WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co raz bardziej zaczynała wierzyć w to, że to całe ich spotkanie jest jakąś pomyłką. Może powinni zacząć od schadzek w domu? Bądź udać się w jakieś mniej zobowiązujące miejsce? Sama nie wiedziała czy to chodziło o całą otoczkę tego spotkania czy też o nią samą, przeświadczoną o tym, że najzwyczajniej w świecie nie nadaje się do związku. Potwierdzeniem tego mógłby być sam fakt, że nadal nie znalazła nikogo z kim mogłaby stworzyć stały związek, podczas gdy wszystkie jej przyjaciółki miały już mężów i co najmniej dwójkę dzieci.
A co jeśli potrzebowała tylko chwilowej uwagi płci przeciwnej? Jeśli okaże się, że choć nieświadomie, wykorzystała chłopaka do tego aby ponownie poczuć się atrakcyjną? W jej głowie, podczas tych kilku minut, wytworzyło się tyle abstrakcyjnych myśli, że jedynym logicznym wyjściem wydawało się jej być opuszczenie lokalu. Nawet kojący, męski głos zdawał się w tym momencie jakby docierać do niej zza szyby. Nie do końca go rozumiała, bądź po prostu nie chciała rozumieć. Pustym wzrokiem obserwowała twarz mężczyzny, zaciskając przy tym nerwowo wargi. Przecież nie powinna robić tego swoim przyjaciołom a jego rodzicom. Nie powinna ryzykować swojej kariery i stale polepszających się stosunków w rodzinie Wright na rzecz swoich własnych przyjemności. Nigdy przecież tak nie robiła, praca i dobre imię było dla niej rzeczą najważniejszą, której nigdy nie zaprzepaściłaby ze względu na swoje pragnienie.
Aż do dzisiaj, kiedy to zdecydowała się tchnąć w swoje życie pełne zawodowego chłodu i dystansu nieco więcej ciepła i uczuć. Odstawiwszy kieliszek pełen wina na blat, zaczęła nerwowo obracać się na boki w celu zlokalizowania swojej torebki, która spokojnie spoczywała u jej lewego boku. Podjęła tchórzliwą decyzję o ucieczce, chociaż wiedziała, że narazi mężczyznę na pełne pogardy spojrzenia ludzi znajdujących się w lokalu. - To jest totalna głupota ale ... - przerwała w pół zdania, rozbudzona dźwiękiem przychodzącej wiadomości. W chwilowym milczeniu wyciągnęła z torebki telefon, na ekranie którego odczytać mogła korespondencję od brata, który domagał się pożyczenia znacznej sumy pieniędzy. I to za sprawą jednej niewinnej wiadomości zdała sobie sprawę z tego, że nie chce do końca życia być jedynie czyimś sponsorem, workiem treningowym czy ofiarą. Odłożywszy telefon do wnętrza torebki, uniosła wzrok na widocznie zdezorientowanego chłopaka, chcąc uspokoić go delikatnym, ciepłym uśmiechem. - ... ale nie oglądam telewizji. Przeczytałam za to ostatnio po raz tysięczny Katedrę Maryi Panny w Paryżu. Moja mama jest ogromną fanką tej powieści i na znak swojego oddania dla Wiktora Hugo postanowiła, że odziedziczę imię po Esmeraldzie - oczywiście w nieco skróconej wersji i chwała losowi za to, bo nie chciałabym być utożsamiana z francuską cyganką, którą chciał zaliczyć podstarzały archidiakon. - brnęła w swój słowotok, zadziwiona nieco tym z jaką łatwością udało się jej przejść w tak swobodny ton i wyzbyć się wszelkich wątpliwości. Upiła kolejny łyk alkoholu, zastanawiając się przez chwilę nad tym jak mogłaby odpowiedzieć na kolejne pytanie zadane przez Wrighta. - Nie wiem, strasznie trudno jest mnie rozbawić. Zazwyczaj udaje się to tylko moim przyjaciołom bo wiedzą co mnie bawi. - wzruszyła bezradnie ramionami, nie chcąc nawet rozwodzić się nad tą kwestią. Wzbudzenie w niej chociaż odrobiny wesołości często graniczyło z cudem i ludzie najczęściej zdawali sobie z tego sprawę toteż nie podejmowali żadnych prób żartów. - Z przyjaciółkami zazwyczaj rozmawiam o ich małżeńskich problemach. Fajnie jest rozwiązywać konflikty, które Cię nie dotyczą i przy tym nie brnąć do tego aby ktoś spędził kilka lat za kratkami. Wiesz, to dobra okazja to wykazania się i sprawdzenia czy nadal jesteś w stanie posłużyć się dobrymi argumentami i wykorzystać słabości drugiej strony. - pokiwała z przekonaniem głową, chociaż jej delikatny uśmiech mógł wskazywać na to, że nie do końca jej słowa były zgodne z prawdą. Rzadko ingerowała w małżeństwa swoich przyjaciółek, wychodziła z założenia, że każdy powinien walczyć sam z problem, który w pełni świadomie wziął na swoje barki. Była też osobą w swoim kręgu, która męża i dzieci nie posiadała, stąd nie zawsze brano pod uwagę jej refleksje i pomysły na temat poprawy rodzinnych stosunków.
