WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Na to jeszcze przyjdzie pora. Annalee całym ciepłem serca, jakie niezmiennie wywoływał widok Hany, wierzyła, że ta relacja nie stanie w miejscu, że obie wsiąkną w to uczucie, aż zostanie ono nie tylko szybszym biciem serca na myśl o niedostępnej piękności, a promyczkiem, który już zawsze będzie rozświetlać ich drogi - przemierzane razem. Annalee wpadła? Totalnie!
Pocałunek był lekki i subtelny, jakby wargi musnęły roztrzepotane skrzydełka motyla, zostawiając na ich powierzchni ślad swoich radosnych barw. Annalee mogła go pogłębić, przedłużyć - w końcu miała przyzwolenie Hany na działanie - lecz nie chciała uczynić tej chwili zbyt cielesną. To by odjęło jej magii. Słodki smak wymarzonych ust wzniecił miły dreszczyk, który spłynął po plecach tancerki niepowtarzalną magią i wydarł z jej pełnych warg ciche, rozkoszne westchnienie, kiedy ciepło ust blondynki oddaliło się po zakończeniu łagodnej pieszczoty. Popatrzyła w jej ciemne oczy i uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu, a palce znów subtelnym ruchem prześlizgnęła po gładkiej skórze jasnego policzka. Nie mogła odmówić sobie tego delikatnego dotyku, do którego ręce same się rwały. Jak tu nad nimi zapanować? Zresztą... po co?
- Chciałam to zrobić, odkąd pierwszy raz cię zobaczyłam - powiedziała miękkim półszeptem i wcale nie było w tych słowach przesady! Hana wpadła jej w oko natychmiast, urzekając swym słodkim uśmiechem i niewinnym błyskiem młodych oczu, chowających się za kurtyną prostych, platynowych kosmyków. Była prześliczna i miała w sobie to nieuchwytne coś, co nie pozwalało wyrzucić jej z myśli. Piękna. Słodka. Idealna.
Ucieszyły ją słowa dziewczyny. Nadal słyszało się w ich cichym brzmieniu jakieś drżenie nieśmiałości czy zawstydzenia, ale rozwiewały obawy, że być może Annalee pozwoliła sobie na zbyt wiele czy wyskoczyła z pocałunkiem zbyt wcześnie. Chciała nadawać tej relacji tempa, powoli rozkręcać ją, dostrzegłszy, że to ona jako ta śmielsza powinna zadbać, by mimo porywów serca coś nie zatrzymało ich w miejscu - obawiała się tylko, że może zadziałać zbyt gwałtownie. Jak widać, jej obawy okazały się niesłuszne.
-
Obecnie jedyne czego pragnęła, to aby ta znajomość nie skończyła się wyłącznie na kilku spotkaniach. Chciała kochać i być kochaną - a może właśnie to uczucie stanie się motorem napędowym do tak potrzebnej dziewczynie zmiany?
O ile wcześniej Hana miewała zawahania co do przyszłości tej relacji, jaka łączyła ją z Annalee - pocałunek zdawał się rozwiać wszelkie wątpliwości w tej kwestii. Podświadomie wciąż lekko obawiała się, że jej problemy natury duchowej, ten okropny brak śmiałości w pewnym momencie odstraszą Tajkę - która przecież stanowiła zupełne jej przeciwieństwo. Ona tymczasem nadal tu była. Spojrzenie tych cudownych oczu wyjątkowo zamiast onieśmielić, wywołało uśmiech na twarzy Hany a dotyk jej dłoni na zaróżowionym policzku blondynki wywołało kolejną falę przyjemnego ciepła.
- To było takie cudowne... Chciałabym, żeby tak już było zawsze - odpowiedziała cicho. Hana nie zdobyłaby się jeszcze na odwagę, aby wprost wyznać przed Annalee swoje uczucia, ale w tych pozornie prostych słowach kryło się coś niezwykle ważnego. Coś na kształt deklaracji? Czy też może "zakochałam się w tobie bez pamięci" w typowej dla Wellington, bardzo bezpiecznej wersji?
