WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

~2~
Nie miała dzisiaj ochoty na spotkanie z ojcem. Na jej zły humor składało się kilka czynników. Po pierwsze, przedwczoraj wybrała się ze znajomymi na nieduży koncert, który skończył się nie po jej myśli. Przede wszystkim pokłóciła się z koleżanką i nie potrafiła się zdobyć na przeprosiny, dlatego co i rusz zerkała na ekran swojego telefonu, łudząc się, że to właśnie ona napisze do niej pierwsza. Poza tym ktoś na nią wpadł po ciemku i wylał jej na bluzkę całe swoje piwo, przez co do końca dnia śmierdziała alkoholem i nie wyglądała tak dobrze jak chciała. Wróciła do domu zmęczona i sfrustrowana, a matka musiała jej zwrócić uwagę na późną godzinę i podejrzany zapach, nie do końca wierząc jej zapewnieniom, że nie tknęła alkoholu, a właśnie tak było. Po drugie, dostała rano okres, dlatego chciała zawinąć się w kocyk i spędzić cały dzień w swoim pokoju. Niestety nie było jej to dane, dlatego niechętnie przebrała się z dresu w ciemne jeansy z przetartymi (specjalnie!) kolanami i szary t-shirt, na który narzuciła trochę przydużą flanelową koszulę, bo wiał chłodny wiatr. Włosy miała rozpuszczone, jasne jak zwykle, chociaż coraz częściej zastanawiała się nad zmianą koloru. Tylko skarpetki wydawały się radośniejsze, żółte ze wzorem pizzy, ale i tak ledwo wystawały z długich trampek.
Niedbale wrzuciła do plecaka kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wyszła przed dom, ale jeszcze nikt na nią nie czekał. Usiadła więc na schodach i zaczęła grać w głupią grę na telefonie, żeby zabić czas. Czasem tylko zerkała na podjazd, ale samochodu ojca jak nie było tak nie ma. Może pomyliła godziny? Pewnie to on się spóźnia, ale tym razem Stelli to nie przeszkadzało, przynajmniej ich dzisiejsze spotkanie będzie krótsze. Już układała sobie w głowie tematy, jakie na pewno poruszą. Była pewna, że padną słowa o pogodzie i o tym jak radzi sobie w szkole. Dobrze odpowie i urwie temat, chociaż wcale nie było tak dobrze jak zapewne by tego chcieli. Westchnęła cicho, opierając głowę o chłodną barierkę przy schodach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[3]
mood
atmosphere

W tym największy...
Elijah Martinez przemierzał ulice University District na tak zwanej "pomarańczowej linii", to jest ścinając wszystkie światła sygnalizacji ulicznej na ułamek sekundy przed zmianą pomarańczowego na czerwone. Jeszcze legalnie, ale już prawie nie, jeszcze odpowiedzialnie, ale w sumie to na potencjalny krok od tragedii - przemykał się przez któreś już z rzędu skrzyżowanie, wyraźnie czując wytężone rzężeniem wysłużonego silnika. Kiedyś w końcu zamęczę ten samochód, myślał sobie, ale dziś nie miało to żadnego znaczenia w porównaniu z tymi paroma minutami, które mógł w ten sposób zaoszczędzić. Miał dobre (w swoim mniemaniu) wytłumaczenie dla tego pośpiechu - mknął na spotkanie z córką, jedyną córką! , tego dnia spóźniony na nie wyjątkowo nie ze swojej winy.
...jest ambaras...
Prawda to, że na ogół to on sam stanowił główną przyczynę własnych spóźnień. On, i jego nadmierny optymizm w planowaniu ile czynności może wykonać w ciągu jednej doby. On, i jego tendencja do permanentnego przełączania budzika jeszcze tylko o pięć minut. On, i jego okrutny nawyk "załatwiania paru drobnych spraw" po drodze do miejsca docelowego - zazwyczaj będącego przy tym domem byłej żony - który sprawiał, że zamiast na lunch zdarzało mu się docierać doń na... kolację.
Ale nie dziś! Dziś naprawdę cholernie się starał i wyszedł z mieszkania prawie o czasie... a potem natrafił na przestój na skrzyżowaniu trzynastej i siódmej, musiał odebrać trzy telefony, coś tam mu jeszcze wypadło. Teraz więc sprawa była poważna - pruł ile się dało nie ryzykując zostania aresztowanym, w szczerej nadziei, że jego latorośl jeszcze się doszczętnie nie obraziła i wciąż nań czeka.
Żeby dwoje...
W ostatniej chwili przed skrętem w ulicę, przy której mieszkały aktualnie - z dala od niego, w bezpiecznej, przyzwoitej, przyjaznej okolicy - dwie najważniejsze kobiety jego życia, Elijah przezornie opuścił szyby w obydwu oknach i poczekał, aż rozśmigany wiatr doszczętnie wywieje resztki nikotynowego dymu, którym upajał się trochę dla relaksacji, a trochę dla kurażu. Z jedną ręką na kierownicy, wolną dłonią dopiął guzik koszuli, wygładził trochę mankiety i przeczesał włosy. Sztachnął się też zapachem własnego kołnierzyka - ot tak, by mieć gwarancję, że nie cuchnie, a jedynie pachnie jak trochę zmęczony, ale wciąż w miarę ogarnięty Ojciec (przez duże "O").
Stella nie musiała - a wręcz nie powinna - o tym wiedzieć, ale nie była jedynym przedstawicielem rodu Martinezów, który niedawny wieczór zakończył oblany piwem. Każda rodzina ma najwyraźniej jakieś tradycje - jedyna różnica była taka, że dziewczyna dostała alkoholem przez przypadek, Elijah zaś od kobiety, do której (w jej mniemaniu!) zalecał się odrobinę zbyt ostentacyjnie. No cóż, bywa. Najważniejsze, że pozbył się dowodów w tej sprawie (i mam na myśli prześmierdłą browarem koszulę, żeby było jasne - nic mroczniejszego!).
Chciało na raz...
I właśnie w myśl tej jakże cennej ludowej prawdy, zobaczywszy Stellę nadal, mimo jego czasowej obsuwy, czekającą na schodach, detektyw rozpromienił się gwałtownie i w ostatniej chwili powstrzymał od roztrąbienia się na całą okolicę. Doceńmy to! Naprawdę był już bowiem o krok od wbicia knykci w klakson, ale przypomniał sobie, że "taaatoooo, to straszny obciach!", i cofnął rękę w akcie najwyższej samokontroli.
No kurczę pieczone, cieszył się na widok latorośli jak głupi - co z tego, że, sądząc po minie dziewczynki, był jedynym nosicielem tego entuzjazmu. Nie chciał spieprzyć sprawy już w pierwszych trzydziestu sekundach spotkania, a zatem ugryzł się w język zanim powiedziałby coś na temat tego, że zamiast tego głupiego telefonu mogłaby trzymać w dłoniach książkę, przełknął zjadliwy komentarz i wysiadł z samochodu.
- Cześć Gwiazdo! - zawołał na córkę, nawiązując do antologii jej imienia - Gotowa?