Po uczniowsku, odpowiadała na zadane przez niego pytania czując przy tym pewnego rodzaju ulgę. Zauważyła, że nic przecież się nie dzieje, że nie rozmawiają o kwestiach zobowiązujących a ich spotkanie można by odebrać jako zupełnie przyjacielskie. Quinton nie naciskał a dawał jej do zrozumienia, że chce jedynie ją poznać, za co była mu ogromnie wdzięczna. - A na zakupach ostatnio kupiłam sobie trzy butelki wina. - powiedziała widocznie dumna ze swoich ostatnich zakupów, chociaż zapewne mężczyzna spodziewał się jakichś opowieści na temat nowej pary butów bądź sukienki. - Promocja była, przyjaciółka mi je poleciła bo chociaż tanie to podobno dobre. - przytaknęła na swoje słowa, dopiero po chwili pozwalając sobie na nieco więcej luzu, przejawionego cichym chichotem.
Była mu wdzięczna, że postanowił na siłę wyłuskać z niej nawet te najbardziej błahe kwestie. - Lubię w Tobie to jak bardzo upierdliwy jesteś. - przyznała szczerze, ponownie odszukując po omacku jego dłoń. - Ale nie lubię tego, jak w Twoim towarzystwie zupełnie tracę trzeźwość myślenia. - dodała już nieco ciszej, pochylając się nieznacznie w jego stronę aby zdradzić mu tę tajemnicę. Chyba po raz pierwszy czuła się przy kimś w ten sposób. Zazwyczaj to ona była osobą, która przejmowała w związku kontrolę i być może dlatego, żaden z tych związków nie przetrwał. Spotykani przez nią do tej pory mężczyźni byli zbyt poddańczy a ona zbyt władcza aby z dotychczasowych relacji można było stworzyć coś trwałego. - Długo trenujesz pływanie? - tym razem to ona stała się osobą przepytującą, nie chcąc pozostawać mu dłużną. - Kim chciałeś zostać będąc dzieckiem? Co najbardziej nieodpowiedzialnego zrobiłeś w swoim życiu? Kto cię inspiruje?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Choć wydawałoby się, iż zadawanie pytań niczym z wcześniej przygotowanej listy było zbyt oklepane i nie zwiastowało udanej randki, to zaczęło przynosić efekty. Quinn nie widział w tym próby ratowania ich spotkania od kompletnej ciszy i niezręczności, a możliwość poznania małych detali składający się na szerszy obraz jej osoby. Obawy, które go naszły, dotyczące popełnienia przez nich wielkiego błędu by oddać się swoim uczuciom szybko znikały. Popijając wino, które bardzo szybko podsycały jego dobry nastrój przysłuchiwał się szczegółom z jej życia z wielkim zaciekawieniem.
- Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że twoje imię pochodzi od Esmeraldy. Czy mogę cię tak nazywać? – uśmiechnął się, zaczynając sobie wyobrażać O’Keeffe z chustą na głowie, świecącą złotą biżuterią oraz kolorowymi tkaninami w stylu folk, na co aż zaśmiał się do siebie rozbawiony. Machnął tylko ręką by nie przejmowała się jego nagłym głupim zachowaniem. Nie umknęła mu przy tym informacja, iż bardziej jest zafascynowana książkami, aniżeli jakąś telewizją. – Wcale nie jest trudno cię rozbawić, Esme. Przecież robię to codziennie. Tylko ty zawsze napinasz swoją twarz do kamiennej miny albo krzyczysz na mnie, bym zajął się pracą, chociaż w środku wiem, że się śmiejesz. – na potwierdzenie swoich słów dostał wzruszenie ramionami, co było niemal reakcją obronną na chociażby próbę namalowania uśmiechu na jej twarzy. Trudno było się nie zgodzić, iż adwokat niemal zawsze wyglądała na poważną, niemal obcesową kobietę, gdzie każda próba rozśmieszenia jej kończyła się wielkim fiaskiem. Mógł jednak o sobie powiedzieć, że był jedną z nielicznych osób, które poznały ją nieco dogłębniej, przez co nie potrafił myśleć o niej w ten sposób. – Kurczę, może ty rzeczywiście minęłaś się z powołaniem i powinnaś zostać psycholożką? Tu rozwiązujesz rodzinne problemy ze mną, tam małżeńskie z koleżankami… zastanów się nad jakaś domową poradnią po godzinach. Chyba, że doradzasz im, by wzięły rozwód i wydoiły swoich mężów z jak największej ilości kasy. – puścił do niej oko, zastanawiając się jeszcze nad tym, jak czuje się Esme podczas takich rozmów. Czy nie przytłacza jej fakt, że nadal jest samotna, nie mówiąc już o posiadaniu rodziny? Czy w ogóle interesuje ją instytucja małżeństwa? W powierzchownego punktu widzenia odpowiedziałby na wszystko negatywnie. Uważał, że akurat kobieta na swoje życie nie musi narzekać. Z drugiej strony, to wszystko mogły być tylko pozory, a suma nieszczęść w szukaniu odpowiedniego partnera stawała się przytłaczająca. Nie zamierzał jednak brnąć dalej w ten temat.
- Esmeralda O’Keeffe – fanka tanich win. – skwitował tylko wieść o jej ostatnich nabytkach z nieukrywanym uśmiechem. W tym momencie ich dłonie znów się odnalazły po krótkiej rozłące, więc mógł powrócić do gładzenia jej przyjemnej skóry na wierzchu dłoni swoimi opuszkami palców. Akurat, gdy o tym wspomniała sięgnął po butelkę zostawioną przez kelnerkę i dolał im kolejne porcje widząc, że oboje powoli kończą. Sięgając po drugą kolejkę właśnie wchodził w tryb lekko alarmujący, biorąc pod uwagę jego słabą tolerancję na alkohol. Wszystko zgrało się jednak perfekcyjnie, gdyż za moment na ich stole pojawiły się grillowane dania przez nich zamówione.
Kąt ust mężczyzny drgnął ku górze, gdy Esme przyznała mu się, jak na nią działa. Splótł ich palce razem po czym pochylił się nad stołem tak samo jak ona.
- Teraz tak łatwo się mnie już nie pozbędziesz. – odparł Wright, również ściszając swój głos. Chciał jej jasno zakomunikować, iż będzie upierdliwy do bólu, by móc być przy niej. Właśnie w takich momentach, po takich wyznaniach pragnął jej jeszcze bardziej.
Musieli się na chwilę oderwać, gdyż talerze wylądowały na stole. Spojrzał na swój grillowany stek z różnymi dodatkami, co również przed sobą miała Esme, jako że zamówili na szybko to samo. Sięgnął po widelec i nóż i odkroił sobie kawałek, mając wzmożony apetyt przez wino, zanim postanowił siebie na jej miejscu. Przeżuł parę razy, delektując się przyjemnym smakiem, nieco pikantnym, tak jak lubił.
