WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szare oczy przebiegały to od Jenkinsa, to do niejakiej Liane, ale w żaden sposób obserwacje nie przyniosły Morgan satysfakcjonującej odpowiedzi. Dalej nie wiedziała, kim jest blondynka, która tak uporczywie chciała z nią porozmawiać i realne prawdopodobieństwo, że sobie przypomni, wynosiło mniej niż pięć procent.
Jak to kalkulujesz? - zapytał ją kiedyś terapeuta.
Lubię się łudzić, że istnieje matematyczne rozwiązanie bolączek pamięci.
Jak na złość, jej obliczenia i wszelkie formułki medyczne nie były w stanie rozwiązać tak nieprzyjemnej sytuacji. Nie pozostało nic innego, poza skonfrontowaniem kolejnej osoby twierdzącej, że ją znała. Z iloma już przypadkami miała taką okazję obcować? A ilu z nich próbowało oszukać rzeczywistość?
Westchnęła ciężko, ale kilogramy niewiadomej nie opadły, jak ramiona zrezygnowanej Morgan. Nie lubiła poznawania świata na nowo. Nie miała pięciu lat, aby cieszyć się z nowych twarzy. Nowe twarze oznaczały wysilanie oraz niebezpieczeństwo, a nie po to przyszła na cmentarz.
Jenkins poczciwie czmychnął na bok, tłumacząc, że zadzwoni w tym czasie do Adama i zorientuje się, kto popełnił błąd w świadczeniu usługi, lecz nie zabrakło przy tym zignorowanego, złowrogiego spojrzenia na Liane; blondynka zdawała się mieć gdzieś małego Hobbita i choć w tej kwestii mogły się dogadać.
- Skąd pani wie, jak mam na imię? - zapytała wprost, stając bokiem. Zawiało. Wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni płaszcza i przykurczyła ramiona. Pod palcami prawej ręki wyczuła paczkę papierosów, a w lewej zapalniczkę. Teraz sama miała ochotę poddać się nałogowi łagodzącemu nerwy jedynie na niby. - Albo... skąd się znamy? - Brwi Baxby zjechały w dół, a na ustach pojawił się podejrzliwy grymas. Pokręciła nosem. Nie miała powodu, aby nie wierzyć, ale i nie istniały przesłanki, aby wziąć słowa nieznajomej na poważnie.
Gdyby brała każdą osobę na sto procent gwarantu ich słów, zwątpiłaby w konstrukcję zdradzieckiego świata. Świata, który odebrał jej Carol i wszelkie wspomnienia o niej, jakie zastąpiła zaledwie skrawkiem nowych. Nigdzie w opowieściach młodszej siostry nie pojawiła się blondwłosa grabarka o imieniu Liane. Nigdzie i nigdy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie rozumiała. Zupełnie nie rozumiała sytuacji, w której się znalazła. Była pewna, że oczy jej nie zwodziły, że oto przed nią malowała się osoba, dla której zmieniła całe swoje życie. Ta przeklęta a zarazem ukochana Morgan, która wypisywała do niej listy o czwartej nad ranem, z którą rozmawiała godzinami przez telefon, która pocieszała ją, gdy wszystko się waliło i wspierała ją na każdym kroku, która była początkiem i końcem jej życia. Morgan, której miała ochotę rzucić się w ramiona i jedynie zdrowy rozsądek ją od tego powstrzymywał. Choćby świat się walił Liane nie wyrzekłaby się znajomości z Morgan. Z tego też powodu zachowanie Ukochanej wydawało się tak dziwne i nienaturalne. Nie rozumiała dlaczego tak twardo obstaje przy swoim, dlaczego udaje, że jej nie zna. Zupełnie jakby chciała wymazać wszystko co kiedykolwiek między nimi było.
