WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzień minął mu nadzwyczaj pracowicie, w rezultacie Coriolanus kwadrans przed czwartą po południu wręcz marzył o kubku mocnej kawy, która to skutecznie postawiłaby go na nogi tak by mógł skutecznie sprostać sprawunkom odkładanym już z resztą dobre kilka tygodni. Wiedział, że nic tak jak chociażby sam zapach tego niemalże magicznego naparu nie zadziała na niego tak piorunująco, a nauczony doświadczeniem wolał nie eksperymentować z lurą, która czekała na niego w służbowym ekspresie w pokoju socjalnym. Jak słowo daję nie miał głowy do tych wszystkich domowych obowiązków. W pracy był poukładany jak nikt inny, ale jeśli chodzi o podlewanie kwiatów i regulowanie opłat za gaz czy wodę, bywało różnie. Cóż, zdecydowanie był typem człowieka w którego domostwie nawet kaktus nie zagrzeje miejsca na dłużej. Niemniej nie tracąc pogody ducha sunął energicznie pogwizdując co i rusz dobrze znaną mu z radiowych audycji melodię. Humor wyjątkowo mu dopisywał toteż widząc obładowaną zakupami ciężarną nie mógł pozostać obojętny.
-Może pomogę?-zaproponował zrównując się krokiem ze spostrzeżoną uprzednio blondynką. Zazwyczaj stronił od interakcji z obcymi, raz po raz dochodząc do wniosku, że wystarczy mu po kontaktach z elementem, z któym to przychodzi mu obcować na służbie. Jednakże damy w opresji były zdecydowanie jak kryptonit na Rutherforda. Cóż, trudno jednoznacznie stwierdzić czy wielką opresję stanowiły w mniemaniu blondynki te wypchane zakupami siatki, ale co zaszkodziło u spróbować? O ile nie planowała znienacka urodzić w zasadzie Coriolanus mógł okazać się tu całkiem przydatnym.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Romy trochę nie była przyzwyczajona do tego, aby zajmować się sobą. Może zabrzmi to dziwnie, mało feministycznie i dość staroświecko, ale przyzwyczaiła się do tego, że zawsze jest ktoś, kto się nią zajmie, kto jej pomoże i zrobi pewne rzeczy. Zwłaszcza w ostatnim czasie było to dla niej wygodne, bo choć znosiła dość dobrze ciążę, to jednak szybko się męczyła i miała swoje ograniczenia.
W Atlancie miała męża, którego mogła wysyłać po zakupy, a jeśli się nie dał, to brała samochód i jechała do marketu sama. Tu tak dobrze nie było. Romy pierwszy raz mieszkała sama, bo po wyjeździe z rodzinnego domu, mieszkała w akademiku, potem ze współlokatorami, by w końcu wylądować ze swoim mężem, stąd pewna trudność, gdy zdecydowała się wynająć mieszkanie. Samochodu nie miała, stąd zostawały jej taksówki i ubery. Teraz jednak zdecydowała się wyjść na zakupy, dosłownie po trzy rzeczy - mleko migdałowe, paczkę ryżu i może jakieś owoce... Cóż, wychodząc ze sklepu, ledwo niosła dwie torby... Bo zakupów się nie robi na głodniaka! Telefon musiała zostawić w domu, więc nie było szans na ubera, a taksówki żadnej nie zobaczyła jeszcze na ulicy.
