WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Zablokowany
Awatar użytkownika
0
0

-

Post

podkład
Na tym kurtka kolorowa jakaś, jutro znajdę



Pijany był już w drodze trochę i ten alkohol go rozgrzewał. I chyba głośno trochę był, chyba wszyscy byli głośniej, niż im się wydawało, ale kto by się jakoś mocno przejmował. Chyba niczym nikt z nich się nie przejmował, skoro dotarli na ten port, akurat ten, pełen łódek ludzi bogatych i bogatszych, bo wiadomo, że tutaj będzie można się pobawić, w sensie Oscar jakoś palnął w pewnym momencie, że impreza na jachcie byłaby super i chyba wszyscy byli za, tylko Kimmie trzeba było mocniej namawiać, ale albo jednak też chciała, albo uległa presji tłumu, bo właśnie ją obejmował ramieniem i tanecznym krokiem ciągnął, oglądali możliwości sobie. I śpiewał oczywiście All I want for Christmas. On chciał na Ashowy jacht wleźć, bo przyjaciel na bank by się nie wściekał o tę imprezkę, nic się przecież tam złego nie stanie, no nie? Sam mu go z resztą pokazał latem, już wtedy Oscar chciał coś tam zrobić, nawet marudził przyjacielowi, ale nie było kiedy jakoś. A teraz jego nie było, ale trudno, innym razem, jakoś tak wyszło, że zajęty dzisiaj był, a na to, że mianuje go gospodarzem Oscar wpadł dopiero jak się już schlał.
- Ej, tu na dół się da zleźć chyba. - stwierdził, jak udało im się już znaleźć stabilnie na łódce. - Jak nam się uda to totalnie chcę tu pomieszkać, zajebiste. W ogóle nie czaję czemu ludzie w tym nie mieszkają, dom na wodzie noo.
Super sprawa, jak można się tym nie jarać?
Ale zaraz usłyszał jakieś mocniejsze uderzenie i się wychylił, bo chyba ktoś się wywalił wchodząc, ale na szczęście nie do wody.
- Wszyscy cali? - zaśmiał się, w sumie nie byłoby śmiesznie gdyby ktoś do mroźnej wody wleciał, ale i tak mu się śmiać chciało. - W ogóle muzyka by się przydała.
Znaczy on śpiewać dalej może, zna wszystkie świąteczne piosenki tego świata, ale jednak fajnie podkład mieć czasami, czy coś. Poprawił swoją czapkę mikołaja na łbie, kilka dni temu dorwał w pracy czapkę mikołaja i rogi renifera, rogi nawet miały świecące punkciki i je założył Cosmo na głowę już jakiś czas temu. Tylko elfich czapek im brakowało, idealne by dla dziewczyn były, ale no nie można mieć wszystkiego.
Butelkę z napitkiem narazie odstawił na bok, już i tak wesoło mu było i ciepło i w sumie to tańczyć mu się chciało, pewnie pod pokładem mają jakieś spoko nagłośnienie, a w ogóle to chciałby odpłynąć, ale za to to Ash by go chyba jednak zabił, więc może innym razem.
Póki co przysiadł na schokach w dół, bo trochę w głowie mu się na chwilę zakręciło, ale już się podnosił, nie odpadnie przecież tak wcześnie, nie. Sprawdził te drzwi, ale nic z tego nie wyszło, a rozwalać tu zamka nie zamierzał przecież próbować.
- Ej, na dół nie wejdziemy, smutno. - totalnie musi Asha namówić na zorganizowanie czegoś tutaj, pewnie fajne nagłośnienie ma, a tak będą sobie radzić z telefonami, też spoko. - Last Christmas jeszcze nie było.
Oj, będzie wyte.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

4.

outfit.


