WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5


Ostatnimi czasy Helena zachowywała się tak jakby była na emeryturze. Znaczną część dnia poświęcała przeglądaniu stron z promocjami, gdzie wyczajała, w których sklepach może kupić coś taniej, a potem wsiadała w komunikację miejską i jechała na drugi koniec miasta, bo akurat tam była promocja na potrzebne jej produkty. Całe szczęście nie stała się zrzędliwa i usilnie nie próbowała wymusić na kimś spojrzeniem, żeby ustąpił jej miejsca w autobusie. Dzisiejszego dnia była z siebie naprawdę dumna, bo udało jej się wyczaić sklep, w którym ogłoszono promocję na wszystkie mrożonki. Na mieście mówili, że to przez jakąś awarię czy coś, ale Helena nie mogła wybrzydzać. Mimo, że starała się znaleźć pracę na razie każda z podjętych prób kończyła się niepowodzeniem. Pracodawcy strasznie kręcili nosem na fakt, że dziewczyna ostatnie trzy lata spędziła w więzieniu. Na początku Molligan chciała zmyślać, ale za każdym razem przyciśnięta do muru mówiła prawdę i wtedy przychylność osób się kończyła. Zbywali ją słowami „odezwiemy się do pani”, których nie trzeba tłumaczyć. Nikt nie zadzwonił i Helena wracała do punktu wyjścia.
Znalazła się w sklepie i na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Wraz z nią na promocji pojawiła się cała masa innych ludzi, co sprawiało, że jej szanse na uzupełnienie zapasów znacznie zmalały. Zrezygnowana ustawiła się na końcu kolejki cierpliwie czekała aż będzie mogła przecisnąć się do zamrażarki. Z braku innego zajęcia sięgnęła po telefon i bez większego zaangażowania przewijała instagrama. Kiedy w końcu jej się to znudziło podniosła wzrok i w tłumie ludzi dostrzegła znajomą osobę. – Turner! – zawołała po nazwisku i zaczęła mu machać. Nie wnikała czy on też przyszedł po mrożonki czy po prostu po jakieś drobne zakupy, wyszła z kolejki i podeszła do chłopaka. – Zobacz kogo w końcu wypuścili. – powiedziała i posłała mu uśmiech, mimo, że kilka osób obok niej postanowiło się odsunąć.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Dzisiaj miałem luźny dzień, jednak postanowiłem pozałatwiać kilka spraw, które i tak już długo zwlekałem z czystego lenistwa, którym dość często się wyróżniałem z pośród rodziny Turner, no ale gdzieś ta czarna owca musiała się ulokować nie? No nie moja wina, że padło na mnie, może mi się kiedyś to zmieni, kto wie. Wracając już do domu, wstąpiłem do jakiegoś sklepu kupić sobie zimną pepsi, a widząc ogromną kolejkę przy mrożonkach to się trochę zdziwiłem, jednak szybko ogarnąłem o co biega, zauważając wielkie kartki z informacją o przecenach. Na szczęście mnie to nie interesowało, ruszyłem w stronę lodówek z napojami, sięgnąłem po jedną pepsi i miałem zamiar udać się do kasy, kiedy usłyszałem znajomy głos. Rozejrzałem się i dostrzegłem Molligan, uśmiechnąłem się szeroko, po czym spotkałem się z nią w połowie drogi i przytuliłem ją na przywitanie. - Cześć Helka, w końcu wolność? - zapytałem, odsuwając się od niej nieco i spoglądając w jej tęczówki. - Dobrze Cię widzieć, świetnie wyglądasz. Co tam? - zapytałem, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Dobrze było ją znowu zobaczyć, ostatni raz widziałem ją kilka miesięcy temu, kiedy byłem u niej na odwiedzinach, niestety nie mogłem bywać u niej częściej, bo nie będąc rodziną z widzeniami było znacznie ciężej i wszystko utrudniali, jednak skoro teraz wyszła to może i częściej zaczniemy się widywać, może potrzebowała pomocy po odsiadce? Może nie uchodziłem za najbardziej pomocnego człowieka w całym Seattle, ale bliskim sobie osobom nigdy nie odmawiałem pomocy, tak więc jeśli Helena czegoś potrzebowała, a ja mógłbym jej coś zaoferować, to nie miałem z tym żadnego problemu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dla nowo poznanych osób była zdystansowana i traciła swoją pewność siebie, ale sytuacja miała się zupełnie inaczej, kiedy natrafiała na starych znajomych. Szczególnie na takich, którzy nie wypięli na nią dupy i odwiedzali ją w więzieniu. Od razu wyściskała Fritza i posłała mu uśmiech. – Już prawie dwa tygodnie. – powiedziała z dumą. Chciała jak najszybciej nadrobić zaległości i spotykać się z osobami, które były dla niej ważne. Niestety pierwsze dni musiała jednak poświęcić na załatwieniu dachu nad głową i pozostałych najbardziej pilnych spraw, dlatego też naprawdę ucieszyła się