WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ft. valter torsleff

Zablokowany
my bedroom smells like rotten food and i guess so do i
Awatar użytkownika
19
172

nie mówimy o tym głośno

ale w obcych łóżkach śpi się najlepiej

south park

Post

about me

imie i nazwisko

cosmo theodore fletcher

pseudonim

synek (tak ojciec mówi)

data i miejsce urodzenia

2.12.2003 // grotto, wa, usa

dzielnica mieszkalna

south park

stan cywilny

kawaler

orientacja

homoseksualny

zajęcie

najstarszy zawód świata

miejsce pracy

wszędzie, gdzie popadnie

wyznanie

ateizm

jestem

przyjezdny

w Seattle od:

nowa, po półtorarocznej przerwie

my story
Wiedza, nowe szlachectwo! Postęp. Świat idzie naprzód! Dlaczego nie miałby się obracać?

Żeby trafić ze Seattle do domu, trzeba wyjechać z miasta i skierować się drogą numer czterysta pięć na północ, za Bothell zjechać na pięćset dwudziestkę dwójkę, biegnącą na północny-wschód, a na koniec w Monroe odbić w prawo na Stevens Pass Highway. Nieco ponad trzydzieści mil i ostry skręt w lewo - jest. Krzywa, drewniana tabliczka, wielkie litery układające się w nazwę miejscowości.
Dzieciństwo to schody biegnące z parteru na piętro. Skrzypiące i drewniane - naprawdę drewniane - w których brakuje kilku stopni, więc trzeba robić czasem duży krok i pamiętać o tym, kiedy w nocy schodzi się na dół po szklankę wody. Dom jest podzielony na dwie części poziomą linią podłogi na piętrze, tak więc na górze się śpi, a na dole się je i bawi, i mama pracuje. Góra to trochę ciasne poddasze z dużymi skosami i tata musi pochylać mocno głowę, kiedy wstaje z łóżka. Prawa strona to strona rodziców, a po lewej śpimy my. Mamy takie łóżka z wysuwanymi spod materacy szufladami, żeby chować w nich swoje skarby. Cosmo trzyma tam zawsze nudne książki i jakieś parę komiksów, których nie pozwala nikomu dotykać.
Ojciec często narzeka (mama mówi, że to jego ulubione zajęcie), od zawsze tak jest przecież i ojciec zawsze ma bojowe zadanie do przydzielenia, i życiową poradę schowaną pod wąsem, i małpkę w kieszeni. Ojciec ma też traktor i traktor jest bardzo ważny dla całej rodziny, traktor to cenna pamiątka, traktor trzeba szanować. Traktor i pole też, bo do czegoś ten traktor służyć musi. Mama za to szyje, dużo szyje i całe Grotto zaopatruje się u niej w swetry na zimę, i oddaje jej spodnie do zacerowania albo przedłużenia nogawek. Cosmo lubi siedzieć z nią i patrzeć jak pracuje, ale ja myślę, że to całkiem nudne. Przy naszym domu stoi też stodoła i kurnik, a po podwórzu, przy dróżce prowadzącej do drzwi, zawsze kręci się Pies - nasz pies, choć przecież nigdy nie dostał imienia.
