WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://seattlemag.com/sites/default/fi ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
Kamienista plaża w Sand Point, chociaż oddalona od miejsca zamieszkana o spory kawałek, była jednym z ulubionych miejsc Aviany w Seattle. Wydarzenia ostatnich miesięcy sprawiły, że od nie odwiedzała go od dawna, ale kiedy pojawiła się ku temu sposobność - nie widziała sensu w wybieraniu innego miejsca na spotkanie z Jordanem. Swoją drogą piekielnie się nim denerwowała, bo nie widzieli się... szmat czasu. Tych kilka wiadomości wymienionych wczorajszego dnia niczego nie wyjaśniło, a do powiedzenia sobie mieli sporo. Langley nigdy nie był zwolennikiem jej związku z Abrahamem, a ona na przekór wszystkim stale trwała u jego boku; nie zawsze było między nimi źle. Największym grzechem brunetki jest naiwność - tak kiedyś, jak i dzisiaj. Być może teraz posiadała już pewność, że gdyby były mąż przeprosił ją i błagał o drugą szansę - odmówiłaby mu, ale jeszcze dwa miesiące temu nie byłaby tego w stu procentach pewna. Wracając do Jordana - nie mogła mu się dziwić, że wreszcie powiedział dość. Nie wątpiła, że było to dla niego ciężkie, jednak czuła jakieś ukłucie żalu za każdym razem, gdy myślała o tym, że w najtrudniejszych momentach nie mogła wesprzeć się na jego ramieniu. Z drugiej zaś strony ile razy błagał, by wreszcie odpuściła, by zaczęła żyć sama, by przestała wierzyć Herschelowi, że się zmieni? Nawet człowiek twardy jak skała miałby dość. Dotarło to do niej późno, po czasie, gdy zdawało się, że wyrządzonych szkód nie da się naprawić.
Dzisiaj stawali przed tą szansą, chociaż Aviana widząc w oddali zbliżająca się wysoką sylwetkę, w której rozpoznała mężczyznę, nie wiedziała czego się spodziewać. Jordan był specyficzny - z jednej strony czuły i gotowy na wiele ustępstw, z drugiej zaś niewzruszony i obojętny. Nie wiedziała z którym przyjdzie jej się dzisiaj mierzyć. - Przyszedłeś - przywitała go nieśmiałym uśmiechem, gdy tak naprawdę po prostu pragnęła się przytulić. Widząc go, mając na wyciągnięcie ręki zdała sobie sprawę jak bardzo tęskniła i jaką pustkę pozostawił w jej życiu, gdy z niego zniknął. Był jej przyjacielem, łączyła ich specyficzna więź, której nie dało się nazwać słowami i szczerze? Miała nadzieję, że czuł się chociaż w połowie podekscytowany jak ona. - Myślałam, że mnie wystawisz. No wiesz... w ramach kary - kopnęła w jego stronę niewielki kamień znajdujący się pod podeszwą buta.

