WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://images.squarespace-cdn.com/cont ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

/ z Home Comfort

Problem w tym, że on sobie w ogóle nie zdawał sprawy ze swojego amebiarstwa. A nawet jeśli od czasu do czasu w jego głowie pojawiała się myśl w stylu ”Boże, jaki ja jestem niezręczny” to i tak zaraz odchodziła w niepamięć, bo dorosłe życie było trudne i istniało wiele innych spraw, którymi musiał się zająć. Prowadzenie filozoficznych rozważań nad swoją niemocą emocjonalną było ostatnim, czym miewał ochotę się zajmować.
W sumie musieli znaleźć pretekst do tego pierwszego spotkania ”na trzeźwo”, żeby przekonać się, czy bez alkoholu też dobrze im się ze sobą spędzało czas. Teraz, kiedy już przekonali się, że nie było aż tak źle (no, jeśli zignorować to, że Lachlan był pantofelkiem emocjonalnym), mogli przejść do jakichś konkretów. O co Emerald właściwie szybko się pokusiła, proponując mu wspólne wyjście w Halloween.
Spojrzał na nią z ukosa, kiedy tak zarzuciła tym pomysłem, wciąż stojąc przy nożach. Wciąż nie wiedział, czy powinien jakoś połączyć te fakty, czy jednak były one zwykłym zbiegiem okoliczności.
- Nie, ale mogę zjeść halloweenowy tort, jeśli jakiś zrobisz. – No i już wiadomo, kto by kogo w tym związku bił wałkiem. – Możemy się wybrać – przytaknął, bo chociaż zawsze wydawało mu się, że był już za stary na takie zabawy, w tamtym momencie przyjąłby każdą ofertę spędzenia z nią chwili. Jak jakiś desperat. – Czy przebranie jest obowiązkowe? Bo jeśli tak to muszę zorganizować sobie jakiś kostium – aż westchnął na samą myśl, że znowu będzie musiał robić z siebie debila. Chyba że wyciągnie mundur i przebierze się za pilota wojennego, to też mogłoby być ciekawe. – A jak już o kostiumach mowa to przypomniałem sobie właśnie, że nie mam też żadnego garnituru. – Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, czy w jego szafie wisiało coś godnego, co mógłby ubrać na ślub znajomego. Czy garnitury w ogóle były obowiązkowe? Czy istniała jakaś stygmatyzacja społeczna mężczyzn, którzy przychodzili na czyjś ślub w zwykłych spodniach i marynarce?
Cierpliwie pozwolił jej poprawić paczkę, którą wetknął sobie pod ramię, a kiedy już wyszli sklepu i po dosłownie trzydziestu sekundach znaleźli się w oddalonym o parę lokali Eve Fremont, z radością położył niewygodny karton obok jakiegoś wolnego stolika.
- Musimy zrobić coś jeszcze przed tym ślubem? – Nie opuszczało go niepokojące przeświadczenie, że o czymś zapomniał; że czegoś nie wziął pod uwagę. Sam jednak nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie, więc zadał je Emerald z nadzieją, że ona była nieco bardziej ogarnięta, a kelnerka w międzyczasie przyniosła im menu, za które Lachlan podziękował skinieniem głowy.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No powiedzmy sobie szczerze, było znośnie. Może nie było fajerwerków, może nie skakali sobie do gardeł, ale lubiła jego towarzystwo i bliskość, nawet jeśli tak nieświadomie spychał ją do gównianego friendzone'u. Choć w ich przypadku czy to w ogóle mogło mieć miejsce? Przyjaciele czy też koleżeńskie relacje nie kończą się w taki sposób, nie rozmawiają przez lata, by potem wylądować na imprezie z której uciekli, by popatrzeć na gwiazdy i wypić drogą whisky. Nie zachowują się niezręcznie, nie myślą o sobie w różnych aspektach i nie zastanawiają się godzinę co na siebie założyć. A jednak, miała wrażenie, że błędnie go odczytywała i stąd te wszystkie nieporozumienia, dlatego postanowiła wycofać się o krok i zacząć od bycia po prostu przyjacielską Eme. Kilka dyniowych latte i kawałków ciasta w stroju halloweenowym jeszcze nikomu nie zaszkodzilo. - Nie jestem dobra w pieczeniu - uśmiechnęła się delikatnie, odkładając noże - ale mogę zrobić niezłe risotto z dynią i postawić Ci placek z najlepszej cukierni - deal to deal, tak? Poza tym, może wtedy jakoś zadziała ta zasada od żołądka do serca, czy coś w tym stylu. Uśmiechnęła się jednak szerzej, gdy postanowił przystać na propozycję. - Hm.. a nie chciałbyś się przebierać? - Poruszyła brwiami. - Ja może wbiłabym się w jakiś strój seksownej pielęgniarki czy coś.. co tam jest slutty modne - próbowała być całkiem poważna, ale parsknęła śmiechem widząc jego minę. Bezcenna. - Nie martw się, wymyślę coś, byś nie musiał się wstydzić, że idziesz ze mną na festyn - zapewniła go, bo oczywiście miała kilka strojów w głowie i pomysłów na myśli, ale na razie nie musiał wiedzieć co i jak.
