WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To nie tak, że zabrało mu się na randkowanie. Choć, fakt, wystroił się co najmniej przyzwoicie – nawet koszula zdawała się bardziej uprasowana niż zwykle, co poprzedzone zostało odebraniem, „na świeżo”, prosto z pralni. Wydawać by się mogło, że kiedy zasiadał przy stoliku wraz z Mae – to właśnie ona była tym obiektem starań, dla którego Rhys Newman nie przypominał dzisiejszego wieczoru tego samego Rhysa Newmana, jakim był na co dzień.
Może dlatego, że po raz kolejny wciskał się w cudze szaty i cudze imię. A może dlatego – co wynikało jedno, z drugiego – że znów kręcili się tu i ówdzie, dla podtrzymania pozorów i zabicia czasu, w poszukiwaniach nowych informacji dotyczących drzewa genealogicznego Crawfordów. Pracy nad tym niemal mitycznym projektem, który pozwolił Newmanowi po raz pierwszy przekroczyć progi domostwa Colemanów. Po całym dniu spędzonym na grzebaniu w starych bibliotecznych archiwach, niewykonalnym było nie zatrzymać się na szybką kolację. Padło na knajpkę w stylu indyjskim.
Ty w ogóle wiesz jak to się je? – Zerknął na dziewczynę, która dobierając się do swojego curry, łapała dziarsko za nóż. Chwycił więc za kobiecy nadgarstek, wycofując go nieco, a następnie nakierowując na łyżkę. – Chyba, że chcesz zrobić z tego miejsca miejsce zbrodni. Myślę, że widelcem też byś sobie poradziła. Skoro nawet ołówek daje radę. – Wzruszył ramionami, uśmiechając się jakoś mizernie, pobłażliwie. Kto by jej zabronił zostać nowym Johnem Wickem?
Znowu ślepy zaułek, co? – mruknął, opierając łokieć o stolik, brodę natomiast – o szeroko rozwartą dłoń. Wepchnął sobie pierwszy kęs do ust. Przeżuwszy, dodał. – Drzewo. Genealogiczne. Chyba jednak nie pójdzie mi to tak sprawnie, jak na początku myślałem-m-Mae? Wszystko okej? – Zmrużył ślepia, wbijając spojrzenie w lekko zaczerwienione lico dziewczyny.
Boże, Mae, przystopuj trochę, powoli! Wzięłaś najostrzejsze, a wcinasz, jakby to śniadanie Charliego było. – Westchnął. – Chcesz się zamienić? – Taki był, cholera, litościwy. Do czasu, kiedy odchylił się z lekka, dostrzegając kątem oka nikogo innego, jak Vex. Swoją siostrę. Siostrę, z którą nie miał odwagi porozmawiać od czasu swojego wyjazdu. Od czasu dwuletniej absencji. Zakrztusił się niemal, podrywając do pionu.
Wiesz co… Muszę… Skoczę na chwilę do toalety. Daj mi… daj moment – rzucił, czując, że, bez wątpienia, nie zdąży się wycofać niezauważonym. Cholera.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Lubiła czuć się tak, jakby to rzeczywiście dla niej potrafił się wyszykować – jak mankiety koszuli w kratkę były starannie podwinięte aż do opiętych bicepsów, jak kołnierzyk zginał się idealnie na łączeniach materiałów oraz jak ledwie zauważalnie widać było różnicę w ułożeniu jego włosów. Nawet jeśli wszystko to było jedynie iluzją, która miała zaprowadzić go do celu, było w tym coś, co ją urzekało.
- Mam nadzieję, że dzieciaki nie dają się za bardzo w kość Rosie. George jest nie do zniesienia. Nawet ona ma go dosyć, wiesz? – wymruczała w jego stronę, rozglądając się po niezbyt dużym, ale całkiem sympatycznie przyrządzonym lokalu. Jej palce przesuwały się przez chwilę po szyjce od lampki białego, wytrawnego i mocno schłodzonego wina.
- Nie wiem czy zwróciłeś uwagę, ale… – dodała uśmiechając się w rozbawieniu, nim mężczyzna nie przyniósł im dwóch kolorowych, smakowicie wyglądających dań.
- Im bardziej coś ją drażni, tym mniej mówi po angielsku – odsunąwszy od siebie kieliszek, złapała zaraz za nóż i widelec, z zamiarem przystąpienia do konsumpcji. Ciekawiło ją zestawienie tylu smaków: począwszy od limonki, poprzez mleczko kokosowe a zakończywszy na krewetkach. Pech chciał, że brutalnie jej przerwano.
Przyjemny dreszcz owiał jej ciało, momentalnie dostarczając do umysłu sygnał uspokajający – dokładnie ten sam, który pojawiał się, ilekroć to Newman ocierał się o nią; w mniej lub też bardziej przypadkowy sposób.
- Hmh? A więc to stąd ten pomysł? – zapytała, posłusznie jednak biorąc polecone przez detektywa narzędzie.
- Chciałeś się przede mną popisać, tak? – nie wiedziała przecież, że podczas oczekiwania na ich porcje curry, blondyn grzebał w telefonie, aby upewnić się, w jaki sposób w ogóle powinno się to jeść.
- Jesteś pewien, że to całe… tofu to dobry pomysł? – jej mąż miał awersję do wszystkiego, co wegańskie. Zawsze śmiał się, że sałatkę jada tylko z boczkiem. I rzeczywiście tak było. Do warzyw i owoców miał długie zęby, lecz do kotletów, udek z kurczaka czy innych zwierzęcych rarytasów nie miał nigdy oporów.
Poinstruowana w jaki sposób należało jeść, powoli zaczęła wpychać w siebie kolejne łyżki smakowitości, co jakiś czas popijając winem w taki sposób, jakby sączyła co najmniej gazowaną wodę.
- Co? Nie jest źle, ja… ekhem, lubię na ostro – Coleman zażartowała, posyłając mu rubaszny, choć może i także nieco wstydliwy uśmieszek.
- Poza tym, chyba wziąłeś czerwone curry, dobrze pamiętam? – dopytała jeszcze, nim ten nie poderwał się niczym oparzony ze swojego krzesła.