- W sumie, te wszystkie pytania praktycznie są ze sobą powiązane. Trenuję pływanie odkąd właściwie pamiętam, czyli od dziecka. Nie jestem pewien dlaczego mi się tak spodobało. Może dlatego, że załapałem wszystko szybciej niż inni. Do tego zawsze byłem wysoki, więc zawsze miałem tą przewagę nad innymi, wykonując wszelkie ćwiczenia jak najszybciej. Potem przyszły koła sportowe, pływanie w licealnej drużynie, zawody, medale, puchary. Rodzice również mnie do tego zachęcali, chociaż, teraz nie jestem pewien, czy brali to aż tak na poważnie, jak ja zacząłem na pewnym etapie. Chyba jednak mieli przeświadczenie, że skończę tak jak każdy Wright. I w sumie mieli by rację. Tu odpowiadając na następne pytanie, nie myślałem, by zostać nikim innym, jak pływakiem. To jakby był mój świat, w który byłem mocno wkręcony. Tym bardziej, kiedy zewsząd mówiono mi, jaki to mam potencjał i co mogę osiągnąć w przyszłości. Dlatego w tamtym czasie inspirowali mnie atleci, sportowcy, gdyż chciałem znaleźć się w przyszłości między nimi. Ale tak naprawdę nie mam jakiś konkretnych jednostek, których darzę uwielbieniem. Równie dobrze w tym momencie moją inspiracją są moi rodzice, rodzina, tak jak i ty, Esme. – uniósł spojrzenie na kobietę, posyłając jej lekki uśmiech, gdy zajadał się w najlepsze swoją kolacją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zażegnanie jej małego, wewnętrznego kryzysu było dla niej ogromnym osiągnięciem. Postawienie na siebie, pewnego rodzaju wyrzeczenie się brata, było dla niej na tyle wyzwalające, że pogodny uśmiech nie schodził jej z twarzy ani na chwilę. Był to obraz dość niecodzienny, gdyż Esme zazwyczaj zachowywała kamienną powagę i równowagę, jednak teraz, ciesząc się jak mała dziewczynka z tego spotkania, pozwoliła sobie nieco poluzować swoje emocje i dać swemu wewnętrznemu dziecku wychylić głowę na świat. Nawet kiedy Quinton jawnie bawił się jej cierpliwością i nadużywał życzliwości chcąc nazywać ją Esmeraldą , jego zachowanie skwitowała jedynie głośnym, rozczulającym westchnieniem. - Nie możesz. Kojarzy mi się to z dzieciństwem a tego okresu swojego życia wolałabym nie wspominać. - wyjawiła przed mężczyzną kolejny fakt o sobie, chociaż wcale o to nie pytał. Wiedziała jednak, ze im częściej będą ze sobą przebywać, tym łatwiej będzie im mówić o pewnych niewygodnych sprawach, których Esme miała w swoim życiu aż nadto. Wiedziała jednak, że częstsze konwersacje na trudne tematy będą bardzo wyzwalające i pomogą jej pogodzić się z dość burzliwą przeszłością. - A co jest złego w tym aby wziąć rozwód i wydoić kogoś z pieniędzy? - wzruszyła ramionami, nie widząc w takich działaniach absolutnie nic dziwnego. Wiedziała przecież jak świat funkcjonuje i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie ich rolą była ocena osób, które takich czynów się dopuszczają. Co jeśli kobieta poprzez takie działanie chce wynagrodzić sobie lata spędzone przy tyranie? Co jeśli potrzebuje tych pieniędzy na dzieci, które potrzebują edukacji i życia na godnym poziomie? Nie lubiła gdy tak płytko oceniano innych, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że prawda jest zupełnie inna. W swoim życiu zawodowym widziała zbyt wiele aby teraz lekko móc stwierdzić, że za takimi działaniami stoi jedynie chciwość i pycha.
