WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie skomentował już jej słów odnośnie uprawiania sportu, bo pewnie skończyłoby się to podobnie jak rozmowa na temat zdrowia i badań. Po prostu pewne kwestie poruszane z Marianne wymagały odpowiednich warunków i nastrojów, a co tu mówić z każda chwilą humor Jony stawał się coraz bardziej ponury. Nadal myślał o tym Melvinie, a w dodatku Chambers ponownie go zawstydziła głosząc wszem i wobec dość dwuznacznie brzmiące oskarżenia.
- To co innego - wymruczał spoglądając ukradkiem na wścibską starszą panią, która ich minęła. - Gdy jestem lekarzem patrzę na ludzi w innej kategorii - dodał zaraz, aby się usprawiedliwić. Co innego sprawdzanie temperatury i pulsu, a co innego opiekuńcze obejmowanie ramieniem. Całe szczęście ostatecznie temat wymarł, a Marianne ku zadowoleniu Jony, złapała go pod rękę i zrównała z nim kroku. Starał się ponownie nie przypisywać temu gestowi zbyt wiele, ale z jego strony znaczył on mimo wszystko sporo. Jonie niełatwo przychodziło burzenie muru, który sam wokół siebie budował, a tego typu zachowania świadczyły o tym, że naprawdę się starał, a robił to bo po prostu zależało mu na Chambers.
Niestety po raz kolejny los z niego zadrwił. Co tu dużo mówić... Jona robił jeden krok do przodu, aby chwilę później brutalnie zostać zepchniętym kilka metrów w tył. Gdy on cieszył się bliskością Marianne, ona uwieszona u jego boku, cała przejęta, ćwierkała o swoich randkach.
- Ja cię lubię - palnął nim pomyślał, ale w kontekście całej wypowiedzi zabrzmiało to raczej naturalnie, a nie jak idiotyzm nad którym nie umiał zapanować. - No tak... Czyli skreśliłaś go ze względu na zawód? - Po raz kolejny miał wrażenie, że samego siebie uderza w twarz, ale w zasadzie już tak mocno oberwał w twarz realiami i faktami z życia Chambers, że kolejna dawka prawdy tylko mogła mu pomóc wykaraskać się z tego durnego zadurzenia. - Skoro tak twierdzisz. Nie jestem ekspertem jeśli chodzi o związki, więc chyba musisz zdać się na własną intuicję. - Ha! Mógł powiedzieć, że wręcz przeciwnie, że przecież było po Melvinie widać na imprezie, że patrzy na Mari inaczej, że przyszedł dla niej, ale konkurencji się nie pomaga. - Wiek o niczym nie świadczy - więc może odinstaluj tą aplikację i otwórz oczy - dodał w myślach, bo oczywiście nie miał na tyle odwagi, aby podkreślić, że on też.. On też chciałby iść z nią na randkę. - Jutro też? - No teraz to już był totalnie zaskoczony. Załamany zresztą także, bo doskonale zdawał sobie sprawę jak to musiała wyglądać z perspektywy Marianne. Szła z nim za rękę jak z jakimś przyjacielem, dobrym znajomym, któremu jakimś cudem nie bała się zwierzać ze wszystkiego, a nie bała się, bo absolutnie nie traktowała go w kategoriach w jakich on chciałby być traktowany. Porażka. Wielka przegrana z którą mógł się pogodzić, albo jeszcze ostatkiem sił, w jakiś sposób dać jej znać, że jest ślepa, że on wcale nie chce mieć w tej relacji roli powiernika jej sekretów. - Widzę masz napięty ten swój terminarzyk, a chciałem zaproponować ci spotkanie. Nic formalnego. Po prostu mówiłaś coś o tych krewetkach i pomyślałem, że może chciałabyś spróbować, a ja mógłbym je dla ciebie zrobić, ale rozumiem, że możesz nie mieć teraz czasu, więc.. - zaczął, a już po kilku słowach zdał sobie sprawę z tego, że brzmi jak speszony siedemnastolatek. - Ogólnie daj znać jakbyś miała wolny wieczór. Może uda nam się dopasować - dodał już poważniejszym i bardziej rzeczowym tonem, a potem wyciągnął wolną ręką paczkę papierosów i zębami złapał za jedną z fajek, aby umieścić ją w ustach. Pewnie, że dwiema rękami byłoby mu wygodniej, ale przecież nie chciał, aby Marianne przypadkiem się odsunęła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczyła nieco czoło, słysząc to jego wyjaśnienie, które dla niej nie wydało się zbyt przyjemne.
- Ej, ej, ej - zwróciła na siebie jego uwagę. - Przy mnie nie masz być lekarzem... pamiętasz? - tyle razy mu podkreślała, że w takich kategoriach nie chce być postrzegana, a teraz sam się wygadał, że mimo to sobie na to pozwalał. - Po prostu bądź Joną - wzruszyła ramionami. To by jej wystarczyło, bo chociaż z początku nie chciała mieć z nim niczego wspólnego, teraz wiele się zmieniło. Zauważyła między nim, a Fitzem wiele podobieństw, ale nie nazwałaby ich takimi samymi. Jedynie podobieństwa pozwalały jej na wysnucie wniosku, że szanuje braci Wainwright i mimo początkowych niesnasek, najwyraźniej po prostu zarówno w przypadku jednego, jak i drugiego, trzeba dać sobie nieco czasu, aby złapać z nimi wspólny język, a kiedy to już się stanie, to proszę... Mari mogła z nimi przebywać non stop i dobrze się przy tym bawić, nawet jeśli oni nie byli zbyt zabawowi. Takie były jej myśli, ale nie chciała przekładać tego na innych i oczekiwać podobnej sympatii, dlatego też, kiedy Jonie wyrwało się, że ją lubi, zrobiło jej się naprawdę ciepło gdzieś w okolicy klatki piersiowej. Nie zdążyła przez ten lekki szok odpowiedzieć od razu, więc Wainwright dodał kolejne pytanie, na które parsknęła cichym śmiechem. - Nie no, aż tak to nie... ale wiesz, mam problem z zaufaniem lekarzom - przypomniała, wzruszając przy tym jednym ramieniem. - No i też matematycznie na to patrząc... lubię już ciebie i Fitza... a wiesz, mówi się, że do trzech razy sztuka - zażartowała. - No, ale był sympatyczny, tak już poza żartami - dodała, bo nie miała nic do zarzucenia swojej randce, prawda. Tylko była lekkoduchem, który lubił sobie nieco śmieszkować. Pokiwała jeszcze głowę na wzmiankę o Melvinie, bo faktycznie nie chciała obgadywać przyjaciela z Jonathanem, bo to nieładnie, a ona nigdy nie chciała nikomu zrobić krzywdy. Zabawne, skoro cały czas krzywdziła Jonę, ale no... nie wiedziała, tak? - No wiadomo, wiek to tylko liczby! Ale dopiero się tego uczę... swoją drogą Martin był ode mnie rok starszy i to już wydawało mi się takie wow, że jaki to on nie był dojrzały, a ten lekarz... w sumie chyba był w twoim wieku... więc w sumie nie wiem, czy brał mnie poważnie. Co uważasz? - postanowiła go zapytać, bo no Jona, jako, że sam posiadał odpowiednią liczbę lat, to pewnie mógł dość porządnie jej w tej kwestii doradzić. Bo też nie chciała spotkać się z kimś, kto jedynie planował zabawić się jej uczuciami, a nie szukać stałej relacji. Słyszała, że na tych portalach tak robią. - Tak, jutro też, ale na tym koniec - dodała zaraz, by nie wyszło, że nie wiadomo jaką liczbę potencjalnych partnerów sobie znalazła. No i może dobrze, że to sprostowała, bo zaraz ją zaskoczył swoimi słowami. Oczywiście pozytywnie. Znów zrobiło jej się przyjemnie ciepło. - Hej, mam mnóstwo czasu! - zapewniła go od razu. W ogóle jak już proponował jej jedzenie, to była gotowa chociażby dziś się z nim spotkać, ale też wiadomo... gdyby to był ktoś inny, to nie patrzyłaby tylko na to, że będzie miała okazję zjeść coś dobrego. Nie była taka łasa na posiłki. Zazwyczaj... - W ten weekend może? Piątek, albo sobota? Hmm?