WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • - z parkingu w szpitalu


Nawet jeśli obecność Jordana była zaskakująca. Nawet jeśli sama jego osoba wzbudzała w niej sporo wspomnień – niekoniecznie tych pozytywnych, chociaż akurat i takich nie brakowało. To i tak dobrze było go widzieć. Gestem dłoni zaprosiła go do auta, gdzie po chwili wyjeżdżali ze szpitalnego parkingu. Nie żartowała, gdy mówiła, że knajpa którą im polecała była niedaleko. Jednak kolejka przed wejściem jasno sugerowała, że nie uda im się jednak dostać stolika. Chwila zastanowienia i stanęło na kolacji na wynos.
Włoska pizza i wino domu. Standardowe zamówienie Alderidge tym razem w wersji na wynos. Nie mogła nie wziąć butelki – jej zdaniem – najlepszego włoskiego wina w tej części Seattle, zwłaszcza gdy usłyszała, że Jordan nigdy w tej restauracji nie był i nigdy go nie próbował. No cóż mogła być specjalistką od pierwszych razów.
Zatrzymała się przed budynkiem, w którym mieszkała i razem z całym tym majdanem weszli do środka. Wrażenia?
Było pusto.
Widać, że dopiero się urządzała, chociaż wróciła do miasta ponad dwa miesiące temu. W mieszkaniu nie było wiele mebli, pachniało jeszcze nowością i panował w nim charakterystyczny dla Posy chaos. Porzucona para szpilek przy wejściu, jakaś koszula, której nie odwiesiła do szafy albo skórzana kurtka. Nigdy nie miała zapędów do bycia perfekcyjną panią domu, a porządek nigdy się jej nie trzymał. Zawsze twierdziła, że ma lepsze rzeczy do roboty niż utrzymywanie pedantycznego ładu w swoim otoczeniu – Wybacz brak luksusów, ale dopiero się urządzam – rzuciła, gdy tylko przekroczyli próg mieszkania i zapaliła chociaż część świateł, by o nic się nie zabili. W salonie stał niski stolik (i to na nim wylądowały kartony z pizzą), a przy nim niestety tylko poduszki – ciagle nie zdecydowała się jakie chce meble. Generalnie miała problem z podejmowaniem ważnych, życiowych decyzji jeśli chodziło o to wnętrze – Rozgość się, czuj się jak u siebie – a ona z kuchennej szafki sięgnęła kieliszki do wina.

