WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#1

Didi dzisiaj miała cholernie krótką zmianę, bo niestety ale musiała z siostrą jeździć po lekarzach. Mimo wypadku to starsza Willis się nie poddawała i praktycznie co drugi dzień jeździła na kilkugodzinną rehabilitację by może jakimś cudem stanąć na nogi. Didi ją podziwiała za to cholernie, bo sama pewnie poddałaby się już dawno temu i przyzwyczaiła do faktu, że już nigdy nie będzie chodzić. No ale była ogromnym wsparciem dla starzej siostry i robiła za szofera urywając się na tą godzinę dziennie z pracy. Szef przymykał na to oko rozumiejąc, że Didiayer jest jedyną osobą, która opiekuje się siostrą. A dziś jeszcze dodatkowo musiały jechać na dodatkowe badania, które robiła co kilka tygodni by upewnić się, że wszystko jest z nią okej i nic się w organizmie nie babrze. Nie ma to jak strach przed odziedziczeniem w genach raka. Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że Didi tak naprawdę nie robiła sobie nic z tego powodu i nie przepadała się ani razu twierdząc, że na coś umrzeć musi.
Odwiozła siostrę do domu i pojechała na zakupy by w drodze powrotnej zatrzymać się na kawkę. Jasne mogła sobie zrobić takie w domu, ale dzisiaj nie miała chęci na to by jeszcze ogarniać kawę w domu, więc postawiła na zamówienie sobie czegoś w kawiarni. Miała swoje ulubione miejsca i do jednego z nich właśnie wpadła. Nie oszukujmy się, Didi była tu dość częstym gościem, więc część obsługi znała tego szatana. Stanęła w kolejce po swoje frape praktycznie nie skupiając się na tym co się dzieje dookoła. Dopiero gdy zaczęła się rozglądać za miejscem do siedzenia to w kolejce za sobą zauważyła osobnika, którego nie znosiła całym swoim wielkim serduszkiem. Fantastycznie! Ten dzień nie mógł się gorzej skończyć. Prychnęła sobie pod nosem i odwróciła by jej może nie zauważył. Wreszcie zamówiła swoje karmelowe frape wręcz z niecierpliwością czekając aż je dostanie w swoje łapki.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Ricky nie specjalnie znał Didi, bo nie miał na to żadnej ochoty. Wystarczyło mu, że jego dziewczyna non stop mówi o niej i tak naprawdę interesuje ją tylko ten temat. Didi to, Didi tamto, Didi powiedziała, że tam pójdziemy... Gdyby chodziło o coś innego, to może byłby nawet i zazdrosny, choć nigdy tak naprawdę nie należał do zaborczych facetów. Był z Astrid już wiele lat, znał ją od liceum i tak naprawdę nigdy nie dawała mu najmniejszego powodu. A teraz... Teraz, jako że chodziło o dziewczynę, sądził, że to jakaś toksyczna przyjaciółka, która nie ma własnego życia, chłopaka i przyjaciół, więc całe swoje zainteresowanie przelewa na jedną osobę. To było bardzo prawdopodobne, prawda? Bywało sporo takich osób, które musiały żyć cudzym życiem, bo swojego nie miały. Co prawda częściej to się zdarzało u młodszych osób w końcu zarówno Rick jak i Astrid byli już dorosłymi ludźmi.
Akurat szedł do pracy, na drugą zmianę. Lubił pracę w swojej knajpie no i wciąż czuł się dumny z tego, że ją dostał! Po drodze postanowił wstąpić po kawę. Nie był kawoszem, ale czasem lubił się napić jakiegoś szalonego napoju - czy to była kawa mrożona, czy dyniowa latte zależało od pory roku, Nawet różowych napojów z "unicorn" w nazwie się nie wystrzegał. Prawdziwi faceci nie boją się różu!