- zapytała z zaangażowaniem, bo nie czuła potrzeby ukrywać, że ten pomysł niezwykle jej przypadł do gustu. Poza tym była jeszcze jedna kwestia, przez którą zaraz się uśmiechnęła rozkosznie. - To strasznie kochane, że zapamiętałeś o tych krewetkach - przyznała, jeszcze bardziej poszerzając uśmiech. No bo jednak miło było jej z myślą, że się dla niej stara. Uważała, że chce jej tym podziękować za Sylwestra, bo pewnie jako człowiek honorowy, źle się czuł z niespłaconym długiem. No, a ona nie była taka, co by się zapierać rękami i nogami, tym bardziej, że naprawdę z każdym spotkaniem, coraz lepiej się przy nim czuła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bycie Joną, niestety wiązało się też z byciem lekarzem, a właściwie ostatnimi czasy jego życie ograniczało się głównie do pracy, więc rozgraniczanie jej stało się chwilowo dla niego problemem. Może inaczej... On w tym problemu nie wiedział, bo pracoholizm był poniekąd lekarstwem i wypełnieniem wszechobecnej pustki.
- Dobra kalkulacja. - No co? Przecież nie będzie jej wmawiał, że może da tamtemu człowiekowi szansę, a już na pewno nie po tym co przekazała mu chwilę później. Żołądek Jony zrobił fikołek, gdy zrozumiał z jakim typem lekarza spotkała się Chambers. To było naprawdę przykre i poniekąd uwłaczające, ale to drugie uczucie Jona kierował sam ku sobie. Był zdegustowany tym, w jakim położeniu się znalazł i że nie potrafił się z niego wykaraskać.
- Nie jestem dobry w te sprawy, Marianne - przyznał, ale nie omieszkał po raz kolejny trochę zbojkotować to niepotrzebne romansowanie Chambers.- Jednakże, czy widzisz abym sam używał tego typu aplikacji? Myślę, że w pewnym wieku to nie przystoi, ale to tylko moja subiektywna opinia - wyjaśnił i mentalnie zbiłby ze sobą piątkę, gdyby miał w sobie trochę więcej polotu, ale i tak był z siebie zadowolony.
Może nie wybił z głowy Marianne pomysłów na dalsze randki, ale przynajmniej ich wprost nie poparł, a skoro sama prosiła go o poradę, czuł się w obowiązku bycia szczerym wobec niej.
- Tego nie wiesz - powiedział. Niestety, ale istniało przecież wielkie ryzyko, że Marianne umówi się na kolejne i kolejne spotkanie, a więc nie mógł dłużej tak biernie stać w boku i przyglądać się temu z założonymi rękami. Dlatego, gdy przyjąła jego propozycję, uśmiechnął się trochę niekontrolowanie, ale chyba nie było to czymś nienaturalnym.
- Sobota mi bardziej pasuje - oznajmił spoglądając na nią, gdy już odpalił papierosa. - W takim razie osiemnasta? Może być? - Dodał jeszcze, aby formalnie było wszystko ustalone, po czym po raz kolejny zaciągnął się tytoniem już ze znacznie większą błogością, bo jednak... Udało się, tak? Część planu wykonana, a teraz dobrze by było należycie wykorzystać daną przez los okazję. - Pamiętam o wielu rzeczach, co na dłuższą metę też nie jest zbyt dobre - przyznał, bo naprawdę był pamiętliwy, a ciągłe analizowanie szczegółów i faktów jakie dostrzegał powodowało u niego częste przemęczenie. Dlatego tak lubi się czymś zajmować. Gdy jego umysł nad czymś pracował nie miał czasu na zajmowanie się głupotami, aczkolwiek i tak bywały wieczory, gdy uciążliwe myśli nie chciały ulecieć z jego głowy. Od dobrych kilku lat cierpiał na bezsenność, która albo skutecznie zabierała mu możliwość odpoczynku, albo wyrywała w środku nocy z piętna koszmarów, jakie pozostawiła w jego podświadomości wojna.
- Czyli wypad w góry, tinder, randki z lekarzami...em - poprawił błyskawicznie swoje przejęzyczenie. - Aż boję się zapytać, czy coś jeszcze cię spotkało od początku tego roku - dodał z zerknął na Marianne z uśmiechem, gdy stróżka dymu opuściła już jego usta.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie była szczególnie przesądną osoba, ale kiedy sam Jona pochwalił jej kalkulację, jakoś tak zaczęła się nad tym zastanawiać. No, ale nie ciągnęła już tego tematu, decydując się na pójście w przód. Zaskoczyła ją jego opinia, więc zmarszczyła nieco nos.
- A nie myślisz, że postarzasz się na siłę? - zagadnęła, zerkając na niego od dołu. - Poza tym... nie wiem w jakich innych miejscach mogłabym spotkać kogoś tak sama z siebie... no bo teraz to już nie te czasy, co kiedyś. Mężczyźni nie podchodzą do kobiet w barach i nie zagadują, bo sami się boją - podzieliła się z nim swoją jakże profesjonalną opinią, nie taką znikąd, niedawno była w barze i no, nikt jej nie zagadał. Tak, to trochę przykre i żałosne, ale jednak prawdziwe.
- Nie nastawiam się po prostu... pewnie dla miejskich mężczyzn nie jestem zbyt ciekawym towarzystwem, więc no, muszę jeszcze trochę się pouczyć o Seattle, potem będzie lepiej - przyznała, bo sama zauważyła, że w pewnych kwestiach odstaje. Nie potrafiła zrobić sobie perfekcyjnego makijażu, czy upięcia. Nie miała eleganckiego płaszczyka i wyszukanego hobby, jak jakieś ćwiczenia na trampolinach, czy inne nowoczesne formy spędzania wolnego czasu. Jednak opowieścią o tym, co potrafi zrobić z masy solnej żadnego serca nie podbije.
