WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!
Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina
Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.
INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.
DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!
UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.
-
Wciąż nie potrafiła wytłumaczyć jakim cudem mieszka w tym mieście już kolejny miesiąc. Deszczowa aura przypisana do Seattle nie była czymś, za czym Ariel by przepadała. Fanka słońca, rozgrzanych plaż i szumu fal raczej nie mogła doszukiwać się w Szmaragdowym Mieście swojego miejsca na ziemi, a jednak tkwiła w nim nie bardzo wiedząc w którą stronę ruszyć. Poszukiwania ojca przystanęły na tym, że mieszka tutaj i nawet wiedziała jak się nazywa, ale najwyraźniej sabotowała dalsze poszukiwania, być może w obawie przed tym z czym przyjdzie się jej zmierzyć. W końcu to ten sam człowiek, który jej nie chciał i sugerował matce pozbycia się problemu. Im więcej o tym myślała, tym mocniej obawiała się zagłębiania w temat, a z drugiej strony nie potrafiła odpuścić, bo ciekawość zżerała ją od środka i pozostawała też kwestia tego, że wycofywanie się z raz podjętej decyzji przychodziło jej z wielką trudnością, bo w głębi siebie zakodowane miała, że to pewna forma tchórzostwa. Tkwiła więc sobie w tym mieście, ba! - kupiła nawet mieszkanie, znalazła stałą pracę i sprawiała wrażenie osoby, która nigdzie się nie wybiera, a przecież myślami była już w wielu ciepłych krajach oddalonych od Seattle o wiele kilometrów. Musiała jednak przyznać, że okolice Seattle miały w sobie coś magicznego, a Mount Rainier zapierało dech w piersiach nawet wtedy, kiedy radość z podziwiania widoków została przyćmiona urazem kostki i ostrym bólem towarzyszącym jej przez wiele dni. Dzisiaj było już nieco lepiej, może to kwestia przeciwbólowych, a może kolagenu, którym wspomagała sobie proces regeneracji. Wciąż jednak kulała jak jakaś ciamajda, więc kiedy rozległ się dzwonek do drzwi gość musiał sobie trochę poczekać nim mu otworzy. Uprzedziła jednak mężczyznę, że jest nieco poszkodowana po ostatnim samotnym wypadzie, więc powinien jej wybaczyć. — Wpuszczam tylko przystojnych, zabawnych mężczyzn z kebabami, kwalifikujesz się? — zapytała nim otworzyła drzwi i dopiero po chwili uchyliła je wpuszczając Chandlera do środka. — W samą porę! Zaczęłam przygotowywać nam mrożoną kawę — oznajmiła człapając niezdarnie do kuchni. W domu nie wspomagała się już kulami, bo zaczęły ją irytować.
-
Życie Chandlera wcale nie było takie usłane różami, jakby się mogło wszystkim na pierwszy rzut oka wydawać. Każdego dnia musiał mierzyć się z różnymi wyzwaniami, które los przed nim pieczołowicie stawiał, zdecydowanie tym samym testując jego wytrzymałość psychiczną. Przykładowo dziś rano przeżył głębokie rozczarowanie, gdy po otworzeniu lodówki i sięgnięciu po swój ulubiony sok pomarańczowy, okazało się, że pozostało po nim tylko wspomnienie w postaci pustego kartonu. Oczywiście - od razu z pełnym oburzeniem z szafki wyciągnął garnek, w który zaczął uderzać niczym w bęben, chcąc przywołać swoje współlokatorki do kuchni. Pewnie wystarczyłoby zawołanie ich po imieniu, aczkolwiek Chandler miał w sobie nutkę dramatyzmu, która co jakiś czas się uaktywniała. Zwłaszcza gdy dochodziło do takich godnych potępienia zbrodni! Long story short, jego wspaniałe śledztwo detektywistyczne niewiele wykazało, ponieważ Rosse i Darby ewidentnie wdały się w jakąś zmowę milczenia i nie ugięły się nawet pod jego mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Ta porażka bolała, ale przyjął ją dzielnie na klatę. Kolejnym (wielkim) nieszczęściem, jakie go spotkało tego wybitnie pechowego dnia, było stoczenie bójki na śmierć i życie o kebaba dla Ariel. A tak naprawdę to nie... Tak naprawdę to jakiś niewychowany gałgan po prostu próbował mu go wyszarpać, nawet kopnął go w kostkę, na co Jones zareagował instynktownie, czyli barwną wiązanką wulgaryzmów, a następnie postraszył niepełnoletniego chłystka, że zna jego matkę i zaraz do niej zadzwoni, co podziałało lepiej niż jak gdyby podniósł na niego pięść sprawiedliwości, bo młody błyskawicznie się zmył. Po wszystkim Jones poczuł się oczywiście potwornie dumny, wszakże pokazał potencjalnemu przyszłemu lokatorowi więzienia, gdzie raki zimują! Jedynie jak już się znalazł w budynku, w którym mieszkała Ariel, to wyjątkowo zrezygnował ze schodów na rzecz windy, gdyż ten mały złoczyńca miał mocnego kopa i trochę pobolewała go kostka. A jeszcze jak po zadzwonieniu do drzwi Darling, nie otworzyła ich ona od razu, to mimowolnie zaczął przystępować z nogi na nogę, z kebsem przytulonym do piersi. Autentycznie więc odsapnął z ulgą, gdy w końcu pojawiła się w progu, a na jej komentarz podniósł do góry zapakowane jedzenie niczym Rafiki Simbę, uśmiechając się przy tym zwycięsko. - Spełniam każdy ze wymienionych przez Ciebie warunków, nie widać? - rzucił żartobliwie, brwi przy tym unosząc nieznacznie, jakby ją prowokował, by zaprzeczyła. Wszedłszy do środka, ruszył za gospodynią prosto do kuchni, a po zauważeniu, że chodzenie rzeczywiście sprawia jej trudność, wyciągnął w kierunku Ariel ramię. - Nie chcesz się złapać? Ewentualnie mogę Cię wziąć na barana, ale tylko pod warunkiem, że jesteś ubezpieczona - no, jakby ich tak wywalił, to by się do końca życia nie wypłacił!
