WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

Ostatnio zmieniony 2022-11-27, 19:55 przez Dreamy Seattle, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#02

Musiał pobiegać. Naprawdę musiał odpocząć od tego całego gówna, z którym ostatnio był związany. Spotkał się ze swoją żoną, która cóż powinna już dawno być jego byłą, ale jednak nic takiego się nie stało. Jordana w jakiś sposób w dalszym ciągu znajdowała się w jego sercu, a on miał to sobie za złe, przez co w tym momencie po prostu biegał. I nie wiedział już nawet ile, ale potrzebował tego. Był spocony dosłownie jak jakaś świnia, a do tego zabrakło mu już wody, a muzyka w słuchawkach nawet nie leciała. Skupiał się jedynie na własnych myślach co było do niego dość niepodobne. Nagle zatęsknił za Chicago, za swoją stadniną, za boksem, a nawet za wspólnymi śniadaniami z żoną. Nie potrafił zrozumieć dlaczego ta kobieta zadręczała jego myśli, ale z drugiej strony przecież nie mógł sobie wyobrazić tego, że nagle miałoby jej nie być. Co jest dość śmieszne, bo przecież przyjechał do Seattle z zamiarem rozwodu. I właśnie z tymi wszystkimi myślami przemierzał kolejne kilometry razem ze swoim cudownym dogiem niemieckim o wdzięcznym imieniu Saba. Musiał się jednak w pewnym momencie zatrzymać, bo suczce zachciało się siku, a on mógł złapać trochę wytchnienia i wtedy też obok niego przebiegła kobieta, która wydawała mu się dość znajoma i pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby owa kobieta nie wywróciła się. Geal oczywiście zareagował dość odruchowo i ciągnąć za sobą Sabę znalazł się obok nieznajomej, która jak się okazała była mu dobrze znana. - Lola? Jezu nic Ci nie jest? - no nie sądził, że akurat w tym momencie wpadnie na kobietę, która miała być miłością jego życia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Mając na głowie dwuletnie dziecko, każda chwila sam na sam była dla niej chwilą odpoczynku, nawet jeśli miała aktualnie zmęczyć się niemiłosiernie. Nie mogła sobie też na to pozwolić tak często, jakby chciała - w przypadku samotnej matki codzienne treningi nie wchodziły w grę. Całe szczęście, zawsze mogła liczyć na pomoc i wsparcie swoich rodziców czy sióstr, którzy czasem zerknęli na Emmę, dając jej chwilę wytchnienia, której tak potrzebowała. Oczywiście, jej życie byłoby o wiele łatwiejsze, gdyby mogła czasem małą zostawić u Reda i po prostu zająć się swoimi sprawami, ale chyba prędzej wyrwałaby sobie wszystkie włosy z głowy, niż to zrobiła. Ojciec jej dziecka był absolutnie nieodpowiedzialny, nie ufała mu za grosz jeśli chodziło o ich córkę i choć dbała o to, by mieli ze sobą jakąś relację (na tyle, na ile to było możliwe, biorąc pod uwagę, że ten facet non stop lądował na odwyku), to jednak zawsze musiała trzymać rękę na pulsie.
Biegła właśnie przez park, starając się oczyścić głowę i posłuchać czegoś innego, niż marudzenia swojej córeczki, kiedy przed oczami minęła jej znajoma sylwetka. Nie chciała się zatrzymywać, bo byłoby to bardzo podejrzane, więc obróciła głowę i... nie zauważyła przez to ogromnej dziury w chodniku, o którą się potknęła, zaliczając widowiskową wywrotkę. A Gael oczywiście nie mógł jej nie zauważyć. - Auć, auć, AUĆ! - odpowiedziała mu tylko, gdy spróbowała się podnieść i od razu poczuła dotkliwy ból w nodze. - Chyba coś z kostką sobie zrobiłam - no pięknie, po prostu nie mogło być lepiej. - Pomógłbyś dostać mi się do ławki? - poprosiła, bo coś czuła, że sama to nawet się nie podniesie, nie mówiąc o pokonaniu jakiegokolwiek dystansu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[1]

Opatuliła się szczelniej kurtką, przedzierając się przez dawno nie koszone, podwiędłe trawy. Krajobraz był jakiś ponury, ale miało to związek z pogodą, która w okresie zimowym nie rozpieszczała mieszkańców Seattle, budząc ich ledwie widocznymi promieniami słońca, które bezskutecznie próbowały przebić się przez gęste, szare chmury. Tylko jej włosy zupełnie nie pasowały do otoczenia i burej kurtki, nieco przydużej, ale ciepłej. Światło odbijało się w nich, przypominając przechodniom o minionym lecie.
Pogrzebała w plecaku zarzuconym na jedno ramię i wyciągnęła z niego czapkę, którą naciągnęła sobie aż na uszy. Znacznie lepiej. Wybór parku nie był najlepszym pomysłem, ale od czego mieli starą, dobrą przyjaciółkę czystą? A no właśnie. Bo była umówiona z Caesarem, ale nie widziała go w zasięgu wzroku. Nawet kiedy przymrużyła oczy i mocno się skupiła, nie pojawił się magicznie przed nią. No nic. Podeszła do murku i siadła na nim żeby kilka sekund później zeskoczyć. Za zimno. Postanowiła więc się o niego oprzeć, a przy okazji odpaliła papierosa, który był jej jedynym towarzyszem w tym momencie.
Zanim kolejny obłok pary zmieszanej z dymem zdążył wyjść z jej ust, na horyzoncie pojawiła się znajoma, potargana czupryna. Uśmiechnęła się mimowolnie pod nosem i podniosła jedną rękę do góry żeby pomachać.
- Hej C - rzuciła na powitanie, kiedy znalazł się wystarczająco blisko. Do tego jeszcze obłok dymu, który rozbił się o jego twarz. Niezbyt przyjemne, ale Alt rzadko kiedy zastanawiała się nad takimi rzeczami. Żyła chwilą, a te mijały w zawrotnym tempie. Zbyt szybko, żeby móc rozpatrzeć wszystkie za i przeciw kierowania strumienia papierosowego dymu.
