WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://lh5.googleusercontent.com/p/AF1 ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Boże Narodzenie dawno odeszło w niepamięć, podobnie jak Walentynki, chociaż akurat ich Gilbert w żaden sposób nie obchodził. Bardziej przemówiłby do niego Dzień Singla... Gdyby nie fakt, że picka zjedzona i koń zwalony zostały okupione ogromnymi wyrzutami sumienia. Bardzo próbował myśleć o ładnych paniach, ich długich włosach, zgrabnych biodrach, krągłych piersiach, ale w jego głowie ciągle siedział ten specyficzny przystojniak, którego omal nie obrzygał na after party po kolędowaniu. Włączane po kryjomu przed resztą domowników pornosy skupiały jego myśli tylko na chwilę, bo zaraz i tak łapał się na tym, że podziwia wyprężone kutasy zamiast... Czegokolwiek innego. Chore. Co z nim zrobiła ta homopropaganda? Przecież on nie był takim człowiekiem. Może miał sobie do zarzucenia pewne rzeczy, ale pod tym względem był całkowicie zdrowy i był tego całkowicie pewny. No więc co, do chuja, było nie tak?
Zastanawiał się nad tym teraz tylko dlatego, bo się nudził. Na co dzień oczywiście nie zaprzątał sobie tym głowy, próbując zająć ją milionem innych rzeczy, ale teraz, ze względu na pogodę, która coraz bardziej dawała się we znaki, sklep świecił pustkami, on starł półki i uporządkował towar już chyba ze dwa razy i generalnie mało brakowało, by zaczął przeliczać granulki w suchej karmie. Zamiast tego siedział znudzony za ladą, a gdy tylko westchnął i przymknął oczy, przed nimi znów pojawiał się niejaki Kenny. Dramat. Otworzył oczy, próbując trzymać się rzeczywistości, ale... Tam też był on. JAK TO? Gilbert musiał zamrugać kilka razy, by upewnić się, że to nie zwidy, ale nie, Ken faktycznie wpakował się przez drzwi wejściowe sklepu. Jakby nie wystarczyło mu to, że nawiedza Gilberta w snach, to jeszcze musiał tutaj, w miejscu pracy. Powinien się odezwać? Czy może lepiej udawać, że wcale go tu nie ma? Czy Hale miał tak wyczulony słuch, że usłyszy jego oddech? Czy zdąży jeszcze schować się na zapleczu? Czy w ogóle miał jakąkolwiek sposobność ucieczki?!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#7

Większość egzaminów miał już za sobą, niektóre z nich zaliczył jeszcze poprzez dodatkowe projekty, których łapał się niczym wzorowy student. Każdy jednak potrzebował odpoczynku od wchłaniania wiedzy. Przewinął się na jednej imprezie, anty-walentynkowej, urządzanej przez koleżankę z grupy. Tym sposobem napatoczył się przynajmniej na dwie osoby, pragnące jego niepodzielnej uwagi. Niestety, padło na dwie przedstawicielki płci pięknej, którymi to Hale niekoniecznie był zainteresowany pod kątem romantycznym czy nawet seksualnym. Nim zdążył je grzecznie spławić, laski skoczyły sobie do gardeł, walcząc między sobą o jego względy w bardzo spektakularny sposób, zawierający mnóstwo dźwięków tłuczonego szkła, spadających przedmiotów oraz dopingującej publiczności. Całe szczęście, kierowniczka imprezy zainterweniowała w odpowiedni sposób, nim którakolwiek z awanturniczek doczekała się poważniejszych obrażeń.
Zdarza się.
Paradoksy, takie, jak walka o względu kogoś na imprezie anty-walentynkowej, również. Kenny wrócił do wynajmowanego mieszkania w jednym kawałku i nawet nie zaznał zaszczytu bliskiego zapoznawania się z zawartością muszli klozetowej.
Dzisiejszego dnia zdążył już trochę poćwiczyć i posprzątać mieszkanie. Przy okazji porządkowania rzeczy Janusza, uznał, że przydałoby się uzupełnić zapasy kolb oraz ziarna, którego zostało ledwo na drugie nasypanie do karmnika.
Postanowił wywlec się z domu, z tytułu dnia wolnego. Wpierw udał się do sklepu spożywczego, wyposażony w swoją niezawodną laskę, po czym skierował swoje kroki do sklepu zoologicznego, o którym rozmawiał kawałek czasu temu z Gilbertem. Miał nadzieję, że chłopak czuł się już lepiej. Stałaby się tragedia, gdyby jakimś cudem kolega sympatyczny nabawił się skutków ubocznych przez zadławienie sernikiem. Mało prawdopodobny scenariusz, ale wypadki chodziły po ludziach.
Poza tym, miał pretekst, żeby odwiedzić swojego nowego człowieka w godzinach pracy. O ile zastanie go za ladą, albo gdzieś na terenie lokalu. Gilbert nie musiał się więc o nic martwić, to homopropaganda przyjdzie do niego w bardzo przystępnej wersji inicjacyjnej. Nawet, jeśli Kenny bynajmniej nie świecił brokatem, tęczą i innymi piórami między pośladami.
- Dzień dobry - uśmiechał się szeroko, po podejściu do lady, o której krawędź oparł dłoń. - Duży ruch?
Nie miał pojęcia, z jakim pracownikiem ma do czynienia, dlatego wolał póki co zacząć rozmowę dosyć uniwersalnie.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gilbert nie chodził na imprezy, nie świętował walentynek, a już na pewno nie był obiektem niczyjej uwagi. Z jednej strony jak o tym myślał, to trochę innym zazdrościł, ale z drugiej doskonale wiedział, że za nic nie odnalazłby się w podobnych okolicznościach. Socjalizacja była trudna. Bycie samotnikiem było zdecydowanie prostsze. Inna sprawa, że w pracy musiał mieć styczność ludzi i wchodzić z nimi w interakcje. Dopóki jednak byli oni dla niego obcy, a on mógł trzymać się profesjonalnej postawy, wyuczonej przez kierownika, jakoś łatwiej mu to wychodziło.
