WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2020-08-07, 22:17 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ii.
Przed kilkoma laty, w porozumieniu z właścicielem The Trading Musician, który tak się składa, na co dzień pełni rolę jej ojca (to pewnie ten fakt zaważył na decyzji), zrewolucjonizowała lokal, nadając mu nowe, lepsze życie. Czasami żartowała, że za pomoc kreatywną (chociaż wysiłku fizycznego też trochę włożyła w ostateczne doprowadzenie biznesu do ponownego powstania, bo ściany same się nie odmalowały, a meble nie ustawiły), należą jej się jakieś udziały albo konsultacje w kwestiach dekoracyjnych i architektonicznych, bowiem końcowy efekt, to głównie jej wizja. Nie lubiła niewykorzystanych przestrzeni, więc mając na uwadze to, jak wcześniej prezentowało się to miejsce od wewnątrz, podsunęła starszemu kilka pomysłów i wspólnymi siłami stworzyli dość kameralne, ale chyba przytulne, klimatyczne wnętrze. Nawet udało się zagospodarować odrobinę miejsca na roślinki! Chyba tylko ze względu na nie, Eileen wciąż tak ochoczo daje się wykorzystywać ojcu. Gdyby nie ona, to ta znikoma ilość roślin upchnięta po kątach, już dawno by pomarła.
Przez cały okres istnienia działalności, panu Shepherd przyświecał jasny i prosty cel, a warunkiem przeprowadzenia generalnego remontu było zachowanie go, dlatego również tym razem, zgodnie doszli do wniosku, że nie ma tu miejsca na niepotrzebny przepych i główną rolę powinna odgrywać muzyka, w każdym tego słowa znaczeniu. Reszta to tylko tło. Właśnie z tego powodu, poza winylami i instrumentami tworzącymi podstawową oprawę wizualną, możliwym jest też przesłuchanie płyt w specjalnie przeznaczonym na to kąciku, a także wypróbowanie instrumentu, dzięki czemu muzyka rozbrzmiewa tu na każdym kroku. Wydzielona została także sekcja ze starszymi egzemplarzami, w której kolekcjonerzy mogą znaleźć prawdziwe perełki.
Warunków było tak naprawdę dwa: drugi z nich dotyczył gitary należącej do głowy rodziny z czasów kariery rockmana, która stanowiła część dekoracyjną. Zawisła bowiem nad głową sprzedawcy, niemal tak ostentacyjnie, jakby miała być to pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy każdemu, kto wejdzie do środka. Może wcale nie taki był zamysł, ale na pewno podejście w tej kwestii trochę się zmieniło po tym, jak pewnego pięknego dnia, podczas pobytu w Seattle, złożył na niej swój pamiątkowy podpis jeden z największych gitarowych guru ojca, Billy Ray Cyrus...ekhem, Eddie Van Halen, oczywiście. Pośród wszystkich obrazów i plakatów, jakie kiedykolwiek zdobiły ściany The Trading Musician, nadal można oglądać zdjęcie roześmianego Jeremy'ego Shepherda, przyjaźnie ściskającego dłoń swojego idola do zdjęcia. Zresztą, widnieją na nich też fotografie innych osobistości ze świata muzyki, które na przestrzeni lat gościły w sklepie. Możliwe, że na którejś z nich znajduje się kilkuletnia Eileen, wciśnięta pomiędzy rodzica a jakiegoś muzyka. W każdym razie z tej okazji powstała niemal cała osobna alejka, która tworzy ładny, lecz nienachalny element wystroju.
Teraz jednak, to nie Eddie Van Halen, ani nawet Billy Ray Cyrus zjawili się, ale ktoś, kogo obecność nijak wpasowywała się w klimat całego pomieszczenia. Może dlatego, że do tej pory widziała go wyłącznie w jednym miejscu, bardziej odpowiednim dla osób takich, jak on, a które całkiem niedawno opuścił. Zatem kiedy w drzwiach zatrząsł się dzwoneczek sygnalizujący przybycie gościa i oczom szatynki ukazał się Blake, momentalnie znieruchomiała, w połowie przerywając pracę. Przez chwilę przyglądała się mu uważnie, lecz dyskretnie. Pamiętała go. Oczywiście, że go pamiętała. Nie tak bardzo z samego wydarzenia, ale z wielu artykułów w prasie czy urywków telewizyjnych reportaży, jakie zdążyła obejrzeć od czasu zatrzymania. Od początku afery z jego udziałem śledziła cały jej przebieg, aż do momentu osadzenia go w więzieniu, dlatego wieść o opuszczeniu zakładu zdążyła dotrzeć również do niej. Była srodze zawiedziona takim obrotem sprawy i próbowała znaleźć sensowne uzasadnienie tej decyzji. W życiu nie przyszłaby jej do głowy tak abstrakcyjna myśl, że ten kiedykolwiek stanie w progu sklepu jej ojca; że kiedykolwiek przyjdzie jej go spotkać, a co dopiero obsługiwać. Bo chyba po to tu jest... prawda? Może pozbywa się wszystkich świadków? Ale skąd by o niej wiedział? Jeśli dzisiaj zginie, to przynajmniej w przyjemnym otoczeniu. Aż ją zgrzało. To jakiś koszmar. Najprawdziwszy koszmar. Przełknęła nieznacznie ślinę.
— Szukasz czegoś? — zwróciła się po chwili do mężczyzny, odchrząkując cicho, co by zatuszować ten niespodziewany moment roztargnienia wybrzmiewający w lekko rozedrganym głosie. Zaraz po tym odwróciła od niego spojrzenie i jak gdyby nigdy nic, wróciła do segregowania płyt na jednej z półek, przy której stała. Może to i lepiej, że to właśnie ją ojciec poprosił, żeby przypilnowała biznesu przed zamknięciem. W innym razie to on, w swojej słodkiej nieświadomości tego, czego dopuścił się Blake, obsługiwałby go z życzliwością, z jaką podchodził do każdego klienta, do których Griffith się nie zaliczał. Zdaniem Eileen, ten nie zasłużył na taką dobroduszność, jaką dostają na starcie osoby przewijające się tutaj.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Głównym czynnikiem, który skierował jego kroki do sklepu muzycznego, był... przypadek, o ile taką losowość można było nazwać powodem. Wolnym krokiem zmierzał do swojego motocyklu zaparkowanego nieopodal, z ciemnymi okularami osadzonym na nosie; nie było już aż tak gorąco, a jasne słońce nie padało bezpośrednio na błękitno-stalowe tęczówki Griffitha, lecz dodając kolejną barierę przed wzrokiem innych czuł się lepiej, bardziej... anonimowo. Tym razem mogło również chodzić o to, że poprzednie niemalże trzy godziny spędził w ciemnej, kinowej sali, która była niemalże opustoszała. To również polubił jeszcze bardziej - seanse filmów, które już dawno miały swoją premierę, zatem widzowie nie przybywali tłumnie, aby obejrzeć (często bardzo wątpliwe) dzieło. Mógł w spokoju, bez podejrzliwych spojrzeń i szeptów innych ludzi, zabijać... czas. Po wyjściu okazało się, że nie jest tak ciemno, jak przypuszczał, że będzie, ale... nie przejmował się tym. Ucieczka nie była rozwiązaniem, jakie go satysfakcjonowało, nawet jeżeli mądrzejsi ludzie sugerowali, że powinien choć na kilka miesięcy opuścić miasto. Odrzucił ich bezsenne (albo bezwartościowe) rady, decydując się na swoje własne wybory, nawet jeżeli byłyby błędne - wciąż były jego. Zbyt wiele narzucano mu przez ostatnich pięć lat, aby nadal miał być zaledwie statystą w codzienności przedstawiającej jego życie.