Ja to wcale i totalnie nie byłam party animal. Na każdej imprezce to raczej się uśmiechałam z zakłopotaniem i nawet jak już wypiłam to trzecie piwko, język mi się plątał, a nogi odmawiały posłuszeństwa, to nawet wtedy wcale nie byłam głośną imprezowiczką, która chciała imprezować do rana, no. Uwielbiałam jednak towarzystwo bliskich mi osób i z tego towarzystwa rezygnować nie zamierzałam, szczególnie, że to miała być moja pierwsza imprezka w towarzystwie mojego pierwszego w życiu chłopaka, więc… no… musiałam się na nią stawić i postarać się bawić jak najlepiej tylko mogłam.
Na co dzień starałam się unikać alkoholu, bo przecież w domu miałam go aż nadto. Niemal codziennie śmierdziałam wódą i szlugami, tak samo, jak całe moje mieszkanie, no i zajebiście brzydziłam się alkoholem, ale… no imprezy były od tego, żeby pić, co nie? Za żadne skarby świata nie chciałam być taką alkuską jak moja matka, ale wydawało mi się, że mam nad sobą kontrolę, że umiem nad sobą panować… no więc chyba cztery piwka raz na tydzień to mi nie zaszkodzą, prawda? No… chyba, że po alkoholu zdecyduję się zrobić coś totalnie głupiego, tak, jak godziłam się to zrobić teraz…
Oczywiście, że dałam im się wszystkim namówić na imprezowanie na statku jakiegoś bogola. Najbardziej na świecie bałam się trzech rzeczy: śmierci, porażki i wykluczenia. Nie mogłam być tym jednym, marudzącym w grupie tchórzem, który odmawia wzięcia udziału we wszystkich szalonych pomysłach, no i choć ta impreza na statku brzmiała jeszcze gorzej, niż taka regularna impreza, to się nawet słowem za bardzo na ten temat nie odzywałam, gdy mnie Oscar ramieniem obejmował i ciągnął za sobą. Wolałam iść z moimi przyjaciółmi gdziekolwiek i robić z nimi to wszystko, co tylko chcieli, niż zostać zupełnie sama i być zmuszoną wrócić do domu, gdzie moja matka pewnie zgonowała na podłodze w salonie, bo nie była w stanie dojść do kanapy…
- Mieszkają, głuptasie, ale to jest totalnie drogie, więc nie wszystkich na to stać. – stwierdziłam wspaniałomyślnie na słowa Oscara, bo co on, nie wiedział, że domy na wodzie to w Seattle były totalnie i na maksa popularne? Na HGTV to nawet był taki program o takich domach właśnie, no i były piękne, wygodne, wspaniałe i oryginalne, ale… ale kogo na to stać? No… na pewno nie nas. Bądź co bądź, to Reid już się pakował na pokład, a ja zaraz za nim, ale problem był taki, że mnie zdążył już puścić i równowagę musiałam utrzymywać sama, a przecież wiatr wiał taki, że od razu się cyk, potknęłam o coś i upadłam na jedno kolano, uderzając się boleśnie.
- Ojej, ała. – wyrwało mi się, gdy krzywiłam się niemiłosiernie i z pomocą Cosmo, który pewnie gdzieś tam do mnie podleciał zaraz po upadku, stawałam na równe nogi – Tak, tak, to tylko ja, no i żyję! – zakomunikowałam na pełne troski pytanie Oscara i uśmiechnęłam się do niego nieznacznie, zaraz już stając obiema stopami na pokładzie – Znajdźcie mi gitarę, to wam zagram co tylko chcecie. – dodałam jeszcze, bo faktycznie… w graniu muzyki to chyba najlepsza byłam, no a jak tak sobie pogram, to się pewnie o cyk, wyluzuję od razu, humor mi się poprawi i pewnie od razu poczuję się lepiej i bardziej swobodnie – Jak się bawisz? – spytałam jeszcze Cosmo, no i go króciutko w usta cmoknęłam, bo tak się ostentacyjnie całować przy znajomych nie chciałam, ale fajnie mi było, że on tu ze mną był, no i szczęśliwa z nim byłam, to mu to chciałam pokazać, o.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Została na samym końcu. Tak wyszło. Chciała zapalić, potrzebowała tytoniu po wypiciu tych kilku kolejek. Gdzie to było? Gdzie oni byli? Zdążyła zapomnieć dlaczego w ogóle tutaj trafili. Ale to nic. Musiała się na chwilę zatrzymać, żeby znaleźć idealną pozycję, która uchroni mały płomyk zapałki przed zdmuchnięciem. Wiało trochę za bardzo, jak na jej gust, ale dzielnie się trzymała i nie marudziła, bo wieczór był super. Odwróciła się plecami do wiatru, który uderzył w jej plecy i rozwiał kręcone włosy, ale ogień liznął końcówkę papierosa i Yasamine zaciągnęła się pierwszym dymkiem.
- Czekajcie na mnie! - Zawołała gdy podniosła głowę i zauważyła, że od przyjaciół dzieli ją już dobrych kilka metrów. Ruszyła szybko, przebiegła te kilka kroków i wydała dziki okrzyk radości, bo udało jej się dogonić wszystkich. Normalnie złoty medal za ten sprint powinna dostać.
- Kimmie, będzie super! - Nagle jej się przypomniało, że przecież Oscar zaproponował wbicie tutaj a ona szybko podłapała temat i musiała namawiać przyjaciółkę do tego małego włamu. No jak łódka będzie otwarta, to przecież w zasadzie włamu nie będzie, tak? Ale impreza na pewno będzie wspaniała! Byli daleko od centrum, była zima, więc ryzyko przyłapania było praktycznie zerowe. Jasmine na chwilę złapała Kimmie pod rękę i puściła jej oczko, a potem ją przodem. Znowu zamykała cały ich mały kordonik, jeszcze zerknęła za siebie, czy nikogo nie ma w pobliżu i z uśmiechem zaciągnęła się papierosem. Tak, zaczynało jej już być zbyt zimno, więc marzyła tylko o odnalezieniu jakiegoś alkoholu. W końcu burżuje musieli mieć swoje prywatne zapasy na takich łódkach. Meh burżuje.
- Como, trzymaj ją. - Parsknęła śmiechem, gdy Kimmie zaliczyła wpadkę. Przekręciła imię chłopaka przyjaciółki, ale to tak naprawdę ja i już tak zostanie, bo też ładnie brzmi. Rozejrzała się po pokładzie i dostrzegła czapkę kapitana, która leżała sobie na jednej z miękkich ławek. Od razu wcisnęła ją sobie na głowę - Patrzcie co mam! - Zawołała do reszty i zapozowała niczym rasowa modelka. Tylko, że nie. Zmarszczyła brwi, gdy się okazało, że jakieś tam drzwi sa zamknięte. - No co ty! - Zawołała do Oscara i przepchnęła się, bo ona musiała to sprawdzić osobiście. Szarpnęła za klamkę i zmrużyła oczy, bo wcale jej się to nie podobało. Ale, ale! Nie była przecież taka zielona! Wsunęła rękę za pazuchę i z kieszeni wyszarpnęła mały.... wytrych!