na to przypadkowe spotkanie z Turnerem. - Chyba głównie dlatego, że w końcu mogłam ściągnąć ten paskudny uniform. – jeszcze przed odsiadką Helena uwielbiała modę. Nie narzekała na brak pieniędzy, więc mogła pozwolić sobie na wszystko co w danym momencie było modne. Od samego początku odsiadki konieczność noszenia więziennego stroju była dla niej męczarnią i gdyby Molligan była na tyle odważna na pewno zaczęłaby zaznaczać na ścianie dni, które pozostały jej do momentu, w którum w końcu będzie mogła wskoczyć w coś normalnego. – A poza tym beznadziejnie. Nie mam pracy i bawię się w emerytkę jeżdżącą od sklepu do sklepu po rzeczy na przecenach, bo rodzice wypięli na mnie dupę. – wskazała głową na mrożonki, a entuzjazm w jej głosie osłabł. Musiała minąć dłuższa chwila by na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech. – Lepiej gadaj co u ciebie. – zmieniła temat, bo ostatnio nie lubiła za dużo opowiadać co u niej. Nie chciała martwić kolejnej osoby faktem, że już dwa tygodnie po wyjściu zdążyła się spotkać z Orlando – chłopakiem, przez którego siedziała. – Kupujesz coś? Bo ja chyba przyjechałam na darmo… Może gdzieś byśmy usiedli? Jeśli oczywiście masz czas. – zaproponowała. Zatłoczony sklep nie był najlepszym miejscem do rozmów, ale nie chciała się narzucać. Pewnie nie każdy miał tyle czasu co bezrobotna Helena.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaskoczyła mnie kiedy powiedziała, że już dwa tygodnie jest na wolności, no i jeszcze się do mnie nie odezwała? Dopiero przypadkowe spotkanie musiało ją do tego zmusić by się odezwała? Nieładnie z jej strony. - No wiesz, mogłaś się odezwać szybciej wtedy, to bym Ci jakieś przyjęcie powitalne zorganizował. - rzuciłem niby trochę obrażony i nawet skrzyżowałem ręce na piersi, robiąc nadąsaną minę, ale po chwili roześmiałem się wesoło. Słysząc jej kolejne słowa, zlustrowałem ją spojrzeniem i pokiwałem głową na znak zgody. - Tak, zdecydowanie lepiej Ci bez niego. Chociaż wiesz, nie powiem, że nie wyglądałaś seksownie też i w tamtym stroju, wiesz jakie całkiem fajne fantazje seksualne z Tobą w roli głównej miałem? - wyznałem jej zupełnie nie przejmując się tym, że wokół nas było sporo ludzi i pewna część słysząc to, właśnie wlepiała w nas jakieś nieco zgorszone spojrzenia, no, ale nie moja wina, że sfera seksu była dla mnie takim samym tematem jak ten o pogodzie, to oni wszyscy po prostu byli jacyś ograniczeni twierdząc, że uprawiać seks można tylko po ślubie i przy zgaszonym świetle. Kiedy wyznała mi, że szuka pracy i ogólnie jej ciężko, uśmiech zszedł mi z twarzy i cicho westchnąłem. - Jezu Helena, było się odezwać przecież wiesz, że Ci pomogę, dla mnie to nie problem. - zapewniłem ją i objąłem ramieniem, przytulając do swojego boku. Musiało jej być cholernie ciężko, szczególnie, że wcześniej na nic nie brakowało jej pieniędzy, taka szara rzeczywistość, w dodatku po takich przeżyciach to nie powinna jej spotkać. - U mnie spoko Hela, zajmijmy się jednak Tobą. - powiedziałem tonem nie znoszącym sprzeciwu, bo nie mogłem pozwolić na to, by Helenka, żywiła się jakimiś mrożonkami z przecen. - Słuchaj, zrobimy tak. Weźmiesz co potrzebujesz, zapłacę, zawieziemy zakupy do domu i zabiorę Cię na jakiś dobry obiad, okey? - w sumie było to z mojej strony pytanie retoryczne, bo w ogóle nie miałem zamiaru słuchać jej sprzeciwu. Pociągnąłem ją do pierwszej alejki, zabierając jeszcze koszyk, do którego wrzuciłem swoją pepsi, a następnie wskazałem ręką na regały. - No dawaj, pomyśl o tym, że masz dzień dziecka. - rzuciłem wesoło i puściłem jej oczko, popychając ją nieco do przodu, oczywiście w delikatny sposób, po to, by zachęcić ją do ruszenia między aleję i zrobienia zakupów dla siebie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Wybacz. – spojrzała na Turnera robiąc smutną minkę. – Rodzice weszli w tryb, Helena radź sobie sama, jesteś dorosła, skoro potrafiłaś wtedy wpakować się do więzienia teraz też dasz radę. – wytłumaczyła szybko, starając się sparodiować głos matki. Mimo, że wiedziała, że Fritz nie mówi poważnie i tak czuła, że powinna mu to powiedzieć. Niestety rodzice nadal ją zlewali, chociaż przez te pierwsze dwa tygodnie wolności udało jej się załatwić naprawdę sporo. Miała gdzie mieszkać, jeszcze nie umarła z głodu… Najgorzej, że nie znalazła sobie pracy, ale pewnie i to w końcu się jej uda.