Bez większego zainteresowania mijał witryny sklepowe, turystów, jak i mieszkańców Szmaragdowego Miasta. Ubrany w zwyczajną, jasną koszulkę i ciemne spodnie, pozornie nie powinien nikomu rzucać się w oczy, a czas, który upływał od jego wyjścia z więzienia, miał grać na jego korzyść. W końcu: jak długo jego temat mógł być na językach, by ludzie nie uznali, że już się przeterminował? Tuż przed tym, jak skręcił w prawo i pokonał ostatnią prostą na parking, coś zaabsorbowało jego uwagę na tyle, aby zmienił plan i wszedł do jednego ze sklepów. Parę dni temu rozmawiali z Martinem (współwłaścicielem Zakładu pogrzebowego) o starym pianinie, jakie znajdowało się w jednym z pomieszczeń, w którym bliscy mogli pożegnać się z zmarłym. Było tam, lecz ludzie rzadko kiedy go używali, przez co stanowiło zaledwie dekorację wnętrza.
Wcześniej, przed wyrokiem, był w tym sklepie co najmniej kilkukrotnie; niezależnie czy po to, by nabyć winylowe wydanie płyty, którą zamierzał dać w prezencie rodzicom, czy chciał wymienić parę zdań z właścicielem The Trading Musician. Pamiętał, że ten potrafił mu doradzić w wielu kwestiach - od pytań odnośnie instrumentów, po sprawy techniczne, związane z nagłośnieniem.
- Ciebie - odpowiedział bez zastanowienia, tuż po tym, jak usłyszał pytanie Eileen. Ją również pamiętał - choć niestety nie z tamtej imprezy, z której obrazy aktualnie były jeszcze bardziej rozmyte przez czas.
- A konkretniej, to twojego taty -
dodał, precyzując kwestię swoich poszukiwań. Nie chciał podważać jej kompetencji, a z drugiej strony kojarzyło mu się, że obrała inną drogę kariery niżeli ta związana z muzyką. A może się mylił i pamięć płatała figle bardziej, niż myślał?
- Nadal tu pracuje? -
zapytał, odkładając na miejsce płytę, którą zainteresował się przed tym, nim ciemnowłosa się do niego zwróciła. Zdjął ciemne okulary i zamrugał kilkukrotnie, chcąc przyzwyczaić oczy do klimatu panującego wewnątrz, a później skupił wzrok na Shepherd.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedy z ust mężczyzny padło to jedno słowo nawiązujące do jej osoby, odruchowo zwróciła spojrzenie w jego kierunku, patrząc na niego tak, jak gdyby oczekiwała, że za chwilę powie, że żartuje. Z drugiej strony nie wiedziała, dlaczego miałby żartować w jakimkolwiek temacie, więc szybko zbyła odpowiedź taktycznym kiwnięciem głową. Przez tę krótką chwilę od jego wejścia, miała cichą nadzieję, że nie będzie jej pamiętał. Nagle zapragnęła wiedzieć, jak wiele zapisało się w jego pamięci sprzed i po wydarzeniach z tamtego feralnego dnia, które pociągnęły za sobą oczywiste już konsekwencje.
— Znalazłeś. I co dalej? — spytała bez większego entuzjazmu, wsuwając jedną z płyt do odpowiedniej przegrody. Obracała się w dość specyficznym środowisku, więc zapewne ten fakt nie umykał specjalnie nikomu, kto w przeszłości miał jakąkolwiek styczność z nią samą lub kimś z nią powiązanym. Nie kryła się z tym, co robi. Tajemnicą też nie było, że bywa w sklepie od czasu do czasu, więc przy odrobinie szczęścia (o zgrozo), można ją tu zastać. Nawet jeśli ostatecznie to nie jej się szukało.
Instynkt samozachowawczy niemal skutecznie popchnął ją ku temu, by z marszu zapytać go, czego chce od jej ojca, gdy w porę zorientowała się, w jakim miejscu się znajdują, tym samym oszczędzając sobie zupełnie niepotrzebnej kompromitacji. Nie chciała się obnażać przed nim z poddenerwowaniem, jakie odczuwała w jego obecności i tego, jak wpływało na trzeźwość jej umysłu. Prawda była taka, że niezależnie od ostatniego wyroku, jaki zapadł w jego sprawie, nadal widziała w nim winnego, więc wolała nie wychylać się za bardzo. Przynajmniej na razie, aczkolwiek możliwe, że będzie to dla niej test własnej wytrzymałości w postawionym sobie celu.
— To twój pechowy dzień. Nie ma go — oznajmiła beznamiętnie, może jedynie ze szczyptą drwiny w głosie, gdyż zwykle używało się podobnych słów w kontekście szczęścia. Obróciła się do niego przodem, unosząc przy tym wyczekująco brwi, jakby gotowość z jej strony (bo nie można powiedzieć, że ochota) do obsłużenia go miała tylko potwierdzić teorie na temat chodzącego za nim pecha. Czy to w kwestii czysto profesjonalnej (w końcu nie jest dobrze wykwalifikowana pod tym kątem), czy może związanej z zachowaniem. A może w obydwóch? Jemu pozostawia już interpretację. Swoją drogą, w ostatnim czasie musiał mieć wiele takich pechowych dni. Szkoda tylko, że to niczego nie zmieniało w postrzeganiu obecnej sytuacji.