-Em... mnie?-zapytała nieco zaskoczona, spoglądając na Corionalusa. Była kompletnie zaskoczona tym pytaniem, zwłaszcza, że była zamyślona. Kontynuowała użalanie się nad sobą. Wiedziała, że jej mąż przyjechał za nią do Seattle, ale totalnie nie wiedziała co zrobić. Wybaczyć mu, pogodzić się, zapomnieć? Możliwości było mnóstwo. -Przepraszam, to pytanie mnie zaskoczyło-westchnęła, tłumacząc się, skąd takie zdziwienie i dziwna reakcja na propozycję pomocy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cóż, każdy przywykł do standardów, zachowań i zwyczajów, które z czasem zaczynał brać za pewnik. Nie tylko Romy, ale i Coriolanus jakby się mu lepiej przyjrzeć sam miewał pewne naleciałości, które zdaniem postronnych mogły uchodzić za coś staroświeckiego. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy szczególnie upodobał sobie by postrzegać się za niemalże rasowego dżentelmena. Z tym, że to już chyba kwestia wychowania, najzwyczajniej w świecie od najmłodszych lat wpajano mu swego rodzaju szacunek do kobiet i niejako obowiązek by wyręczać je przy niektórych obowiązkach czy też czynnościach. W żadnym wypadku nie uważał przy tym, że blondynka nie jest w stanie podołać temu jakże skomplikowanemu zadaniu, jakim było doniesienie zakupów. Nic z tych rzeczy. Po prostu wiedział, że posiadając nieco więcej sił może z powodzeniem odciążyć blondynkę. Tyle chociaż z pewnością i to dla wielu mogłoby się okazać staroświeckie.
-Tak?-odparł sam nieco zdziwiony zaskoczeniem blondynki w rezultacie jego odpowiedź nabrała momentalnie pytającego tonu. Nie chciał być namolny, oferując zbyt natarczywie swoje wsparcie dlatego wolał nie nalegać. Może po prostu nie miała ochoty na towarzystwo? To był w stanie zrozumieć w całej rozciągłości. Sam po wielogodzinnej służbie krzywił się na widok przechodniów, marząc tylko o tym by odciąć się od ludzi na chociażby kilka godzin, podczas których mógłby przy filiżance ukochanej lury kontemplować swój trzydziestoparoletni żywot. -Jasne, rozumiem.-przytaknął nieco pogodniej, ponownie posyłając przeciągłe spojrzenie w kierunku toreb z zakupami. Nieco mu ulżyło, że kobieta najwyraźniej była zbyt zajęta odpływaniem w natłoku myśli by uznać go za namolnego Joe Goldberga. -Pomyślałem, że mogą być ciężkie.-nie miał pojęcia o problemach małżeńskich nowo poznanej kobiety, chociaż gdyby cokolwiek było mu na ten temat wiadomo to prawdopodobnie i tak niewiele byłyby w stanie na nie zaradzić. Biorąc pod uwagę to, że am został przed laty porzucony przed ołtarzem. Cóż, nie prezentował się w rezultacie jako najlepszy ekspert do spraw związków jaki mógł chodzić po tej ziemi.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bycie gentlemanem nie było niczym złym, choć niektóre zachowania faktycznie mogły być odbierane... dość dziwnie. Zwłaszcza, jeśli się było nieznajomym, to niewiele się oczekuje po drugiej osobie.
Kobiety leciały na takie teksty, zwłaszcza w takich sytuacjach, w jakiej ona się znalazła - że musi sobie radzić sama, we wszystkim. Pewnie, że to była jej decyzja i skoro sama wpakowała się w samolot do Seattle, to musiała się pogodzić ze wszystkimi aspektami swojej decyzji. Jej winą nie było tylko to, że nie wzięła telefonu, więc nie mogła zadzwonić po taksówkę.
-Przepraszam, naprawdę się zamyśliłam.-zaczęła się tłumaczyć. Ona nie miała problemu z tym, że spędza zbyt wiele czasu z ludźmi, że brakuje jej samotności i tak dalej. Brakowało jej ciepła, kontaktu z drugą osobą, ale nie mogła oczekiwać tego ze strony obcych.
-Poszłam do sklepu po dosłownie trzy rzeczy, sama nie wiem jak do tego doszło-powiedziała, stawiając siatki na chodniku. Nie, nie sugerowała jeszcze, że Coriolanus powinien je wziąć i iść za nią, robiąc za jakiegoś... szofera? Dostarczyciela? Nawet nie ma odpowiedniej nazwy na kogoś, kto nosi cudze siatki z zakupami! -Nie chcę Ci sprawiać problemu. Zadzwoniłabym po taksówkę, ale mój ciążowy mózg nie zabrał telefonu z mieszkania-wyjaśniła, uśmiechając się delikatnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może i leciały, zazwyczaj Coriolanus nie kierował się tego typu pobudkami oferując pomoc. A przynajmniej nie celowo. Najzwyczajniej w świecie postrzegał tego typu zagrywki za niezwykle desperackie i niemal żałosne.
