WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie mówiła, że jedli małego kurczaka na święto dziękczynienia, a mały Timi... nie, to nie ta bajka. W każdym razie, nie krytykowała skromniejszej wersji życia, ale ta po prostu nie była jej znana. Przywykła od urodzenia do rozrzutnego stylu bycia, możliwości dowolnego wybierania miejsc i osób, z którym miała ochotę spędzić wakacje. Mówiono, że pieniądze szczęścia nie dają, ale lepiej płacze się w Porshe niż w małym fiacie. To tyczyły się wszystkiego. Może niektórych kręciły biwaki czy nawet [o zgrozo] spanie pod gołym niebem. Niektórzy jednak potrzebowali tajskiego masażu przed snem i kąpieli w ogromnej wannie z bąbelkami. Nie potrafiłaby nagle przerzucić się na zwyczajne... nic. Zero telefonu, samochodu jeżdżącego z zawrotną prędkością czy nawet głupich szpilek od Louboutina. To było w nią wrośnięte i przegryzło się z jej szpikiem. Wyssała to z mlekiem matki, chociaż... nawet już nie chce o niej pamiętać.
- Pokładam nadzieję, że się o to postarasz. Poza tym, na prezenty się nie zgadza, je się przyjmuje, Ricky. - dodała wywracając oczami. Nie ma, że boli. Jeśli mogła do czegoś wykorzystać swoje umiejętności to chciała to zrobić, czy mu się to podobało czy też nie. No i... może walnęła małą gafę z tym pytanie, ale skoro powiedział, że rozpoznałaby Winstona z zeszłorocznej kolekcji to musiała się naprawdę znać na rzeczy czyli być kimś pokroju Evie Adler. A raczej nie sądziła. Dziewczynę mógł zmienić, a ona mogła tego nie zanotować... zabiegana i zapracowana kobieta!
- I naprawdę myślisz, że Astrid rozpoznałaby pierścionek z zeszłorocznej kolekcji Harry'ego Winstona? Sorry, to mnie zmyliło. Bez obrazy. - odpowiedziała od razu, na swoją obronę, przy okazji unosząc dłonie w geście poddania się. - Mniejsza z tym. Naprawdę cieszę się, że znalazłeś kogoś komu możesz dać taki pierścionek... Ja się pewnie nigdy nie doczekam i będę musiała otworzyć schronisko dla bezdomnych kotów w rezydencji... Nasz lokaj pewnie będzie zachwycony ilością kuwet do sprzątania.... - dodała jeszcze uśmiechając się lekko, choć ta wizja wcale nie należała do najprzyjemniejszych.
<center><img src="https://64.media.tumblr.com/8c86791c456 ... 8f22a.gifv" width="160"></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć ich rodziny nie były zbyt przyjaźnie do siebie nastawione, ale na całe szczęście nikt specjalnie na siebie nie naskakiwał. Pewnie, Ricky słyszał kilka razy o tym, że Adlerom w dupach się poprzewracało i że zadzierali nosa, ale to było raczej skierowane w stronę rodziców Evie. A nawet ona musiała stwierdzić, że było w tym trochę racji. Do dobrego człowiek szybko się przyzwyczaja, więc tak naprawdę nikt nie powinien winić dziewczyny o to, że przyzwyczaiła się do wygodnego życia. Bo faktycznie, w porsche na pewno wygodniej się płacze niż w jakimś gracie.
-Dogadujcie się same. Ja się w to nie mieszam-uśmiechnął się, unosząc dłonie w geście poddania się. Astrid na pewno miała już wizję na ślub i wiedziała czego chce, choć jeszcze nie dostała pierścionka, ani żadnego zapewnienia, że ten ślub się odbędzie. Dlatego też to raczej jego ukochana będzie miała więcej do powiedzenia w temacie organizacji. Evie powinna się z nią kontaktować bezpośrednio.
-Oczywiście, że tak! Wiesz dobrze, że sama projektuje suknie ślubne i ma sporo do czynienia z tymi wariatkami-powiedział jej, pewnie po raz setny. Sądząc po przeszłości, znowu kuzynka zrobi wielkie oczy, że jak to tak, Astrid też robi w branży ślubnej a ona nic o tym nie wie? W którymś momencie Hester naprawdę powinien się o to obrazić, bo ile razy można ignorować to, że nikt nie zwraca na niego uwagi i go nie słucha.
-Cóż, może jesteś zbyt wybredna?-zapytał nieco prowokująco. On jako nastolatek nie był wybredny, a teraz naprawdę kochał Astrid, więc wydziwiać nie zamierzał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie kwestia poprzewracania się w dupach... Jej ojciec od zawsze uważał, że wszystko mu się należy i robił tak, aby w rzeczywistości cel osiągnąć. Jej mamuśka... nie było jej w życiu Evie od lat i jakoś przestała nad tym ubolewać. To przez nią i jej postępowanie zniszczone zostały relacje z rodziną od jej strony, chociażby z rodzicami Ricky'ego. Mieli swoje chimery, mieli to co chcieli, ale los najwyraźniej tak ich uraczył i nie można im było nic odmówić. Jej ojciec był draniem, potrafił nieźle namieszać, ale Evie nie mogła powiedzieć o nim złego słowa... przecież był jej tatuśkiem, a ona była tak podobna do niego, że obrażając starego obrażałaby przy okazji samą siebie.