- Jak się trzymasz? - zapytała z troską, uważnie oglądając każdy centymetr jego twarzy. Jak matka, która sprawdza czy dziecku nic się nie stało po wywrotce. Wiedziała co go spotkało i to... Wprawiało ją w mieszane uczucia, ale przede wszystkim nie chciała żeby cierpiał. - Mam coś co poprawi Ci humor - uśmiechnęła się, wyciągając przed siebie plecak żeby mógł do niego zajrzeć i ocenić zawartość.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[#1]

Od dawna planował przeprowadzkę na stałe tutaj do Seattle - chciał uciec od zabitej dechami wiochy, w której tak naprawdę trzymał go tylko i wyłącznie gang i jego sprawy. Wszystko uległo zmianie a on wiedział, że już nic nie będzie takie samo Był niemal pewien, że ojciec nie pozwoli mu na stałe opuścić miasteczka kiedy przedstawiał mu swój dalszy plan działania - zdziwił się jednak, kiedy dostał zielone światło - prawdopodobnie miał lepszy humor niż zazwyczaj. Nie czekając na jego zmianę zdania, spakował się i zrobił to. Wyjechał, Zostawił to miejsce za sobą, czując, że już tam nie wróci. Choć nie zakładał takiej możliwości to jednak potrzebował tej zmiany - chciał zapomnieć o tym, co się wydarzyło, co nie powinno się wydarzyć. Nie jej. Kiedy zamykał powieki, miał wrażenie, że była tuż przy nim. Opierała swoją głowę o jego ramię, szeptała mu na ucho czułe słówka a on trzymał jej drobne palce, co jakiś czas przykładając jej dłoń do swoich ust i składał na niej drobne pocałunki. Nie zważał na to, że była to obłudna iluzja, która zadomowiła się w jego głowie na stałe i, która budziła go każdego poranka - choć zlanego potem. Dzisiejszego poranka było tak samo, chociaż po raz pierwszy nie wydarł się w niebogłosy jak jakaś idiotka. Przez kilka dobrych chwil wpatrywał się zaspanym wzrokiem w sufit, błądząc podkrążonymi oczami po odpadającym tynku. Wynajął to mieszkanie w pośpiechu, byleby mieć dach nad głową. Nie obchodziło go, że znów utkwił w melinie, zamiast polepszyć jakoś swoje życie. Jeszcze nie miał do tego głowy.
Prawdę mówiąc nie wiedział jakim cudem udało mu się zwlec z materaca - tak, nawet nie miał porządnego łóżka, nawet mógł śmiało twierdzić, że warunki bytowe były o niebo lepsze w jego przyczepie na terenie gangu niż w tym zapyziałym mieszkanku. Ale dopóki nie znajdzie lepszej roboty niż na zmywaku na razie będzie musiał jakoś to wszystko ścierpieć. Wciąż miał zdjęcie swojej ukochanej Maze w portfelu, chociaż wiedział, że powinien się go pozbyć. Nie był wstanie również i tego zrobić. Za każdym razem gdy wpatrywał się w to zdjęcie, które mu pozostało (miał jeszcze kilkanaście na telefonie) ręka mu drżała i powstrzymywał się od tego aby nie wybuchnąć przypadkiem jakąś niepohamowaną wściekłością. Zamyślony zjawił się nieco spóźniony w umówionym miejscu z Alt, która jak zwykle była o czasie. Gdy na nią patrzył, tak cholernie mu ją przypominała, ale musiał wziąć się w garść. W końcu wiedział, jak dziewczyny nienawidzą porównywania z innymi, a przecież nie zależało mu na tym, aby odpychać ją od siebie.
-Co ci wpadło do głowy, żeby wyciągać mnie z ciepłej kołdry w takie miejsce o takiej porze? Jeśli chcesz biegać to zapomnij, nie mam kondycji - oznajmił od razu stanowczym głosem zanim nie buchnęła mu prosto w twarz dymem papierosowym. Skrzywił się, nawet pomachał ręką by odgonić od siebie śmierdzący obłok - Co takiego?[/b[-zapytał jednak zaintrygowany, a znał ją na tyle, że wiedział już, że to nie będzie nic zwyczajnego. Czekając na jej odpowiedź, sam wyjął z kieszeni czarnej, skórzanej kurtki paczkę papierosów, z której wyciągnął jednego a potem zapalniczkę a gdy udało mu się go odpalić, spojrzał na nią wyczekująco.
<div class="mood"> <div class="mood1"> <img src="https://i.imgur.com/fOdUCBO.gif" class="mood2"> <div class="mood3">Caesar Flanagan</div> <div class="mood4">How can we let this happen and just keep our eyes closed 'till the end - There's the feeling once again.
</div> </div> </div> <link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com"> <link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"> <style>.mood1 { margin: 0 auto; width:220px; height:auto; } .mood2 { width:220px; height:100px; object-fit:cover; border-radius:5px; filter:grayscale(10%); border:1px solid rgba(255,255,255, 0.4); } .mood3 { font-family: 'Dr Sugiyama', cursive; color:#45797C; font-size:11px; letter-spacing:1px; margin-top:2px; text-align:center; } .mood4 { color:#222; font-family:arial; font-size:9px; font-style:italic; margin-top:2px; text-align:justify; line-height:1.5; width:210px; margin-left:5px; }</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Alt miała znacznie więcej szczęścia, o ile to można tak w ogóle nazwać, przy ucieczce z Berrylane. Wieczna tułaczka u boku matki, nie pozwoliła im zagrzać ani tam, ani nigdzie indziej miejsca. Caesar był jedną z niewielu osób, z którą utrzymywała przez cały ten czas kontakt. Potrafili wymieniać między sobą wiadomości non stop, widywać się przy każdej możliwej okazji, aż wreszcie on poznał Maze i ona usunęła się w cień. To było dziecinnie proste. Ona, zajęta studiami, a on sprawami gangu. Pogodziła się z myślą, że to i tak nigdy by nie przetrwało. Zresztą... Sama też nie była święta, nieustannie mącąc w życiu Finna. Nigdy nie przyznała się do tego, że jej najlepszy przyjaciel przyprawiał ją o fale gorąca, za każdym razem kiedy pojawiał się na horyzoncie. Nie chciała tego psuć, tak jak robiła to ze wszystkim innym. Ich relacja była dla niej w pewien sposób święta, więc każdą kolejną falę zbijała złośliwymi przytykami i dystansem, którym opatulała się jak kołdrą. Była tylko tą przysłowiową Kaśką, z którą można było konie kraść, a równocześnie tchórzem, bo nie miała odwagi mu powiedzieć co naprawdę czuje.
Teraz po stracie ukochanej, potrzebował jej jak nigdy dotąd. Nie zamierzała tego psuć. Minęło już wiele lat, ale wiedziała, że na zawsze pozostanie w jej sercu. Widząc jego twarz, ogarnął ją niepohamowany smutek. Przez chwilę jej oczy cierpiały razem z nim, ale nie po to go wyciągnęła z domu żeby pogłębiać jeszcze mocniej jego depresję. Uśmiechnęła się szeroko, słysząc jego niekrytą stanowczość, w przypadku próby zmuszenia go do biegania.
