WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nerwowe zachowanie Charlotte bynajmniej nie wynikało z jej wyimaginowanego widzimisię czy kaprysów, dla których obecnie miała całkiem niezłą wymówkę. Zdenerwowanie, jakim się wykazywała, pochodziło z niepewności, braku stabilizacji, obaw o przyszłość.
Nie pamiętała, by jej życie kiedykolwiek tak mocno się skomplikowało. Śmierć siostry, potem tragiczny wypadek w mieszkaniu Malcolma, życie w złotej klatce i zdrada Joela - z perspektywy czasu naprawdę tęskniła za wydarzeniami, na które nie miała istotnego wpływu. Obecnie pokutowała za własne, nieodpowiedzialne decyzje, o których na domiar złego nie mogłaby powiedzieć, że jakkolwiek ich żałowała. Wypite wtedy wino, stworzony w drodze przypadku i łączącej ją - wtedy - z Blake'm zażyłości i jedna chwila słabości sprawiły, że dziś musiała ponosić konsekwencje nieprzemyślanych działań. Nie to jednak było najgorsze. Najgorsza była świadomość, że to ona walczyła z kiepskim samopoczuciem, że to ona wylewała w poduszkę morze łez, że to ona przejmowała się reakcją rodziny i przyjaciół, niczym największy kryminalista chowając się między alejkami sklepu budowlanego. On z kolei... zniknął. Wyjechał, cieszył się podróżą, nie przejmował się niczym. Był poza zasięgiem wszystkich problemów, co w Charlotte jedynie bardziej wzmagało poczucie rozczarowania, kiedy docierało do niej, jak bardzo obojętny był na nią, jej samopoczucie, całą sytuację.
Przyjaźń z Griffithem.
Też coś.
- Nie jestem pewna, na co to wygląda - mruknęła pod nosem, gdy znajomy głos wyrwał ją z zamyślenia. Beztroska, jaką kierował się Travis w rozmowie z Lottie, sugerowała, że być może nie wiedział o niczym. To z kolei podnosiło ją na duchu, jednak nie na tyle skutecznie, by pragnęła zająć się plotkami na środku sklepowej alejki.
- Jeszcze... nie wiem, jaki wybiorę kolor. Właściwie niczego nie wiem - przyznała z uśmiechem, który zdawał się być mieszanką skruchy za jej nerwowe podejście oraz usprawiedliwieniem dla tego, jak prowadziła rozmowę. - Na razie tylko się rozglądam. Również za samym domem - wyjaśniła krótko, z perspektywy czasu uznając swoją wizytę w tym sklepie za mocno przedwczesną. Lubiła organizację, planowanie z wyprzedzeniem, ale tym razem wyszła przed szereg zdecydowanie za szybko.
- Naprawdę? - nie kryła zaskoczenia związanego z tego typu propozycją. I choć jej obecny dorobek nie przewidywał konieczności wynajęcia firmy, to jednak świadomość uzyskania ewentualnej pomocy była dziwnie przyjemna. - Dzięki. Będę pamiętać - ciepły uśmiech nie był co prawda niemą obietnicą, ale niewątpliwie miał za zadanie wpłynąć na atmosferę między Charlotte a Travisem.
- Co u Ciebie? Tak poza zepsutym zlewem? - zagaiła, w niekoniecznie sprytny sposób chcąc zmienić tor rozmowy. Bycie głównym tematem nigdy nie znajdowało się w zakresie jej zainteresowań. Dużo częściej budziło dyskomfort, którego Charlotte pragnęła się jak najszybciej pozbyć, chociaż tym razem wcale nie chodziło o egoistyczne pobudki. Była ciekawa, co działo się u znajomego.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zacisnął razem usta lekko mrużąc oczy. –I przy tym zostańmy. – Podsumował z potwierdzającym kiwnięciem głowy, znowu poprawiając pudełko pod ramieniem. Mógłby wyjaśnić, oczywiście, że tak, ale to nie było wcale tak nie zwykłe, ani ciekawe, aby o tym wspominać, a Charlotte nie zadawała dalszych pytań, więc mogli na tym przystać. Nie był pewien dlaczego na pierwszym miejscu w ogóle o tym wspomniał…
Pokiwał głową. – W ten sposób. – Skomentował. –Ale rozejrzeć się nie zaszkodzi. Można się z dodatkowymi kosztami wcześniej zapoznać. – Dom to nie było jeszcze wszystko, dlatego pytał o kwestię stanu lokum. Charlotte jednak była kobietą z głową na karku, takie odnosił wrażenie, więc czymkolwiek ta wycieczka była, zapewne będzie miała pozytywne odbicie w tym co przyjdzie później, gdy już wybierze dom. Travisowi takie rozeznania ‘przed’ nie przynosiły poczucia komfortu, jak niektórym. Informacje próbował zdobywać po najmniejszej linii oporu, czyli na internecie, czasami zerkając na doświadczenia innych osób. Później ruszał do sklepu i po prostu kupował tyle paneli ile wyliczył, że będzie mu potrzebne z nawiązką. Krótki proces. Wtedy do odwracania myśli, zajmowania go używał samych przedsięwzięć czy to podłoga, czy nowa półka. Lubił oddalać się otoczenia innych ludzi i wpadać w swój własny świat pochłonięty takim czy innym projektem.
-Jasne. – Odpowiedział, właściwie nie spodziewając się tego zaskoczenia. Wydawało się to jemu taką drobnostką, choć związaną z wcale nie drobnymi czynnościami. Była jego znajomą, jeszcze bliżej związaną z osobami, które, jakby nie patrzeć były dla niego całkiem w życiu ważne. Odpowiedział uśmiechem, ważne, że już wiedziała, że ma taką opcję.
-Hm, poza zlewem, huh? – Uniósł z lekka brwi, w ździebko sarkastycznej manierze na własne myśli. –Takie tam nieporozumienie z narkotykami odsunęło mnie od czegoś co robiłem… – Zwrócił oczy ku wyższym półkom, licząc lata, chociaż już dokładnie wiedział jak brzmi wynik. –ponad dekadę. Także, no, całkiem… jest całkiem ciekawie. – Uśmiechnął się, w połowicznym rozbawieniu, chociaż wcale nie było mu do śmiechu. –Człowiek się przyzwyczaja do nadmiaru czasu, nowej roboty... – Wzruszył ramionami. –Karawany z tymi silnikami pod maską, nawet z obciążeniem, są zdolne do znacznie lepszych wyników, no ale w usługach pogrzebowych prędkość transportu to nie jest główne kryterium.Kto by pomyślał. Znowu się uśmiechnął. Nie chciał mierzyć się z tym co to wszystko wirujące wokół jego kariery z nim robiło. –Ale praca w Serenity to dobra sprawa. – Pokiwał głową. Miał kontakt z ludźmi, w jakich okolicznościach by to nie było, a to było zdrowsze niż siedzenie w domu. –Inna, to na pewno. – Przyznał, jakby już bardziej do siebie.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

