WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

A więc minęły już trzy lata.
Ten dzień musiał w końcu nadejść i co do tego nie było żadnej wątpliwości, ale Orlando wolałby jednak chyba jeszcze trochę na niego poczekać. To nie tak, że bał się Heleny albo się z nią spotkać (bo zwyczajnie nie bał się niczego), ale odkąd usłyszał, że wyszła na wolność, zaczął chodzić struty i unikać kontaktu z ludźmi w ogóle. Przede wszystkim przyznawanie się do błędów nigdy nie było jego najmocniejszą stroną, a teraz - nawet jeśli nie czuł się tak do końca winny - musiał nadstawić policzek i wziąć na klatę przynajmniej część odpowiedzialności za to, co się wtedy wydarzyło. Z drugiej strony - czuł jednak coś w rodzaju podekscytowania na myśl o tym, że po tych trzech latach wreszcie ją zobaczy. Część frajdy odebrał sobie sam, natknąwszy się na jej instagram, ale to nie zaspokoiło resztek tęsknoty, którą ostatecznie chyba względem niej odczuwał. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że kompletnie nie wiedział, jak się w tej sytuacji powinien zachować. Siedząc na murku niedaleko bloku, w którym miała mieszkać, nerwowo przygryzał słomkę od kubka z colą, co jakiś czas sięgając do papierowej torby z maka po frytki, których opakowanie zasłaniało kilka spiętych banderolą plików z pieniędzmi. Pewnie żadna kwota nie mogła jej oddać tych straconych lat (ani skleić złamanego serca), ale inne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Jako wspólnik - zasłużyła na to, bo nie pociągnęła go za sobą na dno i musiał jej to wynagrodzić, natomiast nie miał zielonego pojęcia, jak zareaguje. Na jego widok i na ten gest. Jednocześnie... czuł się wyjątkowo pewnie. Był wczesny, ciepły wieczór, dzwonek w pobliskim 7-11 co rusz dzwonił, oznajmiając, że ktoś właśnie wszedł albo wyszedł, a ulicą snuły się auta zmęczonych pracą w korpo zarobasów. Było spokojnie do tego stopnia, że wyjątkowo zdjął z głowy kaptur, żeby móc jeszcze lepiej przyglądać się okolicy.
I w końcu ją zauważył. Miał do niej wyjątkowo dobre oko i po samej sylwetce, rozpoznałby ją zamaskowaną, albo po prostu nie widząc jej twarzy, ale szła centralnie w jego kierunku, więc wcale nie musiał nadkładać wysiłku. Przez moment wydawało mu się, że ich spojrzenia się skrzyżowały, ale to musiało być złudzenie, bo prawie go ominęła. Chrząknął. - Dawno się nie widzieliśmy - rzucił nonszalancko, odstawiając na bok kubek i wsunął dłonie do kieszeni kangurki, zawieszając spojrzenie na jej twarzy. Spodziewał się, że za chwilę przybierze ten rozzłoszczony wyraz twarzy, dlatego nie pozwolił jej tak szybko wybuchnąć. - Chcę pogadać. Pięć minut - wyjaśnił i kiwnął głową na murek, na którym siedział. Zawiesił nogę na nogę i przygryzł wargę, nie spuszczając jej jednak ze wzroku. W końcu mogła od razu przejść do rękoczynów.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Czasami było jej po prostu smutno, że jej życie potoczyło się w taki sposób. Zawsze myślała, że nie zostanie sama a dawni znajomi się od niej nie odwrócą, a przynajmniej jedna osoba tego nie zrobi. A jednak Orlando Ramsey, pieprzony Orlando Ramsey wszystko popsuł. Dzisiejszego wieczoru wracała do domu ze spotkania z rodzicami. Chciała im za wszelką cenę pokazać, że ma się dobrze i wcale aż tak bardzo nie boli jej, że odcięli ją od kasy. Prawda była zupełnie inna, Molligan była spłukana i naprawdę potrzebowała kasy. Szła zamyślona i przez pierwsze kilka chwil nie zwróciła uwagi na chłopaka siedzącego na murku. Dopiero gdy się odezwał zamarła. Gdyby Helena niosła siatki z zakupami na pewno stałoby się tak jak we wszystkich filmach wyprodukowanych w Hollywood. Upuściłaby je, a wszystkie produkty rozsypałyby się po całym chodniku. Jednak Molligan już dawno przekonała się, że jej życie to nie komedia romantyczna, a co najwyżej jakiś pieprzony horror. Swoją drogą zgotowany właśnie przez człowieka, który jak gdyby nigdy nic pojawił się pod jej blokiem. Przez te 3 lata uparcie twierdziła, że zrozumiała, że nie był wart jej poświęcenia, bo wpakował ją tylko w kłopoty i posłał do więzienia. Za wszelką cenę starała się wmówić wszystkim dookoła, że się z niego wyleczyła. Dlaczego więc teraz jakaś mikroskopijna część jej mózgu chciała się do niego przytulić? Całe szczęście, górę wzięła jego rozsądna strona i tak jak Orlando zakładał, przybrała rozzłoszczony grymas. – 5 minut to dość mało, jeśli chciałbyś porozmawiać o ostatnich 3 latach Orlando. – powiedziała chłodno, odwracając wzrok. Zanim jeszcze trafiła do więzienia i byli razem używała pełnej formy jego imienia, kiedy była na niego zła. Teraz nawet nie śmiałaby użyć zdrobnienia czy innego pieszczotliwego określenia, bo bała się, że jeśli to zrobi uczucia do niej wrócą. I znów uda mu się wciągnąć ją w to bagno. – Przykro mi, ale nie bawię się już w przenoszenie narkotyków dla ex chłopaka, który