No i właśnie miał taki zamiar, kupić kawę i poczłapać dalej w stronę Fuji Sushi. To był już ten moment w kolejce, aby ściągnąć słuchawki z uszu bo jego kolejka się zbliżała. Usłyszał więc głos Didi i przewrócił oczami, bo Seattle niby takie duże, a on musiał wpaść na dziewuchę, której nie lubił. Spuścił głowę w dół, bo jemu też nie zależało na tym, aby go zauważyła.-Eee... mrożoną kawę na wynos-rzucił w końcu do kasjera, skupiając się na tym, aby wygrzebać odpowiednią kwotę w gotówce, bo mu ciążyły w kieszeni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Może widzieli się z kilka razy tak naprawdę, ale tylko było burknięte cześć i Dids najczęściej się zmywała w swoją stronę na bmxie. Ricky ją drażnił. Po prostu. Znaczy może nie do końca, bo był z Astrid, a to był główny powód do nieprzepadania za nim. Sama doskonale wiedziała dlaczego, ale przecież głośno się do tego nie przyzna! Po prostu wolała mruczeć Astrid o tym, że jak na faceta to jest zbyt wielkim domatorem i tyle. Didi musiała być praktycznie w ciągłym ruchu, a w domu siedziała tylko wieczorami gdy była naprawdę padnięta albo by spędzić czas z siostrą. W innym wypadku... wolała szlajać się po mieście albo jeździć stopem w nieznane. Dorośli ludzie, poważne związki, wspólne mieszkanie... bleh. Didi miała prawie trzydziestkę na karku i wolała korzystać z życia, inaczej mówiąc wolała po nocach brać udział w nielegalnych wyścigach.
Stała z boku początkowo próbując nie zwrócić na siebie uwagi. Wreszcie jedna z dziewczyn robiących kawę zawołała ją po odbiór -Dzięki piękna - odparła z tym swoim szelmowskim uśmieszkiem i już miała kierować się w swoją stronę gdy po prostu ją cos tchnęło. -Astrid w domu? - to było silniejsze od niej. Nagle doszła do wniosku, że mogłaby w sumie w drodze do domu wpaść z krótką wizytą od tak by się dowiedzieć co tam słychać i czy Astrid może przypadkiem nie wybrałaby się z nią w któryś weekend na małą wycieczkę. Widziała jego minę i prawdę powiedziawszy miała w nosie co sobie o niej Ricky myśli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

No niestety, Ricky był pierwszy w życiu Astrid i zdążył ją sobie zaklepać (hue hue), polizać i tak dalej. Cóż, byli licealną miłością, oczywistym było to, że przeżywali ze sobą wiele różnych pierwszy razów - pierwszy wspólny wyjazd, przeprowadzki do akademika, pierwsze mieszkanie - nie wszystko kręci się dookoła seksu, serio! Oczywiście, to było coś, co łączyło Astrid i Ricka, jednak nie byli już napalonymi nastolatkami, którzy nie wychodzą z łóżka. To była dorosłość i niektórzy mogli mówić, że to nudne, że geriatria... Jemu to jak najbardziej odpowiadało, a fakt, że osoby starsze od niego wciąż imprezowały do utraty przytomności, o niczym nie świadczył. Każdy ma prawo do zachowywania się tak, jak chce. Jego dziewczynie musiało to odpowiadać, choć jeśli miała ochotę na coś innego, to mogła przecież sama wyjść, a czasami mogła użyć swojego daru przekonywania.
-Nie sądzę-odpowiedział, bez większego entuzjazmu. Jak wychodził z mieszkania, to zostawił je puste. Jednak znał plany, przynajmniej ramowe swojej dziewczyny, dopiero co rozmawiali przez telefon. Jednak nie zamierzał mówić tego na głos. Dlaczego? Dlatego, że nie musiał, z prostego powodu. Nie miał żadnych zobowiązań. Ani nie oczekiwała tego od niego Astrid, ani nikt inny. A że jego odpowiedź nie była zbytnio miła... Cóż, na szacunek może każdy zasługuje z marszu, ale na sympatię już niekoniecznie... A on odczuwał w kościach, że Didi również nie darzy go szczególną miłością.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Facet nie ściana, można przesunąć. Z takiego założenia wychodziła, ale na tyle ceniła sobie przyjaźń z Astrid, że nie miała w planach ingerować w cokolwiek. No dobra, może nie tak do końca, bo swoje zdanie na jego temat wyrażała praktycznie za każdym razem. Była cięta na blondyna i tyle. Nic tego raczej nie mogło zmienić. Ludzie czasami tak mają, że nie muszą poznawać człowieka wiedząc, że ta osoba będzie im działać skutecznie na nerwy swoim jestestwem. Tak właśnie było z Didi i Rickym.
Willis było wszędzie pełno i jakoś sobie nie wyobrażała siedzenia w domu całymi dniami i odpoczywania. Była zbyt energiczną osobą by wytrzymać dłużej niż godzinę. Czasami własna siostra miała jej już dość w domu i praktycznie wyganiała siłą. A uderzenia wózkiem inwalidzkim po kostkach bolą. Didi może to jak najbardziej potwierdzić.