— Jeśli to coś pilnego, to może mu przekażę. Nie chciałabym jednak za bardzo ingerować w naturalny bieg dnia, bo to często źle się kończy — powiedziała i wróciła do niego wzrokiem po tym, jak uprzednio zarejestrowała okładkę płyty, którą odłożył na miejsce. Posłała mu jeszcze namiastkę przesadnie uprzejmego uśmiechu, jakby to miało go dodatkowo zachęcić. Ingerować znaczy jakkolwiek mu się przysłużyć, gdyż powodzenie w doprowadzeniu sprawy, z jaką tu przyszedł, w żadnym razie nie leżało w jej gestii. Nie mogła sobie jednak odpuścić przemycenia w tym małej złośliwości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rzadko kiedy miał ochotę na żarty, a gdy się pojawiły, nie można było nazwać ich typowymi, jakie wywoływałyby salwy śmiechu. Był to raczej czarny humor, chłodny i nie dla wszystkich zrozumiały (i na pewno potrafił bawić zaledwie nielicznych), czym prawdopodobnie nie zjednywał sobie ludzi, a wręcz przeciwnie - możliwe, że mógł świadomie dosypywać kolejną szczyptę wątpliwości wobec uniewinnienia. Zatrudnienie się w zakładzie pogrzebowym, które miało być początkowo sposobem na zabicie nadmiaru wolnego czasu, finalnie stało się czymś więcej; akurat wtedy czerpał satysfakcję z oburzonych spojrzeń ludzi, gdy ci widzieli, że siadał na miejscu kierowcy karawanu. To wykrzywiało jego wargi w kpiącym uśmiechu - i mógł do znudzenia powtarzać, że może najciemniej pod latarnią. Nie jeździł jednak często - głównie wtedy, kiedy zgonów było nadprogramowo, a za kierownicą pojazdu z jakiegoś powodu nie miał kto usiąść. Zazwyczaj też wolał nie rzucać się w oczy, ponieważ po dłuższych interakcjach był najzwyczajniej w świecie zmęczony ludźmi. Ich pytaniami, spojrzeniami, tonem głosu i chaosem wkradającym się w ich decyzje oraz działanie. Dawniej komuś powiedział, że poradzi sobie z samotnością - jak widać przyzwyczaił się do niej do tego stopnia, że nawet zdążył ją polubić.
Po pytaniu ciemnowłosej nieznacznie zmarszczył czoło, a cień konsternacji płynął na jego twarz. Co dalej? Nie przemyślał tego; z jakiegoś powodu uznał, że na pewno wewnątrz znajdzie właściciela, po czym bezpośrednio przejdzie do rzeczy. Sam nie wiedział, czy wolał, aby mężczyzna pamiętał go z kiedyś - kiedy odbiór jego osoby mógł być bardziej pozytywny, tym bardziej, jeśli był szczerze zainteresowany muzyką i wszelkimi procesami wokół niej, które pomagały dźwiękowi rozejść się szerzej. Może lepiej, by go nie skojarzył wcale? O ile było to możliwym.
- Bywały gorsze - mruknął równie obojętnie jak ciemnowłosa, na kilka sekund odwracając twarz w jej kierunku, by po chwili skupić się ponownie na oglądaniu płyt, choć w zasadzie nie one były celem ani powodem, dla którego odwiedził sklep. Nie miał nawet gramofonu, w jakim płyta winylowa znalazłaby swoje miejsce, a muzyka, którą wybrałby on... mogłaby nie przypaść do gustu rodzicom do tego stopnia, aby chcieli namiętnie jej słuchać i odtwarzać raz za razem.
- Nie jest to sprawa niecierpiąca zwłoki - odparł bez namysłu, wzruszając przy tym delikatnie ramionami. - To znaczy, że mogę poczekać - sprecyzował, gdyby te wcześniejsze wyjaśnienie wydało jej się zbyt mało precyzyjne, czy też pomyślałaby o innych...zwłokach. To też było z dość pokrętnej strony zabawne - skoro pianino stało w domu pogrzebowym. Zostawił okładki i winyle w spokoju, w oddali (choć pewnie niewielkiej, bo wciąż przy nośnikach muzyki) dostrzegając coś, co go zainteresowało.
- Chyba, że znasz się na strojeniu pianina - podjął po chwili - dawniej nie miałbym z tym większego problemu, ale teraz wolałbym, by ktoś rzucił na nie fachowym okiem - wyjaśnił, w międzyczasie sięgając po CD; zerknął na okładkę i odwrócił, wczytując się w spis utworów. Nawet jeśli nie uda mu się załatwić tego, co chciał, to zapewne nie wyjdzie stąd z pustymi rękami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Obawiam się, że dzisiaj go już nie zastaniesz. Właściwie to niedługo zamykamy — odparła formalnym tonem. Miał całkiem sporo czasu i okazji w ostatnich kilku latach, by trenować się w cierpliwości, więc jeśli faktycznie je umiejętnie wykorzystywał, to może teraz okaże się to użyteczne.
— Mój ojciec jest właścicielem tego miejsca, nie chłopcem na posyłki albo dżinnem, który spełnia czyjeś zachcianki — rzuciła, powstrzymując się przed użyciem bardziej bezpośredniej formy osobowej, żeby nie zabrzmiało to zbyt oskarżycielsko, ale chyba nie do końca tak wyszło. Niezależnie od tego, jaki układ wiązał ich w tej kwestii we wcześniejszym czasie, już dawno przestał obowiązywać. Być może Jeremy nie będzie zadowolony, jak usłyszy o zerwanym przez nią przymierzu (o ile w ogóle usłyszy), gdyż lubił wykazywać się w tych sprawach, ale w końcu będzie musiał darować jej to małe nadużycie. Była przekonana, że nawet nie odczuje jego działania. — Jeśli chcesz fachowej porady, kup pianino u nas i dostaniesz ją w gratisie — wzruszyła ramionami, nie dbając o to, jak niedorzecznie to brzmiało, choć powinna raczej była ugryźć się w język. Gdy już dotarł do niej wydźwięk własnych słów, zacisnęła usta i spojrzała na niego z lekkim westchnieniem. — Możemy wysłać jednego z pracowników, żeby obejrzał to pianino. Jutro, najpóźniej pod koniec tego tygodnia — i tak szła mu na rękę z tą propozycją, ponieważ, jak już zdążyła go poinformować, sklep nie działał jako serwis do strojenia i naprawy instrumentów. Zdawała sobie sprawę, że w obliczu wszystkich innych możliwości rozwiązania problemu, nie jest to żadna przysługa z jej strony, bo równie dobrze mógł udać się gdzieś, gdzie potraktują go przychylniej, lecz to już nie jej interes.
Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej w oczekiwaniu na decyzję, w między czasie przyglądając się mu bacznie, gdy tak zaczytywał się w tytułach piosenek. Nie zamierzała przeszkadzać mu w tej przejmującej (po dokonanej obserwacji) kontemplacji, ale poczuła się trochę sprowokowana do zagajenia tematu.