-
- To niech zostanie tak na zawsze - odrzekła, w głosie zachowując swą zwyczajną śmiałość, ale gdzieś w umyśle gubiąc ją - czy na pewno dobrze mówiła? Czy nie odczytała słów Hany jako zbyt poważnej deklaracji? Może dopatrzyła się między wierszami czegoś, co nie istniało, choć ona bardzo chciała to zobaczyć? Obawa, ta sama, co przed pocałunkiem, na nowo rozkołatała jej serce w przyspieszonym niepokojem rytmie. Dziewczyna nie chciała palnąć gafy i spłoszyć Hany nadmierną pewnością siebie, a ciągle obawiała się, że robi i mówi za dużo. Zazwyczaj nie miała problemu z wyczuciem chwili, ale pod wpływem uczuć kompletnie się gubiła! Nie pozwoliła sobie na jasne, otwarte deklaracje uczuć, obawiając się nadinterpretacji słów blondynki i znów w napięciu czekała na odpowiedź. Może jednak nie poszła za daleko...
Nie chciała zakończyć ich znajomości na kilku spotkaniach. Za głęboko Hana wbiła się w jej myśli, zbyt szybko zadomowiła w sercu, żeby Annalee mogła wyobrazić sobie, że za kilka tygodni mogłyby pójść w swoje strony i nigdy więcej się nie zobaczyć. Nie chciała myśleć, że może podzielić je różnica charakterów, dostrzegalna na pierwszy rzut oka, ale... czy stanowiąca faktyczny problem? Blondynka była przeurocza w swej nieśmiałości, delikatna i niewinna, Annalee natomiast, mimo godnej striptizerki pewności siebie, chowała w sobie spore zapasy taktu i wyczucia. Nie potrzebowała zresztą szalonego życia, wspólnego zdobywania świata czy głośnych, imprezowych wieczorów. Jej życie o dziwo było poukładane i całkiem spokojne, Haha zaś wydawała się idealnie do niego pasować. Przynajmniej teraz Tajka widziała ją w ten sposób, patrząc przez różowe okulary zakochania, niemniej nic nie wskazywało, że coś strąci je z jej nosa!
-
Tak bardzo pragnęła, aby to wyznanie wyglądało dokładnie tak, jak to sobie wymarzyła - niestety, nie miała w sobie na tyle odwagi. Annalee nie była jej obojętna od samego początku ich znajomości, co nie powinno nikogo dziwić. Z czasem jednak przeurocza Tajka zagościła w sercu Wellington na dobre i nie zapowiadało się, aby miała stamtąd zniknąć. Wiele razy Hana wyobrażała sobie chwilę, gdy nareszcie powie Annalee o uczuciach, jakie wobec niej żywiła - i o tym, jak istotne miejsce tancerka zajmowała w jej dotąd smutnym i całkowicie przewidywalnym życiu.
Wypowiedziane przez nią słowa nie oddawały w pełni siły tych uczuć, dlatego blondynka po raz kolejny podjęła niesamowicie trudną walkę. Ta chwila była dla niej zbyt cenna, aby ją zaprzepaścić. Annalee przecież nie odtrąciła jej od siebie - wręcz przeciwnie! - do ich pierwszego pocałunku doszło z inicjatywy tancerki, a jej odpowiedź na to osobliwe wyznanie także nie brzmiało jak odrzucenie. Czego więc się boisz, Hana? Kochasz ją, więc jej o tym wreszcie powiedz!
- Zakochałam się w tobie. I... Nie chcę się już dłużej zastanawiać, jakby to było, być z tobą - po chwili uporczywego milczenia, wreszcie zdecydowała się mówić, spoglądając na Annalee nieco bardziej odważnie niż do tej pory, a po jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Kosztowało to Hanę niesamowicie dużo wysiłku, ale wiedziała że to słuszne. Chciała uporać się w końcu z własnymi słabościami, nie tylko dla siebie ale także dla ukochanej kobiety. Choć Annalee nawet przez chwilę nie zasygnalizowała, że usposobienie Wellington mogłoby stanowić dla niej jakikolwiek problem, ona sama pragnęła tej zmiany.