-Zdarza się. - roześmiał się perliście w odpowiedzi na wyznanie blondynki. Nie był jednym z tych świetnie zorganizowanych ludzi, którzy skrupulatnie wywiązują się z codziennych sprawunków, myśląc także na zapas z tyłu głowy mając menu na niedzielny obiad i listę przysmaków, które ich pociechy wezmą na coroczny piknik rodzinny w okolicznym parku. Niemniej był w stanie zrozumieć, że ludziom się to zdarzało. Przez myśl mu przeszło, że faktycznie niefortunny było noszenia ciężarów przez kobietę w zaawansowanej ciąży, ale ze swojej strony mógł co najwyżej wesprzeć ją w spacerze i nie wnikać w jej sytuację życiową. Z resztą tak po prawdzie to nie miał do tego głowy. Natłok myśli towarzyszący mu po każdym kolejnym dniu na służbie nie zachęcał do tego typu rozmyślań. -Żaden problem, naprawdę.- stwierdził po chwili, w zasadzie nie siląc się na udawaną wymuszoną grzeczności. Tak po prawdziwe, nie miał nic przeciwko towarzystwu blondynki. No, bo czemu miałby mieć? -Mogę też wezwać pani taksówkę, jak pani wygodniej.- stwierdził po chwili namysłu, picie rajach dłonią skroń. Był dość skołowany po całym dniu w pracy, także nie przyszło mu do głowy tak oczywiste rozwiązanie. Niemniej postanowił nie naciskać i w dobrym tonie pozostawić decyzje w jej rękach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pewnie, nikt normalny nie podrywa ciężarnej kobiety na ulicy, nawet jeśli ta ma pełne siatki zakupów. W dzisiejszych czasach to niby żaden pewnik, ale taka kobieta raczej z założenia ma faceta, męża... Dzieci nie biorą się z powietrza! Co prawda są banki spermy, sztuczne zapłodnienie, a także wiele innych metod, stały partner to był już przeżytek, a jednak z jakiegoś powodu zakładało się, że kobieta z brzuchem jest w związku. A żaden gentleman nie podrywa zajętych kobiet, to tak ... nieładnie.
Trudno być w pełni przygotowanym i zorganizowanym, jeśli jeden mózg dzieli się na dwie osoby. Romy choćby bardzo się starała, jeśli będzie próbować się przygotować to i tak w pewnym momencie coś pomyli. Ostatnio znalazła widelca w pralce i była niemal pewna, że miał on iść do zmywarki. Bardziej zastanawiało ją to, co w takim razie tam włożyła, skoro pomyliła drogę. No ale nic. Czekała już na moment, kiedy jej mąż wróci do miasta i się nią zajmie. Na razie jednak musiał w Atlancie szykować ich przeprowadzkę.
-Naprawdę nie chcę robić zachodu-powiedziała, bo dziwnie by się czuła, wiedząc że wyręcza się obcym facetem. Pewnie, chwilami było miło wykorzystywać swój brzuch dla własnych potrzeb, ale rzadko to robiła i nie w takich tematach.-O! I to jest pomoc, którą chętnie przyjmę. Zadowoli chyba obie strony-stwierdziła. Coriolanus będzie czuł się spełniony, że pomógł biednej kobiecinie, a Romy nie będzie miała wyrzutów sumienia, że kogoś wykorzystuje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Minął niespełna miesiąc, a może trochę więcej, odkąd odgłos pociągu, sunącego po szynach, ucichł w oddali. Drzwi, które otworzyła pierwszy raz od wielu miesięcy, zatrzasnęły się z głuchym łoskotem, kiedy wepchnęła przez nie ogromny kufer i mniejszą, ale również wypchaną po brzegi walizkę. Ktoś mógłby pomyśleć, że wróciła do Seattle na stałe, ale... Ona sama nie wiedziała co będzie dalej. Wystarczyło kilka dni, aby zburzyć fasady spokojnego życia i wywrócić jej świat do góry nogami. Za dużo czasu spędziła w motelu, ale z każdym dniem znajdowała kolejną wymówkę, dla której nie było sensu wracać do rodzinnej posiadłości. W olbrzymim holu było chłodno. Nie wiedziała czy w środku był ktoś z rodziny, czy tylko służba. Nikogo nie powiadomiła o przyjeździe, pozostawiając wszystko słodkiej niewiadomej. Wspomnienia z dzieciństwa na chwilę zajęły jej myśli, kiedy jej wzrok powędrował w stronę schodów, u szczytu których znajdowała się jej sypialnia. Lekkim krokiem przypominającym rusałkę, podeszła do poręczy i przesunęła po niej dłonią. Nie miała czasu na rozpakowywanie się. Najpotrzebniejsze rzeczy przyciskała do siebie w torebce. Wyciągnęła z niej świstek papieru, na którym ładnym pismem napisała krótką notatkę, pozostawiając ją na mahoniowym sekretarzyku.