O ile większość osób z kobiecego otoczenia nazwałaby to daleko idącą nadgorliwością, o tyle Charlotte wolała postrzegać samą siebie jako osobę dobrze zorganizowaną i ceniącą dokładne, uwzględniające wszelkie możliwe szczegóły plany. Nie inaczej było w przypadku domu, którego potencjalnym nabywcą miałaby się stać.
- Koszty przerażają mnie najbardziej i ich tematu wolałabym unikać jak najdłużej - przyznała bez ogródek, posyłając znajomemu nikły, dla mniej wprawionego obserwatora prawdopodobnie niedostrzegalny uśmiech. Chociaż rodzina Hughes w jakimś stopniu należała do towarzyskiej śmietanki tego miasta, to jednak Lottie już dawno temu pozbyła się nawyku proszenia rodziców o cokolwiek. Każde z rodzeństwa poszło w swoją stronę, radząc sobie mniej lub bardziej w dorosłym, samotnym życiu. I o ile do tej pory Charlotte wykazywała się samodzielnością, o tyle perspektywa zorganizowania całej codzienności od zera była nieco... przerażająca.
Jedna z kobiecych brwi powędrowała ku górze. Ignorancja zawsze była tym, czego Charlotte starała się unikać. Jednocześnie trzydzieści lat życia nauczyło ją, że nie w każdym obszarze można było być dobrze zorientowanym. Problemy dalszych znajomych zaliczały się do tego niekoniecznie chlubnego grona.
- Nieporozumienie z narkotykami brzmi poważnie. Co się stało? Mogę jakoś pomóc? - bardzo szybko pożałowała tak nieprzemyślanego pytania. Rezygnacja ze stanowiska w FBI była jednoznaczna z utratą pewnych koneksji i możliwości, ale to wcale nie oznaczało, że Lottie zamierzała biernie przyglądać się cudzym problemom. Mogła pomóc. W taki czy inny sposób, osobiście lub przy wsparciu pozostawionych w federalnym biurze znajomych.
- Rozumiem, że już zdążyłeś przetestować ich możliwości? Przynajmniej zawsze dotrzesz... na czas - nie miała pojęcia, czy tego typu sformułowanie było odpowiednie w odniesieniu do transportu trumien, ale refleksja nadeszła za późno, by Hughes mogła się ze swojego stanowiska wycofać. - Więc jesteś skazany na ciągłe towarzystwo jakiejś Hughes - podsumowała w rozbawieniu, zerkając na Travisa kątem oka; zupełnie tak, jak gdyby chciała zorientować się, jak podobała mu się współpraca z Leslie, nawet jeżeli zakres ich obowiązków znacząco się od siebie różnił.
- Co planujesz? - w sprawie Serenity, zamieszania z narkotykami, w ogóle? Nie była pewna, który dokładnie aspekt męskiego życia interesował ją najbardziej, dlatego mężczyzna miał spore pole do popisu, jednocześnie mogąc zdecydować o tym, czym wcale dzielić się nie chciał.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Hm. – Odzwierciedlił uśmiech Charlotte. –Jak my wszyscy. – Nie wiedział jak dokładnie miały się relacje rodzeństwa z finansami rodziców, ale z góry zakładał, że na tym etapie kobieta już od dawna mieszkała i opłacała rachunki na własną rękę. Chociaż może i przedsięwzięcie kalibru zakupu domu mogło zyskać trochę uwagi państwa Hughes. Tak zareagowali jego rodzice gdy powiedział im o ślubie. Nie planował z propozycji korzystać; jako wzięty kierowca rajdowy mógł liczyć na dobre zarobki, a i nie wydawał też wszystkiego gdy pieniądze tylko wpływały mu na konto. Teraz jednak pensja z Serenity ledwo się do tego porównywała, a koszty wesela rosły w oczach na nierealizowanej liście.
-Zależy… – Nie rozważał takiej kwestii. Myślał o tym, a jednocześnie nie myślał. Uwaga zawsze była nie tam gdzie trzeba, ale może powinien się tym zainteresować? Jakoś walczyć o swoje… Gdyby tylko chodziło o jazdę, a to była polityczna gierka, którą gotów był znosić wtedy, teraz już nie. –Ktoś podłożył mi narkotyki, do czego z resztą szybko doszli, ale jestem marką, której sypnęła się reputacja, bez względu na to jaka jest prawda. – Skrzywił się z lekka, w połowicznym wzruszeniem ramion. –Ale właściwie… jakbyś miała dostęp? Zorientować się jak wygląda dochodzenie. Mieli znaleźć rzeczywistego sprawcę i… – Zatrzymał się na chwilę, rozważając, czy aby na pewno chciał tykać się tej puszki Pandory. –no nie wiem, dobrze by było wiedzieć na jakim są etapie, czy to w ogóle gdzieś zmierza, czy zamietli sprawę pod dywan. – Tak przynamniej mu się wydawało. To mógłby być krok w stronę zdecydowania co robić w kwestii przyszłości swojej kariery. –No ale… powiedzmy to takie moje fantazje, nie wiem ile z tego by było nawet wykonalne. Dochodzenie nie jest nawet tutejsze. – Przyznał. Nie oczekiwał niczego. Powiedział o tym, bo Charlotte spytała, a nuż mając jakieś możliwości w tej kwestii.
-No niestety. – Odpowiedział żartem, zaśmiewając się. –Ale obowiązują mnie śluby milczenia, także wiesz… Co się dzieje w Serenity, zostaje w Serenity. – Nawet nie wiedział jak prawdziwe były te słowa. Mówił w kategoriach małych potknąć do których nie trzeba było się pracodawcy przyznawać. Nie było jeszcze z resztą ku temu powodu. –Leslie nie powie, że trumna mi wypadła na skrzyżowaniu, a ja nic nie wspomnę, że katolicki pasjonat miał na powiekach oko Ra. – Uśmiechnął się półgębkiem. Nagle zachciał rzeczywiście podsunąć przyjaciółce tego rodzaju pomysł.
Wypuścił dźwięcznie powietrze z płuc. –A ile masz czasu? – Spytał pół żartem, pół serio. –Zacznę od naprawy kranu, póki będzie dla mnie miejsce będę jeździł karawanem, a… cóż, nawet jakbym miał rozważać powrót do jazdy w tej samej lidze to muszę trochę odczekać, żeby sytuacja w mediach się uspokoiła. Można by dźgnąć trochę rój, zapoznać się w sytuacji, stopniowo odbudowywać reputację poza torem, ale… – Wziął wdech. –Jeszcze zobaczę jak to będzie. Póki co nie mam co narzekać, jest Leslie, Blake, reszta też wydaje się w porządku. – Nie zapoznał się jeszcze dobrze ze wszystkimi, nie podpadł nikomu, nikt nie podpadł jemu, więc można było to póki co uznać za sukces. –Chciałem powiedzieć, że ciebie też dobrze widzieć czasami, ale… właściwie ostatnio chyba nie bywałaś w Serenity… – Zauważył, marszcząc nieco brwi. –No ale, praca, plany na nowy dom to czasochłonne. – Zwłaszcza robota jaką myślał, że zajmowała się nadal Charlotte. –Właśnie, a propos, jak w pracy? – Zagadnął.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Zmrużywszy powieki, z trudem zapanowała nad odruchem, jakim było zerknięcie na znajomego w przepełniony podejrzliwością sposób. Zawodowe przyzwyczajenia dawały o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach, nawet jeżeli Charlotte wielokrotnie podejmowała z nimi walkę. Najwidoczniej nie zawsze udaną.