Wywróciła oczami kiedy powiedział, że mają dogadać się same. Szczyt szczytów. Przecież to on był jej kuzynem, a ona była najlepszą organizatorką wszelkich eventów w całym Seattle, a nawet w całym stanie! To chyba naturalne, że w ramach prezentów powinni się zgodzić na organizację. Przecież nie zrobi nic za ich plecami, a będzie konsultowała to z panną młodą. Ricky miał zamiar być kolejnym Panem Młodym, który nie przykłada się do planowania wesela? Nie, wróć. Od razu odciągnęła te myśli od siebie, żeby przypadkiem nie skierowały się na temat Hamiltona i jego seksownej klaty. Odchrząknęła więc i postanowiła się skupić na tym, co mówi do niej kochany kuzyn. Tak dla odmiany.
- To nie wariatki, ale dobra. Niech będzie. Zrobię z nią deal, ona zgodzi się na zaplanowanie Wam ślubu, a ona mi zaprojektuje suknię i będziemy kwita, jak kiedyś okaże się niezbędna rzecz jasna. - stwierdziła kiwając lekko głową, zadowolona ze swojego fantastycznego pomysłu. Z tą małą różnicę, że Evie zasponsoruje im wesele, a za suknię zapłaci. Po tych wszystkich przykrościach, na które narażony był Ricky i jego rodzina ze strony Adlerów... zwyczajnie mu się należało. - Nie jestem wybredna tylko mam pewne standardy. No i nie chcę, aby ktoś był ze mną tylko dla kasy, na razie większość przypadków zainteresowania moją osobą była właśnie z tego powodu. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Bycie bogatym miało swoją cenę, tutaj szanse na prawdziwą miłość były prawie zerowe.
<center><img src="https://64.media.tumblr.com/8c86791c456 ... 8f22a.gifv" width="160"></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Każda rodzina ma swoje dramaty, swoje cechy, których inni nie rozumieją. To, że wygląda, jakby się im w dupach poprzewracało, to był efekt końcowy - nikt, a już na pewno nie Ricky, nie twierdzi, ze nie doszli do takiego stanu ciężką pracą, wysiłkami i tak dalej. Hester nie znał za bardzo losów Adlerów z przeszłości. Nie wiedział, czy jego wujo doszedł do takiego stanu konta sam, harując jak wół, czy też może rodzice przelali mu pierwszy milion, żeby mu było łatwiej w życiu. Adlerowie byli dość specyficzni, ale jeśli i ojciec i córka byli bardzo podobni, to trzeba było uznać, że Ricky ich ... akceptuje. Evie była jego kuzynką i choć naprawdę nie musieli utrzymywać znajomości, to musieli się lubić i dogadywać, skoro właśnie siedzieli na kawie i rozmawiali o dość osobistych sprawach, prawda?
Nie, Ricky na razie nie planował całkowicie wymigiwać się od organizacji wesela, jednak swój rozumek miał, wiedział że na kolory jest trochę ślepy, na kwiatach się absolutnie nie zna, więc zakładał że te tematy to jednak będzie działka Astrid. On nie miał najmniejszego problemu z tym, aby pozwolić Evie zorganizować im wesele, ale skoro to miał być prezent dla ich obojga, to nie chciał podejmować decyzji sam.
-I to brzmi nieźle-stwierdził. Cóż, na razie to on musiał wybrać pierścionek i odważyć się uklęknąć na jedno kolano,. To raczej było bliższe w czasie i bardziej prawdopodobne niż oświadczyny u kuzynki, ale wciąż nie było pewności kiedy i jak . Choć blondyn nie brał pod uwagę możliwości, że jego wieloletnia dziewczyna mu odmówi!
-Dobrze, że ja nie mam kasy i nie mam takich problemów-puścił oczko do dziewczyny, ale musiał stwierdzić, że trochę ją rozumie. Pewnie, to częściej kobiety lecą na hajs i dzianych facetów, ale na pewno musiało to działać w obie strony. A nawet jeśli to nie byli biedaki, to i tak jakiś niesmak pozostawał, gdy zamiast prawdziwej miłości jest bardziej transakcja biznesowa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Evie była mistrzem wychodzenia na swoje, więc Ricky nie powinien się dać tak łatwo złapać. Oczywiście uśmiechnęła się, kiedy przystał na jej racjonalny pomysł. I tak zrobi po swojemu, nie nazywałaby się Adler gdyby było inaczej. Ojciec ją tego nauczył. Nie poddawała się, robiła wszystko tak, aby jej było na wierzchu. Kłótnie z nią to prawdziwe batalie, którym nie mógł sprostać nawet najwybitniejszy i najwaleczniejszy rycerz. Pewnie przez jej paskudnie trudny charakter ciężko było załatwić cokolwiek, a na ugody nie szła... Chyba, że takowa była dla niej wybitnie korzystna i mogła osiągnąć jeszcze więcej niż normalnie. Trzeba umieć się ustawić w życiu, jak to mawiał jej tatusiek.
- Kasa to problem. - mruknęła wywracając oczami. Bogatym ludziom nieczęsto zdarza się do tego przyznawać, jednak Evie wiedziała jak jest. Ciężko było o szczerość i prawdziwość, kiedy w grę wchodziły pieniądze. Zdawała sobie sprawę z tego, że osoby niemajętne w taki sposób jak ona, zawsze będą patrzyły na nią przez pryzmat zielonych banknotów. Nie było w jej życiu miejsca na szczere uczucia czy cokolwiek innego. Nawet jeśli oddałaby całe pieniądze jakie posiadała, pewnie nie umiałaby sobie z tym poradzić. Z jednej strony wygoda i możliwość posiadania wszystkiego, a z drugiej przekleństwo. Co z tego, że otaczała się wieloma osobami, skoro tak na dobrą sprawę czuła się samotna. Ricky miał swoje życie i kobietę, na której mu zależało. Ojciec Evie nie miał czasu, dla niego najważniejsza była firma. Młodsza siostra była zbuntowana, starszy brat uważał ją pewnie za smarkulę, a bliźniak nawet jak był, to jakby go nie było. To nie było proste życie i nikt na dobrą sprawę nie chciałby w to brnąć.
