WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

mniej więcej w takim stanie i nastroju

Jak idzie to przysłowie, że młodość jest głupia? Othello nie pamiętał dokładnie. Doskonałą jednak jego ilustrację stanowił stan ulic kampusu, obsianego młodzieżą akademicką w różnym stanie przytomności, który chłopak obserwował z pewną rezerwą i cynizmem, oparłszy się plecami o fasadę jednego z budynków. Mimo chłodu i wciąż jeszcze przecież nieokiełznanej pandemii, rój studentów szumiał i bzyczał, przelewając się z jednego lokalu do drugiego, falując pomiędzy akademikami, a domami bractw, wypływając ze sklepów monopolowych i z powrotem, po kolejne dawki napojów wysokoprocentowych i energetycznych, żeby nie paść za wcześnie w tak zwaną kimę. Kingsley'a zastanawiało, jakim cudem ulicą nie przetoczył się jeszcze żaden patrol policji, który by ich tu wszystkich poustawiał - a może raczej porozstawiał, nakazując odsunąć się każde-od-każdego na co najmniej dwa metry, i jeszcze założyć maski (których większość albo w ogóle na sobie nie miała, albo też ściągnęła pod brodę, wolne usta zamykając albo na szyjce jakiejś butelki albo naokoło papierosa).
Othello zresztą należał do tej drugiej kategorii - dziś wyjątkowo nie pił, czy też jeszcze nie pił, ale palił, choć także wyjątkowo grzecznie, bo tylko najzwyklejszego papierosa. Oczywiście zioła miał na sobie tyle, że gdyby zajął się ogniem od zapałki i dokonał niezamierzonego rytualnego samospalenia, to pewnie upaliłby tym samym cały kampus University of Washington. Ale sam planował pozostać względnie trzeźwy (nie licząc czterdziestki prozaku poprawionej jedną krótką kreską koksu wchłoniętymi wcześniej tego dnia) przynajmniej do północy. Czyli całe szczęście, bo jeszcze tylko jakieś czterdzieści parę minut.
Zamachał do jakiegoś, dostrzeżonego z daleka, znajomego - leniwie, jak w zwolnionym tempie, a potem odchylił głowę, czując na potylicy chłód ceglanej ściany. Utkwił wzrok przydymionych lekkim hajem, ciemnobrązowych tęczówek, w wyjątkowo czystym dziś nocnym nieboskłonie i uśmiechnął się do księżyca w nadziei, że ten mu odpowie tym samym.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Idziemy ulicą, lampy oświetlają wszystko na pomarańczowo. Głośna zgraja (bez darcia, po prostu się bez skrupułów śmiejemy), ludzie z różnych bajek, niektórzy dopiero ze sobą zapoznani, ale bardzo pozytywnie do siebie nawzajem nastawieni.
Udało mi się dzisiaj zgadać ze starymi znajomymi i ich nowymi znajomymi i ruszyć w tango po mieście. Rano czułam się nie najlepiej, ale prócz lekkiego osłabienia i niezbyt uciążliwego kataru wszystko jest ze mną OK. #jesień Po powrocie z pracy włożyłam zawinięte z nowej dostawy moro bojówki w stylu wczesnych lat dwutysięcznych, starą opinającą mnie pięknie koszulkę i dżinsową kurtkę (oraz całą resztę przeróżnych dodatków dopełniających stylówę), związałam dbale włosy (ale żeby wyglądały na niedbale), poprawiłam makijaż i z pustym żołądkiem popędziłam na spotkanie.
Oczywiście zahaczyliśmy o kampus, bo często się o niego zahacza w poszukiwaniu rozrywki. Trochę już wypiliśmy, na tyle, by mieć dobre humory, ale iść zupełnie równoważnie. Jakaś dziewczyna entuzjastycznie zapewniała, że gdzieś tam jest spoko impreza, że właśnie ktoś jej napisał i że nas wszystkich zaprasza, mój ziomek podłapał temat, jednak wstrzymał nagle cały świat jak jakiś odwrócony Kopernik, bo oto zauważył pewnego cudownego człowieka.
Idziemy wszyscy. Gościu stoi ładne kilkadziesiąt metrów od nas, więc dotarłszy do niego, wiemy już, że można od niego kupić różne fajne substancje. Na moje oko to jakiś dekadencki romantyk. Mówię mu po prostu:
- Cześć.
Wszyscy mówią. Wśród wielu imion i ksyw pada moja, Lo-fi, palec kolegi niedbale przechodzi w okolice kolejnej osoby. A ten to Othello, co tylko utwierdza mnie w moich założeniach. Potem następuje krótka hybryda small-talku i szczerej pogadanki dawnych znajomych między dwoma chłopakami, w co wcinam się ja, niemogąca już znieść zapachu dymu krążącego w pobliskim powietrzu.
- Poratuje ktoś papierosem?
I rozglądam się po ludziach. Nie zwróciłam się wprost do Othello, bo fakt, że jako jedyny z towarzystwa aktualnie pali, nie może go automatycznie zobowiązywać do częstowania obcych panien.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

