WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przyglądając się Eileen Travis pokręcił głową z rozbawionym uśmiechem. –Wcale nie. – Nie było jej przykro wtedy i nawet z perspektywy czasu nie miał wrażenia jakby właśnie w tej dziedzinie miała nagle poczuć jakoby zrobiła coś niewłaściwego. Dziecinna ciekawość różnie potrafiła się objawiać. A to zagranie wryło się już na zawsze w jego pamięć na swój sposób w nieszkodliwy sposób. –Jesteś pewna? Czasowo się chyba właśnie naliczyły odsetki. – Olimpijczykiem chciał nawet zostać przez bardzo krótki czas, tylko po to by móc dostać prawdziwy medal. Przeszło mu tak szybko jak dowiedział się, że inne dziedziny również oferują błyszczące nagrody. Było to zaraz obok pragnienia podróży do Trójkąta Bermudzkiego by przyprowadzić z niego jeden z zaginionych statków. Nie miało nawet znaczenia jaki.
Uniósł lekko brew przysłuchując się wszystkim tym pomysłom, zdając sobie sprawę, że nawet nie rozważał wcześniej by mścić się na Shephered. Możliwie, że było to związane z obawą, że dziewczyna wymyśliła by coś jeszcze gorszego niż szczypanie w swoim własnym odwecie. Teraz było już za późno, a to co zgotował Earl wydawało się pokrywać wszystkie potencjalne vendetty. –Chyba jednak spasuję. – Stwierdził, nie zdradzając nic w kwestii swojego braku zamiarów. –Tak będzie łatwiej. – Dodał zaledwie, jakby miało to znaczyć cokolwiek innego niż to, że trudniej byłoby im przeprowadzać rozmowę, którą mieli przeprowadzać.
-Tutaj też spasuję. Zdecydowanie. – Odpowiedział dość żwawo, nie chcąc pozostawiać żadnych wątpliwości i nie będąc nawet w stanie widzieć w tym potencjalnej dwuznaczności, czy też intencjonalnie ją ignorując. Jedyne co grało mu w głowie to ból wymieszany z szokiem z tamtego dnia. Jego życie było bez tego szczęśliwsze i tego miał zamiar się trzymać. Uśmiechnął się krzywo, kręcąc głową. –Nawet nie miałby się jak odgryźć. Pociągnął cię za ucho? Obciął włosy w nocy? Kiedyś dostałby za to szlaban, dzisiaj miałbym sądowy zakaz zbliżania się do ciebie. – Przede wszystkim za tą drugą opcję, zważając na to, że nie znali się jako dorosłe już osoby. Gdyby taki numer wykręcił przyjaciółce to ona nawrzeszczała by na niego i znalazła kreatywny sposób by też go czegoś pozbawić. Dlatego by tego nie próbował.
Travis pokiwał zaledwie głową na strony, nadal uważając, że to Shephered miał więcej do zaoferowania, a to czy chciał to zrobić było już osobną kwestią. Przyjaźnił się z Earlem, mógł przynajmniej zaproponować gdzie mężczyzna mógł się podziać. Po tylu latach znajomości znało się pewne nawyki drugiej osoby, nawet tak kłamliwej jak Earl. Taką Cavanagh miał przynajmniej nadzieję.
Potrzebowali pomocy. Nie uważał, że mogli przebrnąć przez takie bagno o własnych siłach. Póki co musieli się skupić na określeniu z czym dokładnie mieli do czynienia, bez względu na to jak nieprzyjemne było do przetworzenia, że człowiek mający zająć się odpowiedzialnie finansami interesu cały ten czas prowadził machlojki, uśmiechając się gdy wychodził jak gdyby życie toczyło się swoim naturalnym torem. Nie było nawet nic podejrzanego w tym jak utrzymane było pomieszczenie. Elegancko podpisane segregatory sprawiały wrażenie, jakby pracowała tu kompetentna osoba, niekoniecznie przygotowana na nagłe znikniecie. Dlaczego zostawiałby wszystko? Włącznie z tym przeklętym notatnikiem, nie trzymanym zazwyczaj na widoku. Podszedł do biurka by również przyjrzeć się zawartości. Zauważył daty i kilka obliczeń z dopiskami, nim odwrócił wzrok na wewnętrzne uderzenie w żołądek. Odsunął się, odchrząkując jednocześnie by przywrócić swój rezon. Zacisnął na chwilę powieki, plecami odwrócony do Eileen, chcąc by wyglądał jakby patrzył się na regał, chociaż nie miał do tego szczególnie głowy. Nie chciał tego, nie chciał babrać się w sprawach swojego biologicznego ojca, który nic już dla niego nie znaczył, bo się o to nigdy nie postarał, kogoś kto zostawił po sobie zaledwie usprawiedliwiającą notatkę na nieobecność. –No tego nie będzie tak łatwo zmieść. – Mruknął, odwracając się do niej z równie krzywym wyrazem. Czego notatnik nie zawierał to upomnienie się o zapłatę jak i postawienie w zastaw instrumentów, ale za to z dziwnego powodu na ostatnich zapisywanych stronach widniały dokładne wyceny i podliczenie tego ile razem były warte. –Może… – Postukał palami o blat. –nie można tego gdzieś zgłosić? I całą resztą obciążyć Earla? Dlaczego wy macie się w tym babrać, kiedy ona zaczyna pewnie już nowe szczęśliwe życie? – Wykrzywił usta, w odwrotności uśmiechu.
-Jest tu w ogóle… – Przywłaszczył sobie notatnik zaczynając od pierwszych stron. –wzmianka o tym ile oryginalnie pożyczył? Ile mogło być w ogóle potrzebne na taki sklep? – Spojrzał pytająco na Eileen, nim przeniósł oczy na kratkowane strony, by zorientować się, że Earl wbrew pozorom nie prowadził tego w tak zorganizowany sposób jak wskazywała by na to reszta dokumentacji. Kilka pierwszych kartek były zapisane bzdurnymi białymi wierszami. Zmarszczył brwi, dostrzegając przy okazji, że nie wszystkie wpisy były w chronologicznej kolejności. Przesunął dłonią po twarzy. –Brakuje jeszcze żeby zapisywał wiadomości cytryną. -Zmrużył oczy, spoglądając ponownie na zeszyt i znów na Eileen. Czy facet rzeczywiście mógłby jeszcze coś chować ‘niewidzialnym tuszem’? Po co? Skoro i tak większość miał już tutaj wypisaną. Czarno na białym. A czasami niebieskim, na lekko niebieskawych stronach. –No przynajmniej wygląda jakby coś spłacał… – Wskazał palcem na notatkę o odjęciu pewnej kwoty, jednocześnie nie podając jaka była suma. –Podatkowe wpisy wyglądają inaczej. – Przewrócił kilka stron. Było tam więcej tabel rachunkowości i odnośników do rozliczeniowych dokumentów. –A to powinno zgadzać się z… – Spojrzał się ku segregatorom oznakowanym głównie datami. Sprawdził miesiąc w notatniku i podszedł do odpowiednika na półce. Już po wyjęciu pierwszego z brzegu dokumentu zdał sobie sprawę dlaczego między innymi był sceptyczny co do przychodzenia tutaj. Z grymasem na twarzy spróbował znaleźć odpowiednie podliczenie. –Dobra, okej, no… tutaj się zgadza, tak? Znaczy, nie zgadza się dokładnie o wpisaną kwotę. – Wskazał na notatnik. Miesięczne podsumowanie o 200 dolarów niższe niż powinno być. Uniósł brwi i opuścił je ze zrezygnowanym wyrazem. –Przynajmniej wiemy, że możemy na tym polegać. – Postukał palcem o stronę notatnika. –I na oznaczeniach. Nie wiem… on chciał, żeby twój ojciec to odkrył? Tylko po co? – Zmarszczył brwi w zdezorientowanym wyrazie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Podaj cenę — rzuciła nagle, przybierając odwrotną postawę do tej poprzedniej, jak gdyby fakt, że przejrzał ją w kwestii braku skruchy ostatecznie się do tego przyczynił, ale tak naprawdę kryły się za nią wyłącznie kolejne pokłady rozbawienia, któremu próbowała stawić czoła, co by nie zdradzić się za wcześnie. — Mam w portfelu jakieś 20 dolarów, więc powinno wystarczyć. — Wzruszyła ramionami i dopiero kiedy spojrzała na mężczyznę, pozwoliła sobie na nonszalancki uśmiech. Jednak spotkania po latach nie muszą być takie straszne. Oczywiście jeśli wykluczy się z nich takie elementy jak spiskujący tatusiowie i goniące za nimi szemrane typy, które w żadnym wypadku nie zaliczały się do tych względnie nieprzyjemnych, o których, po upływie stosownej ilości lat, wspominało się ze śmiechem.
