WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

22.

Przez całe to zamieszanie, wszystkie zwariowane rzeczy, które wydarzyły się na przestrzeni ostatnich kilku tygodni Aimee chcąc nie chcąc ominęła parę niedzielnych obiadków. Wyrzuty sumienia z tego powodu odczuwała przeogromne; dotychczas nawet przy natłoku obowiązków udawało się jej wysupłać godzinkę czy dwie, udać do rodzinnego domu, spotkać z bliskimi przy wspólnym stole i wymienić się z nimi gorącymi nowinkami. Niestety. Praca. Dwie kudłate bestie radośnie merdające ogonkami. Remont mieszkania. Rozpakowywanie tych wielkich, ciężkich kartonów, które Drew przytargał ze swojego lokum w Chinatown. Doby jej po prostu brakowało i choć bardzo tęskniła, nie była w stanie się wyrwać. Ale obiecała sobie, że gdy tylko sytuacja się uspokoi bliskim wynagrodzi to z nawiązką, a swoje próby ponownego wkupienia się w ich łaski zacznie od Kenny’ego, bo jego zdecydowanie nie widziała najdłużej.
Kiedy więc tylko udało się jej odzyskać względną życiową stabilizację sięgnęła za telefon i wybrała numer brata, prosząc go o spotkanie. Była niesamowicie ciekawa tego, co tam u niego słychać, czy w przeciągu tego miesiąca coś się zmieniło, wydarzyło coś, o czym jako ukochana, starsza siostra wiedzieć zdecydowanie powinna. No i chciała mu też opowiedzieć o wszystkich tych zmianach, które zaszły u niej. O tym, że już jakiś czas temu wprowadził się do niej chłopak, że razem przygarnęli dwa pieski, z którymi trzy razy w tygodniu chodzą na lekcje tresury, że w pracy dostała podwyżkę, zaczęła uczyć się gotowania. Pragnęła podzielić się nim ze wszystkim, bo kurczę. Na maksa go kochała, był dla niej ważny i zależało jej na tym, żeby razem z nią przeżywał te wspaniałe chwile.
Spotkali się w sklepie muzycznym - miejscu może nie do końca przystosowanym do okazjonalnych ploteczek - ale niezwykle klimatycznym, takim z duszą, z charakterem. A kto powiedział, że nie mogli wspólnie przeglądać płyt, odsłuchiwać ulubionych kawałków i w międzyczasie wesoło sobie rozmawiać? Poza tym, ostatnio znalazła na spotify kilku świetnych wykonawców i była pewna, że Kentigernowi cholernie się oni spodobają. Do tego stopnia, że może z paroma ich płytami sam wróci do domu.
No hej, cieszę się, że dotarłeś” uściskała go mocno, ciasno przylegając do jego klatki piersiowej. Poziom jej szczęścia momentalnie poszybował do góry. Usta wygięły się w pełnym podekscytowania uśmiechu, oczy zajaśniały. “Nawet nie wiesz jak cholernie mi Ciebie brakowało, chodź. Wejdziemy do środka, zrobimy rozeznanie, co ciekawego tutaj mają” zaoferowała bratu swoje ramię, cierpliwie poczekała aż złoży laskę i razem ruszyli w stronę sklepu. “Od czego chcesz zacząć? Od płyt i stanowisk do odsłuchu czy instrumentów?” zapytała pogodnie, przechodząc z nim przez próg i witając się ze sprzedawcami. “Widziałeś się może ostatnio z Pinkie albo z Shahem? Mówili coś o mnie, czy mam Cię wprowadzać od samiuśkiego początku?”
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Ostatnio, studia odrobinę pochłonęły jego życie towarzyskie oraz rodzinne, co obiecał sobie nadrobić, gdy już przestanie być zasypywany materiałami do opracowania. Czwarty rok na psychologii uchodził za dosyć wymagający, co sprawiało, że Kenny z podwójnym zaangażowaniem przykładał się do nauki. Jako osoba z większymi ograniczeniami, powstałymi na skutek utraty wzroku, musiał polegać na innych zmysłach, jeśli chodziło o diagnozowanie pacjentów, zmagających się z rozterkami na tle psychologicznym. Z drugiej strony, to mogło być pomocne. Nie wszyscy lubili kontakt wzrokowy, w czasie sesji. Wiele można było z niego wyczytać, ale nie znaczyło to wcale, że psychologiczna kariera Kentigerna zostanie skreślona. Radził sobie i to całkiem nieźle, co znajdowało odzwierciedlenie w ocenach.
Postarał się, aby ten dzień poświęcić na spotkanie z Aimee. Miał wolne, nigdzie nie musiał się spieszyć, co pozwalało na odpowiednie nadrobienie nowości, w życiu siostry. A z tego, co zasłyszał od innych członków rodziny - trochę się u niej działo.
Szeroko uśmiechnął się w trakcie powitalnego uścisku, uważając, aby czasem nie trzepnąć dziewczyny laską. Szczęśliwie, opanował już po mistrzowsku obsługę białego kijka, wspomagającego codzienne funkcjonowanie.
- Ja też się cieszę - przytaknął z tym samym uśmiechem, widocznym na ustach. - Kopę lat, co?
Zaśmiał się cicho, składając powoli laskę, którą wsunął następnie do przedniej kieszeni spodni. Chwycił za podsunięte ramię Aimee, uśmiechając się za sprawą mnóstwa pytań, padających z jej ust.
- Wow, zwolnij trochę, bo nie wiem od czego zacząć - zaśmiał się dźwięcznie, wchodząc do wnętrza sklepu tuż za siostrą. - Możemy zacząć od instrumentów, bo jeśli zbyt mocno się zasłucham w jakimś kawałku, spędzę przy nim dobre kilka godzin.
Muzyka była ważnym elementem w jego życiu i gdyby nie fakt, że w czasie przebywania na zewnątrz, musiał zachowywać szczególną ostrożność, często zakładałby słuchawki. Ulubione utwory bardzo często towarzyszyły mu w domu, gdzie nie musiał się przejmować nagłym wpadnięciem pod rozpędzone auto, albo koła rowerów.
- Widziałem się z nimi, ale nie mówili niczego konkretnego - razem z Shahem odwalił akcję miesiąca w sklepie z konopiami, tymczasem z Pinkie wybrał się grzecznie na zakupy. - Więc… możesz powiedzieć mi wszystko, co się ostatnio u ciebie dzieje.
Uśmiechnął się szeroko, idąc tuż przy ramieniu siostry, w stronę wspomnianych instrumentów. Wciąż odkładał kasę na perkusję, którą miał nadzieję zakupić, albo na święta, albo tuż po nich, w ramach nagrody za naukę. Należało mu się! Dwa egzaminy miał już z głowy, przez ponadprogramowe zaangażowanie. Zdaje się, że czas sesji nie będzie dla niego tak stresujący, jak za czasów pierwszego roku, gdy dosłownie tonął w notatkach.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiała się cicho jego słowa. Jej też tych kilka tygodni niesamowicie się ciągnęło i miała wrażenie, że nie widzieli się o wiele dłużej niż od połowy października. Całe szczęście, wreszcie się spotkali i mogli chociaż częściowo nadrobić zaległości. Wizyta w sklepie muzycznym, spacer po parku, mała wycieczka do kawiarni - Hale zaplanowała im całe popołudnie. Prawdę mówiąc, po cichu liczyła również na to, że uda się im dzisiaj spędzić także wspólny wieczór; że Kenny wpadnie do jej nowego-starego mieszkania, przywita się z Drew i pozna pieski. No, ale wszystko w swoim czasie!
