WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://i.pinimg.com/564x/2d/be/99/2dbe ... /div></div>
Ostatnio zmieniony 2022-11-28, 19:29 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[2] To ten dzień.
Dzień o którym chciałby zapomnieć, jednak nie potrafił. Trzynasty sierpień był niczym zmora dla niego i nie pozwalał mu się nigdy skupić na niczym. Zupełnie. Gdzie nawet jego ulubione rytmy muzyczne, nie sprawiały mu w jakikolwiek sposób przyjemności czy relaksu. Do tego już od rana wiedział, że znajdzie się właśnie w tym miejscu. W zbliżonej godzinie w której Kate wydała swoje ostatnie tchnienie i została zabrana przez śmierć. W ręce trzymał aż za mocno bukiet białych lilii, które jego żona lubiła, od momentu, kiedy tylko wyszedł z kwiaciarni. Dobrze ubrany, założył na siebie białą koszulkę z kołnierzem, jak i eleganckie spodnie klik. Słońce grzało jak szalone, ale nie zdawał po sobie tego zauważać, a nawet narzekać. Nie miał nawet na to sił. Bo wszystko przeniósł na ściskanie tego bukietu, kiedy niespokojnie przekroczył bramę od wejścia na cmentarz w Fremont. Nigdy nie zastanawiał się, co będzie po jego śmierci. A niemal sam pchał się w jej ramiona, kiedy jeszcze służył w armii. Nie planował jednak umierać. Wtedy, ani nigdy. Nie chciał też jej śmierci, jednak coś poszło nie tak. Miało to wyglądać zupełnie inaczej, a tymczasem leżała tutaj, pod nagrobkiem, na którym wyryte było jej imię i nazwisko.
Katherine Jane Mitchell
(…) zm.13.08.2018r.
Na zawsze w naszych sercach
Te ostatnie słowa wymusiła na nim rodzina, choć on uważał to za bezcelowe. Nie tak, że słowa się nie zgadzały. Po prostu wtedy nie bardzo był w stanie robić takich błahych (aczkolwiek potrzebnych) rzeczy, jak wyrycie na tablicy jakiegoś tekstu, którego ona i tak nie zobaczy. Wystarczy, że o tym wiedziała. A jednak kwiaty przyniósł sam z własnej inicjatywy. Te ostatnie dwa lata – powiedzmy, ze trochę zajęło mu dojście do siebie i teraz był bardziej żywy, jak jeszcze parę miesięcy temu, by podejmować nawet błahe decyzje o których wtedy nawet nie myślał.
Nie był tutaj jednak sam. Zaskoczył go widok stojącej kobiety, odwróconej plecami do niego, choć podejrzewał już kim może ona być. Odetchnął. Podszedł wolnym krokiem, stając niemal ramię w ramię z nią, by swawolnie też odłożyć bukiet kwiatów przed nimi na marmurowej płycie. Zapewne nie jedyny położony tam, dzisiejszego dnia. Stanął przy niej w ciszy. Tak naprawdę chciał być tutaj sam z tym wszystkim, ale przecież nie powie jej, żeby sobie poszła. Nie tak, że coś do niej miał. Nawet jeśli nie zawsze sie dogadywali.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • IV.
Pewnie gdyby nie szybki rzut oka na kalendarz z rana (w którym swoją drogą nigdy nic nie zapisywała, ani nie zaznaczała ważnych dni), nie zarejestrowałaby tak szybko, z czym wiązał się dzisiejszy dzień. Nie dlatego, że nie pamiętała albo rocznica śmierci Kate była mniej ważna niż inne ważne (w domyśle) wydarzenia. Po prostu Shepherd nie przepadała za atmosferą roztaczającą się w takich momentach oraz uczuciem słabości, jakie zwykle wywoływały i zamiast pogrążać się bardziej w żalu, wolała się od nich dystansować, mimo że była dość dobrze oswojona z samym zjawiskiem śmierci z uwagi na wykonywaną pracę. Chociaż może to jest powód, dla którego jej podejście w tych sferach trochę się różniło i podobne okoliczności nie robiły na niej większego wrażenia? Duża część jej życia zawodowego kręci się wokół trupów, więc wobec prywatnego jest mocno protekcyjna, zwłaszcza pod tym kątem. A może to właśnie jej naturalne mechanizmy przetrwania nakazywały takie zachowanie, aby oszczędzić sobie niepotrzebnych sentymentów i wzruszeń, do których tak rzadko dochodziło w jej przypadku? Po co więc dawać im siłę przebicia?
Praktycznie do samego końca się wahała i zastawiała. Dopiero po opuszczeniu pracy, w drodze powrotnej do mieszkania, postanowiła zmienić trochę kierunek swojej wyprawy i takim sposobem trafiła tu. Wędrówkę do dalszego celu odbyła wolnym tempem, co rusz mijając rzędy szarych nagrobków wystających z ziemi, z różnokolorowymi zniczami u ich podnóża. Jej wzrok, równie niespieszny, prześlizgiwał się po wyrytych na pomnikach literach. Aż w końcu dotarła do tego jednego. Podeszła bliżej i złożyła pojedynczy kwiat, jaki nabyła po drodze.
Na cmentarzu zwykle nie znajdowało się dużo ludzi. Po przekroczeniu bramy dostrzegła jedynie jedną starszą kobietę i mężczyznę w średnim wieku, krzątających się przy rodzinnych grobach, a dwie kolejne minęła podczas krótkiego spaceru w poszukiwaniu miejsca spoczynku przyjaciółki. Poza tym wszechobecna i wszechogarniająca umysły cisza. Łatwo można było się do niej przyzwyczaić, ale też wychwycić wszelkie szmery, zmiany i ruchy dookoła, zatem obecność Ryana jej nie umknęła.