— Zadziwiająco szybko przychodzi ci stawianie odmowy. Widać, że nie bierzesz pod uwagę możliwości, że mogę przyjmować ją z bardzo złym skutkiem. — Pokręciła głową dla podkreślenia nierozwagi tego posunięcia, po czym zaśmiała się, z nadzieją, że wybrzmiewające w tych słowach rozbawienie na dobre pozbawi go reszty wątpliwości, jeśli jakiekolwiek jeszcze zostały. — Fakt, to nie robi na mnie wrażenia — skomentowała wymienione przez niego próby rewanżu. — Dorastałam ze starszym bratem. — Dzisiejsze stosunki z Loganem wcale na to nie wskazywały, ale za dzieciaka żyli ze sobą raczej jak pies z kotem i nawet z pozoru niewinne docinki kończyły się większym zgrzytem.
W pierwszym momencie, kiedy tak studiowała poszczególne treści notatnika, nic z tego nie wydawało się podejrzane, a już na pewno nie świadczyło o machlojkach. Zupełnie jakby był to zwykły notes, pozornie schludnie i skrupulatnie prowadzony. Widać, że ktoś poświęcił temu dużo zaangażowania. Pozornie. No tak, nawet w rejestrowaniu przekrętów potrzebny był jakiś porządek i opracowany system, nawet najbardziej pokrętny i chaotyczny. To wciąż jakiś system. Im dłużej wpatrywała się w liczby i słowa zapisane na kartkach, tym bardziej zlewały się one w jedno. Sama pożałowała, że nie było tu ojca, aby można było się z nim skonfrontować. Akurat teraz, kiedy nasuwało się im najwięcej pytań oraz obaw. Możliwe, że w obecności Travisa przebiegłaby ona w miarę pomyślnie, bo nie czułby wtedy aż takiej swobody i pewności w wykręceniu się od udzielenia konkretnych odpowiedzi.
— Nawet nie chcę myśleć, co jeszcze powstrzymuje mojego ojca przed zrobieniem tego. — Zacisnęła usta, próbując odrzucić od siebie prawdopodobieństwo, że coś z tych pokrętnych działań i obliczeń może jakkolwiek obciążać również jego. A to brzmiało jak wystarczający powód, żeby nie zgłaszać tej sprawy nigdzie. Poza tym pozostawała jeszcze kwestia tego, że papa Shepherd to honorowy człowiek i jak go znała, mając do czynienia z kimś zaprzyjaźnionym (nawet jeśli przyjaźń ta sięgała zamierzchłych czasów) na pewno chciał zorientować się w sytuacji, zanim wystawiłby tego kogoś na pożarcie. — Podejrzewam, że mniej niż odsetki. Poza tym naprawdę myślisz, że w ogóle miał na uwadze dobro sklepu? — zakpiła, zapominając chyba, że ulokowała swoje wzburzenie w niewłaściwej osobie, która w dodatku stanowiła jedyną pomoc w ogarnięciu umysłem całego tego bałaganu.
Mimo że obydwoje mieli przed oczami dokładnie to samo, głośna dywagacja mężczyzny brzmiała dla niej jak coś niezwiązanego z tematem, w dodatku wygłaszanym w nieznanym języku. Dopiero po chwili zorientowała się, że pod wpływem zadumy, wyłączyła się mimowolnie i bynajmniej nie dlatego, iż wszystko to było nudne. Wręcz przeciwnie. Przysparzało jej sporo niepokoju, który w połączeniu ze scenariuszami układanymi w głowie, tworzyło dosyć nieciekawy obraz zdarzeń. Zarówno tych już dokonanych, jak i przyszłych konsekwencji.
— Czyli wychodzi na to, że ten szczur, nie dość, że wpakował ojca w poważne kłopoty, to jeszcze go okradał. — Próbowała to zrozumieć najprościej, jak się dało, a rachunek, jakiemu się poddała - możliwe, że nie do końca trafny i obiektywny ze względu na powodowane nią emocje, od których zdystansowanie się nie wychodziło jej najlepiej - przybliżał ją najbardziej właśnie do takiego wniosku.
— Nie wiem — odparła z ogarniającą ją bezradnością, która znalazła ujście w ciężkim westchnieniu. — Nie wiem, co mogło nim kierować. Może chciał, żeby ratował mu tyłek? — Wzruszyła ramionami z lekkim poirytowaniem na samą myśl, że ojciec mógłby chcieć tak ryzykować. Zaraz po tym spojrzała na Cavanagha, jak gdyby fakt, iż był spokrewniony z Earlem miał przybliżyć go do rozszyfrowania jego postępowania. — Ale na razie przychodzi mi na myśl tylko jeden sposób, żeby się dowiedzieć i nazywa się on Jeremy Shepherd — powiedziała, zamknęła notes z głuchym dźwiękiem, jakby jego otwarte stronice działały wyjątkowo drażniąco, zabrała go i ruszyła do drzwi prowadzących z powrotem na sklep.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-No jasne, powinno się zgadzać. – Odparł z lekkim sarkazmem, unosząc zaledwie kącik ust, jakby był to wyraz pobłażliwości na tak drobną sumę, gdy w rzeczywistości były to tylko przejawy rozbawienia, tłumione zwłaszcza na widok jak obnosiła się z tym sama Eileen.
Z małą dziewczynką były małe problemy, więc czego właściwie miał oczekiwać od dorosłej kobiety? Przez lata tolerancja na ból podniosła mu się tylko o kilka stopni i jego wyobraźnia wahała się między numerem podobnym do dawnych lat, a czymś tak niepoważnym, że gdyby w to wierzył, powinien był się już stąd dawno zabrać. Śmiech i cały czas wiszące w powietrzu ojcowskie perypetie sprowadzały go jednak na ziemię i w pewnym sensie pomagały widzieć ciemnowłosą jako sprzymierzeńca. Travis cmoknął przez zęby. –Nie miałem szans. – Przyznał, z teatralną rezygnacją na przypomnienie o bracie.
Słysząc wypowiadane na głos słowa o byciu powstrzymywanym, myśli Travisa też zawędrowały w kierunku dzielonej odpowiedzialności. Earl działał na własną rękę, ale jednak to pod nosem Shepherda się to wszystko działo. Daleko było Travisowi do wiedzy o tym jak wyglądałoby to w prawnym oku, chociaż mieli szczęście, że do tej pory jeszcze nikt się w tej kwestii nie upomniał. W tej jednej. Cavanagh wzruszył ramionami, robiąc minę osoby niewtajemniczonej. Nie wiedział jakie motywacje mogły czaić się za takimi działaniami, jednocześnie rozumiejąc narastającą frustrację. Chciało się powiedzieć, że facet po prostu nie myślał o żadnej przyszłości gdy podejmował się takich działań, ale jego zorganizowanie malowało nieco inny obraz charakteru.