Wybacz. Postaram się nie nawijać jak katarynka” obiecała zabawnie marszcząc nosek, a następnie powolutku zaczynając kierować się w stronę sekcji z instrumentami. Wybór był spory. Smyczki, blaszaki, dęciaki, klawisze, struny. Wszystkie piękne, nowe, lśniące. Tak bardzo chciała, żeby Kenai mógł je zobaczyć. Na pewno byłby nimi zachwycony. Na sam widok oczy by mu się zaświeciły, a usta rozciągnęły w pełnym podekscytowania uśmiechu. Choć nigdy się nad nim nie użalała, bardzo współczuła tragedii jaka go spotkała. “Wciąż marzysz o perce, czy coś się w tym temacie zagaiło?” zapytała, zatrzymując się przy wielkich bębnach i talerzach. Brakowałoby jej koordynacji, żeby je okiełznać - młodszy Hale jednak na pewno dałby sobie radę. Był o wiele bardziej od niej uzdolniony muzycznie. No i bardziej zdeterminowany, żeby nauczyć się czegoś nowego. Ona jednak trzymała się tego, co już znała.
Co do kawałków, znalazłam ostatnio parę niezłych. Przypomnij mi to później znajdę je w bibliotece i Ci puszczę. To żadne nowości, ale nie wiem, tak jakoś wyszło, że nigdy wcześniej ich nie słyszałam” wyjaśniła wesoło, opuszkami palców przesuwając po ułożonych na stoliku, długich, drewnianych pałeczkach. Obok nich leżało parę trójkątów i jakieś kastaniety. A może to były marakasy? Nie miała pojęcia.
Nie mówili?” powtórzyła po nim, marszcząc brwi. Z jednej strony dobrze, mogła przedstawić swoją wersję zdarzeń. Z drugiej… zastanawiała się dlaczego rodzeństwo trzymało język za zębami? A zwłaszcza dlaczego Shah to robił? Nie, żeby to była jakaś wielka tajemnica - bo nie była - ale cholerka, no. Zawsze o wszystkim sobie mówili, a ostatnio zrobiło się jakoś tak dziwnie, jak nie u nich.
Jakiś czas temu… jakiś czas temu miało miejsce drobne spięcie, głupie nieporozumienie. Shahruz wpadł do mnie bez zapowiedzi, otworzyłam mu w samym ręczniku, za chwilę przyszedł mój chłopak, zrobiło się niezręcznie” zaczęła swą opowieść. “Jakby tego było mało… kilka tygodni wcześniej zostałam napadnięta. Miałam wtedy mnóstwo siniaków, a że chłopcy poznali się już wcześniej i z powodu jakiejś głupoty skoczyli sobie do gardeł brat uznał, no wiesz… że Drew mi to zrobił. A, że Drew nie może już znieść samej myśli, że ktoś mógłby chcieć mnie skrzywdzić uniósł się. Próbował go wyrzucić z mieszkania. Jeden zaczął nadawać na drugiego” na samo wspomnienie westchnęła przeciągle. “Po wszystkim przyszłam do Shaha, przeprosiłam, wyjaśniliśmy sobie wszystko, pogodziliśmy się, ale… jest między nami dziwnie i nie widzieliśmy się jeszcze od tamtej pory” kolejne westchnienie. Starszy Hale był dla niej nie tylko członkiem rodziny, ale też najlepszym przyjacielem i nie potrafiła znieść tej głuchej ciszy między nimi. ‘Luby się do mnie wprowadził, przygarnęliśmy dwa szczeniaki. Jeszcze nie wszyscy o tym wiedzą. Pinks już słyszała, była ostatnio u mnie w gościach, reszcie planowałam powiedzieć na niedzielnym obiadku u rodziców” zdradziła, kończąc swoją przydługą opowieść.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się ciepło, pod wpływem zapewnień siostry, co do pohamowania lawiny słów. Po prawdzie, trochę mu tego brakowało. W domu Hale’ów, pełnym dzieciaków, zawsze coś się działo i nie szło spędzić dnia bez przynajmniej jednej interakcji z domownikami. Aktualnie, Kenny wynajmował pokój w typowo studenckim mieszkaniu, przez co częściej mijał się ze współlokatorami, niż spędzał czas, przy piwie i dźwiękach muzyki. Miał przez to odpowiednie warunki do nauki, ale nie ma się co oszukiwać – od zawsze był zwierzęciem społecznym, aniżeli samotnikiem, skupionym na sobie.
- Zgadza się, nic się nie zmieniło - przytaknął, wdychając zapach sklepu muzycznego, który zawsze wydawał mu się niezmiernie osobliwy. Coś, jak mieszanka drewnianych gitar, połyskujących lakierów oraz dźwięcznych części metalowych. Nie potrafił dojrzeć tego własnymi oczyma, ale poprzez dotyk oraz zapach, kształtował swoje własne wyobrażenia instrumentów, ożywających w jego umyśle.
- Myślałem na wersją elektroniczną, łatwiej jest ją upchnąć w mniejszym pokoju - dodał, powoli wyciągając dłoń na bok. Dotknął opuszkami ogromnego talerza, który trącił jeszcze paznokciem, uzyskując przez to klarowny, czysty dźwięk. Zdecydowanie, byłby bardziej depresyjnym człowiekiem, gdyby zamiast wzroku, stracił słuch. Kompletnie nie wyobrażał sobie świata bez muzyki. Taka przeciągająca się w nieskończoność cisza by go dobiła.
Kiwnął jeszcze głową w temacie utworów, które Aimee chciała mu puścić, po czym przełączył się w tryb słuchacza, odsuwając na bok chęć ogrania którejś z perkusji. Instrumenty im nie uciekną, a głupio byłoby w tak chamski sposób wybijać głośny rytm, gdy siostra dzieliła się z nim ostatnimi wydarzeniami.
Nie mógł wręcz uwierzyć, jak wiele go ominęło. Zachowanie Shaha to jedno, ale cała reszta… Nie wiedział, co mógłby powiedzieć w pierwszej kolejności. Czuł istną mieszankę emocji: zaskoczenie, gniew i przejęcie, bo jak to, ktoś śmiał napaść na jego siostrę? Zacisnął mocno zęby, powoli wydychając tlen, zatrzymany w płucach.
- Przepraszam - odezwał się cicho, odczuwając żal do samego siebie. - Wiesz, że mnie nie było w ostatnich dniach. To straszne co ci się przytrafiło. Mogłem…
Parsknął z zażenowaniem, delikatnie kręcąc głową. To były właśnie te minusy, których doświadczał w życiu codziennym. Nie był szczególnie agresywnym typem, ale też nie stał biernie z boku, kiedy ktoś potrzebował pomocy. Ba, dwa razy wplątał się w bójkę na imprezach i chociaż potrafił zastosować bolesny sierpowy, nie zawsze udawało mu się trafić. Bywało, że nabijał sobie bolesne siniaki, bo zamiast w szczękę jakiegoś natręta, uderzał w ścianę, albo jakiś mebel. Cholerne to frustrujące. Żałował, że patenty prosto z komiksów Marvela, nie odnajdowały odzwierciedlenia w świecie rzeczywistym.
Uśmiechnął się ledwo, na wzmiankę o pieskach. Zwierzęta wprowadzały dużo miłości i ukojenia, co mógł oprzeć o autopsję. Sam posiadał papugę, z którą czasami zdarzało mu się rozmawiać.
- Mam nadzieję, że już czujesz się lepiej, po tym wszystkim - dodał po chwili przerwy, szukając dłoni siostry. Ścisnął ją w pokrzepiający sposób, przy jednoczesnym, delikatnym uśmiechu. - Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała pomocy, albo po prostu chciała się wygadać, jestem dla ciebie dostępny 24/7.
Wyraźniej uniósł kąciki ust ku górze, mając nadzieję, że nie odstraszy Aimee swoim lekko psychologicznym podejściem.
- Bez kolejek. Tak w ramach rodzinnej przysługi.
Nie, żeby był szczególnie obleganym doradcą od spraw problemów. Wciąż się rozwijał, ale było to coś, do czego się nadawał. Pomaganie ludziom rzeczywiście sprawiało mu sporo radości, co nie wynikało z jakichś przypadłości w stylu kompleksu bohatera. Zwyczajnie się w tym odnajdywał, bez odczuwania zbędnego dyskomfortu.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na jego słowa uśmiechnęła się szeroko. Święta tuż tuż, kto wie, może uda się jej namówić rodzeństwo na zrzutkę? Perkusja, nawet ta elektroniczna wydawała się jej o wiele lepszym pomysłem na bożonarodzeniowy prezent aniżeli kolejna płyta, książka czy robot kuchenny. Poza tym, kto jak kto, ale Kenny z tego instrumentu naprawdę byłby w stanie zrobić użytek. Mówił o nim od tak dawna, że niemożliwym było, żeby po jednej czy dwóch sesjach tak po prostu by się znudził, sprzęt chowając w kąt. W przeciwieństwie do reszty rodzeństwa, Hale był pełen zapału - nie tego słomianego - i tak szybko i łatwo nie zmieniał swoich obiektów zainteresowań. Aimee naprawdę bardzo to szanowała.