Helena znając podejście chłopaka i brak tematów tabu w jego obecności od razu się roześmiała. Nie zwróciła uwagi, że coraz więcej ludzi stojących w kolejce po mrożonki patrzy na nią jak na wariatkę kryminalistkę. – Mój drogi, było mowić wcześniej, mogliśmy się umówić na wizytę małżeńską. – rzuciła, puszczając mu oczko. W obecności Fritza nie czuła skrępowania, chyba jego swoboda rozmawiania na takie tematy udzielała się także jej. W liceum łączyły ich bardziej zażyłe relacje niż tylko przyjaźń i mimo tego, że był to związek głównie na pokaz musieli przyznać, że w sprawach łóżkowych było lepiej niż okej.
Posłała mu uśmiech pełen wdzięczności i nie mogła go nie przytulić. – Fritz, jesteś taki kochany. – powiedziała i aż się wzruszyła. Cudownie było mieć takich znajomych, którzy byli jej gotowi pomóc bez względu na wszystko. Jak ona im się kiedykolwiek odpłaci?
Pokiwała głową rozglądając się po sklepie. Przez moment się wahała co powinna mu odpowiedzieć, nie przyzwyczajona do sytuacji, że jest od kogoś zależna finansowo. – Zakupy możemy zrobić, ale dobry obiad robię ja. – zaproponowała. Uznała, że to uczciwa oferta. Kupią produkty za jego pieniądze, ale ona przyrządzi coś ekstra, więc wyjdzie po równo. A trzeba pamiętać, że Molligan gotowała naprawdę bardzo dobrze! Na razie brakowało jej funduszy na realizowanie najbardziej wyuzdanych fantazji, ale może z czasem się dorobi i problem skąd wziąć pieniądze na produkty rozwiąże się sam.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ej, ciekawe czy moja matka też by się na mnie wypięła, jakbym do pierdla trafił. - mruknąłem, na chwilę się zamyślając, bo jednak to poważny temat był. Może nie był to odpowiedni moment na takie rozkminy, bo Helkę to na bank bolało, no ale to nie moja wina, że mi tu teraz z takimi tematami wyjeżdża no. - Ale wiesz co? Pewnie im przejdzie, wiesz, teraz są trochę źli, ale jak zobaczą, że sobie radzisz, to na bank w końcu Ci wybaczą, będzie dobrze. - powiedziałem z delikatnym uśmiechem na twarzy i pogłaskałem ją po ramieniu by dodać jej trochę otuchy. Mimo wszystko Helka była ich córką, na bank w końcu się do niej odezwą i zapomną o całej sprawie związanej z więzieniem, o ile Molligan nie wpakuje się znowu w jakieś kłopoty.
- No nie, to można na takie wizyty się umówić? Ale oni wiedzieli, że nie jesteśmy rodziną, myślisz, że nie próbowałem wnosić o więcej widzeń? Te chuje twierdzili, że tak nie można. - westchnąłem cicho, bo serio chciałem odwiedzić ją jeszcze kilka razy, ale za każdym razem było gadanie, że nie jestem z rodziny, a to nie miejsce na koleżeńskie wizyty. Chyba, że byłem dla nich zbyt podejrzany i nie chcieli po prostu dopuścić do tego by stało się coś nieoczekiwanego, nie wiem i się pewnie już nie dowiem. - Ale wiesz co? Zawsze możemy to nadrobić nie? - powiedziałem, z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy i puściłem jej zalotnie oczko, skoro taka chętna na wizyty małżeńskie była, to zawsze możemy sobie taką wizytę odegrać, nie ma w tym żadnego problemu, przynajmniej ja go nie widziałem, a z Molligan kiedyś w łóżku dogadywaliśmy się świetnie, a teraz, podejrzewałem, że byłoby tylko lepiej.
Kiedy mnie przytuliła, oczywiście odwzajemniłem jej uścisk, ale dla mnie nie było w tym nic kochanego, po prostu, czułem, że tak trzeba, nie mogłem przecież zostawić jej na lodzie, jeśli się miała podnieść, to ktoś musiał jej w tym pomóc, bo samemu zawsze jest ciężej. - No dobra, zrobisz pyszny obiadek, ale nie patrzysz na ceny, a produktów bierzesz tyle, by wystarczyło na dłużej niż dwa dni, okey? - skoro chciała się targować to się będziemy targować, tylko zapomniała, że ze mną nie wygra co nie? Byłem uparciuchem i zawsze stawiałem na swoim, tym razem też tak będzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jest normalniejsza niż moi starzy, pewnie wysyłałaby ci co chwilę jakieś paczki albo siedziała w poczekalni, czekając na widzenie. – powiedziała i posłała mu uśmiech. Nie raz zazdrościła innym szczęśliwych rodzin. Bo jej okazała się być beznadziejna. Wystarczyło spojrzeć na to, że postanowili się od niej odwrócić. To było cholernie przykre, ale Molligan nie miała już na to wpływu. Skoro oni nie chcieli utrzymywać z nią kontaktu, ona sama nie miała zbyt wiele do powiedzenia. POzostawało jej zaakceptować ten fakt i ruszyć dalej. Całe szczęście miała wokół siebie przyjaciół, więc nie było tak źle. – Może. Na razie mają fazę, że mam być rozsądna. Powiedzieli mi to tyle razy, że mam ochotę strzelić sobie w łeb. – westchnęła. Była mu strasznie wdzięczna za wsparcie, bardzo tego potrzebowała, a Fritz oferował je sam z siebie. Wystarczyło się z nim spotkać i Helena od razu poczuła się o wiele lepiej. – Wszystko można, ale wiesz o co chodzi. – pokazała charakterystyczny gest kojarzący się z pieniędzmi. Roześmiała się na jego słowa. Ona sama nie widziała problemu, szczególnie, że przez trzy lata żyła w przymusowym celibacie. – Dogadamy się. – dodała, uśmiechając się kusząco. Na Amazonie czy innym Ebayu na pewno można było znaleźć całą masę więziennych ciuchów, to nie stanowiło żadnego problemu.