- Będę musiała zaraz lecieć, mam spotkanie. - dodała, spoglądając na zegarek. Kolejna konsekwencja pieniądza, który napędzał świat i posiadania własnego biznesu. - Ale spotykamy się znowu, może wpadnę do Was z butelką dobrego alkoholu. - dopowiedziała z uśmiechem i zaczęła wrzucać swoje rzeczy do torebki.
<center><img src="https://64.media.tumblr.com/8c86791c456 ... 8f22a.gifv" width="160"></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bo kłócić się trzeba umieć! Ricky niespecjalnie umiał, bo nie było powodu, nie miał mentora w tym temacie i tak dalej. Pewnie, jakby chciał, to mógłby się specjalizować w przekomarzankach z Astrid, ale to na pewno coś innego. On wolał machnąć ręką i niby pokazać, że się poddaje, a jakby się zachował, to już inna sprawa. W tym przypadku, nie planował się kłócić, że prędzej padnie trupem niż przyjmie pierścionek po kuzynce. Po prostu wzruszy ramionami i skoro Evie nie miała ochoty mu pomóc, to pójdzie sam do jubilera. A jak temat zostanie ponownie poruszony, to powie już, że po sprawie, ma już pierścionek.
-Do momentu aż nie poznasz tego jednego, jedynego-powiedział. Ludzie bez pieniędzy mają też problemy ze znalezieniem swojej drugiej połówki. A bo leci tylko na wygląd, na powiązania i tak dalej. Nie oszukujmy się, ilość interesownych ludzi była przerażająca. Choć Hester miał tego farta, że poznał swoją miłość życia, gdy był jeszcze gówniarzem. Wtedy patrzyło się na potencjalnych partnerów i partnerki zupełnie inaczej.
-Jasne, zapraszam. Daj znać wcześniej, to przyniosę coś z pracy-cóż, mógłby ugotować w domu i pewnie na tym by się skończyło, gdyby wiedział, że będą mieli gościa. -Tylko pamiętaj, ani słowa Astrid-rzucił, bo jeszcze nie miał pojęcia, kiedy tak naprawdę się oświadczy.

/zt

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tego dnia jeden telefon nieoczekiwanie wywrócił jego plany o sto osiemdziesiąt stopni. W prawdzie miał zamiar zajrzeć do winnicy i dopilnować ostatnich poprawek związanych z pewnym projektem realizowanym we współpracy z ulubioną stacją radiową, ale nie byłby sobą, gdyby nie znalazł kilku godzin na okazanie wdzięczności drugiemu człowiekowi, prawda? A tylko dziwnym zbiegiem okoliczności ten człowiek prezentował się wyjątkowo czarująco, a swoim śmiechem sprawiał, że kolana Athertona niespodziewanie miękły. Tak, więc, gdy telefon bruneta nieoczekiwanie zawibrował ten nie krył zdziwienia, lecz równocześnie nie byłby sobą uznając, że w zasadzie dzisiaj ma inne plany. Nie był wprawdzie pewien czy jego wybawicielka przystanie na propozycję dziękczynnej kawy, ale najwyraźniej zrobił na niej lepsze wrażenie niż przypuszczał. Dodatkowo jego psiak czuł się już o wiele lepiej, więc Charlie mógł z czystym sumieniem pozwolić sobie na wyjście. Przez myśl przeszło mu by zabrać swojego czworonożnego przyjaciela ze sobą, ale póki co nie garnął się do wyjścia a i forsowanie go od razu na tak dalekie dystanse byłoby niezbyt trafnym pomysłem. Atherton po rozmowie z weterynarzem zdecydował, że będzie stopniowo zwiększał aktywność fizyczną psiaka tak by wszystko mogło zagoić się jak należy. Z resztą co tu dużo mówić, traktował go po części jak swoje dziecko, ale tak prawdopodobnie mieli wszyscy właściciele czworonogów. Stawałby na rzęsach by włos mu z głowy nie spadł, szczególnie gdy biedaczyna doznała tak poważnego uszczerbku na zdrowiu.
Tak, więc kwadrans po trzeciej po południu siedział już w jednej dobrze znanych mu kawiarni w samym centrum Beacon Hill. Pogoda wyjątkowo dopisywała pieszym wędrówkom toteż odległość dzielącą jego dom od lokalu zdecydował się pokonać pieszo. Tak po prawdzie to nie był pewien na co się zdecydować a ten lokal mimo wszystko sprawiał wrażenie dość neutralnego i niezbyt pretensjonalnego. W końcu nie chciał wyjść na nastawionego cholera wie na co natręta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

To śmieszne, a może i tragiczne, że do tej pory wpadali na siebie w potrzebie. I to może on o wiele bardziej potrzebował pomocy niż Danielle. Chociaż czy to, że dostawała zajęcie, jakim była pomoc drugiej osobie, tak absorbujące zadanie, nie było też w pewien sposób wybawieniem dla samej Hudson? A i owszem, było. Nie przyznawała się do tego, jednak głośno, udając, że to tylko Charles ma wobec niej jakiś tam dług wdzięczności. Pomogła dojść mu do zdrowia w szpitalu, dbając o niego zupełnie, jakby leżał na prywatnej sali w rewelacyjnej klinice, a i niejedną partyjkę w warcaby zagrali, czasem zmieniając grę na coś innego. Później mieli się już nie spotkać, kiedy mężczyzna wrócił do swojego życia, a jednak... Znów ich drogi się splotły. Dani nie umiała przejść obojętnie obok cierpienia zwierzęcia, więc kiedy zauważyła w uliczce potrącone zwierzę nie myślała czyje jest, a po prostu zabrała do najbliższego weterynarza, jakiego udało się jej znaleźć za pomocą aplikacji. Dopiero, kiedy weterynarz zajął się swoim uroczym pacjentem, Hudson i recepcjonistka namierzyły właściciela. I tak znów na siebie wpadli... Więc może to głupie, może to totalnie niewłaściwe, ale blondynka widziała coś więcej między nimi niż może rzeczywiście było. Jednak wszechświat... Tak jej sugerował, prawda?