- Jak najbardziej - zgodziła się z nim, co do godziny, naprawdę szczerze się ciesząc na to spotkanie i w przeciwieństwie do jej randek z Tindera, tym razem wcale nie czuła stresu i zdenerwowania, ani chęci ucieczki. Bardziej zastanawiała się nad tym, w jakiej formie będą te krewetki. No, ale z jej kulinarnych fantazji wyrwały ją jego dość zastanawiające słowa. - Jak to? Jesteś taki pamiętliwy? - dopytała, by zaraz się uśmiechnąć. - Czyli już mi nie zapomnisz tej marynary z początku naszej znajomości? Ech, najgorzej - westchnęła niezadowolona, ale zaraz się zaśmiała, bo jednak był to tylko taki żarcik.
- To już koniec rewelacji, spokojnie - podsumowała jego wypowiedź, wzdychając przy tym. - Lepiej ty opowiedz, co się działo u ciebie? - no bo bez przesady. Tak to ciągle Marianne mówiła, a nie chciała, żeby wyszła na jakiegoś skończonego atencjusza, tym bardziej, że Jonathan i jego życie, też ją bardzo interesowało. - Postawiłeś świecznik na stole? Pochwaliłeś się komuś? - nie byłaby sobą, gdyby nie dodała kolejnych pytań, już nie mogąc się doczekać jego odpowiedzi. Oczywiście wątpiła w to, że miałby się chwalić, ale jednocześnie miło było sobie wyobrażać, że mógłby coś takiego zrobić, nawet jeśli była to wizja totalnie oderwana od rzeczywistości. Nie chciała mydlić sobie oczu wiarą w to, że Jonathan nagle zmieni się w miłośnika świątecznych ozdób. Generalnie dostrzegała, że był to człowiek raczej zamknięty i surowy, więc celebrowała te małe szczegóły, gdy coś się w nim zmieniało. Chociażby jak chwilę temu się uśmiechnął, wcale jej to nie umknęło.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczył lekko brwi zastanawiając się, czy zgodzić się z jej słowami, czy może na nie obruszyć, bo niby staro się nie czuł, a pewnie zdrowia i ciała nie jeden dwudziestokilkuletni mężczyzna mógłby mu pozazdrościć, ale duszy? Duszę miał starą i chyba nie powinien nawet podejmować na ten temat polemiki.
- Nie sądzę - oznajmił krótko. -W takim razie to nie mężczyźni. Jakim wysiłkiem jest przeglądanie zdjęć kobiet w internecie i zdecydowanie się na jedną z nich? To trochę jak wybieranie ubrań z zalando, a potem idziecie na randkę i jeśli pasuje to spoko, a jeśli nie odsyłasz człowieka z kwitkiem. Czysta kalkulacja i komercjalizacja, jaki w tym romantyzm? - Włączył mu się tryb mentorski, który jednoznaczny był z lekkim uczuciem frustracji i irytacji, bo jednak... Cały ten spacer miał swoje lepsze i gorsze strony. Owszem udało mu się umówić z Chambers na rand... spotkanie, ale jednocześnie nadal musiał słuchać o jej miłośnych podbojach, co ostatecznie zrodziło w Jonie potrzebę przeprowadzenia właśnie takiego monologu. - Myślę, że Seattle wiele mogłoby się nauczyć od ciebie - skomentował jej słowa, z którymi oczywiście się nie zgadzał, bo właśnie ta inność i naturalność zaintrygowały Jonę. Pewnie wygrałby wiele mówiąc Marysi wprost o tym co myślał, ale nie miał w sobie na tyle szarmancji w tamtej chwili, a poza tym nadal czuł wzburzenie poprzednim tematem.
- Oczywiście, że nie - przyznał, a zaraz potem zatrzymał się na moment, aby wyrzucić papierosa, którego już dopalił. - Gdyby nie ta plama na marynarce, nie byłabyś teraz tutaj, ze mną, więc jakże mógłbym zapomnieć? - Można? Można? Szkoda, że zdobył się na to tak późno. Jednakże potrzebował trochę czasu, aby przestać czuć wieczny dyskomfort i zawstydzenie. Właściwie pewnie te opowieści Marianne miały największy wpływ na to, że wreszcie Jonathan zdecydował się coś zrobić i chociaż odrobinę mocniej zawalczyć o względy Mari.
- U mnie? Niewiele - oznajmił, gdy już ruszyli w dalszą drogę. - Stoi na stole, ale nie miałem okazji nikomu go pokazać, przykro mi. - Uśmiechnął się urzeczony tym pytaniem, którego się nie spodziewał. Wiedział jednak, że jego odpowiedzi nie były zbyt wylewne i pewnie Marianne oczekiwała czegoś więcej, bo sama postawiła na naprawdę sporą szczerość względem niego. Nie chciał więc jej zawieść, aczkolwiek uważał, że jej bezpośredniość miejscami go przerastała. - Kilka dni temu zdarzyło mi się coś, w sumie teraz chyba już był mógł powiedzieć, że typowego, bo po raz kolejny, ktoś oblał mnie czymś, a dokładniej wielką, ociekającą bitą śmietaną i cukrem kawą i wiesz co? W pierwszej chwili miałem nadzieję, że to ty - pozwolił sobie na ten żarcik, który póki co wydawał się kompletnie pozbawiony aluzji, po prostu faktycznie podczas tego niefortunnego wypadku na myśl przyszła mu Marianne i z jednej strony było to zabawne, a z drugiej dość osobliwe. - Ale niestety to była moja była żona - dodał już nieco mniej zadowolony, bo jednak to spotkanie było nieplanowane i niekoniecznie wypadło najlepiej. - W każdym razie to największa rewelacja jaka mnie spotkała tym bardziej, że nie widziałem się z nią od... - Chciał powiedzieć od rozwodu, ale przypomniał sobie o tej nieszczęsnej nocy z przed dwóch miesięcy. - Od dawna - zakończył I chociaż nie chciał się nad tym dłużej rozwodzić nad tym zajściem, to mimo wszystko podzielenie się tą opowieścią z Chambers było dla niego swego rodzaju nowością, bo ocierało się to nijako o jego intymne i prywatne sprawy, które tak skrzętnie skrywał, a którym jakimś cudem teraz gotów był się podzielić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Szczerze zaskoczyła ją reakcja Jony, nawet nie tyle jego opinia na temat aplikacji randkowych, co fakt, że tak obficie się o niej wyraził. Zwykle wypowiadał kilka słów i na tym koniec, trudno było z niego wyciągnąć coś więcej, a tu proszę! Dlatego też patrzyła na niego w niemałym osłupieniu, nie mogąc się przez chwilę zdobyć na żadną wypowiedź, aż w końcu nie wytrzymała i parsknęła serdecznie.
- Przepraszam! – zawołała od razu, chcąc się usprawiedliwić. - Po prostu to chyba pierwszy raz, gdy usłyszałam w twoim wykonaniu taką długą i kolokwialną wypowiedź. No i to porównanie do Zalando, uwielbiam – nie mogła się powstrzymać, ale to też nie jej wina i nie chciała z niego sobie żartować, zwyczajnie ją rozbawił. Długo mimo wszystko się nie śmiała, żeby go nie zrazić do wyrażania swojej opinii. - Rozumiem, że ty jesteś bardziej romantyczny? – no może zadała jeszcze to jedno pytanie nie do końca poważnie, ale nie miała nic złego na myśli i faktycznie interesowała ją jego wypowiedź. Lubiła, jak otwierał się coraz bardziej, mówił więcej, niż jedynie suche pół słówka. Wydawał jej się wówczas naprawdę sympatycznym mężczyzną, chociaż miała wrażenie, że jego charakteru nie należy rozpatrywać typowymi kategoriami. Nie mniej jednak sama nauczyła się już lepiej i więcej rozumieć.