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Nie dało się zapomnieć o tym, że nadeszła jesień. Chłodny wiatr bawił się włosami Stelli, co i rusz przesuwając jeden niesforny kosmyk prosto w oczy. Dziewczyna cierpliwie odgarniała go za ucho, zaczynając żałować, że jednak nie związała włosów. Na jej przedramionach zaczęła się pojawiać gęsia skórka, więc zsunęła niżej rękawy koszuli. Od dobrych kilku minut próbowała przejść zaawansowaną planszę w tej głupiej gierce, którą niedawno zainstalowała na telefonie. Pół szkoły w nią grało, chociaż nie było w niej nic niezwykłego. Polegała na kierowaniu balonikiem, który wznosił się w powietrze (z każdym poziomem coraz szybciej!), uważając przy tym na wredne ptaki. Gierka wymagała skupienia i dobrego refleksu, dlatego po przynajmniej dziesięciu próbach przejścia najnowszego poziomu, zaczęło ją to nudzić. Weszła na instagram, przeglądając relacje znajomych i kilku ulubionych celebrytów. Wszyscy zdawali się wieść idealne życie, a przynajmniej ciekawsze od jej własnego. Mimo wszystko przeglądała go jeszcze przez chwilę, aż nie natknęła się na zdjęcie Amandy, tej lafiryndy z b, której udało się po koncercie spotkać z zespołem. Chłopaki wyszli dobrze, szczególnie gitarzysta (był jednym z najpiękniejszych osób jakie Stella widziała, naprawdę), ale i tak jej wzrok padał na głupi uśmiech Amandy. Musiała z kimś o tym porozmawiać, dlatego odruchowo zaczęła pisać do swojej bliskiej znajomej, przypominając sobie szybko, że przecież od koncertu ze sobą nie rozmawiają. Miała ochotę krzyczeć albo przynajmniej rzucić czymś ciężkim, żeby wyładować złość.
W tym momencie na podjeździe pojawił się samochód ojca. Zapowiada się świetny dzień pomyślała, wzdychając przy tym cichutko. Niechętnie podniosła się ze schodów i zarzuciła nieduży plecak na prawe ramię. Pewnie już miała skoliozę albo jakieś inne schorzenie kręgosłupa, ale kto by się tym przejmował. - Spóźniłeś się - wytknęła mu zamiast powitania, od razu pakując się do samochodu. Skorzystała z okazji i pozwoliła sobie trzasnąć drzwiami, żeby wyładować odrobinę buzujących w niej emocji. Dalej miała ochotę krzyczeć albo rzucać czymś ciężkim, ale zawsze coś.
Najwyraźniej tendencja do spóźniania się była dziedziczna. Stella bardzo rzadko pojawiała się w umówionym miejscu na czas, bo jej głowę zaprzątało jednocześnie tuzin innych rzeczy. A to poprawiła fryzurę, a to odpisała znajomemu, a to przypomniała sobie o podlaniu kwiatka (miała w pokoju jednego kaktusa, którego obiecała sobie nie zasuszyć), a to po drodze zaszła jeszcze do sklepu, bo coś ją zainteresowało na witrynie - uważała to wszystko za drobiazgi, ale kiedy zebrało się ich wystarczająco dużo, okazywało się, że jej spóźnienie już nie obejdzie się niezauważone. To, że znajomi jej wybaczali, nie powinno być zaskakujące, ale nawet nauczyciele zdawali się do tego przywyknąć i tylko kwitowali jej spóźnienia zrezygnowanym Martinez, siadaj. Mogłaby z tego powodu przymknąć oko na spóźnienie ojca, ale nie potrafiła. Wciąż chowała w sobie żal za rozwód rodziców, dlatego lubiła im wytykać wszelkie błędy i niedociągnięcia. Poza tym po prostu miała zły dzień i wątpiła, by dzisiejsze spotkanie miało to zmienić. - Masz gumę? - Zapytała, zaglądając mu do schowka, w pierwszej kolejności zauważając paczkę papierosów. - Dostaniesz kiedyś od tego raka, wiesz? - Pewnie wiedział, ale nie zaszkodzi mu przypomnieć. Miała ochotę wyjąć kilka i wsunąć sobie do kieszeni, ale na pewno by to zauważył, więc postanowiła poczekać na lepszy moment. Jeszcze nie paliła, ale w zasadzie mogłaby zacząć. Poza tym dobrze było mieć przy sobie jakąś fajkę, żeby na pytanie Dacie szluga? móc odpowiedzieć twierdząco. Od tego zaczynało się wiele znajomości!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Martinez uważał swoją życiową historię - i pewnie był w tej diagnozie dość celny - za skomplikowaną, bogatą, obfitującą w wydarzenia raczej niestandardowe, nietypowe, czasem dziwne. Nim skończył dwadzieścia jeden lat, zmieniał adres zamieszkania dwanaście razy - w tym, dwukrotnie, na ten należący do domu poprawczego, dwukrotnie też podchodził do egzaminu do szkoły policyjnej, a także zdołał wpakować się w tak rozmaite formy tarapatów, że czasem sam się zastanawiał jakim cudem w ogóle dożył dorosłego wieku.
Potem... cóż, potem było jeszcze gorzej. Zaliczył postrzał, i to dwa razy, złamanie barku, nogi oraz serca (a sprawczyni tego ostatniego mieszkała pod tym samym adresem co Stella, co za ironia!), najrozmaitsze formy kontuzji i obrażeń. Widział tyle różnych zachowań, że mógłby pisać już nie artykuły, ale całe książki, o złożoności ludzkiej natury. Doświadczył tylu szalonych zwrotów akcji, nieprzypadkowych przypadków i zbiegów okoliczności - zakończonych często finałem albo niesłychanie szczęśliwym, albo nieprzytomnie tragicznym, że teoretycznie naprawdę nic nie powinno było go już w życiu dziwić.
A jednak była jedna rzecz - jedno zjawisko, jedno doświadczenie - które raz po raz napawało go zdumieniem.
Ojcostwo.
Co to była za przygoda, co za patchwork sprzeczności! Nie mogła się z nim równać żadna policyjna akcja, żadna wielojednostkowa interwencja czy szalony scenariusz zbrodni. Na większość szalonych motywów i wysublimowanych metod działania morderców, Fox reagował tylko westchnieniem i wzruszeniem ramion - och, następny!
Za to w stan absolutnej konfuzji mogła go wprowadzić...
...niepozorna blondyneczka w trampkach i rękawach flanelowej koszuli naciągniętych na dłonie. Krew z jego krwi. Cały jego cynizm, cała przemądrzałość zaprawionego w bojach eks-gliniarza i, bądź co bądź, dorosłego faceta, po prostu pryskały w obecności tej rachitycznej istoty o nastrojach zmiennych jak kolorowy kalejdoskop. Patrzył na nią i widział siebie. Patrzył na nią, i widział Claribel. Patrzył na nią, i widział jednocześnie tę pucułowatą kilkulatkę w ogrodniczkach pędzących doń ogrodową ścieżką by mu pokazać złapanego delikatnie w pulchne łapki motyla, jak i zupełnie obcą mu młodą kobietę, która ma swoje własne życie i coraz więcej sekretów.
Do diaska, kochał to uczucie i nienawidził go jednocześnie.