- Co? – rzuciła za nim wyjątkowo pytająco, przenosząc zieleń swego spojrzenia wprost na opięte od koszuli plecy.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

To był ten dzień, w którym Vex podtrzymywała sama przed sobą pozory <i>interesującego</i> życia, jakby ilośc lajków na instagramie czy innym fejsbuku pod zdjęciem z imprezy miała jakiekolwiek znaczenie. Nie miała żadnego, nawet tego nie robiła, bo jakoś nie po drodze jej było z tego rodzaju portalami; wystarczyła jej sama świadomość tego, że nie siedzi bezczynnie w domu, wgapiając się w okno albo oglądając pierdoły w internecie, nie mając nawet do kogo mordy otworzyć. W takim spędzaniu czasu nie było oczywiście nic złego i czasem jej się to zdarzało, częściowo nawet to lubiła, jednak czuła niewytłumaczalną dla niej potrzebę, by wychodzić i mieć jakieś życie towarzyskie. Nie zawsze czuła się całkowicie swobodnie w takich sytuacjach, a przynajmniej na początku, bo im dłużej trwało spotkanie, tym było lepiej, luźniej. Jeszcze mniej swobodnie było, gdy jednak siedziała samotnie, bo wtedy wydawało jej się, że takie życie nie ma sensu – jakkolwiek banalnie i na wyrost górnolotnie to brzmi.
Ostatecznie wylądowała na jakimś undergroundowym koncercie z koleżankami i całkiem dobrze się bawiła, nie miała na co narzekać. Do domu im jednak nie było po drodze, za to bardzo po drodze było do baru, gdzie wypiły mniej więcej po trzy kieliszki tequili, po których natomiast pojawiło się gastro, jakby sobie wypaliły całą faję nie wiadomo czego, choć absolutnie niczego nie paliły. Kolejnym przystankiem była więc jakaś knajpa z indyjskim żarcie, czego nie wybrały do końca świadomie – po prostu była po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko baru, z którego wyszły nieco hałaśliwie, równie hałaśliwie wchodząc do owego lokalu z jedzeniem.
Vex już sobie wyobrażała, że zamówi Pad Thai, bo miała na to taką ochotę… A nie, to jednak nie w tym miejscu. Przez kilka sekund, gdy koleżanki akurat zajmowały stolik, odczuwała małe rozczarowanie, które zakiełkowało w jej nie do końca sprawnym umyśle; nie było to jednak na tyle ważne, aby się tym przejmować, po prostu zamówi coś innego. Zaraz sobie przejrzy kartę i coś wybierze. Zanim jednak to zrobiła, rozejrzała się po lokalu, równocześnie zdejmując cienką, dżinsową kurtkę. Zrobiła to tak zamaszyście, że materiał wypadł jej z rąk i wylądował na podłodze, więc szybko się schyliła, a kiedy na powrót się wyprostowała, spojrzenie trafiło akurat na jakże znajomą postać.
To były tylko trzy kieliszki i choć Vex nigdy nie należała do zbyt dużych osób, nie było też tak, że taka ilość alkoholu zmiatała ją z nóg. Chodziła prosto, nie plątał jej się język, dobrze kontaktowała, nie było więc szans, aby pomyliła własnego brata z kimś innym. Jedynym efektem ubocznym mogło być jedynie to, że odwaga jej wskakiwała na nieco wyższy poziom, przez co niekiedy mówiła rzeczy, których normalnie by nie powiedziała, bo nie wypada; po prostu stawała się nieco bardziej bezpośrednia niż zazwyczaj. W innych okolicznościach pewnie by się zachowała w nieco bardziej cywilizowany sposób, a nie wydarła na pół lokalu „Rhyyys!”, żeby zwrócić na siebie uwagę – w zamierzeniu tylko brata, a przy okazji, niestety, też reszty klientów. Przelawirowała między stolikami, aby dotrzeć do tego jednego, konkretnego.
Nie wydawała się zdziwiona, choć powinna być, to w końcu był naprawdę przedziwny zbieg okoliczności, lekko niewiarygodny nawet, ale w tamtym momencie miała zbyt dobry humor, by analizować takie rzeczy. Zbyt dobry nawet na to, aby się wściekać, choć ku temu miała powody i to wcale nie jakieś błahe.
- Wiesz co, nawet nie zadzwoniłeś! - mimo to, w głosie Vex wyraźnie było słychać pretensje, kiedy to wypaliła; bez zbędnych wstępów czy choćby przywitania; zorientowała się też, że nieco zbyt głośno rozbrzmiało to zdanie, więc na chwilę się uciszyła.- Serio muszę cię spotykać przypadkiem, żeby się przekonać, że wróciłeś i tak bardzo mnie olałeś? - mówiła już nieco ciszej, po czym spojrzenie skierowała na towarzyszkę brata.-Dosiądę się - oświadczyła pewnie po kilku sekundach i już, już szukała spojrzeniem krzesła, które mogłaby sobie dostawić do stolik zajmowanego przez ową dwójkę.- Idziesz gdzieś? - spytała jeszcze, bo jak by nie patrzeć, to jednak wstał, więc chyba miał taki zamiar; ale nawet jak sobie pójdzie, to nic, Vex sobie chętnie pogawędzi z babeczką siedzącą przy stoliku, kimkolwiek była. Potrafiła się przecież zachować. Należało to docenić, w końcu poza nieco zbyt głośnym mówieniem wcale nie odstawiła żadnej szopki, choć mogłaby. I pewnie by to zrobiła, gdyby prócz teqili chlapnęła sobie coś jeszcze - mieszanie przecież było niewskazane.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

ObrazekMógł się tego spodziewać. A co za tym idzie – mógł temu, również, przeciwdziałać; w porę, kiedy miał jeszcze czas. Wystarczyło unikać publicznych wyjść lub dobierać je z odrobiną większego… rozsądku. Teraz – w chwili, w której na jego drodze stanęła Vex – wiedział, że tylko łudził się myślą, jakoby jeden czy dwa wypady (żadne towarzyskie wyjścia, bynajmniej!) miały przejść bez echa. Bez konsekwencji. A jednak, coraz częściej upewniał się, że błędy nie zostaną mu wybaczone. Nie od tak. Wszystko miało swoją cenę.