Przez moment się zastanowiła, ale potem niepewnie pokiwała głową. Całe szczęście, że Fritz zgodził się na jej propozycję. Gotując obiad chociaż częściowo spłaci dług wdzięczności. Wiedziała, że po prostu biorąc od niego produkty będzie czuła się źle sama ze sobą. A tak, oboje zjedzą dobry obiadek, a ona będzie mogła jeszcze popisać się w kuchni. Sytuacja, w której oboje wygrywają. – Niech będzie. – powiedziała jeszcze, a potem rzuciła się w wir zakupów. Kolejka do mrożonek się trochę zmniejszyła i dzięki temu mieli ułatwiony dostęp do pozostałych części sklepu. Po kilkunastu minutach koszyk był zapełniony przeróżnymi produktami, a na twarzy Heleny gościł szeroki uśmiech. – Masz ochotę na coś konkretnego? – zapytała. Z tych produktów da się ugotować naprawdę wiele potraw, ale ona chciała najpierw poznać zdanie Turnera.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Normalniejsza? Przecież moja matka w ogóle nie jest normalna. Pewnie w jej paczkach byłyby dildosy i seksowna damska bielizna, tak dla urozmaicenia mi odsiadki, nie dziękuję, wolę nie próbować. - jak sobie wyobraziłem, że bym taką paczkę dostał i co by się mogło dziać, gdyby współwięźniowie to widzieli, to aż się wzdrygnąłem na samą myśl. Wolałem nie próbować. Jakbym poszedł siedzieć zrobiłbym wszystko, byleby się nikt o tym nie dowiedział. - To znaczy, że na jakiś swój chory sposób się o Ciebie martwią, spokojnie, wszystko się ułoży. - zapewniłem ją po raz kolejny, bo byłem pewien, że jej rodzice mimo wszystko w końcu zapomną i odnowią z nią kontakt, przecież nie mogli złościć się całe życie na własną córkę prawda? Każdy popełnia błędy, jedni gorsze inni mniejsze, no ale najważniejsze by się na nich uczyć. - Cooo? Było mówić. Zapłaciłbym za tą wizytę i urządzilibyśmy im takie porno, że potem płaciliby mi za to bym do Ciebie wpadał. - zażartowałem chyba zbyt głośno, bo jakaś babcia spojrzała się na mnie i wyzwała od bezbożników. Wzruszyłem ramionami. - Pani wybaczy, ja z branży, żadna praca nie hańbi prawda? - rzuciłem do starowinki, która mruknęła jeszcze kilka wyzwisk pod nosem, a następnie oburzona poszła na inną alejkę. Roześmiałem się, bo co mi innego pozostawało w tej sytuacji? Czasami miałem wrażenie, że w społeczeństwie ćpuny i mordercy byli traktowani znacznie łagodniej niż aktorzy filmów dla dorosłych. Chory świat.
Zakupy poszły nam całkiem szybko i stojąc w kolejce do kasy usłyszałem pytanie Heleny. Uśmiechnąłem się łobuzersko. - No na Ciebie. - rzuciłem, wyszczerzając ząbki w szerokim uśmiechu, obejmując ją przy tym w talii. - W sumie to byleby nie żadne owoce morza, ananasy i oliwki. - dodałem, wzruszając przy tym ramionami. To co zrobi to zjem, o ile nie będzie się wiązało z tymi rzeczami, które wymieniłem wcześniej. Miałem wrażenie, że chyba za bardzo wybredny nie byłem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 1
Lawirowanie pośród sklepowych półek, śledząc alejkę za alejką, nie było wymarzoną formą na spędzenie popołudnia. Jednakże skupianie się na kolorowych etykietach, czytanie składu wybranych produktów i przebieranie w dostępnych wiktuałach z pewnością było o niebo lepszym zajęciem, niż gnicie we własnych czterech ścianach, prawda? Szczególnie gdy zdawało jej się, że osiągnęła ten stan emocjonalny, iż lada moment zacznie rozmawiać z doniczkami, domalowywać im śmieszne buźki i nadawać wymyślne imiona, byleby tylko odnaleźć towarzyszy niedoli, jaką przyszło jej wieźć. Począwszy od braku weny na kolejny rozdział gorącego romansidła pisanego pod mało kreatywnym pseudonimem (a przecież rzesza fanek po czterdziestce niecierpliwie czekała na kolejny tom, z drugiej strony zaś, wydawca kładł coraz większy nacisk), aż przechodząc do tematu, który jest na tapecie prawdopodobnie większą część jej życia, mianowicie sprawy sercowe. I w tym wieku, ze swoimi doświadczeniami powinna doskonale zdawać sobie sprawę, jakim jest ogromnym magnesem na nieudane relacje. Nieważne, jak dobrze się zapowiada - zawsze się źle kończy. Powinna być przygotowana na wszystko i nigdy nie dać się zaskoczyć, bo po takim życiowym rollercoasterze emocjonalnym nadawałaby się wręcz do służb specjalnych, a ona nadal potykała się na dobrze znanej drodze. Wszystko przez tych cholernych, facetów, nie?