I tym oto sposobem nasz dekadencki romantyk został ze swojego romantycznego momentu wyrwany wzmagającym się świergotem rówieśniczych głosów nadciągających z południa, dudniących coraz donośniej kanałem uniwersyteckiej ulicy w sposób zupełnie nie-wyjątkowy w piątkowy wieczór jak ten.
Jego rozważania - łagodne, rozmyte fale myśli odbijające się od krawędzi księżyca - prysły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Trzask, w jednej chwili dywagował nad sensem istnienia, prask, w kolejnej już skupiał wzrok na zbyt wielu twarzach nowych rozmówców. Zalał go potop imion - niektóre już słyszał, inne poznawał właśnie po raz pierwszy, a chmara sylwetek wypełniła jego pole widzenia. Wszyscy byli mniej więcej w jego wieku - no pewnie, czego się spodziewać po akademickiej młodzieży, która wolny wieczór chce spędzić na mieście, z krwią przepełnioną już pewną dozą procentów w ramach preludium dla weekendowego pijaństwa?, i wszyscy ładni w sposób raczej interesujący niż nudny, całe szczęście.
Siema, cześć, cześć, hej, cześć, siema.
Z łagodnym uśmiechem witał się z każdą z nowoprzedstawianych mu osób, udając, że zapamiętuje jej imię. Zwrócił uwagę na szczupłą blondynkę z bardzo krótkim pixie, wysokiego chłopaka z intrygującą blizną przecinającą lewą skroń, oraz dziewczynę. o miedzianych włosach, trochę jakby niepozorną, ale i intrygującą przez to, w takim outficie, jakby wyrwała się z teledysku z początków tego stulecia.
- Papierosem, czy papierosem? - zwrócił się do niej w reakcji na rzucone niby-to-w-eter pytanie, sugerując, że może Lo-Fi ma ochotę na coś więcej niż tylko standardowy zwitek nikotyny. Nie mógł przecież zapomnieć, że jest tutaj w interesach, a jego biznes kręci się przecież głównie za sprawą umiejętnego wyłapywania okazji do handlu. A zresztą... Wyciągnął zza pazuchy obydwa rodzaje szlugów, jakie miał w asortymencie - zwyczajnego papierosa wypełnionego tytoniem oraz skręta pełnego domowej mieszanki tego-i-owego, obydwa własnoręcznie skręcone. Obrócił je w palcach. Reklama była przecież dźwignią handlu, nie? - Do wyboru, do koloru, co kto chce.... - zaintonował melodyjnie. I niewinnie, tak w gruncie rzeczy.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ile sensu jest w przedstawianiu nas wszystkich? Co się wydarza w głowie zamyślonego chłopaka? My wszyscy vs on. A mi się chce palić i oto podstępem wyżebrowuję od niego coś, choć teraz w głowie świta mi myśl, że skoro Othello handluje, jak zapewniał nasz wspólny znajomy, to odda mi swych skarbów miłosiernie za darmo. Ale słowo się rzekło.
- Wezmę to, co ty.
Wskazuję na jego papierosa, po zapachu oceniam, że wydziela normalny dym. Może jest chociaż jakiś super jakościowo, skoro taki DIY. Jestem gotowa zabulić za tytoń wysokiej klasy.
Wśród mych towarzyszy wywiązują się co najmniej dwie rozmowy, nagle dziewczyna spontanicznie prowadząca nas na imprezę proponuje chłopakowi od wszelkiego rodzaju palenia, żeby poszedł z nami. Cenny nabytek, co nie?
- No proszę, tym oto sposobem zostałeś przyjęty do grona przyjaciół - śmieję się. Mógłby się obrazić za naszą interesowność, ale to tak jakbym ja się obrażała za to, że Stella Martinez często odwiedza szmateks, w którym pracuję i czerpie korzyści z mojej obsługi. - I dobrze, bo chętnie się potem skuszę na inne rodzaje papierosów. - Tu zwracam się do całej grupy. - Ale najpierw chodźmy do tych ludzi, bo już w tej chwili jestem głodna, a co dopiero potem.
Niedbale sięgam po swoje zamówienie, moja druga dłoń nurkuje w kieszeni kurtki, bo dla odmiany wzięłam ze sobą zapalniczkę. Kicham, w ostatniej chwili w rękaw. Zasłoniłam się ręką wciąż częściowo ukrytą w kieszeni. W oczach mam łzy, ale uśmiecham się rozbrajająco do nowo poznanego chłopaka, który stoi przede mną.
- Sorki!
Ktoś klepie mnie po plecach, życząc zdrowia.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