posłał mnie do więzienia i nie miał nawet odwagi mnie odwiedzić. Mogłeś wysłać pieprzoną kartkę jak Ci się nie chciało ruszyć dupy. – uniosła głowę do góry i już miała go już wyminąć, ale stwierdziła jednak, że wygarnie mu wszystko w tym momencie. Nie planowała się już z nim spotkać, więc to był idealny moment. - Jesteś świadomy jakie tam jest jedzenie? Wiesz, że prysznice nie mają zasłon i wszędzie są te pazerne suki, które tylko czekają, aż powinie ci się noga, żeby sprzedać ci kosę w żebra i zabrać wszystko co masz? A nie. Czekaj, nie wiesz. Bo Ty przez 3 lata świetnie bawiłeś się na wolności. – posłała mu sarkastyczny uśmiech i tym razem spojrzała na niego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przede wszystkim - gdyby to był film, to sceny z tamtego feralnego wieczoru pewnie by zdublowali, albo ewentualnie wykorzystaliby do nich kaskaderów i być może nawet po dziś dzień cieszyliby się sobą. Tymczasem jednak życie - przynajmniej to ich - z Hollywood nie miało wspólnego zbyt wiele i dlatego ponownie spotykali się na chodniku obok starbucksa, a nie na tarasie hotelu Four Seasons w Nowym Jorku. Orlando na przyjemniejsze okoliczności nie zasługiwał, tak jak prawdopodobnie nie zasługiwał na nią, na to, żeby wtedy nie wpaść, ani nawet na to, żeby wciąż chodzić po ulicach o suchej stopie. Gdyby te pięć lat temu myślał o tym tak samo jak dziś, biznes trzymałby przed nią w tajemnicy i liczył na to, że nigdy nie przyłapie go na kłamstwie. Niestety, wtedy był jeszcze szczeniakiem i kręciło go to, że byli w tym razem, a nawalony pewnie nie raz jej powtarzał, że weźmie za nią nawet kulkę, jeśli będzie trzeba. A potem przyszła weryfikacja, a on zastanawiał się, czy w choćby najmniejszym stopniu wynagrodzi jej te trzy lata zawartością papierowej torby z maka. I nie chodziło przy tym o frytki. - I tak nie dasz mi więcej - zgrzytnął zębami, słysząc sposób, w jaki akcentowała to imię, nieznacznie przy tym wzruszając ramionami. Pewnie, że zabrzmiał, jakby chciał to załatwić w wyjątkowo oszczędny sposób, ale nawet jeśli na ten moment go nienawidziła i miała za ostatniego dupka świata, to on jednak wcale taki najgorszy nie był i wcale nie chciał jej dłużej zatruwać życia swoim jestestwem. No albo przynajmniej tak sobie wmawiał. - Kartkę? Ona niczego by nie zmieniła. Jestem sukinsynem, ale nie cynicznym, cokolwiek o tym myślisz - odparł całkiem spokojnym tonem głosu i cicho westchnął pod nosem. Zakładał, że ta rozmowa będzie kwaśna, ale rzeczywistość smakowała jeszcze gorzej. Czuł się jednak wystarczająco dorosły, żeby przyjąć to wszystko na klatę, dlatego czoło trzymał w górze i wzrokiem cały czas lustrował twarz Heleny, nawet na moment nie przerywając jej wywodu. Zasługiwała na wyłączne prawo do korzystania z mównicy. - Niestety, jestem - bąknął bez entuzjazmu, przywołując własne wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy dokładnie poznał chłód metalowych kajdanek, kłujące zimno pod lodowatym prysznicem i twardy materac w małej celi. Inna sprawa, że jego półroczny pobyt za kratami stanowego więzienia brzmiał jak wypoczynkowa kolonia przy jej trzech latach. Nie było czego porównywać. - I wiem też, że wtedy na to nie zasłużyłaś, a ja zrobiłem Ci krzywdę w ogóle wciągając Cię w to gówno już na samym początku. To nigdy nie był Twój świat, Molly - wymsknęło mu się, nazywając ją ulubionym przydomkiem, a potem ciężko westchnął i odwrócił od niej wzrok. Przyznawanie się do błędów to nigdy nie była jego mocna strona, a teraz miał dodatkowo wrażenie, że z każdą chwilą popełnia ich coraz więcej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- Jeśli nawet nie próbujesz to faktycznie na to nie zasługujesz. – burknęła i spojrzała na niego ze złością. Po części była zła, że ich pierwsze spotkanie wygląda w taki sposób. Pewnie nie raz, w chwilach słabości, wyobrażała sobie, że spotykają się po 3 latach i wpadają sobie w ramiona, a wszystko jest tak jak dawniej. No może za wyjątkiem tego, że Helena już nie chciała po raz kolejny trafić do więzienia i pakować się w narkotykowy interes. Była pełna sprzeczności, bo z jednej strony pragnęła, żeby wszystko między nimi było tak jak przed odsiadką, a drugiej wyobrażała sobie, że rzuci się na niego z pazurami kiedy się wreszcie zobaczą. Jeszcze innym razem chciała unikać go do końca życia i nie dopuścić do sytuacji, w której się zobaczą. Rzeczywistość po raz kolejny była zupełnie inna i żaden z zaplanowanych scenariuszy nie doszedł do skutku. Orlando czekał na nią koło bloku, a nią zaczęły targać tak samo silne jak i sprzeczne emocje. – Oh wiesz, że to nie było dosłowne. – wywróciła oczami. Chciala mu pokazać, że istnieją różne formy kontaktu i wsparcia. Nie raz czuła się zazdrosna, kiedy koleżanki z celi szykowały się na spotkania ze swoimi facetami albo chwaliły się otrzymanymi paczkami.