- Ciebie też miło widzieć - odparł, ale dołożył przy tym wszelkich możliwych starań, by nie zabrzmieć kwaśno, a jedynie lekko, żartobliwie - Przepraszam. Tym razem naprawdę nie ze swojej winy, choć i tak mi nie uwierzysz - opanował także grymas cisnący mu się na twarz pod wpływem silnego trzaśnięcia samochodowymi drzwiami, jakie zafundowała mu córka. Nie ma tego złego, pomyślał, przynajmniej widać, że w razie potrzeby będzie miała dość siły żeby dać komuś w zęby (cóż, oby tylko nie jemu!).
- Jedziemy do Sweet Alchemy? Zarezerwowałem nam twój ulubiony stolik - rzucił, dość gładko wyprowadzając samochód z bocznej uliczki, a potem o mało nie dostał zawału w reakcji na jej kolejne pytanie. Czy ona... - spojrzał na Stellę z ukosa, probując nie wpaść w panikę - pytała go... - zlustrował twarz dziewczyny bacznym, kontrolnym spojrzeniem - uff, do cholery, chyba jednak nie!
Co tu dużo mówić - nadaktywny umysł Martineza dorobił do pytania nastolatki całą filozofię, zbudowaną na kanwie jego własnych doświadczeń. Prawda była taka, że będąc w jej wieku, Fox uważał słowo guma za dwuznaczne - gdy więc je teraz usłyszał, zdębiał na ułamek sekundy w przerażeniu, że córka pyta go o ten drugi rodzaj... obiektu... który może ukrywać się pod wspomnianą etykietą słowną. Wystarczył jednak jeden rzut oka na jej niewinny wyraz twarzy, by początkowy przestrach ustąpił ogromnej uldze. Machinalnie sięgnął dłonią do wewnętrznej kieszeni pilotki i wysupłał z niej paczkę miętówek - Niestety nie, ale mam to. Weź kilka.
Pewnie miała, niestety, rację z tym rakiem. Ale zanim to nastąpi, z pewnością dostanie także wrzodów ze stresu wzbudzonego ojcowaniem nastolatce.

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Spotkania z ojcem męczyły ją głównie przez to, że tak naprawdę w ogóle nie powinno ich być. Nie podobał jej się ten układ rozwiedzionych rodziców i nigdy tego nie kryła. Wydawało jej się, że wszystko byłoby w porządku, gdyby wciąż mieszkali razem pod jednym dachem. Co miały dać te cotygodniowe kawki i wypady do kina? Czy to sprawiało, że ojciec dowiadywał się o niej czegoś więcej? Pewnie spotykał się z nią tylko po to, żeby złagodzić własne wyrzuty sumienia. Hej, o co ci chodzi, przecież spotykam się ze swoją córką! Stella odbierała te spotkania w kategoriach rzeczy do odbębnienia. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że mężczyzna, który regularnie pojawiał się przed ich domem na podjeździe, to ta sama osoba, która budowała najlepsze domowe tipi podczas zabawy w Indian. Już nie umiała wykrzesać z siebie tych samych pokładów radości co kiedyś, ani przytulić się i wypłakać, gdy coś ją bolało. Oddaliła się od niego, po części celowo, z żalu i złości za ten cholerny rozwód i wyprowadzkę nie tylko z domu, ale też z ich życia.
A jednak za każdym razem pojawiała się na tym nieszczęsnym podjeździe. W sprzeczności ze sobą, tak naprawdę wcale nie potrafiąc się od niego odciąć, chociaż w myślach podejmowała tę odważną decyzję wielokrotnie. Naiwnie wierzyła (i była świadoma tej naiwności, co jeszcze bardziej ją denerwowało), że tym razem wydarzy się coś... Coś. Nie umiała tego sprecyzować. Coś, co być może odmieni tę relację, której tak naprawdę bardzo potrzebowała.
- Może być - odparła, ostatni raz zerkając na ekran telefonu, zanim schowała go do plecaka. Brak wiadomości. Mogła się tego spodziewać. Wrzuciła plecak na tylne siedzenie, żeby nie korciło ją znowu tam zerknąć, to nie miało sensu. Zamiast tego wzięła od ojca miętówki, w ogóle nieświadoma, że przed chwilą doprowadziła go do stanu przedzawałowego. Owszem, wiedziała czym jest guma, przecież nie miała już ośmiu lat, ale wydawało jej się, że przy ojcu nie musi precyzować tego pytania, dodając do żucia. Nawet gdyby była jej potrzebna, a na razie nie była (chociaż planowała załatwić tę kwestię do końca liceum, bo trochę obciach), NA PEWNO nie przyszłaby z tym pytaniem właśnie do niego! Całe szczęście, że nie wiedziała co ojcu chodzi po głowie, bo chyba wyskoczyłaby z tego samochodu w trakcie jazdy. Wrzuciła sobie jedną miętówkę do ust, uprzednio sprawdzając, czy aby przypadkiem nie jest przeterminowana. Czasem odnosiła wrażenie, że niektóre rzeczy leżą w tym samochodzie odkąd się urodziła. Swoją drogą, chyba nigdy nie zapomni zapachu tego auta, a dźwięk silnika będzie rozpoznawać jeszcze przez długie lata. Nieodłączny element jej ojca. Zamyślona, przejechała palcem po drzwiach, patrząc na kurz, który został na jej opuszce. - Nauczysz mnie prowadzić samochód? - Zapytała nagle, wycierając palec o spodnie. Ta myśl już jakiś czas jej chodziła po głowie, choć nieśmiało, ale w zasadzie dlaczego miałaby nie spróbować? A ojciec, mimo wszystko, wydał jej się najrozsądniejszym nauczycielem. - Chyba już mogę - wzruszyła ramionami, spoglądając przez boczną szybę na dziwnie ospałe miasto. Niewiele się tu zmieniło przez ostatnie lata, Sweet Alchemy też istniało tak długo jak Stella sięgała pamięcią. Nawet szyld ciągle mieli taki sam, o czym się przekonała, kiedy podjechali na miejsce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Martinez miał pewien nawyk, czy może już cechę, jaką to wyrobił sobie w czasie swojej sierocej egzystencji, w latach, w których stały niedobór wszystkiego i bezustanne zmiany adresów zamieszkania były jego chlebem powszednim: uwielbiał polować na tanie niczym barszcz rzeczy z drugiej ręki, a zwłaszcza na białe kruki wyławiane ze straganów bukinistów.
Nie miał przy tym nic przeciwko bibliotekom, nowoczesnym księgarniom z czytelnym indeksem i zapachem nowości unoszącym się ostentacyjnie pomiędzy regałami, a nawet przed takimi cudami technologii jak czytniki ebooków. Ale to właśnie pchle targi pełne używanych, śmiesznie tanich, pojedynczych egzemplarzy z najróżniejszych dziedzin darzył szczególną sympatią, a wręcz uważał za istne kopalnie skarbów.