- Zwariowałeś? Przecież znasz mnie C, moje płuca pewnie są już tak dziurawe, że nie dałabym rady przebiec dłuższego dystansu niż kilka metrów. Zresztą, przecież wiesz, że nienawidzę biegać - skrzywiła się, przypominając sobie jak kilka razy wpadła jej do głowy złudna myśl, że może jednak bieganie ku pokrzepieniu kondycji miało by jakikolwiek sens w jej życiu. Po przebiegnięciu jednego kółka wokół stawu, dostała takie zadyszki, że przez najbliższych dwadzieścia minut nie mogła ruszyć się z ławki, wypalając w trakcie dwa fajki.
- Lek na wszystko - odpowiedziała, zadowolona z siebie, dumnie wysuwając pierś do przodu. Sięgnęła ręką do plecaka i wyciągnęła z niego butelkę wódki, machając mu przed nosem tak jakby to było co najmniej jakieś trofeum. - Będziemy mogli udawać obcokrajowców i gadać w różnych językach. Albo wymyślimy sobie własny. Wódka to uniwersalny język w końcu - zapowiedziała, wybiegając myślą do przodu. Wcale nie musieli siedzieć tu do końca wieczoru aż zamarznie każda kończyna w ich ciele. Mogli przenieść się do baru, udawać Meksykanów i uzbierać pieniądze na bilet powrotny do domu, a za kasę ze zbiórki kupić kolejną butelkę. Nie żeby nie było ich stać, ale może powrót do licealnych czasów, przywróci mu odrobinę humoru albo chociaż zajmie myśli.
- Dobrze Cię widzieć - dodała, znowu się uśmiechając. Najważniejsze, że był w jednym kawałku.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie przykładał się do jakichkolwiek bliższych relacji - zawsze był otoczony gronem nie tylko wiernych ziomeczków, ale też cieszył się przecież zainteresowaniem płci pięknej. Mógł dowolnie przebierać i zwykle bawiło go, kiedy jakaś nastawiała się, że po jednej nocy spędzonej z nią, że będzie z nią przez resztę życia. Dlatego nie wierzył w prawdziwą miłość, przed stałymi bronił się rękami i nogami. Do tej pory liczyły się przecież głównie imprezy, aż na jego drodze stanęła właśnie Maze - to wtedy dał się wciągnąć w uczuciowy wir, po raz pierwszy się angażując mimo, że przecież nie miał wcale pewności czy im się uda. Szybko okazało się, że była jego drugą połówką, a on również po raz pierwszy otworzył się uczuciowo i zaufał. Była to dla niego zupełnie nowa sytuacja, ale pierwszy raz zaczęło mu na kimś tak zależało. Altie po prostu traktował jak przyjaciółkę, która była zawsze przy nas.
W głębi serca był jej za to wszystko wdzięczny, ale do tej pory nie potrafił rudowłosej jakoś tego w lepszy sposób okazać. Jednak gdyby nie ona, nawet wolałby nie wyobrażać sobie co by się z nim działo. Prawdę mówiąc to ona stawiała go na nogi, widziała w tych najgorszych momentach jakie przechodził tuż po stracie. Odsuwał ją od siebie, zamykał się w sobie, całkowicie próbując odtrącić jej pomocną dłoń. A jednak była przy nim przez cały ten czas i być może dzięki temu był wstanie dzisiaj i po prostu tutaj przyjdzie. Ale przyjeżdżając do Seattle, obiecał sobie, że weźmie się w garść. Zacznie od nowa, bez tego wszystkiego co go tam spotkało. Musiał zapomnieć, choć nie sądził, że to będzie takie trudne.
- I całe szczęście, bo nie chciałbym się przy tobie skompromitować - przyznał szczerze, zawieszając na jej buzi dłuższe spojrzenie, ukradkiem badając każdy milimetr jej bladej skóry, przesuwając je po kilku pieprzykach (które tak uwielbiał) Jego kondycja wcale nie była taka zła, wręcz przeciwnie. Mógł naprawdę wiele, bo swego czasu dość sporo siły poświęcał na pakowanie - jako członek gangu musiał być ciągle w formie, a boksowanie przynosiło mu generalnie najwięcej frajdy. Dopiero wszystko mu siadło po tym jak na zawsze stracił Maze. -Co ty nie powiesz? - uniósł wysoko jedną brew i po raz pierwszy jego usta nieco wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Ostatnio ciężko mu to przychodziło, a teraz znów miała na niego jakiś magiczny wpływ. Sam nie wiedział jak ona to robiła - Dobrze wiesz, że tego nigdy nie odmówię - odparł, choć sam nie wiedział czy ma się z tego cieszyć czy płakać. Prawdę mówiąc nie chciałby się zamienić w alkoholika ale przecież nie był na razie na tym etapie. Wóda pozwalała jednak zapomnieć o tych wszystkich paskudnych wspomnieniach kotłujących się w myślach. - Tych Meksykanów sobie podarujmy, ale tak się zastanawiam czy skusiłabyś się na dobre żarełko? Prawdę mówiąc nie zjadłem śniadania i jestem nieco głodny - otoczył rudowłosą swoim ramieniem, w międzyczasie przejmując w międzyczasie butelkę wódki. Przez chwilę tak stał nieruchomo, jakby na moment się zawiesił wręcz wyobrażając sobie, że wszystko jest dobrze. Że nie stoi przy nim Alt tylko Maze. Niepotrzebnie znów ją sobie przypomniał, bo zaraz dość nerwowo odkręcił wieczko butelki i wypił kilka pierwszych łyków - A wracając do twojego poprzedniego pytania...to jakoś leci. Byle do przodu, prawda, Theia? - uśmiechnął się gorzko gdy spuścił butelkę na dół, opierając sobie ją o kolano. Niespodziewanie oparł głowę o ramię dziewczyny a jego palce ścisnęły jej dłoń - Altie...powiedz mi...czy kiedyś będzie lepiej? - zapytał cicho, choć nie oczekiwał, że odpowie na jej pytanie. Sam nie wiedział, ale jakoś nie mógł powstrzymać go i w końcu to z siebie wyrzucić.
<div class="mood"> <div class="mood1"> <img src="https://i.imgur.com/fOdUCBO.gif" class="mood2"> <div class="mood3">Caesar Flanagan</div> <div class="mood4">How can we let this happen and just keep our eyes closed 'till the end - There's the feeling once again.