Miała jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia, a czasu za mało. Choć ludzie wciąż powtarzali jej, że rzęch, którym jeździ do niczego się nie nadaje, wciąż wsiadała za jego kółko. Tak było i tym razem, gdy wjeżdżając do South Park kaszlnął kilka razy i zgasł. Uprzedzali ją, a on nie chciał ruszyć. Rzuciwszy wymyślną wiązankę pod nosem, wysiadła wściekła z samochodu, zupełnie nie oglądając się na jezdnię, którą nadjeżdżał z naprzeciwka samochód. Weszła wprost pod jego koła, wykonując fikołka, który trasę swoją zakończył na chodniku. O ile gwiazdki wokół głowy na kreskówkach wydawały jej się przesadzone, o tyle w tym momencie mogła jedynie przyznać, że nigdy więcej nie będzie im miała nic do zarzucenia.
- Ała, co się stało? - zapytała, dźwigając się do siadu i rozglądając wokół siebie. Była skołowana. Adrenalina jeszcze buzowała w jej krwi, zakrzywiając obraz. Bolała ją też głowa, ale nie widziała nigdzie krwi, a to chyba dobry znak.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 6 chyba
Chyba - tak należało powiedzieć, bo może i Easton nie posiadał obszernej, medycznej wiedzy, ale wiedział, że nie zawsze brak krwi oznacza coś dobrego. Nałogowe oglądanie serialów medycznych i szeroki krąg znajomych sprawiał, że liznął w życiu różnych tematów i sporo rzeczy o jego uszy się obiło. Niemniej... wracając chwilę wstecz kompletnie nie spodziewał się tego, że dzisiaj zostanie prawie zabójcą. Po wczorajszym dniu, który niemal w całości spędził z siostrą, dzisiaj rzucił się w wir pracy. Akurat jechał z jednego spotkania na drugie - spóźniony, czego szczerze nienawidził i pisał w telefonie krótką wiadomość o przepraszającej treści, zapewniając jednocześnie, że za kilka chwil pojawi się w biurze. Jasne! Cóż za chichot losu, bo zamiast zatrzymać się przed pięknym, nowoczesnym budynkiem, w którym mieściła się siedziba jego firmy... zatrzymał się na ciele jakiejś kobiety. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo w pierwszej chwili poczuł jedynie szarpnięcie, wcisnął pedał hamulca, odrzucił telefon na bok i z pełnym przestrachem patrzył przed siebie. Szok, tak, to zdecydowanie to uczucie teraz mu towarzyszyło. Po upływie kilkunastu sekund, jak gdyby w zwolnionym tempie wyskoczył z wnętrza auta i podbiegł do - jak mu się wydawało - nieznajomej kobiety, podnoszącej się do siadu. - Hej, hej - chciał ją powstrzymać przed nagłymi i gwałtownymi ruchami, ale w tym samym momencie rozpoznał w niej twarz sprzed lat. Może, gdyby właśnie nie wtargnęła mu pod koła, to uśmiechnąłby się, ale nadal pozostawał przerażony. - Dee - zdrobnił jej imię, ujmując brodę w dłoń. - Jak ty do cholery łazisz? - najpierw fuknął, a później oglądał jej ciemną czuprynę z każdej strony. - Coś cię boli? - nie wiedział czy ona rozpoznała jego, ale nie kłopotal się tym teraz. - Powinien zobaczyć cię lekarz - Easton Saint Butler w pełnej okazałości - postanowił i drżyj, jeśli zechcesz się sprzeciwić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Była pewna, że nic jej nie jest, chociaż chmury nad jej głową mieniły się teraz barwami jak w kalejdoskopie. Czy tak wyglądały zawsze? Chociaż przeszukiwała teraz w głowie wspomnienia w próbie odnalezienia nieba, nie mogła sobie przypomnieć. Spróbowała się wesprzeć na dłoni, ale tylko zakręciło jej się w głowie. Szkoda, że nie robiła bacznych notatek w trakcie oglądania filmów, czy seriali, bo może jednak dotarłoby do niej, że coś może być nie w porządku.