- No nie wiem, ale dziękuję… to miłe, zważywszy na to, jakie zdanie miałeś na mój temat jeszcze niedawno – uśmiechnęła się, nie mogąc sobie odpuścić tej drobnej uszczypliwości. Co prawda to nawet nie była uszczypliwość, bo no… ona też wcale nie uważała go on początku za kogoś super, z kim chciałaby utrzymywać kontakt. Z perspektywy czasu, jak o tym myślała, to wydawało jej się to niezwykle zabawne. Najwyraźniej nawet Jona miał podobne zdanie na ten temat, co kolejny raz pozytywnie ją zaskoczyło.
- Och, nie spodziewałam się takiego wyznania… powtórzysz jeszcze raz, jak włączę dyktafon w telefonie? – zapytała, szczerząc się wesoło, ale tak naprawdę… po raz kolejny przez jego wypowiedź zrobiło jej się przyjemnie ciepło. Nawet nie zauważyła kiedy jego słowa stały się dla niej tak miłe. Może też przez to tak lubiła jego towarzystwo? Poza tym mimo, że nie lubiła jego lekarskich wstawek, to faktycznie czuła się przy nim bezpiecznie, nie wiedziała jedynie, czy to jej wyobraźnia, czy może faktycznie Jona odruchowo roztaczał dookoła jakąś opiekę. W sumie chociażby przez to podanie ramienia i sprawdzanie, czy na nikogo nie wpada. Nie wiedzieć kiedy, pojawiło się w niej pytanie, czy dla każdego taki jest, czy może faktycznie zaskarbiła sobie jego sympatię? Nie, żeby chciała być w jego oczach jakaś wyjątkowa, czy coś, ale w sumie… nie miałaby nic przeciwko. Dziwna myśl, taka nagła i niespodziewana, nie do końca wygodna, bo Chambers sama nie wiedziała, co ją do tego skłoniło.
- Och, szkoda, ale może jeszcze będziesz miał okazję – zasugerowała, bo to taki ładny świecznik i chyba nawet miło by jej było, gdyby ktoś go pochwalił i wyszłoby na to, że ten zakup faktycznie był dobrym pomysłem. Nie ciągnęła tego jednak, bo tym razem to Jonathan zaczął jej opowiadać o czymś i… efekt tej opowieści był dość dziwny. To znaczy… ze strony Marianne. Naprawdę niekomfortowa sprawa, bo kiedy wspomniał o byłej żonie… poczuła się jakoś tak niewygodnie? W dodatku z myślą, że wpadła na niego w sposób, jaki pasował o Chambers. Naturalnie nigdy nie nazwałaby tego zazdrością, bo to absurdalne, nie miała prawa być zazdrosna o Jonathana, przyjaźnili się, o ile mogła już to tak nazywać, ale zwyczajnie… no nie leżało jej to i budziło w niej dość dziwne myśli. - Wolałbyś, żebym to była ja? – zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język. W zasadzie mogła się jeszcze z tego wycofać, ale chyba nie chciała tego robić. W sumie niewiele, a raczej nic nie wiedziała o jego małżeństwie, mimo to w tej chwili zaczęła się zastanawiać nad tym, jaka była pani Wainwright, gdy jeszcze nosiła to nazwisko. - No i ja nigdy na ciebie kawy nie wylałam – obruszyła się zaraz, zadzierając nieco nos. Jakby chciała podkreślić, że wcale nie jest jak jego była żona, co było absurdalne, ale cóż… sama nie wiedziała, co w nią wstąpiło w tej chwili.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ten tinder go denerwował, tak? Nie nadążał za wszystkimi innowacyjnymi i nowoczesnymi trendami, a nawet takiej potrzeby nie czuł, ale gdy stały mu one na przeciw i jawnie komplikowały plany, które żmudnie i powolnie wcielał w życie to cóż.. Rozwijała się w nim swego rodzaju frustracja, której efektem był właśnie ten nieszczęsny monolog.
Posłał Marianne groźne spojrzenie, marszcząc lekko brwi i wpatrując się w nią z niedowierzaniem, gdy tak bezczelnie go wyśmiała. Nie był zły, ale poczuł się trochę urażony i może manifestowałby dłużej swoje niezadowolenia, ale pytanie Chambers kompletnie go zaskoczyło. Speszył się, jak zwykle, gdy robiła coś niespodziewanego i nazbyt bezpośredniego.
- Tak i staroświecki, a damy uwodzę poezją i serenadami - burknął, starając się wyjść z twarzą. - Po prostu drażni mnie to jak każdy aspekt życia jest spłycany przez ludzkie lenistwo i wygodnictwo - dodał po chwili, a że się poirytował to kolejny papieros wylądował w jego ustach. Znów poradził sobie jedną ręką, bo przecież nie użyłby do tego obu, ryzykując, że Marianne na powrót nie chwyci go pod ramie, a nie ukrywając, podobała mu się ta bliskość i chciał ją zachować. - Jak widać pozory mylą - odpowiedział krótko, bo jednak ten temat nie był zbyt wygodny i dobry, aby go teraz poruszać. Wolał robić na Mari dobre wrażenie, że rozmowa o tym co sądził na początku odnośnie Chambers, na pewno nie byłaby najlepsza w skutkach. - Zabawna jesteś, wiesz? - Rzucił z ironią, po czym powoli wypuścił dym z ust. - I o... Masz zapamiętać tą chwilę, a nie nagrywać. Nic nie rozumiesz z moich nauk - dodał siląc się na bycie zabawnym, aczkolwiek pewnie zabrzmiało to niezbyt lotnie biorąc pod uwagę tembr i barwę jego głosu.
Mimo początkowej katastrofy jakoś ten spacer wychodził na prostą. Owszem daleko mu było do miana romantycznej przechadzki, ale Jona też niespecjalnie umiał tak śmiało poczynać z kobietami, a w zasadzie kompletnie gubił się, gdy w grę wchodziły jakiekolwiek emocje i uczucia, a co tu dużo mówić, on do Marianne zaczynał czuć coś więcej...
- Może - ale pewnie nie. - dopowiedział w myślach, bo jednak gości miewał rzadko. W sumie poza Madny, Rae i Fitzem, niewiele osób go odwiedzało, a od spotkania z Marianne nie było w nim nikogo. - Emm... Myślę, że miło byłoby na ciebie przypadkiem wpaść, aczkolwiek może w lepszych okolicznościach - odpowiedział na to zaskakujące pytanie, ale w sumie sam sobie był go winien, bo naprowadził na nie Chambers swoją opowieścią. - Jeszcze... - zażartował, a przy tym kącik jego ust uniósł się znacznie, nadając jego poważnej twarzy bardziej radosnego wyglądu. - Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Marysiu - dodał jeszcze, bo czuł, że prędzej czy później i taka farsa ich spotka. Nie oszukujmy się, ale mamy do czynienia z Marianne - człowiekiem kłopotem, który nie omieszka prędzej czy później sprowadzić na nich jakiś niefortunnych zdarzeń. - Jakie masz plany na dzisiaj? - Zagadnął, bo powoli zbliżali się do punktu, w którym powinni się rozstać. Jona musiał wrócić do szpitala, a Marianne? Miał nadzieję, że pojedzie do domu, a nie na jakieś przypadkowe spotkanie, ale cóż ten dzień już chyba niczym go nie zaskoczy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trzeba przyznać, że przerażające spojrzenia wychodziły mu naprawdę dobrze, bo nawet taki lekkoduch, jak Marianne na moment wstrzymał oddech, nie wiedząc, czy jednak nie przegięła. Szybko okazało się, że strach ten był niepotrzebny, to też ulżyło jej wyraźniej i jak przystało na Chambers, nie wyciągnęła z tego żadnych wniosków, gotowana nadal sobie wesoło żartować.
