WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Największy ruch w porcie rybackim jest popołudniu i nad ranem, zdawać by się mogło że ludzie zajmujący się połowem ryb tylko w tych porach wypływają i wpływają do portu. W sumie to logiczne. Ci co wypływają rano popołudniu kończą pracę, Ci co chcą sprzedać o świcie najświeższe okazy muszą wypłynąć wieczorem aby mieć dość czasu na skuteczny połów. Za dnia trwały tam naprawy, prace konserwatorskie, nocą zaś... nocą zaś ruch był prawie żaden, a pośród ciągle kołyszących się na wodzie kutrów, pracujących i skrzypiących desek, takielunku, łopoczących żagli co niektórych zacumowanych tu nieco na dziko żaglówek łatwo było się skryć. Wróć, nie tyle skryć, co zwyczajnie wtopić w tłum. Kilka dni temu w tym miejscu miała się odbyć transakcja, która do skutku nie doszło, a - jeżeli wierzyć braciom Perez - ma się odbyć w tym samym miejscu ponownie, tylko z zupełnie innym kontrahentem. Granie na nosie Organizacji nie jest najepszym pomysłem na długie, bezpieczne i szczęśliwie życie, ale Turcy się dopiero o tym przekonają.
Alex miał na sobie ciężkie, ale wygodne skórzane buty. Jeansy, luźną bluzę pod którą skryta była kamizelka kevlarowa. Noktowizor? Również, choć ten w chwili obecnej zadarty był do góry. Do tego pistolet i szturmowy karabinek Heckler and Koch. Podobnie wyposażona była szóstka jego ludzi, siódmy siedział kilkadziesiąt metrów od przystani, z karabinem snajperskim aby sprzątnąć ewentualnych niedobitków. Od dobrej godziny obie trzyosobowe ekipy siedziały w 'ślepych zaułkach' przystani, aby zmierzający w stronę umówionego miejsca Turcy i sprzedawcy na nich nie wpadli. Alex przez lornetkę obserwował przystań wypatrując ludzi, którzy dzisiaj mieli skończyć swój żywot. Niestety, za plecami usłyszał zatrzymujący się samochód, a z niego wysiadła Erin.
- Co Ty tu robisz do cholery? - syknął rozzłoszczony - Miałaś mi to zostawić i się nie wpieprzać! - warknął na nią. Miał nadzieję, że jej limuzyna nie rzuci się za bardzo w oczy bo wtedy cały misterny plan pójdzie w pizdu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie cieszysz się na mój widok? Jestem rozczarowana. – wywróciła oczami, ale nic sobie z tego nie robiła. Chociaż nie sądzę aby była tak nieroztropna, żeby przyjechać limuzyną? Ale niech Ci będzie!
Cóż, miałam albo i nie miałam. – wzruszyła lekko ramionami. – Podczas naszej ostatniej rozmowy byłam tak oszołomiona, że sama już nie wiem co mówiłam, co obiecałam. – westchnęła ciężko, podchodząc bliżej. Spojrzała na niego od góry do dołu, nieco rozbawiona. Niemal jak kapitan grupy operacyjnej. Ona zazwyczaj zostawiała tę nudną robotę. Ale w sumie, kim był Alex jeśli nie parobkiem Organizacji? Tak, może brygadzistą? Trudno określić.
Ojciec stwierdził, że skoro spieprzyłeś jedną akcję, z drugą może być podobnie. Prosił żebym miała wszystko na oku. – wyjaśniła oględnie! Fakty były takie, że jej ludzie byli rozstawieni w większym zasięgu. Byli znacznie dalej od przystani, wciąż pochowani w samochodach. Nie były to czarne vany z przyciemnianymi szybami. Raczej zwykłe samochody, z logami przypadkowych firm. To na wszelki wypadek, gdyby Turków było więcej niż się spodziewano? Albo gdyby ludzie Alexa znowu nawalili.
Przypakowałeś, czy to kamizelka? – zapytała, jak gdyby nigdy nic dotykając jego torsu. Wzruszyła lekko ramionami. – Jak wygląda sytuacja? – kolejne pytanie, które przerwał jeden z ochroniarzy. Właściwie obok niej stał tylko Georgie - ku chwale i zadowoleniu Alexa. – Ach, już jadą? – ucieszyła się. Dostali informacje, że akcja zaraz ma się rozpocząć.
I mam nowe wytyczne. Niestety to nie będzie koniec akcji, ale nie martw się. Wciąż możesz wybić wszystkich Turków. Masz ocalić tylko towar i przedstawicieli drugiej strony.. – powiedzmy, że chodziło o transport broni? Czy narkotyków? Sama już nie wiem! Ale Organizacja, która do tej pory grzecznie handlowała z kontrahentem, postanowiła go ostatecznie wykończyć za próbę 'zdrady'. Wykończyć, czyli przejąć fabryki, plantacje, czy linię produkcyjną w Ameryce Południowej. Zapowiadało się więc bardzo dużo pracy!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Fantastycznie i co to twoje rzucanie okiem zmieni? - dopytał kręcąc głową, bo nie bardzo wiedział ilu kibiców ze sobą sprowadziła, ale na pewno za dużo. Celowo ostatnim razem wybrali to miejsce na transakcje: można było wpłynąć do portu omijając wszelkie zasadzki na lądzie, przekazać towar, dokonać wymiany i uciec tą samą trasą. Mało świadków, mało gapiów... sam Alex miał wątpliwość, czy tych ośmiu ludzi razem z nim, których tutaj zaprosił, nie jest za dużo. Teraz jeszcze Erin i jej pachoły. Chcą, aby zrobił robotę dobrze, a wpieprzają się w to wszystko. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jak wszystko pójdzie dobrze to przypiszą sobie sukces, a jak coś pójdzie nie tak, to winą obarczony zostanie właśnie on. "zarząd".