Przez chwilę nie dotarło do niej, że użył jej własnego imienia. Pokiwała delikatnie głową, kiedy ujął jej podbródek w dłonie. Miał rację, nie planowała protestować. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Jego twarz wydawała się być znajoma. I znał jej imię. Wpatrywała się przez moment intensywnie, analizując każdy detal, a kiedy wirowanie w głowie ustało, doznała olśnienia.
- Easton. Saint. Butler - wycedziła przez zęby, a jej sarnie spojrzenie natychmiastowo pociemniało, wypełniając się po brzegi rosnącą złością. Jak on w ogóle śmiał się do niej odezwać? W dodatku zdrabniał jej imię. Zupełnie tak jak kiedyś. Zaniepokoiło ją dziwne uczucie na dole brzucha, które nieoczekiwanie się pojawiło. Te motylki... Te motylki trzeba zamordować.
- Jak ja łażę? A Ty jak jeździsz? - prychnęła, na wstępie odbijając piłeczkę w jego stronę. Miał świętą rację. Zupełnie nie spojrzała na ulicę w momencie, w którym wyszła z samochodu. Nie wiedziała czy patrzył na telefon, czy zachował ostrożność. Była przekonana, że w całości ponosiła winę, a mimo to nie miała zamiaru dać po sobie znać, że w ogóle rozważa taką opcję.
Czy coś ją bolało? Jasne. To, że go spotkała. Minęło tyle lat, a uraza była wciąż jak żywa. Zamiast tego pokręciła głową, podbródek unosząc trochę za wysoko, a pierś wypinając dumnie tylko po to żeby się od niej odczepił. Zapomniała chyba jaki bywał uparty.
- Wszystko jest w porządku. Nie ma takiej potrzeby - odpowiedziała krótko, a widząc, że według niego nie jest to wystarczający powód, westchnęła z irytacją. - Zresztą muszę zawieźć samochód do mechanika. Spieszy mi się i poradzę sobie, także miło było Cię poznać, pa - dodała, uśmiechając się sztucznie, ale gdy tylko znowu spróbowała się podnieść, na nowo zaczęło łomotać jej w głowie. Że też musiała wpaść właśnie na niego! A w zasadzie pod jego koła.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby nie to, że o mało nie pozbawił jej przed momentem życia (na własne życzenie, tak na marginesie), to prawdopodobnie pokusiłby się o ironiczny uśmiech i wcale niemniej ironiczną odpowiedź, gdy cedziła jego imię przez zaciśnięte zęby. Tymczasem miał wystarczająco ogłady i oleju w głowie, aby nie polewać żarzącego się ognia benzyną, kto wie jak mogłoby się to skończyć.