- Doskonały wybór, proszę panienki - podając dziewczynie papierosa, bliźniaczą kopię tego, którego sam właśnie z lubością dopalał i zamierzał zaraz zdusić pod wysłużoną podeszwą trampka, uchylił jej niewidzialnego kapelusza niczym staromodny sprzedawca antyków czy innych kosztowności, a nie lekko upalony równolatek dzielący się tytoniem na terenie kampusu - Na koszt firmy.
W zanadrzu - to znaczy w czeluściach kurteczki - posiadał całą gamę różnych specyfików, pochowanych w kieszonkach jak zegarki u ulicznego sprzedawcy. W razie potrzeby miał też przy sobie recepty na praktycznie wszystko oprócz zioła i odrobiny koksu, schowanego gdzieś w rękawie (jak ten przysłowiowy as...), argument wskazujący, że wcale nie robi nic aż tak bardzo nielegalnego. Posiadanie przy sobie lekarstw potrzebnych mu do życia nie było przecież przestępstwem, nie?
- Ach, no to farciarz ze mnie - uśmiechnął się rozbrajająco, odpychając wewnętrzną stroną dłoni od chropowatej powierzchni ściany służącej mu dotąd za podparcie, i ruszając za nową paczką w im tylko znanym kierunku. Po drodze poczęstował papierosem jeszcze kogoś, a komuś innemu dał skręta z marihuaną za absolutne darmo. No i dobrze - prawda była zresztą przecież taka, że Othello nigdy w zasadzie nie handlował dla zysku finansowego, a przynajmniej nie wyłącznie dla niego. Korzyści, jakie przynosiło mu dilowanie były bowiem zupełnie inne i, używając domorosłego narzędzia diagnozy, raczej psychologiczne niż materialne.
- Głodna? - to jedno słowo, niczym dźwięk dzwonka w opowieści o Psie Pawłowa, przypomniało nagle Kingsley'owi o podstawowych, a dość zuchwale przezeń dziś zaniedbanych potrzebach organizmu. Kiedy to on ostatnio jadł, i co? Chyba płatki na śniadanie... A może to było wczoraj? Zaraz... posiadał wszak dość żywe wspomnienie naczosów z serem i papryczkami jalapeno, ale... Czy mu się to nie przyśniło? - Ja pierdzielę, dobrze że mi przypomniałaś. Co jemy? Umieram z głodu!
Śmieszne, jak się można łatwo zbratać z drugim człowiekiem - wystarczy tylko kilka punktów wspólnych: wspólna uczelnia, jeden głód - taki młodzieńczy, studencki, i spontaniczne zaproszenie na tę samą imprezę.
- Och, zdrówko! - roześmiał się lekko, gdy jego pytanie utonęło w odgłosie dziewczęcego kichnięcia - Co ty, jesteś super-roznosicielem? A wiesz, że w Johnie Hopkinsie ponoć płacą kilka koła, żeby dać się zarazić koroną? Serio. Takim studentom jak my, bo wiedzą, że raczej przeżyjemy... - podzielił się z nią, choć w sumie nieproszony, zasłyszaną ostatnio pogłoską.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Krzywię się w pozytywnie zaskoczonym uśmiechu. Jakoś tak dziwnie się czuję, gdy ktoś obcy oferuje mi coś za darmoszkę, jeśli to coś, czym przecież handluje. To znaczy jeszcze zrozumiałabym jakiś rodzaj podrywu, ale wątpię żeby ten chłopak miał nadzieję na orgię z nami wszystkimi, skoro od nikogo nie pobrał opłaty. Gdzie jest haczyk?
Ruszamy całą zgrają, okazuje się, że nie jestem sama w moim głodzie. Kilka osób, w tym nowy członek załogi, wyraża podobne nastroje. Organizatorka zapewnia, że na miejscu jest się czym najeść, że oni coś tam zaraz zamówią.
Czuję ulgę, gdy Othello przemienia moje kichnięcie w żart. W dzisiejszych czasach to wrażliwy temat i można od razu do siebie zrazić człowieka. Ten jednak coraz bardziej wydaje mi się trochę oderwany od rzeczywistości, pełen tak zalecanego przecież dystansu. Spodobałby się mojej mamie z takim podejściem. Rozdający za darmo trawę na prawo i lewo. Ta, ciekawa zagrywka marketingowa, ale ona by się nabrała. Mimo wszystko na razie wydaje się bardziej interesujący i mniej wyniosły niż na pierwszy rzut oka. Czuję się złapana na przynętę i dobrze mi z tym.
Wycieram nos (i oczy) i zapalam wreszcie tego papierosa. Co za ulga.