Całkowicie nagle zaczęły ją atakować wspomnienia. Te miłe z gatunku śniadań do łóżka, łaskotek do utraty tchu, papierosów palonych po każdym zbliżeniu w oknie wspólnego mieszkania, przytuleń do snu, spania na łyżeczkę, kawy pitej w kawiarni pod mieszkaniem, niejakiej wręcz tradycji. Wracały też te gorsze wspomnienia, wszelkie kłótnie, słowa wypowiedziane w zbyt dużym stresie, nieprzemyślane, agresywne, ofensywne, podłe. Słowa, które nigdy nie powinny zostać wypowiedziane bo niczym nóż rozdzierały serce, które i tak biło już resztkami sił.
Gdy Jenkins je opuścił serce Liane zaczęło bić w zastraszającym tempie. Oto właśnie stały przed sobą po przeszło dwóch latach rozłąki. Latach, w ciągu których zmieniło się wszystko a zarazem nic szczególnego. Może to po prostu świat bez Niej wyglądał inaczej niż powinien. Przełknęła ślinę, powstrzymała łzy napływające do oczu i wydukała ciszej niż powinna:
-Czemu zachowujesz się jakbyś mnie nie znała? Jakby te wszystkie lata nie istniały? Wiem, że się rozstałyśmy w kłótni, ale to chyba nie jest powód by udawać, że niczego między nami nie było, prawda? To było kilka wspaniałych lat...Czemu je wymazujesz?- resztką sił spojrzała Morgan w oczy bojąc się, że zobaczy w nich pustkę. Bezdenną przepaść, brak chęci do rozmowy, a wręcz chęć do ucieczki tam gdzie jest bezpiecznie, tam gdzie nie trzeba mierzyć się z przykrą rzeczywistością. Teraz, kiedy Morgan stała naprzeciwko, Liane zdawało się, że zmieniło się w niej wszystko. Wyglądała tak samo, ale zachowywała się jak ktoś obcy. Nie potrafiła rozpoznać dawnej Morgan w tych pustych, szarych oczach. Czuła, że coś było nie tak, ale nie potrafiła namierzyć źródła problemu. Może dlatego, że sama była tym przeklętym problemem?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mina Morgan zrzedła w sekundę.
Przeżyła już oszustów naciągających na kredyty po rehabilitacji zdrowotnej, złośliwych kolegów z pracy, którzy próbowali jej wmówić, że wpisała się na blok operacyjny cztery tygodnie wprzód za nich, a także insynuacje od wrednej ciotki Ruth, że ta niepamięć jest związana z grzechem; pobożna strona rodziny projektantów mody to prawdziwy kamień w bucie. Jednak nigdy, absolutnie nigdy nie miała wątpliwej przyejmności przeżycia impostora drugiej połówki.
Nie rozumiała.
Co jeśli to była prawda?
Nie, matka, ojciec i Carol mówili, że nie było nikogo. Że przed wypadkiem była sama, jak palec, a wszyscy dookoła nie raczyli podważać wersji wydarzeń.
Dotknęła skroni z lewej strony i zmrużyła oczy, czując nadchodzący ból głowy. Odruchowo sięgnęła za siebie, ale nie napotkała żadnego oporu. Przypomniała sobie z żalem, że torebka została w domu, a wraz z nią - przepisane tabletki na ataki migreny. Powietrze już pachniało inaczej, a to pierwszy objaw. Potem odejdzie wzrok, aż nadejdzie rozłupujący czaszkę ból.
- Nie rozumiem - wymamrotała, spuszczając wzrok na czubki umorusanych butów blondynki. - Nie rozumiem, o czym pani mówi, ale... - Przerwała na wdechu. Pokręciła głową twardo. Nie, nie tak, Morgan. Wszyscy ci powtarzają, żebyś się nie tłumaczyła. Rozmasowała jeszcze raz skroń, podniosła spojrzenie na Liane i zapytała: - Jak miała na imię moja siostra? - Odpowiedź była warta więcej niż tylko dziesięć punktów. - Nie będę z tobą rozmawiać, dopóki mi tego nie powiesz. - Zadarła czoło dumnie i założyła ręce wyczekująco. Oceniła, że blondynka ma przewagę kilku centymetrów, nie tylko przez robocze buty. Przyglądała się rysom usmarowanym ziemią, ubraniom wiszącym na spracowanym ciele i tym, jak działała jej mimika, lecz to nadal nigdzie nie wzbudziło alarmu.