Na kawę więc szła z nadzieją, że będzie to dobre popołudnie. Pozbawione rozczarowania. Liczyła na rozmowę, wymienienie informacji co u nich... I sama nie wiedziała na co jeszcze. Chyba, jak zobaczyła neutralność miejsca, po dotarciu o wyznaczonej porze do lokalu, to przestała czekać na cokolwiek. Uśmiechnęła się jednak mimo wszystko na widok mężczyzny i podeszła do stolika, gdzie on już się znajdował.
-Cześć, mam nadzieję, że długo nie czekasz - przywitała się z nim, uśmiechając się radośnie. -Jak się czuje psina? - zapytała o to jako o pierwsze. Raz, że była ciekawa i w sumie to pisała codziennie smsa z pytaniem o to, a dwa tak było prościej. Neutralnie. Kurczę, chyba trochę się stresowała... No, ale co mogła poradzić, że polubiła tego mężczyznę, z którym łączyło ją niewiele, ale jednak w dość pokręcony sposób. Jakby nie było.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ przepraszam za opóźnienia :c
Cóż, gdyby Charles był bardziej przesądny pewnie uznałby, że to los zesłał mu ją żeby co nieco zrozumiał i być może porzucił w końcu maskę beztroskiego Piotrusia Pana. Szczególnie przesądny na szczęście nie był, ale odkąd Dani po raz kolejny pojawiła się w jego życiu uśmiech coraz częściej widniał na jego twarzy. Mógł mieć tylko nadzieję, że tym razem będzie mógł zyskać jej zainteresowanie nie tylko będąc w potrzebie. Po cichu liczył, że będzie skłonna poznać go od tej nieco bardziej przebojowej strony, tej którą na co dzień kroczył przez życie.
Wracając jednak do spraw przyziemnych i wspomnianej kwestii uśmiechu. Kąciki ust Athertona podniósł się eksponując znienawidzone przez niego dołeczki w policzkach, gdy tylko blondynka przekroczyła próg kawiarni.
-Cześć! Nie coś ty, dopiero przyszedłem.- odparł posyłając w jej stronę promienny uśmiech. W zasadzie stwierdzenie nie do końca mijało się z prawdą, gdyż do lokalu zawitał przed niespełna kwadransem. Poza tym nie śmiałby wytykać brak poszanowania dla swojego czasu dziewczynie, która w zasadzie w krótkim czasie zrobiła dla niego więcej niż ludzie których znał lata. Może i miał w sobie sporo z niedojrzałego pyszałka, w końcu słyszał tym podobne uwagi nie raz, ale zdecydowanie potrafił okazać wdzięczność kiedy był w pełni przekonany, iż bezsprzecznie należy się ona konkretniej osobie. - Coraz lepiej.- podzielenie się z nią tym wyznaniem sprawiło mu wiele radości. W swoim życiu tak naprawdę zwracał uwagę na niewiele spraw, większość z nich lekceważąc i mając za nic, ale przygarnięty z jednego z okolicznych schronisk psiak był jego oczkiem w głowie. Na ludziach nie zawsze mógł polegać, wiedząc, że część z jego znajomych z większą serdecznością wspomina nie jego samego a luksusy, które wynikały ze znajomości z Athertonem. Natomiast psiak był w stanie ofiarować mu taki bezkres bezinteresownej miłości, którego za nic się nie spodziewał. - W zasadzie planowałem wziąć go ze sobą, żeby mógł podziękować osobiście, ale póki co długie spacery nie są wskazane. Może i na to będzie jeszcze okazja. - dodał po chwili przygryzając wargę, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał. A może denerwował? Nieszczególnie krył się z tym, że zdążył zapałać do niej naprawdę ciepłymi uczuciami. Danielle poza swoją niewątpliwie imponującą aparycją była przede wszystkim dobrą osobą. Tak w każdym razie postrzegał ją Charlie, który nie mógł wyjść z podziwu nad tym jak dzielnie znosiła jego szpitalne humory podczas gdy wszyscy inni mieli go gdzieś Może stąd ta niepewność i dość subtelna jak na niego sugestia kolejnego spotkania? W pewnym sensie naprawdę niedowierzał, że jakaś relacja w jego życiu może zacząć się tak zdrowo i dobrze. -A u ciebie wszystko w porządku? - zagaił by zadręczać jej permanentnie swoimi bolączkami. Dość nasłuchała się już jego zrzędzenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ teraz ja zamuliłam ;c ale miałam niemoc, oby minęła na dobre! keep your fingers crossed (:

On dołeczków nienawidził, blondynka wprost przeciwnie. Nie znali się długo, ale lubiła te momenty, kiedy twarz bruneta rozświetlała się uśmiechem, a w policzkach pojawiały się te zagłębienia. To dodawało mu zdecydowanie uroku, takiego chłopięcego uroku, który zdecydowanie mu pomasował. Może też dlatego uśmiech samej Hudson stał się szerszy, gdy mogła podziwiać Charlesa właśnie w tym wydaniu.