Żeby dojść do szkoły trzeba iść przez godzinę poboczem wzdłuż Stevens Pass Highway, do Skykomish. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek odprowadzali nas rodzice, za to czasem załapujemy się na podwózkę przez któregoś z sąsiadów. Prawdę mówiąc, chyba mamy całkiem luźno, bo nikt nas nigdy nie goni za stopnie, a policzki wymierza się raczej za pyskowanie niż za wagary. Mi to pasuje, ale Cosmo chyba nie. Wiecie - siedzi ciągle w tych książkach, co strasznie nie podoba się tacie. Cosmo mówi czasem, że on chce nas tu uwiązać. Ja myślę, że po prostu boi się chyba, że jego kolejny syn zrobi tak jak Devon, wyjedzie do miasta i nas porzuci, a to wszystko w imię dążenia do jakichś niemożliwych celów, wyssanych całkowicie z palca, kiedy tutaj, na wsi, jest przecież tyle do roboty.
Z tym, że Cosmo nigdy nie lubił pracować - tak uważa tata i to powtarza mu ciągle podczas tej ich wielkiej kłótni, którą ja podsłuchuję dlatego, że nie mam wyjścia, a nie dlatego, że chcę. Stoją w sieni i krzyczą bardzo, obaj. Ja wiem, o co chodzi - Cosmo się dostał. Do tego programu się dostał, dla zdolnych dzieciaków z publicznych szkół. Wiem, że mama podpisała mu potajemnie podanie, bo chyba nie wierzyła w to, że faktycznie może mu się udać. A jednak dostał się, więc teraz jest afera, bo ojcu strasznie się to nie podoba, ale Cosmo jest uparty i ma po swojej stronie mamę, i Devona, który zadzwoni dzień później specjalnie po to, żeby obiecać, że się zajmie nim. Tam, w Seattle. To tylko rok na razie tak? A potem może też reszta liceum i dzięki temu może dostać się na dobre studia, o których ojciec nawet nie chciał słyszeć.
Studia. Bo ten rok za szybko minął jakoś i Cosmo w tym mundurku dla uczniaków prywatnej szkoły tak żenująco wyglądał, i zaczął bajdurzyć jakieś lewackie bzdury o wyzwoleniu klasy robotniczej, ale teraz przyjeżdża znowu i mówi, że zostaje tam. Tam - w Seattle znaczy, że tam chce skończyć szkołę - nawet, jeśli z tym stypendium zupełnie nie wyszło; i że chce iść na te cholerne studia, i mama płacze, że nie mamy pieniędzy, i tata krzyczy, że porzuca nas wszystkich, że jest niewdzięczny i rozwydrzony, a szkołę mógłby zrobić w Skykomish, gdyby tylko o nas dbał... Ale on mówi, że zrobi to i tak, i że przyjechał po resztę rzeczy, że znalazł pracę, że zarobi, że odłoży, że będzie studiował literaturę, że jeszcze go ojciec będzie przepraszał, ale ojciec nie przeprasza przecież.
Nigdy.