- No co ty gadasz! - robię wielkie oczy. - Za co im płacą? Dlaczego? - Tworzę w głowie niezliczone możliwe powody tego przedsięwzięcia - od jakichś dziwnych badań naukowych po sekciarskie rytuały, ale jedyne moje przemyślenia, którymi się dzielę brzmią - Właściwie ja nie jestem studentką, połowa z nas nie jest.
Przyszliśmy się tylko z wami trochę pobawić. Nigdy niczego nie studiowałam, ale rozrywek zażywam jak rasowy amerykański żak.
W końcu dochodzimy na miejsce. Okazuje się, że nasza kilkuosobowa grupka stanowi prawie połowę słynnej imprezy (no dobra, tę mniejszą połowę), ale właściwie miejsca nie ma tu jakoś dużo, więc akurat się wpasowaliśmy. Większość sięga od razu po alkohol, ale ja organizuję jakieś jedzenie, ktoś zamawia pizzę, ale póki co, zadowalam się chipsami.
Z michą ziemnaczanych dobroci w jednej ręce i wciąż jeszcze zapalonym papierosem szukam w tłumie Othello. Jeszcze z nim nie skończyłam! Właściwie nawet nie zaczęłam.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Jeżeli jakiś haczyk w ogóle tu istniał, to była nim chyba po prostu samotność i Othello najwyraźniej złapał się nań natychmiast, z kretesem. Ciekawe to, bo zwykle nie miał absolutnie nic przeciwko przebywaniu w pojedynkę - wręcz przeciwnie, po latach gwiazdorzenia na nieboskłonie szkolnej elity, po tym okresie licealnej popularności, który to... no... zakończył się, jak się zakończył, młody Kingsley rozsmakował się w izolowaniu się od otoczenia. Jasne, mógł mieć dziewczynę - te, jak to mówią, przychodziły i odchodziły, zmieniały się jak pory roku albo jak wymieniane często rękawiczki, mógł mieć rodzinę - odgrodzoną od niego murem niewypowiedzianych zarzutów i nierozwiązanych konfliktów, przyjaciół - z których nikt, absolutnie nikt, nie mógł zająć miejsca Adama, ale i tak zawsze towarzyszyło mu tylko jedno: wielka, ziejąca, niezapełnialna pustka.
I, tak szczerze mówiąc, Othello lubił jej towarzystwo. Bo nie zadawała pytań, nie oceniała, nie wyciągała go na siłę z jego pokoju albo z łazienki, w której to wciągał kreski z krawędzi umywalki. Była przy nim, nie wydawała osądów, nie przypinała mu łatek. Ta pustka...
A jedna dzisiaj, w sumie nie wiedzieć czemu, poczuł potrzebę bycia znowu młodym i zaangażowanym. Dziwne, dziwaczne to było. Może należało winić potrzebę odreagowania tego, co wydarzyło się ostatnio między nim, a Runą? Może wytłumaczeniem było zbliżające się Halloween, ulubione święto Adama? A może - choć mało to prawdopodobne, jakby się zastanowić - jego wewnętrzna szala goryczy przelała się, i wkraczał w zupełnie inny etap tej swojej żałoby?
- Nooo... - machnął ręką - Jak to za co? - ale bez złośliwości, bez takiego oceniającego: "jak możesz nie wiedzieć takiej oczywistości?!" w tonie głosu, deklarującym raczej: "ja wiem, i chętnie się Tobą tą wiedzą podzielę!" - Za udział w badaniach klinicznych!
Wyznanie dziewczyny jeszcze tylko bardziej napięło uwagę bruneta, napełniło go zainteresowaniem. Żyjąc ostatnio w akademickiej bańce, trochę jakby zapomniał, że można w ogóle nie studiować. Inna sprawa, na ile komu były te studia do czegokolwiek potrzebne - w końcu większość jego znajomych nie wiedziała nawet do końca po jakiego diabła wciąż kibluje na tych salach wykładowych, nudząc się jak mopsy... No, ale mimo wszystko.
- Serio? - zainteresował się szczerze - To co robisz?
Pytanie to zawisło w powietrzu, gdy weszli na imprezę i utonęli na chwilę w fali powitań, wskazówek ("tu jest salon, tam kibel, wódka jest w kuchni, nie wchodź na strych bo rodzice mnie zabiją, w ogrodzie można sobie zajarać" i tak dalej), po której Kingsley stracił na chwilę nową towarzyszkę z oczu. Przebijając się przez niewielki tłumek dotarł do jakiegoś punktu obserwacyjnego na uboczu salonu - między wymęczonym życiem figowcem, a komodą obsianą rodzinnymi zdjęciami, popijając coś tam z przechwyconego w drodze do salonu czerwonego kubeczka.
- Yo! - zawołał do dziewczyny, gdy wyłoniła się nagle zza winkla, z obiecującą michą pustych kalorii w objęciach - Tutaj!