- Sytuacja wygląda tak, że my czekamy tutaj. Turcy przyjadą od strony miasta, bo innej drogi nie mają. Kontrahenci na 99% dotrą od strony wody. Tak mieli to zrobić za pierwszym razem, gdy to my byliśmy stroną - odparł, a potem zdziwił się gdy już rzekomo mieli jechać. Kilka minut przed czasem. Sprytnie, naprawdę sprytnie. Istniał cień szansy, że potencjalna zasadzka nie będzie jeszcze gotowa, ale akurat nie dzisiaj.
- Bezsens. - prychnął - Przecież wiemy z kim robimy interesy. Tych się pozbyć, a uderzyć do innych, ale nie mój cyrk i nie moje małpy - wzruszył przy końcu ramionami i przeniósł wzrok z Erin na swoją broń. Odbezpieczył ją, wyciągnął magazynek, po chwili podłączył go znów. Wszystko działało dokładnie tak, jak powinno. Przynajmniej na ten moment, przed właściwą akcją. Nakazał gotowość wszystkim swoim ludziom. - Czy może już wyprzedziliście ruchy i tylko czekają na sygnał, że my się rozprawimy z tymi tutaj, a w tym samym czasie w paru innych miejscach też zrobi się gorąco? - wątpił, czy Erin mu to zdradzi, nawet jeżeli cokolwiek wiedziała, ale już po chwili naparł dłonią na jej ramię, kazał się schylić, schować za jakimś płotem, murkiem, czy luj wie czym. Kilka, kilkanaście metrów przed nimi pojawił się pickup z kastą, w środku było dwóch ludzi. Kierowca i pasażer. Snajper potwierdził to, co szybko dostrzegł Alex - Nie podoba mi się to. Coś mi tu śmierdzi - mruknął wychylając się nieznacznie i nakazał snajperowi zignorować chwilowo pojazd i szukać innego ruchu w okolicy. Pickup się zatrzymał na końcu mola(?)/piersu(?) i najwyraźniej czekali aż pojawią się kontrahenci.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jak to co? Da Ci satysfakcję, że mogłam naocznie zobaczyć Twój wielki sukces. – pokręciła głową z dezaprobatą, że nie pojmował tak prostych i oczywistych rzeczy!
I zakładasz, że Turcy to pół debile, którzy przyjadą tutaj jak gdyby nigdy nic? – pokiwała głową z nieco sarkastycznym uznaniem. Ciekawe, skąd brała się jego pewność siebie. Ale postanowiła nie mieszać do tego swoich ludzi. Cóż, niech Alex się wykaże sprytem i przebiegłością. W najgorszym wypadku, nie doczeka jutrzejszego poranka.
Właśnie. Nie Twój cyrk, więc daruj sobie te komentarze. Chyba, że chcesz o tym porozmawiać bezpośrednio z zarządem? Umówić Cię na spotkanie? – zapytała, nieco znudzona jego "wymądrzaniem się". W końcu, to on w tej całej akcji nawalił. On spalił mosty i musieli kombinować, by nie tylko nie stracić twarzy, ale też odzyskać towar.
Zresztą, nie muszę. Chcą Cię widzieć pojutrze w Waszyngtonie. – uśmiechnęła się uroczo. Takie spotkania zwykle nie przebiegały w miłej atmosferze. Ciekawe tylko czy blefowała, znudzona i zniesmaczona jego ciągłym narzekaniem? Niby był Amerykaninem, a narzekał i wywracał oczami jak rasowy Polak. Czy Rosjanin. Nie ma znaczenia.
Według prognoz pogody, będzie dzisiaj gorąco w paru miejscach. – powiedziała spokojnie. Organizacja działała "w białych rękawiczkach". Zlikwidowanie dostawcy było okraszone całym planem. Wina za niepowiedzenie miała ostatecznie spaść na Turków. Oni zawiedli i doprowadzili do masakry, w której zginęli także dostawcy. Gorąco miało być także w siedzibie "dostawców". Organizacja, przez pośredników, zaoferowała konkurencyjnej firmie produkcyjnej przejęcie rynku. Zgodzili się na nowe transakcje z konkurencją, o ile wyeliminują obecnych dostawców. Chyba kompletnie namieszałam i powtarzam te same słowa w kółko! Podsumowując: organizacja wyeliminuje dostawców narkotyków, używając do tego ich własnej konkurencji. Wspomoże ich bronią, a może nawet najemnikami, a w zamian za to, będzie głównym odbiorcą i będzie cieszyć się ich wdzięcznością. Oficjalnie jednak, Organizacja nie będzie miała z tym nic wspólnego. Kto wierzy w plotki?
Nie powiesz mi chyba, że spierdolisz kolejną akcję? Trafisz do piachu przez sprzedawców Kebaba? Żałosne. – to miało go zmotywować? Chyba tak. W każdym razie schowała się za tym luj wie czym: płotkiem, czy murkiem. Pewnie gdyby grzecznie poprosił, wróciłaby do swojego auta i nie przeszkadzała. Ale jego ego przesłaniało mu ogląd świata i dobre maniery.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