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

cosmo & zeszmacić squad
grudzień 2019
Obrazek

Wzdychajcie mdłość wspaniałą, win zawrotne wonie,
Moczcie gardziele w trucizn okrutnych krynicy;
Na karki wasze kłoniąc skrzyżowane dłonie,
Poeta wam powiada: Szalejcie, nędznicy!
To był przyjemnie ciepły początek grudnia - a może to ten organizm wódką napędzany postrzegał już temperaturę w odrobinę chwiejny sposób, idąc tropem stawianych kolejno kroków? Pilnował pleców Kim, która szła przed nim pod ramię ze swoim przyjacielem, Oswaldem, samemu odwracając się co jakiś czas za tą drugą... Jasmine na nią wołali chyba, ale Cosmo od początku tej skromnej najeby zdążył już mianować ją Jessicą, Janet, Joanne i Jill. Nieważne. Ważne, że kiedy Kimmie i Oliver zataczali się gdzieś z przodu, on odczekał chwilę, żeby jej nie zgubić przypadkiem, no i wykorzystać ten moment do odpalenia także swojego papierosa. Całkiem lubił tę dziewczynę - nie poznali się jeszcze dobrze, ale zdążyli już razem kurwić na burżuazję i wypić dwie kolejki za upadek kapitalizmu, a nic nie wróży lepiej świeżo rozpoczynającej się znajomość niż wspólne pierdolenie wyzysku klasy robotniczej.
Zabawne były te jasne punkty, ustawiające się w szeregu w porcie, pobłyskujące gdzieś pomiędzy ostrym zapachem ryb i miejskich spalin. Mijali kolejno stricte rybacką przystań i jakąś kawiarenkę, i statki do wynajęcia dla turystów, ale przecież to nie taki był cel tej ich pijanej już nieco, nocnej eskapady, więc dopiero kiedy niewielkie łodzie i turystyczne dwumasztowce zaczęły ustępować miejsca widowiskowym jachtom, wartym z pewnością dziesięciokroć żyć ich wszystkich na czarnym rynku, Cosmo poczuł znowu dreszcz adrenaliny.
Będzie super, Kimmie - uśmiechnąć się musiał do pleców Diaz, prowadzonej wciąż przez Owena, bo naprawdę miał nadzieję, że będzie super, dla niej też, jeżeli nie zwłaszcza. Bo dla niej tu był przecież, dla niej poznawał teraz jej przyjaciół, dla niej pił z nimi i dla niej pakował się właśnie w tarapaty. Dla niej, choć nie przez nią, bo włamywanie się na burżujskie jachty niekoniecznie było czymś, co kojarzyło mu się z Kim. Ale chciała w końcu, prawda? Zanim poszli objął ją ramieniem przecież, przecież powiedział, że jeśli ma ochotę, to mogą pójść do domu, do niego mogą pójść i pooglądać jakiś film, na noc może zostać - naprawdę to zaproponował w najczystszym i najbardziej niewinnym możliwym sensie, choć normalnie nie wpadłby na to wcale, normalnie zbyt by się bał, że Kim zrozumie go... źle. A jednak zaproponował teraz, ale przegrał chyba z perswazją Octaviana - a może dziewczyna zauważyła po prostu, że sam Cosmo na pomysł imprezy na jachcie też się całkiem napalił?
Tak czy siak blisko się ciągle trzymał, choć w gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko temu, że to Orion ją prowadzi - byleby tylko nie zrobił czegoś głupiego, jak na przykład puszczenie jej ręki w momencie, w którym wchodzili na po... no kurwa. Mimo że był blisko, nie zdążył złapać jej i uchronić jakoś przed tym upadkiem, ale ten krok ponad barierką na pokład pokonał błyskawicznie, nie myśląc w ogóle o tym, żeby dokładnie nogę postawić, żeby się majestatycznie do tej wody nie spierdolić. Tak więc sam zatoczył się lekko (to w c a l e nie przez alkohol!), ale już nachylał się na nią, już chwytał za ramiona.
- Wszystko okej? - mało przemyślane pytanie, bo przecież przed chwilą wywróciła się całkiem boleśnie, a on w tym słabym, portowym świetle nie widział czy wydarła sobie dziurę w spodniach na kolanie, czy jakaś krew była, czy cokolwiek. Chyba w porządku wszystko, tak? - Trzymam - odparł więc zaraz na polecenie Jane, jakoś zupełnie nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna przekręciła jego imię. I tak, jak już się do tej Kim przykleił, tak nadal obejmował ją lekko, okrywając dokładniej tym polarem, bo jednak chłodny wiatr w porcie mocniej dawał o sobie znać. Gitarę. - Może być ciężko, Gwiazdko - mruknął jej gdzieś nad uchem, zanim krótkie cmoknięcie, którym go poczęstowała wywołało delikatny uśmiech na twarzy. W międzyczasie Jasmine prezentowała wszystkim swój kapelusz, więc Cosmo pokiwał z uznaniem głową, ale zaraz powrócił spojrzeniem z powrotem do Kim, żeby odpowiedzieć na jej pytanie. - Świetnie, a ty? Ślicznie wyglądasz tutaj. - Palce zaczepiły delikatnie o jej dłoń, zanim przytulił ją znowu, mocniej trochę. - Nie jest ci zimno? - upewnił się jeszcze tylko, gotów oddać jej ten swój (tak, byli razem na zakupach w lumpie, n i e, nie przejęli się zupełnie bycie kolejną z tych par, która się ubiera w dopasowany sposób).
W międzyczasie reszta załogi robiła zamieszanie przy drzwiach, więc wzrok znowu musiał uciec gdzieś na ich sylwetki. Czy to był... wytrych? Uniósł brwi, posyłając Kim porozumiewawcze spojrzenie.
- Jak bardzo mogę się dziś najebać, Gwiazdo? Masz transport do domu? - pytanie typu: najważniejsze, bo on już miał trochę zeszmacić feelings, więc warto było teraz dogadać takie szczegóły jak to czy jeszcze kilka porcyjek tej wódeczki, co tam przy Olafie stała, sobie dupnąć, jak już Jasmine otworzy ten zamek, ustalić. Entuzjastyczne głosy towarzyszy eskapady dały im jasno do zrozumienia, że TAK, UDAŁO SIĘ, więc Cosmo zaraz chwycił Kimmie za rękę i pociągnął delikatnie za sobą, puszczając ją przed siebie na schodkach, i pilnując uważnie końca tej komicznej nieco kolejki do wejścia pod pokład, jedną dłoń wciąż trzymał na ramieniu dziewczyny, żeby czasem nie upadła znowu.
Kiedy ktoś wpadł na cudny pomysł, żeby zaświecić światło, ich oczom mogło ukazać się naprawdę duże pomieszczenie. Z oby stron, przy samych ścianach ciągnęły się podłużne, beżowe kanapy, których rogi ktoś przysłonił kilkoma puchatymi, niebiesko-szarymi poduszkami. Po obu stronach pokoju szerokie okna wiszące pod sufitem, wyglądały ponad powierzchnię wody, a między nimi ulokowano naścienny lampy, które rzucały na pomieszczenie ciepłe, żółtawe światło. Dalej, w miejscu, w którym kończyły się miejsca do siedzenia a ściany zbiegały ze sobą, naznaczając dziób jachtu, wisiały eleganckie szafki z ciemnego drewka, w tym jedna przeszklona, w której na pewno stał jakiś alkohol. Po lewej stronie, w jednym miejscu zamiast lampki wisiał telewizor, obejmujący wielkością także przestrzeń pod dwoma najbliższymi okienkami. Dość zabawne było to, że musiał wisieć ponad kanapą ciągnącą się po tej stronie, ale to nic - bo z tej naprzeciwko musiał być naprawdę niezły widok na jego ekran. No i głośniki, o dziwo nie przy plazmie, ale tam niedaleko barku właśnie, wiszące elegancko przy suficie.