autor

0
0

-

Post

  • 001.
Od ich ostatniego spotkania minęło dość sporo czasu, jednak żadna ze stron przez długie miesiące nie zrobiła nic by jakkolwiek to zmienić. Mężczyźnie wcale nie przychodziło to łatwo przez wgląd na relacje, która łączyła go z Avianą ale potrzebował dystansu i odseparowania się od jej problemów z mężem. Nigdy nie darzył gościa sympatią, choćby przez wgląd na to, że ten zajął miejsce u boku dziewczyny, którą naprawdę lubił i szanował ale przede wszystkim miał żal do siebie bo sam nigdy nie zdecydował się wykonać żadnego kroku naprzód. Starał się jednak być przyjacielem na którego zasługiwała i przez długie lata służył jej dobrą radą bądź też rękawem w który wypłakiwała się co najmniej dwa razy w miesiącu. Początkowo starał się jej pomóc jakkolwiek rozwiązać problemy z Hershelem, jednak nigdy nie pozwalał sobie na więcej aniżeli rozmowy z jedną i drugą stroną. Nie lubił uczestniczyć w takich sprzeczkach i wtrącać się w nie swoje sprawy, jednak wszystko co do tej pory zrobił tylko i wyłącznie dla dziewczyny i jej dziecka. Gdzieś miał Abrahama i jego konfliktową naturę, od początku szczerze liczył na to, że brunetka opamięta się i wystąpi o rozwód póki nie zabrnęła w tę relacje za daleko jednak wraz z pojawieniem się dziecka wszystko przybrało zupełnie inny obrót spraw. Miał jej za złe, że pomimo łez i obietnic nie potrafiła od męża odejść choćby ze względu na dziecko i własne szczęście dlatego nie chciał po raz kolejny brać udziału w tej farsie i po prostu zniknął z jej życia. Tak było łatwiej nie tylko jemu ale z pewnością także jej bo sam Langley spodziewał się tego, że Abraham nie postrzegał go jako przyjaciela rodziny, a podsycacza konfliktu, który sam przecież zapoczątkował przed kilkoma laty. Kiedy jednak dowiedział się o rozwodzie i wyprowadzce dziewczyny od Hershela, postanowił sprawdzić to osobiście i ostatecznie zdecydował się na spotkanie, które zaplanował sobie jeszcze tego samego dnia.
Zjawił się na kamienistej plaży chwile po czasie i od razu zlokalizował wzrokiem kruchą brunetkę, której kosmyki włosów unosiły się na wietrze. Może nie była to idealna pogoda na spacer wzdłuż wybrzeża ale nie zamierzał protestować. Wciągnął na głowę kaptur i schował dłonie do kieszeni kurtki po czym dotarł na miejsce i przywitał ją muśnięciem w polik jak to zwykle miał w zwyczaju. Mimo swojego zaborczego charakteru nie zaczynał dyskusji od swoich kąśliwych uwag, a przynajmniej wstrzymywał się dopóki nie usłyszy całej historii związanej z jej rozwodem i wyprowadzką. Wcale tego nie pokazywał ale ciekawość zżerała go od środka i po cichu liczył, że to permanentny stan rzeczy. Znał jednak Avianę i wiedział, że z nią nigdy do końca nie było wiadomo dlatego wciąż się wstrzymywał i czekał aż usłyszy całość.
W zamyśle taki był plan ale nie miałem nic lepszego do roboty — odparł z przekąsem, wciąż próbując walczyć ze wszystkimi złośliwymi komentarzami, które cisnęły mu się na język. Uśmiechnął się jednak łobuzersko i zlustrował ją wzrokiem by móc dostrzec w niej jakieś zmiany; w końcu każde zerwanie albo nas wyzwalało albo wprawiało w depresje i prowadziło do totalnego niedbalstwa. Ona jednak wciąż prezentowała się.. dobrze. Zbyt dobrze. — Jak życie? — zapytał w końcu, czekając aż zdecyduje się podzielić z nim wszelkimi zmianami które w ostatnim czasie zaszły w jej życiu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kiedyś, jeszcze w czasach, gdy miało to jakikolwiek sens, Aviana starała się przekonać dwóch najważniejszych mężczyzn w jej życiu do siebie nawzajem. Znosili się i tolerowali, ale nic ponad to; koniec końców doszło do rozłamu i tej prowizorycznej nici porozumienia, co było nieuniknione. Abraham nie był zadowolony z zażyłości łączącej brunetkę z Jordanem, zaś ten drugi absolutnie przestał szanować Herschela. Finalnie brunetka musiała, któregoś wybrać - przyjaźń czy ślepą miłość i dokonała wyboru oczywistego, jak to kobieta kierująca się serce, a jednocześnie najbardziej głupiego. Co poradzić?
- Będziemy teraz prowadzić tą drętwą rozmowę? Zapytaj o to, o co chcesz zapytać, Jordan - wywróciła oczami, gdy zadał najgorsze z możliwych pytań. Tak jakby oboje nie zdawali sobie sprawy z tego co najbardziej go interesuje. Aviana na przykład była boleśnie świadoma faktu, że jej najbliższy (do niedawna) przyjaciel szczerze powątpiewał w to, że raz na zawsze odeszła od męża. Prawdopodobnie Langley uważał, że byłaby skłonna wrócić do Abrahama, gdyby tylko przeprosił i nie mogła go o to winić. Dała wszystkim wokół wystarczająco dużo powodów, aby uważali ją za głupią i nawiną. - Jest ciężko - przyznała bez ogródek. - Rozwód i wszystko co działo się bezpośrednio przed nim mocno się na mnie odbiło, ale... chyba wychodzę na prostą. Tak przynajmniej mi się wydaje - uśmiechnęła się lekko, wsuwając pod ramię bruneta dłoń, a później pociągnęła go w bliżej nieokreślonym kierunku, by mogli trochę pospacerować. - Wracam do pracy i to głównie trzyma mnie w ryzach. Nie mogę się doczekać, aż będę chodzić po wybiegu - uwielbiała swoją pracę, uwielbiała otaczać się ludźmi, uśmiechać się do kamery i stać w blasku fleszy - nigdy tego nie ukrywała. Była świadoma swojej urody, nie udawała, że jest brzydkim kaczątkiem, wiedziała, że uśmiechem i przyjemną aparycją może zdziałać wiele, więc dlaczego miała nie przekuwać tego w sukces? - Przede wszystkim tęskniłam - bąknęła gdzieś między jednym a drugim wyznaniem. Nie widzieli się tyle czasu, odnosiła wrażenie, że wybuchnie, jeśli o wszystkim mu nie opowie, dlatego mówiła dużo za dużo. - Tak naprawdę tęskniłam. Brakowało mi ciebie, Jordan. Nie dlatego, że nie mogłam płakać w twój rękaw, a po prostu... - zatrzymała się w półkroku i przywarła do jego wysokiej sylwetki, oplatając go szczelnie ramionami. To chyba w pewnym sensie miało służyć przeprosinom - za wszystko i właściwie za nic.