“Dobrze wiedzieć” rzuciła tajemniczo, a potem tematu już nie kontynuowała co by nie wzbudzić jego podejrzeń, no bo umówmy się, co to za frajda, kiedy już zawczasu wie się czy też domyśla się, co też takiego dostanie się pod choinkę. Fajnie jednak, kiedy temu wszystkiemu towarzyszy jakaś taka niepewność, kiedy człowiek się zastanawia i ze zniecierpliwienia mało co nie przebiera nogami, taki jest podekscytowany.
Kenny, hej, no co Ty” lekko trąciła go w bok, żeby przypadkiem nie zachwiać jego równowagi. “Nie przepraszaj, nie masz za co. To nie Twoja wina” mruknęła, zaciskając usta w wąską kreskę. Nie chciała żeby się teraz niepotrzebnie dręczył i zamartwiał. “Tak właściwie… to niczyja wina. No po za tamtymi oprychami, którzy…” urwała, bo nie miała jednak ani siły, ani ochoty, żeby wdawać się w szczegóły i opowiadać jak to została napadnięta, pobita i skopana, a potem zostawiona sama sobie na pastwę losu. Było, minęło. Chciała o tym wszystkim zapomnieć i pójść dalej. “Wiem, że mogłeś, ale cieszę się, że tego nie zrobiłeś” dodała, uspokajająco głaszcząc go po ramieniu. Nigdy nie uważała go za jakiegoś gorszego, ani przez sekundę nie wątpiła w to, że gdyby zaszła taka konieczność, gdyby był w pobliżu, kiedy została zaatakowana, zrobiłby wszystko, żeby ją ochronić. “Tak, czuję się lepiej. Serio. Pierwszych kilka tygodni było kiepskich, ale teraz wszystko toczy się swoim rytmem. Praca, dom, uczelnia. Jest dobrze” zapewniła z ręką na sercu. Nie mogła pozwolić na to, żeby jakieś jedno przykre wydarzenie prześladowało ją do końca życia, wysysało z niej całą pewność siebie, chęci i energię do działania. “Wiem, Kenny i bardzo wiele to dla mnie znaczy” zapewniła, uśmiechając się od ucha. “Zdajesz sobie sprawę, że to działa w obie strony, nie? Psychologiem nie jestem, nawet aspirującym, ale zawsze chętnie wysłucham i postaram się pomóc” oznajmiła, co by nie było tutaj między nimi żadnych niedomówień. “Masz jakiś pomysł, co powinnam zrobić? Jak udobruchać Shaha? No i jak go przekonać, że serio, Drew nie robi mi krzywdy. Jest słodki i kochany, dba o mnie jak nikt. Nie chciałabym, żebyśmy wszyscy spotkali się przy rodzinnym stole i było jeszcze bardziej niezręcznie niż poprzednio. Mam swoje limity wytrzymałości” jęknęła, robiąc zbolałą minę.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Starał się odkładać pewną sumkę z kieszonkowego, na wspomnianą perkusję, co nie szło mu wcale najgorzej. Rezygnował dzięki temu z notorycznego zamawiania gotowych dań i próbował sam zadziałać w kuchni, co osoby nieobeznane w temacie gotowania osób ociemniałych, przerażało, jak mało co. Z kolei Kenny starał się nie skupiać na tych poważniejszych uszczerbkach. Zawsze istniała możliwość przycięcia palca nożem, albo oparzenia się przez płomień z kuchenki i nawet najbardziej wprawiony kucharz był na to narażony. Co prawda, Hale nie stawiał sobie za punkt honoru przygotowanie najbardziej skomplikowanego dania. Przed przystąpieniem do rzeczy, dokonywał researchu forumowego, aby dopasować potrawę do własnych, odrobinę ograniczonych, możliwości.
Temat świąt pozostawił nieco na boku, bo chociaż znał większość swojego rodzeństwa, nie miał pojęcia, z jakim prezentem mógłby wyskoczyć. Przy niektórych, bardziej skomplikowanych opcjach, wymagających łowów wizualnych, wolał zabrać kogoś ze sobą. Nie miał jednak wtedy pewności, że któraś z pociech Hale’ów nie rozpowie reszcie o małej niespodziance.
Mimo tych małych przeciwności losu, wciąż starał się brnąć przed siebie, bo o to poniekąd chodziło w samodzielności. Nabrał jej zdecydowanie więcej, odkąd wyprowadził się od rodziców i zamierzał dalej się rozwijać pod tym kątem.
Nie zaliczał się do grona osób, rozpaczających nad czymś, na co nie miał bezpośrednio wpływu, ale nadal, to straszne, że coś takiego spotkało jego siostrę. Ciężko się robiło na myśl, że codziennie co najmniej kilka osób w Seattle padało ofiarą czy to napaści czy kradzieży.
- Chyba w mniejszym mieście byłoby nieco spokojniej pod tym kątem, nie? - wymamrotał, nie chcąc od razu zrzucać winy na wielkość miasta czy też nieudolność służb. Policjanci nie mieli mocy pilnowania wszystkiego w tym samym czasie i rzeczywiście, wina leżała przede wszystkim po osobie, dopuszczającej się takich bezwstydnych przestępstw.
Uśmiechnął się delikatnie, wciąż z cieniem zmartwienia, ale koniec końców cieszył się, że Aimee jakoś z tego wyszła. Słyszał w jej głosie, że niekoniecznie chciała ciągnąć ten temat, co zamierzał uszanować i jednocześnie cholernie ją podziwiał za taką postawę. Nie za ucieczkę od problemu, ale za przejście z tym do codzienności. Podejrzewał, że miała przy sobie kogoś, kto ją wspierał i pod tym względem, był spokojny.
- Miło mi to słyszeć - nieco pewniej uniósł kąciki ust ku górze, zatrzymując nieobecne spojrzenie na wysokości włosów Aimee. - Muszę cię niedługo odwiedzić w takim razie. Może nawet uda mi się zrobić ciasteczka. Ostatnio często chodzą mi po głowie.
Coś na zasadzie kruchych wypieków, niż ciastek z kremem. Lepiej jest zacząć od czegoś łatwiejszego, szczególnie, że wyrabianie ciasta rękoma wydawało się dla niego o wiele lepszym sposobem, niż mieszanie mnóstwa składników naraz i przelewanie ich do następnych pojemników.
Ściągnął brwi w lekkim zamyśleniu, gdy temat zawędrował w stronę ich wielce najukochańszego brata.
- Z pewnością nie odmówi, gdy zaproponuje mu wspólne spalenie trawki - podkreślił, wraz z wymownym uniesieniem brwi. Po dziś dzień pamiętał, jak odwalili akcję w sklepie typu „zielony raj”, węsząc spisek, zawierający dwójkę facetów, ubranych na czarno. W okularach przeciwsłonecznych, chociaż nie było słońca. Klasyczny outfit tajniaków.
- Shah jest specyficzny - westchnął cicho, postukując dłonią o talerz od większej perkusji, do której właśnie podszedł. - Czasami mam wrażenie, że jego jedynym hobby jest palenie i imprezowanie… i wyrywanie kogo popadnie.
Mało tego, Shahruz wielokrotnie wykorzystywał posiadanie „niepełnosprawnego brata”, jako kartę, ku przyciągnięciu współczujących dziewczyn, które później mógłby oczarować swoim jakże powalającym spojrzeniem.
- Może daj mu jeszcze trochę czasu? Albo właśnie zaproś go na jakieś wspólne piwo, razem z Drew. Nie zaszkodzi spróbować takiego patentu.