IV.
Stara, obdrapana łódź rybacka o jakże uroczej nazwie Sardynka , zacumowała przy porcie. W samą porę, pomyślał Alderidge, wstając z dość brudnej i osamotnionej ławki i otrzepując spodnie. Po wydarzeniach minionego tygodnia miał dość porażek. Zdawał sobie sprawę, że niezbyt rozsądne było pojawienie się tutaj samemu, ale do kogo miał zadzwonić? Do swojego partnera, który zarobił kulkę przy ostatniej transakcji i obecnie dostał zwolnienie z roboty? Czy może zawiadomić kogokolwiek z tutejszej policji i po raz kolejny wystawić się na pośmiewisko? Nie, o wiele lepiej było załatwić to w pojedynkę. Informator miał pojawić się już godzinę temu; twierdził, że to cholernie ważne i nie może zrobić tego przez telefon. Człowiek należał do zaufanych, pracował jako szpieg policyjny przez dłuższy czas, dlatego William nie miał wszelkich wątpliwości, co do jego lojalności względem agencji. Ot, zwyczajne spotkanie dwójki znajomych w dość nietypowym miejscu, by nikt nie był w stanie usłyszeć ich rozmowy.
Widząc Andrewsa, powitał go skinięciem głowy, ściągając przy tym okulary przeciwsłoneczne z twarzy, by mieć lepszy widok. Mężczyzna nie wyglądał najlepiej. Podbite oko, krew w kąciku ust i ten przepraszający wzrok, który od razu zaalarmował Williama. Niemal od razu sięgnął w kierunku broni, jednak zanim zdążył ją wyciągnąć, ktoś podciął mu od tyłu nogi. Upadł na pomost, jednocześnie wykręcając się, by kopnąć przeciwnika w krocze. Trafił, ale to co zobaczył wcale nie przypadło mu do gustu.
Od dawna wszyscy podziwiali jego refleks i umiejętność walki. Z biegiem czasu zyskał miano tego dobrego, a później najlepszego w swoim fachu. On i Oswald nie mieli sobie równych, dlatego postanowili zostać partnerami. Wiedzieli bowiem, że staną się niepokonani i ciężko będzie ich zbić z tropu. W momencie, gdy przebiegł wzrokiem po – raz, dwa, trzy – dziesiątce ludzi Andersena, chłopak uświadomił sobie, jak w beznadziejnym położeniu się znalazł. Poradziłby sobie z piątką, może nawet szóstką, ale dziesięć dorosłych mężczyzn na jego samego? To było po prostu nie fair. Trójka z nich rzuciła się w jego stronę, by po dłuższej chwili szamotaniny, unieruchomić go w niewygodnej pozycji.
– A kogo my tutaj mamy? – odezwał się ten na przodzie, rzucając mu niedopałek od szlugi pod twarz. Kojarzył gościa, czy to nie był jeden z tych dilerów, którzy dostali dość sowity wyrok za kratkami? W jaki sposób zdołał uciec? A może to sprawka Andersena?
– Puścicie Andrewsa, to obiecuję, że nic Wam się złego nie stanie – odparł na spokojnie William, z bezczelnym uśmieszkiem widniejącym na twarzy. Był już w znacznie gorszych sytuacjach, poradzi sobie i tym razem. Nazwijcie to masochizmem, ale Alderidge nie mógł doczekać się walki – nawet jeśli był na straconej pozycji. Wielu ludzi bało się bólu i zapewne błagałoby o litość. Cóż, w tym przypadku, ból był czynnikiem, który motywował Williama. Samo to, że jego ramiona zostały wykręcone pod nienaturalnym kątem, sprawiało, że miał ochotę wstać i rozszarpać wszystkich stojących mu na drodze.
– Masz jaja, muszę przyznać. Ale ten tchórz zasłużył sobie na wszystko, co zarobił. Johnny. – i zanim ktokolwiek się zorientował, rozległ się głośny huk, a później plusk, jakby coś cięższego spadło do wody. Tyle wystarczyło Williamowi, by zareagować. Uniósłszy się na kolanie, kopnął w najbliższą tenisówkę, zwalając przeciwnika z nóg, po czym wymierzył mocny cios w pierś temu drugiemu. Rozpoczęła się jatka, którą nie sposób było zatrzymać, ale Will nie zamierzał przestać. Jego pięści trafiały raz w szczękę, raz w krtań, jednak powoli opadał z sił. Zbyt wiele razy oberwał w żołądek, o twarzy nie wspominając. Metaliczny posmak w ustach jedynie się wzmagał z każdym uderzeniem, a wnętrzności paliły go żywym ogniem. Nawet nie wiedział, kiedy upadł na deski, przyjmując kolejne salwy kopnięć i bluzg. Wszystko powoli traciło na ostrości i pierwszy raz w karierze Williama Alderidge'a, przeszło mu przez myśli, że może nie jest tak niepokonany jak myślał.