autor

0
0

-

Post

To nie tak, że Langley nigdy nie życzył im szczęścia - wręcz przeciwnie. Mimo sympatii którą żywił do dziewczyny wspierał ją we wszystkich decyzjach i życzył jej jak najlepiej. Początkowo naprawdę wierzył w to, że ich związek może przetrwać próbę czasu i pokonać wszelakie kłody, które rzucane będą im pod nogi i dopiero z czasem zrodziła się w nim niechęć do Abrahama, który zamiast spełniać się w roli małżonka wolał niszczyć życie własnej, nieszczęśliwej kobiecie. Jordan nie był typem gościa, który lubił pchać się z buciorami w nieswoje życie jednak nigdy nie ukrywał faktu, że Aviana była dla niego dość ważną osobą w życiu i wbrew swoim zasadom stawał za nią murem gdy faktycznie tego potrzebowała. Służył dobrą radą a także oparciem, jednak nigdy nie chciał przekroczyć pewnych granic, które stworzyły by otwarty konflikt między nim a Hershelem. Nie tolerował agresji i każdego rodzaju przemocy wobec kobiet, więc z czasem naciskał na to by brunetka zabrała dziecko i odeszła od męża ale bezskutecznie. Mimo wielu łez i obietnic wciąż trwała u jego boku, a to doprowadziło, że Langley zaczął go szczerze nienawidzić.
- Odniosłem wrażenie, że to Ty chciałaś porozmawiać ze mną - wzruszył ramionami, nie chcąc ciągnąć jej za język. Uznał, że skoro odezwała się do niego po wielu miesiącach ciszy i podzieliła takimi nowinami to najpewniej będzie próbowała trochę się wygadać i może odnowić utracony kontakt? Brunet nie był zbyt wylewną osobą, jednak naprawdę pragnął by wszystko wróciło do normy i aby zaczęli ze sobą rozmawiać jak normalni, dorośli ludzie; wcześniej jednak nie było to możliwe gdyż stał między nimi Abraham. Nigdy nie chciał zaniedbać tej relacji, przyjaźń z Avianą naprawdę wiele dla niego znaczyła i wierzył, że teraz uda im się nieco straconego czasu nadrobić.
- Może i odbiło ale na pewno nie będzie tak źle jak było. W końcu wszystko się uspokoi i przestaniesz do tego wszystkiego wracać, zobaczysz - odpowiedział spokojnie i uśmiechnął się ciepło, próbując zapewnić ją o słuszności tej decyzji. Był z niej cholernie dumny i liczył na to, że więcej nie da się wciągnąć w cały ten rollercoaster, który oferował jej były (już) mąż.. - Masz świetną prace i wspaniałego dzieciaka, reszta przyjdzie z czasem. Nigdy nie potrzebowałaś tego prostaka - ruszył wraz z dziewczynę przed siebie i odetchnął z ulgą. Pomimo masy zgryźliwych komentarzy naprawdę cieszył się na to spotkanie, sam przecież potrzebował jej równie mocno!
- Gdyby nie tęsknota za mną, pewnie nigdy byś się nie zdecydowała na taki krok. Widzisz, wystarczyło zniknąć na kilka miesięcy i w końcu zmądrzałaś. Szkoda, że aż tyle czasu zajęło Ci pojęcie tego no ale cóż.. - westchnął i uśmiechnął się lekko, wyjął ramie do którego przyczepiona była dziewczyna z kieszeni by móc objąć ją mocniej i przytulić. Był pewien, że Aviana wciąż mogła być szczerze szczęśliwa ale początkowo wcale nie będzie się na to zapowiadać. Musiała wychowywać samotnie dziecko i radzić sobie z każdym problemem w pojedynkę ale wierzył, że w końcu nauczy się sobie z tym radzić. Był gotów wesprzeć ją w tym ciężkim czasie i w razie potrzeby pomóc w każdej drobnej pierdółce. - Ja też, zresztą sama wiesz.. - urwał i zatrzymał się, kiedy brunetka wtuliła się w jego tors. Objął ją mocniej i oparł podbródek na jej głowie, stojąc tak w krótkiej ciszy. Potrzebował tego bardziej aniżeli sam przypuszczał.
