WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Od zawsze lubił bary. Ciężko było nie lubić siedzenia ze znajomymi w zarezerwowanych lożach, wspólnego wspominania przy akompaniamencie fajnej muzyki i alkoholu. Ale dopiero od niedawna dostrzegł przyjemność w przesiadywaniu w nich samemu. Sporo brakowało mu do stałej klienteli, która zalegała przy stolikach, znała wszystkich barmanów, a oni treść codziennego zamówienia. Mimo tego, doceniał atmosferę w środku, gdy już pojawił się jakiś powód, by do takiego baru się udać.
A dziś taki powód miał. Mężczyzna, z którym się spotykał, był dla niego kontaktem czysto biznesowym. Lokalsem, który lubił tę dzielnicę i wszystkie przybytki w niej, jakie oferowały mu alkohol po godzinie pierwszej w nocy. Nazywał się Jeremy. Był nieco ponad czterdziestkę, miał dwójkę dzieci, którym wypłacał alimenty i nałóg, z którym nie był w stanie sobie poradzić. Jeremy balansował na granicy dwóch, zupełnie odwrotnych od siebie rzeczy, które uznawał za absolutny priorytet w swoim życiu. Z jednej strony potrzebował pieniędzy, żeby zapewnić swojej żonie i dzieciom alimenty, dzięki którym mógł wciąż się ze swoimi pociechami widzieć. Z drugiej strony potrzebował środków, żeby jego ciało nie zaczęło się wyłączać, domagając kolejnej działki, bez której nie był w stanie przetrwać. Andrew akurat posiadał rzecz, która łączyła obie te potrzeby - pieniądze. Miał też w tym swój cel i motywację, by je na niego wydawać.
Lada baru była takim miejscem, w którym było się najbardziej odsłoniętym, a z jakiegoś powodu jednocześnie wydawała się najbardziej prywatnym punktem każdego lokalu. Gdy wszedł do środka, szybko wzrokiem ocenił otoczenie, zanim dostrzegł znajomą osobę, zajmującą miejsce właśnie przy ladzie. Postawił mu shota whisky i, jak nakazywała barowa etykieta, sobie zamówił to samo zanim przeszli do interesów. Rykera interesował jeden z dilerów Jeremiego, ale nawet on był średnią rybą, która prowadziła do znacznie ważniejszych celów. Jego kontakt był tylko pośrednikiem, małą płotką na końcu łańcucha pokarmowego, w dodatku niezadowoloną z ich współpracy. Nic dziwnego - nikt nie chciał kablować na ludzi, od których było się zależnym. Ale każdy miał swoją cenę, a cena Jeremiego okazała się być stosunkowo niska.
Gdy dostał swoje pieniądze, wstał i natychmiast opuścił lokal, jakby to Andrewa powinien się w tej chwili brzydzić. Pieniędzy, które od niego otrzymał. Wykorzystując nałóg poszkodowanego i niewinnego człowieka dla informacji, których potrzebował, to Ryker powinien z ich dwojga czuć do siebie największe obrzydzenie, ale z jakiegoś powodu nie był do tego zdolny. Zastanawiał się, kiedy przestało mu być tych ludzi szkoda.
Zamówił sobie piwo, nie chcąc wracać jeszcze do domu. Jeremy zaoferował mu niewiele nowych informacji w kwestii, która go interesowała. Mógł skorzystać z przyjścia do tego baru i chociaż napić się czegoś dobrego, układając myśli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

— 6 — ..........Wycieczki do barów były zajęciem, którego nie praktykowała już od dłuższego czasu i to z bardzo prostego powodu — była zajęta. Najpierw przesiadywaniem przy łóżku chorego przyjaciela, a potem wpadła w wir pracy, którą się zajęła po śmierci jego brata. Z czasem powróciła też do wolontariatu w schronisku, do jazdy konno, a nawet do gry w tenisa, co jest idealną możliwością do wyżycia się. Ze znajomymi też zaczęła się spotykać, ale głównie w zaciszu swojego lub ich domu, nie mając ochoty przesiadywać w głośnych, zatłoczonych barach, gdzie nawet nie można w spokoju porozmawiać. Ale to nie tak, że nie zamierzała tam pójść już nigdy więcej — więc kiedyś ten pierwszy raz nastąpić musiał. I tak się złożyło, że jest to właśnie ten dzień; dzisiejszy deszczowy wieczór.
..........Gdyby wiedziała, że decyzja wyjścia do baru dzisiejszego dnia sprawi, że będzie musiała skonfrontować się ze swoim byłym, zapewne nie wyściubiłaby nosa zza drzwi swojego domu. Nie jest jeszcze gotowa na to spotkanie, głównie dlatego, że doskonale wie, iż koniec tego związku przypisać można tylko i wyłącznie jej. To ona się odsunęła, to ona postawiła na pierwszym miejscu swojego przyjaciela, to ona nie wracała do domu, zasypiając na krześle w sali szpitalnej. Było ciężko i zamiast szukać wsparcia u Andrew, po prostu od niego uciekła. Dlaczego? Sama tego nie wie, ale trochę jej z tego powodu wstyd.
..........W barze miała spotkać się z przyjaciółką. I tak też się stało, ale szybko okazało się, że musi wracać z jakichś tam rodzinnych powodów, w które Kenzie nie wnikała. Sęk w tym, że przez to w lokalu została sama, nie mając pojęcia co zrobić. Wrócić do domu? A może jeszcze chwilę zostać i napić się drinka lub dwóch? Zanim jednak się na coś decyduje, dosiada się do niej jakiś obcy mężczyzna. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to zbyt przyjemny typ, a gdy się do niej odzywa — i to dość chamsko — jeszcze się w tym fakcie utwierdza. Nic dziwnego, że szybko traci cierpliwość — wstaje więc i zaczyna kierować się w stronę wyjścia, ale kiedy jest w połowie drogi, nagle czuje, jak męska dłoń mocno zaciska się wokół jej ramienia.