-
Bała się szukać odpowiedzi na to pytanie, spodziewając się, że rozsądek zaprzeczy. Próbowała popychać naprzód tę relację, nie mogła wyobrazić sobie, żeby Hana zniknęła z jej życia, lecz podświadomie obawiała się, iż gdy dojdzie do poważnych deklaracji uczuć - zostanie odrzucona.
Czarne chmury obaw rozwiały się, odsłaniając kojący serce błękit emocjonalnego nieba. Uśmiech samoistnie wręcz wygiął pełne usta Tajki, a w ciemnych oczach zaigrały radośnie ciepłe iskierki, gdy moc wyznania Hany dotarła w pełni do świadomości Annalee, spowijając jej ciało przyjemną falą ciepła. Czy to nie był sen? Czy ona naprawdę to powiedziała? Może trzeba się uszczypnąć na wszelki wypadek!
Nie, to rzeczywistość! Wiatr szumi tak realnie, smagając chłodem ramiona, ciężki zapach wody ze stawu miesza się ze świeżością trawy i podrażnia przyjemnie nos, miejski zgiełk dociera do uszu z pobliskiej ulicy... a Hana jest tak realna, tak blisko - na wyciągnięcie ręki! To wcale nie był sen ani kolejne marzenie, tylko rzeczywistość zaskakująca słodyczą.
- Marzyłam, żeby z twoich ust padły kiedyś takie słowa. Wyobrażałam sobie tę chwilę tak wiele razy, że zaczęła mi się wydawać niemożliwa, jakby nie mogła wydostać się z granic mojego umysłu... a dziś... - odrzekła, próbując poskładać kolejne wyrazy w sensowną całość, choć napływ emocji rozdygotał nieco jej głos i wzburzył chaos na końcu języka. Ze świstem wciągnęła powietrze w płuca, by kontynuować spokojniej i bardziej składnie. - Czuję to samo. Skradłaś moje serce przy pierwszym spotkaniu. Zostałaś w moich myślach i nieważne, kiedy i gdzie, towarzysz mi w nich bez przerwy, bo... nie myślałam, że kiedykolwiek to komuś powiem, ale ja też cię kocham.
Nie wyszło tak zgrabnie i romantycznie, jak sobie wyobrażała, gdy tworzyła w umyśle scenariusze tej rozmowy. Planowała wówczas swoje wyznanie słowo po słowie, utworzyła tak wiele jego wersji! A gdy wreszcie marzenie się ziściło - wszystkie pouciekały z głowy i pozostała jej tylko nieskładna improwizacja. Nie najpiękniejsza, trochę kanciasta, ale najszczersza w swym przekazie.
-
Czy zawód, jakim trudniła się Annalee mógł stać się przeszkodą w zbudowaniu trwałej relacji pomiędzy kobietami? Cóż, Hana nawet się nad tym bardzo nie zastanawiała. Praca w nocnym klubie na takim stanowisku jawiła się dziewczynie jako niezwykle odważny krok, którego sama nie byłaby w stanie podjąć. Szanowała jednak ścieżkę obraną przez swoją wybrankę i choć czasem małe, złośliwe ukłucia zazdrości dawały się blondynce we znaki za każdym razem gdy wyobrażała sobie dziesiątki pożądliwie patrzących na Kugimiyę oczu, przecież nie mogła wymagać aby Annalee zrezygnowała dla niej ze swojego zajęcia. Nie była jej własnością, a takie żądania z jej strony mogłyby być bardzo krzywdzące. Hana od zawsze wierzyła, że miłość obok spontanicznych porywów serca i przyjemnego ciepła zauroczenia drugim człowiekiem jest także trudną sztuką akceptowania oraz licznych kompromisów. Nie wiedziała, czy w przyszłości kąsająca delikatnie zazdrość nie stanie się podłożem sprzyjającym wielu nieprzyjemnym konfliktom. Trudno to przewidzieć - ale jednego była pewna, nie chciała wpływać na Annalee w taki sposób, nie miała prawa rzucać absurdalnych zakazów.
Na tę chwilę Hana nie potrafiła myśleć o niczym innym, jak wyłącznie o tym co czuła względem tej wspaniałej kobiety, która trwała przy jej boku i wypowiadała w jej kierunku tak ważne słowa. To było niczym sen, z którego nigdy nie chciała się już wybudzić.
