WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Starał się dystansować od reminiscencji wspomnianego sortu. Nie przystoi przecież, aby ksiądz oglądał zamknięty w pamięci pokaz nieprzyzwoitych slajdów. Mijającego wieczora taki „powrót do przeszłości” zdarzył się już trzykrotnie. Emocje jakich doświadczał brały go z zaskoczenia, nie umiał się im przeciwstawić. Z drugiej strony, jako facet z natury wyważony oraz wytrwały; raczej nie potrzebował zapierać się przed nimi rękoma i nogami. Myśl oraz czyn rozdzielała otchłanną przepaść samodyscypliny. Wybór celibatu pozostawał wyborem stuprocentowo świadomym; pojawienie się Caro nie zaburzało samozaparcia szatyna.
Nie przepadał za rzucaniem na przyjemną rozmowę owego konkretnego cienia. Większość ludzi nie wiedziała jak zachować się w kontakcie z wątkiem śmierci a Anton nie dostrzegał w tym niczego złego. Ba! Wręcz cieszył się, kiedy ktoś momentalnie tracił rytm niepewny co dodać: czy pocieszyć czy rzucić uniwersalną prawdą o przemijaniu...? Poklepać po ramieniu, ukryć w gnieździe spiętych ramion? Przy każdej niezręcznej interakcji Blackbird autentycznie napawał się nieporadnością rozmówcy. Poświadczała o swego rodzaju czystości wynikającej z braku doświadczeń. A grzebania w ziemi ukochanej osoby nie życzyłby najgorszemu wrogowi.
Oh, to nie tak; zupełnie nie tak. Kos kochał Carol. Tylko ta miłość okazała się dosyć kruchą. A może wina absolutnie nie leżała po stronie afektu niegdyś ich łączącego? Może to uczucie jakim obdarzył Lizzie zwyczajnie wyrywało się definicjom i wszelkim porównaniom. Jedno jest pewne: kochał C. Kiedyś, w poprzednim wcieleniu. I nadal zdołałby nazwać szereg szczegółowo sprecyzowanych drobnostek za którymi szalał.
Skrzywiony wieściami o przykrym finale małżeństwa Langford powtórnie wbił w nią spojrzenie: chłodne, maźnięte złością ukierunkowaną na nieznajomego zdolnego do wyrządzenia dziewczynie krzywdy. – Trafiłaś na skurwiela. – powinien odznaczyć się większym dystansem oraz neutralnością. Zapewne bardziej „po duchownemu” byłoby rozłożyć ręce, przyjąć bezstronną postawę i spokojnym tonem podkreślić wartość walki – choćby takiej z wiatrakami, z góry skazanej na niepowodzenie. Powinien nie usprawiedliwiając grzechów zdradliwego męża walnąć kazanie o sztuce wybaczania. Ale nie mógł, Antkowi nie zezwalało na to własne sumienie.
Tęsknisz za nim? – została zraniona, lecz największa szkoda bądź upokorzenie niekiedy nie są w stanie wymazać sentymentu.
Zamyślił się, wdzięczny za możliwość oderwania od cięższych tematów i zanurzenia w przekopywaniu pamięci poszukując właściwej liczby. Po niespełna minucie marszczenia brwi i zaciskania warg w wyrazie głębokiej refleksji pokręcił łepetyną: - Około pięćdziesięciu... siedmiu? Nie jestem przekonany. Święcenia przyjąłem w zeszłym roku, ale zaskakująco często „obrywa mi się” ślubami. Wolę pogrzeby. Albo chrzciny. – surowa twarz nieco pojaśniała. Z jedną stratą zdążył się pogodzić. Nigdy nie doczeka się dziecka. Cóż, przynajmniej wstępując do seminarium sam wybrał „pustelniczą” egzystencję; zrezygnował z zakładania rodziny. Co wcale nie oznacza, że instynkt ojcowski zniknął jak przy pomocy magicznego zaklęcia. Wręcz przeciwnie! Za każdym razem trzymając wijące się niemowlę; gdy maleństwa wpatrywały się w niego olbrzymimi oczyma wyglądającymi niby szklane kule odbijające tysiące świateł zawsze klatkę piersiową rozsadzało Antonowi przeczucie, iż byłby świetnym tatą. Gdyby tylko wszystko ułożyło się inaczej.
  • The heat and the sickliest sweet smelling sheets
    That cling to the backs of my knees and my feet
    Well I'm drowning in time to a desperate beat
    And I thank you for bringing me here

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewne rzeczy, myśli, gest są silniejsze od nas. Nie mamy na nie wpływu. Zaledwie kilka godzin wcześniej jawił się w jej głowie jako ten utracony, a teraz obserwowała jego oddanie Bogu. Potrzebowała czasu, aby przyzwyczaić się do nowej sytuacji i przestać postrzegać księdza jako Johna.
– Tak – kiwnąwszy głową spuściła wzrok na ziemię, tak jakby za żadne skarby nie chciała dopuścić do pokazania słabości; ledwie zauważalnego drgnięcia powiek, gdy mózg projektantki przypomniał sobie o nadmiarach niewykorzystanych łez. Samo wspomnienie zdrady i wszechogarniającego bólu powstałego z odrzucenia… Wracanie do tych wspomnień zwyczajnie nie leżało w kręgu zainteresowań C. Tak samo, jak podejmowanie walki o relację, która dużo wcześniej została spisana na straty przez małżonka.
Aby odpowiedzieć na kolejne pytanie, potrzebowała chwili. Krótkiej; przerywanej jedynie przytłumionym dźwiękiem jadących nieopodal aut. – Czasami. Chociaż sama nie wiem, czy rzeczywiście tęsknię za Aidanem, czy bardziej za bliskością – nadal mieszkała w ponad stumetrowym mieszkaniu na Fremont, które otrzymała jako „odprawę” rozwodową. Nie chciała opuszczać tego miejsca, nieważne jak bardzo przypominało jej o małżeńskiej porażce czuła, że to właśnie do niego przynależy. W urządzanie czterech kątów włożyła całe serce, w każdym kącie dało się znaleźć coś, co opisywało wnętrze panny Langford. – Ale nie załamuję się – bezwiedne wzruszenie ramionami poprzedzało skrzyżowanie ramion na klatce piersiowej. Robiło się chłodno. Na Boga, dopiero przekroczyłam trzydziestkę. Całe życie przede mną – pozwoliła sobie na figlarny uśmiech, maskując w ten sposób przykrą rzeczywistość; swój absolutny brak wiary w to, że gdzieś na świecie ktoś na nią czeka. Tylko na nią, na nikogo innego. – Przepraszam – przyłożyła dłoń do ust, przypomniawszy sobie, że użyła imienia Boga na daremne. Zazwyczaj nie przejmowała się takimi – w jej mniemaniu – błahostkami, ale Anton niewątpliwie zwracał uwagę na pogwałcenie zasad testamentu.
– Pięćdziesiąt siedem ślubów. Można by rzec, że miłość w Seattle rozkwita – kiwnęła głową z uznaniem, domyślając się jednak, że nie były to jego ulubione ceremonie. Szczególnie po stracie żony. Carol od czasu rozwodu również nie przepadała za przystrojonymi kwiatami kościelnymi ławkami czy bezsensownego machania zimnymi ogniami nad parą młodą, która wymarzyła sobie idealne zdjęcia na Instagrama. Wszystko wydawało się płytkie. Bez polotu. Jej kilka godzin niewyobrażalnego szczęścia zostało przypieczętowane bolesnym wybudzeniem z przyjemnego snu i wrzuceniem prosto w ramiona koszmaru.