-Hmm... szkoda - upiła łyk swojej zimnej frape i cmoknęła z zadowoleniem. W sumie to chyba poczeka aż dziewczyna, która przygotowuje napój Hestera skończy swoją zmianę. Kumplowały się, więc Dids zabierze ją coś wszamać na mieście i pewnie nie będzie to sushi. -Nie będzie Ci przeszkadzać jak porwę Astrid na weekend co? - musiała. Naprawdę musiała tylko po to by zobaczyć jego minę. To ma być od zwykła przygoda gdzieś w Stanach. W sumie nie była pewna gdzie jeszcze mogłyby pojechać, ale to ustali sobie kilka godzin zanim wyjadą, bo taka już była. Spontaniczne wyjazdy były naprawdę spontaniczne. Didi chciała jedynie kompana podróży, a że z Astrid dogadywała się najlepiej to ją pierwszą zapyta. Jak się nie zgodzi to pewnie Dids znajdzie sobie kogoś innego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Takie podejście było bardzo zdradliwe, bo jeśliby Astrid była skłonna wysłuchać sugestii, że trzeba wymienić Ricka na lepszy model, to jaka jest pewność, że za jakiś czas, miesiąc, czy rok, nie spotka innej osoby, która będzie jej szeptać do uszka, że to Didi jest kimś, kogo powinno się odczepić jak jakiś nie potrzebny wagon. Na całe szczęście Astrid i Ricky mieli tak daleką przeszłość, że żadne z nich nie musiało nikogo zdradzać, aby związać się z wybrankiem czy wybranką nastoletniego serca.
Oni nie siedzieli ciągle w domu, oboje mieli bardzo wymagające prace, po których nie mieli zazwyczaj siły, ani ochoty wspinać się na Mt. Everest czy coś takiego. Z resztą, jak się pozna odpowiednią osobę, to nawet wspólne mycie okien miało jakiś magiczny wydźwięk. Może to właśnie to, powodowało, że Didi zachowywała się, jakby miała ADHD? Bo nie znalazła takiej osoby, z którą nigdy by się nie nudziła, niezależnie od tego co by robili?
-To zależy-odpowiedział. Oczywiście, że będzie mu przeszkadzać, ale tylko dlatego, że nie lubił koleżanki swojej ukochanej. Gdyby Astrid miała ochotę wyjechać nawet na tydzień z jakąś swoją koleżanką ze studiów, to by ją cmoknął w czoło i kazał się dobrze bawić. Był już właściwie gotowy na to, że blondynka zapyta a od czego to niby zależy? i właśnie się zastanawiał, co mógłby odpowiedzieć. Bycie wrednym nie do końca było w jego stylu, więc raczej nie powie tego, o czym tak naprawdę myśli.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#3

Bryce naprawdę sądziła, że po śmierci męża w końcu będzie mogła odetchnąć od wszystkiego, ale… no to było tak…. tak jakby jego choroba tak naprawdę była jedną, wielką klątwą po prostu! Albo po prostu jej romans, do którego nie przyznała się nikomu poza swoim mężem, a już na pewno nie braciom, bo za bardzo się wstydziła. Ale choroba Josepha, te ciężkie miesiące, kiedy jego stan się pogarszał, kiedy się na niej wyżywał przez to, że miała czelność go zdradzić i chcieć odejść, że miała czelność być zdrowa, skoro to ona się puściła… no Bryce naprawdę myślała, że przez ten czas odpokutowała i odcierpiała swoje. Ale najwyraźniej nie. Bo zamiast odetchnąć po jego śmierci, musiała spłacić i wciąż spłacała jego długi hazardowe, wciąż nie mogąc się oderwać od przeszłości. I najwyraźniej nawet w kwiaciarni, którą przejęła po babci nie potrafiła się odnaleźć jako pewna siebie właścicielka, która po prostu ma wszystko pod kontrolą. Jakby jeszcze tego było mało, w okolicy mieszkania jej koleżanki były jakieś nawiedzone dzieciaki, które chciały kasy, a nie cukierków. Oczywko nie dała im ich, wymigując się tekstem, że leci już do pracy, nie ma drobnych, więc tutaj mają cukierki, no i… jak się potem dowiedziała to był błąd, bo przyjaciółka musiała zmywać jajka z drzwi. Nie wypadała też więc jako dobra przyjaciółka, dając ciała na absolutnie każdym polu. Żona? Fatalna. Kwiaciarka? Beznadziejna. Ostatni, niestracony bastion to była jeszcze pozycja siostry, więc umówiła się z Ablem na kawę i coś słodkiego, żeby sprawdzić, czy jest dla niej jakaś ostatnia iskierka nadziei. Przybyła nieco spóźniona, opadła na siedzenie ciężko i westchnęła, zamiast się przywitać - jestem beznadziejna. Pomyliłam zamówienia i zamiast wysłać wiązankę na pogrzeb, wysłałam kolorową wiązankę, która miała iść na baby shower - wyznała, marszcząc brwi - zamówimy coś bardzo kalorycznego, co ty na to? - zaproponowała, nieco beznamiętnie, ale naprawdę była zmęczona życiem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby tylko Abel wiedział, jak bardzo chujowym mężem dla Bryce był Joseph, z pewnością by chciał pomóc jej się od niego uwolnić. Choroba przecież nie usprawiedliwiała nawet w najmniejszym calu tego, że się na niej wyżywał, a potem zostawił ją z długami hazardowymi. Abe co prawda nie pochwalał zdrady, ale z drugiej strony chyba nie miał prawa oceniać no i w takich sytuacjach i tak by zawsze stanął po stronie młodszej siostry.
