WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

~5~
Znowu znalazła się w samochodzie, w którym nie chciala się znaleźć. Tydzień temu z ojcem, kiedy jechała z nim na kolejne widzenie. Dzisiaj z ojczymem po jego ślubny garnitur, co już w ogóle zakrwawało o tortury. Tradycyjnie wyglądała przez okno, ręce splatając na piersi, żeby dać jasno do zrozumienia, że nie ma ochoty na żadne pogawędki. W samochodzie Harrisona co prawda ładniej pachniało i miał lepsze głośniki, ale i tak leciały jakieś smęty. Westchnęła głośno i przeciągle, kiedy zaparkowali pod sklepem (miała nadzieję, że pierwszym i ostatnim), i wysiadła z samochodu kiedy tylko zgasł silnik. Skoro już musiała tutaj przyjechać, chciała jak najszybciej mieć to za sobą. Kim była, żeby pomagać Harrisonowi wybrać ślubny garnitur? Nie była jego przyjacielem, nie znała się jakoś szczególnie na modzie, nawet nie była do końca zadowolona z tego ślubu. - Dlaczego ja? Nie masz jakiegoś znajomego? To świadek powinien załatwiać takie rzeczy - Wyrzuciła z siebie w końcu zanim weszli do środka. Nie byłaby sobą, gdyby zatrzymała tę myśl dla siebie.
Wystarczyło jedno spojrzenie na elegancki szyld, by wiedzieć, że trafiła do jednego z najdroższych sklepów w Seattle. Odruchowo zerknęła na swoje niewyraźnie odbicie w szklanej witrynie, krytycznie oceniając swój wygląd. Za niska i za chuda - te dwie cechy zauważała w sobie każdego dnia, a jednocześnie to były dwie cechy, z którymi niewiele mogła zrobić. Za to ubrana była całkiem normalnie w czarne spodnie z wysokim stanem i luźniejszy szary t-shirt, na który zarzuciła jeansową kurtkę. Do tego pare ulubionych bransoletek i nowe kolczyki w kształcie małych słoni, choć nie do końca było je widać przez rozpuszczone jasne włosy, raczej odziedziczone po ojcu niż po matce. No, w ogólnym rozrachunku nie było tragedii, mogła bez wstydu wejść z Harrisonem do środka.
Od razu powitała ich szeroko uśmiechnięta młoda ekspedientka. Pozytywna energia, która z niej biła, przyćmiła resztki dobrego humoru, które przyniosła ze sobą Stella. - On codziennie chodzi w garniturach, musi pani chyba znaleźć jakiś frak z cylindrem, żeby na ślubie nie wyglądał jak na sali sądowej - westchnęła, spoglądając krytycznie na Harrisona, który na upartego nawet w dzisiejszym stroju mógłby podskoczyć do Urzędu Stanu Cywilnego, szybko się ożenić i pójść do pracy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Kontrastowo względem nastolatki – Harris posiadał fantastyczny nastrój. Palce tańczyły mu po kierownicy, wesoło odbębniając nową linię melodyczną sączącego się z głośnika utworu. Raz po raz zerkał na milczącego pasażera, a uśmiech na pociągłej twarzy ulegał delikatnemu poszerzeniu. Poszukiwanie garniaka nie było nazbyt istotnym ślubnym zobowiązaniem. Stella miała rację. Mógł pojechać z przyjacielem, zlecić zakup asystentce bądź wpaść do ulubionego i sprawdzonego krawca. Wspólne zakupy pozostawały zaledwie pretekstem do wyciągnięcia młodej na miasto, spędzenia odrobiny czasu we dwójkę. Chociaż nigdy nie aspirował do tytułu „ojca” przyszłej pasierbicy, szatynowi autentycznie zależało na dobrej relacji z dziewczyną. Polubił ją. Gdy odnajdywał w sobie okruchy tęsknoty za własną latoroślą (co zdarzało się dosyć często) miłość do dziecka przelewał na siedzącą aktualnie obok, nabzdyczoną małolatę. Swoją drogą, prawnika wyróżniała anielska cierpliwość względem jej zmiennych, podlegających buzującym hormonom humorów. Niekiedy zdawało się nawet, iż im większą niechęć okazuje blondynka, tym większe uczucie rosło w sercu Harry’ego. – To przywilej, nie kara. – odmruknąwszy, po wyjściu z auta sam też zmierzył wzrok swoje niewyraźne odbicie w sklepowej witrynie. Szara, prążkowana marynarka i spodnie od kompletu sprawiały wrażenie świeżo zakupionych. Idealnie przycięty zarost podkreślał rys żuchwy, a krawat w odcieniu czerwieni nadawał Crane’owi charakteru drapieżnika. W zestawieniu z barwą szkarłatu, zwykle stosunkowo jasne tęczówki ciemniały i oddalając się od nieba wpadały w kolor oceanicznej głębi.
Otworzył drzwi do eleganckiego lokalu i pozwolił, by weszła jako pierwsza. Na ekspedientkę nie rzucił okiem, momentalnie rozglądając się dokoła. Dopiero po dłuższej chwili krytycznych oględzin reprezentatywnej oferty wbił w kobietę bystre ślepia. – Słyszała Pani mojego zaufanego doradcę. Prosimy o pokazanie nam najlepszego fraka z cylindrem. Albo jakiś welurowy surdut z melonikiem, co? – kątem oka zerknął na dziewczynę, jak gdyby poszukując potwierdzenia. Bądź rozbawienia. Wywrócenia oczętami? Czegokolwiek.Szukam czegoś na wesele. Własne. Zacznijmy od klasyki, potem pójdźmy w awangardowe subtelności. Błękity i czerwienie? – powtórnie zwrócił się ku Martinez, momencik czekając na dalsze propozycje. Tym razem na serio. – Jeżeli wyciągniesz biel albo jakikolwiek odcień beżu stracisz dobrego klienta. Podejdź do tego z głową, huh? – choć utrzymywał sympatyczny ton prędko przeszedł w specyficzną wyższość. W naturalny sposób począł traktować pracownicę jak drobną, niewiele znaczącą mróweczkę. – Wlej nam po kieliszku czegoś smacznego. – na koniec puścił do „rozmówczyni” perskie oczko i miękko opadł na stojącą niedaleko sofę obitą czarną eko-skórą. Ze zniesmaczeniem przejechał palcami po chropowatej powierzchni. – Rozchmurz się. – nie była to prośba. Znaczy, w teorii miała nią zostać, lecz nie wyszło. – Wiesz, że matka by Cię zabiła; gdybym poszedł za Twoją radą i przebrał się na ceremonię jak do cyrku? – mimo to, kąciki warg drżały mu w rozbawieniu.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Harrison był trudny. Z jednej strony posiadał wszystkie cechy, za które Stella mogłaby go znienawidzić. Jawił się w jej oczach jako egoistyczny, apodyktyczny i zaborczy facet z manią własnej wielkości. Codziennie chodził w tych idealnie skrojonych garniturach i zdawał się nigdy nie denerwować, co Stellę jeszcze bardziej wyprowadzało z równowagi. W dodatku całe dnie spędzał w pracy, i choć odpowiadał jej taki stan rzeczy, lubiła mu to czasem wytykać, żeby wzbudzić w nim wyrzuty sumienia. Irytował ją też jego uśmiech, jakby wiedział coś więcej, ale nie chciał się tym podzielić. Poza tym (a może przede wszystkim) zamierzał ożenić się z jej matką, brutalnie grzebiąc resztkę nadziei o normalnej rodzinie, która wciąż się tliła w niedużym ciele Stelli.
