WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Być może Aura powinna spojrzeć na ciotkę nieco łaskawiej. W końcu przyjęła je pod swój dach po śmierci rodziców, a gdyby nie to, trudno powiedzieć, jak wyglądałoby ich życie do osiągnięcia pełnoletności. Mimo to nie potrafiła wykrzesać z siebie szczególnie ciepłych uczuć względem kobiety, z którą mieszkały przez kilka lat. Ciągłe nakazy i zakazy, a przecież w tamtej chwili najbardziej potrzebowały ciepła i wsparcia.
Trzeba im było jeszcze dorzucić trochę trutki do tej karmy, a ciotce powiedzieć, że to tabletki na odrobaczanie czy coś – powiedziała ze złośliwym uśmiechem. Prawdę mówiąc, potrafiła sobie wyobrazić, że ewentualna śmierć tych kocurów ruszyłaby ciotkę bardziej niż śmierć jej własnego brata. Czy była zbyt surowa? Być może, ale nie czuła się z tym szczególnie źle.
Zamiast odpowiedzieć, niepewnie wzruszyła ramionami. Zawsze była pierwsza do tego, aby bronić ojca, kiedy ktoś próbował go oczerniać, bo przecież sam już nie mógł się obronić. Wciąż chyba nie wierzyła, że byłby zdolny do czynów, które mu zarzucano. Tylko że wcześniej nie czułaby tych dziwnych wątpliwości, które opanowały ją aktualnie.
Tak myślisz? – zapytała bezwiednie, skupiając wzrok na Tottie, która wspomniała o winie. Trudno jej było jednak wyobrazić sobie, jaki związek miałby testament, w którym nie uwzględniono Carla z plamami na dywanie po trunku, którego w ich domu się nie piło. Przytknęła palce wskazujące obu dłoni do skroni, delikatnie rozcierając skórę w tym miejscu, bo czuła, że od tych wszystkich myśli, które niczego nie wnosiły, a powodowały dodatkowy chaos, zaczynała boleć ją głowa. Uniosła spojrzenie na siostrę. – Nie wiem, pewnie mogło tak być. Myślę, że właśnie tego spróbujemy się dowiedzieć – zapewniła. Mimo wszystko była lepsza w działaniu – kiedy skupiała się na konkretnym celu, mobilizowała się, by go osiągnąć, odkładając na bok wszelkie wątpliwości.
Na jej czole pojawiła się pojedyncza zmarszczka.
Z tego co kojarzę to po zakończeniu śledztwa oddali go dziadkowi, a potem – potem, czyli kiedy jego i babci już zabrakło – nie wiem. Pewnie zabrała go ciotka, no bo kto inny? – Nigdy specjalnie nie interesowała się kwestią prawną ich domu w Renton, choć czy to nie było tak, że on właściwie wciąż należał do nich? Skoro prawowici właściciele nie żyli, to chyba one się nimi stały. Przez tyle lat o tym nie myślała, że ta myśl teraz była dziwnie zaskakująca, choć powinna być oczywista. – Możemy jutro odwiedzić Irene i dowiedzieć się, czy ona go ma, czy ktoś inny – stwierdziła po chwili, choć to nie tak, żeby była przesadnie chętna do tej wizyty.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tottie wciągnęła wargi, by powstrzymać uśmiech, który cisnął się jej na usta po słowach starszej Whitbread. Niestety oczy zdradzały jej rozbawienie, więc spuściła wzrok i przez chwilę nie patrzyła na Aurę, próbując się opanować na tyle, by nie parsknąć śmiechem. Kochała zwierzęta i nawet mimo niechęci do kotów, nie skrzywdziłaby tych sierściuchów. Swoje z nimi przeżyły, były ich utrapieniem, ale kto wie, może ich obecność zapełniała ciotce pustkę, która powstała po śmierci najbliższych? A co jeśli bardziej by sfiksowała, gdyby nie miała tych miauczących stworzeń, na które mogła przelać swoje zainteresowanie i które, przypuszczalnie skutecznie, były lekiem na jej samotność? Tottie nie chciałaby się przekonać, co by było, gdyby zabrakło którego z pupilków Irene, więc między innymi dlatego pomagała w ogarnięciu tego kociego bałaganu.
- Pytała o ciebie. To znaczy, to nie do końca było pytanie… Chodziło o twoje usługi. Bo jakaś sąsiadka chciałaby zrobić trwałą, więc ciocia powiedziała, żeby nie szła do fryzjera, bo ty zrobisz jej fryzurę za darmo. - Odkaszlnęła. Odkąd to usłyszała wahała się, czy w ogóle mówić o tym Aurze. To raczej nie był powód do radości, jak ktoś się tak panoszył, najlepiej wiedząc na co ktoś ma czas i chęci, dodatkowo decydując o wynagrodzeniu za wykonaną pracę. Skoro nawet jej się to nie podobało, a przecież tak często działała charytatywnie, to co dopiero bliźniaczce…
Przytaknęła siostrze, obiecując sobie w duchu, że postara się nie przeprowadzać już takich analiz i usilnej próby połączenia kropek, które przecież od lat były rozrzucone i nijak nie chciały stworzyć spójnej całości, szczególnie jak tylko się o nich gadało, a nie działało w tej sprawie.
Uśmiechnęła się krzywo, słysząc o możliwym miejscu, gdzie mogły znajdować się klucze.