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kompletnie nie mam pojęcia co Richie mógł robić o takiej porze w takim miejscu, ale będę improwizować, więc powiedzmy, że miał do załawienia jakąś mega ważną sprawę. W prywatnym porcie, gdzie nawet nie mógł pójść na swój jacht, bo tego od jakiegoś czasu już tutaj nie było. Ale tak, był, chodził nawet, spokojnie mijając kolejne łódki tych wszystkich bogaczy, których albo znał, albo przynajmniej kojarzył. Całe to bogate społeczeństwo kojarzyło się z bankietów urządzanych przynajmniej raz w miesiącu, więc chcąc nie chcąc kiedy mijał każdy jacht, wiedział do kogo ten należy.
Dzięki temu wiedział też, że ten z którego dochodziło cicho grające Last Christmas jest akurat Bloombergów, których co roku, szczególnie w okresie zimowym, w Seattle nigdy nie było. Nie było więc też możliwości, że to oni urządzają jakąś małą imprezę, szczególnie gdy... – Reid? – mógłby przysiąc że mignęła mu przed chwilą ta znajoma twarz, teraz znikająca gdzieś pod pokładem, skąd wydobywały się i jakieś świąteczne piosenki, i czyjeś głosy, w liczbie większej niż ten jeden, który mógł należeć do Oscara. Niewiele myśląc pokonał szybko rozłożone wejście na jacht, żeby zaraz po schodkach zejść też na dół i przejść otwarte na oścież drzwi do rozświetlonego pomieszenia w którym nigdy wcześniej nie był. Na samym jachcie natomiast tak, kiedy Bloomberg wraz z żoną kiedyś zaprosili na niego rodziców młodego Mahoneya, a więc jednocześnie też samego Richiego, który wynudził się jak nigdy wcześniej i chociaż mógł, wcale nie patrzył rozmarzonym wzrokiem za tymi wszystkimi kelnerkami, które ich wtedy obsługiwały, doskakując co chwilę z drinkami, przekąskami lub pytaniem czy wszystko w porządku? Ale to nieistotne, prawda? Nie rozumiał w końcu jednej rzeczy, o którą nie zdążył zapytać, kiedy wreszcie faktycznie na własne oczy, w ciepłym żarówkowym świetle dojrzał Oscara i kilka innych osób, których raczej nigdy wcześniej nie spotkał. – Reid, co Ty tu... – nie zdążył nawet dokończyć, kiedy ktoś coś krzyknął, ktoś inny coś powiedział, a on tylko spoglądał na nich jak na tych wszystkich ludzi, których mijał swoim wozem, jeżdżąc po seattlowskich fawelach (czyli pewnie po South Parku, ok?).
Ale wtedy padło imię Ashtona i zdezorientowany Richie, krzywiąc się co najmniej tak jakby właśnie ktoś mu powiedział surprise surprise, to ukryta kamera, przeleciał wzrokiem kolejno po twarzach wszystkich tu zgromadzonych, szukając chyba właśnie jakiejś odpowiedzi na te nieme pytania, które chciał im zadać. Jaki, kurwa, Ashton? Co on niby do tego ma? Chwilę mu zajęło, żeby wreszcie zrozumieć, że tak naprawdę to nie rozumie tu niczego, oprócz tego że Reid, wraz z grupą swoich znajomych, włamali się na obcy jacht, do środka nawet, gdzie pewnie normalnie nie było wstępu, a drzwi zamknięte były na pięćdziesiąt różnych zamków, które... nie, Richie nawet nie chciał o tym myśleć. – Ashtona tu nie ma Reid, ze starym odstawia jacht na Fiji – i przy okazji korzysta z zimowych wakacji, które zrobił sobie ot tak, bez powodu, bo przecież oni nigdy żadnego nie potrzebowali, żeby nagle wyjechać w jakieś ciepłe miejsce gdzie w przeciwieństwie do Seattle deszcz padał dwa razy w roku, a resztę czasu słońce wysuszało ziemię, rośliny i te wszystkie sztuczne jeziora, które tworzone były dla turystów takich jak oni. Tym się jednak Richie nie przejmował, bo po co, nie? Ważne, że było ich stać, żeby to wszystko zobaczyć na własne oczy. – Ziom, o chuj tu chodzi? Dlaczego tu wbiliście? – rzucił jeszcze w powietrzu, w zasadzie nie czekając na odpowiedź tylko od Oscara, bo wyczekujące spojrzenie wbił tym razem w Cosmo, nie wiedząc nawet że na imię ma Cosmo, skoro pierwszy raz widział go na oczy. A potem w Jasmine, którą już kojarzył, na chwilę też w tą drugą dziewczynę, aż wrócił do Oscara, zanim ktokolwiek jeszcze zdążył mu odpowiedzieć.
I już nieważne czy tą odpowiedź dostał, czy nie. Nieważne, bo właśnie wtedy przypomniał sobie, że ten stary, gburowaty typ pilnujący jachtów droższych niż jego roczne wynagrodzenie, kiedy tylko Richie przekraczał bramę odgradzającą ten prywatny port od reszty miasta, zapowiedział mu, że za kilka minut przyjdzie sprawdzić czy ze wszystkim sobie poradził. Ta, poradził. Do pomocy skory nigdy nie był, bo zamiast ruszać się z miejsca wolał siedzieć w tej swojej małej i ciasnej norze, od czasu do czasu sprawdzając tylko na kamerach czy wszystko jest w porządku i nikt niczego nie kombinuje. Więc poważnie? Zaczepił Richiego, ubranego w rzeczy, których gdyby nie ta praca to na oczy by nawet nie widział, a całą tą zgraję wpuścił bez żadnego słowa? O ile wpuścił, a nie przemknęli gdzieś obok, co w głowie Mahoneya oczywiście było niemożliwe, bo skoro jego ojciec płacił grube pieniądze za miejsce w tak dobrze chronionym porcie, to do cholery powinien być dobrze chroniony. – Reid zabieraj swoich znajomych i wypad stąd, to nie jest nasz jacht – rzucił jeszcze, ostentacyjnie wywracając oczami, kiedy dotarło do niego że stan Oscara pozostawia wiele do życzenia, a jedyną opcją jest zwrócenie się do reszty zanim ktoś ich tu nakryje. Ich, razem, czyli Richiego też, Richiego którego nigdy, przenigdy być tu nie powinno. – Ziomek, zwijajcie się stąd, serio. Tu jest ochrona i zaraz będzie problem – padło na to, że te ostatnie słowa powiedział do Cosmo, tuż przed tym jak sam powoli wycofał się do tyłu, chcąc wyjść z powrotem na pokład. Szkoda tylko, że jeszcze nieświadomy tego, że ochroniarz już tam na nich czeka, gotowy dzwonić na policję.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze, że wszyscy cali, wyciągnął jeszcze łeb, akurat zobaczył jak Cosmo pomaga Kim się ogarnąć po upadku. W sumie uroczo razem wyglądali, Oscar bardzo lubił się parom przyglądać, a oni byli taką fajną, może te ich ciuchy były lekko przesłodzone, ale jakoś jemu się to przesłodzenie nawet podobało. I to, że Kim ktoś się przejmował tak też mu się podobało i to, że była jakaś weselsza chyba. I, cholera lubił z niej wyciągać plotki oczywiście, ale nie teraz, nie w towarzystwie oczywiście, a kiedy wpadała do niego po prostu.