I tak przeklinając w głowie każdy związek, każdą randkę i każdą chwilę swojej słabości, zupełnie nie spodziewała się, że przysłowiowo wywoła wilka z lasu. Dosłownie nieopodal, bo przy następnej kasie, znalazł się nikt inny, jak duch przeszłości, a ona była święcie przekonana, że siła przyciągania stanowczo nie była ostatnio po jej stronie. Jego ograniczona sprawność zwiodła jej wzrok, wszakże nie miała pojęcia, skąd wzięły się te pokłady empatii, które nakazywały jej coś zrobić, skoro ostatnim razem, gdy wspominała Marqueza wyrażała się o nim jedynie przez pryzmat negatywnych zdarzeń. Tak więc niewiele myśląc, poddając się impulsowi czystej dobroci, złapała za swoją materiałową torbę z zakupami i podeszła do mężczyzny, praktycznie zachodząc go znienacka. - Przydałaby się trzecia ręka, co? - zagaiła całkiem przyjaźnie, wykrzywiając usta w nieco zakłopotanym uśmiechu. Bo chyba, nikt się nie spodziewał, iż przyjdzie im ponownie się spotkać w takich okolicznościach? - Ewidentnie potrzebujesz pomocy, więc nie upieraj się, że dasz radę. Mogę? - wskazała dłonią na wzrastający harmider przy kasie i wlepiła w niego wzrok, zupełnie jakby w ten dziwaczny sposób oczekiwała na pozwolenie do działania.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Joaquin będący jak dotąd osobą mogącą się poszczycić końskim zdrowiem i równiutkim zerem jakichkolwiek kontuzji, od ostatniego Halloween przechodził ciężkie chwile. Kłamstwem byłoby powiedzieć, że nie miał za złe Callie tego, że jej cztery litery postanowiły przygwoździć go do ziemi, tak, że jego biedna rączka powitała entuzjastycznie efektowne złamanie. Rentgena w oku w prawdzie nie miał nawet po tylu latach pracy w szpitalu, ale, gdyby jego spojrzenie mogło w tamtej chwili zabijać to Clive z pewnością zostałby wdowcem. W prawdzie byli kumplami, ale widząc jak Thornton się prowadził, Joaquin szczerze wątpił by utrata pani T. zrobiła na nim szczególne wrażenie. Może Marquez powinien zmienić towarzystwo? Zdecydowanie, ale chyba nie miał nosa do ludzi.
Wracając jednak do sedna, gips był dla neigo najprawdziwszym utrapieniem. Utrudniał ubieranie, ręka swędziała jak cholera, a prozaiczne czynności stawały się prawdziwym wyzwaniem. Co jak nie trudno się domyślić dla kogoś z tak dobitną obsesją na punkcie niezależności było koszmarem. W związku z czym na cotygodniowe zakupy wybrał się skrzywiony jak dziecko, które w świątecznym prezencie dostało atlas grzybów. Na widok jego miny z pewnością każdy pracownik marketu decydował się na szybką ewakuację do innej alejki tak by gburowaty jegomość nie mógł rozpocząć pełnej pretensji do świata tyrady.
Mimo wszystko jakoś przebrnął przez nabiał, sunął energicznie przez dział z pieczywem a kończąc w alejce z owocami przemaszerował w stronę kasy. Mimo swojego pesymizmu przez myśl przeszło mu, że w zasadzie odwalił kawał dobrej roboty. Jak to mówią, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Właśnie dlatego stojący w kolejce do kasy Marquez czy chciał czy nie musiał momentalnie zachwiać panujący tam ład i porządek. Gdy próbował wyciągnąć portfel z kieszeni kurtki, jedna z siat postanowił bezceremonialnie zsunąć się z jego ramienia i tym samym tuzin kształtnych ziemniaków wylądował na sklepowej posadzce. Idealnie. Gdy nieudolnie próbował zapanować nad sytuacją, los po raz kolejny zagrał mu na nosie. -Georgia? - wydusił z siebie na widok spoglądającej na niego brunetki. Teraz naprawdę nie było mu do śmiechu. Po tym jak podczas ich ostatniego spotkania mógł wykazać się tylko byciem beznadziejnym partnerem, teraz prezentował jej się trącając gipsem bulwę. - Gdybyś była tak miła.- zgodził się z krzywym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Przeszło mu przez myśl by odrzucić jej ofertę, ale po chwili doszedł do wniosku, że większe pośmiewisko zrobi z siebie tarzając się po ziemi z naręczem siat, gipsem i stertą ziemniaków. - Jeszcze się nie przyzwyczaiłem.- dodał co by podkreślić, że jednorękim niedołęgą jest od niedawna. Co by nie pomyślała, że po ich rozstaniu rozlazł się jak stare gacie i 24/7 przypominał jeden wielko obraz nędzy i rozpaczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie oczekiwała szczerych uśmiechów, ciepłego powitania i miłej rozmowy, równocześnie zdając sobie sprawę z tego, że to nie miejsce ani czas na wszelkie przejawy dawnej niechęci. Czy mogła go zignorować i przejść obojętnie robiąc swoje? Oczywiście, że tak. Przez moment nawet to rozważała, jednak czy to by coś dało? Czy wtedy uzyskałaby satysfakcję, że z pełną premedytacją (i pewnie też bezdusznością) pozwoliła mu dalej tak żałośnie zbierać zakupy z podłogi, podczas gdy nawet nie mógł dokonać codziennego sprawunku? Oczywiście, że nie. Wyrzuty sumienia dopadłyby ją, zanim dobiegłaby do wyjścia z marketu i zapewne przez najbliższe dni żałowałaby swojego egoistycznego czynu. W końcu decyzja wyjścia z pomocą nie była jedną z jej pseudoaltruistycznych pobudek mających na celu zaspokojenie swojego ego. Raczej poczuła specyficzne wspomnienie przeszłości, która w całkiem feralny sposób właśnie się przed nią jawiła. Kiedyś nie byli wyłącznie parą, a przede wszystkim przyjaciółmi. Nieważne, jak wyglądały ich relacje, nie potrafiła a może nawet i nie chciała być jedną z tych osób, które podczas takich konfrontacji wykazują się obojętnością.