I na takim właśnie pchlim targu, wśród najróżniejszych bibelotów egzotycznego pochodzenia, znalazł któregoś razu prawie nieużywany egzemplarz książki, której tytuł natychmiast przykuł jego uwagę:
Jak być takim ojcem, jakiego nie miałeś. Poradnik. - głosiły proste pomarańczowe litery na ciemnoniebieskiej obwolucie. Było to wiele lat temu, gdy Stelli w życiu nie przyszłoby do głowy prawić mu złośliwości albo straszyć nowotworem, ponieważ jej największymi zmartwieniami było to, czy Poziomka - jej błękitno-różowy, pluszowy kucyk Pony, ma odpowiednio zaplecione warkoczyki ze sznurka. Pod wpływem impulsu oczywiście kupił książkę i jeszcze tej samej nocy przeczytał od dechy do dechy. Coś tam sobie wynotował, wiele zapamiętał, potem jeszcze czasem wracał do niektórych rozdziałów, ale w końcu, juz po przeprowadzce, rzucił poradnik na najwyższą półkę w gabinecie i, tym samym, w niepamięć.
I wszystkie te psychologiczne mądrości o tym, jak to w kontakcie z własnym dzieckiem należy przede wszystkim słuchać i nie oceniać, kochać bezwarunkowo, nie rekompensować sobie własnych niedoborów terroryzowaniem swojego potomka i tak dalej, pewnie dalej obrastałyby kurzem w smutnym półmroku, gdyby...
...któregoś popołudnia parę miesięcy wcześniej nie spadły Elijah, szukającemu akurat jakiejś innej książki, potrzebnej mu do bieżącego śledztwa, na siwiejący (ćśś!) czerep.
Początkowo oporny, przejrzał dwie strony, a potem trzy, drugi rozdział i, nim zaświtało, dobrnął do Podziękowań, przeżywając ponowne olśnienie zawartymi w książce prawdami.
Nie był durniem, wiedział, ile popełnił błędów. Wiedział, że ją zawiódł, zranił, skonfundował. Wiedział, że nie dał jej dobrego przykładu radzenia sobie z kryzysami, nie zbudował dla dziewczyny pozytywnego wzorca komunikacji. Ale naprawdę wcale nie było mu w tym wszystkim łatwiej niż Steli - choć rozumiał, że naprawianie dawnych krzywd było jego zadaniem, nie jej. I dlatego też tak, jak ona, mimo wszystko, za każdym razem czekała na podjeździe, tak on się wreszcie - choć zwykle spóźniony, skacowany i zaskakująco niepewny siebie - zawsze na tym podjeździe pojawiał. Mając nadzieję - a może zwyczajnie się łudząc - że jeszcze nie było dla nich dwojga za późno...
- Tak - odpowiedział, samego siebie zaskakując tempem w jakim podjął decyzję o nauczeniu córki prowadzenia samochodu. Myśl, że Claribel go zabije przyszła za późno - zdążył już palnąć swoje, a przecież nie wypadało się wycofać w pół kroku - Nauczę - pociągnął więc. Dobra, trudno. Co mu szkodziło? Jeśli Clarie będzie chciała znaleźć na niego haka, to to zrobi - w końcu miała w tym, choćby od strony zawodowej, niemałą wprawę - mógł jej więc i równie dobrze dać powód. - Jak chcesz, to możemy odbyć pierwszą lekcję nawet jeszcze dziś, ale dopiero po lodach. Nie przyjmuję uczniów bez wcześniejszego zjedzenia banana split... - oznajmił, parkując przed niewysokim budynkiem lodziarni - To co, umowa? Najpierw lody, potem jazda?

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Stella pewnie wyśmiałaby go za czytanie takich książek (szczególnie znając zakończenie tej historii), chociaż sama wielokrotnie marnowała czas na czytanie pseudo poradników w internecie. Najczęściej wchodziła na blogi modowe albo kosmetyczne, bo lubiła się inspirować wrzucanymi tam zdjęciami, ale zdarzało jej się też czytać coś bardziej psychologicznego, kiedy miała gorszy dzień i musiała się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Ostatecznie te artykuły wcale jej nie pocieszały i stwierdzała, że jednak nie wszystko jest z nią w porządku; przynajmniej aż do następnego ranka, kiedy wydarzenia z poprzedniego dnia stawały się wystarczająco mgliste i szły w niepamięć.
Ten dzień z pewnością tak szybko nie odejdzie w niepamięć, ponieważ Stella nie spodziewała się spotkać z aprobatą na jej spontaniczny pomysł. Wiesz co, teraz nie za bardzo mam na to czas o, to była jedna z odpowiedzi, którą podsuwała jej intuicja. A nie jesteś jeszcze na to za młoda? albo klasyczne: A co na to mama? Starała się jednak zachować spokój i, wciąż wyglądając przez boczną szybę, mruknęła - Okej - w odpowiedzi. Jeszcze nie była pewna czy faktycznie się cieszy czy jednak zaczyna żałować rzuconej przed chwilą propozycji - to się okaże po pierwszej lekcji, najwyżej zmieni zdanie. Zresztą ojciec pewnie o tym zapomni, kiedy się rozjadą do swoich domów. Chociaż...?
- Dziś? - Zapytała wyraźnie zaskoczona, po raz pierwszy tego dnia okazując odrobinę więcej wigoru i zaangażowania w to, co się dzieje wokół niej. Nie sądziła, że te lekcje odbędą się tak szybko, o ile w ogóle! - No dobra... - wzruszyła ramionami, mimo wszystko starając się wyglądać na osobę, której wszystko jedno, żeby ojciec przypadkiem sobie nie pomyślał, że coś mu się udało. Zabrała z tylnego siedzenia swój plecak i ruszyła przodem do lodziarni.
- Banana split z podwójną polewą czekoladową, ja muszę iść do łazienki - rzuciła do Elijah, po czym zniknęła w niedużym pomieszczeniu na końcu sali. Szybko zmieniła podpaskę, umyła ręce i zatrzymała się na moment przed obszernym lustrem. Zaczęła żałować, że jednak bardziej się nie postarała przed wyjściem. Przejechała palcami pod lekko podkrążonymi oczami (tak to wygląda, kiedy zarywa się noc dla serialu) i spróbowała jakoś na szybko poprawić włosy, ale nie dało to zamierzonego rezultatu. Przyjrzała się sobie krytycznie. Była chuda, niewysoka i w ogóle jakaś bezkształtna, a ta flanelowa koszula tylko to wszystko podkreślała. Zdjęła ją i przewiązała sobie w pasie - bez szału, ale i tak lepiej niż przed chwilą. Sprawdziła jeszcze szybko powiadomienia w telefonie, odpisała na parę wiadomości, i dopiero wtedy wróciła do ojca. Faktycznie zarezerwował jej ulubiony stolik, ale nie zamierzała tego w żaden sposób komentować. Właśnie teraz miał się zacząć największy koszmar każdego spotkania: rozmowa. W samochodzie można było od tego jakoś uciec, pogłośnić radio czy wyjrzeć przez boczną szybę, udając, że jest za nią coś bardzo interesującego. Tutaj, przy tym niedużym stoliku, kiedy siedzieli dokładnie naprzeciwko siebie, nie było wyjścia. Dobrze, że przynajmniej czekał już na nią deser, bo mogła spuścić na niego wzrok, złapać za łyżeczkę, i zająć się jedzeniem. Dłubała w nim trochę, chcąc rozprowadzić polewę po reszcie deseru (głupi nawyk), zanim zaczęła jeść. Miała nadzieję, że ten mały talerz pełen kalorii zaspokoi jej dzisiejszą chętkę na słodycze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przy całym trudzie związanym z prowadzeniem rozmów z nastolatką, Elijah zdecydowanie musiał przyznać tyle: obcowanie z dorastającą córką z całą pewnością uczyło go przynajmniej jednego. Pokory. Starając się bowiem rozszyfrować jej zachowanie - nastroje zmienne jak pogoda w kwietniu, irytującą i imponującą jednocześnie małomówność, wrzenie emocji i sprzecznych odczuć maskowane pozornym tumiwisizmem - doświadczał zapewne tego, co większość otoczenia musiała znosić... w jego własnym towarzystwie.