-
— Ałć, ałć ałć! Cholibka, rusz tu do mnie te swoje zgrabne pośladki i daj mi to twoje napakowane ramię — oznajmiła wspierając się na nim, gdy tylko znalazł się na wyciągnięcie ręki. — Do kuchni proszę — odparła z powagą jakby zamówiła taksówkę, a kiedy dotarli do wyznaczonego miejsca rozsiadła się na pobliskim krześle, bo musiała zrobić sobie kilka sekund przerwy po tym niefortunnym zdarzeniu. — Widzisz, nie mieliśmy żadnych wypadków po drodze… nie z twojej winy przynajmniej. Mogłam się z ciebie nie śmiać, ostatnio karma się mnie uczepiła wyjątkowo intensywnie i widzisz jak mi wpieprza — przyznała z niezadowoleniem spoglądając na niego z zaciekawieniem. — Co słychać? — zapytała jednocześnie wyciągając ręce w stronę kebsa jak wygłodniałe dziecko po butelkę mleka, robiąc przy tym maślane oczy żebrzącego kociaka. — Sprawdźmy czy było o co walczyć — oznajmiła puszczając mu oczko, bo tylko się droczyła. Wiedziała, że Chandler nie wpadłby do niej z byle czym i skoro już poświęcił swoją kostkę w boju z jakimś młodzikiem, no nie mogła wzgardzić takim posiłkiem. — Słowo honoru, że jak tylko zjem dokończę naszą kawę i ulokujemy się gdzieś wygodnie. Może taras, dziś jest w miarę przyjemnie? — choć Seattle było nieporównywalne z ciepłym Los Angeles do którego przywykła i tak posiadał całkiem znośne dni podczas których słońce gościło na niebie, a szarobure chmury uciekały w siną dal. Choć jeszcze nie przyznała tego na głos Szmaragdowe Miasto miało w sobie coś, co sprawiało, że nie potrafiła wyjechać z dnia na dzień. Może to nie miejsce dla niej, ale chciała je nieco lepiej poznać nim poleci dalej w świat.
-
-
Wracając jednak do niego - Chandler idealnie wpasował się w jej drobny żart i nie tylko go przyjął, ale i kontynuował go, co sprawiło jej niemałą radość. — Może niektóre lubią się tak czuć, ale ja nie wiem co one w tym widzą — sama wiele razy słyszała, że nadawałaby się do tego biznesu, ale dla niej była jedną odpowiedź - N I E! - i tego się trzymała. Parskneła lekkim śmiechem widząc jak trzęsie pośladkami i przekręciła wymowne oczętami. — Błagaaaam, mówisz tak pewnie żebym doceniła je i zrobiła wielkie w o w że wyglądają niby tak dobrze bez ćwiczeń, a pewnie całymi dniami chodzisz zaciskając na kilka sekund pośladki i rozluźniając je, by przykuć na dłużej uwagę wszystkich oglądających się za tobą kobiet — przecież ją znał, zawsze się z nim droczyła, w tym tkwi urok ich relacji. — ALE żeby nie było, że jestem łajza to fakt, dałabym ci jakieś dziewięć i pół gwiazdki bo te spodnie trochę psują efekt — zażartowała uśmiechając się zawadiacko dopiero później zdając sobie sprawę z tego, że źle to mógł zrozumieć. Ona jedynie sugerowała zmianę kroju spodni, a nie pozbywanie się ich na jej oczach! Nagle zrobiła poważna minę, jakby została przyłapana na gorącym uczynku. — Tak czysto teoretycznie to wiesz... mogę mieć jakiegoś hopla na twoim punkcie, stalkować cię i zaglądać ukradkiem do mieszkania. Może przypadkiem chcąc zobaczyć twoje pośladki za dziesięć gwiazdek przyłapałam cię na tej rutynie...nigdy nie wiadomo kiedy trafisz na wariatkę — oznajmiła jakby nigdy nic i posłała mu niewinny uśmiech, chcąc zniwelować tym jego teatralne oburzenie. Później już tylko śmiech im pozostał po tej serii żarcików, przynajmniej do chwili, w której nie poczuła uporczywego bólu w kostce. Jednak nawet z obolałą kostką nie mogła się powstrzymać przed lekkim uśmiechem. — Chętnie, ale nie żadne smuty — nie ma co, trafił się mu wymagający pasażer! Dobrze, że czas podróży do kuchni nie należał do długich.