— Świetne miejsce na spotkania towarzyskie, co? — zagaiła po chwili, nie odwracając wzroku. Ona sama nie postrzegała obecnej sytuacji w tej kategorii, ale nie chciała stać przez kolejne kilka minut w kompletnej ciszy, albo odejść bez słowa, skoro już się zjawił. — Prawie jak za dawnych lat — cała trójka znowu w komplecie, tylko okoliczności trochę się zmieniły. Prawie zabrzmiało to sentymentalnie, gdyby w tym samym czasie na jej twarz nie wkradł się lekko kpiący uśmiech. Powodem przemawiającym za przerwaniem milczenia był fakt, że rzadko się widywali, a jeśli już nadarzyła się okazja, to raczej nie z inicjatywy którejś ze stron i już na pewno nie po to, by wymienić się najnowszymi plotkami, sącząc kawusię. Nie tylko dlatego, że Eileen nie zwykła plotkować, nawet w towarzystwie koleżanek, jeśli już takie miała. Raczej trzymali się na dystans i nie wchodzili sobie nawzajem w paradę. Zwyczajnie się tolerowali. Jeszcze jak Kate żyła, spotykała go częściej, a nawet czasem poszła o krok dalej i rzuciła kilka uwag pod jego adresem. Jednak kiedy ta odeszła, nikt już nie dbał o utrzymanie relacji w neutralnych, czy jakichkolwiek ryzach. Te samoistnie i powoli się wykruszyły.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdy tylko widział na kalendarzu dzień – trzynastego sierpnia, od razu wiedział. Zawsze. Druga rocznica. Ciekawe, jak będzie z każdym kolejnym rokiem. Czy zawsze tak właśnie będzie? Nie musiał nawet też patrzeć na kalendarz, bo im bliżej zbliżał się sierpniowy czas, to już coś się z nim niepokojącego działo. Bywał jakby bardziej nerwowy. Nieobecny. A przynajmniej w krótkich momentach, bo nie odbijało się to tak, że od razu było po nim widać, że coś z nim całkowicie nie tak. Po prostu to wszystko siedziało w nim, w środku. Być może chcąc się wyrwać na zewnątrz. Jednak z niepowodzeniem. Bycie zamyślonym to jednak nic dziwnego. Zjawisko śmierci nie było im obce. A jednak stali tutaj nad grobem Katherine i patrzyli się na ten durny nagłówek, mówiący o tym, że ta tu właśnie leży. Choć tej już dawno tu nie było. Biorąc pod uwagę jednak, że była im bliska, przynajmniej go (jak widać), przywiało do tego miejsca. Bo tylko to mu zostało. Żadna rzecz należąca do niej, czy miejsce w jakim spędzali czas tego nie zastąpi. Chociaż to powinno być jednak istotniejsze, te wszystkie wspomnienia, jak szczątki Kate leżące w trumnie pod ziemią. Być może obietnica jaką jej złożył, że zawsze w rocznicę ich ślubu będzie dawał jej bukiet białych lilii. Srogo zostało zastąpione to na rocznicę jej śmierci. Czasem naprawdę nie wiedział, co on odwalał. Ale od tych dwóch lat, po jej odejściu, mógł nie do końca być sobą. Bo wchodziłyby tu niekontrolowane uczucia… tęsknoty, smutku i bezradności, która ciągnie się za nim, po dziś dzień. Bo nic nie mógł zrobić. Nawet jakby chciał. W życiu nie był aż tak bardzo emocjonalny, ale jeśli tylko miało to coś wspólnego z nią – co było dla niego wszystkim – nie mógł tego zignorować. Nie ważne ile próbując.
Zdawał się nie dostrzegać nikogo na tym cmentarzu, idąc w jednym konkretnym kierunku, a jednak wiedział kogo mijał. Widok pleców kobiety już mówił mu z kim może mieć do czynienia.
- Mógłbym rzec, że nic się nie zmieniłaś – wyrzucił z siebie, dziwnie spokojny, jedynie przelotnie na nią zerknąwszy, by spojrzeniem powrócić na lilie, które położył na nagrobku.
Zamilkł na chwilę by po chwili unieść swoją głowę i spojrzeć na nią tak, jak trzeba. W jej obecności nie mógł skupić się nad tym, czym powinien. Shepherd, nawet teraz odbierała mu możliwość bycia sam na sam z jego kobietą. Chociaż teraz to już nie powinno mieć znaczenia.
- Dziękuję za pamięć. O niej – rzucił miękko, nawet nie wbrew sobie, bo chociaż pamiętała o tym dniu. Jednak czy długo jeszcze tutaj będzie? Bo nie tak, że zaraz pójdą razem się napić by ją powspominać. Niekoniecznie mogłoby się im to udać. A może… nie mógł tego wiedzieć, bo jakoś nigdy nie dążyli do tego by chociaż spróbować.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— To chyba dobrze w kontekście upływającego czasu — zawahała się, próbując spojrzeć na ten koncept jak najbardziej obiektywnie, przynajmniej z początku. — Perspektywa chodzenia pod prąd od zawsze bardziej mnie kręciła — skomentowała komentarz dotyczący jej osoby, z lekko wyczuwalnym dystansem w głosie, bowiem uważała, że wizualne aspekty mogą być bardzo zwodnicze w kontekście wszystkiego tego, co zachodzi wewnątrz, poza zasięgiem wzroku kogokolwiek. Poza tym nie do końca wiedziała, z jaką dokładnie intencją wypowiedział te słowa. Może to wcale nie jej zasługa, a tylko kwestia tego, że nie minęło wystarczająco dużo czasu, aby zarejestrować zmiany? Czy w ogóle istnieje taka odgórna granica, która definiuje takie momenty? Eileen podchodziła do tego bardzo sceptycznie.