Podobnie, jak bycie towarzyskim, studia także go nie dotyczyły. Oczywiście, w typowym studenckim życiu za nic by się nie odnalazł, ale do tej pory nie zdecydował nawet, w czym byłby dobry. W jego głowie wciąż usilnie królowała myśl, że tak naprawdę to do niczego się nie nadaje i w niczym nie jest wystarczająco dobry, by cokolwiek osiągnąć. Nie za bardzo potrafiłby nawet określić, czym się interesuje. No więc może lepiej, że zostanie tu, gdzie jest teraz? Przynajmniej nikogo bardziej nie zawiedzie... o ile nie narobi pomyłek na kasie. A dzisiaj był totalnie dzień, w którym to właśnie mogło się zdarzyć. Obecność Hale'a zwiastowała wszystko, co najgorsze, łącznie ze wzwodem.
Przełknął ślinę i zsunął się ze stołka, bo był tak sztywny i zestresowany, że mało brakowało, by z niego spadł. Przełknął ślinę jeszcze raz, ale nagle w ustach miał tak sucho, że aż go zapiekło.
- N-nie... - zająknął się cicho, po czym chrząknął i dodał nieco głośniej - dzień dobry. W czymś... pomóc? - jak bardzo był niemiły, nie witając się jak ze starym znajomym? Jaka była szansa, że Kenai nie rozpozna go po głosie, albo może po prostu go nie pamięta? Gilbert oddałby małego palca, byle ją zwiększyć (choć tak naprawdę bardzo chciał, aby Ken go pamiętał i może zaprosił na jakieś totalnie heteroseksualne spotkanie, gdzie mogliby się zakumplować, na przykład), ale jakoś niespecjalnie wierzył w taką możliwość. Z jednej strony jemu samemu wydawało się, że miał głos zupełnie zwyczajny i niczym się nie wyróżniający, ale jednak Ken wcześniej skojarzył go ze śpiewem psalmu. Musiał mieć jakiś szósty zmysł. A może to jak z psami, że przy słabszym wzroku mają bardziej wyostrzony słuch? (Mój pies w swoich najlepszych latach potrafił rozpoznać dźwięk naszego samochodu i witał się przez okno, gdy przyjeżdżaliśmy, a na inne auta nie reagował, totalny odjazd.)

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kenny uważał tymczasem, że niekoniecznie sama socjalizacja przerażała większość ludzi, a wyobrażenie jej. Jasne, zawsze można było wpakować się w niezłe bagno z szemranym towarzystwem, ale jeśli miało się do czynienia z osobami nadającymi na podobnych falach, wszelkie uprzedzenia uciekały powoli na bok. Szczególnie przy wsparciu odrobiny alkoholu. Życie samotnika miało swoje plusy, nie mniej, łatwo było przeistoczyć się później w zgorzkniałego, starego grzyba, któremu wszystko przeszkadza. Nawet kompletnie niewinna tęcza na niebie, otwarcie promująca mniejszości. Takiego życia Hale wolałby się wystrzegać.
Gilbert zawsze mógłby się wkręcić w typowo kujońskie środowisko studenckie. To również było coś. Skrajna różnica między rozwydrzoną młodzieżą, uważającą się za dorosłych, jeszcze przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia. Kenny wiedział swoje. Może i nie należał do żadnego bractwa, ale prześlizgnął się na różnych imprezach. Mając na uwadze jego przypadłość, wręcz kuszącą do robienia na nim żartów - dobrze, że nie dołączył do żadnego, pieprzniętego bractwa. Nawet jeśli jakiś ziomek przemykałby po domu z gołym tyłkiem, nie dałby rady go dostrzec. Tak źle i tak niedobrze.
Jasne, że mógł mu w czymś pomóc!
- Jeśli mam do czynienia z Gilbertem, to tak, a jeśli nie… - postukał palcami o blat sklepowej lady. Wyszło trochę gejowsko, ale trudno. Póki co, nie borykał się z lękiem co do wszelkich nieheteronormatywnych gestów, jak pewien bardzo znany piosenkarz, bożyszcze nastolatek i fetyszysta stóp w jednym. Dobrze, że miał w miarę sztywne nadgarstki i nie latały mu na boki, przy żywej gestykulacji.
W każdym razie, od razu rozpoznał Gilberta po głosie, co niezwykle go ucieszyło. Ani trochę nie zraził się jego profesjonalnymi formułkami, bo mimo wszystko - był w pracy. Znali się właściwie z jednego wydarzenia i wszystko przed nimi. O ile Gilbert nie zechce uciec przed Kenaiem, co wcale nie było trudną sztuką. .
- Jak się miewasz? - uśmiechnął się raz jeszcze, opierając przedramiona o ladę. Jakiś Janusz mógł mu się czaić za plecami, bo akurat chciał zapłacić za karmę dla blabladora, ale nie przejmował się tym. Był ociemniały, halo, miał pierwszeństwo. Również przy okazji zagadywania swojego nowego kolegi.
- Wybacz, że pojawiłem się tak bez zapowiedzi, ale nie mam twojego numeru, żebym mógł się zapowiedzieć, a tak właściwie, przyszedłem po kolby dla papugi.