..........Odpierdol się — warczy ze złością, bo skoro nie zrozumiał, gdy mówiła do niego uprzejmie, czas zareagować trochę ostrzej. Próbuje nawet się wyszarpnąć z jego uścisku i po chwili w końcu jej się to udaje, przy okazji jednak wpadając na innego mężczyznę, który siedzi przy barze. — Przepraszam najmocniej — mówi, odwracając się w jego kierunku, a kiedy jej spojrzenie pada na znajomą twarz Andrew, głośno przełyka ślinę. — Oh, cześć — wydusza z siebie zaskoczona, a mimo to się nie odsuwa, bo woli być bliżej niego, niż tego natręta, który chyba nie ma zamiaru lat łatwo i szybko dać za wygraną.
..........No chodź, maleńka, zabawimy się. — Aż wzdryga się na dźwięk jego słów, więc z wielką z trudnością, ale posyła swojemu byłemu błagalne spojrzenie. W normalnych okolicznościach pewnie szybko by stąd czmychnęła, ale zdaje sobie sprawę, że nieznajomy poszedłby za nią, więc nic dziwnego, że nie ma ochoty na samotny powrót do domu.
Ostatnio zmieniony 2020-10-20, 13:52 przez Kenzie Atherton, łącznie zmieniany 1 raz.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chociaż Kenzie mogła przypisywać całość winy za rozpad ich związku na siebie, Andrew też nie było śpieszno do konfrontacji. Gdyby wiedział, że miało dojść do spotkania pomiędzy nimi, pewnie by się zastanowił dwa razy nad wybraniem tego baru. Z drugiej strony, patrząc na okoliczności tego zdarzenia, pewnie lepiej, że to on był obok, gotów by zareagować.
Lubił to oświetlenie. Zielony neon zmieszany z pomarańczowymi lampami tworzył refleksy na schłodzonej szklance pełnej piwa i powierzchni blatu. Wolał oglądać to niż klientelę tego przybytku, stłoczoną przy stolikach za jego plecami, więc przez długi czas nie był świadomy obecności Kenzie. Nie widział jej gdy siedziała ze swoją przyjaciółką, ani kiedy się z nią żegnała, zostając przy stoliku sama. Jak na jego zawód, wykazał się małą spostrzegawczością po swojej stronie - może to przez to, że Atherton była ostatnią osobą, którą spodziewał się w tym miejscu spotkać. Nie widział jej przez tak długi czas, że wydawał się wiecznością. Wylot z kraju odseparował go nie tylko od Seattle, ale w pewnym sensie i od niej. Fizyczna bariera wspomogła skupienie na pracy, zduszając wszystkie uczucia głęboko do środka, gdzie mógł je ignorować ze względnym spokojem ducha. Może gdyby nie wyjechał, nie miałby teraz wrażenia powrotu do czegoś, co dawno temu przestało być jego życiem, zastąpione pogonią za informacjami.
Słysząc kłótnię w tle, rozważał odwrócenie się z czystej, ludzkiej ciekawości. Kłótnia kochanków, czy kogokolwiek innego, nie leżała jednak w kręgu jego zainteresowań, a na pewno nie planował się do tego mieszać. Może gdyby to zrobił, złapałby zawczasu kobietę, która wpadła na jego plecy, łokciem nieintencjonalnie wbijając mu się w bok. Odruchowo poderwał szklankę do góry chcąc uratować ją przed przewróceniem się, ale w rezultacie wylał tylko trochę piwa na blat i zaklął pod nosem. Odstawił naczynie nim odwrócił się na stołku, czując poniekąd zmuszonym do uczestnictwa w tym przedstawieniu.
W połowie obrotu zamarł, dostrzegając znajomą twarz i słysząc znajomy głos. Ze wszystkich miejsc i wszystkich wieczorów, wątpił, by zdarzył się taki, podczas którego czułby się na to spotkanie przygotowany. Wlepione w niego spojrzenie błękitnych tęczówek sprawiło, że on sam przełknął ślinę, na sekundę zapominając o obecności natarczywego faceta, który nie dawał za wygraną.
- Cześć, Kenzie - odpowiedział krótko i głupio, nie znajdując odpowiednich słów, które bardziej by się nadawały. Złapał ją za ramię, przysuwając do siebie lekko, choć stanowczo, przenosząc swój wzrok na faceta. - Słyszałeś ją. Odpierdol się.
W pustych, męskich łbach klienteli takiej jak on, często wystarczyła obecność innego, równie męskiego samca, który zaznaczył już swój teren i zamierza go bronić, żeby zrezygnować z łowów. Gdyby nie wystarczyła, zawsze można było przemówić mu do rozsądku pięścią.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Wiedziała, że wyjechał niedługo po ich rozstaniu. Nie wiedziała jednak, że zdążył już wrócić. Chociaż czy cokolwiek by to zmieniło? Może tylko tyle, że omijałaby miejsca, w których mogłaby go zastać, ale z drugiej strony nie kontroluje tego, gdzie mężczyzna chodzi. Wydawać by się jednak mogło, że Seattle jest na tyle duże, aby dwie osoby mogły w nim żyć, nie spotykając się w nim ani razu. Jak widać, niekoniecznie. A może po prostu ma pecha? Albo oboje mają, bo dałaby sobie rękę uciąć, że Andrew też niekoniecznie miał ochotę wpaść na nią przypadkiem na mieście. Widać to po jego zaskoczonym spojrzeniu, w którym nie ma ani jednej iskry radości, która mogłaby jej powiedzieć, że cieszy się na to spotkanie. Nie cieszy się, zupełnie jak ona. Bo wygodniej jest unikać przeszłości, niż stanąć z nią twarzą w twarz. Ale jak widać, nie ma od niej ucieczki.