- Następnym razem nie pozwolę Ci popełnić tego samego błędu. Gdybym wtedy wiedział jak nieszczęśliwa będziesz najpewniej kazałbym Ci go spławić jeszcze zanim wcisnął ci pierścionek na palec - dodał i delikatnie musnął ustami jej włosy, których zapach chłonął teraz jak uzależniony.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawdopodobnie był to jeden z normalniejszych ludzkich odruchów - kiedy bliskiej ci osobie dzieje się krzywda za sprawą trzeciej osoby, to niemalże machinalnie staje się ona twoim wrogiem. Bez względu na to, że Aviana czasami zapewniała Jordana o tym, że Abraham nie jest zły, doszukiwała się jego dobrych cech, to i tak wszelakie próby pełzły na niczym. Nie mogła go winić, bo gdyby sytuacja była odwrotna, gdyby to Langley był w jakimś chorym związku, to i ona nie przepadałaby za jego partnerką. Bez względu na wszystko wokół. Mieli to jednak za sobą, a brunetka żywiła szczerą nadzieję, że nigdy, przenigdy nie przyjdzie jej mierzyć się z podobnym wyzwaniem. Szczerze? Nawet jeśli do końca życia miałaby być sama, to nie poświęciłaby ani dnia mężczyźnie, który przejawiał tak skrajne zachowania jak Herschel. Miał dobre dni, wówczas ją kochał całym sobą i widziała to, ale te złe momenty wymazywały każde dobre wspomnienie. Niestety. I tych wspomnień Aviana chciała się pozbyć - złych, ale i dobrych, bo jedynie w ten sposób mogła zacząć żyć na nowo.
- Myślisz? - zapytała, bo jak nigdy wcześniej potrzebowała zapewnienia, że sama w pojedynkę też jest w stanie sobie poradzić. Z życiem prywatnym i zawodowym, że da szansę połączyć jedno z drugim, że będzie odnosić sukcesy w modelingu, a jednocześnie będzie dobrą mamą. Chciała wiedzieć, że na to zasługuje - że postawienie na samą siebie nie jest egoizmem i że to najlepsza z decyzji, które podjęła. - Odetchnęłam z ulgą. Czuję się bezpieczna, nie drżę, kiedy mały płaczę, nie denerwuję się, gdy usłyszę dźwięk kroków za drzwiami, nie obawiam się, że zaraz wybuchnie kłótnia. Jest tak dziwnie spokojnie, cicho. Tęskniłam za taką ciszą - przyznała z dobitną szczerością, bo miała mówić, prawda? Mówiła więc jak jest maszerując u boku Jordana, w którego się wtulała. Z czystej potrzeby, a także po to, by ochronić się przed wiatrem i nieco rozgrzać. - Wiem. Powinnam przeprosić za wszystko, więc przepraszam, Jordan - stojąc wtulona w jego tors, zadarła głowę do góry i pociągnęła lekko nosem. - Przepraszam, że kazałam ci to wszystko znosić, że cię w to wciągnęłam, że cię wykorzystywałam i nie słuchałam, kiedy mówiłeś prawdę. Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu - objęła go szczupłymi ramionami jeszcze szczelniej - na tyle, na ile mogła i głośno wypuściła wstrzymywane od dawna powietrze. Cieszyła się, że znowu miała go obok. Nie dlatego, że potrzebowała go jako wsparcie i moralizatora, ale od zawsze Langley był nieodłącznym elementem jej życia i kiedy nagle go zabrakło - pustka była jeszcze większa i boleśniejsza. - Nie będzie następnego razu, obiecuje - była pewna, w tej chwili i w tym momencie, dwa albo trzy miesiące temu nie, ale teraz owszem. - Dobrze, że poszło tak szybko i łatwo, bo obawiałam się, że będę musiała wyciągnąć naprawdę ciężkie działa, żeby jakoś z powrotem cię do siebie przekonać - gdy wreszcie oderwała ciemną czuprynę od torsu mężczyzny, uśmiechnęła się, aby rozluźnić lekko atmosferę.