Na dźwięk swojego imienia uśmiechnęła się delikatnie, całkowicie darując sobie wszelkie powitania. Co poza sztywnym cześć mogłaby powiedzieć? Miło cię widzieć a może minęło sporo czasu? Prawdopodobnie oboje czuli się odrobinę zakłopotani całą sytuacją, chociaż Gia nadal wykrzywiała usta w lekkim uśmiechu, jakby to miało jakoś pomóc jej w rozluźnieniu. - Tak, tak, oczywiście, daj... - powiedziała łagodnie, wyciągając dłoń po siatkę, by nieco sprawniej, niż on, pozbierać rozrzucone na posadzce warzywa. Nie był to dla niej żaden problem. Nie zajmował jej cennego czasu, ani tym bardziej nie czuła się zobligowana do pełnienia roli samarytanki. Pomagała mu, bo chciała. Bo taka może już po prostu była. Bo potrzebowała na chwilę zająć się czymś innym, a przecież zbieranie ziemniaków z byłym partnerem to idealny plan na wypełnienie popołudnia. - Och, w porządku, nie musisz się tłumaczyć. I tak pewnie prędzej zdejmą ci gips, niż zdążysz się przyzwyczaić - i rzecz jasna miało to mieć pozytywne wydźwięk, coś na rodzaj jej spersonalizowanych życzeń, by szybko wrócił do zdrowia. Czy to ma sens? Pewnie nie, bo brzmi to absurdalnie. W każdym razie nie miała na celu go urazić, czy wytykać nieudolności z jaką wrzucał bulwy do siatki. - Co to był za niefortunny wypadek, jeśli mogę spytać? - gestem dłoni wskazała gips na jego ręce. Dobór jej słów również był całkowicie przypadkowy. Poza faktem, że rzeczywiście przejawiała lekką ciekawość, starała się wypełnić czas rozmową, aby nie musieli mierzyć się z niezręczną ciszą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, Joaquin nigdy nie darzył szczególnym sentymentem swoich ex. Związki, w które się wikłał zazwyczaj obywały się bez dramatycznego finały jednak rozstania był po prostu ich nieodzowną częścią. O ile znajomość z Georgią była nielicznym przykładem, podczas którego to przyjaźń w łagodny sposób przeistoczyła się w coś więcej to i tutaj trudno byłoby dopatrywać się znaczących pokładów szczęścia czy też powodzenia.