- Ciekawe, czy w ogóle wie, gdzie je położyła… - stwierdziła zakłopotana Tottie. - Coś mi się zdaje, że czekają nas przy tym generalne porządki - dodała patrząc na Aurę, która pewnie była świadoma tego, że odkąd nie mieszkały z Irene właściwie nie było nikogo, kto dbałby o jako taki ład w jej domu. Wzdrygnęła się i o ile wcześniejsza wiadomość o testamencie odebrała jej apetyt, tak wizja uprzątania kuwet i tego, co koty przytargały ze swoich wycieczek po podwórku wcale nie przyczyniła się do odzyskania chęci na przełknięcie czegokolwiek.
- Skoro nasz dom tyle lat stał pusty… - Tottie odezwała się po chwili, bo jeszcze coś przyszło jej do głowy… - Myślisz, że ktoś mógłby tam zamieszkać? Na dziko? Uch… zupełnie nie wiem, czego możemy się spodziewać, a chyba wolałabym się przygotować psychicznie, bo sama ta wycieczka nie będzie dla nas bezbolesna - stwierdziła, spuszczając głowę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Aura, w przeciwieństwie do siostry, raczej nie przejmowała się stanem psychicznym ciotki i miała dla niej znacznie mniej zrozumienia. Może było to niesprawiedliwe wobec kogoś, kto zapewniał im dach nad głową, ale nie potrafiła zmusić się do cieplejszych uczuć względem tej kobiety.
Ściągnęła brwi, wyraźnie niezadowolona, kiedy usłyszała te rewelacje. Kilka niecenzuralnych słów cisnęło jej się na usta. A potem... niespodziewanie wzruszyła ramionami.
A niech przychodzi – powiedziała lekkim tonem, tak jakby nie miała nic przeciwko temu. – Tylko może się zdziwić, ile kosztuje taka usługa, bo na pewno nie będzie darmowa. Zwłaszcza dla niej – uśmiechnęła się złośliwie, pewna, że jeśli sąsiadka ciotki się u niej pojawi, to policzy jej nawet trochę więcej niż zwykle. Właściwie nie chodziło o to, że miałaby coś zrobić za darmo, bo czasem zdarzało jej się czesać znajomych, nie biorąc od nich pieniędzy lub opuszczając ceny. Ale okropnie nie lubiła nieszanowania cudzej pracy, a do tego tej zuchwałości (ha, jakby ona sama wcale czasem nie zachowywała się zuchwale...) i pewności Irene, że może wysłać do niej swoją znajomą i tylko z tego względu Aura nie weźmie od niej pieniędzy. Niedoczekanie. Wiedziała, że to prawdopodobnie wywoła kolejny konflikt z ciotką, ale nie zamierzała się tym przejmować. Nie były już od niej w żaden sposób zależne, właściwie Aura nie przejęłaby się nawet jakoś szczególnie, gdyby zerwały ze sobą kontakt.
Skrzywiła się mimowolnie. Rzeczywiście, ciotce daleko było do pedantki. Ba, to raczej ona i Tottie zajmowały się porządkami, gdy jeszcze z nią mieszkały – może dlatego, gdy poszły na swoje, Aura tak bardzo starała się dbać o porządek, mając w pamięci mieszkanie ciotki. Irene chyba wydawało się, że wystarczy odkurzyć i zmyć podłogi raz w miesiącu, albo i rzadziej. Nawet nie chciała myśleć, jak teraz może wyglądać jej mieszkanko.
Chyba od razu powinnyśmy pojechać tam ze środkami czystości, bo obawiam się, że faktycznie to sprzątanie nas nie ominie. To może odłóżmy to na weekend, bo na pewno zajmie nam to przynajmniej kilka godzin – zaproponowała z rezygnacją. Jasne, lubiła sprzątać, domowe obowiązki ją, o dziwo, relaksowały, ale znacznie mniej entuzjastycznie patrzyła na to, myśląc o mieszkaniu ciotki.
Tottie poruszyła kwestię, o której Aura wcześniej nie pomyślałam.
W sumie... on stoi pusty już od jedenastu lat, kto wie, co przez ten czas się tam działo – zamyśliła się na moment, w końcu unosząc spojrzenie na bliźniaczkę. – Masz kontakt z kimkolwiek z dawnych znajomych? Z kimś, kto może mieszkać jeszcze w Renton? – zapytała, bo może gdyby udało im się wcześniej pogadać z kimś, kto jest tam na miejscu, wiedziałyby przynajmniej, czego mogą się spodziewać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmrużyła oczy i przekręciła głowę, bo z wachlarza możliwości reakcji Aury, wzruszenie ramion wydawało się ostatecznością. Starsza Whitbread i obojętność? To wydawało się nie do pomyślenia! Dlatego odczekała z komentarzem jeszcze kilka sekund, by uśmiechnąć się pod nosem, na niecny plan bliźniaczki.
- Dobrze, że Irene tego nie słyszy, bo wypomniałaby ci, że mnie czesałaś za darmo. - Przejechała dłonią po swoich włosach, które przed wejściem do lokalu związała w kucyka, by nie właziły jej do jedzenia. Doskonale jednak rozumiała siostrę, choć pewnie ona świadczyłaby darmowe usługi, choćby po to, by uniknąć ewentualnego konfliktu z siostrą ojca - wychodziła bowiem z założenia, że rodzinę ma się tylko jedną i choć w przypadku Irene nawet na zdjęciach dobrze się z nią nie wychodziło, pozostała już jednym z ich nielicznych żyjących krewniaków, więc chociaż trudno było ją kochać, według Tottie można chociaż było postarać się o szacunek, niezależnie od tego, czy odwzajemniony…
- To zdecydowanie niegłupi pomysł - stwierdziła młodsza z sióstr, potakująco kiwając głową. O ile podczas wizyt starała się też co nieco uporządkować zagraconą przestrzeń u ciotki, o tyle spora ilość kotów bynajmniej nie pomagała w zachowaniu tej względnej czystości na długo.