- Oh.. no to możemy Ci jakiś sprawić - jeśli potrzebowałby jej pomocy, na pewno by się zgodziła towarzyszyć Lachlanowi w kilku sklepach. Skierowali się do restauracji, niewiele mówiąc, ale gdy byli na miejscu i znaleźli sobie jakiś miły, wolny stolik, z dala od wścibskich uszu i ludzi, mogli wrócić do tematu przedślubnego. - Tylko twój garniak - uśmiechnęła się znad menu - tak to nic, nie martw się.. jakby nie patrzeć to nie nasz ślub, tylko ich - nie musieli jako goście za wiele się wysilać. Ogarnęli prezent, teraz zadbają o garderobę i tyle. Na kilka miesięcy będą mieli spokój kompletny i będą mogli spotykać się w innych okolicznościach, nie tylko znajdywać pretekst. - Makaron brzmi dobrze - mruknęła sama do siebie, przejeżdżając wzrokiem po pozycjach - a Tobie coś wpadło w oko? - hehe, a może ktoś?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wydawało się, jakby razem z kończyną lekarze amputowali mu połowę pewności siebie. Bo chyba tak właśnie było – stawiał między nimi wyraźną kreskę tylko dlatego, że bał się podjęcia ryzyka. Bo co, gdyby coś jednak między nimi zaiskrzyło, a on wycofałby się w ostatniej chwili z wiadomych względów? To byłoby jeszcze gorsze niż całkowite ignorowanie jej zalotów.
Uśmiechnął się lekko. Risotto z dynią brzmiało dobrze, a jeszcze lepiej by było, gdyby Eme nie wspomniała nic o żadnym cieście z cukierni tylko postawiła je przed nim, twierdząc, że to jej własnoręczny wypiek. Nasza amebka by się nie zczaiła, a ona na pewno by zaplusowała. Gorzej, gdyby później codziennie wpadał do niej na świeżego placuszka, bo zgrubłby niesamowicie, a ona pewnie by zbankrutowała. Ostatecznie może jednak szczerość popłacała.
- Ponoć robię dobre grzane wino – dodał zupełnie bez związku, jakby tym samym chciał przypieczętować ich plany. Która nie lubiła grzanego wina? W ogóle prawdziwe z nich były jesieniary, nie ma co. Do pełnego pakietu brakowało tylko Netflixa i spadających liści.
Uniósł lekko brwi na wzmiankę o seksownej pielęgniarce. Na pewno nie wyglądałaby w takim stroju źle. No, przynajmniej on by nie narzekał.
- Mógłbym przebrać się za ducha. – To chyba wymagałoby od niego najmniej wysiłku. – Kupiłbym prześcieradło i wyciąłbym dziury na oczy. – Podwójne propsy za to, że nikt w takim stroju by go nie poznał i nie musiałby tłumaczyć się przed znajomymi z chodzenia na halloweenowe festyny.
Ostatecznie przystał na jej propozycję, chociaż trochę nieufnie. Trochę się bał, że postanowi owinąć go jakąś szmatą w pasie, twierdząc, że w ten sposób przebierze go za Tarzana, ale postanowił dać jej mały kredyt zaufania. Oby się na tym nie przejechał.
Westchnął na myśl o tym nieszczęsnym garniaku. Boże, w końcu wyjdzie na to, że bardziej się wykosztuje na ten ślub niż na swój własny, o ile taki kiedykolwiek będzie miał miejsce.
- Nie znoszę przymiarek. – Bycie otoczonym przez mierzące go kobiety jakoś okropnie go stresowało. – Wezmę smażony ryż z warzywami. – Nie miał ochoty na nic wymyślnego. Rozglądnął się dookoła w poszukiwaniu kelnerki, która podała im karty, ale dostrzegł tylko jakiegoś sprzątającego stolik faceta, który dał im znać, że zaraz do nich podejdzie.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było to całkiem zrozumiałe, że jakaś cząstka pewności siebie uciekła wraz z wypadkiem. To nie była strata zęba, złamany nos czy podbite przez tydzień oko. Nie mógł się tak o naprawić, zyskać nową nogę i udawać, że wszystko gra. Ale też to nie był koniec świata i potrzebował chyba takiego zapewnienia, czy to ze strony Emerald, czy jakiejkolwiek kobiety, że przecież to mu wcale nie ujmowało, że miał szansę na coś więcej niż bezsensowny seks. Jeśli go chciał, jasne, ale wydawało jej się, że Lachlan był typem, który mimo wszystko potrzebował oparcia, a nie tylko cielesnych uniesień. Niestety, bez żadnej próby, a w wiecznej ucieczce, nic nie zdziała. Rozmowa by już wiele dała, bo przynajmniej Campbell rozumiałaby sytuację, wiedziałaby na czym stoi i nie mogłaby na niego narzekać, no i na te jego mood swings. Mniej by wymagała od siebie, od niego i może nawet nie brałaby go więcej w tych kategoriach "poważniejszych" wiedząc, że on nie jest na nic gotowy przez swój stan. Ale gdyby był...
- Chętnie się o tym przekonam - kiwnęła głową, posyłając mu lekki uśmiech. Cóż. Nie miała nic przeciwko jesiennemu wieczorowi przed telewizorem, nawet jeśli nie skupialiby się za bardzo na tym, co leciałoby na ekranie. Jedzonko, dobry alkohol, koc i on zupełnie wystarczało. Mogliby pogadać o wszystkim i niczym, a on nie miałby ostatecznie zrobionej nadziei na te placki, bo jednak Eme postawiłaby na szczerość w tym temacie. - Aha.. mam wrażenie, że robisz wszystko tak, by się nie namęczyć, Lachlan - wywróciła oczami - nawet dziecko miałoby lepszy kostium od Ciebie, wiesz? - Kto teraz by chciał być duchem? Tylko ktoś, kto faktycznie nie chciał spędzać Halloween w tradycyjny sposób. - Słuchaj - nachyliła się w jego stronę - jeśli wolisz, zamiast cukierków, domu strachów i przebieranek bardzie dorosłe zabawy, po prostu powiedz - mruknęła do Browna, przygryzając dolną wargę sugestywnie, po czym wróciła za menu. Czy żartowała? Cholera wie. A co miała na myśli? Musiałby się zastanowić sam nad tym, bo ona nie zamierzała mu pomagać. Może chodziło po prostu o inną formę rozrywki. Strzelnica. Albo nie wiem, poważna kolacja we dwoje. Ostatecznie układanie puzzli czy granie w scrabble też wchodziło w grę, tak? W końcu jakich innych, dorosłych rozrywek mogliby zażywać? Phi.