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czasem jest tak, że zwykłe wytłumaczenie mi nie wystarcza. To może jakaś naleciałość z dzieciństwa, podążanie za bajkowością - jak tu się dziwić ludziom, że tworzą i wierzą w teorie spiskowe? Badania naukowe brzmią prozaicznie, nie dlatego, że naukę uważam za coś nudnego i przewidywanego, ale w porównaniu z satanistycznymi rytuałami mocno blaknie. Rozczarowałam się odpowiedzią Othello, ale nie nim samym. Nie jego wina, że rzeczywistość niezbyt mnie interesuje.
Natomiast co do jego zdziwienia odnośnie moich studiów, a raczej ich braku, to reaguję takim samym zdziwieniem? Serio? Żyję. Pora uwierzyć w życie pozastudiowe. Nie mam jednak czasu na rozpętanie dyskusji, bo okoliczności mocno nam nie sprzyjają.
Po chwilowym rozstaniu czas na ponowne spotkanie. Idąc w stronę nowego znajomego, zostaję zaczepiona i poinformowana, że palić mogę, ale tylko przed domem. Gaszę więc szybko papierosa, a gdy osoba odchodzi, gorący niedopałek wrzucam do pobliskiej doniczki. Trochę marnotrawstwo, mogłam wyjść na taras. Podchodzę jeszcze bliżej chłopaka. Grzechoczę miską w jego stronę. Częstuj się.
- Mogłabym się zgłosić nawet na takie badania, gdybym miała coronę, ale bałabym się, że to tylko oficjalna wersja i tak naprawdę cele pozyskiwania tych ludzi są bardziej złowieszcze - śmieję się, mówiąc to, żeby czasem sobie nie pomyślał, że ja tak na serio, chociaż właściwie nie jest to do końca żart. - Jestem trochę podejrzliwa, gdy ktoś oferuje kasę za nietypowe rzeczy, albo zagrażające zdrowiu. - Rzucam okiem w stronę nie do końca wypalonego papierosa, którego przed chwilą bezrefleksyjnie się pozbyłam. - Albo jakieś inne dobra materialne.
Znów przyjaźnie spoglądam na Othello, a potem wybieram największego chipsa i z radością chrupię, zwłaszcza że ma on na sobie fajne wybrzuszenia.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Pewnie tak.
Ale jakże ciężko jest uwierzyć w życie poza terenem kampusu, jeśli od dziecka żyje się w edukacyjnej bańce, będąc otoczonym przez hermetyczne kółko wzajemnej adoracji do którego wstęp mają tylko tacy z tytułem przynajmniej-magisterskim i preferencyjnie-podwójnym. Jakże trudno jest przyswoić świadomość, że nie wszyscy wypijają presję obrony odpowiedniego dyplomu, preferencyjnie najwcześniej jak się da, z mlekiem matki. Jakże niełatwo jest zrozumieć, że odhaczenie kolejnego szczebla na edukacyjnej drabinie - czy się tego chce, czy nie, nieważne - nie dla wszystkich jest celem głównym oraz samym - w - sobie.
Othello oczywiście żył na tym świecie nie od dzisiaj, zdawał więc sobie sprawę, że istnieje jakaś rzeczywistość poza murami szkół i wyższych uczelni, a i nie przy wszystkich jadalnianych stołach rozmawia się - jak w jego własnym domu - głównie o wyższości post-modernizmu nad klasycyzmem (w tych rzadkich chwilach, w których się faktycznie rozmawiało...). Niestety, sam został przy tym wytresowany ciętym biczykiem, którym przedstawiciele wyższych sfer wielbią wręcz traktować swoje dzieci, a i wychowany w enklawie Queen Anne, w której większość jego rówieśników pochodziła z bliźniaczo podobnego tła. Nawet ćpunów, którym opychał swój towar, w dziewięćdziesięciu procentach przypadków znajdował na terenach biblioteki i akademika!
To, że Lo-Fi nie studiuje, stanowiło dlań jakieś tam zaskoczenie. Zwłaszcza, że przecież spotykał ją na terenie kampusu!
- Myślisz... - pochylił się lekko w stronę rozmówczyni, jednocześnie wyławiając z podsuniętej mu przez dziewczynę miski garsteczkę czipsów. Przyjrzał się im z pewnym zawodem, konstatując, że jemu akurat nie trafiły się żadne dziwaczne, niekształtne, ponadymane albo powywijane niczym zegary Salvadora Dali'ego, a jedynie podręcznikowo wręcz równiutkie chrupki jak z reklamy... Nuda - ...że ci studenci są tak naprawdę klonowani i wysyłani na Marsa? Albo... do Chin... żeby zasilić szeregi partii, czy coś? - zmarszczył brwi, rozpościerając przed rudowłosą rozmówczynią tylko dwie z wielu absurdalnych wizji jakie podsuwała mu teraz wyobraźnia. Oblizał górną wargę z cienkiej warstwy słonych, ziemniaczanych okruszków - No, zresztą. Nie powiedziałaś mi, czym się w takim razie zajmujesz... Lo-Fi - rzucił z zaciekawieniem, ot tak, w ramach zaproszenia do rozmowy. Wreszcie ktoś, kto może nie odpowie mu w taki sam sposób jak zdecydowana większość obecnego na tym melanżu tłumu: A, no wiesz, studiuję to i tamto... W sumie spoko, ale tak naprawdę to robię to tylko dlatego, że rodzice kazali mi iść do koledżu... Bla, bla, bla... Czuję się trochę stłamszona... Tak naprawdę to chciałam być teraz na Bali, medytować i szukać mojej prawdziwej duszy... No ale lockdown... Bla, bla...