Otworzyła usta, aby wtrącić swoje co nieco na temat pogrzebów, gdy poczuła wibracje w torebce. Na ekranie smartfona pojawiła się krótka nazwa; Agnes. Upominała się o obecność, na pewno. – Powinnam wracać do środka – dłonią przejechała po nagim karku starając się ignorować niezręczność sytuacji. – Do zobaczenia w sobotę, huh? – powiedziała w końcu i wyciągnęła w jego stronę dłoń. Stwierdziła, że to najlepsze wyjście. Przecież nie przystoi obejmować się z księdzem w ciemnej uliczce.

zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • — 8
A jednak sukces. Sprawa, która w minionym czasie zaprzątała jego myśli, całkowicie pochłaniając jego energię, zakończyła się sukcesem. Wcale nie było to pewne, tym bardziej do ostatniej chwili, jako że jego klientka potwornie zabarykadowała się w świecie kłamstw i iluzji — raz zdemaskowana fikcja zdawała się gwoździem do trumny. Zachowując jednak zimną krew i podchodząc do sprawy rozwodowej nazbyt poważnie, Gabe jednak w odpowiedni sposób wszystkich zmanipulował. Tym sposobem niewinny tak naprawdę niczemu mąż odarty został nie tylko z godności, ale też ze wszystkich swoich dóbr. Ba! Zmuszony był do dodatkowych kosztów wynagrodzenia zmyślonego cierpienia i metaforycznych ran przez to powstałych. Czy Hargrove był z siebie dumny? Po rozprawie zjechały się gazety, na konto kancelarii wpłynęła piękna suma, on sam otrzymał cudowny dodatek, liczne pochwały i tak dalej. Odpowiadając więc: nie, Gabe nie był w żadnym stopniu ukontentowany. Wstydził się potwornie, źle mu było ze wszystkim, do domu nie chciał wracać ze względu na Zarę, więc oczywiście, kiedy padła propozycja uczczenia wszystkiego w restauracji, zgodził się bez wahania. Nie z powodu chęci świętowania czegokolwiek, a jednak okazji ku temu, by w alkoholu na moment zatopić wszelkie swoje zmartwienia. Na tej czynności minął mu też cały wieczór, choć w finale nie czuł się wcale zadowolony — nie chcąc upijać się do nieprzytomności, postawił na tylko kilka drinków. Nic szczególnego. Gdy cała zgraja nazbyt przyzwoitych ludzi stwierdziła zaś, że czas wracać do domu, zgodził się na to z niechęcią. Tak właściwie nie czerpał żadnej radości z tego spotkania, wszelkich rozmów toczących się bez jego udziału, ale mimo to jakimś cudem zachował dobry nastrój. Co poniekąd było głównym powodem tego, że wychodząc z restauracji przystanął na moment, zerknął na kogoś i uśmiechnął się szeroko. Nie przez te swoje fanatyczne uczucia, które już odpuścił, tylko tak piękny zbieg okoliczności. Poza tym, prześladowały go już tylko wyrzuty sumienia z powodu poprzedniego ich spotkania, nic więcej. Pożegnał się ze znajomymi i wiedząc, że pewnie usłyszy wiele przykrych słów, zdecydował się i tak podejść do Fitza. Czemu nie, chciał po prostu po raz pierwszy zachować się porządnie. — Nie chcę się narzucać, ani nic takiego — zaczął, uznając, że jest to dość porządnym powitaniem, zważywszy na okoliczności. — Tylko po prostu, korzystając z okazji, chciałem przeprosić — dodał, nie ubarwiając tego w niepotrzebne frazesy. I w sumie nie wiedział, czy jest to sprawa ważna, czy oczekuje w ogóle przy tym odpowiedzi jakiejś, ale tak, po prostu potrzebował przyznać się do tego, że się zachował jak palant.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • ~ 07
Ostatnie dni minęły mu na różnorakich reminiscencjach, dzięki którym doszedł do wniosku, że życie jego pozbawione jest sensu. Wszystkie jego plany zawsze kończyły się fiaskiem — zaczynając od chęci ustatkowania się, kończąc na pragnieniu odkrycia czegoś wspaniałego. Chciał spróbować, jak to jest wieść życie miłosne — los postawił mu na drodze Raelynn; piękną, inteligentną, o złotym sercu. Kobietę, która całkowicie sprostała jego oczekiwaniom, a nawet wniosła do jego życia więcej, niż się spodziewał. Z pozoru wszystko malowało się idealnie; widząc ich na ulicy, zapewne nikt nie podejrzewał, że tę dwójkę mogłoby poróżnić nieszczęście, bo niby dlaczego? Nigdy nie nudziło im się w swoim towarzystwie, zawsze potrafili wyjść z nowym tematem rozmowy, tylko... Tak, coś nieprzekonującego było w spojrzeniu Fitza, coś w jego oczach zdradzało, że ta sielanka jest zwykłą ułudą. Chciał się bowiem zakochać, ale nie chciał.
Fizyka — och, jak ta podbiła jego serce! Już od dziecięcych lat poświęcał jej swoją uwagę, wiążąc z nią kurczowo przyszłość. W szkole zawsze wiedział więcej od swoich rówieśników — ba, od samych nauczycieli! Wszyscy zgodnie wróżyli mu piękne życie, spodziewając się, że jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności dokona zapierającego dech w piersiach odkrycia. I co? Nagle odrzucił całą tę wiedzę na rzecz innej dziedziny. Chciał bowiem składać hołd fizyce, ale nie chciał.
Medycyna — szeroka dziedzina wiedzy, niezwykle skomplikowana i psotna. Pragnął zostać lekarzem, bo dlaczego nie? Był to zawód wielce szlachetny; w sam raz dla takiego człowieka, jakim był Fitz. Skoro nie potrafił zapewnić własnej żonie szczęścia, poprzez odwzajemnienie jej uczuć, mógł zrehabilitować się ratując życia innych osób — to między innymi pchnęło go w środowisko białych kitlów. Szło mu całkiem dobrze, może lepiej od reszty; ponownie wróżono mu świetlaną przyszłość, kiedy już podczas pierwszego roku obranego stanowiska pełnoprawnego neurochirurga, przeprowadził skomplikowaną operację, przed którą ręce umywali bardziej doświadczeni lekarze. Musiał więc złożyć wymówienie. Chciał się bowiem odnaleźć w medycynie, ale nie chciał.
Będę pisarzem, stwierdził raz śmiało, kiedy na czerwono nanosił poprawki na czyjąś książkę. Był przecież dobrze wykształcony, wiele w życiu doświadczył i potrafił postawić się na miejscu niejednej osoby, przyjmując jej punkt widzenia wyłącznie po to, by potem go zanegować. Z początku sprawiało mu to radość, choć nie zamierzał się do tego przyznawać — był zbyt dumny. Potem jednak jego zapał zaczął maleć — a to w momencie, w którym podpisał kontrakt na wydanie jeszcze kilkunastu powieści na przestrzeni najbliższych lat. Do reszty znienawidził więc swoją pracę, nie czerpiąc z niej już żadnej satysfakcji. Chciał bowiem pisać książki, ale nie chciał.