Oczywiście, to samo "wszystko" wyglądałoby zupełnie inaczej, gdyby załatwił sprawy w należyty sposób, od początku. Wróciwszy do Seattle, tak naprawdę pierwszym adresem, który zaświtać winien w jego głowie, był adres siostry. Numer telefonu, krótka informacja o treściwym przekazie – „wróciłem”; cokolwiek. Po raz kolejny przekonał się więc, że nie tylko kłamstwa mają krótkie nogi, ale tchórze również. On najwidoczniej pozostawał parszywą hybrydą, wypadkową tych dwóch przywar.
Przepraszam cię, Mae, ale…
„Rhyyys!” – Cholera. Myśl, Newman. Myśl, myśl.
Myśl.
ObrazekStwierdzenie, że to pomyłka, byłoby jak strzał w stopę. Nie zostałoby potraktowane poważnie, a prawda wyszłaby na jaw szybciej, niż zapewne sam zdążyłby rozeznać się w sytuacji. W którą, notabene, sam się wpakował. Sam sprowokował. Należało mu jednak oddać – wiedział, jak spartaczyć robotę. W tym zdawał się nie mieć sobie równych.
Nienienie, nie, nie! – zaprzeczył natychmiast w odpowiedzi na pomysł o ewentualnej „dosiadce”, jednocześnie odciągając dziewczynę na bok – gdzieś w kierunku, w którym początkowo zmierzał. Toalety, zaplecza, wyjścia ewakuacyjnego; nie dbał o to. W tej samej chwili obrócił się przez własne ramię, nawiązując z Coleman zupełnie przelotny kontakt wzrokowy. Ruch warg, wraz z odpowiednio przedstawioną gestykulacją – sprowadzoną do każdego z możliwych sygnałów, mających uzmysłowić ją, że „nieznajoma” jest absolutnie pijana.
Co ty tu, u licha, robisz? Przecież ty nawet nie przepadasz za indyjskim żarciem! I… co z tobą…? – Pomruk natychmiast stracił na pewności siebie, kiedy oto Rhys Newman zrozumiał (raczej dotarło do niego wreszcie), że dziewczyna przez dwa ostatnie lata mogła już pełnoprawnie korzystać z dobrodziejstw (ehe) alkoholu. To nie te czasy, kiedy mógł strofować ją za spożycie, czy nawet jego nadmiar. – Słuchaj. O-odezwę się, okej? Zadzwonię, pogadamy, a-ale… teraz musisz już iść, dobrze? Pracuję, Vex – sapnął, nie oglądając się nawet na Mae; która, gdyby zdecydowała się podejść, zapewne usłyszałaby wszystko aż nazbyt wyraźnie.
ObrazekNie myślał nawet, kiedy po raz kolejny tego wieczoru podejmował ryzyko. Wszakże wystarczyło tyle, by młodziutka Newman z dotychczasową werwą w głosie zakrzyknęła, że „nigdy nie oddzwania”, albo – nie wiedzieć co gorsze – z (donośną) ulgą zaaprobowała propozycję spotkania.
… pracuję nad… ważną… dla mnie… relacją? – sprostował zaraz, nieco niepewnie; nie wiedząc do końca w jakim kierunku powinien zmierzać z naręczem nawarstwiających się kłamstw i niedopowiedzeń.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pytanie ugrzęzło jej w gardle dokładnie w momencie, w którym to jakaś dziewczyna rozdarła się na knajpkę bliżej nieokreślonym dźwiękiem. Dobrą chwilę zajęło jej zrozumienie tego, że:
a) krzyczała czyjeś imię
b) krzyczała to w ich kierunku
Marszcząc lekko swój nos, jej spojrzenie wędrowało od rozkosznej młódki po dużo starszego i mocno skołowanego mężczyznę – z niedowierzaniem najwyraźniej zauważając, że się znali.
Kim był Rhys? Dlaczego tak wołała na Gregga? To były pierwsze pytania, które zaświtały jej w głowie, nim dotarły do niej pierwsze nieśmiałe sygnały podsyłane przez zazdrość.
Dlaczego nie zadzwoniłeś?
Jedzenie ugrzęzło w jej gardle, zmuszając do głośniejszego odkaszlnięcia. Dłoń powędrowała po kieliszek z alkoholem, by zamoczyć usta w schłodzonym trunku i spić przynajmniej połowę zawartości. Nie dlatego, by jakoś przełknąć zielone curry, a poczucie bycia oszukaną.
Nie była pewna, co paliło ją bardziej – kilka ostrzejszych przypraw, czy może każda kolejna myśl, która to odbijała się od tyłu jej głowy i dopowiadała sobie coraz to lepsze scenariusze. Z urazą łapiąc się na tym, że była tak łatwowierna, że prawdopodobnie wpuściłaby do swego domu nawet i złodzieja.
Krótki, wymuszony uśmiech kiedy to się odwrócił, dopicie resztki zalegającej na dnie i dłubanie niemrawo w talerzu, który znajdował się na stole. Krewetka ponuro łypała na nią w sosie wraz z fasolką i ryżem, prawdopodobnie zastanawiając się nad tym, dlaczego ktoś tak miły i uprzejmy jak Gregg miał drugą na boku.
George, Mitch, Gregg.
Czy istniały jeszcze jakieś problemy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No co za…! Usiąść nawet nie pozwolił! A przecież o wiele lepiej rozmawia się na siedząco, jest luźniej i w ogóle, a nie tak w biegu, gdzieś w kącie, nerwowo. Trochę ją to zirytowało, że została odciągnięta, bo to w dodatku wyglądało tak, jakby się jej wstydził własny brat. Serio, nie była nawalona, żeby się jej wstydzić, naprawdę normalnie kontaktowała. Rękę zabrała ze zirytowanym prychnięciem.
- A od kiedy się orientujesz, jakie ja żarcie lubię? Przecież sobie zniknąłeś i miałeś mnie gdzieś. Dużo się w tym czasie zmieniło – może zabrzmiała trochę patetycznie, nadal też mówiła odrobinę za głośno, ale nawet nie zwróciła na to uwagi.