- Uuuu... chciałabym to zobaczyć - zachichotała, ale w zasadzie nie było to kłamstwem, naprawdę nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby Jonathan coś jej wyrecytował, czy zaśpiewał, chociaż mimo wszystko nie wierzyła, że taki dzień nadejdzie. Nie, żeby... oczekiwała, że miałby ją uwodzić, no bo nie była głupia (była :v) i wiedziała, że mężczyźni w jego wieku i z jego pozycją, a także usposobieniem i przeżyciami, szukają dla siebie całkiem innych kobiet, niż te, do których zaliczała się Marianne. - Aż cud, że odpisujesz mi na smsy, a nie ślesz gołębia - mruknęła, ale zaraz się wyszczerzyła i delikatnie naparła na jego bok w formie przyjacielskiego szturchnięcia. - Oj, zgrywam się! Tak naprawdę jestem po twojej stronie, dobra? Po prostu sądziłam, że jesteś taki hoho, do przodu, nowoczesny, jak... inspektor gadżet, czy coś - trochę przesadziła z tym porównaniem, ale to było jedyne, co przyszło jej do głowy. Nie przejęła się tym jednak, mając dobry humor i nie przeczuwając, że ona swoimi wypowiedziami nieco zepsuła ten Jonathana. Uśmiechnęła się też szerzej, gdy stwierdził, że jest zabawna i nawet jeśli miał to być przytyk, pokiwała głową na znak, że ma tego pełną świadomość. Poza tym doceniła jego dowcip. Zawsze doceniała te drobne zmiany, które w nim zachodziły, gdy na moment przestawał być taki surowy i opanowany. - Nieprawda... jestem dobrym uczniem, tylko się zgrywam - trochę naciągnęła fakty, ale nieistotne. W sumie znów dowiedziała się o nim czegoś nowego, dopisując te informacje do już zgormadzonych. Z każdym takim spotkaniem odkrywała coraz więcej i co tu dużo mówić, lubiła go poznawać. Bała się też tego, że swoją chłodną postawą wiele ludzi do siebie zniechęca i przez to ci nie podejmują prób zbliżenia się do niego. Co prawda kim ona była, by wysnuwać aż tak daleko idące wnioski, ale jednak cóż... no martwiła się o to, bo widziała, że musiał przejść w życiu przez pewne nieprzyjemności. Teraz i tak już był całkiem innym człowiekiem w jej oczach, niż na początku, a przy tym ciekawiło ją, jaki będzie jeszcze później.
- Cieszę się, że tak uważasz - odpowiedziała na jego słowa, a jakiś krnąbrny głosik w jej głowie chciał zapytać, czy byłoby to milsze od spotkania byłej żony. Głupota. Aż sama siebie skarciła, bo było to do niej niepodobne i nie umiała tego w żaden sposób wytłumaczyć. Rozkojarzyła się więc trochę, ale na całe szczęście Jona skoro mówił jak na siebie, więc miała na czym się skupić. - Okropny jesteś! - prychnęła, ale zaraz przemieniło się to w parsknięcie. - Nigdy już nic na ciebie nie wyleję - uniosła wolną rękę do góry, jak skaut, który składa przysięgę. Zaraz też zastanowiła się nad swoimi planami. - Żadne wybitne... za polajkowanie czegoś w Internecie dostałam kupon na darmową mega pizzę, więc no, chcę zamówić i zjeść z Rae... Może obejrzymy jakiś film, a jak nie, to po prostu zjemy... aż się głodna robię - przyznała, łapiąc się za brzuch, chociaż w sumie niedawno była na lunchu. No trudno, lubiła jeść niezdrowe jedzenie, nie będzie udawać, że jest inaczej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Spojrzał na damę w czerwonej sukni, która usiadła niedaleko na jednym z krzeseł barowych. Zamówiła martini, co wydało mu się tak typowe, ale jednocześnie luksusowe. Miała jasne włosy do ramion, ułożone w lekkie fale. Od stóp do głów pokryta była sztuczną opalenizną, a wybielone zęby w jakiś sposób dodawały jej lat, zamiast odejmować (co pewnie nie było zamierzone). Mogła mieć prawie czterdzieści lat, może więcej, zważając na operacje plastyczne, które fundowały sobie ko biety, przebywające na tym bankiecie (lub ich mężowie im je fundowali).
Opierał się bokiem o bar, ubrany w drogi, dobrze dopasowany garnitur. W dłoni trzymał szklankę z whiskey, a gdy kobieta zerknęła w jego stronę, uniósł szkło i uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie. Nie planował być nachalny, tego nie lubi nikt.
Blondynka uśmiechnęła się i skinęła lekko głową. Nie dziwił się, że podjęła niemą rozmowę, czy może bardziej porozumiewanie się i to z dużo młodszym chłopakiem. Większość żon bogaczy była, mimo trwania w związku, samotna, znudzona, nieszczęśliwa i nizaopiekowana.
Trudno powiedzieć, czy to w tym momencie popełnił pierwszy błąd, a lawina kolejnych przysypała powodzenie misji, czy może jeszcze przed akcją, gdzie źle zaznaczył położenie kamery w holu. Tak czy siak, to właśnie Archer niespełna dziesięć minut później przemierzał główne ulice Seattle, uciekając przed kilkoma wiernym ochroniarzami gospodarza imprezy, na której się dziś wieczorem bawił. Przynajmniej teoretycznie.
Biegł dosyć szybko - był zwinny i wysportowany, a wyćwiczona kondycja była dla niego niezwykle ważna, więc nie miał co narzekać. Ochroniarze nie byli tak szybcy, a wypite piwa i zjedzone hot-dogi chyba nie pomagali im w pogoni za oszustem i złodziejem, którego przyłapali na gorącym uczynku. Mimo wszystko nie dawali za wygraną.
Archer obejrzał się przez ramię, po czym skręcił w boczną uliczkę i wybiegł po drugiej stronie na skrzyżowanie. Było trochę po dwudziestej drugiej i na ulicach nie kręciło się zbyt wielu ludzi.
W pewnym momencie zderzył się z kimś i wylądował na ziemi. Był pewny, że jeszcze przed sekundą nikogo tu nie było. Przewrócił się na tyłek i prawdopodobnie nieźle stłukł sobie kość ogonową. W pierwszej chwili zamrugał odrobinę oszołomiony, a potem rozejrzał wokół szukając źródła kłopotu.