To wizja liczb. Zdążamy do Ducha. Bez wątpienia, jest proroctwem, to co mówię. Rozumiem i nie mogąc wypowiedzieć się bez pogańskich słów, wolę zamilczeć.
my flaws
Hej Cosmo,
Od tygodnia nie ma prądu - dlatego nie dzwoniłam. Ojciec gadał, że zerwało przewody elektryczne za Skykomish i że pewnie zakwitniemy prędzej niż te kurwy z zarządu się wezmą za naprawę tego syfu. Jakby - wcale nie jest źle, tak serio, przynajmniej telewizor tak strasznie nie buczy z dołu cały czas. Z minusów: nie mogłam zadzwonić właśnie, jesteśmy zupełnie odcięci, a matka wisi mi nad głową i męczy, że mam się dowiedzieć, co z Tobą, bo nie przesłałeś nam hajsu w tym miesiącu, a Devon przesłał, więc dlaczego Ty nie?
Ojciec marudzi, że się odcinasz od nas, że gorszy niż Devon jesteś, że nie tak Cię wychował i że wrócisz z płaczem do domu. Piszę Ci to, żeby cię ostrzec, oczywiście - jak masz wracać z płaczem, to lepiej nie, to lepiej zagadaj do jakichś swoich miastowych znajomych, bo on Ci tutaj nie da żyć. No ale mama każe przekazać, że tęskni i to chyba prawda, bo przecież jesteś jej synalkiem ukochanym, ciągle coś gada o Tobie. Wczoraj upiła się trochę i powiedziała, że jest dumna z Ciebie, że sobie radzisz tak dobrze, że taki samodzielny jesteś. A propos picia - ojciec znowu pije, ale to nic. Ostatnio zdemolował sąsiadowi ciągnik i ten teraz chce się wojować o odszkodowanie, ale mama ma nadzieje, że jakoś go udobrucha.
Wiesz, że Tatiana ma nowe jagniątko? Strasznie się pochorowała po porodzie, ale weterynarz mówi, że dojdzie do siebie, tylko potrzebuje witamin, więc się nie martw. Jak wróci prąd i będę mogła podładować telefon, to przyślę Ci zdjęcie. Swoją drogą - starzy dalej nie skapnęli się, że mam telefon, chyba dobrze go ukrywam. To najlepszy prezent, najlepszym bratem jesteś! Ale jak tak dalej będziesz wydawał od razu to, co zarobisz, to nigdy nie odłożysz na te studia, a ja chce się chwalić już Tobą.
W Skykomish teraz każdy przewraca oczami na wspomnienie Ciebie - są źli chyba, że nie zdałeś tutaj egzaminów, wiesz jak podbiłoby im to wyniki? Jednocześnie mam wrażenie, że każdy jest taki pełen zawiści! Ostatnio Smithersowa powiedziała, że spotkała Cię w Seattle i zupełnie nie kontaktowałeś, że chudy się zrobiłeś i brzydki. Myślałam, że jej strzelę przez ten pusty łeb, naprawdę! Ja Cię oczywiście zaraz obroniłam przed tą raszplą starą, bo wiesz, że ja zawsze za Tobą murem, nawet jeśli zazwyczaj nie potrzebowałeś mojej pomocy. Mam nadzieję, że nie dajesz w tym Seattle sobą pomiatać!
Matko, prąd wrócił akurat, kiedy ja już napisałam tyle! No nic, to będę kończyć, ale ten list to i tak Ci wyślę, co? Śmiesznie będzie, chciałabym zobaczyć Twoją minę, jak go będziesz wyciągał ze skrzynki.
Całusy,
Twoja Beth