..........Zagryza policzek od środka, na moment kompletnie zapominając o obecności innego mężczyzny, od którego przed chwilą starała się uciec. Gapi się więc na Andrew, intensywnie myśląc nad tym, co w tej chwili powinna powiedzieć. A może nie powinna mówić nic? Może powinna odwrócić się na pięcie i uciec, zarówno od nieznajomego mężczyzny, jak i swojego byłego. Nie jest to jednak zbyt dorosłe zachowanie, a przecież nie ma już dziesięciu lat, by uciekać od problemów i trudnych sytuacji. Ale to chyba po prostu taki instynkt, można nawet rzec, że instynkt przetrwania, bo ma wrażenie, że jeśli nie ucieknie, to spotkanie ją zniszczy.
..........Mimo to nie potrafi się ruszyć. Na ziemię sprowadza ją dopiero ostry głos Andrew, który jednak wcale nie jest skierowany do niej, a drugiego mężczyzny, który wciąż obok nich stoi i patrzy to na nią, to na Rykera. Widać, że on też kalkuluje sobie pewne rzeczy w głowie i kiedy do jego pijackiego rozumu dociera, że Kenzie i Andrew się znają, wreszcie się poddaje. Macha tylko dłonią i znika, zostawiając tę dwójkę sam na sam. No, nie licząc tego, że wciąż znajdują się w barze i otacza ich tłum innych klientów.
..........Dzięki — mówi, posyłając mu lekki, niepewny uśmiech, a potem poprawia torebkę na swoim ramieniu. No i co teraz? Powinna odejść czy coś powiedzieć? Zapytać co u niego słychać czy może jednak sobie to darować? — Dawno wróciłeś do miasta? — wyrzuca w końcu z siebie. I, chociaż najwidoczniej postanowiła zostać w barze chwilę dłużej, nadal pozostaje na swoim miejscu, czyli przy barze, gdzieś między jednym stołkiem a drugim, na którym siedzi Andrew. Tęskniła za nim, a ciepło, które dreszczem rozlało się po jej ciele, gdy chwilę wcześniej przysunął ją bliżej siebie, tylko ją w tym fakcie utwierdziło. Ale czy mu się do tego przyzna? Oczywiście, że nie. Czy przyzna się przed kimkolwiek? Również nie. Ba! Przyznać się przed samą sobą było trudno, a co dopiero przed kimś innym.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Pijany mężczyzna mógł być centrum zainteresowania ich najbliżej siedzących barowiczów, ale Andrew zdążył stracić zainteresowanie mężczyzną chwilę po tym, gdy ten znalazł się w jego polu widzenia. Niespodziewane spotkanie Kenzie pochłonęło jego uwagę, sprawiło, że w gardle pojawiła się gula, a w klatce piersiowej ścisk. Niemal nie zauważył, kiedy towarzysz wreszcie się poddał i odwrócił do nich tyłem, pewnie szukając następnej ofiary albo kogoś, kto mógł nalać mu jeszcze jedną szklankę tego, co wlewał sobie do gardła cały wieczór zanim napatoczył się na Kenzie.
..........Podejrzewał, że z ich dwójki to na nią powinien być zły bardziej na siebie - tak przynajmniej byłoby łatwiej, pewnie dla ich obojga. Wiedzieliby na czym stoją, wiedzieliby, co dokładnie doprowadziło do rozpadu tego, co łączyło ich wcześniej. Zupełnie tak, jakby możliwość sprecyzowania jednej chwili, jednego czynu, miała mu ułatwić powrót do Seattle, w którym pozostawił wszystkie swoje wspomnienia i myśli. Być może dla Atherton wina przynajmniej przechylała się w jedną lub drugą stronę szali, ale on tkwił w kropce.
..........Niedawno - odpowiedział odruchowo, niemal nie przykładając wagi do tego co mówiła. Chłonąc swoim wzrokiem jej obraz, czuł, jakby coś wyrwało go z teraźniejszości. Znajome spojrzenie wzbudzało mieszane uczucia tęsknoty za jednym okresem ich życia i bólem, który wywoływał drugi. Lekko uniesione kąciki ust przypominały mu jej śmiech, sprawiając, że jego serce zalewała fala ciepła, ale zaciśnięte na torebce dłonie przywracały go do zimnych, szpitalnych korytarzy, w których spędzali większość czasu, jeśli spędzali go razem.
..........Odchrząknął lekko, odsuwając się w krześle i robiąc jej miejsce. Przywrócenie się do porządku zajęło mu nieco zbyt długo, by mogło pozostać niezauważonym, ale przynajmniej wiedział od razu, co powinni zrobić. Przynajmniej przez następne piętnaście minut.
Nie chciałbym odstraszać innych adoratorów, ale jeśli masz ochotę... — uśmiechnął się lekko, maskując tym samym własne nerwy. Humor był maską jak każdą inną, za którą można było się schować, a on wolał zachować swoje rozterki na siebie. To nie było miejsce, ani czas na głębokie konwersacje, których żadne z nich nie potrafiło nawet rozpocząć. — Ze względu na stare czasy - zachęcił ją, podnosząc swoją szklankę z piwem do ust by upić mały łyk i skrzywił się lekko. — Piwo jest trochę podłe, ale byliśmy w gorszych miejscach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Widząc przed sobą Andrew, ona również niemal zapomniała o nagabującym ją mężczyźnie. Wszakże to nie tak, że kompletnie wyparła go ze swojej pamięci i przestała cokolwiek do niego czuć. Sentyment pozostał, tak samo, jak i żal, a nawet strzępki dawnych uczuć, które sprawiły, że serce Kenzie wyrwało się do szalonego galopu. Trochę z tęsknoty, a trochę z obawy, jak to spotkanie się potoczy. Czy jest na nią zły i po tym wszystkim będzie chciał od niej uciec? A może już się pogodził z ich rozstaniem i znalazł kogoś nowego? Myśl ta mimowolnie sprawia, że coś nieprzyjemnie skręca się w jej wnętrzu, a ona krzywi się lekko pod nosem. Szybko jednak stara się pozbyć tej miny, aby nie pomyślał, że to na jego widok, więc zaraz odrobinę się rozluźnia i zagryza zęby na dolnej wardze.