Poza tym Abe sam miał trochę do powiedzenia kobiecie. W końcu mógł jej opowiedzieć o swoim związku z Kylie, bo faktycznie przestali się ukrywać. Jackson, jego szef już wiedział o wszystkim i nawet nie zareagował jakoś tragicznie (poza degradacją ze stanowiska managera do bramkarza, ale to akurat wcale nie dlatego, że umawiał się z jego siostrą, a przez to, że Kylie opowiedziała Jackowi o tym, jak Abe czasami ignorował polecenia służbowe, żeby w nocy się do niej wymknąć). Tak czy siak, mężczyzna nie narzekał, dzielnie stał na bramce jako ochroniarz i liczył na to, że kiedyś odrobi zaufanie szefostwa. Abe pojawił się o czasie, zamówił sobie nawet już kawę i czekał na siostrę spokojnie. Gdy więc się pojawiła, wywrócił oczyma.
– Nie jesteś beznadziejna, nie mów tak o sobie – skrzywił się. Normalnie musiałby wpierdolić każdemu, kto tak o niej mówił, ale tym razem nie mógł tego zrobić, bo tą osobą była ona sama.
– Uuu, trochę kiepsko. Pewnie to był ich ostatni raz z twoją kwiaciarnią – stwierdził rozbrajająco szczerze, ale pokiwał głową z entuzjazmem. – Z ciastem czekałem na ciebie, a z kaw wziąłem czarną. Muszę się rozbudzić, ostatnio pracuję nocami – jakby na potwierdzenie tego ziewnął przeciągle, przysłaniając usta dłonią. Nic nie mógł poradzić, bary ze striptizem zwykle pracowały nocami, z rana nie było czego pilnować.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Bryce nie uważała,, że była święta w tym wszystkim, dlatego nie chciała narzekać rodzeństwu na wszystko. Zresztą… wstydziła się. Obawiała się, że gdyby dowiedzieli się, jaką zdradziecką szują była dla własnego męża, to by na nią zupełnie inaczej patrzyli. I chyba sama siebie obwiniała za zachowanie Josepha, racjonalizują przemoc, której doświadczyła. Bo przecież to ona zdradziła, ona rozbiła ich związek, ona tak naprawdę chyba nigdy go nie kochała. Przez co czuła się podłą oszustką i cóż, łatwo się domyślić, że sobie tego jeszcze nie wybaczyła. I kto wie, może nigdy nie wybaczy…
I chociaż ona była świeżą wdową, z chęcią słuchała o życiu i szczęściu innych. Nie zamierzała zostać taką zgorzkniałą babą, która swoje własne złamane serce przekuwa na unieszczęśliwianie absolutnie wszystkich ludzi dookoła. A już na pewno nie własnego brata, który przecież zasługiwał na szczęście. Nie znała kobiety o której była mowa, właściwie to nawet nie wiedziała, czy się z kimś umawia. Jakoś od pogrzebu zawsze czuła się niezręcznie poruszając tematy związków i relacji przy ludziach, bo jednak umówmy się, wtedy ludzie panikowali, nie wiedzieli jak się przy niej zachować, nagle robili się bardzo skrępowani i cała rozmowa albo zmieniła się coś strasznie niezręcznego, albo w jakieś słowa współczucia i dziwne pocieszanie Bryce, której partner niedawno umarł. A Bryce nie chciała ściągać na siebie tego typu uwagi, bo to było męczące, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej uczucia wobec tego wszystkiego. Wszyscy oczekiwali łkającej wdowy, a tymczasem ona czuła... no ulgę.