Powinna go nienawidzić, a jednak nie potrafiła. Przynajmniej nie tak do końca, bo jak na złość Harrison potrafił również być wyrozumiały i pomocny. Zdarzało mu się rozbawić ją kiepskim żartem albo zainteresować jakimś starym filmem, dla którego później zarywali noc. Czy jej się to podobało czy nie, był jej namiastką ojca, a Clarbiel wydawała się przy nim szczęśliwa.
To nie Harrison był trudny, ale najłatwiej było na niego się złościć i obarczyć go winą za zło tego świata.
Nie od razu przystała na jego grę. Najpierw rzuciła mu znaczące spojrzenie, mówiące mniej więcej daruj sobie, by po chwili posłać przepraszający uśmiech ekspedientce. Przynajmniej taki był zamysł, ale oczy Stelli chyba nieświadomie wykrzykiwały prośbę o pomoc. Zamknij go w przebieralni i zabierz mnie stąd. - Najlepiej jeszcze w kropki - dodała, dzielnie wytrzymując spojrzenie Harrisona. Wcale nie zamierzała mu ułatwiać tych zakupów. Kolejne słowa mężczyzny tylko skwitowała głośnym westchnięciem. Stracisz dobrego klienta, bla bla bla. Ugh, jak można być tak zadufanym w sobie? Obserwowała jak ojczym spokojnie siada na kanapie, przedrzeźniając go za plecami. Dlaczego w ogóle zgodziła się wsiąść do tego cholernego samochodu? Mogła spędzić ten dzień na tyle lepszych sposobów.
Stała tak jeszcze przez chwilę, nerwowo poruszając piętą, ale w końcu dała za wygraną. W zasadzie mogła przypilnować, żeby Harrison prezentował się jak człowiek na ślubie jej matki. Trochę się ociągając, usiadła obok niego na kanapie, zrzucając sobie plecak pod nogi. - Raczej ciebie by zabiła, że się na to zgodziłeś - odparła. - Harrison, jesteś dorosłym mężczyzną, jak mogłeś posłuchać się Stelli, to jeszcze dziecko! - Sparodiowała głos matki na tyle na ile potrafiła, dodając mały smaczek w postaci odgarniania włosów z ramion, choć jej były dużo krótsze. Widziała ją zdenerwowaną wystarczającą ilość razy, by umieć to zrobić. - Mi wiele rzeczy uchodzi płazem - dodała, uśmiechając się do Harrisona najpotulniej jak umiała, ale trwało to tylko chwilę.
Zaczęła rozglądać się po sklepie, zawieszając wzrok na kilku garniturach, ale żaden nie wydał jej się szczególnie interesujący. - Błękity i czerwienie... - westchnęła, powtarzając jego słowa. - ...ale chyba myślisz o takim bardziej... bordowym? Czy o takiej krwistej czerwieni? - Odniosła wrażenie, że jej głównym zadaniem będzie hamowanie Harrisona, żeby faktycznie nie wyszedł stąd we fraku z cylindrem w kolorze limonki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trudno znienawidzić osobę, która potrafiła być równie czarująca; gdy już tego zapragnie. A ponieważ Harrisonowi autentycznie zależało na dobrych relacjach z przyszłą pasierbicą, bezustannie roztaczał wokół charakterystyczny urok. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, iż pan Crane (dla większości posągowy, wymagający i rządzący twardą ręką) obnaża przed nią stronę zarezerwowaną wyłącznie dla bliskich. Przy blondynce uśmiechał się częściej i ów uśmiech nabierał prawdziwie wesołego charakteru. Pozwalał sobie na rubaszne dowcipy, paradowanie w dresach oraz darcie ryjca razem z największymi raperami ostatniej dekady ubiegłego wieku. Mityczna bestia w kancelarii wiecznie gromiąca zimnym spojrzeniem, przy niej transformowała w przesadne emocjonalnego mężczyznę ubranego w kremowe kapciuchy; pierwszego do rzucania żartami w stylu dad jokes. Ponadto; pomimo machlojek, kłamstw i podejmowania wielu decyzji za plecami partnerki – pozostawał wiernym partnerem. Naprawdę kochał Clarie, naprawdę mu na niej zależało. Obydwie z Martinez stały na podium jego priorytetów. Tuż obok sześcioletniego brzdąca, rzecz jasna.
Na uwagę dotyczącą kropek zaśmiał się głośniej niż zaśmiałby się ktoś absolutnie, stuprocentowo normalny. Było to teatralne rozbawienie, którego nabawił się po wieloletniej pracy w roli adwokata. Sztuczny śmiech z czasem wpełzł do codzienności szatyna. Nie umiał inaczej, toteż niejednokrotnie trudne okazywało się rozszyfrowywanie czy akurat ironizuje czy na poważnie coś go rozbawiło. W tym wypadku odruch należał do szczerych.
Oczyma powiódł po plecaku, a następnie stroju blondynki. Nie skomentował prezencji nastolatki; acz po końcówce języka staczała się Harrisowi ostra krytyka. Po chwili poszerzył uśmiech na nieco napiętej twarzy. – Całkiem nieźle, całkiem nieźle... Ale Twoja mama ma znacznie mniej piskliwy głos....i wygląda niesamowicie apetycznie, gdy się denerwuje. Finalna uwaga nie byłaby na miejscu bo raczej Stella woli nie wiedzieć, kiedy serce ojczyma przyspiesza z podniecenia. – Wiesz dlaczego? Bo jesteś jej jedyną córeczką. Słodkim promyczkiem na pochmurnym niebie. Maleństwem po wsze czasy... – im dłużej mówił, im więcej wymyślał synonimów tym bardziej przesłodzonym tonem wypluwał je na świat. – Mam tak samo z Cameronem.* Nie wyobrażam sobie rzeczy, której nie potrafiłbym łobuzowi wybaczyć. – istnieje nadzieja, iż działa to w dwie strony; ponieważ teraz znacznie więcej grzechów trzymał na koncie ojciec niż syn. – Bordowy czyli... kolor...czego? – prawa brew pomknęła Harry’emu ku górze. – Nie znam się na tym. Ciemna czerwień, głęboki błękit. Stylowo i po królewsku. Myślałem o garniturze w białe prążki. – tak, owszem. Miał lekką obsesję na punkcie prążków. – Wracając do wątku... Nie miałabyś ochoty pójść gdzieś z nami...? I z Clarie. We czwórkę. Na obiad albo do parku. - ...jak rodzina. Szkoda, że pewnie znowu znajdzie się jakiś meeting, rozprawa albo inna arcy-ważna sprawa zmuszająca do anulowania planów „za pięć dwunasta”. Liczą się chęci?

*(póki co imię synka, zobaczy się później!)