- Masz podejrzenia, kto mógł to zrobić? - zagaiła, krzywiąc się na samą myśl o tym, że rozmowę tego typu mieli przeprowadzić w sklepie budowlanym, w alejce mieszczącej się między puszkami wypełnionymi farbami a tej, która oferowała zlewy i wszystkie potrzebne do nich dodatki. Jednocześnie jednak zdawała sobie sprawę z faktu, że ten temat nie nadawał się do poruszenia w żadnych okolicznościach - ani sklep, ani kawiarnia, ani nawet posterunek policji nie były miejscami, w których small talk opierał się na dragach. - Mhm. Więc gdzie prowadzą dochodzenie? - być może wychodziła właśnie na ignorantkę, ale - mimo młodego wieku - nie należała raczej do pokolenia, które nieustannie wisiało nad telefonami i szukało w internecie taniej sensacji. Kiedy nie miała z kimś kontaktu, sprawiała wrażenie raczej zacofanej w kwestii wszelkich plotek oraz informacji.
- Nie wiem, czy w ogóle uda mi się coś zrobić, ale... mogę popytać - zawyrokowała ostatecznie, wzruszając ramionami. Dla niej było to kilka minut rozmowy, wymiana paru kurtuazyjnych uprzejmości, choć prawdopodobieństwo spotkania ze ścianą było ogromne. Wątpiła, że ktoś byłby na tyle rozmowny, by przypadkowej niemal byłej już agentce udzielić informacji o przypadkowej sprawie, ale próbowanie nigdy nie było zajęciem, które jakkolwiek ujmowało kobiecej dumie.
- Ta? Pewnie nie uwierzysz, ale coś o tym wiem - mruknęła w dezaprobacie dla wspomnień, które czasami wciąż wracały - przede wszystkim w snach, gdy samotne noce dawały się we znaki, niepokój przybierał niewyobrażalne rozmiary, a troska o rodzinę i przyjaciół przysłaniała zdrowy rozsądek. Niektóre informacje faktycznie powinny były zostać za drzwiami zakładu pogrzebowego. - Na szczęście nie miałam powodów do wizyt tam - nie planowała zabrzmieć tak oschle, jak wyszło to w rzeczywistości. Travis bynajmniej nie powinien był brać jej nastawienia do siebie, skoro prowokatorem wszystkich negatywnych emocji był inny męski pierwiastek z zakładu. Machnięcie dłonią miało dać znajomemu do zrozumienia, że nie powinien był reagować na jej przepełnione niekontrolowanymi humorami zachowania.
- Rzuciłam - przyznała bez ogródek, szybko się reflektując: - Potrzebowałam zmiany. Wystarczy pilnowania porządku - podsumowała żartobliwie, powoli ruszając we wcześniej wskazanym przez Travisa kierunku. W wyborze zlewu co prawda nie mogłaby mu doradzić - nie czuła się wystarczająco kompetentna - ale jako towarzystwo w spacerze? W tej roli spełniłaby się idealnie.
- To zabawne, jak szybko potrafi skomplikować się życie - westchnęła niespodziewanie, stawiając odważną tezę, że w gruncie rzeczy znajdowali się w podobnej sytuacji.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Specyficzne spojrzenie jakie kobieta mu posłała nie uszło jego uwadze. Przekręcił lekko głowę, niemalże jakby z powierzchowną pretensją, że mogłaby podejrzewać go o coś takiego. Jednak Hughes nie miała powodu by jej opinia chyliła się ku jednej czy drugiej stronie. Nie znali się w ten sposób więc Travis się odezwał: -Robiłem sporo głupot w życiu, ale nie narkotyki. No i robią nam regularne testy. – Co było jedną z pierwszych rzeczy jakich się podjęli po odnalezieniu podejrzanych substancji w posiadaniu Cavanagha.
Nadął policzki i powoli wypuścił z nich powietrze patrząc nieco w bok, jakby to miało pomóc mu myśleć. –To mógł być mój rywal Bryson, jakaś ekipa spoza Forda, ktoś coś sobie ubzdurał i problem gotowy. Z resztą… – Skrzywił się. –Nie lubię gościa, ale żeby w coś takiego się mieszać? Chyba szybciej bym powiedział, że ktoś w jego kręgach chciał mu pomóc niekoniecznie go o tym informując. Mogę sobie gdybać. Do mojego prywatnego samochodu nie jest trudno się dostać, i nie zawsze stoi na obkamerowanym parkingu, kij wie ile czasu jeździłem z towarem za nim ktoś wykonał anonimowy telefon. – Wzruszył ramionami. Podejrzewał, że nie aż tak długo. Zawsze istniało ryzyko, że znajdzie niepasujący element na własną rękę i albo się go pozbędzie albo to zgłosi, a ktoś potrzebował, aby to policja go znalazła. –Daytona Beach, na Florydzie. – Odpowiedział na tyle swobodnie, że można było się domyślić iż wcale nie spodziewał się, że Charlotte będzie z góry znała lokalizację. Takie wieści rozniosły się szybko w kręgach Nascar i między pasjonatami wyścigów. Trzeba by było mieć kanał sportowy włączony w bardzo specyficznym czasie by to podchwycić gdy nie było się fanem.
-Doceniam to. – Posłał jej lekki uśmiech. Fakt, że zapytała i chciała cokolwiek w tym kierunku zrobić było po prostu miłym gestem w całkiem beznadziejnej sytuacji.
Uniósł z lekka brwi na rzucony z niesmakiem komentarz. Skoro ustalili zasadę nie miał zamiaru wgłębiać się w ten temat, ale nie mógł powstrzymać własnej ciekawości od kreowania możliwych scenariuszy, czy choćby samych pytań. A może to tylko niekomfortowa dla zamieszanych drobnostka i Lottie nie wspominała tego w pozytywnych barwach ze zrozumiałych powodów? –Coś w tym jest. – Mruknął jedynie, nie rozwijając myśli, zwłaszcza z machnięciem dłoni blondynki.
Pokiwał głową. Potrafił to zrozumieć. Może i zajmował się tym samym od pond 10 lat, ale w innych sferach życia nie był już taki jednostajny. Z resztą każda praca miała swoje plusy i minusy, czasami jedna strona z czasem potrafiła przeważyć drugą. –Nawet nic nie mów. – Powiedział na westchnieniu, z połowiczną żartobliwością skupiając już oczy na poszukiwaniu odpowiedniego modelu. Potrzebował identycznego, lub jak najbardziej zbliżonego do wersji zepsutej, bo już wiedział jak z takimi się obchodzić i miał gwarancje, że będzie pasować do zlewu. Byle nie był to taki szajs jak poprzednio.
-Masz jakieś plany co dalej? Oprócz kupienia domu. – Dodał zerkając na kobietę. –W zawodowej sferze. – Sprecyzował. Oszczędności w końcu w pewnym momencie zaczną się kurczyć i choć czasami przerwa mogła być dokładnie tym czego komuś potrzeba to nie mogła trwać też i zbyt długo. Był też po prostu ciekawy w co kobieta chciałaby się zaangażować po tak wymagającym stanowisku jakie dzierżyła do tej pory.
Zmrużył oczy, podniósł pudełko, obrócił je w dłoniach by sprawdzić opis na tyle, by zaraz je odłożyć stwierdzając, że to jeszcze nie to czego szukał, choć podobała mu się funkcjonalność.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Kilka kiwnięć głową miało być jednoznacznym sygnałem, że rozumiała. Wiele spraw, których rozwiązywanie przypadło jej w udziale, miało bezpośredni związek ze sportowcami; zazdrosny kolega z drużyny, zdradzona koleżanka, trener, który swoimi niekonwencjonalnymi metodami narażał się zawodnikom. Motywów w niemal każdej dyscyplinie było naprawdę mnóstwo, dlatego Charlotte nie była zaskoczona ani pojawieniem się narkotyków, ani tym bardziej ich potencjalnym podrzuceniem przez przeciwnika. (To nie tak, że nie wierzyła Travisowi na słowo. Ona nikomu nie wierzyła, gdy pojawiały się jedynie słowne zapewnienia).