Podobne rozmyślenia spotkały go, kiedy w restauracji, do której wybrał się na obiad, dostrzegł adwokata swojej żony. Idąc na jego bankiet, jednocześnie chciał i nie chciał zyskać jego sympatii, co mimo wszystko było zjawiskiem niezwykle dziwnym. Fitz nigdy nie wychodził do ludzi sam z siebie. Nigdy. Nie miał więc pojęcia, co pokusiło go tamtego wieczoru — wmawiał sobie, że chciał wyłącznie upewnić się, że prawnik nie działa na jego korzyść, ale czy była to prawda? Ostatnio sam siebie nie poznawał; nie nadążał za własnymi myślami, co w jego przypadku było niespotykane. Siedział więc wyraźnie przybity, ostatecznie wstając, prosząc jednego z kelnerów o papierosa i zapalniczkę, po czym wyszedł na zewnątrz. Od razu uderzyło go mroźne powietrze, które jednak podziałało na niego orzeźwiająco — nie na tyle orzeźwiająco jednak, by nie wystraszył się znajomego mężczyzny, który nagle wyrósł przed nim jak spod ziemi. — Przeprosić? Za co? — wychrypiał, wyraźnie zaskoczony, kiedy jego spanikowane serce trochę się już uspokoiło. Jeszcze trochę i dostałby zawału, co w jego wieku było przecież spotykanym zjawiskiem. Pewnie dlatego w pierwszym odruchu właśnie za nie się złapał, co musiało wyglądać nieco komicznie. Dobrze, że przynajmniej nie upuścił papierosa, o którym zresztą zapomniał, trzymając go bezwiednie w opuszczonej, prawej ręce.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On raczej nigdy nie miewał podobnych zmartwień; można rzec, że jego życie naznaczone było bardziej tym, co robić musi, a nie tym, co robić chce. Nigdy więc nie szukał wśród swoich zainteresowań tego, co się mu podoba — po co, skoro rodzice podtykali mu pod nos to, co podobało się im. Nudne i nieciekawe było więc to jego życie, ale mówiąc szczerze, nie narzekał wcale na brak tych wszelkich zmartwień. Od początku wiedział, że kiedyś zostanie prawnikiem. Wiedział także, z jaką dziewczyną (pozornie) przyjdzie się mu zestarzeć, nawet jeśli owa dziewczyna bez przerwy dawała mu kosza. Przez wiele długich lat jego życie naznaczone było po prostu tym, czego chcą jego rodzice; on za to nie musiał martwić się niczym. I tak naprawdę dopiero niedawno zaczął jednak zauważać, że ma prawo do decydowania — stąd więc ta głupia decyzja o aplikacji adwokackiej z ukierunkowaniem na rozwody (ale mogło być gorzej, mógł zostać komornikiem przecież!) i te wszystkie inne kwestie, które tak bardzo nie podobały się jego rodzinie. Od niedawna zaczął też dostrzegać, że przecież jego życie nie musi toczyć się w Seattle — jak dotąd był tu wyłącznie przez wzgląd na siostrę, a teraz? Mógł wyjechać. I to całe prawo wyboru, decyzji, coraz bardziej zaczęło go przytłaczać — dlatego pewnie coraz częściej pozwalał sobie na zbędne emocje, zamiast stawiać na racjonalne podejście do sprawy.
— Tak właściwie, to za wszystko — stwierdził wzdychając, uznawszy w tym momencie, że wyliczanie kolejnych jego wpadek, byłoby nazbyt wymagającą czynnością. W tej chwili postrzegał bowiem siebie jako niezwykle paskudną osobę, zapominając o tym, że Fitz wcale nie był bez winy. Nie zwrócił też uwagi na to, że żaden z nich tak naprawdę nie musiał wcale zachowywać się porządnie, jako że ta cała sytuacja, w jakiej się znaleźli, dawała im prawo do przeróżnych przepychanek — bądź co bądź, powinni jednak mieć wobec siebie dość wrogie nastawienie. Gabe uważał jednak, że to dość przykre, że Wainwright ma go za okropnego człowieka. — Dobrze się pan czuje? — zapytał po chwili, dość tkliwie, dostrzegając zachowanie tamtego. I wtedy dotarło do niego, że to, co wziął za niewielką ilość alkoholu, zupełnie niegroźną, było w istocie lekką przesadą. Skoro jednak był w stanie to dostrzec, to chyba miał jeszcze czas na to, by się wycofać bez zbłaźnienia, prawda? Odkaszlnął więc cicho, jakby ta prosta czynność sprawić miała, że poprzednie jego zachowanie nie zostanie dostrzeżone. Kogo jednak chciał oszukać? — W sumie głównie za to poprzednie spotkanie, wie pan, te bankiety są takie… I miał prawo pan tak pomyśleć, więc to wszystko było takie… — westchnął ostatecznie, odczuwając, że jakakolwiek rozmowa na poziomie nie miała prawa mu teraz wyjść. Czy jednak naprawdę musiał się do tego odnosić? Przecież mu już nie zależało, nie powinno, prawda? Ach ten przeklęty, podstępny alkohol. — Tak więc tak, za to właśnie tylko chciałem przeprosić — mruknął na zakończenie jeszcze, nie kryjąc przy tym, że jest dość mocno zrezygnowany. Obejrzał się za to, by wybadać, czy może jego znajomi są tu jeszcze, ale niestety — nawet jeśli minęło zaledwie kilka minut, zdążyli się ulotnić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Był pewien, że Hargrove zdążył już opuścić lokal, jak i otaczający go teren — dlatego właśnie dopiero teraz zdecydował się zaczerpnąć świeżego powietrza. Bądź co bądź, byli sobie całkowicie obcy i wpadanie na siebie w takich miejscach mogli całkowicie zignorować, od razu wyrzucając owe przypadkowe spotkanie z głowy. Co więcej, ich ostatnia rozmowa nie zakończyła się najlepiej, więc tym bardziej powinni się unikać. Nagłe, niespodziewane pojawienie się Hargrove’a zaraz obok niego, z tego powodu właśnie tak bardzo Fitza zaskoczyło. — Nie może pan przepraszać mnie za wszystko, to niedorzeczne. To tak, jakby przepraszał mnie pan za atak Japonii na Amerykę w 41 albo... — urwał i machnął ręką, nie wiedząc, po jaką cholerę wyszedł z tym pustym komunałem. Tak chyba działał w stresie. Tylko dlaczego się teraz stresował? Być może ta śmiałość mężczyzny nieco go niepokoiła; choćby to pytanie, które zadał w dość osobliwy sposób. — Słucham? Tak... Ja... Dziękuję, w porządku — odparł, nieco zbity z tropu. Czy on o czymś nie wiedział? Czy podczas tego wieczoru, kiedy on siedział przy stole i zastanawiał się nad sensem swojej egzystencji, wydarzyło się coś kluczowego w sprawie jego rozwodu? Może ten się już zakończył, może Raelynn rozmyśliła się, a może... Chryste, może Ridley postanowiła na własną rękę przedsięwziąć jakieś kroki w tej sprawie? Przypomniał sobie zaraz o swoim papierosie, który przez ten długi czas rozmyślań zdążył się już w połowie wypalić. Zaciągnął się, a potem podszedł do śmietnika i ugasił go w popielniczce. I tak nie lubił palić, więc wszystko jedno. Myślał też, że adwokat Raelynn już odejdzie, ale nie, ten stał niewzruszony i chyba nie zamierzał póki co się oddalać. — Och... W takim razie nie ma pan za co przepraszać. To ja się wygłupiłem, nie podszedłem do tej sprawy rozsądnie — odparł, dopiero teraz zatrzymując na nim dłużej wzrok. I wtedy wszystko do niego dotarło — Hargrove był w jakimś stopniu wstawiony. To wiele tłumaczyło, to też dodało Fitzowi odwagi. — Musi mi pan uwierzyć, że absolutnie nie miałem złych intencji. A pana matka sama mnie odnalazła, wyłącznie kultura nakazała mi poprowadzić z nią rozmowę — zapewnił, nie wiedząc nawet, z jakiego powodu się tłumaczył. Nie zależało mu wcale na wybieleniu się w oczach adwokata, na jego przedziwnej sympatii, którą chyba i tak jakimś cudem sobie zaskarbił. — Rozumiem jednak, że mogło to wyglądać inaczej — dodał, nie wiedząc, do dalej; bez tego papierosa wyglądali tu jak para idiotów, bo stanie przed restauracją straciło już wszelki sens. Niepotrzebnie zgasił go tak prędko.