Tottie nie odpowiedziała od razu. Znajomości z Renton okazały się dość nietrwałe, szczególnie, gdy dziewczyny nie mieszkały już po sąsiedzku i ich sytuacja materialna uległa pogorszeniu. Oczywiście nie wszyscy ich znajomi lecieli na kasę, ale wielu z nich nie oponowała, gdy któraś z bliźniaczek (prawdopodobnie najczęściej Tottie) płaciła nie tylko za siebie. Do tego dochodzili dorośli, którzy manipulowali swoimi pociechami, a to wymyślając im dodatkowe zajęcia, to znów nakładając mające niewiele sensu zakazy, byle tylko być dalej od skandalu, a później od tragedii, która najwyraźniej w ich mniemaniu była zaraźliwa…
- Ostatnio jak przeglądałam facebooka, to widziałam, że jedna z naszych sąsiadek… Pamiętasz Beę? Chwaliła się zdjęciem swojego drugiego dziecka. Mogłabym do niej napisać, ale ona chyba już rzadko bywa w Renton, bo wyprowadziła się do Nowego Jorku. Swoją drogą sporo osób przeniosło się w tamte okolice. A na przykład Mindy mieszka w Bostonie - przekazała, bo jak już rzuciła jej się w oczy relacja sąsiadki, to przy okazji kilknęła profile kilku osób, które były ich wspólnymi znajomymi. - Mam wrażenie, że jesteśmy jednymi z nielicznych, które nie dokonały takich znaczących zmian w życiu… - Rudowłosa zrobiła pauzę, zamyślając się nad czym, czy właściwie to dobrze, czy źle? Nie umiała na to jednoznacznie odpowiedzieć nawet samej sobie. - Może ten testament, o ile faktycznie istnieje, będzie szansą, by zrobić jakiś krok naprzód? - zapytała Aurę, a może siebie, chcąc odnaleźć w tej wiadomości jakieś pozytywy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prychnęła pod nosem, choć z jednym mogłaby się zgodzić – to był argument, który mogłaby wysunąć Irene, dowiadując się o tym, że Aura bynajmniej nie planuje nagle otwierać działalności charytatywnej dla jej sąsiadek i koleżanek.
To coś zupełnie innego – zaoponowała; była jaka była, ale nie wyobrażała sobie, że miałaby zdzierać z siostry kasę za czesanie. Zresztą, w okresie, kiedy dopiero uczyła się tego wszystkiego, siłą rzeczy bliźniaczka stawała się jej modelką, na której ćwiczyła nowe upięcia czy strzyżenie – a efekt nie zawsze był bliski ideałowi. – Poza tym, z tego co mi wiadomo, to tylko z Irene łączą nas jakieś więzy krwi, nie z jej sąsiadkami – dodała, wykrzywiając ust w złośliwym uśmiechu. Ciotka nie powinna aż tak narzekać, ponieważ kilkukrotnie jej świadczyła usługi fryzjerskie i nie wzięła za to pieniędzy (ciotka nie proponowała, ona się nie upomniała), ale gdyby chciała być taką Samarytanką dla osób, którym została polecona przez znajomych czy rodzinę, to wyszłaby na tym kiepsko.
Tuż po przeniesieniu się do Seattle, z pojedynczymi osobami czasem kontaktowała się przez różnego rodzaju komunikatory... przez chwilę. Chyba tak naprawdę żadnej ze stron nie zależało na utrzymywaniu takiej relacji, bo Aura właściwie bez żalu obserwowała jak kolejne wiadomości pojawiają się coraz rzadziej, a potem milkną zupełnie. Raz na jakiś czas milczenie przerywane bezosobowymi życzeniami świątecznymi lub urodzinowymi. O czym właściwie miałaby teraz rozmawiać z tymi ludźmi? O czasach, kiedy zrywali się wspólnie z lekcji, żeby zapalić pierwszego papierosa albo kiedy mścili się na zbyt pewnym siebie chłopaku ze szkoły, który pozwalał sobie na zbyt dużo? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić.
Kiwała głową, na znak, że przyswaja kolejne informacje o osobach, które wymieniała Tottie, a które należały do ich przeszłości. Przy okazji coś sobie przypomniała.
Kilka miesięcy temu odezwał się do mnie Josh, pamiętasz go? Taki wysoki blondyn, chodził z nami do klasy, w ostatniej zawiesili go na jakiś czas w prawach ucznia za graffiti na budynku szkoły – powiedziała; wszyscy mieli wtedy Josha za bohatera, kiedy w dość karykaturalny sposób namalował chyba najmniej lubianą przez wszystkich nauczycielkę. – Studiował coś związanego z grafiką w Nowym Jorku, ale po studiach o dziwo wrócił do Renton. Proponował spotkanie, bo ponoć bywa w Seattle w sprawach służbowych, ale jakoś nie mogliśmy dograć terminu. Napiszę do niego i podpytam trochę – stwierdziła w końcu, zaraz jednak wbijając w siostrę uważne spojrzenie. Nie chciała jeszcze pokładać zbyt dużych nadziei w tym testamencie, chociaż nie dało się ukryć, że wiele by im ułatwił.
Gdybyś miała taką możliwość, chciałabyś się stąd wynieść? – zapytała całkiem poważnie, z ciekawością czekając na odpowiedź bliźniaczki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Uniosła ręce, by pokazać, że miała pokojowe zamiary i bynajmniej nie chciała atakować siostry.