Tuż po podaniu im przed nosy zamówień, zabrała się za jedzenie. Zacząwszy od dodatków jakimi były warzywa, wsłuchiwała się w wykład chłopaka, który wydawał się być tak zaaferowany swoją wypowiedzią, że niemalże na jednym wdechu odpowiedział na jej wszystkie pytania. I chociaż kobieta słuchała z zaciekawieniem, przytakując co jakiś czas głową na jego opowieść, Quinn w swoim zaangażowaniu wydawał się jej być nieco zabawny. Zanim jednak pozwoliła sobie skomentować słowa mężczyzny, chwyciła za kieliszek z winem, który opróżniła duszkiem do końca. Przejechała językiem po górnej wardze, odstawiając puste szkło na stół, w nadziei, że jej towarzysz niedługo podejmie się ponownego jego napełnienia. - Jak to jest być skrybą? - odezwała się w końcu, pozwalając sobie nawiązać do jednego z jej ulubionych, chociaż nie do końca przeznaczonych dla ludzi w jej wieku, filmów. Spowodowane było to tym, że monolog mężczyzny od razu przypomniał jej ten wypowiadany w filmie dla dzieci. Nie chcąc jednak urazić mężczyzny, wyciągnęła dłoń w jego stronę, jakby łaknąc męskiego dotyku. - Przepraszam, ale tak uroczo wyglądasz gdy się angażujesz w jakąś opowieść. Nie mogłam się oprzeć. - chcąc ponownie wpisać się w jego łaski, wysunęła infantylnie dolną wargę, przechylając przy tym delikatnie głowę do boku. Wypite wino i niedojedzone warzywa nie były zbyt dobrą mieszanką do utrzymania trzeźwości, toteż O'Keeffe z każdą chwilą błogo ogarniał stan upojenia. Po chwili więc odstawiła od siebie talerz pełen jedzenia, licząc raczej na zastąpienie go kolejnym kieliszkiem wina. Ułożyła brodę na dłoni opartej w łokciu o blat stołu , wwiercając w mężczyznę swój już nieco ospały wzrok. - A może ... pojedziemy gdzieś na kilka dni? Ja postaram się szybciej uwinąć ze swoimi sprawami, Ty coś wymyślisz bo tak wewnętrznie czuję, że jesteś mistrzem wymówek? - zaproponowała, na swoje słowa nieporadnie przytakując szybkim ruchem głowy, która niemalże wysunęła się przy tym z jej dłoni. Rozbudziwszy się nieco ze swojego stanu, odchyliła się do tyłu aby wygodnie oprzeć się o krzesło. Zaczepnie, przesunęła czubkiem buta po jego kostce jednak nie dając po sobie poznać w mimice twarzy, że rozpoczęła właśnie swoją własną grę. - Poleżymy gdzieś na plaży, wieczorem pójdziemy do baru. Pojeździmy na rowerze, poczytamy książki popijając drinki? - wymieniała potencjalne aktywności, nie przestając drażnić się z nim poprzez delikatne zaczepki, podjeżdżając swoją stopą nieco wyżej jego nogi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiążąc przed Esme kolejne naczynia połączone, które składały się na przebieg jego życia w końcu zorientował się, że coś jest nie tak z jej postawą, która nie dawała wrażenia uważnego słuchanie. Zauważył, że O’Keeffe przygląda mu się z nazbyt egzaltowanym uwielbieniem, będąc jednocześnie gdzieś poza jego opowieścią. Ostatnie zdania wypowiedział z nutą niepewności nie bardzo wiedząc, czy w którymś momencie ją rozbawił, co akurat nie było jego intencją w tym przypadku. Wszystko wydało się, gdy usłyszał zdanie rzucone bez kontekstu, a przynajmniej on go nie rozumiał. Zmrużył oczy, przekręcając nieco głowę w bok, domagając się jakiegoś wyjaśnienia w tej sprawie. Za żadne sprawy nie wiedział, skąd wytrzasnęła owego skrybę lecz dobrze wyczuwał, że żartuje sobie z niego.
- Przepraszam, to ja się tu dwoją i troję by jak najlepiej zaprezentować własną osobę, a ty masz z tego polewę. Więcej już niczego się nie dowiesz. – zmrużył oczy udając obrażonego, lecz nie trwało do długo. Zwłaszcza, gdy tak przesuwała dłonią po całym jego przedramieniu, chcąc go uspokoić i udobruchać. A widząc jej sztuczną minę z przesadnie wysuniętą dolną wargą, wyrażającą skruchę pokręcił tylko głową, lecz na twarzy mężczyzny zagościł uśmiech. Na znak przebaczenia uścisnął z powrotem jej dłoń, dając sobie i jej upragniony dotyk.
Wymienił z nią spojrzenia, upijając parę kolejnych łyków wina, które wprawiało go w coraz przyjemniejszy i weselszy stan. Z resztą nie tylko jego, patrząc po postawie Esme, która świdrowała go wzrokiem przez lekko przymrużone oczy, mając podpartą o dłoń głowę. Odwdzięczał się tym samym czekając, co też wspaniałego wyjdzie za moment z jej ust a było można stwierdzić, że coś takiego miało nastąpić. Quinn, słysząc jej nagłą propozycję, natychmiast zamienił się w słuch. Przyjął wygodniejszą postawę, zakładając nogę na drugą, obejmując ramieniem oparcie swojego krzesła.