— Lubię trzynasty kawałek. Like Suicide też nie pozostaje obojętny — odezwała się, rzecz jasna nawiązując do płyty, którą trzymał w dłoni. Po chwili namysłu odeszła do przeciwległej półki, z której wydostała egzemplarz innej. — Jednak aktualnie na myśl przychodzi mi coś innego — nie dodała już, że w kontekście jego osoby, ale chyba łatwo mógł to wywnioskować. Podała mu więc wspomniany album, z zadziornym uniesieniem brwi oraz nadzieją, że napis znajdujący się na okładce jest wystarczająco wymowny. Z jej punktu widzenia brzmi jak coś, z czym zdaje się, że był zaznajomiony.
Ostatnio zmieniony 2020-09-16, 13:10 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kwestia pianina - nastrojenia go, sprawdzenia pod innymi względami, czy nie należy czegoś naprawić - nie była taką, którą musiał załatwić dziś. Ba, to nawet nie było zadaniem, jakie otrzymał od Martina, który nagle przypomniał sobie, że mają instrument, na którym dawno nikt nie grał. Myśl wpadła mu do głowy przy okazji; krótkiego spaceru, rzucenia okiem na witrynę, połączonego z nuceniem (pewnie tylko w myślach) jednej z piosenek z soundtracku filmu, który obejrzał tego popołudnia. Mógł poczekać - nikt nie narzucał mu żadnego terminu, zatem dzień, tydzień, czy kilkanaście dni, nie były czymś, co robiło mu wielką różnicę. Nie upierał się również przy tym sklepie, oraz Jeremym - to, że pamiętał mężczyznę z dawnych lat i wspomnienie te wydało mu się jednym z pozytywnych, stanowiło zachętę do podjęcia próby... zakończonej, jak się okazało, fiaskiem. Nie pierwsza, ani nie ostatnia, choć obrywając paroma rykoszetami (albo i będąc świadomie wybranym celem) z rzędu, coraz trudniej przychodziły mu kolejne starania.
- Mam jeszcze kilka minut - odparł spokojnie, sugerując, że zamierza się rozejrzeć zanim Eileen zamknie lokal. Czy wyłapał w niedługo zamykamy aluzję do tego, aby szybciej opuścił sklep? Pewnie nie; nie chciał i tu zakładać czarnego scenariusza - w którym to jest mniej, czy bardziej kulturalnie i dyplomatycznie wypraszany. Chciał dodać coś jeszcze, zapytać o bezpośredni namiar, ale zdążył zaledwie delikatnie rozchylić usta, by przed swoim pytaniem otrzymać odpowiedź, o którą nie prosił. Złączył wargi, a zamiast tego uniósł sceptycznie brew, wpatrując się bez słowa przez parę sekund w jej twarz.
- Aha - podsumował krótko zarówno tekst o dżinie, jak i możliwości zakupienia pianina, do której dostanie poradę. Z tym, że on nie chciał kolejnego pianina... a może chciał? Z ciekawości spojrzał na instrumenty, ale bardziej niż ten, jaki stanowił temat rozmowy, zaabsorbował go inny. Szkoda, że aktualnie jego duma nie pozwalała mu zrobić w tym miejscu takiego zakupu, ani chociażby chcieć dowiedzieć się od Eileen czegokolwiek, co wywołałoby jakiś komentarz.
- Nie musisz się fatygować - rzucił w eter - przyjdę za parę dni, może tym razem nie będę miał pecha - skwitował pewnym tonem, taksując ją spojrzeniem, po czym wrócił do oglądania płyt, instrumentów - cokolwiek stało w pobliżu i mogło go zaciekawić na tyle, aby chciał zawiesić na tym wzrok.
- I dla odmiany uda mi się porozmawiać z kimś kompetentnym -
dodał jeszcze, uśmiechając się przy tym... wcale nie złośliwie, a w miarę uprzejmie, choć w jego spojrzeniu można było dostrzec coś całkiem innego. Oczywiście, że i zwrócił uwagę na trzymaną przez nią płytę, po którą sięgnął, kiedy wyciągnęła w jego kierunku. Pokiwał głową na potwierdzenie.
- Pasuje do ciebie - podsumował i odłożył ją na miejsce, z którego wzięła ją córka właściciela sklepu muzycznego, choć miał nieodparte wrażenie, że nie miała pasować do niej.
- A z tej... - nawiązał do płyty Soundgarden. - Wolę dziesiątkę - odparł, powstrzymując się przed wyjaśnieniem, ani dodatkowym komentarzem dlaczego. Wolnym krokiem ruszył do kasy, przy której położył swoje znalezisko, by móc dokonać zakupu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Czas to tylko iluzja — mruknęła pod nosem, na pozór zupełnie od czapy. Idealnym dowodem na to, że czas to śmieszny konstrukt i wymysł ich wyobraźni jest fakt, że ten stoi tu i teraz. Jeszcze niedawno został posłany za kratki, w domyśle na długie lata, a teraz, jak gdyby nigdy nic, chodzi tymi samymi ulicami, co cała reszta. Wydawało jej się, jakby od wszystkich tamtych wydarzeń minęła zaledwie chwila.
— Klient nasz Pan — skwitowała w wyraźnym i jak najbardziej świadomym zaprzeczeniu przyjętej od początku postawy. Zupełnie jakby nagle, w sytuacji, w której nie musiała robić czegoś na jego osobistą korzyść, nie miała problemu z dostosowaniem się. — Ale namiary mógłbyś zostawić. Na wypadek gdyby ktoś od nas uznał, że jednak nie podejmie się zadania, zostaniesz poinformowany czy w ogóle masz się po co zjawiać — spojrzała na niego kontrolnie. Gdyby to od niej zależało, nie wykonałaby takiego telefonu, skazując go na niepotrzebną fatygę, ale wiedziała już, że nie będzie obecna w sklepie w w najbliższej przyszłości. Jednak on nie musiał o tym wiedzieć.
— W takim razie mam nadzieję, że przynajmniej intuicja Cię nie zawodzi, bo w najbliższym czasie też tu będę. Liczę, że na siebie trafimy — wygięła usta w przekornym uśmiechu. I tak jak te słowa, wymówione w kontekście jego osoby, w każdych innych okolicznościach zabrzmiałyby iście niestosownie z jej ust (uwzględniając wszystkie dotychczasowe aspekty, którymi kierowała się w osądzie mężczyzny), tak teraz wydawało jej się, że posłała całkiem jasny przekaz.
— Zatem mamy coś wspólnego — odparła bez większego entuzjazmu na tę zjadliwą uwagę (swoją drogą nie tak znowuż daleką od prawdy), choć ta perspektywa niewątpliwie przyprawiła ją o dreszcze. Tym bardziej, że podejrzewała, iż nie musi to być jedyna rzecz, jaka ich łączy. Z tego co jej wiadomo, to niegdyś posiadali wspólnych znajomych, a to może świadczyć chociażby o tym, że lubią podobny typ ludzi. Może nawet oni kiedyś by się ze sobą dogadali. Porzucając tą, jak i inne kwestie z tym związane, udała się do kasy, stając po jej drugiej stronie. Gdyby nie to, że zgadzała się co do utworu, o którym wspomniał, uznałaby ten wybór za najprawdziwszy przejaw ironii losu. A raczej ewidentną oznakę na to, że sobie z niej kpi.