- Tak, Aura, masz rację. W ogóle chyba niepotrzebnie wałkujemy ten temat. Jestem przekonana, że nie musimy go omawiać, bo postąpisz słusznie, jak już pojawi się ta klientka. O ile w ogóle się pojawi, bo nie wiem, czy to nie było tylko takie prowokacyjne gadanie cioci, żeby nas trochę podenerwować - stwierdziła, bezradnie rozkładając ręce. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby faktycznie nie było żadnej sąsiadki, która chciałaby się czesać u starszej Whitbread i to nie dlatego, że Aura jest kiepskim fryzjerem, tylko kontakty Irene z innymi ludźmi wydawały się nie istnieć, bo w końcu liczyły się tylko koty…
Na wzmiankę o szkolnym koledze zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie tę personę.
- Josh, Josh, Josh… - powtarzała, kopiąc w pamięci, aż w końcu zajarzyła! - Aaa, pamiętam go. Zrobił karierę w Nowym Jorku? Wow… no popatrz, a w Renton nie docenili jego talentu - powiedziała z uśmiechem. - Ciekawe, czemu ludzie wracają. Emma też przyjechała do Seattle. - Wspomnienie niedawno spotkanej przyjaciółki od razu poszerzyło uśmiech Tottie. Miała nadzieję, że mimo tej kilkuletniej przerwy w kontaktach, uda im się na nowo odświeżyć łączącą je więź.
Na chwilę się zawiesiła. Dopiero łapiąc spojrzenie siostry, które było w nią utkwione, odwzajemniła je - nie na długo, bo pytanie, które mu towarzyszyło nie miało łatwej odpowiedzi. Spuściła głowę. W pierwszym momencie młodsza rudowłosa chciała zdecydowanie zaprzeczyć, jednak gdy rozchyliła usta, by powiedzieć to jedno słowo, zawahała się. Na pewno chciała tu zostać?
- A ty…? - zapytała, podnosząc niepewnie wzrok. Z jednej strony chciała wiedzieć, co powie Aura, ale z drugiej… jeśli okaże się, że nie są jednomyślne? Trochę obawiała się takiego obrotu spraw. - Mam tu pracę, którą lubię, choć ostatnio szef wspominał coś o połączeniu szkół i możliwości zatrudnienia w innym mieście, ale to dopiero plany, a te… znamy to, prawda…? Je nie zawsze uda się zrealizować pomyślnie - odparła, uciekając się do przydługiego wstępu. Grała na czas. - Moja decyzja chyba zależałaby od tego, co ty zrobisz. Nie chciałabym cię zostawiać, szczególnie teraz, gdy nie masz kogoś takiego jak Blake - dodała, ponownie uciekając spojrzeniem. Szybko dotarło do niej, że pomyliła imiona i to nie Griffitha miała na myśli, a jego kuzyna. - Huck! Oczywiście miałam na myśli Hucka - poprawiła się zakłopotana, oblewając się przy tym rumieńcem. - No i nie wiem, czy ktoś zająłby się ciocią. I Psem. - Nerwowo zaczęła skubać palce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kolejny powód, dla którego dość niechętnie podchodziła do odświeżania dawnych znajomości – jakkolwiek egoistycznie to brzmiało, trudno byłoby jej chyba patrzeć na ludzi, który dokonywali takich zmian w swoim życiu, którzy spełniali marzenia, podróżowali po świecie i byli kowalami swojego własnego losu. Oczywiście, zdawała sobie też sprawę z tego, że takich jak ona było więcej – osób, których marzenia rozbiły się w drobny pył w zderzeniu z rzeczywistością.
Przez chwilę próbowała dopasować odpowiednie imię do twarzy, dość szybko jednak zorientowała się, że chodzi o rudowłosą przyjaciółkę bliźniaczki.
O, i co u niej słychać? – zapytała, przez kolejne kilka minut najpewniej uważnie wysłuchując relacji Tottie. No właśnie, ciekawe, co kierowało osobami takimi jak Josh i Emma, które mimo że najpewniej miały już świat na wyciągnięcie ręki, decydowały się na powrót.
Słuchała siostry, siłą rzeczy zastanawiając się nad zadanym przed nią pytaniem a ty? Odpowiedzenie na to było trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Dotychczas wiedziała, że myśli o ewentualnym wyjeździe to tylko mrzonki, bo choćby pod względem finansowym nie mogła sobie na to pozwolić. A może tak naprawdę chodziło o to, że pomimo tego, jak Aura starała się sprawiać wrażenie nieustraszonej, najzwyczajniej w świecie bała się tak poważnych zmian? Jej życie może i było dalekie od ideału, ale przynajmniej było uporządkowane, względnie stabilne, choć niekoniecznie satysfakcjonujące. Przecież tyle rzeczy mogło pójść nie tak, a gdyby straciła nawet to?
Cóż, może pomyślałabym o przeniesieniu się w jakieś cieplejsze rejony – zaśmiała się, nie do końca poważnie podchodząc do tematu. Ale nie chciała mówić nie wiem, a tak właśnie było – nie wiedziała. Kiedy padło imię Blake'a, Aura ściągnęła brwi, przyglądając się bliźniaczce z wyraźnym nierozumieniem. Wcale się ono nie zmniejszyło, kiedy Tottie się poprawiła. – Nie powinnaś uzależniać swoich decyzji ode mnie – stwierdziła w końcu, co pewnie w jej ustach brzmiało jak kiepski żart. – Ja sobie poradzę, nawet bez faceta u boku – dodała z niejakim rozbawieniem, wyraźnie jednak nie mając ochoty na kontynuowanie tego tematu. Spojrzała na swoje niedojedzone taco. Jakoś nie była już głodna. – Wracamy do domu? – spytała, a kiedy siostra przytaknęła, opuściły knajpę.

/ ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#kolejna, potem policzę

Zacznijmy od tego, że Reyah niezbyt często podejmowała decyzje, które posiadały jakąkolwiek logikę. Była raczej wolnym duchem, ceniła sobie spontaniczność i z wielkim zaangażowaniem walczyła o to, co było dla niej ważne. Między innymi dlatego tak dobrze dogadywała się z Lettuce – która równie chętnie przywiązywała się do pobliskich drzew i prowadziła się niczym ekoterrorystka. Problem jednak polegał na tym, że Jones, w tym wszystkim, nie należała do najmądrzejszych ludzi na świecie i jej protesty bardzo często wynikały ze swego rodzaju niewiedzy i niedoinformowania, a mówiąc prościej to hm, była po prostu głupia. Albo i nie do końca głupia? Często słyszała teorię, że jej zachowania i teksty są w pewien sposób wymuszone i tylko sprawia pozory osoby niespełna rozumu. Ona sama natomiast? Pf, była przecież w stu procentach szczera i absolutnie nie zgadzała się z takimi pomówieniami. Owszem, być może wtórując reszcie rodzeństwa zachowywała się jakby urwała się z choinki, ale spójrzmy prawdzie o oczy – będąc jedną z Jonesów i wychowując się w towarzystwie Chandlera i Rosse, mogła gdzieś po drodze odpłynąć. Na przykład na samym początku swojej krętej, życiowej drogi.
Tego dnia w jej głowie powstała misja – usłyszała kilka niepokojących faktów na temat restauracji z taco, do której miała w zwyczaju chodzić, gdy po raz kolejny urywała się z mniej ciekawych lekcji. W zasadzie chodziło głównie o plotki na temat traktowania pracowników i podejrzanego pochodzenia jedzenia, które pochodziło ponoć od bardzo smutnych zwierzątek, żeby wzbudzić jej niepokój. Zwłaszcza, że restauracja ta stanowiła konkurencję dla najlepszego kebaba w mieście – czyi tego prowadzonego przez Chandlera. Nic więc dziwnego, że od najwcześniejszych godzin (w jakich udało jej się wstać, czyli mniej więcej od południa), siedziała obok drzwi z gitarą, komentarzem racząc każdą, wchodzącą do środka osobę. I chociaż obserwowała nerwowe spojrzenia, a policja już kilkakrotnie przejeżdżała tuż obok, na dobrą sprawę … cóż, nie łamała żadnych przepisów. Szach mat – czy coś w tym guście.
Ostatnio zmieniony 2020-12-06, 18:54 przez reyah jones, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">004.
<div class="ds-tem4">Miguel & Reyah</div></div>
</div></div></div></table>

Potrafił gotować; wychowała go babcia, kobieta, która meksykańską kuchnię kochała bardziej niż własnego męża. Jednak robił to rzadko, bardzo rzadko. Szanował swój czas na tyle, by unikać spędzania długich godzin w kuchni. W dodatku robienie zakupów okropnie go męczyło, a nawet frustrowało. Zwykle, gdy planował przygotować posiłek, okazywało się, że zapominał o jakimś kluczowym składniku, którego niczym nie dało się zastąpić. Wprawdzie mógłby pokusić się o przygotowywanie listy potrzebnych produktów, ale to również wymagało poświęcenia czasu. Wniosek? Gotowanie powinien zostawić tym, którzy dzięki temu zarabiali. Dlatego też tak chętnie korzystał z usług wszelkich – głównie dobrych – restauracji. Nie był bogaty, w dodatku jego pensja uzależniona była od ilości przyjmowanych zleceń (a w stosunku do nich również był dość wybredny; nie podejmował się wykonywania sesji, które jego zdaniem były niewystarczająco godne jego kunsztowi artystycznemu). Tak czy inaczej jeść musiał. Ze względu na brak pomysłu, wyszedł z mieszkania, by poszukać inspiracji wśród ulicznych knajpek. Oczywiście zabrał ze sobą aparat – całe szczęście, bo pod jedną z marnie wyglądających restauracji serwujących meksykańskie (jasne, z pewnością nie było im nawet blisko do meksykańskich) tacos, zauważył samotnie siedzącą dziewczynę. W dodatku z bojowym wyrazem twarzy i gitarą w rękach. Uśmiechnął się do samego siebie, widząc ten niecodzienny obrazek. Zaraz włączył aparat i z odległości kilku metrów zaczął robić zdjęcia. Powoli zbliżał się, by zmienić kadr, a jednocześnie nie spłoszyć nieznajomej. Ostatecznie znalazł się na tyle blisko, że zrezygnował z dalszego fotografowania. <br>
— Ty tak na poważnie? — spytał z typowym dla siebie hiszpańskim akcentem, którego nie wyzbył się, choć już od prawie dekady mieszkał w Ameryce. — Nie zmarzłaś jeszcze? Może chcesz żeby przynieść ci kawę? — zasugerował. Nie wynikało to z troski. Kierowała nim ciekawość, ale nie chciał być zbyt bezpośredni. <br>