</div> </div> </div> <link rel="preconnect" href="https://fonts.gstatic.com"> <link href="https://fonts.googleapis.com/css2?famil ... splay=swap" rel="stylesheet"> <style>.mood1 { margin: 0 auto; width:220px; height:auto; } .mood2 { width:220px; height:100px; object-fit:cover; border-radius:5px; filter:grayscale(10%); border:1px solid rgba(255,255,255, 0.4); } .mood3 { font-family: 'Dr Sugiyama', cursive; color:#45797C; font-size:11px; letter-spacing:1px; margin-top:2px; text-align:center; } .mood4 { color:#222; font-family:arial; font-size:9px; font-style:italic; margin-top:2px; text-align:justify; line-height:1.5; width:210px; margin-left:5px; }</style>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bywały momenty, że patrząc w lustro sama sobie przestawiła przypominać Altheię, rudowłosą dziewczynę, z ciałem usianym piegami, ładnymi kształtnymi ustami i nogami aż do nieba. Była po prostu Alt. Ziomalką, która gra na perkusji i beka na próbach po wypiciu puszki piwa. Przyjaciółką, która od zawsze zarzekała się, że związki nie są dla niej, za każdym razem odwracając wzrok kiedy jakaś pieszczotliwie zwana przez nią zdzirą dziewczyna, pchała język do ust Caesara. Czasami, kiedy zostawała po jakiejś imprezie u niego na noc, śpiąc na kanapie, udawała, że nie słyszy dźwięków zza drzwi sypialni. Najbardziej zaś lubiła poranki. Marsz wstydu, kiedy ta sama zdzira, pełna nadziei na ślub i dzieciaki, opuszczała mieszkanie pod ostrzałem jej karcącego spojrzenia, a na pożegnanie rzucała jej złośliwy uśmiech, który mówił więcej niż słowa. Do NIE zobaczenia.
Nigdy nie było dobrego momentu żeby postawić wszystko na jedną kartę. On chciał imprezować, jej... To wcale nie przeszkadzało. Chyba. Też chciała bawić się tak jak zawsze i nie psuć tego co było między nimi. Zawsze było za wcześnie. Musieli jeszcze tyle zrobić, tyle przeżyć, dorosnąć. I zjawiła się Maze, a Alt naprawdę ją lubiła. Chociaż serce jej pękało na pół setki razy, widząc tę dwójkę, nie miała serca, ani prawa żeby nawet spróbować ich rozdzielić. Zagrzebała swoje niewinne, na poły dziecięce uczucie, pod grubą warstwą dystansu i złośliwych przytyków, które wysuwała przed siebie niczym oręż, aby nawet raz jej serce nie zabiło mocniej, a oddech nie przyspieszył.
W końcu znalazła kogoś. Kogoś kto zasługiwał na o wiele więcej niż ona mogła zaoferować, bo Alt była potłuczona. Niesprawna w jakiś finezyjny sposób, który nie pozwalał jej odpowiednio okazywać uczuć. Im mocniej się starała i próbowała wszystkiego nie spierdolić, robiła to koncertowo. Aż wreszcie jego znajomi przestali ją lubić, aż wreszcie po piątej pogadance, że jego dziewczyna jest toksyczna, tym razem postanowili rozstać się na dobre. Tym mocniej uwierzyła w to, że nie powinna ofiarowywać swojego serca nikomu więcej, a zwłaszcza najdroższemu przyjacielowi, którego chciała posklejać, zamiast potłuc jeszcze mocniej jak to robiła sama ze sobą.
- Oh błagam. Myślę, że z moimi zdolnościami, moglibyśmy wziąć udział w jakiejś paraolimpiadzie i zagrać o to, które przyniesie sobie więcej wstydu - parsknęła, odruchowo klepiąc go w dłoń. Jakiś niespodziewany, elektryczny impuls przesunął się między jego palcami, a jej, kiedy opuszki, należące do małych dłoni, zetknęły się z nieco szorstką, silną ręką. Oh, Alt, tylko nie to...
- O tak, jestem za. No i nie możemy pić na pusty żołądek, więc może zamiast Meksykanów, jakieś meksykańskie jedzonko? Będzie treściwe i porządne, a chciałabym żebyś towarzyszył mi przez cały wieczór, a nie odpadł zanim zahaczymy potem o monopolowy - odpowiedziała bardzo poważnym tonem matrony, która troszczy się o swoje dziecko. Tak naprawdę, wcisnęłaby w niego nawet swoje burito, byleby spędzili noc jak za dawnych czasów. Co jakiś czas przyłapywała się na ukradkowych spojrzeniach, które przesuwała po linii jego zaciśniętej szczęki, po ustach, po włosach. Miała inne zadanie. Nie czas na to.
- J-ja... Ja nie.... - gdy ich dłonie znowu się splotły, nagle poczuła się jakby stanęła na audytorium, przed ogromną publicznością i zapomniała spodni. Jej wargi delikatnie zadrżały, a oczy się rozszerzyły, kiedy głowę wypełniła pustka. Musiała odchrząknąć, a w zielone tęczówki błysnęły wesoło, informując, że już wróciła do swojego ciała i... miała wciąż spodnie. - No pewnie C. Dopóki żyję, nie pozwolę żeby było gorzej, ani nawet tak samo. Będzie tylko lepiej, obiecuję - odpowiedziała, wkładając w tą krótką wypowiedź całą swoją szczerą determinację. Althie + C foreva, tak to chyba zapisali kiedyś na tamtym starym dębie.
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jakby sięgnął pamięcią to zawsze była obok. Przy nim. Na zawołanie. Nigdy by się nie domyślił, że za tymi wszystkimi ruchami mogło być coś więcej. Był po prostu na to ślepy, gdy tak wiele kręciło się przy nim pięknych istot, tyle, że ona była kimś więcej. Zawsze to podkreślał, że Alt zajmowała specjalnie miejsce w jego życiu. Była migającym promyczkiem słońca, który pragnął trzymać blisko siebie. Śmiał się zawsze gdy wyzywała jego niezbyt udane wybory, które kończyły się zwykle po jednej nocy, a potem rozbawiony słuchał narzekania rudowłosej przyjaciółki - wszak później zaczął ograniczać swoje zachcianki i nie przyprowadzał już panienek na jedną noc. Wolał wieczory spędzać z ulubioną przyjaciółką i naprawdę lubił jak grali w planszówki pijąc przy tym piwko i zwykle zamawiali jakieś dobre jedzenie do tego. Później zrobił się z tego rytuał, który powtarzali co piątek, chyba, że zrobiła się w między czasie impreza. A potem zrobili pakt, że jeśli do trzydziestki będą obydwoje sami to wtedy się ze sobą zwiążą - nie chciał Alt traktować jak tylko ostateczny wybór, ale przez to, że cały czas była gdzieś obok, nie zamykał się kompletnie na rudowłosą.