- Czemu go nie lubisz? I czy... on wcześniej dawał do zrozumienia, że nie lubi Ciebie? Albo ktoś z jego otoczenia? - być może pytanie mogło mieć wydźwięk co najmniej głupi, skoro rozmawiali o sporcie, ale zatargi związane bezpośrednio z rywalizacją na torze Hughes postanowiła odsunąć na bok. Wpływ na zachowanie współzawodnika lub kogoś z jego ekipy mogły mieć przecież jakieś prywatne, nie wszystkim znane konflikty.
- Popytam, rozejrzę się i dam Ci znać - zapewniła krótko, tym samym kończąc temat męskich problemów. Wątpiła, że sklep z materiałami budowlanymi był dobrym miejscem na przeprowadzanie rozmów tego typu. Oczywiście - nie wywyższała ani siebie, ani Travisa na tle innych klientów, ale jeżeli mężczyźnie ktoś chciał zaszkodzić, to mógł sobie na to wybrać każdy, dowolny i najmniej spodziewany moment - nawet wśród farb i zlewów.
- Właściwie to tak - przyznała, uśmiechając się kącikowo. Zaskakujące, że to właśnie jej zawodowe plany były najbardziej sprecyzowane, zważywszy na fakt, że największy przewrót czekał ją właśnie w życiu prywatnym. Kupno domu i remont wydawały się jednak dobrym początkiem, by zapanować i nad tym chaosem.
- Znajomy otwiera studio tatuażu. Zajmę się projektami, dokumentacją i ogólnym prowadzeniem recepcji. Raz próbowałam swoich sił z maszynką na skórce od banana i... nie sądzę, że coś dla mnie - oczywiście przedstawiona historia miała nieco więcej wątków, jak chociażby chwilę, w której Rhys pozwolił jej przećwiczyć prosty wzór na własnej skórze. Niefortunnie wybrany moment sprawił, że ciążowe mdłości dały o sobie znać akurat wtedy, a skóra mężczyzny przeżyła niekoniecznie przyjemne spotkanie z igłą. - Nic szczególnego, ale to będzie miła odmiana od kajdanek i broni - podsumowała, wzruszając ramionami i zatrzymując się przy jednym z lepszych - jej nieprofesjonalnym zdaniem - modeli zlewu.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uśmiechnął się na pytanie, jakby wspomnienia o rywalu były dla niego zabawne. –To rozpuszczony, bogaty dzieciak. Dorosły facet… – Spojrzał na Lottie, precyzując. –ale czasami się o tym zapomina. Jest świetnym kierowcą i wydaje mu się, że jak ma to w garści to może zachowywać się jak palant. Więc otwarcie nie mamy przyjaznej relacji, tak z obu stron. – Ogólnikowo nakreślił sytuację, by nie było wątpliwości, że taka relacja działa się jedynie w jego głowie. To nadal były tylko jego słowa, ale szczerze wątpił by Brysonowi z jakiegoś powodu wydawało się, że są kumplami. Nic na to nie wskazywało; wszelakie podstawowe grzeczności wymieniali pod okiem kamer, widowni i paparazzi. Jedyne co było w tym szczere to szacunek do siebie jako rajdowych kierowców i na tym się kończyło.
Kiwnął głową na znak, że przyjął to do wiadomości i jako podziękowanie. Osobiście nie dostrzegał problemu w poruszaniu takiego tematu w sklepie. Najgorsze co mógł sobie teraz wyobrazić to siedzenie w zamkniętym pomieszczeniu, bez rozproszenia, bez możliwości płynnej zmiany tematu. Home Depot dawało idealne pole manewru utrzymując otoczkę small talk nawet gdy temat był znacznie poważniejszy.
Zerkał na Charlotte gdy mówiła o planach, wyglądało na to, że rzeczywiście taka zmiana tempa jej pasowała. Chociaż komuś zmiana pracy wychodziła na dobre, ale nie było czego porównywać jeśli Hughes sama postanowiła odejść z FBI. Czyżby poczuł ukłucie zazdrości? Dlaczego on nie dostał szansy wyboru? Potrafiłby odejść, potrafił pogodzić się z myślą, że w końcu jego miejsce zająłby jakiś młodziak, tak jak on zrobił to kiedyś. Tylko jeszcze nie teraz, nie w ten sposób. –Na pewno będzie spokojniej. – Przyznał. –To zajmowanie się projektami… znaczy, że masz zdolności plastyczne, tylko maszynka to nie twój konik, czy po prostu chodzi o ich organizację? – Sprawy plastyczne, zważając na to, że niejako w tym kierunku sięgało jego hobby były po prostu interesujące. Nie mógł się powstrzymać od zagadnięcia.
Bardziej na prawo znalazł odpowiedni kran. Identyczny do zepsutego. Sprawdził jeszcze raz jego specyfikację, aby wrócić o pół kroku do Charlotte i zorientować się jak miał się do tego wybór z bardziej interesującej go półki. –Te ruchome wylewki, świetna sprawa. – Skomentował. –I jeszcze dwa tryby… Kusi. Parametry się zgadzają. – Postukał palcem w pudełko. –Będzie łatwy montaż. – Planował kupić to samo, ale im dłużej myślał o tym jakie miał poprzednie doświadczenie, które sprowadziło go tutaj tym bardziej przekonywał się do tego by oderwać się od przetartej ścieżki. –Eh, niech stracę. – Zdecydował. –Tyyylko inny kolor. – Wymienił pudełka. Czarny potrafił prezentować się ciekawie, ale nijak nie pasowałby do reszty kuchni. Padało więc na sprawdzony chrom. –Wiesz, które zlewy to największa pomyłka? Te szerokie z korytem, lub po prostu te szerokie. Niby dobrze wygląda, ale… – Pokręcił głową krzywiąc się z lekka. –To jest tylko ciekawe w teorii, jak przychodzi do używania to albo się woda rozbryzguje, albo z jakiegoś powodu są głośne? Może to kwestia ciśnienia, ale spotkałem się z tym już kilka razy. Jestem przyzwyczajony do hałasu, ale to jest dziwne, i niepotrzebne. – Była to też jego bardzo osobista opinia. –To tak, wiesz… na przyszłość, z tym nowym domem. – Machnąłby do niej ramieniem, ale miał już dwa opakowania, więc ograniczył się do ruchu podbródkiem. –Pamiętaj, żeby sprawdzić jak woda leci w kranie. To są małe rzeczy, które rosną jako problem z czasem. – Nie podejrzewał nigdy, że mógłby mieć nielubiany typ kranu, ale proszę bardzo, tutaj się właśnie znajdywał.
-I czy tatuażyści nie ćwiczą na skórze świń…? – Wydało mu się, że skórka banana była zbyt miękka, ale była też po prostu powierzchnią w której mogła pracować igła. Nie brzmiało, jakby Charlotte chciała się szkolić, do spróbowania owoc zdał zapewne swoją rolę. –Coś tak mi się kojarzy, albo zmyślam. – Wzruszył ramionami. –Ja się zbieram do kasy. – Oznajmił, by ominąć niezręcznego wybierania kierunków i dać Charlotte szansę na zdecydowanie czy będzie mu towarzyszyć aż do tego punktu, czy jednak wróci do rozglądania się.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
32
170