-I tak i nie. Nie wygląda na to, żeby brał kasę do kieszeni. – Travis stwierdził wpatrując się chwilę w otwarte strony, ze zmarszczonymi brwiami. Wyglądało to na zaplanowane działania mające odciążyć finanse sklepu, imitujące tonącego chwytającego się co rusz brzytew, tylko po to by na jakiś czas mógł utrzymać się na powierzchni, bez postawienia nogi z powrotem na stabilny grunt. Brunet nie był w stanie tak wiele powiedzieć, ale odnosił wrażenie, że akurat te pieniądze nie były wyprowadzane. –Ale wcale bym się nie zdziwił gdyby tak było. – Dodał, z lekkim grymasem. Może stopniowo zbierał pieniądze właśnie na tą ucieczkę. Nie był jednak pewien czy ten notatnik mógłby im to wszystko powiedzieć. Daty wskazywały na jego niepełność, a zapiski na to, że tyczyło się to głównie finansów interesu (włączając zapożyczenie u szemranych ludzi), może to co odkładał na bok widniało gdzieś indziej, może ten element układanki miał przy sobie.
Mimowolnie, wyrwało mu się prychnięcie. –No najlepiej. Niech wszyscy wszystko za niego ogarniają. – Mruknął sarkastycznie, kręcąc z dezaprobatą głową na to hipotetyczne założenie. Travis jednak nie miał problemu wyobrazić sobie, że właśnie tak myślał o tym Earl. Nie byłby to pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Uniósł na kobietę oczy, właściwie nie spodziewając się takiej konkluzji zaczętego zdania. –Wiesz, że sugerowałem to na początku? – To od jej ojca wszystko się zaczęło i ten zdecydowanie wiedział więcej niż oni mogli z tej sytuacji zrozumieć, nawet jeśli zapiski nadal pozostawały częściową enigmą. Potrzebowali czegoś czego mogliby się złapać, a informacje na temat Earla mogłyby się okazać całkiem cenne. Ruszył więc za nią, chociaż z nieco podejrzliwym spojrzeniem przyglądając się jej kroczącej sylwetce. –To co właściwie chcesz zrobić? – Zagadnął. Opcji nie było zbyt wiele, a zdążyli już ustalić, że mężczyzny na pewno nie ma na miejscu. Padnie na telefon, wezwanie czy osobiste odwiedziny? Jeszcze nim dał jej szansę odpowiedzieć, zaczął rozważać co mu się najmniej nie podobało, nawet gdy od początku spodziewał się, że nie będzie to krótka wizyta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ciągle powracające myśli o tym, że Jeremy mógł mieć cokolwiek wspólnego z tymi machlojkami, przez co nóż na jego gardle przebijał skórę coraz głębiej, były dla ciemnowłosej niewygodne, nie tylko w przenośni, ale chyba przede wszystkim dosłowne. Czuła na sobie ich fizyczny ciężar. To, że miał, to na pewno, ale pozostawały jeszcze pytania takie jak: jak dużo? I do czego to prowadziło? Dochodził jeszcze wyrzut do ojca, jaki w niej narastał proporcjonalnie do reszty obaw i czasu spędzanego nad tym cholernym notatnikiem. Miała wrażenie, że wyrzut ten był tak wyraźny, że w oczach Travisa nie pozostawiało to wątpliwości, że między nią i Loganem a ojcem wywiązała się jakaś przepaść komunikacyjna; że mieli przed sobą tajemnice, które tajemnicami być nie powinny. I nie dlatego, że rzeczywiście tak było, ale dlatego, że nie lubiła, kiedy prywatne życie jej rodziny, akurat w trakcie dramatów, było w jakiś sposób wystawione na ekspozycję i ocenę innych. Jeszcze bardziej nie lubiła, kiedy o dramatach dowiadywała się od osób trzecich.
— Skąd wiesz? Może po prostu zapominał tego notować — zakpiła. Na chwilę obecną coraz bardziej zaczynała przez nią przemawiać zwykła gorycz aniżeli rozsądek, który, po uświadomieniu sobie tego, podpowiadał, aby ostatecznie skończyć to spotkanie. Fajnie było zobaczyć się po latach, mimo że nie to było w ogóle celem, ale wiedziała, że we dwójkę nic więcej nie wskórają. Gdybanie tylko wzmagało w niej nieprzyjemne odczucia, przez co nie potrafiła zdystansować się do sprawy, przynajmniej tak, aby nie brzmieć na zgorzkniałą. Zacisnęła tylko usta, bo choć w następnych słowach przychylał się do tych wypowiedzianych przed momentem przez nią, to nie dotyczyło to niczego dobrego czy pozwalającego na zmianę nastawienia.
— Wiem — odpowiedziała zdawkowo, ale z jakiegoś powodu też wymijająco, jak gdyby chciała uciąć już ten temat, odciąć się od atmosfery, jaka zawisła w tym pomieszczeniu, a zamiast tego nadać temu inną perspektywę i przestrzeń do namysłu, zanim od razu przejdzie do ataku. — Powiem mu, że chciałeś z nim rozmawiać. Ale teraz wolałabym porozmawiać z nim ja, sama. — Spojrzała na niego w progu. Nie szukała u niego zrozumienia wobec tego postanowienia. Sprzeciwu czy aprobaty również nie. I tak zamierzała to zrobić, bo uważała, że pewne kwestie, głównie te dotyczące ojca, Logana i jej, nie powinny dosięgać uszu osób postronnych. Nawet jeśli uszy te wcale nie byłyby zainteresowanie słuchaniem. Wolała nie ryzykować doprowadzeniem do sytuacji, w której w przypływie emocji, któreś z nich, posunęłoby się do zbyt osobistych wniosków. — Może... zostaw jakiś kontakt do siebie? Gdzie można cię znaleźć? — zaproponowała, i w zależności od tego, co zadecydował Travis, wymienili się numerami telefonów albo nie. Później rozeszli się w swoje strony.

koniec.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwszy kurs mając ledwie przed dwunastą zaproponował by spotkali się z Eileen jeszcze z rana, tuż przed otwarciem sklepu. Choć ich ostatnie spotkanie skończyło się dość nagle, to nie miał kobiecie tego za złe. Prawdę mówiąc wcale nie chciał brać udziału w tej konfrontacji. Przyszedł, porozmawiał, czyli właściwie zrobił to o co został poproszony. Nie wiele więcej mógł od siebie zaoferować. Nim wykonał pierwszy telefon do Jeremyego dał im nawet dodatkowy tydzień nie chcąc wkładać dłoni do pszczelego ula, acz pojawiając się w sklepie tamtego dnia i tak znalazł się w epicentrum problemów z interesem. Co mógł poradzić na to, że był spokrewniony z tchórzowskim oszustem? Tym samym, który postawił go przed celownikiem. Cavanagh miał nadzieję, że lista miejsc uzyskana od Shepherda w jakiś sposób mu pomoże. Może i samego Earla nie odnajdzie w starej knajpie tuż przy wyjeździe z miasta, czy tym lokalu w którym razem grywali, ale może to stać się wskazówką gdzie szukać skradzionej biżuterii. Z resztą, kto wie, czy mężczyzna nie postanawiał powrócić do znajomych miejsc za sprawą poczucia winy, jeśli takowe u niego w ogóle jeszcze istniało.
Do tej pory poszukiwania nie były szczególnie owocne, a miejsca Travis przejrzał pod każdym kontem, zagadywał nawet ludzi, czy aby nie pamiętali takiego jednego Earla, a gdy nie skutkowało imię pokazywał im zdjęcie, które też uzyskał od Jeremyego. W osobistych zasobach nie miał nic aktualnego, z resztą, trudno byłoby znaleźć i coś sprzed lat, gdzie nie został wycięty lub po prostu w ogóle nie było go w pobliżu kadru. Nigdy nie spodziewał by się, że będzie wdzięczny za to, że ktoś jednak miał z nim stały kontakt. Tylko może gdyby nie to, Jeremy prowadził by swój interes bez większych wariacji, a już na pewno bez szemranych ludzi na karku. Nie sposób było przewidzieć jak się zachowają gdy wkrótce nie otrzymają swoich pieniędzy.