Imię, które podał Jenkins, odbiło się pustym echem po pamięci Morgan. Dla niej to nieznajoma... ale nieznajomi nie wyskakują z tak odważnymi teoriami współzależności międzyludzkich. I nie znają jej imienia.
Na chłodną logikę teraz, Morgan - powiedziała sobie w duchu. Po cholerę zadawałabyś się z grabarką?
Jeśli naprawdę ta kobieta uważa się za kogoś, z kim cokolwiek ją łączyło... nawet, jeśli to kobieta, nawet, jeśli rodzina twierdziła inaczej, to musiała znać odpowiedź.
Och, Carol, co się tutaj dzieje?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W jednej sekundzie wszystkie myśli z głowy Liane zniknęły. Nierozsupłany mętlik zaczął ustępować zdziwieniu, którego nie potrafiła się wyzbyć. Pustka w głowie odbijała się w emocjach, które szalały w jej ciele. Nie była w stanie uspokoić rozdygotanych rąk, a tym bardziej szalejącego serca, które zdawało się, że chciało wyskoczyć z klatki piersiowej prosto w ręce Morgan. W końcu było jej własnością. Począwszy od pierwszego spotkania, kiedy to jej wzrok zatonął w szarym spojrzeniu Baxby, przez wszystkie listy pisane przy starej jarzeniówce, po każdą kolejną kłótnię, która rozdzierała nici porozumienia, które między sobą nawlekły- przez cały ten czas jej serce było oddane w ciepłe dłonie Morgan. Mogła z nim zrobić co chciała. Zmiażdżyć, zdeptać, ucałować, otulić troską. Była na jej skinienie, od zawsze i na zawsze. Chociaż minęło tyle lat była pewna, że o cokolwiek by została poproszona zrobiłaby to bez najmniejszego wahania.
Czuła się zagubiona. Nie potrafiła zrozumieć postawy Morgan, tego ciągłego zwrotu per pani, mimo że przecież była jej...kim? Ukochaną? To prawdopodobnie zbyt wiele powiedziane. Byłą? Czy można było ich relacje sprowadzić tylko do bycia swoimi byłymi? Dla Liane Baxby w dalszym ciągu była jedną z najważniejszych osób na świecie i nie potrafiła jej nazywać ledwie swoją byłą. Ich relacja nie mieściła się w mierze słów. Wszystkie zdawały się zbyt proste i nijakie, zbyt miałkie by móc określić co kobiety faktycznie łączyło. Może dlatego, że ich relacja wymykała się wszystkiemu. Ich historia była zbyt zawiła i niejednoznaczna by móc ją zamknąć w kilku słowach.
-Carol, oczywiście, że Carol, skąd to pytanie?- odparła ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego jest wypytywana o rzeczy tak proste i oczywiste. Choćby minął milion lat nie zapomniałaby tego co Morgan jej opowiadała ciemnymi wieczorami przy kubku czarnej herbaty. Znała na pamięć jej historie, jej rozterki i problemy. Wiedziała z czym się mierzyła, co ją męczyło, czego się bała, a co sprawiało, że na ustach malował się uśmiech tak piękny, że topił sklejone na ślinę serce. -Morgan, porozmawiaj ze mną. Co się dzieje? Wiem, że się pokłóciłyśmy, że nie rozmawiałyśmy od dwóch lat, ale czemu teraz nawet nie chcesz mi spojrzeć w oczy?- spytała cicho sama unikając spojrzenia jej przeszywających szarych oczu. Bała się pustki, którą mogła ujrzeć w jej wzroku. Pustki mówiącej, że wszystko między nimi zostało zakończone, że już nic do niej nie czuje i prawdopodobnie nigdy już nie poczuje. Pustki, która oznaczała definitywny koniec, którego Liane bała się najbardziej ze wszystkiego. Nie była świadoma, że to co ją czekało było dużo gorsze od końca. Nie wiedziała, że została...zapomniana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pytanie o Carol było pytaniem kontrolnym wobec osób, które mogły ją znać niegdyś, i odróżniało tych, co próbowali zagrać na nieświadomości czy zagubieniu Morgan.