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Jednym z jej zadań było trzymanie się bardzo blisko Williama, a jako jego ogon była bardzo dobra. Nie zorientował się do tej pory, że był śledzony i to jeszcze przez Corę, a raczej Lunę. Robiła w końcu to w czym była dobra, w międzyczasie załatwiając też swoje inne sprawy. W końcu musiała pracować, a on nie był zbyt opłacalnym zadaniem. Jej ojciec za niego nie płacił, ale czego nie robiłaby z lojalności? Tym razem zajechała za nim do przystani, co nie było jej w ogóle w smak, bo nie znosiła takich miejsc z różnych względów. Przede wszystkim - obserwacja była utrudniona, ale dała mu działać swoje. Niestety, gdy nie wracał długi czas zaczęła się niepokoić, a już na pewno coś nią tknęło, gdy usłyszała kolejne huki, trzaski i jęki. Nie podobało jej się to ani trochę, a była bez broni, więc jedynie z nożem porywała się na coś niepewnego. Niby martwy byłby mniejszym problemem, ale coś mówiło Anderson, że wcale nie chce, by ginął, jeszcze nie teraz, nie gdy się jeszcze na dobre nie zaczęli ze sobą bawić. Albo sobą. Bo umówmy się, po ostatnim jak mu uciekła - znów nie odbierała, co nie znaczy, że nie chciała tego powtórzyć. Cholera, ona wręcz pragnęła zerwać z niego ten drogi gajer.
Weszła w odpowiedni zaułek i na pomoście zobaczyła, jak mężczyźni katują agenta. Zmrużyła oczy, wyciągając sztylet z kieszeni. Jak na tak pobitego, próbował się jeszcze trzymać, a tamci wcale nie byli w lepszej sytuacji. - Panowie - mruknęła cicho - to dość nierozsądne bić agenta federalnego. Myślałam, że zostaliście inaczej nauczeni - uśmiechnęła się uroczo, pewnym, ale spokojnym krokiem podchodząc bliżej. - Byłoby bardzo smutno, jeśli ktoś właśnie zadzwoniłby po jego kolegów. Syreny, agenci, potem przykre miejsce w pierdlu - wywróciła oczami - żaden z Was tego nie chce - jeden z nich wyszedł jej naprzeciw, zbyt pewny siebie, ale szybko obezwładniła go, podcinając mu następnie ścięgna pod kolanami i przy kostkach. Możliwe, że niektórzy z nich wiedzieli kim była, a może po prostu nie chcieli mieć problemów, gdy sięgnęła po broń Alderidge'a, która wypadła mu przy okazji wcześniejszego obezwładnienia i szarpaniny. Zdawała się być dziwnie opanowana i tylko fakt, że Will ledwo żył i ogarniał pozwalał jej na takie działanie, inaczej pewnie zgrywałaby bardziej przestraszoną, dla szopki. - Który następny? - Strzeliła do jednego, trafiając go w udo - a może Ty? - wycelowała w kolejnego, przekrzywiając głowę. NIe minęły dwie minuty, a w akompaniamencie przekleństw jednego z facetów, Cora podbiegła do agenta i pomogła mu usiąść. Spojrzała na niego. - Jasna cholera, w co Ty się pakujesz, William - jęknęła, przesuwając kciukiem po jego policzku - hej, musimy.. musimy się ulotnić stąd - na pewno strzały zaalarmowały kogoś. I wtedy, gdy już myślała, że wszystko będzie okej, poczuła ostrze przy swoim gardle. Mogła to dostrzec w jego oczach, dlatego swoje przymknęła i przełknęła głośno ślinę. - Głupi ruch - mruknęła i chwyciła gościa za nadgarstek, wykręcając go, choć lekko drasnął jej krtań, przecinając skórę. Nie przejęła się, adrenalina burzyła się w jej żyłach, to pozwalało na działanie, szybkie i skuteczne. Sama też dostała lekki wpierdol, była drobną kobietą, a nie morderczynią ostatecznie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ponoć nie ma nic bardziej naturalnego i łatwiejszego w życiu niż oddychanie. Ponoć przychodziło to samoistnie i mózg nawet nie rejestrował tak automatycznych czynności, bo były tak niezauważalne. Jedyną osobą, która mogła to znegować w tym momencie, był konający Will dla którego każde najmniejsze działanie płuc przysparzało mu w tym momencie niemało bólu. Gówno prawda, że to takie proste. Musiał bardzo mocno skupiać się na tym, by nie oddać się w ramiona ciemności. Ból i jednocześnie pozwalał mu zachować jasność umysłu i jednocześnie pchał dalej i dalej, w szpony nieprzytomności. A przecież Alderidge nie chciał zemdleć jak jakaś pierwsza lepsza panienka! Dlatego skupił się na odliczaniu swoich, i tak już płytkich, oddechów. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że ma zapadnięte płuco, o żebrach nie wspominając – skopali go gorzej niż psa.