Docierając na miejsce dwu-krotnie przejechał się wzdłuż tej samej ulicy, bo widząc wybite okna i zdemolowany szyld zwątpił czy aby na pewno wziął odpowiedni skręt. Wystarczyło jednak tylko lepiej się przyjrzeć by dostrzec, że ‘The Trading Musician’ leżało częściowo na chodniku. Podchodząc bliżej zauważył też luki na wystawie, ale nie wiedział, czy po prostu sprzęt nie został sprzedany od ostatniego razu gdy tutaj był. Wydawało się to jednak zbyt dużym zbiegiem okoliczności, że w takim bałaganie nic by nie zostało skradzione. W pierwszej chwili sięgnął po komórkę z zamiarem wezwania policji, ale zważając na to pod czyją presją był ostatnio interes postanowił poczekać na Eileen i to jej pozwolić zadecydować o dalszych działaniach.
Zrobił kilka dodatkowych kroków, a szkło zachrzęściło mu pod butami. Zatrzymał się z ciężkim westchnieniem. Prawdopodobnie nie powinien podchodzić ani metra bliżej, żeby ktoś nie zarzucił mu, że to on był tego sprawcą. Gdzie ona jest? Zerknął na swój zegarek. Przyjechał, tutaj na styk, ale nim w końcu zaparkował kilka sklepów dalej, pieszo dotarł na miejsce i poprzyglądał się zniszczeniom minęło kilka kolejnych minut.
Postukał palcem o komórkę, nim w końcu odblokował ekran, by zdążyć zaledwie wpisać kilka słów gdy mimowolnie podniósł głowę na zbliżające się kroki. Eileen Shephered we własnej osobie. Może nawet by się do niej uśmiechnął, ale wyszedł z tego raczej niewyraźny grymas biorąc pod uwagę obok czego właśnie stał. –Cześć. – Mruknął zaledwie, odwracając się przodem do wybitego okna. –Nie macie zainstalowanego alarmu..? – Zagadnął. Wydawało mu się, że coś takiego powinno go było uruchomić. O ile oczywiście, włamywacze go po prostu nie wyłączyli. –I to chyba nie było przypadkowe, co? – Po groźbach i fakcie, że część instrumentów poszło w zastaw byłoby to zbyt naiwne myśleć, że Shepherdowie byli zaledwie ofiarą przypadkowej kradzieży. Z resztą, jakie uliczne chuligaństwo pokusiłoby się na sklep muzyczny w okolicy mając sklep RTV. Jakoś nie podejrzewał ich o znajomość wartości zawartości tego interesu. –Nie dzwoniłem na policję. – Dał jej znać. W tej błyskawicznej retrospekcji nie był pewien czy to co mówił było zaoferowane w odpowiedniej kolejności, ale miał ździebko dłużej by oswoić się z sytuacją, i właśnie rozważał kwestię alarmu gdy kobieta się pojawiła, później przyszło wszystko to co mu się przypomniało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xxxvi. Konfrontacja z ojcem, tak jak przypuszczała od początku, nie przebiegła w sposób pomyślny. Jedynym, czym zaowocowała, to wzmożenie dotychczasowych obaw, dokopanie się do gorzkiej prawdy i wymiana kilku ostrych uwag, bez których ostatecznie mogło się obyć, albowiem Jeremy, zapewne jak nikt inny, miał świadomość tego, w jak głębokim bagnie się znajdował. Nie zamierzała zostawić go na lodzie, ale nie potrafiła też ukryć rozczarowania i złości spowodowanej jego decyzjami z przeszłości, dlatego zadbała, by wiedział, że rozgrzebywanie jej bardziej nie powodowało u niej entuzjazmu.
Tego dnia to na niej spoczęła odpowiedzialność otwarcia sklepu. W porozumieniu z Travisem uznała, że przygotowywanie się do tego, to świetna okazja do spotkania i omówienia wszystkich nurtujących zagadnień, które nie opuściły jej głowy nawet wtedy, gdy sytuacja wydawała się pozornie opanowana. Przeczuwała, że to cisza przed burzą i takich rzeczy nie porzuca się w trakcie, tak po prostu.
Nie miała potrzeby zerkać na zegarek, żeby wiedzieć, że była spóźniona. Zresztą, jeśli nie była z chwilą opuszczenia mieszkania, to nieśpieszny, nonszalancki krok, jakim przemierzała ulicę, był gwarancją tego, że na miejsce dotrze po czasie. Niespecjalnie przejęła się tym, że Cavanagh prawdopodobnie zaczął zapuszczać już korzenie, gdyż założyła, że jemu zależało na doprowadzeniu tego do końca tak samo jak jej. Ale na wszelki wypadek postanowiła się z nim nie dzielić tym spostrzeżeniem.
Pod The Trading Musician nie dostrzegła tylko czekającego mężczyzny, ale także - a może raczej przede wszystkim - wybite okna i zdewastowany szyld. To właśnie ten widok sprawił, że pod drzwi dotarła niemalże biegiem, tak jakby to miało powstrzymać kogokolwiek i cokolwiek przed spowodowaniem większych strat, a tempo pokonania reszty odległości miało przybliżyć ją do szybszego uzyskania odpowiedzi.
Nawet jeśli odpowiedziała mu na powitanie, nie zarejestrowała żadnego odgłosu wydobywającego się ze swoich ust, gdyż zaskoczenie, z jakim wpatrywała się w zdemolowany sklep, odebrało jej chwilowo zdolność wysławiania się i swobodnej komunikacji. Czy to jej wina, że przy całej ostrożności i podejrzliwości wobec krętactw, kradzieży i podrabianych dowodów, nie była w stanie przewidzieć tego?
— Mamy, ale… kurwa — wyrzuciła zrezygnowała, kiedy na wspomnienie o alarmie coś zrozumiała, a wniosek ten bynajmniej nie stanowił przyjemnego odkrycia. — W ostatnich dniach mieliśmy awarię i ojciec miał się tym zająć. Co tu się właściwie stało? — dodała skołowanym tonem, przeczesując wzrokiem pobojowisko, z jednoczesnym wrażeniem, że to, iż do zniszczenia doszło właśnie w czasie przejściowych kłopotów, było przypadkiem. Padające zaraz po tym pytanie ze strony Travisa tylko upewniło ją w swoich domysłach, które zresztą zawarła w spojrzeniu, jakie na niego skierowała.