autor

0
0

-

Post

W prawdzie mówiąc liczył na szczerą rozmowę, która nieco przybliży mu ostatnie miesiące dziewczyny i zaoferowanie pomocy, której zawsze mogła szukać pod jego adresem. Nie brał pod uwagę żadnych kolacji w restauracji, a tym bardziej wizyt w jej domu ale w końcu sam zaproponował wspólny posiłek co by nie uciekła mu z parkingu zbyt szybko. Wiedział, że dzieliły ich lata rozłąki i brunetka nie będzie skora do szczerych wyznań czy zwierzania mu się z czegokolwiek, jednak chciał spróbować i zorientować się co było przyczyną jej ostatnich problemów o których wspomniał mu jej brat.
Może to nawet lepiej, że nie udało im się dorwać stolika w te knajpce? W końcu obojgu zależało na luźnej atmosferze, która początkowo była dość gęsta przez wgląd na ich ostatnie spotkanie sprzed lat kiedy postanowiła go zostawić, usunąć ciąże i wyjechać. Mieli wiele tematów do przegadania, jednak ten wieczór postanowił poświęcić jej.
Kiedy znaleźli się w jej mieszkaniu, Langley jedynie przechadzał się po salonie, rozglądając się tym samym dookoła. Gołym okiem można było dostrzec, że dopiero się tu wprowadziła, jednak całe lokum prezentowało się naprawdę dobrze.
- Nie przejmuj się, to całkiem niezłe mieszkanie - odpowiedział, podchodząc do okien z których podziwiał tutejszy widok - Sam po powrocie do Seattle musiałem pomyśleć nad mieszkaniem, które nie przypominało by akademickiego pokoju i przez pierwsze miesiące żyłem w kartonach - dodał, całkowicie rozumiejąc sytuację dziewczyny. Jordan spędzał większość swego czasu na poligonach i na misjach, dlatego nigdy wcześniej nie szukał stałego miejsca zamieszkania. Była to mała klitka w dość nieciekawej okolicy z której od razu zrezygnował gdy tylko postanowił osiąść tu na dobre. Rzucił swoją torbę treningową przy wejściowych drzwiach i zajął miejsce przy stoliku, podpierając się łokciem o jedną z poduszek, leżących na podłodze. Nie było tak źle, miała na czym zjeść i przy okazji mogła poczuć orientalny klimat przez te wszystkie porozrzucane na ziemi poduchy. - Kiedy wróciłaś? - zapytał i chwycił za wino, czekając na jakiś korkociąg. Nie zamierzał szperać jej w szufladach kuchennych, dlatego poczekał na panią gospodarz i dopiero wtedy rozlał alkohol do kieliszków, które także pojawiły się po chwili na stoliku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była gadatliwa. Właściwie od zawsze trzeba było się natrudzić, żeby wyciągnąć z niej cokolwiek o jej uczuciach czy odczuciach. Albo problemach! Jordan mógł próbować, ale lata, które minęły od ich rozstania nie miały większego znaczenia. Po prostu… była zamknięta. W ostatnim czasie jeszcze bardziej wzmocniła mur, który dookoła siebie wybudowała i naprawdę ciężko byłoby go od tak rozbić. Sentymenty, wspomnienia czy nawet kolacja i wino. Nie była pewna, czy cokolwiek i ktokolwiek byłby w stanie go aktualnie zburzyć. Coraz mocniej zatracała się w swojej… depresji? Na pewno w dołku. I autodestrukcji.
Chociaż to nie zmieniało faktu, że dobrze było go zobaczyć. Minęło mnóstwo czasu, ale sama nie miała powodu chować do niego urazy – nawet jeśli ich rozstanie minęło w średniej atmosferze. Zadziało się wtedy wiele złych rzeczy i jak zawsze – czuła się za nie odpowiedzialna i większość winy brała na siebie.
- Na początku zamieszkałam u matki, ale znasz nas… nie potrafimy wytrzymać długo bez skakania sobie do gardeł. – nigdy nie była wystarczająco dobra dla swojej matki, zawsze faworyzowała synów, a Posy… Posy po prostu była. Nic więc dziwnego, że w dorosłości nie mogła tego wytrzymać. Spoglądała na mężczyznę jednocześnie krzątając się po kuchni i wreszcie wracając uzbrojona we wszystko, co najważniejsze – Kilka tygodni temu. – przyznała spuszczając wzrok, bo wiedziała, że był to co najmniej miesiąc za późno. Przygryzła lekko wargę i dała sobie kilka sekund na ogarnięcie się – Byłeś na jego pogrzebie? Mojego ojca… – spojrzała na Jordana, ciekawa jego odpowiedzi. Ich ojcowie się znali i lubili, nawet jeśli tak bardzo się od siebie różnili. Alderidge był dobrym człowiekiem, najlepszym ojcem jakim tylko mógł być. Także dla Jordana! Gdy byli razem – starał się wspierać chłopaka najlepiej jak potrafił i pomagać mu w jego karierze – A zresztą to nieistotne… czym się zajmujesz? Opowiedz coś. – zagadała, starając się odsunąć temat od siebie, bo tak zwyczajnie było wygodniej. I bezpieczniej!