Na moment zamarła i nie wiedziała co powiedzieć. No przecież. Przez to co teraz planowała powiedzieć wyjdzie na straszną sukę, ale chciała w jakikolwiek sposób odgryźć się na Orlando. Żeby jego zabolało chociaż w połowie tak mocno jak ją, kiedy powoli umierała jej nadzieja, że zadzwoni. Z każdym kolejnym dniem nadzieja malała i finalnie, po kilku miesiącach odeszła na dobre. Zastąpił ją smutek i rozgoryczenie. Więc to tak miała zakończyć się ich miłość? Tym bardziej nie powinieneś mnie zostawić samej. – posmutniała. Już teraz wiedziała, że kiedy wróci do mieszkania, zamknie się w pokoju i będzie płakać. Słysząc z jego ust pieszczotliwe określenie w jej oczach pojawiły się łzy. Na moment odwróciła głowę, starając ukryć się tą chwilę słabości. Nie chciała wzbudzać litości, teraz tego nie potrzebowała. Zarówno rodzicom jak i jemu, przede wszystkim jemu chciała pokazać, że jest silną dziewczyną, która potrafi poradzić sobie z przeszłością. Uspokoiła się odrobinę i przeniosła swoje spojrzenie na Orlando. – Czemu mnie znalazłeś? Chciałeś tylko to powiedzieć? Bo jeśli tak to ok, rozumiem, że żałujesz tego co było i wolałbyś tego nie powtórzyć, jasne. Każde z nas może być w swoją stronę i załatwione? – szukała potwierdzenia swoich słów, bo tak byłoby jej prościej. Chyba wolała myśleć, że Orlando nic do niej nie czuł. Mimo, że cholernie by bolało, nie robiłaby sobie żadnych głupich nadziei. Miała w głowie konkretny chaos i duże problemy z poukładaniem wszystkiego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

On natomiast nawet w najśmielszych snach nie zakładał, że oboje - razem - mieli przed sobą jeszcze coś dobrego. Nie miało to jednak nic wspólnego z poddawaniem się i oddawaniem tego wszystkiego bez walki; po prostu przez te trzy lata w jego życiu niewiele się zmieniło i nawet jeśli zmądrzał na tyle, żeby przyznać jej rację i wziąć na klatę błędy młodości, to niewystarczająco, żeby teraz móc zapewnić jej spokój i bezpieczny dystans od kłopotów. Mogła w to nie wierzyć, ale wciąż nie była mu obojętna - nadal była ważna i nie wybaczyłby sobie, gdyby kolejny raz zepsuł jej życie, angażując w sprawy, do których nie była stworzona. I to, że nadal nie potrafił na nią patrzeć bez emocji, nie wróżyło nic dobrego. - Gdybym nie próbował, to by mnie tutaj nie było - skwitował krótko, splatając nerwowo palce w kieszeni na brzuchu. W nerwach z trudem nad nimi panował, a ostatnie co chciał jej pokazać to to, że czuł stres. Przecież to nic takiego.
Wiedział, że nie było dosłowne, tak jak i to, że nie powinien zostawić jej samej. Nie powinien; nie miał prawa. Gdyby był facetem, na którego próbował się kreować, pewnie zrobiłby wszystko, żeby jej pomóc - jeśli nie tamtego konkretnego wieczora, to choćby następnego dnia, choćby groźbą wymuszając na jej rodzicach jakąkolwiek pomoc. Jeśli nie następnego dnia, to jeszcze kolejnego - telefonem, listem, widzeniem, oddając choćby cząstkę wsparcia, które zawsze mu proponowała. Niestety jednak, wcale nie był facetem wtedy i teraz też kiepsko mu ta odpowiedzialność wychodziła, dlatego miała prawo wyjść na straszną sukę. No bo niby dlaczego miałaby go nie mieć? - Nie, nie powinienem - mruknął ciszej i pociągnął nosem, dostrzegając zeszklone łzami tęczówki Heleny, zanim zdążyła się odwrócić. Trzy lata temu pewnie by ją przytulił, teraz siedział tylko sparaliżowany, zastanawiając się, dlaczego nagle zrobiło mu się tak zimno i nieprzyjemnie. - Bo chcę, żebyś wiedziała, że wtedy... tam? Nie zrobiłem tego celowo - zaczął i wyciągnął w końcu dłonie na zewnątrz, żeby przesunąć nimi po twarzy. Westchnął. - Wiem, jak to wyglądało i że możesz pomyśleć, że chciałem się Ciebie pozbyć, ale ja... Kurwa, ja po prostu nie wiedziałem co robić. Pomyślałem, że i tak mi nie uwierzysz, zresztą - jak w ogóle mielibyśmy o tym rozmawiać? Wymyślić szyfr? Daj spokój - jęknął żałośnie, znów na moment odwracając wzrok od jej twarzy. - A za chwilę minęło pół roku i było już za późno. Popierdolone gówno - dokończył, mówiąc bardziej do siebie niż do niej i wzruszył ramionami. Nie starał się w żaden sposób usprawiedliwić czy wytłumaczyć, ale zasługiwała na szczerze wyjaśnienia, obojętnie jakie by one nie były. Szczerze natomiast wątpił, że one cokolwiek zmienią. - I wiedz też, że będę Ci do końca życia wdzięczny za to, że mnie wtedy nie wydałaś. Jesteś twarda, nikt Ci tego nie zabierze - znów zawiesił na niej spojrzenie, a po twarzy przemknął mu cień bladego uśmiechu, choć szybko zniknął, gdy Orlando przywolał się w myślach do porządku i przypomniał o torbie. Złapał ją w rękę. - A to... Wiem, że to nawet nie jest 1/100 tego, co straciłaś tam, ale pewnie Ci się