Najwyżej Shah schleje się na umór i zacznie robić siarę przy wszystkich gościach jakiegoś przybytku, serwującego alkohol, ale hej, to zawsze jakiś sposób na próbę polepszenia relacji.
<style type="text/css">.ahv{height:130px; opacity: 1.0; padding: px;line-height:px; margin-bottom:20px;position:relative; box-shadow: 0PX 0PX 5PX #262626; border: dashed #A9D0F5 1px;;right: 3px;x-index: 1;}.ahd{padding: 2px; position:relative;opacity:1.0;margin-top: -164px;right: 12px;padding: 3px;x-index:2;}</style><center></div>
<img src="https://i.imgur.com/EUgkkoc.gif" class="ahv"/></div>
<img src="https://i.imgur.com/mAwctO9.png" class="ahd"/></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na pytanie, a może stwierdzenie brata, o tym że w mniejszym mieście pewnie byłoby spokojniej Aimee uśmiechnęła się tylko leciutko i nieznacznie pokręciła głową. Nie uważała, że to wielkość jest czynnikiem decydującym. Jej zdaniem wszystko tak naprawdę zależało od ludzi zamieszkujących dany obszar, a że kanalii nigdzie nie brakowało. Podobna krzywda równie dobrze mogłaby ją spotkać podczas wypadu na wieś. Nie chciała jednak zadręczać się tym w nieskończoność, bo i po co. Było, minęło. Pragnęła usilnie o tym zapomnieć i już nigdy do tematu nie wracać. Drew udzielił jej kilku lekcji samoobrony, niemal za każdym razem, kiedy tylko wychodziła z domu brała ze sobą oba pieski i rozmawiała z lubym przez telefon tak długo, aż znów nie znalazła się pod drzwiami mieszkania, dzięki czuła się może nie w pełni, ale przynajmniej odrobinę bardziej bezpieczna niż zazwyczaj i wierzyła w to, że więcej nie spotka jej nic złego. Bo zdaje się, że swój limit bólu i cierpienia na ten rok i najbliższych parę lat już wykorzystała.
"Wpadaj śmiało, kiedy tylko będziesz miał czas. Zawsze Cię ugoszczę" zapewniła, uśmiechając się szerzej. Na codzień była bardzo zajęta, miała mnóstwo spraw na głowie, ale gdy któreś z rodzeństwa wyrażało chęć spotkania potrafiła odłożyć wszystko na bok i tak się zorganizować, aby móc spędzić z nimi godzinkę czy dwie. Niekiedy nawet i cały wieczór, w zależności od tego, ile w danym momencie w atelier się działo. "A ciastka brzmią świetnie. Gdybyś chciał, zawsze możemy spróbować przygotować je u mnie. Nie miałam w życiu zbyt wielu podejść do pieczenia, ale brzmi to jak całkiem niezła zabawa" skwitowała pogodnie, szczerząc się od ucha do ucha. "Właściwie... Miałam się z tym nie afiszować, ale od jakiegoś czasu próbuje się nauczyć gotowania. Idzie mi różnie, ale no... Nie godzi się, żeby mój facet musiał jeść na mieści, bo jedyne co jestem w stanie zrobić to kanapkę. Może więc wspólnymi siłami uda się nam okiełznać kuchnię" zasugerowała, ostrożnie klepiąc brata po ramieniu. W końcu co dwie głowy to nie jedna!
Gdy temat zszedł na osobę Shaha, cóż. Mina Aimee nieco zrzedła, zwłaszcza po wysłuchaniu propozycji Kenaia. Wspólne palenie trawki po tym, jak wyznała że Drew jest dilerem narkotykowym? Odpada. Potrzebowali czegoś innego. Ona potrzebowała. Tylko cholera, jak na złość. Nie potrafiła wymyślić niczego sensownego. "Shah jest... Wyjątkowy. Specyficzny to takie niezbyt ładne słowo" poprawiła brata. "No i może imprezuje do upadłego, rucha co popadnie, ale hej. Każdy kiedyś przez to przechodził, z tym, że my używaliśmy życia na studiach, a on robi to dalej" zarechotała. Sama się co prawda jeszcze się nie obroniła, była na ostatnim roku, ale już od jakiegoś czasu była w zdrowym, stabilnym związku i nie skakała z kwiatka na kwiatek. "Wątpię, że się zgodzi, no ale nic. Dzięki. Pomyślę nad czymś innym, nie zadręczaj się" mruknęła miękko, ciągnąć szatyna w stronę sekcji klawiszy. "Dawno razem nie graliśmy. Musimy to zmienić" rzuciła z błyskiem w oku, sunąc dłonią po gładkiej, drewnianej obudowie fortepianu.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tyle lat człowieka nie widzieć, tyle lat uczyć się jak wykreślić go ze swojego życia skumulowanego nieodwracalnie pod czaszką, by bezceremonialnie władował się butami z powrotem nawet nie racząc się pojawić we własnej osobie. Typowy Earl. Gdy sytuacja przerastała to inni musieli sobie z nią radzić, chociaż on nie przyznałby się do błędu. Wielki pan nieomylny na każdym kroku kopiący pod bliskimi doły. Teraz padło na jego przyjaciela, chociaż ten już miał doświadczenie z użeraniem się z nim i dlatego zaproponował współpracę nad sklepem muzycznym. Co zaskakujące, Earl wydawał się tym razem naprawdę mieć to pod kontrolą. Zarządzanie finansami było jego główną działką i miało to sens zważając na jego studia i wcześniejsze doświadczenie. Był wystarczająco kompetentny, ale i on nie mógł przeskoczyć niektórych narzuconych odgórnie (przede wszystkim przez bank) ograniczeń. Nie mógł też znowu zawieść i okazać się tą samą porażką co za młodu. Więc zaczął kręcić, nie odprowadzać odpowiednich ilości podatku, ale gdy i to nie wystarczyło, a pieniędzy zaczynało brakować by opłacać rachunki chwycił się brzytwy jak typowy tonący. Musiał w głębi wiedzieć, że nie było z tego wyjścia i może dlatego zniknął, kiedy już dłużej nie mógł tego ciągnąć. W typowej dla Earla manierze zostawiając za swoimi plecami chaos gdy już wstrząsnął magiczną kulą i wyrzucił ją za plecy.

-To twój były mąż. – Travis próbował się bronić, brzmiąc jak buntujący się nastolatek.
-Przecież jesteś na miejscu. Dowiedz co się stało, tylko o tyle proszę. – Sharon nie mogła zignorować wiadomości od starego przyjaciela rodziny. Choć już od dawna nie była związana z Earlem w jakiś niedorzeczny sposób nadal poczuwała się winna za jego błędy, zwłaszcza gdy te tak poważnie szkodziły komuś kogo oboje znali.
-Gdyby tylko o to chodziło to byś mnie tam nie wysyłała.

A jednak tu był wbrew temu, że ostatnie czego w życiu teraz potrzebował to zapoznawanie się z problemami jego biologicznego ojca. Jakby nie miał swoich wystarczająco na głowie. Skrzywił się, mierząc spojrzeniem szyld nad witryną sklepową. To właśnie tutaj zaszył się Earl. Niemalże pod nosem. Travis prychnął w niedowierzaniu i wszedł w końcu do środka. Dopiero wtedy poczuł rzeczywisty grunt pod nogami. Nie miał do czynienia z widmami jego własnej niechęci. Shephered był człowiekiem, który na pewno za swoimi plecami miał całą drogę potknięć, ale teraz został wypchnięty na lód, który zaczął już pękać, chociaż nigdy nie dostał szansy zobaczyć, że zbliża się zima.
To właśnie jego Cavanagh spodziewał się zastać w sklepie, ale nim skierował się do lady mimowolnie rozejrzał się po wnętrzu. Było klimatycznie, w pewien sposób przypominało mu o Earlu z wcześniejszych lat bycia rodzicem, gdy jeszcze mu zależało, lub przynajmniej takie sprawiał pozory. Kącik ust drgnął mu minimalnie, ale w końcu podniósł oczy i… Zmarszczył brwi.