Odwróciła się na chwilę, aby spojrzeniem odszukać koleżanki, bo jednak nie przyszła tu sama, były jednak na tyle wesołe (i głośne), że najwyraźniej wisiało im, czy Vex siedzi z nimi, czy gdzieś zniknęła. Po nich zdecydowanie było widać, że coś sobie chlapnęły, bo pannie Newman... Cóż, trochę na pewno, inaczej panowałaby nad głosem, ale też wcale nie jakoś specjalnie, więc insynuacja, że niby coś z nią teraz nie tak, tylko ją rozeźliła.
- Aha, jasne – znów prychnęła, równocześnie unosząc rękę, aby palcem trochę pociągnąć powiekę w dół, co oczywiście miało oznaczać „o tu mi czołg jedzie”.- Tyle czasu nie potrafiłeś zadzwonić, mimo że ja wydzwaniałam jak głupia i teraz nagle zadzwonisz? A od kiedy jesteś w mieście, co? I jakoś się nie raczyłeś odezwać.
To zdecydowanie nie było dobre miejsce na wyciąganie takich rzeczy, ale skoro już się natknęła na brata, to jak miałaby odpuścić? Gdyby teraz się zgodziła, uwierzyła mu i wycofała, to najprawdopodobniej znowu nie mieliby kontaktu, bo nie odbierałby telefonu. O nie, nie. Vex nie miała zamiaru odpuścić. Daleka była wprawdzie od tego, aby narzucać się ludziom i na siłę podtrzymywać znajomość, ale, cóż, przecież nie miała teraz do czynienia z jakiś tam zwykłym znajomym.
- No to ci pomogę w tej pracy! – oznajmiła wspaniałomyślnie.- Niech biedaczka wie, z kim ma do czynienia i na co się pisze – nie zabrzmiało to miło, ale nie miało tak brzmieć; choć oczywiście Vex nie zwykła sabotować związków brata (ani kogokolwiek), chciała mu teraz tylko wbić szpilę. I nie miała zamiaru wypuścić Rhysa z rąk, skoro go już dopadła – nawet jeśli całkowicie przypadkiem.
Jakoś go ominęła, wywinęła się i w ogóle obrotna była wyjątkowo, wcale jej się przez tequilę nie plątały nogi, więc jeśli próbował złapać, powstrzymać czy cokolwiek – nie było szans. W tamtym momencie Vex miała nadnaturalne mocy księżniczki Disneya i akurat Rhysa to chętnie by potraktowała lodem jak Elsa czy ta druga Anna, ale mogła jedynie chwilę wcześniej zmrozić spojrzeniem. Tym razem już nie szukała dodatkowego krzesła, tylko po prostu zajęła to, które chwilę wcześniej zostało przez Rhysa zwolnione. Swój jakże promienny uśmiech posłała babeczce siedzącej po drugiej stronie stolika.
- Cześć – powiedziała na początek dosyć mało błyskotliwie.- Pani pozwoli, że się przysiądę – wyglądała na MILFa, chyba wypadało powiedzieć „pani”, prawda? Prawda? Tak się Vex zdawało.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Mae nie chciała tego robić - mimo wszystko wytężała swój słuch, z nadzieją iż dowie się czegoś więcej.
Kim była ta rozkosznie buńczuczna małolata? I czego chciała od Gregga?
Kawałek krewetki wsunął się samoistnie na łyżkę, a następnie wylądował w ustach, zahaczając przy okazji o fragment odsłoniętej skóry. Coleman przetarła nerwowo policzek, czując nieprzyjemny gorąc wstępujący na twarz.
Zieleń oplotła spojrzeniem parę, przeżuwając pełną emocji konwersację.
Czy Gregg naprawdę lubował się w takich dziewczynkach? Jej delikatne rysy twarzy, gładka, mocno podkreślone oczy, jędrna i napięta skóra pod koszulką to wszystko, czego ona nie miała.
Ona była pomarszczona tu i tam. Rozstępy odznaczały się sinymi pasmami, które przecinały brzuch i uda, niczym nocne niebo burza.
Była starsza. Dużo starsza i bardziej doświadczona przez życie aniżeli Vex.
Nic więc dziwnego, że uległ pokusie - gdyby nie orientacja seksualna, prawdopodobnie sama zrobiłaby podobnie.
Kiedy więc Newman zasiadła przy stole, Coleman nieco się wyprostowała. Brew powędrowała do góry, przyglądając się jej uważnie, by zaraz spróbować odszukać Rhysa.
- Cześć - odparła, nie będąc w stanie zrozumieć tego, co właśnie się zadziało.
- Nie no, jassne. Może... może ja po prostu zostawię was samych. Wygląda na to, że macie sobie sporo do powiedzenia, skoro... skoro nie zadzwonił - jeśli tylko podszedł do stołu, bez wątpienia mógł usłyszeć wyjątkową suchość w ostatnich słowach, które wypowiedziała, nim zaczęła się podnosić.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Cokolwiek by się nie działo, pewien pozostawał jednego – nie mógł otwarcie przyznać, że ta „urocza młódka” (nie oszukujmy się; nawet jeśli miała prawdziwie złote serce, Rhys nigdy nie pokusiłby się o takie nazewnictwo względem własnej siostry) to jedna z najbliżej spokrewnionych z nim osób. Oczywiście istniała szansa na zarzucenie jakiejś bajeczki pod tytułem „pseudonimu” czy sam Bóg wie co innego miałoby kryć się za imieniem Rhysa – imieniem cudzym, nieznanym, nieistniejącym. Nie dla Mae. A jednak nie przewidywał, by kobieta dała nabrać się na tak tanią, pospiesznie skleconą śpiewkę. Może i popełniła błąd, że wpuściła go do swojego życia. Ale nie była głupia.
Nie była.
I lepiej niech tak zostanie. Niech nie wie, z kim ma do czynienia. Z kim n a p r a w d ę ma do czynienia; wygarnął sobie w myślach, by zaraz pognać w kierunku stolika, przy którym to działo się – lekko to ująwszy – nieciekawie. Zdążył tylko posłać Mae przepraszające spojrzenie.