Właściwie, był tutaj przy okazji, o czym świadczył plecak, wyładowany zakupami, ale o tym nie musieli rozmawiać. Gilbert mógł żyć w przeświadczeniu, że Kenny specjalnie pofatygował się do jego sklepu, aby zaopatrzyć się w pokarm dla swojego zwierzaka. Tak poniekąd było. Nie chciał tylko, aby to wybrzmiało aż tak oficjalnie, dlatego wcześniej zrobił zakupy w markecie. Plan idealny na miarę geniusza strategii.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gilbert niekoniecznie bał się tego, że wpadnie w nieodpowiednie towarzystwo, co po prostu tego, że nie będzie w stanie nawiązać z jakimkolwiek towarzystwem kontaktu. Był osobą nieciekawą, bez zainteresowań, nie umiał w small talki, a ciągnięcie rozmowy dłużej to w ogóle dla niego jakiś kosmos. Chyba z dwojga złego już wolałby zostać zgorzkniałym grzybem. Nawet, jeśli jakieś kujońskie studenckie towarzystwo miałoby go faktycznie zaakceptować... No cóż, póki co nie wybierał się na studia. To kosztowało, więc wolałby wybrać takie, których będzie pewien, a zwyczajnie nie miał na siebie pomysłu. Może kiedyś na jakiś wpadnie, ale na razie się na to nie zapowiadało.
- Och - wyrzucił z siebie, zaskoczony, bo nie tylko nie spodziewał się, że Kenai go w ogóle zapamięta, ale że będzie go szukał w miejscu pracy? Że rozpozna po głosie? No bo chyba rozpoznał, skoro tak mówi, prawda, nie mówiłby tak do przypadkowego sprzedawcy? Gilbert oczywiście nie był osobą, która potrafiła wyczuć gejowski vibe, był na to zbyt niewinny, w związku z czym Hale mógł go demoralizować do woli, a ten nawet tego nie zauważy, przynajmniej dopóki nie zacznę się dobierać wzajemnie do swoich prąciów... Ale wtedy chyba będzie już za późno na odwrót, hihi.
Jak się miewasz? Niby co miał mu na to odpowiedzieć?
- W porządku, chyba tak - pokiwał głową, robiąc niepewną minę, której Kenai oczywiście nie mógł dostrzec, ale może wyczuł wahanie w jego głosie? Gilbert sam nie wiedział, jak się miewa, nie zastanawiał się nad tym, jego życie opierało się na tym, że dzień mijał za dniem, a on robił swoje - udzielał się w kościele, chodził do pracy, pomagał w domu. Niewiele poza tym (masturbacja), tylko jego głowa czasem szalała (penisy). - A ty? - tak mu się wydawało, że wypadało też zapytać. Może Kenai miał więcej do powiedzenia od niego, może nauczy go, jak się odpowiada na takie pytania? - Numeru? - zdziwienie po raz setny, bo nie do końca rozumiał, po co niby Kenaiowi potrzebny byłby jego numer. To znaczy, po to, by się zapowiedzieć, no ale nie musiał się wcale zapowiadać, przychodząc do ogólnodostępnego sklepu. A może chciał, aby Gilbert odłożył mu jakieś specjalne kolby dla papugi? No bo przecież nie mogło chodzić o to, że specjalnie chciał trafić właśnie na niego. To by nie miało żadnego sensu. - A, kolby. No tak - potrząsnął głową. W końcu wszystko zaczęło nabierać sensu, a skoro już przeszli na tematy zawodowe, napięcie z Gilberta nieco uszło, choć wciąż jeszcze trochę trzęsły mu się ręce. Wyminął sklepową ladę, a potem Kenaia, podchodząc do półki nieopodal, na której znajdowały się wspomniane przysmaki. Zaczął wymieniać wszelkie rodzaje, jakie tam znalazł, grzebiąc jednocześnie dokładnie i pewnie wypytywał Kenaia o jakieś szczegóły dotyczące jego zwierzaka, które mogły zaważyć na tym, jaki skład kolby byłby najbardziej odpowiedni. Żarcie dla zwierzaków to akurat coś, na czym już się nieco znał. Pracował tu od jakiegoś czasu, a że czułby się bardzo źle wprowadzając kogokolwiek w błąd, to sporo czytał w internecie na temat wszystkich tych rzeczy, które tu sprzedają. Totalnie potrafił mu doradzić w wyborze odpowiedniej, Janusz bankowo będzie zachwycony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To prawda, że jeśli chodziło o mimikę, Kenai nie potrafił zbyt wiele dojrzeć, nie mniej, słyszał wszelkie zmiany tonu głosu. Potrafił rozpoznać, że Gilbert był odrobinę zdezorientowany, może nawet onieśmielony, ale przecież zawsze tak bywa na początku znajomości. Gdy już lepiej się zapoznają, wszystko pójdzie z górki.
- W porządku - uśmiechnął się, bo humor rzeczywiście mu dopisywał (szczególnie, odkąd wlazł do sklepu, w którym zastał Gilberta), - Byłem na zakupach i pomyślałem, że zajdę przy okazji tutaj. Przypomniało mi się, że mówiłeś mi wcześniej, że tutaj pracujesz.
Więc tak, sam sprzedawca również był tutaj atrakcją i niech tylko nie umniejsza swojej roli.
- Numeru telefonu - sprecyzował, gdyby jednak Gilbert pomyślał o jakimś innym numerze. - Mógłbym się zawsze podpytać czy macie coś nowego na sklepie, a poza tym, fajnie by było czasami wyjść na piwo, w coś zagrać.
Tak zupełnie po kumpelsku. Wątpił, aby takie przyjacielskie wyjścia gryzły się z chrześcijańskimi przekonaniami chłopaka. Sam Kenny był katolikiem i chociaż wyprawiał rzeczy, które nie podobały się każdemu wiernemu (a szkoda), nie był żadnym podejrzanym gościem, czyhającym na Gilberta, byle go okraść i pobić. Come on, przecież poznali się w kościele! Ciężko o zawiązanie równie czystej znajomości, co takiej, wśród sakralnych murów.
Jasne, że potrzebował numeru, w końcu na Grindrze by go raczej nie znalazł? Sam Kenai prowadził profil bardziej dla beki, przerażony, jak wieloma propozycjami go zasypywano. Najbardziej creepy i tak była dokładna lokalizacja, którą starał się wyłączać, byle tylko jakiś pojeb nie zaszedł go od tyłu w ciemnej uliczce. Tak, to mogłoby się źle skończyć.