- A dziś... Wszystko stało się możliwe - powiedziała cicho, wpatrując się w jej oczy tak odważnie, że było to wręcz zaskakujące i nieprawdopodobne w wykonaniu tej skromnej, wycofanej istotki. Chłonęła każde słowo z jej pełnych, przepięknych ust, napawając się chwilą, która rozpostarła furtkę prowadzącą ku szczęśliwej przyszłości - ja... Również marzyłam o tej chwili wielokrotnie. Marzyłam, aby być twoja, ale bałam się, że nigdy nie będę wystarczająco dobra - to może nie był najlepszy moment na to, aby podzielić się z Annalee takimi wątpliwościami, ale chciała to powiedzieć głośno. Zresztą, obserwując zachowania Hany w ciągu kilku ostatnich spotkań, Annalee z pewnością miała już swoje spostrzeżenia na ten temat. W końcu Hana zamilkła, ostrożnie chwytając dłoń tancerki.
- Sprawiasz, że czuję i staję się lepsza - przyznała szeptem, i choć podobne gesty kosztowały ją sporo wysiłku, nie bała się ich inicjować. Przy Annalee wszystko okazywało się łatwiejsze a świat, którego zawsze obawiała się Hana stawał się bardziej przystępny i mniej stresujący.
-
Trwały w tej chwili jak w najpiękniejszym śnie. Nawzajem pochłaniały wzrokiem swoje spojrzenia, twarze - Annalee z bliska poznawała każdy detal urody Hany, który wcześniej umykał jej wzrokowi. Im więcej widziała, z tym większym zachwytem zapisywała te szczegóły w umyśle, postrzegając je jako dopełnienie ideału. Chłonęły padające słowa - Tajka odciskała głęboko w pamięci kolejne zdania, wyznania, następne ładunki szczęścia wzbudzane w jej sercu odpowiedzią ukochanej dziewczyny.
- Dobra... - uśmiechnęła się i poczuwszy dłoń Hany, zacisnęła na niej szczupłe palce, chcąc dodać do splotu ich rąk nieco od siebie, tak dotyku, jak i emocji. - Nigdy nie postrzegałam cię jako tylko dobrą. W moich oczach od początku jesteś najlepsza. Najpiękniejsza. Najciekawsza. Czasem uroczo nieśmiała, choć... to też jest na swój sposób piękne.
W delikatnym, pieszczotliwym geście wprawiła w ruch kciuk, którym zaczęła z wolna gładzić grzbiet dłoni Hany. Uśmiech nie gasł na jej twarzy, choć nie był to szeroki, ekspresyjny grymas, jaki mogli kojarzyć klienci klubu czy sąsiadki, mijane każdego dnia na klatce schodowej lub osiedlowych ulicach - był subtelniejszy, ale przy tym szczery i przepełniony ciepłem. Inny niż wszystkie uśmiechy, którymi Annalee raczyła ludzi do tej pory, zarezerwowany tylko dla Hany.
W odpowiedzi na ostatnie wyznanie, ponownie złączyła ich usta w łagodnym pocałunku. Czuła się przy niej lepsza... och, ile by dała, żeby Hana czuła się już zawsze najlepsza! By nie wątpiła w swą wyjątkowość i nie zaniżała własnej wartości - by w końcu poczuła się szczęśliwa z samą sobą! Nie wiedziała jeszcze, w jaki sposób, ale chciała jej w tym pomóc. Nic przecież w tym zaskakującego, że pragnęła szczęścia dziewczyny, którą pokochała.
-
Zdaje się, że obie wywróciły sobie nawzajem własne światy do góry nogami, początkując w nich ogromną rewolucję. Hana również nie brała dotychczas pod uwagę tak śmiałego scenariusza - gdzie to nagle pojawia się miejsce dla jeszcze jednej osoby. Tak ważnej i nieodzownej, która będzie odgrywać główną rolę w dotąd szarej, lekko nudnawej historii. Tak długo była sama, że ta samotność z czasem stała się jedyną wizją na przyszłość. A jednak los zdecydował inaczej i odkąd Wellington spotkała na swej drodze Annalee, bez wahania zapragnęła podzielić swój świat na pół, zapewniając w nim miejsce dla tej wyjątkowej kobiety.