— Żadnej policji — zawyrokowała już przytomniej, bez cienia zastanowienia i może trochę za bardzo stanowczo jak na fakt, iż zgadzali się co do jednego, aczkolwiek chciała całkowicie rozwiać ewentualne wątpliwości. Tym bardziej, że podświadomie wiedziała, że gdyby poświęciła temu dłuższą chwilę na namysł, jej stanowisko pozostałoby niezmienione. Przy całej prawości, jaką posiadała, uważała, że ta sprawa niosła za sobą zdecydowanie za dużo znaków zapytania i ryzyka, aby angażować w to policję. Ulżyło jej, że w zaistniałych okolicznościach, porozumienie chociaż w tej kwestii nie przysparzało dodatkowych problemów. — Przynajmniej na razie. — Bezwiednie przełknęła ślinę, raz jeszcze omiatając pobieżnie cały bałagan na zewnątrz, po czym, ignorując trzeszczące pod stopami kawałki szkła, weszła niepewnie do środka. Nie fatygowała się z otwarciem drzwi, gdyż zamek, zupełnie tak jak wszystko do tej pory, był rozwalony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pokiwał głową z jakby zrezygnowanym wyrazem twarzy. Koniec końców nie ma gwarancji, że alarm by w czymkolwiek pomógł. Narobiłby rabanu i może przygotował właścicieli do tego czego mogli się spodziewać zastać na miejscu, ale pewnie nie wystarczyłby to by zatrzymać zdeterminowanych włamywaczy. Cavanagh zachował to jednak dla siebie. Wolał nie dorzucać oliwy do ognia. Jemu z resztą znaczne łatwiej było spoglądać na sytuację z dystansem, a prywatne problemy zdążyły go na tyle zmanierować by nie reagować większym uniesieniem. To nie jego dorobek został obrabowany, a nie mógł brać odpowiedzialności za to co robił jego daleki krewny. –Ukradli instrumenty. Trzeba by sporządzić konkretną listę, ale coś mam wrażenie, że będzie się pokrywać z tym co Earl dał w zastaw. Po lukach tylko stwierdzam. Pewnie lepiej się orientujesz co macie na stanie. – Dodał. –No i stawiam, że ta demolka to po złości. – Zmierzył wybitą gablotę od góry do dołu. Część zniszczeń wcale nie była konieczna jeśli przychodziło się tylko po instrumenty. Swój przekaz trzeba było jednak zostawić. Z nami nie zadzieraj. Skądś to już znał. –Bo nie oddaliście im kasy…? – Spojrzał na Eileen pytająco. Zakładał, że nie mieli szansy po prostu uzbierać potrzebnej sumy. Po co z resztą byłoby kraść sprzęt muzyczny gdyby miało się to co w ich uważaniu im się należało.
Skinął głową ze zrozumieniem. Sam pewne sprawy deklarował się rozwiązywać osobiście zamiast informować służby porządkowe. Miał wrażenie, że mogliby jednak więcej zaszkodzić niż pomóc. Tutaj prawdopodobnie byłoby podobnie. –Jeśli na później to może zdjęcia warto zrobić? – Zaproponował, unosząc lekko brwi. Nienachalna sugestia; nie był pewien czy to ‘przynajmniej na razie’ miało jakąkolwiek wagę, ale może warto było mieć coś na taką okazję.
Wszedł za Eileen, w pierwszej chwili patrząc pod nogi. Od środka znacznie lepiej było widać gdzie został przerwany naturalny ciąg wystroju pomieszczenia, nie wspominając nawet o pojedynczych przypadkowych płytach rzuconych na podłogę, połamanych od stających na nich ciężkich nóg. Ciężkich lub takich z zamiarem zniszczenia. Jakby im nie wystarczyło to jak wyglądał sklep z zewnątrz. –O ile nie się mylę to tam wisiała czarna elektryczna gitara? – Wskazał na ścianę. Pamiętał, że rzuciła mu się w oczy swoją konstrukcją. Odchrząknął. –Notatnik Earla nadal jest na zapleczu? – Spytał, mimowolnie robiąc w tamtym kierunku kilka kroków. Nie był pewien czy Eileen potrzebowała, żeby ją jeszcze dobijał swoimi spostrzeżeniami. Może lepiej by sama odkryła czego brakuje. –W ogóle… je też chyba warto sprawdzić. – Podszedł do drzwi, by odkryć, że wyjątkowo te nie wyglądały jakby ktoś z nimi walczył. –No może jednak ich to nie interesowało. – Weszli frontem, więc może na tyły się w ogóle nie fatygowali.
Potarł kark znowu obejmując wszystko spojrzeniem i wzdychając ciężko. Coś fatalnego. A mieli się spotkać tylko na rozmowę. –Nie wiem czy to dobry moment, ale… udało się wam określić jakiś plan działania? – Cokolwiek co mogłoby tych szemranych ludzi zdjąć z ich pleców. –Szukałem… powiedzmy, chodziłem ścieżkami Earla, licząc, że może coś znajdę, ale dowiedziałem się tylko, że jest winny 100 dolarów barmanowi. Ja nie wiem, czy ten facet nie miał żadnych oszczędności? Czy dusił wszystko, żeby mieć na taką ucieczką jaką odwalił? – Pokręcił głową z wkradającym się rozeźleniem. Pytania bardziej rzucał w eter niż rzeczywiście oczekując odpowiedzi od Eileen. Prędzej mógłby im o tym co powiedzieć Jeremy, ale przecież Earl tak świetnie wydawał się zarządzać pieniędzmi (był w końcu księgowym), że pewnie zachowanie około-pieniężne nie rzucało się w oczy. Przynajmniej nie wtedy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Stanęła gdzieś po środku sklepu i rozejrzała się po jego zdemolowanym wnętrzu, bezradnie opuszczając ręce wzdłuż tułowia. Głos Cavanagha wydawał się dziwnie stłumiony, trochę jakby oddzielała ich jakaś grubsza warstwa wygłuszająca i utrudniająca swobodny przepływ myśli. Zdaje się, że mówił coś o instrumentach, ale w jakim kontekście zostały wypowiedziane te słowa - tego nie mogła być pewna.
— Nie — przyznała słabym tonem. — Nie starczyło na pokrycie całej sumy, ale pracujemy nad tym. — Przełknęła ślinę, zastanawiając się, czy dalsze starania w ogóle miały jakikolwiek sens. Całe to zamieszanie rzuciło inne światło na sprawę, mianowicie zaczęła dopuszczać do siebie wątpliwości, że może nie robili wszystkiego, co w ich mocy. A może po prostu trafili na ludzi pozbawionych moralności i skrupułów, którzy nie liczyli się z innymi.
Zrobić zdjęcia? Listę? Sprawdzić stan asortymentu? Jego wnioski, mimo że słuszne, to jednak swoim natężeniem w tak krótkim czasie wprawiały ją w jeszcze większe zdezorientowanie. Nie nadążała z ich przyswajaniem i priorytetami, jakie się z nimi wiązały.
— Travis — podjęła, uświadomiwszy sobie nagle, jak sprawnie operował w sytuacjach totalnego chaosu, po czym odwróciła się do niego przodem. — Czym ty się właściwie zajmujesz? — Skupiła na nim dociekliwe spojrzenie. Jak udawało mu się zachować zimną krew, podczas gdy ona zachodziła w głowę odnośnie rzeczy, których - gdyby nie on - najpewniej nie wzięłaby pod uwagę. Nie z takim szybkim skutkiem, w każdym razie. Od momentu pierwszego spotkania po wielu latach minęło trochę czasu, a jednak nie mieli okazji do tego, aby porozmawiać na zwykłe, przyziemne tematy. I może to był błąd, bo zaraz się okaże, że pracował jako agent czy inny stróż prawa, albo - o zgrozo - sam maczał palce w półświatku, stąd to godne podziwu rozeznanie.
— Nie wiem — odparła z wyraźnym zrezygnowaniem, udając się za ladę, gdzie dokonała kolejnego odkrycia, jakim była doszczętnie opróżniona kasa. — Na razie każdy jeden plan szlag trafia. Zupełnie jakby byli o krok przed nami — prychnęła rozdrażniona coraz to nowszymi niespodziankami na drodze, czego konsekwencją było uderzenie otwartą dłonią o blat.
— A nie wiesz przypadkiem, jak to możliwe, że cały czas udaje mu się pozostać nieuchwytnym? — zwróciła się do niego po krótkiej chwili milczenia, podczas którego wysłuchiwała jego relacji i próbowała poskładać wszystko w jedną całość, choć więcej niż pewne, iż umknęło jej przy tym kilka ważnych szczegółów. — Mam nadzieję, że zostawili coś specjalnie dla niego — dodała gorzko, nie kryjąc się przed nim ze swoimi prawdziwymi odczuciami na temat Earla.