Spojrzała na brata z lekką wdzięcznością po jego słowach - mam nadzieję, że nie, babcia mnie zabije, jak się dowie że klienci ode mnie uciekają. Ale jej system jest prehistoryczny, muszę to wszystko zaktualizować i przenieść na komputer. Nic dziwnego, że nie wiem jaka to ulica, kiedy wszystko jest pisane na karteczkach i 4 nagle wygląda jak 8…. - przyznała, lekko mrużąc oczy - zabrzmi to pewnie śmiesznie, ale wciąż czuje się tam jak mała dziewczynka pomagająca babci, a nie właścicielka zarządzająca tym wszystkim. Boje się wprowadzać zmian i co chwile zapominam, że przecież nie muszę się tam nikomu tłumaczyć - przyznała, żaląc się, skoro miała do tego okazję. A potem pokiwała głową.
- Świetnie, to weźmy torcik szwarcwaldzki i bezę, co ty na to? - zaproponowała, a jej oczy lekko zaskrzyły, bo jednak brzmiało to przecież bardzo smacznie! A sama też planowała wziąć kawę, ale białą.
- A czemu pracujesz nocami? Dużo imprez musisz doglądać? - zapytała po chwili, zdziwiona.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Pozostając jednak w temacie kawiarni Stephen nie był na tyle naiwny aby nie rozumieć fenomenu sieciowych lokali. Były lansowane w mediach do tego stopnia, że nawet on musiałby się naprawdę urwać z choinki, aby co niektórych nie kojarzyć. Dodatkowo najczęściej miały przyjemne dla oka logo i dzieciaki, lub jak kto woli szeroko pojęta młodzież, wręcz garnęła się by zasypywać portale społecznościowe zdjęciami z ukochanym papierowym kubkiem. To wszystko byłoby naprawdę zrozumiałe, pomijając oczywiście nijakość takich miejsca, ale czemu tak kawa była delikatnie mówiąc słaba? Nie gustował w tych wszystkich słodzonych frappe i innych syfach, zadowala go dobra kawa z ewentualną odrobiną korzennych przypraw lub porządna herbata, a to mieli tutaj naprawdę mierne. Dysponując tak okazałymi funduszami a pr i reklamę nie trudno byłoby trochę podnieść standardy. Niemniej z braku czasu postanowił, iż ten jeden raz się przemęczy a w bliżej nieokreślonej przyszłości jego noga nie postanie ponownie choćby w progu lokalu. Chyba, że po raz kolejny będzie zbyt leniwy by odwiedzić ulubiony lokal nie będący po drodze, wtedy kto wie.
Ostatnio zmieniony 2021-04-26, 08:21 przez Stephen Atherton, łącznie zmieniany 1 raz.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Gdyby Lettie wiedziała, że rezygnacja ze studiów poskutkuje nadmiarem czasu, którego nie będzie potrafiła sensownie spożytkować, to co najmniej trzykrotnie przemyślałaby swoją impulsywną decyzję. W czysto teoretycznym założeniu miał być to swoisty wyraz buntu wobec udawania, iż w jej życiu nie zmieniło się nic, ale w tym całym szale zapomniała o istotnym fakcie - to uczelnia stanowiła epicentrum jej świata i przez odcięcie się od niej, straciła tym samym swoje stałe i sprawdzone miejsce. W ciągu sekundy z ambitnej studentki medycyny zmieniła się w ciężko chorą dwudziestoczterolatkę, której dni zdawały się być już policzone. Mogłyby nie być, gdyby zdecydowała się podjąć leczenie. Nie, to było kłamstwo wyhodowane na ziarenku nadziei, że jej los nie był jeszcze przesądzony. A wystarczyło spojrzeć na wyniki badań, przywołać słowa lekarza, by ponownie zanurzyć się w bajorku własnego pesymizmu, zresztą którego istnienie było całkowicie uzasadnione. Bo zamiast pakietu full wypas, dostała wersję limitowaną wygasającą za niespełna pół roku. Jeśli te wszystkie pseudo-motywujące filmy nie kłamały, to niekiedy dało się przeżyć więcej w ciągu sześciu miesięcy niż za pięćdziesiąt lat życia. I z tego też powodu, nie mając za bardzo innej alternatywy - leżenie w łóżku plackiem i czekanie na sąd ostateczny było słabym pomysłem - Atherton wzięła się za realizowanie krok po kroku punktów ze swojej autorskiej listy marzeń.