-To dobrze, nie lubię, kiedy ktoś musi na mnie czekać - przyznała całkiem szczerze. Danielle należała do osób szanujących swój czas, ale także ten, który należał do innych. Nie przepadała więc za spóźnialstwem, niezależnie w czyim wykonaniu. A skoro wymagała od innych punktualności, to dobrze i samemu się w tej kwestii pilnować. -Cieszy mnie to bardzo, że jest coraz lepiej - przyznała z delikatnym uśmiechem. Danielle kochała zwierzęta i nie znosiła, kiedy działa się im jakaś krzywda. Kiedy zobaczyła te stworzenie zostawione same sobie, gdzieś na boku ulicy, serce prawie pękło jej na milion kawałków. Mogła przejść obok, ale jednak się zainteresowała i to pozwoliło na uratowanie psiaka. Jak widać, nie tylko ją to cieszyło, ale i właściciela. Właśnie to, jak bardzo zależało Athretonowi na swoim psie, utwierdzało Hudson w przekonaniu, że mężczyzna musi być po prostu dobrym człowiekiem. Nie znali się dobrze, właściwie to pierwszy raz, kiedy widzieli się poza szpitalną salą czy gabinetem weterynarza. Dopiero się poznawali w normalnych warunkach, w rzeczywistym świecie, a nie szpitalnej bańce. Jednak tamta ułuda sprawiła, że Dani naprawdę polubiła bruneta. Może czasem bywał opryskliwy, ale który pacjent nie jest? O byciu Piotrusiem Panem czy niezbyt ufnym człowiekiem ze względu na wcześniejsze zawody ze strony innych osób nie wiedziała. -Jasne, bardzo chętnie. Mogę kiedyś wpaść w waszą okolicę na krótki spacer. W ramach rekonwalescencji dla (tu imię psa, bo chyba nie padło i nie znam, ups) - zaproponowała może nieco zbyt śmiało, ale chyba to wynikało z tego, co właśnie zasugerował Charles, tak? Że liczył na kolejne spotkanie. Oby tylko to przebiegło dobrze, bo inaczej, przecież jeszcze może zmienić zdanie. -Tak... Właściwie to jest dość nudno. Żadnych uciążliwych pacjentów, niewiele ptaków na moim balkonie... Wszyscy są zajęci i gdzieś pędzą, więc głównie spędzam czas w domu z Puszkiem, albo w pracy. A jak u ciebie? Masz sporo obowiązków po powrocie z przymusowego urlopu? - zapytała z zainteresowaniem, bo w sumie niewiele Charles do tej pory mówił o swoim zajęciu. Może dziś otworzy się nieco bardziej? Dani ciekawiło jak sobie radził z tym, że jednak był wyłączony z zawodowego życia przez dłuższą chwilę. Nawał stresujących obowiązków, goniące terminy czy może jednak firma radziła sobie bez niego? Nie wiedziała. I co prawda codzienność swoją Dani przedstawiła jako zwyczajnie nudną, ale zataiła też pewien smutek, który towarzyszył jej z powodu tego, że ostatnio wszyscy się od niej nieco... Odcięli. Mało kto pamiętał o jej urodzinach, a rodzeństwo jakby się rozpłynęło, skupiając intensywnie na swoich sprawach. Blondynka nie była do tego przyzwyczajona, przecież kiedyś niemal się nie rozstawali... Brakowało jej tego radosnego gwaru z rodzinnego domu, coraz bardziej przeszkadzała cisza kawalerki, w której mieszkała... Dobrze, że Puszek czasem miauczał, ale wciąż to była pustka... Chyba powinna znaleźć sobie więcej znajomych, żeby jakoś zapełniać wolne chwile. No, ale... Nie chwaliła się tym aż tak, bo zależało jej na tym, żeby podtrzymać dobre wrażenie, które chyba zrobiła na Charlesie. Inaczej raczej, by jej tu nie zaprosił, tak? A może jednak... To jest tylko kawa w ramach wdzięczności? A propos kawy, podeszła do nich też kelnerka i mogli złożyć swoje zamówienie - Hudson skusiła się na latte i sernik Oreo, trzeba sobie jakoś osłodzić puste życie, nie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, gdyby to od niej usłyszał z pewnością i on zacząłby patrzeć na nie przychylniej. Na ten moment jednak kojarzył mu się z dziecięcą krągłością pulchnych policzków, z którą walczył lata, chcąc raz na zawsze wymazać z pamięci aparycję tłustawego cherubinka. Mimo, iż teraz miał się za co najmniej mocną ósemkę to jako dzieciak i miłośnik babcinych wypieków zdecydowanie nie zachwycał aparycją.
- A ja nie przepadam za czekaniem na innych. Najczęściej nie warto. - odparł z uśmiechem i bez cienia zgryźliwości bowiem jego słowa w żadnym razie nie był szpilą w jej stronę i bezmyślną zaczepką. Chciał być wobec niej szczery, właśnie w ten sposób okazywał sympatię i szacunek do rozmówcy. W każdym jednak razie życiowe doświadczenia nauczył go, że jeśli ktoś od samego początku nie szanuje naszego czasu to później będzie tylko gorzej. Wybaczasz kwadrans, przymkniesz oko na godzinę a z miesiąca na miesiąc zadowoli cię to gdy druga osoba w swym napiętym grafiku znajdzie dla ciebie byle pięć minut. Po co to wszystko?