autor

0
0

-

Post

Wcale nie liczył na to, że wspólna rozmowa przybierze oczekiwane rezultaty bo sam zdawał sobie sprawę, że byli zupełnie innymi ludźmi niż niegdyś, którzy nie potrafili nawiązać tej samej relacji co wcześniej. Wiele się wydarzyło od czasu ich ostatniego spotkania dlatego nie wymagał zbyt wiele od siebie ani od niej - jeśli zdecyduje się cokolwiek mu powiedzieć to świetnie ale nie zamierzał wyciągać z niej tego siłą. Szanował to, że ułożyła sobie życie tak jak chciała i nie miał już żadnego prawa wchodzić w nie w buciorami. Zaprzeczyłby jednak samemu sobie gdyby odparł, że zupełnie nic nie poczuł gdy po raz kolejny ją zobaczył. To było jednak bez znaczenia.
- Zbyt długo dzieliły was takie odległości. Tęsknota tęsknotą ale ostatecznie nawykłyście do mieszkania osobno, więc nic dziwnego, że pojawiają się jakieś sprzeczki. Poza tym w tym wieku mieszkanie z mamą naprawdę może dać w kość - roześmiał się, rozumiejąc stanowisko brunetki. Sam przecież szukał swojego miejsca po powrocie z misji i przejściu na emerytowanego żołnierza ale ostatnie czego by się łapał to powrót do rodziców. To przytłoczyło by go jeszcze bardziej, a wtedy najbardziej potrzebował tej izolacji.
- Tak - rzucił krótko, przyglądając się jej z uwagą. Nie do końca wiedział dokąd prowadzi jej pytanie, jednak liczył na to, że właśnie rozmowa o ojcu pomoże jej zrzucić ten bagaż, który dźwigała na swoich barkach przez ostatni czas. - Dowiedziałem się o wszystkim od ojca, poszliśmy razem. To była piękna ceremonia, godna żołnierza takiego jak on - dodał, chcąc dodać od siebie coś, co być może nieco pocieszyłoby dziewczynę, jednak wiedział, że gryzła się zbyt mocno przez swoją nieobecność na pogrzebie. - Przykro mi, naprawdę. Powinienem złożyć Ci kondolencje wcześniej ale chyba nie miałem odwagi - co prawda nie mieli żadnego kontaktu przez wiele dobrych lat ale przecież w dobie internetu poradziłby sobie z odnalezieniem jej bądź poprosiłby o numer jej brata, nic trudnego. Rozdrapywanie starych ran nigdy jednak nie było łatwo, zwłaszcza kiedy kontaktujesz się z takich powodów jak śmierć bliskich. Nie chciał jednak ciągnąć tematu na siłę, więc na ten moment postanowił odsunąć temat pogrzebu na drugi plan i odpowiedzieć na pytanie dziewczyny.
- Jestem trenerem w klubie bokserskim, tylko tam odnalazłem się po odejściu z wojska - wzruszył ramionami, czując, że nie było to żadne osiągnięcie. Langley pasjonował się jednak sportami walki, więc taka praca sprawiała mu masę radości i dzięki temu mógł się nieco więcej poruszać. Niestety po wypadku na misji jego noga wciąż potrafiła dać o sobie znać dlatego musiał podchodzić do tego z głową, co zwykle stanowiło dla niego problem. Nie potrafił siedzieć na miejscu i się oszczędzać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przypadku Posy jakiekolwiek stwierdzenie o „układaniu sobie życia” było szalenie dalekie od jakiejkolwiek prawdy. Jej życie to był bałagan. Wieczny bałagan. Ciagle ponosiła konsekwencje złych decyzji z przeszłości i kto wie… może ciagle pokutuje to, co zrobiła w związku z Jordanem? Nie wiedziała, ale… wszechświat jej nienawidził. Świat jej się rozsypywał w dłoniach i coraz ciężej było udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, gdy no… no nie jest. Wyraźnie nie jest. Nie chciała jednak przy pierwszym spotkaniu z Jordanem robić za damę w opałach, za rozmazaną księżniczkę, więc tak… udawała. Uśmiechała się i trzymała w kupie.
Nawet wtedy, gdy mówił o pogrzebie jej ojca. Czy chciała to wiedzieć? Chyba nie. Przełknęła gulę, która pojawiła się w jej gardle i odwróciła na moment wzrok, bo oczywiście, że pogrzeb jej ojca był taki na jaki sobie zasłużył. Zasłużył na wszystko, co najlepsze, bo był nie tylko dobrym żołnierzem, ale też wspaniałym człowiekiem. A ona go nie pożegnała. Nie zrobiła tego jak należy i teraz nie potrafiła sobie tego wybaczyć - Jeszcze tam nie byłam… na cmentarzu. - szepnęła, sięgając po kieliszek z winem i upiła spory jego łyk, chcąc przepłukać gardło i trochę odzyskać fason i rezon - I nie… - nie musiał jej składać kondolencji, nie przeszło jej to jednak przez gardło, więc tylko pokręciła lekko głową - Dziękuję, że tam byłeś. Po prostu. - to było ważniejsze niż jakiekolwiek słowa, które mógłby jej przekazać w trakcie przerywanej i kiepskiej jakości rozmowy, którą mogliby przeprowadzić, gdy była jeszcze na Wschodzie. Możliwe, że nawet by nie odebrała, bo… znowu, to był ciężki okres.
Zmiana tematu to było to, czego oboje w tym momencie potrzebowali. A Alderidge na pewno! Spojrzała na niego zaskoczona i nawet jeśli sam nie uważał, że to osiągnięcie - ona była zaskoczona - Mogę kiedyś wpaść? - rzuciła spontanicznie i bez nawet sekundy na przemyślenie sprawy - W sensie… wiesz, że zawsze to lubiłam, a jakoś od powrotu do Seattle nie miałam okazji nic ze sobą zrobić. Głównie pracuję. - a jeśli nie pracuje to popada w coraz gorszą depresję - Dobrze byłoby się rozruszać.