Nie spodziewała się żadnych przejawów wdzięczności czy podziękowań z jego strony. Wcale tak o tym nie myślała, przychodząc tutaj. W zasadzie nawet gdyby miał coś przeciwko, to prawdopodobnie nie zważałaby na ewentualne obiekcje czy protesty, ponieważ (jeśli w ogóle kiedykolwiek istniały) nie zważała na nie również w trakcie znajomości z Kate. Mimo wszystko nie chciała, aby te bardziej sentymentalne zakamarki sedna sprawy znalazły ujście, przebiły się przez oznaki dystansu, jaki zwykle przez nich przemawiał i zdominował tę ich nieśmiałą wymianę zdań. Nawet jeśli akurat stała nad grobem, co mogło sugerować, że bardziej sentymentalnie już być nie może.
— Czy to twój kulturalny sposób powiedzenia mi, że powinnam się już zbierać i zostawić was samych? — odparła z nieznacznym uniesieniem kącików ust, by po tym zamilknąć ponownie na dłużej. — Lubię odwiedzać cmentarze. Życie jest pełne zawirowań, a tu zawsze panuje spokój, niezależnie od okoliczności — wzruszyła nieznacznie ramionami, wpatrzona w jakiś punkt przed sobą. Był to fakt, którego nie można było zanegować czy podważyć, nieważne jakie miało się odczucia w tym temacie. Tym bardziej rozumiała, że nie każdy podzielał jej upodobania i mimo wszystko miejsce to powszechnie nie budziło w nikim pozytywnych skojarzeń. To wyznanie chyba miało zabrzmieć jak coś, co przemawiałoby za tym, że nie robiła tego z obowiązku, aczkolwiek nieszczególnie zamierzała go ku temu przekonywać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chciałby to wiedzieć, ale różnie z tym mogło jednak być.
- Tego jeszcze nie wiem – powiedział więc i pozwolił sobie na przelotny delikatny uśmiech który tak jak szybko się pojawił, tak zniknął. Niekoniecznie to miejsce w którym byli dobrze na niego działało. Nie pogodził się jeszcze ze śmiercią tej, która leżała pod kamienną płytą. I nie wiedział nawet, kiedy poczuje się swobodnie przychodząc tutaj. Tak naprawdę chyba nigdy nie przekonał się, kim była sama – Eileen Shepherd. Bowiem zawsze mogło wydawać się mu, że ją zna. Chociaż podejrzewał, że o wielu rzeczach nie miał pojęcia. Kate jednak ją lubiła. A to już coś świadczy, by nie skreślić jej od razu. – Jeśli tylko czujesz, że to dla Ciebie dobre – skomentował jej słowa, odnośnie chodzenia pod prąd. Jednak czy to nie bywałoby czasem zbyt męczące?
Na przestrzeni tych dwóch ostatnich lat mogło wiele się zdarzyć. Coś nowego mogło mieć wpływ na zachowania czy postrzeganie czegoś. Jak postrzegał samą Eileen? Nie do końca już wiedział, jak to z nią jest. Mogła mieć jednak pewność, że trochę świat mu się zmienił. Dystans jaki przed nią trzymał, teraz wydawał się już nie mieć znaczenia. Wcześniej łączyła ich ważna im osoba. Teraz byli tutaj właśnie przez nią, a jednak zmieniły się zasady tego wszystkiego.
- Nie – zaprzeczył szybko i odetchnął. Źle to wyszło. To byłoby jednak zbyt samolubne z jego strony i faktycznie nie miało już sensu. – Możliwe, że przychodząc tutaj zamierzałem pobyć tutaj sam, by oczyścić umysł i wiele innych co ma wspólnego z Kate, ale sam nie jestem. Dawno się widzieliśmy. Nic do Ciebie nie mam Eileen – przyznał, bo nie tak, że jej nie lubił. Po prostu trzymał się trochę z daleka, bo tak czuł się kiedyś lepiej.
- Może nie zawsze się zgadzaliśmy, nawet teraz nie mogę powiedzieć, że sam lubię cmentarze. Raczej wolę unikać takich miejsc. Tęsknie za nią. Nic już nie jest takie samo – wyznał przechodząc spojrzeniem na nagrobek, bo to właśnie chciał powiedzieć Kate. Ale przyznanie tego Eileen przynajmniej było bardziej rzeczywiste, jak mówienie do jej grobu.
A już, może chociaż w tym też byli zgodni – że im obu brakowało tej kobiety.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To normalne, że wydawało mu się, że jej nie zna, bowiem Eileen jest bardzo powściągliwa, nie tylko w emocjach, ale także w odsłanianiu się przed innymi. Znikoma jest ilość osób, które rzeczywiście ją znają, w szerokim tego słowa znaczeniu, a to z tego względu, że świadomość, że ktoś może dotrzeć do najgłębiej skrywanych zakamarków jej umysłu i duszy, wprawia ją w mocne zakłopotanie, a nawet strach, a to emocje, od których nie tyle stroni, co bardzo rzadko odczuwa. To ona sama wybiera sfery oraz ich granice, w które dopuszcza dane osoby, więc jeśli ktokolwiek twierdzi, że przebrnął przez wszystkie możliwe, a po nich nie ma już żadnych, już nic się nie kryje, to więcej niż pewne, że prędzej wpadł w zastawioną przez nią pułapkę, niż że faktycznie ją zna. Nawet w przypadkach osób określanych mianem bliskich czy przyjaciół (tych drugich jest jeszcze mniej niż pierwszych), nigdy nie otworzyła się w pełni.