autor

0
0

-

Post

Nie czuł się z tego powodu ani trochę winny. Dbał jedynie o dobro brunetki, która zbyt często pozwalała mężowi na tak prostackie zachowanie. Często jej żałował, jednak w pewnym momencie po prostu przestał - nie dlatego, że przestała dla niego cokolwiek znaczyć ale z powodu wielu przestrzeżeń i próśb, które składał na jej ręce za każdym razem gdy dzwoniła do niego z płaczem. Pragnął z całego serca by w końcu podjęła stanowcze kroki i zostawiła Abrahama, nie zastanawiając się tym samym nad tym jak mężczyzna zareaguje i czy sobie poradzi. Langley wielokrotnie zapewniał ją, że nie zostawi jej i dziecka samych, był gotów wesprzeć ją psychicznie ale też materialnie w pierwszym, najpewniej najcięższym okresie bo przecież sam wiedział jak ciężkie potrafi być samodzielne życie. - No jasne, jestem tego pewien - odpowiedział z nieco większym entuzjazmem, próbując podtrzymać ten dobry nastrój przez dłuższą chwilę. Wierzył w całych sił, w to, że nie potrzebowała aprobaty Hershela do szczęścia i sama potrafiła zadbać o siebie i synka. Bał się jednak, że chwila słabości popchnie ją ponownie w jego stronę i od nowa będąc tkwić w tym chorym, błędnym kole, które stworzyli przed laty.
- Powinnaś zdecydować się na to wcześniej. Tłumaczyłem Ci jak wół krowie, że życie z takim człowiekiem przysporzy Ci jedynie cierpienia. Zbyt często płakałaś i zbyt często się kłóciliście, a nie zapominaj, że w tym wszystkim jest też Twój syn. W każdym razie dobrze zrobiłaś i wkrótce sama się o tym przekonasz - uśmiechnął się pod nosem i starał się dotrzymać jej kroku. - Przeprosiny przyjęte - odparł, nie chcąc by przepraszała go w nieskończoność. Nie na tym mu zależało i teraz kiedy dostrzegał uśmiech na jej twarzy w końcu mógł skupić się na pozytywach i korzyściach, które płynęły z rozpadu jej związku. Jakkolwiek by to nie brzmiało - cieszył się, że uwolniła się od tego tyrana oraz, że znów mogli spędzać razem nieco więcej czasu. Nie musiał się dłużej pieklić gdy widział ich razem ani wysłuchiwać o ich wspólnym życiu, to zdecydowanie była kolejna zaleta! - Niczego nie obiecuj. Kto wie kim okaże się kolejny obiekt Twoich westchnień - westchnął ciężko i przewrócił oczami, wcale nie chciał się nad tym zastanawiać - zwłaszcza teraz. Zdecydowanie bardziej wolał tę wersje Aviany. Uśmiechniętą i szczęśliwą. Avianę, której nic nie ograniczało.
- Ciężkie działa? - roześmiał się głośno i rzucił z przekąsem - Czyli właściwie co? - zapytał, marszcząc czoło. Jordan był książkowym przykładem osła, który upierał się przy swoim w każdej kwestii. W większości przypadków jednak się zgrywał, choć tym razem wziął sprawę całkiem na poważnie!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="tm0"><div class="tm1">
<div class="tm-tytul">freak show
<b>porwanie</b></div></div>
<div class="tm2">
<div class="tm3">
Jest godzina 22, na dworze panuje mrok, a ty masz za sobą kilka obejrzanych horrorów, aby wczuć się w klimat zbliżającej się Halloweenowej imprezy. Po otrzymaniu zaproszenia wahałaś się czy udać się we wskazane miejsce, ale mimo to ruszasz z domu. Nie czujesz strachu, bo wiesz, że wydarzenia jakie będą się działy to tylko fikcją, ale i tak rodzi się w tobie irracjonalny niepokój. Po chwili jednak, zdajesz sobie sprawę, że nie możesz pozbyć się z głowy niektórych postaci z filmu, który obejrzałeś i po dotarciu na miejsce nerwowo rozglądasz się wokół siebie. Masz włączoną latarkę, bo to był wymóg - w jakiś sposób pozwala ci się uspokoić… tak jest dopóki, dopóty nie dostrzegasz kształtu, przesuwającego się przed źródłem światła, tworzącego cień padający wprost na ciebie. <br>
Dzięki za źródło światła. Miałbym problem z odnalezieniem Cię w tych ciemnościach. - słyszysz tuż przy swoich uchu. Łapią cię czyjeś gnijące ręce, a drugie zarzucają na twoją głowę worek. Prowadzą cię w nieznane i po chwili lądujesz na pace samochodu. W jego wnętrzu słychać tylko cichą, wygrywaną melodię... bądź twarda, to niedługo się skończy, a HALLOWEENOWA impreza rozkręci się na dobre.
</div></div></div></table>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie było szans, aby cokolwiek pchnęło ją z powrotem w ramiona Abrahama. Nie wyobrażała sobie powrotu do mężczyzny z rąk którego tyle wycierpiała. Nie chodziło tylko o aspekt fizyczności, bo byłe małżeństwo przeorało ją także psychicznie. Tuż po rozwodzie miała chwile słabości, w których chciała łapać za słuchawkę i zadzwonić do Herschela, poprosić o spotkanie albo zwyczajnie zainteresować się tym, jak sobie radził, jednak im dłużej była sama - tym szło jej lepiej. Uśmiechała się, a to była połowa sukcesu, bo uśmiech ten nie był ani wymuszony, ani nie stanowił elementu dobrej miny do złej gry. Jordan miał swoje powody, aby nie ufać jej do końca, bo zawiodła go wiele razy, często powtarzała, że tym razem będzie inaczej, że więcej nie pozwoli Abe'owi traktować się w taki czy owaki sposób, a finalnie koło się zamykało. Niemniej miała czas, aż w nadmiarze, żeby udowodnić przyjacielowi, że teraz będzie inaczej. Na pewno.
- Cieszę się - przytuliła się do jego ramienia, bo skłamałabym, gdybym napisała teraz, że jego stwierdzenie, nie przyniosło jej ulgi. O to chodziło - o to, żeby przyjął przeprosiny i zapomniał o przeszłości podobnie jak ona. Znali się zbyt długo, przeszli razem przez kawał życia, zawsze się wspierali i nie była to jednostronna relacja, choć w ostatnich latach mogło się tak wydawać, aby teraz to wszystko zaprzepaścić. Co prawda Aviana potrzebowała dużo czasu, aby poukładać sprawy prywatne na tyle stabilnie, żeby zrobić kolejny pewny krok. Chciała mieć Langley'a w swoim życiu na takich samych zasadach jak kiedyś; dzwonić do niego, rozmawiać z nim, zwierzać się i żartować z głupot. Byli, jak miała nadzieję, na dobrej drodze. - Niemożliwe, żebym drugi raz w życiu wybrała tak źle - nie miała w planach kolejnych randek, chociaż Elise - jej cudowna siostra już kombinowała jak zmusić Avianę do rzucenia się na głęboką wodę. Chciała, aby jej siostra zaczęła żyć i nie mogła jej się dziwić. W ostatnim czasie nie tylko Jordan martwił się jej wyborami, rodzeństwo Herschel również. Póki co było nieugięta, wciąż nie czuła, aby jej czas nadszedł. O ile nadejdzie w ogóle. - Nie zdradzę ci tej tajemnicy, bo nie wiem kiedy znowu podpadnę ci na tyle mocno, żebym musiała przepraszać. Wykorzystam to wtedy - uśmiechnęła się szeroko znowu zaczynając iść do przodu. - Czy coś mnie ominęło? - zagadnęła, żeby wreszcie skończyć temat jej osoby.