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Och, oczywiście, to było absurdalne i Gabe o tym wiedział. Nie miał prawa podchodzić do niego teraz tak samo, jak Fitz nie miał prawa pojawiać się na tamtym bankiecie. Udawanie jednak, że wcale się nie znają, byłoby równie absurdalne, prawda? Cóż, według niego tak. Nawet jeśli to on ciągle podkreślał te wszystkie granice, powtarzał, że nie mogą ze sobą rozmawiać i tak dalej. Zmęczenie i alkohol niestety nazbyt mocno wpływają na umysł człowieka. — No cóż, ktoś na pewno w końcu powinien za to przeprosić — powiedział z rozbawieniem, zastanawiając się jednak, dlaczego akurat wtedy Japonia zaatakowała Amerykę i jakie to w sumie miało teraz znaczenie. Jedyną zaletą tych procentów krążących w krwi było to, że dodawały mu pewnego rodzaju animuszu, toteż po raz pierwszy, tak naprawdę, nie przejmował się zbytnio przebiegiem tego spotkania. Jak i tego, co mówi oraz tego, co Fitz o tym wszystkim myśli. Całkiem mimo wszystko było to przyjemne. Przypatrywał się mu potem uważnie, zastanawiając się, czy powinien wspomnieć o utajnionych szczegółach pierwszej rozprawy. Obiecał sobie jednak przecież, że kończy z tą szlachetną pomocą — tym bardziej, że nie była ona wcale ani dobrze postrzegana przez tamtego, ani też oczekiwana. Trudno więc, postanowił milczeć w tej kwestii, skoro Fitz i tak toczył w tym rozwodzie jakąś przedziwną, skomplikowaną rozgrywkę. Uśmiechnął się zaraz potem przyjaźnie i pokręcił głową. — Tak właściwie było to jedynym racjonalnym wyjaśnieniem, prawda? Dla wszystkich w tych czasach liczą się wyłącznie pieniądze — powiedział, wzruszając ramionami. Sam przecież wybrał ten zawód wyłącznie z ich powodu (no, nie do końca), także nie mógł zgrywać teraz świętego. Nigdy jednak od nikogo łapówki nie przyjął i… naturalnie też nie zamierzał nikomu przyznać, że Wainwright mu coś podobnego proponował. Były na to odpowiednie paragrafy, niestety. — Nie musi się pan tłumaczyć — dodał obojętnym tonem, bo to, co go wtedy tak bardzo oburzyło, dzisiaj nie robiło na nim większego wrażenia. — To paskudna kobieta. I już wcześniej robiła mi przeróżne wyrzuty, więc jej nowa nienawiść spowodowana niszczeniem panu życia jest całkowicie niegroźna — wyjaśnił, choć nie musiał, pewnie nazbyt śmiało dzieląc się z nim pewnymi szczegółami. Oczywiście jednak była to prawda, bo jego zrozpaczona matka twierdziła, że przez te przeklęte rozwody, Gabe zniszczy dzieło jej życia. Tak jakby naprawdę zależało jej na tej przeklętej fundacji. Uświadomiwszy sobie zaraz pewną głupotę westchnął ponownie i postanowił popełnić jeszcze jedną głupotę, skoro tak dobrze mu szło. — Możemy odpuścić te konwenanse, skoro cały ten rozwód potrwa jeszcze kilka miesięcy co najmniej. Gabe — powiedział przyjaźnie, wyciągając do niego dłoń. Wiedział, że to dziecinada lekka. I wiedział, że Fitz pewnie uzna, że tak nie wypada i ta jego dłoń tak żałośnie przez chwilę wisieć będzie w powietrzu, ale trudno, trudno! Ta ciągła kurtuazja była wymęczająca, szczególnie dzisiaj. — W każdym razie, nie będę ci już zajmować czasu — powiedział po chwili, czując się przy tym dość dziwnie. Mimo wszystko. Wyciągnął jednak telefon, by wezwać taksówkę, bo jednak i on dostrzegł, że jakaś niezręczność kryła się w tym tkwieniu przed restauracją.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, teoretycznie nie miał prawa pojawiać się na bankiecie, ale przynajmniej wpłacił na tę fundację sporą ilość pieniędzy. Miał więc jakiś pretekst, który przy okazji czynił z niego naprawdę szlachetnego i dobrodusznego człowieka. A spotkanie w restauracji wydawało mu się jakoś... wielce nieodpowiednie. Choć nie wiedział dlaczego. Uśmiechnął się na słowa Hargrove’a, które normalnie bardziej by go rozbawiły, ale z powodu uczucia pustki i dobijającego bezsensu, nie potrafił wykrzesać z siebie choćby krótkiego śmiechu. Spora entropia wypełniała teraz jego umysł, która znacznie utrudniała mu tę rozmowę.
Oczywiście. Choć to całkiem przykre — stwierdził, bo dla niego pieniądze nie miały większego znaczenia, czego dowodem był chociażby ten rozwód, który zamierzał przegrać. Ucieszył się, że adwokat doszedł do odpowiednich wniosków i że Fitz nie musiał przedstawiać mu dogłębniej swojego punktu widzenia — naprawdę nie czuł się dzisiaj na siłach na toczenie poważniejszych dyskusji.
Następnych słów Hargrove’a nie odebrał jednak ze zbyt dużym entuzjazmem. Nie pochwalał wyzywania swoich rodziców od paskud, darząc ich szacunkiem choćby za zapewnienie dachu nad głową, kiedy było się dzieckiem. Rozumiał jednak, że niektórzy nie mieli z nimi przyjemnych doświadczeń, dlatego mimo wszystko podszedł z odpowiednim dystansem do wyznania bruneta. — Och, w takim razie powinienem chyba się z nią zaprzyjaźnić — odparł, nawiązując do tej części wypowiedzi, z której dało się wywnioskować, że Cynthia stała za nim murem, choć tak naprawdę nic nie wiedziała o tej sprawie. Oczywiście nie mówił poważnie, po prostu tacy ludzie niezwykle go śmieszyli. Chyba zaczął już rozumieć, dlaczego Gabe pałał do niej taką niechęcią.
Faktycznie gest Hargrove’a nieco go zaskoczył. Właściwie zaskoczył go na tyle mocno, że przez chwilę patrzył na jego wyciągniętą dłoń i nie ruszał się wcale. To jednak nie dlatego, że uznał ten czyn za niezwykle haniebny, a po prostu kompletnie się go nie spodziewał... Uścisnął mu jednak w końcu dłoń, czując się... głupio. Nieswojo. Nie było mu z tym jednak dobrze — okropnie czuł się, podchodząc do mężczyzny z taką rezerwą, skoro ten pałał do niego czystą sympatią i podczas całej tej rozmowy, ani razu go niczym nie uraził. — Fitz — odpowiedział, kiedy już nabrał nieco innej perspektywy na tę konwersację. Ponownie dołączył do tego uśmiech, choć szczerze mówiąc, zazwyczaj wolał zwracać się do ludzi tytułując ich panem/panią lub po prostu mówiąc do nich po nazwisku. — Tak, jak najszybciej muszę wrócić do bezcelowego stania na chodniku i patrzenia się w bliżej nieokreślone miejsce — rzucił, w swoim mniemaniu niezbyt zabawnym żartem. Mimo usilnych prób zmiany swojego nastroju nie potrafił poczuć się w pełni komfortowo. — Właściwie ja też już planowałem się zbierać — dodał nagle, nie myśląc za bardzo nad tym, jak to zdanie mogłoby zostać odebrane. Naprawdę zamierzał opuścić już restaurację, tylko to miał na myśli i nie liczył wcale na to, że ich przedziwne spotkanie się przeciągnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Skoro teoretycznie była to zaledwie zwykła, nieszczególna wymiana zdań, to nie mogło się w tym kryć nic nieodpowiedniego. Ludzie przecież nieraz tak robią; zaczepiając się z niejasnych powodów, rzucają w swoją stronę słowa, które sekundę później zapominają. A jeśli ktoś miał się czuć niezręcznie teraz, to jednak przecież tylko Gabe, skoro niedawno jeszcze żywił względem niego pewne uczucia. I nawet jeśli ponoć się ich już wyzbył, to pewnie nadal podobne spotkania powinien uznawać właśnie za nieodpowiednie, prawda? Tyle że nie odczuwał żadnych wyrzutów sumienia z powodu tego, że pozwolił sobie go zaczepić. Bo naprawdę, mimo wszystko, było to dość normalne, powszechne, nieszczególne.