Po galijskich przodkach mam jasnoniebieskie oczy, ciasny umysł i niezręczność w walce. Zauważyłem, że noszę się równie barbarzyńsko jak oni. Tyle że nie smaruję włosów masłem.
Galowie byli w swoich czasach najbardziej nieudolnymi oprawcami zwierząt i wypalaczami łąk.
Dziedziczę po nich: bałwochwalstwo i upodobanie do świętokradztwa; ach, i cała swoją występną naturę, złość, lubieżność- to wspaniałe, lubieżność- a zwłaszcza kłamliwość i lenistwo.
Czuję wstręt do wszelkich zajęć. Właściciele i wyrobnicy, wszystko to niecne gbury. Ręka z piórem i ręka u pługa, jedna warta drugiej.- Ależ to stulecie rąk!- Nigdy nie będzie wśród nich mojej ręki. Służba prowadzi zresztą za daleko. Uczciwość żebraków przygnębia mnie. Przestępcy odstręczają jak kastraci: co do mnie jestem nietknięty i wszystko mi jedno.


and more

imię/ nick z edenu

kaja

kontakt

ileiak#2395

narracja

3, przeszła

zgoda na ingerencję MG

bardzo tak

update
Zniszczone przez Clifforda Fletchera: 1.11.2021

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . że to wszystko właśnie tak się skończy. To mógłby być długi list, ale nie mam siły, bo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . od czego zacząć, przez całe życie nie zrobiłem nic, z czego byłbym dumny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .miałem pięć lat i wcale nie chciałem tego robić, ale ten człowiek miał. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .mama prosiła, żebym nie kłamał. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . i wciąż tego nienawidzę, ale chyba nienawidzę wielu rzeczy, a najbardziej swojego odbi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . że przepraszam, ale teraz to i tak już bez znaczenia. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . zmęczony i to dlatego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .moja mama zawsze mnie kochała i to jest najgorsze, co mnie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . zapytałem czy mogę go pocałować i . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .Nie umiem tego wyjaśnić. Myślę tylko o ćpaniu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .wtedy pierwszy raz zrobiłem to za pieniądze, a potem już. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ..i Laura na pewno miałaby na to jakieś wyjaśnienie, ale Laury nie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .jadłem od trzech dni i normalnie wtedy czuję się lepiej, ale w tych ostatnich minutach już chyba nawet to nie ma żadnego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .ale najważniejsze, co chcę po sobie zostawić to. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Mam nadzieję, że to trafi do tych, do których powinno, czyli. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . jak dobrze to z siebie wreszcie zrzucić. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . że przepraszam tych, którzy mnie znajdą.

cosmo.


- Dziewięćdziesiąt dni jest w porządku.
- A nie wolałby pan…?
- Nie. To lepsze niż spanie na ulicy.
- Mamy różne programy. Rehabilitacyjne, profilaktyczne…
- Na to już chyba za późno [nerwowy śmiech]
- Ma pan dwadzieścia lat, panie Fletcher, to zdecydowanie nie jest jeszcze za póź…
- Ale już się zgodziłem na areszt, to o co chodzi?
- O to, że to może wcale nie jest - w pana przypadku - taki dobry pomysł… ale dobrze. Ma pan jakąś rodzinę, kogoś powiadomić?
- Mój ojciec wyprawił mi pogrzeb za szopą. Raczej nie przyjedzie w odwiedziny.
- Yhm, dobrze, jacyś inni bliscy?
- [kręcenie głową]
- Dobrze. Mamy psychologa, gdyby chciał pan…
- Nie rozmawiam z nimi.
- Proszę się nad tym zastanowić. [wymuszony uśmiech]
- [wymuszony uśmiech]

k u r t y n a


okazało się, że seattle - jak długo by się od niego nie stroniło - nie zmienia się ani trochę: wciąż najwięcej kurew stoi na aurora’s avenue i niektóre pamiętają jeszcze, jak mam na imię. była taka plotka, fletcher, mówiła jedna, z trzema zębami na krzyż, podgrzewając nad ogniem towar, że się zaćpałeś za tamtym rogiem. uśmiechnęła się brzydko i wskazała podbródkiem na skręt w jeden z licznych w okolicy ślepych zaułków. też się uśmiechnąłem i powiedziałem jedynie, że było blisko i tylko tyle ze mnie wyciągnęła. nie była topowym wyborem do wysłuchania tej opowieści - o nieudanym złotym strzale, interwencji starszego brata, ojcowskim gniewie i wydziedziczeniu (z majątku, z którego - w uczciwym przeliczeniu - należałaby mi się ćwiartka krowy), i całej tej szopce, która się z nim wiązała: począwszy od pogrzebu, wyprawionego ku zaspokojeniu sąsiedzkiej ciekawości i udowodnieniu rodzeństwu, że sprzeciwianie się ojcu kończyło się właśnie t a k, poprzez zesłanie wysłanie mnie do krewnych z Luizjany, którzy mieli zrobić ze mną porządek i skończywszy na powrocie, po dłużących się nieznośnie miesiącach, pod te same deszczowe chmury, spod których mnie wygnano - bo ze wszystkich miejsc, w jakie mnie rzuciło w tym wąskim świecie, to w parszywych zaułkach seattle zamknięta była największa namiastka domu, jaką mogłem sobie wyobrazić.
[/kp5]

cosmo theodore fletcher

valter torsleff

Ostatnio zmieniony 2023-05-01, 22:21 przez cosmo fletcher, łącznie zmieniany 6 razy.

autor

kaja

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

akceptacja!
Serdecznie witamy na forum, twoja karta została zaakceptowana. Możesz teraz dodać tematy z relacjami, kalendarz oraz telefon i cieszyć się fabularną rozgrywką, którą musisz rozpocząć w ciągu 7 dni.

autor

Zablokowany

Wróć do „Karty postaci”