- Możemy po prostu wybrać jakiś z wypożyczalni, a po wszystkim oddasz. Dwa dni nie będą kosztowały Cię niewiadomo ile, a znajdziemy taki na Twoją miarę. Bez żadnego odwiedzania krawca co tydzień - uśmiechnęła się łagodnie - nie myśl sobie, że ja jestem fanem kiecek i szpilek - wiedział, że nie była, zawsze ubierała się wygodnie, w jej szafie było więcej jeansów i basicowych tshirtów niż u nie jednego faceta. A buty... no były małą obsesją, jak każdej kobiety, ale Eme stawiała na wygodę. W szpilkach bywała naprawdę rzadko. Gdy podszedł do nich kelner, złożyli swoje zamówienie, do tego jakaś woda i cóż, zostali ponownie sami. Nie zwracała większej uwagi na kelnera, była jedynie miła dla niego, a raczej uprzejma. To on był tym zainteresowanym, olewając trochę Lachlana i traktując go jak powietrze, gdy no cóż... Eme nie wyobrażała sobie nigdy, by ktoś mógł go w ten sposób omijać. Był dobrze zbudowany, przystojny i no, ona by się bała narażać, okej? Na miejscu kelnera! Na swoim.. była zbyt pyskata na to. Spojrzała w oczy Browna, uśmiechając się lekko, gdy kelner odchodził. Nawet ją trochę bawiło, że chłopaczek myślał, iż ma szanse przy kimś takim jak brunet. - Wszystko ok? - Zapytała, widząc, jak zaciska mocniej szczękę. Bolało go coś?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No jasne, mógł udawać takiego, którego nic nie obchodziło, ale jego męskie ego chyba zostałoby zamordowane, gdyby gdzieś kiedyś coś, i gdyby jakaś potencjalna kobieta uciekła od niego z krzykiem. Wiadomo, na co dzień zachowywał się tak, jakby nic go to nie obchodziło i po części rzeczywiście tak było, bo przecież jemu i tak żyło się tak samo, z nogą czy bez. Wątpliwości pojawiały się dopiero w momentach, kiedy matka zaczynała zawracać mu głowę o to, kiedy przyprowadzi do domu jakąś pannicę (jakby miał siedemnaście lat, o zgrozo), a on zdawał sobie sprawę z tego, że nawet gdyby miał jakąś zaprosić do tego wariatkowa to musiałaby to być co najmniej Wonder Woman, żeby udźwignąć jego charakterek i wszystkie przeciwności losu, jakie przyciągał do siebie jak magnes.
W każdym razie, na rozmowę kiedyś jeszcze może przyjdzie czas, jak w końcu pójdzie po rozum do głowy. Kto wie, może potrzebował tylko dyniowej latte i spotkania pierwszego stopnia z paroma przebranymi kiczowato dzieciakami, aby się ogarnąć? Wink, wink.
- W takim razie zapraszam cię do mnie – powiedział jak gdyby nigdy nic, a kiedy zdał sobie sprawę z tego, że być może zabrzmiało to zbyt sugestywnie, wzruszył ramionami. – Bo rozumiem, że wciąż nie zdecydowałaś się wyrzucić z domu kota? – Gdyby postanowiła oddać go sąsiadce chociaż na jeden wieczór, może nawet rozważyłby wizytę w jej mieszkaniu, ale wątpił, aby wystawiła w ten sposób swojego sierściucha. Znał ją trochę i wiedziała, że nie była jedną z takich osób, nawet gdy chodziło o czworonogów.
- A to nie tak, że piękno tkwi w prostocie? – Zmarszczył nos, patrząc na nią wymownie. Jedni mówili jedno, drudzy drugie. Pogubić się w tym szło. – Ostatnio siostrzeniec zaproponował mi przebranie się w pirata – mruknął i nawet uśmiechnął się lekko na wspomnienie tamtej sytuacji, ale zaraz mina mu zrzedła, bo przypomniał sobie, że przecież Emerald nie wiedziała. Nie miała pojęcia, że gdyby Lachlan zrzucił protezę i spróbował przymocować sobie do nogi jakiś drewniany kołek, byłby świetnym Johnem Silverem. – Ale osobiście uważam ducha za lepszy pomysł – dodał więc, co by Campbell nie pomyślała sobie, że tylko rzucał dygresjami na prawo i lewo. – Zależy co masz na myśli. – Cukierki i domy strachów jak najbardziej mu pasowały, ale niech Emerald się teraz tłumaczy, skoro już zaczęła temat.
Zamyślił się. Mógł sobie narzekać, ale wiedział, że przydałby mu się jakiś garniak. Miałby wtedy przynajmniej jeden problem z głowy w momencie jakiegoś niespodziewanego pogrzebu czy innej takiej podniosłej sytuacji.
- Pomyślę jeszcze – obiecał, bo musiał zrobić sobie w głowie listę wszystkich za i przeciw. – Och, wiem, że nie jesteś – przytaknął, patrząc na nią z lekkim uśmiechem. – Co nie zmienia faktu, że w sukienkach ci do twarzy. – Zwłaszcza takich z dekoltem, hihi. – Zawsze możemy kupić dwa garnitury, dla mnie i dla ciebie. – Jeśli wolała spodnie, to też była jakaś opcja. Przecież istniały te wszystkie damskie odpowiedniki, które wcale nie prezentowały się gorzej od kiecek.