malarka

cały świat

columbia city

Post

Nietęga mina Charlotte mogła być rozumiana w sposób raczej wieloznaczny. Dzieciaki z bogatych domów - takich, z jakiego, o ironio, sama pochodziła - często miały bowiem zakłócony system wartości. Rodzice wielokrotnie dawali im przecież do zrozumienia, że mogli wszystko, bo mieli odpowiednie zaplecze finansowe; że pewne reguły zwyczajnie ich nie obowiązywały, bo byli lepsi z samej definicji i przez sam status materialny. Jabłko z kolei padało niedaleko od jabłoni, toteż wyniesione z domu przekonania zazwyczaj w niezmienionej formie przekładały się na własne, dorosłe życie.
- To może trochę skomplikować sprawę - przyznała bez ogródek, nie widząc sensu w mydleniu Travisowi oczu. Wszystko zależało od linii obrony i - niestety - od koneksji. Na ten moment bowiem było jedynie słowo przeciwko słowu, co w przypadku sprawy z narkotykami nie działało na korzyść tego, u którego je znaleziono.
Nie sądziła, że to właśnie z nim przyszłoby jej toczyć dyskusję na temat zmiany zawodu i całego otoczenia, ale jednocześnie nie żałowała tego przypadkowego spotkania. Dobrze było zobaczyć znajomą twarz, nawet jeżeli jej właściciel był tak mocno związany z miejscem, które kojarzyło się przede wszystkim z Blake'm.
- Och, trochę... maluję - odparła po krótkiej pauzie, wzrokiem sunąc po kolejnych modelach zlewów; zupełnie tak, jak gdyby faktycznie była nimi zainteresowana i skłonna coś kupić. - Nie wiem, czy moje umiejętności wystarczą, żeby stworzyć projekt tatuażu, ale... kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije, prawda? - zabawne, bo ona nawet tego nie mogła teraz zrobić. Czasami zastanawiała się, czy aby na pewno postępowała słusznie; czy tak dużo zmian w tak krótkim czasie było zdrowe nie tyle dla niej, co dla dziecka. Ponieważ jednak klamka już zapadła, wypowiedzenie z FBI znalazło się na biurku dyrektora, a umowa o pracę w studio Rhysa niemal czekała na złożenie podpisu w odpowiednim miejscu - nie mogła się wycofać.
- Nie sądziłam, że aż tak się na tym znasz. Będę wiedziała, do kogo dzwonić - skwitowała z uznaniem, rozglądając się dookoła. Ona nie była pewna, co pasowałoby do kuchni czy łazienki w nowym domu - zarówno pod kątem wzoru, wymiaru, jak i zwyczajnej praktyczności. Na szczęście nie była to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- Nie mam pojęcia. Ćwiczyłam na tym, co podsunął mi znajomy - wzruszyła ramionami, dokładnie w tym momencie dochodząc do wniosku, że zdecydowanie powinna była zrobić małe rozeznanie. Pierwszy raz w życiu miała rozpocząć pracę zdobytą po prostu po znajomości, ale dla Charlotte nie oznaczało to taryfy ulgowej. Musiała wziąć się w garść. - A ja do wyjścia. Dziś i tak niczego nie kupię - przytaknęła, ruszając we właściwie jednym kierunku. Pod drzwiami jednak zatrzymała się i poczekała aż Travis do niej dołączy.
- Popytam parę osób o Twoją sprawę, ale niczego nie obiecuję - podsumowała krótko, by wiedział, że zamierzała mieć jego problemy na uwadze. - Dobrze było Cię spotkać. Powodzenia z tym zlewem - dodała, uśmiechając się ciepło, kiedy rozstali się dopiero na parkingu, gdy każde ruszyło w swoją stronę.


zt.