Znajoma twarz, szybciej przypomniała mu o feralnym locie do Seattle niżeli o latach ich dzieciństwa. Może gdyby tylko wziął pod uwagę, że była to właśnie ta Eileen Shepherd to doszukałby się znajomych rys. Może. Sięgnął bezwiednie do sińców na klatce piersiowej ukrytych przez szary t-shirt, zaraz po tym robiąc krok w jej stronę. –Twój brat mało nie władował we mnie kulki. – Powiedział, aby rozwiać wątpliwości tego skąd się znali. Musiał w późniejszych etapach usłyszeć jak mężczyzna zwracał się do kobiety, lub może o niej mówił. Cavangah właściwie nieszczególnie pamiętał skąd dokładnie to wiedział. –Ciekawy lot. – Skomentował bez przekonania. –Jak się trzymasz? – Zagadnął, opuszczając nieco brwi w łagodniejszym wyrazie. To ona była przy tej zabitej matce z dzieckiem, na którą Travis wtedy specjalnie próbował nie patrzeć, ale tak naprawdę mógł się jedynie nie przyglądać. Mogli wyjść z tego z pomniejszymi obiciami, ale kto im załata nadszarpniętą psychikę?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

xxiii Wątpliwe samopoczucie Eileen oraz towarzyszący temu dziwny dysonans spowodowany powrotem do codzienności po feralnym locie nie przeszkodziły jej w zarejestrowaniu, że ojciec chodził struty, a to naprawdę rzadki widok. Sęk w tym, że najwyraźniej opór przed dzieleniem się z bliskimi rewelacjami ze swojego życia był u nich rodzinny, ponieważ gdy tylko próbowała dociec szczegółów, on ją zbywał i znajdował dla niej coraz to nowsze rzeczy do roboty. Sam przy tym znikał, zostawiając interes na jej głowie. Nie potrzebowała dużo czasu, aby dopuścić do siebie obawy, że jego zachowanie może wynikać głównie z nadwyrężenia ojcowskiego zaufania po tym, jak próbowała ukryć przed nim i bratem fakt o pogarszającym się zdrowiu. Wcale nie zdziwiłaby się, gdyby podejrzenia się potwierdziły, ale z drugiej strony znała go bardzo dobrze, prawdopodobnie lepiej niż on znał sam siebie, dlatego wiedziała, że nie chciałby tracić energii i czasu na niepotrzebne unoszenie się dumą. Będzie musiała się temu przyjrzeć, jak już upora się z pracą.
Stawiając sobie to postanowienie nie wiedziała jeszcze, że pojawienie się Travisa w sklepie przybliży ją ku jego realizacji. Albo że ten w ogóle rzuci jakiś światło na sprawę. Wyprostowała się za ladą, obracając przodem do wejścia i oparła wzrok na mężczyźnie, mimowolnie przywołując w myślach obrazy z pokładu samolotu.
— Ta, ciekawy sposób na przełamanie lodów — mruknęła tonem zabarwionym drwiną. Niezależnie od tego z jak skrajnymi emocjami wiązały się wspomniane przez niego doświadczenia, niekonwencjonalności towarzyszącej im otoczki nie można było odmówić. Ona z pewnością długo o nich nie zapomni. — Jeśli to cokolwiek zmieni, to mogę zaręczyć, że zyskuje przy bliższym poznaniu. — Gorzki uśmiech wkradł się na kobiece usta, gdyż wspomnienie tego koszmaru wywoływało u niej nieprzyjemne dreszcze, a wypowiedziane słowa nie oddawały prawdziwości usposobienia Shepherda, które w żadnym wypadku nie było szkodliwe. Wręcz miał on naturalną umiejętność przyciągania i zjednywania sobie ludzi.
Czujne spojrzenie ciemnowłosej instynktownie prześlizgnęło się po sylwetce Cavanagha, chcący wyłapać ewentualne szkody.
— Ale... poza tym jesteś w jednym kawałku? — zapytała niepewnie. Tak, to była pokraczna próba zrewanżowania się za okazanie zainteresowania, nawet jeśli tylko pozornego, do którego zmusiły go dopiero dzisiejsze okoliczności.
— Świetnie, jak widać — odparła krótko, odchrząkując, po czym odeszła w kierunku działu z muzyką rockową, mając nadzieję, że ta nagła zmiana pozycji sprawi, że uda jej się urwać temat. Osobiście miała temu stwierdzeniu sporo do zarzucenia, ale to bez znaczenia. Tym bardziej, że inna kwestia ją nurtowała i to nad nią wolała się bardziej pochylić. — Chyba nie przyszedłeś, żeby o to zapytać? — Jej brew mimowolnie powędrowała ku górze. Nie żeby wątpiła w jego intencje (chociaż może właśnie to robiła?), ale nie przypominała sobie, żeby podawała mu jakiekolwiek namiary, co tylko utwierdzało ją w swoim przypuszczeniu. Co prawda w samolocie wydał jej się znajomy, aczkolwiek szybki rozwój sytuacji nie pozwoliły jej na wnikliwe przyjrzenie się i uruchomienie mechanizmów w pamięci, które pozwoliłyby jej dopasować twarz do imienia. Również po wszystkim nie miała do tego głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się połowicznie na trafną uwagę gdyby tylko faktycznie chciał tym zacząć nową znajomość. Prawda, niestety była taka, że wyjmując wspólny chaotyczny lot z równania, od progu zacząłby z pytaniem o starszego Shepherda. Tylko dlatego tutaj był. Głównie dlatego tutaj był. –Nie miałem mu tego za złe. – Powiedział, swobodnie. W odróżnieniu, zapewne, do osoby, która faktycznie została raniona przez kulę z karabinu dzierżonego przez Logana. –Zrobiliśmy wtedy nie jedną nietypową… rzecz. – Przed oczami pojawił mu się zakrwawiony mężczyzna na wpół leżący na samolotowej podłodze. Tyle żył na ramieniu, tak blisko skóry. Travis uniósł i opuścił lekko brwi, jakby tamtego dnia podjęli zaledwie wątpliwe decyzje na temat głównych dań i przystawek. Tak sobie z tym radził – bagatelizując coś co wcale nie powinno podlegać takim taktykom. Nikt wcześniej nie mógł był ich na to przygotować, więc robił to co robił zawsze, chociaż wielokrotnie się to nie sprawdzało.
Skinął głową na potwierdzenie. Jakiekolwiek poważniejsze uszkodzenia byłoby widać gołym okiem, a w przypadku krwotoku wewnętrznego siedziałby teraz w szpitalu. Tymi kategoria oceniał też stan zdrowia kobiety śledząc ją spojrzeniem. –Jak widać. – Powtórzył, z niesłyszalną wręcz nutką sceptycyzmu. Jedyna osoba, która byłaby bliska prawdy stosując takie określenie to Perrie Hughes, a i ona zapewne nie czuła się najlepiej po tym jak lot spędziła w stanie upojenia nie rejestrując powagi dziejącego się wokół niej zamieszania.
Wziął lekki wdech gdy padło pytanie przywracające go do powodu wizyty. –Nie. Chciałem zobaczyć się z Shepherdem, jeśli się dobrze orientuję to jest właścicielem? – Takie odniósł wrażenie po telefonie od swojej matki, która mogła mu jednak przekazać informacje nieco odmiennie od ich pierwotnego układu. –Jest dzisiaj? Albo może wiesz kiedy będzie? Chodzi o… – Mógł mówić o tym pracownicy? Może wiedziała już co się działo… a może i tak miała się dowiedzieć w najbliższej przyszłości. Najwyżej zdyskredytuje swojego biologicznego ojca, jakby ten nie robił tego własnymi decyzjami. –Earla. Narobił problemów i zniknął. – Brzmiał, jakby nie było to szczególnie zaskakujące, a wręcz jakby była to znajoma Travisowi rutyna, nawet jeśli ojciec zostawił go tylko raz. –Jestem jego… – Skrzywił się. –synem. – Uznał, że potrzebne było dotarcie do tego miejsca, by wyjaśniało to dlaczego był tutaj na pierwszym miejscu. Dlaczego miałby się interesować jakimś Earlem? Jeszcze przypadkiem sprawiłby wrażenie, że chcesz zebrać jego długi, lub jest wysłannikiem jakiejś urzędowej komórki. Nie prezentował się raczej na takiego, ale z tą drobną, choć trudną do przełknięcia wzmianką, mógł szybciej przejść do rzeczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, dla Eileen pewne elementy niestety nie były pierwszyzną, dlatego w ogólnym rozrachunku całość wydawała się znacznie bardziej abstrakcyjna niż normalnie. Miała tylko nadzieję, że to nie jedna z tych sytuacji, które przytrafiają się człowiekowi zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka, bo dwa poprzednie w żaden sposób nie wpłynęły na nią ożywczo.
