pierwszej chwili poczuł się kompletnie zmieszany, bo zbyt jednoznaczne myśli nasunęły mu się na myśl. Dopiero po kilku sekundach skarcił sam siebie za te niepoprawne insynuacje i zdał sobie sprawę, że Lana mogła się zwyczajnie bać. Niekoniecznie czegoś konkretnego, ale przeszła dziś przez małe piekło, a ostatnio jej mieszkanie zostało okradzione i nadmiar stresu był już wystarczającym powodem, aby nie chcieć zostać samym po tak traumatycznym wieczorze.
- Dobrze - odpowiedział starając się wybrzmieć tą zgodę w odpowiednim tonie. - Bo wiem, że chcesz, abym chciał wpaść - dodał unosząc lekko kącik ust, aby podkreślić żartobliwy ton tej wypowiedzi.
Kilka sekund później zdeptał niedopalonego papierosa, bo taksówka zatrzymała się tuż obok nich. Jadąc do mieszkania Ortegi spoglądał na skąpane w mroku ulice Seattle, które zdobione były przez rozmyte deszczem światła latarni i myślał o tym co będzie, gdy już znajdą się u niej. Bał się, że wycieńczony pracą, dniem i zdenerwowanie, nie będzie umiał podjąć właściwej decyzji, gdyby zaszła ku temu potrzeba, a ponownie głupich błędów nie chciał popełniać.
- Założyłaś dodatkowy zamek tak jak ci radziłem? - Zapytał, gdy stali już przed drzwiami do jej mieszkania, a kobieta siłowała się z kluczami. - Powinnaś mieć alarm, jakiś najzwyklejszy, ale przynajmniej zawiadomiłby sąsiadów, gdyby coś się działo - prawił dalej, bo idąc korytarzem pod właściwy adres czuł się nieswojo i nieprzyjemnie, a co za tym idzie coraz mniej podobała mu się wizja mieszkającej samotnie w takim miejscu kobiety. - Wiesz wtedy nie musiałabyś tu ciągać kolegów z pracy w obawie, że za drzwiami kryje się jakiś intruz - dodał zaraz w obawie, że jego morały niekoniecznie były prawione w odpowiednim czasie i sytuacji.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

|po wszystkim

Wiadomo, że powrót do żywych po trzech miesiącach zaginięcia był powodem do świętowania. Joseph doskonale o tym wiedział, nic więc dziwnego, że dzisiejszy wieczór, zamiast wzdychać do Tee, spędził w męskim towarzystwie przyjaciół, pijąc tequilę, wciągając jakieś niewinne kreseczki i próbując zapomnieć o problemach dnia dzisiejszego. A problemy miał, bo włamał się do systemu kamer na lotnisku i niestety, z dnia, w którym został porwany, z godziny której potrzebował, wszystko było wymazane, jakby w ogóle nie istniały. Nie zdziwiło go to aż tak - w końcu było na wideo również jego porwanie, oni sami kiedy potrzebowali się kogoś pozbyć, wymazywali zapisy z kamer, sam się tym zajmował. Próbował jeszcze cokolwiek odzyskać z kopii zapasowych, z rekordów danych ale niestety - bezskutecznie. Dlatego potrzebował wytchnienia od siedzenia przed komputerem. Kiedy jednak Darwin po paru głębszych się wygadał i oświadczył, że jego siostra znów jest na jakiejś randce, poczuł w sobie gniew Hulka. On się stara, a ona wychodzi z jakimiś kurwiarzami? No ładnie. Oczywiście nieprzypadkowo znalazł się przed lokalem, bo wyciągnął to od Darwina. Pojawił się więc przed nim, a nawet w nim bo zaraz wszedł do środka.
- Cześć skarbie - uśmiechnął się i pocałował ją w policzek. - Te, braziliano, wypierdalaj, to moje miejsce - powiedział, patrząc na niego cholernie poważnie, a typ się pewnie przestraszył i serio spierdolił z lokalu zanim dostał wpierdol. :lol:

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

– 7 –

Po całej sprapranej randce z Brianem, który okazał się Josephem, Thea naprawdę nie miała ochoty na kolejne randki. Wróciła pewnie do pracy, próbowała się wziąć w garść ale w ramach całkowitego załamania nerwowego zaczęła trochę płynąć ze swoją sproszkowaną przyjaciółką, a po namowach tych ludzkich przyjaciółek postanowiła dać tinderowi szansę i tym razem umówiła się z tym, za kogo się ziomuś podawał i tak trafiła do restauracji, w której jadła kolację z tak cholernie przystojnym facetem, że naprawdę nie miała żadnych oporów by zabrać go do domu. Może właśnie seks z jakimś randomem to było coś co pomoże się jej pozbierać? Chociaż prawdę mówiąc przez kokainę to mogłaby dać się mu nawet tu i teraz, na tym pięknie przybranym stole w zajebiście luksusowej knajpie… wszystko wydawało się realne póki nie zobaczyła Josepha, który wpierdolił się im właśnie w rozmowę podczas której cudowny Brazylijczyk muskał palcami wierzch jej dłoni.
– Co ty kurwa robisz? – zapytała, całkowicie zszokowana gdy sprawił że jej towarzysz zaczął w popłochu wychodzić rzucając jakieś niezbyt miłe dla jej ucha komentarze na temat tego jaka to ona nie jest, że umawia się na randki mając faceta. To było chyba zbyt dużo dla jej nerwów, więc sięgnęła po kieliszek z czerwonym winem który miała obok siebie i chlusnęła nim na Russella. – Pieprzony samiec! – warknęła, nabuzowana alkoholem, kokainą i jego zachowaniem po czym złapała za swoją kurtkę i torebkę i ruszyła do wyjścia. Przegiął. Totalnie przegiął.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może przepisem na udaną randkę nie był tinder tylko jej narzeczony? On się nadal za takowego uważał, szczególne, że nawciągał się koksu, napił tequili i nie należy się dziwić, że właściwie to nie miał najmniejszej ochoty na pierodlenie się w tańcu z jakimiś cholernymi lowelasami, których przygruchiwała sobie obecnie jego kobieta. Oczywiście, gdyby był trzeźwy, to na sto procent nie posunąłby się do tego, żeby wpaść do restauracji. Serio, odpuściłby i nie zamierzałby jej psuć wieczoru, tylko starałby się podwójnie. Oczywiście nie miał szansy. Westchnął sobie cicho i spojrzał jej w oczy na jej pytanie.
– Stoję, oddycham, spławiam niewartych ciebie chujków… Twój wybór – wzruszył ramionami niewinnie, wyciągając portfel i pewnie zostawiając pieniądze, bo obstawiam, że braiziliano był zbyt obsrany mentalnie, żeby zrobić cokolwiek poza ucieczką. Westchnął mimowolnie, kiedy kobieta chlusnęła na niego winem i spojrzał na nią niczym zbity pies.
– Kurwa, jaki samiec? Ja się staram, serio, co mam jeszcze kurwa zrobić? Leżeć krzyżem w kościele przez trzy dni? Kupić kurwa prywatną wyspę? Dać ci szybkę z okna? – spojrzał jej w oczy i zaraz zaczął za nią iść oczywiście. – No kurwa gdzie ty idziesz? Odprowadzę cię chociaż, nie uciekaj, ja pierdole! – mówił dość szybko, nadal nabuzowany dość mocno.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A ona nie miała ochoty patrzeć na jego zachlany pyszczek a mimo to musiała, więc 1:1? Nie, nadal wydawało się jej, że jest 1000000:1 i to dla niego, jeśli chodzi o robienie jej na złość i ranienie. Nie skomentowała słów o spławianiu bo była w takiej furii, że nie potrafiła nawet dobrze poskładać słów w całość, dopiero gdy wyszła na zewnątrz i uderzył w nią wieczorny chłód była gotowa na kolejną słowną potyczkę z BYŁYM narzeczonym.
– Starasz się mnie chyba tylko wyprowadzić równowagi i idzie Ci to coraz lepiej! – rzuciła w niego kurtką, całkowicie jej nie potrzebując bo nerwy wystarczająco ją rozgrzewały. – Byłam na naprawdę świetnej randce którą zamierzałam zakończyć w moim mieszkaniu. W łóżku, w cholernie seksownej bieliźnie ale wszystko musiałeś jak zwykle spierdolić – na trzeźwo i czysto nigdy by się w ten sposób do niego nie odezwała ale w obecnym stanie było jej wszystko jedno co sobie pomyśli. Zaczęło nerwowo szukać w torebce zapalniczki i papierosów ale niezbyt jej wychodziło, a więc torebka poszybowała przez pół chodnika. Kupi nową, whatever.
– Gdzie nagranie które mi obiecałeś? – odwróciła się w jego stronę, splatając dłonie na piersiach i lustrując go wściekłym spojrzeniem, ale nie wiedziała po co pyta bo przecież znała odpowiedź. – Pewnie wyparowało albo byłeś zbyt zajęty zachlewaniem ryja żeby je znaleźć? Ona też tam była? – podeszła bliżej niego, dłonie zwieszając wzdłuż ciała w bardzo agresywnej pozie. Nadszedl dzień, w którym chciała go zabić i chyba nawet była w stanie to zrobić.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”