Nigdy nie starał się dopuścić do siebie bliżej żadnej dziewczyny - zawsze miał po prostu obawy, że tacy jak on, nie będą potrafili spełniać tego czego by chciały. To dlatego otaczał się wianuszkiem dziewczyn, które były tylko i wyłącznie przykrywką na to co się wokół niego działo. Teraz myślał, że danie tej szansy Maze było jednak błędem. Gdyby nie pozwolił sobie na uczucia względem niej, może by po prostu sobie żyła spokojnie i szczęśliwie? Bez niego, ale bezpiecznie. Obarczał się winą i chwilowo nie potrafił po prostu inaczej. Od początku szła za nimi tragedia, bo kto normalny poznaje się w szpitalu? Prawdopodobnie musieli w ten sposób zginąć, ale nigdy nie pomyślałby, że ten sposób. Naprawdę wolałby już scenariusz, w którym w jej oczach okazuje się zwykłym zdradzieckim gnojkiem, na którego nie warto tracić czasu.
-Zawsze byłaby opcja zgarnięcia jakiegoś medalu, a przyznam się, że jeszcze nie mam żadnego - zaśmiał się, wyobrażając sobie ich razem jak próbują przebiec wyznaczoną trasę, ale sami nie mając większych sił poddają się gdzieś w połowie i właściwie nie zależy im na niczym innym jak zostawienie tego i zajęciu się sobą. Praktycznie zawsze w ten sposób postępowali, może dlatego wciąż tak dobrze się ze sobą dogadywali.
- Meksykańskie jedzenie brzmi całkiem spoko, przynajmniej nie będziemy musieli zmuszać się do jedzenia obślizgłych owoców morza- uśmiechnął się z wyraźną ulgą, że nie musiał jeść żadnych krewetek, ośmiornic i ślimaków, których swoją drogą nie znosił tak samo jak sushi, do którego i tak już prędzej by się zmusił niż do wyżej wymienionych paskudnych rzeczy. Posłał jej lekki uśmiech, również przypominając sobie tamte dobre czasy - Jak ty mnie dobrze znasz, Altie - pokiwał twierdząco głową, chwytając ją ponownie za rękę -To chodź, jestem głodny - powiedział, by też ruszyli się wreszcie z tego miejsca, a potem pomyślą co dalej. Byle było lepiej, jak go przed chwilą zapewniła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podobało jej się bycie na piedestale. Jako pierwsza dama swojego narodu ograniczającego się do jednoskładnikowego świata w postaci Czarka, miała prawo wetowania każdego jego sercowego wyboru. Inna sprawa, że dopóki nie trafił na Maze, każda posiadaczka pary cycków i tego samego narządu płciowego co ona, dostawała od niej niezbyt pochlebną ksywkę. W swojej finezji zatracała się za każdym razem, kiedy ogarniała ją biała gorączka, słysząc trzask drzwi zamykających się do sypialni. Puszczalska śpiewaczka operowa była jej ulubionym obiektem do kpin, który długo jeszcze przez następne lata wypominała swojemu przyjacielowi, za każdym razem gdy tylko głos kogoś w okolicy przybierał barwę czystego sopranu. O tak, jej nigdy nie zapomni. Do tej pory ciągnące się w nieskończoność, wysokie nuty (które o dziwo wcale nie przypominały standardowych jęków!) tkwiły niczym żywe w jej pamięci. Ślepa Jola zajmowała drugie miejsce na podium wśród jej zdzirowatych faworytek. Miano swe zyskała w momencie, w którym wybiegła z sypialni z płaczem, bo coś jej wpadło do oka. Ktoś mógłby założyć, że dostała pięścią, ale Alt znała narzędzie zbrodni. Resztę wieczoru spędziła na głośnych dywagacjach na temat rozmiaru lima pod okiem, które jej najlepszy przyjaciel musiał wysłuchiwać z pokorą. Wiele miało to zalet i praw, którymi jej pozycja mogła się rządzić, ale największa wada odzywała się w momencie, w którym już opadała na poduszkę, układając się do snu. Ukłucie w sercu uporczywie przypominało jej o tym, że niezależnie od dawki złośliwości jakie przygotowywała na te okazje, nie stanowiły one ukojenia dla jej otwartej rany.
Teraz po latach, gdy dawne uczucia zasklepiły blizny, pojawiło się kolejne, bolesne draśnięcie, ale zadane pociskiem innego kalibru. Kulka poszybowała szybko, gdzieś pod serce, żeby przy każdym ruchu dawać o sobie znać. Utrzymać przy życiu, ale zadać śmiertelny (niemalże) cios. Smutek trawił ją żywcem, kiedy patrzyła na Flannagana i widziała jak wręcz maniakalnie obarcza się raz za razem winą. Chociaż nie leżała po jego stronie. Nie wybrał sobie takiego życia, takiej rodziny i takiej ścieżki po jakiej przyszło mu stąpać. Dlaczego miał pokutować za ten jeden raz, kiedy postanowił zachować się jak dobry człowiek? Dlaczego gdy otworzył wreszcie serce i dał szansę, ta została mu odebrana w tak brutalny sposób? I bolało to jak cholera. Naprawdę skurwysyńsko. Bo cierpiał tak potwornie, a to serce nawet nie było wystawione dla niej.
- A widzisz. W takim razie dzisiaj rozwiążemy ten problem. Otóż, niejaka Alt Cunningham urządza zawody w piciu wódki. Wystarczy, że wypijesz więcej niż ona i tego nie wyrzygasz, a wtedy... - musiała zrobić krótką, pełną napięcia pauzę, a dla lepszego zobrazowania powagi sytuacji, wysunęła otwartą dłoń przed siebie i zatoczyła nią półkole. Wcieliła się teraz w rolę starego Mufasy, który tłumaczy właśnie, że kiedyś to wszystko będzie Twoje. Nie mowa tu oczywiście o tym ciemnym miejscu. - A wtedy najwspanialszy medal wojownika wódki będzie Twój - dokończyła dumnie, klepiąc go tą samą dłonią w ramię. - Nie umywa się do żadnego o jakim słyszałeś, serio. Te olimpijskie to przy tym szambo - dodała w razie gdyby uznał, że taka wygrana to za mało. Dzisiaj była skłonna nawet mu taki medal narysować, ale skoro w rysunki nie szło jej najlepiej, mogła też użyć do tego zgrzewarki i zrobić go ze starych części samochodowych. Taki medal od serca. O właśnie. Włoży w to całe swoje uczucie.