- Dee - raz jeszcze zdrobnił jej imię, ale nie w ten czuły, tak pożądany przez wszystkie kobiety sposób. Położył mocny nacisk na krótkie trzy litery, jakby karcił ją za złe uczynki, a jego spojrzeniu daleko było do miękkości. - Weszłaś prosto pod moje koła. W jednej chwili stałaś na chodniku, a w drugiej byłaś na jezdni. Jesteś szalona? - najpierw wyjaśnił, by finalnie zadać bardzo retoryczne pytanie. Oczywiście, że była! Zawsze - tych kilka lat temu i najwyraźniej też dziś, nic nie uległo zmianie - ten sam błysk w oku, ten sam cięty język, te same szalone pomysły. Przynajmniej tak mu się wydawało, nie brał pod wagę tego, ze mogłaby chcieć popełnić samobójstwo na ruchliwej drodze w Seattle, gdzie auta poruszały się z niezbyt imponująca prędkością. - Przestań - co prawda odsunął się na krok, tak aby Carlisle mogła swobodnie wstać, ale pozostawał w pobliżu, gdyby w następnej sekundzie miała osunąć się na ziemię. Co właśnie się działo, jak dobrze przewidział, ale nie skomentował tego głośno. - Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci w TYM stanie wsiąść za kółko, żeby to...- nawet nie wiedział jakim słowem określić rzęcha, który za pojazd uważała Dee. -...CUDO odstawić do mechanika. Czy on przypadkiem nie powinien stać już w muzeum? - błysnął półuśmiechem i otworzywszy drzwi od strony pasażera, zaprosił ruchem dłoni brunetkę do swojego samochodu. Nie oferował własnego ramienia, to jasne, że pół sekundy później by nim wzgardziła. Nic się nie zmieniła. Wciąż miała mu za złe coś, czego on nie pojmował.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie podobało jej się, że w ten sposób wymawiał jej imię. Czuła się w tym momencie jak dziecko besztane za porozrzucane zabawki. Tym bardziej się najeżyła, a usta wydęły się w buntowniczym grymasie. Niech ją piekło pochłonie, jeśli zgodzi się z nim gdziekolwiek jechać albo co gorsza, będzie przepraszać! Stąpał po kruchym lodzie, ale był na tyle rozważny i zaznajomiony z jej temperamentem, żeby jej niepotrzebnie nie podjudzać.
- Nie pod Twoje koła, tylko szłam naokoło samochodu żeby mu zajrzeć pod maskę - wyjaśniła z miną jakby to zeznanie miało rozgrzeszyć jej nieuważne stąpanie po jezdni. Tak bardzo zawzięta w swoich słowach, że nawet nie dostrzegła jak z niej drwił. Przecież nazwał ją szaloną! Gdyby tylko głowa jej nie pękała, odgryzłaby się jakoś albo zrobiła wszystko co w swojej mocy żeby jego słowa nie pozostały bez pokrycia. Chciał wariatki? Nie ma sprawy. Niech tylko świat przestanie wirować, a pokaże na co ją stać.
Była przekonana, że jej powstanie z ziemi można byłoby wpisać w kanon dotychczasowych cudów, ale niestety jedyny świadek był o krok od zginięcia z jej własnych rąk.
- Powiedziałam przecież, że nic mi nie jest - powtórzyła przez zaciśnięte zęby, ale na jej niekorzyść to chyba jakieś mikro trzęsienie dało o sobie znać. Zachwiała się na nogach, które swoją drogą były jak z waty, a jej ręce machinalnie oparły się o klatkę piersiową Eastona. Niepożądany dreszcz przebiegł jej po ciele.
- Ma dla mnie szczególne znaczenie - stwierdziła tonem, który ktoś mógłby uznać za nieco przemądrzały. Zdenerwował ją jeszcze bardziej tym, że wyśmiewał jej samochód i wcale nie dlatego, że był jakimś cudem techniki albo wiązały się z nim jakieś szczególne wspomnienia. Zdawała sobie sprawę, że był to rzęch, a na ciągle naprawy wydawała fortunę. Za kluczowy aspekt uchodziło to, że stanowił jedyną pamiątkę po matce, która odeszła z jej życia. Nie byłoby dziwnym, że tak kurczowo się go trzymała, gdyby nie to, że po jej zniknięciu postanowiła o niej zapomnieć. Wymazać z życiorysu jak gdyby nigdy nie istniała. Po co więc był jej ten gruchot? Bardziej była zła na siebie niż na niego, ale zamiast się do tego przyznać, zagryzła wargi.