autor

0
0

-

Post

Dążenie do realizacji wyznaczonych celów nie zawsze było łatwe i często przychodziło nam poświęcać relacje, które jakkolwiek stawały nam na drodze. Langley akurat nigdy nie stanął przed takim wyborem i nie musiał układać sobie życia kosztem innych osób ale w końcu nawet on potrafił pogodzić się z faktem, że była młoda i próbowała odnaleźć swoje miejsce w tym wielkim świecie. Nie mógł jej ani zatrzymać ani w żaden sposób za to ganić, przeciwnie. Mimo żalu i złamanego serca życzył jej jak najlepiej i liczył na to, że nie żałowała podjętych decyzji. Może nie do końca się z nimi zgadzał i ciężko przyjął wieść o usunięciu ciąży ale przyszedł wreszcie moment w którym po prostu odpuścił.
Ostatnie czego chciał to rozpoczynać temat śmierci jej ojca. Aktualnie dzieliło ich więcej aniżeli łączyło, więc nie do końca był pewien jak mogła odebrać wzmiankę o pogrzebie, która mimowolnie wydostałaby się z jego ust ale gdy postanowiła sama zacząć ten temat, Jordan jedynie wykorzystał sytuację i pociągnął go dalej. Nie zadawał pytań, starał się okazać nieco empatii i wyrazu szacunku, którym darzył jej ojca. Nic ponad to.
Rozumiem — odpowiedział krótko, nie chcąc angażować się w jej sprawy bardziej niż musiał. Nie ingerował w to jak podtrzymywała pamięć o ojca i jak go pożegnała, powinna zrobić to według własnego uznania i nie powinien się w to mieszać. Najpewniej czuła się z tym wszystkim źle i obawiała się tam pójść co przecież było całkowicie zrozumiałe. — Możemy się tam wybrać razem, oczywiście jeśli masz ochotę — zrzucił luźną propozycją nie oczekując żadnej odpowiedzi. Nie musiała decydować się na taki krok teraz ale chciał by wiedziała, że wciąż mogła na niego liczyć.
Praca w klubie bokserskim co prawda nie była spełnieniem jego marzeń ale obawiał się, że na nic więcej liczyć nie mógł. Emerytowany żołnierz miał zapewnione środki do życia, jednak nie miał zbyt wielu możliwości na rozwinięcie skrzydeł. Nie kręciła go praca za ruchem i od zawsze był typem człowieka, który lubił nie tylko pracę w terenie ale także przypływ adrenaliny, który towarzyszył mu właśnie podczas służby. Boks był połączeniem sportu i adrenaliny, jednak ograniczał się jedynie do treningów na sali. Mimo wszystko lubił to i starał się zarażać swoją zajawką innych.
No pewnie, zajęcia są dla wszystkich — uśmiechnął się i wyciągnął dłoń po kieliszek z winem z którego upił pierwszego, niepewnego łyka. Tego wieczora raczej nie planował żadnego picia ale skoro oboje nie mieli nic ciekawszego do roboty do czemu nie? Chciał wiedzieć czym zajmowała się przez ostatnie lata i z czym się borykała a przecież nic tak nie rozwiązuje języka jak alkohol!
