WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
dreamy seattle
dreamy seattle
-
-
To była gruba impreza, chyba już robiła się na to za stara. Dobrze, że w zupełnie damskim towarzystwie, gdy Virginia, zupełnie niechcący, wprosiła się na wieczór panieński. Spędziła szalony wieczór, a następnie rzecz przeniosła się do domu jednej z panien, gdzie ostatecznie wszystkie poszły spać. Ranek - a raczej popołudnie, było trudne, a na domiar złego, to blondynka wyciągnęła najkrótszą słomkę, gdy przyszło o bitwę o to, kto się ogarnie i pójdzie zakupić jakiś prowiant - bo lodówka okazała się świecić pustkami.
Kiepska gospodyni będzie z tej panny młodej...
Jako torbę na zakupy, sprzedano jej, do tego, wózek dla dziecka - podobno nówka sztuka, nieużywana, kupiona ot tak, przyszłościowo, żeby już zacząć na biednym mężczyźnie wywierać "leciutką presję, hehe".
Skończyła więc z wózkiem dla dziecka w warzywniaku. Nakupowała trochę jakiegoś chleba, warzyw, zamkniętych serków - bo nie pachniały i nie wywracał jej się od nich żołądek, tak jak od wędlin, na samą myśl. Słoik ogórków też się znalazł... Ostatecznie zakupy odruchowo przykryła kocykiem, a potem doszła do wniosku, że chuj im wszystkim w oko.
Nie wysyła się nieznajomych po zakupy, zwłaszcza jeśli i tak już się na nie zrzuciły...
Zamiast więc wrócić grzecznie na miejsce, wybrała się odżyć i poodychać świeżym powietrzem do pobliskiego parku, żeby potem może ogarnąć jakiegoś ubera, albo chociaż wygooglować, jak dostać się, w miarę sensownie do domu, na kacu.
Zawiesiła się całkowicie i siedziała właśnie styrana życiem na jakiejś ławeczce, bezwiednie bujając zupełnie niewidoczne pod kocykiem warzywa, w dziecięcym wózeczku, zupełnie jakby kogoś tam usypiała.
I tylko jakieś starsze panie zaczęły się jej przyglądać i komentować, że mężczyźni w tych czasach to w ogóle jaj nie mają i wszystko zwalają na te biedne matki, a ta tam, o, wygląda jakby miała zaraz wyzionąć ducha.
W istocie, Virginia była dosyć blada. Od kaca.
-
Romy, choć miała swoje lata, była dorosłą i stateczną kobietą, również nie pamiętała, kiedy ostatni raz przespała całą noc. Choć jej imprezy były zupełnie inne - w piżamie, w otoczeniu niemowlaka, butelek, pieluch i tak dalej. Było to niesamowicie męczące i uciążliwe, ale szczerze mówiąc podobało się jej to całe bycie matką. Nie była w tym przypadku matką roku, nawet nie próbowała tego udawać, ale dobrze jej było. Po kolejnej nieprzespanej nocy, po drzemce po śniadaniu, blondynka zdecydowała się wyjść z dzieckiem na spacer. Pogoda była akurat taka w sam raz, co spowodowało to, że Davies trzy razy przebierała brzdąca, bo nie wiedziała, co będzie najbardziej odpowiednie, a dodatkowo musiała przebrać córkę... W końcu jednak udało się jej wyrwać z domu, dzielnie prowadząc przed sobą wózek. Tak było najwygodniej, przynajmniej dla niej, bo nie musiała nosić wszystkich maneli w torbach czy plecaku. Nieważne, takie marudzenie na pewno nie interesowało nikogo, kto nie był nową matką i nie był tak zwariowany na tym punkcie.
Wózek był poręczny również do tego, że miał uchwyt na kubek ze Starbucksa! Tak, to było wielkie ułatwienie dla niewyspanej matki, dlatego też Romy trzymała tam wielki papierowy kubek z gorącą czekoladą. Spacerowała powoli, kołysząc wózkiem, patrząc się na buźkę śpiącej córki. Szczerze mówiąc, nic więcej jej nie obchodziło, dlatego nie rozglądała się. To jeszcze nie był ten moment, żeby szukać partnera do zabaw. Choć nie dało się ukryć, że kątem oka zauważyła kilka innych wózków. To znaczy, że nie była jedyną matką, która wpadła na taki pomysł... Co świadczyło raczej pozytywnie o Romy.
-
To znaczy, wtedy kiedy już wróciła jako tako do świata żywych i zaczęła dostrzegać na powrót otoczenie, cierpieć z powodu nadmiernej suchości w ustach i starać się ignorować pulsujące skronie. Nigdy. Więcej. Nieswoich. Wieczorów. Panieńskich.