Odetchnął z ulgą. Niezauważalnie, niemalże metaforycznie, ale jednak — dopiero po podrzuconej sugestii o najlogiczniejszym z wyjaśnień zdał sobie sprawę, że sam naprowadza go na możliwe inne wyjaśnienia. A lepiej dla niego, by Fitz nie drążył tej sprawy — zagadka jego przedziwnej dobroci pozostać powinna niewyjaśniona. Co prawda wystarczyłoby wytłumaczyć się jednym słowem, zrzucić winę na te wszystkie imponderabilie, na które wpływu przecież nie miał, ale i tak wolał uniknąć zbędnego wstydu. Tym bardziej, że już zmądrzał. Tak. Ani trochę nie czuł już tego, co wcześniej. — To byłaby raczej dość krótka przyjaźń — stwierdził tylko, wciąż z uśmiechem, wciąż przyjaźnie. Mógłby jakoś tę myśl wytłumaczyć, ale obiecał sobie, że o tym rozwodzie niewiele będzie mówić, a to już jednak ściśle do niego nawiązywało. Może i jego matka obdarzyła Fitza jakąś pozorną sympatią, ale wyłącznie dlatego, że miał jeszcze pieniądze. A po tych nadchodzących rozprawach miało się to jednak zmienić. Cóż, potem za to został mile zaskoczony i naturalnie mocno go to ucieszyło. Popełnił tym samym spory błąd, ale po prostu wierzył, że ta ich znajomość przecież nie musi być w żadnym stopniu szkodliwa. Dla nikogo. — Och, byłem pewien, że ktoś tam na ciebie czeka — rzucił dość głupio, chociaż… przecież miało to sens. Do restauracji nie przychodzi się raczej samemu, prawda? I to nie tak, że obchodziło go, z kim się spotkał (paskudne kłamstwo), tylko raczej, że Fitz wyglądał wcześniej, jakby miał do restauracji wrócić jeszcze. Nieważne jednak, skoro zaraz powiedział sam coś głupiego i Gabe zaśmiał się krótko, zdając sobie sprawę z tego, że być może (lub na pewno) nie powinno wcale go to bawić. Nic takiego, ale po prostu Hargrove raczej podobne sformułowania słyszał w dość… konkretnych przypadkach. I trochę nie wiedział w sumie co ma teraz z tą informacją konkretną zrobić, ale skoro wybierał już w telefonie odpowiedni numer, postanowił postąpić po prostu kulturalnie. Chociaż opcji tak naprawdę miał wiele i wszystkie były dość interesujące. — Okej, a więc dwie taksówki — powiedział więc i faktycznie poprosił o dwa kursy, jeden do Downtown, drugi do Magnolii, bo przecież lepiej tak, niż gdyby mieli się dzielić jedną taksówką, prawda. — Dziesięć minut — poinformował go od razu, gdy już miła dyspozytorka potwierdziła zamówienie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Tak, to prawda, jednak w przypadku Hargrove’a ta teoria niekoniecznie się sprawdzała; ich konwersacje nigdy nie zaliczały się do tych normalnych, zawsze przebiegały w specyficzny sposób i Fitz nie miał bladego pojęcia, czego mógł spodziewać się jeszcze po brunecie. Poza tym, dochodził do tego jeszcze jeden aspekt — Fitz tej chwili po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, szczerze szukał z kimś kontaktu. Potrzebował towarzystwa, nieważne jakiego, nieważne w jakim tonie; po prostu okropnie zaczęła doskwierać mu ta pustka.
Jakoś mnie to nie smuci — odparł, trochę rozbawiony, bo utarła mu się już pewna opinia o matce Gabe’a, która bynajmniej nie była podstawą do zawarcia z nią przyjaźni. Zresztą, kiedy na bankiecie Fitz wspomniał o tej kobiecie, określił ją mianem interesującej, nie wspaniałej, uroczej czy fascynującej, co mówiło już samo za siebie i dobitnie wskazywało, że mimo swojej uprzejmości, Cynthia niekoniecznie przypadła mu do gustu. Włożył dłonie do kieszeni od płaszcza i spojrzał jeszcze w kierunku restauracji, zastanawiając się, czy niczego w niej nie zostawił i czy wyjście już w tym momencie było dobrym pomysłem. Dalsze ślęczenie w niej byłoby jednak okropnie nużące i wydawało mu się już całkowicie nieatrakcyjne. — Tak, moje widmo — rzucił, uzmysławiając sobie, że w jego życiu obecnie nie znajdował się nikt, z kim mógłby wybrać się w to miejsce z prawdziwą chęcią. Wszystkie jego dotychczasowe znajomości były okropnym pasmem rozczarowań, co także trochę go teraz dobijało i podłamywało. Naszła go nawet myśl — bardzo nieśmiała, ale jednak — że może on sam w sporym stopniu odpowiadał za taki obrót wydarzeń; może traktując ludzi z góry, tak powierzchownie i pretensjonalnie, sam prosił się o tak przykre zwieńczenie swojej egzystencji. Była to jedna z możliwości. Ta najmniejsza możliwość. A mimo to tknęła go do podtrzymania tej przedziwnej znajomości, która i tak skazana była na szybką klęskę — bądź co bądź, grali dla przeciwnych drużyn, a z takich stosunków nigdy nie wychodziło nic dobrego. Największym błędem Fitza w dzisiejszym rozumowaniu była jednak zupełna nieświadomość tego, jak rozpatrywać tę sytuację mógł Gabe, którego nie podejrzewał o... o nic właściwie. Najwygodniejszym rozwiązaniem dla niego w tym momencie było patrzenie na tę relację w sposób prostolinijny; niedopowiadanie do niej ukrytych znaczeń, nieszukanie jakichkolwiek zaczepek, traktowanie jej po prostu w całkiem standardowy sposób. Dlatego rozbawienie goszczące na twarzy bruneta po wypowiedzianych wcześniej słowach, nie przykuło wcale jego uwagi. — W porządku. Dziękuję — powiedział, nie spodziewając się, że mężczyzna będzie na tyle miły, by także dla niego zamówić taksówkę. Nie był to jednak na tyle szlachetny i wzniosły czyn, by Fitz teraz stawiał mu ołtarze, ale był szczerze wdzięczny. — W takim razie mamy trochę czasu, w którym możesz opowiedzieć coś o sobie. Bo uważam to za wielce niesprawiedliwe, że o mnie wiesz wszystkie najgorsze szczegóły, a ja o tobie zupełnie nic — rzucił dość autorytatywnie, po raz pierwszy od dawna starając się być towarzyski. Nie potrafił jednak spuścić z tonu, dlatego mógł zabrzmieć trochę... dziwacznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

A więc i z tej sytuacji wynikała kolejna przykrość. Nawet jeśli Gabe tak uparcie twierdził, że nie robi to na nim samym żadnego wrażenia, że już się wyleczył z tego zauroczenia, że to wszystko nic nie oznacza, prawda malowała się wprost przeciwnie. Zależało mu. Na zwykłej sympatii i nie tylko. Na byciu kimś wyjątkowym, nie przerywniku od nudy. Potrzebował być kimś, nie „nieważne kim”, chciał wzbudzać jakieś emocje, a nie pełnić rolę chwilowego wypełnienia pustki.