Ale teraz oczywiście byli w grupie i fajnie było, trochę mu się w głowie już kręciło, ale tak wesoło, nie za mocno jak narazie.
- Ale bez sensu, w sensie… nie wiem, powinny być też tanie takie. Bez sensu. - trochę mu się język plątał jak oznajmiał te istotne fakty jak to, że powinien być taki pływający dom na który go stać i to prawdziwe niedopatrzenie, że taki nie istnieje.
Ale już już, bo trochę szybko się wszystko działo, Jasmin balowała w jakiejś znalezionej czapie i już tylko Kimi nie miała nic fajnego na głowie, muszą jej coś totalnie znaleźć. Ale to może w środku będzie. Jak zobaczył że Jas jest super przygotowana, uśmiechnął się tylko szerzej. Nie chciał co prawda tu nic rozwalać, ale no, to tylko jakiś zamek przecież nie, nic się takiego nie stanie, poza tym nie myślał już za bardzo, grunt że zaraz wchodzili do środka.
- Twoje dłonie są magiczne, kobieto wspaniała, mówił ci to ktoś już? - spytał wesoło, świecąc zaraz światło i się rozglądając i oczywiście, że od razu podlazł do tych głośników, żeby je popodłączać i zobaczyć, czy prąd zadziała (co z tego, że już światło zapalił, nie każdy myśli szybko, okej) i zaraz poleciało świątecznie dalej Mistletoe, towarzystwo się już pijane też robiło, więc jest szansa że obejdzie się bez szkalowania młodocianego Biebera, nie ważne, każdą świąteczną piosenkę należy szanować. Dalej miała iść jakaś playlista świąteczna z Arianą Grande, Michaelem Buble i tym podobnymi, więc jemu nic więcej do szczęścia potrzebne nie było.
I w sumie to chciał trochę Jas pokręcić, bo totalnie miał taki nastrój już, żeby sobie potańczyć i pośpiewać, wcale więcej szaleństw nie potrzebował, no może co najwyżej się do tutejszego barku dobrać, żeby ten nastrój nie zaczął opadać. I pewnie gastro go złapie za jakiś czas i wtedy będzie cierpienie wielkie i poważne, ale to jeszcze trochę czasu jest.
W sumie to chciał Jasię złapać, ale jeszcze się tłoczyli i w ogóle to zawiało, albo to alkohol albo to fale, ale Cosmo za rękę złapał i zamiast Jasi to nim zakręcił lekko, w sumie też spoko. I zaśmiał się, w sumie to on też miał drobną dłoń bardzo, nie tak drobną jak Jasia, ale no, można się pomylić, nie. Nie ważne.
- Ops, sory. - rzucił tylko, a zaraz usłyszał swoje nazwisko i spojrzał we właściwą stronę, bo głos chyba poznał, ale jednak się zdziwił, bo no, pisał do Asha czy ma czas, ale odpowiedzi nawet nie dostał, a innego Mahoneya to już totalnie się nie spodziewał.
- O siema! - zawołał radośnie, jakby właśnie nie zostali nakryci na włamie do jachtu chyba tego typa. - Ash też jest tu gdzieś? Pisałem mu, ale nawet nie odpisał mi kurde.
A może pisał, że będą tutaj? Nie był już pewien, ale chyba nie, w sumie to raczej nie, nie ważne. Ale Ash był na Fiji jak się okazuje.
- Gdzie jest Fiji, co. - w sumie bez znaczenia, brzmiało jak jakieś miejsce z wulkanami w sumie, pewnie fajnie tam mają. I ciepło, choć teraz ciepła nie zazdrościł, bo jednak świątecznie się czuł, a w święta to fajniej jak jest zimno. Chyba, że akurat ci ogrzewanie odcinają to nie, ale no, nie ważne. - Jak nie wasz.
No, na ich to przecież można by się było włamać, a pijany Oscar widocznie nawet nie miał zamiaru czuć się głupio, tylko patrzył na Richiego i widocznie kalkulował w głowie informacje jakie otrzymał. Choć w sumie wywalone, nic strasznego tu przecież nie zrobią, nie? A skoro weszli to czemu by mieli już sobie iść, bez sensu. - Nie marudź, chodź, za trzeźwy jesteś po prostu, zaraz robimy karaoke.
Nikt tego nie ustalał, ale karaoke to super plan przecież był i chyba nikt nie zamierza marudzić.
- O, zaraz resztę poznasz, to jest Kim, Cosmo i tam Jasia jest, a to Rich, trochę spięty jest, ale zaraz się wyluzuje. - przedstawił zaraz towarzystwo i parsknął śmiechem wesoło, bo obserwował chwilę tego strażnika jak się przekradali tutaj. - Stary, ta twoja super ochrona jest zajęta wybitnie głośnym chrapaniem, może w ten sposób jakieś demony odpędza czy coś. W sensie trochę bym się typa bał jakby tu przyszedł, ale bezpieczni raczej jesteśmy, serio.
Paplał dalej, no nie chciał marudzenia jakiegoś słuchać i bez sensu jak Rich zacznie jakieś sceny robić przecież, jak tu się tak fajnie zrobiło, a karaoke to serio super plan, Oscar już ruszył żeby poszperać za podkładem jakimś, może do Santa Claus Is Coming To Town.
I nie wiadomo co przy stróżówce usłyszał, czy to pies, czy krzesło przesuwane wziął za chrapanie takie, czy ochroniarz faktycznie chrapnął, nie ważne. Może gdyby wiedział, że on tam obok stoi to by tak głośno nie paplał, nie ważne, nie wie,