..........Jedynie kątem oka widzi, jak nieznajomy, który chciał ją poderwać, niezadowolony od nich odchodzi, aby — najprawdopodobniej — znaleźć sobie jakiś inny cel. Większej uwagi mu jednak nie poświęca, aż nazbyt świadoma bliskości swojego byłego. Ta zaraz staje się jeszcze większa, gdy Andrew robi jej miejsce na swoim krześle, a ona z lekkim uśmiechem przyjmuje ofertę i siada tuż obok niego — tak blisko, że jej udo styka się z jego i nawet przez materiał jeansów czuje bijące od jego ciała znajome ciepło. Nabiera głęboko powietrza, a potem wypuszcza je ze świstem, rozglądając się wszędzie, aby tylko na niego znowu nie spojrzeć.
..........Może nawet i lepiej jeśli ich odstraszysz — stwierdza z rozbawieniem, poprawiając nieco swoje włosy, które dzisiaj zostały przez nią odrobinę pokręcone. — W zasadzie miałam wracać do domu, ale… Jedno piwo chyba nie zaszkodzi — dodaje, wzruszając lekko ramionami. Zaraz potem macha do barmana i zamawia u niego piwo. — W takim razie za stare czasy — mówi, kiedy już otrzymuje swoje zamówienie, po czym stuka lekko swoim kuflem o kufel Andrew i upija kilka łyków zimnego piwa. Faktycznie nie jest zbyt dobre, ale przynajmniej schłodzone, bo nie ma chyba nic gorszego niż ciepłe piwo.
..........Pamiętasz ten bar na skrzyżowaniu Trzeciej z Pine Street? To była dopiero speluna. Bałam się, że barman napluje mi w to piwo — śmieje się, gdy przypomina sobie pewien wieczór, podczas którego ona, Andrew i Matt wylądowali w jakimś barze, który chyba nie miał zbyt dobrej opinii w okolicy. Mimo to świetnie się wtedy bawiła, ale tak było zawsze, gdy miała przy sobie swoich najlepszych przyjaciół. Tęskni za tymi czasami, gdy wszystko było takie proste — kiedy Matt jeszcze żył, a ona i Andrew byli razem naprawdę szczęśliwi. Życie jednak toczy się własnym torem i nie zawsze można wszystko przewidzieć.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........W ich zaskakującym spotkaniu pomimo takiego nagromadzenia uczuć było coś uspokajającego, znajomego. Jej bliskość, gdy usiadła obok, przy ladzie, jak robiła to wiele razy podczas ich wspólnych wyjść na miasto, wspomnieniami przywrócił go do tamtych chwil. Bary nigdy nie kojarzyły mu się z zapijaniem smutków w natłoku depresyjnych emocji. Kojarzyły mu się ze znajomymi, ze śmiechem, szczęściem i alkoholem, który wszystko to intensyfikował. Pojawienie się Kenzie było zaskakujące, ale spędzanie z nią czasu przypominało mu jak bardzo mu tego brakowało.
..........Obserwował, jak barman łapie z nimi kontakt wzrokowy i odwraca się, żeby złapać szklankę i nalać kobiecie piwa.
- Za stare czasy - powtórzył za nią, unosząc własne naczynie i stukając o jej. Piwo było przyjemnie chłodne - w takiej temperaturze jego smak przestawał mieć aż takie znaczenie, bo lodowatość dodawała wszystkiemu na plus. Pogoda ostatnimi czasy była chłodna, przypominała o nadchodzącej jesieni, ale wnętrze lokalu było zatłoczone i duszne, wzmagając pragnienie klienteli gotowej wydawać więcej pieniędzy na zwilżenie gardła.
..........Pewnie mogłoby tylko na tym zyskać — odrzucił i parsknął śmiechem, jej tropem cofając się myślami do ich wspólnych wypadów.
Matt i Kenzie stanowili dwójkę ludzi, którym z czasem byłby skłonny powierzyć swoje życie. Przed ich spotkaniem zawsze z przymrużeniem oka obserwował lecące w telewizji sitcomy, nie pojmując posiadania grupki przyjaciół, którym nie znudziłoby się ciągłe przesiadywanie u siebie nawzajem. Dorastając, ludzie mieli w zwyczaju oddalać się od siebie, skupiać na własnym życiu, które wymagało skomplikowanego planowania gdy chciało się zrobić w nim trochę miejsca na spotkania. Z ich trójką było zupełnie inaczej. Czuł pustkę w te wieczory, które spędzał sam, wypełniając je pracą, bezmózgim oglądaniem telewizji lub przedwczesnym zaśnięciem na kanapie. Nie tylko chciał przebywać z nimi możliwie najczęściej, ale czuł, że potrzebował ich obecności.
..........A kiedy Matt potrzebował go najmocniej, panikował przy jego łóżku nie potrafiąc skupić się na pozytywnym myśleniu o wspólnych, następnych wypadach do barów.
..........Odstawił szklankę z piwem na blat może nieco zbyt głośno, gdy jego myśli znów zawędrowały w niepokojące rejony, a po klatce piersiowej znów rozlewało się to chłodne uczucie, którego nie chciał identyfikować. Odwrócił do niej głowę i uśmiechnął się, na chwilę próbując zepchnąć temat Matta na tył swojej głowy i jednocześnie czując się cholernie winny za to, że próbował to zrobić.
.......... Co nowego? —, starając się nie przejmować tym, jak głupio brzmiało to pytanie. — Wszystko dobrze w klinice? Wciąż odwiedza cię ta nawiedzona babka, próbując wyłudzić recepty na leki?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Niegdyś uwielbiała wyjścia do barów. Najpierw we dwójkę, a potem we trójkę, bo właśnie wtedy bawili się najlepiej. Nie na żadnych studenckich imprezach, gdzie nie znało się połowy osób i każdy był pijany, tylko podczas tych skromnych wyjść, kiedy działo się wiele ciekawych i zabawnych rzeczy. Gdyby mogła się cofnąć do tamtych czasów, niewątpliwie by to zrobiła. Było wtedy prosto i przyjemnie. Miała najlepszego przyjaciela i swojego ukochanego u boku, czego chcieć więcej? Jasne, zdarzały się czasem niewielkie scysje, ale szybko wszystkie konflikty były rozwiązywanie. Dlaczego więc tego konfliktu tak łatwo nie da się rozwiązać? Chciałaby, aby było to takie proste — ale nie jest. Są już dorosłymi ludźmi, z dorosłymi problemami, a nie studentami, którzy dopiero wkraczają w życie.