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Stella zachowała powagę na twarzy, kontrastującą z jego głośnym i teatralnym śmiechem. Nie lubiła sztucznych ludzi, a Harrison często sprawiał wrażenie osoby, która udaje. Nie potrafiła powiedzieć przed kim ani dlaczego, ale wiele jego zachowań wydawało się nienaturalnych. Jak ten śmiech. Zawsze będzie go pamiętać, bez względu na to jak dalej potoczy się jego relacja z Claribel. Każdego dnia wciskał się w te garnitury, w jej oczach był żywym wcieleniem Barney'a Stinsona; aż dziw ją brał, że ma normalną piżamę. Zawsze wyprostowany, ściśnięty tymi kolorowymi krawatami, jakby zaraz miał się udusić. Ona by tak nie potrafiła codziennie wchodzić w jakąś rolę. Lubiła ubierać się tak jak chce, a nie tak jak powinna. W ogóle kiepsko jej szło udawanie, zazwyczaj można było wyczytać z niej każdą emocję jak z otwartej księgi, chociaż ostatnio była monotematyczna. Złość, frustracja, znudzenie - pod tym względem bardziej przypominała zmęczonego pana w średnim wieku z klasy średniej niż młodą dziewczynę, przed którą świat stał otworem. Jeszcze tego nie zauważyła.
- To była parodia - wymówiła ostatnie słowo tak wyraźnie jakby właśnie uczyła Camerona czegoś nowego (tak, te wszystkie slangowe zwroty znał dzięki niej). Skrzyżowała dłonie na piersi, opierając potylicę o oparcie kanapy, i wlepiła wzrok w sufit. To będzie długi dzień. Zacisnęła usta w wąską linię, ale w końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, uderzając Harrisona po przyjacielsku w ramię. - Jezu, przestań - nigdy nie słyszała, żeby mówił do kogokolwiek takim tonem głosu, i wolała, żeby tak zostało.
Ale miał rację, a ona zdawała sobie z tego sprawę.
Ostatnio coraz bardziej nadwyrężała zaufanie swojej matki, niebezpiecznie balansując na granicy odkrycia prawdy. Wcale odwiedzała tych koleżanek, o których jej mówiła; uciekała z zajęć dużo częściej niż się przyznawała, załatwiając sobie lewe usprawiedliwienia; chodziła z Oscarem po takich częściach South Park, na których na pewno nie chciałaby jej zobaczyć, a to był zaledwie początek listy. Wykorzystywała swój wizerunek niewinnej blondyneczki i nawet nie miała z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Wydawało jej się, że ma do tego pełne prawo, a wszelkie zakazy rodzicielki były jedynie przejawem nadopiekuńczości i niezrozumienia. Harrison zdawał się patrzeć na nią przez pryzmat Claribel, a ojciec... Cóż, jego widywała tak rzadko, że nie miał prawa się niczego domyślać.
- Pytasz serio? - Nie chciało jej się wierzyć, że Pan Wszechwiedzący nie wiedział jak wygląda bordowy. Może gdyby zapytała o akwamarynę, ale ten kolor wydawał jej się podstawowy. Westchnęła cicho i wyprostowała się, wreszcie siadając na kanapie jak człowiek. - No nie wiem, wina? - Uznała, że porównanie do alkoholu najbardziej do niego przemówi. - Ciemna czerwień bardziej do mnie przemawia niż błękit, ale możesz przymierzyć obydwa. Możesz też spróbować w prążki, ale wydaje mi się, że masz dużo garniturów w prążki. Wiesz, żartowałam z tym cylindrem, ale serio musisz wyglądać inaczej, bo mama na pewno będzie wyglądać zjawiskowo i powinieneś spróbować jej dorównać - wykazała się większym zaangażowaniem, spoglądać ponad jego ramię na ekspedientkę, która zmierzała do nich ze stosem garniturów. Może jakoś to przeżyję.
Przeniosła wzrok z powrotem na Harrisona, zastanawiając się czy to spotkanie faktycznie dojdzie do skutku, bo ostatnio słabo im to wychodziło. Ciągle był w pracy, tak samo jak Claribel. - Okej - powiedziała więc, wyjątkowo nawet nie próbując szukać żadnych wymówek. - Mam nadzieję, że Cameronowi już minęła faza na owady, bo przysięgam, jak jeszcze raz położy na mnie jakiegoś żuka to... wytrącę mu loda z ręki albo coś - ciężko jej było na szybko wpaść na karę, która będzie bolesna dla sześciolatka. - Wolałam piosenki o dinozaurach, też lubiłam kiedyś dinozaury... - westchnęła, kończąc te krótkie i niespodziewane zwierzenia na temat przyrodniego brata, ale te żale były jedynie fasadą, bo ciężko jej było przyznać, że w zasadzie go lubi.
- Ej, ale czemu jeszcze tutaj siedzisz, powinieneś coś przymierzać! - Przypomniała mu, kiedy wróciła do nich młoda sprzedawczyni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nauczył się udawania, aż teatralny manieryzm wsiąkł w niego stając się jednością z ambitnym prawnikiem. Sztuczne odruchy pozostawały prawdziwe i autentyczne. Dobrze skrojone garnitury oraz dobrane krawaty nie były wyłącznie „przebraniami” a prawdziwym obliczem szatyna. Co wcale nie oznaczała, iż nie ukrywał drugiej strony medalu – chowaną przed światem twarz wesołego faceta z rozwianym włosem, nogami zanurzonymi w wygodnych kapciach i okularami zsuwającymi się z przydługawego nosa. Stella posiadała to wyjątkowe wyróżnienie oglądania Harrisona w domowym wydaniu. Wydurniał się przy niej; pozwalał, aby perfekcyjnie ułożona fryzura szła w diabły. Śpiewał karaoke z youtubem albo rozwiązywał krzyżówki obnażając swą niewiedzę pytaniami na które odpowiedzi posiadali wyłącznie przedstawiciele najmłodszej generacji. Chociaż mówił wtedy tym samym tonem, jego oczy opowiadały inne historie. Tak jak mimika Harrisa oraz gesty nabierały odmiennego charakteru. Teraz, kiedy blondynka pacnęła go w ramię przez fasadę „profesjonalizmu” też przedarła się błyskawica rozluźnienia oraz uczucia. Ponieważ obdarowywał nastolatkę ojcowską czułością. Nie musiał być jej biologicznym tatą – wystarczyło, że matką dziewczyny pozostawała Claribel.
- Ahhh, wina. Lubię wino. – wygiąwszy wargi w podkówkę kiwnął łepetyną jak gdyby preferencje alkoholowe absolutnie załatwiały kwestie akceptacji koloru. – Na drugą randkę zabrałem Twoją mamę na degustację win. Drugą, więc taki wybór nie posiadałby wymiaru symbolicznego, ale... – ...ale cholernie kochał Hannigan i powyższa drobnostka natychmiastowo wpadła do podstarzałego umysłu. – Tak, tak. „Kobiety zawsze wyglądają lepiej”. Właśnie tutaj pojawiam się... – wstał z siedzenia, by po wykonaniu eleganckiego obrotu wyrzucić ręce przed siebie niczym wzorcowy bohater broadwayowego musicalu. – ...ja. Nie cały na biało, co prawda; niemniej bliski ideału. A prążki to moi najlepsi przyjaciele, więc nie widzę powodu; aby nie zostali ... świadkami na moim ślubie. – w rozbawieniu zafalował brwiami żywiąc nadzieję, iż nie wszedł na nieznośny poziom dad jokes. Cóż, Cameron bezustannie śmiał się z jego durnych żartów; więc chyba nie było najgorzej.