— Zapakować? Czy może jednak przemyślisz kupno pianina? — zagaiła po skasowaniu płyty po czym podparła się dłońmi o ladę z nieznacznie unoszącymi się kącikami ust w kąśliwym wyrazie. Wcale nie oczekiwała po nim takiego ruchu, gdyż już w samym momencie wypowiadania tamtych słów, zdawała sobie sprawę, jak absurdalne były. Mimo wszystko zdążyła wcześniej zauważyć, że spoglądał w kierunku instrumentów. Może wyciągnie z niego coś więcej w tym temacie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po słowach ciemnowłosej, usta Griffitha wygięły się bezwiednie w kpiącym uśmiechu, lecz chcąc choć minimalnie zamaskować ten grymas, spojrzał w bok, co finalnie również nie wyszło za dobrze, gdy dodał do tego ciche, szorstkie prychnięcie. Z jednej strony mogło się wydawać, że w ich głowie pojawił się podobny motyw - więzienie - aczkolwiek najprawdopodobniej pojedyncze klatki filmu z niego postrzegali inaczej. I zakładał, że jego wspomnienia są bardziej miarodajne, z wiadomych przyczyn. W końcu nic nie słyszał o tym, by i Eileen odsiadywała jakiś wyrok.
- Szkoda w takim razie, że z tej... - urwał, robiąc palcami cudzysłów w powietrzu. -...iluzji, nie udało mi się wyrwać szybciej, a dopiero po pięciu latach - skwitował gorzko, ponieważ on pewną część odsiadki postrzegał bardziej jako koszmar, niżeli zaledwie iluzję i złudzenie. Nie chciał więcej o tym mówić, ani tym bardziej żalić się - niezależnie, czy jej, czy komukolwiek innemu. Zaakceptował to, co podarowała mu przeszłość i bez wątpienia wyniósł z tego kilka lekcji, choć nadal czuł w sobie ten sam bunt, który głównie krzyczał, że głównie było to kilka zmarnowanych i bezowocnych lat.
- Wspomniałem, że nie musisz się fatygować - przypomniał - zgłoszę się niebawem osobiście, by porozmawiać z właścicielem. Może uzna, że jednak ma ochotę sam spojrzeć na pianino - powiedział spokojnie, nie widząc najmniejszego sensu w podawaniu swojego numeru, skoro niekoniecznie był zainteresowany odwiedzinami jednego z pracowników. Również po tym, co usłyszał od kobiety, mógł mniemać, że istnieje dość wysokie prawdopodobieństwo, że ta nie przekaże treści tej rozmowy dla starszego Shepherd.
- Uhm. Nie mogę się doczekać -
rzucił bez przekonania, w międzyczasie wyciągając portfel i kartę płatniczą, w oczekiwaniu, aż skasuje jego płytę. Blake do samej Eileen nic nie miał; w zasadzie zbyt mało ją znał, aby móc powiedzieć więcej w jej temacie. Pewnie spotkał ją raz, czy dwa razy w tym sklepie, lub przy okazji spotkania ze znajomymi, jeśli w ich kręgu była osoba, którą oboje znali. Niestety, nadal nie skojarzył, że... rzeczywiście, była taka osoba, której aktualnie nie ma wśród żywych.
- Nie trzeba. - Uniósł wyżej kawałek plastiku, chcąc zasugerować, że zapłaci, a pakowanie płyty nie jest mu potrzebne, lecz tuż przed tym, jak przybliżył kartę do terminala, spojrzał na zegarek. Dwie minuty do zamknięcia...
- Wiesz co? Namówiłaś mnie. Możemy obejrzeć te pianina - odpowiedział, odsuwając się od kasy i rozglądając za instrumentami, a gdy je wypatrzył - ruszył w tamtym kierunku, zanim miałaby czas, by zaprotestować. On miał za to dużo wolnego czasu, a skoro już jej czymś podpadł nieświadomie, to teraz mógł to zrobić z pełną premedytacją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mogła się domyślać, że w jego przypadku czas nie płynął na tyle szybko, by coraz skuteczniej przybliżać go do końca odsiadki, a jednocześnie koszmaru, jak to określił. Każdemu na jego miejscu ciągnąłby się w nieskończoność, zapewne dając odczuć najmniejszy tego skutek na skórze, również głęboko pod wszystkimi jej warstwami. Właśnie dlatego koncepcja czasu wydawała się tak iluzoryczna, bo gdy dla jednego mknął nieubłaganie, dla drugiego wlókł się ślimaczym tempem, przedłużając nadejście upragnionego momentu. Mimo wszystko nie potrafiła zdobyć się na współczucie i znaleźć w sobie chociażby tego jednego bodźca, który wzbudziłby w niej to uczucie wobec niego. Zamiast tego uśmiechnęła się szyderczo pod nosem na kolejne słowa.
Pięć lat to nie jest aż tak długo w porównaniu z tym, ile lat Ty zabrałeś wszystkim osobom, których pozbawiłeś życia — odparła bezceremonialnie, wbijając w niego już całkowicie poważne spojrzenie, tym samym wygłaszając jasne stanowisko w sprawie tego śmiesznego wyroku uniewinniającego go od dokonanych czynów.
— W porządku — powiedziała po krótkiej chwili, siląc się na neutralny ton, mimo że cała reszta mogła zdradzać, iż zaczynała powoli tracić cierpliwość. Tak samo jak on mógł wcześniej przenieść się gdzie indziej, skoro nie odpowiadała mu obłsuga, bez narażenia się na wyrzuty z jej strony, tak ona przecież mogła z miejsca wyrzucić go ze sklepu i nie mógłby ją za to winić. A jednak próbowała coś z tego ugrać i nie skazywać go tak od razu na potępienie. Najwyraźniej kompromisy z nim też nie należały do najłatwiejszych.
— Świetnie. Chyba poproszę ojca o podwyżkę — mruknęła z wyraźną ironią w głosie, odprowadzając go wzrokiem po czym wyszła zza lady, podeszła do drzwi, na których przekręciła tabliczkę na stronę z napisem "zamknięte" i ruszyła za mężczyzną, przystając w niewielkiej odległości ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.