- No jasne, że Cię znam głuptasie. Lepiej niż ktokolwiek inny - odpowiedziała z uśmiechem, zanim zdążyła się ugryźć w język. Z drugiej strony, nieskromnie uważała, że niezależnie od tego jak głęboka relacja łączyła go z Maze, wciąż uważała, że zna go najlepiej. Od najmłodszych lat. Kumple razem zawsze i na zawsze. Eh...
- Pamiętasz jak kiedyś ukryłam Ci krewetki w lampie? Myślałam, że juz do końca życia się do mnie nie odezwiesz. Chociaż... Hej! Ty wcześniej nagadałeś tamtemu Robbiemu, który chciał się ze mną umówić żeby trzymał się ode mnie z daleka. To była słuszna zemsta - wspomniała ze śmiechem, myślami od owoców morza przeskakując lata wstecz, do czasów kiedy próbowała na swój pokraczny sposób zwrócić uwagę Flannagana inaczej niż dotychczas. Nie po kumpelsku. Wyszło jak wyszło.
Zsunęła się z murku, zapakowała butelkę starannie do plecaka i chwyciła go za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia z parku. Tak na kilka sekund żeby mogli po raz kolejny utwierdzić się w tym, że bieganie nie jest dla nich.

/zt x2
<img src="https://i.imgur.com/yLuH5Kb.gif"; width="300">

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • #17
Naprawdę wzięła sobie tę Nicky Minaj do serca. Nieważne, że mogli się nigdy więcej nie zobaczyć, bo przecież byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi, ale postanowiła, że słowa dotrzyma. Przez te kilka dni stało się więc to rutyną – kiedy Keylen się bawił, a ona próbowała jeszcze dopasować kolorystykę zdjęć na laptopie – w ich mieszkaniu rozbrzmiewały rapsy, jezu. Chciała wytrwać dwa tygodnie, albo chociaż do tego piątkowego spotkania, ale kiedy zza ściany usłyszała, jak jej (trzyletnie!!!!) dziecko załapało tekst szybciej niż ona i nuciło wraz ze sławną raperką, momentalnie zmieniła repertuar na kidz pop, mimo wielkich sprzeciwów. Była uparta, ale niestety nie aż tak mocno. Do rzeczy jednak.
Kiedy dotarła na miejsce, naprawdę miała nadzieję, że jeszcze będzie czekał. Spóźniła się totalnie, a to wszystko miało przecież wyglądać inaczej. Miała wskoczyć w treningowy strój, miała mieć słuchawki z których faktycznie dałoby się słyszeć przebijającą się muzykę. Miała zakończyć spotkanie online, które prowadziła, a później Keylen miał nie robić problemów z pływaniem, bo mimo, że uwielbiał, to akurat dziś, akurat kurwa dziś, nie i koniec.
- Jezu, jesteś – mógł jej nie poznać, kiedy się zbliżała – nie miała dresów ani bluzy, nie miała związanych włosów ani wygodnych adidasów. Była dość elegancko ubrana, bo po prostu nie zdążyła nic z tym zrobić, a naprawdę chciała, bardzo chciała się tutaj pojawić, skoro nie miała sposobności odwołania wspólnego… biegu? – To był okropny dzień – potrzebowała momentu na unormowanie oddechu, więc na kilkanaście sekund oparła dłonie o swoje kolana, nie przerywając jednak krótkiego słowotoku. – Miałam milion spotkań, których nie mogłam przeskoczyć, klucze od mieszkania gdzieś się zgubiły, mimo że były w miejscu, w którym powinny być, a samochód nie chciał odpalić. Nawet kawa była dzisiaj za gorąca, jak to możliwe? Dlaczego tak źle zaczynamy weekend? – kłamała, może nie co do spotkań, ale całej reszcie był winny tylko i wyłącznie jej syn, nie zaś ta seria niefortunnych zdarzeń, o których wspomniała. – Cześć – w końcu na niego spojrzała, a na jej buzię wkradł się lekki uśmiech. Jak ona się cieszyła, że jednak udało jej się tutaj pojawić. – Jestem Kaylee – niby miała podać mu jedynie dłoń, coby ją uścisnął, tak jakby się kompletnie nie znali, bo przecież nigdy nie powiedziała swojego imienia, ale zamiast tego zrobiła krok w przód, maleńki, ale wystarczył, by wyciągnąć tę swoją dłoń i przejechać po linii jego szczęki. - Ani śladu - po uderzeniu, tak? – Czekasz na kogoś?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Należałoby zadać sobie w tym miejscu podstawowe pytanie- kto nie wziąłby Nicky Mintaj na poważnie? Było to zupełnie irracjonalne, ale Ackleyowi przez myśl nie przeszło, że nowo poznana brunetka ze stalowymi pięściami mogłaby wystawić go do wiatru. Zupełnie jakby podczas pożegnania spisali cyrograf, a nie wymienili się specyficznie brzmiącymi grzecznościami. Gdyby prowadził kalendarz, planner lub opanował, choć minimalnie umiejętność przypisywania wydarzeń do dat w kalendarzu telefonu to pewnie nawet poświęciłby te pięćdziesiąt sekund, by zapisać sobie datę ich kolejnego biegowego starcia. Całe szczęście dziecięce wciąganie nosem oranżadek nie wpłynęło na jego pamięć tak dramatycznie jak przypuszczał i był w stanie uzmysłowić sobie w porę, że tego dnia ma widzieć się z nią w parku.
Rezygnując ze spływającej mu co dzień na podniebienie, najprawdziwszej śniadaniowej ambrozji, jaką był froot loopsy zdecydował się witać wschodzące słońce proteinowym szejkiem smakującym jak rozpacz dnia powszedniego, który to jednak miał sprawić, iż w pełni sił będzie mógł po raz kolejny dowieść swojej krzepy i wytrzymałości.
Reszta czynności, których podjął się tego dnia, była równie istotna, co jego czwarte miejsce na podium w biegach przełajowych z czasów szkoły średniej, toteż nie należy rozwozić się nad nimi dłużej. Co jednak ważne, późnym popołudniem zwarty i gotowy sunął przez miasto, by o czasie stawić się w umówionym miejscu. Park wyglądał nieco mniej spektakularnie niż poprzedni, jednak nie ma sensu zrażać się, gdy zwycięstwo jest na horyzoncie. Odziany w dres i wygodne, znoszone adidasy rozglądał się za brunetką. Czyżby składanka najżałośniejszych popowych kawałków nie wydawał jej się tak kusząca jak przypuszczał? Skrzywił się nieznacznie, gdy w żadnej z mijających go osób nie rozpoznał biegowej kompanki. Tylko kilka chwil dzieliło go od przemienienia się w zbitego psiaka, gdy jego uszu w końcu dobiegł wiadomy głos. Zmierzył spojrzeniem, kobietę, która nijak nie przypominała kobiety, która sprała go na kwaśne jabłko jakieś dwa tygodnie temu. Cóż, może tym razem to on trafił na parkowego szaleńca?