— To niekończący się proces, coś, do czego dochodzimy etapami. — Wzruszyła ramionami, jakby nie chciała, żeby wypowiedź zabrzmiała zbyt filozoficznie, choć wcale nie miała nic przeciwko. Poza tym, to żadna filozofia. Co chciała powiedzieć to to, że punkt widzenia zależy w głównej mierze od punktu siedzenia, najprościej rzecz ujmując. Nawet jeśli wydaje jej się, że doszła do momentu, w którym doskonale wie, czego chce i sprawiała wrażenie, że wszystko ma już rozpracowane, w kolejnym może to ulec zmianie. Nie była jeszcze tak zuchwała, żeby myśleć, że nie ma takiej rzeczy, której by nie wiedziała, więc dopuszczała do siebie tę możliwość. Tak samo, jak ma wpływ na to, ile daje z siebie innym, tak samo ma wpływ na to, co ją zmienia, w jakim stopniu, a co nie. Mimo wszystko była bardziej zwolenniczką tezy, iż każdy jest kowalem własnego losu, niż że cokolwiek zależne jest od kogoś czy jakiejś wyższej siły (bo łatwo można dojść do mylących wniosków). Żeby jednak atmosfera nie stała się zbyt przytłaczająca, to na rozluźnienie dodała: — Jak widać z wiekiem przybywa też refleksji. Mentalnie wciąż się starzeję. — Posłała mu krótki, przelotny uśmiech, odnoszący się do wzmianki o tym, że ponoć nic się nie zmieniła. Cóż, wizualnie może i nie.
— Musisz być jakimś ewenementem — skomentowała słowa dotyczące jego stosunku do niej. Choć wiedziała, co miał na myśli, a sama poniekąd dała do zrozumienia, że przewagę w tej kwestii mają jednak osoby o negatywnym nastawieniu, to jednak nie mogła odrzucić od siebie myśli, że w jej otoczeniu (bliższym lub dalszym) przewijali się ludzie żwyiący wobec niej różne odczucia, czasem mieszane, ale raczej nie była to nicość. Nawet obojętność się zdarzała, ale chyba nigdy nic. — Skoro tak określamy sprawę, to ja też nic do ciebie nie mam. — Kiwnęła głową, jakby właśnie odhaczyli jedno z okienek na liście rzeczy do zrobienia, hamując przy tym delikatne rozbawienie, jakie wdarło się na jej twarz.
— Zdziwiłabym się, gdyby ci jej nie brakowało. Zawsze lubiła zaznaczać swoją obecność — powiedziała z ukradkowym uśmiechem, mimowolnie przywołanym na pewne wspomnienie. — Podejrzewam, że spotykanie się z jedną z jej koleżanek, w pewnym stopniu byłoby oznaką tej obecności — pociągnęła temat, zerkając na niego z niekrytą ciekawością. Sprawdzała w ten sposób, jaka jest jego osobista granica w dotarciu do siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dopóki nie wygląda na kogoś, kto na każdym kroku skrywa wiele tajemnic przed resztą, co może razić, jakoś jest w stanie to znieść i nie wnikać w to. Trzeba to uszanować. Każdy ma swoje życie, sekrety, które trzyma się z daleka od innych. Nie oczekuje od kogokolwiek, że ktoś będzie się przed nim całkiem otwierać. W końcu nie tak, że dorwał w ręce jakąś książkę, której zakończenie przy dobrej fabule chciałoby się jednak znać. Zaufanie buduje zaufanie, a nie rodzi się ze znania każdego szczegółu z czyjegoś życia. Tylko swoją ukochaną chciał znać na wylot, tak jak i ona chciała znać go. Dlatego można było brnąc dalej w zwierzanie się i nie czuć się przy tym odkrytym. Nikt nikogo do niczego nie zmuszał. Jednak to już coś zapomnianego. Tej już nie było, a on został tutaj sam. Jednak sam Mitchell choć nie raz może wydawać się zamyślony, stara się nie odstraszać od siebie ludzi – szczególnie tych bliskich, na których może mu jednak zależeć, pomimo jego największej straty. Miał młodszą siostrę o którą musiał dbać, a która pewnie dbała też i o niego jakoś, nawet jak tego nie chciał. Posiadał kumpli, którzy nie raz byli dla niego wsparciem, jak i na odwrót. Znał też inne kobiety, ale to wszystko były jednak przelotne znajomości. Nawet Shepherd nie poznał na tyle, by była mu bliższa bardziej, bo jakoś wcześniej tego nie potrzebował. Jak było teraz? Nie szukał niczego na siłę, ale się już tak nie ograniczał jak dawniej. Nie odsuwał od siebie innych, by miało to być problemem. Powoli zaczynał się nawet uśmiechać szczerze, bo wiedział, że musi jednak żyć dalej. Kate właśnie tego chciała. By żył chwilą, a nie przeszłością.
Sam nie był kimś wszechwiedzącym. Jednak, kiedy przychodził moment bezradności, czy nie kontrolowania czegoś, nie zawsze mógł się z tym pogodzić. Wolał wiedzieć co się wokół niego dzieje. Nie być w tyle z czymś i poza czymś.
- Użyłbym raczej innego słowa. Niekoniecznie starzejesz się, a bardziej wzbogacasz się o nowe doświadczenia i przeżycia – pozwolił sobie dodać i skoro ta się uśmiechnęła, a uśmiech może być zaraźliwy, to i on się uśmiechnął przelotnie.