- Jest naprawdę dobrze i to dzięki tobie.- zawtórował, nie będąc do końca pewien czy pije do stanu zdrowia psiaka czy to jak znajomość z Dani wpłynęła na jego samopoczucie w szerszym rozrachunku. Podobnie jak ona kochał zwierzęta, uwielbiał się nimi otaczać i cenił sobie osoby, które niosły im pomoc. Jednak dotychczas na tym kończyła się jego dobroczynność. Miał serce do zwierząt, gorzej z ludźmi. Jednak wszystko wskazywało na to, że i ta kwestia powoli ulegała zmianie i to na dobre. - Och, doskonale!.- gdyby był o te dwadzieścia lat młodszy pewnie klasnąłby w ręce by okazać swoją ekscytację dobitniej, jednak z wiekiem na całe szczęście jego zamiłowanie do przepadzistego gestykulowania nieco się unormowało. - Myślę, że Cider będzie zachwycony. - dodał co by nie wyjść na narwanego. - Nie brzmi to jak nuda. - zamyślił się co w zasadzie zdarzało mu się coraz częściej. W prawdzie o swoich zajęciach blondynka mówiła z wyjątkową lekkością, jak gdyby nie były szczególnym wyczynem, ale on widział to trochę inaczej. Za nic w wiecie nie chciałby wejść w jej buty i znosić narzekać pacjentów równie nieznośnych co on sam. Pewnie nie raz żartował, że Hudson uodporniła się na oddziale do tego stopnia, że jest w stanie wytrzymać tyle czasu w jego towarzystwie bez mrugnięcia okiem. - Winnica ma się dobrze, ale marzy mi się kolejny wyjazd. - przyznał, bo nie było sensu zgrywać wielkiego biznesmena. Z jego perspektywy winnica była tylko okazją do zarobku i zbędnym wydatkiem rodziny, która chciałą zatrzymać go tutaj w Seattle. Owszem prowadził ją najlepiej jak mógł, ale to nie do tego był stworzony. W każdym razie nie jego zdaniem. - Myślałem o Gwinei. Może, gdy sytuacja się unormuje i Cider dojdzie do siebie. Póki co zostaję w Seattle. - podsumował wyraźnie akcentując ostatnie zdanie. Owszem marzył mu się wyjazdy, które w zasadzie zapewniały mu znaczną część przychodów, ale nie da się ukryć, że jego priorytety uległ małej zmianie. Chciał przede wszystkim wspomóc swojego czworonożnego przyjaciela w rekonwalescencji. Wręcz nie wyobrażał pozostawienia tego biedaka pod opieką kogoś innego, gdy w tak krótkim czasie przeszedł tak wiele. Druga sprawa, że jak już wspominałam postanowił na samym starcie nie zniechęcić do siebie Hudson. Spędzanie z nią czasu przynosiło mu ukojenie i sprawiało, że po raz pierwszy od dawna szczerze się uśmiechał. Dlaczego, więc miały z tego rezygnować?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<div class="cal3"> <h1>#1</h1> <h2>the one with hope</h2></div>
Jeden zakręt, jedno przejście dla pieszych i jedne drzwi. Dokładnie tyle dzieliło go od ponownego spotkania z Nią. Wciąż nie znał jej imienia, nie potrafił przypisać jej twarzy żadnej nazwy i cała, zaczynając na ciemnych włosach i słodkim uśmiechu, a kończąc na przenikliwym spojrzeniu, którym przeszywała wchodzących do kawiarni ludzi, była dla niego prawdziwą zagadką. Właśnie dlatego ponownie pojawił się pod tym adresem: mała, domowa kawiarnia umiejscowiona w południowej części Seattle to ostatnie miejsce, w którym można się spodziewać Crane'a. A jednak tam był, już trzeci raz w tym tygodniu, kręcąc się po chodniku przed lokalem, jakby nagle zabrakło mu odwagi, by uchylić drzwi i wejść do środka. Od wielu lat nie czuł się w ten sposób. Nie potrafiąc nawet określić stanu, w którym się znalazł: z szybko bijącym sercem, uderzeniami gorąca, dziwną dusznością w piersi, mógł albo zwyczajnie, po ludzku się ekscytować, albo panicznie bać nadchodzącego spotkania.
Nawet się nie umówili. Nie był pewien, czy kobieta w ogóle wie, że od trzech tygodni stała się jego osobistą obsesją. Myślał o niej, kiedy stał pod prysznicem, a chłodne krople wyznaczały ślady na spiętych ramionach. Myślał o niej, kiedy po raz kolejny kłócił się z żoną, a setny w tym tygodniu talerz roztrzaskiwał się na świeżo odmalowanej ścianie. Nie rozumiał, dlaczego - spośród wszystkich kobiet, które w życiu poznał - akurat Ona królowała w jego głowie. Potrafił wyobrazić sobie jej twarz w ciągu kilku sekund, choć widział ją tylko kilka razy. I zdawał sobie sprawę, że nie powinno tak być: bo ciężar pierścionka na palcu przypominał mu o kobiecie, której ciepło co wieczór ogrzewało jego łoże, a praca i ciągłe zabieganie uświadamiało, że zwyczajnie nie miał czasu na zawracanie sobie głowy kolejną dziewczyną.
Tylko że jej spojrzenie prześladowało go przez ostatnie tygodnie i nie potrafił odmówić sobie przyjemności pojawienia się w tej kawiarni kolejny raz. Nawet jeśli, jak ostatni tchórz, kręcił się przed drzwiami i układał w głowie słowa, które mógłby jej powiedzieć, gdyby w końcu się spotkali - tak świadomie, za obopólną zgodą.
