WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://www.spottedbylocals.com/seattle ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • Rozdział 7 - Nikt nie obieca nam jutra
Dni po balu były po prostu dniami. Z jednej strony Eric starał się zaangażować w przygotowywania do procesu, jaki wisiał nad nim nieustannie od początku roku, a z drugiej miewał gorsze chwile, z których z łóżka wyciągało go tylko poczucie odpowiedzialności, że musi opłacić rachunki. I w ogóle rozejrzeć się za mieszkaniem, o ile nie chce wylądować ostatecznie pod mostem.
O tej porze roku byłoby to nierozsądne…
Jakby w inne było.
Od tamtego balu spotkał Aimee dokładnie pięć razy, z czego jedynie dwukrotnie zamienili ze sobą kilka zdań, zanim oboje rozeszli się w swoje strony. Jak głupiec oglądał się za siebie, aby sprawdzić, czy ona zrobiła to samo. Ale spotykał się jedynie z rozczarowaniem. Co w pewnym sensie wywoływało w niego poczucie dumy z jej stanowczości. Ona - w przeciwieństwie do niego - postawiła na siebie i zadbała o własne potrzeby.
Brawo, mała, tak trzymaj!
Nie zawsze tak na to patrzył. Przechodził sinusoidę w zależności od tego, w jakim nastroju się budził. Raz żałował, chociaż nie wiedział czego - że ją okłamał, że powiedział prawdę, że w ogóle do tego doszło? Innym razem był zadowolony, że tak to się skończyło - w końcu przy nim nie spotkałoby jej nic dobrego, a zasługiwała na szczęście i dobro. Dostał to, co mu się należało, ale czego nie oczekiwał. Bo tak, myślał, że się złamie. Po raz pierwszy w życiu kłamstwa do niczego go nie doprowadziły. I… cholera, poczuł dziwną ulgę. Jakby dopiero teraz zrozumiał, że nie da się wszystkiego opierać na oszustwie. Jak zwykle mądry człowiek po szkodzie.
Czasami łapał się też na tym, że myśli o niej za często. Tylko dlaczego w ogóle tyle o niej myślał? Miała być tylko odskocznią. Zagłuszeniem innych myśli. A oto zawładnęła je na własność wypełniając każdą wolną chwilę swoją osobą. Dlatego też zdecydował się na małe przeszpiegi. I to właśnie dlatego znalazł się w poniedziałkowy ranek na trasie, którą chodziła z psami na spacer przed wyjściem do pracy. Próbował kilka dni z rzędu, bo - jak kiedyś założył - musiała mieć nieregularne godziny pracy, gdyż dopiero za czwartym podejściem udało się trafić na dwa psiaki oraz ich właścicielkę. Oczywiście nie zamierzał się przyznawać, że przyszedł tutaj celowo.
Ach, Milton, idioto. Jeszcze nie zrozumiałeś, że kombinatorstwo nie popłaca?
Szedł właśnie w przeciwnym kierunku niż ona i udawał, że wcale jej nie zauważył, kiedy jeden z psiaków skoczył na niego domagając się zabawy. Jak gdyby nigdy nic kucnął obok niego i zaczął głaskać go po brzuchu z entuzjazmem pozwalając nawet ugryźć się psu w nadgarstek, co było formą zabawy, a nie próbą brutalnego odgryzienia mu kończyny. - Cześć, mały wariacie! Nie pamiętam twojego imienia, ale na pewno jest cholernie groźne, jak aparycja jego właściciela… - Kiedy zwierzak zajął się wreszcie zabawą ze swoim psim towarzyszem, Eric wyprostował się, wsadził ręce w kieszenie płaszcza i uśmiechnął się niemrawo. - Aimee - przywitał się skinieniem głowy. - Dobrze cię widzieć. - Odruchowo zerknął na jej buty, które przy porannym spacerze okazały się wygodnymi botkami. - Zwłaszcza nie na obcasie - dorzucił siląc się na ten marny żart dla rozładowania atmosfery, bo od pierwszego spotkania, gdzie okazała się wyższa od niego, było to jego skrywaną bolączką. - Co nowego? Udało się załatwić z właścicielem galerii tamtą wystawę, o której wspominałaś ostatnio? - small talk nie był jego mocną stroną, ale… jak miał wyjaśnić swoją obecność tutaj?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Walentynkowa rozmowa z Erykiem uświadomiła jej jedną, bardzo ważną rzecz. Zdecydowanie zbyt często czyjeś potrzeby, uczucia, samopoczucie przedkładała nad swoje własne. Tak bardzo zależało jej na szczęściu wszystkich dookoła, że zdarzało się jej zapominać o własnym. Więcej. Często świadomie decydowała się na coś, co nie wydawało się jej do końca w porządku, wprawiało w ją swego rodzaju zakłopotanie, odrobinę uwierało - po to, aby kogoś zadowolić. Zrobić mu przyjemność, wywołać uśmiech na jego twarzy. I tyczyło się do nie tylko związków - chociaż w jej relacjach z ukochanymi mężczyznami było to najbardziej widoczne - ale też innych dziedzin życia. Niewykluczone, że psycholog, którego artykuł kiedyś mignął jej przed oczyma miał rację. Ludzie, którzy są zepsuci i nie potrafią pomóc sobie samym, tak bardzo pragną uratować resztę, że podejmują naprawdę kiepskie decyzje, z korzyścią dla innych i szkodą dla siebie samych. Jednak koniec z tym. Choć wiedziała, że nie będzie to łatwe postanowiła, że tak łatwo się nie podda. Wyhoduje w sobie zdrowy egoizm. Nikt nie potrafił o nią zadbać? Nie dbał o nią tak jak należy? Nie ofiarowuje jej wystarczająco dużo miłości? Aimee nauczy się kochać samą siebie. A pierwszym krokiem ku temu będzie uporanie się ze wstrętem do własnego ciała - powrót na terapię. Przecież nie potrzebowała Drew, żeby siedział obok i trzymał ją za rękę. Przy odrobinie samozaparcia, sama upora się z własnymi demonami. Nie dzisiaj, jutro, nie za tydzień czy za dwa, ale w końcu stanie na nogi i będzie w stanie bez krzywienia się spojrzeć na własne odbicie w lustrze.