Słysząc wyraźne rozluźnienie w głosie Gilberta, wsiąknął w klimat jedzenia dla papug, a szczególnie składu kolb. Janusz nie był wybredny (jak to Janusz), potrafił opędzlować całą kolbę w krótki okres czasu, nie wspominając chociażby o ziarnach słonecznika, w których również się lubował. Możliwe, że Kenny go rozpieszczał, ale drugiego takiego zwierzaka ze świecą szukać. Miewał czasami swoje odchyły, gdy piszczał bez sensu przez całe pół godziny, co potrafiło być wkurzające. Co wtedy zrobić? Wpakować go do klatki i zrobić ciemność. Niezawodny patent.
- Wezmę te dwie i… może jeszcze tą z owocami leśnymi - podjął w końcu decyzję, bo skoro już zamierzał coś kupić, nie wypadało wychodzić z pustymi rękoma. A przy okazji…
- To jak będzie z tym numerem?
Podkolorował słowa uprzejmym uśmiechem, grzecznie czekając, aż zostanie mu podyktowana odpowiednia kombinacja cyfr.
Nikt się chyba nie spodziewał, że Hale tak łatwo odpuści? Ostatecznie mógłby podpytać księdza z parafii o numer do tego wybitnego solisty, ale jakby to zabrzmiało? Poznałem jakiś czas temu Gilberta, śpiewa w chórze, ma ksiądz do niego jakiś kontakt? Oczywiście, mógłby strzelić bujdę, że to na potrzeby jakiegoś treningu wokalnego, ale księży lepiej trzymać na odległość, w sprawach, dotyczących dwójki młodzieńców, w kwiecie wieku.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niepewność i dezorientacja Gilberta raczej nie mijała tak szybko, ale z czasem, jeśli ktoś faktycznie ma do niego jakąkolwiek cierpliwość i doczeka tego momentu, staje się nieco bardziej... towarzyski. Na swój sposób, nieco specyficzny, więc tak czy siak nie każdemu przypadało to do gustu. Może Kenai będzie pod tym względem jednym z tych nielicznych? Teraz wyjście na piwo czy wspólne granie brzmiało dla Callawaya niczym abstrakcja, ale przemknęło mu nawet przez myśl, że byłoby miło zrobić coś z Kenem. Może mógłby mu pokazać jakieś fajne rzeczy, jakie robią ludzie w ich wieku, a na które on sam nie ma odwagi.
Gilbert pokiwał głową i zebrał z półki wszystkie kolby, jakie wymienił Hale. Jako dobry sprzedawca może próbował mu jeszcze wcisnąć jakieś papuzie podłoża albo inne szmery bajery, ale ostatecznie skierował się do kasy z tym, co wybrał znajomy i zaczął nabijać rzeczy na paragon. Słysząc powtórzone pytanie o numer, nieco się spiął. No cóż, unikanie odpowiedzi nie okazało się w tym wypadku zwycięską strategią. Może mógłby spróbować jakiejś innej... Ale nie wiedział, jakiej, ani nawet, czy faktycznie chciał. Zresztą, nie był wcale asertywny, a Kentigern nie wydawał się być na tyle groźny, by go unikać. Właściwie, był całkiem przyjazny. I przystojny.
- Mhm, okej - kiwnął w końcu głową, wciąż jednak będąc tylko średnio przekonanym do tego pomysłu. - Mogę Ci pisać, jak dostaniemy jakieś nowe smakołyki, albo będą promocje - uśmiechnął się niepewnie. Tak tylko mówił, ale chyba nie miałby odwagi, by zawracać mu głowę. Podyktował Kenaiowi numer, po czym wrócił do kasowania jego zakupów. Podał kwotę, a kiedy tamten szykował się do zapłaty, grzecznie pakował mu rzeczy do reklamówki. Dodał nawet w gratisie dwie krówki, które leżały w misce przy kasie, by rodzice mogli zakleić gęby swoim marudzącym dzieciom, gdy dokonywali ważnych zakupów dla swych futrzatych podopiecznych. Kenaiowi nie trzeba było zaklejać gęby, ale może mu posmakują i przypomną, ze Gilbert jest frajerem tylko trochę, ale się stara i przy odrobinie wysiłku i dobrej woli można go polubić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<img src="https://64.media.tumblr.com/a1b2cff59e5 ... 1_500.gifv" width="200">
He’s my cat! He’s not God’s cat!
Let God have his own cat! Let God have
all the damn old cats He wants,
and kill them all! Church is mine!
na sekciarskich fejsbukowych grupach miłośników szynszyli użytkownicy zwykli wypisywać różne bzdury - a cal ostatnimi czasy niezwykle lubował się w ich czytaniu, zalogowany jako nijaki peter mothersass, który to był jednym z jego wielu internetowych alter ego. wbrew codziennej rutynie (która objawiała się wytykaniem innym grupowiczom, że ich szynszyle kąpią się w chujowym piasku, a ta klatka to chyba za mała, a w ogóle to gdzie koleżanka?), co jakiś czas na stronie głównej grupy przewijała się jakaś gruba drama, w której peter brał udział z onieśmielającą wręcz ochotą i rozgorączkowaniem. podczas najnowszego wysrywu jednej ze słynnych na zwierzęcych fanpejach dramowiczek wyszło na jaw, że brat cioteczny administratora grupy pracuje w sklepie zoologicznym. czaicie? normalnie, w takim, gdzie sprzedają też żywe okazy. no i szambo wybiło. w jednym z komentarzy calypso (peter) wyczytał, że żaden miłośnik zwierząt nie zatrudniłby się w zoologu - GÓWNOPRAWDA, ale peter entuzjastycznie zgodził się z internautą, wytykając sprzedawcom niskobudżetowej psiej karmy hipokryzję, zamordyzm i komunizm.