Widział ją, siedzącą przy stoliku pod oknem, sączącą napój z kolorowego, ubranego w świąteczny sweterek kubka. Nie była jednak jedyną klientką: w lokalu aż roiło się od hipsterów i nastolatków korzystających z uroków grudniowego weekendu. Roderick doskonale wiedział, że wcale tam nie pasuje: ubrany w ciemny garnitur, jakby wycięli go z okładki magazynu modowego, powinien bawić się na jakimś bankiecie w towarzystwie małżonki, a nie zwiedzać wątpliwej reputacji kawiarnie.
Dwa, cztery, dziesięć oddechów i w końcu zdecydował się wejść. Zapach parzonej kawy i ciasteczek korzennych uderzył jego nozdrza, ale Crane przyzwyczajony był do znacznie bardziej egzotycznych woni. Dlatego, zamiast zaciągnąć się aromatycznym powietrzem, odrobinę się skrzywił. Może, koniec końców, nie powinien był wchodzić?
W jednej sekundzie złapał spojrzenie brunetki i zrobił to, co robił najlepiej: uśmiechnął się, półgębkiem, jakby prezentował kobiecie jedynie przedsmak tego, co mogłaby otrzymać. Przyszedł tutaj dla niej i to dla niej wyglądał jak milion dolarów.
Jej ruch.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

chyba 5.

Świąteczny klimat. Czy go lubiła? Sama nie wiedziała. Był dość problematyczny, biorąc pod uwagę szukanie prezentów, udawanie, że wszystko jest okej i spędzanie rodzinnych obiadków na przyglądaniu się dlaczego adopcyjni rodzice się od siebie oddalają. Smsowała właśnie z Timem a propos prezentu dla mamy i taty, załamując się nad kolejnymi propozycjami. Młodszy brat miał dziwną fantazję, ale skarpetki? Oboje zarabiali, może nie kokosy, ale mogli sobie pozwolić na coś więcej. Niemniej, gdy padła propozycja wycieczki nawet się ucieszyła. Był to dobry pomysł, by się jakoś zjednoczyć, a jak nie, to Averill po prostu pozbędzie się męża. Nikt nie będzie żałował. Nie żeby coś, kochała swoich rodziców, ale wyczuła od ojca dziwny vibe ostatnio i nie chciała nic mówić, ani podejrzewać...
Z myśli szybko otrząsnęła ją kelnerka pytając, czy chciałaby jeszcze dolewkę. Adelaide Callaway była uzależniona od kilku rzeczy. Herbaty zielonej, wieczorów z Teddy, guilty pleasure na dziale z cliche historyjkami w ulubionej księgarni i kawy. W hektolitrach. A ponieważ nie chciała, by kiedykolwiek jej się nudziła, próbowała różnych smaków. Okres jesienno-zimowy przynosił jej pumpkin spice latte, piernikową, korzenną, toffee, a także z różnymi dodatkami i syropami. Mogła przebierać dowoli, jeśli zwykłe cappuccino czy espresso ją nie zadowalało. Poprosiła więc o jeszcze jeden kubek i dyniowy placek, po czym wróciła do lektury. Przesunęła palcami po stronie i przewróciła ją lekkim ruchem, wzrokiem skupiając się na kolejnych literach. Pewnie nie zwróciłaby większej uwagi na to, kto pojawia się w kawiarni, kto do niej wchodzi, kto z niej wychodzi, gdyby nie dziwne uczucie gorąca. Spojrzała znad książki w stronę wejścia i już wiedziała, czemu dziwna fala zalała jej ciało. To nie była ekscytacja. To nie było przyspieszone bicie serca. Nie latały wszędzie serduszka, a on nie był dawną miłością. Wręcz przeciwnie, po jego wyglądzie mogła sądzić, że jest nadętym bufonem z jakiegoś korpo, a obrączka na palcu najwyraźniej go nie świerzbiła, gdy próbował flirtować. Nie odrywała jednak od niego spojrzenia. Czy to przypadek? Czy znalazł się tu specjalnie? Przygryzła dolną wargę i na moment odwróciła wzrok. Kelnerka przyniosła jej kolejny kubek oraz i zabrała resztę ze stołu. Addie odłożyła książkę na siedzenie obok niej i ujęła kawę w dłonie.
Znów ich spojrzenia się spotkały. To chyba była ciekawość. Dlatego odwzajemniła lekki uśmiech, zakładając niesforny kosmyk za ucho. Niektórzy ten gest odbieraliby jako flirt, ona? Jako niewielki, niewiele znaczący, by zobaczyć co dalej. Może tak naprawdę był z kimś umówiony?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mało jest rzeczy, które irytują Rodericka tak bardzo, jak cały ten przereklamowany „świąteczny klimat”. Wszędzie stoją choinki. Wszędzie świecą się kolorowe światełka. Na każdym rogu napotyka się motywujące teksty i życzenia „najlepszego”, tak jakby czerwono-zielono-biały billboard miał jakikolwiek wpływ na kształtowanie rzeczywistości.
Poza tym, w przypadku Crane’ów, Boże Narodzenie wiązało się z uroczystą, rodzinną wieczerzą, w przełożeniu na ludzki: z najgorszym koszmarem, jaki można sobie wyobrazić. Bo co dobrego może wyjść z zestawienia nieuczciwego polityka, zawziętego prokuratora, ambitnego adwokata i jeszcze kilku wielce ważnych osobistości? Rok w rok, to samo: ogromna awantura, która po czterdziestu latach nieubłaganej powtarzalności, zupełnie jak w błędnym kole, stała się dla Ricka tradycją. I podczas gdy w tych “normalniejszych” częściach miasta ludzie wychodzą na ulice, kolędują i piją gorącą czekoladę, Crane’owie, wystrojeni w skrojone na wymiar garnitury i wypolerowane lakierki, uśmiechają się do siebie przy ogromnym stole, udając, że wszystko jest w porządku.