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Żarty żartami, ale kto tak naprawdę wie, co jest ukryte przed wiedzą powszechnąŻarty żartami, ale kto tak naprawdę wie, co jest ukryte przed wiedzą powszechną? Widzę, że Othello całkowicie poszedł w śmieszkowanie, może nawet moją postawę uznał za zupełną pozę, ale ja naprawdę miałabym problem z zaufaniem, gdyby ktoś chciał mnie badać tak NAUKOWO. Co innego w szpitalu jakiś tomograf czy ankieta społeczna na temat uzależnienia od papierosów, a tu mam normalnie blokadę i lęk. Przyglądam się chłopakowi i zastanawiam, jakiej odpowiedzi ode mnie oczekuje. Być może wkroczyliśmy na dość grząski grunt i zaraz przekroczę granicę, za którą czeka mnie łatka foliary?
- Haha, na pewno! Chiński rząd klonuje ich i wysyła na wojnę na Marsie! - brzmię wystarczająco nie-foliarowo? Zagryzam wszystko byle jakimi chipsami i łapię się tematu mojego zajęcia. Albo go to serio zainteresowało, albo się co do niego myliłam i jednak jest nudziarzem. Przykro by mi było.
- Wiesz co? Ciuchy sprzedaję, jeśli pytasz o pracę, a tak poza tym, to cieszę się życiem. Trochę taki epikureizm? Tym się zajmuję - odpowiadam wyczerpująco (jak na mój gust), żeby nie sprowokować szczegółowych pytań o jakieś wydumane hobby. Po prostu żyję i nie sądzę, że to za mało. Może jemu, studentowi zafiksowanemu na studiach, to się nie mieści w głowie. Ja nawet nie zastanawiał się nad podjęciem dalszej nauki po skończeniu liceum. Mamy nie było stać, żeby ot tak mi zapewnić opłacanie czesnego, a nie byłam na tyle zmotywowana, żeby pokusić się o stypendium czy pożyczkę. Zresztą, w głowie była mi wtedy przeprowadzka z Chicago do Seattle, mój pierwszy poważny związek, widmo zła, które (współ)wyrządziłam… - Wydawało mi się, że to ty tutaj rozdajesz wyluzowanie, ale teraz coś mi mówi, że jednak mógłbyś się ode mnie uczyć.
To trochę dziwne, że tak mu odpowiedziałam. Po prostu spytał, czym się zajmuję, ale jego poprzednie zdziwienie wciąż nie daje mi spokoju i wymyślam teraz wokół tego niuansu całe wszechświaty, buduję jego obraz - wciąż niszczę i znów rysuję projekt. Im dłużej kogoś badam, a wyniki wciąż sobie przeczą, tym mocniej się w to wciągam.
- Chodź do ogrodu. Popatrzymy sobie, jak kwiaty kładą się do snu - śmieję się i odkładam na komodę miskę, podkradając jeszcze garść chiperków. Wyskakuję na taras i nawet się nie oglądając, rzucam się w objęcia czarnego wieczoru przełamanego żółtym blaskiem lamp z jakiejś budowlanej sieciówki.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