Słysząc wzmiankę o ochraniaczu w postaci kuli uniosła lekko brwi rzucając mu zaciekawione spojrzenie. — Myślisz? Chyba trochę by mnie ograniczała, a ja za tym nie przepadam — zawsze była wolnym duchem, a taka kula mogłaby jej utrudnić życie. Nie, już chyba woli chodzić ze skręconymi kostkami, byle na kark kiedyś nie padło.
Lekka rozpacz zagościła w jej oczach, kiedy tak sobie z nią igrał na niby odbierając kebaba, po którego już wyciągnęła rączki. — Takie zachowanie powinno być karalne. Zaraz mandat ci wystawię, jako stróż porządku we własnym mieszkaniu — oznajmiła już trzymając kebaba w ręku i zagryzając pierwszy kęs. — Ewentualnie pouczenie — dodała, co było idealnym przykładem jak jedzenie łagodzi podrażnienia. Nagle luzowała, ale nic dziwnego skoro był taaaaak nieziemsko smaczny, że aż cicho westchnęła rozpływając się w ciszy.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z słów jakie padły z jego ust i z powagą zapytała. — Myślisz, że Seattle to kolebka jezusów stąpających po wodzie? — bo jeśli miała mieć jakiś przechodniów na swoim tarasie to właśnie takich że zdolnościami kroczenia po wodzie. To może być ciekawe doświadczenie, ale w sumie gdzieś w szafce miała chyba jakąś trawkę zachowaną ku pamięci jednego szalonego wypadu. Kto wie co po spaleniu jej by zobaczyli. Może sami zaczęliby chodzić po wodzie? Nieee, może lepiej nie.
-
On był typem człowieka, po którym wszystko spływało jak po kaczce. Nie przejmował się cudzą opinią, a ponadto jako urodzony lekkoduch, starał się swoim usposobieniem zarażać innych. Kiedy więc Ariel zaczęła żartować i się śmiać, to Chandler przybrał minę w stylu my job here is done. - Pieniądze, Ariel. Widzą pieniądze - tu dramatycznie westchnął nad upadkiem świata, w którym przyszło im żyć i którym rządził gruby hajs, ale w sumie to kiedy nie rządził? Ludzie potrafili się czasem pobić o głupie grosze, a co tu dopiero mówić o prawdziwym bogactwie! - Wiesz co, Darling? To brzmi jak ZAZDROŚĆ. Ale zupełnie niepotrzebna, bo Twój tyłek jest po prostu... - przerwał ten swój emocjonalny wywód, by poprzez żartobliwe zaciskanie dłoni w pięści i zaraz ich rozluźnianie, zademonstrować Ariel, jak wysoko cenił jej zgrabne pośladki. Pewnie zapobiegawczo po tej pouczającej demonstracji się cofnął o kilka kroków, żeby przypadkiem nie zarobić między oczy, ale hej, w jego ustach to był komplement wysokiej klasy!! Chęć do żartów mu jednak minęła błyskawicznie, gdy Darling opisała książkowe zachowanie stalkera. Aż z niepokojem czoło zmarszczył i przez moment się nie odzywał, jakby go zszokowała na amen, co było nie lada wyczynem. - Zaraz się przekonamy, czy NAPRAWDĘ... Jaki kolor mają moje majtki? - zadał pytanie i to dość poważnym tonem, mrużąc przy tym oczy i wpatrując się w Ariel ze skupieniem. Ta jego chwilowa powaga nie potrwała jednak zbyt długo, bo zaraz wyraźnie się rozluźnił i posłał Ariel łobuzerski uśmieszek. - Ale wiesz, tak właściwie to gdybyś była moją stalkerką, to nie miałbym nic przeciwko. No, dopóki nie zaczęłabyś mi psuć podrywu, wtedy mógłbym się obrazić - poinformował ją, ostrzegawczo palcem przy tym kiwając, żeby nawet o tym nie myślała, bo jego wyrywanie panienek na debilne teksty to świętość i w tym brać udziału nie może. No chyba, że odpowiadałaby każdej potencjalnej kandydatce, jaki to z niego świetny facet nie jest, wtedy mógłby się nad tym zastanowić! Po usłyszeniu, że Ariel taką formę ochrony uważa za ograniczenie, Chandler zacmokał z dezaprobatą. - Ty to lubisz żyć na krawędzi! A potem jak trwoga, to do Jonesa - stwierdził niby krytycznie, ale widniejący szeroki uśmiech na jego ustach sugerował, że jedynie żartował. Ba, coś przeczuwal, że gdyby Ariel taką kulę nosiła, to przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku.