Spacerując, z zamyślenia wyrwał ją radosny pisk obu psiaków. Nim zdążyła zareagować, rzuciły się one przed siebie ciągnąc ją na smyczy i chociaż mieszaniec Lou był maluszkiem, Bailey’a, rosłego weimara, nie tak łatwo było zatrzymać. Pognała więc za nimi ile sił w nogach, w pewnym momencie - przypadkowym jak się jej z początku wydawało - w końcu się zatrzymując. Dokąd, a raczej do kogo przywiało jej małe cholery? Poderwała do góry głowę, żeby to sprawdzić, a na jej twarzy momentalnie pojawił się lekki uśmiech. Dave… to znaczy Eric. Cholera. Jego prawdziwe imię znała już od jakiegoś czasu, wciąż jednak nie mogła się przyzwyczaić. “Cześć rzuciła lekko, przyglądając się jak Milton bawił się z dwoma, radośnie merdającymi ogonami sierściuchami. Lubiły go, a on zdawał się to uczucie odwzajemniać. Przez myśl jej przeszło, że tak właściwie… blondyn chyba pałał większą sympatią do jej czworonogów niż do niej samej, a one skubane to wyczuwały.
Ciebie też” skoro już postanowili na kurtuazyjną wymianę grzeczności. “Nie, wciąż czekam na odpowiedź. Miał dać znać do końca zeszłego tygodnia, ale wciąż cisza. Albo coś mu wyskoczyło i nie miał do tego głowy, albo stwierdził, że jednak jest niezainteresowany i nie fatygował się już z odpowiedzią” stwierdziła, wzruszając ramionami. “A Ty… Co u Ciebie?” nie wiedząc kiedy, zaczęła nerwowo szurać butami. “Udało Ci się już znaleźć jakieś mieszkanie?” kolejne mało ambitne pytanie i kolejny uprzejmy uśmiech. Od kiedy dał jej znać, że nie jest nią zainteresowany w pełni świadomie starała się trzymać go na dystans. Nie, żeby się w jakiś sposób na nim odgrywać czy go karać, a dlatego, że jeszcze do tego stopnia sobie nie ufała i nie chciała kolejnych podjętych po pijaku, mylnych decyzji, sercowych rozterek i nieprzespanych nocy.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czego oczekiwał od tego spotkania? Otóż… nie wiedział. Może liczył, że znów spotka tamtą pełną wylewności i otwartości Aimee, która robi głupie rzeczy tak po prostu, bo ma takie widzimisię? Albo pyskatą i bezprecedensową Aimee, co to nie ma oporów przed poruszaniem najbardziej kontrowersyjnych tematów na eleganckim przyjęciu? Trudno powiedzieć. Już jedno “cześć” skutecznie sprowadziło Erica na ziemię. Nie było rozentuzjazmowanym, pełnym tej jej pozytywnej energii “cześć”, którego doświadczył zaledwie raz czy dwa, a jednak wryło mu się w pamięć kolorowymi literami - o ile w ogóle było to możliwe - ale właśnie tak to odczuwał. Było zwykłym, szarym, przeciętnym “cześć” rzuconym do znajomego, którego chciałoby się spławić jak najszybciej, mimo podjęcia niezobowiązującej konwersacji. - Ach, no tak… - odpowiedź adekwatna do poziomu zadanego pytania. Dalej - nie był pewien, co w ogóle tu robi. Uśmiechnął się niemrawo, gdy odpowiedziała kurtuazją na kurtuazję, ale chyba także dla niej nie było to zbyt komfortowe spotkanie. Bo co mieli powiedzieć? Wszystko już sobie wyjaśnili, czyż nie?
Kwestia mieszkania także pozostawała niezręczną, gdy w trakcie tamtej krótkiej wymiany smsów niemalże ustalili, że Eric się wprowadzi. Nie wyszło. - Tak - odpowiedział bez zastanowienia, co było kłamstwem. Co trudnego było w przyznaniu prawdy? Chyba jedynie sam fakt, że przywykł do oszukiwania innych i samego siebie - a prawda była dla niego czymś obcym - sprawiał, że łatwiej było kłamać, nawet w odpowiedzi na tak prozaiczne pytanie. Skrzywił się ruszając przed siebie i dając znać, że mogą wrócić do spaceru. A to, że jeszcze kilka minut wcześniej szedł w drugą stronę, jakoś przestało być istotne. - To znaczy nie do końca. Na razie zatrzymam się u siostry, dopóki… nie znajdę czegoś odpowiedniego. - Czytaj: zanim mieszkanie zamienię na współdzieloną celę z jedną toaletą pomiędzy częścią moją a “współlokatora”. Lizzie co prawda kazała mu być dobrej myśli, choć Ericowi trudno przychodził optymizm, kiedy znów przestało mu się wszystko układać. Bardzo słaba autoreklama - czy po to tu przyszedł...? - skoro w wieku trzydziestu lat nie potrafił ogarnąć własnego życia.