Inna sprawa była taka, że specyfikę zachowania młodej Martinez można było tłumaczyć wieloma czynnikami: hormonalnymi amplitudami miotającymi drobnym, wciąż rozwijającym się organizmem, trudem doświadczania wszystkiego w życiu po raz pierwszy i konfuzją dorastania w dwudziestym wieku. A co z nim? Co on, dorosły niby facet, wielki pan detektyw, ojciec, (były) mąż, i tak dalej - miał na swoją obronę, gdy zachowywał się w podobny sposób?
Sięgając do najgłębszych pokładów cierpliwości zniósł jakoś frustrację związaną z niewystarczającym, w jego odczuciu, entuzjazmem okazanym przez córkę. Naprawdę myślał, że mała się ucieszy na tę obietnicę o wspólnej nauce jazdy - był nawet gotów zaryzykować kolejną poważną rozmowę z Claribel, by zrobić córce przyjemność. A ona? Wyglądała na zupełnie tym niewzruszoną, chociaż jeszcze chwilę temu deklarowała, że chciałaby nauczyć się prowadzić.
Ja pierdolę, pomyślał, najtrudniejsze śledztwa mojego życia to pikuś przy tym, co mi tu dziś przychodzi rozszyfrowywać...
Wykorzystał chwilę, w której jego jedyna potomkini zniknęła za drzwiami łazienki, by sprawdzić telefon i skrzynkę mailową, zamówić dwa desery oraz bardzo czarną, bardzo mocną kawę dla siebie i rozprostować trochę obolałe jesienną pogodą gnaty. Wypuścił powietrze przez usta z głośnawym pfuuf, rzucając okiem na zegarek. Trzy minuty. Pięć. Siedem. Co ona tam robiła? Pudrowała dwa rozczulające, małe pryszcze które dostrzegł nad jej lewą brwią? Odpisywała na smsa jakiejś psiapsiółce albo chłopcu, któremu Elijah w razie czego ukręci łeb albo chociaż powyrywa gnaty? A może - niewesołe zawodowe doświadczenie automatem podsuwało mu o wiele mroczniejsze scenariusze - wymykała się przez tylne okno na spotkanie ze sponsorem, wciągała kreski z kantu umywalki, podcinała sobie żyły żyletką ukrytą w podeszwie buta?
Siedem i pół minuty. Fox dopiero zdał sobie sprawę z nerwowego podskakiwania rozedrganej oczekiwaniem nogi. Jezu... Może powinien jednak...
Zawiasy drzwi skrzypnęły i Stella wychynęła zza załomu ściany. Na oko cała i zdrowa.
- Zobacz jak szybko przynieśli - detektyw wskazał bliźniacze desery ustawione na blacie stolika trochę tak, jakby dziewczyna nie miała oczu i zmysłu obserwacji. Musiało być to chyba nawykowe - szczególne dla rodziców, którzy przez sam fakt rodzicielstwa przyzwyczajają się do słodkiego obowiązku opowiadania dziecku świata, tłumaczenia go, opisywania, a potem przeżywają szok gdy nagle się okazuje, że dziecko nie ma już siedmiu lat i potrafi to robić samodzielnie - I wygląda dokładnie tak samo jak zawsze. Jaram się strasznie, naprawdę nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem banana split... - uśmiechając się trochę głupio i w dość obciachowy ("tato, ale siara!") sposób używając tego, co uznawał za młodzieżowy slang, sięgnął po widelec i wbił go od razu w środek jednej z dwóch połówek banana. Musiał przyznać, że widok córki wsuwającej się z powrotem na miejsce przy stoliku bez wyraźnych oznak kokainowego haju albo innych niepokojących zmian oprócz tej w ubraniu przyniósł mu zaskakującą ulgę. Jeszcze tylko trochę cukru i już w ogóle będzie w jakiejś ekstazie.

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Mogła powiedzieć, żeby poszli do kina. Chyba wolała udać się na jakiś nudny film i mieć wymówkę, żeby się nie odzywać. Ojciec nie próbowałby na siłę rozpocząć rozmowy, a jednocześnie mieliby spotkanie za sobą, więc każdy byłby zadowolony. Czasem zastanawiała się jak do tego wszystkiego odnosi się matka - czy naprawdę zależy jej na tym, żeby Stella utrzymywała z nim kontakt. Niby mobilizowała ją za każdym razem, kiedy Stella wykazywała niechęć (tak jak dzisiaj), ale z drugiej strony nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio zaprosiła go na obiad. Czy oni w ogóle ze sobą rozmawiali? Czy pamiętali, że spędzili ze sobą dość istotną część życia? Czasem odnosiła wrażenie, że gdyby jej nie było, każde z nich poszłoby w swoją stronę. Że była taką kotwicą, która tylko trzymała ich w miejscu i przypominała o przeszłości.