- Próbujesz mnie nagle pochwalić za moje wymówki tylko dlatego, żeby zwalić na mnie odpowiedzialność za wytłumaczenie rodzicom bez żadnych podejrzeń dlaczego, zupełnie przypadkowo, w pracy w tym samym czasie nie będzie ciebie i mnie. – uniósł brew, wyczytując z niej jej chytry plan. Przypatrzył się jej chwilę widząc jak, głowa ześlizguje się z jej dłoni, przez co nagle rozbudziła się nieco bardziej, siadając prosto na krześle. Zmrużył nieco oczy zastanawiając się, czy właśnie zdążyła się upić drugim kieliszkiem wina czy po prostu odczuwa znużenie będąc tutaj. Zaskoczyła go jednak zupełnie inną postawą, gdy poczuł, jak swoją nogą zaczyna ocierać się wahadłowym ruchem o jego nogę. Jego klatka piersiowa uniosła się znacząco w górę, gdy w odruchu przez jego ciało przeszedł elektryzujący dreszcz. – A więc chciałabyś wyjechać na plażę? I będziemy jeździć na rowerze oraz popijać drinki czytając książki? Brzmi jak świetna zabawa. – odrzekł z lekkim rozbawieniem, po czym pokiwał głową. – To jest do załatwienia, więc możesz uznać mnie za chętnego. – mimo wszystko, dla pewności był jeszcze bardziej przekonywany za pomocą jej nogi, która wędrowała coraz wyżej. Quinn wpatrywał się w Esme, która siedziała, jakby nic poza rozmową się nie działo, wpatrzona w niego tym przenikliwym wzrokiem. Gdy jej stopa znalazła się na wysokości jego kolana Wright sięgnął do niej ręką pod blatem stołu i przesunął dłonią po jej skórze w odsłoniętej części, wolnym ruchem odpłacając się tym samym. Przy tym wszystkim nie spuścił z niej wzroku ani na moment, wymieniając z nią spojrzenia z uniesionym kącikiem ust do góry.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Brak pożywnego posiłku i nieco więcej stresu niż zwykle, sprzyjały temu aby jedynie dwa kieliszki wina wprawiły ją w stan upojenia. Może nie zataczała się jeszcze i potrafiła skleić trzy, może cztery sensowne zdania, jednak czuła, że jej upadek może być bliski. Tym bardziej, że jej ochota na alkohol zwiększała się z każdą mijającą sekundą tego spotkania. Potrzebowała wina aby się rozluźnić, aby zapomnieć o tym, że ma na głowie kilka nieprzyjemnych spraw do załatwienia i do tego aby nieco swobodniej czuć się w towarzystwie młodszego mężczyzny. Widziała przecież te ukradkowe spojrzenia, zdawało się jej, że słyszy te wszystkie komentarze na ich temat, nawet jeśli były jedynie wytworem jej wyobraźni. Wolała jednak skupić się na spotkaniu, na ciepłym, męskim dotyku i kojącym spojrzeniu. Sama świadomość tego, że nie będzie trwało to wiecznie sprawiała, że chciała chłonąć obecność Quintona całą sobą, tak jakby już jutro cały świat miał się skończyć. - Daj spokój, akurat wytłumaczenie się z tego jest super łatwe! - zaśmiała się, poprawiając swoją postawę na krześle, pochylając się w stronę mężczyzny. - Ty mówisz, że poznałeś dziewczynę i chcesz ją zabrać na wyjazd. Twoja matka będzie w niebo wzięta! Ja z kolei powiem, że znalazłam naprawdę wartościowe szkolenie, na którym muszę być i Twój ojciec nie zada żadnego pytania. - przedstawiła mu swój niecny plan, który w tamtej chwili wydawał się jej być naprawdę skuteczny. Co do pierwszej części jej pomysłu mogli być pewni oboje - pani Wright bez zająknięcia zgodzi się na wyjazd syna. Gorzej będzie z przychylnością jej męża, którego Esme będzie musiała nakarmić stekiem kłamstw i podeprzeć swoje słowa namacalnymi dowodami i przedstawić mu jakieś szkolenie. Nie zdawało się to być jednak rzeczą nie do zrobienia; wspólny wyjazd wart był nawet tak ohydnych kłamstw, które prędzej czy później wyjdą przecież na światło dzienne. - A Ty nie chciałbyś? Jestem naprawdę niezłym kompanem w podróży: mało narzekam, czasami znikam na kilka godzin bo lubię samotne zwiedzanie. W zamian mogę zaoferować całkiem przyjemne nocne rozprawy na temat życia popijając kolorowe drinki. - przytaknęła na swoje słowa, będąc ich absolutnie pewna. Bo chociaż rzadko podróżowała w parze, to gdy już miało to miejsce wszystkie jej powyższe słowa odnajdowały potwierdzenie w rzeczywistości. Zresztą nie sądziła aby musiała go nadal zapewniać o słuszności wspólnej podróży. Jego gesty mówiły więcej niż słowa, ciepły dotyk był dla niej niejako zgodą i zapewnieniem tego, że propozycja