Przez kilkanaście metrów spaceru wisiała pomiędzy nimi niezręczna cisza. Wwiercała mu się w trzewia nieprzyjemnym poczuciem, że coś przechodzi mu koło nosa, a on jest na tyle upośledzony, że nie potrafi tego pochwycić. Nie, wróć. Nie tyle nie potrafi, co nie wie, czy powinien. Czy w ogóle chce. A nawet jeśli chce, to nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest to jednostronne.
No i co tu jeszcze robisz? Pożegnaj się i odejdź, skoro sam nie wiesz, czego chcesz…
- Dobrze, przyznaję bez bicia! Przyszedłem, bo chciałem sprawdzić, jak sobie radzisz - znów się zatrzymał, jakby przypomniał sobie, że powinien iść w przeciwnym kierunku. - Pamiętam, co mówiłaś wtedy na balkonie… - zagryzł wargi, bo znów zebranie myśli okazało się niemożliwe. - Ale moje obawy okazały się bezpodstawne. - Uśmiechnął się w pseudo-pokrzepiającym wyrazie, bo wiązało się to z faktem, że został odstawiony na bok. I bardzo słusznie! - Cieszę się, że o siebie dbasz. Bardzo ci z tym do twarzy - grymas przeszedł z szczery uśmiech, bo zniknęła tamta lekkomyślność, a jej miejsce zajęła determinacja, która dodawała jej aparycji czegoś… jeszcze bardziej pociągającego. - No cóż, nie będę przeszkadzał… - wskazał ręką za siebie dając znak, że będzie się zbierał, jednak nie mógł ruszyć z miejsca czekając na coś. Nic nie następowało, a on tylko stał i patrzył na nią skupionym wzrokiem, które zdawało się mówić więcej niż słowa wypowiadane przez usta. Dopóki coś w nim nie puściło. - Aimee, przepraszam - powiedział niespodziewanie, nawet dla samego siebie. - Nie powinienem cię okłamywać. Całe życie kłamałem, a jedno kłamstwo pociągnęło kolejne i kolejne, i nie umiałem już się z tego wyplątać. Wiem, to żadne usprawiedliwienie, ale za późno zrozumiałem, że… - przy tobie nie potrzebuję kłamać. A jednak nie umiał powiedzieć tego na głos.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie, że nie było to dla niej komfortowe spotkanie. Otworzyła się przed nim, powiedziała mu o swoich planach i oczekiwaniach, wyszła z inicjatywą, a on w zamian ostudził jej zapędy, proponując kolejną, płytką, bezuczuciową relację, jakich na koncie miała już wiele i…. chyba nie muszę dodawać, że żadnej z nich najlepiej nie wspominała? Jakby tego było mało, kiedy starała wziąć się w garść, stanąć na nogi, przestać o nim myśleć - pojawiał się z nienacka. Uśmiechał się pięknie, pytał o jej samopoczucie, a ona… Nie łatwo jej było się trzymać własnych postanowień, gdy był tak blisko, że wystarczyłoby, gdyby przesunęła się odrobinkę w bok, żeby bez problemu mogła musnąć wierzchem dłoni jego rękę i spleść ze sobą ich palce. O czym notabene podczas ich krótkiej rozmowy zdań pomyślała ze trzy razy, za każdym z nich udzielając sobie we wnętrzu głowy krótką reprymendę, no bo jak to się miało do jej bycia silną, niezależną kobietą? Nijak.
Myślałeś już o czymś konkretnym? Bardziej celujesz w centrum, czy może jednak obrzeża? Mój kolega szuka kogoś, kto wynajmie od niego ładną, przyjemną kawalerkę” rzuciła, uśmiechając się lekko. Niby skupianie się na sobie i swoich potrzebach, hodowanie w sobie zdrowego egoizmu oznaczało skoncentrowanie się na własnych sprawach - nie interesowanie się tym, co u innych, ale cholera. To było wbrew jej naturze. Kiedy słyszała o tym, że ktoś ma z czymś problem momentalnie uruchamiało się w jej mózgu coś, co kazało jej przestać się zajmować czymkolwiek - co właśnie robiła - i kazało przystąpić do pomocy. A kiedy jej na kimś zależało… potrzebę zaopiekowania się nim odczuwała po stokroć intensywniej - i właśnie tak było z Miltonem.
Dopiero cisza, która między nimi znowu zapadła pomogła jej oczyścić umysł, nabrać dystansu. Nie wiedząc kiedy, odrobinę przyspieszyła kroku, swoimi botkami na płaskim obcasie wystukując żwawy, energiczny rytm. Który znów, zwolnił, ba, kompletnie stanął, gdy blondyn przyznał się do tego, że ich spotkanie nie było wcale tak bardzo przypadkowe, jak z początku mogło się jej to wydawać. Zamrugała intensywnie powiekami. Skąd wiedział, że będzie tutaj o tej porze? Próbował wcześniej zanim udało się mu ją złapać? Cholernie nierozsądne z jego strony, ale… skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej tym nie zaimponował. Mógł napisać, zadzwonić, ale zamiast tego… nie, nie poszedł na skróty. Brawo Eric. Wow, po prostu wow. Czego oczywiście nie powiedziała na głos, uśmiechnęła się tylko odrobinkę szerzej, pozwalając aby ten mały gest zrobił to za nią.