Pewnie nic by do tego kelnera nie miał, gdyby nie zapomniał zapytać go o zamówienie. Kiedy tak wpatrywał się w Emerald jak cielę w malowane wrota, Lachlan grzecznie czekał na swoją kolej, która jednak nie nadeszła. Po zapisaniu jej wyboru, odwrócił się na pięcie z zamiarem odejścia i Brown musiał głośno odchrząknąć, żeby kelner zdał sobie sprawę z jego obecności. Burak, serio.
A jeszcze jak się na nią gapił!
- Co? – mruknął z niezadowoleniem. – Tak, jasne. Czemu? – Co, jakoś źle wyglądał?
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No niestety, Eme nie mogła zmienić jego zdania i przyzwyczajeń. Jeśli nie chciał się na nią otworzyć i może potraktować ją jak Wonderkę to nie zamierzała na niego naciskać. To było w głównej mierze jego życie, a ona... no cóż, powiedzmy sobie szczerze, miała chyba dość wiecznego odtrącania od ludzi, którzy potrzebowali pomocy, a jednocześnie jej nie chcieli. Nie rozumiała tego kompletnie, ale może nigdy nie spojrzała na siebie w inny sposób? Może nigdy nie miała takiej myśli, że mogłaby być po prostu niewystarczająca dla nich, albo może nie ufali jej tak, jakby ona tego chciała. Okazywało się z czasem, że właściwie to była fajną dziewczyną i póki się nie działo nic więcej było fantastycznie. Niestety, gdy tylko przychodziły przeciwności losu, wszyscy faceci z którymi się spotykała zamykali się w sobie i nie chcieli z nią o tym gadać. Widywała więc problem w samej sobie, jakby była dla nich tylko materiałem na przelotną relację. W końcu nawet poważniejsze uczucia rozpadały się w jej rękach. Była jednak zmęczona walką z wiatrakami, bo ilekroć próbowała, tyle razy zostawała odtrącona.
- Kompletnie nie rozumiem, czemu nie możesz przekonać się do kota. Daj mu szansę, Lachlan - skrzywiła się delikatnie - poza tym, u siebie mam wszystko, nie będę woziła do Ciebie odpowiednich rzeczy, by ugotować obiad - wywróciła oczami. Jasne, wiadomo, musiało chodzić o tego cholernego kota. Nie zaprosiłby jej do siebie, bo na przykład chciał czy miał ochotę. Nie, zapraszał ją, bo ona miała futrzaka na chacie. On natomiast miał cztery psy, które wcale nie przeszkadzałyby... taaa. Uniosła brew do góry i zrezygnowała. - Niech będzie, jak się tak strasznie boisz małego kotka, ale na dobrą sprawę uważam, że powinieneś chociaż dać mu szansę - ona jemu dawała, mimo, że czasem doprowadzał ją do szału. Zmienił się przez te lata, to było nie do uniknięcia, ale czuła, że pod tymi wszystkimi powłokami kryje się coś więcej. - Mówiłam, że dzieciaki mają o wiele lepsze pomysły teraz. A Ty nie będziesz żadnym duchem - wywróciła oczami ponownie. Ugh, udusi go dzisiaj, naprawdę! Tym prześcieradłem właśnie. Uśmiechnęła się jednak dość tajemniczo, nie zdradzając mu tego, co miała na myśli. Był mądrym chłopcem, może na to wpadnie. W końcu scrabble i inne planszowe gierki na pewno były teraz w modzie czy coś. A jak mu się w głowie pojawią inne pomysły i myśli to już nie jej wina, tak? Choć pewnie ostatnie o czym by myślał to zbliżanie się do Campbell w ten sposób.
- Mhhm... czyli podobam Ci się w sukienkach? - uśmiechnęła się diabelsko kącikiem ust. - Jeśli nie znajdę w swojej szafie żadnej kiecki, którą mogłabym ubrać zdecyduje się na garniak. Na pewno będziemy pięknie w nich wyglądać - zaśmiała się cicho pod nosem, gdzieś tam w głowie mając taki obraz. Jasne, szpilki i jakaś obcisł sukienka na pewno spodobałyby się męskiemu gronu na weselu, ale to właśnie na wygodę zawsze stawiała panna Campbell i teraz nie chciała, by było inaczej. Może... gdyby jasno dał jej do zrozumienia, że wolałby ją w takim „bardziej kobiecym” stroju przemyślałaby sprawę, ale na ten moment, on chciał ubierać prześcieradła więc zmysły estetyczne były chyba zaburzone.
- A nie wiem, zacisnąłeś tak mocno żuchwę to myślałam, że złapałeś szczękościsk. Kelner to burak - wywróciła oczami i przygryzła lekko wargę, nieśmiało sięgając po dłoń Lachlana. Bez słowa bawiła się jego palcami, delikatnie, subtelnie i patrząc tylko w tamten punkt. Sama nie wiedziała czemu, poczuła jednak, że chciała takiej bliskości, a może chciała go zapewnić, że jakiś dupkowaty kelner jest dla niej niczym? Tylko po co, skoro nie był o nią nawet zazdrosny. Gdy na stole chłopak postawił karafkę czy tam dzbanek z wodą ocknęła się i zmieszana cofnęła dłoń, napotykając spojrzenie Browna. Czyżby się zapędziła?
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No głupi był, skoro wątpił w wonderowość Emerald, ale tego właśnie nauczył się w życiu – żeby zawsze trochę powątpiewać, bo to oszczędzało rozczarowań. Taką taktykę przyjął i jeszcze nigdy się na niej nie przejechał, chociaż skutkiem ubocznym było to, że wyrósł właśnie na taką powściągliwą uczuciowo amebkę. Z drugiej strony, wszystko miało swoje plusy i minusy, nie? On z takiego stanu rzeczy był zadowolony w każdym razie i nie sądził, aby ten brak większej empatii odciskał straszliwe piętno na jego życiu. Co innego podobni Emerald śmiałkowie, którzy próbowali się do niego zbliżyć – oni to dopiero mieli pod górkę.