Z początku nie zarejestrowała dodatkowej obecności, wszelkie odgłosy były jakby zza szyby. Pewnie oberwał też sporo w głowę, tak to jest, gdy się zadasz z niewłaściwymi ludźmi. Chciał ich zniszczyć – za to, że zranili Oswalda, za to, że tyle niewinnych ludzi zginęło z ręki tego pieprzonego Andersena, za to, że kiedyś grozili jego rodzinie. Rozum mówił mu, by się wycofać w odpowiednim momencie, jednak pragnienie zemsty było zbyt silne. Musiał go dopaść, nawet jeśli przyszłoby mu zginąć w trakcie. Kolejny huk wyrwał go z drętwego otępienia. Spróbował poruszyć palcami, by skutecznie odpędzić mroczki przed oczami. Udało się, odzyskał pole widzenia. Przynajmniej na tyle, o ile pozwalała mu spuchnięta powieka.
Co... Ty? Jak? – składnia w takim wypadku nie przychodziła mu najlepiej, ale wszelką pomoc przyjął z wdzięcznością. Gdy udało mu się usiąść, dotarło do niego, kto tak naprawdę jest tuż obok niego. – Uciekaj stąd – wycharczał, łapiąc ją za nadgarstek. Czy była aż tak głupia, by ryzykować? Do cholery, przecież to nie jest piknik, a on wcale nie wywalił się na wrotkach! Mieli tutaj do czynienia z bandą przestępców najgorszego typu, z bandą facetów, którzy planowali ich zabić. W tej samej sekundzie, na jej gardle pojawiło się ostrze. Alderidge zareagował. Broń, którą złapała, wciąż leżała na jej kolanach, dlatego kiedy ona zgrabnie wykręciła oprachowi nadgarstek, William chwycił za rewolwer, przeładował i wycelował w cofającego się mężczyznę. Nie wahał się, nie w tym przypadku. Kolejne ciało padło na ziemię, a ramiona zawisły mu nad wodą. Chociaż praktycznie nie czuł swojego ciała, a każda najmniejsza komórka jego ciała krzyczała o pomstę do nieba, stanał na dwóch nogach i wymierzył broń w kolejnych. Adrenaline rush, you can google it. Dwójka z nich nawet nie zdołała wyciągnąć swojej broni, a już padli trupem.
– To za Andrewsa, Wy popierdoleńcy – wysyczał, chwiejąc się na nogach. Dopiero, gdy reszta szajki zniknęła we wnętrzu samochodu i odjechała z piskiem opon, Will opadł na kolana tuż obok Luny.
Ostatnio zmieniony 2020-09-19, 20:17 przez William Alderidge, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Cśś.. nie przejmuj się mną, najpierw zadbamy o Ciebie - mruknęła, nie chcąc, by się przemęczał, mówił, wstawał, ona sobie poradzi z nimi wszystkimi, a on potrzebował pomocy. - Nie zostawię Cię, przestań gadać głupoty - nie mogła uciec i zostawić go na jawną śmierć, po prostu nie potrafiła się od niego odwrócić. Powiedziała A, powie B. Jeśli to faktycznie byli ludzie jej ojca, porozmawia sobie z nim na ten temat, bo nie tak się umawiali. Nie w ten sposób mieli działać, a jeśli - powinna wiedzieć takie rzeczy, bo najwyraźniej wszystko działo się bez kompletnego przemyślenia. Po co wysyłać kogoś, by go skatowali, jeśli ona miała się do niego zbliżyć i wyciągnąć wszystko co na nich ma? Przecież równie dobrze Oswald mógłby potem przekazać cokolwiek na prokuraturę i nikt by o tym nie wiedział. To była długodystansowa gra, a nie jedna rozgrywka w ringu. Runda pierwsza i k.o.? Mało fair.
- Strasznie.. jesteś.. rozemocjonowany, kto to Andrews? - Zapytała, gdy opadł na kolana. Pochyliła się nad nim i przesunęła palcami po jego policzku. - Muszę Cię stąd zabrać, Will.. musisz jeszcze chwilę znieść - szepnęła i pomogła mu wstać. Było ciężko, ale zarzuciła sobie jego ramię na swoje barki, objęła go drugą ręką w pasie i krok po kroku schodzili z przystani. Zaparkowany niedaleko wóz agenta był teraz lepszą opcją. O swój nie musiała się martwić. - Jeszcze niedaleko, musisz dojść ze mną i w samochodzie odpoczniesz - mówiła do niego, nie chciała, by zasypiał, by zamykał oczy, potrzebowała go w tym momencie, jeszcze tego błysku adrenaliny. Gdy doczołgali się, znalazła kluczyki w jego spodniach i otworzyła samochód, pomagając mu położyć się na tylnym siedzeniu. Następnie oparła się o drzwi i wykręciła numer. - Potrzebuję przysługi - mruknęła cicho, zerkając na Alderidge'a, wzdychając ciężko. - Musisz przyjechać do przystani i zabrać mój samochód. W międzyczasie zadzwoń do Colina, by przyjechał do mojego mieszkania. Jest mi potrzebny, asap, to nie może czekać - przymknęła oczy, masując skronie. Nie na to się pisała, zdecydowanie.