Przyszłość malowała się od teraz jedynie w najprzyjemniejszych barwach, a Hana trwając na fali miłosnych uniesień nie chciała zadręczać się wątpliwościami - pragnęła dać się ponieść chwili, nie zastanawiając się nad ewentualnymi przeszkodami, jakie dalej mógł przynieść im los. Czy nadejdzie niegdyś dzień, w którym stanie się zazdrosna o profesję, jaką trudniła się Annalee? Czy ów dziesiątki pożądliwie patrzących na nią oczu, gdy odsłania swoje wdzięki na klubowej scenie nie staną się podłożem trudnego konfliktu? Może. To prawdopodobne. Trudno powiedzieć. Różniły się od siebie stylem życia, usposobieniem - temu nie sposób zaprzeczyć, ale dziś Hana była pewna, że to nie stanowi żadnej przeszkody. A wręcz przeciwnie, ponieważ przepiękna Tajka stała się największym motorem napędowym do zmiany, jakiej musiała podjąć się Hana. Już wcześniej dostrzegała swoje słabości i nie była z nich dumna, jednak nie próbowała podejmować walki. Ucieczka wydawała się bardziej wygodna.
Dziś nie chciała już uciekać.
- Dopiero przy tobie poczułam się wyjątkowa - odpowiedziała cicho, napawając się delikatnym dotykiem jej dłoni na własnej. Kompletnie oczarowana, z przyjemnością oglądała ten uśmiech, zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. Tak, zdecydowanie czuła się teraz wyjątkowa. Znalazła swoje szczęście i było ono tak blisko, bliziuteńko... Zanim blondynka zdążyła wydobyć z siebie jeszcze jakiekolwiek słowa, znów poczuła ciepło pocałunku na swoich ustach. Motyle w jej brzuchu ponownie poderwały się do lotu, kiedy z pasją włączała się w tę subtelną pieszczotę, zupełnie jakby jej wcześniejszy strach zupełnie nie istniał. Jakby stała się kimś kompletnie innym.
-
Ale to już pozostaje tematem na przyszłość, gdy pierwsze cienie przyćmią promyki, którymi obecnie miłosne słońce rozświetliło życiową drogę - serce Annalee zabiło nadzieją, że tę drogę od dziś zaczną przemierzać razem!
Odsunęła się odrobinę od ust ukochanej, przerywając pocałunek. Ta subtelna pieszczota wydawała się być najlepszym sposobem na wyrażenie swoich uczuć. W niesionych emocjach zawierała wszystko, co Annalee mogła chcieć przekazać Hanie, jednak dziewczyna zdecydowała się odezwać jeszcze raz. Mogła setki razy planować tę chwilę, lecz odurzony radością, ale też i stresem umysł działał w zwolnionym tempie. Potrzebował więcej czasu, żeby ułożyć kolejne zdania, które Tajka pragnęła teraz wypowiedzieć, więc dopiero po chwili zebrała się na werbalną odpowiedź - jak dobrze, że mogła zamaskować swoje skołowanie bliskością ust!
- I czuj się wyjątkowa już zawsze. Dla mnie jesteś tą jedyną. Tylko ciebie chcę. - Nadal była tak blisko, że półszeptem musnęła wargi ukochanej. Popieściła jej usta swoim ciepłym oddechem, by zamilknąć i ponownie przylgnąć do nich w następnym delikatnym pocałunku. To nie były kipiące od erotyzmu, wulgarne działania, które mogły zgorszyć spacerowiczów. Górowały w nich emocje i łagodność, tak doskonale pasująca do tej chwili! Świat i czas gdzieś się zagubiły, tak samo jak sylwetki anonimów, którzy przewijali się w otoczeniu. Czy zerkali na nie, zgorszeni parą całującą się w centrum malowniczego skwerku? A może wcale nie zauważyli tych dwóch, które odgrodziły się od rzeczywistości barierą najszlachetniejszego z uczuć? Dla Annalee to nie miało znaczenia. Bo czemu miało się liczyć coś poza Haną?