Celowo spędziła w łazience więcej czasu niż tak naprawdę powinna. Przynajmniej udało jej się zabić czas oczekiwania na danie, chociaż w lodziarni to nigdy nie trwało szczególnie długo. Lody zdążyły jej się lekko rozpuścić zanim zdążyła rozprowadzić cienki zygzak polewy po reszcie dania. Nie zwróciła na to uwagi, lubiła banana split w każdej postaci, nawet nieco rozmiękczonej. - No… - odpowiedziała niemrawo, wkładając spory kawałek owocu do ust. Słyszała powolne tykanie zegara, jakby wisiał zaraz obok niej, chociaż tak naprawdę znajdował się parę metrów dalej nad drzwiami wejściowymi. W końcu jednak uniosła wzrok i przyjrzała się ojcu, kiedy zajadał się deserem; faktycznie robił to w taki sposób, jakby nie jadł go wieki. Próbował. Zgodził się na naukę jazdy. Nie poruszał tematu szkoły. Zarezerwował ulubiony stolik w ich lodziarni. Westchnęła cicho, denerwując się tak naprawdę na samą siebie, bo miała zamiar siedzieć tutaj bez słowa. Zjeść smaczny deser, najwyraźniej nauczyć się podstaw prowadzenia samochodu, wrócić do domu i nie odzywać się przez następny tydzień czy dwa. A jednak - Niedawno byłam ze znajomą w takiej nowej knajpce niedaleko domu - zaczęła, poprawiając się na krześle. - I mieli tam coś takiego jak banana split, ale zamiast banana podawali marchewkę - wzruszyła ramionami, uznając to za całkiem interesującą ciekawostkę. - Zamówiłam to sobie, ale… Żałowałam - skrzywiła się lekko na wspomnienie tego nienaturalnego połączenia, chociaż generalnie lubiła doświadczać nowych smaków. - Ludzkość powinna dostać zakaz łączenia lodów z warzywami - stwierdziła, wracając do jedzenia swojego nudnego, ale przynajmniej smacznego deseru. Wtedy usłyszała dźwięk powiadomienia, wybrzmiewający gdzieś z głębin jej plecaka. Musiała sprawdzić kto do niej pisze, bo wciąż niecierpliwie czekała na wiadomość od przyjaciółki. Kiedy ujrzała jej imię na ekranie telefonu, uśmiechnęła się lekko, czując ogromną ulgę. Dopiero teraz poczuła jak bardzo ją to stresowało, jak siedziało jej gdzieś z tyłu głowy. Odpisała jej szybko, obiecując, że zadzwoni wieczorem, i schowała telefon z powrotem do plecaka. - A co u Nożyka? Dawno się z nim nie widziałam. Chodzisz z nim do weterynarza? Szczepiłeś go? - Zapytała, spoglądając na niego podejrzliwie, bo nie sprawiał wrażenia osoby, która pamięta o takich rzeczach. - I w ogóle… Co u ciebie? Mama ostatnio ciągle siedzi w pracy, ma awansować czy coś - Zaczęła energiczniej jeść swój deser i zanim się obejrzała, połowa już wylądowała w jej żołądku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnego roku - gdy był już policjantem wystarczająco doświadczonym, ale jeszcze niewypalonym - Elijah został wezwany na miejsce zbrodni w środku nocy i tak się jakoś złożyło, że z całej ekipy śledczej to on właśnie dotarł tam pierwszy. Do dziś aż za dobrze pamiętał grobową ciszę wypełniającą mały placyk na którym rozrzucono (tak, rozrzucono) ciała denatek (tak, ciała, a nie ciało, wielu, a nie jednej kobiety), przerywaną jedynie szelestem rękawiczek krzątających się po terenie techników kryminalnych. Pamiętał też obraz, na który się natknął, wsunąwszy się w krąg halogenowego światła reflektora - definicję makabry i jednoznaczną odpowiedź na pytanie: Czy istota ludzka może posunąć się do "wszystkiego"? (Tak).
Po tamtym wydarzeniu - a także po rozpadzie własnego małżeństwa, utracie nienarodzonego dziecka, uniknięciu śmierci o milimetr, i to kilkukrotnie, kilku równie potwornych zbrodniach, które musiał analizować z aż-nader-bliska i kilku innych historiach, jakich nie należy opowiadać nikomu, a zwłaszcza nie szesnastolatce pałaszującej deser z lodami i czekoladą - nabawił się cynizmu nakazującemu mu zaciekle wierzyć, że nic go już w życiu nie zdziwi...
A tu, kurde, proszę bardzo!
- Marchewkę?!- brwi detektywa zafalowały, zmarszczyły się gwałtownie i zbiegły nad jego umazanym (o czym nie wiedział) odrobiną czekolady nosem - Ale... z lodami? Surową?
Czego to ci ludzie nie wymyślili! Elijah uważał się wprawdzie za człowieka dość wyedukowanego - zwłaszcza jeśli rozważymy, z jakiego tła pochodził i jak bardzo musiał się wytężać, żeby zdobyć taką samą edukację i obycie jak jego koledzy pochodzący z bardziej uprzywilejowanych środowisk - ale jednak był świadom, gdzie dokładnie kończyło się jego tolerancja dla pewnych rzeczy.
I to bynajmniej nie tam, gdzie zaczynały się na przykład małżeństwa jednopłciowe, czego można by się było niby spotykać po takim niby-maczo jak on... A w tym punkcie, w którym surowa marchew łączyła się z gałką lodów i polewą z czekolady.
- Nożyk ma się bardzo dobrze, będzie zachwycony gdy mu powiem, że pytałaś! -
pokiwał głową z entuzjazmem (także dlatego, że właśnie natknął się na wyjątkowo smakowity kawałek deseru - Może następnym razem moglibyśmy wziąć go ze sobą? Możemy wtedy nawet pójść do tej knajpki, o której mówisz. Pamiętasz, jak on strasznie uwielbia marchewkę? - zaśmiał się na wspomnienie mieszańca, który już jako szczeniak zdradzał szalone upodobanie do surowych warzyw. Stella, wtedy jeszcze sporo młodsza i o wiele bardziej skłonna spędzać czas z ojcem, z niedowierzaniem i zachwytem futrowała go rzodkiewką i marchwią, ogórkami, a czasem nawet rzadkim rarytasem w postaci suszonej oliwki, zaśmiewając się przy tym do rozpuku i roztrzaskując serce detektywa na milion kawałków.
- U mnie? - pytanie córki zbiło go z tropu - czy bowiem jeszcze chwilę temu nie ukrywała się przed nim w łazience, nie odpowiadała półsłówkami i nie straszyła go rakiem? A teraz nagle prowadzili... tak!, coś na wzór normalnej konwersacji! Nawet jeśli potencjalnie bolesnej, bo związanej ze wzmianką o Claribel... - Dobrze, Stella. Całkiem w porządku - skłamał z takim przekonaniem, że prawie sam sobie uwierzył - A u ciebie...?
Zerknął nad nią znad łyżki z kandyzowaną wiśnią, błagając los by wyszło to... nienachalnie. Pytania same cisnęły mu się na wargi - zwłaszcza widząc, jak córka enigmatycznie uśmiecha się do ekranu telefonu - ale mądrości z poradnika wzięły górę i Elijah zatkał sobie usta porcją pustych kalorii. Pewnie z korzyścią dla wszystkich stron tego komediodramatu.

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Stella nigdy sobie nie uświadomiła ile Elijah przeżył. Wiedziała, że wychowywał się w domach zastępczych, ale na dobrą sprawę nie znała żadnych szczegółów. Nie przypominała sobie, żeby ojciec kiedykolwiek o tym opowiadał. Tak samo było z jego pracą - mogła jedynie podejrzewać czym tak naprawdę się w niej zajmował, i niejednokrotnie to robiła, choć nie zdawała sobie sprawy, że te wszystkie krwawe historie, które wymyślała dla zabawy, mogły mieć wiele wspólnego z rzeczywistością. W jej wyobraźni zajmował się przede wszystkim przeglądaniem papierów w biurze (bo pamiętała, że często robił to w domu); czasem do tego obrazka dodawała talerz z pączkami i duży kubek z kawą, żeby było śmieszniej. Tak naprawdę nie wiedziała też za dużo o tym, dlaczego postanowili się rozwieść - dostała wtedy wytłumaczenie przystosowane do umysłu dziecka, a później nie pytała. Ostatnio to wszystko zaczynało do niej wracać. Często łapała się na tym, że w zasadzie chciałaby wiedzieć więcej o swojej rodzinie, uzupełnić luki w pamięci.