-Widzisz? Komunikacja bez przemocy jest całkiem przyjemna.- zauważył niezrażony z rozbawieniem, gdy tym razem na jego widok nie zamachnęła się z lewej czy tam z prawej. - Domyślam się, że nie był najlepszy, skoro zdecydowałaś się iść przez niego w takich butach.- zauważył, niepostrzeżenie przenosząc wzrok na jej obuwie. Żaden z niego znawca mody, ale nigdy, ale to przenigdy nie będzie w stanie zrozumieć, czemu kobiety decydowały się wciskać w coś mniej wygodnego niż płaskie sportowe obuwie. Sam z ciężkim sercem zakładał nieco bardziej eleganckie buty, gdy wymagała tego sytuacja. Niemniej włos mierzył mu się na samą myśl o obcasach. Czyżby aż tak lekceważyła go jako przeciwnika? Niedobrze, niedobrze. -Myślę, że to spisek. Totalnie, coś jest na rzeczy. Słyszałem, że po parku kręci się taki jeden czub. Najpierw pyta o piosenki, a później, zanim się obejrzysz, twoja kawa jest gorąca. Powinnaś to gdzieś zgłosić.- czy byłby sobą, gdyby podszedł do tego, choć odrobinę na serio? Otóż nie. Owszem czasem zdarzało mu się zachowywać poważnie, ale odkąd odszedł z wojska, wzbraniał się przed tym w każdy możliwy sposób. Jak gdyby codzienność była zbyt przytłaczająca, by iść przez nią z grobową miną. - Cześć, Kaylee. - no proszę, doczekał się nawet imienia. Nie protestował, nawet gdy przesunęła dłoni po jego szczęce, na której próżno było szukać śladów jakiegokolwiek uderzenia. Uśmiechnął się półgębkiem, bo teraz w zasadzie byli już prawie znajomymi, prawda? Dzień dwa i zaczną wymieniać się memami, a zanim się zorientują, będą dzielić się recepturami na domowe przetwory i wypieki. Gdyby oczywiście Ackley był w stanie zrobić coś więcej niż ciasto z torebki, ale to już inna sprawa. - Cóż miałem spotkać się tu ze znajomą i trochę pobiegać, ale chyba mnie wystawiła. Może ty zechcesz dotrzymać mi towarzystwa?- westchnął rozbawiony, gdy kolejne spojrzenie posłane w kierunku jej nieco zbyt formalnego stroju utwierdziło go w przekonaniu, że z biegania nici.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze powiedziawszy, mocno biła się z myślami, czy w ogóle tutaj przychodzić. Zważywszy jednak na to, jak mocno w ostatnim tygodniu jej życie przewróciło się do góry nogami, i jak wiele zbyt bliskich jej osób było w to wszystko zaangażowane, potrzebowała kontaktu z kimś, kto zupełnie nie ma pojęcia i może być absolutnie neutralnym. Spotkanie z tym facetem, który mówił dużo za dużo, i który potrafił przyciągnąć myśli do najbardziej nieoczywistych tematów jak puzzle 3D wydawało się więc idealne.
- Ha – ha – uśmiechnęła się spode łba, kiedy musiał, no musiał przypomnieć feralny początek tej krótkiej znajomości. – Już nawet nie będę wspominać, że to wszystko twoja wina. Ani słowem o tym dziś nie napomknę – powtórzyła dwukrotnie, mimo że właśnie o tym wspomiała, choć nie oszukujmy się, raczej nie wierzyła, że będą mogli to pominąć, skoro gdzieś tam wciąż i nadal ten napad wychodził na światło dziennie. Automatycznie przesunęła wzrok na swoje buty, które nie były aż tak nie nadające się do parku. Nie AŻ tak, choć co on tam wiedział? – Zdecydowanie wolałabym tenisówki lub sneakersy, ale ten dzień naprawdę szedł nie po mojej myśli, a skoro mówisz, że to wszystko wina człowieka sprzed kilku dni, to może faktycznie trzeba jakoś zareagować? – wzruszyła ramionami, ale tak naprawdę nie miała pojęcia, co mówi. Dopiero co uspokoił jej się oddech, dopiero co odetchnęła z ulgą, że jednak zdążyła i dopiero co, NO DOPIERO CO, zdała sobie sprawę, że nie wzięła z samochodu telefonu, na którym była cała ta nieszczęsna muzyka. Strzelić sobie dziś w głowę, to naprawdę mało. Odsunęła się zaś krok w tył z uśmiechem lekkim, bo ten pośpiech był wart tego, by usłyszeć ponownie tę paplaninę, która skłaniała ją do porzucenia myśli o swoich problemach, a zajęcia się jedynie próbami odbijania piłeczek w jego stronę. Nie była pewna czy dziś da radę, tak swoją drogą. – W porządku. Tylko do czasu, kiedy się nie pojawi, dobrze? Nie chcę być piątym kołem u wozu – zmarszczyła brwi, a razem z tym gestem, poczuła zawodzenie swojego żołądka. Jezu, obiadu też nie zdążyła zjeść. – Chodź, Ackley – złapała go za rękaw bluzy tudzież innej kurki i pociągnęła za sobą, kiedy skierowała kroki w jedną ze stron ścieżki. Puściła zaś, bo to nie o to tutaj chodziło. – Póki się nie zjawi, musimy coś zjeść. Przy wejściu stał food truck, czy to okej, że zamiast spalać kalorie, będziemy je w siebie wrzucać? Umieram z głodu, przysięgam – zerknęła na niego, unosząc wzrok w górę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Całe szczęście dla Ackleya, jednak postanowiła się zjawić. Chociaż biorąc pod uwagę usposobienie bruneta, to najpewniej trzymałby urazę zaledwie do kolejnego kuksańca żuchwę. Zdecydowanie nie był typem osoby, która rozpamiętywała wszystko miesiącami, a spóźnienie czy odwołane spotkanie była w stanie wypomnieć po trzydziestu latach. Jednym uchem coś wlatywało, a drugim wylatywało. Taka to filozofia życiowa i co poradzisz, jak nic nie poradzisz?
- Brzmi to co najmniej oskarżycielsko, a przecież ustaliliśmy już, że ja jedynie spełniłem twoje głęboko skrywane muzycznie marzenie. - roześmiał się, bo, mimo iż początek ich relacji nie zapowiadał happy endu, to ostatecznie skończyło się nie najgorzej. W każdym razie z perspektywy miłośnika trójwymiarowych puzzli znajomość z ciemnowłosą hejterką Nicky Mintaj rokowała całkiem nieźle.