autor

sometimes all you can do is lie in bed and hope to fall asleep before you fall apart
Awatar użytkownika
30
162

przelewam siebie na płótno

prowadzę antykwariat

elm hall

Post

[2]

Dryfowała w powietrzu, stawiając kolejne kroki przed siebie. Odziana jedynie w zwiewną sukienkę i cienki, wełniany płaszcz, zadrżała lekko z zimna, gdy doszła (nie wiedząc czemu) na sam skraj przystani, gdzie łódki kołysały się miarowo na wodzie.
Unikała jej. Odkąd zgrzyt metalu, uderzającego o barierkę rozdarł powietrze, nie chadzała nad zbiorniki wodne, nie oglądała fal mieniących się w zachodzie słońca, a kojący szum rzeki, wcale nie działał na nią uspokajająco, przyprawiając raczej o palpitacje serca.
Gdy się otrząsnęła z letargu, zamrugała dwa razy oczami, lustrując przestrzeń przed sobą, jasnobłękitnym spojrzeniem, delikatnie zaszklonych oczu. Jasne, blond włosy, w świetle księżyca zdawały się być niemalże białe. Dźwięk metalowych masztów, zawodził na wietrze, jakby uzewnętrzniał cały żal, który ze sobą przyniosła.
Nie wiedziała co zrobić. Jednocześnie nie chciała bywać w takich miejscach, a z drugiej strony, czuła się w tym miejscu dziwnie spokojna. Zdziwiona zachowaniem własnego ciała, podążyła powoli na sam skraj betonowego pomostu i choć zimno wiało od ziemi, przysiadła, spuszczając nogi w dół. Drżącą ręką sięgnęła do kieszeni, wydobywając z niej paczkę papierosów. Zaczęła palić. Niedawno. Gęsty obłok dymu, rozproszył się wokół niej, tworząc zasłonę, za którą mogła skryć strapioną twarz.
- Czy... Kiedyś będzie dobrze? Och, jak bardzo chciałabym żebyś tu był. Słodki, mały Ollie... To nie ja powinnam wyjść wtedy... z rzeki. Tylko Ty - szepnęła cicho pod nosem, z wyrzutem tak ogromnym na jaki mogły się zdobyć drżące struny głosowe. Nikogo wokół nie było. Tylko ona, przestrzeń, zdradliwa woda i nieistniejący Bóg.
There used to be a time you took all my light
Like nothing was left to find ☾ ☾ ☾

autor

lena

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 | outfit

Nudziłem się sam w domu. Ja. Po raz pierwszy sam nudziłem się w domu, ale nie miałem natchnienia twórczego, Xander gdzieś wyszedł ze jednym ze swoich znajomych. Wcale nie zerkałem na telefon co chwilę z nadzieją, że może Kay się odezwie i chociaż tak zajmie mi czas. Polubiłem rozumowy z nim. Zdawało mi się, że nadajemy na tych samych falach. Miło było mieć do pogadania kogoś więcej niż Xandra, Kirę i chłopków... znaczy nie zrozumcie mnie źle, bo uwielbiałem ich. Byli moją wybraną rodziną, a z Kayem... no to była inna bajka.
Chyba sobie wyczarowali chłopaka i aż się zaśmiałem widząc wiadomość od niego, a potem spanikowałam, bo wyglądało na to, że chce się spotkać. Rozmawialiśmy na kamerce nie raz, robiliśmy też inne ciekawe rzeczy, ale jakoś tak nie wpadłem n a to, że mógłby chcieć się spotkać, tak twarzą w twarz.
Starałem się nie brzmieć na spanikowanego kiedy zgodziłem się na spacer. Przecież to tylko spacer nic więcej. Lubiłem go, wyglądało na to, że on lubił mnie, a ja nie mogłem przecież żyć ciągle przeszłością i zdradą mojego byłego! Postanowiłem wziąć się w garść i w końcu zamienić dresy na coś bardziej... wyjściowego.
Wywaliłem z szafy chyba połowę ubrań, Byeol siedziała na łóżku patrząc się na mnie pytającym wzrokiem.
-I co się gapisz Byeol? Nie oceniaj... lepiej pomóż mi coś wybrać- burknąłem, ale moja kotka postanowiła się obrazić i kręcąc tyłkiem wyszła. Naprawdę świetna pomoc z tym kotem. W końcu sam coś wybrałem decydując się na coś w miarę niezobowiązującego. Chyba nawet robiłem się trochę podekscytowany. Tylko raz mu wspomniałem o swoim ulubionym miejscu, więc byłem ciekawy czy nadal pamięta czy może tylko cwaniakuje. Odpisałem mu i zamówiłem taksówkę.
Przystań może nie była jakaś super romantyczna, ale to było moje ulubione miejsce, więc właśnie tutaj powinien pojawić się Moon. Stanąłem na pomoście wdychając zapach wody. Może woda sama z siebie nie miała zapachu, ale takie miejsca miały swój klimatyczny zapaszek. Musiałem mieć całkiem zdziwioną minę kiedy ktoś poklepał mnie po ramieniu. Podskoczyłem przestraszony i zobaczyłem twarz, którą widywałem na ekranie.
-Byłem ciekawy czy pamiętasz moje ulubione miejsce- zaśmiałem się i nie wiem co mnie tknęło, ale przytuliłem go uśmiechając się na tyle szeroko, że pewnie było widać moje dołeczki....