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

#49
style
Po osiemnastych urodzinach w jej głowie narodziło się kolejne postanowienie i kolejny plan, którego zamierzała się trzymać. Do tej pory całkiem nieźle wychodziło jej z każdym innym, który powstawał w ciągu ostatnich lat, dlatego nie widziała powodu, by miało się jej nie udać. Zaliczenie pierwszego semestru studiów z możliwie najlepszymi ocenami? Na razie szło po jej myśli i nic nie wskazywałaby na to, że miałoby się jej nie udać. Przedłużenie stażu, na którym była od początku wakacji? Z chęcią podpisali jej papiery i nawet dostała małą podwyżkę! Trzymanie się z dala od chłopaków? Ten punkt trochę szwankował. Nie do końca jej wina, w końcu nie mogła wpłynąć na to, czy ktoś ją gdzieś zapraszał, pisał do niej wieczorami, czy odwiedzał jej współlokatorów tylko po to, by spędzić trochę czasu z nią.
W końcu się ugięła i umówiła się na randkę z Jasperem. Poznali się na zajęciach z matematyki, a potem widywała go na spotkaniach ze wspólnymi znajomymi, bo jak się okazało, mieli ich całkiem wielu. Jasper był miły, rozmowny, zabawny, czego chcieć więcej? Do tego wysoki blondyn o niebieskich oczach, który w liceum dużo pływał, co można było zauważyć po opinających go koszulkach. Jakby tego było mało, naprawdę miał głowę do nauk ścisłych, miło pracowało się na zajęciach z kimś, kto naprawdę ogarniał.
Wybrali się na kręgle, a gdzieś w połowie ich spotkania wpadła na nich grupa ich znajomych, więc randka zamieniła się w jeden wielki konkurs. Naprawdę się jej to podobało, ale dobrze wiedziała, że następnego dnia czeka na nią masa nauki i papierów, którymi obiecała się zająć w firmie. Jasper chciał ją odprowadzić, ale obiecała, że zamówi ubera i da znać, gdy dojedzie.
Nie chciała przerywać mu zabawy, poza tym miała ochotę na spacer. Nie przemyślała tylko tego, że do domu ma naprawdę spory kawałek, a o tej porze nie jest rozsądnie chodzić samej po mieście. W kieszeni kurtki ściskała więc w dłoni gaz pieprzowy i powoli zmierzała ku najbliższej stacji metra, by dotrzeć do domu.
Wszystko było dobrze, dopóki nie znalazła się na ziemi. Nie wiedząc kiedy, jak i skąd, na swoim drobnym ciele poczuła ciężar uderzenie, które dosłownie ją powaliło. Krzyknęła z przerażeniem, rozglądając się wokół siebie. Poza nimi nie było tak żywej duszy. Zaraz potem wyciągnęła gaz z kieszeni, szybko wstała i zaczęła wycofywać się jak najdalej od osoby, która na nią wpadła. W bladym świetle parkowej latarni dostrzegła męską sylwetkę, w której stronę mierzyła swoją bronią. Nie chciała się odwracać, bojąc się, że może zaatakować ją od tyłu, nie chciała biec, bo i tak by ją dogonił. Doskonale znała swoją kondycję.
– Czego chcesz? – mruknęła roztrzęsiona.