autor

lottie

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Gabi nie jest typowo dziewczyńską dziewczyną. Interesuje się sportem i to tym motorowym, a na dodatek nie chodzi na co dzień w falbankach i różowych sukienkach. Wychowywała się z ojcem, może dlatego ten traktował ją trochę jak chłopca? W każdym razie, dziewczyna umiała co nieco, a jeśli nawet nie potrafiła sama czegoś zrobić, to potrafiła powiedzieć co potrzebuje.
A teraz potrzebowała lekkich zmian w mieszkaniu, więc przyszła po farbę do ścian. Sądziła, że spokojnie sobie z tym samym poradzi, a najtrudniejszą rzeczą będzie zdecydowanie się na konkretną firmę, czy tam rodzaj. W tym jednak pomóc może jej pracownik sklepu, prawda?
Wzięła ze 3 pędzle i inne takie do swojego koszyka i stanęła przed półką z farbami. Kolor wiedziała jaki chciała wybrać, ale było tyle odcieni! Ty sobie poradzi, musi tylko trochę pokminić. Jednak chciała się dopytać o rodzaj farby, więc rozejrzała się po alejce. Zobaczyła jednego mężczyznę, który mógł być pracownikiem, ze względu na swoje ubranie.-Przepraszam-zagadnęła go, gdy podeszła te kilka kroków. Niestety, to nie był pracownik sklepu, a Victor... którego znała, ale nie spodziewała się go spotkać.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

#21

Sirius w końcu wyniósł się z akademika. Zgodnie z wolą Kaylee, która stanowczo odradzała mu South Park, przeprowadził się do Chinatown. Znał okolice, ponieważ odwiedzał tamtejsze puby i bary. Wokół budynku stało wiele sklepów oraz dwa przystanki autobusowe, dzięki temu mógł szybko dostać się na uczelnie. Samo mieszkanie było niewielkie, nasłonecznione, w większości umeblowane i znajdowało się na poddaszu. Właścicielowi zależało na osobie, która przypilnuje, aby zimą w lokalu nie wdał się grzyb, dlatego zaproponował bardzo atrakcyjny czynsz. Sirius byłby głupi, gdyby odmówił.
- Potrzebuję rolet - odezwał się, kiedy mijał alejkę z akcesoriami do łazienki. Szedł żwawym krokiem, dzięki czemu nadawał szybkiego tempa metalowemu wózkowi. W środku znajdował się Kaylen, który ciekawskim spojrzeniem błądził po całym sklepie. - Jaki kolor będzie pasować? Tam jest wszędzie biało - mówił bardziej do siebie, niż do czterolatka. Przystanął przed regałem z roletami i zaczął rozglądać się za takimi, które idealnie wpasowałyby się w klimat mieszkania.
- Weź niebieskie. Te, te niebieskie! - Chłopiec aż podskoczył, kiedy próbował palcem wskazać materiał, jaki przypadł mu najbardziej do gustu. - Niebieskie.
- Niebieskie nie - Sirius odmówił, po czym złapał za takie, które były w odcieniu szarości. Mimo tego nie skupił się na nich, lecz na Keylena. Przypomniał sobie o incydencie z farbką. Zaczął zastanawiać się, jak jego kuzynka zdołała wyczyścić mu włosy skoro cały czas płakał i się wiercił.
- Gdzie byłaś? - Oderwał wzrok od czterolatka i zwrócił się w kierunku kobiety. - Kupię ci Dracene za to, ze zgodziłaś się mi pomóc. - Skinął na zieloną roślinę w wózku. - Sprzedawca powiedział, że są popularne.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała tak cholernie zabiegany dzień, szczególnie poranek, że miała wrażenie, że nie wyrobi nawet na odebranie Keylena z przedszkola. Kiedy jednak z ręką na sercu zatrzymała się przy wejściu do budynku, by odebrać syna, odetchnęła z ulgą, bo miała wrażenie, że złamała co najmniej kilkanaście przepisów drogowych. Zapakowała dzieciaka do samochodu, słuchając jak opowiada, że rozmawiali o Thanksgiving i nawet namalował indyka, to może będzie mógł powiesić go na lodówce? Kiwając głową odebrała esemesa, bo jezu, zapomniała, że to dziś, ale zerknąwszy na czterolatka, zapytała: - Jedziemy na zakupy? – no jak nie? Może coś wysępi? Dobrze, że nie wspomniała mu, jakiego rodzaju to zakupy, ale pewnie i to by mu się spodobało – sama obecność Siriusa robiła swoje, a na pewno pamiętał jak rok temu przed Świętami zabrała go do Home Depot, gdzie akurat otwarli sekcję dla dzieci, gdzie mogły one budować karmniki dla ptaków na zimę.
Widząc, że Sirius i Keylen radzą sobie doskonalne, skręciła na moment w inną alejkę – farby i tapety, bo gdzieś tam z tyłu głowy miała, że może to pora i czas by zmienić KeyKeyowi coś w pokoju, ale w sumie miał tam wszystko tak neutralne, że nie bardzo wiedziała za co się zabrać. Może lampkę? Widziała gdzieś w reklamie taką samolotową, boże, przecież dzieciak by się posikał z ekscytacji, ale teraz jakoś nie mogła na to trafić. Musi zapytać. Kątem oka zauważyła syna z kuzynem i podeszła w końcu, zastanawiając się nad czym tak mocno debatują.
- Możemy kupić niebieskie lolety? Kupisz, mama, niebieskie lolety? – usłyszała, ale zmarszczyła jedynie czoło. – Po co nam niebieskie rolety? – zerknęła na te szare. – Do czego szukasz rolet? – przeniosła wzrok na Boswortha. – Czy ty widziałeś u nas jakieś rośliny? Nie mam pojęcia co to Dracena, a ty Keylen wiesz, co to Dracena? – młody pokręcił głową, więc Kay wzruszyła ramionami. Ale zerknąwszy za wzrokiem bruneta, kiwnęła głową. Może faktycznie powinna jakieś kupić i trochę dodac zieleni do swojego mieszkania? – Czego konkretnie szukamy? Na jakim etapie umeblowania jest t w o j e m i e s z k a n i e? – była tym mieszkaniem tak cholernie podekscytowana, że aż sama sobie się dziwiła.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Wiedział, że pośród wszystkich znajomych, to na Kaylee zawsze mógł liczyć. Wierzyła w jego plany i ambicje, a ponadto traktowała go jak dorosłego mężczyznę. Kiedy poinformował matkę o wyprowadzce z akademika, usłyszał, że bezpieczniej byłoby w nim dalej zostać. Maya Bosworth obawiała się wielu rzeczy, nie biorąc nawet pod uwagę stopnia samodzielności syna. Od ponad roku mieszkał, żywił i uczył się za własne pieniądze. Momentami było mu ciężko, jednak ani razu się nie potknął.
To małe mieszkanie. Salon łączy się z kuchnią, a w sypialni jest miejsce tylko na łóżko i szafę. Poza tym jest tam strasznie słonecznie, dlatego muszę zamontować rolety we wszystkich oknach. Potrzebuję sześciu – wyjaśnił. Trzymał w ręku dwie rolety - jedną szarą, drugą grafitową. – Które będą lepsze? – Podniósł do góry obie rolki, aby Kaylee mogła lepiej im się przyjrzeć. – Mam białe ściany i drewnianą podłogę. – Uznał, że to ważna informacja. Nawet jeżeli Sirius był artystą i codziennie zmagał się z łączeniem barw, to ich dobór we własnym wnętrzu, stwarzał mu olbrzymi problem. Chciał, aby wszystko było stonowane i estetyczne. Od roku mieszkał w akademiku, w którym zewsząd szerzył się chaos. Ściany były jaskrawe, dodatki pstrokate, a meble wyglądały jak z odzysku. Wzbudzało to kontrowersje. Często nie mógł się tam skupić, a obecność Darrella, będącego przedstawicielem nieładu i nieporządku, tylko utwierdzała jego opinie. – Grafitowe? – Podetknął roletę w tym kolorze pod twarz Kaylee.
Niebieskie – wtrącił się KeyKey i spróbował dosięgnąć z wózka niebieskiej rolki. Wtedy Sirius uderzył biodrem wózek, który gwałtownie odsunął się od regału. Chłopiec nadymał policzki i zmarszczył brwi, choć w mniemaniu kuzyna wciąż wyglądał niesamowicie uroczo.
Mówiłem, że niebieskie nie – tym razem zbliżył szarą i grafitową rolkę do KeyKeya – która z tych ci się lepiej podoba? – zapytał. Pozostawił tę trudną decyzję w rękach czteroletniego dziecka. Sytuacja wyglądała komicznie, bo obaj mieli tęgie miny i w skupieniu przyglądali się roletom. Sirius co jakiś czas wzdychał i przygryzał usta. Na moment Kaylee przestała być dla nich widoczna. Dopiero kiedy wspomniała o roślinach, spojrzeli w jej stronę, jakby budząc się z transu.
Weź ją do domu. Nie możesz być odpowiedzialna tylko za KeyKeya. Potrzebujesz innych obowiązków – powiedział półżartem, półserio. Kaylee była przede wszystkim matką i tak też ją postrzegano. Sirius przypuszczał, ze w domu poza zabawą z synem nie miała żadnych innych rozrywek. Dracena nie była rozmowna, ani nie lubiła wina, ale przynajmniej zmusi kobietę, aby raz w tygodniu oderwała się na chwilę od dziecka.
KeyKey uderzył rączką w grafitową roletę. Następnie Sirius wpakował do wózka sześć sztuk i mogli udać się dalej. Pchał wózek, co jakiś czas udając, że wspólnie z chłopcem prowadzili bolid formuły jeden.
Są tam podstawowe meble: stół, krzesła, kanapa, szafka rtv, łóżko i dwie duże szafy. Chyba w przyszłym tygodniu pojadę do sklepu i wezmę telewizor na raty – opowiedział w skrócie. – Ale wiesz, już pierwszego dnia zdarzył się tam wypadek. Pękła rura pod umywalką w łazience. Akurat był ze mną sąsiad, który zdołał to naprawić. Byłem cały mokry. – Skręcił w alejkę z akcesoriami. Potrzebował wieszaka na papier toaletowy oraz na ręcznik kuchenny. Poza tym przydałby się również kosz na pranie i pojemnik na mydło. – Mój sąsiad powiedział, że był to dobry znak. Podobno jak w nowym mieszkaniu nic ci się nie zepsuje, to nigdy nie poczujesz, że jest ono twoje – powtórzył słowa Michaela.
Sirius również ekscytował się przeprowadzką. Wreszcie zapracował na własny kąt. Nie musiał dostosowywać się do żadnych regulaminów, mógł bez zawahania w środku pić i palić, chociaż ze względu na Keykeya nie zamierzał robić tego drugiego. Nie chciał, aby ściany prześmierdły papierosowym dymem.
A co u ciebie? – Wpakował do wózka dwa, metalowe wieszaki. – Cały czas gadamy tylko o mnie – zauważył.