- Marchewkę, przecież mówię - obruszyła się lekko, bo opowiedziała tę historię wbrew własnej woli, poświęciła się, żeby wypełnić tę krępującą ciszę, a on jeszcze nie słuchał. - Nie, chyba była pieczona, całkiem słodka, nawet smaczna, ale niekoniecznie z lodami - wytłumaczyła, choć zaczął już ją irytować ten temat. Że też musiała palnąć historię o marchewce! Co z tego, że była prawdziwa, skoro głupia. A ojciec się jej uczepił, jeszcze wplątując w to Nożyka. Wywróciła oczami, bo przecież nie miała sześciu lat (tylko szesnaście!) i dobrze wiedziała, że pies wcale nie zrozumie takich pozdrowień. - Chyba wolałabym już tam nie iść... - westchnęła, wkładając ostatni kawałek banana do ust. Teraz zostały jej do spałaszowania tylko lody, które zaczęły coraz bardziej rozpływać się po zaokrąglonym talerzu. A knajpka, o której wspomniała, nie była aż taka dobra, żeby iść tam jeszcze raz. Chyba marchewka z lodami powinna być tego wystarczającym powodem? Znowu zamilkła, chociaż wspomnienie Nożyka, zajadającego się warzywami, wciąż było żywe w jej pamięci.
Dopiero wiadomość od koleżanki poprawiła jej humor. Pozbawiła ją jednego problemu, pozwoliła odetchnąć. - Masz czekoladę na nosie - musiała przyznać, że zabawnie z nią wyglądał. Aż sama złapała za serwetkę, przez przypadek wyjmując ich przynajmniej tuzin, żeby sobie też przetrzeć twarz. Była pewna, że gdyby tego nie zrobiła, spotkałaby kogoś znajomego ze szkoły. Zawsze tak było, tak jak przedwczoraj na tym cholernym koncercie. - U mnie... Też dobrze - wzruszyła ramionami, bo co innego mogła powiedzieć? Nie chciała mu mówić o swoich problemach w szkole, ani o tym, że ostatnio pokłóciła się z mamą, ani też o tym, że chłopak, który jej się podobał, totalnie nie zwracał na nią uwagi (o tym zdecydowanie nie chciała mu mówić). Wpakowała sobie do ust sporą porcję lodów, najwidoczniej dziedzicząc po ojcu brak radzenia sobie z takimi sytuacjami, dość szybko je kończąc. Odsunęła od siebie pusty talerzyk i oparła się wygodniej o krzesło, spoglądając na małą dziewczynkę, która przebiegła obok ich stolika.
- Ja dopełniłam swojej części umowy - przypomniała mu, spoglądając na niego z pewną stanowczością wymalowaną na twarzy, bo skoro już powiedział a, była gotowa przypomnieć mu, że teraz musi powiedzieć b.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niewiele było kwestii, w których Elijah i Claribel zgadzali się natychmiast i jednogłośnie. Od początku do końca ich związku stanowili niemal karykaturalną ilustrację przysłowia, że przeciwieństwa się przyciągają. Ona lubiła porządek, jego otaczał chaos. Ona była słowna, punktualna i terminowa, on zostawiał wszystko na ostatnią chwilę, przekładał w czasie, zapominał i spóźniał się, nieraz aż nader spektakularnie (rekord: siedem i pół godziny). Ona uważała, że dzieci potrzebują rytmu, jasnych reguł i struktury, on - że nic się przecież nie stanie, jeśli kilkulatka zabaluje z kreskówkami i s'mores do drugiej nad ranem, tylko po to by innym razem próbować nagle wprowadzić w rodzinie niemal wojskowy dryl i system pobudek oraz ścielenia łóżka w kostkę.
Przy wszystkich tych kontrastach, które na początku i w toku rozwoju relacji uważali za romantyczne, żeby wreszcie, w papierach rozwodowych, nazwać je suchym prawniczym terminem "różnice nie do pogodzenia", w jednej sprawie mieli bliźniaczą opinię.
Im mniej Stella wiedziała o ich pracy - a już zwłaszcza o sprawach zawodowych Elijah, nieraz po brzegi wypełnionych makabrą - tym lepiej. Próbując chronić córkę przed świadomością o okropieństwach, jakie czasem zrzuca na nas los, Elijah - per analogia - nie opowiadał jej również zbyt wielu "historyjek z dzieciństwa". Oczywiście nie kłamał, o ile się dało, nie sprzedawał jej bajeczki o tym, że młodość miał słodką jak rzeczony banana split, a pracę łatwą i przyjemną niczym niedzielny piknik w parku, ale wychodził z założenia, że lepiej jest córce oszczędzać niepotrzebnych szczegółów. Bo czy były jej one potrzebne do szczęścia?
Jeśli będzie chciała posłuchać, to pójdą kiedyś na wódkę i wtedy jej opowie. Za jakieś dwadzieścia lat.
- To pójdziemy do innej! - szedł w zaparte, w sposób z pewnością nieco irytujący, ale wynikający tylko i wyłącznie z dobrych chęci (choć przecież, cholera, wiemy co jest nimi wybrukowane...).
Wydawało mu się, że rozmowa idzie w dobrym kierunku - bo jak do tej pory dość skutecznie udawało im się przecież unikać niezręcznych, niewygodnych, ciągnących się w nieskończoność pauz i przestojów wypełnionych odwracaniem spojrzeń i nerwowym pochrząkiwaniem. Ale, niestety, sposób w jaki córka odpowiedziała na jego kolejne pytanie uświadomił mu, że znowu się zamykała. Ot, zupełnie jakby doszli do jakiegoś progu, który ona lekko przeskakiwała, a o który on się potykał; jakichś drzwi - do jej własnego, małego świata - do których dziewczynka miała klucz, ale dla niego pozostawały zamknięte (a przecież nie zawsze tak było - kiedyś mu ten klucz wręczała z ufnością i entuzjazmem, bezbronnie ułożony na pulchniutkiej dziecięcej ręce - a on, kretyn jeden, nie chciał go wtedy wziąć).
- No to chyba nie mam innego wyboru, niż wypełnić własną! - ubolewał wprawdzie, że nie wpłynęli na dalsze, głębsze poziomy konwersacji, że Stella nie zdecydowała się obnażyć przed nim choć kawałka swojego, pełnego rozterek i rozważań, nastoletniego serca, ale ucieszył się jakąś inicjatywą z jej strony. Cóż, lepszy rydz niż nic - nawet jeśli tego rydza, w postaci lekcji prowadzenia mustanga, pewnie przypłaci karczemną awanturą ("dyskusją, Elijah - to nie są kłótnie, jak je nazywasz, tylko poważne dyskusje dwojga dorosłych ludzi, mam rację?") z Claribel. - Proponuję, żebyśmy pojechali na jakiś placyk na przedmieściach, ja poprowadzę. A potem kierownica jest twoja - zaproponował, bo przecież nie puści nastolatki za kółko tak po prostu. Myślał może czasem o samobójstwie, ale jednak nie był aż tak zdeterminowany.

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Entuzjazm ojca ją fascynował. Naprawdę nie mieli wielu powodów do radości. Już pomijała Wielkie Sprawy w postaci globalnego ocieplenia czy przeludnienia planety (ostatnio dużo o tym czytała). Wystarczyło posłuchać ich marnej rozmowy, żeby złapać się za głowę, a on i tak zdawał się być radosny. Stella nie potrafiła wykrzesać z siebie żadnych emocji, kiedy zabierała plecak i wychodziła za ojcem z lodziarni. Nie odzywała się też podczas jazdy na placyk, i choć jej mina pozostawiała wiele do życzenia, w zasadzie było jej tak... dobrze. Najlepsze banana split w mieście wypełniało jej żołądek, w radio leciała jedna z jej ulubionych piosenek, a sama jazda samochodem też była na swój sposób odprężająca. Oparła głowę o zagłówek i spoglądała na zabieganych przechodniów, zastanawiając się gdzie mogą iść.