A wtedy on postanowił się wycofać. Już nawet próbował zacząć się z nią żegnać, kiedy w jawnym wyrazie niezrozumienia zmarszczyła brwi i zabawnie poruszyła nosem, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że to nie najlepszy pomysł, że wcale jej nie przeszkadza, że łaknie jego towarzystwa, tylko jedyne czego nie zniesie to kolejnego rozczarowania, niech się więc sam zastanowi, czy aby na pewno pragnie tego samego?
Eric…” mruknęła cicho, gdy w końcu ją przeprosił. W końcu szczerze. Tamtego razu, gdy stali na balkonie w jego głosie wyczuła odrobinę fałszu, tym razem jednak niczego takiego w jego wypowiedzi się nie doszukała. “Za późno zrozumiałeś, że…?” powtórzyła po nim, posyłając mu pełne nierozsądnej nadziei spojrzenie. Dostrzegła jednak zmieszanie na jego twarzy, dlatego zamiast usilnie ciągnąć go za język, sama znowu się odezwała. “Nie musisz się przy mnie wybielać, nie musisz udawać kogoś kim nie jesteś, kreować jakieś niestworzone opowieści… Polubiłam Cię tak bardzo między innymi za to, że od pierwszej chwili poczułam, że przy Tobie nie muszę podawać się za kogoś innego, mogę być po prostu sobą” wyznała, przygryzając dolną wargę. Czy nie przed tego typu uczuciowymi rozmowami próbowała się uchronić? Nie miało to już żadnego znaczenia. Powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. “Myślisz, że czegoś nie zniosę? Że przerażę się prawdy? Że jak dowiem się wszystkiego, nie będę chciała mieć z Tobą nic wspólnego? Spróbuj mnie. Ja jestem ulepiona z życiowych dramatów, tragedii, zawodów i niepowodzeń. Przeszłam naprawdę wiele i nie tak łatwo mnie wystraszyć” zaśmiała się pod nosem. Ktoś mówił tutaj coś o kiepskiej autoreklamie? Zdaje się, że obydwoje i Hale i Milton mieli dokładnie tego samego mentora. “Chciałabym Cię poznać lepiej” dodała, przechylając głowę w bok, kątem oka zerkając na bawiące się u jej stóp czworonogi. “Jeśli chciałbyś poznać mnie… Zgodziłabym się, gdybyś zaprosił mnie na kolację” przyznała, nerwowo skubiąc brzeg własnej kurtki.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obawiam się, że nie mam wpływu na to, do jakiego więzienia mnie wyślą. Na razie nie przyszłoby mu to przez usta, ale kto by się przyznawał od razu do popełnionych przestępstw? Przecież to nie było nic, z czego można być dumnym. - Raczej na obrzeżach. - Na kawalerkę nie było go stać. No chyba że przeszedłby na żywienie się energią słoneczną. Podobno istnieli ludzie, którzy tak funkcjonowali. Poza tym nie chciał robić problemu jej koledze, w razie gdyby z dnia na dzień musiał się wyprowadzić. Wszystko ciągle było w toku. Sytuacja była dynamiczna, nawet jeśli obecnie rozgrywała się jedynie na linii prawników, a on był z tego wykluczony.
W innych życiowych strefach także czuł się wykluczony, ale na własne życzenie. Zamykał się na drugiego człowieka dobrowolnie, żeby nikogo nie skrzywdzić swoimi kłamstwami. Tylko że to było silniejsze od niego. Patologiczna potrzeba kłamania, kombinowania, szukania wrażeń sięgających różnych kręgów marginesu społecznego. Czy sam się tam znajdował? Raczej balansował na jego granicy chcąc się wyrwać, a jednocześnie będąc wciąganym na drugą stronę przez demony przeszłości. Czy był dla niego ratunek? Powątpiewał… ale kiedy Aimee przekonywała go, że wszystko zniesie… chciałby w to wierzyć, ale ludzie obiecywali wyrozumiałość, dopóki nie poznali prawdy. Już raz się na tym sparzył. Wiedział, że pełna szczerość nigdy nie jest dobrym wyjściem. Pominął zatem pierwsze jej pytanie o to, co za późno zrozumiał - i tak niewiele zmieniało. - Mam na sobie mnóstwo plam, których nie da się wybielić - teraz on przenosił nerwowo ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - Dave to tak naprawdę Eric, nawet liczba liter w imieniu się zgadza - krzywy uśmiech pojawił się na jego twarzy, bo lubił dbać o takie niuansiki. - I to nie tak, że chciałem udawać kogoś innego. Raczej po tamtym spotkaniu na moście chciałem zacząć od nowa. - Nie wiedział, czy rozumie to, co próbuje jej przekazać, ale nie potrafił inaczej ubrać tego w słowa. To, że licencję taksówkarską miał wyrobioną na Dave'a nie było przypadkiem. Planował przywłaszczyć sobie tę tożsamość na dłużej razem ze zniknięciem z miasta. Ale ta opcja była już spalona. - Nie wiesz, o czym mówisz… - mruknął bardziej do siebie, niewyraźnie, specjalnie w płaszcz, aby nie mogła wyraźnie usłyszeć tych słów. Nie dyskredytował jej zaangażowania. Po prostu na jej miejscu on by nie zrozumiał. Dlatego bez względu na zaufanie, nie mógł powiedzieć jej wszystkiego. A już na pewno nie