- Naprawdę się nie kłopocz. Jeśli to Cię uspokoi, wezwę ubera czy coś - spojrzała na niego wyczekująco, żywiąc gorąca nadzieję, że ten argument pozwoli mu odjechać. Nie pomogła niestety kolejna, chwiejna próba wyprostowania się, a jej ręce ponownie uderzyły o jego tors.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wiedział, że stąpa po kruchym lodzie, jakby miał nie zdawać sobie z tego sprawy? Nie był przecież idiotą. Świetnie ją znał, niewiele zmieniła się przez tych kilka lat. Dojrzała, to fakt, rysy twarzy jej się wyostrzyły, nabrała kobiecych kształtów, ale zachowanie i charakter pozostały bez zmian. Nawet teraz, gdy ledwie uszła z życiem (żartuję!) na własne życzenie - pokazywała pazurki. Pazurki, nie pazury, bo sytuacja na nic więcej nie pozwalała. I prawdopodobnie, gdyby Easton nie był mężczyzną opiekuńczym (chociaż na pierwszy rzut oka wcale się tak nie wydaje), to porzuciłby ją już po pierwszej odmowie. Nie lubił się narzucać, w tej sytuacji nie był niczemu winien, ale miał poczucie obowiązku, aby upewnić się, że wszystko z nią w porządku. - Przestań - sapnął. - Przestań tyle mówić, może od tego kręci ci się w głowie jeszcze bardziej? Nazywamy to niedotlenieniem - uśmiechnął się złośliwie, stojąc wciąż w niedalekiej odległości od b brunetki. - Zrobiłbym to dla każdego innego człowieka, nie musisz doszukiwać się w tym drugiego dna, Dee - znowu położył nacisk na jej imię, celowo, żeby ją rozzłościć. Pewnie nie powinien tego robić, ale nie mógł sobie odmówić, co poradzić. Pewnych naleciałości nie da się wyplenić.
Oczekiwał, mając szczerą nadzieję, że tymi kilkoma słowami przekona Andromedę, żeby wsiadła do auta, pozwoliła się zawieść do lekarza, a później rozejdą się w swoje strony. - Jak na kogoś kto czuje się świetnie, to potrzebujesz zadziwiająco dużo wsparcia - zauważył, zerkając na nią z góry, gdy chcąc mu udowodnić samodzielność - zachwiała się i wylądowała nigdzie indziej, niż właśnie na nim. Westchnął, mimowolnie ją objął - lekko, delikatnie układając dłoń na dole pleców brunetki, aby w ten sposób ją wesprzeć, a drugą, tą wolną otworzył drzwi na oścież. - Chyba nie zamierzasz z tym dyskutować, co? Pozwól sobie pomóc, nie bądź tak bardzo uparta. Wrócę tutaj później i upewnię się, że twoje auto będzie odholowane do warsztatu - może w tym leżał problem? Easton nie miał przecież zielonego pojęcia o rodzinnych zawirowaniach kobiety. Sam daleki był do tęsknoty i sentymentalności, jeśli idzie o własnych rodzicieli. Pewnie dlatego też nie chciał być ojcem, bał się tego, ze nie podołałby temu zadaniu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zapomniała już jaki był Easton. Wszystkie cechy, za które go pokochała, przykryła gruba warstwa kurzu, chowana pod namiętnie pielęgnowaną urazą. Krótką chwilę zrobiło jej się nawet przyjemnie, obserwując jak się o nią troszczy, ale to uczucie szybko uciekło kiedy nadciągnęła złość. Była wściekła na siebie, że chociaż przez chwilę mogła spojrzeć na niego w korzystniejszym świetle. Jak mantra powtarzała w myślach sobie, że to zły człowiek i nie nabierze się na tą całą bohaterską postawę. O tak, była uparta i uparcie wierzyła w to, że takich win jakich on się dopuścił, nie da się odkupić nigdy.
Niedotlenienie mogło się pojawić z innego powodu, przemknęło jej przez myśl. To tego powodu najbardziej się wstydziła, dlatego potrząsnęła głową na boki, jakby to mogło pomóc w pozbyciu się natrętnych myśli.
- Niczego się nie doszukuje. To może wsiądź samochód i spróbuj potrącić kogoś innego żeby się nim zająć - mruknęła, dumnie wysuwając brodę do przodu. Zachowywała się teraz jak mała dziewczynka, plotąc głupoty byle tylko postawić na swoim. Czyżby niedotlenienie rzeczywiście dało się jej we znaki? Normalnie zachowywałaby się bardziej racjonalnie! Pytanie tylko, czy ktokolwiek kto ją znał, by to potwierdził.