Jako że w związku z tym czekał ją niesamowicie produktywny dzień, postanowiła zacząć go od kubka ciepłej i stawiającej na nogi kawy. Nie była koneserką, nie poszukiwała ożywczej ambrozji, więc po prostu wstąpiła do pierwszej lepszej kawiarni, na którą to natrafiła po drodze. Może nie wyglądała ona na najprzytulniejsze miejsce na tym ziemskim padole łez i rozpaczy, ale jak już zostało wspomniane wcześniej, Laetitia nie szukała bezpiecznej przystani, więc wystrój lokalu nie miał dla niej najmniejszego znaczenia. Mimo to bezwiednie powiodła spojrzeniem po niewielkim pomieszczeniu, z zaskoczeniem odnotowując obecność znajomej sylwetki. Wyginając wargi w przekornym uśmieszku, odstąpiła od lady i podeszła do stolika, który okupowany był przez jej krewnego. Wykorzystując fakt, że siedział do niej obrócony plecami, zasłoniła mu oczy dłońmi i zniżyła nieznacznie głos. - Zgadnij ktoooooooo - rzuciła podejrzanie radośnie jak na siebie, ani myśląc o zabraniu rąk z twarzy Stephena, prawdopodobnie tym samym narażając się na rychły uszczerbek na zdrowiu. Cóż, pewne rzeczy warte były ryzyka!

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[2]

Obszerny, ciepły sweter. Spodnie poprzecierane w kilku miejscach, jej ulubione. Małe kolczyki z roślinnym ornamentem, zuchwale założone, bo były prezentem od niego. Nie wypadało ich zakładać. Ani odwiedzać go tamtej nocy w mieszkaniu, kiedy zalała się po raz kolejny w sztok. Wieczne rozczarowanie. Tak o niej mówiła matka, a w chwili gdy odwiedziła dom rodzinny, już nawet przestała mówić. Zamilkła, jakby w swoim niemym proteście chciała wymusić na niej żeby po raz kolejny wyciągała brata z tarapatów. Kilka dni spędzonych w rodzinnym domu, przesądziło wszystko. Dłużej nie była w stanie tam wytrzymać, a na trzeźwo spędzić reszty dnia.
Dlatego po kilku godzinach wlewania w siebie kolejnych szklanek, wypełnionych zmrożonym, przezroczystym płynem, wylądowała u niego. Już od dawna wypełniał jej myśli, ale nieustannie, ze staranną pieczołowitością, pakowała je w paczki i chowała z tyłu głowy. Niby były, ale tak naprawdę to nie. Bo gdyby znów zaczęła o nim myśleć, naszłyby ją wątpliwości. Czy postąpiła słusznie, tamtego dnia, oddając mu pierścionek? Miesiące skrzętnych rozmyślań, okazałyby się marnotrawstwem. Poza tym, była przekonana, że to najlepsza droga. Oddzielnie, każde w inną stronę, a na końcu kiedyś czeka ich szczęście.
Nie mogła więc zrozumieć, dlaczego już drugi raz w tym tygodniu postanowiła się z nim widzieć. Teraz tłumaczenie się alkoholem nie wchodziło w grę. Ale... Ach, tak! Miała do niego sprawę, a w zasadzie kilka. Jemu jedynemu mogła ufać, bo nie znajomym z pracy, którzy tak perfidnie i szybko uznali ją za winną. Ani nie wynajętym przez ojca prawnikom, którzy nieobecnym wzrokiem wodzili po ścianach, z grzeczności jedynie udając, że w ogóle słuchają jej wyjaśnień.
Nie wypadało go prosić o przysługę, ale i tak poszła za ciosem, za chwilą, która kazała jej wykręcić znany na pamięć numer i zaproponować spotkanie. Niestosownym było zapraszać go do siebie, ani do parku, ani na kolację, która obiecywała za dużo. Wybór padł na kawiarnię. Nawet nie zorientowała się, że to ta sama, do której chadzali po długich spacerach, bo tylko tu serwowali kawę z piankami, która tak bardzo smakowała Pam.
Niezręcznie byłoby ją zamawiać i pomimo kolczyków, które w roztargnieniu założyła, nie zamówiła tej kawy, wybierając zwykłą, czarną, która za każdym razem wykrzywiała jej twarz, ale o tym też nie pamiętała.
- Dziękuję, że przyszedłeś - rzuciła na powitanie, rzucając mu spłoszone spojrzenie, kiedy odnalazł ją w gąszczu stolików. Czuła się jakby znowu znalazła się na rozprawie sądowej, pod uważnym ostrzałem spojrzenia sędzi, który zrazu uznał, że jest winna. - Wiem, że pewnie masz mnóstwo innych, pilnych rzeczy, ale nie wiem do kogo mogłabym się z tym zwrócić. Właściwie... To z dwiema rzeczami, o ile oczywiście zechcesz pomóc mi choć z jedną z nich - o procesie Panam wiedział niemalże każdy z ich dawnego otoczenia, więc nie było to zdziwieniem, że wreszcie zwróciła się do niego o pomoc. Nie wiedziała jednak, czy zdawał sobie sprawę z tego, że i jej brat jest w potrzebie, a ona w walce o odkupienie w oczach rodziców, niechętnie, ale obiecała zająć się rozwiązaniem.
