WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Co teraz?
Zdrowy rozsądek podpowiadał przymusową wycieczkę do najbliższego sklepu ale ani późna pora ani panujący już chłód wcale nie zachęcały do wypraw. Pomimo banalności pretekstu był to idealny moment do poznania osoby/osób zamieszkujących sąsiedni dom. Pod numerem 24 świeciło się światło więc Molly dzierżąc jeszcze parujący kubek z kawą zarzuciła bluzę na plecy i przeszła na posesję obok.
Ding dong.
Nacisnęła guzik dzwonka robiąc zaraz później krok do tyłu. Ciekawe kto tutaj mieszka i czy jest zwolennikiem spożywania produktów pochodzenia zwierzęcego bo w tych czasach sami wicie, różnie bywa.
-
Korzystając w wolności siedziała w salonie i popijała herbatę, wsłuchując się w przyjemne dźwięki muzyki klasycznej lecącej ze starego gramofonu. Ojciec lubił go słuchać, ona z resztą też. Tej krwi nie dało się tak po prostu pozbyć, to byłoby... naprawdę niesamowicie trudne zadanie, aby pozbyć się silnych, dominujących genów Adlerów. Niemniej jednak, odprężały ją te dźwięki i patrzenie w kominek.
Dzwonek do drzwi.
Zapomniała, że lokaj pojechał załatwić sprawy za ojca. Cudownie. Kiedy po dłuższej chwili nikt nie pokwapił się na odwiedzenie progu tej pięknej chaty, musiała ruszyć się sama. Poprawiła włosy i dopiero po chwili otworzyła drzwi, rzucając nieco dziwne spojrzenie w stronę młodej kobiety. Przyszła powiedzieć, że jej bliźniak zrobił jej dziecko i chce tu zamieszkać? A może to kolejna kochanka ojca, czy może mieć kochankę przy posiadaniu kochanki? Potrząsnęła lekko głową marszcząc przy tym brwi i odchrząknęła.
- Tak? - spytała, wychylając się nieco bardziej. Evie Adler, przystępna i miła, jak zawsze.
-
W przeszłości marzyła o domku, który sama zaprojektuje, zaplanuje rozkład pomieszczeń, ilość sypialni, łazienek i dołoży wszelkich starań aby ogród na tyłach był jej prywatną oazą spokoju. Dlaczego więc kupiła posesję po parze starszych osób? Potrzebowała zmiany otoczenia a budowa od podstaw nie trwa tydzień a często nawet więcej niż rok biorąc pod uwagę wszystkie sprawy urzędnicze, formalności i papierologię. Okolica wydawała się spokojna i przyjazna a sąsiedzi mili i uprzejmi – przynajmniej tak twierdzili poprzedni mieszkańcy z numeru 22.
Drzwi się otworzyły i stanęła w nich młoda kobieta na pierwszy rzut oka zbliżona wiekiem do Molly.
– Cześć. Molly Murphy. Wprowadziłam się do domu po państwie Smith – mówiąc to instynktownie obróciła się w kierunku swojego nowego domu.
– Właśnie skończyłam rozpakowywać kartony i wiem, że jest już późno ale masz może mleko? – uniosła nieco wyżej kubek wypełniony czarną niczym noc kawą. – Nawet nie wiem gdzie jest najbliższy sklep a bez wspomagania padną w ciągu godziny – uniosła kącik ust do góry mając skrytą nadzieję, że w lodówce kobiety znajduję się chłodne 3,2% którego tak bardzo potrzebowała.
-
Zmierzyła dziewczynę jeszcze raz, kiedy powiedziała, że kupiła dom po sąsiedzku. Wiedziała, że Smithowie już tam nie mieszkali, ale szczerze... nie interesowało jej kto wprowadzi się do ich domu. Nie miała na to czasu, skupiając się na obowiązkach związanych z prowadzeniem własnej firmy i cała resztą istotnych rzeczy. Nie spodziewała się też, że dziewczyna pojawiająca się w ich progach przychodzi po mleko.
- Ehm... - odpowiedziała tak, jakby na moment zamroczyło ją. W zasadzie pytanie nie było trudne i nie powinno sprawić problemu, a wyszczekana Evie zawsze znajdywała odpowiedź. - Pewnie... gdzieś mam mleko. - dodała i wpuściła ją do środka, prowadząc do kuchni, gdzie przystanęła i zaczęła się rozglądać. Tak, zupełnie tak jakby była tu pierwszy raz i nie wiedziała co ma za sobą zrobić. - Z daleka przyjechałaś? - spytała zaczynając szperać po szafkach. Pewnie powinna zacząć od lodówki. W końcu znalazła. - Sojowe? Owsiane? Ryżowe? - spytała, znajdując kilka kartonów z mlekiem. - Wiesz... Nie zajmuję się tym na co dzień, mam od tego ludzi. - przyznała, wyciągając wszystkie trzy kartony i kładąc na pokaźnym blacie.