Jak daleko mogła posunąć się zwykła grabarka? Czego chciała? Co zyskałaby z zagrania na wrażliwych nerwach?
Nic.
Okrągłe zero.
Nic logicznego nie przyszło jej do głowy względem kogoś tak... niewinnego.
Ćmiące łupanie u potylicy zaczęło rozlewać się równomiernie po skroniach i Baxby wiedziała, co to wróżyło dla najbliższej przyszłości. Żałowała, że nie zabrała ze sobą lekarstw.
- To... to jest niezręczna sytuacja. - Morgan sięgnęła dłonią do karku i zacisnęła na kołnierzu płaszcza. - Nikt, kto mnie nie zna, nie wie o Carol. - Wzrokiem wodziła to od nieznajomej, to do dziury w ziemi i znowu, i znowu, i znowu... aż utkwiła je w blondynce, czując te same wyrzuty sumienia co zawsze, gdy nie potrafiła dobrze zdefiniować cudzych emocji. Głęboki smutek przebił się przez stateczną, zimną taflę. - Nie wiem - wymamrotała niewyraźnie, cofając się pół kroku. Gula w gardle i huki w uszach pojawiły się znienacka. - Przepraszam, ale nie przypominam sobie ciebie... - Stąpała po podmokłym gruncie - dosłownie i w przenośni.
- I jak, pani Baxby? - odezwał się Jenkins, wracając spomiędzy sąsiednich płyt nagrobnych. - Dogadałyście się?
- My... - Przygryzła dolną wargę. Mocno, tak żeby poczuć coś innego niż wzbierające mdłości. Zestresowana posłała spanikowane spojrzenie blondynce. - Przepraszam. Naprawdę nie wiem, kim jesteś - wyszeptała i odwróciła się na pięcie w kierunku, z którego przyszła wraz z Jenkinsem. Ruszyła, jak z kopyta, rzucając na odchodne: - Skontaktuję się jeszcze z panem!
Serce biło, jak oszalałe i nie znało umiaru.
Kim był ten duch przeszłości?
Mijała alejki, nie patrząc pod nogi. Skręciła ostro po zejściu ze wzniesienia, lecz ciekawość zwyciężyła. Obejrzała się za siebie. Nikogo u szczytu pagórka nie było.
Łupnięcie!
Nagle poczuła uderzenie z lewej strony. Wpadła na niewielki kosz ze zwiędłymi kwiatami, potknęła i podrobiła chwiejne kroki do najbliższej, chudej brzozy.
Stanęła. Huk w skroniach nie ustawał. Z trudem łapała oddech.
W oddali rozległo się nawoływanie.
Zaklęła pod nosem paskudnie, aż uszy cierpły.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W oczach Morgan czaiło się skonfundowanie, którego Liane nie umiała zrozumieć. Chciała w tym momencie znaleźć się w jej umyśle i zrozumieć wszystkie kotłujące się w jej głowie myśli. Rozsupłać to co powiązane, znaleźć rozwiązanie sytuacji, która zdawała się nie mieć dobrego wyjścia. Chciała jej pomóc, choć zupełnie nie miała jak. Sama nie do końca rozumiała co się właściwie działo. Chciała odpowiedzi, choć bała się ją usłyszeć. Niewiedza zdawała się wygodniejsza, bezpieczniejsza. Może czasami lepiej było zupełnie nie wiedzieć co się działo. Świadomość bycia zapomnianą była stanowczo boleśniejsza niż myśl o tym, że została najzwyczajniej w świecie usunięta z czyjegoś życia. Chociaż zapomnienie dawało szanse na to, że jeszcze wróci do jej życia, jeszcze wrócą wieczory nad kubkiem herbaty i poranne wyjścia na kawę do okolicznej kawiarenki. Dawało nadzieję, która już dawno zaczęła umierać.