Nie wiedziała, czy i jaki ma faktyczny udział w pragnienie zmian, które pojawiło się w głowie Hany, ale niezależnie czy dziewczyna chciała ich dokonać pod wpływem ich uczucia, czy tak po prostu dojrzała do tego, Tajka była gotowa wesprzeć ją w pracy nad każdą z nich. Chciała, żeby śliczna blondynka wreszcie zaczęła uśmiechać się częściej, śmielej... by poczuła swoją wartość i w końcu w nią uwierzyła - nawet jeśli sama Annalee nie do końca rozumiała problem zaniżonej samooceny albo braku pewności siebie. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Nie musimy mieć identycznych doświadczeń, żeby wspierać tych, których kochamy.
-
Pocałunki, jakimi obdarowywała ją Annalee skutecznie odciągały myśli od wszelkich przyziemnych spraw. Mogła przysiąc, że w tym momencie cały świat wokół niej przestawał mieć znaczenie - liczyła się tylko Annalee, jej bliskość i to przepiękne uczucie jakie je połączyło. Po raz pierwszy od dawien dawna poczuła się w pełni szczęśliwa - i ów szczęście pragnęła teraz czerpać całymi garściami.
- A ja chcę tylko ciebie - w jej głosie wyczuwalne było drżenie powodowane kumulacją niezwykle przyjemnych emocji. Kroczyła samotnie przez swoje szare życie tak długo, że takie uczucia powoli stawały się jej zupełnie obce - dziś jednak powróciły z mocą. Tą mocą, której tak bardzo teraz potrzebowała, aby ruszyć dalej - przejdziemy się jeszcze? - zaproponowała spokojnie, choć jej usta wciąż wydawały się być niedostatecznie zaspokojone dotykiem ust Annalee. Nie powinna być jednak aż tak zachłanna! Lepiej zachować nieco pocałunków na później, bo co będzie, gdy ten cudowny wieczór dobiegnie końca?
-
- Chodźmy. - Jej pełne usta drgnęły w kolejnym uśmiechu. Radosny grymas nie znikał z jej twarzy, odkąd zobaczyła Hanę na tym skwerku. Zmieniał się jego charakter, czasem rysował się łagodnie, lekko nieśmiało, innym razem przybierał na mocy w napływie emocji, a w kolejnej chwili ukazywał rządek jasnych zębów w ciepłym rozbawieniu. Nie ulegało wątpliwości, że Annalee promieniowała właśnie szczęściem i nic nie było w stanie go zakłócić. Pochwyciła delikatnie dłoń blondynki i splotła ich palce, pragnąc w subtelny sposób nadać temu spacerowi odrobiny intymności - a po tym ruszyła z wolna chodnikiem. Wysokie obcasy w powolnym tempie stukały o bruk. Donikąd jej się nie spieszyło.
Zakochanie działało lepiej niż narkotyk. Jak nic innego umiało wprowadzić umysł w stan nieskończonego upojenia radością. Ta radość dotykała świata niby magiczna różdżka, kolorując go na zupełnie nowe, nieznane wcześniej barwy. Gdy Annalee wreszcie przeniosła spojrzenie z pięknej blondynki na otoczenie, niespodziewanie uderzyła w nią taka malowniczość skwerku, jakiej wcześniej nie dostrzegała i zupełnie nie spodziewała się zobaczyć! Trawa stała się zieleńsza, kojący szum wody przebił się przez nawał innych dźwiękowych bodźców... nawet panorama Seattle, zwykle sprawiająca wrażenie szaroburego królestwa betonu, zrobiła się jakaś weselsza!
- Czyli od dziś jesteś moją piękną Haną. - Przerwała ciszę stwierdzeniem, które wydawało się oczywiste po niedawnych wyznaniach, ale nie mogła się powstrzymać przed nacieszeniem nim uszu! Zwykle nie lubiła nazywać partnerów swoimi, nie znosiła też słyszeć, że należy do kogoś. Żyła w uwielbieniu wolności i wchodziła w płytkie relacje, luźne, z których mogła ulotnić się w każdej chwili. Nie dopuszczała do siebie osób o poważnych zamiarach. Lecz z Haną było inaczej. Zupełnie inaczej!
W końcu spotkała osobę, do której chciała należeć.