- onyx, dobrze pamiętam? zajebiste imię. naprawdę. - uśmiechnął się krzywo do puszki z mokrą karmą dla kotów, którą akurat odstawiał na miejsce. plakietka, na której obopólną decyzją jego i kadry kierowniczej napisano po prostu: cal, nie tłumaczyła zainteresowanej osobie nutki goryczy, która wyrwała się na zewnątrz, pomimo wyćwiczonego (prawie) do perfekcji, boleśnie neutralnego tonu. - ogólnie, jak pytają o karmę dla kotów, to nie wciskaj nigdy tej suchej, bo to kurewstwo siada im strasznie na cały układ pokarmowy i nery chyba też. spróbuj powiedzieć przy jakimś kociarzu słowa karma i sucha obok siebie, to zaczną kminić, jak można cię deportować zagranicę do jakiegoś dzikiego kraju. jak meksyk. albo wielka brytania. - nie był pewien czy to, co powiedział, nie było w jakiś sposób rasistowskie, ale - swoim starym zwyczajem - miał na szczęście totalnie wyjebane. kierownik zmiany (steve, zezowaty prawiczek, baptysta, kyptogej na osiemdziesiąt procent - wydawał się calowi jednostką na tyle nudną i przewidywalną, że nie miał ochoty nawet sprawdzać słuszności swoich domysłów) dał mu znać raptem dzień wcześniej, że ma przeszkolić nowego pracownika (widoczne zmieszanie; zerknął ponownie na wypisane w zeszycie w kratkę personalia; zabawnie sterczały mu kolana, kiedy wyginał w stresie nogi w ten sposób, że praktycznie stykały się ze sobą). czy cal miał jakiekolwiek pojęcie o prowadzeniu szkoleń? za chuja. czy miał zamiar powiedzieć, że jasne, na pewno da sobie radę? jak najbardziej, ależ jeszcze jak.
czyli improwizacja. cal uwielbiał improwizacje prawie tak bardzo, jak uwielbiał śledzić internetowe gównoburze. "nowemu pracownikowi" przyjrzał się bardzo uważnie (i wcale nie dyskretnie), kiedy tylko przekroczyłx próg sklepu. z jakiegoś powodu od razu wiedział, że to on(y)x - może przez szukające tego, obiecanego zapewne dzień wcześniej przez steve'a, mentora spojrzenie, a może przez mowę ciała, sugerującą w jakiś sposób, że ta osoba nie przyszła tutaj pytać o poidło dla swojej świnki morskiej. cal uwielbiał wyobrażać sobie, że ma więcej umiejętności do czytania z ludzi, niż posiadał w rzeczywistości; kochał snuć historie, które od prawdy odbiegały tak bardzo, jak tylko się dało i - co najgorsze - potrafił zatracić się w wierze w nie tak bardzo, że potem ciężko mu było zaakceptować prawdziwy stan rzeczy. (nudny. prosty.) założył więc od razu, że onyx pali szlugi tylko czasem i tylko dlatego, że głupi im odmówić; poza tym dobrze dogaduje się ze zwierzętami, ale nie trafiłx jeszcze na żadną grupę dla miłośników szynszyli (bo gdyby trafiłx, nie przyszedłxby tu pracować), pijałx zieloną herbatę i miałx swoją przygodę z jogą, lubiłx pizzę z podwójnym serem i byłx dobrx z matmy. miałx poza tym jakąś ciężką, rodzinną traumę, przez którą teraz brak im asertywności. to byłoby ciekawe, dlatego postanowił spróbować.
- palisz? pokażę ci wyjście od strony zaplecza, chodź - nakazał, zostawiając w końcu puszki z kocią karmą w spokoju, żeby skierować się w stronę pomieszczenia socjalnego, z którego wychodziło się na tyły sklepu. nawet się na nich nie oglądał. rzucił im kontrolne spojrzenie dopiero przy przejściu z socjala na zewnątrz. sprawdzał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

jeden

Peter Mothersass - i tutaj umysł piękny-osiemnastoletni rozpędu nabierał, ze świstem wściekłym permutacje wszelkie, palindromy, anagramy, ambigramy, i inne potencjalne -acje orazi -amy w nicku enigmatycznym skrywane poddając analizie - czy też...
  • Mother sass?
    • Mother's ass?
      • czy M - other's ass?
        • albo Moth 'er sass?
          • Sass rehtom?
przestań, Onyx!

...znany był i Onyx [o tyle, jasna sprawa, o ile znanym ktokolwiek komukolwiek być może w kontekście wirtualnej egzystencji, gdzie to piksele z komórkami ciała stosowane są wymiennie, a demony najjadowitsze, ze smyczki anonimowością spuszczone, wypełzają z zakamarków wszelkich i gryzą-gryzą-gryzą gdzie popadnie].
Nie od dziś bowiem Rosenkranz pasji swojej szynszylowej upust dawali w internecie, po godzinach (szkolnych) i w noce bezsenne pasek po prawej stronie ekranu w rytmie scroll up / scroll down zajeżdżając, pochłonięci sensacyjnymi lekturami. No bo, dajcieeee spokój ... administracja na tych forach wszystkich to jednak jest..., a na tym jednym, to już w ogóle!; i Jezu Chryste, drama zawsze goni dramę, plus - w ogóle skąd ci ludzie się brali!? Tacy zwłaszcza, jak ten Mothersass na przykład, taki elokwentny i wyszczekany, i bogaty w trudne słowa jak SŁOWNIK WYRAZÓW MĄDRYCH, który trochę Onyx imponował, a trochę ich przerażał.