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nieoczekiwane zdarzenie trochę go zdekoncentrować. Zmarszczył czoło, patrząc na dziewczyną, z którą niestety się zderzył. W każdych innych okolicznościach, w zasadzie by tego nie żałował, bo brunetka była w jego typie i chętnie by przeprosił, wyciągnął pomocną dłoń i zaprosił na kawę. Miał też dziwne wrażenie, że już ją gdzieś widział. Miał tylko nadzieję, że to nie byla jedna z tych dziewczyn, od których wziął numer i nigdy nie zadzwonił. W każdym razie teraz się to nie liczyło, bo znajdował się w sytuacji podbramkowej i musiał jak najszybciej się ogarnąć. Zerknął na gaz, który brunetka trzymała w dłoni i przeklął pod nosem. Podniósł się pospiesznie, zerkając przez ramię. W oddali zobaczył kilka postaci, które zbliżały się w ich stronę coraz szybciej. Całkiem niezła ochorna, większość tych spaślaków juz dawno dostałaby zadyszki, a ci dalej biegną, niczym psy myśliwskie.
Biegnij — poradził jej, podnosząc nieco głos i sam zerwał się do biegu.
Miał nadzieję, że go posłuch, inaczej pewnie będzie miała kłopoty. W końcu ochroniarze, który go gonili pewnie widzieli, że z nim rozmawia (co było za dużo powiedziane, ale z oddali tak to właśnie wyglądało).
Ich jest trzech, gaz ci nie pomoże. Uciekaj! — krzyknął jeszcze na odchodnym. Być może złapałby ją nawet za rękę, żeby się ruszyła, ale nie chciał ryzykować, że zostanie znokautowany gazem. Wtedy na pewno goniący go faceci by go dopadli i tyle by było z jego dzisiejszej pracy. Na pewno od razu by go przeszukali, zabrali wszystkie fanty, pieniądze i pewnie na dokładkę tak by go sprali, że długo nie chciałby patrzeć w lustro. Co do dziewczyny, trochę było mu jej szkoda. Znalazła się w niewłaściwym czasie i miejscu, co wplątało ją w bardzo niekomfortową sytuację. Jeszcze pomyślą, że jest jego wspólniczką i dopiero się jej oberwie. Może powinien się zawrócić i być bardziej stanowczy, mówiąc jej by brała nogi za pas? Nie no, teraz już było za późno. Może go jeszcze dogoni, miała długie nogi. Nawet jeśli nie, to zawsze ma gaz, może jak umiejętnie go rozpyli, to pokona wszystkich trzech typków, którzy za nim biegli? Ta opcja najbardziej mu się spodobała. Patrzył przed siebie, zastanawiając się gorączkowo ją drogę obrać, aby w końcu ich zgubić.
Po prawej był park z wieloma uliczkami, pomnikami i ławkami, a po lewej droga prowadziła na targ. Na targu będzie chyba mniej widoczny, jak zaszyje się gdzieś wśród stoisk?

autor

your mistaken if your thinking that I haven't been called cold before
Awatar użytkownika
19
176

studentka architektury

kawiarnia Liberte

belltown

Post

Ostatnią rzeczą, która przyszłaby jej do głowy z kategorii „wieczornych zagrożeń”, był ktoś wpadający na nią w ciemności, podczas własnej ucieczki przed trzema osiłkami. To było tak absurdalne, że niemal nierealne! A jednak stała roztrzęsiona na środku ledwo oświetlonej wąskiej uliczki i przerzucała w myślach kolejne niestworzone scenariusze, próbując rozgryźć, co zrobić dalej.
Odskoczyła, gdy chłopak się podniósł i mimowolnie skierowała głowę w kierunku, w którym i on patrzył. W oddali dostrzegła trzy wielkie sylwetki, które cały czas się do nich zbliżały. W tym momencie zdała sobie sprawę, że nie została zaatakowana, a przypadkiem przeszkodziła komuś w ucieczce.
– Co? – rzuciła niemal od razu, na początku chyba licząc, że jeśli on ucieknie, to oni pobiegną za nim, a ją po prostu ominą. Ledwo odwróciła głowę, znów spoglądając za siebie, gdy usłyszała już z oddali głos chłopaka, który ją ponaglił, by zaczęła biec, a z drugiej strony dotarło do niej łapcie dziewczynę!. – No kurwa. – jęknęła, od razu zrywając się do biegu. Strach przez złapaniem przez nieznanych jej facetów była na tyle przerażająca, że porzuciła analizowanie sytuacji na rzecz szybkiego ulotnienia się z tego miejsca. Obrała trasę taką, jaką biegł chłopak, który był dobre kilka metrów przed nią, licząc na to, że zna jakieś bezpieczne miejsce. Jej kondycja była fatalna, nie pamiętała, kiedy ostatni raz biegała, a zajęcia z jogi wcale nie sprawiały, że mogła się pochwalić możliwością przebiegnięcia maratonu. Nie była w stanie dogonić tego, który był odpowiedzialny za całą tę chorą sytuację, jednak była na tyle niedaleko, by go nie zgubić. Bała się, że jeśli pobiegnie w inną stronę, to osiłki obiorą ją sobie za cel, bo ją byłoby zdecydowanie łatwiej złapać.
Dużym łukiem skręciła w lewo, nadal biegnąc, ile sił miała w nogach i na ile pozwalał jej oddech. Skok adrenaliny sprawił, że jeszcze nie zatrzymała, chociaż nogi miała jak z waty. W bocznej uliczce zaczęła się rozglądać, dostrzegając, że dotarli na targ. Przyśpieszyła, na ile to było możliwe, gdy dostrzegła, że nieznajomy zaczął się rozglądać, najwyraźniej szukając kryjówki, a potem zniknął nagle w ciemności. Gdyby nie to, że była już naprawdę blisko i dostrzegła ruch materiału, pod którym przeszedł, zostałaby na ulicy sama. Poszła więc w jego ślady, przeciskając się przez małą dziurę w jakimś straganie (o ile był to stragan, bo w tych warunkach trudno jej to było ocenić) i od razu wpadła na męską sylwetkę.
– Co to było? – od razu wycedziła przez zęby, starając się jednak, by jej słowa były ledwo słyszalne.

/ wątek przerwany

autor

oh.audrey

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Dzień był mglisty, deszczowy. Zachmurzone, ciężkie, czarne niebo zapowiadało nadchodzącą ulewę, której omen od kilku dni nawiedzał każdy skrawek nawet najbardziej zapomnianej części Seattle. Zimny wiatr przenikał przez ubrania, mierzwiąc włosy i przytępiając strapione myśli. W głowie Michelle kłębiło się ich naprawdę wiele. Siedząc na ławce w parku, który tego dnia wydawał się być całkowicie opustoszały, w dłoniach wykręcała kawałek czerwonego materiału płaszcza. Ten zdążył już przemóc, dotkliwie potęgując uczucie zimna, które wywoływało gęsią skórę i wprawiało w drżenie drobne, kobiece ciało.
Początki bywają trudne. Michelle była tego w pełni świadoma, w pośpiechu pakując walizki oraz wyciągając z sejfu nieduży plik pieniędzy, które miały wystarczyć jej na kilka pierwszych tygodni, zanim nie stanie na nogi. Nie przypuszczał tylko, że te jej, okażą się tak dramatyczne, nawet jeśli intuicja podpowiadała rudowłosej - wręcz krzycząc - że w momencie, w którym zamknie za sobą drzwi ogromnej willi, jej życie zostanie wywrócone do góry nogami.
O tym, jak rzeczywistość jest okrutna przekonała się kilka godzin później, kiedy z uśmiechem, wychodząc naprzeciw ponurej aurze, stanęła przed drzwiami nowego mieszkania, z zaskoczeniem odkrywając, że zostało ono już wynajęte. Przez kilkanaście sekund próbowała otrząsnąć się z szoku, w jaki wprawiła ją ta informacja. Przez następne kilkanaście minut próbowała znaleźć wyjście z tej beznadziejnej sytuacji w jaką, poniekąd, dobrowolnie się wpakowała. Ostatecznie poddając się rezygnacji, z którą pogoda Seattle idealnie współgrała.
- Ghrrh - bliżej nieokreślony odgłos wydobył się spomiędzy czarownych ust młodej kobiety, kiedy ta próbowała odkleić pojedyncze kosmyki od twarzy, jednak porywisty podmuch wiatru, robiąc jej na złość, ponownie je tam umieszczał, jednocześnie przesłaniając Miche pole widzenia.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekSean bezmyślnie wpatrywał się w, lądujące na przedniej szybie, krople deszczu, które natychmiast zaczynały spływać w dół, ku masce, tylko po to, by po sekundzie zostać zebranymi przez wachlujące wycieraczki. Korki w Seattle nie dorastały do pięt tym w Nowym Jorku, ale niebieskie, mrugające światła kilkaset metrów dalej sugerowały, że ruch szybko się nie upłynni. Biorąc pod uwagę pogodę, Sean nie był zaskoczony, że doszło do jakiegoś wypadku - on sam był mocno rozkojarzony i senny.
ObrazekWracał z Emerald City Law Group Inc. i, po kilku godzinach wysłuchiwania prawniczego żargonu, miał wrażenie, że jego mózg przypomina gąbkę - i to wcale nie pod względem chłonności, a raczej ilości pustej przestrzeni ukrytej pomiędzy włóknami. Na sygnalizatorze zapaliło się zielone światło, lecz - ze względu na zatamowanie ruchu - żaden samochód nie przesunął się do przodu ani o centymetr. Anderson zaklął głośno i wrzucił prawy kierunkowskaz, by zjechać na parking przed pobliską piekarnią.
ObrazekNie będzie przecież stał tutaj przez kolejnych pięć zmian świateł.