-
– Właściwie to urodziłam się w Seattle ale niedawno rozwiodłam się z mężem i jakoś tak wyszło, że kupiłam dom za płotem – z ukrytym zaciekawieniem obserwowała jak kobieta poszukuje mleka tam gdzie teoretycznie nie powinno go być. Aż chciało się bawić w ciepło/zimno kiedy oddalała się od lodówki przeszukując bardziej oddalone półki i gdy zbliżała się do niej. Finalnie jednak osiągnęła sukces i to nawet w potrójnym wydaniu a tego Molly się nie spodziewała. – Eee – tym razem to ona się zacięła przeglądając kartony ustawione na blacie. Cholera, które będzie najbardziej odpowiednie do jej wieczornej kawy? – Chyba sojowe – przyciągnęła totalnie niepewna siebie kartonik, odkręciła go i dolała odrobine do swojego kubka tak aby czarna zawartość zmieniła barwę. – Okej, rozumiem, tak też można – pewnie i Molly miałaby od tego ludzi gdyby nie inwestycje jakie poczyniła ze swojej wygranej. Mniejsza – obejdzie się. – Jeszcze raz dziękuję, nie będę przeszkadzać – upiła łyk kawy aby sprawdzić czy smak nie powala na kolana w negatywnym tego słowa znaczeniu ale było całkiem spoko. Oczywiście to od krówki byłoby lepsze ale nie mogła narzekać i wybrzydzać.
-
Pytanie zadała z grzeczności i powodu, że warto wiedzieć kto mieszka za płotem. Wiadomo, różni wariaci chodzą po świecie. Miała męża, rozwiodła się... Czy tylko Evie nie potrafiła związać się z nikim na stałe i żyła w jakimś dziwnym świecie? Każdy kogoś miał, a ona jedyne co na razie osiągnęła to bardzo nieudany związek pełen kłamstwa i wiele, wiele romansów. Ten ostatni spędzał jej sen z powiek i musiała szybko coś wymyślić. Wróciła wzrokiem do Molly, próbując skupić się na rozmowie. Pokiwała głową z lekkim uśmiechem.
- Mam nadzieję, że miałaś świetną imprezę rozwodową. - odpowiedziała z uśmiechem. Evie organizowała wszystko. Bale, bankiety, śluby, eventy, komunie, chrzciny, imprezy panieńskie, kawalerskie, gender reveal, imprezy rozwodowe. Była masa możliwości a ludzie uwielbiali celebrować wszystko. - Zboczenie zawodowe, jestem właścicielką Seattle Design Center Events. Polecam się, Evie Adler. - dodała po chwili, w końcu z tego wszystkiego się nie przedstawiła. A to byłoby naprawdę niemiłe i nie na miejscu, lepiej nadrobić tego typu błąd.
Mleko zostało dolane czy jakkolwiek to powiedzieć, a Evie oparła się o blat patrząc na sąsiadkę. Dziewczyna pewnie w jej wieku, już po rozwodzie, zamierzała w Seattle ułożyć sobie życie. Całkiem logiczne. Adlerówna była raczej... wychowana z myślą, że tu zostanie. Chciała podróżować po świecie jak Eliot, bo kiedy przyjdzie czas, zasiądzie na fotelu prezesa Adler Inc. A firmy przenosić nie będzie.
- Nie przeszkadzasz. Nie robiłam nic ważnego. - machnęła ręką. Nie pamiętała już nawet co robiła jeszcze przed chwilą, więc chyba nie miało to zbyt wielkiego znaczenia. Zrobiła sobie kawę z ekspresu i usiadła przy stoliku. Miło czasem pogadać z kimś kto nie jest ojcem, Eliotem czy Nolanem. - Czym się zajmujesz?
-
Jej rozwód był dla niej traumą i to nie ze względu na to, że żywiła do byłego męża resztki uczucia, nie. Ona dopiero wtedy dostrzegła jak wielką idiotką była tkwiąc w tym wszystkim przez wiele miesięcy. Ciągła udręka, gonitwa myśli i samotne wieczory bardzo szybko zaprowadziły ją pod drzwi specjalisty, który oddelegował ją z niewielkim kwitkiem do apteki. Ostatnią rzeczą, o której wtedy myślała jest impreza na cześć zakończenia małżeństwa. Szczerze nawet nie była świadoma, że takie coś się robi. Nigdy o tym nie słyszała a co za tym idzie nie brała udziału w podobnym zgromadzeniu. Pomysł w sumie dobry – dla kogoś kto z całej sytuacji wychodzi z podniesioną głową ale nie dla Murphy, którą to wszystko bardzo przytłoczyło.