Zaśmiał się cicho, widząc, jak przeżywa ten brak jedzenia otrzymanego od razu i potrząsnął głową. - No już nie marudź i powiedz, że to najlepszy kebs, jaki jadłaś w życiu - poprosił miło, opierając dla wygody ręce o kark i patrząc przy tym na Ariel poważnie, co by wiedziała, że po prostu musi to oznajmić, nie ma to tamto. Spokojnie sobie spoglądał, jak gospodyni ze smakiem zjada kebaba i przez moment nic się nie odzywał. Do czasu... - Że co? - zdumiał się, niby oczy wybałuszając, ale dało się też zauważyć, że to go bardzo zainteresowało. - Myślisz, że oni tak sobie jak gdyby nigdy nic chodzę po wodze, jak mi się zachce? - spytał z ciekawością, głowę na bok przekrzywiając i już mentalnie szykując się na wycieczkę, by na własne oczy zobaczyć, jak sobie po wodzie sąsiedzi kroczą, to dopiero byłby widok niezapomniany!
-
Odrobina pogardy zalśniła w jej spojrzeniu i nie była ona skierowana do Chandlera, a raczej do słów wyjaśnienia jakimi ją uraczył. — To tak słabe, że nawet nie wiem jak to skomentować — bo ludzie faktycznie tkwili w jakiejś pogoni za bogactwem (którego większość z nich i tak nigdy nie doścignie) nie dostrzegali realnych problemów tego świata.
— Zazdrość? — parsknęła nieco nerwowo przekręcając wymownie oczętami. Nie, nie była zazdrosna o jego pośladki, wszakże męskich mieć by nie chciała mimo wszystko. Choć zgrabne, jędrne i przykuwające uwagę tyły Chandlera cieszyły oko, tak w damskiej sylwetce mogłyby budzić nieco mieszane uczucia. To jednak nie zmieniało faktu, że zawsze była trochę za chuda czy też za płaska w opiniach wielu osób, które śmiało potrafiły wyrazić swoje zdanie online i skłamała, gdyby powiedziała, że czasami to durne myślenie się jej nie udzieliło. Była w końcu człowiekiem, ba! Była kobietą i miewała gorsze dni, podczas których samoocena leciała w dół i ciągnęła za sobą samoakceptację ciała. — Mój tyłek jest idealny dla mnie, to wystarczy — wcale nie musiała się otaczać brzydkimi pupami, by poczuć się lepiej.
— Czerwone — odparła bez wahania, ale był to przypadkowy strzał bo do stalkerek się nie zaliczała. Za to uważała, że żarty zawsze w cenie, dlatego tajemniczy uśmieszek pojawił się na jej twarzy i poruszała znacząco brwiami, jakby wiedziała o jego najskrytszej tajemnicy ukrytej w zakamarkach szafy. — Ale wiem, że twoja szafa skrywa jakieś różowe majty — dobra, też strzelała, ale szybko zapomniała o tej kwestii, gdy dostała jawną zgodę na bycie prywatnym stalkerem. — O jacie! Zawsze chciałam zrobić komuś przypał i wbić do lokalu, podbić do jakiejś parki i walnąć tekstem: Kim jesteś i co robisz z moim mężem?! kończąc epicką sceną zazdrości — o ile w ogóle potrafiła ją grać, bo nie należała do osób związkowych i nie miała okazji sprawdzić z czym się je to uczucie w ogóle. — Błagam! Obiecaj mi, że jak będziesz chciał się uwolnić z jakiejś nieudanej randki napiszesz właśnie do mnie! — i wtedy powstanie historia o tym jak Chandler spełnił jedno z najskrytszych marzeń panny Darling.
— To nie jest życie na krawędzi, a zdrowy rozsądek, bo halo… taka kula ani nie wygląda, ani nie mówi, a no i kebaba mi nie przyniesie. Jones zdecydowanie wygrywa starcie z kulą, powinieneś się cieszyć, że kopnął cię taki zaszczyt, a nie karcić mnie tu tym krytycznym tonem — odparła żartobliwie, ale podczas tego spotkania większość słów trzeba było traktować z przymrużeniem oka. No może oprócz tych dotyczących kebaba, bo to była najświętsza prawda, że jest — najlepszy pod słońcem! — przytaknęła niewyraźnie, bo zajadała się dalej w najlepsze.