— Jednym z kluczowych elementów przy wyborze instrumentu jest chyba jego brzmienie. Nie licz jednak na serenady z mojej strony. Ten okres już dawno mam za sobą — a nawet wtedy nie skorzystała z możliwości, jakie oferował w tym zakresie. Wolała bardziej... innowacyjne metody. Prześlizgnęła wzrokiem po pianinie zanim zawiesiła go na Blake'u, a kąciki jej ust drgnęły w przebiegłym wyrazie. — Może zaprezentujesz próbkę swoich umiejętności? Chyba, że to tylko zwykła ściema? — uniosła brwi. Jego widok jakoś nieszczególnie jej współgrał z tak wyrafinowanym instrumentem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pierwsze tygodnie upłynęły mu... szybko. Działo się dużo - począwszy od regeneracji sił i rehabilitacji, która była konieczna przy poniesionych obrażeniach, po mnóstwo przesłuchań oraz rozpraw sądowych. Za wszelką cenę starał się nie myślach o Ivory i dwójce znajomych, która tamtej feralnej, lipcowej nocy poniosła śmierć. Odrzucał wszelkie sugestie pomocy - związane zarówno z psychologami, psychiatrami, jak i nawet rozmowy z bliskimi o tym, co nie pozwalało mu zmrużyć oczu. Wątpił, aby cokolwiek z tego mogło mu przynieść ulgę; w końcu na szali była jego przyszłość, której... nawet nie był pewien czy chce, skoro nie znalazła się w niej osoba, z którą bezpośrednio ją wiązał. Kolejne miesiące - od usłyszeniu wyroku do apelacji - dłużyły się niemiłosiernie. Noce spędzone za kratami, głównie bezsenne, przynosiły jeszcze więcej myśli, rozważań, nieposkładanych wspomnień. Szkarłat krwi mieszał się z bladością ciał, z których zaskakująco szybko sączyła się ciecz. Jego spojrzenie odbijające się w jasnym błysku noża... nie potrafił z całą pewnością stwierdzić, czy to tylko fikcja, czy rzeczywistość, za którą powinien odpowiedzieć.
- Mocne słowa. I bardzo niemądre z twojej strony, Dev - mruknął nie tracąc rezonu, ani nie patrząc na nią, lecz tylko dlatego, że w tym momencie ponownie wsuwał kartę płatniczą do portfela. Gdy to zrobił, uniósł wzrok, osadzając nieustępliwe spojrzenie na jej oczach.
- Gdybym faktycznie zabił te wszystkie osoby... - Wywrócił oczami, wcześniej akcentując na wszystkich, bo to jego zdaniem zabrzmiało trochę tak, jakby w jej oczach był jakimś zbrodniarzem wojennym.
-...nie powinnaś tak jasno sugerować mi strony, za którą się opowiadasz. Mogłoby mnie to zdenerwować, a w nerwach robi się różne rzeczy - stwierdził, delikatnie wzruszając ramionami, zupełnie tak, jak gdyby przed sekundą między słowami nie zasugerował jej, że od tego jest zaledwie krok do (nie)umyślnego spowodowania zbrodni. Nie, by miał je w planach, ale sama zaczęła. Zanim ruszył do fortepianu, uśmiechnął się sztucznie na hasło o podwyżce, co bynajmniej nie mówiło: powodzenia, a w międzyczasie wyłapując wzrokiem kilka kamer, jakie umieszczone były w lokalu. Bawić się w złodzieja również nie chciał, aczkolwiek może ten ruch potrafił sprawić, że wcześniejsze zdania zyskają na sile.
- Nie mówiłem nic o moich ewentualnych umiejętnościach gry na pianinie. - Jego brew powędrowała do góry, obdarzając ciemnowłosą podejrzliwym spojrzeniem. Oczywiście, mogła uznać, że skoro powiedział o strojeniu pianin, to i grać zapewne potrafi, albo pamiętała o tym z przeszłości, ale z drugiej strony - dlaczego miałaby pamiętać?
- Dawno tego nie robiłem -
rzucił pod nosem, splatając dłonie i rozprostowując palce. Nie musiał jej nic udowadniać, ani robić za grajka, choć kusiło go, aby spróbować - po prostu, dla samego siebie. A jeśli mógł przy tym wpleść w całość pewien utwór... Po tym, jak usiadł na stołku, wpatrywał się trochę przydługo bez słowa w klawisze, nim można było usłyszeć pierwsze dźwięki. Nie było to tak czyste i idealne jak na nagraniu wyżej, pewnie pomylił się ze dwa, czy trzy razy, a na jego twarzy od razu pojawił się grymas niezadowolenia. Przerwał, tuż przed bardzo wymowną zwrotką, czyli cały jego popis trwał prawie minutę.
- Przed tym, chciałem przećwiczyć coś innego, ale okazało się, że pianino jest rozstrojone -
oznajmił nagle, schylając się i podnosząc coś, co leżało na podłodze, obok jego stopy. Niewielki kartonik , z którego wysypały się pojedyncze struny gitarowe.
- Marsz żałobny Chopina. Pewnie pasowałby bardziej -
dodał, unosząc zarówno pudełko, które położył na klawiszach, jak i jedną strunę którą rozciągnął w miarę możliwości i przytrzymał palcami dwóch dłoni na wysokości oczu.
- Cała - zawyrokował - pewnie są mocne i dobrej jakości. - Zadarł podbródek, spoglądając na stojącą niedaleko Eileen i uśmiechnął się kpiąco. Za dużo sugestii jak na pierwsze spotkanie po latach? Chyba tak. Grzecznie odłożył struny przy pudełku i wstał z miejsca.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dev? Już dawno nikt się do niej tak nie zwrócił, więc fakt, iż był to właśnie on, wyłącznie dolał oliwy do ognia. Zaskoczył ją znajomością jej imienia tak bardzo, że nawet nie zdążyła zareagować z charakterystyczną dla siebie stosownością. Ewidentnie szukał nowych wrogów do całego dotychczasowego grona, a może przy okazji guza, bo kto wie, czy od wyjścia z paki nie spotka(ł) na swojej drodze bardziej nieprzychylnych mu ludzi, którzy wcale nie potrzebowali wdawać się w nim w dyskusję, aby puściły im hamulce. Sporo jest takich, co myśli, że sami mogą wymierzać sprawiedliwość. Szkoda tylko, że większość z nich robi to nieumiejętnie i nieudolnie.
— A co, może mnie poćwiartujesz i schowasz w pudle rezonansowym fortepianu, ty popaprany świrze? — widocznie to zdrobnienie w ustach Griffitha podziałało jak zapalnik, bo zwykle nie dawała się tak łatwo sprowokować, a nerwy trzymała na wodzy. Nie mogło być to nieświadome zagranie z jego strony, co dodatkowo czyniło całe to doświadczenie jeszcze bardziej kuriozalnym, bo nawet zaznajomieni z nią ludzie często nie wiedzieli, że Eileen to tak naprawdę jej drugie imię, a jak wiedzieli, to nie było mowy o nieumyślnej pomyłce czy przejęzyczeniu. Pewnie gdyby nie kamery, nie byłaby taka odważna w formułowaniu podobnych zarzutów wobec niego. Między innymi dlatego też zostawiła drzwi otwarte. Nie wyobrażała sobie zamknąć się z nim w jednym pomieszczeniu, nawet jeśli wspomniane kamery dawały jej jakieś pozorne poczucie bezpieczeństwa i komfortu.