Póki co jednak się nie poddawał. To ten dobry humor, w głównej mierze alkohol, ale przynajmniej nie dostrzegał w zachowaniu Fitza niczego złego. Mogli choć ten jeden raz zachować się tak, jakby nie łączył ich wyłącznie ten paskudny rozwód, nawet jeśli uderzyć to potem miało w Gabe’a ze zdwojoną siłą. Ta świadomość, że uczucia te (których przecież się wyzbył) są jednostronne, że nie zostaną nigdy odwzajemnione, że to tylko on musi się starać, szukać uwagi, zważać na słowa, starać się, pokazywać z najlepszej strony. Tak, to miało zaboleć wtedy, gdy na dobre opuścić miały go jakiejkolwiek nadzieje. I to nie tak, że kryło się w tym coś wyjątkowego — wiele osób doświadcza tego typu emocji, zderza się z paskudnym zauroczeniem, więc nie było sensu jakkolwiek go żałować. Bo nie był i pewnie przez długi czas nie będzie (o ile w ogóle) interesujący dla Fitza w sposób, który by go zadowolił. Póki co mógł jednak stwarzać pozory. Był więc miły i sympatyczny, uśmiechał się, nie kryjąc wcale, że wszystko, co Wainwright mówi, na przemian jest fascynujące i zabawne. I to nie tak, że usilnie epatować chciał swoim zachowaniem — w tej przedziwnej sytuacji zakładał, że wystarczy być sobą. Ale to jednak za mało, prawda? — To brzmi jak jakaś paskudna rozmowa kwalifikacyjna — stwierdził więc z uśmiechem, nie spodziewając się wcale tego typu sugestii. Miał o sobie opowiedzieć. Teraz. W tym momencie. Poczuł się nagle najmniej interesującą osobą na świecie i nie miał pojęcia, co można byłoby uznać za choćby w minimalnym stopniu ciekawe. — Poza tym, nie znam wcale żadnych złych szczegółów — dodał, uznając, że to dość miłe stwierdzenie. I prawdziwe, dla niego. Nawet jeśli owszem, natykał się na sprawy, które czynić mogły z Fitza potwora, a które przy tym wykorzystać miał w sądzie — to wszystko znaczyło nic, niewiele, naprawdę. Podszedł za to bliżej niego, dość nieświadomie, by po prostu rozluźnić atmosferę. — No ale możesz pytać o cokolwiek, skoro faktycznie jest to dość niesprawiedliwe — zaproponował, uznając, że przecież i tak ma niewiele do ukrycia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prawie całkowicie wyzbył się już towarzyszącego mu wcześniej zażenowania, które ustąpiło miejsca pewnego rodzaju fascynacji. Nie jakiejś niezwykle poważnej fascynacji, a po prostu pozytywnemu zainteresowaniu, całkowicie szczeremu do tego. Na ten moment jednak (niestety) Hargrove faktycznie był dla Fitza wyłącznie chwilową odskocznią od codzienności, co oczywiście w niedalekiej przyszłości mogło ulec zmianie — blondyn nie zamierzał bowiem zamykać się na tę znajomość, gdyż nie widział ku temu żadnych podstaw.
Zaśmiał się na słowa mężczyzny, które teoretycznie powinny go urazić, ale zamiast tego naprawdę go rozbawiły. — Tak... Ja chyba nie do końca potrafię toczyć podobne rozmowy — przyznał, nie widząc sensu w ukrywaniu tego faktu — w żaden sposób mu to nie uwłaczało, nigdy też nie próbował oszukiwać się, że takie luźne konwersacje są jego mocną stroną. Ta umiejętność była mu całkowicie niepotrzebna, skoro nie łaknął nigdy kontaktu z ludźmi. To znaczy... Do teraz (?). — Ale hej, naprawdę jest taka paskudna? — zapytał, przybierając urażoną minę, choć wciąż był wielce rozbawiony. Sam czuł jednak przy tym, że nie zachowywał się teraz jak on. Cóż... niekoniecznie miał wpływ na to, kiedy łapała go jakaś przedziwna chandra i wymuszała na nim niecodzienne zachowanie. Reagowałby dokładnie w ten sam sposób niezależnie od tego, na kogo by dzisiaj wpadł — to nie tak, że wyłącznie obecność Hargrove’a tak na niego wpływała.
Daruj sobie tę niepotrzebną uprzejmość, wiem, że jest inaczej — powiedział, pragnąc, by ta rozmowa przebiegała możliwie jak najuczciwiej. Nie musieli się okłamywać, jaki był tego sens? Fitz wiedział przecież doskonale, co Raelynn mogła o nim naopowiadać i zdawał sobie sprawę z tego, że nie były to najprzyjemniejsze szczegóły. Dziwiło go natomiast, że Hargrove mimo tego chciał utrzymywać z nim znajomość. To zaskakiwało go w mężczyźnie najbardziej.
Nie dostrzegł też nic dziwnego czy nieodpowiedniego w tym, że Hargrove postanowił się do niego zbliżyć — to uczucie zażenowania naprawdę zdążyło już go opuścić. Właściwie nawet tego nie zarejestrował — ten ruch wydał mu się tak bardzo naturalny i normalny, że przez myśl mu nawet nie przeszło, by zwrócić na niego uwagę. — O cokolwiek, naprawdę? To naprawdę nieograniczone możliwości, jesteś pewny, że chcesz mi dać tak poważne uprawnienia? — zapytał, przyjmując grobową minę i unosząc jedną brew ku górze, choć tylko się zgrywał. Skrzyżował też po chwili ręce, prawą dłoń przyłożył do brody i zaczął stukać w nią wskazującym palcem, jakby się nad czymś ogromnie głowił. — W porządku. Dlaczego akurat ten zawód? Nie wydaje mi się, by ktoś od dziecka mógł marzyć o poróżnianiu małżonków, a twoi rodzice wydają się być wobec siebie lojalni, więc co cię skierowało w stronę rozwodów? Masz za sobą jakiś? — zadał w końcu swoje pytanie, całkiem śmiało do tego i nie starał się wcale ukryć swojego wyraźnego zaintrygowania tym tematem. Naprawdę był ciekawy, co kierowało brunetem podczas wyboru swojej specjalizacji. Nie spodziewał się, że odpowiedź będzie szalenie zaskakująca albo że jest ogromną tajemnicą, ale i tak chciał się tego dowiedzieć — nawet jeśli mężczyzna po tylu latach pełnienia tej funkcji, zacząłby konfabulować na temat swoich pobudek.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Powinno go to cieszyć. Ponoć łatwiej jest, gdy pozytywów szuka się w niewielkich fragmentach życia; teraz właśnie to zagwarantować mogło mu namiastkę szczęścia — ta pozorna sympatia. Aż tyle i zaledwie tyle, bo o więcej prosić nie mógł i nie powinien. Tak więc cieszenie się z tego, że po tych kiepskich minionych spotkaniach, jak i wojnie prowadzonej w sądzie, są w stanie normalnie rozmawiać, powinno całkowicie mu wystarczyć. I może udać się miało to w tym momencie, ale nie w przyszłości. Nie jeśli będą wciąż tak wpadać na siebie i stawiać na podobną śmiałość.