Dość szybko dojechali na pusty parking, który miał się stać jej placem upokorzenia. Tak naprawdę nic nie wiedziała o prowadzeniu samochodu, przez całe życie siedziała na miejscu pasażera i nigdy nie przyglądała się kierowcy. Dlatego kiedy usiadła za kierownicą i zaczęła trochę nieudolnie poprawiać sobie siedzenie (ojciec naprawdę był wysoki, ona musiała prawie maksymalnie przysunąć sobie fotel, żeby wygodnie dosięgać pedałów), nie dała rady dłużej udawać zblazowanej nastolatki. Wykonywała wszystkie polecenia Elijah ze skupieniem wymalowanym na twarzy. Podsunęła sobie siedzenie, poprawiła lusterko wsteczne i lusterka boczne, przy okazji zapisując sobie te nazwy gdzieś w pamięci. Gaz, hamulec, sprzęgło. Gaz, hamulec, sprzęgło. Nie chciała się pomylić. Przekręciła kluczyk, a samochód nerwowo wyrwał do przodu i zgasł. Miała ochotę przekląć, ale słowo ugrzęzło jej w gardle zanim zdążyła je wypowiedzieć. Zacisnęła mocniej palce na kierownicy i spróbowała jeszcze raz...
...po kilkunastu minutach jeździła dookoła parkingu z zawrotną prędkością dwudziestu kilometrów na godzinę. Tylko raz zaryzykowała rozpędzenie do pięćdziesięciu (chciała jeszcze więcej!), ale wystarczyło jedno spojrzenie ojca, żeby zrezygnowała z tego pomysłu.
Im dłużej jeździła tym pewniej się czuła za kierownicą - nawet jej się to spodobało, chociaż wciąż jedyne co robiła, to kręcenie powolnych kółek dookoła pustego parkingu.
Stella nie potrafiła stwierdzić ile minęło czasu zanim stwierdziła, że już ma dość, ale pewnie więcej niż Elijah zakładał. Adrenalina wciąż ją trzymała, kiedy wrócili do Phinney Ridge.
- No to pa - pożegnała się z nim, kierując się w stronę drzwi. Była już na szczycie schodków, kiedy coś ją tknęło. Sama nie wiedziała co, może ta euforia przez (zdecydowanie za dużą) porcję zjedzonego cukru albo zdobycie nowej (jakże fascynującej!) umiejętności. - Spoko było - rzuciła na koniec zanim zniknęła za drzwiami.

zt <3

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

11.

Była… skołowana. Nie rozumiała tego, co się przed chwilą wydarzyło. Nie wiedziała, dlaczego pani Graham ją zaatakowała. Nie miała pojęcia czym zraziła ją do siebie do takiego stopnia, że ta postanowiła przy wszystkich zgromadzonych doszczętnie ją upokorzyć. Już pal licho ten rozmazany makijaż czy porwana sukienka. Dla Hale największym ciosem było to, że krzywda spotkała ją z rąk bliskiej osoby. W dodatku takiej, której o podobne zachowanie nigdy by nawet nie podejrzewała. Tak wiele sprzecznych emocji buzowało teraz we wnętrzu jej głowy, że w trakcie tego całego zamieszania nie odezwała się nawet słowem. Nie potrafiła się zmusić do tego, żeby wydusić z siebie cokolwiek. O tym jak bardzo była wstrząśnięta i przerażona świadczyły jedynie łzy, strumieniami ściekające po jej bladych policzkach.
Dopiero kiedy Drew wyprowadził ją z budynku, ciasno otaczając ramionami, coś w niej pękło. Przyklejona do jego klatki piersiowej, zanosząc się płaczem nerwowo zaczęła mu tłumaczyć, że nie zrobiła niczego złego, że Gwen coś się musiało pomylić, no bo jak inaczej wyjaśnić całe to zajście? Poza tym, ostatnie czego chciała to, żeby teraz, kiedy w końcu wszystko zaczynało się między nimi układać Loudain nagle zwątpił w czystość jej intencji i zaczął podejrzewać ją o spotykanie się z innymi facetami za jego plecami. Zwłaszcza, że nie było dla niej innych. Liczył się tylko on. Kompletnie straciła dla niego głowę, nie wyobrażała sobie życia bez niego. Pragnęła go, kochała, potrzebowała. Był dla niej wszystkim.
Powoli wyplątała się z jego objęć, pozwoliła wytrzeć sobie mokre oczy, pocałować w czubek głowy, a potem wyciągnęła rękę w jego stronę i w ramach wdzięczności kciukiem pogłaskała go po wierzchu dłoni. Mały gest, a wyrażał więcej niż tysiąc słów. Uśmiechnęła się lekko, gdy zaproponował jej wypad na lody. Choć z nerwów żołądek zawinął się jej w jeden, wielki, ciasny supeł nie miała serca mu odmawiać. Widziała, jak bardzo się starał i jak mocno zależało mu na tym, żeby poprawić jej humor. Wspięła się więc na palce, skradła mu słodkiego buziaka, a potem razem ruszyli w stronę parkingu i władowali się do samochodu. On za kierownicę, ona na fotel pasażera. Z torebki wygrzebała jeszcze więcej chusteczek nawilżających, którymi pozbyła się resztek makijażu, ze schowka wygrzebała zaś skórzany pasek do spodni, który kiedyś zostawiła w aucie, gdy w obawie przed przyłapaniem na gorącym uczynku w pośpiechu się ubierali. Ścisnęła ciaśniej poły marynarki, wcześniej wspomnianym paskiem przewiązała się na wysokości talii i… ze świadomością tego, że po przekroczeniu lodziarni prawdopodobnie nikt nie zwróci na nich więcej uwagi… w końcu odetchnęła z ulgą.
Nigdy wcześniej tutaj nie byłam” przyznała, kiedy mężczyzna zaparkował pod wejściem do lokalu. W środku było ładnie, tak bardzo filmowo i retro. Gdzieniegdzie błyskały kolorowe neony, na ścianach wisiały kolorowe obrazy. “Jaki smak jest twoim ulubionym?” zapytała, zerkając to w lewo, to w prawo. Ukrytych za szybą pojemników było tak dużo, że na raz nie była w stanie objąć ich wzrokiem. Szczęśliwie, przez nimi stało parę osób w kolejce, Aimee zdążyła więc dokładnie przestudiować wszystkie smaki - i kiedy przyszło do składania zamówienia poprosiła o pucharek sorbetów - mango, kiwi, owoce leśne - z dodatkiem bitej śmietany i posypką orzechową. Pięć minut później siedzieli już przy małym, okrągłym stoliku i oczekiwali na desery. Ciemnowłosa jednak zamiast kontynuować rozglądanie się dookoła wbiła wzrok w lubego i… kompletnie utonęła w jego przepięknych, zielonych oczach.
Aimee Hale | Blinding
Obrazek Obrazek
No more dreaming like a girl,
so in love with the wrong world

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”