— Wygooglowałam Cię — przewróciła oczami. Niejednokrotnie to robiła, aczkolwiek nie w celach rozrywkowych, a czysto informatywnych. Szukała bowiem nieścisłości i kolejnych absurdów w publikowanych artykułach na jego temat, w przekonaniu, że odpowiedzialni za to ludzie nie starali się wystarczająco i robili jakieś błędy. — Założyłam, że raczej nie potrzebujesz pianina do dekoracji. Zresztą, nie wnikam. Jak dla mnie może służyć nawet za podstawkę pod książki — skwitowała wzruszeniem ramion zanim w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk wygrywanych przez niego melodii. Przez chwilę przyglądała się mu z rezerwą, głównie obserwując pracę palców prześlizgujących się po klawiszach, prawie jakby próbowała spamiętać każdy ich ruch składający się na całą serię. W między czasie zerknęła tylko na twarz mężczyzny, nie zdradzającą teraz nic groźnego, ale nawet jeśli by się postarała, to nie była w stanie dostrzec w nim niewinnego człowieka. Zaczynała jednak rozumieć zmęczenie, jakie go ogarniało w chęci udowadniania, że nim był.
— Trochę trudno wyobrazić sobie Chopina bez palców — rzuciła z wymownym spojrzeniem, jakie mu posłała, gdy już zaprzestał gry i podeszła nieco bliżej. Nie, wcale nie odpłacała się pięknym za nadobne i nie groziła mu, bo ona nie posuwała się do tak perfidnych i niskich zagrywek. Ona od razu przechodziła do ataku. Po prostu uznała to za całkiem trafne spostrzeżenie, które akurat mogło także dotyczyć jego osoby. Mogło, ale nie musiało. Choć nawet gdyby dotyczyło, to nie miałaby większego problemu ze stwierdzeniem oczywistości. Już i tak to zrobiła w przeciągu tych kilkunastu minut.
— Jak wszystko tutaj. Wątpisz w jakość naszego asortymentu? — spytała po chwili z przymrużonymi nieznacznie oczami, trochę łapiąc go za słówka, a trochę odwracając kota ogonem, na wypadek gdyby robiło się za przyjemnie. — Daruj sobie ten uśmiech. Nie jestem jeszcze taką ignorantką, żeby nie wiedzieć, co to jest — jak się ma ojca gitarzystę, to chcąc nie chcąc było się trochę zaznajomionym w temacie. Przez pewien czas nawet coś brzdąkała, ale tak jak w jego przypadku, minęły lata i nie była pewna, czy teraz wiedziałaby, co i jak.
Ostatnio zmieniony 2020-08-21, 10:37 przez Eileen Shepherd, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Na tamten moment - rozmowy z Eileen - prawdopodobnie jeszcze nie spotkał się z dotkliwym i odczuwalnym (pod względem fizycznym) aktem agresji, który byłby wymierzony w jego kierunku. Mogło się to wiązać między innymi z tym, że stosunkowo rzadko wychodził spędzając czas w większym gronie - mniej, lub bardziej przypadkowych i nieznajomych osób. Częściej wybierał się w podróże motocyklem, czy też służbowo - karawanem, a ludzie przywdziani w otoczkę pożegnania, niekoniecznie byli skorzy do tego, by rozpętać burzę przy trumnie bliskiej osoby. Oczywiście, miał kilka nieprzyjemnych sytuacji - przepychanek, gróźb, które mogły skończyć się siniakami, może nawet złamaniami, ale jak na razie wychodził z tego obronną ręką... nawet w zasadzie bez użycia jej w celu bronienia się. Pewnym czynnikiem mógł być również strach - bo skoro zabił, to może lepiej nie podpadać, by w konsekwencji któremuś z jego wrogów nie wydarzył się przykry wypadek?
Jej imię pamiętał; było jednym ze zbędnych wspomnień, które gdyby mógł - bez wahania wymieniłby na inne. Takie, które pozwoliłoby poskładać w przejrzystą całość rozmytą przez czas i zamgloną przez okoliczności odległą historię, jaka nie dawała mu spokoju. A z drugiej strony... czy na pewno chciał wiedzieć co było prawdą, a co zaledwie fikcją wyświetlaną przez wyobraźnię? Istniało ryzyko, że zobaczyłby film, w którym to on grał rolę największego antagonisty.
- Ćwiartowanie nie ma sensu. Zabiera za dużo czasu, powstaje niepotrzebny bałagan, a poza tym... - urwał, taksując ją wzrokiem z góry na dół i z powrotem. - Nie zmieściłabyś się - skwitował pewnym tonem, nawet jeżeli tego nie mógł wiedzieć - wszak nigdy nikogo nie ćwiartował i nie próbował nigdzie spakować. Nie chodziło również o to, że miała nadprogramowe kilogramy, choć pewnie w swoim drobnym przytyku właśnie to próbował jej zasugerować i to tylko po to, aby coś jej zarzucić.
- Jedno mogłoby być kuszące - zauważył nagle - zdecydowaniem lepiej by się z tobą rozmawiało, gdybyś nie miała języka. - Spojrzał na nią z uniesioną w kpiący sposób brwią, rozchylił usta, by dodać coś jeszcze, lecz finalnie przymknął je z powrotem i pokręcił głową. Może i on nie powinien strzępić swojego, skoro najwyraźniej miała wyrobione zdanie o jego osobie.
- Dobry research. Gratuluję - powiedział, ale dla odmiany bez cienia ironii. - Trafiłaś na jedną z niewielu informacji, która jest prawdziwa. - Posłał jej krzywy, krótki uśmiech, niemający nic wspólnego ze szczerą radością. Wzmianki o braku palców nie skomentował (chyba że ostentacyjne wywrócenie oczami można było uznać za stosowny komentarz), a zamiast tego podszedł do innego pianina, lecz nie sprawdzał jego brzmienia, za to... grał, ale na czas. I testował... jej cierpliwość. Swoją drogą, dobrze, że struny zostały na miejscu - bo poza tym, że niezaprzeczalnie były potrzebne w gitarze, mogły przysłużyć się czemuś bardziej nikczemnemu i złowrogiemu.