przydadzą. Zasłużyłaś - stwierdził i wyciągnął dłoń, aby podać jej schowane w tradycyjny, dilerski sposób pieniądze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo wszystkich negatywnych emocji, gdyby tylko Orlando wykonał jakiś ruch świadczący o tym, że chciałby ją przytulić na pewno by się nie odsunęła. Przez niespodziewane aresztowanie Molligan nie zdążyli się nawet przytulić i pocałować ten ostatni raz, bo żadne z nich nawet w najśmielszych snach nie spodziewało się tego co miało nastąpić. Słysząc, że jej nie wrobił uśmiechnęła się blado. Cały pobyt w więzieniu zadawała sobie pytanie jak było naprawdę. Czy jej aresztowanie było tylko nieszczęśliwym wypadkiem czy ktoś (czyt. Orlando) maczał w tym palce. Jej podejrzenia tylko zwiększał fakt, że Ramsey nie szukał z nią kontaktu. Nietrudno sobie dopowiedzieć, że wrobił ją żeby się od niej odciąć. Gdyby była na wolności pewnie nie byłoby łatwo tak szybko ograniczyć kontakt. A posyłając ją do więzienia… Popatrzyła na niego i kiwnęła głową. Równie dobrze mógł teraz skłamać, ale Helena chyba chciała wierzyć, że nie był aż tak zły. – I co w związku z tym? Liczysz, że Cię poklepię po ramieniu i uznam, że nie ma sprawy? Skoro mnie nie wrobiłeś to Twoje inne winy momentalnie wyparują? – zapytała i prychnęła. Z jednej strony poczuła się trochę lepiej, że jej nie wrobił. Jednak to tak naprawdę niczego nie zmieniło. Wciąż się do niej nie odzywał i ją tam zostawił. - Nie mogłam… - urwała na chwilę. Doskonale pamiętała przesłuchania, gdzie namawiali ją żeby powiedziała kto dał jej narkotyki i komu miała je dostarczyć. Policjanci bardzo szybko zrozumieli, że była tylko mało liczącą się płotką, która wpadła przez brak szczęścia. Wielokrotnie próbowali wydobyć z niej dane Orlando jednak Helena za każdym razem milczała jak zaklęta - Nigdy bym sobie nie wybaczyła, że poszedłbyś przeze mnie siedzieć. – dodała po chwili. Popatrzyła na niego, nie do końca rozumiejąc co właściwie się dzieje i co jest w torbie. Dopiero po chwili, z kontekstu jego słów wywnioskowała, że to pieniądze.
- Nie, Orlando. – powiedziała szybko, podświadomie robiąc krok w tył. To brudne pieniądze. Wiesz, że nigdy nie robiłam tego dla pieniędzy. Nie chcę ich. – mimo, że teraz jej się nie przelewało uznała, że nie może sobie pozwolić na wzięcie torby od Orlando. W pewnym sensie oznaczało to dla niej, że stanie się od niego zależna i znów trafi do świata brudnych interesów, a po wyjściu z więzienia obiecała sobie, że już nigdy tego nie zrobi. – Jeśli przyszedłeś tutaj tylko z tego powodu to straciłeś tylko czas. Wracać do swojego życia beze mnie, bo zakładam, że sobie je jakoś ułożyłeś. – rzuciła z pewnością siebie. Nie wiedziała po co jeszcze tutaj stoi, przecież ona też mogła go wyminąć i wejść do bloku.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Znając Orlando, mogłaby w to nie uwierzyć, ale jemu również chyba najbardziej spokoju nie dawało to, że nie zdążył jej przytulić i że nie powiedział, że ją kocha i że będzie na nią czekać. Było to tym trudniejsze, że nawet jeśli nie zawsze był wylewnym romantykiem, łasym na czułości i pieszczoty, to jednak darzył ją uczuciem naprawdę silniejszym, niż tylko miłość. Trudno to wyjaśnić w jakiś ludzki sposób, ale w ich przypadku dużą rolę odegrało to, że przynajmniej zdarzało im się razem łamać prawo - czuł się przy niej wówczas, jak gdyby byli sami naprzeciwko świata i to sprawiało, że lgnął do niej coraz mocniej i mocniej. A to, że nie brzmi to zbyt zdrowo? Cóż, w ich życiu prawdopodobnie musiało tak być. Dopóki nie zachował się względem niej jak śmieć. - Chciałbym, żeby tak było, wiesz? Żebyś mi kiedyś wybaczyła... Ale wiem też, że to się nie ma prawa wydarzyć - odparł krótko, zagryzając wargę. Nadzieja niby umiera ostatnia, a próby nic nie kosztują, ale zawiódł ją tak bardzo, że naprawdę nie widział choćby cienia szansy na to, aby mogła na niego spojrzeć choćby nieco przychylniej. W odwrotnej sytuacji przecież nawet nie chciałby słuchać wyjaśnień, samemu dopowiadając sobie ciąg zdarzeń z minionych trzech lat. I tak miała sporo wyrozumiałości i cierpliwości. - Wiem o tym - szepnął niemal niesłyszalnie i natychmiast odwrócił od niej wzrok. Nie planował się tego wieczoru wzruszać, ale jej słowa podziałały jak zaklęcie; głos ugrzązł mu w gardle, po plecach zbiegł mu zimny i nieprzyjemny dreszcz, a żołądek zacisnął się tak mocno, że nie wcisnąłby w siebie choćby frytki. Gdyby był normalny, poruszyłoby go zwykłe "kocham Cię" albo "tęsknie za Tobą", ale ponieważ nie był, to teraz z trudem powstrzymywał się przed emocjonalnymi reakcjami, wsłuchując się w odbijającą się echem po jego głowie wypowiedź Heleny.