Swoją drogą, słysząc dygresję o sześcioletnim synku momentalnie podmarszczył czoło w niemym rozczuleniu. – Nie, nie... nadal „ma fazę” na robaki. Ostatnio znalazłem w jego tornistrze spleśniałą kanapkę wsadzoną do plastikowego pojemnika. Liczył na pojawienie się larw moli spożywczych. A na urodziny poprosił o hodowlę mrówek. „Takich ze skrzydełkami.” – naprawdę poruszył palcami, w powietrzu rysując znak cudzysłowia. – Fakt. W porządku, czyli najpierw... Czer-...Bordowy, hm? – nie obrzucając ekspedientki najmniejszym zerknięciem porwał z jej rąk pierwszy wieszak i zniknął w przebieralni. Harry’ego nie było dobrych dziesięć minut, a po powrocie... prezentował się świetnie. Każda marynarka wydawała się uszyta specjalnie pod niego. Cała aparycja prawnika wpasowywała się w klimat garniaków, wyprasowanych mankietów oraz cygar. Aczkolwiek mina Crane’a nie sprawiała wrażenia zadowolonej. – Eeee... Kiepsko, nie? – obrócił się do Stelli tyłem, co by poprawić kołnierz koszuli (kontrastowała z ciemną marynarą w odcieniu głębokiej, stylowej czerwieni), aczkolwiek bezustannie rzucał okiem na odbicie nastolatki w wysokim lustrze. – Czuję się jak nowoczesny Dracula. Od jednego do dziesięciu. Ile? – wyczekująco wbił błękitne ślepia w Martinez.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Lubiła dni, kiedy Harrison zrzucał z siebie garnitur i paradował po domu w rozciągniętym dresie. Mieszkała z nim już kilka lat (chociaż czasem odnosiła wrażenie, że tak było zawsze, a mieszkanie z ojcem to odległe wspomnienie z alternatywnego świata), a mogła policzyć na palcach jednej ręki, kiedy Harrison zachowywał się normalnie, ale każdy z tych momentów był godny świętowania. Teraz też zauważyła ten błysk w oku, który kazał jej sądzić, że może jednak te zakupy nie okażą się traumatycznym przeżyciem. W zasadzie było w tym coś fajnego: tak siedzieć na wygodnej kanapie jak klient wi.aj.pi., odbierając od ekspedientki kieliszek z... cóż, sokiem, ale przynajmniej elegancko podanym.
- A gdzie ją zabrałeś na pierwszą? - Zapytała, unosząc z zaciekawieniem brew. W takich momentach uświadamiała sobie jak niewiele wie o swoich rodzicach. Zapominała, że poza byciem matką, ojcem czy ojczymem (no, w jakiejś pokrętnej definicji Stella ostatecznie mogła zaliczyć Harrisa do grona rodziców) posiadali życie. Pracowali, spotykali się ze znajomymi, chodzili na randki. Zawsze przedstawiali jej suche fakty: Stello, to jest mój nowy partner, poznałam go w pracy, ale jak dokładnie? Gdzie byliście na pierwszej randce? A gdzie jej rodzice byli na pierwszej randce? Tego też nie wiedziała. Chociaż czy powinna mieć do nich o to żal? Najwidoczniej tak to wygląda, ukrywa się przed innymi część swojego życia, dlatego ona też tak robiła ze swoim.
- Niech będzie - wywróciła oczami na tę wzmiankę o prążkach, podsuwając się wyżej, bo już prawie zjechała z tej kanapy. Wyprostowała się, wczuwając się w rolę modowego eksperta. Czy jej się to podobało czy nie, do tego ślubu najprawdopodobniej dojdzie, więc przynajmniej mogła dopilnować, żeby porządnie wyglądali.
- Fuj! - Skrzywiła się, kiedy Harrison zaczął (rozmarzonym głosem, serio?!) opowiadać o pasji Camerona. - Jeżeli mam wybierać to sto razy bardziej wolę mrówki niż jakieś larwy - dodała, mając nadzieję, że Harrison kupi mu tę hodowlę. Na pewno kupi mu tę hodowlę mrówek, kupował mu wszystko, co sobie wymarzył.
Harrison zniknął w przymierzalni, a Stella grzecznie na niego czekała przez pierwsze dwie minuty. Potem wyjęła z plecaka telefon i zaczęła pisać ze znajomymi, przeglądać instagrama i grać w głupie gierki - klasyka zabijania czasu na telefonie. W którymś momencie zaczęła się zastanawiać czy nie dostał w tej przymierzalni zawału, w zasadzie jego tryb życia i wiek sprawiały, że znajdował się w grupie ryzyka, ale wtedy rozsunął czerwoną kotarę i wreszcie się pokazał i... wyglądał świetnie. Stella pomyślała o tym z bólem, bo jednak wolała go krytykować, ale w tej bordowej marynarce wyglądał naprawdę dobrze. Spojrzała zaskoczona na jego minę, zastanawiając się czy przypadkiem nie żartuje, bo według niej wcale nie było tragedii. - Gdzie kiepsko - obruszyła się nieznacznie, odkładając telefon na bok. Dryń, dryń, dryń co chwila odzywały się powiadomienia, a telefon cicho wibrował, jeżdżąc po tej kanapie w przód i w tył, ale Stella zdawała się to ignorować. - Dziesięć! - Wzmianka o Draculi była tylko dodatkowym atutem, przecież wampiry były synonimem bogactwa i dobrego wyglądu. - No dobra, osiem - po chwili zmieniła zdanie, kiedy minęło jej początkowe zaskoczenie. - Niby wygląda dobrze, kolor ma świetny, ale cała reszta wygląda tak... normalnie? - Zadarła nogę na nogę, żałując, że nie ma przy sobie tabliczek z numerami jak na konkursach tańca. Harrison na pewno wiedział o co jej chodzi, sam jej tłumaczył, że nie chce niczego banalnego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On również lubił te wyjątkowe momenty odpuszczania. Okres między rozwodem z Dottie a odnalezieniem Claribel był najgorszą częścią długiej egzystencji Harrisona właśnie ze względu na brak możliwości dzielenia z kimś swego szaleństwa. Pomijając spotkania z synem, wiecznie brylował między grubymi rybami oraz płotkami. W obu przypadkach musiał utrzymywać pozory i dbać o nienaganną reputację skurwiela pozbawionego serca. Niekiedy wizerunek groźnego szefa męczył. Miło jest czasem poćwiczyć umiejętność trzaskania tatusiowymi dowcipami albo zaśpiewać w duecie stary hicior – na pewno balansując na granicy nieznośnego fałszu. Mieszkanie z dziewczynami jawiło się na wzór oazy w tym całym bajzlu prawniczej codzienności.
Nie spodziewając się dociekliwych pytań ze strony Martinez, na kilka sekund pozwolił by wybiła go z pantałyku. Symultanicznie zanurzył się we wspomnieniach dokładnie omijając pierwszą „randkę” – głównie spędzoną w pościeli, w półcieniu jego sypialni. Pierwsze oficjalne randez-vous. Hmmm... – Cóż, dokładnie wtedy wszystko zaplanowałem; ale spóźniliśmy się dwie minuty i przepadła nam rezerwacja. Gdyby nie Clarie pewnie zabiłbym kelnera i doprowadził lokal do ruiny. Ale... Twoja mama wspaniałomyślnie zaproponowała inną, pięciogwiazdkową miejscówkę i wylądowaliśmy na kebabie.wtedy się nie uśmiechał, ale aktualnie; wracając myślami do tamtej chwili Crane posiadał drobny wyraz rozbawienia przyklejony do warg. – A potem pół nocy błądziliśmy po mieście i rozmawialiśmy. Okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego; więc... – lekko wzruszył ramieniem, emanując dziwną błogą energią. Nie okazywał tego na co dzień, ale cieszył się nadchodzącym ślubem. Na serio kochał Hannigan i perspektywa uczynienia brunetki swym schronieniem na wieki wieków (amen) zdawała się kojąca.