I, prawdzie w oczy spojrzeć się nie bójmy, gdyby Onyx wiedzieli, że z samym Peterautorytetem swoim twarzą w twarz dzisiaj stanie, to nie tylko do Petco nie parliby niemalże w podskokach, co pewnie w ogóle. Zwłaszcza po tej akcji ostatniej z bratem ciotecznym admina i zamrod... zarod... no, dyktaturą po prostu.

Ale. Onyx. Nie. Wiedzieli.

Ani, że Calypso Genesee - szczupły-bladawy-włosy-ciemne-oczy-ładne-palce-długie-chude-fajny-tiszert - i Peter Mothersass to jednia, ani, co oznacza SZKOLENIE INTRODUKCYJNE , przez Steve'a, smutnego prawiczka pachnącego szarym mydłem, czarnymi myślami i białą, mizogynistyczną, kryptohomoseksualną męskością, wspomniane w rozmowie rekrutacyjnej.
(I, że będzie oznaczało tyle, że zaraz będą musieli zachłysnąć się dymem, udając, że i owszem, z nikotynką są wprawdzie nie regularnie, ale jak najbardziej za pan brat, i nie, wcale właśnie nie wyżera im ona płuc wrażliwych ostrym i duszącym bólem i wcale nie myślą, że zaraz, kurwa, umrą).
Do Petco szli więc radośnie nieświadomi. Krokiem lekkim: pięta - palce - pięta, tuż po dzwonku wieszczącym koniec mąk piekielnych lekcji na dzisiaj, z plecakiem obijającym się o stok chudych lędźwi okrytych kurteczką w stylu uwaga, idzie jesień! (czyli na podpince, w barwie kontrastującej przyjemnie z żółcieniami liści, i dużą ilością kieszeni, w których upychać można kasztany).
I z MIŁYM MŁODYM SZKOLENIOWCEM (tak Cala przedstawił im Steve w ostatnim mailu) oko w oko stanęli w błogiej niewiedzy o wszelkich misternych prekoncepcjach przez Genesee w głowie fajnej-kostropatej hodowanych.
[ Onyx: palili zioło, ale nie szlugi, bo nikt ich raczej nie częstował - ale jak zaraz zobaczymy: prawda, nie potrafili odmówić; dobrze dogadywali się ze zwierzętami i byli hipokrytami, którzy na forum ściemniają, że NIGDY nie poszliby pracować do zoologicznego, pijali zieloną herbatę, mieli swoją dramatyczną przygodę z jogą (wybity bark), lubili pizzę z podwójnym serem, ale wegańskim - i takim, co nie jest z oleju kokosowego, bo ten kokosowy się zwyczajnie rozpływa, i znika; nie byli dobrzy z matmy, a co do ciężkości swoich traum nie mieli pewności, zależy w sumie - kto pyta].
- Aha, aha - Onyx przytakiwali teraz, głową kiwając z energią tych pluszowych piesków, które się przytracza pod tylną szybą samochodu, żeby rozpraszały kierowców siedzących nam na ogonie przy wyjeździe z miasta, gubiąc się pod ostrzałem słów i spojrzeń taksujących - Aha, jasssne, no. Tak.
I, z rozpędu, także:
- Tak - to na pytanie o papierosy.
Czy rak, a nie "tak" raczej, i to płuc w dodatku, bo tak kurwa bolało (stwierdzili Onyx, dwa razy się jak na razie zaciągnąwszy) jakby już byli w fazie terminalnej. Po spacerze przez socjal, w dół schodków niskich, dwustopniowych (stopień 1: podciągnąć spodnie gestem nonszalanckim, stopień 2: zeskoczyć z cichym zgrzytnięciem podeszew tenisówek na wyściełany petami chodnik na tyłach budynku), ramię w ramię z Calem stojąc i starając się nie utrzymywać za dużo kontaktu wzrokowego (to ze stresu).
Ale póki co było chyba miło?
[ Tak mamie powie: że w pracy, dnia pierwszego, było miło i dobrze.
Nie, rzecz jasna, że jarali za sklepem po pięciu minutach pogadanki o czymś tak oczywistym, jak wpływ suchej karmy na nery i psychikę kotów, czy coś tam... ]
- Może Tobago? - wypalili nagle, słowa przypadkowe spomiędzy spierzchniętych warg wypuszczając razem z pierzastym obłoczkiem szarego dymu - Tam, gdzie by mnie mogli deportować. Znaczy... to nie kraj w sumie, a tylko wyspa, ale brzmi dziko. Nie? Uczyli nas o tym ostatnio na geografii. Średnie temperatury wynoszą tam ponad dziewięćdziesiąt stopni Fahrenheita przez cały rok, co chwilę są jakieś tropikalne sztormy, i w ogóle mnóstwo pająków. Jak dla mnie to brzmi wystarczająco egzotycznie. I trochę strasznie. I tak, na imię mi Onyx. Bo... pytałeś wcześniej.

No, czyli pierwsze koty za płoty chyba, wyłącznie mokrą karmą futrowane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

dla calypso - który lubił swoją pracę w nawet zaskakującym stopniu - palarnia była najwygodniejszą opcją na nudne, przewidywalne dni; dzięki zadaszeniu, zamontowanemu nad drzwiami wiodącymi z zaplecza wprost na parking, na którym miejsca wykupiło szturmem biuro księgowe współdzielące z petco budynek, żadna pogoda nie była straszna pracownikom, wymykającym się na rozpoczynaną z dogłębnego znużenia i braku wrażeń przerwę. oczywiście, to składało się absolutnie idealnie, bowiem petco najmniejszym ruchem mogło poszczycić się właśnie w owe mizerne, deszczowe popołudnia i spowite gęstą mgłą wieczory, podczas których nawet najbardziej zdesperowany zdobycia upragnionego chomika syryjskiego dzieciak nie był w stanie zaciągnąć do sklepu zaspanych rodziców. papierosowe filtry kleiły się do palców od wilgotnego powietrza, a wdychany w płuca, miętowy aromat wydawał się równie zatęchły, co zimno wiszące zbyt długo na poddaszu jakiegoś domu.