Znowu się skrzywił – jak dziecko, któremu podstawiano pod nos brukselkę. Ludzie mogli mieć chomiki, żółwie, papugi, rybki, a nawet świnie czy fretki jako zwierzęta domowe, a on tylko wzruszał na to ramionami, wychodząc z założenia, że nic mu do tego. Wystarczyło jednak, żeby ktoś wspomniał cokolwiek o jakimś kocie i już zachowywał się tak, jakby przeżywał jakąś najgorszą traumę – płacz, krzyk i zgrzytanie zębów, niczym flashbacki z Wietnamu.
- Bo są straszne. To cud, że jeszcze żyjesz. – I oto on, czterdziestoletni, poważny facet, dramatyzujący z powodu jakiegoś tam kota. I jasne, że cztery psy w niczym by im nie przeszkadzały! Przynajmniej były dobrze wychowane i nie miały morderczych skłonności.
Westchnął z bólem. No cóż, jeżeli nie chciała wozić wszystkich składników do niego, ostatecznie mógł załatwić je sam, a Emerald tylko zajęłaby się przyrządzeniem tego dyniowego risotto. W czym oczywiście by pomógł, bo w sumie to lubił gotować, o czym na pewno zdążyła się przekonać.
- Może kiedyś. – Nawet się ucieszył, gdy ostatecznie zgodziła się na jego warunki. Naprawdę nie przeżyłby spotkania pierwszego stopnia z kotem. Nawet kiedy widział jakiegoś na ulicy to przechodził na drugą stronę albo omijał go szerokim łukiem, co by nie stracić życia.
Nachmurzył się lekko, gdy nie pozwoliła mu być duchem. Niszczycielka marzeń, myślałby kto.
- Chyba że mnie zamordujesz. – To też była jakaś opcja, chociaż żeby powrócić na świat jako duch (w dodatku taki straszny, w sam raz na Halloween), musiałby zawrzeć jakiś pakt z Szatanem albo wziąć kredyt. Sam nie wiedział, co gorsze. – Myślałem, że już to przerobiliśmy. – No bo jakby nie patrzeć, już przyznał jej, że tamtego wieczoru wyglądała nadzwyczaj ładnie, a później wyparł się tego, nawet przyjmując jej oskarżenia o powojenny homoseksualizm. Boże, to brzmiało jak jakiś syndrom.
Przytaknął jej lekkim uśmiechem i skinieniem głowy. Nigdy nie zwracał specjalnie uwagi na to, co nosiła. Zresztą to nie tyczyło się tylko jej – rzadko kiedy czyjkolwiek ubiór robił na nim wrażenie. Istniały ważniejsze rzeczy niż to.
Drgnął lekko, czując jej dłoń na swojej. I okej, może zachowywał się trochę jak płochliwy licealista, ale wciąż nie wiedział czego chciał, bo z jednej strony niesamowicie go do niej ciągnęło, a z drugiej wiedział, że nie powinien znowu się na nikogo otwierać. Nawet nie dlatego, że był kaleką – po prostu życie wydawało się wystarczająco skomplikowane, gdy musiał dbać o własny tyłek. Co tu więc dopiero mówić o sytuacji, w której musiałby też myśleć o potrzebach i satysfakcji kogoś innego. Flirt, seks, związki – to wszystko było okropnie skomplikowane.
A mimo to, gdy w końcu cofnęła rękę, zganił siebie w myślach za te opóźnienia w reagowaniu. Odchrząknął więc i uśmiechnął się lekko.
- Trochę – przytaknął na jej komentarz odnośnie kelnera. – Jeśli się go boisz i chcesz potrzymać mnie za rękę to śmiało. – No bo przecież musieli mieć jakiś pretekst. Jak dzieci w przedszkolu.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wywróciła oczami, bo kompletnie nie rozumiała o co mu chodzi. Przecież ten kociak był dopiero młody, chciał się bawić, miziać i głównie spał. A on traktował futrzaka jak największego wroga, choć nigdy go na oczy nie widział. Przecież nic by mu się nie stało. - Jesteś niemożliwy Lachlan, zachowujesz się jak dzieciak - prychnęła pod nosem - ciesz się, że Cię jeszcze trochę lubię, bo tak to nie taszczyłabym wszystkich rzeczy ze sobą, a dobrze wiesz, że nie gotuje w innych garnkach - swoje uważała za najlepsze i cóż, nigdzie nie znalazła takiej patelni jaką miała u siebie, sitko też było inne, a kuchenka jakoś zawsze mniej grzała niż ta jej. Musiała naprawdę lubić Browna, jeśli miała zamiar przyjechać z ekwipunkiem rodem z Master Chefa do niego. - Dalej mieszkasz tam gdzie kiedyś? Czy znalazłeś coś innego? - Zapytała, bo przecież jeszcze nie wiedziała, że miał na głowie cztery psy. Chyba powinien ją o tym uświadomić, prawda? Skoro już tak wchodzili sobie na to, ile kto posiadał zwierząt i jakich. Bo sugerowanie, że jej kicia była niewychowana, a jego psy owszem - dramat. - Zapisuję to w kalendarzu. I to kiedyś będzie miało datę, jakoś po halloween, dam Ci czas na oswojenie się z tą myślą - najpierw skradnie mu serce tym risotto, a potem przekona do kota i nie będzie miał już wyboru. No chyba, że zwieje. W sumie, nie zdziwiłaby się, bo faceci przy niej to często odwalali takie akcje. I nie chodziło o pupila.