- Dzięki- wymamrotał by po chwili pozwolić brunetce na przejęcie niesfornych siat z zakupami. Nie zamierzał trwonić czasu na przesadne unoszenie się honorem- potrzebował pomocy, a każda kolejna minuta samodzielnego szamotania się z zakupami była czymś czego wolał sobie darować. W prawdzie wolałby by między sklepowymi alejkami ukazała mu się inna pomocna duszyczka, ale jeśli chodzi o pokaźną liczbę jego ex to i tak nie było najgorzej. Za sobą miał znajomości z tak przebiegłymi harpiami, że związek z Maynard był przy tym naprawdę miłym wspomnieniem. -Też mam taką nadzieję. W zasadzie pozostało mi jeszcze kilka tygodni. Uciążliwe cholerstwo, ale jak trzeba to trzeba- stwierdził poniekąd nawet posyłając jej uśmiech. Rozmowa o gipsie była równie neutralna co rozmowa o pogodzie, ale cóż mógł na to zaradzić? W zasadzie taka wymiana uprzejmości nie była niczym złym. Zasadniczo z dwojga złego wydało mu się to lepszym rozwiązaniem, niżeli skakanie sobie do gardeł. Szczególnie, że po Halloweenowych ekscesach marzył tylko i wyłącznie o świętym spokoju. - Gdybym ci powiedział pewnie uznałabyś, że zwariowałem.- stwierdził po chwili, poprzedzając swoją wypowiedź nieco krzywym uśmiechem. Nie sądził, że relacjonowanie imprezowych wojaży mogłoby teraz skończyć się dobrze. W zasadzie przez myśl mu przeszło, że brunetka mogłaby uznać, że najzwyczajniej w świecie ostro przebalował i te przedziwne sceny były tylko i wyłącznie wytworem jego wyobraźni a kontuzji nabawił się w pojedynkę przewracając gdzieś w drodze między salonem a łazienką. - Tam powinna być jakaś ławka, będzie mi łatwiej wezwać taksówkę.-skinieniem głowy wskazał na miejsce zlokalizowane kilka metrów od kas. Nie chciał nadwyrężać jej uprzejmości toteż zdecydował się przejąć siaty , gdy tylko wydostaną się z tłocznej kolejki. - A co u Ciebie? Wszystko w porządku?- dodał w końcu, gdy zrozumiał, że w zasadzie nie zapytał. Cholera. Nigdy nie był mistrzem tych grzecznościowych pogawędek, szczególnie, gdy całą swoją uwagę poświęcał uniknięciu kompromitacji. Mimo wszystko nie widzieli się już jakiś czas i szczerze interesowało go to co działo się u Georgii. W odróżnieniu do niego wszystkie kończyny miała sprawne, a to już coś. Może powinien jej pogratulować?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[któraś]

Obrazek

Frosty Franky – dwie stówy.
Jezebelle – sto chyba czterdzieści. Albo trzydzieści?
Brad McDugan – oj, ze cztery stówy.
Rhino… brak danych. Dużo drobnych pożyczek…
Dwayne Ditto – no tak: Dwayne teoretycznie nawet ponad sześć stów! Ale Dwayne potrafi wybaczać. Hm? Czy już nie?

Wolała nie sprawdzać. Nie da się, no po prostu nie da się być na czysto. Do przeszło półtora tysiąca dolarów długów dochodzi cotygodniowy wygibas z płaceniem czynszu (jeszcze dwie zwłoki i odetną ciepłą wodę, będzie się musiała higienizować w Dragon’s Club po zamknięciu..), jakieś żarcie na co dzień (choć udało jej się zredukować potrzeby tego typu do chińskiej zupki, fasoli z puszki i podstawowego pieczywa typu kanapka z majonezem i ewentualnie imitacją żółtego sera), a przecież na co MUSI wystarczyć kasy, to fajki, poza tym –fajki, no i podstawowe tabsy, blanciki, piwo i czasem małpkę do obalania z Silver, jak im wypadnie wolne w tym samym momencie.
Rzeczywistość finansowa Ameriki Raiz była podobna do pobojowiska: dymiło, cuchnęło, ziało dziurami, wszędzie… zwłoki. I kary za zwłokę. Pokręciła głową do swych myśli, bez patrzenia przechodząc przez uliczkę, prosto ku drzwiom lokalnego spożywczaka. Nawet nie czuła ekscytacji, strachu, ba – nawet być jakoś szczególnie ostrożną jej się nie chciało. Pchnęła drzwi i nie patrząc na nic konkretnie ruszyła z koszykiem, po drodze wyciągając ze stojaka pokaźny plik gazetek reklamowych. Ułożyła je płasko na dnie koszyka i capnęła jakieś mleko, a po chwili, delikatnie tylko zerkając na boki i w górę, celem lokalizacji kamer, sięgnęła po malutką (0,25?) butelkę stocka i włożyła pod gazetkę. Czy liczyła się z przyłapaniem? Nie: było niedługo po południu, Ammy była po dwóch cienkawych kreskach MDMA i po prostu coś jej wewnętrznie mówiło, że takie proste rzeczy się udają. No coś, kurwa, musi ci się udać w życiu, America! O – przy okazji jeszcze wyczaiła na bieliźnianym zupełnie spoko majteczki, wystarczyło odgryźć żyłkę do której przyczepiono sieciówką plastikową metkę z kodem, w następnej alejce niby zorientować się, że jednak nie, i niby wrócić, a po drodze schować drobną szmatkę do kieszeni wewnętrznej kurtki. Da się? Da się!
W krótkiej kolejce do kasy owinęła buteleczkę w grubaśną warstwę gazetek (raczej uniemożliwią zapikanie w bramce), wcześniej jeszcze dokładając do tajnej części swoich zakupów paczkę tamponów i szczoteczkę do zębów. Strasznie to podrożało jakoś ostatnio, a zgodnie z tokiem rozumowania osób na co dzień niezasobnych, Ammy podskórnie czuła, że to ją osobiście próbuje oszwabić kapitalizm i ogólnie ludzkość, a ona się po prostu nie da! Gdyby szczoteczka kosztowała „tyle ile powinna!”, nie? hehe – wtedy „oczywiście” by ją kupiła. Więc nie chodzi o cenność szczoteczki tamponów, a o pokazanie kapitalizmowi, że jest skurwysynem i niech jej nie podskakuje, bo takie latynoskie laski jak ona dadzą radę! Mierda.