- Nie wątpię w jakość asortymentu - oświadczył, spoglądając przez ramię, aby złapać jej wzrok, by nie było wątpliwości kogo ma na myśli. - Wątpię w jakość personelu. I jego kwalifikacje - wyjaśnił, delikatnie rozkładając ręce na boki, przez co zahaczył łokciem o talerze perkusyjne, a ich ciche brzmienie zaabsorbowało go na tyle, że przestał opierać spojrzenie na ciemnych tęczówkach Eileen, a przeszedł do instrumentu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapewne w innych okolicznościach z wielką chęcią pogawędziłaby sobie z nim o przeróżnych miejscach zbrodni oraz zbrodni samych w sobie, może nawet z takim skutkiem, że zmieniłby zdanie co do tych popełnionych za pomocą ćwiartowania, ale jako że te obecne przebiegały w wystarczająco kuriozalnej atmosferze, to jedyną reakcją, jaką odczuła był dziwny ścisk w żołądku, że jakakolwiek rozmowa w ogóle się odbywała. Doprawdy, nie zapomni dnia, w którym jej gabaryty uratowały jej życie.
— Niektórzy twoi koledzy są wyjątkowo schludni jak na to, czym się trudzą — rzuciła tylko wzgardliwie pod nosem z wyczuwalną kpiną, choć tak naprawdę nie dbała o to, czy ją usłyszy czy nie. Mimo wszystko nie potrafiła całkowicie odpuścić tematu.
— Wcale nie jestem tym zaskoczona — nie tylko odnosiło się to do ciągle powtarzających się podobnych zarzutów, ale również tego, że pozbawienie kogoś linii obrony, nawet w postaci słów, niewątpliwie wpłynęłoby na jego korzyść. Nie zamierzała go dłużej prowokować, ale nie przywykła do sytuacji, w których ktoś jej groził (a przynajmniej tak jej się wydawało), zatem to musiał być zupełnie naturalny odruch defensywny z jej strony. Wiadomo, że nie zdroworozsądkowe zachowanie.
— Z pewnością od ciebie dowiedziałabym się więcej, bo przecież prawdomówność to twoja nadrzędna cecha — uśmiechnęła się drwiąco. W jej mniemaniu sam fakt, że ciągle przystawał przy tym, że był niewinny, już mocno ujmowało mu wiarygodności. — Nawet trochę Cię rozumiem. Prawda zwykle nie jest wygodna — nie twierdziła, że brukowce nie naginały prawdy w wielu kwesiach celem większego rozgłosu czy kontrowersji. Nie miała wglądu do akt jego sprawy, bo w tamtym czasie nie pracowała jeszcze w policji i zwykle zasięgała informacji u innych źródeł, ale i bez tego była w stanie wskazać dowody na to, że śledczy nie mogli się mylić.
— Możesz zgłosić skargę z tego powodu, a na razie żegnam. Śpieszę się. Wróć, kiedy będzie ktoś bardziej kompetentny — powiedziała na przekór opanowanym tonem, wbijając w niego wzrok. Podarowała sobie już komentarz, że najlepiej by było, jakby w ogóle nie przychodził, ale podejrzewała, że opanował umiejętność czytania między wierszami. Poza tym jeszcze odebrałby to jako zaproszenie... paradoksalnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Blake zaś wręcz przeciwnie - bynajmniej nie czerpał satysfakcji z tego typu gdybań i teoretyzowania. Wystarczająco nasłuchał się podobnych opowieści w więzieniu - kiedy to skazani chcąc pochwalić się swoim dokonaniem, dyskutowali o popełnionych zbrodniach. Nie było to zbyt rozsądne, ani mądre, szczególnie, że niektórzy przed strażnikami i sądem nadal chcieli zgrywać niewinnych i całkiem nieźle im ta gra aktorska wychodziła. Griffith z czasem nie wiedział, która z ich przeszłości jest bardziej prawdopodobna - te ociekające krwią, brutalne detale, jakimi ubarwiali opowiastki, czy może całość była przesadnie przejaskrawiona, by wystraszyć innych, lub wzbudzić niezrozumiały w tych kategoriach respekt? On nie próbował ani wyglądać na winnego i straszyć ludzi (no, może czasami), ani nie zamierzał zarzekać się przed obcymi, że jest niewinny i tego nie zrobił. Popadanie w jedną, czy drugą skrajność było mniej wygodne, od zachowania neutralnej obojętności w temacie.
- To nie moi koledzy - sprecyzował, dodając do tego kpiące wywrócenie oczami. Domyślał się do czego zmierzała i jaki fach miała na myśli. Blake, pomimo iż nawiązał za więziennymi murami kilka znajomości, nigdy nie bratał się z bezwzględnymi mordercami, w których ewidentnie widać było socjopatyczne postawy, brak skruchy, czy nawet jeszcze większy gniew, jaki na wolności mógłby przyczynić się do kolejnych zbrodni.
- Kiepski musi być z ciebie funkcjonariusz, Dev, skoro tak mocno wierzysz w swoje domysły i nie jesteś w stanie otworzyć głowy na coś innego - oznajmił, przy okazji taksując ją wzrokiem, po czym lekko wzruszył ramionami. - Właśnie przez takich ludzi, ci niewinni często tracą wolność, bo tamci za bardzo upierają się przy swojej nieomylności - stwierdził, leniwie podchodząc do perkusji, na której skupił uwagę, ignorując przy tym kobietę, jak i jej czas. Nonszalancko wsunął dłonie do kieszeni i... odkrył gdzieś na dnie pojedynczą wizytówkę zakładu pogrzebowego. Nie było na niej jego numeru, a zapewne tylko adres, nazwa, oraz numer telefonu kogoś, kto zajmował się obsługą klientów, kiedy ci próbowali się dodzwonić, więc ciężko było powiązać Blake'a z pracą tam - ot, mógł mieć ją z innego powodu, mogła to odebrać dodatkowo jako groźbę, co było mu w zasadzie obojętnym.
- Wrócę na pewno - rzucił pod nosem i skierował się do kasy, aby dokonać zakupu płyty, co też zrobił. Jako, że wcześniej Eileen pytała go o numer, pozwolę sobie założyć, że na ladzie leżał długopis, który bez pytania pożyczył i naskrobał coś na odwrocie wizytówki.
- Miło było cię spotkać - powiedział na odchodne, z wyraźną ironią wyczuwalną głównie w określeniu: miło. Kiedy wyszedł, a pomieszczenie na krótką chwilę rozweselił dźwięk dzwoneczka, ciemnowłosa mogła na ladzie ujrzeć kupioną przez niego płytę, na której leżała wizytówka. Dopiero kiedy odwróciła (i jeśli to zrobiła) ją na drugą stronę, drobnym, nieco pochylonym ale schludnym charakterem pisma było napisane:

A Ty? Lubisz niespodzianki*?
PS. Płytę zatrzymaj. Może dobra muzyka natchnie Cię, rozszerzy horyzonty i doda więcej profesjonalizmu.


Koniec.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Wedgwood”