-Jak to nie przypominasz?- spytała, a kołatające się w klatce piersiowej serce na chwilę stanęło. Wszystko wokół zdawało się na sekundę zatrzymać. Wiatr ustał, chmury zastygły w jednej pozycji, krew się zatrzymała, serce stanęło. Nie przypominam sobie ciebie... Nie sądziła, że jakiekolwiek słowa są w stanie jeszcze bardziej rozerwać jej serce. Nie sądziła, że była w stanie odczuwać taki ból. Długo myślała, że porzucenie, którego doświadczyła dwa lata temu było najboleśniejszą sytuacją w jej życiu, jednak teraz na podium wznosił się inny moment. -Co... Co się stało dwa lata temu? Wtedy, kiedy przestałaś się do mnie odzywać? Co się wydarzyło, że zniknęłaś?- słowa ledwo przechodziły przez zaciśnięte gardło. Nie była pewna, czy była gotowa usłyszeć odpowiedź. W tle zaczęła pojawiać się drobna nadzieja, że może opuszczenie, którego doświadczyła nie było decyzją podjętą przez Morgan, może... Może coś ją do tego zmusiło. Otworzyła usta by zadań kolejne pytanie, jednak przerwał jej Jenkins, który pojawił się znikąd. Cholera, chłopie, nie teraz. Zanim zdążyła zatrzymać Morgan ta zaczęła się oddalać w kierunku, z którego przyszła. Liane nie mogła jej pozwolić na odejście, nie teraz, nie kiedy miała ją na wyciągnięcie dłoni. Zostawiła wszystko w koło niej, zignorowała narzędzia leżące na ziemi i niedokończony grób i ruszyła za Morgan, wierząc, że musi ją teraz zatrzymać, musi poznać odpowiedzi. Jeśli nie teraz, to prawdopodobnie już nigdy nie nadarzy się ku temu okazja. Nagle zauważyła jak Morgan się zachwiała i złapała najbliższą brzozę. Przyśpieszyła kroku, praktycznie biegnąć do kobiety.
-Hej, wszystko w porządku? Co się stało? Jesteś cała?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przestrzeń dookoła wirowała, a wśród szumów i zawrotów głowy wyłącznie chude drzewo służyło za oparcie.
Nie czuła wbijających się drobin kory, skupiona na priorytetowym zadaniu - utrzymać pion za wszelką cenę. Przyłożyła do skroni dłoń i rozmasowała pulsujący punkt. Czaszkę rozsadzała od środka salwa pulsacyjnego dyskomfortu z pogranicza strzelających kości, a przeraźliwej setki ostrych igieł.
Przez moment Morgan przestraszyła się, że oto jest świadkiem własnego udaru. W podobny sposób podobne zdarzenia opisywali pacjenci, z którymi mogła się porozumieć przed operacją, do jakiej i tak nie stawała jako neurochirurg prowadzący. Czy to już? Czy stres sprawił, że jakieś naczynie w mózgu pękło i polała?
Uspokój się, do cholery! - nakazała sobie, starając się uspokoić drżenia dłoni. Wdech i wydech, Baxby. Nic ci nie jest. Przerabiałaś to już wcześniej.
Usłyszała nieznajomy głos dopiero co poznanej blondynki, łapiąc głęboki haust powietrza. Fantomowy ból w klatce piersiowej zaraz przejął pałeczkę. Przyśpieszony oddech, wyładowania w każdym neuronie, huk, strzały i nowy rok w każdej komórce przenoszącej komunikat "Uciekaj!" do sparaliżowanych mięśni.