-
- Jestem teraz tak szczęśliwa, że mogłabym zacząć tańczyć mimo że zupełnie tego nie potrafię - przyznała z lekkim rozbawieniem i rzeczywiście, jej słowa poniekąd potwierdziły się niedługo potem, gdy kontynuowały swój spacer po urokliwym skwerku. Gdyby nie fakt, że nie były jedynymi osobami cieszącymi się spacerem w pięknych okolicznościach przyrody, możliwe że znalazłaby w sobie tyle odwagi, by przeobrazić swoje słowa na czyny. Nie chciała zwracać na siebie uwagi innych, choć w obliczu sytuacji sprzed paru chwil ten kierunek myślenia wydawał się dość głupi. Niewykluczone, że przypadkowi przechodnie stali się świadkami ich pocałunku, dlaczego więc miałaby odczuwać wstyd przed manifestowaniem swojej nieopisanej radości, jaką powodowała obecność Annalee?
Kroki blondynki stały się bardziej energiczne, a gdy usłyszała kolejne słowa z ust ukochanej, rozkołysała delikatnie ich splecione dłonie, śmiejąc się przy tym łagodnie.
- Zgadza się. A ty jesteś moją przepiękną Annalee - odpowiedziała wesoło. Słowa Wellington być może nie miały w sobie nic nadzwyczaj zaskakującego, poza jednym, ukrytym pomiędzy wierszami faktem: nie zaprzeczyła. Nie pozwoliła swoim kompleksom dojść do głosu, i co więcej uwierzyła że to co mówiła do niej Annalee jest prawdziwe - nie wpadając na szczęście w błędne koło wątpliwości spowodowanej zaniżoną samooceną.
Czuła się piękna, potrzebna. Czuła się kimś bliskim dla tak wspaniałej kobiety jaką była jej ukochana, prześliczna tancerka.
-
Roześmiała się pogodnie, znów w radosnym uśmiechu ukazując rządek zębów i sama przyspieszyła ruch ich rozkołysanych entuzjastycznie dłoni. To było przemiłe spotkanie, pełne uczuć i emocjonalnych wzniosłości, ale zarazem uroczo niewinne, zupełnie jakby Tajka przeniosła się w czasie i spacerowała teraz ze swoją pierwszą sympatią jako całkiem grzeczna nastolatka. Doświadczała teraz jasnej, mniej grzesznej strony miłości, której brakowało jej od tak wielu lat, że prawie zapomniała o jej istnieniu! Różnica doświadczeń sprawiała, że dziewczyna chłonęła każdą sekundę spotkania z ukochaną i niezwykłą atmosferę, którą tworzyła jej wybranka. Najchętniej zatrzymałaby czas, żeby zawiesić się z Haną we wspólnej radości na wieki.
- Więc dlaczego tego nie zrobić? - zapytała, samą siebie zaskakując spontaniczną propozycją. Mocniej zacisnęła palce na dłoni ukochanej i przyspieszyła kroku, aby zaraz wyprzedzić ją odrobinkę, stanąć na jej drodze i zgrabnym piruetem obrócić się ku radosnemu obliczu jasnowłosej. Annalee miała propozycję nie do odrzucenia! - Zapraszam piękną panią do tańca!
Pewnie to było głupie, szczeniackie i nierozsądne, tak. Zapewne nie wypada wygłupiać się na oczach innych spacerowiczów. Zakochane dziewczyny powinny grzecznie dokończyć swój spacer, gawędząc o pogodzie, planach i swojej relacji, a później cmoknąć się delikatnie na pożegnanie i rozejść w swoje strony.
Ale kto powiedział, że muszą robić to, co wypada?
Dlaczego nie pozwolić porwać się radości, która podrywała do tańca radosną melodią ich śmiechów? W życiu tylko chwile bywają piękne, zwłaszcza ta, więc Annalee chciała, żeby czerpały z niej do maksimum szczęścia. A przechodnie? Na cichym skwerku nie było ich wcale tak wielu, zresztą kogo to obchodzi? W takiej metropolii prawdopodobieństwo spotkania po raz drugi kogoś z nich było bardzo niskie.