została przyjęta. Uśmiechnęła się więc delikatnie, odwracając do boku speszony wzrok. Było to znakiem tego, że nie sądziła, ie pójdzie jej tak łatwo a i wypity alkohol potrafił wykrzesać z niej nieco bardziej kobiece, delikatne gesty niż zwykle. Podobało jej się to, jak nawet w publicznym miejscu potrafili stworzyć swoją małą tajemnicę. Jak delikatnymi gestami, skrywanymi przed całym światem zapewniali siebie o tym, że spragnieni są nie tylko rozmowy ale także cielesności. - Tu niedaleko jest plaża. Przejdźmy się. - znużona tą nieco drętwą atmosferą panującą w lokalu, tymi nieprzychylnymi spojrzeniami, chciała opuścić pomieszczenie i nieco odetchnąć. Spragniona była obecności mężczyzny, jednak kontynuować to spotkanie wolała w znacznie mniej formalnych okolicznościach. Skąd w ogóle pomysł aby spotkać się na wspólny posiłku w knajpie? To nie było w ich stylu, a przynajmniej tak wydawało się wtedy Esme, otulonej stanem błogiego upojenia. - Myślisz, że sprzedadzą nam jedno wino na wynos? - nie było to pytanie, gdyż w jej słowach Quinton mógł odczytać pewnego rodzaju rzucone mu wyzwanie, które potwierdziła jedynie poprzez uniesienie ku górze brwi. Miała ochotę upić się z nim nieodpowiedzialnie w miejscu publicznym. Wypowiedzieć wprost w jego wargi jak bardzo cieszy się z tych radością utkanych sekund spędzonych w jego towarzystwie. Spić alkohol z jego ust i odszyfrowywać każdą jego małą tajemnicę. Chciała robić wszystkie te nieodpowiedzialne rzeczy o których nigdy nie powinni nawet pomyśleć, aby jutro po porannej kawie stawić się w pracy jakby nigdy nic, z bolącą od kaca głową. - Zabierz mnie stąd, Quinton. - zakomunikowała szeptem, nadal błądząc czubkiem swojego buta w okolicach męskiej łydki. - Zabierz mnie gdzie tylko będziesz chciał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze?
Nie potrafił sobie przypomnieć żadnego spotkania z Chetem, które nie byłoby wymuszone albo nie skończyłoby się sprzeczką. Nawet podczas tego krótkiego okresu wspólnego mieszkania starali się nie wchodzić sobie w drogę, a przecież to było nieuniknione. Byli braćmi - łączyło ich zdecydowanie więcej niż by tego chcieli i w dodatku nie mieli na to żadnego wpływu. Elliott, zaskakując nawet samego siebie, doszedł ostatnio do wniosku, że chce to zmienić. Byli dorośli - nawet bardzo, kiedy mieli przestać się podszczypywać jeżeli nie teraz. Już i tak zdążyli się od siebie oddalić (a może problem leżał gdzie indziej, może nigdy tak naprawdę się do siebie nie zbliżyli) i Elliott czuł, że to ostatni dzwonek, żeby to zmienić.
I to nie tak, że nie zauważał swojej winy. Zauważał. Ba! Podejrzewał, że wina leżała głównie po j e g o stronie. Być może dlatego dzień wcześniej wybrał numer brata i wysłał do niego dość lakoniczną wiadomość z pytaniem czy nie chce czegoś z nim zjeść. Sand point grill - neutralny grunt, nie będący ani w pobliżu Fremont, ani w Columbia City. Jakby faktycznie mieli podpisać jakiś pakt pokojowy.
Wszedł do środka, wybierając nieduży stolik przy oknie. Wyciągnął telefon i zaczął przeglądać internet, zabijając w ten sposób czas. Przeczytał artykuł o problemach w drużynie Pittsburgh Pirates, choć w ogóle nie interesował się baseballem. Wykonał krótki test wiedzy o Święcie Dziękczynienia, choć pora roku takim nie sprzyjała. Wymienił kilka wiadomości z Hanią, takich o niczym - zauważył, że takie lubiła najbardziej, kiedy znikała w szpitalu na wielogodzinnym dyżurze. Aż wreszcie drzwi się otworzyły, a w progu stanął Chet Callaghan, jedyny i niepowtarzalny. Elliott uciszył w sobie wewnętrzny głos, który już z przyzwyczajenia szukał elementu, do którego mógłby się przyczepić. Nie dzisiaj i nie tym razem. Być może z Chetem nawet da się z a p r z y j a ź n i ć, o ile sam nie będzie tego utrudniał.
Machnął mu dłonią, żeby zwrócić na siebie uwagę. - Wybrałem na naszą randkę najlepszy stolik - odparł, w końcu pozwalając sobie sięgnąć po menu. - Podobno mają tu dobre steki - dodał, czując, że jego żołądek nie obraziłby się za coś porządnego do jedzenia.

autor

with the blood of a scoundrel and a princess in his veins, his defiance will shake the stars
Awatar użytkownika
34
188

programista

narzeczony jordany

columbia city

Post

29.