— No wiesz, jeśli już ktoś pokusi się o spacer w pobliżu mojego tarasu to albo się utopi, albo potrafi chodzić po wodzie — co z tego, że jeszcze istnieje opcja numer trzy w której potencjalny sąsiad potrafi pływać, ale nieważne. Po co psuć sobie zabawę. — Musisz sprawdzić, może potrafisz, a nie wiesz? — nie była pewna co ją podkusiło, by sobie tak zażartować, bo jeszcze faktycznie się skusi i wpadnie jej do wody, a później będzie mieć Chandlerowego topielca na sumieniu.
— Okej, możemy się przenieść, ale najpierw kawa — odparła, kiedy już pojadła w najlepsze i wstała od stołu, by przyrządzić obiecany smakołyk. — Skoro już wiemy, że u mnie trochę kulawo opowiadaj co u ciebie słychać?
-
- Tak, to słabe, ale tak już skonstruowany jest ten świat - podsumował jakże filozoficznie, dolną wargę przy tym wydymając. Akurat życiem Chandlera zielone papierki nie rządziły, bo on na co dzień trzymał się swoich własnych zasad. Jedz tak, żebyś nie musiał następnego dnia odbywać wielogodzinnego posiedzenia na tronie. Zawsze pakuj dużo mięsa do tortilli, bo jak ktoś chciałby sobie zjeść kolorowej zieleniny, to by ją sobie z trawnika urwał. I najważniejsza - nigdy nie umawiaj się ze współlokatorką, gdyż to czyni wspólne śniadanie dużo bardziej niezręcznymi. - Tak trzymaj! Nie daj sobie wmówić inaczej, że musisz zainwestować w jakieś magiczne kwasy czy co tam się obecnie w pośladki wstrzykuje - no popierał całkowicie jej samoakceptację, o czym zresztą świadczyły wyciągnięte dwa kciuki i szeroki uśmiech dumnego ojca! Nie rozumiał zupełnie, skąd się brała ta współczesna potrzeba wielu ludzi, by doskonalić się u chirurga plastycznego. Przecież po kilku takich sesjach człowiek sam do siebie podobny nie był, a czy nie właśnie to w życiu było wspaniałe, iż każdy był inny?
Po usłyszeniu odpowiedzi Ariel, przez dłuższy moment się w nią jedynie wpatrywał bez słowa, usilnie sobie próbując przypomnieć, jakie gatki miał aktualnie na sobie. Ostatecznie westchnąwszy przeciągle, odciągnął nieco spodnie, co by to sprawdzić, a po zarejestrowaniu, że na szczęście były niebieskie, to aż odetchnął z ulgą. - HA, PUDŁO! - stwierdził z zadowoleniem, zupełnie nieporuszony faktem, że prawie się przed nią obnażył. - Ale nic nie stoi na przeszkodzie, byś mogła poznać ich faktyczny kolor - dodał niby zalotnym tonem, zabawnie przy tym brwiami poruszając, no zdarzało mu się od czasu do czasu rzucić taką WYBITNIE wielką głupotą, ale taki już był jego... osobliwy urok, a Ariel z całą pewnością była do tego przyzwyczajona. Wszakże nie znali się od wczoraj, a ona nie raz i nie dwa miała okazję, by przewrócić oczami przez te jego fascynujące mądrości. - Masz niezdrową obsesję na punkcie majtek - zadecydował, otwartą dłoń jej jednocześnie do czoła przykładając. - I nie masz gorączki, więc naprawdę musi chodzić tylko o moje gacie, co bardzo mi schlebia - odsunąwszy się wreszcie, kolejny szelmowski uśmieszek jej posłał, a następnie ręce z powrotem do kieszeni spodni wsunął. Natomiast na doskonały plan na spławienie nieudanej randki, Chandler pokręcił głową ze szczerą mieszanką podziwu i rozbawienia. - Darling, jesteś geniuszem. To już postanowione, zrobimy to, no, pod warunkiem, że nigdy nie użyjesz tekstu o chorobie wenerycznej, plotki szybko się roznoszą - przedstawił swoją propozycję i to całkiem poważnie, ponieważ nie chciał, żeby populacja płci pięknej Seattle uważała go za roznosiciela jakichś brzydkich wener, no szanujmy się, miał reputację do utrzymania! Jeszcze zjawi się ktoś niepełnosprytny na dzielni i stwierdzi, że można się nimi zarazić także poprzez zjedzenie zrobionego przez Jonesa kebsa, a wtedy jak nic zakład by mu padł! I kto by go wtedy utrzymywał, co? - W Twoim rankingu jestem lepszy od martwego przedmiotu - przetworzył to sobie na swój własny sposób, z obrazą przy tym ramiona krzyżując, jakby mu powiedziała, że na kebsie to też się nie zna. - Łamiesz mi serce, Darling, po prostu łamiesz mi serce - znów nieco przyaktorzył i głowę spuścił ze smutkiem, ale trzeba mu przyznać, że wyszło mu to lepiej niż płakanie byłemu narzeczonemu Demi Lovato na insta lajwie. Oburzenie mu jednak minęło w trymiga, gdy przyjaciółka rzuciła tekst, który zabrzmiał bardzo podejrzanie, bo jak challenge... - Czy Ty mi rzucasz wyzwanie? - podniósł na nią spojrzenie, głowę z zaciekawieniem na bok przekrzywiając, no stanowiąc idealny przykład takiego pelikana, co każdy bajeczkę łyknie w ciemno! Chandler już pewnie się zastanawiał, czy lepiej mu się będzie chodzić w butach, czy może jednak powinien to traktować jak przedłużenie cudzego mieszkania i ściągnąć z szacunku obuwie. - Dobrze, dobrze, kawa musi być - zgodził się, przerzucając jedno ramię na oparcie krzesła dla wygody i nogi przed siebie wysuwając, co nadało mu dość niechlujny wygląd, ale czy on się tym przejmował? No nie za bardzo! - Co u mnie... Biznes się kręci elegancko, a do tego zostałem randkowym guru swojej współlokatorki - pochwalił się dumnie, celowo nic więcej nie dodając, by Ariel sama zapytała go o szczegóły. W niektórych sprawach to naprawdę był jak takie dziecko, co dzieli się fajną historyjką tylko gdy dorosły słucha.