Prowadzę grupę początkują i zaawansowaną. Sama zdecydujesz gdzie chcesz zacząć i wybierzesz dzień który ci odpowiada. Zajęcia są dwa razy w tygodniu — dodał, mając spore nadzieje, że Alderidge faktycznie zdecyduje się przyjść i spróbować. Sam doskonale wiedział, że niekiedy wyrzucenie z siebie wszystkich negatywnych emocji potrafiło człowieka wyzwolić; Posy tym bardziej wyglądała na osobę, która potrzebowała poukładać sobie to i owo.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sama nie rozumiała jak to się stało, że nagle temat zszedł na jej ojca. Wiedziała, że go znał i szanował. Zresztą uczucie to było odwzajemnione. Tak jak on wiedział, że ojciec był prawdopodobnie najważniejszym mężczyzną w życiu Josephine - to dzięki niemu wybrała swoją życiową ścieżkę, nawet jeśli on chciał dla niej czegoś lepszego. I pewnie miałby rację. Gdyby po prostu poszła na studia - albo nawet nie, gdyby została kimkolwiek tylko nie wojskowym - pewnie byłby szczęśliwszy i spokojniejszy. Ale Posy nie żałowała swoich życiowych decyzji. Nawet jeśli teraz w tym mrocznym miejscu to koniec końców nie żałowała, że wybrała taką ścieżkę. To nie wina służby, że nie miała szczęścia do relacji damsko-męskich i nie potrafiła sobie poradzić z demonami przeszłości.
Jego propozycję przyjęła lekkim skinieniem. Była mu za to wdzięczna, nawet jeśli nie była pewna, czy to dobry pomysł i czy z tego skorzysta. Ale doceniała. Tak samo jak doceniała, że proponował jej udział w swoich zajęciach. Uśmiechnęła się pod nosem znad kieliszka z winem - Ja… - zaczęła, przerywając i znów sie zaśmiała, kręcąc głową - Nie jestem pewna, czy nadaje się na zajęcia grupowe. Chyba… nie jestem fanką. - i nawet nie chodziło o to, że nie lubiła się dzielić uwagą z kimkolwiek innym. Po prostu była w takim stanie, że zajęcia grupowe mogłyby ją złamać, nie mogła się rozpaść na oczach innych osób, nie chciała by ktoś będzie ją obserwował, gdy zacznie walczyć ze swoimi demonami. A tak poniekąd traktowała swoje problemy, które chciała odreagować za pomocą worka bokserskiego - Ale spróbuję. Dziękuję… i mam nadzieję, że spotkamy się na sali. - dokończyła i nawet wzniosła lekki toast za ich następne spotkanie, oby faktycznie udało im się spotkać na treningu. Z jakiegoś powodu chciała mu pokazać, że się trzyma, że może mieć o niej dobre zdanie. Ba! Wręcz powinien je mieć. Najlepsze z możliwych - W ogóle jak noga? - uznała, że dużo bardziej komfortowo się poczuje jeśli zmienią temat, jeśli będą rozmawiać o nim - oczywiście, że wiedziała o wypadku, wiedziała dlaczego wrócił do Seattle i dlaczego nie był już w czynnej służbie - Gdyby nie to… wróciłbyś tam? - na Bliski Wschód, na misję. Sama czasami sięzastanawiała, czy nie lepiej byłoby wrócić. Nawet jeśli miałaby to być podróż tylko w jedną stronę.