- Helena... - teraz to on zabrzmiał jak Orlando Ramsey w wersji zażenowany chłopak, kiedy jeszcze nie widzieli poza sobą świata. - Wiem, że nigdy nie robiłaś tego dla pieniędzy, ale wiem też, że one na pewno Ci się teraz przydadzą. Proszę, pozwól mi sobie pomóc. Chociaż tak - potrząsnął torbą, nadal starając się ją wcisnąć w jej drobne dłonie i zupełnie zapominając o tym, że oprócz banknotów teraz walały się jeszcze po niej frytki. Był jednak zbyt zaaferowany i zestresowany, aby się tym przejmować - tym, mijającymi ich ludźmi i generalnie całym Bożym światem, jakby od kilku minut zamieszkiwali go wyłącznie oni - Molly i Buggs. - Kurwa mać - warknął nagle i poderwał się z murku do pionu, żeby nad nią wyrosnąć; twarz miał spiętą, ale zaróżowione policzki odrobinę tę maskę dekonspirowały, skutecznie odsłaniając nerwy i stres, jaki targał teraz Ramseyem. - Gówno sobie ułożyłem, wiesz? Jestem tu, bo nigdy nie przestało mi na Tobie zależeć. Nigdy w to nie uwierzysz, bo wtedy to spierdoliłem i nie próbowałem tego naprawić, ale ja cały czas za Tobą tęskniłem. Ty myślisz, że to jest cholerny przypadek, że widzę się z Tobą parę dni po tym, jak wyszłaś? Cholera, pomyśl o tym tylko, co? - tym razem wcale nie mówił obojętnie. Był pełen pasji i przekonania, a jeśli miała ochotę podważyć jego szczerość, to musiałaby uwierzyć w to, że nauczył się kłamać, patrząc jej w oczy. - Nie bądź uparta. Weź je - dodał już ciszej, podnosząc torbę nieco wyżej i wciskając ją pomiędzy nich dwoje.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Miała się odgryźć, że sam do tego doprowadził, ale nie chciała go już bardziej ranić. Nie była tą samą dziewczyną co trzy lata temu. Więzienie nauczyło ją pokory i szacunku do uczuć drugiego człowieka. Niezależnie do tego jak ona cierpiała, nie powinna dodatkowo karać Orlando. Szczególnie, że chłopak wciąż był dla niej ważny. – Może kiedyś… Nie wiem tylko czy uda mi się zapomnieć. – powiedziała, a w jej glosie można było usłyszeć smutek. Trzymanie w sobie aż tylu negatywnych emocji wyniszczałoby pewnie ją samą. Psycholog nie raz podkreślał, że przebaczenie to klucz do wolności. Jeśli będzie chciała tak naprawdę ruszyć dalej i zostawić wszystko za sobą to niezbędny element. – Poradziłam sobie w więzieniu i teraz sobie też poradzę. Nie musisz się już o mnie martwić. Rodzice pewnie tylko udają, że nie przeleją mi pieniędzy, a jak przyjdzie co do czego to zmiękną. Mam gdzie mieszkać, mam co jeść. Nie potrzebuję Twojej pomocy Orlando. – rzuciła stanowczo. Po wyjściu z więzienia nie mogła narzekać na brak szczęścia. Już na komisariacie, gdy żaliła się policjantce, że skończy pod mostem udało jej się spotkać swoją obecną współlokatorkę – Kitty. Dziewczyna śmiało zaproponowała wprowadzenie się, za co Hela była jej dozgonnie wdzięczna. Sytuacja z rodzicami była trochę bardziej napięta, ale przecież to wciąż jej rodzice. Nie mogą się od niej odwrócić i zostawić jej bez środków do życia. A gdyby nawet to w mieście była jeszcze Michelle. Ona na pewno nie dopuści do tego, żeby jej siostra wylądowała na bruku. Z resztą Helena na pewno niedługo znajdzie jakąś pracę i jej sytuacja finansowa się ustabilizuje.
Wydawało jej się, że jej żołądek zacisnął się do granic możliwości a potem zrobił jeszcze fikołka. Wystarczyło jedno spotkanie żeby przekonała się, że nie do końca wyleczyła się ze swoich uczuć do Ramseya. Bo gdyby tak było jej ciało zareagowałoby w inny sposób i słowa, które wypowiedział nie zrobiłyby na niej większego wrażenia. Opuściła trochę gardę i wypuściła głośno powietrze. – Buggs, postaraj się mnie zrozumieć. W więzieniu obiecałam sobie, że nigdy nie wrócę do tego bagna. Wyszłam, minęło kilka dni i pojawiasz się jak gdyby nigdy nic z torbą pieniędzy. Musisz dać mi czas na zastanowienie się, nie mogę wziąć ich od tak. Już raz podjęłam impulsywną decyzję i oboje wiemy jak to się skończyło. – powiedziała w końcu, zerkając w jego stronę. Cały czas trudno było jej się oprzeć jego namowom. Ze stanowczego nie, przeszła do być może, które najprawdopodobniej skończy się zgodą. – Zmieniłeś numer? Napiszę Ci co i jak i niezależnie od tego co postanowię będziemy mogli to zakończyć. – zaproponowała. Oficjalny ton, którym oboje się posługiwali zaczynał ją denerwować. Nie do tego przywykła. Chciała przemyśleć jego ofertę, podjąć rozsądną decyzję, a potem wreszcie urwać tę znajomość. Im obojgu wyszłoby to na dobre.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mimo wszystko nie mógłby się mazać, gdyby nie gryzła się w język; miała więcej niż prawo wyrzucić mu wszystko to, co o nim myślała, a fakt, że jednak trochę przejmowała się nim i jego uczuciami był... po prostu dobry. W jej stylu, zupełnie jakby te trzy lata nic między nimi nie zmieniły i nadal byli zapatrzoną w siebie parą, szukających guza małolatów. I chociaż nieco napawało to nadzieją, że wszystko jeszcze mogło się jakoś ułożyć, to Orlando wolałby chyba żeby nie pozostawiła na nim suchej nitki, aby na własnej skórze mógł odczuć, jak bardzo to wszystko spierdolił. Może nadal był egoistą i nie dostrzegał jej potrzeb albo po prostu nie rozumiał i potrzebował prowadzenia za rączkę. Czas pokaże. - Może i nie muszę, ale chcę i skoro rodzice nie chcą Ci pomóc, to musisz je wziąć. Daj mi postąpić dobrze - jeszcze próbował ją namawiać, ale stanowczy ton Heleny był wystarczającą zapowiedzią, że mu odmówi. Poza tym nieco uspokoiło go to, że spała w łóżku i nie głodowała; co prawda musiał jej teraz uwierzyć na słowo, ale kiedyś ono w zupełności mu wystarczało, więc był przekonany, że i tym razem go nie okłamywała. Bo i po co; duma i honor chyba nie mogły przysłonić jej zdrowego rozsądku.