Zadrżała kiedy jego ręka gładko opadła na jej plecy. Odległość w jakiej się od siebie znaleźli nie sprzyjała, a znajomy zapach mieszaniny perfum i świeżo wypranych ubrań, sprawiał, że myślało jej się jeszcze trudniej.
- To wszystko Twoja wina - mruknęła z wyrzutem, ale na myśli wcale nie miała wypadku, a raczej sposób w jaki wciąż na nią działał. Była jak ćma, która opierała się żeby nie lecieć do światła, a równocześnie miała ochotę go zamordować. - Czy jeśli się zgodzę z Tobą pojechać, odczepisz się? - każdy kto spojrzałby na nich z boku, zdziwiłby się gdyby usłyszał, że Dee to tak naprawę miła, pomocna osoba, którą można byłoby porównać do leśnej rusałki, niżeli Meduzy, bo tak się w tym momencie zachowywała. Gdyby jej spojrzenie miało taką samą moc, Easton już dawno zamieniłby się w kamień.
- Okej, tylko... Niech je naprawią, niezależnie od kosztów - z trudem przyszło jej przystanie na propozycję, a gdyby miała dodać do tego jeszcze krótkie "dziękuję", najpewniej sama zamieniłaby się w skałę. To było najrozsądniejsze rozwiązanie. Przynajmniej z punktu widzenia kierowcy i poturbowanej ofiary w jednym. Jako nabywca samochodu, już dawno powinna oddać go na złom.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Niedługo kończył swoją wieczorną zmianę w kinie, czego potwornie nie mógł się doczekać. Siedział na obracanym stołku z policzkiem przyklejonym do lady, wdychając zapach starego popcornu z masłem i sosu serowego podawanego do nachosów. Co chwilę zerkał na zegar wiszący na ścianie i miał wrażenie, że wskazówki poruszają się co najmniej trzy razy wolniej. Szyja mu zdrętwiała i chciał zmienić położenie, odklejając prawy policzek od blatu i przyklejając do niego lewy, ale wtedy nie widziałby godziny, więc dał sobie spokój. Odchrząknął i zamknął na moment oczy. Ocknął się pięć minut później, zrywając się ze stołka jak oparzony. Jego kark wydał z siebie niebezpieczny trzask, na co Wyatt skulił się, po czym rozejrzał. Przyśniło mu się, że wypłynął z Gretchen na rejs tylko we dwoje i wpłynęli prosto w środek sztormu, co skończyło się zatonięciem łajby. Wylądowali na bezludnej wyspie, nie mając pojęcia co mają dalej robić. Obudził, kiedy z zarośli wyszedł tygrys i Gretchen popchnęła go, aby z nim walczył.
Bez jaj — szepnął, masując kark. Chwilę później z sali kinowej zaczęli wychodzić ludzie, śmiejąc się i opowiadając sobie nawzajem wrażenia po filmie. Wyatt nawet nie chciał sobie wyobrażać jak wyglądała teraz podłoga w tej sali. Dobrze, że tym razem to nie on musiał tam sprzątać, bo jego praca na dzisiaj oficjalnie dobiegła końca. W momencie, w którym bawił się w podrzucanie i łapanie butelki, co w jego wyobrażeniach wyglądało idealnie, ale rzeczywistość miała na ten temat inne zdanie, weszła do środka Gretchen. Czy to przypadek? Wyatt uznał, że raczej nie.
Nie mam zniżek, ani nowych plakatów, ale zanim stąd wyjdę mogę dać ci trochę darmowego popcornu — powiedział, gdy podeszła bliżej i uśmiechnął się zachęcająco.
Boooo… zgadnij kto ma wolne — dodał dużo bardziej entuzjastycznie i ponownie podrzucił butelkę coca coli, która zamiast wpaść w jego dłoń, wyślizgnęła się, uderzyła o kant blatu i spadła na ziemię. Skrzywił się i szybko po nią schylił.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Park”