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Troszkę bolało. Dziwne to było uczucie, bo zimny wiatr smagał moje zaróżowione policzki, a kolano pulsowało tak dziwnie, no i czułam tam ciepło takie nie do końca przyjemne, ale nic się nie stało, prawda? Wszystko było dobrze, bo byłam tu z nimi, a światełka miasta odbijały się w wodzie, no i było tak pięknie, bo na niebie nie było ani jednej chmurki, a ja przy nich nie bałam się niczego, bo Jasminie mówiła, że będzie super, a Oscar za to twierdził, że to łódka jakiegoś bogacza, co on go zna, więc będzie dobrze, ten bogacz by się ucieszył naszą wizytą, może nawet poczęstuje nas czipsami Pringlesami moimi ulubionymi o smaku sosu ranczerskiego? Poza tym, jak miało być źle, gdy był przy mnie Cosmo, mój wspaniały rycerz na śnieżnobiałym koniu, który ratował mnie przed całym złem tego świata?
- Tak. – powiedziałam cichutko, nie mogąc powstrzymać tego rozanielonego uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy od razu, gdy tylko mogłam spojrzeć w te piękne, pełne troski i zmartwienia oczy mojego chłopaka. On naprawdę się o mnie martwił, zależało mu na mnie, a ja czułam się z tym tak dziwnie, bo to przecież był mój pierwszy chłopak w życiu, nikt nigdy nie martwił się o mnie tak, jak on, nikt nigdy wcześniej tak na mnie nie patrzył, a ja absolutnie nie mogłam na to narzekać, bo to było takie miłe, takie słodkie, kochane, takie urocze… Pomógł mi wstać i już chyba wcale nie zamierzał mnie wypuścić ze swoich ramion, więc na pokład weszliśmy razem, a ja wsunęłam dłoń w tylną kieszeń jego spodni, bo to był mój chłopiec i chciałam, żeby wszyscy wiedzieli, że jest mój, że bardzo go lubię, że uśmiecham się przy nim i wiem, że on też się przy mnie uśmiecha. Byliśmy szczęśliwi ze sobą, a przecież szczęście było najważniejsze, prawda? Ważniejsze nawet niż gitara, której na statku chyba nie było, której brak nie pozwalał mi grać… ale trudno, bo zawsze mogę śpiewać, prawda? Możemy śpiewać wszyscy razem, możemy się śmiać, przytulać, ogrzewać alkoholem i żyć tak, jakby jutra miało nie być… Mogliśmy też przymierzać kapelusze i pozować do zdjęć dokładnie tak, jak robiła to teraz Jasmine.
- Jas, pięknie wyglądasz! – oznajmiłam jej, gdy się tak wyginała w tym kapeluszu wspaniałym, ale nie mogłam się dłużej na przyjaciółce skupiać, bo Cosmo mówił do mnie słowa tym swoim pięknym, melodyjnym głosem, a ja już nigdy nie chciałam odrywać od niego wzroku, więc się tylko mocniej w chłopaka wtuliłam, ciesząc się jego bliskością, zapachem jego szamponu i tym, że drugą dłonią mogłam bawić się jego miękkimi włoskami.
- Jest wspaniale i nie, w ogóle nie jest mi zimno. – odpowiedziałam na oba pytania chłopca, uśmiechając się do niego cały czas i niech ktoś wyjaśni mi powód tego uśmiechu… to wszystko przez alkohol, czy to młodzieńcze zauroczenie, które tak mocno odczuwałam? Wtedy nie wiedziałam, a nie miałam czasu na zastanawianie się, bo już Jas coś tam wymyślała, żeby drzwi otworzyć, ale ja nie wiedziałam, jak pomóc, więc się z miejsca wcale nie ruszyłam, ale zaśmiałam się cichutko, pod nosem tak, bo to chyba nie było wcale fajne zachowanie, ale kto by to wtedy wiedział?
- No… nogi mam! – jakoś zignorowałam to pierwsze pytanie, bo przecież kim ja byłam, żeby komukolwiek cokolwiek bronić, albo i nie? Na drugie pytanie ochoczo jednak odpowiedziałam, przez chwilkę nawet dreptając w miejscu, co by Cosmo zaprezentować mój środek transportu. Do domu… chyba miałam daleko, tak mi się wydawało przynajmniej, ale mogliśmy wrócić razem, a jak nie razem, to mogłam zadzwonić do Chestera, albo do Finna, albo do Blaze nawet… Ktoś zawsze mógł po mnie podjechać hulajnogą, albo rowerem, albo w ogóle nie podjeżdżać wcale, bo nie martwiłam się niczym, bo noc była piękna, Cosmo uroczy, a życie cudowne.