-
— Ciekawe czy byłbyś taki chętny jakbym ci teraz powiedziała, żebyś wyskakiwał z gaci — odparła zakładając ręce jakby była niepocieszona faktem, że spudłowała. Uśmiechnęła się jednak szybko, by nie pomyślał, że mówi poważnie. Co jak co, ale wolałaby się nie obnażał przed nią, bo wtedy cała ich pokręcona relacja mogłaby wskoczyć na poziom, którego chciała uniknąć. Lubiła ich nieskomplikowane żarciki, dogryzanie i totalny luz jaki razem dzielili, bez sensu było to komplikować tylko dlatego, bo chciała przekonać się jaki kolor miała jego bielizna. — Mam słabość do ładnej bielizny, nic na to nie poradzę — wzruszyła bezradnie ramionami, choć czy właściwie miała na myśli męską? Brzydkie bokserki potrafią człowieka odrzucić, ale zdecydowanie bardziej lubiła swoją garderobę, jednak mniejsza o to. Teraz mieli ważniejsze rzeczy do ustalenia.
— O cholera, czyli w to wchodzisz?! — pisnęła z dziwnym entuzjazmem. — Nie spodziewałam się, że kiedyś będę miała okazję zrealizować ten plan. O mój boże, uwielbiam cię jeszcze bardziej! Nie żebym ci źle wróżyła, ale szczerze mam nadzieje, że fatalna randka trafi ci się szybciej niż myślisz — dobra, zdecydowanie trochę się podekscytowała, może nawet nieco za bardzo. — No weź, nie będę taka podła — uspokoiła go szybko, choć teraz była skłonna zgodzić się na wszystko by ten plan wcielić w życie.
Niestety jego kolejne stwierdzenie szybko ostudziło ekscytację Ariel. Przekręciła wymownie oczami i prychnęła pod nosem. — Zapomniałam jak ty czasami dramatyzujesz — szybko też uśmiechnęła się uroczo uznając, że najlepsze będzie go wziąć na litość — jestem tu nowa, nie znam zbyt wielu osób… z resztą na dzień dobry trafiłam na kogoś tak fajnego jak ty, to nawet niespecjalnie szukałam innych, a później sam widzisz… w dobie kryzysu mogę liczyć tylko na ciebie. Czy ma znaczenie do czego cię porównuje? To chyba świadczy o tym w jakiej czarnej dupie jest moje życie towarzyskie, już nie marudź — okej, może trochę przesadzała, bo jakiś znajomych poznała, ale przecież nie o to w tej chwili chodziło.
— Nie wiem, a umiesz pływać? — zapytała niepewnie — Wolałabym, gdybyś się nie utopił, bo istnieje szansa, że później straszył byś na moim tarasie — zażartowała jednocześnie przyrządzając im szybką kawę, a gdy była ona już gotowa powędrowała w stronę tarasu dając znać Chandlerowi, że pora ruszyć zgrabne pośladki na zewnątrz.
— Randkowe guru? — lekkie rozbawienie zagościło na jej twarzy — Zdradzisz mi coś więcej w tym temacie, czy mam zgadywać co się za tym kryje? — zapytała czekając na jakąś odpowiedź, kiedy rozsiadła się wygodnie w jednym z leżaczków i sięgnęła po kawę.
-
-
— Serio? — oj, to chyba nie znał Ariel, która to zawsze parła ku granicy, gdy się ją sprowokowała i jeszcze bezczelnie ją przekraczała. Pewnie dlatego nie miała oporów (w danej sekundzie) by rzucić mu wyzwanie. — Okej, sam tego chciałeś. Wyskakuj z tych spodni — odparła zakładając ręce na klatce piersiowej i przyglądając się mu z wyraźnym niedowierzaniem. Trochę czuła się zbyt pewnie, a gdy przyszło co do czego liczyła na to, że to on pierwszy powie: dobra, dość tego Darling choć z każdą sekundą obawiała się, że to ona pierwsza będzie krzyczeć stop, stop! jeśli zdecyduje się na ruch.