Panie jednak również szybko odpłynęły na dalszy plan, kiedy VIrgie, wiedziona jakby przeczuciem, uniosła spojrzenie na ścieżkę akurat w odpowiednim momencie, żeby dostrzec kogoś dziwnie znajomego.
Na początku tylko zmarszczyła brwi. Może klient? Nie, tych klientów, których twarze pamiętała, to raczej już nie miała szans spotkać w parku...
A. To ta towarzyszka niedoli w pożarze.
Rzeczywiście, była przecież w ciąży i nawet, kiedy zostawiała ją medykom, nie wyglądało to zbyt dobrze, dlatego ta milsza część Biondi ucieszyła się na widok wózka. Nawet na tyle, że podniosła swoje cztery litery i - niezbyt energicznie, ale jednak - doczłapała się do kobiety, pchając prze sobą swoje zakupy.
- Czeeeeść - zaczęła trochę niezgrabnie, albo może kac jej kazał myśleć, że tak to właśnie wyglądało - czyli wszystko skończyło się w porządku?
Nie starczyło jej chyba śliny w przeschniętych ustach, żeby bardziej sprecyzować myśl albo po prostu założyła, że Romy ją rozpozna i skojarzy, o co pytała.
-
-Tak, zdecydowanie można tak powiedzieć-Można śmiało powiedzieć, że dźwięk głosu kobiety podpowiedział jej kim jest. No i Virginia była osobą, która jej pomagała niemal do ostatniej chwili! Choć nie dało się ukryć, ze ten wózek naprawdę mieszał w jej głowie. Dlatego powolnym krokiem, nieco kołysząc się w przód i tył, starała się zajrzeć do gondoli, spojrzeć na dziecko.
-
Przeszło jej przez myśl, że to w sumie durny pomysł, zaczepiać teraz świeżo upieczoną matkę. Póki co córka Romy była raczej cicho, ale dopiero teraz, kiedy było już trochę za późno, Virginia wpadła na to, że dzieci to się jednak drą. Całkiem często. W najmniej spodziewanych momentach.
Nie była pewna, czy zniesie to, jeśli coś takiego miałoby się teraz wydarzyć, ale równocześnie nie miała na tyle sprawnego umysłu, żeby podjąć decyzję o wycofaniu się. Umówmy się, własnie woziła warzywa w wózku i podjęła dziwaczną decyzję o niezwracaniu własności właścicielce, bo została wysłana po zakupy.
Skupiła się za to, z jakiegoś powodu na tej umiarkowanie pozytywnej odpowiedzi.
- Dla mnie wygląda, jakby jednak skończyło się w porządku - zauważyła więc - Podobno jak się nie docenia pozytywów, to można sobie wykrakać negatywy
Nie zwróciła specjalnie uwagi na to, że kobieta starała się podglądać jej zakupy, bo dla niej w tym momencie to, po co pchała ten wózek przed sobą, wydawało się zupełnie oczywiste i naturalne. Poza tym skupianie się na tym, czy poziom mdłości czasem nie robi się krytyczny pochłaniało dużą część jej aktualnych możliwości analitycznych..
- Jak się nazywa?
-
Gdyby Virginia powiedziała coś takiego na głos, to Romy zamiast oburzenia musiałaby stwierdzić, że to przecież żadna nowość, sama ma wózek z maluchem, więc wie czego się spodziewać. -O nie nie. Ja doceniam to co mam i choć może to jest dalekie od ideału, dla mnie to jest wystarczające-powiedziała o ogólnej swojej sytuacji życiowej. Zeszła się z mężem i wyglądało, że wszystko będzie miedzy nimi okej, ten cały event z pożarem również zakończył się pozytywnie. Do ideału, wymarzonego stanu było daleko, ale czy ktokolwiek miał idealne życie? Nie, tylko udawali że tak jest. Może to właśnie było tym kuszeniem losu? -Mam nadzieję, że u Ciebie też wszystko okej... No i u innych-zauważyła, bo szczerze mówiąc, teraz już właściwie nie pamiętała, czy w ogóle kiedykolwiek dowiedziała się, jak skończył się ten dzień dla reszty osób, które poznała. Była wielką egoistką w tamtym momencie i tylko sobą się przejmowała.-Nina Davies.-powiedziała, wciąż usilnie próbując zajrzeć do wózka swojej koleżanki.
-
Virgie to wiedziała, bo sama była jednym z tych dzieci i jeszcze nie zapomniała jak wół cielęciem był. W zasadzie, to wcale tym cielęciem być nie przestała i wcale nie zamierzała. Dlatego, zauważywszy w końcu, że Romy jakoś dziwacznie interesuje się jej zakupami, zakołysała łagodnie wózkiem powstrzymując się jednak od zanucenia jakiejś uspokajającej melodii, bo obawiała się, że wyda z siebie zbyt wysokie tony i jej głowa tego nie zniesie.