Jemu trochę zaczynało go dla odmiany brakować. Chciał być obojętny, pusty i zdystansowany, a tymczasem zapłonął, jak już dawno mu się nie zdarzyło i już z trudem panował nad tymi wszystkimi reakcjami, których przez lata nie potrafił się pozbyć. Przy niej trudno było mu się jednak hamować albo udawać kogoś, kim nie był, a z uwagi na to - czuł poniekąd ulgę i oddychało mu się łatwiej, mimo że nadal stres zżerał go w całości. - Nigdy Cię już w nic nie wciągnę - odparł, podnosząc wzrok gdzieś nad nią i jeszcze przez chwilę starał się jej wepchnąć tę torbę, ale w końcu zrezygnował. Głębokimi oddechami starał się uspokoić, maltretując zębami dolną wargę i zezując pomiędzy totalnie wymyślonymi punktami za jej plecami. Nie mógł liczyć na nic innego, jak na miano synonimu słowa "kłopoty" w jej słowniku, ale rozczarowało go, że nawet szczerą próbę pomocy kojarzyła tylko i wyłącznie z problemami. Z zamyślenia wyrwał go dopiero jej głos. Westchnął. - Nie. Prywatny jest ten sam - odparł rzeczowo, pociągając nosem i wreszcie przesunął spojrzenie na jej twarz. - Cokolwiek zdecydujesz, pamiętaj, że jestem Ci dłużny do końca świata. Teraz Nie zawiodę - zapewnił i niewiele myśląc, sięgnął dłonią do jej policzka, żeby delikatnie przesunąć po nim opuszkami palców, a potem krótko ją pocałował; zupełnie tak, jakby to teraz miał być ten ostatni raz, gdy na nią patrzył. - Uważaj na siebie - poprosił, odwracając się na pięcie. Niedbale zaciągnął na głowę kaptur, a potem schwycił swój papierowy kubek z colą i siorbiąc przez papierową słomkę, wtopił się między przechodniów, znikając za najbliższym zakrętem, prowadzącym na parking. Nie spodziewał się innego rozwiązania, ale wcale nie było mu tak obojętne.

//ztx2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Myślę, że chce do mnie wrócić. Wiem, co pani doktor mówiła. Miałem się odciąć, ale kumpel powiedział mi, że w ostatnie weekend Michelle poderwała jakąś laskę w barze, co jest jawnym wołaniem o mój powrót. Szuka uwagi, ale nie robiłaby tego przed moim kumplem, gdyby nie chciała abym się dowiedział. Tęskni za mną i prowokuje, żebym o nią zawalczył.

outfit
  • I'm just a small fish
    And you're a shark that hates everything
    You're a shark that eats every fish
Zdjęła słuchawki, z których wciąż cicho wydobywała się muzyka. Zadarła głowę i przyjrzała się kamienicy, pod którą doszła. Ostatni raz sprawdziła adres upewniając się co do numeru mieszkania i wspięła się po zewnętrznych schodach. Rzuciła okiem na rozpiskę mieszkańców przy skrzynkach pocztowych natrafiając na to konkretne imię oraz nazwisko, którego jeszcze nie znała. Na moment oderwała spojrzenie od metalowych skrzynek i przesunęła się nieco w bok przepuszczając starszą kobietę, która właśnie wychodziła z budynku. Michelle złapała drzwi korzystając z tego, że były otwarte czując na sobie badawcze spojrzenie nieznajomej w swej głowie oskarżającą ją o kradzież, dziwkarstwo albo dilerkę. Cokolwiek to było, po minie staruszki dało się wyczytać, że to nic pochlebnego.
Molligan sprawdzała numery mieszkań na każdym piętrze i gdy dotarła na to konkretne, rzuciła okiem jeszcze wyżej zastanawiając się, ile to pięter zostało oraz czy dało się wejść na dach.
Z zamyślenia wyrwały ją krzyki zza drzwi mieszkania naprzeciwko klatki schodowej. Przez chwilę wsłuchiwała się w przytłumione głosy, po czym luźnym krokiem ruszyła w stronę konkretnego mieszkania.
Użyła dzwonka. Nie lubiła pukać chyba, że nie miała innego wyjścia, ale i z tym miała problem na co zawsze narzekała jej starsza siostra, kiedy jeszcze razem mieszkały.
Ostatni raz odwróciła się w stronę kłótliwych drzwi mając ochotę zainterweniować. Nie była typem, który stał i patrzył. Często wyrywała się jako pierwsza i niestety zdarzało się, że robiła to „z motyką na słońce”.
- Hej – przywitała się z uśmiechem widząc nieco roztrzepaną kobietę.
- Wybacz, jeszcze nie jestem gotowa – padło z ust Jane, co zaskoczyło brunetkę na tyle, że odruchowo zlustrowała tamą wzrokiem. Gotowa na co?
- Przyszłam po psa. – Nieco skołowana rzuciła okiem w głąb mieszkania, w którym usłyszała małe pazurki uderzające o podłogę. Czarny piesek pędem biegł w ich kierunku i oczywiście nie wyhamował uderzając pyskiem o łydkę swej pani. – Cześć mały rozbójniku. – Kucnęła w progu od razu wyciągając ku niemu dłoń, której pies nawet nie obwąchał, tylko od razu rzucił jak na nową zabawkę. – Nie ma obroży – zauważyła i uniosła wzrok ku Jane, której nie potępiała a jedynie uśmiechnęła się rozumiejąc, że kobieta musiała mieć zakręcony dzień. – Nadałaś mu imię? – rzuciła nieco głośniej, cały czas głaszcząc psiaka. W międzyczasie poczuła wibracje telefonu w nerce, którą miała przypiętą wokół talii. Wyjęła komórkę i przeczytała wiadomość od byłego chłopaka, który wciąż nie dawał jej spokoju.