..........Siedząc znowu obok Andrew, przez chwilę i ona czuje się, jak za dawnych czasów. Bo przecież tylko we dwójkę też wychodzili — do kina, do barów, na spacery, do restauracji. Mieli nawet swoją ulubioną knajpkę, której byli stałymi bywalcami. Jedyne miejsce, w które najprawdopodobniej nie zabrali Matta, chcąc, aby to było ich miejsce. Ciekawe czy nadal ono istnieje… Odkąd się rozstali, unikała tamtego lokalu szerokim łukiem, bo wiedziała, że kiedy tylko go zobaczy, przywoła wiele niechcianych wspomnień. Bo może i wtedy wydawały się one szczęśliwe, ale zaraz po rozstaniu sprawiały jedynie, że czuła pustkę, smutek i odrobinę żalu. Chciała się od tego odciąć, potrzebowała się od tego odciąć.
..........Oh, nawet nie chce sobie tego wyobrażać — mówi z niesmakiem, ale i lekkim rozbawieniem, krzywiąc się nieco pod nosem. Naprawdę nie rozumie dlaczego wtedy zgodziła się wejść do tamtego pubu. Od razy powinna powiedzieć stanowcze nie i teraz zapewne by tak zrobiła, ale jej młodsza wersja pragnęła chyba odrobinę adrenaliny i szaleństwa. Ale co się dziwić, była wtedy młoda. Teraz, co prawda, starą również nie może się nazwać, ale na swoich barkach nosi zdecydowanie większy ciężar, niż wtedy.
..........Kiedy na moment zapada między nim cisza, upija kilka łyków chłodnego napoju. Zastanawia się, o czym Andrew teraz myśli. Nigdy nie potrafiła tego odgadnąć, ale bardzo często miał w zwyczaju dzielić się z nią swoimi przemyśleniami. Zmieniło się to chyba wtedy, gdy zachorował Matt. Ale i ona się od niego oddaliła; i ona przestała do niego mówić o swoich obawach i uczuciach. Odcięli się od siebie, stali się sobie obcy, ale dlaczego? W imię czego?
..........Nowego? — powtarza, kiedy jego głos nagle wyrywa ją z myśli. Marszczy delikatnie brwi, zastanawiając się, od czego zacząć. I czy w ogóle jest od czego zaczynać, bo przecież jej życie wcale tak drastycznie się nie zmieniło. — Oh, nie, na szczęście już nie. Parę tygodni temu szef jej wreszcie nagadał i przestała przychodzić — mówi z lekkim uśmiechem, wpatrując się w swój kufel z piwem. — A tak poza tym, to znowu jeżdżę konno i gram w tenisa. No i od czasu do czasu odpalę sobie konsolę. W pojedynkę to jednak nie to samo. We trójkę było jakoś zabawniej — mruczy niepewnie, jakby nie była pewna, czy zaczynanie tego tematu to dobry pomysł. Może Andrew nie chce rozgrzebywać przeszłości? Może woli skupić się na tu i teraz, udając, że są dwójką dorosłych ludzi, których wcale nie łączyło kiedyś silne uczucie. Tylko jak to zrobić, gdy emocje biorą górę?
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

.........Choć wiedział, że nie unikną rozmawiania o przeszłości, celowo odwlekał rozpoczęcie tego tematu. Może spychanie emocji na bok miał w genach, a może ostatnie kilka miesięcy pozwoliły mu wykształcić taką umiejętność, ale trzymała go na powierzchni w wielu trudnych chwilach. Istotą była obecność kogoś innego, na kim mógł się skupić, ale w tej chwili skupianie się na Kenzie również przywoływało wspomnienia. Wciąż utrzymywał na swoich ustach lekki uśmiech, traktując go jak tarczę i ruszając z nią do boju, zdeterminowany do prowadzenia luźnej pogawędki, która nie skrzywdzi ich bardziej, niż to co pomiędzy nimi się stało.
Kobieta miała jednak inne plany, które zadziałały jak kubeł zimnej wody wylanej na jego głowę. Nawet gdy umilkła, jej słowa zawisły w powietrzu i niczym spływająca karkiem woda, nie dawały o sobie zapomnieć. Nie chciał wplątywać w to Matta, choć nie był pewien dlaczego. Może bał się, że jeśli zaczną o nim rozmawiać wywoła to tylko kłótnię jak wielokrotnie wcześniej? Zobaczenie jej tutaj było zaskoczeniem, ale nie chciał, żeby wychodziła. Być może jej obecność niosła ze sobą ból, z którym wreszcie powinni się zmierzyć, ale przywoływała też wiele ciepła.
.........Napił się łyk piwa, uznając to za stosowny gest kupujący mu więcej czasu zanim przyjdzie kolej na jego odpowiedź. Odstawił szklankę na blat, obserwując wątłą już warstwę piany. Jego uśmiech zbladł mimowolnie.
.........Jeśli w pojedynkę grasz w tenisa to faktycznie może być ciężko — zażartował, podejmując ostatnią próbę, ale gdy tylko słowa opuściły jego usta, natychmiast ich pożałował.
Pochylił się nieco bliżej blatu i zaklął pod nosem. Uniósł rękę w górę i przetarł twarz, licząc na to, że zmaże wymalowaną na niej gorycz.