- Kręci się w głowie. N... niedobrze mi - wysapała i zasłoniła usta dłonią. Na końcu języka połaskotała znajoma kwasota. Refluks. Albo zaraz obie zobaczą resztki obiadu w domu Baxbych. - Och, cholera... - Odwróciła się plecami do drzewa i zjechała w dół do kucków. Spuściła głowę, zaczesując palcami krótkie włosy do tyłu. - Jeśli zemdleję, proszę, wezwij pogotowie... - wymamrotała niewyraźnie, potarła twarz i prosiła w duchu, aby ten epizod zaraz przeminął. - Jezu... Tak bardzo przepraszam za... za ten problem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lęk o Morgan momentalnie przejął miejsce w jej mózgu tłumiąc wszystkie inne emocje, które do tej pory dopraszały się o swoje miejsce. Zdziwienie, skonfundowanie, stres, nic teraz nie miało znaczenia. Wszystko chowało się za lękiem, który uporczywie wgryzał się w klatkę piersiową Liane skutecznie odbierając jej dech. Starała się brać głębokie oddechy by uspokoić bijące w zastraszającym tempie serce. Rzadko kiedy widziała Morgan w takim stanie. W stanie, w którym dziewczyna nie mogła nawet ustać. Chciała jej pomóc, ale nie miała żadnego pojęcia jak może to zrobić. Nie wiedziała też do końca co właściwie działo się z dziewczyną.
-Hej, hej, oddychaj głęboko, powolne oddechy. Wdech, wydech.-instruowała ją zgodnie z własnymi oddechami. Brała powolne wdechy, przytrzymywała powietrze w wymęczonych życiem płucach i jeszcze wolniej wydychała powietrze. Pierwsza myśl jaka przyszła Liane do głowy to atak paniki, a na to zazwyczaj pomagały spokojne oddechy. Wszystko byleby nie zacząć hiperwentylacji, która mogła się okazać zdradliwa.
-Usiądź i oddychaj powoli.- obserwowała jak Morgan osuwa się po konarze drzewa na ziemię, a jej lęk o życie dziewczyny zaczął wzrastać z każdą sekundą. Nie była przeszkolona medycznie, jedyne sytuacje, w których pomagała komuś zdarzały się w szkole, gdy jakiś nastolatek nie zjadł śniadania i ze stresu mdlał przed tablicą. Wiedziała co zrobić przy omdleniu, ale nie wiedziała co robić teraz. Poruszała się po omacku mając nadzieję, że jakimś cudem zrobi coś co pomoże Morgan stanąć na nogi.
-Hej, loulou, to nie jest żaden problem. Nigdy nie jesteś problemem- w stresie nawet nie zauważyła, że użyła starego, francuskiego określenia, którym nazywała Morgan, gdy jeszcze były razem. Loulou nie miało swojego tłumaczenia, lawirowało gdzieś pomiędzy skarbem a kochaniem, pomiędzy moim światem a misiem. Każdy rozumiał je na swój sposób i to właśnie Liane uważała za niesamowite w nim. Pierwszy raz użyła tego słowa w jednym z pierwszych listów do Morgan, potem już codziennie nazywała ją swoim loulou. Może nie powinna myślami wracać do tamtych czasów, ale stres i napięcie sprawiły, że nawet nie pomyślała, że może nie wypada używać tego słowa.-Co mogę zrobić, żebyś poczuła się lepiej? Zadzwonić już teraz na karetkę?- potrzebowała poinstruowania. Była gotowa zrobić wszystko byleby Morgan odzyskała siły, ale sama nie miała pojęcia co poza spokojnym oddychaniem mogłoby przynieść jej ukojenie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie, nie... Chyba nie... - powiedziała, kręcąc głową na boki. Jeszcze nie wiedziała, czy najwyższa pora na pisanie testamentu, czy kładzenie się na trawie, sugerując nadchodzącym przechodniom, że oto Morgan Baxby odnalazła swój "kawałek podłogi" na cmentarzu. - Może wcale nie będzie trzeba zmniejszać tamtego dołu. W ostateczności się załapię. - Siliła się na żarty, lecz łamliwy głos odbierał humorystyczny akcent czarnego dowcipkowania.
Znowu zawiało. Pod tyłkiem zimna ziemia, nad głową szarówka, w uszach szum. Biednemu wiecznie nieszczęściem w oczy.