— Nadepnęli ci na odcisk, że w takim stylu odstraszasz im klientów? Bo bądźmy szczerzy, patrząc na witrynę, mam niewielką ochotę wchodzić do środka i bez twojego sabotażu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Raczej nie byłaby zadowolona, gdyby zobaczyła aparat, więc dobrze, że schował go zawczasu. Chociaż Reyah raczej nie miała problemu z byciem fotografowaną, tak przy podobnych akcjach zachowywała się raczej jak zwierzę, będące zbiegiem z zoo. Powaga. Nie miała oporów przed głupimi komentarzami i zachowaniami. A takiego fotografa? Śmiało mogła uznać za, chociażby, dziennikarza. A tych nie znosiła przecież szczególnie! Nie miała do nich za grosz zaufania. Już kilkakrotnie taki jeden wyśmiał jej twórczość, a ona w zamian miała ochotę dać mu w zęby. Czuła się jak NIEZROZUMIANA artystka, z dużym potencjałem – a jak miała zabłysnąć, kiedy ktoś stale podcinał jej skrzydła? Niby nie wpływało to znacząco na jej pewność siebie, ale jednak, w jakimś tam stopniu, przeszkadzało. Już, już miała krzyczeć po raz kolejny. Już szykowała komentarz, który miałby go odstraszyć. Już układała sobie w głowie kolejną zwrotkę piosenki, która brzmiała mniej więcej: Może nie jest to jedzenie z psa, ale z kota jak najbardziej znaleźć się da. Coś tam, coś tam, blablabla, ale zdziwiła się, że nie próbuje jej wyminąć; dlatego też skupiła na nim wzrok, przyglądając się z zaciekawieniem. – Jadłeś kiedyś najpaskudniejsze taco na świecie, jednocześnie myśląc sobie: o nie, nikomu nigdy nie polecę tego miejsca? Na pewno tak i myślę, ze tego typu nowiny roznoszą się dość szybko. ALE jadłeś kiedyś taco, które było raczej średnie, więc nie zawracałeś sobie głowy antyreklamą? No właśnie, to jest takie miejsce. Wszyscy je olewają, traktują raczej neutralnie, ale co głodniejsi przechodnie postanawiają zajrzeć. A nie powinni. Mięso jest od smutnych krówek, wiesz? A może nawet nie krówek. Właściwie nie wiadomo, co tam w środku się znajdzie … - zrobiła minę, która z założenia miała wyglądać przerażająco, ale było to raczej komiczne. Nie umiała budzić respektu na dzielni. – Kawę? Poproszę. Jesteś bardzo miły i masz ładny akcent, wiesz? Pewnie tak. W każdym razie … dobrze, że myślisz trzeźwo. I że jesteś miły. I cześć – no przecież taki człowiek spotkany na ulicy, w takich okolicznościach, to skarb! Więc Reyah posłała mu nawet szeroki uśmiech. – Ale nie stąd – dodała jeszcze, bo chociaż nie była przekonana, czy sprzedawali tam ciepłe napoje, to … no nie. Wolała od razu zaznaczyć swoje wątpliwości.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jego amerykański sen zaczął się dziesięć lat temu – wówczas przeprowadził się z gorącej stolicy Meksyku do wiecznie wietrznego Seattle – i choć dziesięć lat to naprawdę dużo czasu na aklimatyzację w nowym otoczeniu, mieszkańcy tego kraju wciąż go zaskakiwali. Oczywiście jako fotograf doceniał różnorodność amerykanów; wystarczyło na kwadrans zatrzymać się w kawiarni na rogu ruchliwej ulicy, by dostrzec przedstawicieli najcudaczniejszych rodzajów mody czy kultury. Wobec tego nie pozostało mu nic innego, jak tylko przywyknąć do bycia zaskakiwanym.
— Jesteś weganką? Wegetarianką? — zmarszczył brwi, bo zupełnie nie odnajdował się w nazewnictwie diet polegających na eliminacji mięsa. — Nie chcę cię zasmucać, ale większość „meksykańskich” restauracji w tym mieście serwuje taco niegodne polecenia nawet najgorszemu wrogowi — odparł z udawana powagą, aczkolwiek w pełni szczerze. Gdyby blondynka choć raz spróbowała meksykańskiej kuchni w samym sercu owego kraju, już nigdy nie byłaby zadowolona z tego, co podają w tutejszych knajpkach. — Poza tym nie uważasz, że wszystkie krówki hodowane tylko po to, by je zjeść, są smutne? — spytał, przyglądając się dziewczynie z uwagą i niekrytą ciekawością. Jednocześnie intrygowała go i wprawiała w rozbawienie. Idee, których broniła, z pewnością były słuszne, ale Rubio nie bardzo przejmował się tym, by żyć w zgodzie z ekologią – pewnie nawet nie segregował śmieci, bo uważał to za stratę jakże cennego czasu.