.........Podmienialiśmy ci zawsze pada, żebyś miała ten z dryfującym analogiem, a ty i tak potrafiłaś nas ograć — zauważył, podnosząc na nią spojrzenie. Z jego ust wyrwało się mimowolne westchnienie. — Kiedyś było łatwiej. Nawet nie wiem kiedy to wszystko tak się spieprzyło.
Przechylił trzymaną szklankę, obserwując, jak płyn uderza o ścianki naczynia, choć myślami był w zupełnie innym miejscu.
Bez niego to nie to samo — przyznał, parafrazując jej poprzednie słowa. Uniósł szklankę i napił się odruchowo jeszcze trochę. Wiele osób nie siedziało z nimi przy barze, a barman miał ważniejsze rzeczy do roboty niż podsłuchiwane kolejnej pary z życiowymi problemami. Pomimo gwaru za ich plecami, czuł, jakby byli w tym miejscu zupełnie sami.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Uciekanie od bolesnych wspomnień i tematów to przymiot każdego człowieka, niestety. To jest wpisane w naszą naturę i tyle — taki nasz system obronny. Dopiero z czasem rozwijamy umiejętność rozmowy na trudne tematy i radzenia sobie z problemami, które stają na naszej drodze. Jednym idzie to lepiej, innym gorzej i kiedy Kenzie woli myśleć, że należy do grupy pierwszej, Andrew niestety wpisuje się w grupę drugą. Każdy ma jednak wady, prawda? Zarówno Ryker, jak i ona — i kiedy byli razem, akceptowali je wszystkie. Czy to one sprawiły, że ich związek się rozpadł? Na pewno się do tego przyczyniły, ale nie można zrzucać całkowicie winy na swój charakter, skoro można nad nim pracować i można go zmienić.
..........Mogła się domyślić, że Andrew nie będzie chciał o tym rozmawiać; nie będzie chciał rozmawiać o niczym związanym z przeszłością, woląc skupić się na tym, co dzieje się teraz. Kenzie jednak nie potrafi zapomnieć o tym, co przeżyli — zarówno we trójkę, jak i we dwójkę. Widząc go, wspomnienia wróciły same. I ma już dość uciekania od tego, bo na dłuższą metę tak się nie da; nie da się wymazać z pamięci kilka lat swojego życia. On również powinien z tym wszystkim się zmierzyć, ale wie, że sam z siebie tego nie zrobi, więc stwierdza, że może mu odrobinę w tym pomóc, nawet jeśli wyjdzie na sadystkę. Ale w towarzystwie zawsze raźniej, podobno.
..........Uśmiecha się mimowolnie pod nosem na jego komentarz, choć widzi jego reakcję na swoje słowa. Nie czuje się komfortowo i łatwo to zauważyć, a przynajmniej jej, bo przecież go zna. Może i nie wie co się u niego dzieje, może nie wie jak żył przez ostatnie miesiące, ale prawie wcale się nie zmienił i jest jej bardzo łatwo go odczytać.
..........Myślisz, że nie wiedziałam? — Wywraca oczami, bo przecież to było oczywiste. Wiedziała doskonale który to pad, bo należał do niej, więc potrafiła go rozróżnić. Jakimś cudem zawsze na niego trafiała i musiałaby mieć naprawdę wielkiego pecha, gdyby trafiał do niej zupełnym przypadkiem, więc domyśliła się, że musiała to być ich sprawka. — Nigdy mi to jednak nie przeszkadzało, bo trenowałam na nim, jak was nie było — dodaje z uśmiechem, wpatrując się w swoje piwo. Zaraz potem i ona upija kilka łyków alkoholu, wzdychając cicho. O tak, kiedyś było zdecydowanie łatwiej. I myślała, że tak już będzie — że we trójkę będą trzymać się razem, nawet za czterdzieści lat, gdy wszyscy będą starzy i posiwiali. Niestety życie napisało im inny scenariusz.
..........Też nie wiem. Obiecywaliśmy sobie, że jego choroba niczego nie zmieni, ale… Cóż, jesteśmy tylko ludźmi. Rządzą nami emocje — mruczy, wzruszając lekko ramionami. Zerka na niego kątem oka, nie potrafiąc się powstrzymać przed tym, aby go nie obserwować. Całą siłą woli powstrzymuje się jednak przed tym, aby go nie dotknąć, bo to byłoby za dużo — zarówno dla niej, jak i dla niego, najprawdopodobniej. Już i tak są za blisko. Odchrząkuje więc cicho, gdy orientuje się, że gapi się na niego zdecydowanie zbyt długo, a potem odwraca wzrok w inną stronę.
..........Może przejdziemy się na spacer? — pyta po chwili, bo nagle czuje się dziwnie przytłoczona tłumem znajdującym się dookoła nich. Może i nikt nie zwraca na nich uwagi, ale czuje, że musi stąd uciec, że musi odetchnąć świeżym, chłodnym powietrzem, którego tutaj na pewno nie uświadczy.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........On też wmawiał sobie, że czy Matthew był chory, czy zdrowy, wciąż był ich Matthewem. Żadne z nich nie musiało się zmieniać, razem mogli walczyć z tą chorobą i wspierać się nawzajem tak, jak robili to z każdą inną przeszkodą w ich życiu. Dopiero z czasem każde z nich zaczynało się zmieniać, nawet jeśli było to tak subtelne, że niemal niezauważalne z początku. On widział to wyraźnie i klarownie dopiero teraz, z perspektywy czasu. Minęły miesiące, podczas których wspomnienia ostatnich miesięcy przestały być najbardziej wyraźnymi w jego głowie. Wymieszały się wraz z resztą odległych momentów, tych dobrych i tych złych, uświadamiając, że były też czasy, kiedy Kenzie nie wracała o północy ze szpitala, Matthew wciąż miał swoje iskierki radości w oczach, a Andrew nie czuł stale złości wywołanej zwykłą desperacją.
.......... - Powtarzanie sobie, że nikogo z nas to nigdy nie spotka niewiele dało - westchnął, od razu przyznając jej rację.