Oscar krzyknął zadowolony, Jas chyba też, a Cosmo pociągnął mnie za sobą do tego pięknego, luksusowego wnętrza. Podobne widziałam tylko w gazecie, albo na odcinkach różnych programów w HGTV i przez chwilę stałam w miejscu, z szeroko otwartą buzią, chłonąć to wszystko całą sobą. Ja… ja marzyłam o takim życiu, o lepszym życiu, choć nie śmiałam narzekać na swoje własne, bo nie można narzekać, bo inni mają gorzej. Inni mieli też lepiej, a ja, choć narzekać nie chciałam, to teraz mogłam chociaż popodziwiać i właśnie to robiłam, kompletnie ignorując wszystko i wszystkich wokół, aż… aż nie dołączył do nas jakiś inny chłopak, taki, co go nie znałam, co miał na sobie pewnie miliony dolarów i zwracał się bezpośrednio do Oscara, a ja… a ja zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje.
- Cosmo… co… co się dzieje? – mruknęłam prosto do ucha chłopaka, nie chcąc wyjść na mięczaka, ale nie podobała mi się cała ta sytuacja. Alkohol szumiał mi w głowie, ale te wszystkie, nieznane mi imiona… ten jacht… grająca w tle muzyka… wytrych… coś mi nie pasowało, coś tu nie grało, a ja nie umiałam określić co dokładnie.
- Ja… my… Oscar nas zaprosił… – nie wiedziałam, po co się odzywam, ale to zrobiłam. Odpowiedziałam na pytanie chłopaka, mocniej ściskając dłoń Cosmo, chowając się za nim, czując, że dzieje się źle, że chyba wcale nie powinniśmy tu być, że wcale nie będzie super tak, jak twierdziła Jas i…
- Co? Jaka ochrona? – bałam się, bardzo, a Oscar się zachowywał tak, jakby nic się nie stało. Serce waliło mi jak oszalałe, a Reid przedstawiał nas w najlepsze, zabawiał swojego kolegę, rozmawiał z nim i uspokajał i… i może to ja przesadzałam, a tak naprawdę nic złego się nie działo?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Grzebanie w dziurkach (bez podtekstów!), zawsze dawało Yasamine jakąś dziką satysfakcję. Nawet jeśli nie zawsze operowała wytrychem tak skutecznie jak dziś, to mimo wszystko zawsze sprawiało jej to frajdę. Nie pamiętała nawet kiedy to się zaczęło, po prostu po tylu latach, było to już całkiem naturalne, no bo halo, jakieś drzwi będą stały jej na przeszkodzie, żeby wejść gdzie chciała? A dlaczego w ogóle były zamknięte? Przecież ona nawet nie chciała nic kraść. Po prostu przez chwilę po przebywać w miejscu, które na co dzień nie było jej znane. Wczoraj było to czyjeś mieszkanie, dziś ta łódź, na którą zaprowadził ich Oscar. Nie mogła patrzeć na te rozczarowanie wyrazy twarzy przyjaciół. Było zimno i należało im się trochę ciepła, które płynęło z pomieszczenia. Na szczęście nie musieli zbyt długo czekać i już po minucie lub dwóch, wpakowali się do jasnego wnętrza. Jasmine przepuściła wszystkich przed sobą i uśmiechnęła się szeroko. Wreszcie też mogła przejrzeć się w jakimś lustrze i puścić oczko do swojego odbicia. Tak, wyglądała super w tej czapce kapitana. Poprawiła daszek, żeby wyglądać jeszcze lepiej i odwróciła się do reszty.
Roześmiała się głośno, gdy Oscar zaraz zaczął tańcować z Como i sama zawirowała po pokoju, układając ręce na niewidzialnym partnerze i tańcząc jakiegoś walca czy inny tego typu rodzaj. Nie znała się, ale to nie przeszkadzało w pomieszaniu stylów i dobrej zabawie. Zaoferowana tańcem, nawet nie zauważyła pojawienia się kolejnej osoby. Zatoczyła się trochę i prawie nie przewróciła się na kanapę, ale złapała równowagę w ostatniej chwili i spojrzała na Richarda z szerokim uśmiechem.
- Karaoke! - Zawtórowała Oscarowi i wyrzuciła ręce w górę, bo bardzo chętnie pośpiewałaby w jakimś chórku, albo sama, nie ważne zresztą. - Musisz zaśpiewać! - Zawołała do bogatego chłoptasia, kompletnie ignorując co on tu w ogóle gadał. Bo co, jaka niby ochrona? W ogóle o co chodziło? Przyszli się tu pobawić i już mieli się zbierać? Jasmine zmarszczyła czoło i przestała się uśmiechać, bo w ogóle jej się to nie podobało.
- Ok boomer! - Zawołała i machnęła ręką. Opadła na kanapę i spojrzała na Oscara, który dodawał jej otuchy tym, że w ogóle się nie boi i niczym nie przejmuje. A skoro przyjaciel postanowił zabrać się za odnalezienie idealnej nuty na karaoke, poderwała się z miejsca i podskoczyła do niego, żeby przez ramię zerknąć na to, co on tam w ogóle znalazł.
Nawet nie zwróciła uwagi, że pies zaszczekał jakoś bliżej i głośniej, co musiało znaczyć, że ochroniarz rzeczywiście znajduje się na tyle blisko, że gdyby mu się chciało gonić za dzieciarnią, to już by to zrobił. Ale brzuszek piwny sam się nie wyhodował i sam nie urośnie, więc musiał o niego zadbać bardziej niż o głupią łódkę.