- Pewnie tak, ale o ile dobrze pamiętam, to wyglądało tak, jakbyś wcale nie chciał przyznać się do tego, że Ci się podobałam w sukience - mruknęła - niby patrzyłeś, niby się wypierałeś - wywróciła oczami ponownie, przypominając mu, że do końca wcale nigdy nie powiedział, że chciałby ją na przykład widywać tak częściej, czy mu się podobała i w ogóle. Cóż, nago nie chciał jej oglądać, mimo, iż wiedział, że pewnie tak spodobałaby mu się najbardziej, więc przynajmniej chciała jakoś wizualnie pasować w jego gusta. Na ślubie. Normalnie to był cud, by ją wyciągnąć w czymś innym niż w spodniach na miasto. I znów, problem leżał po stronie Lachlana, bo tak naprawdę - to było skomplikowane, okej, to wszystko było cholernie trudne, ale gdy dwójka ludzi się o coś stara, powinno być lepiej. Nie zostawałby przecież w tym wszystkim sam. No chyba, że jego partnerki do tej pory były jakieś chujowe i niemrawe, zostawiając go ze wszystkim na głowie. - No.. nie wygląda mi na jakiegoś normalnego. Pewnie będzie się narzucał, czy coś - przygryzła delikatnie wargę, bo czasem trzeba było zmienić zasady gry i się dostosować. Delikatnie powróciła dłonią do jego i splotła ich palce, patrząc uważnie na bruneta.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Młode koty były jeszcze gorsze, bo nie rozumiały, że nie wypadało na oślep rzucać się na ludzi z pazurami, dlatego gdyby zarzuciła tym argumentem, jeszcze bardziej by się spiął. Na szczęście jednak oszczędziła mu tego szczegółu. Dobrze. Tak przynajmniej się zastanowi nad wizytą w jej mieszkanku.
Przewrócił oczami. On zachowywał się jak dzieciak? To ona zachowywała się jak stara kobieta! Bo przecież głównie stare kobiety zachwycały się kotami. Nie powiedział jej tego jednak, bo znowu by było, że ją obraża. ”Głupi ziemniak” i tak było wystarczająco ryzykownym określeniem.
- To ty zachowujesz się jak dzieciak. Moje garnki są równie dobre, spokojnie mogłabyś z nimi pracować. – Jasne, każdy miał jakieś swoje udziwnienia, ale no faktycznie byłoby słabo, gdyby Eme musiała targać wszystkie swoje rzeczy aż do niego. Wcześniej nawet nie zdawał sobie z tego sprawy – myślał, że chodziło tylko o składniki. No ale w świetle najnowszych informacji…
- Nie, teraz mieszkam w Chinatown – powiedział, bo wcześniej pewnie wynajmował jakieś mieszkanie w innej części miasta, natomiast to, które zamieszkiwał obecnie, było już jego. I nie należało do jakichś luksusowych okazów, ale dla niego samego było w sam raz. Miało nawet balkon, na którym w słoneczne dni uwielbiała urzędować cała gromadka jego czworonożnych przyjaciół. O których, swoją drogą, nie informował jej z jednego, prostego powodu – nie chciał, żeby znowu się obruszyła, że śmiał narzekać na jej drapieżnego kota, samemu mając pod opieką taki wesoły kwartet. Przyjdzie to sama się przekona, o.
Pokiwał głową. Halloween i tak miało nadejść za niedługo, więc wcześniejsze spotkanie w sumie nie miało sensu. Zresztą Lachlan i tak musiał zastanowić się nad tym przeklętym kostiumem, skoro już pomysł przebrania się za ducha jej nie pasował. Strasznie wybredna była.
- Nie, to nie było tak. – Chyba demencja starcza dopadła ją wcześniej, niż jego. – Przyznałem, że wyglądasz ładnie, ale zaprzeczyłem rzekomemu wpatrywaniu ci się w dekolt – wytłumaczył uparcie. Jasne, zerknął sobie na moment, lecz przyznawanie się do tego było średnie. Już kłamstwo wydawało mu się bardziej dżentelmeńskie.
Cudem powstrzymał się od śmiechu, gdy podtrzymała jego głupią grę. Spodziewał się, że zaprzeczy, twierdząc, iż wcale nie musiała uciekać się do takich śmiesznych pretekstów, ale, jak widać, jednak się przeliczył. Ciekawie.
- Zdecydowanie. Wydaje mi się, że widziałem jego twarz w wiadomościach pod napisem ”poszukiwany” – przytaknął, wciąż nie pozwalając sobie na śmiech. Kiedy ponownie złączyła ich dłonie, spojrzał na nią poważnie, po czym zapytał: – Czujesz się już bezpieczniej?
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Ja przynajmniej nie uciekam przed zwierzętami domowymi kropiąc się wodą święconą - prychnęła, bo skoro chciał się obrzucać takimi głupotami - okej. Ale ziemniaka dłużej nie będzie znosiła, bo jak widział, daleko jej było do jakiegoś tam warzywka. Sorry not sorry, a jak będzie ją tak porównywał do jakiegoś, to sam na zawsze zostanie amebą. Samotną, bo pewnie i psy mu zabierze za karę. - Jak będą złe, to sorry, ale zajmiesz miejsce w kuchni i będziesz gotował. Bez koszulki, jak na tych wszystkich filmach i zdjęciach na instagramie - wytknęła mu to palcem i uśmiechnęła się diabelnie. Teraz tylko patrzeć, jak jakaś patelnia nie będzie pasować, a kuchenka się rozwali. Nie żeby w ten sposób planowała robić na jego kuchnię jakiś zamach, ale przecież wypadki chodzą po ludziach. I po rzeczach martwych, bo są zwyczajnie złośliwe. - Okej, to musisz mi zapisać adres bym trafiła - i skoro chciał ją postawić przed faktem dokonanym, będzie mu godzinę truła po pierwsze o zwierzakach i jego fobii do małego JEDNEGO kotka. O tym, że mieszka z psami na tak małej powierzchni, że pewnie nawet nie ma gdzie nogi postawić i że wszędzie tylko są psie włosy. Mógł już teraz przygotować się na to, jakie piekło mu zgotuje. Dosłownie.