..........Mimo wszystko, emocji pamiętał i najwięcej, i najmniej. Na samym początku było ich tak wiele, że nie potrafił sobie z nimi poradzić, ale wtedy radzili sobie z nimi jakoś we trójkę. Im głębiej zatracali się w lawinie złych wiadomości, im dalej od siebie się znajdowali, jego emocje stawały się bardziej przytłumione. Odległe. Zamykał je w szafie i odwracał się do niej tyłem, starając się o nich zapomnieć. Na pogrzebie nie czuł przytłaczającego smutku, nie czuł napływających do oczu łez. Pamiętał, że czuł pustkę, której nie był w stanie wypełnić pracą i nie wiedział nawet, czy tego chciał.
.......... - Hm? - mruknął, obracając ku niej głowę. Rozejrzał się, dopiero świadomością powracając do swojego ciała. Odgłosy rozmów i śmiechu ludzi za ich plecami stały się nagle bardzo głośne, a wszechobecny zapach dymu i taniego alkoholu wypełniał mu nozdrza, przebijając zapach perfum siedzącej obok niego kobiety. - Jasne, dobry pomysł.
..........Skinął głową, sięgając po swoją szklankę i opróżniając jej pozostałą zawartość w kilku łykach, odstawiając ją po tym na blat. Poczekał, aż dokończy, albo odstawi własne zamówione piwo i dopiero wtedy zsunął się z krzesła, stając obok niej. W drzwiach puścił ją przodem, odruchowo rozglądając się za problematycznym mężczyzną, który przystawiał się do niej wcześniej, żeby upewnić się, czy nie wpadł na głupi pomysł pójścia za nimi. Nie widząc zagrożenia na horyzoncie, za nią opuścił bar, wychodząc na rozświetloną latarniami ulicę.
Powietrze było rześkie, ale nadchodząca jesień była w nim wyczuwalna pomimo tego, że pogoda dla odmiany w miarę dopisywała tego dnia. Ruszył do przodu, niezbyt myśląc o tym, gdzie konkretnie idą.
.......... - Dobrze cię widzieć, Kenzie - przyznał, obracając ku niej głowę. Brakowało mi cię pozostało na końcu języka, niewypowiedziane. Nie miał pojęcia ile musiało się zmienić gdy go nie było. Nie byli ze sobą od dawna, nie zdziwiłby się, gdyby Atherton posunęła się już do przodu, zostawiając tę część życia za sobą.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........I ona czuje się przez moment tak, jakby była gdzieś zupełnie indziej. Nie w zatłoczonym barze, a jakimś pustym, cichym pomieszczeniu, w którym istnieją tylko oni, nikt i nic więcej. To wrażenie jednak mija bardzo szybko, głównie dlatego, że wyrywa się z niego wręcz siłą. Wraca do rzeczywistości — szarej, ponurej i skomplikowanej. Gdy nie myśli o nich, wszystko wydaje się jakieś takie łatwiejsze, ale gdy wspomnienia wracają, znowu czuje się przytłoczona. Może najlepiej byłoby dla nich obojga, gdyby po prostu się ignorowali, gdyby już na zawsze o sobie zapomnieli i ruszyli dalej, znaleźli sobie kogoś nowego. Przez pewien czas naprawdę myślała, że to możliwe, ale dzisiejsze spotkanie udowodniło jej, że się myliła. Nie potrafi tak po prostu udawać, że go nie zna, nie potrafi odejść bez słowa.
..........I wciąż coś do niego czuje.
..........Cholera.
..........Odrywa od niego spojrzenie, bo zorientowała się, że przez chwilę uparcie się w niego wpatrywała, studiując uważnie jego twarz, jakby chciała znaleźć w nim jakąkolwiek, choćby najmniejszą zmianę. Jest jednak dokładnie taki, jak kilka miesięcy temu; dokładnie taki, jakim go zapamiętała.
..........Ona nie dopija swojego piwa, zostawia kufel w jednej trzeciej pełny, bo najzwyczajniej w świecie przechodzi jej ochota na ten gorzki, niezbyt dobry napój. Żałuje, że nie wzięła jakiegoś słodkiego drinka, o wiele lepiej by jej smakował, nie mówiąc o tym, że może odrobinę bardziej by się porobiła. Ma wrażenie, że w tej sytuacji nie powinna być trzeźwa, bo na trzeźwo czuje zdecydowanie za dużo niechcianych emocji, a do jej głowy przychodzi za dużo niechcianych myśli.
..........Chwytając za swoją torebkę, i ona zsuwa się ze swojego miejsca, po czym rusza do wyjścia, by już po chwili znaleźć się na zewnątrz. Całe szczęście, że pogoda dzisiejszego dnia wyjątkowo dopisuje, więc choć jest już późno, a słońce za horyzont schowało się już dawno temu, nadal jest dość ciepło — a przynajmniej na tyle, by nie kulić się z zimna.
..........Niespiesznie rusza przed siebie, ramię w ramię z Andrew, dłonie wciskając do kieszeni cienkiej, skórzanej kurtki, którą ma na sobie.
..........Ciebie również. Kilka razy zastanawiałam się co u ciebie słychać. Chciałam nawet zadzwonić, ale… Stwierdziłam, że to chyba nie byłby dobry pomysł — mówi niepewnie, marszcząc nieco brwi. Może i nie rozstali się w bardzo złych relacjach, ale w pozytywnych również nie, więc telefon mógłby być co najmniej dziwny. Wolała się odciąć, nawet jeśli od czasu do czasu Ryker pojawiał się w jej myślach, a niekiedy nawet i w snach.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może faktycznie zbyt szybko wyszli na zewnątrz - może był jakiś inny, lepszy sposób na załatwienie ich pierwszego spotkania po takim czasie, po tym, co razem przeszli. Może powinni zamówić sobie kolejkę shotów, wystarczającą, by zmyć z nich te nieprzyjemne, żywe wspomnienia. By wymazać na moment przyjaciela, którego między sobą dzielili, przez którego przestali skupiać się na swoim związku. Może wymazanie go było kluczem do powrotu do tego, co było kiedyś.