Bardzo powoli wyprostowała się, opuszczając dłoń na kark. Oparła potylicę o pień i zgodnie z instrukcjami próbowała zapanować nad oddechem. Okrutne. Okrutne zmuszać organizm do uspokojenia się, gdy w głowie zachodził cały szereg nieopanowanych myśli, sprowadzających na skraj wytrzymałości psychicznej.
Dawno nie było tak źle.
Ostatni raz, gdy prawie zwymiotowała z powodu prawdy rzuconej w twarz, usłyszała, że Carol nie wyszła cało ze szpitala, w którym teraz pracowała.
Skup się na czymś innym - ponagliła samą siebie. Skup się. Znajdź coś innego.
Powoli otworzyła oczy. Jasna twarz umorusana ziemią. Zapach tytoniu. Blond kosmyki uciekające z kitki.
- Loulou - powtórzyła z wyćwiczonym akcentem, zaskakując samą siebie. Prychnęła. - Mam wrażenie, że gdzieś to kiedyś słyszałam. - Lekko nachmurzyła czoło. - Skąd mogę to znać? - zapytała, patrząc wprost w oczy Liane bodajże pierwszy raz świadomie. Wyglądała na równie zagubioną, co ona. - Skąd ty mnie znasz? - Jej imię, twarz, sposób wypowiedzi i akcent sugerowały, że Liane nie pochodziła z Seattle. Ba, nie mogła pochodzić nawet z Ameryki. Ani rodzice, ani Carol nie wspominali, aby gdziekolwiek wyjeżdżała w przeszłości... do Kanady? To najbliższy kraj francuskojęzyczny.
Dlaczego od razu pomyślałam o Kanadzie?
Miała tak wiele pytań i tak mało odpowiedzi ogólnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W pośpiechu sprawdziła kieszeń workowatej bluzy luźno zarzuconej na ramiona. Paczka fejk i pamiątkowa zapalniczka, ale nie to teraz było ważne. Tam dalej, w odmętach kieszeni spoczywał telefon. Była gotowa dzwonić po karetkę nawet w tej chwili, byleby ktoś pomógł Morgan, byleby stanęła na nogi i znów spojrzała na nią trzeźwo tymi pięknymi, szarymi oczami. Zanim jednak zdążyła wyciągnąć telefon Baxby nie dość, że odmówiła to zaczęła żartować. Na usta Liane wstąpił delikatny uśmiech przegryziony stresem, który wypełniał jej zmęczony organizm.
-O nie, nie. Na ciebie jeszcze za wcześnie, Morgan. Dużo za wcześnie.- odparła nie będąc gotowa grzebać kobiety. Nie była w stanie pogrzebać jej mentalnie i żadna nocna rozmowa z Bastianem nie pomogła jej w wykopaniu dołu dla Morgan. Dołu, w którym miała spocząć już na zawsze. Pogrzebana pod warstwą wspomnień, zakopana tak głęboko by nie przebijała się do świadomości w ciągu dnia, by nie pojawiała się nagle i nie psuła nastroju, by nie wracała ciągle na nowo do myśli. Dół, choć wykopany, pozostawał wiecznie pusty bo twarz Morgan ciągle lawirowała wśród jej myśli. Pojawiała się między jedną a drugą fajką, pojawiała się w czasie mozolnej pracy na cmentarzu czy ciemnymi wieczorami, kiedy samotnie kładła się spać. A czasami nawet wtedy, gdy specjalnie umawiała się z kimkolwiek by pozbyć się poczucia osamotnienia, nawet w towarzystwie kogoś kto miał zapełnić dziurę w jej sercu odnajdywała ją w spojrzeniu drugiej osoby. Niebieskie czy brązowe oczy osoby towarzyszącej szybko nabierały szarawego odcienia oczu Morgan, bo to właśnie one były tymi, w które chciała spoglądać.