- Zostaw mnie w spokoju – warknęła pod nosem nieświadoma, że Jane stała już niedaleko i właśnie patrzyła, jak gadała do swego telefonu.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Po chwili namysłu omiótł pojazd bacznym spojrzeniem, a gdy dotarło do niego to co się właśnie stało, bez zbędnych ceregieli wytoczył się z maszyny. Minę miał z całą pewnością nietęgą, podobnie zdumiony był tylko gdy za dzieciaka zakrztusił się szklokiem. Gdy w końcu udało mu się namierzyć partnera w zbrodni, posłał mu niepewne wręcz błagalne spojrzenie. Sam nie wiedział kto z nich zawinił. W duchu łudził się, że jegomość opuszczający imponujący czterokołowiec nie zbeszta go z miejsca ku uciesze lokalnej gawiedzi. Może i nie był kierowcą z prawdziwego zdarzenia, ale podczas swojego niemalże trzydziestoletniego żywota nie dostał nawet mandatu. Co w zasadzie stanowiło wisienkę na torcie jego pozbawionego resztek jakiegokolwiek szaleństwa życia.
Ostatnio zmieniony 2022-02-14, 09:44 przez Townes Harmon, łącznie zmieniany 1 raz.
<center>
<img src="https://i.imgur.com/pAu7f4C.png" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/XOhgsU7.jpg" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/2bVGGjr.jpg" style="width:80px;">
<div style="text-align:center;width:250px;font-family:courier new;font-size:11px;font-weight:bold; text-transform: uppercase; letter-spacing: 4px;"><div style="width:170px;"></div> </div><div style="text-align:justify;width:250px;font-family:arial;font-size:9px; text-transform:lowercase;line-height:100%;"><span style="font-family:courier new; text-transform: uppercase; font-size:8px;letter-spacing:2px;color:#bc998c;width:250px;font-weight:bold;text-align:left">The wave paused ☽</span><i> and then drew out again, sighing like a sleeper whose breath comes and goes unconsciously</i></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • 2
Zadziwiająca była jego umiejętność do tracenia kontroli nad sobą w momencie, gdy zasiadał po stronie kierowcy. Wystarczyła najmniejsza pierdoła, a całe pokłady cierpliwości ulatniały się w sekundę, ustępując miejsca nerwowości. Przekleństwa rzucane pod nosem były na porządku dziennym, często nie szczędził również energicznych gestów w kierunku współuczestników ruchu drogowego, a trąbienie klaksonem niechlubnie wliczało się w standard jazdy. To za wolno ktoś przed nim jechał, to jakiś pajac nie włączył kierunkowskazu, a inny baran wymusił pierwszeństwo i tak to człowieka trafiał szlag. Poważnie zastanawiał się, czy niektórzy prawo jazdy wygrali w chipsach, bowiem umiejętności czy chociażby wprawy nie posiadali żadnej, nie mówiąc o znajomości przepisów drogowych. I tak zdenerwowany, praktycznie na granicy swojej wytrzymałości, czekał na zmianę sygnalizacji świetlnej, by móc ruszyć maszyną, pokierować się najprostszą drogą do domu i zażyć upragnionego spokoju. Co jak szybko się okazało, nie było mu dane. Uderzenie było odczuwalne, ale nie gwałtowne. Na pewno nie na tyle silne, by wyrządzić poważne uszczerbki na zdrowiu, czy pozostawić ogromne szkody na ukochanej bryce Wardwella, ale wystarczyło kilka sekund, by puścił wiązankę pod nosem. Momentalnie przeniósł wzrok na lusterko wsteczne, by zbadać sytuację, po czym niewiele myśląc, wysiadł rozsierdzony z samochodu. Złapał powietrze w usta, powstrzymując się przed falą pierwszych emocji, jednak nie byłby sobą, gdyby w takiej sytuacji zachował stoicki spokój. Chociaż niewątpliwie byłoby to lepsze rozwiązanie. - Panie, ślepy jesteś? Jak jeździsz? - rzucił głośno, kierując się w stronę mężczyzny, z którym przed chwilą zaliczyli kolizję. Oczywiście, nie dało się na spokojnie. A przynajmniej nie w pierwszych minutach, kiedy to musiał dać upust nerwom i nawet nie przemyślał dokładniej sytuacji. - Zielonego nawet nie ma, a ten już napierdala w gaz - skwitował pod nosem, co mogło stety bądź niestety, nie uciec uwadze drugiego mężczyzny. Podszedł bliżej swojej ukochanej fury, przyglądając się dokładniej uszkodzeniom. Kucnął przy zderzaku, swoim okiem specjalisty oceniając sytuację i chociaż mechanikiem nie był, to raczej na gołe oko mógł stwierdzić, iż nic takiego się nie stało, lekkie wgniecenie, ot co. No ale, co jeśli takiego zderzaka już nie dostanie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Podmuchy chłodnego wiatru niczym prawdziwe zbawienie zbijały ciepło z rozgrzanych policzków bruneta. Zawsze tak było gdy się denerwował, co gorsza za dzieciaka podczas kryzysowych sytuacji jego twarz zalewała się rumieńcem. Ile kosztowało go to wstydu wie tylko on. Wracając jednak do dramatu, który właśnie rozgrywał się na skrzyżowaniu to Harmon po kilku głębokich wdechach zdawał się odzyskać zdrowy rozsądek. Przez kilka chwil po wytoczeniu się z auta faktycznie mógł uchodzić za kogoś niespełna rozumu, gdy panika wzięła górę nad spokojem, ale wierz powietrze w tym wypadku zdziałało cuda. Jego uwadze nie umknęło też pokaźne wgniecenie i kilka zadrapań na i tak nie pierwszej świeżości lakierze zdobiącym jego auto, ale mogło być gorzej. Dużo gorzej. Tak, czy inaczej nigdy nie dbał o detale. Co się da zrobić pewnie zrobi z pomocą zaprzyjaźnionego mechanika, byleby tylko maszyna jeździła i służyła mu jeszcze przez kolejne lata.