- Tylko dalej nie wiem po co tak brzydko kłamać - pstryknęła go w nosek i uśmiechnęła się łagodniej. Oboje wiedzą jak było, a brzydko tak niestety okłamywać swoją przyszłą żonę, okej? Nie miał się czego wstydzić, Emerald też właściwie nie... byli dorośli, co znaczyło, że wszelkie podchody z liceum powinni zostawić za sobą. Nie ważne, jak uroczy był przy tym jak się krępował. Całe więc szczęście, że odkupował swoje winy tą nagłą pomocą w sprawie kelnera, co nie? Campbell zachęcona jego słowami nie zamierzała tak szybko odrywać się od niego. - Co Ty nie powiesz.. tym bardziej powinnam się trzymać Ciebie blisko - mrugnęła do Lachlana, drugą ręką sięgając po wodę i upijając kilka łyków ze swojej szklanki. - Odrobinę, tak - kiwnęła głową, a w głowie miała trochę inne obrazy. Na przykład, jego ramiona wydawały się być na tyle szerokie, że mogłaby się w nich schować i czuć się bezpiecznie. Ale niestety, na razie miała tylko jego dłoń. Grunt, że przynajmniej na to sobie pozwalał. Choć to dziwne, skoro widywał ją całkiem nago kiedyś.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przewrócił oczami. Co za drama queen, naprawdę. Jednego był pewien – jak tylko ten jej niby uroczy kotek pewnej nocy spróbuje targnąć się na jej życie, zmieni śpiewkę i jeszcze będzie go prosić, żeby przyjął ją pod swój dach (co pewnie zrobiłby z przyjemnością, hehe). I ej, skoro ona nazywała go amebą to dlaczego on nie mógł nazywać jej ziemniakiem? To nie w porządku. Też powinien mieć prawo do obrażania jej, choćby takie teoretyczne.
- Lubię gotować – powiedział, żeby dać jej znać, że nie miał nic przeciwko. – Jakie konta na Instagramie ty obserwujesz? – zapytał, patrząc na nią spod uniesionych brwi. No, tłumacz się. Sam nie miał Instagrama – nie lubił dzielić się z ludźmi każdym szczegółem swojego życia, tym bardziej za pomocą internetu. Równocześnie jednak nie był na tyle stary, aby nie wiedzieć, o co z tą aplikacją chodziło.
Pokiwawszy głową, wyciągnął telefon i wysłał jej wiadomość z dokładnym adresem, bo tak było szybciej, niż gdyby miał jej to zapisać na jakimś skrawku kartki. Kto w ogóle w dzisiejszych czasach nosił przy sobie długopis i notes? No, oprócz dziennikarzy.
Uśmiechnął się kącikiem ust, czując pstryknięcie na czubku nosa. Każdemu innemu po wykonaniu takiego gestu oberwałoby się groźnym spojrzeniem. Każdemu oprócz niej. Może już w tamtym momencie w głowie powinna mu się zapalić jakaś czerwona lampka na myśl, że na za dużo jej pozwalał, i że traktował ją inaczej niż innych? Może już wtedy powinien przestać oszukiwać samego siebie myśleniem, że przecież spotykali się na luźnej, przyjacielskiej płaszczyźnie?
- To rozsądne podejście – przytaknął zupełnie poważnie, kciukiem delikatnie przesuwając po wewnętrznej stronie jej dłoni. Trzymanie jej, schowanej w jego własnej ręce, wydawało mu się jakieś takie… naturalne. Chyba zdążył już zapomnieć, jak dobrze do niego pasowała.
Na chwilę później do stolika podszedł kelner, który, na widok ich splecionych dłoni, już nie próbował żadnych sztuczek. Po prostu podał im jedzenie (tym razem nie zapominając o istnieniu Lachlana), na co (niechętnie) rozłączyli ręce i zajęli się jedzonkiem, które w gruncie rzeczy było niczego sobie. Pewnie rozmawiali jeszcze o jakichś głupotach, spierając się między sobą jak dzieci, a kiedy wychodzili, Emerald musiała mu przypomnieć, żeby nie zapomniał o wzięciu ze sobą położonej na podłodze wyciskarki.
Tak naprawdę zdążył już zapomnieć, że w pierwotnym zamyśle spotkali się z tego jednego, konkretnego powodu, a nie ze zwykłej ochoty spędzenia wspólnej chwili.

/zt x2
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#niewiemileelo

Chociaż powiedzenie tego nie przyszłoby jej łatwo, to cieszyła się, że po małym incydencie z aktami nie było śladu, nikt się nie domyślił, a Walter spokojnie wrócił na służbę. I dobrze, bo sprawa, nad którą pracowali nabierała tempa, a Jean nie chciała mieć cały czas Bonesa na karku. Przyzwyczaiła się do współpracy z Walterem i szczególnie kiedy wychodzili w teren. Czuła się pewniej mając kogoś zaufanego u swojego boku, a nie kogoś, kogo stary jej przydzielił bo akurat miał go pod ręką. To miała być typowa obserwacja; według wiadomości, które dostała od informatora dzisiaj miało dojść do prawdopodobnie przekazania towaru. Samochód zatrzymał się przy jednej z restauracji. - Wchodzimy - stwierdziła. Nie mieli innego wyboru, nie znali miejsca przekazania walizki, którą ich podejrzany, nazwijmy go może Markus, miał przy sobie. Spojrzała krytycznie na siebie, a potem na Waltera. - Czekaj, wyglądamy jak gliny - rzuciła i narażając swoje zdrowie i życie przejechała palcami po jego włosach, nieco rozwalając obecne uczesanie Rutherforda. Sama też spróbowała sprawić, że wyglądała mniej formalnie i nie przypominała detektywa podczas pracy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#jeszczewzielonegramy

Powrót do pracy po sześciu tygodniach przymusowego urlopu zdecydowanie był... ciekawym doświadczeniem; głównie dlatego, że Walter spodziewał się reprymendy na dzień dobry za te (nielegalnie) zwinięte akta, które zakosił jeszcze przed zawieszeniem. Można więc sobie z łatwością wyobrazić jego bezgraniczne zdumienie, gdy kapitan wezwał go do swojego gabinetu, ale nie by go zjebać od góry do dołu, a tylko po to, by oddać mu odznakę i broń. Niezmiernie trudno było mu uwierzyć w to, że O'Malley na niego nie doniosła mimo że miała do tego idealną okazję. Chociaż z drugiej strony... Czy naprawdę powinien się dziwić? Przecież w przeszłości niejednokrotnie wykazywała się ogromnymi pokładami cierpliwości, gdy raz za razem doprowadzał ją do szewskiej pasji. Już nie wspominając o tym, że była przy nim w tych najgorszych momentach, kiedy uparcie starał się ją od siebie odsunąć. Może to najwyższa pora, by wreszcie do niego dotarło, że pomimo licznych spięć, razem stanowili całkiem niezły zespół?