autor

0
0

-

Post

Na pewno nie zamierzał jej do niczego przymuszać, chęci i zaangażowanie musiały wyjść od niej - tylko i wyłącznie. Langley był jednak przekonany, że cały ten pomysł ze wspólnymi treningami wyszedłby jej na dobre, cała negatywna energia musiała w końcu znaleźć gdzieś swoje ujście i dobrym miejscem na tego typu rozładowanie była właśnie sala treningowa. Sam korzystał z tego typu atrakcji odkąd pamiętał - nie tylko rekreacyjnie i dla sportu. Przecież nie tak dawno sam musiał uporać się z własną psychiką, która po odejściu z wojska wciąż płatała mu figle.
- No dobra.. - urwał i zastanowił się przez krótką chwilę - W takim razie moglibyśmy pomyśleć o indywidualnych zajęciach, po godzinach - zaproponował i upił kilka łyków wina, które zlizał językiem po odstawieniu kieliszka. Nie był by to dla niego jakiś większy problem bo przez większość czasu i tak siedział w domu bądź starał się jakoś zorganizować sobie czas. Treningi boksu odbywały się dwa razy w tygodniu, prowadził dwie grupy. Nie wyrabiał pełnego etatu. Poza tym naprawdę chciał jej jakoś pomóc, nigdy nie potrafił przejść obok niej obojętnie. - Trzymam Cię za słowo - odpowiedział, uśmiechając się ciepło. Niczego jej nie narzucał ale naprawdę liczył na to, że znów będą mogli spędzić trochę czasu razem. Nie zamierzał kłamać - tęsknił za nią, nawet teraz. A może zwłaszcza teraz?
- Pewnie tak, nie nadaje się do takiego trybu życia ale.. to nie jest łatwe i nigdy nie było. Nawet teraz kiedy jestem wyłączony ze służby potrafię odczuwać tą cholerną bezsilność wobec tego co się dzieje dookoła ale już nic nie jestem w stanie z tym zrobić - westchnął i opuszkami palców chwycił kieliszek, który obracał w swojej dłoni przez krótką chwilę. Nie często wracał do tego tematu ale przecież najlepiej wiedziała przez co przechodził, nie musiał z niczym się kryć ani udowadniać nikomu, że to co przeżył nawet im się nie śniło. - Może i lepiej, nigdy nie spieszyło mi się do piachu. Dla Ciebie też nie chciałem takiego życia - dodał, wlepiając puste spojrzenie w jednej z kartonów stojących pod ścianą. Życie żołnierza to nie życie, nigdy nie wiesz kiedy przyjdzie czas na Ciebie bądź kiedy będziesz musiał przyglądać się śmierci przyjaciela.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Indywidualne zajęcia po godzinach to brzmiało zdecydowanie bardziej jak coś dla Posy. Uśmiechnęła się szeroko i pogodnie – a przynajmniej na tyle pogodnie, na ile było Alderidge stać. To czy odważy się przyjść… to już zupełnie inna kwestia. Życie Josephine było bałaganem. Było cholernym bałaganem, w którym się nie odnajdowała i nad którym nie potrafiła zapanować, a jednocześnie nie odnalazła w sobie jeszcze tej mocy, żeby to wszystko po prostu ułożyć. Żeby posprzątać ten burdel dookoła niej. Zacząć prowadzić normalne, dorosłe życie w Seattle, a nie ciągle, ale to ciągle przeciągać strunę… i czekać aż w końcu pęknie, a ona będzie miała spokój. Tak, jej zachowania były autodestrukcyjne i ani przez chwilę nie twierdziła, że jest inaczej.
- Problem z nami był taki, że oboje chcieliśmy innego życia. Dla siebie samych i dla siebie nawzajem. – przyznała, wzruszając lekko ramionami, bo teraz już nic nie można było poradzić. Ale czy to znaczy, że dzisiaj postąpiłaby inaczej? Zrobiłaby krok w tył i pogodziła się z tym, że to może nie być dla niej? Prawdopodobnie nie. Zawsze tego chciała, a później gdy już tego doświadczyła – ciężko było zrezygnować. Ta adrenalina była uzależniająca na swój sposób. Posy była tylko (aż) lekarzem… nie biegała po pustyni z bronią, ale i to wystarczyło. Ilość sprzętu i technologii w szpitalu w Seattle czasami ją przytłaczała, miała wrażenie, że lepiej sobie radziła w tych spartańskich warunkach, gdy bardzo często była tylko ona, pacjent, jej wiedza i umiejętności, a nie tabun ludzi i aparatura, która wszystko robiła za ciebie. Ułatwienie, ale jej… czegoś brakowało – Gdybym tam jeszcze wyjechała… pewnie już bym nie wróciła. Właściwie… już ostatnim razem myślałam, że nie wrócę. – myślała i miała nadzieję, bo tak byłoby po prostu łatwiej. Upiła spory łyk wina i wbiła spojrzenie w okno za Jordanem, na niego spojrzeć nie mogła.