Dopiero słowa Fitza uzmysłowiły mu, jak niefortunnie ułożył to zdanie, jak tak prosta kombinacja słów, mogła mieć pejoratywny wydźwięk. Nie chodziło mu przecież o to spotkanie samo w sobie, a konieczność nagłego snucia jakichś opowieści na swój temat; niewielki uśmiech zawstydzenia zawitał więc na jego twarzy. I nie miał pojęcia, czy tłumaczyć się z tego, czy jednak udać, że to nic takiego — ostatecznie ta druga opcja brzmiała bezpieczniej, a Gabe nie chciał przecież popełnić (kolejnej) gafy. — Niestety — przyznał, kiwając przy tym głową. Udał przy tym lekkie rozczarowanie wynikające z tego powodu, ale postawmy sprawy jasno — był obecnie w tak dobrym humorze, dzięki niemu, że nie potrafił toczyć tak brutalnych (i nieśmiesznych) żartów. — Chociaż na tle poprzednich wypada dużo lepiej — pozwolił sobie stwierdzić z uśmiechem, bo jednak te początki były ciężkie. Momentami fatalne. I wciąż przecież Gabe ciekaw był, dlaczego Fitz podczas mediacji zachowywał się tak przedziwnie, ale nie zamierzał o to pytać. Nie teraz. Zaraz potem pokręcił głową. — Wiesz, ile mam podobnych rozpraw za sobą? I ile się nasłuchałem potwornych opowieści o tych wszystkich ludziach? Naprawdę, nie wypadasz przy nich źle. Raelynn mówi o tobie same dobre rzeczy — powiedział, wbrew sobie wplątując w tę rozmowę Rae. Nie kłamał teraz wcale, ale po pierwsze, nie miał prawa tego mówić. Poza tym nie chciał, by przypadkiem do siebie wrócili, bo jednak… Nie. — Poza tą zdradą — dorzucił, by faktycznie dało się w tym wszystkim odnaleźć szczerość. Nie oceniał go, jako prawnik Raelynn musiał z wymieniania tego haniebnego czynu korzystać, ale nie zamierzał wcale tego analizować. Nawet jeśli miał dość mocno wyrobione zdanie na temat zdrady samej w sobie.
Tak. Jak najbardziej, nikomu innemu nie, ale Fitz mógł pytać o cokolwiek. Bo odpowiedziałby szczerze, na wszystko, nawet jeśli byłyby to sprawy nazbyt osobiste. — Korzystaj, drugiej takiej szansy nie dostaniesz — powiedział, wzruszając ramionami. Cóż za paskudne kłamstwo. — Och, uwielbiałem jako dzieciak niszczyć innym związki, więc gdy odkryłem, że mogę na tym zarabiać… — odparł, śmiejąc się lekko. — Moi rodzice się nienawidzą, po prostu nie mogą się rozwieźć — wyjaśnił, poważniejąc nieco, bo jednak te jego sprawy rodzinne należały do drażliwych tematów. Nie na tyle, by porzucił przez to teraz rozmowę, ale po prostu męczyło go to niesamowicie. To znaczy, tłumaczenie innym, dlaczego jego rodzice skonstruowani są w tak przedziwny sposób. — I nie, na całe szczęście nie mam za sobą żadnego małżeństwa. A jeśli z tej pracy wynika jakikolwiek pozytyw, to właśnie wskazanie, że tego typu szopka nie jest dla mnie — wyjaśnił, może nazbyt wchodząc w szczegóły, ale trudno, mieli jeszcze sporo czasu do przyjazdu taksówki. — A co do tego, dlaczego… To dość długa historia. I bynajmniej nie interesująca, po prostu moim hobby było kiedyś uprzykrzanie życia moim rodzicom — dodał, wzruszając ramionami. Dość żenujące, ale trudno, nie chciał wcale zmyślać jakiejś nieprawdziwej, patetycznej opowiastki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie oczekiwał po brunecie odpowiedzi ani tym bardziej zapewnień, że ta konwersacja nie była dla niego katorgą. Nie był głupi, wiedział, że gdyby w istocie tak było, nie staliby tu teraz dłużej, tylko już by się pożegnali, maskując się jakąś tanią wymówką. Tymczasem ich rozmowa trwała w najlepsze, a wyznacznikiem czasu, jaki im pozostał, był zbliżający się przyjazd taksówek, który niekoniecznie się Fitzowi uśmiechał. Musiał przyznać, że to przypadkowe spotkanie nie było najgorsze, że wymienianie zdań z Hargrovem nie ciążyło mu tak, jak w przypadku innych osób i choć z początku stosunek miał do tego ambiwalentny, tak teraz był szczerze zainteresowany tą sceną. Nie miał w zamiarze zawstydzić bruneta, dlatego i mu zrobiło się głupio, kiedy dostrzegł, jak ten się zmieszał. Uśmiechnął się lekko na jego wytłumaczenie i postanowił porzucić już ten temat, który i tak był idiotyczny. Nie chciał też wcale wracać myślami do ich poprzednich spotkań, bo... musiałby też myśleć o Rae i całym tym bagnie, jakie jej zafundował, a nie miał do tego dzisiaj głowy. Tylko... no właśnie — ktoś jeszcze miał wpływ na przebieg tej rozmowy. Momentalnie spochmurniał, kiedy Gabe wypowiedział imię jego żony, a cała ta paskudna apatia wróciła ze zdwojoną siłą. — To źle. Nie powinna — skwitował chłodno, przez tę krótką chwilę nie panując nad tonem głosu. Dlaczego Raelynn wciąż go gloryfikowała, dlaczego nie mogła stwierdzić, że był zwykłym dupkiem i że uwolnienie się od niego będzie dla niej najlepszą nagrodą? — Nie rozmawiajmy o niej — zażądał nieco spokojniejszym i bardziej opanowanym głosem, próbując wyrwać się spod szponów tej nieznośnej chandry. To naprawdę nie był czas i miejsce na dowiadywanie się podobnych informacji — właściwie nigdy nie chciał usłyszeć tych szczegółów, które znacznie wszystko utrudniały. — Ta zdrada jest bzdurą — syknął, ponownie dając ponieść się irytacji, skierowanej nie w kierunku bruneta, a całego, felernego rozwodu. Pokręcił jednak głową, cmoknął półgębkiem i machnął ręką, dając tym samym wyraźnie znać, że nie miał ochoty toczyć teraz tej rozmowy. — Ten temat też powinniśmy porzucić — dodał, rzucając mu przepraszający uśmiech. Za łatwo dawał się dzisiaj ponosić takim bzdurnym impulsom, powinien bardziej nad sobą panować. Przejechał dłonią po twarzy, czując przy tym, jak mróz coraz bardziej atakuje jego ciało i wsłuchał się w następne słowa mężczyzny. Z początku chciał zapytać jeszcze, co Gabe chciał mu wyznać podczas mediacji, ale porzucił ten pomysł, obawiając się powrotu toku rozmowy na niechciany temat. I tak było to raczej nieistotne, prawda?
Pokiwał głową na znak, że ta historia nie była mu obca, kiedy Hargrove wspomniał o relacji, jaka łączyła jego rodziców. — Tak, moi także za sobą nie przepadali, więc jak najbardziej rozumiem i szczerze współczuję — odparł, wiedząc doskonale, jakim potrafiło to być utrapieniem. Rodzice powinni dawać swoim dzieciom przykład, a nie niszczyć ich przyszłość fatalnym ukazaniem związku dwojga osób, które czuły do siebie odrazę. Fitz naprawdę nie rozumiał, dlaczego wpadało się na tak beznadziejne pomysły, by trwać w podobnych układach dla dobra dzieci — przecież nic dobrego z tego nie wychodziło, dla nikogo. Tym bardziej dla dzieci, które widziały znacznie więcej, niż podejrzewano. — To rozsądna decyzja, kiedyś też nie zamierzałem brać ślubu — wyznał cicho, nie wiedząc, czy powinien zahaczać w ogóle o tę kwestię. Został jednak w młodości przyparty do muru i musiał poślubić Rae, co jak widać, nie skończyło się najlepiej. Kiedy więc miało się jakiekolwiek wątpliwości w tym temacie, chyba faktycznie nie warto było skazywać się na dożywotnie cierpienie poprzez zawarcie ślubu. — Przez tę pracę musisz być chyba całkowicie obdarty z takich miłosnych uniesień, skoro dzień w dzień zmagasz się z najgorszymi konsekwencjami tej nierozwagi, co? — zagadnął jeszcze, będąc pewny, że go taka posada całkowicie zniechęciłaby do relacji z ludźmi. Nie to, żeby dotychczas się jakoś nimi interesował... Właściwie dawno nie spotkał żadnej kobiety, która zaintrygowałaby go szczególnie mocno. A widząc takich głupców, niegdyś zakochanych, a teraz przeżutych przez życie, wyniszczonych od środka przez niegdyś ukochaną połówkę... To potrafiło człowieka skutecznie odstraszyć.