autor

my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

Kim nie było zimno, nogi miała - zaśmiał się cicho, bo w tym stanie to była odpowiedź, którą nad wyraz łatwo przyszło mu zaakceptować. Okej wszystko, zwłaszcza, że muzyka zaraz zaczęła huczeć, więc Cosmo nader chętnie ruszył do tych likierów przeróżnych. Jak to burżuje, mieli je porozlewane w takie małe fiolki, niby jakieś eliksiry czaromagiczne, soczki z gumijagód, chuj wie co. Zaciągając się tymi owocowo-alkoholowymi nutami niczym prawdziwy koneser, począł kolejno upijać łyk z każdej buteleczki, czasem krzywiąc się nieco, a czasem kiwając z uznaniem głową. Jeden trunek okazał się być wyjątkowo smaczny i gdyby literki mniej trochę mieszały się przed oczami, to Fletcher mógłby wyczytać, że to nalewka z czarnego bzu, ale prawdę mówiąc niezbyt to było teraz istotne - smaczne to smaczne, tak? Więc pieczołowicie zakręcił zaraz tę buteleczkę i odwrócił się, żeby ruszyć z nią z powrotem w stronę Kim, no bo musiała tej ambrozji spróbować, wiadomo. Wpół drogi jednak czyjeś szczupłe palce chwyciły go za dłoń, a on w sumie ledwo ogarnął w ogóle, że to Oswald nim kręci, bo samo to kręcenie było takie śmieszne, ja pierdolę. Więc się zaśmiał też, zbyt długo trochę wpatrując się w tę twarz, szukając jednocześnie skojarzeń.
- Czy ja cię nie znam, Oleg, z Goodwilla...? - tyle zdążył tylko powiedzieć, bo zaraz do imprezy dołączył ktoś nowy, z czyimś nazwiskiem na ustach w dodatku. Okazało się, że chodziło o Olivera i zaraz jeszcze ktoś wspomniał o Ashtonie, wow, jakie nagromadzenie nagle różnych, przeróżnych danych wrażliwych, upity już dobrze umysł Fletchera nie do końca to ogarniał. Jednak jako, że Ten Chłop, co przyszedł wydawał się spięty jakiś, to Cosmo znowu odwrócił się w stronę Kim, ruszając do niej zaraz, bo nawet teraz łatwo mu było przewidzieć, że dziewczyna może przesadnie się zestresować. Co się dzieje? - wyszeptane centralnie w jego ucho, a on, zanim zdążył pomyśleć, wyrzucił z siebie zaraz, że:
- Nie, nie trzeba - i chuj wie, o co mu chodziło tak naprawdę, bo ścisnął jeszcze tylko na moment w odpowiedzi mocniej rękę dziewczyny, marszcząc przy tym nos zabawnie, kiedy próbował rozszyfrować właśnie, co się działo. Zaraz jednak Olgierd przedstawił wszystkim wszystkich i zarządził KARAOKE, podchwycone zaraz przez Jasmine, a Cosmo pomyślał, że żal mu całkiem tego Reginalda, tak tu wszedł na trzeźwo, dramat. Cmoknął więc Kim krótko w policzek, mrucząc jej na ucho coś o tym, że stary idzie załatwić interesy (???), następnie ruszając w stronę Ronalda, przy którym zatrzymał się gwałtownie, zarzucając mu na szyję jedno ramię.
- Dobra, Remik, nie słuchaj, bo od rzeczy pierdolą, dupnij se gorzałkę, byku i czilera - poinstruował i nawet mu tę flachę odkręcił, bo taki dobry był z niego kolega, co nie, następnie podtykając swojemu nowemu serdecznego znajomemu wprost pod nozdrza. Jakiś pies, służby porządkowe, co w ogóle, on tam niewiele słyszał ponad tę głośną muzykę, Nicki Minaj czy inną Arianę Grande i śmiechy znajomych. Pilnując, żeby Roman na pewno dupnął sobie tę gorzałkę, uśmiechnął się jeszcze szeroko do Kim, zanim przypomniał sobie, że miał z Owenem rozmawiać, więc zaraz donośnie:
- ORMIAN! - rozbrzmiało pośród tej muzyki i Cosmo pociągnął za sobą tego Raymonda nieszczęsnego, chwyciwszy go wcześniej za ramię, chuj wie po co w sumie, żeby mu smutno nie było, że sam z flachą został. - Słuchaj, Olly, bo my się znamy z Goodwilla i ty zawsze masz takie super wspaniałe stylówki, o Marksie - chwalić go zaczął, bo to był czas, kiedy Cosmo nie wiedział jeszcze, że za niecały rok ten Olbrecht z Goodwilla będzie mu ruchał chłopa. - I w ogóle masz świetny gust, naprawdę, wyjątkowy, imponujesz mi bardzo, tak trzymaj - zatrzymał się po to tylko, żeby wziąć głęboki wdech i kontynuować monolog, ale chyba jakaś siła wyższa nie akceptowała interakcji między Cosmo i Oscarem na tym jachcie, bo nagle to uszu wszystkich dotarł głośny huk, muzyka ucichła, a wszystkie światła zgasły w tej samej chwili, pozostawiając ich w niemym skonfundowaniu.

autor

kaja

Zablokowany

Wróć do „Gry”