autor

P o l a

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ależ się uparł na te rolety. Obaj się uparli. Przyglądała się obu typom rolet i szczerze powiedziawszy wybór nie był taki trudny, bo na którekolwiek nie padnie, będą okej.
- Sirius, białe ściany i drewniane podłogi brzmią tak typowo, że naprawdę jakikolwiek kolor nie wybierzesz, to będzie dobrze. Co innego, gdybyś mówił o pomarańczowych ścianach i zielonych płytkach, a do tego chciał żółte rolety – wykrzywiła usta, biorąc obie rolety w ręce i zerkając na ich opis. – Niby takie same, ale te odbijają światło dzienne. Nie usmażysz się w lecie. Weź grafitowe – kiwnęła głową i wywróciła oczami, kiedy Keylen tak mocno uparł się przy swoim. – Key, naprawdę nie potrzebujemy niebieskich rolet. Żadnych nie potrzebujemy. Kupimy coś innego A co? – od razu usłyszała. – Nie wiem. Coś – chciała jedynie by zapomniał o tych roletach, no bo co mu tak strzeliło do głowy? - Powiedz mu, że grafitowe, wyglądają prawie jak niebieskie, jak niebo – podsunęła synowi, kiedy to jakże ważne pytanie zadał ostatecznie i Keykeyowi, a ten w końcu się na nie zdecydował. Uf, jedno z głowy. Wyglądało na to, że długa podróż ich czeka przez alejki sklepu.
Przysłuchiwała mu się z uśmiechem, kiwając głową na tą jego paplaninę, bo widziała, jak cholernie jest podekscytowany. Zwykłe zakupy, a buzia mu się nie zamykała.
- Ło, wiesz, że chyba przez całe twoje życie nie słyszałam, żebyś powiedział tyle słów na raz? Paplasz i paplasz. Zupełnie jak KeyKey wtedy, kiedy nie powinien – szturchnęła syna, ściągając mu czapkę, bo się dzieciak przecież ugotuje, tym bardziej, że naprawdę wyglądało na to, że posiedzą tutaj jeszcze. – Chyba nieźle się tam już czujesz, co? Jesteś tam ile, kilka dni, a już znasz sąsiadów, którzy wyświadczają ci przysługi? – to chyba dobrze wróżyło, mimo że akurat wtedy naprawiali pierwsze awarie w mieszkaniu. – Sąsiedzi są ważni, ale mimo wszystko, mam nadzieję, że więcej nic nie będzie się psuło, bo raz czy dwa jest jeszcze okej, ale jak zacznie się walić wszystko na łeb i na szyję, to już nie będzie tak kolorowo, nawet jeśli każdy sąsiad w kamienicy będzie ci służył pomocą – wzięła do ręki jakiś ręcznik, może by jej się przydały nowe. – Wyposażenie łazienki, tak? Jak wprowadziliśmy się z Kailem do naszego domu, to mieliśmy zaledwie dmuchany materac i dwa wina. Wychodzi na to, że tu już jesteś przygotowany jak na wojnę – już sama nie wiedziała, czego on chciał, ale skoro tutaj byli, to chyba o to mu chodziło. Przypadkiem wspomniały jej się czasy, kiedy kupili z eks mężem dom zaraz po studiach i gdy dostali pierwsze prace. – To, do wszystkiego będzie pasować – władowała mu do wózka czarną zasłonę pod prysznic, mimo że nic o niej nie mówił. – U mnie? – zerknęła chwilowo na niego, ale nie potrafiła ukryć uśmiechu. – Chyba… dobrze. Chyba… jestem szczęśliwa – pierwszy raz od naprawdę dawna, mogła powiedzieć te słowa głośno. Szczęśliwa i przerażona. – Wszystko układa się dobrze. No wiesz, ze Skylerem… chyba – tutaj trochę spochmurniała, bo nie była w sumie pewna. A jako, że traktowała Siriusa już jako dorosłego faceta, to napewno imię Skyler gdzieś się w ich rozmowach przetoczyło.