-Zdecydowanie, ludzie mają skłonność do bagatelizowania takich rzeczy, ale ty nie powinnaś. Zaufaj mi, wiem coś o tym. Przymkniesz oko na jedną sytuację i taki świr wejdzie ci na głowę. W sneakersach które sama chciałaś założyć. - może nie powinien w to brnąć, ALE EJ on umiaru nie miał. Żarty się go trzymały przez średnio połowę doby, więc musiał jak zwykle uraczyć bezbronnego mieszkańca tego miasta swoim niewyszukanym poczuciem humoru. Obejrzał w prawdzie kilka dokumentów na netflixie o psychopatach, tak na tym netflixie, za którego samodzielnie płacił, no i faktycznie niektórzy ludzie to mają niezłą szajbę. No, ale nie Ackley. On jest taki niewinnie szurnięty, że nic tylko współczuć jego rodzinie, że musiała oglądać go codziennie do pełnoletności.
-Spokojnie, raczej się tu nie pojawi, ale jeśli jednak przyjdzie to dam ci znać, że czas, żebyś się ewakuowała, ale najpierw priorytety. Byłbym zapomniał, oto ona.- wyciągnął z kieszeni telefon, by po chwili przesunąć jego wyświetlacz w kierunku brunetki. Na ekranie widniała dobrze nam wszystkim znana apka z krzykliwie zielonym logo. -Obiecana Playlista, miałem podzielić się nią z koleżanką biegaczka, ale tobie też może przypaść do gustu.- pewnie udostępnił jej na wyświetlaczu ten fancy kod do skanowania, bo skąd miał wiedzieć, że bidulka zostawiła telefon w samochodzie. Ba! Był z siebie naprawdę dumny, gdy udało mu się w końcu złożyć zestaw najdziwniejszych remiksów, które swym niewątpliwym krindżem mogłyby zmotywować ją do biegania. Poniekąd wspiął się na wyżyny własnej dedukcji, by połączyć elementy, tak by tworzył spójną, a jednocześnie niespólną w swym obciachu całość. - Byłem ostrożny z Panią Nicky, więc możesz słuchać spokojnie.- zastrzegł, pamiętając jak emocjonalnie zareagowała na jego Anacondnowe bity. Oczywiście w meandrach muzycznej składanki ciąż czyhały inne zaskakujące smaczki, ale tym razem obędzie się bez krzykliwej raperki. -Jak najbardziej okej. Nigdy nie wiesz kiedy nadejdzie kolejny wyścig, trzeba być gotowym.-stwierdził po chwili namysłu, gdy powoli zmierzali w kierunku food trucka. Jedzenie w jego mniemaniu zawsze było niezłym pomysłem. Poza tym łagodziło obyczaje, podobnie jak muzyka, a w ich reakcji był to w zasadzie kluczowy zabieg.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ohoho – uniosła brwi w rozbawieniu. – Wiesz coś o bagatelizowaniu takich spraw, czy raczej o świrach, którzy bardzo szybko potrafią ci wejść na głowę? Dajesz sobie wejść na głowę, Ackley? – zerknęła jeszcze raz na swoje buty, które n i e były takie złe i wzruszyła ramionami. No nic nie mogła teraz na to poradzić, niestety. Następnym razem ubierze wygodniejsze, serio. Już miała skomentować tę całą ewakuację, o której, notabene, sama zaczęła mówić, już nawet usta uchyliła, kiedy wspomniał o priorytetach, a zaś w jego dłoni pojawił się telefon. O nie. Wykrzywiła usta, zerkając na dobrze znaną sobie ikonkę, a później jeszcze bardziej, kiedy na wyświetlaczu telefonu pojawił się kod. – Biedna, nawet nie zdaje sobie sprawy ile traci – ta biegaczka, tak? Oczywiście, że tak. Nie sądziła jednak, że może odwrócić jego uwagę od całych tych list, więc zaraz po tym jak zaśmiała się na wzmiankę o Minaj, uniosła ramiona w górę i w dół w geście dezercji. – Nie wzięłam telefonu. Zapomniałam. Musisz mi uwierzyć na słowo, że mam dla ciebie gotową całą składankę, a te kilka razy, kiedy udało mu się wyjść pobiegać, towarzyszyła mi twoja ulubiona raperka, ale… no zapomniałam. Jestem fatalna, ale możesz się poszczycić drugą wygraną, prawda? Czy to już będzie swojego rodzaju tradycja, że zawsze przy tobie będę na przegranej pozycji? – nie wiedziała, ale cholera, na to wychodziło, a nie było to powodem do dumy. Nie tak miała prezentować się przed nowo poznanym kolegą. – Mogę dodać na swoja obronę, że umiem już ze dwie piosenki Nicki na pamięć? Naprawdę – nie było mowy by to tu teraz recytowała, ale może wystarczy mu to, co mówiła? Powinno, bo przecież już wspomniała, jak mocno okropny dzień miała. Nie dokładajmy do tego kolejnych zmartwień, zagwozdek, a tym bardziej próby wypowiedzenia tych wszystkich słów, które niekoniecznie brzmią okej ustawione obok siebie. My fendi collection ah switch up your glow. Jezu, Keylen.
- Zawsze taki jesteś? – uśmiechnęła się i wepchnęła dłonie w kieszenie płaszczyka, zerkając na niego chwilowo, a zaś już wlepiając wzrok w food tracka, stojącego gdzieś w oddali. – Zawsze uśmiechnięty? Zawsze wiesz, jak odbić piłeczkę? Zawsze dużo mówisz? Lekkoduch? – totalnie go nie znała, toteż na te kilka zdań pozwoliła sobie tylko i wyłącznie przez pryzmat tego, co już jej pokazał i o czym myślała podczas pierwszego spotkania. Nie potrafiła sobie wyobrazić, by obezwładniał go smutek, ani nie mogła zobrazować złości na jego twarzy. – Powiedz o sobie coś, co mnie zaskoczy – rzuciła, czyli generalnie mógłby jej powiedzieć cokolwiek, albo i wszystko. Każda najmniejsza ciekawostka na jego temat będzie przecież nowością i czymś zupełnie nowym. Stanęła przed truckiem i zerknąwszy na menu, które skaładało się z aż trzech pewnie pozycji, zastanowiła się chwilę. – Żadnych więcej wyścigów, dobrze? Nigdy – dodała nagle, tak gdyby to nie było jasne. Biegów na wyścigi, konkretnej muzyki w uszach przez dwa tygodnie, czy nawet szota na raz – nie.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Georgetown”