Sama myśl o tym sprawiała, że czuł się jak najgorszy potwór. Może to doprowadziło do ich rozpadu bardziej, niż choroba Matta - to poczucie winy, które jej towarzyszyło. Świadomość tego, że ich problemy nie są prawdziwymi problemami, że wszystkie ich kłótnie nie mają znaczenia, kiedy tak bliska im osoba leży w szpitalu. Wciąż pamiętał historię jednej kobiety ze swojej pracy, która wraz z mężem straciła dziecko. Porównywanie dorosłego mężczyzny, z którym nieraz trafiali do takich barów się nawalić, do małego dziecka może i nie było rozsądne, ale łączył ich ze sobą. Byli razem, ale gdy wszystko zaczęło walić im się na głowę, byli przede wszystkim dla niego.
A teraz, kiedy jego zabrakło, nie zostało im nic poza złością i żalem.
- Nie dałabyś rady się dodzwonić - pocieszył ją, na wypadek, gdyby w jakiś sposób czuła się z faktem niezadzwonienia źle. - Ja raz próbowałem. Telefony stacjonarne mieliśmy tylko w bazie, ciężko było skontaktować się z kimkolwiek.
Jego wyjazd był dobrym wytłumaczeniem na wiele rzeczy, ale sam czuł, ze traktuje go jako wymówkę. Doskonałą wymówkę, jednak taką, którą pewnie mogła łatwo przejrzeć - a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie mógł obrać na świecie miejsca bardziej oddalonego od tego, co działo się w Seattle.
Teraz, będąc z powrotem, nie wiedział, czy powinien kiedykolwiek wracać.
Czując obecność kobiety idącej obok miał świadomość tego, że rzeczy, które wydawało mu się, że pogrzebał pod piachem obcego świata, powoli wychodziły na powierzchnię. Ich związek się zakończył, ale czy kiedykolwiek przedyskutowali to w inny sposób niż pod postacią kłótni? Czy jakkolwiek poradzili sobie z tą sytuacją? Dlaczego minęły już miesiące, a on wciąż nie miał bladego pojęcia co mógł jej w tej sytuacji powiedzieć?
- Powell się trzyma? - wypalił, nie wiedząc, co strzeliło mu w ogóle do głowy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

..........Może i byłoby lepiej, gdyby zostali w barze i zaczęli rozmawiać w towarzystwie kilku szotów, choć mimo wszystko nadal nie byłoby to rozwiązanie idealne. Takie chyba nie istnieje. Tak czy inaczej mogłoby pójść coś nie tak; tak czy inaczej czuliby się dziwnie i nieswojo. Poza tym chyba jednak woli być trzeźwa. Nie chce ani wygadywać głupot, ani zrobić żadnej głupoty, a pod wpływem zbyt dużej ilości procentów ma się do tego tendencję, niestety. Ona w szczególności, o czym Andrew powinien pamiętać. Wystarczy, że przypomni sobie te wszystkie chwile w barach czy imprezach, gdy pijana wpadała na często głupie pomysły i gdyby nie towarzystwo zarówno Matthew, jak i Andrew, pewnie wcieliłaby je w życie, a potem żałowała. Niektórych nawet mogłaby żałować w areszcie, gdyby została przyłapana. Na szczęście nigdy nic takiego się nie wydarzyło, bo zawsze miała swoich Aniołów Stróżów.
..........Teraz jednak jest sama. Jest tylko ona kontra świat, od czego odzwyczaiła się dawno temu, bowiem Matt zawsze był gdzieś obok, a z czasem także i Andy. I niby ma rodzeństwo, ale… To nie to samo.
..........Oh — mruczy tylko w odpowiedzi, bo nie ma pojęcia, co innego mogłaby na to odpowiedzieć. — W takim razie to chyba dobrze, że nie dzwoniłam. Potem tylko bym się martwiła — dodaje po chwili, ale zaraz daje sobie mentalnego kopa w tyłek, bo chyba nie powinna tego mówić. Nie powinna się martwić, wszakże już nie są razem. Ale czy to coś zmienia? Mimo tego, co się stało, nadal jej na nim w jakiś sposób zależy. I gdyby dowiedziała się, że coś mu się stało, prawdopodobnie by ją to załamało. Szczególnie że jeszcze tyle rzeczy sobie nie wyjaśnili i nie powiedzieli. Nie porozmawiali nigdy na spokojnie, bez krzyków i wyrzutów. Wtedy nie było to po prostu możliwe, za dużo emocji siedziało w nich obojgu, ale teraz… Może teraz będą mieli na to okazję?
..........Jest zaskoczona, gdy Andrew nagle pyta o starszego brata Matthew. Przez chwilę nawet nie wie, co powiedzieć, bo… No właśnie, co u niego? Jak się trzyma? Sama nie wiem, ostatnio jakoś go nie widywała, choć w szpitalu spędzali ze sobą naprawdę dużo czasu. Tak jakoś wyszło. On tam był, Andrew nie. Nic dziwnego, że zbliżyła się do starszego Powella, choć nigdy, przenigdy do niczego między nimi nie doszło. Nie zdradziła Andrew. Nawet wspólna noc — w dzień śmierci Matthew — z przystojnym lekarzem, którego poznała w szpitalu nie była zdradą, bo już wtedy z Rykerem nie była. A mimo to, z jakiegoś powodu, czuła się trochę winna. Dlatego z samego rana uciekła bez słowa i jedyne, czego żałuje, to właśnie tego, że pozostawiła mężczyznę bez słowa.
..........Ja… Nie wiem. Nie widziałam go ostatnio. Ale jakoś sobie radzi. Na swój sposób — odpowiada w końcu, wzruszając lekko ramionami. — Pracuje. Tak, jak ja. Nie mieliśmy więc ostatnio czasu, aby się spotkać — dorzuca jeszcze.
..........Obrazek
.............all the spirits gather 'round like it's our last day
.............to get across you know we’ll have to raise the sand

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”