Łatwiej będzie błagać o wybaczenie, niż tłumaczyć się ze wszystkiego, co miał za uszami. Miał sporo.
Mae? Mae, cholera! – szczeknął za nią. Mniej więcej w chwili, w której podniosła się już, z jasnym zamiarem „zostawienia ich samych”. Zrobił krok w kierunku blondynki, zastępując jej drogę. – Mae? Mae, nie będziesz szła na piechotę. Zaczekaj na mnie w samochodzie. Wyjaśnię… – Podniósł spojrzenie na siostrę. Całe szczęście, nie byli do siebie zbyt podobni. – … wyjaśnię tę sprawę i zaraz będę. Po prostu zaczekaj. – Skinął pokrzepiająco głową, chociaż świadom był, że nawet spokój zahaczający o głębię pierdolonej nirwany nie pozwoliłby mu uniknąć zawodu, jaki dostrzegał w oczach Coleman. Mógł tylko modlić się o jakiś cholerny cud – o to, że naprawdę zaczeka w samochodzie. Że nie uniesie się dumą, że i z nią będzie mógł sobie wszystko wyjaśnić.
To znaczy – skłamać. Jak zwykle, tylko do tego sprowadzał każdą z prób, mającą naprawić sytuację. Własne niechlujstwo działań.
A ty… ty… - Odwrócił się w stronę Vex, wzdychając ciężko. Źrenice mężczyzny zahaczyły o sufit, zupełnie tak, jakby – na kimkolwiek nie opierać swojej wiary – liczył, że to właśnie stamtąd nadejdzie mu pomoc w kryzysie. – Wydaje ci się, że to jest jakiś cyrk? Że możesz tak po prostu wtrącać się w nieswoje sprawy?! – szepnął tym znanym każdemu, „krzykliwym” szeptem; tonem ostrym, a jednocześnie, na swój pokrętny sposób, niemal błagalnym. Ostatnie, na czym mu zależało, to dać się zdemaskować w ferworze kłębiących się emocji.
Przyszłaś z nimi? – Wskazał palcem na grupkę dziewczyn, które, ewidentnie, zabawiały się właśnie w najlepsze. – Zresztą, nieważne. Mam cię traktować jak dorosłą, tak? To zachowuj się jak dorosła. – Mruknął coś pod nosem. Może po prostu w pewnym momencie wzięła z ciebie przykład, co, Rhys? Też nie służysz za wzór dojrzałości. Cmoknął coś pod nosem w niezadowoleniu. – Dobra, okej. Może masz rację, powinienem był zadzwonić, jak tylko się tu pojawiłem, ale… – przyciął się. Ale, tak właściwie, co? Jaką mądrością uraczysz nas tym razem? Jakim usprawiedliwieniem; jaką wymówką?
Zasłużył. Zasłużył na to, aby go ofukała. Proszę bardzo; miała teraz ku temu okazję.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czy to był ten moment, w którym powinna wyciągnąć popcorn i oglądać przedstawienie? Scenkę, do której sama doprowadziła? Vex nie była aż tak bezduszna, nie lubowała się w robieniu innym na złość i psuciu ich szczęścia, więc nie było rozbawienia na jej twarzy, gdy zorientowała się, ku czemu to wszystko zmierza. Z jej perspektywy nie zrobiła nic aż tak złego, to był jedynie mały psikus, bo w końcu nie wpadło jej do głowy, że Mae zwyczajnie nie wie, że Vex jest siostra Rhysa ani nie miała pojęcia (bo niby skąd) że posługuje się on innym imieniem. A wystarczyłoby zadzwonić po powrocie, wspomnieć o tym czy owym, nie byłoby całej tej sytuacji; a nawet gdyby się wydarzyła, to jednak wyglądałaby nieco inaczej, bo przecież przy takim przypadkowym spotkaniu nie wyskoczyłaby z pretensjami, tylko przyjaźnie by się przywitała – nie miałaby o co mieć pretensji, skoro porozumieliby się przez telefon wcześniej. Tak więc najwyraźniej wszystko właśnie o to się rozbijało.
Spoważniała nieco. Nie potrafiła jeszcze określić, odczytać nieco lepiej, o co tu chodzi, czy bratu naprawdę zależy na tej kobiecie, czy chodzi o coś związanego z pracą, tak jak odruchowo powiedział (bo przecież jej to wcale nie umknęło), ale niezależnie od tego, nie powinna w ten sposób sabotować jego działań. To znaczy, chwila, nie sabotowała aż tak, w końcu „nie zadzwoniłeś!” nie było zarezerwowane tylko dla ex-partnerek i choć wywołanie takiego wrażenia nie było celem Vex, to najwyraźniej jednak w taki sposób zostały odebrane jej słowa.
Wyrwało jej się westchnienie, gdy tak skakała spojrzeniem od jednej postaci do drugi i z powrotem.
- Nie wtrącam się w nieswoje sprawy, to są moje sprawy[/b] – zauważyła i to w sumie całkiem logicznie; to znaczy racja, nic jej było do związków czyichkolwiek, ale tu nie do końca chodziło o to (choć na początku chciała faktycznie zrobić małego psikusa, ale w raczej nieszkodliwy sposób, na przykład opowiadając jakąś kompromitującą Rhysa historyjkę sprzed lat), bardziej o to, że skoro już się totalnym przypadkiem natknęła na własnego brata, to chyba ma prawo się do niego odezwać? – Co, miałam udawać, że nie poznaję własnego brata albo po prostu cię nie znam?
Podążyła spojrzeniem za ręką, która wskazała jej znajome, jedna było to bardziej odruchowe niż świadome działanie. Niezależnie od tego, czy chodziło o pracę, czy faktycznie zaczął się spotykać z tą kobieta na serio, nie powinna tego psuć. No i nie miała wcale takiego zamiaru, wyszło niefortunnie i zdecydowanie niechcąco.