Obrzydzenie dziewczyny skwitował krótkim parsknięciem. – Mi wszystko jedno. Tak czy siak mieszkać będzie musiała z nimi Odette. – hehe, upiekło mu się w tym aspekcie. Tytuł weekendowego taty bywał przydatny.
Ehhh, no Harry jako facet ze skłonnościami do narcyzmu wyrobił sobie wygórowane wymagania względem ubrań. Tym bardziej, iż ciuchy były dla niego czymś więcej niż ładną kurtkeczką bądź przyzwoicie wyglądającą marynarką. Tworzyły całą „postać” jaką pozostawała biurowa wersja Crane’a. Wizytówkę. Na własnym weselu chciał zaprezentować się z nieco innej strony. Nadal być poważnym i kreować pozory surowości, ale dodać do całości odrobiny miękkości. Takim czyniła go Clarie. Miękkim. Dodawała szczypty czułości, stawała się katalizatorem ciepła. Na nowo uczyła bufonowatego adwokata jak dzielić się miłością. – Powinnaś podnieść poprzeczkę swoich standardów. – mruknąwszy, zmierzył rozmówczynię badawczym wzrokiem. – Ja dałbym co najwyżej pięć. – parę sekund kontemplował swe odbicie w lustrze, ostatecznie obracając się ku młodej Martinez. - Wiesz czego jej brakuje? – sugestywnie przekręcił głowę na bok. – Prążków. – i w tym momencie uśmiechnął się tak, jakby znowu był nastolatkiem zostawiającym pinezki na nauczycielskim siedzeniu. – W porządku, lecimy dalej. Błękit! A tymczasem opowiedz mi może co Ci się ostatnio ciekawego przydarzyło, co? – finalny rzut oka na garnitur i zniknął w przymierzalni. – Nie pytam o szkołę, bo jak Ci idzie w szkole... – a raczej nie idzie. – ...to raczej wiem. – tym razem przebieranie się poszło znacznie prędzej, więc pewnie Stella nie zdążyła polajkować zbyt dużej ilości fotek bądź wgłębić się w którąś z fejsbukowych rozmówek.
Ciemno-niebieski garniak podkreślał kolor oczu Harrisa wydobywając z nich światło oraz zwykle blokowany czar. Muszka przy szyi była ładnym dodatkiem. Czymś innym niż zazwyczaj. Wpatrując się w lustro nie mówił absolutnie niczego co wskazywało na olbrzymi dylemat. Nieprzekonany czy podoba mu się czy nie, prawnik nerwowo obracał się raz na prawo – raz na lewo.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Stella była dość spostrzegawcza (chociaż może to nie była jej własna zdolność, a przywilej młodego wieku?), dlatego zauważyła lekką, leciutką, konsternację na jego twarzy. Tym bardziej była zaciekawiona jego historią i szykowała się na usłyszenie czegoś oryginalnego i ekscytującego, a dostała... obiad? Westchnęła cicho, wyraźnie zawiedziona. Będzie musiała podpytać ojca o jego pierwszą randkę, żeby przeprowadzić prywatny ranking, a potem jeszcze zapytać mamy, którą wolała - w obecnej sytuacji to na pewno będzie niewygodne pytanie, ale przecież to było jedno z zadań Stelli: zadbać, żeby nie było im za nudno. - Mama zawsze lubiła kebaby - uśmiechnęła się lekko. - Chodziliśmy we trójkę po basenie do takiej ciasnej budki obok - zaczęła pogodnie, ale szybko urwała tę historię, przygryzając lekko wargę. Wybrała niefortunny moment na wspominanie swojego życia sprzed rozwodu rodziców. Odchrząknęła cicho, ciesząc się, że Harrison zaczął gadać o mrówkach. - Fakt - nie pomyślała o tym wcześniej. - Ale ta hodowla nie jest przenośna, no nie? - Musiała się upewnić, tak na wszelki wypadek, bo jednak nie miała sześciu lat od dziesięciu lat, więc mogła już zapomnieć jak to jest. Ale może to i lepiej, że w końcu zabrali się za przymierzanie garniturów, bo wtedy rozmowa była ograniczona do minimum. Przynajmniej Stella miała taką nadzieję.
- Czy mogłaby pani przynieść temu wybrednemu klientowi bordowy niebanalny garnitur w prążki? - Poprosiła ekspedientkę, której najwidoczniej ulżyło, bo znowu mogła się schować na zapleczu pełnym eleganckich ubrań, daleko od Harrisona. - Uparłeś się na te prążki jak Cameron na hodowlę mrówek - stwierdziła, upijając łyk chłodnego soku, i wywróciła oczami, kiedy zza kotary padło pytanie o jej życie. Co miałaby mu opowiedzieć? Na pewno nie będzie się z niczego zwierzać - nie jemu i nie w takim miejscu. - No nic takiego w sumie - włamałam się tylko z Oscarem do cudzego mieszkania, kiedy myślałeś, że odwozisz mnie do niego na maraton filmów uśmiechnęła się pod nosem, sprawdzając powiadomienia w telefonie. - Ostatnio byłam z Lią - Lia Bennett, wystarczyło, że była córką prawnika, żeby szybko wskoczyła na wysoką pozycję w hierarchii ulubionych znajomych rodziców - w kinie na jakimś rosyjskim filmie, bo tak sobie wymyśliłyśmy, że pójdziemy na jakiś mądry film z napisami, ale był taki nudny. Nic się tam nie działo, naprawdę! Kamera nawet się za bardzo nie ruszała, wszystko działo się w jednym miejscu, aktorów to tam było ze trzech. Jakbym poszła do teatru, a nie do kina... A najlepsze jest to, że pod koniec wysiadł prąd, i nawet nie wiemy jak to się skończyło - zaśmiała się, bo to w sumie było zabawne. - Ale nie przeszkadzało nam to, wyszłyśmy wcześniej z sali i poszłyśmy coś zjeść - nie dodała do swojej historii nic więcej, bo Harrison akurat wyszedł z przymierzalni z miną równie nietęgą co przed chwilą. - Nie, nie, nie - pokręciła energicznie głową. - Taki ciemnoniebieski na pewno nie, wygląda zbyt codziennie, trzy na dziesięć, z czego dwa na muszkę - odparła, biorąc jeszcze jeden łyk soku zanim odstawiła kieliszek na stolik. - Następny - coraz pewniej czuła się w roli doradcy, bawiła się, aż nagle coś do niej dotarło. - Harris, ja też idę na ten ślub - zauważyła trzeźwo, no bo nie dało się ukryć. - Muszę znaleźć jakąś sukienkę! - Cały czas rozmawiali o państwie młodych, sukni ślubnej, garniturze, jedzeniu, muzyce, że do Stelli ten oczywisty fakt nie dotarł.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Harrison był znacznie wyrozumialszy w kwestii przeszłości narzeczonej niż Stella potrafiła sobie wyobrazić. Finalnie, sam posiadał na koncie przykry finał fantastycznego związku. Tworzyli z Odette (nie)zwyciężony duet i właściwie to eks-żonka wniosła pozew o rozwód. Ona zdecydowała. Gdyby to zależało od głównego zainteresowanego pewnie wciąż tkwiłby w nieudanym małżeństwie. Nadal unieszczęśliwiałby ukochaną wiecznymi wyjazdami i traktowaniem pracy jako centralnego elementu życia. Chociaż, kto wie? Może nauczyłby się spychać sprawy zawodowe na drugi plan? Skupiać na rodzinie? – Będzie przenośna jeżeli kupię przenośną. – czyli nie będzie. – Wiesz, nie musisz czuć się niezręcznie opowiadając przy mnie o tym jak było kiedyś. Gdy byliście we trójkę. Ty, Twoja mama i Twój ojciec. – z lekkim westchnieniem zrobił przerwę we wpatrywaniu się w swe odbicie, by wykonawszy obrót przez ramię zerknąć na blondynkę. – Mieliście rytuały, nawyki i upodobania. Świetna sprawa. Powinnaś pielęgnować te wspomnienia. – równocześnie subtelnie podkreślił istotę owego zjawiska. Okruchy czegoś, co nie powróci. Oczywiście, Harry zdawał sobie sprawę z faktu; iż Martinez zapewne wolałaby, aby Claribel wróciła do Elijah. Z drugiej strony... czy Cammy z przyjemnością ujrzałby zjednoczenie Dottie z zapracowanym tatą? Patrząc na sześciolatka prawnik wątpił, by chłopiec spostrzegł wielką różnicę pomiędzy tym co było a tym co jest. Czasem wydawało się jak gdyby z dnia na dzień zaakceptował zmianę w rzeczywistości. Transformację, która wcale dotkliwie nie bolała skoro zwykle tatuś-pracuś tak czy owak częściej bywał w kancelarii niż w domu. – Oh, niedaleko pada jabłko od jabłoni. – cała twarz oraz postawa mężczyzny krzyczały: I BARDZO DOBRZE. Był dumny z podobieństw jakie łączyły go z synkiem. Kochał dzieciaka. Nie umiał okazywać owej miłości, ale zabiłby dla Juniora.