teraz. Może… kiedyś… zwłaszcza gdy padły słowa, że chciałaby go poznać lepiej. Spojrzał na nią uważnie zastanawiając się, w co pogrywa. Jego mózg doszukiwał się podstępu, ale organizm zareagował bardziej adekwatnie - rozszerzeniem źrenic, przyspieszeniem akcji serca, spłyceniem oddechu i ciepłem rozgrzewającym od środka. Jeśli do tej pory podejrzewał u siebie jedynie depresję, to diagnoza powinna zostać zweryfikowana, bo od czasu do czasu wchodził w tryb hipomanii, która - chociaż niemal niezauważalna - zmieniała wszystko. Ale jak można się tak cieszyć z tych kilku drobnych gestów, słów, uśmiechów, które nie powinny mieć miejsca, a jednak się wydarzyły? - Kolacja brzmi dobrze, ale sam format narzuca elegancką restaurację, równie elegancki strój oraz eleganckie przygotowania. Chociaż z tobą wszystko się może wydarzyć nawet na takim spotkaniu. - Nie mógł, no nie mógł się nie uśmiechnąć na wspomnienie tamtej rozmowy na balu. Szybkiej zmiany tematu, gdy podeszli jej rodzice, samych rozważań na ten temat. Wydawało mu się, że jest dojrzalszy. Ale szczerze? Bawił się wybornie. Do czasu, dopóki wszystkiego nie spieprzył, a jednocześnie uchronił ją przed sobą. Na darmo, bo najwyraźniej coś ewidentnie ich do siebie ciągnęło. Dlatego też teraz - zamiast wycofać się całkiem i rzucić tekstem w stylu "Aimee, to nie jest dobry pomysł" - postawił wszystko na jedną kartę. - To nie moje klimaty. - Pokręcił głową, ale nie zamierzał się poddawać. - Co powiesz za to na herbatę z termosu, kanapki na drogę i wypad za miasto na szlak? O tej porze roku może pogoda nie sprzyja, ale jest dużo mniej ludzi i dużo więcej spokoju… I wystarczająco dużo czasu na poznawanie się. A nic tak nie pokazuje prawdziwego oblicza człowieka, jak frustracja ze zmęczenia, narzekanie na ból nóg i odciski na każdym palcu z osobna… - Spotykali się do tej pory na jej terenie - nie licząc tamtego momentu na moście - mógł zatem pokazać jej coś swojego. Coś, co było Erica Miltona, właśnie to najbardziej kojarzyło mu się z tym okresem swojej przeszłości, który nie był tak skomplikowany. I nie mogła uciec tak łatwo, w razie gdyby zdecydował się jej powiedzieć o jakimś skrawku swojej przeszłości. W dodatku to był neutralny teren. Bezpieczny - sugestia kolacji chyba właśnie to sugerowała? Kolacja była grzeczna, czy wypad w góry można było zaliczyć do tej kategorii? Dopóki nie wynajmą domku przy szlaku wszystko mogło skończyć się… grzecznie. - Ale tym razem bez udowadniania niczego. Szpilki to nie jest najlepsze obuwie na górski szlak. I nie, nie proponuję tego rozwiązania, bo przytłacza mnie, że na obcasie jesteś wyższa ode mnie, a buty trekkingowe rozwiązują ten problem - proszę, jak łatwo można być szczerym! Kolejny uśmiech, bo mimo iż jeszcze się nie zgodziła - ani nie odmówiła - to w głowie już miał kilka fajnych miejsc, które mogliby odwiedzić. Na razie grzecznie. Z grzecznego łatwiej przecież przejść na niegrzeczne niż w drugą stronę…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tym się od siebie różnili. Aimee nie miała nadziei, ona święcie wierzyła w to, że czegokolwiek Eric by jej nie powiedział, poradziłaby sobie ze wszystkim. I nie, z jej strony nie była to naiwność czy lekkomyślność, raczej znajomość siebie i własnych granic wytrzymałości. Przeżyła rodzinną tragedię, w której straciła rodziców, spędziła wiele smutnych i przykrych lat w domu dziecka, zmagała się z nienawiścią do siebie i do własnego ciała, z licznymi uzależnieniami. Miała na koncie mnóstwo nieudanych związków. Kiedy o tym wszystkim myślała, nie potrafiła wymienić ani jednej rzeczy, która mogłaby ją na serio przerazić czy zniechęcić. Nawet, gdyby Milton powiedział jej, że wisi nad nim widmo rychłej rozprawy sądowej - nie skreśliła by go i to z jednej, bardzo prostej przyczyny. Bo wierzyła, naprawdę bardzo mocno wierzyła w to, że ludzie zasługują na drugą szansę. Nie na trzecią, piątą czy dziesiątą, ale na drugą jak najbardziej. Bo nie ma ideałów, wszyscy popełniamy błędy. Ona też miała takich na koncie sporo i tylko dzięki temu, że zostały jej wybaczone dziś była dokładnie tą osobą, jaką była. Ciepłą, troskliwą, otwartą, współczującą.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Cierpiała na kompleks zbawcy i chciała go uratować? Być może. Nie tłumaczyło to jednak tego, że za każdym razem, gdy był blisko czuła przyjemne ciepło rozchodzące się w okolicy klatki piersiowej. Że kąciki jej ust same wędrowały ku górze. Że ilekroć tylko czuła na sobie jego ciepły oddech czy dotyk dłoni jej skórę momentalnie przechodził przyjemny dreszcz.