lubił jesień za to wszystko, nawet jeśli łączyło się z pewnym dyskomfortem, odczuwanym podczas palenia. czy zwęglanie własnych płuc powinno być jakkolwiek przyjemne?
ciężkie, zacinające odrobinę drzwi zamknęły się za nimi, także musiał jeszcze przerwać w teorii szybki i odruchowy proces wydobywania z głębokich kieszeni papierosów i zapalniczki, żeby sięgnąć za plecami onyx do klamki i otworzyć je na oścież, zaraz przyblokowując wrota do pieczary wypełnionej suchą, kocią karmą zardzewiałą nóżką, o której wymianie calypso mówił steve'owi już niejednokrotnie. musieli przecież mieć ogląd na to, co działo się w okolicy kasy, chociaż udawanie, że dobrze byłoby tutaj słychać dzwonek, który zwiastował zjawienie się nowego klienta, było sporym nieporozumieniem.
dopełniwszy wszelkich formalności, które miały pozwolić mu na cieszenie się tym zróżnicowaniem od przekarmiania złotych rybek, które zdążyły poszarzeć od sztucznego, sklepowego światła, oparł się obdartą z tynku ścianę, która zdobiła budynek od strony wewnętrznego placu. przed oddaniem się tej wątpliwej przyjemności pociągania papierosowego dymu ramię w ramię z kimś poznanym ledwie chwilę temu, wysunął swoją paczkę w stronę onyx, w myśl ewentualnego wybawienia z niebywale stresującej sytuacji, w której twoje zasoby okazują się dużo mniejsze, niż miło ci było zakładać. na przykład zerowe, jeśli byłeś kimś, kto nie palił z zasady wcale, teraz uciekając się do tego, bo tak było... wygodniej? bardziej intuicyjnie? nie wiedział i (wyjątkowo) nie miał ochoty zgadywać, bo ledwie odpalili po papierosie, a onyx już, zupełnie niespodziewanie, wyrwałx się do mówienia - żeby chociaż wygadywałx jakieś skończone bzdury, ale nie; dzielili się z nim właśnie informacjami, który chłonny, choć przez całe życie oporny na sztucznie odmierzaną, szkolną wiedzę umysł cal przygarniał chętnie i z cieniem uśmiechu.
- pająków? - powtórzył za nimi, jakby na tym jednym słowie zatrzymał się i zawiesił, nie przyswajając dalszego przekazu. - mój ojciec zajmował się terrarystyką za młodu. potem poznał matkę i z trudem przekonał ją do zachowania terrarium; a to było serio zajebiste terrarium, takie na całą ścianę w salonie. tak czy siak, podobno jeden z wyjątkowo nieprzyjaznych ptaszników zakradł im się do sypialni w noc poślubną i strasznie pokąsił matce pięty. przeżyła tylko dlatego, że miała je tak skrajnie niewypielęgnowane i twarde jak kamień, że trucizna praktycznie nie miała szans na dostanie się do krwioobiegu. poważnie - dodał, żeby onyx nie pomyślałx przypadkiem, że sobie żartuje. - tak czy siak, dla ojca oznaczało to koniec terrarystyki, przynajmniej w praktyce. - pozwolił sobie nawet na posłanie w ich stronę kąśliwego uśmiechu. nie zadał żadnego pytania, nie próbował jakkolwiek podtrzymać tej kwaśnej od oszustw rozmowy; zaciągnął się po prostu znowu swoim papierosem, czując jak sztuczny posmak pięty wgryza mu się w dziąsła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ze schroniska

Oczywiście, że im obojgu gęby się śmiały, bo na razie to była ich słodka tajemnica. Gabi nie zamierzała ukrywać przed kimkolwiek faktu, że zgodziła się zostać żoną Harpera. Jednak nie miała zamiaru obwieszczać tego całemu światu właśnie w tym momencie. Przyjdzie czas, jak opadną emocje, za dwa, trzy dni. Na pewno Gabi będzie musiała powiedzieć to Belle, wiedziała, że ta będzie miec pewne obiekcje, ale powinna cieszyć się z przyjaciółką, a także ojcu, który... mógł, albo nie musiał wiedzieć o planie policjanta. Gabi była z nim bardzo blisko i może on też miał różne myśli dotyczące tego, jak początek związku jego córeczki wyglądał, tak teraz wiedział, że przy kim jak przy kim, ale przy tym brunecie jego oczku w głowie nic się nie stanie. I to dosłownie! Także jakby Ryan go zapytał, to na pewno dostałby błogosławieństwo.
-Chodź piesku, kupimy Ci coś-powiedziała do psa, do którego wciąż, z wzajemnością nie była przekonana. To znaczy, pies ewidentnie od początku wolał Ryana, a Gabi cóż, aż tak bardzo się nie zakochała w psie, jednak nie to, że była do niego uprzedzona. Tylko ona totalnie nie wiedziała co muszą kupić. Legowisko, smycz, obroże, zabawki, jedzenie, miski, zapas worków na kupy.... Matko, to było prawie jak wyprawka do dziecka! Tylko dziecko było większe i bardziej włochate. -Co potrzebujemy?-zapytała łapią Harpera prawą dłonią, także ten na pewno czuł chłód pierścionka na swoim palcu, także wiedział, że ta go nosi i naprawdę zrobił to, a wybranka jego życia powiedziała tak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ryan zabrał ze sobą listę ze schroniska oraz oczywiście również psiaka. Razem z papierami otrzymali obrożę oraz smycz, ale ta akurat była dość krótka, a sama obroża też była nieco wysłużona. Ich Cwaniak potrzebował tego, co najlepsze, tego nie ulegało żadnym wątpliwościom.