ObrazekPomysł spaceru w deszczu wydawać się mógł absurdalny, ale Andersonowi niespecjalnie przeszkadzały, spadające z nieba, krople. Początkowo, panująca w Szmaragdowym Mieście, aura go irytowała, ale dość szybko się do niej przyzwyczaił, a także zauważył, że maszerowanie w deszczu pomaga mu pozbyć się bólów głowy wywołanych zmęczeniem i nawałem pracy. Decyzja o zjechaniu z trasy i orzeźwiająco-oczyszczającej przechadzce po pobliskim parku była spontaniczna i, w zasadzie, przypominała bardziej zachciankę niż przemyślane, uzasadnione, czymkolwiek innym niż ucisk na skroniach, działanie.
ObrazekNadchodzącego bólu głowy być może udało mu się uniknąć, ale - jeśli nie miał w planach przeziębienia - musiał już kończyć swój spacer. Rzut oka na najbliższą ulicę wystarczył, by zrozumieć, że sytuacja związana z wypadkiem samochodowym została opanowana, więc dalsza droga do domu powinna być bezproblemowa, więc skierował się w stronę miejsca, gdzie zostawił swoje Renault.
ObrazekBezwiednie powiódł wzrokiem wokół siebie i zatrzymał się w pół kroku, gwałtownie wciągając haust chłodnego, wilgotnego powietrza.
ObrazekElena?
ObrazekCo, do...?
ObrazekPodszedł do ławki, na której, tyłem do niego, siedziała - jak mu się wydawało - jego była żona, w głowie miał mętlik, myśli kołatały się o pytanie skąd się tu wzięła i dlaczego.
Obrazek-Co tutaj robisz, El? - zapytał kładąc dłoń na ramieniu kobiety siedzącej na ławce
[Poszukiwania] Praca szuka człowieka w ambitnym, dynamicznym i fabularnie aktywnym zespole Agencji Light Side

"Gotyckie odrzwia chylą się i skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich w brylantowej mgle"

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie przypuszczała, że ktokolwiek wpadnie na tak szalony pomysł, jakim był spacer po parku, do którego deszczowa pogoda nie zachęcała. Większość mieszkańców Seattle już dawno skryta była w ciepłym wnętrzu mieszkania czy samochodu, którym pospiesznie wracali, chcąc jak najszybciej uciec od sączących się z nieba kropli.
Te były zimne, a przez to niebywale nieprzyjemne, natomiast ich zagęszczenie sprawiało, że Michelle nie miała na sobie nawet skrawka materiału, który nie byłby nimi przesiąknięty; ucierpiała nawet jej koronkowa bielizna.
Gęsia skórka w większości pokrywała jej drobne ciało, które zwyczajnie drżało, nad czym nie potrafiła zapanować. Podobnie, jak przygaszona mina młodej kobiety, zdradzając jej beznadziejne położenie. Mimo tego, w głowie Miche wciąż kłębiło się wiele gorączkowych myśli, świadcząc o tym, że nadal się nie poddała i szukała najlepszego wyjścia, które mogłoby poprawić jej położenie. Nadal miała przy sobie gotówkę, którą mogła przeznaczyć na wynajem pokoju - może powinna poszukać jakiegoś hotelu?
W momencie kiedy pytanie to, będące tymczasowym rozwiązaniem, rozbrzmiało w umyśle rudowłosej, ta poczuła na swoim ramieniu czyjś dotyk. Nie była nawet świadoma obecności drugiej osoby, tymczasem ta bezczelnie przekroczyła dozwoloną granicę, nawiązując z nią kontakt fizyczny. Odruchowo spięła się, jednocześnie zaciskając usta w cienką linię. W pierwszej kolejności pomyślała o swoim mężu, który jakimś cudem zdołał ją tak szybko odnaleźć, lecz kiedy przez odgłos ulewy przebił się nieznajomy, męski głos, odetchnęła z wyraźną ulgą, wyzbywając się niedorzecznych obaw.
Wraz z tym uczuciem pojawiło się u niej pewnego rodzaju rozluźnienie, opuściła nieco ramiona, pozwalając by na jej czerwonych wargach pojawił się subtelny uśmiech. Odwróciła się w stronę mężczyzny, napotykając spojrzenie jasnych, pewnych zaskoczenia tęczówek, które w chwili kiedy ich oczy się spotkały, jakby się pogłębiło.
- Michelle - poprawiła go, słysząc znajomy skrót własnego imienia, którym notorycznie zwracał się do niej mąż, chociaż doskonale wiedział, jak bardzo tego nie lubiła. Wyprostowała plecy, przybierając typową dla siebie postawę, którą charakteryzowało opakowanie i pewnego rodzaju surowość, nawet jeśli obecnie wyglądała jak siedem nieszczęść.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy się znali - zauważyła, mierząc nieznajomego spojrzeniem stalowych tęczówek, w wyrazie których dostrzec można było ocenę. Przemknęła nim po ciele mężczyzny, ostatecznie zatrzymując się na jego twarzy, której nie rozpoznawała.
- Ale jeśli już pytasz co robię, to próbuje pozbierać się do kupy - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Squire Park”