Chet również doszedł swego czasu do wniosku, że po tych wszystkich latach, jak niemal zupełnie nie utrzymywał kontaktu z większością swojej rodziny, warto byłoby w końcu to zmienić; że to był odpowiedni moment. Skoro znów mieszkał na stałe w Seattle i skoro, po raz pierwszy od dawna, miał wreszcie czas na to, by naprawić zaniedbane relacje z ludźmi, którzy bliscy mu byli tylko dlatego, że nosili to samo nazwisko. Niewykluczone, że niemały udział w powzięciu przez niego takowego zamiaru miał fakt, że sam obecnie zakładał własną rodzinę z ukochaną kobietą - że za kilka miesięcy miał zostać ojcem dziecka, którego nie chciał pozbawiać możliwości posiadania dużej rodziny, nawet jeśli sam uważał, że ta ich - rodzina Callaghanów - potrafiła głównie ściągać w dół. Próżno było tu bowiem liczyć na braterskie wsparcie, i Chet wcale nie świecił w tej kwestii przykładem, mimo iż matka powtarzała mu wielokrotnie, ze jako najstarszy z rodzeństwa, powinien być dla pozostałych wzorem. Tymczasem prawda była taka, że gdyby tych kilka miesięcy temu Elliott nie postawił go przed faktem dokonanym, pakując mu się do domu z walizką i oznajmiając, że potrzebuje się u niego zatrzymać - Chet z własnej woli nie zaoferowałby mu noclegu. Ba, nie domyśliłby się nawet, że mężczyzna mógłby tego od niego oczekiwać, bo sam nigdy nie zwróciłby się do niego z podobną prośbą. Ale może właśnie dzięki temu, jeśli istniała dla nich szansa na uporządkowanie swych relacji, to spoczywała ona w znacznej mierze na barkach młodszego Callaghana. Chet wciąż był na to zbyt dumny, a każda kolejna konfrontacja z którymś z rodzeństwa tylko przypominała mu, czemu zerwał z nimi kontakt i utwierdzała go w przeświadczeniu, że tych relacji nie dało się już odbudować - i że marnowanie sił na to, by choć podjąć takową próbę, nie miało najmniejszego sensu. Tym bardziej nie rozumiał, w jakim celu Elliott chciał się z nim spotkać, na neutralnym gruncie - bo oczywiście, w jego mniemaniu, musiał za tym stać jakiś cel; nikt wszak nie poinformował go o tym, że spotykali się tu, żeby się zaprzyjaźnić. Rozejrzał się po lokalu w poszukiwaniu znajomej twarzy, co Elliott łaskawie postanowił mu ułatwić skinięciem na niego ręką, na co brunet odpowiedział z dystansu kiwnięciem głowy. - Jeszcze pomyślę, że masz w tym jakiś interes - zagaił, wślizgując się na siedzenie przy stoliku. - Albo że ci zależy, skoro przyszedłeś na czas. Zamierzasz też za mnie zapłacić? - uniósł mimo wszystko kącik ust w uśmiechu, jaki w większości przypadków można było uznać za niemą prośbę o wybaczenie tego niezbyt wyszukanego humoru; zerkając przy tym odruchowo na swój zegarek, jakby dla upewnienia, że to nie on sam się spóźnił. W przypadku randki z kobietą - lub z kimkolwiek Elliott zwykł się umawiać - ów interes byłby oczywisty, ale kiedy mowa o spotkaniu dwóch Callaghanów, niczego chyba nie można być pewnym. - Zobaczymy - odparł tylko na wzmiankę o jedzeniu, tonem, który darzący go niechęcią brat mógłby pewnie uznać za oceniający, i sam również sięgnął po menu, tylko po to, żeby w momencie, gdy do ich stolika podeszła młoda kelnerka, zamówić dietetyczny napój oraz ów wspomniany przez Elliotta stek - i zapewne ocenić jego rekomendację. - Więc, co u ciebie? Jak tam... rodzinne życie? - zapytał, nawet bez złośliwości. Wbrew temu, co można było o nim sądzić, szczerze życzył zarówno sobie, jak i bratu, aby ich nowe rodziny okazały się bardziej udane od tej, której częścią sami byli jako dzieciaki. Chociaż to też nie było do końca sprawiedliwym stwierdzeniem: nie można bowiem powiedzieć, aby z ich rodziną było coś nie tak. Raczej: z nimi samymi.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Sand Point”