Zniknęła za drzwiami zaplecza, z którego wróciła po upływie kilku minut, rzucając wcześniej wspomniany notatnik na ladę.
— Nie zdziwiłabym się, gdyby już wcześniej doskonale znali jego treść — podzieliła się z nim podejrzeniem co do tego, dlaczego przedmiot ten nie uległ zniszczeniu albo kradzieży, albowiem fakt, że nadal znajdował się w ich posiadaniu nie oznaczał oczywistego. Równie dobrze mogli sfotografować jego środek i - w przeciwieństwie do reszty rzeczy w sklepie - zadbać o to, by swoim nienaruszonym wyglądem zapewnił im fałszywe poczucie kontroli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ton z jakim Eileen wypowiedziała jego imię tak kontrastował z jego potokiem myślowym zajętym odhaczaniem kolejno punktów na kreowanej na bieżąco liście, że z niego wyrwany musiał zwrócić na nią uwagę. Gdzieś w tyle głowy miał mieć na uwadze, że Elieen mogła być sytuacją przytłoczona, ale raz po razie zapominał o ich różniących się perspektywach. Uniósł nieznacznie brwi. Nie spodziewał się takiego kierunku rozmowy, ale nie zajęło mu długo by się zreflektować i odpowiedzieć: -Wożę trumny - Nie było w tym szczególnego entuzjazmu, ale nie było też rozczarowania. Ot, sytuacja w jakiej się znalazł i jaką akceptował za to czym była. – Ale bylem kierowcą rajdowym. - Dodał, zważając na to jak sporą część jego kariery to obejmowało. Choć minął już prawie rok od afery z narkotykami to nadal czuł się czasami jakby dopiero od niedawna zaczął pracować w Serenity. Tworzyło to specyficzny dysonans ze znajomością swojej roli na tyle by operować już w rutynie.
-A ty robisz coś poza doglądaniem tego sklepu? - Zagadnął, zdając sobie sprawę że do tej pory po prostu zakładał że tutaj kobieta pracuje, ale przecież dobytek muzyczny należał do jej ojca i może to on głównie tutaj bywał co samej Eileen dawałoby czas na inne funkcje. –W mojej głowie zabrzmiało to bardziej neutralnie. – Zauważył na głos, zdając sobie sprawę, że doborem słów prawie kobiecie zarzucił, że się na co dzień obija.
Mimowolnie przymrużył oczy na uderzenie, przeobrażając to zaraz w grymas. Znał ten rodzaj frustracji. – Albo kwestia ich niecierpliwości. - Mruknął. –Myślisz że mają wystarczająco oleju w głowie żeby przewidywać wasze posunięcia? - Z tego co rozumiał nie byli to żadni wielcy mafiosi niczym wyjęci z filmów. Earl pożyczył tylko pieniądze, nie wchodził (z tego co wiedzieli) w inicjacje pieczętowane krwią. –To nie retoryczne pytanie. Twój ojciec coś o nich mówił? – Ich zachowanie w przypadku spóźnionych opłat właśnie mieli przed sobą, ale to nie był cały obraz, prawda? Cavanagh kluczył we własnych pretensjach do Earla, wyklinając go za to, że dokładnie wiedział z kim ma do czynienia, a i tak postanowił pozostawić swojego przyjaciela na środku pękającego lodu. Miał wrażenie, że tylko tyle mu pozostawało, oprócz kompletnej bezsilności.
Wykręcił usta w cierpkim grymasie. –Nie miałem z facetem kontaktu ponad dwie dekady i operuje na prawie zerowych zasobach. Nie wiem jak on myśli, a jedyne wskazówki jakie dostałem pochodzą od twojego ojca. W dodatku ich wartość jest zależna od tego czy Earl w ogóle ryzykowałby powroty do znajomych miejsc. Równie dobrze może być już w innym stanie, używając gotówki zdobytej za kolejne kradzione błyskotki. – Wyrzucił z siebie z narastającym w głosie napięciem. –Bardzo chciałbym wiedzieć, gdzie jest i jakim kurwa cudem nikt go jeszcze nie rozpoznał po tym jak jego nowa partnerka zgłosiła jego zaginiecie. – Nie zauważył nawet kiedy zaczął intensywniej gestykulować, też nagle odczuwając potrzebę przywalenia w coś. To miejsce było już jednak wystarczająco zdemolowane.
Podszedł do lady, ale nim podniósł notatnik, wysłuchał jeszcze Eileen. Pokiwał głową na strony. –Może i tak, albo po prostu ich to nie interesowało. Co im niby z finansowych zapisek, pisanych jakimś dziwnym systemem? W dodatku niekompletnych. – Zaczął szybko przerzucać kartki, szukając tej jednej, bardzo specyficznej, której istnienia był niemalże pewien. Na jego czole pojawiła się bruzda gdy nie znalazł jej przy pierwszej próbie. –Ale wcale nie wykluczone, że im wszystko powiedział. – Z takiego czy innego powodu. –Albo przynajmniej tego co było dla nich przydatne. – Zerknął na kobietę, ale zaraz znów opuścił wzrok. –No, co… – Urwał, gdy niemalże przypadkiem natknął się na minimalne pozostałości po wyrwanej kartce. Westchnął ciężko. –Fantastycznie. – Wycedził z sarkazmem. –Teraz, co? Chcieli zatrzeć własne ślady? Czy użyli tego jako instrukcji? I chyba wynajęli kogoś z zewnątrz, żeby im otworzył zamek. – Prychnął, machnięciem ręki wskazując do drzwi na zaplecze, jakby nie tkniętych przez ręce furiantów. Nawet to w jaki sposób została wyrwana strona sugerowało, że ktoś robił to z wyczuciem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak na kogoś, kto do poruszonego tematu podchodził z otwartą głową i nie miał większych oczekiwań, zaskoczenie, jakie ostatecznie zagościło u Shepherd wraz z nadejściem odpowiedzi - choć krótkie i z pewnością nie z gatunku tych negatywnych - było co najmniej nieuzasadnione. Możliwe, że zadziałał tu fakt, że nieczęsto spotykało się osoby operujące w podobnych dziedzinach, a jednak tylko w ostatnim czasie osobiście miała do czynienia z paroma.
— Ciekawa rozbieżność — skwitowała z cieniem aprobaty na twarzy po tym, jak obraz Travisa w jej głowie zaczął nabierać nieco konkretniejszych kształtów. — Chociaż adrenalina pewnie wciąż ta sama — zażartowała, zwracając uwagę na nasuwające się podobieństwa, mimo że tych pewnie było tyle samo co różnic. Z przyjemnością dowiedziałaby się czegoś jeszcze, ale miała na względzie nietypowe okoliczności, z jakimi przyszło im się uporać w pierwszej kolejności. Może uda się wrócić do tego tematu... kiedyś.
Uśmiechnęła się całkiem niewymuszenie na poczynioną przez niego uwagę, mimo że ta uświadomiła jej, że wcale tak bardzo się nie pomylił. Przesiąkła nowym stanem rzeczy, układającym jej porządek dnia, któremu ona zupełnie bezrefleksyjnie się poddawała. Wszystko to do tego stopnia, że nie pozostał w niej już żaden element z poprzedniego życia.
— Kiepsko bym wypadła, co? Gdyby doglądanie sklepu było wszystkim, czym się zajmuje, a mimo to działy się takie rzeczy. — Jej usta ułożyły się w cierpkim wyrazie. I bez przyjęcia takiej roli na pełen etat miała sobie sporo do zarzucenia. — Badam ślady krwi. A raczej badałam — dodała po chwili, jak gdyby kwestia przejęzyczenia wiązała się z czymś stosunkowo świeżym. Tymczasem minęło kilka dobrych miesięcy, podczas których wielokrotnie przekonywała samą siebie, że przywykła już do innej rzeczywistości. Oczywiście, z marnym skutkiem, albowiem każda nadarzająca się okazja brutalnie sprowadzała ją na ziemię, gdzie znajdowała potwierdzenie na to, iż żyła w zwykłej iluzji.