- Coś Ci zamówić? - zapytała, w palcach obracając kubek z ohydną kawą, żałując że jednak nie pokusiła się o tamtą, po którą zawsze tu przychodziła.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

<table><div class="ds-tem0">
<div class="ds-tem1">
<div class="ds-tem2">
<div class="ds-tem3">009.
<div class="ds-tem4">Parker & Panam</div></div>
</div></div></div></table>

Niezapowiedziana wizyta byłej narzeczonej odświeżyła masę wspomnień. Niestety do znacznej części z nich wolałby nigdy nie wracać. Gdy pozostawały uśpione, mógł udawać, że w ogóle nie miały miejsca – oszukiwanie własnego umysłu było trudne, jednak wmawianie sobie (a przede wszystkim najbliższym), że wydarzenia z przeszłości miał już dawno za sobą, ułatwiało mu odnajdowanie się w aktualnie wyglądającej rzeczywistości. Bo choć minęło wiele miesięcy od zakończenia antynowotworowej terapii i jednocześnie rozstania z Panam, mówienie o obu tych kwestiach wciąż sprawiało mężczyźnie olbrzymi problem. Nie radził sobie przede wszystkim z płynącą od ludzi litością oraz pożałowania godnym spojrzeniem, którym go zaszczycali, ilekroć opowiadał o wydarzeniach mających miejsce w przeszłości. Uwierało go to. Zarówno odejście ukochanej jak i usunięcie jądra znacznie pogorszyły jego samoocenę i nadszarpnęły ego (które jak u większości ambitnych i dobrze rokujących prawników było niegdyś wysokie). Mimo to od pewnego czasu robił wszystko, by nie dać po sobie poznać, jak duży chaos panował w jego umyśle. Dlatego z taką wyrozumiałością przyjął Spencer, gdy zjawiła się na progu jego mieszkania. Kompletnie pijana i roztrzęsiona. Bredząca coś o niesprawiedliwości, której akurat on doświadczył niemało. Zaskoczyła go. I choć wolałby nie mieć z nią styczności (by uchronić swoje nowe życie od kolejnych komplikacji), z dziecinną łatwością złapała go w swoją sieć. <br>
Zgodził się na spotkanie. Nie spodziewał się, że wybierając miejsce, Panam zasugeruje kawiarnię, do której niegdyś wspólnie przychodzili. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że kobieta celowo nawiązuje do ich niegdysiejszej relacji. Przekonanie to pogłębiło się, gdy w nerwowym geście założyła niesforny kosmyk włosów za ucho, tym samym odsłaniając biżuterię, którą jej podarował. Dobrze pamiętał dzień, w którym wraz z siostrą wybierał tę właśnie parę kolczyków. Szlag! Czyżby naprawdę dał się podejść?<br>
— Nie dziękuj, nie masz za co — odparł, zajmując wolne miejsce naprzeciwko niej. Rozpiął guziki płaszcza i poluzował szal, którym osłaniał szyję; jak zwykle ubrany był klasycznie, bo choć zrezygnował z kariery adwokackiej, nie przestał lubić kołnierzyków i krawatów. — Panam, tu nawet nie chodzi o chęci. Przede wszystkim nie wiem, czy będę umiał ci pomóc — wyjaśnił, zamierzając być z nią szczerym. Ostatecznie nie miał powodów, by kłamać. Niespełna dwa lata temu wypadł z branży. Wprawdzie wciąż posiadał wiedzę oraz kontakty, ale te ostatnie ochładzały się i zanikały z każdym dniem. <br>— Więc… Co mógłbym dla ciebie zrobić? — spytał, skupiając na niej wzrok. Nie bagatelizował sytuacji, skoro zaoferował pomoc, zamierzał dołożyć wszelkich starań, by cokolwiek zdziałać. Choćby przez wzgląd na łączącą ich przeszłość nie mógł przejść obok problemów, z którymi się mierzyła, obojętnie.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Przez krótką chwilę wszystko wydawało się wyglądać jak dawniej. Kawiarnia mimo upływu czasu (wszak nie długich lat!) zdawała się nie tracić uroku, który za każdym razem przyciągał ją tutaj jak magnes. Surowe ściany i podłogi zrobione na wzór marmuru, ocieplały gdzieniegdzie zawieszone lampki, rzucające na gości ciepłe, przytłumione światło, porozstawiane na stolikach świeczki i kwiatki umieszczone w newralgicznych miejscach.