- Nie ze mną te numery. Też miałem kiedyś naście lat, Stella. Kiedy jesteś młodym nie istnieje coś takiego jak „nudny dzień”. – Harry wcale nie wpisywał się w poczet przymulonej, zadufanej młodzieży pod krawatem. Dodatkowo, pieniądze jakie posiadał jako podlotek oferowały znacznie szerszy wachlarz przyjemności, niedostępnych dla kolegów z klasy średniej. – Jaki tytuł? – nie pytał celem skontrolowania pasierbicy, ale z autentycznej ciekawości. – Jednym z moich ulubionych filmów jest Spaleni słońcem. „Utomlyonnye solntsem”. Musisz obejrzeć. Popłaczesz się jak przy krojeniu cebuli. – po poprawieniu muszki wyszedł z przymierzalni no i... – Naprawdę? – nieco skołowany przymarszczył na dziewczynę brewki. – Myślałem, że jest lepszy od poprzedniego. – ułamki sekund wyglądał jak naburmuszone dziecko. Cameron rzeczywiście jest cholernie podobny do taty. Robili identyczne minki.
Harris, ja też idę na ten ślub.No, mam nadzieję; że się pojawisz... – mruknąwszy, odebrał od ekspedientki bordowy garniak w prążki. Spodobał mu się. Jeden rzut oczkiem na materiał i Crane już był „sprzedany”. – Chcesz iść do sklepu z sukienkami? Pewnie jest gdzieś w pobliżu. Ten mogę kupić bez przymierzania... – brodą wskazał na trzymany komplet. – Jak nie na ślub, będzie idealny na Wigilię. – zdejmując błękitną marynarkę, delikatnie zwilżył wargi językiem. Na dłuższy moment zapadła cisza. – Eeem... propo Wigilii... Tak sobie myślałem. Może, w tym roku, miałabyś chęć przyjechać z mamą? Do nas. Do moich rodziców. Oni... yyy... nie są tacy źli, jak pewnie sądzisz. – nie oszukujmy się, na 99% Stelka wyobrażała sobie rodziców Harrisona jako stereotypowe małżeństwo bogaczy. I po prawdzie tak się prezentowali, ale pomijając wierzchnią warstwę – to na poważnie całkiem zabawni ludzie. Przekonani o swej wyższości, pretensjonalni, niekiedy oskarżani o szaleństwo; acz na własny pokręcony sposób czarujący.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Wspomnienia. Nie zawsze były dobre. Pamiętała też kłótnie rodziców, nawet jeżeli usilnie próbowali je przeprowadzać za jej plecami. Zauważała też nieznaczne różnice w ich zachowaniu, o których pewnie sami za dużo nie myśleli: nie obejmowali się na kanapie, kiedy Stella wieczorem oglądała bajki, nie czekali na siebie z obiadem albo jedli w ciszy - to były drobiazgi, kiedy jednak złączyło się je w całość, zaburzały obraz rodziny, do którego przywykła. Potem mieszkały same, we dwie mierząc się ze światem, a kiedy nastał Harrison... W pewien sposób wypełnił dziurę, nadał ich dwójce pełności. Dla Stelli to wciąż nie było to, ale tak naprawdę to miało już nigdy nie wrócić. - Okej - westchnęła, uśmiechając się kątem ust, chociaż nie do końca mu wierzyła. Była pewna, że gdyby codziennie wspominała ojca, prędzej czy później miałby tego dość. Może powinna to sprawdzić? I oczywiście chciałaby, żeby jej rodzice do siebie wrócili, ale chyba już straciła nadzieję.
Badawczo przyjrzała się Harrisonowi, próbując sobie go wyobrazić w nastoletnim wydaniu, ale nijak jej to nie wychodziło (a miała bujną wyobraźnię!). Według niej Harrison przyszedł na świat w wieku czterdziestu lat. W garniturze. A może był wampirem? I tak naprawdę urodził się kilkaset lat temu, gdzieś na kolumbijskiej wsi, a potem zrządzeniem losu wylądował w Stanach Zjednoczonych, gdzie miał na zawsze pozostać czterdziestoletnim mężczyzną? To by trochę tłumaczyło jego charakter i miliony monet na koncie! Będzie musiała to koniecznie przedyskutować z Oscarem, a tymczasem tylko parsknęła śmiechem przez własne myśli, bo ta teoria była naprawdę zabawna, ale szybko się opamiętała. - A jednak - odpowiedziała, nadal nie zamierzając mu się zwierzać ze swoich przygód, przynajmniej nie ze wszystkich. Stella jakiś czas temu postawiła granicę pomiędzy sobą a rodzicami, zapewne o wiele głębiej niż by sobie tego życzyli, ale musieli jakoś to zaakceptować. - Taniec… - zastanowiła się chwilę, ale film był na tyle nudny, że nawet nie traciła energii na zapamiętanie tytułu. - Coś z tańcem, nie wiem, nie pamiętam - machnęła ręką, żeby Harrison nie drążył tego tematu, bo nie warto.
- Mówisz po rosyjsku? - Wywróciła oczami, ale w ten rozbawiony sposób (to też umiesz?), kiedy polecił jej film. A potem złapała za telefon i zapisała sobie tytuł, bo w zasadzie lubiła czasem pochlipać na jakimś seansie, więc Harrison mógł uważać się za zwycięzce. - Pewnie tak - dodała, zakładając nogę na nogę. Tak jak w życiu musiało się stać coś naprawdę złego, żeby jej organizm zareagował na to płaczem, tak w przypadku filmów nie potrzebowała wiele: ot, scena ze smutnym psem czy śmierć bohatera przed wyznaniem miłości, Stella już zagryzała wargi, próbując walczyć ze wzruszeniem. Może to przez burzę nastoletnich hormonów, może za rok jej to minie.