– Nie miałam imprezy rozwodowej ale jak już się urządzę w domu to pociągnę to pod parapetówkę – wybrnęła jakoś z sytuacji nie wiedząc jak inaczej usprawiedliwić brak czegoś co najwyraźniej teraz było na topie. – Czuj się zaproszona – wystrzeliła nagle zastanawiając się czy nie od tego powinna zacząć. W końcu sąsiadów zaprasza się na takie domówki, prawda?
– O proszę. Dobrze wiedzieć, że ma się tuż za płotem takich sąsiadów. – Molly potarła policzek chcąc odgonić uśmiech, który za wszelką cenę chciał zdominować jej mimikę. Powód był banalny bo jak to w życiu bywa niczego nie można się spodziewać. To zabawne, że przez płot mieszkają dwie kobiety, z których jedna organizuje imprezy a druga pogrzeby. Ciekawe czy w ramach działalności zajmuje się również stypami.
Propozycja pozostania była dość zaskakująca co nie oznacza, że Molly grzecznie odmówiła. Wręcz przeciwnie, również zajęła miejsce przy stoliku popijając co jakiś czas wieczorną kawę.
– Od niedawna prowadzę zakład pogrzebowy – to był ten czas kiedy blondynka musiała wybadać reakcję rozmówcy na nową wiedzę. Od tego zależało jak rozmowa potoczy się dalej. Jedni kiwali głową, inni zadawali milion pytań, a jeszcze trzecia grupa sądziła, że Murphy robi sobie z nich żarty. Cóż, bywało różnie.
– Nie uważasz, że to nawet zabawne? To, że jesteśmy sąsiadkami i zajmujemy się tak skrajnymi branżami? – radość i smutek, śmiech i łzy… tak skrajne emocje na tak odległych od siebie uroczystościach. Chyba… chyba, że pomysł z tymi stypami wcale nie był tak chybiony.
-
Za to zajęcie Molly było skrajnie różne od tego, czym zajmowała się Evie. Adlerówna robiła wesołe imprezy pełne przepychu, szaleństwa i zabawy, a Molly organizowała pogrzeby. Najlepsze to takie, na których wybuchały skandale, o czym Evie przekonała się niejednokrotnie i chyba powinna ostrzec nowa sąsiadkę, że to często się zdarza. Czasem nawet zbyt często. Sama uczestniczyła w jednym czy dwóch skandalach. Wolała jednak o tym nie mówić, nie lubiła odstraszać ludzi przy pierwszym spotkaniu.
- W zasadzie to dość.... ciekawe. Twoi klienci przynajmniej nie są tak marudni jak moi. - zaśmiała się. No jakoś jej nie krępowały żarciki na ten temat, poza tym... to były fakty! Kliencie Evie to istna marudy, którym nie odpowiadał kolor serwetek, wzór na szkle, miękkość poduszek. Takie marudy potrafiły dać w kość i to solidnie. Kwestia przyzwyczajenia, Evie musiała wysłuchać i wprowadzić zmiany, aby każdy był zadowolony.
- Skąd pomysł na zakład pogrzebowy? - spytała, bo to w zasadzie całkiem interesujące. Może właśnie potrzeba współpracy z milczącymi klientami? A może pomysł wziął się skąd inąd. Aż była ciekawa odpowiedzi, bo to w zasadzie interesujące. Evie od początku wiedziała co chce robić, a że ojcu nie spieszyło się z unormowaniem formalności, musiała znaleźć sobie zajęcie. Organizowała imprezy, a w przyszłości i tak przejmie rodzinną firmę, bo ani Eliot, ani Leo, ani Meadow nie kwapili się na to stanowisko.
-
– I wiesz co? To jest właśnie w tym wszystkim najlepsze – o ile mogła dyskutować z rodziną zmarłego o tyle sam denat leżał grzecznie i nawet nie próbował drgnąć. W przeciwny wypadku najprędzej pracownice albo sama Molly zeszła na zawał w trybie natychmiastowym. Owszem, świat zna i takie historie a najczęściej przyczyną był tak słabo wyczuwalny puls i niedokładność lekarza orzekającego zgon, że biedactwa budziły się w lodówce przeżywając niemniejszą traumę niż osoba słysząca nawoływania. To było coś okropnego i oby nigdy nie musiała z tym się zetknąć osobiście.