"Nie każda plama to coś złego. Wszystkie błędy, podjęte przez nas decyzje... To one czynią nas tymi, którymi jesteśmy. Pozwalają nam iść do przodu, stawać się lepszymi, rozwijać. Myślałeś kiedyś o tym, kim byśmy byli, gdyby wszystko nam się w życiu od razu udawało? Gdybyśmy grali bezpiecznie, nie ryzykowali? Może nie mielibyśmy plam, ale... Nie mielibyśmy też niczego innego. Bylibyśmy totalnie przezroczyści. Bez wyrazu, charakteru" skwitowała, kiwając głową. Chciał ją przestraszyć? Skłonić do zmiany zdania? Musiał postarać się bardziej, bo wciąż... Była nim cholernie zaintrygowana i chciała się dowiedzieć więcej. Przynajmniej do czasu, bo gdy blondyn oznajmił, że nie przepada za kolacjami na mieście wpadła w jakiś taki wewnętrzny popłoch. Nabrała przekonania, że cholera, chyba się pospieszyła, wygłupiła. Źle odczytała sygnały. Może nie tyle, że Eric próbował ją do siebie zniechęcić, a dać jej do zrozumienia, że nie jest nią w ten sposób zainteresowany, a ona jedynie sobie coś uroiła? Że to spotkanie to nie przejaw tego, że mu na niej zależy, a że dopadły go wyrzuty sumienia i chciał po prostu sprawdzić, czy jest w jednym kawałku? Jej policzki oblały rumieńce. Spuściła wzrok.
A wtedy on zrobił coś niespodziewanego. Dla niej niespodziewanego. Zaprosił ją na wycieczkę za miasto. Wędrówkę górskim szlakiem. Maszerując w ramię w ramię, rozmawiając, chłonąc widoki. Na samą wizję tego oczy się jej aż zaświeciły.
"Brzmi cudnie. Piątek?" zaproponowała, zaczepnie trącając go ręką. "Jak na kogoś komu nie przeszkadza to, że na obcasach jestem wyższa, wspominasz o tym zaskakująco często" zaśmiała się cicho. Nie mogła, po prostu nie mogła sobie tego darować. Jego wzrost nie stanowił dla niej żadnego problemu. To, że gdy ubierała niebotyczne szpile był centymetr czy dwa niższy gołym okiem było praktycznie niezauważalne i szczerze? Nie dawało jej to żadnej satysfakcji. "Obiecuję, ubiorę ciepłe, wygodne, kompletnie aseksualne buty trekingowe. Tylko najpierw je kupię. Jakoś tak się składa, że nigdy się takich na własność nie doczekałam" skwitowała radośnie. Chyba nawet zbyt radośnie, bo w pewnym momencie ni z tego, ni z owego w głowie się jej zakręciło. Nie dała nic po sobie poznać. Wciąż szła dziarsko przed siebie, coraz trudniej się jej jednak było skupić. To co mówił do niej mężczyzna docierało do niej jak przez ścianę. Wszystko było takie niewyraźne, dźwięki zlewały się ze sobą. Nie potrafiła zrozumieć ani jednego słowa. "Czy możemy... wymamrotała niewyraźnie, a w każdym razie zaczęła mamrotać, bo nie dane było jej skończyć myśli. Nogi się pod nią ugięły, organizm momentalnie został odcięty od zasilania i runęła jak długa na żwirową ścieżkę.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Eric chciał wierzyć, że nie każda plama to złe doświadczenie, ale w jego przypadku tak właśnie było. Choćby nie wiem jak się wybielał, pozostawał tym złym charakterem opowieści. Zresztą, nie tak dawno prowadził podobną rozmowę, która - mimo iż szukał uparcie - nie przyniosła żadnego konkretnego wniosku zmieniającego cokolwiek w jego życiu. Może dodała nieco otuchy, ale dalej miał ten sam mętlik w głowie jedynie przytłumiony na kilka dni. Nie zamierzał jednak bez potrzeby smęcić, wystarczyło, że poranek nie należał do najbardziej pogodnych, ale jakich innych można spodziewać się o tej porze roku?