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1 | outfit

Kolejny tydzień bez Casey, choć zaczynam się do tego przyzwyczajać, że ostatnio większość czasu spędzamy oddzielnie. Ja tutaj, a ona w naszym rodzinnym mieście. Na ten czas przeniosłem się do własnego mieszkania o którym moja narzeczona nie wiedziała. Dobra, koniec! Nie czas na myślenie o niej. Wiem, że wyjdę teraz na mendę, ale cóż.... tak, tak to nie w porządku w stosunku do niej, że lecę na dwa fronty, jednak czegoś przez ostatni czas mi brakowało. Brakowało tego czegoś, jakiejś iskierki.
Miałem szczęście, że poznałem Parka, mógłbym z nim rozmawiać bez końca. Zawsze udawało nam się znaleźć wspólne tematy do rozmowy. Jednak wymiana wiadomościami oraz video rozmowy to było dla mnie za mało. Musiałem zrobić kolejny krok i w końcu spotkać się twarzą w twarz. Chłopak miał w sobie to coś dzięki czemu nie mogłem o nim przestać myśleć. Szczerze, na chwilę obecną nie czułem żadnego poczucia winy, że zdradzam swoją narzeczoną, a Han nie wie, że mam partnerkę. O to będę się martwił później!
Nie mogłem się doczekać tego spotkania i specjalnie za miejsce docelowe wybrałem jego ulubiony park. Nie kłamiąc to zawsze się sprawdza, ponieważ pokazuje, że słucha się drugiej osoby i pamięta o szczegółach. Powoli i starannie zacząłem wybierać swój strój, chciałem jeszcze bardziej mu zaimponować. Moim planem na początku było wybranie się na spacer, później kolacja i kto wie może na koniec małe co nieco. Trzeba być gotowym na wszystko.
Starałem się nie być na miejscu wcześniej niż chłopak, dlatego kiedy byłem bliżej przystani zwolniłem trochę kroku. Może nie było to zbyt romantyczne miejsce, ale jednak miało w sobie jakiś urok. Chciałem, aby nasze pierwsze spotkanie było na neutralnym gruncie, choć najchętniej zaprosiłbym go do siebie. Przez chwilę obserwowałem chłopaka z daleka jednak nie będę kazał mu długo czekał. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w jego kierunku. Delikatnie poklepałem go po ramieniu i cicho zaśmiałem widząc jak podskakuje
-Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć- uśmiechnąłem się delikatnie -Jakbym mógł zapomnieć- wyszeptałem po tym jak się do mnie przytulił. Po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz, proszę jak na mnie działa. Widząc jego słodkie dołeczki zaśmiałem się -Uwielbiam twoje dołeczki- mruknąłem przyglądając się chłopakowi