Na pewno byłaby interesująca — zapewnił, szczerze o tym przekonany. Nawet jeśli ta historia była monotonna, jeśli miała w sobie mało logiki i tak byłaby dla Fitza ciekawa. Oczywiście nie zamierzał naciskać, skoro ewidentnie brunet nie miał ochoty na ciągniecie tego tematu — był mu to winny, skoro wcześniej Hargrove zgodził się na porzucenie wątku Rae. — Ale w porządku, takie wyjaśnienie jak najbardziej mi odpowiada — przyznał, unosząc kącik ust w uśmiechu. W swoim zachowaniu tego wieczoru najbardziej zaskakiwało go to, że odczuwał potrzeby, a nawet nie miał ochoty rozmawiać o sobie. Każde drobne napomknięcie na swój temat okropnie go mierziło i potrzebował zająć myśli czymś — lub kimś — innym. — Mam nadzieję, że nie obrazisz się, kiedy pominę tę część rozmowy, w której pytam o twoje dobre i złe strony, a potem o powód, dla którego widzisz się w tej pracy — skrzywił się, ponownie rzucając byle jakim żartem, byleby tylko nie nastała między nimi cisza, która tak dzisiaj szumiała mu w uszach. Ta kurtuazja nie wynikała bowiem wyłącznie z chęci poznania bruneta i przeprowadzenia z nim interesującej rozmowy, a była w głównej mierze wołaniem o pomoc osoby, która nie potrafiła odnaleźć się w tym świecie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie wierząc w choćby znikome powodzenie w tej sprawie (a więc i zyskanie podstawowego minimum, czyli zwykłej sympatii Fitza) ciężko byłoby mu uwierzyć, mimo wszystko, że rozmowa ta nie jest dla Wainwrighta katorgą. W końcu to Gabe naruszył jego prywatność, to on go zaczepił, on wymusił tę pozorną serdeczność. Raczej sądził nadal, naiwnie, że wszelkie zaczepki ze strony mężczyzny są przejawem jakiejś konieczności, a że ten przyjazd taksówek uwolnić miał go od tego niepotrzebnego cierpienia. Jednak naprawdę mu to wystarczało, bo nie przypuszczał wcale, że Fitz mógłby kiedykolwiek zapałać do niego szczerą sympatią. To jego przekonanie, że wygłupia się tylko, nie było oczywiście bezpodstawne — wystarczyło poruszyć nieodpowiedni temat, by na moment utracić tę pozorną pewność siebie. Hargrove wiedział, że o rozwodzie rozmawiać nie powinien, tak jak i o Rae, ale było to przecież dość nieuniknione. I naraz pojawił się w nim strach, czy aby na pewno, poza tą sprawą, mieliby o czym ze sobą rozmawiać. Czy raczej na pewno chodziło o wyłącznie o ten proces, kilka niejasności i tyle, koniec historii. Milczał, przybierając dość zmieszaną minę, gdy tamten wyliczał, o czym dyskutować nie chce. I miał rację, naturalnie. Nie tylko z powodu zwykłej niechęci, a też tego, że Gabe nie mógł prywatnie wypytywać go o te kwestie — nawet jeśli wspominając o tym teraz, nie miał nic złego na myśli. To nie tak, że całe to spotkanie miało polegać na jakimś wyniesieniu jasnych korzyści; nie posługiwał się intratnymi wtrąceniami, które mógłby później wykorzystać w sądzie. I nawet jeśli otworzył usta, by zadać pytanie o tę zdradę, która z niejasnych względów nagle odbierana miała być przez pryzmat bzdury, ostatecznie nie ośmielił się wydobyć z siebie żadnego słowa. Skinął tylko głową, uśmiechając się zdawkowo; nie miał prawa drążyć tego tematu. W innych okolicznościach… pewnie by próbował, naciskałby, może nawet sprytnie manipulowałby swoim rozmówcą, ale nie teraz. Nie chciał. Nawet po rozmowie z Kylie nie był w stanie zmusić się do tego typu zachowania.
— Raczej wątpię, że jakiekolwiek małżeństwo może być udane, więc nie ma czego współczuć. Życie jest paskudne — pozwolił sobie stwierdzić, dość obojętnym tonem, wzruszając przy tym ramionami. Nie spotkał nigdy na swojej drodze pary, która cieszyłaby się nie tylko imponującym stażem, ale też czystym szczęściem. I może to błąd, że każde małżeństwo skreślał na starcie, ale doświadczenie w tej kwestii nie pozwalało mu przyjąć innej możliwości. I skoro jednak najważniejszy przykład pochodził od jego rodziców, był na dość przegranej pozycji. Nie zamierzał się tym jednak przejmować ani teraz, ani nigdy w przyszłości. Kolejną uwagę puścił mimo uszu, mimo że chętnie pociągnąłby dalej ten temat — rozmowa z Fitzem jednak miała to do siebie, że trzeba było sprytnie unikać niewidzialnych min. Nie chciał przecież znów usłyszeć, że „o tym rozmawiać nie chce”. Przez moment przypatrywał się mu jednak uważnie, badając, czy aby na pewno i ta kwestia należy do tych delikatnych, ale odpuścił ostatecznie, skoro i tak niewiele zostało im czasu na dalszą pogawędkę. — Można tak powiedzieć — odparł, trochę zmieszany (znów), śmiejąc się przy tym jednak. — Ale nie jest tak źle, to znaczy, mam kogoś i… no, jest dobrze. Poza tym, że rodzice jednak tego ślubu się domagają — wyjaśnił wzdychając teatralnie, a tak naprawdę strofując się za to niepotrzebne zdanie. Po co o tym wspominać, skoro cała ta szopka ze związkiem nie była przeznaczona dla reszty świata, tylko dla jego rodziców? I po co właśnie teraz o tym mówić, skoro nie było to konieczne? I… i te pytania Fitza zaczynały brzmieć dziwnie, wcale nie jak przejaw nakazanej kultury, tylko faktycznego zainteresowania i zaczęło to nieco Gabe’a przerażać. Ale nie, znów wmawiał sobie jakieś nierealne rzeczy, prawda? Był w tym przecież naprawdę niezły. Tak więc żałość i żenada, nic więcej, jego popisowy numer; wspomnienie o tym udawanym związku sprawiło jednak, że spochmurniał dość mocno, uświadamiając sobie, jak beznadziejnym jest człowiekiem.
— To fatalnie, złe strony to zdecydowanie moja ulubiona część — zaśmiał się krótko, starając się jakoś ukryć ten nagły przejaw melancholii. Czasem już tak bywa, gdy rozmawiasz z kimś tak w swoim mniemaniu doskonałym, że sam zaczynasz postrzegać się jako życiową porażkę. No i pewnie wciąż mógł winić alkohol, jasne, to zawsze dobre wyjaśnienie. — W każdym razie, paleontologia — rzucił zaraz, niepytany, a jednak uznał, że czemu nie, skoro i tak zdążył już powiedzieć wiele nieistotnych rzeczy. — To był mój drugi wybór, gdybym jakimś cudem mógł w tamtych czasach decydować — wyjaśnił z uśmiechem, zdając sobie naturalnie sprawę z tego, że to nic takiego. Takimi wyborami raczej człowiek się nie chwali, a przynajmniej nie w konkretnym towarzystwie. Bo gdyby chciał mu na przykład teraz zaimponować, to powinien raczej postawić na medycynę czy chemię, prawda? — Mój dziadek zajmował się archeologią, ale napisał wiele ważnych publikacji z zakresu paleopatologii i mieliśmy się potem tym zajmować razem — dodał, w formie wyjaśnienia, by mimo wszystko nie brzmiało to jak puste zachcianki i infantylne marzenia.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”