- Mae, tak? – przeniosła spojrzenie na kobietę.- Usiądź, proszę. Wydaje mi się, że nieco opacznie to wszystko zrozumiałaś… Pewnie się nawet nie przyznał, że ma siostrę, co nie braciszku? – posłała mu znaczące spojrzenie wypełnione przy okazji chęcią mordu, że musi teraz ściemniać. Zorientowała się, że musi jakoś wybrnąć z tej sytuacji, nie podając zbyt wielu szczegółów, żeby nie zrobić z niego totalnego dupka, bo jeszcze straci w oczach swojej nowej wybranki. Niech się cieszy z okazanej łaski, a policzą się później.-Tak więc, jak widzisz, nie jestem żadnym zagrożeniem. Trochę się ostatnio poprztykaliśmy i teraz nie odbiera moich telefonów, więc jak was zobaczyłam, to nie mogłam sobie odpuścić przecież, wybacz mi to najście – zmusiła się do uśmiechu.- I, doprawdy, ty chyba też powinieneś się zacząć zachowywać jak dorosły, bo tak się składa, że dorośli ludzie nie unikają jednej, wyjaśniającej rozmowy z siostrą – pozwoliła sobie na małą szpileczkę na koniec, bo chociaż nie chciała robić cyrku, jak to określił, to jednak tego rodzaju uwaga mu się należała.- To co, siadacie? – spytała jeszcze jak gdyby nigdy nic. Nie należało liczyć na to, że Vex sobie teraz pójdzie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Było jej dziwnie - nie była właściwie pewna dlaczego. Czy powodował to alkohol, który wlała w siebie w zawrotnym tempie, czy może nieznajoma burząca spokój wspólnie spędzonego wieczoru.
Czuła się trochę tak, jakby ktoś właśnie powiedział jej przewrotną prawdę, w którą zawsze wierzyła za dziecka; że święty Mikołaj nie istnieje.
Jej radość nagle wyparowała na rzecz uporczywie tkwiącej guli w gardle, która to podskakiwała na naprędce stawianych kroków. Nie chcąc za cholerę opaść na dno żołądka i zniknąć. Rzucone przez niego imię nie sprawiło, że zatrzymała się, czy choćby odwróciła głowę w stronę, z której dobiegał.
Nawet wtedy, gdy dostrzegła cień jego postaci, nie była w stanie na niego spojrzeć.
Przez chwilę, w której to ugodzona duma wygrywała walkę z uczuciem, które zrodziło się na przestrzeni miesięcy spędzonych przy jego boku.
- Jasne, Gregg. Rhys. - rzuciła cierpko, chociaż nawet się uśmiechnęła.
Jak właściwie powinna się do niego zwracać? Co było prawdziwe?
Co było prawdą? Pokręciła głową.
- Ja będę siedziała w samochodzie, a Ty będziesz dojadał kolację z... z nią. Mam nadzieję, że wyczuwasz absurdalność tego pomysłu, co? - w nuty pełne spokoju i łagodności wkradło się niedowierzanie. I chyba coś jeszcze, co raczej nie trafiało się zbyt często.
- Przepraszam. - zaraz dodała zrezygnowana, unosząc bezradnie swoje ręce i niemalże w popłochu doszukując się na jego twarzy widoku urazy, czy też ran, które zadały mu jej słowa.
- To troszkę niefajne- zauważyła cicho, bezradnie.
- Po prostu niefajne. -
Milczenie rozniosło się pomiędzy dwojgiem ludzi, przypominając o tym, że byli sobie obcy. W dość nieprzyjemny, może i nazbyt brutalny sposób.
- Mae - potaknęła wreszcie, skupiając się na drobnej, Newmanowej twarzy.
Obcość ponownie uderzyła w nią ze zdwojoną siłą, uświadamiając, że tak mało o sobie wiedzieli - tak mało wiedziała o nim, podczas gdy detektyw znał większość szczegółów jej życia.
- I dlatego, że to twój brat, to wołasz na niego Rhys, tak? - wciąż wątpiła w tę śpiewkę. Nie byli nawet podobni.
- Jasne. - burknęła, nie łykając tego kłamstwa.
- Może po prostu ustalcie szczegóły między sobą. Na przyszłość czy coś. A ja... ja muszę wrócić do dzieci - uniosła dłonie w obronnym geście, wymijająco mężczyznę, a potem wymknęła się z lokalu. Jak złodziej złapany na gorącym uczynku, że rzeczywiście jej serce zaczynało bić tylko dla niego.

[zt]

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Poczekaj, Mae, daj mi to wszystko wytłuma... Mae! – wrzasnął za nią jeszcze, tym razem nie bacząc już na ewentualnych gapiów, którzy raczyli zainteresować się całym tym przedstawieniem. Widowiskiem, wręcz.
Patrzył więc, jak umyka jego ostatnia nadzieja – nadzieja, której trzymał się kurczowo, byle uniknąć konsekwencji swoich matactw i blagierstwa. Dotychczas wydawało mu się bowiem, że udźwignie to starannie haftowane na płachcie kobiecego zaufania kłamstwo. I owszem – dźwigał je, dopóki młoda Newmanka nie wpadła wprost na niego, wytrącając z równowagi. Jego wiarygodność wyślizgnęła się z rąk, a potem potrzaskała się na kawałki. Pozostało liczyć mu już tylko na to, by kawałki te okazały się na tyle duże, co i zdatne do powrotnego posklejania.
Złożenia w całość.

Westchnął. Westchnął, bo wiedział, że naprawianie tego, co – kolokwialnie rzecz ujmując – spieprzył, nie jest w tej chwili jego jedynym problemem. Pozostała rozmowa z siostrą, której ostatnimi czasy unikał jak ognia. Pewnie, że w tym wszystkim kierował się swoimi (w jego mniemaniu zrozumiałymi) pobudkami, ale nie spodziewał się, że każdy dzień z daleka od domu tylko pogłębi tą przepaść. Dystans, który sam – raz za razem, wyznaczał coraz śmielej. Karkołomnie.
Ucieczka przed przeszłością sama w sobie okazywała się konceptem kulejącym, nie wspominając już o tym, że, jak to się zwykło mówić – „na starych śmieciach” trudno o coś takiego jak nowy początek. „Świeży start”. Zacisnął usta w wąską linię.