Jeszcze niecałe trzy tygodnie i Roderick zrobi dokładnie to samo: zmusi wargi do wygięcia się w pełen zadowolenia łuk, obejmie małżonkę w pasie i wymijająco odpowie na wszystkie pytania ulatujące z ust obrzydliwie bogatych ciotek.
Na razie jednak chciałby rozkoszować się tą chwilową zwykłością, która w kontraście z życiem mężczyzny wydaje się wręcz dziwaczna. Z całego serca pragnął zasmakować zwyczajności, w której otaczający go ludzie czuli się tak bezpiecznie. Poza tym w tej zwyczajności kryła się też ona — brunetka, na której skupił swoją uwagę już kilka tygodni temu. I, gdyby wierzył w magię, powiedziałby, że to cud, że znowu spotykają się w tej samej kawiarni.
Zapytany o plany wobec tej młodziutkiej dziewczyny, pewnie by się skrępował. Tak naprawdę niczego jeszcze nie przemyślał: wiedział tylko, że żywe zainteresowanie, które w nim wzbudziła, może być trujące. Sam nie był pewien, czego oczekuje po tym spotkaniu: był natomiast przekonany, że zadziała ono jak kubeł lodowatej wody. Przekona się, że śliczna młódka to kolejna zapatrzona w siebie nastolatka, która — prócz pięknej buzi — nie może mu nic zaoferować. Znał już takie jak ona. Panoszyły się wokół niego od lat, zawsze prosząc o choćby chwilę uwagi. Krótkie “sam na sam”, nawet jeśli gdzieś na horyzoncie majaczyła sylwetka pani Crane. Spodziewał się, że z dziewczyną z kawiarni będzie tak samo.
Najpierw podszedł do stojącej za barem kobiety. Zielona herbata bez cukru i kilka ciasteczek korzennych własnego wyrobu. Z dwoma (ozdobionymi w zielone choineczki, a jakże) talerzykami pojawił się przy stoliku zajmowanym przez Adę. Postawił przed nią słodki, chrupiący poczęstunek, a sam upił łyk czegoś, co jedynie ironicznie mogło zostać nazwane herbatą.
— Proszę mi wybaczyć, ale z czystej ciekawości muszę sobie pozwolić… — Wskazał dłonią na spoczywającą na krześle książkę. — Zastanawiałem się, jaki rodzaj literatury wciągnął cię tak bardzo, że nie zauważyłaś nawet, że tamten dzieciak wpatruje się w ciebie od dobrych dwudziestu minut. — Kiwnął głową w stronę siedzącego po drugiej stronie lokalu nastolatka, który — w jednej chwili bardzo speszony — aż zerwał się z miejsca. A Rick, podnosząc książkę z siedzenia, modlił się, by nie było to tanie romansidło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zawsze chciała zaznać normalności, nic więc dziwnego, że zrozumiałaby Crane'a w tym całym poszukiwaniu. Nie miała z początku łatwo, wręcz można powiedzieć pod górkę i cały czas pewne rzeczy wciąż odbijały się na jej "normalnym" życiu. To śmieszne, jak dla niektórych wystarczyłaby po prostu zmiana otoczenia, zmiana ludzi, z którymi się zadają, rodziny, do tego, by poczuć się wolniejszym, by zacząć oddychać, a inni musieli przełamywać swoje lęki, by nie czuć paraliżującego strachu. Addie wstydziła się swoich słabości, jak mało kto. Poszukiwała choć namiastki tego, co dla mężczyzny pewnie było gamą normalności. Byli tak bardzo różni, tak zupełnie z innych światów, a jednak to on w tym momencie stał w kawiarni i przyglądał się jej. To on zwracał na nią uwagę, gdy przerzucała kolejne strony książki, gdy lekko marszczyła nos, zastanawiając się nad czymś, gdy jej usta stykały się z kubkiem ciepłej kawy. Nie rozumiała co w niej widzi, zdając sobie sprawę, że ze trzy czy cztery kobiety w pomieszczeniu bardziej by do niego pasowały, które mogły go o wiele bardziej zainteresować.
Zniknął, podszedł do lady, a Adelaide cicho westchnęła. Dziwny ciężar spadł z jej ramion, ale sama nie umiała powiedzieć dlaczego. Czy obserwowanie przez niego było czymś przed czym musiała uciekać? Czy on był kłopotami? Możliwe. Ale nic nie zrobiła, nie opuściła kawiarni, zamykając na moment oczy, by wyciszyć głupią głowę. Proszę mi wybaczyć... ugh, znowu jakiś durny chłopak chce zapytać o jej numer? Otworzyła oczy i mając już powiedzieć, że nie jest zainteresowana, zobaczyła jego. Uniosła brew do góry, widząc, że bezpardonowo siada przy jej stoliku i sięga po książkę, którą wertowała. Cardiac Surgery. Operative Technique. II. - Hm... zauważyłam natomiast, że to Pan przyglądał się mi równie zaciekle - nie wiedziała czemu to powiedziała, ale słowa same opuściły jej usta. Odłożyła kubek na bok, spoglądając na mężczyznę. Teraz mogła mu się przyjrzeć dokładniej. Przystojny, dobrze ubrany i z pewnością starszy od niej o dziesięć lat. Przyciągała takich, czy o co chodziło? Dostrzegła, że w kubku, zamiast czarnej kawy bez mleka i cukru miał herbatę. Ponowne zdziwienie. - Nie wygląda Pan na kogoś, kto pija zieloną herbatę - przygryzła delikatnie dolną wargę. I po cholerę się wtrącała, po cholerę w ogóle się odzywała.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Beacon Hill”