Kwestia zgodności w sprawie ładnej bielizny wcale jej nie zdziwiła, bo sam fakt jak ich rozmowy lawirowały między mniej lub bardziej zakręconymi tematami podkreślały niejednokrotnie, że nie tylko w tym potrafią sobie przytakiwać. Ba! Potrafią wiele obrócić w żart, którego osoby spoza ich szalonej konwersacji pewnie by nie zrozumiały.
— Nie będę wyprowadzać cię z błędu — przytaknęła poruszając zabawnie brwiami, choć do diabła jeszcze było jej daleko. — Deal! — przytaknęła podając mu rękę, a tym samym przypieczętowując formalnie ich umowę.
Owszem mogła się zmobilizować i zrobić mu listę niekończących się komplementów, ale zobaczyła troskę w jego oczach i musiała zareagować szybko. Skarciła go swoim piorunującym spojrzeniem zaprzeczając też szybkim ruchem głowy, bo w głębi niej zakorzeniona samotniczka wyrywała się do buntu. — Nie, nie trzeba — ale przecież to był Chandler, nie chciała być niemiła — poradzę sobie — dodała więc spokojnie z uśmiechem na twarzy. Wcześniej nieco się zgrywała grając na jego uczuciach i nie przypuszczając, że odbije pałeczkę w jej stronę i co najwyżej ponabija się z jej upadającego życia towarzyskiego.
— Nie chodzę na randki — wyjaśniła — ale i tak wolałabym byś mi tutaj nie straszył — dodała z lekkim rozbawieniem i rozsiadła się na tarasie wsłuchując w jego opowieść. — Ile jej zapłaciłeś, by zgodziła się zobaczyć sztuczki Chandlera? — zapytała przez lekki śmiech widząc jego pewność siebie, gdy raczył ją swoją opowieścią. Zawsze złapała okazję, by sobie z niego zażartować, nawet jeśli w opowieści było ziarnko prawdy.
-
- Nie ma problemu - odparł pewnie, ale na takiego jedynie brzmiał, bo w rzeczywistości to mu wszystkie kontrolki w głowie świeciły na czerwono i zdawały się jednogłośnie krzyczeć Jones, co ty odpierdalasz? Patrząc na Ariel, niewiarygodnie wolno zaczął spuszczać dłoń w kierunku spodni, a konkretniej zamka. - Na pewno tego chcesz? - upewnił się, jak na dżentelmena przystało, palce zatrzymując na guziku. Bądźmy szczere - jakby ktoś tak znienacka wpadł do tego mieszkania, to zastałby w nim naprawdę dziwną scenę; ba, gdyby się jeszcze Ariel zaczęła rozbierać, to totalnie wyglądałoby jak z Przyjaciół, gdy Phoebe przystawiając się do Chandlera, chciała zdemaskować jego relację z Monicą.
Jak już kwestię wybawiania go od nieudanych randek mieli dogadaną, to Jones przeniósł uwagę z siebie - szok! - na życie towarzyskie Ariel. Wyraźnie go zaskoczyło takie szybkie ucięcie przez nią tematu, aż brwi do góry wysoko uniósł i pogładził się w zamyśleniu po swojej nieistniejącej bródce. - Opowiadałem Ci kiedyś o swoich kotach? Bo mam dwa. Są świetnym towarzystwem, idealnym na samotne wieczory - zareklamował posiadanie pupila najlepiej jak potrafił, uśmiechając się przy tym lekko i wcale tu niczego nie sugerując. No dobra, może jedynie pragnął jej dać do zrozumienia, iż samotność na dłuższą metę jest nudna, ale nie zamierzał prawić morałów, bo to nie było w jego stylu. Każdy miał swój rozum - on zresztą podzielał zdanie Ariel co do związków i aktualnie nie paliło mu się do kolejnej relacji, za dużo z tym było zachodu! - Jak to nie? - znów oburzył się sztucznie, dźgając przy tym lekko stopą przyjaciółkę. - Zawsze miałabyś z kim pogadać i przypominałbym Ci o czasach, gdy jedliśmy razem kebsy... Chociaż jakbyś zaczęła mnie widzieć, to mógłby być znak, że z Tobą nie jest najlepiej - dodał po chwili namysłu, bo przecież źle Darling nie życzył i nie chciał, by musiała szukać sobie przyjaciół wśród niewidzialnych ludzi, lepiej, żeby miała takich prawdziwych. - Nic, naprawdę - zapewnił błyskawicznie, dłoń przy tym unosząc, o mało przez ten gwałtowny ruch kawy na siebie nie wylewając. - Słowo honoru, nie ma w tym żadnego haczyka, tylko moje dobre serce, bo ona naprawdę nie radzi sobie z randkami - chyba że za haczyk można uznać okazję do nabijania się z Darby na każdym kroku - wtedy owszem, jakiś jednak był!