Czy ona go właśnie...
Othello aż prawie zachłysnął się chipsem, zdradliwym okruchem uwięzionym w gardle - ponaglił go szybko hojnym łykiem czegoś, co wypełniało trzymany przezeń czerwony plastikowy kubek i przełknął z ulgą, że jednak nie zadławi się na śmierć w samym epicentrum studenckiej imprezy.
...nazwała sztywniakiem?
Tym, co podobało mu się w rozmówczyni i irytowało go jednocześnie, był fakt, że nie mógł jej póki co rozgryźć. Zazwyczaj czytał z ludzi jak z kart, a potem ich sobie - niczym z tych kart domki - ustawiał jak chciał. Z łatwością zgadywał, co druga strona pragnie usłyszeć, a czego wolałaby nie wiedzieć, co wywoła u niej uśmiech, a co westchnienie rezygnacji. Operował słowami niczym skalpelem, ciął ciszę wywołując upragnioną reakcję.
No tak. Ale nie tym razem.
- Serio? - roześmiał się, w ślad za Gretchen porywając z miski kilka czipsów na wynos, a potem ruszając za nią przez paszczę tarasowych drzwi. Deski patio zachrzęściły pod jego trampkami gdy przemknął przez ich płaszczyznę aż do niskich schodków po drugiej stronie, i wkrótce wylądował na wilgotnej od wieczornej rosy trawie. Posadził tyłek na przedostatnim stopniu.
- Ja pierdolę, chyba ci trochę zazdroszczę! - pokiwał głową ze szczerym uznaniem, odnosząc się teraz do kwestii życiowej drogi Lo-Fi. To nie tak, że sam żałował decyzji o podjęciu studiów... Ale czasem po prostu miał wrażenie, że to nie była jego decyzja. Jak nic innego w tej wydmuszce wiedzionego przezeń życia zresztą. Jakby jego historię reżyserował nie on sam, nie jego rodzice nawet, a po prostu cholerne konwenanse przyklejone do samego faktu, że nosił takie, a nie inne nazwisko.
A może ta jego zazdrość brała się po prostu z faktu, że "trawa jest ponoć zawsze zieleńsza po tamtej stronie płotu"? Może, gdyby zamiast przymusu podążania wykrojoną dlań przez innych ścieżką, dostałby kompletną wolność wyboru... I tak pieprzyłby sobie życie i szpikował je błędami z równym wdziękiem, jak robił to teraz?
- No ale dobra... Skoro taki z ciebie mistrz luzowania Lo Fi... - podrzucił chipsa i z chichotem pochwycił go zaraz ustami, sam zdziwiony przy tym, że nie spieprzył tego triku - To chętnie się od ciebie czegoś nauczę.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niesamowite, że wystarczyło tak niewiele, żeby wzbudzić jego zainteresowanie, a nawet zazdrość. Wow. Dlaczego tak mocno wierzę w jego szczerość? Wyczuwam równe zero ironii. Traver, szósteczka z autoreklamy! Żeby to jeszcze była prawda to z tym luźnym podejściem do życia, żeby naprawdę nic mnie nie spinało tak mocno jak mnie naprawdę spina. Przynajmniej leczą mnie te momenty, w których mogę udawać jakąś driadę i latać po cudzych ogrodach, będąc panią sytuacji. Oto ja, mistrzyni luzowania, królowa mania wszystkiego w dupie. Zaraz cię wszystkiego nauczę, Othello. Nauczę cię tej fałszywej filozofii.
Kiwam z uznaniem głową, gdy wykonuje swoją sztuczkę. Ja tak nie potrafię, więc zjadam kolejnego chipsa w tradycyjny sposób (no dobra, rozpuszczam go najpierw na języku, ale na pewno wiele osób tak robi). Jestem już w połowie drogi z tarasu do ozdobnych krzewów okalających posesję, ale dostrzegam, jak mój towarzysz siada na schodkach, więc wracam się, by zająć miejsce tuż obok. Za nami rozkręca się huczna impreza, gra muzyka, ludzie głośno wyrażają swoje zadowolenie. Nas coś wzięło na cichy chill.
- To się wcale nie wydaje takie skomplikowane, choć dla niektórych jest - tłumaczę mentorskim tonem. Pomagam jedną nogą zdjąć sobie buta (i skarpetkę) z drugiej, a potem na odwrót. Lata praktyki, lata bycia leniem, któremu nie chce się nawet schylić. - Stopy na trawę, trawa do buzi... - wyciągam żebraczą dłoń w stronę chłopaka. - Wyobrażamy sobie, że na niebie widać gwiazdy i nie myślimy. Nie myślimy!
Myślę o tym, co zrobić z tymi kilkoma chipsami, które trzymam jeszcze w drugiej ręce. Zaraz przywiozą pizzę, a w sumie to bym się nawet napiła. Co on tam ma w tym kubeczku? Piwo jakieś? Patrzę na odległe kwiaty, ciekawe, czy właściciele domu mają takie, które naprawdę zamykają się po zmierzchu. Myślę o tym, że trawa na ziemii jest mokra i zimna - idealna na wymęczone całym dniem stopy. Jaka natomiast jest ta druga trawa?
APSIK!
Wycieram szybko nos.