Świetna robota, Vex – burknął, co podsumował jeszcze mało przyjemnym prychnięciem. Robił tak zawsze, ilekroć coś przebiegało nie po jego myśli; a co po jego myśli nie przebiegało wyłącznie z jego winy.
Bo, choćby zapierał się rękoma i nogami – to on popełnił błędy, z których dziś przychodziło mu się tłumaczyć. Rozliczać. Może właśnie dlatego wrócił do stolika. A jego blat posłużyć miał za arenę – za najprawdziwsze Koloseum dla konfrontacji, do której po przeszło dwóch latach miało dojść między nim, a zasiadającą naprzeciwko niego, siostrą.
No więc… zgadza się, wróciłem – zauważył, jakże rezolutnie. Nieco szorstko; ale w jego przypadku była to raczej norma, od której odstępstwa zdarzały się niezwykle rzadko. Istniała też całkiem spora szansa, że, w związku z obecnymi okolicznościami, naprawdę znalazł się w parszywym humorze. – Wróciłem, ale… pracuję nad czymś. Dlatego muszę być ostrożny. Rozumiesz? Nie możesz tak po prostu pałętać się pod nogami i liczyć, że… cholera, czy do ciebie w ogóle cokolwiek dociera z tego co mówię? – zapytał, ściągając brwi ku sobie. Nie był pewien, na ile jest wstawiona, a na ile wciąż jeszcze kontaktuje we w miarę trzeźwy sposób.
Obrazek

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

- A jak niby mam wołać – Vex zaburczała to bardziej pod nosem niż do kogokolwiek z obecnych; to przecież było absurdalne stwierdzenie teraz – skoro ktoś miał jakieś imię, to się go używało, co nie? W innych okolicznościach (a raczej w innym stanie) dopuściłaby do siebie też inne opcje, bo nie zawsze uzywało się właściwego imienia, ale i tak zapytanie pozostawało według niej absurdalne. W końcu nie miała pojęcia, że Rhys dla Mae jest jakimś Greggiem.
Nie wyszło miło, nie wyszło uprzejmie, Mae sobi poszła, ale Vex wychodziła z założenia, że jej przejdzie, a takie drobne rozczarowanie nie zaszkodzi – i nie było w tym podejściu beztroski ani bezduszności, tylko realizm i, cóż, tak to już bywało w dorosłym życiu. Nie próbowała na siłę kobiety zatrzymywać, tylko sobie sięgnęła po szklankę z woda stojąca na stoliku, bo jej się pić zachciało – pewnie z tych emocji, bo to na pewno nie był zalążek kaca! I nie przeszkadzało jej, że ktoś już w tej szklanki wcześniej pił.
W chwili dobrodusznej słabości chciała powiedzieć bratu, żeby biegł za wybranką, ale się nie odezwała, bo w sumie to sam powinien na to wpaść – nie pogniewałaby się ani trochę, serce nie wybiera czy jak to tam szło, ja mu zależy, to nich biegnie. Tylko że sam powinien na to wpaść, więc się nie odezwała, kiedy zdecydował się zostać.
- No ale co ja niby zrobiłam?! – oburzyła się trochę i było to słychać w tonie jej głosu.- Chciałam się tylko przywitać, bo tak się składa, że to moja pierwsza okazja na rozmowę z tobą od nie wiadomo jakiego czasu – pokręciła głową z dezaprobatą.
Musiała się jeszcze trochę napić, więc ponownie sięgnęła po szklankę. Może przez to sprawiała wrażenie, jakby kompletnie nie kontaktowała, bo nie skupiła spojrzenia na niczym (ani nikim) konkretnym, piła, jakby od tego zależało jej życie, bo kto by chciał umrzeć z odwodnienia, a oprócz tego pierwsze wrażenie już zrobiła, a tego się trudno pozbyć później, zwłaszcza jeśli nie minęło dużo czasu. Rhys musiał sobie już wczytać, że jest wstawiona i tak ją traktował. Ta samo jak sobie wczytał miliony lat wcześniej, że Vex jest tyko dzieckiem Niestety, już nim nie była.
- Chryste, tak, dociera, nie jestem narąbana – syknęła z irytacją, głośno odstawiając szklankę na blat stolika.- Jasne, rozumiem, masz pracę, ale wykonanie jednego telefonu i poinformowanie o wszystkim nie boli, wiesz? Wręcz przeciwnie, nawet wszystko ułatwia – nie zdołała się powstrzymać i w tamtym momencie przewróciła oczami, a później sobie odetchnęła.- Czaję, że możesz nie mieć ochoty utrzymywać kontaktów z ludźmi, których znałeś wcześniej. A nawet że nie chcesz się odzywać do rodziców. Ale myślałam, że z nami jest trochę inaczej. Bo widzisz, tak się składa, że jestem TWOJĄ SIOSTRĄ i wiesz, nawet jak zrobisz coś złego, to i tak stanę po twojej stronie – ton głosu Vexile jakoś tak złagodniał.- Więc może zamiast odstawiać jakieś cyrki lepiej wyjaśnić co i jak. A ja się postaram wymazać z głowy to, że się tak nagle wypiąłeś.
Na tym skończyła póki co, choć do powiedzenia miała jeszcze dużo rzeczy, na czele z zapewnieniami, że nie jest już dzieciakiem i naprawdę pojmuje dużo rzeczy. I sama też trochę doświadczyła w ostatnich latach.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#11 Święta spędzone w rodzinnym domu uświadomiły mu, jak Emerald ostatnimi czasy rozgościła się w jego życiu – zupełnie nieświadomie, co prawda, ale jednak. Przez dwa miesiące widywali się całkiem często – czy to na mieście, czy w swoich domach – a kiedy nagle nadszedł okres świąteczny, musieli ukrócić te spotkania do minimum. I choć początkowo Lachlan nie sądził, aby to jakkolwiek na niego wpłynęło, już po jednym dniu spędzonym w towarzystwie swojej rodziny zatęsknił za Emerald i perspektywą spędzenia choć jednej godziny w jej towarzystwie.