Był też i on. Na pierwszy rzut oka nie różnił się od Parkera sprzed lat. Ciemnym, przywodzącym na myśl świeżo zaparzoną kawę oczom, towarzyszyły drobne zmarszczki w załamaniach, po których czasami gdy kładli się spać, przesuwała szczupłymi, długimi palcami. Ledwie widoczne, ale znała je na wylot. Zmarszczone brwi, jakby się nad czymś zastanawiał i nieprzenikniony wyraz twarzy, który potrafiła rozproszyć w najmniej spodziewanym momencie, wywołując na jego twarzy uśmiech. Ten sam, który byłby w stanie stopić lodowce i sprawić, że Pam zapomniawszy o całym świecie, zamieniłaby się w parę wodną, tylko po to żeby skroplić się na posadzce.
Teraz jednak nie było po nim śladu. Usta nie wykrzywiły się w wesołej podkówce, a serce nie zeszło niżej, wciąż usilnie starając się podejść jej pod gardło. Spojrzenie, które rozpraszało najczarniejsze chmury, zdawało się być zmęczone. Co w gruncie rzeczy było jak najbardziej wytłumaczalne. Pominąwszy jej skrajnie nieodpowiedzialne wtargnięcie w godzinach późnowieczornych, a w zasadzie nadrannych, miał na karku znacznie więcej zmartwień niż pijaną byłą narzeczoną. Choć i to nie wydawało się być łatwym orzechem do zgryzienia. Nie, kiedy ten orzech postanawia wśród swojego bełkotliwego wywodu zasnąć na kanapie, rozsiewając na niej swoje pojedyncze włosy i niezmienny od lat zapach patchouli i mandarynki.
- A jednak czuję, że mam - frasobliwie spuściła wzrok w dół, na tyle wolno żeby w międzyczasie zakodować w głowie każdy szczegół jego odzienia. I to zdawało się być stałe. Gładki kołnierzyk i koszula bez fałd. Zawsze podziwiała go za nienaganność stylu, podczas gdy ona nieważne ile by się namęczyła, jeżdżąc w we wszystkie strony żelazkiem, nawet obrus nie chciał pozbyć się zagnieceń.
- Och - wymsknęło jej się i przez krótką chwilę jej głowa produkowała tekst, który wyglądał mniej więcej tak: nie szkodzi, po prostu miło było Cię zobaczyć. Moglibyśmy powtarzać to częściej? Jezu, Panam! Co się z nią działo? Potrząsnęła głową, jakby coś ją opętało albo przynajmniej jakaś mucha wplątała się jej we włosy i trzeba było natychmiast się jej pozbyć. Nawet na chwilę nie chciała zgodzić się przed samą sobą, że istnieje możliwość, iż tak naprawdę celowo zaprosiła go tutaj, nawet nie licząc na jakąkolwiek pomoc! Ale to oznaczałoby, że jest a) fatalnym człowiekiem, b) zepsutą kobietą, c) najgorszą siostrą pod słońcem (z tym akurat nie miałaby problemu, bo jej brat też był świnią).
- Nie szkodzi, jeśli nie będziesz umiał, wymyślę coś innego. Rzecz w tym, że mój brat władował się w kłopoty. Prowadził agencję nieruchomości, pamiętasz? - na pewno pamiętał. Za każdym razem gdy bywali na obiadach u jej rodziców (choć dbała o to żeby bywało to najrzadziej), pani Spencer dbała o to żeby usłyszeli o tym jak dobrze ich syn sobie radzi minimum dwa razy. Zdarzały się więc i cztery. - Okazało się, że popłynął z księgami podatkowymi... Skończony kretyn. Nie wiem co on sobie myślał! Narobił przekrętów na grube... pieniądze - nie wiedziała czy były to miliony, czy setki tysięcy. Albo wiedziała i po prostu nie chciała pamiętać, bo wszystko co wiązało się z wizytami w domu rodzinnym, od razu szło w jej głowie do utylizacji. W tym wypadku chociaż starała się tego procesu nie przetwarzać. - W każdym razie, w sprawie toczy się dochodzenie. Obecnie przebywa w areszcie i nie chcą go zwolnić nawet za, uhm, solidną kaucją. Nie mam tej całej dokumentacji fizycznie, aleee... Udało mi się ją zmieścić na pendrive - skrzywiła się nieznacznie. Może ktoś inny byłby z tego dumny, jak podstępem wydobyła kopie dowodów, ale już sam fakt, ze była zawieszona w służbie przemawiał za tym żeby w takie rzeczy się nie bawiła.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Genesee”