– Wszyscy mnie o to pytają – uniosła kącik ust do góry mając już przygotowaną odpowiedź, którą wałkowała wiele, wiele razy.
– W pewnym sensie już nie sama sobie odpowiedziałaś – upiła kolejny łyk kawy mając na myśli brak pretensji od osoby przygotowywanej. Rodziny też nie bywały kłótliwe. Ceny na rynku są dość wyrównane a krewni skupiali się raczej na żałobie niż negocjacji kosztów czy kręceniu nosem.
– To biznes, który nigdy nie upadnie jeśli poświęca mu się odpowiednio dużo czasu. Ludzie zawsze będą umierać. Tym bardziej, że nasze społeczeństwo się starzeje – takie były realia. Coraz więcej osób umierało a przy tym rodziło się mało dzieci. Średni wiek mieszkańca przesuwał się a Molly miała na tym zysk.
– Zajmujesz się również organizacją styp? Możesz mi dać kilka wizytówek – wzruszyła ramieniem nie mając nic przeciwko aby leżały spokojnie na biurku jej niewielkiego gabinetu w zakładzie. Ludzie postawieni pod ścianą lubią kompleksową obsługę, a już najlepiej gdyby wszystko mogli załatwić w jednym miejscu. Niestety nie jest to możliwe i każdy prędzej czy później zetknie się z koniecznością latania po różnych instytucjach.
– Mieszkasz tu sama? Znaczy wyłączając osobę, która zajmuje się zakupami i wie gdzie stoi mleko – uniosła kąciki ust do góry mając jednocześnie nadzieję, że Evie załapie jej specyficzne poczucie humoru.
-
Dlaczego jej własny ojciec wcześniej na to nie wpadł! Lukratywne i do tego zawsze w użytku, takie biznesy były jego konikiem, czymś na czym skupiał całą swoją uwagę. Evie wolałaby nie wchodzić z butami w branżę pogrzebową, była zbyt ponura i przykra. Lepiej organizować eventy, imprezy, śluby, konferencje i nie wiadomo co jeszcze. Wszystko rzecz jasna w jak najbardziej pozytywnej odsłonie, coś co Adlerównie przypasowało dawno temu. Ale z chęcią posłuchała co Molly miała do powiedzenia, to dość… interesujące.
- Jasne, podrzucę Ci potem. – mruknęła, uśmiechając się lekko. Nie miała wizytówek przy sobie, więc jak będzie wracała z biura to zajrzy do Molly, przy okazji zobaczy, jak idzie jej urządzanie się w domu i może znów pogadają. Pewnie gdzieś miała jakiś mały awaryjny zestaw w domu, jednak w tym momencie nie miało to znaczenia. Co się odwlecze to nie uciecze, jak to mawiają.
- Mieszka tu też ojciec i jego nowa zdobycz, mam nadzieję, że nie na długo… – mruknęła wywracając oczami, nie zamierzała się przejmować kobietą, z którą teraz sypiał jej tatusiek, ani tym bardziej nie zamierzała ukrywać niechęci do niej, wszak to oficjalna sprawa i wszyscy wiedzieli, że Evie Adler nie przepadała za dziewczynami swojego ojca. – Jest też młodsza siostra i dwóch braci, w tym jeden bliźniak. Czasem tu są, czasem ich nie ma. – stwierdziła wzruszając ramionami. Co miała jej powiedzieć. Była pretendentką do dziedziczenia całego tego okropnego majątku i firmy, a dom był tak jakby przypisany właścicielowi Adler Inc, także… należał się Evie. Żaden z jej braci się nie garnął, aby zasiąść w fotelu prezesa, młodsza siostra również nie… sprawa była dość jasna.
-
Spoważniała.
– Mój ojciec też ma nową żonę. To znaczy nie taką nową ale już dawno temu wyrosłam z zazdrości. Pewnie dlatego, że nie mieszkamy razem. Patrzenie na kogoś kogo nie lubisz każdego ranka jest mega irytujące. Nie myślałaś o kupnie czegoś tylko i wyłącznie dla siebie? – uniosła brew bo mimo tego, że lubiła rodzinną atmosferę to równie mocno ceniła sobie prywatność. Fajne, nowoczesne mieszkanko w samym centrum byłoby czymś ekstra dla kobiety w jej wieku… ich wieku.
– Masz braci? – kącik ust Murphy powędrował ku górze. – W jakim wieku? – nie to żeby była jakoś bardzo zainteresowana ale dobrze wiedzieć, że po drugiej stronie płotu mieszka ktoś kto nie boi się zmierzyć z cieknącym kranem.