— Cześć — odparł, śmiejąc się pod nosem z tego, jak zasypała go kolejnymi spostrzeżeniami. — I dziękuję, nieczęsto to słyszę — dodał, nie chcąc wyprowadzać jej z błędu. Wprawdzie nie po raz pierwszy słyszał komplement odnoszący się do akcentu, ale za to niezwykle rzadko nazywano go miłym. Pierwsze wrażenie często bywało mylne, ale na rozwianie wątpliwości przyjdzie jeszcze czas. — Więc jaką lubisz kawę? I musisz zdradzić mi swoje imię, bo inaczej nabazgrzą ci na kubku coś mało śmiesznego — rzekł. Spodziewał się, że dziewczyna nie pija krowiego mleka, bo pewnie godzi to w krowią godność. Może więc mleko migdałowe? Gdy wspomniała o tym, by nie nabywać kawy w okupowanym przez nią lokalu, rozejrzał się szybko, by zlokalizować jakąkolwiek kawiarenkę – na szczęście Amerykanie byli tak poważnie uzależnieni od kofeiny, że kawę można było dostać na każdym rogu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Reyah prawdopodobnie zadziwiała wszystkich – niejednokrotnie ktoś powtarzał jej, że chciałby, żeby została obiektem jego badań, serio. Przyzwyczaiła się już do takich komentarzy, aczkolwiek raz za razem odpowiadała, że nie jest małpą w cyrku i nie będzie przystawać na takie propozycje. Wszelkim zainteresowanym podsuwała wówczas pomysł, żeby poznali jej brata. Bądź też drugiego brata. Bądź siostrę. W zasadzie całą rodzinę, bo wszyscy byli równie kolorowi, dziwny i mieli bardzo mało szarych komórek. Ale kochała ich, co nie? Bo jednak ta sama krew, więc musiała być dzielna i znosić wszystko – ONI ZRESZTĄ TEŻ. – Nie, nie jestem. Nie mam problemu z jedzeniem zwierząt, tylko … mogą być wesołe przed śmiercią, prawda? Boże, jak to w ogóle brzmi. O nie, czy jestem strasznym człowiekiem? Czy powinnam zmienić swoją dietę? – bo całkiem poważnie się zafiksowała i zaczęła zastanawiać, czy postępuje w swoim życiu słusznie. Chwilę temu mówiła o szczęśliwych krówkach PRZED UBOJEM. Serio. Jak w ogóle mogła o tym pomyśleć? Aczkolwiek tę kwestię powinna raczej zostawić na później … bo prawda jest taka, że pewnie zapomni; przy pierwszym gastro po paleniu. – Masz rację. Masz zdecydowanie rację. One wszystkie czują nóż na gardle i widzą … – pokręciła głową, robiąc przy okazji minę zbitego psa. To zdecydowanie ją przerastało! – Tak? A jadłeś gdzieś takie naprawdę, naprawdę dobre taco? To znaczy tutaj, nie w Meksyku. Nie jestem taka szalona, żeby jechać tam po jedzenie, kiedy mój brat jest prawdziwym królem kebabów tutaj, na miejscu – pochwaliła się. Chociaż … w zasadzie równie dobrze mogła zrobić sobie wycieczkę; byłoby to całkiem w jej stylu. Totalnie spontanicznie, totalnie bez planu i totalnie nie mając bagażu, ani grosza przy duszy. Ups. – Naprawdę? – zapytała, totalnie zadziwiona. Cóż, może ludzie nie byli tak bezpośredni ze swoimi spostrzeżeniami … aczkolwiek nigdy, przenigdy nie widziała w tym nic złego, a u innych ceniła sobie podobne podejście. – Białą. Albo nie, czarną poproszę. Albo jednak białą. Tak, jestem pewna, że białą. Nic wydziwianego. I nazywam się Reyah. R E Y A H – przeliterowała, żeby na kubeczku nie znalazła się literówka. Wbrew pozorom nie piła również żadnej podróbki mleka. – A ty, jak masz na imię? – zapytała, odstawiając na sekundę gitarę i opierając ją o ścianę zaraz obok siebie.
Ostatnio zmieniony 2020-12-12, 11:56 przez reyah jones, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— Bo ja wiem? — odparł, śmiejąc się pod nosem. Bynajmniej nie zamierzał jej urazić, ale przejęcie, które słychać było w jej głosie, kiedy mówiła o szczęśliwych krowach wywoływało w nim rozbawienie. — Ja lubię mięso. Jestem z Meksyku, tam większość narodowych potraw opiera się na mięsie. Bez niego nie da się żyć. Więc jeśli lubisz mięso, to jedz mięso — odparł, wzruszając ramionami. Dla niego sprawa była dość prosta. Ale to dlatego, że był hedonistą i w życiu kierował się przyjemnościami. A nie ma niczego lepszego, niż porządnie przyrządzony stek, prawda? Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście tak bardzo przejmowała się losem zwierząt hodowlanych, może powinna rozważyć bycie jaroszem? On nie dałby rady, nigdy w życiu! Uznał jednak, że najlepiej będzie nie kontynuować tego tematu, bo jeszcze się dziewczyna rozpłacze, a Miguel zdecydowanie nie radził sobie z kobiecymi łzami. Pewnie uciekłby – choćby do Meksyku.
— Jadłem. Jak sam je przyrządziłem. Mam przepis od babci, a ona jest królową meksykańskiej kuchni. Jak zostawisz mi swój numer, to może kiedyś cię zaproszę. Twój brat może być królem kebabów, choć to relatywnie słaby tytuł, ale kiedy spróbujesz moich tacos, hermosa niña nunca los olvidarás — powiedział, wzdychając przy tym w teatralny sposób.