Wzruszył bezradnie ramionami na jej określenie go. Ewenement – możliwe. Ale prawda jednak była taka, że faktycznie nic do niej nie miał. Nie tak, że uważał kiedyś, że kradnie mu jego żonę. Nie był aż takim szajbusem by zabraniać Kate czegokolwiek i wtrącać się w jej relacje z innymi. Ważne, że ją lubiła i nie wpływała na nią jakoś na jego niekorzyść. Tak to mógł odpuścić wszystko.
Nic do niego nie miała też. Uśmiechnął się, tak w odpowiedzi. To już było dla nich przynajmniej jasne. Określili swój stosunek do siebie, co rozwiało wiele wątpliwości co do ich dalszej wspólnej obecności tutaj. Gdzie żadne nie myśli, jak pozbyć się tego drugiego, bo go nie lubi.
Uniósł brew na jej słowa i odrobinę się uśmiechnął. Nie spodziewał się, że nawet zaczną tak ze sobą rozmawiać. To pewnie sprawka samej Kate i tej jej obecności.
- Mówisz? Idąc tym rozumowaniem może powinniśmy w końcu spotkać się na jakiejś kawie, czy drinku, zamiast na cmentarzu, raz w roku – wyrzucił machinalnie.
Kate by go z pewnością pochwaliła, że w końcu ją gdzieś zaprosił. A przynajmniej napomknął, że jest taka możliwość, jeśli ta tylko chce się spotkać gdzieś indziej, jak tutaj.
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Cokolwiek, co na pozór stawiałoby mnie w lepszym świetle — powiedziała z wyraźną nutą drwiny w głosie, bowiem niespecjalnie była zainteresowana perspektywą nieskazitelności czy ładnej otoczki z jeszcze ładniejszym wnętrzem, a właśnie tak, po głębszej analizie, rozumowała jego słowa mające zastąpić termin: starzenie się, zdobywaniem doświadczeń. Nie żeby sprzeciwiała się samemu bogaceniu się w doświadczenia, aczkolwiek nie potrzebowała do tego zastępczego nazewnictwa, które miałoby rekompensować jej trudy związane z tym procesem. Raczej próbowała zakpić z tych wszystkich, którzy za wszelką cenę chcą wyjść obronną ręką z każdej sytuacji, nie zważając na towarzyszące temu okoliczności. — Na pozór — kontynuowała — ponieważ paradoksalnie każdy wygląda gorzej w świetle. Ciekawe, prawda? — Zerknęła na niego z ów ciekawością. Wszyscy prędzej czy później znajdują się w takim miejscu, że szukają tego przysłowiowego światełka w tunelu, ale jak dla niej, światło, już z pewnością intensywniejsze, odkrywa wszystko, nie tylko zalety i atuty, ale przede wszystkim obnaża wady i ułomności niewidoczne na pierwszy rzut oka albo kryjące się za fasadą pozorów, o których wspomniała.
Patrzyła na niego przeciągle przez dłuższą chwilę, lecz wcale nie oczekiwała, że się z nią zgodzi. Nie musiał. Prawda jest taka, że każdy odbierał różne rzeczy w sposób indywidualny i niezależny, pozwalający przebrnąć przez wszystkie etapy z mniej lub bardziej odpowiadającymi potrzebom i zachciankom środkami. To nie jej zadanie, żeby przekonywać ich do jej własnych, do samej siebie. Już dawno to zrozumiała i zaprzestała temu działaniu. Jedyne, nad czym sprawowała kontrolę, to reakcja na podobne wypaczenia.
— Nie wiem, czy te cmentarne klimaty są aż takie złe jak sugerujesz, skoro skłaniają cię do trafnych konkluzji — odparła w odpowiedzi na jego propozycję spotkania się w innych warunkach, która - jak się można domyślić po tonie wypowiedzi - zdecydowanie bardziej chyliła się ku aprobacie, a przez jej twarz dodatkowo przemknął cień uśmieszku. Jeśli do dojścia podobnych wniosków potrzebne było tych kilka lat i wspólne stercznie nad grobem kogoś, kto bym z nimi związany w jakiś sposób, to nie zamierzała się temu sprzeciwiać i oponować. Najwidoczniej takie stworzyli sobie do tego warunki. Aczkolwiek ciekawość, czy w innych okolicznościach horyzont będzie stopniowo się poszerzał lub kurczył, przeważyła nad decyzją. I tak nic nie traciła. — Jeśli teraz osiągamy takie wyniki, to może do końca tego spotkania uda mi się nawet wyciągnąć twój numer — rzuciła pół żartem, pół serio, bo choć daleko jej było do damskiej wersji podrywacza na wyskok z numerem, to jednak nie mogła darować sobie tego komentarza, mając nadzieję, że Ryan ma chociażby minimalne skłonności do żartów, nawet tak obśmiewających powszechne zachowania. Poza tym był to raczej konieczny zabieg, chcący w przyszłości przenieść tę rozmowę do innego miejsca, na inny dzień.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Nie wiem czy bycie w świetle: gorszym, lepszym, czy też żadnym ma jakiś większy sens. Skoro to i tak nie zmienia tego kim jesteśmy i kim chcemy być przez jakieś położenie – rzucił, wzruszając niedbale przy tym swoimi ramionami. - Tak szczerze, nigdy nie widziałem by ktoś wyglądał gorzej w świetle. Nie mówiąc już o tym, jeśli tego światła nie ma. Teraz mamy dzień, a Ty wyglądasz całkiem dobrze. Nawet może i lepiej jak ostatnim razem. Dlatego Twoje starzenie się nie ma tutaj właściwego pojęcia – podsumował, być może drocząco.