-
Serio? - pomyślała prędko słysząc z jego strony zgodę tak pewną, że przez chwile tkwiła w lekkim szoku, który starała się z całej siły ukryć. Zaraz by się połapał, że przecież żartuje, a jej się nie widziała przegrana w tym wyimaginowanym starciu. Jego dłonie znalazły się niebezpiecznie blisko zamka, a ona zacisnęła zęby spoglądając na niego jakby nigdy nic (no kuźwa wcale). — Pewnie, że chcę — kłamała jak z nut zbliżając się do niego z nadzieją, że z tej rosnącej presji ucieknie w popłochu, a nie będzie próbował udowadniać, że to żaden problem. — Mam ci pomóc? Strasznie się ociągasz — zapytała, stając przed nim uśmiechając się niewinnie, po czym pacnęła go ręką w czoło. — Oczywiście, że nie chce. Żartowałam sobie z ciebie! — złamała się pierwsza spoglądając na niego wymownie. No chyba nie przypuszczał, że ona tak na poważnie?
— Chcesz mi oddać swoje koty z litości, bo spędzam wieczory samotnie? — zapytała nie bardzo rozumiejąc skąd ta propozycja. — Bo wiesz, ja lubię swoje samotne wieczory. Jak byłoby inaczej to bawiłabym się związek lub randki, które zazwyczaj do tego zmierzają — wyjaśniła nie zagłębiając się za bardzo w swoje życie towarzyskie, ale wystarczająco, by ogarnął, że to nie wypadkowa niefortunnych czynników, a jej własny wybór.
— No tak to, że wolę cię żywego, a nie jako stwór mojej stęsknionej wyobraźni, gdybyś przypadkiem stracił życie — czy to nie oczywiste? — Z resztą jako duch nie przyniósłbyś mi kebsa, bo wypadałby ci z rąk. Duchy nie potrafią nosić… chyba — dodała, choć jej pewność na końcu wypowiedzi nieco osłabła.
— Tak bardzo zapewniasz o tym, że nie ma w tym haczyka, że on musi gdzieś być. Dawaj całą prawdę i tylko prawdę — spojrzała na niego wnikliwie, jakby chciała wręcz siłą umysłu wyciągnąć z niego każdy szczegół.
-
Autentycznie się cofnął o krok, gdy Ariel niespodziewanie zaczęła się do niego przybliżać i ze wszystkich sił starać się po sobie nie pokazywać, że był O WŁOS od odwołania całego wyzwania. Dlatego odetchnął z wyraźną ulgą, jak to ona pękła pierwsza i potarł sobie czoło. - EJ! - zaprotestował niby to z urazą, ale tak poważnie, to dałby się jej palnąć nawet i drugi raz, byle już tak go więcej nie stresowała. - To dobrze, ja też - przyznał szczerze, bo pewnie i tak zdążyła to już wywnioskować po cichych podziękowaniach skierowanych w stronę latającego potwora spaghetti. - Nie róbmy tego nigdy więcej - poprosił poważnie, głową przy tym potrząsając, jakby całą tę sytuację chciał wyrzucić z głowy. ZDECYDOWANIE niektórych rzeczy nie powinni testować dla własnego zdrowia psychicznego.
- Z litości? Ariel, jesteś jedyną osobą w tym mieście, której dobrowolnie oddałbym swoje koty. TO ZASZCZYT - podkreślił, obdarzając ją przy tym lekkim uśmiechem. Darling przynajmniej pamiętałaby, że należy je karmić nieco częściej niż raz na tydzień. - Związki są do dupy - wtrącił, wzruszając przy tym ramionami. No brakowało mu już tylko plakatu z napisem miłość nie istnieje, ale naprawdę nie był fanem zobowiązań na dłuższą metę, a to najczęściej wiązało się właśnie ze związkiem. - Masz rację. Poza tym jako duch nie mógłbym jeść, więc patrzenie, jak zajadasz się kebsem, pewnie by bolało - zauważył i aż się wzdrygnął na samą taką perspektywę. Co to za życie po śmierci, jak nie można nawet się najeść? Brzmi jak męki piekielne! - No dobrze, już dobrze... Może musiałem ją jakoś przekonać, by wzięła moją kandydaturę pod uwagę - niechętnie oznajmił, przewracając przy tym oczami. Nie, wcale jej nie tyrał tak długo, aż się zgodziła, by jej pomógł, skądże. I tu pozwolę sobie dopisać, że zapewne Ariel i Chandler resztę popołudnia miło spędzili na plotkowaniu i na koniec obiecali się niedługo zdzwonić.
// dziękuję za grę, zt x2