— Sam możesz z nim o tym porozmawiać. Wątpię tylko, czy powie ci coś więcej. — Sceptyczność kobiety bynajmniej nie wynikała z braku zaufania do starego znajomego, jak mogłoby się wydawać. Po prostu miała na uwadze, jak wiele wysiłku musiała włożyć w wyciągnięcie czegokolwiek od Jeremy'ego. Rozprawianie o przeszłości, szczególnie o rozdziale, o którym myślało się, że był już zamknięty, nigdy nie było niczym przyjemnym i nie czuła się najlepiej z tym, że to ona musiała odgrywać rolę złego gliny w konfrontacji z ojcem, aczkolwiek nie robiła tego w wyniku własnego widzimisię. Wstrzymywanie się od udzielenia niezbędnych informacji również nie było czymś, co popierała, nawet jeśli w ten sposób mężczyzna okazywał ostrożność i troskę. Sęk w tym, że już teraz sytuacja przysparzała wystarczających powodów do zmartwień.
— Czyli co, facet zapadł się pod ziemię. Dosłownie — mruknęła, podrzucając pomysł rzekomej śmierci Earla, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę, jak niedelikatnie mogło to zabrzmieć w odniesieniu do relacji łączących go z ojcem (tak, nagle zaczęła się tym przejmować), w efekcie czego zacisnęła nieznacznie wargi. — To znaczy... jeśli ktoś nie zostawia po sobie żadnych śladów, to albo musiał bardzo postarać się, żeby tak było, co zwykle nie jest możliwe bez udziału innych osób — posłała mu wymowne spojrzenie, sugerujące jak mało prawdopodobna opcja to była, bo w końcu - pominąwszy kwestię tego, że na pewno nie było wiele osób, które dobrowolnie zaryzykowałyby swoim świętym spokojem - ktoś wysypałby się — albo zwyczajnie gryzie ziemię. — Wzruszyła ramionami, choć jej poprawka nie brzmiała lepiej. Pocieszała się tym, że Travis przecież nie był głupi i taki scenariusz na pewno przeszedł mu przez myśl.
— Nie wiem — powtórzyła się, zapewne niepotrzebnie, ponieważ w niczym im to nie pomagało. Wręcz uwypuklało wszystkie nieścisłości i błędy, a przecież nie to mieli na celu. — Ale znam kogoś, kto będzie w stanie pomóc. Może. Jeśli odpowiednio go przekonam — przyznała opornie. Nie miała w zwyczaju wciągać w swoje problemy innych, głównie dlatego, że ich istnieje stawało się wtedy jasne. Cóż, pozostało jedynie liczyć, że więź z bratem okaże się silniejsza niż jego niechęć do ich ojca. — Nie będzie to łatwe, ale chyba nie zaszkodzi spróbować. To prokurator. Musi coś wiedzieć, kojarzyć jakieś powiązania. Jeśli nie on, to na pewno ma znajomości. Wszystko w granicach rozsądku, rzecz jasna. — Utkwiła uważny wzrok w Travisie, chcąc poznać jego zdanie. Bez tego nie będzie mogła ruszyć dalej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się krótko, kręcąc głową. –O tak. Nie ma to jak dreszczyk emocji przy wchodzeniu w zakręty z trupem na pace. - Mając w pierwszej osobie porównanie z tych dwóch zawodów był zdania, że różnice były ogromne. Nie wiele z jazdy dla Nascar tłumaczyło się do operowania karawanem, wykluczając oczywiście podstawy prowadzenia każdego innego samochodu. W jego umyśle, oczywiście, wypukło się wszystko to co go w tej pracy uwierało. Tempo, monotonia, zgoła odmienne towarzystwo i poczucie jakby właściwie sam siebie woził w metalowej trumnie. W tyle głowy wiedział, że jego sytuacja nie była wcale tak dramatyczna, ale nie umniejszało to tęsknoty do poczucia wolności jakie dawały mu wyścigi.
Pozostawił retoryczne pytanie bez komentarza. Tak jak był powinien. Nie było mu dzisiaj po drodze oceniać, czy ktoś powinien był prędzej zorientować się o tym co kombinował Earl czy też nie. Nie miał gwarancji, że sam by się zorientował, ale on zapewne z natury by takiemu człowiekowi po prostu nie do końca ufał. Za drogi to był by jednak interes by po jednym księgowym płacić drugiemu by weryfikował jego pracę. Z zainteresowaniem uniósł brwi na słowa, czym się kobieta zajmowała, by szybko entuzjazm go opuścił, tak jak już Eileen odeszła od swojego zawodu. –Coś się stało…? – Spytał, ponownie sugerując, że taka decyzja nie mogłaby przecież zostać podjęta dobrowolnie. Może skrzywiony był własnymi doświadczeniami, ale odnosił wrażenie, że w medycynę sądową szło się jednak z bardzo specyficznych powodów, z jakiegoś rodzaju pasji. Tak to po prostu opuścić na rzecz sklepu muzycznego…?
-Uhm.- Mruknął jedynie z lekkim grymasem. Chyba jednak miał zamiar komunikację w sprawie sklepu pozostawić Eileen i jej ojcu na wyłączność. Wystarczająco już zadał pytań w związku z samym Earlem, zagłębiając się w temat, którego wcale nie chciał znać.
-To byłoby równie wygodne co i niewygodne. – Skomentował kwestię wąchania kwiatków od spodu. –Jeśli nie żyje to nie będzie mógł wziąć na siebie odpowiedzialności za przekręty. Śmierć właściwie tylko jemu ułatwiłaby życie. – Nie miał zamiaru nagle przejmować się, że właściwie obcy mu facet mógł odejść z tego świata, a nie zaledwie z premedytacją zniknąć. –Niby koniec z kolejnymi problemami, ale narobił ich wystarczająco, że byłoby fajnie mieć słusznego kozła ofiarnego. – I nie mówił tu tylko niesnaskach finansowych powiązanych z The Trading Musician. –Jest też kwestia tego, że opróżnił swoje konto bankowe. Możliwe, że na spłatę czegoś, po czym został zabity, albo na ucieczkę. – Wzruszył ramionami. Obie opcje wydawały mu się równie możliwe.
-Jeśli mu ufasz… – To jej decyzją było nie zgłaszać tego póki co na policję. Niby obowiązywała w prawnych kręgach zasada poufności, ale gdy było się w takiej sytuacji zapewne warto było odpowiedzialnie dobierać towarzystwo z którym się tym dzieliło. –Dopytaj go o kwestie podatków. Jeszcze nikt tego nie odkrył, ale nieciekawie byłoby za to później beknąć. Byłoby też miło, żeby nie przeszło to na mnie jakby się okazało, że Earl nie żyje. – Dodał niby pół żartem, pół serio. Wiedział, że preferencje nie miały tutaj wiele do rzeczy. –Zrobię kilka fotek tego notatnika, bo ty będziesz potrzebować pewnie oryginału. – Sięgnął po swoją komórkę. –Może znajdę jakieś wskazówki. – Nie miał żadnej pewności, że gdziekolwiek go to doprowadzi, ale chciał przynajmniej spróbować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Zamierzasz wrócić kiedyś do wyścigów? — Zerknęła na niego kątem oka, pozwalając wybrzmieć swojej ciekawości nie tylko w głosie, ale także w spojrzeniu. Z doświadczenia wiedziała, że często same chęci nie wystarczą i decyzja, zwłaszcza w tak długotrwałych kwestiach, uzależniona jest od wielu czynników, na które nie miało się takiego wpływu, jaki chciałoby się posiadać, a przecież powody, dla których Cavanagh zrezygnował, nie były jej znane. Z drugiej zaś strony, nauczyła się już chyba, że czasami rozważanie niektórych spraw pod każdym możliwym kątem w poszukiwaniu najbardziej dogodnego wyjścia, nie przynosiło upragnionych efektów i wszystko, co należało zrobić, to poddać się intuicji. Tu i teraz. Była już w tym wieku, że nie bała się zaryzykować i postawić wszystkiego na jednym.