Cóż, ten wieczór perfekcyjnie nadawał się do sprawdzenia tej teorii w praktyce, ponieważ od ich dzisiejszego zgrania bardzo dużo zależało i Walter nie chciał tego spieprzyć. Z niezamąconym skupieniem skanował wzrokiem teren, co by nic podejrzanego mu nie umknęło. Machinalnie się wyprostował, gdy z samochodu wysiadł ich podejrzany i wszedł do restauracji. - Wnioskując po jego ubiorze i tym idiotycznym przeglądaniu się w szybie, umówił się z kimś na kolację - burknął pod nosem i mimowolnie oczami przewrócił, ponieważ był w stanie się założyć, że w środku czekała na niego jakaś panna, prawdopodobnie będąca przykrywką dla całej operacji przekazania towaru. Typowe. - Co...? - nie zdążył nawet wyrazić swojego sprzeciwu, gdy mu nagle Jean zaczęła te włosy poprawiać. Nachmurzył się automatycznie - czy ona zdawała sobie sprawę, iż ułożenie ich zajęło mu dobre PIĘTNAŚCIE MINUT? - ale nie odtrącił jej dłoni, a jedynie westchnął z politowaniem. - Poważnie, O'Malley? To ma być Twój sposób na kamuflaż? - skomentował z lekką kpiną podjęte przez nią próby, by wyglądać mniej formalnie. - Ściągnij marynarkę, rozepnij kilka guzików w bluzce i rozpuść włosy - poinstruował mechanicznie, samemu przy tym sięgając do torby znajdującej się na tylnym siedzeniu samochodu, z której wyciągnął granatową koszulę. Nie zważając na fakt, że miał towarzystwo, najpierw zrzucił skórzaną kurtkę, a następnie przez głowę ściągnął podkoszulek, by zaraz zabrać się na zakładanie wcześniej wygrzebanej koszuli. Skończywszy zapinać guziki, przeniósł pytające spojrzenie na Jean. - Lepiej? - no mimo wszystko trochę liczył się z jej zdaniem w tej sytuacji, bo jednak doskonale wiedział, że odpowiedni wygląd to połowa sukcesu w przypadku wkroczenia do akcji pod przykrywką.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cała sprawa z aktami rozeszła się po kościach. Jean nie miała zamiaru na niego donosić; ostatnie tygodnie były wystarczająco ciężkie, naprawdę nie potrzebowała wchodzenia z Walterem na wojenną ścieżkę, szczególnie, że mogło to zdecydowanie zaszkodzić sprawie, nad którą mogli pracować wspólnie. Żadne z nich nie wspomniało o tym incydencie, może to i lepiej. Ostatnie czego chciała doświadczyć to Walter próbujący wykrztusić coś na kształt podziękowania, na samą myśl przechodziły ją ciarki. Ostatecznie byli partnerami i Jean robiła to, co uważała za słuszne. Łudziła się, że gdyby role się odwróciły i to ona była zmuszona do siedzenia na tyłku, to Rutherford zachowałby się jak człowiek i nie zostawił jej na lodzie.
Na szczęście wracanie do przeszłości nie miało już najmniejszego sensu. Tym bardziej, że przed nimi stało już kolejne zadanie, które miała zamiar doprowadzić do końca. Podjęcie decyzji o wejściu do środka była niemalże oczywista, przyszła w ułamku sekundy, niczym naturalny odruch. Chyba mogła to zawdzięczać doświadczeniu, jakie udało jej się zebrać. W ostatnim momencie powstrzymała się od komentarza odnośnie wyglądu podejrzanego, bo chociaż miał na sumieniu wiele grzechów to Jean nie mogła odmówić mu przyjemnej dla oka aparycji. - Zaraz się przekonamy, dla kogo się tak odstawił - rzuciła, sprowadzając siebie samą na ziemię.
Uniosła jedną brew ku górze, zatrzymując się w połowie podwijania rękawów. - O co ci..? - teraz to ona zawiesiła się, wlepiając w niego skonsternowane spojrzenie. I musiała przyznać, że rzucone przez Waltera uwagi względem jej prezencji nieco zbiły ją z pantałyku. Jednakże, co by nie tracić czasu, uwolniła włosy spod klamry, zrzuciła marynarkę i rozpięła pierwsze guziki koszuli. A przy tym wszystkim starała się odgonić myśl o tym, że Walter zaczynał też się jakoś prezentować. Rzuciła mu jedno, uważniejsze spojrzenie. - Lepiej, idziemy - rzuciła zdecydowanie. Jeszcze kiedy udało im się wygrzebać z auta poprawiła koszulę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Fremont”