— Mówisz o sobie i Griffithcie? — Być może nie było to najbardziej taktowne zagranie, zważając na to, w jak dużych emocjach wszyscy wówczas byli, i że brakowało czasu na namysł, a żaden z nich nie zrobił tego z własnego kaprysu, aczkolwiek, szczęście w nieszczęściu, ich wyczyn stanowił zapamiętały moment z całego lotu. — To było... — urwała na krótką chwilę, jakby szukała właściwego określenia spośród wszystkich, jakie mogły się nasuwać. Chociaż to, o którym myślała, było jedno, w dodatku oczywiste już od początku — naprawdę głupie — skwitowała z należytą powagą, szybko skontrastowaną z następującym po tym przelotnym spojrzeniem wyrażającym niekłamane uznanie i wdzięczność, albowiem nawet takie posunięcia miały swoje plusy. W końcu głupia sytuacja wymagała czasem głupich rozwiązań, a ta przynajmniej przysłużyła się wszystkim w opałach i przyniosła ratunek.
— Nie ma go. W zasadzie nie wiem, kiedy będzie — przyznała z lekkim zakłopotaniem w głosie, bo niespecjalnie odpowiadał jej taki stan rzeczy. — Teoretycznie powinien tu być codziennie, ale w praktyce ostatnio bywa coraz rzadziej i krócej. Przynajmniej tak mówią pracownicy. — Ta informacja słusznie wzbudziła jej podejrzenia. Już miała zapytać, o co chodziło, chyba licząc, że mimo iż przez sklep przewijało się wiele osób, mających bezpośredni interes do ojca, to właśnie jego wizyta rozjaśni nieco powód, dla którego chodził taki osowiały. Na szczęście ją uprzedził i nawet trochę udało mu się ją zaskoczyć.
Czuła, że okazując się z zaskoczeniem, jasno dawała do zrozumienia, że nie miała zielonego pojęcia, co działo się u ojca, jednocześnie nie będąc dobrą strategią. A już po pierwszych słowach Travisa wnioskowała, że raczej powinna. Sama ta świadomość była bardzo niewygodna dla duszy, a uzmysłowiona przez osobę trzecią niosła za sobą podwójny zawód i wewnętrzny niepokój.
— Czekaj, ty jesteś Travis? Co za spotkanie. — Uśmiechnęła się półgębkiem. Najwyraźniej niecodzienność okoliczności ich spotkań zaczynały wpisywać się w pewien nieoficjalny schemat. No tak, teraz wszystko powoli nabierało większego sensu. Co prawda minęło sporo czasu odkąd widzieli się ostatni raz i sama była pod wrażeniem, że po tak szczątkowym wstępie udało jej sprawnie połączyć kropki. Wątpiła zatem, żeby pamięć płatała jej aż tak dużego figla. Nie wiedziała też, jaka odpowiedź by ją usatysfakcjonowała. Choć wspomnienia związane stricte z jego osobą nie przywoływały na myśl żadnych negatywnych odczuć, to aktualnie chyba zależała ona od stopnia napomkniętego problemu. Na razie nie zapowiadał się nazbyt dobrze, mając na uwadze występki Earla z przeszłości, o których zdarzyło jej się słyszeć. — Jakie problemy? Co konkretnie masz na myśli? — pociągnęła temat, po czym podeszła do drzwi wejściowych, przekręciła klucz w zamku i przestawiła tabliczkę na stronę z napisem zamknięte.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Między innymi. – Zaczęło się zaledwie od przysłuchiwania się podejrzanej rozmowie, której złapali takie skrawki, że ciężko było stwierdzić, czy rzeczywiście mogła mieć drugie dno. Później wpadli w wir działania właściwie… Wpadli w niego i nim się obejrzeli byli już na froncie samolotu próbując negocjować ze zbirami najętymi, jakby się wydawało, do pracy bez pełnych detali. Trzeba zawsze czytać drobny druczek na ostatniej stronie. –Znacie się, huh? – Było to gdzieś pomiędzy pytaniem, a stwierdzeniem. Tyle założył jeszcze podczas samego lotu, ale w całym zamieszaniu nie dopytywał; nieszczególnie było to wysoko na jego liście priorytetów. Uchylił usta, o krok od humorystycznej odpowiedzi, ale dostrzegając zmianę w kobiecym wyrazie powstrzymał się. Zamiast tego podciągnął nieco kąciki ust. –Zgadza się.
Zmarszczył brwi. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał, zwłaszcza nie po tym jak Shepherd zadzwonił do Sharon. Z jakiegoś powodu Travis uznał, że była to oznaka… zaangażowania. Jakby nie patrzeć to jego sklep mógł niedługo pogrążyć się w długach, jak i nie gorzej. Może szukał rozwiązań poza nim? Wyraz zdezorientowania u Cavanagha tylko się pogłębił gdy ciemnowłosa wspomniała o pracownikach jakby wcale nie była jednym z nich. Więc kim była? Nie łączył jeszcze faktów, nadal trawiąc fakt, że mógł nie mieć okazji rozmawiać z osobą, dla której, tak właściwie, tutaj przyjechał. Nie bardzo wiedział, co miał w takim wypadku zrobić.
Wspaniale, pomyślał. Jedyna osoba aktualnie znajdująca się w sklepie, z którą rozmawiał nawet nie orientowała się w sytuacji. Naprawdę dobry punkt startowy. –Tak…? – Z jakiegoś powodu, zamiast nadążać za informacjami i ich okolicznościami, założył, że jego imię, Eileen musiała zasłyszeć gdzieś w samolocie, a może nawet później gdy zostali już z niego zabrani. –A ty jesteś? – Uniósł z lekka brwi, przyglądając się jej z oczekiwaniem na wypełnienie luk.
-Z tego co… – Podążył za nią wzorkiem, nabierając dziwnego wrażenia od całej tej sytuacji, ale powinien się był tego spodziewać już się tutaj wybierając. –nie musisz mi odcinać palców, ani nic z tych rzeczy i tak bym ci powiedział. – Nie ustawiła się koniecznie do niego kolejka spowiedników chcących wysłuchać cudzych win, a Eileen, mogła może trochę więcej niż tylko wysłuchać. –Um… – Potarł bok swojej twarzy. –Earl pozaciągał jakieś kredyty, jeśli w ogóle można to tak nazwać, u jakiś szemranych ludzi? Chyba go to przerosło, skoro się zmył. Typowo. Nie wspominając, że nie zgadzają się rozliczenia podatkowe, ale to chyba, w porównaniu z tymi długami, mniejszy problem. – Sharon przekazywała mu to zdecydowanie z większą ilością nerwów w głosie. Nie mógł się dziwić, sytuacja brzmiała miernie i był to jeden z powodów dla których w ogóle nie chciał się w to mieszać na pierwszym miejscu. –I ty naprawdę nic o tym nie wiesz? – Spojrzał na nią ździebko zdziwiony. Zapominał momentami, że nie była to zaledwie kilku miesięczna sprawa. Earl ukrywał to już spory czas przed samym Shepherdem. Trzeba było przyznać, że w tym jednym był szalenie skuteczny.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Tak się nieprzyjemnie złożyło — podsumowała zdawkowo relację z Blakiem jednym kpiącym uśmiechem, choć zdecydowanie było ona bardziej złożona. Powód niechęci, jaką do siebie pałali, zdawał się być oczywisty, ale za każdym kolejnym razem, kiedy ich drogi w nieoczekiwany sposób znowu się krzyżowały, dochodziła do wniosku, że tak naprawdę nie wiedziała, na czym stali i wbrew pozorom, nie jest to czarne albo białe, jak początkowo zakładała. Szczególnie ostatnio, kiedy ich wymiana zdań przybrała dosyć nieprzyjemny wydźwięk, a oni rozstali się w niezgodzie i nieporozumieniu, a wszystko to odbiło się czkawką. Być może dlatego nie zwróciła szczególnej uwagi na fakt, że on również go znał. Zdążyła się już przekonać, że świat był naprawdę mały i każdy miał jakieś powiązania z każdym, które stawały się jasne dopiero po czasie. — On robi dużo głupich rzeczy, więc nie powinnam być zdziwiona. — A jednak trochę była. Nawet kogoś takiego jak Griffith nie podejrzewałaby o tyle brawury. — Ale to już pewnie wiesz. — W końcu brał z nim udział w antyterrorystycznej akcji, a nie wyglądało to, jakby poznali się dopiero co na pokładzie samolotu. Wymagało jakiegoś przymierza. Poza tym tylko taki sam albo większy szaleniec mógł na to pójść.