autor

0
0

-

Post

W głębi duszy wcale nie chciał by brunetka znowu zaczęła randkować i spotykać się z facetami. Nie tylko przez wgląd na nie tak dawny rozwód z Abrahamem i syna ale także przez to kłujące uczucie w sercu, które zadawało mu ból kiedy tylko pojawiał się w jej życiu ktoś nowy. Sam nigdy nie odważył się na szczerość ani żaden stanowczy krok, który w końcu pozwoliłby zrzucić mu ten ciężar, który nosił na barkach odkąd ją poznał. Być może był tchórzem, który bał się głośno przyznać do własnych uczuć ale w jego głowie wyglądało to zupełnie inaczej - nigdy nie chciał ryzykować i narażać ich wieloletniej przyjaźni na szwank, ona była w tym wszystkim najcenniejsza. Dość egoistyczne podejście i był takim psem ogrodnika, który nikomu nie da ale też sam nie weźmie ale łatwiej było trzymać dystans i nie angażować się w nic co mogłoby okazać się totalnym niewypałem.
- Nie spiesz się z niczym, okej? - zerknął na nią z troską wymalowaną na twarzy i zagryzł policzek od środka. Nie mógł i nie potrafił niczego jej zabronić ani stać na drodze do jej szczęścia, więc zdecydował się poprosić ją chociaż o to. Wiedział jednak, że przeciąga nieuniknione. - Znaczy się, jesteś dorosła i po tym co przeszłaś zasługujesz na odrobinę szczęścia ale.. - urwał i westchnął, próbując skleić słowa w sensowną całość - Po prostu skup się na sobie i Eastonie. Młody potrzebuje Cię bardziej niż kiedykolwiek - dodał nie wyjaśniając tak naprawdę wiele. Zasłanianie się dzieckiem nie było zbyt dojrzałym i mądrym posunięciem ale liczył na to, że póki co wystarczy. Nie chciał znów jej tracić tylko po to by poświęciła swój czas i swoje życie dla kolejnego faceta, który nie był jej wart. Oczywiście to siebie widział u jej boku i wierzył, że zasługiwał na to najbardziej ze wszystkich obiektów westchnień kobiety.
- No tak, przecież z Tobą to nigdy nie wiadomo - przewrócił oczami i delikatnie uniósł kąciki ust ku górze, nie kryjąc tym samym swojego rozbawienia. Znał ją doskonale i wiedział, że prędzej czy później zrobi coś co go w jakikolwiek sposób rozzłości ale kogo próbował oszukać? Tak czy siak, prędzej czy później wybaczał jej wszystko jak leci, strach przez utratą dziewczyny zdawał się być znacznie silniejszy aniżeli własna duma, którą coraz to częściej chował do kieszeni.
- Sam nie wiem - odparł, zastanawiając się przez chwile. Ostatnim ciekawszym wydarzeniem w jego życiu jest chyba jej rozwód no i powrót Posy do Seattle. Nie był pewien czy chciał i powinien o tym wspominać brunetce ale w końcu nie znalazł powodu dla którego powinien to przed nią kryć. Nawet się nie znały! - Pamiętasz dziewczynę z czasów mojego zaciągnięcia się do wojska o której Ci opowiadałem? Moja była, która usunęła ciąże i zostawiła mnie dla kariery - skoro miał jej przedstawić postać Alderige z dawnych opowiadań nie zamierzał szczędzić jej szczegółów, które były w tej całej opowiastce kluczowe - Wróciła do Seattle, widziałem się z nią - dodał w końcu i zerknął na nią kątem oka.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Póki co niczego takiego nie miała w planach. Ledwie uwolniła się od toksycznego męża, złożyła podpis na papierach rozwodowych i ostatnim o czym myślała, to spotykanie się z jakimś mężczyzną na poważnie. Nie wiedziała nawet czy kiedykolwiek będzie gotowa na taki krok, na to, aby zaufać komuś ponownie, zaprosić go do swojego życia i pozwolić komuś kochać siebie, jednocześnie dając tą samą miłość od siebie. Czy wiedza o tym, że Jordan darzy ją jakimś uczuciem - większym lub mniejszym - cokolwiek by zmieniła? Nie potrafiła tego stwierdzić. Jedynym pewnikiem było to, że takie wyznanie z pewnością zmieniłoby ich relację nieodwracalnie. Kiedy między dwójką przyjaciół pojawiały się uczucia - nie było powrotu do stanu przed - bez względu na to czy miało im się udać, czy wręcz przeciwnie.
- Nie śpieszę się - odpowiedziała zgodnie z prawdą. - Co prawda Elise wpadła na jakiś szalony pomysł, żeby umówić mnie z jakimś swoim znajomym z pracy, bo uważa, że powinnam zacząć żyć na nowo i odciąć się od przeszłości - wywróciła oczami, bo pomysł siostry wciąż wydawał jej się zły, nieodpowiedni i zupełnie nietrafiony. Randki, a te w ciemno już kompletnie, nie były w styli Aviany. Pod tym względem zdecydowanie została zardzewiałym egzemplarzem i nie miała pojęcia na temat tego jak teraz prezentowały się podstawowe zasady na takich spotkaniach. - Nie jestem do tego przekonana i nie wiem nawet czy pójdę - uprzedziła jego pytanie i najpewniej sceptycznie spojrzenie. Zawsze podważał decyzje Herschel i dawno przestała przywiązywać do tego wagę. Co prawda w kwestii Abrahama nigdy się nie mylił i musiała przyznać mu racje, jednak było też kilka innych spornych kwestii, które się między nich wkradały. Zazwyczaj udawało się im to przepracować, dlaczego teraz miałoby być inaczej? - Jeśli jednak się wybiorę... dam ci znać i będziesz pod telefonem, gdyby facet okazał się kompletnie nietrafionym wyborem - uśmiechnęła się, szturchając go lekko ramieniem w bok. Cieszyła się, że odpuścili wreszcie tej rozmowie o niej i skupili się na nim. Skinęła ledwie zauważalnie głową, kiedy wspomniał o kobiecie z przeszłości, bo pamiętała, co prawda jak przez mgłę, ale pamiętała. - No tak. Wysoka, ładna, długie nogi, ciemne włosy. Totalnie twój typ - tyle widziała oczami wyobraźni, kiedy wspominał o Posy. - Okeeeeej - odpowiedziała. - I co dalej? - była ciekawa, jeśli już zaczął mówić, nie powinien przerywać w takim momencie.