- Świetnie, w takim razie na wyjeździe będziesz miała okazję zweryfikować, czy te plamy da się wybielić albo zamalować - na ten moment spowiadanie się z mniejszych czy większych przewinień nie było na miejscu, a i samo miejsce do tego wcale nie było stosowne. Środek ulicy, spokojny spacer przed pracą. Nie musiał jej psuć humoru z samego rana. A jeśli zepsuje jej humor na samym wyjeździe, też miał na to stosowne rozwiązanie: - W razie co nic nie stanie na przeszkodzie od zepchnięcia mnie ze zbocza w przepaść. Raz wyrwałaś mnie z sideł śmierci, więc możemy się umówić, że do jednego zamachu na moje życie masz prawo. Tylko jednego - jak ci się nie powiedzie, drugiej szansy nie dostaniesz! - posiłkował się żartobliwym tonem - nieświadomie nawiązując do jej rozmyślań o rozdawaniu drugich czy kolejnych szans - chociaż w gruncie rzeczy przeczuwał, że powiedzenie jej o kilku przeszłych występkach może być trudniejsze, niż zapewnienie, że się do czegokolwiek przyzna. Bo oczywiście nie było możliwości, że powie jej o wszystkim. - Na zachętę zapewniam - podtrzymuję to, co powiedziałem: nie będę cię nawiedzać po śmierci - spojrzał na nią oczami kota ze Shreka, aby przekonać ją w razie potencjalnych wątpliwości. Oboje byli naiwnymi masochistami, ale jakoś w tym momencie Ericowi to nie przeszkadzało, zwłaszcza gdy widział jej rozpromienioną twarz na jego propozycję, a zgodę przyjął z szerokim uśmiechem. Nad terminem się dłużej nie roztrząsał. - W takim razie piątek - potwierdził kiwając głową. To był krótki wyjazd, nie musieli się do niego przygotowywać nie wiadomo jak. Wystarczyło odpowiednie obuwie oraz ubiór i mogli ruszać w trasę. - A wspomniałem w ogóle, że mi nie przeszkadza? Nie przypominam sobie… - rzucił żartobliwie, ale naprawdę nie pamiętał. Jedyne co obijało mu się ściany czaszki dotyczące jej wzrostu to tamten moment na moście, kiedy porównywał się do jej wzrostu oraz przedzieranie się przez jej mieszkanie, gdy wreszcie odczuł satysfakcję, że jest od niego niższa i mógł z czystym sumieniem powiedzieć do niej "mała".
Pociągnąłby temat wyjazdu zapewne bardziej - w końcu temat, w jakim czuł się swobodnie na tyle, aby móc o nim opowiadać - ale właśnie wtedy stało się coś niespodziewanego. Aimee zaczęła się przewracać. Dzięki refleksowi udało mu się pochwycić ją, zanim upadła na dobre. - Aimee? Aimee! - powiedzieć, że spanikował, to jak nic nie powiedzieć! Zwykle umiał zachować zimną krew i trzeźwość umysłu. Potrafił prosto w twarz skłamać ochroniarzom na lotnisku na temat przewożonych rzeczy bez zająknięcia, a teraz wystraszył się upadkiem młodej dziewczyny! Niewiele myśląc wziął ją na ręce, po czym stabilnie posadził na najbliższej ławce. Nie był najlepszy w udzielaniu pierwszej pomocy, więc zrobił to, co robili w filmach - poklepywał ją ostrożnie po bladych policzkach, jednak na niewiele się to zdało. - Kurwa! - zaklął rozglądając się dookoła w poszukiwaniu kogoś do pomocy, ale jak na złość w pobliżu nie było ani żywej duszy. W całym tym zamieszaniu zapomniał całkiem o smyczach trzymanych przez Hale w dłoniach, które wypadły przy upadku, ale psy wiernie stały przy ich właścicielce. Mniejszy nawet oparł się przednimi łapkami o ławkę i lizał zawzięcie rękę Aimee, dopóki ta nie odzyskała przytomności. A stało się to w momencie, kiedy Eric z bezsilności zaczął wybierać numer po karetkę. - Aimee! Boże, ale mnie wystraszyłaś! - odłożył bezmyślnie telefon na bok i złapał ją za rękę. - Zaraz przyjedzie karetka i jedziesz do szpitala. Wyglądasz blado, ale myślałem, że taka już twoja uroda. Cholera… - przypomniał sobie o telefonie, ale połączenie zostało zerwane. Syknął ze złością. - Jesteś na coś chora? Musisz wziąć jakieś leki? - przetrzepał kieszenie w poszukiwaniu czegoś słodkiego, ale na swoje nieszczęście nie był miłośnikiem słodyczy. Nawet wody ze sobą nie miał! Na nic się zdała jego pomoc. Tak to jest, jak wiedzę medyczną czerpie się jedynie z seriali. A jedyne co miał do zaoferowania to… - Poczekaj tutaj, zaraz złapię jakąś taksówkę…

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powieki miała ciężkie jak z ołowiu. Ilekroć próbowała je podnieść, te same bezwiednie się jej zamykały. Dopiero przy trzecim czy czwartym podejściu udało się jej je otworzyć, ale wszystko było tak bardzo niewyraźne, rozmazane. Przypominało jedną, wielką, szarą bezkształtną masę. Sporo, naprawdę sporo wysiłku musiała włożyć w to, żeby wytężyć wzrok, kiedy jednak się jej to udało dostrzegła zatroskanego Erica, który siedział przy niej i trzymał ją mocno, żeby czasem nie zsunęła mu się z ławki.
"Szpitala? Nie jadę do żadnego szpitala" zaprotestowała zupełnie odruchowo, co samo w sobie było dość zabawne, bo nawet zamroczona, otępiona, jakaś taka niewyraźna była cholernie uparta i współpracować nie chciała. A wszystko dlatego, że obiecala sobie, że następny raz przestąpi próg szpitala dopiero wtedy, kiedy będzie umierać. Nie wcześniej - ze złamaną ręką, zatruciem alkoholowym czy ciąża - a stojąc jedną nogą nad grobem. Wystarczająco dużo czasu spędziła już na szpitalnych korytarzach i miłych wspomnień nie posiadała. "Nie" dodała już nieco łagodniej, gdy zapytał czy na coś choruje, albo musi na stałe przyjmować jakieś leki. Jego troska była rozczulająca. Do tego stopnia, że spomiędzy ust wyrwało się jej krótkie westchnienie. Gdyby wiedziała, że tak bardzo przejmie się jej losem kto wie, może nie czekałaby na to, aż zetknie ją z nóg, a wcześniej udałaby damę w opałach?