— Eileen Shepherd — odparła, nie kryjąc rozbawienia tym małym niedomówieniem. — To ja pociągnęłam cię kiedyś za sutki, żeby sprawdzić, czy chłopaki też mają tam mleko — dodała, bez cienia jakiejkolwiek refleksji wobec wydźwięku tych słów, zwłaszcza przy aktualnych okolicznościach, ale jeśli ta ciekawostka z dzieciństwa nie rozjaśni mu nieco, z kim miał do czynienia, to nie wiedziała, czy dysponowała czymś równie przypieczętowującym. Takich traumatycznych wspomnień się nie zapomina. Chyba, że stanowiło się tę poszkodowaną osobę. — Nie wiem, czy to, że nie kojarzysz mnie po takiej poufałości powinnam potraktować personalnie, czy masz tak ze wszystkimi. — Uniosła zaczepnie brew. Rzadko kiedy w ten sposób podchodziła do tego typu rzeczy, ale z drugiej strony mało było takich osób, z którymi dzieliła jakąś wspólną przeszłość, niezależnie od tego, jak krótka była i co się na nią składało, więc może dobrze by było zastanowić się, czy nie zrobić wyjątku.
— Poważnie byś powiedział? Kiedy jeszcze chwilę temu nie wiedziałeś, kim jestem? — zauważyła z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust. Może jednak ją kojarzył? Bo chyba nie miał w zwyczaju dzielić się rewelacjami ze swojego życia z przypadkową osobą. A zatem, mając chociażby to na uwadze, zachowawczość, o jaką ją posądził nie byłaby niczym zastanawiającym. — Bez obaw. Pozbyłam się starych przyzwyczajeń. Po prostu nie chcę, żeby ktoś się tu panoszył i nam przeszkodził — zreflektowała się szybko, wzruszając ramionami. Możliwe, że kwestia, którą zamierzał poruszyć wcale nie wymagała tak długoterminowych środków, ale ona widziała w tym dodatkową okazję i pretekst na wcześniejsze zamknięcie sklepu. Biznes na tym bardzo nie ucierpi, a ona przynajmniej zyska kilka minut wolnego, którego będzie potrzebowała - takie miała przeczucie.
— Kredyty? Długi? Ja... nie wiem, nie zajmuję się tymi rzeczami. Nie pracuję tu. Czasem tylko stanę na kasie albo pomogę w ogarnięciu tego miejsca. Resztą zajmuje się ojciec. — Jej brwi ściągnęły się ku sobie w wyrazie głębokiej dezorientacji. — Wiem o jego machlojkach z czasów zespołu, które mój ojciec prostował w przeszłości, ale sądziłam, że to już przedawniona sprawa, i że jego dziwne zachowanie od pewnego czasu nie ma z tym nic wspólnego. Nie zwykł chwalić się swoimi problemami, ale gdyby to było coś poważnego, to powiedziałby nam. — Chyba. Nagle zaczęła nabierać co do tego wątpliwości, jednocześnie starając się zamaskować roztargnienie spowodowane tym, jak idiotycznie się teraz czuła ze świadomością, że była tak niedoinformowana. — Wiesz coś jeszcze?
Ostatnio zmieniony 2021-08-02, 20:48 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ze subtelnym uśmiechem wzruszył lekko ramionami w potwierdzeniu. Nie mógłby potępiać przyjaciela za takie posunięcia, gdy sam nie zawsze świecił przykładem rozważnych decyzji. Gdy jednak analizował co stało się podczas lotu, to Griffith wypadał tam jako całkiem opanowany i trzeźwo myślący pasażer z grona tych aktywnych. Było to tym bardziej godne podziwu, gdy brało się pod uwagę, że został uderzony w głowę, aż do stracenia przytomności jeszcze na samym początku konfrontacji. Travis nie miał, oczywiście, do dyspozycji pełnej wersji zdarzeń, a raczej jego perspektywa mogła różnić się do tego co widziała Eileen, a wszystko w dodatku zmieniłoby swój wydźwięk gdyby jednak rozbili się z większą liczbą poszkodowanych.
Poczuł się jakby kobieta właśnie szarpnęła go do przypomnienia mu kim była. Mimowolnie zrobił minę jakby właśnie wgryzł się bez ostrzeżenia w cytrynę, ale z niejako rozbawionym uśmiechem przez to się przebijającym. –Bałem się po tym chodzić na basen. – Zażartował, niby to krzyżując ramiona na torsie, ale w manierze jakby chciał się od niej zakryć. W rzeczywistości skończyło się to na nader poważnej rozmowie z jego mamą wyjaśniającą naturę tego zjawiska. –Zbiła mnie z tropu ta stonowana bezpośredniość i rezerwa w kontaktach fizycznych. – Odparł, z wyrazem rozbawienia majaczącym się mu w kącikach ust. Wiedział, że było w niej coś znajomego, po prostu nie mógł wcześniej tego dokładnie określić, nie mając też na to szczególnie czasu. –Dobrze słyszeć, że nie wszystko się jednak zmieniło. – Nie określał do czego konkretnie się odnosił. Od swoich wersji dziecięcych na pewno sporo się różnili a jednak nadal byli Eileen czy Travisem i coś w tym niosło się w ich charakterach.
-Nawet chętniej nie wiedząc kim jesteś. – Przyznał niezgodnie z prawdą. Nie byłoby szczególnie sensu mówić więcej osobie nie związanej ze sprawami sklepu i samym Shepheredem. Najprościej byłoby wtedy upewnić się, że przyjaciel rodziny zostanie poinformowany o wizycie Cavanagha i tym, że doceniłby spotkanie twarzą w twarz. –Mhm. – Mruknął niby to sceptycznie, tym razem chowając swoje dłonie do kieszeni jeansów. Mogłoby się wydawać, że trochę zbyt łatwo przychodziło jej akceptowanie, że ktoś posądziłby ją o tak drastyczne metody, ale patrząc na jej początki, czy naprawdę tak by go to zdziwiło?
Nie pracowała tu – to wyjaśniało dlaczego nie była zorientowana w sytuacji. Nie wróżyło to dobrze dla samego Travisa, który liczył, że to on dowie się tutaj więcej, a nie będzie przedstawiał sprawę jak podczas głuchego telefonu. Był ździebko zawiedziony, ale sama Eileen, jako jego koleżanka z zamierzchłych czasów nieco to rekompensowała. Znajoma twarz z którą nie miał zbyt wiele negatywnych wspomnień i osoba, która nie wytykała go palcem po tym jak Earl odszedł.