Może był idiotą, myśląc o niej tak często. Próbował przekonać siebie samego, że wcale nie, i że to nic nie znaczyło, ale ostatnie, świąteczne spotkanie z Kirą uświadomiło mu, jaką cierpliwością wykazywała się Campbell, wybaczając mu jego ubogie zdolności interpersonalne, niedomówienia (bądź zwykłe kłamstwa), niechęć do kotów i całą resztę rzeczy, które sprawiały, iż znajomość z nim stawała się katorgą. W trakcie tej krótkiej przerwy od ich spotkań dostrzegł też, że zdecydowanie jej nie doceniał, a jeśli już to robił to niedostatecznie mocno, więc tuż po nowym roku, w dniu, w którym wypadły jego urodziny, zaprosił ją do swojej ulubionej restauracji indyjskiej z zamiarem spędzenia z nią miłego popołudnia. Miał szczerą nadzieję, że przez ostatni tydzień nie doszła do wniosku, iż w tej relacji to ona była tą, która dawała więcej, i nie postanowiła dać sobie z tym wszystkim spokoju. Ech, typowy facet – po fakcie ogarnia, że jakaś laska jest dla niego stworzona.
Dotarł na miejsce trochę wcześniej i usiadł przy zarezerwowanym stoliku, z jakiegoś powodu trochę się stresując. Zawsze było tak, że kiedy chciał przed nią wypaść jak najlepiej, to albo robił z siebie idiotę, albo nieświadomie wszystko psuł. Tym razem zależało mu na tym, aby tak nie było.
Gdy dostrzegł ją w drzwiach wejściowych, wstał i uśmiechnął się automatycznie, uświadamiając sobie, jak bardzo mu jej brakowało.
Wyglądasz pięknie. – I wyglądałaby tak, czegokolwiek by na sobie nie miała. – Jak się masz? Jak po świętach? Mogę przysiąc, że moja mama utuczyła mnie o trzy kilo. – Skrzywił się lekko z nadzieją, że mimo wszystko nie było tego po nim widać, a potem nachylił się nad nią i pocałował ją na przywitanie, jakby to było coś zupełnie normalnego. Tym razem, nie kryjąc się już z żadnym sekretem, czuł się przy niej o wiele swobodniej.
<center><img style="padding: 5px; position: absolute; margin-top: -50px; margin-left: -95px;" src="https://www.transparentpng.com/thumb/du ... nXLeTs.png" width="400px" height="210px" /> <img style="border-radius: 1px; position: relative; border: #4b4438 solid 1px; padding: 2px; margin-top: 20px;" src="https://64.media.tumblr.com/62974eceffd ... 83613.gifv" width="200px" />

<div style="font-family: 'Times New Roman', position: absolute; cursive; font-size: 9px; text-align: justify; color: #4b4438; padding-top: -40px; margin-top: -15px; letter-spacing: 1px; line-height: 9px; width: 290px;"><center>like a dull sky day, i chased the sun</center></div>
</center>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

##

Nie mieli okazji do prawdziwego spotkania od momentu świąt. Wysyłane smsy i odbierane telefony to nie wszystko, bo chciała go poczuć, zatopić się w jego wargach i po prostu być obok. Udało im się wyskoczyć do kina, na jakiś stary film, na którym Eme przysnęła, a nawet i na gorącą czekoladę. Zaliczyli jarmark, kupili dodatkowe ozdoby na tegoroczną choinkę, którą btw. nie ubierał z nią, więc chyba powinna się obrazić i spędzali te dni w rodzinnym towarzystwie. Nic więc dziwnego, że tak bardzo potrzebowała go zobaczyć, ale Nowy Rok wcale nie był łaskawszy. Nie obyło się oczywiście bez wspólnego Sylwestra, a przynajmniej tego buziaka o północy, który mu skradła, bo nawet jeśli miałaby się pojawić w jego rodzinnym domu, z 31 grudnia na 1 stycznia chciała spędzić z nim. Nadeszła jednak data 4 stycznia, a Campbell latała jak poparzona po domu, sklepach i właściwie jedno było pewne - za cholerę nie wiedziała co mu dać na prezent. Umówili się w indyjskiej restauracji wieczorną porą, a ona wciąż miała kompletny rozpierdziel w systemie.
W końcu jednak wyszła ze sklepu i widząc, że ma niewiele czasu udała się szybko do domu. Prysznic, tematyczna kiecka, bo przecież były jego urodziny, a która by pasowała swoim designem do miejsca, w którym się umówili, no i oczywiście lekki makijaż. W zimie i tak zaraz go nie miała. Tu chusteczka, tu czerwone policzki od mrozu, nie wspominając już o tym, jak oczy łzawiły od szczypiącego wiatru. Zgarnęła botki, ubrała płaszcz i popędziła z prezentem do ubera, który zawiózł ją pod samą knajpę. W środku ktoś pokazał jej na odpowiedni stolik, przy którym siedział Lachlan. Podziękowała więc za pomoc i w raz z prezentową torebką udała się do Browna. Oh, wyglądał tak smakowicie. Czy mogli skipnąć to jedzenie? - Dziękuję - uśmiechnęła się szeroko i przytuliła się do mężczyzny. Tęskniła. - Wiesz, skoro tak, znam pewien sposób na spalanie kalorii w bardzo szybkim tempie - mruknęła mu do ucha, przygryzając lekko wargę. I wcale nie żartowała. Odwzajemniła pocałunek, stając na palcach i obejmując go za szyję. - Zdecydowanie za mało spędziliśmy czasu ostatnio, dziś nie zamierzam zostawiać Cię samego na noc. Przygotuj się - mruknęła cicho w jego usta i gdy się od siebie oderwali, zdjęła płaszcz i usiadła naprzeciwko Lachlana. - Och, mam prezent! - Przypomniała sobie o kolorowej torebce, którą mu podała. W środku była dwudziestopięcioletnia whisky w ładnej, dębowej skrzyneczce oraz pudełko cygar. - Ostatecznie nie wiem czy je palisz, ale wiem, że popalasz w ukryciu przed mamą - pokazała mu język. - Drugą część prezentu mam na sobie, więc z tym poczekamy - szepnęła, pochylając się nad stolikiem.
Obrazek

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Genesee”