Sklep był naprawdę ogromny, dlatego nawet Ryan sam nie wiedział od czego zacząć. Sprawną ręką przytrzymał smycz z psiakiem, a ten stał całkiem spokojnie, chociaż wąchał nowe zapachy. Te wyjątkowo mu się spodobały, szczególnie dobiegające z drugiej alejki, w której wyczuwał woń suszonych uszu wołowych. Te uwielbiał najbardziej i zamierzał oczywiście przekazać swoim opiekunom, że do listy zakupów powinni parę ich dorzucić.
- Myślę, że będziemy potrzebować wózka. – Zaśmiał się. Była to właściwie druga racjonalna jego decyzja tego dnia. Pierwszą była oczywiście oświadczenie się Gabi. Zimny metal pierścionka mocno czuł, na pewno w pewnym momencie się do niego przyzwyczai, ale jak na razie sprawiał, że był ekstremalnie podniecony tym, że naprawdę zaczyna nowe życie z kobietą i wszystko zaczyna układać się tak, jak być powinno. – Bo raczej nie poniesiemy tego wszystkiego. Mogłabyś, kochanie? – Poprosił ją. Na zakupach wspólnych ostatnio to ona zawsze pchała wózek. Ryan trochę obawiał się swojej ręki, a jednak do pchania wózka wypełnionego zakupami trzeba było mieć trochę siły, której jednak jeszcze nie miał aż tyle.
- Myślę, że najpierw weźmy dla niego karmę, którą tutaj nam napisali. Karma sucha i mokra. Potem zabierzemy się za dobieranie obroży i smyczy. Czekaj, tu jest chyba pracownik, zapytam. – Ryan nigdy nie był zwolennikiem szukania czegoś w ciemno, wolał zapytać. Jeszcze nikomu nic się nie wydarzyło ani włos nie spadł z głowy, kiedy po prostu ktoś o coś zapytał.
- Przepraszam, szukamy karmy… - Tutaj padła nazwa jednej z lepszej firm. Ryan pokazał mężczyźnie kartkę z rozpiską. – Adoptowaliśmy dzisiaj psiaka ze schroniska i chcielibyśmy kupić wszystko, co potrzebne.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Typowy dzień w pracy. Niestety jedna z dziewczyn dzisiaj nie przyszła, ponieważ dziecko się jej rozchorowało, dlatego Gwyn musiał wskoczyć w zwykłe robocze ciuszki i pomagać innym oraz wypakowywać towar. Nie miał z tym żadnego problemu. Chociaż był kierownikiem i właścicielem tego sklepu, nigdy sodówka mu nie strzeliła do głowy. Zresztą, większość osób, które pracowały w takich miejscach, miały wszystkie klepki na miejscu.
Gwyn właśnie wykładał towar, kiedy został zaczepiony przez parkę z psem. Wstał, dokładając kolejną puszkę na półkę. Najpierw zwrócił uwagę na psa. Uśmiechnął się do niego. Na jego oko był rocznym psiakiem, chociaż pewnie musiałby spojrzeć mu do paszczy na zęby, aby się upewnić. Tego robić nie zamierzał. Tak samo jak nie wysuwał rąk do niego. Względy bezpieczeństwa.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytał. Miał dość sympatyczny głos, nic złego nie można było powiedzieć. Zerknął na listę, którą podsunął mu Ryan. – Ach! Nasze schronisko! – Ucieszył się, kiedy dowiedział się, że psiak tych państwa jest adopciakiem. – To naprawdę super z Państwa strony, że chcą Państwo przyjąć pod swój dach adopciaka! – Pewnie i tak to usłyszeli w schronisku, ale taki był Gwyn. Zawsze każdego tak chwalił i utwierdzał, że będzie zadowolony. – Sam miałem i mam parę adopciaków od nas. Za nic bym ich nie zamienił. – Pozwolił sobie na mały komentarz, zanim zaczął szukać odpowiedniej karmy.
- A jak się wabi i w jakim jest wieku?– To pytanie skierował do Gabi, która trzymała smycz z psiakiem. - Bo tutaj Pan ma napisane polecane firmy, a muszę dostosować jeszcze odpowiedni rodzaj do wieku. - Tu już mówił do Ryana.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gabi wiedziała, że zawsze była wózkową w trakcie zakupów, więc oddała smycz swojemu NARZECZONEMU, udając się w poszukiwaniu wózka. Miała dwa do wyboru, taki wielki wielki, jak i taki spory, gdzie spokojnie wiele kilogramów karmy się zmieści. Wzięła ten drugi, bo miał też mniejszy koszyk, by tam wsadzić jakieś drobiazgi typu smaczki, zabawki i tak dalej. Bo blondynka nie będzie zachwycona jak Cwaniak znajdzie sobie jakiegoś jej buta do żucia.
-Już idę, idę-powiedziała, dość łatwo znajdując ekspedienta i swojego psiaka.-Nie miałam wyboru. Nie miałam serca odmówić tym smutnym oczom...-spojrzała nie na psa, ale na Ryana, a na jej buzi pojawił się radosny uśmiech, także Gwyn powinien wiedzieć, że to żart tylko. Miała tylko nadzieję, że policjant się za takie słowa nie obrazi. Bo Moreno naprawdę nie chciała aby Cwaniak przejął jej miejsce w łóżku.
- Podobno koło roku, tak?-spojrzała na Harpera, aby potwierdził.-Nazywa się Cwaniak, idealnie pasuje-powiedziała, bo już oboje się zorientowali, że to imię to nie przypadek-Będziemy potrzebowali też wszystko inne, bo dość niespodziewanie zostaliśmy dziś psimi rodzicami-zauważyła. Zanim dziecko się urodzi, to wiadomo, ma się jakieś 8-9 miesięcy na przygotowania, a oni mieli dziś tylko się rozejrzeć! Więc nic dziwnego, że obudzili się z ręką w nocniku...

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”