-Tak? – Travis spytał z wyraźnym sarkazmem i sceptycznym uśmieszkiem, podkreślającym, że już znaleźli się w miejscu w którym bez ostrzeżenia długi przestały być odpowiedzialnością Earla. Może Cavanagh był w tym nieco zbyt złośliwy, ale od początku nie sądził, że jego biologiczny ojciec przyznałby się do przekrętów. –Nie na to byłem przygotowany, ale… – Zmarszczył brwi, starając przypomnieć sobie co jeszcze mówiła mu o tym mama. – i jakby, nie da się ukryć, że twój ojciec byłby lepszym źródłem informacji. – Zauważył, przy okazji. –Ci ludzie upominają się o te pożyczone pieniądze. Earl podobno obiecał im, że niedługo zbierze odpowiednią sumę, a w innym wypadku dał w zastaw… – Wykrzywił usta. –wasz asortyment. Nie wiem o jaką konkretnie sumę chodzi, ale wyobrażam sobie, że z naliczonym procentem to nie są małe pieniądze. W papierach niby wygląda, że Earl próbował to odkręcić, zostawił swoje notatki i dokładny przebieg rzeczywistych transakcji. – Nie działał przynajmniej na chybił trafił. –Kwestia tego, że trzeba by to odszyfrować, no i… nawet wtedy dług nadal jest, a z rządem też trzeba się będzie w końcu rozliczyć. Lub nie… – Przychylił głowę nieco na stronę. –Jeśli wystarczająco dobrze to zamaskował… -Odchrząknął. –Nie żebym się na tym szczególnie znał. Wygląda na to, że twój ojciec dowiedział się o tym tylko dlatego, że znalazł ten notatnik. – Robił tutaj kilka założeń, ale nie wydawało mu się, aby wprowadzał Eileen w błąd. Jeśli jej ojciec dostał oficjalne wezwanie do zapłacenia podatku i kary to się po prostu do tego Sharon nie przyznał, co nie byłoby zaskakujące, skoro ukrywał finansowe problemy przed swoją własną córką.
-Macie tu zaplecze? – Zagadnął, stawiając na to, że właśnie tam przechowywana była dokumentacja.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nawet ona wiedziała, że większy osąd - jakikolwiek by on nie był - w tak patowej i dramatycznej sytuacji, przytrafiającej się im wszystkim, byłby po prostu niewłaściwy i świadczyłby wyłącznie o wielkości jej uprzedzenia, jakie żywiła do Griffitha. Dlatego dobrze, iż ten urwał temat w stosownym momencie. Sama nie widziała sensu, aby zanadto się z nim obnosić. Tym bardziej, że wydawało się, że Travis był z nim w raczej przyjacielskich stosunkach, a nie miała interesu w tym, aby jej osobisty rant został odebrany jako próba przeciągnięcia go na swoją stronę i znalezienie w nim sprzymierzeńca w szkalowaniu kumpla. Poza tym zdawała sobie sprawę, że jeśli faktycznie nim był, to jakie miało znaczenie, co wychodziło z ust kogoś, kto w żadnym wypadku nie jawił się jako ktoś, kto przychylał się do jego osoby?
— Przykro mi — powiedziała z pozorną skruchą. Minęło tyle czasu, że teraz mogła już tylko wyobrażać sobie, jak to się na nim odbiło. — Ale jeśli zamierzałeś powiedzieć, że pozbawiło cię to szansy na zostanie olimpijczykiem czy coś, to od razu zaznaczam, że czas na składanie ewentualnych zażaleń już minął. — Wiadomo, że żartowała, ale gdyby okoliczności prezentowały się trochę inaczej, prawdopodobnie nie miałaby oporów przed wymiganiem się od odpowiedzialności. W szczególności, że te kilka(naście) lat działało na ich korzyść i stanowiło całkiem niezłe usprawiedliwienie. A skoro o tym mowa...
— Racja — przyznała bez cienia wątpliwości, bo choć nie miała w zwyczaju tego za często robić, to tym razem dostrzegała w tym trochę sensu. — Zawsze możemy udać, że jednak mnie nie znasz, jeśli miałoby ci to pomóc. Nie byłoby to całkiem niezgodne z prawdą — zauważyła, unosząc przy tym brew w pytającym geście, jakby chciała poznać jego punkt widzenia. Być może w dzieciństwie mieli ze sobą do czynienia, jednak kontakt ten (i tak głównie inicjowany przez rodziców) urwał się w okresie, w którym charakter kształtował się i wybrzmiewał najbardziej, więc można powiedzieć, że nie znali się (za dobrze). — Poza tym wciąż nie wiem, czy nie będziesz chciał przeprowadzić jakiejś spontanicznej wendetty za to szczypanie, więc nie ukrywam, taki układ byłby dla mnie bezpieczniejszy — dodała żartobliwym tonem, nie oczekując, że zrobiłby coś z korzyścią dla niej czy kogoś innego.
— Chyba, że chciałbyś to kiedyś powtórzyć — zagaiła nagle w odniesieniu do obietnicy złożonej przed chwilą, jakoby nie praktykowała już wcześniejszych zachowań oraz jego wątpliwościom wobec jej prawdziwości. Oczywiście ze stosowną dla siebie stonowaną bezpośredniością! — Ostatecznie starych przyzwyczajeń najtrudniej się pozbywa. — Zerknęła na niego nieprzeniknionym wzrokiem, co najmniej jakby mówiła poważnie, jednak szybko przybrał on rozbawiony wyraz.
— Wątpię, czy to by coś dało. Jak widzisz, do tej pory nie był szczególnie skory do zwierzeń — prychnęła drwiąco, sugerując, że nakłonienie ojca do mówienia wcale nie było takie łatwe. Chociaż możliwe, że do tej pory miała o nim mylne założenie. Może gdyby został przyparty do muru, uświadamiając sobie, że nie ma innego wyjścia i odkręcając wszystko w pojedynkę tylko sobie szkodził, ale Travis przychodził raczej z pokojowym nastawieniem, bardziej przypominającym wizytę syna dobrej znajomej, która za sprawą pośrednika przesyła serdeczne pozdrowienia. Jeremy zapewne potraktowałby to spotkanie zbyt lekceważąco i pobłażliwie, zbywając sedno problemu. Ale znowu, możliwe, że nie miała pojęcia o jego strategiach...
Nie zwykła milczeć w sytuacjach prowokujących (nie)stosowne komentarze, ale miała za bardzo ściśnięte gardło z zaskoczenia i niedowierzania, ogarniającego ją od środka, żeby udzielić mu werbalnej odpowiedzi, nawet tak krótkiej. Nadal przetwarzała podane przez Cavanagha informacje, jednocześnie zastawiając się, jak to się stało, że mając na uwadze historie przyjaźni tej dwójki, niczego ze sobą nie powiązała wcześniej, przynajmniej na tyle, żeby teraz nie wyjść na totalnego niezdarę. Chyba po prostu wieść o niesłabnącej przypadłości Earla nie zszokowała ją tak bardzo, jak brak porozumienia z własnym ojcem. W każdym razie w ramach odpowiedzi, ograniczyła się do zwykłego kiwnięcia głową i od razu ruszyła w kierunku odpowiadającym zapleczu. Wychodzi na to że dobrze zrobiła zamykając sklep.
Weszła do małego pomieszczenia, oświetlając je pojedynczą lampką, po czym rozejrzała się bez większego przekonania po wnętrzu, wypełnionego mniej lub bardziej przydatnymi dla ich sprawy rzeczami, w tym regale z opisanymi segregatorami, w których przechowywano wszystkie dokumenty. Jednak to coś, co najprawdopodobniej było wspomnianym przez mężczyznę notatnikiem, rzuciło jej się w oczy, razem z kilkoma innymi papierami, dlatego w następnej kolejności to w ich stronę skierowała swoje kroki. Pobieżne spojrzenie, jakim przebiegła po treści wystarczyło, aby połączyć jedno z drugim.
— To zdaje się jest to, czego szukasz — mruknęła, wertując kartki i sama nie wiedząc, czy znalezienie tego na tę dokładną chwilę napawało ją optymizmem czy frustracją. — A to drań. Nie powiedział nam o niczym, a trzyma wszystkie obciążające go dokumenty praktycznie na widoku, żebym w każdej chwili mogła je zobaczyć, wymiatając stąd cholerne pajęczyny razem z ich mieszkańcami. — Rozciągnęła usta w gorzkim uśmiechu, ukrywającym prawdziwe odczucia związane z przywołaną przez starego znajomego komplikacjami, jak i poniekąd ignorując fakt, iż w ogólnym rozrachunku, to nie postępowanie jej ojca powinno być uznawane za godne potępienia. Przynajmniej na razie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”