Kac mordercą dobrych żartów, psia jego mać.
- Jak to się mówi, głupi zawsze ma szczęście - podsumowała tylko subtelne pytanie o to, czy u niej było wszystko w porządku.
A Virginia przecież wyszła nawet cało z tamtej przygody z pożarem na festiwalu, miała więc mnóstwo szczęścia...
Chyba nawet nie zauważyła, że podsumowała sama siebie.
- Nina? Jak ta taka... ruda... wredna z tej... no... - nie mogła sobie przypomnieć nazwy kreskówki - Z tym takim na zębach. - skapitulowała po chwili - Dobrze! Będzie umiała sobie radzić w życiu.
-
Romy chyba jednak już została wołem, bo była w stanie się zarzekać, że była zawsze grzeczną i ułożoną dziewczynką, a nie żadną łobuziarą.... Ale czy tak naprawdę było to możliwe, posiadając trzech braci? Czy ktokolwiek uwierzyłby, że nigdy nie uszczypnęła, czy nie zdzieliła żadnego z braci, a dodatkowo nie szalała z nimi, nie przejmując się tym, czy dziewczynce to wypada, czy nie? Nie zawsze była taką ułożoną, wychowaną kobietą z klasą jak w tym momencie.
-Co prawda, to prawda-zauważyła. I nie, wcale nie miała na myśli tego, że Virginie była głupią - za mało się znały, aby móc takiego stwierdzić. Choć jakby zobaczyła kogo ta tak buja w wózku, to na pewno taka myśl może się pojawić. Na razie to jednak nie miało miejsca. Uważał, że faktycznie coś w tym powiedzeniu jest, tak samo jak w tym, że szczęście sprzyja lepszym.
-Nie mam pojęcia o kim mówisz?-cóż, może Romy była już za stara, aby znać takie kreskówki. Co innego, gdyby była mowa o jakiś bajkach Disneya, czy innej Didi od Dextera.
-
Jak była rzeczywistym (zgodnie z liczbą lat) berbeciem, to myślała, że człowiek dwudziestoletni, to człowiek poważny, nudny i dorosły. Potem myślała tak samo o trzydziestolatkach i chyba już wtedy przysięgała sobie, że nigdy taka nie będzie, nawet jak będzie miała sześćdziesiąt - chociaż ten wiek był dla niej całkowitą abstrakcją. Podobało jej się więc tym bardziej to, że w filmach i serialach coraz częściej takich ludzi pokazywano nie jako osoby z poukładanym życiem i planem na nie, tylko żyjące w tym samym wahaniu, beztrosce i burdelu, co dopiero wchodzący w dorosłość.
Zdecydowanie nie uważała się też za orła intelektu, w zasadzie to myśli o poziomie własnego IQ jakoś nie kołatały się w jej głowie zbyt często - było jak było, kolor włosów mógł, ale nie musiał mówić wiele, za to na pewno był dobrą zaczepką do żartów. Albo złośliwości.
Albo autoironii.
- Noo taaa, taka blondynka, co była zakochana w najpopularniejszym chłopaku. - próbowała wyjaśnić dalej - Aparatka chyba, o! Ona miała tą swoją nemezis Ninę.
Podjęła ten okropny wysiłek, żeby wygooglować temat w telefonie (chociaż światło ekranu wcale nie poprawiało jej samopoczucia) i podsunęła Romy pod nos obrazek.
-
Chyba każdy w pewnym momencie swojego życia sądzi, że osoba trzydziestoletnia jest emerytem. Romy miała tych lat już 32 lata, a nie w każdym aspekcie uważała się, za dorosłą/ Pewnie, bycie matką, czy żoną, posiadanie własnej takiej pracy wskazywało na bycie odpowiedzialną trzydziestolatką, ale wciąż były momenty, kiedy napotykając na jakiś problem, od razu chciała zadzwonić do matki, aby poprosić ją o radę. A z drugiej strony, totalnie nie czuła się jak dzieciak, co powodowało, że musiała podejmować pewne decyzje nieco wbrew sobie bo tak nie wypada.
-Chyba jestem za stara, bo totalnie nie kojarzę tej bajki-przyznała, choć tak naprawdę różnica wieku między Virginią nie była wcale aż tak duża, jak Romy przewidywała. Szczerze mówiąc, zakładała że jej koleżanka ma tak z 25 lat? A takie 7 lat, to jednak była wielka różnica. Zwłaszcza że w temacie bajek, filmów i dostępu do elektroniki różnica była wielka.