— Wiele rzeczy — odpowiedziała zdawkowo na jego pytanie, nie chcąc zagłębiać się w szczegóły, na które zresztą nie mieli czasu, ani ochoty zapewne. — Chyba po prostu musiałam zrobić sobie przerwę od krwi. Za dużo jej ostatnio było w moim życiu. — Uśmiechnęła się niemrawo, bo sam niejako był świadkiem jednej z takich niekontrolowanych sytuacji, na pokładzie porwanego samolotu. Odejście ze stanowiska, które zajmowało większość jej czasu od kilku dobrych lat, i któremu oddawała się z wielką pasją, choć po czasie trochę bolesne, to nie wkładała zbyt wiele wysiłku w roztrząsanie, czy aby na pewno dobrze postąpiła. Tym bardziej, że nie była to całkowicie przesądzona decyzja i kiedy nabierze odpowiedniego dystansu, być może wróci na dawne tory. Nigdy nie miała dalekosiężnych planów i to akurat się nie zmieniło.
— Niemożliwe, żeby nie było żadnego sposobu na dotarcie do niego. — Pokręciła głową wobec nieuchwytności jednego człowieka, w dodatku mającego tak liczne przewinienia na swoim koncie. Sposób może i był, ale po prostu nie oni nim dysponowali, a to nie było specjalnie pokrzepiające, bowiem chciała, aby facet odpowiedział za to, ile namotał. — Może zamiast szukać jego, trzeba zrobić coś, co sprawi, że to on będzie chciał znaleźć nas. Ciebie. Albo Jeremy'ego. — Utkwiła wzrok w Travisie, bo mimo że on osobiście nie chciał mieć z nim nic do czynienia, nie oznaczało to, że ojciec nie będzie szukał kontaktu z nim. Takie osoby w akcie desperacji posuwały się do różnych czynów, nawet tych, których początkowo w ogóle nie zakładały. — Jeśli żyje, oczywiście. Ale to też w końcu musi kiedyś stać się jasne. — Lepiej, żeby tak się stało prędzej, co by wiedzieli, na czym stoją i co robić dalej.
— Jak nikomu innemu — odparła niemal od razu, z niezwykłą pewnością siebie i przekonaniem do własnych słów. Winstonowi nawet własne życie by powierzyła, a taki rodzaj zażyłości w wypadku Shepherd, to naprawdę rzadkie zjawisko. Nie było drugiej takiej rzeczy, którą ceniłaby tak bardzo, jak ich relację, w związku z czym wiedziała, że jeśli tylko zgodzi się pomóc, chociażby w najmniejszym stopniu, na pewno nie skaże ich na niedogodności. — Jasne, gdybyś miał jeszcze jakieś specjalne życzenia po tym, jak się pożegnamy, to daj znać. Dopiszę je do pozostałych — zrewanżowała się mu, zabarwiając wypowiedź nutą rozbawienia. Trzeba kuć żelazo póki gorące, prawda? Następna okazja może nie nadarzyć się szybko. Chociaż podejrzewała, że Travis, z całym swoim rozeznaniem i głową na karku, miał kilka asów w rękawie.
— Nie krępuj się — mruknęła w odpowiedzi na słowa mężczyzny, robiąc mu miejsce za ladą do wypełnienia zadania, po czym, odchodząc kawałek dalej, rozejrzała się za czymś, co najprościej byłoby posprzątać w pierwszej kolejności. Kiedyś musiała to zrobić, więc dlaczego nie zacząć teraz? — Jest twój po całej tej akcji, jeśli tylko chcesz. — Spojrzała za siebie, a w kącikach ust zamajaczył drwiący uśmiech. Od patrzenia na treść tego przeklętego notatnika robiło jej się słabo, więc z przyjemnością się go pozbędzie. Może akurat on znajdzie najlepszy na to sposób.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#17

Zbliżały się urodziny pana Blossoma, zatem Autumn, chcąc przebić swoją siostrę, która przyjedzie na tę okazję specjalnie z innej części Stanów Zjednoczonych, postanowiła zakupić jakąś ciekawą płytę winylową w prezencie urodzinowym, by to ona była ulubienicą rodziców i czuła się doceniona, a nie Jackie. Zawsze kolekcjonowanie tego typu płyt oraz odtwarzanie ich na specjalnym sprzęcie było wręcz pasją jej taty, więc wiedziała że tym prezentem idealnie trafi w gusta ojca. Pytanie główne brzmiało, jaką płytę kupić, skoro w sklepie muzycznym była cała duża półka, a nawet regał z danymi płytami i przeróżnymi zespołami, poukładanymi alfabetycznie? Blondynka stojąc przy danym regale przeglądała co rusz te płyty i nie była w stanie się zdecydować na nic konkretnego, zatem zrezygnowana poprosiła kogoś z obsługi. Nie wiedziała że z okazji święta w dniu 4 lipca, w lokalu sprzedawała właścicielka sklepu muzycznego. A dlaczego sama baristka nie pojawiła się na pochodzie? Bo prezent był ważniejszy, a sama chciała być pierwszy raz tą lepszą siostrą bliźniaczką.
- Przepraszam, może mi pani pomóc? - zapytała zatem uprzejmie kobietę z obsługi, nie mając zielonego pojęcia że ma do czynienia z kimś tak ważnym, jak właściciel lokalu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rose nie spiesznie przemieszczała sie między zaułkami swojego sklepu i poprawiała raz na jakiś czas poprzemieszczane płyty, które w magiczny sposób zgubiły swoje miejsce. Pomimo bycia właścicielką raczej nie różniła się zbytnio, na jej klatce piersiowej była przyczepiona karteczka z imieniem. W uszach miała parę kolczyków, na szyi wisiał jej złoty naszyjnik i na palcu serdecznym pierścień również w odcieniach złotach. Gdy usłyszała jakichś głos jej wzrok po chwili podniósł się, a na ustach zawitał lekki uśmiech, tak jak to miała w zwyczaju.
- Oczywiście. W czym mogę pomóc? - odezwała się przyjaznym tonem głosu spoglądając na wyraz twarzy swojej klientki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zwykle właściciele jakichś biznesów to były osoby w wieku rodziców Autumn, zatem pewnie nie spodziewałaby się po tak młodo wyglądającej dziewczynie bycia właścicielką lokalu. Poza tym właściciele zawsze zachowują się tak jakby pozjadali wszelkie rozumy, byli strasznie zadufani w sobie. Ta oto młoda kobieta nie wyglądała na osobę wywyższającą się czy uważającą się za lepszą przez wzgląd na posiadanie własnego biznesu, zatem Autumn wzięła ją za zwykłą pracownicę. Ci zwykle są lepsi do rozmowy i do pomocy, a kobieta wyglądała na osobę skorą do pomocy. To dlatego pewnie zdecydowała się blondynka na zapytanie właśnie jej, a nie szukanie inspiracji na internecie.
- Szukam prezentu urodzinowego dla taty, uwielbia słuchać on starych winyli, więc szukam czegoś w męskim stylu z tego typu płyt, ale jestem już z pokolenia millenialsów, więc słucham jedynie muzyki ze spotify. - odpowiedziała na początku posyłając uśmiech kobiecie za to, że w ogóle zechciała jej pomóc, a na koniec swojej wypowiedzi wzruszyła lekko ramionami. Liczyła na to że chociaż kobieta z obsługi będzie się znała trochę na winylach.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”