autor

Miliony przed nami. Miliony po nas.
Awatar użytkownika
26
190

Właściciel

Artistic Soul & Szmaragdowe Centrum

sunset hill

Post

Czasami Sirius traktował Keylana, jak dorosłego. Angażował go w prace i rozmawiał na tematy o których pojęcie mieli tylko starsi. Tak jak w tym przypadku, kiedy kazał mu wybrać kolor rolet do swojego mieszkania, nie patrząc nawet na ich dodatkowe zastosowanie. Prawdopodobnie właśnie dlatego chłopiec tak lubił jego towarzystwo. Dzięki temu mógł poczuć się doroślej, a dzieci nie zaprzeczalnie lubiły być dorosłe. Bawiły się w różne zawody oraz dom, nie zdając sobie sprawy, że w rzeczywistości wiązało się to z olbrzymią od odpowiedzialnością. Pełnoletni ludzie, chcieli być znowu przedszkolakami.
Przestań się zgrywać – w żartobliwym geście szturchnął Kaylee za ramię. I już chciał powiedzieć Keylanowi, że miał głupią matkę, ale w porę zdał sobie sprawę, że był to niestosowny tekst. Niestosowny z czterolatkiem, oczywiście. – Michael wszedł do mojego mieszkania. Myślał, że ktoś się włamał, bo długo nikt do niego nie przychodził. Potem pomógł mi przy kartonach. Pozostałych nie znam – opowiedział w skrócie, jak poznał mężczyznę. Był to czysty przypadek, ale wywiązała się z tego ciekawa relacja. Po naprawieniu rury poszli napić się do baru.
Przytaknął, słysząc słowa Kaylee. Miała rację. Nie spanikował, kiedy zalało mu łazienkę. Zakręcił kurek i od razu wzięli się do roboty. Poszło szybko i sprawnie, jednak gdyby był sam, naprawa zajęłaby mu czas do samego wieczora. Nie posiadał odpowiednich narzędzi i uszczelek. Właściwie myśląc o tym wszystkim uznał, że kupi dzisiaj kilka na zapas.
Wy kupiliście dom. Ja wynajmuję. To różnica – powiedział, uznając, że ich przypadki były zupełnie różne. Mieszkania pod wynajem były przygotowane dla lokatorów. Posiadały niezbędne wyposażenie, bo nie wszyscy mogli sobie pozwolić na ich kupno. Sirius szukał lokalu do którego mógł natychmiast się wprowadzić. Nicki czynsz i obecność mebli stanowiła priorytet.
Wypakował zasłonę prysznicową od KayKay i odłożył ją na półkę.
Mam szklane drzwi – oznajmił z dumą, że w mieszkaniu znajdowało się coś takiego. W akademiku miał do dyspozycji tylko kawałek materiału, który sprzątaczka często zabierała do prania. Nie raz i nie dwa razy do łazienki wlazł mu Darrell i żartował z jego golizny.
Dotarli do kolejnych regałów. Tym razem z rozmaitymi lustrami i szklanymi obrazami. Przez chwilę zastanawiał się, czy czegoś potrzebował. Następnie przyśpieszył, aby ponownie wyjść na środek sklepu. Z jednej środkowych wystaw zabrał wycieraczkę.
Jesteś rozanielona – zauważył i sam się uśmiechnął. Wtedy również Kaykay spojrzał na matkę, choć kompletnie nie zrozumiał użytego przez Siriusa słowa.
Rozlona? – powtórzył.
Ro-za-nie-lo-na. Rozanielona – podzielił słowo na sylaby i powtórzył znowu w całości. – Czyli bardzo zadowolona. Mama jest zadowolona. – Chwilę później usłyszał wyznanie kuzynki. Obdarzył Kaylee bacznym spojrzeniem, doglądając mimiki jej twarzy. Nie mogła ukryć emocji, a Siriusa taki stan rzeczy bardzo satysfakcjonował. Wyglądało na to, że życie kuzynki w końcu zaczęło się stabilizować. Po rozczarowaniu w związku z rozstaniem i rozwodem, zasługiwała na to, aby być szczęśliwa.
to ten internista, który jest centymetr niższy ode mnie? – zapytał. Chciał się jedynie upewnić, że myślał o właściwej osobie. Podobno to miły mężczyzna. W dodatku w wieku miał dobry zawód. – A on – skinął na KayKaya, który akurat zagapił się na kolorowe klosze i halogeny. Wszelki w alejkę świateł. – A on go lubi? – Czasami rozmawiali o wszystkim i o niczym, nie zatrzymując się nawet na istotnych sprawach. Chociaż Sirius miał podstawowe informacje o Skylerze zakodowane gdzieś w pamięci, to nigdy nie zapytał o stosunek syna Kaylee do mężczyzny. Było to ważne. Nie zamierzał się wtrącać, nie miał do tego prawa. Chciał po prostu wiedzieć.
Może powinniśmy się wszyscy spotkać na obiedzie? Wziąłbym dziewczynę – zaproponował. Problem w tym, że nie wiedział, którą dziewczynę powinien zabrać na taki oficjalny posiłek. Spotykał się z Lunet, ale odkąd próbował flirtować z Fernandą, to jego związek niechybnie zbliżał się ku upadkowi. Z drugiej strony nie wypadało przyjść samemu, bo wyszedłby na wścibskiego kuzyna.

autor

P o l a

ODPOWIEDZ

Wróć do „Columbia City”