-Oczywiście, że słyszałaś. Przepraszam, nie powinnam już używać tego słowa, ale...Samo tak wyszło. Nazywałam cię tak, gdy byłyśmy razem. -dopiero teraz do Liane docierała świadomość, że Morgan może nie udawać, że rzeczywiście może jej nie pamiętać. Ta myśl zdawała się być bardziej druzgocąca niż założenie, że Morgan ją po prostu opuściła. Nie wiedziała co się stało dwa lata temu, ale ewidentnie nie było to nic dobrego. -Morgan, byłyśmy razem. W związku. Przez ponad dwa lata. Nawet mieszkałyśmy razem. Ty i ja, pod jednym dachem. Ty... Naprawdę tego nie pamiętasz, prawda?- upewniała się, choć znała odpowiedź, której nie chciała usłyszeć.-Co się wydarzyło dwa lata temu?- spytała patrząc prosto w oczy Ukochanej, jakby próbując udawać, że ma w sobie wystarczającą ilość siły by usłyszeć odpowiedź, której panicznie się bała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W miarę wypowiadanych słów, zdziwienie Morgan rosło do niewyobrażalnych rozmiarów, jakby nażarło się słodkich ciasteczek wzrostu z Krainy Czarów wedle Alicji. Absurd gonił absurd, lecz w świecie wszystkiego, co absurdalne, w takich zabiegach upatrywano się normalności, gdy ówczesna normalność zamieniała się w szaleństwo, pogmatwanie i niezrozumienie.
Baxby cicho przełknęła ślinę. Sucho. Suchość w ustach to oznaka stresu, a stres jest zabójczy. Zasłoniła usta dłonią, powstrzymując niepoprawny śmiech, o którym ostatnio czytała. Odpowiedź przeciwko przegrzaniu mózgu - czynność przeciwna do pożądanej. Za dużo informacji dobijało się o uwagę Morgan i puszka zaczynała być przyciasna dla gotujących się neuronów. Nowe sieci neuronalne budują się na bieżąco, kiedy ona przechodzi roller coaster, od którego zwymiotowałaby, gdyby miała cokolwiek w żołądku.
Omiotła wzrokiem Liane od góry do dołu, powoli odsuwając dłoń. W końcu potrząsnęła głową i stanowczo odparła:
- Nie chcę o tym rozmawiać. Nie, nie ma mowy. - Zmrużyła oczy, przykładając znów palce do prawej skroni. - Nie dzisiaj, nie teraz... - Najlepiej nigdy! - dodała w myślach, rozcierając delikatnie podkreślone oczy. - To za dużo. Mam za dużo na głowie, żeby jeszcze zastanawiać się nad tym! Rodzice, Carol... Cholera! - wysyczała zeźlona na własną słabość. Minął zaledwie rok od zakończenia rehabilitacji, dwa lata od wypadku, a i tak nie mogła nic poradzić na to, że świadomość utraty pamięci tak negatywnie na nią działała.
Wetknęła, jak oparzona dłonie do kieszeni. Żadnych leków.
Ile razy jeszcze zapomnę, że ich nie wzięłam? Morgan, myśl! - wyrzuciła sobie, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i jakby wcale przed chwilą nie miała zemdleć, podniosła się na ugięte kolana.
- Nie idź za mną! Nie idź za mną, nie szukaj mnie... Zostaw mnie! Kimkolwiek jesteś, kimokolwiek byłaś... Zostaw mnie, pour l'amour de Dieu! - warknęła niekontrolowanie, momentalnie prostując się, jak napięta struna. Coś było nie tak. Przerażona patrzyła na twarz blondynki, nie rozumiejąc, skąd tak obcy frazes wziął się w jej ustach. Co to za język? Hiszpański? Portugalski? Francuski? Znów zatkała usta. Gula w gardle stanęła okoniem. Wytknęła Liane palcem i powiedziała łamliwym półgłosem: - Proszę, zostaw mnie. Albo zapomnij.
Ruszając, jak z kopyta po mokrej trawie, liściach, złorzeczyła na świat w pomrukach przekleństw nad martwą zapalniczką, pozostawiając świadka swej przeszłości na zbrukanej żalem ziemi cmentarza.
Zapomniała, że dzisiaj rano skończył się gaz.

[z/t]x2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Beacon Hill”