autor

0
0

-

Post

Najpewniej wolałby by wcale nie decydowała się na żadne randki ale kim był by dyktować jej jak powinna postąpić z własnym życiem? Niestety, chciał zjeść ciastko i mieć ciastko, a to się nie godziło. - No tak, cała Elise.. - westchnął głośno i przewrócił oczami, nie dziwiąc się specjalnie, że siostra Aviany starała się dodać swoje trzy grosze i szukała jej kolejnych, godnych uwagi kandydatów. Sam nie uważał by było to dobre wyjście z całej sytuacji ale nie próbował nawet wchodzić pomiędzy siostry by nie oberwać przy tym rykoszetem w twarz. - Przecież dopiero zakończyłaś jeden związek, niech wstrzyma konie i skupi się na sobie - odparł z niezadowoleniem, ganiąc się w myślach za to, że pomimo próby zdystansowania się, nie udało mu się utrzymać języka za zębami. No cóż, mleko się rozstało, a on nie zamierzał przepraszać. Nie chciał kolejny raz przechodzić przez to samo, chciał ją chronić i odeprzeć ataki wszystkich zainteresowanych kawalerów ale przez jak długi czas mógł udawać, że nie robił tego głównie w swoim interesie? - I co miałbym w takim wypadku zrobić, co? Przyjść, wziąć Cię za rączkę i wyprowadzić z randki pod jakimś głupim pretekstem? Jeśli chcesz to idź ale proszę, nie mieszaj mnie w swoje trójkąty miłosne po raz kolejny - spuścił wzrok i zabrał ramię w które wklejona była brunetka. Spuścił wzrok i wcisnął dłonie głęboko w kieszenie, nie dając tym samym dziewczynie ponownej możliwości wtulenia się w jego bok. Uwłaczało mu bycie przyjacielem, któremu wypłakiwała się w rękaw i który chronił jej jak młodszej siostry, która omylnie wybierała sobie partnerów. Cholerny friendzone w którym się kisił już dawno temu zarzucił mu pętle na szyję..
- Zarejestrowałaś więcej niż bym przypuszczał - odpowiedział ze zdziwieniem i zwilżył językiem usta, próbując znaleźć odpowiednie słowa - Nie wiem, chyba nic. Pojechałem do szpitala w którym obecnie pracuje żeby się z nią spotkać i pojechaliśmy do niej. Powinienem zadzwonić i zaproponować jakaś kawę albo kolacje? - zapytał, wcale nie chcąc jej tego wszystkie opowiadać. Być może liczył na to, że i ją gryźć będzie fakt, że w jego życiu ponownie pojawiła się Alderidge. Po części właśnie tak było. Teraz, kiedy miał jej uwagę pragnął skupić ją na sobie nieco dłużej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A co, jesteś zazdrosny? - szturchnęła go ramieniem, odganiając wszystkie wyimaginowane, czarne chmury znad własnej głowy. Nie chciała roztrząsać już sprawy z Abrahamem, wracać do niego rozmową, ani myślami, bo aktualnie jedyne co łączyło ją z byłym mężem, to nazwisko, które dzielili. I którego Aviana zamierzała się pozbyć, chociaż nie podjęła ku temu stosownych kroków. Nie wiedziała nawet czy to możliwe, aby wrócić do panieńskiego, jednak obiecała sobie, że niedługo się tym zajmie. Jeśli zrywać z przeszłością to permanentnie. Podobnie jak nie wiedziała, dlaczego jeżył się na każdą wzmiankę o potencjalnym i nawet nieistniejącym mężczyźnie z którym miałaby cokolwiek stworzyć. Chryste! Mówiła o randce, jednej randce na którą nawet nie wiedziała czy pójdzie, a on starał się ją karcić zupełnie bez powodu.
Odsunęła się o krok, podobnie jak on wsuwając zziębnięte dłonie w kieszenie kurtki i omiotła jego sylwetkę spojrzeniem, unosząc brew do góry. Próbowała zrozumieć, ale nie potrafiła. - Nie mam pojęcia o co ci chodzi - przyznała szczerze i gdyby mogła, to rozłożyłaby ręce, wznosząc je ku niebu wraz ze swoimi oczami. To chyba w ten sposób ludzie błagali nadprzyrodzone stworzenia o odrobinę siły i cierpliwości? Czy ona nie mogła w swoim życiu mieć mężczyzn - jako facetów, przyjaciół, a nawet jako rodzinę, którzy byliby zupełnie nieskomplikowani? Jakim przyjemnym doświadczeniem byłoby chociaż raz bez problemu domyślić się co mieli na myśli. - Co masz na myśli mówiąc o trójkącie? - zapytała i mimo, że miała szansę wtulić się w jego ramię, które dałoby jej odrobinę ciepła, to zrezygnowała, krocząc obok niego. - Jeśli nic nie zmieniło się w ciągu kilku ostatnich minut, to jestem singielką. Nie ma tutaj żadnej figury geometrycznej - odparła, wzdychając, bo czuła, że rozmowa i tak zmierzała donikąd. Cokolwiek by powiedziała, on i tak miałby na ten temat swoje zdanie. Tak było zawsze. Jordan był najbardziej upartym człowiekiem jakiego znała. I wolała pociągnąć temat jego koleżanki z przeszłości zamiast skupiać się na niekoniecznie przyjemnych słowach i spojrzeniach, które ku niej posłał. - Nie wiem. A chcesz? - zapytała, sama nie wiedząc jak czuje się z tym, że miałby zapraszać Posy na randkę. Kim jednak była, żeby wyrażać swoją opinię? Prawdopodobnie ze swoimi radami powinna wycofać się na sam koniec kolejki po wszystkich przejściach, jakie za sobą mieli.