-Nie wiedziałam, że też masz dziecko?-powiedziała w końcu, bo już ciekawość nie pozwalała jej ignorować tego tematu dłużej. Sądziła, że skoro wtedy, na festiwalu na początku trochę padło pytań na temat ciąży, to Virginia by coś rzuciła. że jest nianią, czy coś innego, co by mogło wytłumaczyć jej posiadanie wózka w tym momencie.
-
Jak już będzie trochę stara.
Bo Romy mogła być trochę stara. Ale tylko trochę.
- Musiałaś ją po prostu przegapić - rzuciła więc dyplomatycznie - Jak chcesz to ci ją pokażę.
Może Virginia tak dobrze pamiętała tę bajkę, bo bohaterką główną była blondynka, więc mogła się utożsamiać? Przez chwilę próbowała wymyślić, czy miała jakąś swoją rudą nemezis, ale chyba nie.
Ewentualnie ten rudy kocur ciotki, który tak jej nienawidził i zdechł, jak miała 10 lat...
Zachowała pokerową, obojętną, niewzruszoną twarz, kiedy Romy zapytała w końcu o zawartość wózka. Przystanęła na chwilę, spojrzała na wózek i na towarzyszkę.
- Nie miałyśmy za dużo czasu do pogaduszek, chcesz zobaczyć?
Ból głowy,. czy nie ból głowy, migrena, nie migrena, Biondi nie mogła przegapić szansy na zrobienie niewinnego dowcipu, jak już się sam napatoczył.
-
-Możliwe, w dzieciństwie zazwyczaj musiałam oglądać to, co chcą moi bracia... Nie miałam wielkiej siły przebicia-roześmiała się. Cóż, ich było więcej, byli też starsi i wspólnie protestowali przed dziewczyńskimi bajkami, które mogłaby chcieć oglądać mała Romy. Cóż, wtedy to było dla niej wielkim problemem i dramatem, a teraz to była tylko i wyłącznie anegdotka, z której wszyscy się śmiali, niespecjalnie współczującej jedynej córce Whittakerów.
-Racja, zanim można było o czymś porozmawiać, to już się zrobił młyn...-zauważyła, czy to było prawdziwe, czy nie, to już trudno stwierdzić, bo obraz tamtego dnia na pewno wyglądał zupełnie inaczej w oczach każdego z uczestników tamtych wydarzeń. -Jasne, małe dzieci są takie słodkie-stwierdziła. Miała nadzieję, że nie jest zbyt wścibska, ani nic w tym rodzaju!
-
Miała więc w swoim domu wolność wybierania bajek do oglądania i właśnie, po słowach Romy, zrozumiała jak ogromny to był PRZYWILEJ. Tak, przywilej. Czy będzie mogła nadal wybierać kanały, jeśli zamieszka z Lucą?
Pewnie tak, on też jej nie podskoczy, gorzej by było z Eme...
- Pewnie transformersy? - rzuciła zbierając w tonie swojego głosu całe swoje niewielkie pokłady empatii.
Nie chciałaby spędzić dzieciństwa na oglądaniu transformersów. Nie starczyło jej jednak tej empatii, żeby jakoś normalnie wyprowadzić Romy z błędów, dlatego kiedy kobieta potwierdziła, że i owszem, chce zobaczyć jej uroczego dzidziusia, z miną dumnej matki odkryła kocyk, żeby Romy mogła do woli podziwiać nie-do-końca-jej zakupy.
- Czy słodkie, to nie wiem, raczej kwaśne - bo i na kaca raczej słodkiego się nie jadało, co najwyżej lekkie, albo właśnie kwaśne rzeczy, typu kefir, woda po kiszonych ogórkach...
Obserwowała przy tym Romy z całkowicie poważną miną.
-
-Tak, transformersy, Pokemony, takie tam-machnęła ręką. Właściwie, to nie zawsze korzystała z okoliczności oglądania bajek, gdy miała do wyboru tylko i wyłącznie coś, co jej specjalnie nie interesowało. Mogła robić milion innych rzeczy, nawet w tamtych czasach - czytać, rysować, wycinać, bawić się lalkami i tak dalej. Choć była przyzwyczajona, że zawsze ktoś jest, czasem lubiła się zająć sama sobą.
-Ee....-cóż, nie da się ukryć, że Davies był zaskoczona tym, co zobaczyła. No bo kto by nie był, tak? Każdy by się zdziwił, gdyby zobaczył jakieś przypadkowe zakupy pod kocykiem, w wózku i to jeszcze bujanym przez właścicielkę. No każdy by się spodziewa malucha, a ewentualnie pustego wózka, jeśli by założyć, że kobieta jest niespełna rozumu.-Wyprowadzasz zakupy na spacer?-zapytała, wciąż będąc niesamowicie zdziwioną.