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W sumie naprawdę się cieszyłem, że w końcu wyjdę z domu. Xander będzie ze mnie dumny. Chociaż nie wspominałem mu nawet o tym, że mam konto na Tinderze. No w sumie nie miałem nawet nadzieje, że ktoś do mnie napisze. Jednak wtedy pojawił się Kay.. Na początku było dosyć niezręcznie. Pewnie dlatego, że ja sam jestem jełopem i nie umiem w takie rzeczy, ale potem się okazało, że mamut naprawdę sporo wspólnych tematów i dawno mi się z nikim tak dobrze nie rozmawiało jak właśnie z nim. Kiedy rozmawialiśmy znikały wszystkie tematy tabu. Przestałem się stresować, że to może pójść w jakimś niestosownym kierunku zwłaszcza, że i tak... poszło. Postanowiłem za bardzo nad tym nie debatować. Po prostu dałem się zaprosić na randkę i co ma być to będzie. Dawno nie byłem taki spontaniczny. Tylko Kay oprócz tego, że miał bardzo dużo do powiedzenia i mówił z sensem to był naprawdę przystojny. Nie można mu było tego odmówić.
Cieszyłem się, że wybrał moje ulubione miejsce, bo oznaczało to, że naprawdę mnie słuchał, a to dla mnie ważne. Nie chciałem, żeby udawał, że spoko ze mnie człowiek. Tego bym nie zniósł, a tymczasem naprawdę interesowałem go ja.
Po prostu się nie spodziewałem, że mnie tak zaskoczy, jeszcze się zamyśliłem jak to ja to już w ogóle prosta droga do doprowadzenia mnie do mikro zawału serca. Jednak widząc go naprawdę się ucieszyłem. Wyglądał o wiele lepiej niż na zdjęciach czy nawet w kamerce mojego telefonu.
-Jesteś naprawdę kochany- powiedziałem ciesząc się jak debil. Dawno nie miałem tak dobrego nastroju przy kimś kto nie był jedną z bliskich mi osób... chociaż może przez ten czas i on nią się stał? Nie chciałem teraz nad tym debatować.
-Sam sprawiasz, że je widać- zaśmiałem się. -Na żywo wyglądasz o wiele lepiej- przyznałem. W mojej głowie zrodził się pomysł, że chciałbym w końcu sam sprawdzić jak smakują jego usta. Może to dziwne, ale już tyle, ze sobą rozmawiamy, że ciekawość brała górę. Pewnie właśnie dlatego znów go przytuliłem. Chyba w jakimś stopniu naprawdęmi brakowało bliskości tej drugiej osoby, a rozmowy przez telefon przestały mi już wystarczać...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dobrze wiedziałem, że Han jest osobą, która preferuje siedzenie w domu. Dlatego też chciałem go wyciągnąć na miasto, spędzić nasze pierwsze spotkanie na świeżym powietrzu. Widać pojawiłem się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu. Po co założyłem konto na tinderze mając narzeczoną? Cóż.... to historia na kiedy indziej, a może na nigdy. Parker po prostu od samego początku... czułem przy nim to czego nigdy nie czułem przy Casey przez ostatnie.... tak na prawdę chyba od samego początku jak zaczęliśmy być ze sobą. To jest na prawdę skomplikowane i na razie sam nie chcę tego wszystkiego analizować! Nasza znajomość.... cóż poszła również i w tym niestosownym kierunku, czy źle się z tym czułem? Nie w żadnym wypadku. W swoim życiu nie raz pokazałem, że skutkami zaczynam się martwić jak jest już zdecydowanie za późno.
Han był bardzo interesującą i tajemniczą osobą i aż pragnąłem od samego początku go poznać bardziej. Mógłbym dniami słuchać jak opowiada o wszystkim co lubi, za czym nie przepada, jakie ma marzenia... dosłownie wszystko.
Nie chciałem go doprowadzić do zawału, przysięgam! W końcu się spotkaliśmy ze sobą i powiem, że wygląda zdecydowanie lepiej niż online, kamerki i aparaty nie oddają tego wszystkiego. Wręcz nie mogę oderwać od niego oczu i gdybym mógł zatrzymałbym go ze sobą już na zawsze.
-Miło mi to słyszeć i mam nadzieję, że nigdy one nie znikną- zaśmiałem się. Jaki on jest uroczy, w sumie nie tylko uroczy -i vice versa. Żadna kamerka świata nie odda tego wszystkiego co widzę teraz-uśmiechnąłem się spoglądając chłopakowi w oczy. Powoli zaczynam żałować, że jednak nasze pierwsze spotkanie rozpoczęliśmy od spaceru, bo najchętniej bym trzymał go w swoich ramionach i obsypał całego swoimi pocałunkami. Kiedy tylko znów się do mnie przytulił, przyciągnąłem go do siebie mocniej... nie, nie chciałem go teraz puszczać. Dla mnie w sumie spacer mógł się zakończyć w tym momencie i co, że jeszcze się nie zaczął.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mało kiedy wychodziłem po za pracą. Chyba, że Xander mnie gdzieś ciągał, albo Kira. Nie przeszkadzało mi to w życiu, ale jednocześnie czułem się jakby coś mnie omijało. Potem pojawił się Kay i zacząłem myśleć trochę inaczej. Chciałem z nim wychodzić i rozmawiać jak najdłużej tylko się dało. Nie raz zasypiałem rozmawiając z nim po prostu. Nie miałem jednak odwagi nigdy zaproponować wspólnego wyjścia. Jakbym się czegoś obawiał, aż do dzisiaj. Kiedy Moon sam chciał się ze mną spotkać. Jak miałem się nie cieszyć z takiego obrotu spraw? Nie raz zastanawiałem się jak naprawdę smakują jego usta, jak gładką ma skórę i jak to było by go dotknąć. Wiem, że to może głupie, ale ten chłopak właśnie tak na mnie działał i z każdą kolejną rozmową chciałem go poznawać bardziej.
Kay zawsze mnie słuchał. Zawsze. Kiedy opowiadałem o książkach, jak mi minął dzień w pracy czy jadłem. Chciał wiedzieć, ale też ja chciałem poznawać jego więc słuchałem o wszystkim. O muzyce, o tym co tworzy. Nawet byłem gotów wpaść do klubu na jego występ nawet jak nie przepadałem za tego typu lokalami.
Nic nie oddaje wszystkiego tak jak rozmowa twarzą w twarz. Pewnie dlatego gapiłem się na niego jak sęp w gnat. Jednak zdawało się mu to nie przeszkadzać. To nawet lepiej. Chociaż zdziwił bym się jakby jednak mu zaczęło przeszkadzać. Już trochę się znaliśmy i robiliśmy rzeczy, których nie robią zwykli znajomi. Miałem wrażenie, że pociąga mnie w nim dosłownie wszystko.
-Przy Tobie wątpię- zaśmiałem się. Nie przepadałem za swoimi dołeczkami, ale dla niego byłem w stanie je zaakceptować. W sumie jak tak myślałem to dla niego mógłbym zrobić naprawdę wiele.
-Cieszę się, że w końcu mogę Cię zobaczyć. Naprawdę- powiedziałem z uśmiechem. Nie wiem co się działo w tej chwili ale było naprawdę przyjemnie. Nie chciałem, żeby mnie puszczał. Chciałem, żeby był obok mnie w końcu. Nawet nie spodziewałem się, że mogę tego chcieć, że mogę chcieć być z kimś tak blisko. Myślałem, że po moim poprzednim związku już nie będę potrafił poczuć tego czegoś. Potrafiłem jednak i przy Monie wszystko znów się rozbudzało.
W końcu postanowiłem położyć wszystko na jednej szali. Przesunąłem ręce na jego kark i wpiła się delikatnie w jego usta. Były tak miękkie jak sobie wyobrażałem.... chociuaż może i nawet o wiele lepsze...

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”