autor

0
0

-

Post

Pomimo wcześniejszego żalu związanego z jej odejściem i usunięciem ciąży, wciąż nie ukrywał, że możliwość spędzenia z nią większej ilości czasu naprawdę mu odpowiadała. Sam zamknął ten rozdział przed laty ale jej obecność przywoływała wszelkie wspólne wspomnienia i sentymenty, zakopane głęboko dawno, dawno temu. Nie miał żadnych oczekiwań ani nie myślał o tym by drugi raz wchodzić do tej samej rzeki bo przecież odnowiony kontakt nie musiał od razu oznaczać, że pragnął zacząć wszystko od początku. Oboje byli już zupełnie innymi ludźmi, potrzebował poznać ją od nowa.
- Ty chciałaś innego życia, mi jedynie zależało na tym by było wspólne - zwiesił wzrok, nie chcąc wdawać się w niepotrzebną sprzeczkę, która przecież niczego by nie zmieniła. Nie chciał niczego jej wywlekać ani jej umoralniać, jednak nie zgadzał się z jej słowami i pragnął to za wszelką cenę zaznaczyć. To on starał się ją zatrzymać za wszelką cenę i przekonać do tego by zdecydowała się zatrzymać dziecko. Byli młodzi i wciąż szukali własnej ścieżki ale nie uważał by dziecko stało czemukolwiek na przeszkodzie - przynajmniej jemu. Oczywiście praca w wojsku wiązała się z masą wyrzeczeń i ciągła nieobecnością ale był gotów spróbować i dostosować swoje życie pod tego malucha, któremu nie było dane przyjść na świat. Nie winił jej jednak teraz za to, że pragnęła czegoś zupełnie innego. Była młoda, zbyt młoda.
- To czemu to zrobiłaś? Nie wydajesz się być szczęśliwa - zapytał, wpatrując w nią swoje czekoladowe oczy. Domyślał się, że śmierć ojca nie była powodem jej powrotu - zwłaszcza, że nie było jej śpieszno nawet wybrać się na jego grób. Coś jednak skłoniło ją do przyjazdu i wcale nie była z tego powodu zadowolona. Właściwie sam nie wiedział jak się do tego odnieść bo gdy ostatnim razem się widzieli ostawiła go bo nie była szczęśliwa w Seattle, teraz wraca i też nie wygląda na kogoś kogo choćby w drobnym stopniu cieszyło życie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spuściła wzrok i przygryzła wagę, bo nie wiedziała, czy to w ogóle było możliwe. Wspólne życie… to zawsze brzmiało pięknie i prawdopodobnie tego właśnie Alderidge potrzebowała, ale jednocześnie miała wrażenie, że i tak coś by popsuła. Zawsze psuła. Boże… nienawidziła siebie za to. Skrzywdziła tak wiele osób, tak wiele osób, którym na niej zależało. Nie umiała w uczucia, ciężko było jej się w nich połapać i zawsze dochodziła do momentu, w którym popełniała błąd. Jordan, Logan, Mark i Carter… cholera. Była kimś od kogo ludzie powinni trzymać się z daleka. Ona jako matka i żona? Nie. Zupełnie się do tego nie nadawała – niezależnie od tego jak bardzo w tamtym momencie była w Jordanie zakochana. Tak też nie byłaby szczęśliwa.
A czemu teraz wróciła? Spojrzała na niego i przez chwilę na niego patrzyła, bez słowa. Dlaczego wróciła do kraju, chociaż wiedziała, że wiązało się to z powrotem na dobre? Dlaczego nie została tam, ryzykując coraz więcej, coraz bardziej przekraczając swoje lekarskie kompetencje i coraz bardziej wplątując się w spiralę autodestrukcji? Tutaj też to robiła, ale przepracowywanie się, prochy, alkohol i imprezy to jednak trochę mniejszy kaliber niż to, co czekało na nią tam.
- Bo się rozpadłam i miałam nadzieję, że tutaj uda mi się pozbierać. Tam też nie byłam szczęśliwa. Tu chociaż jestem nieszczęśliwa, ale żywa. – przyznała, wzruszając ramionami i sięgając po kieliszek z winem – Parę miesięcy przed moim ojciec zginął mój narzeczony i przyjaciele… najbliżsi mi ludzie, których nie potrafiłam uratować, chociaż tak bardzo walczyłam. Miałam ich krew na rękach, a później patrzyłam jak ich trumny pakują do wojskowego samolotu. W jedno popołudnie straciłam wszystkich. Ci, którzy przeżyli wrócili do kraju, a ja zostałam tam sama. – nie wiedziała, czy Jordan był świadomy tego jak toczyło się jej życie po ich rozstaniu, ale postanowiła mu w skrócie wytłumaczyć dlaczego była, jest i prawdopodobnie jeszcze długo będzie nieszczęśliwa. Wyrzuty sumienia.