- Obraziłeś się na ten garnitur? - Zaśmiała się, widząc jego minę. - No spoko jest, ale na ślub bym go nie wybrała - uściśliła, szukając wzrokiem ekspedientki, bo była jakoś mało zaangażowana. Przestraszyła się ich czy po prostu nie chciało jej się dzisiaj pracować i siedziała na zapleczu z telefonem?
- Co? Teraz? No nie, mieliśmy mierzyć garnitury, to dopiero trzeci - zauważyła, chociaż pewnie, że wolałaby sama coś mierzyć, niż siedzieć na tej kanapie (choć to też było przyjemniejsze niż sobie wyobrażała). - No i jak bez mierzenia, nie da się bez mierzenia - odniosła wrażenie, że zaczyna mówić jak swoja matka, ale niedaleko pada jabłko od jabłoni, tak? - Błagam, nie możesz patrzeć na garnitur i mówić, że jak nie na ślub to na wigilię! Ten na ślub ma być wyjątkowy - czy to przez to, że to jego drugi raz? Chociaż dla Stelli to nie była żadna wymówka, przecież brał ślub z jej mamą, miał celebrować ten dzień tak samo mocno, jak nie bardziej. Pokręciła lekko głową, ale przerwała tę swoją tyradę, kiedy padły słowa o wigilii. Nie odpowiedziała od razu, nie była gotowa na takie pytanie. Jednak ze zdziwieniem odkryła, że w zasadzie ten pomysł aż tak jej nie przeszkadza. Nawet była ciekawa rodziców Harrisona i w ogóle jego rodzinnego domu, w sumie dziwne, że jeszcze go nie widziała. - Okej - krótkie, bezproblemowe i pewnie niespodziewane. - Wiesz co, zawsze wyobrażałam sobie twoją mamę jako Złą Królową, wiesz, tą z Królewny Śnieżki? - Zachichotała, ale pewnie się rozczaruje, jeżeli w rzeczywistości taka nie będzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ohhh, szkoda demistyfikować tak piękne dywagacje; ale Harrison był nastolatkiem. Na dodatek dosyć nieznośnym. Jak większość bogatych dzieciaków otaczał się „swoim” tłumem, trwonił pieniądze rodziców na alkohol i papierosy. Niekiedy eksperymentował z narkotykami, chodził na zamknięte imprezy, raz czy dwa ojciec musiał dać w przysłowiową łapę, żeby pierworodny nie został wywalony ze szkoły. Ostatecznie chłopak wyszumiał się, by ze spokojem wejść w okres studenckiej zadumy. Na uniwersytecie zdecydowanie wydoroślał, ale niekoniecznie doszłoby do powyższego; gdyby wprzód ambitny adwokat nie przyzwolił sobie na posmakowanie wolności jaką zna wyłącznie młodość opłacana tysiącami dzianego tatusia. Teoria o wampiryzmie jest całkiem intrygująca i rzeczywiście zdawałaby się pasować do sposobu w jaki brunet się nosił. Nadawałby się na (nie)śmiertelnie poważnego prawnika bez początku oraz końca. Albo niestarzejącego się polityka.
- Конечно. Вы не? Чему учат в школах сегодня? Язык эмодзи?popisywał się, równocześnie próbując rozbawić blondyneczkę. Miał taki nawyk (jedno z niewielu pozytywnych wśród wielu paskudnych przyzwyczajeń): uwielbiał rozbawiać bliskich. Podobnie z Dottie – rechot śmiech niegdysiejszej małżonki nadal sprawiał wrażenie najpiękniejszej melodii w całym wszechświecie.
Odkąd Crane dowiedział się, że błękitna marynarka jednak nie jest ślubną konsekwentnie unikał własnego odbicia w wysokim lustrze. Co zrobić, ciuch przypadł Harrisowi do gustu – w tym tkwił problem. Niby ufał teorii gloryfikującej „wiarę w siebie”, niemniej młoda Martinez posiadała cenny wgląd we wszystko to co naprawdę na czasie. Może nie na czasie w kancelarii lub na sali sądowej, ale w ogólności. Na czasie. - Co z tego? Garnitury nie uciekną. – alternatywa wydawała się znacznie bardziej kusząca. Cholera, brunet zawsze pragnął odegrać scenkę rodem z coming of age comedy lat 90 ubiegłego wieku. Dziewczyna wesoło zmieniająca stroje, tata ojczym komentujący kreacje odpowiednimi minami – w większości zniesmaczonymi, przerażonymi bądź przesadnie znudzonymi. A przecież prawnik posiadał bogaty wachlarz grymasów! - Będzie wyjątkowy bez względu na to co na siebie założę, Stella. – nie szło o to, że ślub z Clarie jest drugim w jego długim istnieniu. Zwyczajnie, nie obawiał się ewentualnej „wtopy”. Nie brał takowej pod uwagę. Do nadchodzącej celebracji podchodził ze zdrowym dystansem oraz spokojem.
- O-kej. – powtórzywszy za nią, Harry jeszcze chwilkę przypatrywał się rozmówczyni z niedowierzaniem; by koniec końców przyjąć odpowiedź za ostateczną. Po klatce piersiowej mężczyzny rozpłynęło się przyjemne łaskotanie i gdzieś w środku nie mógł się doczekać pochwalenia przed Claribel. „Zgadnij na co zgodziła się Stella!” Rodzinne święta. Obrazek niemalże pełen – bo nie wiadomo czy Odette znowu nie postanowi odmówić przyjścia uznając obecność na uroczystości zarówno eks-małżonki jak i narzeczonej za zbyt niezręczną jak na jej standardy. Tak czy siak, w otchłani serca rozbłysło słońce. – Taaa... a tatę jak bossa mafijnego z „Ojca Chrzestnego”? – przynajmniej Senior lubił postrzegać siebie na wzór włoskiego Dona. – Rozczaruje Cię, obydwoje są całkiem normalni. Ojciec pewnie zaproponuje Ci cygarko i uprze się, żeby nauczyć Cię gry w pokera a mama zanudzi na śmierć dramatyczną opowieścią o utraconej karierze. Grała kiedyś w popularnej operze mydlanej. – z westchnieniem przesunął kartą przez podsunięty mu pod nos terminal i zaczął wklikiwać pin. – Sukienki?uparł się, aczkolwiek w tembrze dało się dosłyszeć cichutką prośbę.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

Awatar użytkownika
18
157

szukam pracy, będę

pracownikiem roku

sunset hill

Post

Pokręciła głową z niedowierzaniem, kiedy Harrison zaczął do niej mówić po rosyjsku. Nie znała tego języka, więc nie potrafiła ocenić czy mówi do niej z sensem, ale znając Crane'a, zapewne tak. - Potrafisz może żonglować? Albo.... nie wiem, jeździć na jednokołowym rowerku? O! Żonglować, jeżdżąc na jednokołowym rowerku? - Uniosła pytająco brew, jakby zadawała to pytanie całkiem serio, chociaż z drugiej strony w obecnej sytuacji nie miała powodu, żeby sądzić, że Harrison tego nie umie. Zdawał się posiadać mnóstwo asów w rękawie, może zdolności akrobatyczne to jeden z nich?