— Niech więc będzie biała — rzekł, uśmiechając się do niej. Wprawdzie słyszał, że spytała go o imię, ale uznał, że najpierw załatwi tę kawę, może później jej odpowie. Więc rzucił jej tylko kolejny uśmiech, po czym obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie w poszukiwaniu kawiarni. Gdy wreszcie jakąś znalazł, zamówił ciepłe napoje i po kilkunastu minutach (bo kolejka była długa), wrócił do blondynki, która najwidoczniej nie próżnowała, bo wdała się w dyskusję z jakimś nieprzyjemnie wyglądającym mężczyzną, który chyba nie do końca rozumiał performens, jaki odbywał się pod knajpką. — Hej, hej, tylko spokojnie — rzucił, podchodząc do nich i wsunął się między nich, bo jeszcze trochę, a R E Y A H rzuciłaby się na mężczyznę z pięściami, a raczej piąstkami. — Niech pan już idzie, życzymy smacznego i zapraszamy ponownie — wymamrotał, po czym groźnie spojrzał na dziewczynę. — Życie ci nie miłe, co? — pokręcił głową i zaśmiał się. Podał jej kubek, na którym śpiesząca się baristka nagryzmoliła jej imię. Pewnie z błędem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Też lubię, mięso jest super. Jest dobre i … tofu też jest dobre, ale przecież nic nie zastąpi kurczaka, co nie? Ale wyobrażam sobie czasem takiego latającego bez głowy, bo słyszałam, że jeszcze chwilę później żyją i jest mi smutno. Bo to smutne – chociaż kury nie wydawały jej się nigdy najmądrzejsze. Druga sprawa, że na przykład jej bracia tez zbyt mądrzy nie byli, ale nadal mieli prawo do normalnego funkcjonowania. Wolność, czy coś tam. Chociaż Chandler i Richard nie byli zwierzętami, więc różnica znacząca. Ale miał rację, nie było sensu dalej o tym rozmawiać, ponieważ to, co obecnie działo się w głowie Reyah, było nieco niepokojące – jakby nagle zapaliło się miliony lampek, krzyczących eureka. Trochę zabawne, że w nawiązaniu do sprawy, z którą była zaznajomiona już dużo wcześniej. – Co oznacza to heros ni nun los ovidas? - była w stu procentach pewna, że poprawnie powtórzyła za nim te słowa. – Okej, w takim razie czuję się zaproszona. Nie wyglądasz podejrzanie – stwierdziła, przechylając lekko głowę. No nie wyglądał – był zwyczajnym, normalnym, spotkanym na ulicy człowiekiem, który zagadał do niej ot tak. W życiu Reyah non stop działy się znacznie dziwniejsze rzeczy, niż to. Skrzywiła się nieco, gdy powiedział, że król kebabów to relatywnie słaby tytuł – absolutnie się z tym nie zgadzała. Chandler zasłużył sobie na to ZACNE w jej mniemaniu miano. Skrzywiła się jeszcze bardziej, gdy nie zdradził jej od razu odpowiedzi na pytanie o imię. Niby nic wielkiego, ale jednak nie lubiła być ignorowana.
Nie myślała o tym jednak zbyt długo, bo kilka minut po tym, jak mężczyzna zniknął z pola widzenia, ktoś próbował przecisnąć się obok niej i dostać do knajpy. – Naprawdę, proszę pana? Naprawdę? Być może lepsze miejsca są poza pańskim zasięgiem, ale proszę się zastanowić … – i tymi słowami wywołała wojnę, zarabiając kilka niemiłych odpowiedzi, na które zaczęła reagować coraz mocniejszym tonem. Ostatecznie wstała nawet z miejsca, gotowa do boju i pewnie faktycznie stałoby się tam coś nieprzyjemnego, gdyby jej nowy znajomy nie pojawił się z powrotem. – No tak się zwracać do damy! – nie była damą, absolutnie nie. Z tego względu jej słowa wydawały się po prostu … cóż, śmieszne – Już jestem spokojna. Wdech, wydech, wdech. Dziękuję za kawę … Carlos? – rzuciła pytającym tonem, mrużąc jedno oko. Pierwsze imię, które wpadło jej do głowy; w dodatku najbardziej typowe. Aczkolwiek nadal się nie przestawił, prawda?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się, jednocześnie kręcąc głową, gdy próbowała powtórzyć jego słowa. Nie, nie udało jej się poprawnie wymówić hiszpańskich wyrazów, ale była przy tym na tyle urocza, że Miguel pozwolił sobie nie wyprowadzać jej z błędu. — To oznacza, że nigdy nie zapomniałabyś smaku moich tacos — przetłumaczył, nie wspominając jednak o tym, że przy okazji nazwał ją piękną dziewczyną; nie mógł się oprzeć, by rzucić jej komplement, nawet jeśli miała go nie dostrzec ze względu na nieznajomość języka.
Rubio prezentował się nienagannie! Nie był porywaczem, złodziejem ani nawet gwałcicielem. Nieuleczalnym podrywaczem owszem, ale ta cecha nie stanowiła zagrożenia ani dla zdrowia, ani życia blondynki – co najwyżej na jej cnoty. — Zaproszenie jest oczywiście aktualne, korzystaj, ale nie wynoś z mojej kuchni sekretów, które przekazała mi babcia. Twój król kebabów powinien trzymać się swoich kebabów. Jeśli zacznie sprzedawać tacos, będziemy mieli ze sobą na pieńku — ostrzegł. Może dla bezpieczeństwa zaprosi ją, gdy wszystko będzie już przygotowane. To wydawało się być bezpieczniejszą opcją. Bo skoro jej brat zajmował się gastronomią, żaden kulinarny trik rodziny Miguela nie byłby bezpieczny!
Wzrokiem odprowadził mężczyznę, który wydawał się być w bojowym nastroju – całe szczęście, że nie doszło do rękoczynów. W młodości Meksykanin często wdawał się w bójki, ale minęło już naprawdę sporo czasu od kiedy ostatni raz miał okazję zacisnąć pięści i kogokolwiek uderzyć. Może powinien sobie przypomnieć? Tak na wszelki wypadek.
— Miguel — poprawił ją, uśmiechając się. — Mój wuj ma na imię Carols. Jest właścicielem wypożyczalni sprzętu do surfingu i nurkowania na plaży w Tulum. Podejrzewam, że handluje też marihuaną, ale nigdy nie chciał się przyznać. Może bał się, że musiałby dać mi rodzinną zniżkę — opowiedział, wzruszając bezradnie ramionami. Zrobił kilka łyków kawy i ponownie spojrzał na dziewczynę.
— Długo jeszcze zamierasz robić… To, co robisz? — spytał, zerkając na gitarę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”