Wzdychając w duchu musiał przyznać, że kierowca numer dwa na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kogoś komu warto zachodzić za skórę. Tak, więc Townes mimom wszystko chciał myśleć, że to faktycznie nie on zawinił. Jak marnym byłoby wtedy jego staranie o wyjście z tej sytuacji z twarzą? Cóż najwyraźniej ten dzień miał na długo zapaść w pamięci nieszczęsnego belfra.
-Nic się panu nie stało?- odparł starając się doprowadzić do ładu. Nie chciał podnosić głosu, nie w mak był mu scysje w miejscu publicznym. Zdawał sobie sprawę, że być może będzie zmuszony do konfrontacji, ale wolał zrobić wszystko by trzymane na wodzy nerwy pomogły w pokojowym rozwiązaniu sprawy. Tak, więc postanowił zignorować zaczepkę nie i nie rozpoczął iście dziecinnego monologu traktującego o tym jak dobrym jest jego wzrok, który sprawia, że do ślepca mu daleko. Mało mu było problemów? - Z całym szacunkiem, ale nie przekroczyłem dozwolonej prędkości. Jechałem przepisowo. Rozumiem pana wzburzenie, ale myślę, że nie ma potrzeby się unosić. - a może i była potrzeba a nawet konieczność? Może i on powinien zmienić ton i gestykulując żywo rozpocząć walkę o swoje racje? Kto wie, może gdyby jeździł tak wypasioną furą jak jego nowy znajomek to zależałoby mu bardziej. Póki co cieszył się jednak, że nikomu włos z głowy nie spadł.
<center>
<img src="https://i.imgur.com/pAu7f4C.png" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/XOhgsU7.jpg" style="width:80px;"> <img src="https://i.imgur.com/2bVGGjr.jpg" style="width:80px;">
<div style="text-align:center;width:250px;font-family:courier new;font-size:11px;font-weight:bold; text-transform: uppercase; letter-spacing: 4px;"><div style="width:170px;"></div> </div><div style="text-align:justify;width:250px;font-family:arial;font-size:9px; text-transform:lowercase;line-height:100%;"><span style="font-family:courier new; text-transform: uppercase; font-size:8px;letter-spacing:2px;color:#bc998c;width:250px;font-weight:bold;text-align:left">The wave paused ☽</span><i> and then drew out again, sighing like a sleeper whose breath comes and goes unconsciously</i></div></center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Rhys trochę się wahał nad pierwszym smsem wysłanym do Charlotte. Nie czuł się w tej świeżej, raczkującej relacji na tyle pewnie, by stosować względem kobiety tak daleko idące prośby, jakimi było spędzenie razem dnia w jednym z centrów handlowych. Ostatecznie jednak wyborem prezentów dla bliskich poczuł się na tyle przytłoczony, że wolał wyjść z założenia, że raz się żyje. W najgorszym wypadku brunetka odmówiłaby mu tego wspólnego wyjścia a on musiałby sobie radzić na własną rękę. W najlepszym zgodziłaby się i to właśnie zrobiła, czym poczuł się szczerze zaskoczony i to w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Zadowolony z takiego obrotu sprawy, całkowicie zapominając o tym, jak niezręcznie się czuł wystukując do niej pierwszą wiadomość, ostatecznie umówił się z nią na jedno z popołudni tuż przed świętami, które obojgu odpowiadało pod względem pracy jak i prywatnych spraw. Gdyby musiała z czegokolwiek rezygnować na rzecz wspomożenia go w tym, w czym czuł się nadzwyczaj bezradny, to za nic w świecie nie zgodziłby się na to spotkanie, ale po otrzymaniu zapewnienia, że miała wolne popołudnie i mogła sobie na to pozwolić wybrał miejsce i godzinę.
Na miejscu pojawił się punktualnie, a nawet kilka minut przed czasem. Było zimno, więc czas który mu pozostał przeznaczył na podejście do kawiarni, w której zamówił dwie kawy na wynos. Z ulgą przyjął to, że nie było kolejek, dzięki czemu pod główne wejście do galerii wrócił w tej samej chwili w której dostrzegł zmierzającą tam sylwetkę Lottie. Przyspieszył nieco kroku i uśmiechnął się zrównując swoje spojrzenie z tym kobiecym.
Cześć. Dzięki, że zgodziłaś się pomóc. Nie cierpię tego przedświątecznego szaleństwa, zwłaszcza, że nigdy nie wiem co mam kupić, żeby kobieca część mojej rodziny poczuła się wystarczająco usatysfakcjonowana prezentami — wyjaśnił i podał jej kubek z kawą — Mam nadzieję, że lubisz kawę? Nie byłem pewny co lubisz, ale wziąłem jakąś piernikową latte — dodał i upił łyk swojej. Na co dzień nie kusił się o takie smakowe eksperymenty, ale tym razem dał się przekonać kasjerce, że będzie to najtrafniejszy wybór, bo w ostatnim czasie to właśnie tej kawy schodziło mu najwięcej. I musiał przyznać, że była dobra.
Chodź, wejdziemy do środka. Cholernie tu dzisiaj zimno — nie było co stać na tym mrozie i czekać nie wiadomo na co, dlatego zaraz skierował się w stronę wejścia — Od razu mówię, że wolę się zdać na twój gust. Podejrzewam, że masz większego rozeznanie w tym, w jakich sklepach można znaleźć inspirację na prezenty? — zagaił, gdy uderzyło w nich ciepłe powietrze z klimatyzacji, powodując, że od razu rozpiął kurtkę.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „South Lake Union”