- Wszystkie nie uciekną, ale może zabraknąć tego najfajniejszego - wzruszyła ramionami, ale nie zamierzała dłużej z nim dyskutować na ten temat. Przecież już na początku ich dzisiejszego spotkania Stella przypomniała mu, że to nie ona powinna dzisiaj z nim wybierać ślubny garnitur, tylko jego najlepszy przyjaciel albo świadek. Poza tym Harrison był uparty, więc westchnęła cicho, tym delikatnym gestem wyrażając swoją dezaprobatę. - No dobra, niech ci będzie, geez - dodała, ostatecznie dając za wygraną. Do ich ślubu zostało jeszcze kilka miesięcy, więc mogła jedynie zaufać Harrisonowi, że stanie na wysokości zadania i pojawi się obok Claribel jako Pan (prawie) Młody, a nie jakiś adwokat.
Stella wbrew pozorom miała dzisiaj dobry dzień, więc Harrison wybrał dobry moment na zadanie tego pytania - młoda Martinezówna była podatna na swoje humorki, więc równie dobrze wieczorem mogłaby podjąć zgoła odmienną decyzję, sprawiając Harrisonowi zawód i smutek. W tej chwili była nawet trochę, troszeczkę, ciut-ciut, podekscytowana wizją świąt u Crane'ów, ot, nowe i zapewne ciekawe doświadczenie, chciała się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Zobaczyć w jakiej atmosferze się wychował (sprawdzić czy to możliwe, żeby był wampirem?). - Nie wiem, nigdy nie oglądałam Ojca Chrzestnego - wzruszyła ramionami, ale kojarzyła, że to film o włoskiej mafii, więc Harrison bardzo się nie pomylił, bo faktycznie wyobrażała sobie jego ojca mniej więcej jako brzuchatego mafiozo z przerzedzonymi włosami.
Kącik jej ust drgnął, słysząc oszczędny opis rodziny Crane'ów. - Normalni? - Powtórzyła za Harrisonem, bo jego opis był potwierdzeniem tezy, że jednak zbyt normalni to oni nie byli. Normalny człowiek rzadko pali cygara i gra w pokera, rzadko kiedy ktokolwiek gra w operach mydlanych. - Chętnie nauczę się grać w pokera - skwitowała, dając mu do zrozumienia, że nie straszne jej takie rzeczy i da sobie radę z jego rodzicami, już nie musi się o to martwić. - Grała w Modzie na Sukces? - Musiała się upewnić, bo ten serial to nieodłączna część jej dzieciństwa, wciąż słyszy w głowie czołówkę tej telenoweli, kiedy przekracza próg salonu ciotki Dakoty.
Podniosła się z miękkiej kanapy, zarzucając na ramię swój nieduży plecak. Stanęła obok Harrisona, kiedy płacił za swój garnitur - teraz wolała, żeby jednak ubrał go na wigilię, bo już nie wydawał jej się odpowiedni na ślub.
- Sukienki - wzruszyła ramionami, jakby wcale jej na tym nie zależało, ale tak naprawdę Harrison rozbudził w niej chęć zakupów i nabrała ochotę zdobyć coś fajnego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zaśmiał się głośno. Z jednej strony brzmiało to tak, jak gdyby wizja poważnego adwokata na rowerku zdawała się żenująco dziecinna; z drugiej jakby Stella skutecznie połechtała ego ojczyma sugerując podobnego rodzaju, unikatowe zdolności. Nie odpowiedział również, tym samym porzucając rozmówczynię w kompletnej niewiedzy. Chociaż dla głównego zainteresowanego odpowiedź jawiła się jako coś całkowicie przejrzystego. Nigdy nie był w cyrku. Akrobatyka wykraczała poza zasięg jego zainteresowań. Nie, żeby nie utrzymywał dobrej kondycji; ale robił to dzięki regularnemu bieganiu po korcie tenisowym. Balansowanie na linie lub żonglerka nie sprawiały wrażenia kuszących. – Geez. Nastolatki, huh? – mruknąwszy mrugnął porozumiewawczo do ekspedientki tuż po spapugowaniu pasierbicy. Oczywiście imitował jej głos z teatralną przesadą.
Zgoda na wzięcie udziału w rodzinnych świętach była dla Harrisona niesamowicie istotna. Wiedział, że nią nie jest; niemniej traktował Martinez jak własną córkę. Opiekował się nią, pragnął dorzucić trzy miliony grosze do przyszłości dziecka. Bezustannie Cameron tkwił na niepodzielnym podium i dominował nad resztą ludzkiej masy, aczkolwiek blondynka wcale nie stała w hierarchii daleko od niesfornego Juniora. – Nie?! Zapisuj... Tuż po „Spalonych słońcem”. – palcem wskazującym pomachał w powietrzu, kreśląc w kierunku telefonu dziewczyny małe, powietrzne tunele.
Co do rodziny Harry’ego... Dla niego zdawała się normalna. Ojciec wpisywał się w sztab „grubych ryb”, ale nigdy nie stał się stereotypowym tłuściochem z wykrzywioną mordą oraz gorzkim spojrzeniem na świat. Pani Crane została ofiarą operacji plastycznych oraz niezliczonych zabiegów na botoks, które konserwowały ciało emerytki i dbały by nie wyglądała na więcej niż pięćdziesiątkę. Średni syn i jedyny brat również parał się prawniczym rzemiosłem. Niestety, miał mniej szczęścia oraz słabszą wolę – poddał się pieniądzom, egzystując jako ich niewolnik. W rezultacie zdobył tytuł największej mendy w familii. Najmłodsza z trójki rodzeństwa siostrzyczka z chęcią przyjęła rolę promyczka. – Nie wierzysz? – naprawdę się zdziwił bo... czy serio był aż takim kosmitą? Nie wychowały go wilki. Przynajmniej nie dosłownie. – Też. Pojawiała się gościnnie między dziesiątym a dziewiętnastym sezonem. Później jej postać zmarła w niewyjaśnionych okolicznościach. Najczęściej gada o Santa Barbara. Jeśli chcesz się dobrze przygotować i zrobić super wrażenie obejrzyj parę odcinków. Możemy obejrzeć we dwójkę. - beka z matki-aktorki-amatorki zawsze na propsie. Świetną aktoreczką nie była. - Wystarczy wspomnieć imię głównego bohatera. Będzie szczęśliwa. – trochę przykro żyć przeszłością; ale na co mogła dalej liczyć? Bez wykształcenia, większych marzeń bądź ambicji. Wyszła za „człowieka z planem” i jego planu się trzymała. Oraz portfela.
Propo portfela – zaraz po wykonaniu transakcji Crane zabrał pudło z garniakiem, otworzył młodej drzwi (gentleman, wiadomo) po czym wyłączył alarm w aucie; aby do bagażnika wrzucić nowy nabytek. Voila! Gotowy. Oh, cholernie gotowy. Serio się ekscytował. – O patrz, tam jest coś ciekawego. - brodą wskazał butik dwa lokale dalej. Ozdobiony bladoróżowym tiulem, z dosyć ekstrawaganckimi projektami na witrynie. Raz się żyje. Czyż nie? Liczyła się zabawa i, że bawią się tym razem. Podchodząc bliżej, gwizdnął na jednego z manekinów; katem oka zerkając na Stelkę. – Fajna, nie? – badał grunt, niekoniecznie przejęty ewentualnymi wydatkami. Gdyż jedna kreacja ze wspomnianego sklepu pewnie kosztowała tyle co dwa czynsze za porządne mieszkanie.
  • Sadness in my eyes
    No one guessed or no one tried
    You smiled at me like Jesus to a child

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „University District”