Bycie w świetle czy też i nie – jeśli to ma tylko jakieś znaczenie, jak dla niego to tylko indywidualna decyzja, jak ktoś się czuje lepiej w jednym czy drugim, to kogoś sprawa. On starał się widzieć w ludziach to, co dobre. Nie mógł zakładać przecież z góry, że jak ktoś nie lubi światła, to ma w sercu też ciemność. A czy światłość obnaża wszystko? Dla niego nawet nagość tego nie jest w stanie dokonać, nie mówiąc już o tym, z pozoru niewinnie brzmiącym – intensywnym świetle.
Jeśli już miałby się z czymś zgodzić z nią, to nie dlatego by zrobić to dla niej, czy z grzeczności, a dlatego, że po prostu udało się im mieć z czymś podobne myślenie, co jest całkiem naturalne. Bo nie tak, że w każdym temacie mógłby się z nią nie zgadzać. Nawet jeśli już bycie mężczyzną, a kobietą ma swoje inne umysłowe pojęcia, tak jednak niczego nie robił, przeciwnie sobie. Bo mają prawo myśleć podobnie. O ile myślą.
Zrozumienie – to jednak też ważna podstawa, której czasem brakuje.
Trafne konkluzje na cmentarzu?
- Tak wyszło – zaznaczył, uśmiechając się lekko i przelotnie. Bo nie tak, że zawsze te warunki będą takie sprzyjające do myślenia i trafnej rozmowy.
- Po co ograniczać się tylko do numeru na który nawet możesz nie zadzwonić. Pamiętasz tą ulubioną knajpę Kate do której raz nas wszystkich chciała zaciągnąć, ale coś nie wyszło? – zapytał następnie. Może on nie mógł przyjść, może Eileen. To nie miało znaczenia teraz. – Często w niej ostatnio bywam. Jeśli chcesz wpadnij tam w sobotę – rzucił luźno. Spojrzeniem uciekł na grób.
Powinien już się zbierać. Sam mógł być tutaj dłużej pewnie, ale z nią było jednak to coś nowego…
Obrazek
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo że Eileen ceniła sobie walory dobrej konwersacji, to jednak zaspokoiła już swoją dzienną porcję filozofowania i odpuściła dalsze drążenie tematu szeroko pojętego światła. Jak wiadomo, to w nadmiarze szkodziło, a zbyt uporczywe dążenie w stronę prowadzącą do jego źródła często przysłaniało prawdziwe intencje oraz skutkowało oślepiającym efektem, czy to złudną nadzieją, której zbyt długo i naiwnie się trzymało, tracąc zdrowy rozsądek. Ona za bardzo sobie go ceniła i nie popadała w skrajności.
— Nawet załapałam się na komplement. Rzadkie spotkania chyba temu sprzyjają. — Pozwoliła sobie na lekko drwiący wyraz, który mimo wszystko zwieńczyła kącikowym, przelotnym uśmiechem. Nie spodziewała się tak ciepłych słów po nim (nigdy się ich nie spodziewa na dobrą sprawę). Niekoniecznie też przepadała za komplementami, zwłaszcza nadmiernymi, ponieważ uważała, że komplementujący zazwyczaj oczekuje konkretnej reakcji, a ona zwykle nie posiadała jej w całej swojej gamie. Pomyślała jednak, że te kilka lat niewidzenia się, choć z pewnością miało swoje mniej lub większe konsekwencje, to mimo wszystko pozwoliło im nabrać zdrowego dystansu do sytuacji, w jakiej się znaleźli, a także w podejściu do siebie nawzajem. Być może przez to jego komplement wydał jej się szczery.
— Przejrzałeś mnie. — Zacisnęła usta w nieprzeniknionym uśmiechu, odnosząc się do komentarza o numerze telefonu. Co prawda nie miała takiego zamiaru, żeby nie pisać, ale jakby tak pomyśleć, to tak naprawdę nie miała żadnych większych i skonkretyzowanych zamiarów, dlatego tym bardziej spodobała jej się propozycja, z jaką wyszedł. Przynajmniej mogła ją rozważyć. — Mam nadzieję, że serwują tam dobrą kawę. Gdybyśmy jednak uznali, że spotkania po latach nie są dla nas, to chociaż zrekompensuje nam to trudy z tym związane. — Po raz kolejny zażartowała, pozostawiając tę kwestię bez jednoznacznej odpowiedzi. Niech ma niespodziankę. Pewnie nawet pozwoliła się odprowadzić do bramy po ostatnim zerknięciu na grób, bo do głównego wyjścia z cmentarza prowadziła jedna droga, więc jeśli zmierzali w przeciwnych kierunkach, to rozstali się dopiero przy końcu.
  • zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Trzy długie oddechy przed lustrem, by dać sobie, choć namiastkę kontroli nad własnymi uczuciami. Tkwiła w tym stanie zawieszenia od kilkunastu miesięcy, jakby wyczekując na coś, czego kształtu nie potrafiła dokładnie określić. Butna Esther została splątana wspomnieniami jego ostatnich dni, nie mogąc wykrzyczeć światu, że to nie Leviego powinien wtedy zabrać... i tego, że powinna poświęcać kolejnych minut na bolesne oczekiwanie. Pożegnali go, by znowu zacząć żyć - nie tak jak ona. Uziemiona w mieście przez własną niemoc, nie potrafiła opuścić granic rodzinnego miasta. Przekładała książki z jednego kartonu do drugiego, topiąc smutki w lampce koszernego wina. To musi minąć - ile cierpienia mogło znieść ludzkie serce? Z nieprzyjemnych rozmyślań wyrwało Esther szczekanie jej małej czarnej przybłędy, która zaczęła domagać się wyjścia na dwór. Dlatego Hirsch otuliła się ciemnoszarym płaszczem i ruszyła w ciemną noc, choć takie spacerowanie niekoniecznie wydawało się przyjemną wizją. Nie, gdy na każdym kroku latali poprzebierani ludzi... o zgrozo, zbyt często w klauny. Nie rozumiała, w jaki sposób na niektóre dzieci obcy facet umalowany farbą nie działał odstraszająco. Jednak nie mogła z tego powodu zrezygnować z wieczornego wyjścia, choć sam pupil zachowywał się dość nieswojo na widok kolejnej przebranej grupy. W jakimś dziwnym przypływie głupiej naiwności udała się w okolice miejscowego cmentarza, którego jakoś nigdy nie miała przyjemności odwiedzić. Z wiadomych przyczyn nikt z bliskich kobiety nie został raczej pochowany właśnie w tym miejscu i nawet nie orientowała się, jak wielki jest ten przybytek. Do czasu, gdy niesforna psina zerwała się ze smyczy akurat przy cmentarnej bramie. Głuchy na okrzyki nowej właścicielki popędził w nieznanym kierunku, zaciekle przy tym ujadając. Esther momentalnie za nim ruszyła, lecz zbyt szybko zniknął w ciemności panującej między nagrobkami. Po kilku próbach przywołania bezimiennego psa zdała sobie sprawę z własnej porażki. Nie ryzykując samotną wędrówką po nieznanym miejscu, sięgnęła do kieszeni po telefon po prawdopodobnie jedyne koło ratunkowe do tej nieciekawej sytuacji. Z wielką nadzieją w sercu wysłała kilka smsów do Abrahama i modląc się o jego szybkie przybycie. Na szczęście nie musiała zbyt długo kręcić się przy głównej bramie. - Abe, tutaj! - zawołała uradowana, dostrzegając w oddali, zbliżając się sylwetkę Herschela. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że ostatecznie zignorował jej prośbę... uznając ją za wielce śmieszną. I trzeba przyznać, iż poniekąd taka była - ciągnęła go przez połowę miasta na spacer między mogiłami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#12

Wieczór, jak każdy inny, Abraham spędzał w swoim własnym towarzystwie. Jeszcze nie do końca zalany w trupa, mając jeszcze przyzwoity kontakt z rzeczywistością. Można powiedzieć, że szczęście uśmiechnęło się, trochę ironicznie, do Esther. Bo o tej godzinie to zdarzało się raczej rzadko. Nasmarował szybką odpowiedź z potwierdzeniem przybycia i prośbą o dokładny adres. Wciągnął na siebie jakieś stare spodnie z mnóstwem kieszeni, siwą bluzę i kurtkę. Czarne włosy ułożone w niezbyt artystyczny nieład były dopełnieniem jego halloweenowego przebrania. A za kogo się przebrał? Zapewne za chodzącą porażkę.
Prawda jest taka, że Abraham z reguły unikał spotkań z Esther. Chociaż codzienność niezmiernie go męczyła, nie czuł się komfortowo spotykając kogoś, kto czytał z niego jak z otwartej księgi. A w przypadku Hirsch tak właśnie mogło się stać. Należała do wąskiego grona osób, które mogłyby zrozumieć co w tym momencie dzieje się w jego głowie, w końcu widziała to piekło na własne oczy. Dlatego czuł się niekomfortowo - nie miał zamiaru o tym rozmawiać. Tak bardzo chciał po prostu zapomnieć.
Kiedy docierał do cmentarza usłyszał głos brunetki. Skierował się w jej kierunku. Cóż, może powinien pomyśleć o lepszej prezencji, jeżeli chciał sprawiać wrażenie, że wszystko z nim w porządku, ale chyba już nawet na tym mu nie zależało. - Cześć Essie - przywitał się, kiedy już pojawił się na tyle blisko, aby nie musieć krzyczeć. - Chcę pytać jak to się stało? - zagadnął, unosząc jedną brew ku górze. Wcisnął ręce do kieszeni kurtki, powoli zmierzając w stronę wejścia na cmentarz. Bo przecież po to tłukł się tutaj przez pół miasta, tak? Aby pomóc jej znaleźć psa.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Siedmioletnia dziewczynka z ciemnymi grubymi warkoczami nie odgadłaby tego, jak potoczy się ich przyjaźń... choć trzymając pięknie zdobione zaproszenie na jego bar micwę, nie mogła wtedy nazwać go jeszcze swoim przyjacielem. To przyszło z czasem, kiedy dzielące ich lata nie czyniły z niej irytującej małolaty, którą niekiedy przyprowadzała przyjaciółka jego matki. Cholerne niespokojne dusze - inaczej nie dało nazwać dwójki osób mających "wszystko" w bezpiecznych granicach ich rodzinnych stron... a pomimo tego, szukających niewiadomej daleko od domu. Nawet jeśli pobudki wyjazdu różniły się od siebie, to ostatecznie sprowadzały się do tej jednej smutnej prawdy.