autor

0
0

-

Post

Słysząc jej pytanie jedynie parsknął śmiechem i w końcu rzucił z pogardą.
- Ja zazdrosny? O Ciebie? Nie bądź śmieszna, Hershel - łatwiej było po prostu przeczyć całej prawdzie aniżeli przyznać, że faktycznie miała racje. Gdyby jednak to zrobił, to co by to w ogóle zmieniło? Przyjaźnili się i nigdy nie zdecydowali się wyjść poza tę relacje, więc czemu miałby zrobić to teraz? Nie chciał ryzykować, że straci ją przez chwilę słabości w której postawiłby ją pod ścianą. Liczył jedynie na to, że dziewczyna posłucha głosu rozsądku i na dłuższy czas zrezygnuje z randkowania, a on nie będzie musiał się pieklić za każdym razem gdy podzieli się z nim informacją o wyjściu z nowo poznanym mężczyzną. Nigdy nie zawiódł jej jako przyjaciel i nie chciał tego robić teraz, jednak wcale nie było łatwo utrzymać tej całej zazdrości w ryzach, co zresztą było widać na załączonym obrazku.
- O nic mi nie chodzi - mruknął, odpierając jej pytania. Przecież i tak nie zamierzał jej nic mówić, więc łatwiej było po prostu udawać, że wcale się na nią nie złościł. Przez swój upór i dumę mógł po raz kolejny ją stracić, jednak rozumiał to wtedy gdy było już za późno. - Ty, Twój nowy facet i ja. Tak jak było z Abrahamem. Trójkąt. Mieszałaś mnie we wszystko co było między wami. Nic dziwnego, że żaden z nich mnie nie tolerował - odpowiedział szczerze, nie czując potrzeby krycia się z własną opinią. To nie tak, że wypominał jej każdą pomoc, którą jej udzielił ale niekiedy nie chciał słyszeć tego wszystkiego z czego zwykle mu się spowiadała. Skoro narzekała na swoich partnerów to nie rozumiał po co w ogóle z nimi była? Dla niego to było proste, wóz albo przewóz.
- Nieważne, skończmy już ten temat, dobra? - zdjął z twarzy grymas i postanowił zakończyć ten równie beznadziejny temat, nie chcąc doprowadzić do kłótni. Dopiero godzili się po ostatniej sprzeczce, nie było powodu by wszczynać kolejną.
- Sam nie wiem, minęło sporo czasu, nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi co kiedyś. Ona wydaje się być totalnie wycofana, dopiero co straciła narzeczonego i ojca.. - urwał i wbił wzrok w uderzające o brzeg fale. Dotychczas łatwiej było trzymać dystans, nie pakować się w żadne związki jednak teraz lawirował pomiędzy demonami przeszłości, a friendzonem. Beznadzieja.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- W porządku, tylko żartowałam, Langley - posłała mu uśmiech pełen rozbawienia, bo jego reakcja była przesadzona. Co prawda niegdyś podejrzewała, że za fasadą żartów skrywa jakieś uczucia, ale dziękowała mu - po cichu i w swoich myślach - że nigdy nie zdecydował się o nich powiedzieć. Aviana nie była osobą skaczącą z kwiatka na kwiatek, będąc z kimś w związku poświęcała mu się w całości i nigdy nie dopuściłaby się zdrady. Teraz była wolną kobietą, która mogła robić w zasadzie wszystko, nie bojąc się uprzedzeń albo krzywych spojrzeń. Nie równało się to temu, że rzuci się w wir randkowania, nie musiał o to drżeć. Ani o nią. Wbrew pozorom była silna. I miała głowę na karku.
- Słucham? - o ile przed momentem była w stanie puścić mimo uszu jego słowa, tak teraz nie zamierzała stać i słuchać, jak rzuca w jej stronę zupełnie bezpodstawnymi oskarżeniami. Tak, przychodziła do niego i tak - zwierzała mu się, ale nigdy nie powiedział jej, żeby przestała to robić albo nie zasugerował, że ma tego dość. Poza tym czy nie na tym polegała przyjaźń? Ona wspierała jego, a on ją. Byli przy sobie nie tylko w dobrych momentach, ale i w tych złych. Teraz kiedy wreszcie się pogodzili, zamierzał wyciągać takie rzeczy? - Mogłabym udać, że tego nie słyszałam, ale ten trójkąt odbija się w echem w mojej głowie. Jesteś nie fair - odsunęła się jeszcze bardziej, mierząc go chłodnym spojrzeniem. Czuła, że w tym momencie powinni rozejść się w swoje strony, aby nie padły kolejne, zupełnie niepotrzebne słowa. - Przemyśl to co powiedziałeś, a później się odezwij - była zła, może nie miała prawa, ale niewiele była w stanie zrobić ze swoimi emocjami. Nie dało się zapanować nad mimowolnym odruchem. Oskarżał ją o coś, na co sam pozwalał i próbował tym samym wywołać poczucie winy. Był całkowicie niesprawiedliwy. Jasne, ona też nie była bez skazy, ale czy stojąc z nim dzisiaj twarzą w twarz, powiedziałaby coś na tyle odrzucającego? Sugerował, że bawiła się uczuciami, co było bzdurą. - Przykro mi z powodu Posy. Mam nadzieję, że jej nie gadasz takich głupot - uśmiechnęła się smutno, a później obróciła w przeciwnym do spaceru kierunku i odeszła. Chociaż kamień spadł jej z serca, bo finalnie się pogodzili, to i tak czuła, że między nimi wciąż jest jakaś ściana. Może zbyt naiwnie wierzyła, że mogą nadal być przyjaciółmi? Może zbyt dojrzeli, mieli inne oczekiwania i spojrzenie na świat?

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Sand Point”