-
I pomimo tego, że miłość podobnie jak najdostojniejsza róża w ogrodzie miała swoje kolce - nieporozumienia, wątpliwości, zazdrość, to Hana w obecnym stanie ducha wierzyła mocno, że to nie będzie miało znaczenia. Wydawało jej się, że była w pełni przygotowana na wszystko, co zapragnie przynieść im los. Ona sama czuła się teraz jak nastolatka - ogarnęła ją beztroska, jakiej długo nie było dane jej doświadczyć. Tonąc w morzu obowiązków dorosłego życia czasem zapominała, jak to jest na chwilę odciąć się od wszystkich złych myśli kąsających umysł. Dziś, u boku swojej ukochanej kobiety miała szansę odkryć na nowo w sobie tę radość i pielęgnować ją - na litość, przecież była jeszcze taka młoda! Powinna czerpać radość z każdej chwili, zamiast ciągłego narzekania i tej cholernej lawiny stresu.
- Może dlatego, że prawdopodobnie cię podepczę? - odpowiedziała cicho, nie kryjąc swojego zaskoczenia. Hana doskonale zdawała sobie sprawę, że miała przed sobą wyjątkowo przebojową i energiczną kobietę, ponadto zakochaną w tańcu, więc Annalee zapewne nie mogła przejść obojętnie obok podobnej sugestii - n...no dobrze, przekonałaś mnie - uśmiechnęła się do tego dość niezdarnie, za wszelką cenę starając się nie podeptać swojej towarzyszki. Zdolności taneczne Hany ograniczały się jedynie do delikatnych pląsów w rytm muzyki elektronicznej podczas festiwali. Nie było to coś, czym mogłaby się śmiało pochwalić, jednak po raz kolejny postanowiła podjąć próbę przełamania swojej nieśmiałości. Może nie wypadało, może to szczeniackie czy nierozsądne, ale blondynka skrupulatnie odsuwała od swojej głowy wszelkie wątpliwości.
-
Teraz nie chciała już sobie wyobrażać innego scenariusza swojego życia niż trwanie u boku Hany i dzielenie z nią każdej swojej decyzji, myśli, problemu! Nie miała pojęcia, jak to wyjdzie w praktyce, ale wizja wspólnego życia malowała jej się w wyobraźni wszystkimi kolorami tęczy, więc chciała brnąć w to głębiej, odkrywać te niezwykłe uczucia, których wcześniej nie zdołała nawet powierzchownie musnąć. Teraz to wyglądało dla niej na znacznie atrakcyjniejsze od życia w całości po swojemu.
- Trudno! - zachichotała w odpowiedzi, zdając sobie sprawę, że wyskoczyła z propozycją bardzo spontaniczną, pewnie poniekąd głupią, ale tak radosną, że nie chciała się powstrzymywać. Nie tu i nie teraz! Mogła się spodziewać, że Hana może nie odnaleźć w sobie wystarczająco dużo odwagi, by spróbować pobujać się do melodii ich śmiechów w publicznym miejscu, na oczu przypadkowych przechodniów, ale może taka chwila beztroski pomoże jej nabrać choć odrobinkę więcej odwagi? Annalee nie miała pojęcia, czy idzie tą propozycją w dobrym kierunku, ale chciała, żeby śliczna blondynka wreszcie zaczęła wierzyć w siebie i poczuła więcej śmiałości, więc musiała próbować! Na fali pozytywnych emocji natomiast najłatwiej wykonać przełomowy krok. - Najwyżej zostawisz mi siny autograf na stopie, zagoi się!
Chwyciła mocniej dłoń Hany, a drugą ręką otoczyła ją w smukłym pasie, by ze śmiechem zakołysać ich ciałami w delikatnym tańcu. Nie było to na tyle dużo, żeby robić spacerowiczom przedstawienie, ale nawet gdyby? Nie widziała nic złego w odrobinie entuzjastycznego szaleństwa, przecież nie siedziały w smutnej pracy, na poważnym spotkaniu biznesowym, w miejskim urzędzie czy kościele - na luźnym spacerze, pośród zacisza skwerku, dwie młode, pogodne dziewczyny mogły pozwolić sobie na chwilę wygłupów. Rosnące wokół drzewa pewnie nie takie rzeczy już tu widziały!