autor

0
0

-

Post

Wbrew wszystkiemu, Jordan wcale nie uważał, że był to czas stracony. Długo zbierał się po odejściu Alderidge ale ostatecznie i tak postrzegał to jako swego rodzaju lekcję pokory i tego też trzymał się po dziś dzień. Gdyby mógł cofnąć czas najpewniej niczego by nie zmienił; wciąż zaangażowałby się w tę relacje w stu procentach i czerpał by garściami wszystko na co pozwoliłby mu cas spędzony wspólnie. Była tylko człowiekiem, nie musiała spełniać czyichś oczekiwań i zmieniać się wbrew sobie tylko po to by zadowolić wszystkich z wyjątkiem samej siebie. Spełniała swoje marzenia, realizowała się w wymarzonej karierze i jeśli sama nie miała z tym żadnego problemu to nie powinna w żaden sposób ganić się za to wszystko. Co się stało już się nie odstanie, ważne by żyła w zgodzie za samą sobą!
- Wiesz doskonale, że przechodziłem dokładnie przez to samo. Na froncie przeżywałem koszmar każdego dnia ale po powrocie do domu wcale nie było łatwiej. Wciąż przewijały się w głowie te same obrazy, wspomnienia. Nie łudź się, że to wszystko kiedyś zniknie. Nauczysz sobie z tym po prostu radzić ale nie próbuj niczego na siłę, to bez sensu - wyjaśnił i upił kilka większych łyków. Sam wielokrotnie próbował wyprzeć z siebie wszystkie te nieprzyjemne lata, które przywoływały jedynie śmierć i cierpienie ale to nie przemija, jedynie uczymy się sobie z tym radzić. W prawdzie hobby takie jak właśnie boks pomagają nam uporać się z własnymi słabościami i demonami, a poza tym gospodaruje nam czas, który zwykle poświęcamy właśnie na zamartwianie się.
Nie był żadnym znawcą ani psychiatrą, który powinien jej mówić jak zarazić sobie z tego typu problemami, dzielił się jedynie tym co przeżywał na własnej skórze. Nie potrafił sobie wyobrazić co przeżywała tracąc tyle bliskich osób w jednym, zbliżonym czasie. - Nikt nie powinien przez to przechodzić, przykro mi - odparł krótko , nie wiedząc jak mógłby jej w tej sytuacji pomóc. Nie był nawet świadomy tego jak wyglądało jej życie po wyjeździe z Seattle, dlatego wzmianka o narzeczonym wyryła mu się w pamięci najbardziej. - Alkohol w niczym nie pomaga, jest tylko gorzej. Zaufaj mi - dodał i uśmiechnął się delikatnie, rozumiejąc potrzebę szukania pomocy w alkoholu. Była to jednak droga bez powrotu przed którą starał się ją przestrzec. Był w tym samym miejscu zanim jeszcze trafił do klubu bokserskie. Upijał się i zatracał w tym każdego kolejnego dnia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Możliwe, że miał rację. Musiała tylko nauczyć się z tym żyć i sobie z tym radzić…
I to prawdopodobnie był największy problem brunetki, bo robiła to źle. Po prostu zwyczajnie źle. Zamiast dać sobie pomóc – ba! Zamiast w ogóle poprosić o pomoc – pozwalała, by działo się z nią mocno… niedobrze. Była tego świadoma, ale ciągle jeszcze nie dorosła do tego, by komuś o tym powiedzieć i zmierzyć się z konsekwencjami. Nie wyobrażała sobie, że ktoś mógłby ją zaciągnąć na terapię, a ona miałaby siedzieć na kozetce i opowiadać obcemu człowiekowi o swoich uczuciach. Nie mogłaby. Nie potrafiłaby.
Uśmiechnęła się do Jordana, bo… co więcej mogła? Nawet jeśli mu ufała to dużo łatwiej powiedzieć niż zrobić. Zresztą nie wydawało jej się, że uciekała w alkohol – za dużo imprezowała, a tam faktycznie wlewała i wrzucała w siebie dziwne kombinacje, ale to nie tak, że upijała się dla upijania. Nie alkohol w tym wszystkim był jej problemem. Ale to też nie było coś, co mogła mu tu dzisiaj wyjawić. Najlepszym rozwiązaniem była po prostu zmiana tematu i myślę, że tak faktycznie się stało. Posy go zmieniła i przez resztę wieczoru mogli porozmawiać o czymś bardziej neutralnym, mniej przygnębiającym i mniej… niewygodnym. Szkoda, żeby się pokłócili albo żeby ona się rozkleiła przy pierwszym spotkaniu po takim czasie. Starała się trzymać fason.

/koniec

I jak będziesz miała ochotę to tam po prostu nam coś zacznij czy coś <3

autor

Zablokowany

Wróć do „Domy”