Z zamyślenia wyrwał ją jego głos. Zmartwiony. Stanowczy poważny. Nie żartował. Naprawdę chciał ją wsadzić w auto i zawieźć na izbę przyjęć. Niedobrze, bardzo niedobrze. Nim zdążyła przygotować sobie w głowie jakieś sensowne elementy pisnęła z przerażeniem i złapała go za rękę, aby nie mógł się od niej oddalić.
"Nie idź!" miało to zabrzmieć jak zwykła prośba, zabrzmiało jednak dość żałośnie i błagalnie." Posiedź ze mną jeszcze przez chwilkę. Nic mi nie jest. Nic mi nie będzie. Zaraz samo przejdzie" zapewniła, posyłając mu błagalne spojrzenie, co by nie skazywał jej na tak smutny i przykry los. "Nie zjadłam śniadania. To na pewno dlatego... mruknęła niewyraźnie, pozwalając, żeby Lou wdrapał się jej na kolana, a Bailey ułożył wygodnie wokół jej stóp. Kochane psiaki, zupełnie jakby czuły, że coś jest nie tak i zamiast psocić i dokazywać, grzecznie siedziały u jej boku. "Strasznie mi niedobrze. To musi być powód" kogo ona próbowała przekonać? Siebie czy jego? Nie była już pewna.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Obserwowanie jej w takim stanie było trudnym doświadczeniem, którego wolałby uniknąć. Nie wiedział o niej wcale tak wiele. Może rzeczywiście na coś chorowała, ale nie chciała się do tego przyznać? Albo jeszcze o tym nie wiedziała, a to były pierwsze objawy? Mnóstwo różnych myśli nawiedziło głowę Erica, gdy czekał na powrót przytomności. Każda z nich była straszniejsza od poprzedniej, a pętla tych złych myśli prawie wpadła w otchłań najczarniejszych scenariuszy, ale na szczęście w porę otworzyła oczy na znak, że wcale nie umarła mu tu na środku chodnika. Oczywiście, że zignorował jej stanowczy sprzeciw wobec wizyty w szpitalu. Mogła mówić, co chciała, Milton wcale nie zamierzał jej słuchać. Ona wtedy pomogła jemu - nieświadomie go wkopując w szpitalno-policyjne tłumaczenia się - teraz on musiał zadbać o nią. Nieoczekiwana potrzeba, jakiej nie doświadczył od dawna. Czy w ogóle umiał dbać o ludzi bez ranienia ich? Odpowiedź na to pytanie wcale nie była prosta ani oczywista. Teraz najważniejsze jednak było zdrowie Aimee i na nim skupił całą swoją uwagę.
Nie zdążył się oddalić w poszukiwaniu taksówki, bo brunetka złapała go w dość silnym jak na to omdlenia uścisku. Spojrzał na jej chude palce owinięte wokół jego przedramienia, a chwilę później już uważnie obserwował jej twarz, szukając oznak… Nie wiedział do końca czego, bo totalnie nie znał się na medycynie, ale otwierające się oczy i całkiem donośny pisk utwierdziły go w przekonaniu, że jest lepiej.
- Na pewno nie chcesz jechać do szpitala? - upewnił się i - nie wiedzieć czemu - dotknął wierzchem dłoni jej czoła sprawdzając temperaturę, jakby to gorączka miała wpłynąć na jej stan. Ale skoro nic nie zjadła i było jej niedobrze, może złapała jakiegoś wirusa? Eric sam nie lubił szpitali, ale tam na pewno dostałaby fachową pomoc oraz może zapakowaliby jej w żyłę jakąś kroplówkę na wzmocnienie? Widział jednak tę determinację i ostatecznie się poddał.
- W porządku. Posiedź tu chwilę, a ja przyniosę ci coś do jedzenia i picia. - Skinął głową na mały sklepik po drugiej stronie ulicy i oddalił się na kilka krótkich minut. Wrócił z butelką wody i najbardziej węglowodanowym batonem, jaki był w asortymencie. - Proszę mi to raz dwa zjeść i popić wodą. Jeszcze chwilę posiedzimy i odprowadzę cię do domu. Bez dyskusji! - uciął zanim zdążyła się sprzeciwić i dopilnował, żeby zjadła przekąskę raz napiła się wody. Dopiero wtedy uśmiechnął się z grubsza zadowolony, że udało mu się opanować sytuację. - Napędziłaś mi niezłego stracha… Lepiej już trochę? - przejął od niej smycze, wstał z ławki i podał jej rękę, aby mogła się na niej wesprzeć wstając. Chciał jeszcze nakazać jej skontrolować swój stan zdrowia u lekarza, ale… Nie miał do tego żadnego prawa, to w końcu było jej życie. Więc zachwalając miejsce, w jakim mieli spędzić piątkowy wypad za miasto, ostatecznie doprowadził ją do domu.

/ztx2

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fremont”