Zmarszczyła lekko brwi, wpatrując się w twarz Abrahama, spowijaną przez nocne ciemności. Migające światło latarni słabo oświetlało sylwetkę mężczyzny, ale wystarczająco dobrze, by Esther po kilku chwilach zdała sobie sprawę, od czego go oderwała. Spoglądając na niego z niepewnym zrozumieniem, mogła tylko nieśmiało wysnuć jedno założenie. Dźwigał o wiele większy ciężar wyjazdów na własnych barkach, odbijający się teraz w jego spojrzeniu. Ona wyłącznie nieznacznie otarła się o panujące tam piekło, kiedy on został zrzucony do najniższych kręgów. Przygryzła na moment wargę, gdyż naprawdę walczyła z chęcią rozpoczęcia godzinnej dyskusji. - Pogadamy o tym później - ... i zamierzała spełnić tę groźbę. Trudno było nazwać to obietnicą, gdy Abe z wielką determinacją unikał spotkania z nią. Z taką postawą nie odebrałby pewnie zbyt pozytywnie zapowiedzi poważnej rozmowy - o nim. Czy była złą przyjaciółką? Skupiając się na własnej żałobie, niedostatecznie uparcie interesowała się problemami Herschela. Co jednak mogła uczynić, gdy ich nieszczęścia niefortunnie zgrały się w czasie? - Jeśli chcesz się potem ze mnie śmiać... to proszę bardzo - westchnęła głośno, może trochę teatralnie i skierowała się w stronę otwartej bramy. Wyciąganie informacji (bądź zwykłe wsparcie!) musiało zaczekać, gdyż między grobami nadal gdzieś biegał jej kundelek. W międzyczasie złapała Abrahama za ramię, ciągnąc go za sobą - zabezpieczenie przed jego ewentualnym wycofaniem się z tych fascynujących poszukiwań. - Nie wiem, Abe, musiał za czymś pobiec... może za jakąś wiewiórką? Albo oposem? Raczej nie warczałby na powietrze... widzisz go gdzieś? - odsunęła się od kompana cmentarnej wycieczki, ostrożnie przemieszczając się do przodu. Gwizdanie wcale nie pomagało, bo niesforna bestia nadal warczała w ciemnościach - Chyba tam go słyszę...

autor

split me an ocean, make my mountains move, show me some stars beneath this ceiling
Awatar użytkownika
32
187

daddy long legs

twoje spotify

sunset hill

Post

Powiedzieli mu, że to pomoże, a on uwierzył.
Uwierzył - krótki, kpiący grymas uśmiechu (bo nie uśmiech-uśmiech przecież, pełnoprawny, wiarygodny, autentyczny, a jedynie karykatura jakaś jego, pastisz ekspresji mimicznej) i parsknięcie obłoczkiem pary na cmentarnym chłodzie. Uwierzył! On! Uwierzył!
Jak dziecko uwierzył. Albo jak szaleniec. (Pytanie, czym się stan jeden - zdziecięcenia, nie "zdziecinnienia", jak w starczej demencji, od drugiego, to jest, od szaleństwa, różni. Przecież i w jednym i w drugim wierzy się często, na przykład, że gdy przysłonimy oczy dłonią, przestaniemy istnieć. I w jednym i w drugim ze zwierzętami się rozmawia. I z samym sobą, w miejscach publicznych. I śpiewa się bez oporów, ot tak, na głos właśnie, gdy człowiek zawartością własnej głowy zbyt znudzony. I tańczy się, w poczuciu równej wolności, chociaż inni patrzą i czasem ktoś się złapie za głowę (za dziecka - z rozczuleniem, za dorosłego - ze szczerym przestrachem, na ogół). I w jednym i w drugim fantazja zlewa się z rzeczywistością.
Czy więc, należało zatem spytać, jedno różne od drugiego czymkolwiek w ogóle? Czymkolwiek innym, niż umiejscowienie na linii naszego życia (dzieciństwo: wcześniej, szaleństwo: później, przynajmniej w świetle zasad niepisanych, ale i nie do połamania).
I w wierze tej - w którą sam, o ironio, powątpiewał - szedł teraz cmentarną alejką. Wąską i pokrytą wczesnorannym szronem. W zimnym świetle równie zimnego poranka. W kierunku sobie tylko nieznanym. Prowadzony, jeśli czymkolwiek w ogóle, to chyba tylko sercem.
A serce czuło się dziś średnio. Nie, że "źle", ale też nie "dobrze". Czuło się jak zwykle - zdyszane wieczną ucieczką przed rozumiem. I on to serce chciał wyjąć sobie i nim cisnąć na płytę nagrobną w miejsce kwiatów.
Mówili, że to pomoże. Przychodził więc. Tydzień w tydzień, czasem nawet częściej. Przychodził i zawsze na ten sam grób, choć kto w nim spoczywał - nie miał pojęcia. Ale po co mu pojęcie, skoro serce mówiło, że tak jest dobrze? Że to tu. Że to tu, nawet jeśli tylko symbolicznie, śpi leży to dziecko...
Które on zabił.
- Mówili, że to pomoże... - zamamrotał, skręcając w jedną z odnóg cmentarnej alejki. W swojej, za cienkiej jak na tę pogodę, skórzanej kurtce i nasadzonym na potylicę kapeluszu. Z bukietem róż, dziś akurat żywo żółciusieńkich, w dłoni bladej zimnem, ale i tym zimnem na kłykciach muśniętej purpurą. Powoli, ale z pewnością skazańca, co to pogodził się już z myślą, że szafot jego przeznaczeniem, nie niewinność.
Niewinność, Dweller?
Jaka niby niewinność.
Winny był przecież - winny tak, że nie musiał się nawet oznaczać literą w kolorze purpury (a mógłby - przewlec ją przez materiał odzienia, wielką, krzykliwą na plecach; "M" jak "Morderca"). I nic to, że w aktach sprawy napisano coś zgoła innego (że wypadek nie z jego winy, że z winy niczyjej, "tak bywa", "co poczniesz", "nasze szczere kondolencje").
On wiedział.
I nic, co mówili - "to nie Twoja wina" albo "spróbuj, to pomoże", nie mogło mu zmazać tego "M" z przychylonych pleców.

autor

harper (on/ona/oni)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fremont”