Przy kasie wystarczyło mieć zaaferowaną minkę, rzucić nerwowy uśmiech, jeszcze wyjąć telefon, że niby tu esemes, tu chusteczki, tu to, tu tamto i jakoś tak szybko muszę do wyjścia, ile płacę, aha, proszę, o, dziękuję, proszę, do widzenia. A ten facet za mną to pewnie nawet nie myśli o tym, że podrożały szczoteczki do zębów. O podrożeniu tamponów nawet nie wspominając – bo już America odwraca się od kasy, ma półtora kroku do kołowrotka bramki i trzy kroki do drzwi. Co: ona nie da rady?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 2 — ..........Kolejny dzień; kolejna paczka fajek.
..........Problem pojawia się wtedy, gdy tej paczki nie ma, bo się ją gdzieś zgubiło. Rozwiązanie? Kupić nową, oczywiście, chociaż doskonale wie, że za kilka godzin albo dni znajdzie ją gdzieś pod siedzeniem auta lub na biurku pod stosem papierów. Nie pierwszy raz jest bowiem w takiej sytuacji. Tyle tylko, że — jak zwykle — tak długo czekać nie może, bo to właśnie papierosy, zaraz obok Adderallu, sprawiają, że jest w stanie jakoś funkcjonować i przetrwać każdy kolejny dzień. Bez tych dwóch rzeczy byłby tykającą bombą — człowiekiem jeszcze bardziej nieznośnym, niż teraz. A na to zdecydowanie nie można pozwolić, prawda?
..........Zatrzymuje się więc gdziekolwiek — przy jakimś pierwszym, lepszym sklepie, który mija, z zamiarem szybkich zakupów. A raczej niewielkich, bo przecież nigdzie mu się nie spieszy. Kiedy więc wchodzi do środka i łapie za koszyk, w stronę alejek rusza raczej leniwym krokiem.
..........Kosmetyki — nie.
..........Słodycze — nie.
..........Dział dziecięcy — duże i zdecydowanie nie.
..........Warzywa i owoce — już lepiej, w końcu musi coś jeść.
..........Potem przychodzi czas na jakieś makarony, mrożonki i pieczywo. Niby przypadkiem do jego koszyka wpada też czteropak piwa i owocowe gumy do żucia.
..........Cały ten czas ma jednak oczy dookoła głowy — ot, przyzwyczajenie. Widzi więc, jak młody, zestresowany chłopak zgarnia z półki paczkę prezerwatyw, jak kobieta dobiegająca pięćdziesiątki wkłada do koszyka trzy butelki najtańszego wina i, wreszcie, jak pewna szatynka wciska w pośpiechu do kieszeni kurtki coś, co wcześniej podwędziła z jednej z półek.
..........Nie pierwszy raz — i na pewno nie ostatni — widzi coś takiego. W zasadzie nie wystarczyłoby mu palców, gdyby miał policzyć ile to razy był świadkiem, jak ktoś coś kradnie. Nie zawsze coś z tym robił, czasem karma przychodziła sama. Innym razem machał na to ręką, bo nie chciało mu się użerać z gówniakami o paczkę chipsów. Dzisiaj jednak postanowił zainterweniować, choć nie od razu. I nie, wcale nie z poczucia obowiązku, bo równie dobrze i dzisiaj mógłby to olać i zająć się swoimi sprawami. Tylko właśnie, nie bardzo dzisiaj te sprawy ma. Dlatego też postanawia się wtrącić — ze zwykłej nudy.
..........Biedna dziewczyna.
..........Kiedy jego zakupy wreszcie lądują w siatce, razem z tymi fajkami, po które w głównej mierze przyszedł, rzuca na ladę kilkanaście dolarów, po czym kieruje się — jakby mogło się wydawać — w stronę wyjścia. Zamiast jednak wyjść, na moment przystaje przy stojaku z gazetkami reklamowymi, niby to się im przyglądając, a tak naprawdę kątem oka zerka na stojącą przy kasie szatynkę.
..........Jeszcze chwila, jeszcze tylko chwila.
..........Wyjmuje ze stojaka jedną z gazetek, nonszalancko zaczynając przerzucać kolejne stronice mało ciekawej lektury. Widzi, jak dziewczyna się zbliża; jak tylko kilka kroków dzieli ją od niego, a potem upragnionego wyjścia. Wrzuca gazetkę z powrotem do stojaka, po czym odwraca się w kierunku, z którego nadchodzi dziewczyna.
..........Trach — ich ramiona zderzają się ze sobą niby przypadkiem.
..........Przepraszam panienkę najmocniej — mówi, jedną z dłoni sięgając po wystający z jej kieszeni materiał, który wcześniej w pośpiechu tam wepchnęła. Jeden niezauważalny ruch i już ma go w swojej dłoni. Posyła jej szeroki uśmiech, zaraz potem pozwalając jej przejść tych kilka kroków dalej.
..........Coraz bliżej wyjścia.
..........Hej! Chyba panienka coś zgubiła! — rzuca, machając lekko materiałem, któremu dopiero teraz ma okazję się przyjrzeć. Marszczy brwi, po czym prycha cicho, gdy w tym skrawku koronki rozpoznaje majtki. Kręci głową z niedowierzaniem, ale zaraz zerka na szatynkę spod uniesionych brwi. Zacznie uciekać? Czy może wróci się po swoją zgubę?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Delridge”