autor

dreamy seattle
Awatar użytkownika
24
183

student

uow

broadmoor

Post

- Trawa... trawa... trawa... - jakże cudownie wieloznaczne było to krótkie słówko, słówko, które już samo w sobie miało kolor, kolor w wielu odcieniach: żywym, jaskrawym, jeśli myślało się na przykład o świeżo wyrosłej zielonej połaci za domem, w majowy poranek, albo prawie brunatnym, jakby wyblakłym, gdyby wewnętrzna semantyka przywodziła jednak skojarzenie nie z zielonością źdźbeł, a raczej kruchym suszem upchniętym w tłustym blancie.
Tak się składało, że Othello miał pod ręką - dosłownie! - obydwie wspomniane formy, ta jedną, jak i drugą definicję. Tę pierwszą namacał dłonią - wilgotną lekko, chłodną, delikatną i ostrą pod naciskiem delikatnej skóry. Zagarnął małą garstkę w miejscu, w którym żwir naokoło schodków przechodził płynnie w murawę i wyrwał niewielki pęczek. Tę drugą, nielegalną, ale jakże przydatną i jeszcze bardziej przyjemną, trzymał w połach kurtki: trochę w małym, nieprzezroczystym woreczku strunowym, a trochę już gotowe do spożycia, czy raczej po prostu "użycia", uplecione w trzy kształtne skręty. Wyciągnął jednego, lekko machnął nim przed oczami towarzyszki stojącej teraz na bosaka tuż przed nim. Podświetlone przydymionym blaskiem lampionów rude włosy, nieco napuszone wilgocią, tworzyły naokoło jej twarzy aureolę. Święta Gretchen, Patronka Spiętych Chłopców.
- Ence-pence..- zamknął porcyjkę źdźbełek w jednej ręce, bibułkę z marihuaną w drugiej, zakręcił nimi śmiesznie i ukrył za plecami - W której ręce?
Poza zasięgiem wzroku Lo-Fi przełożył obiekty tej zagadki raz do jednej, raz do drugiej dłoni, potem znów i znów, aż sam stracił rachubę.
- Zdrówko! - odparł machinalnie, nawykowo: był przecież, może w poprzednim życiu, ale mimo wszystko, chłopcem dobrze wychowanym i dobrze wytresowanym do automatycznego, pawłowowskiego niemal wyrzucania z siebie kurtuazji. Dziękuję, przepraszam, proszę. Na zdrowie! - Alergia, hm? - ściągnął lekko brwi z powagą, z którą jego rodzona matka reagowała na wszelkie potencjalne objawy problemów zdrowotnych przejawiane przez Othella lub którąś z jego sióstr. Ze skupieniem, z gotowością do działania. Oparzenie słoneczne? Zsiadłe mleko albo gruba warstwa alantanu. Ugryzienie osy? Trzeba wyssać żądło. Angina? Lekarz i antybiotyk. Ból żołądka? Mięta, wódka z pieprzem, krople żołądkowe już samym smakiem kompletnie odbierające człowiekowi jakąkolwiek chęć, by kiedykolwiek jeszcze zachorować. Alergia? Ach, na to też były sposoby - Bo na alergię też coś mam... - zaśmiał się pod nosem, łapiąc się na myśli, że teraz to on sam stał się przenośną apteką.

autor

harper (on/ona/oni)

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie cierpię zabawy w ence-pence, ale nie dam po sobie poznać, że moja cierpliwość skończyła się w momencie, w którym schował ręce za siebie. Na przekór wszystkiemu uśmiecham się, niby to aprobując podobne igraszki.
- Nie mam alergii na pyłki traw, ale na ich brak - odpowiadam w tym samym tonie zabawy. - Lewa, okej?
Szczerze mówiąc, nie ma dla mnie znaczenia, czyja lewa. Niech to się już skończy, mogę nawet przegrać. Mam alergię na tę grę.
W rzeczywistości moje kichnięcie było spowodowane tym przeziębieniem. Stopy ledwo dotknęły trawy i organizm od razu sobie przypomniał, że powinien pozbyć się zarazków, albo chociaż przypomnieć mi, że chłód nie jest naszym sprzymierzeńcem. Tak to chyba mniej więcej działa? Chociaż trochę mnie to nie obchodzi. Akurat w mojej chęci dotykania teraz trawy bosymi stopami nie ma cienia fałszu i nie zamierzam z tego rezygnować.
- Wiesz, nie czuję potrzeby ćpania cetyryzyny - komentuję, lekko się przy tym krzywiąc. Nie chcę go obrażać, bo może sam to chętnie robi, ale dla mnie to trochę… niegodne? No nie wiem. Wolę korzystać z leków zgodnie z przeznaczeniem - jak zresztą korzystam z papierosów, alkoholu, czy właśnie słynnej trawy. Właśnie, gdzie moje piwo? (I pizza!) - Ale teraz to mi się wydaje, że o cokolwiek cię poproszę, wyciągniesz to z kieszeni i mnie poczęstujesz, Święty Mikołaju. Aż boję prosić.
Czy temu właśnie miały służyć te darmowe próbki na początku, które nam rozdawał? Odpowiadam sobie twierdząco na to pytanie i trochę mi smutno, że tak łatwo go całkowicie rozszyfrowałam. Wolałabym, żeby kryło się za tym coś bardziej skomplikowanego niż tylko zwykły marketing. Tak jak za tymi badaniami, o których przed chwilą rozmawialiśmy - nawet jeśli ciekawsza prawda miałaby być o wiele bardziej mroczna.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”