WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

<div class="lok0"><div class="lok1"><div class="lok2"><img src="https://seattleunexplored.com/wp-conten ... /div></div>

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

[ 3 ] Trzeba przyznać, że na przestrzeni ostatnich tygodni w życiu Santany naprawdę sporo się działo. Brunetka nigdy nie przypuszczała, że jej małżeństwo zakończy się w tak paskudnych okolicznościach. Znała swojego męża i doskonale wiedziała, że nie był ideałem, ale nie sądziłą, że ten regularnie ją zdradzał. Kiedy prawda wyszła na jaw, Santana była załamana. Nie wiedziała, co robić. Początkowo chciała ratować ten związek, ale szybko zrozumiała, że to nie ma sensu i sama znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny. Obecnie była w trakcie rozwodu, a zakończenie jej małżeństwa było tylko kwestią czasu. Owszem, jej ślub z Dexterem był dość spontaniczny, ale przez pewien moment naprawdę im się układało. Tworzyli trochę nietypową parę, ale taki układ w pełni im odpowiadał. Z czasem było jednak tylko gorzej. Santana coraz więcej czasu spędzała w rozjazdach, ponieważ jej program podróżnicy zyskał dużą popularność. Podczas jej wyjazdów Dex zdejmował obrączkę i cieszył się zakrapianym alkoholem życiem kawalera. Obecnie brunetka pomieszkiwiała chwilowo u swojej najlepszej przyjaciółki, ponieważ była w trakcie poszukiwań idealnego lokum. Santana czuła smutek, aczkolwiek starała się przesadnie nie rozpaczać. Wychodziła z założenia, że to dla niej nowy początek.
Niedzielne popołudnie planowała spędzić w towarzystwie swojego starszego brata. Stwierdziła, że trochę czasu w rodzinnym gronie dobrze jej zrobi. Żałowała tylko, że w tak trudnej chwili nie mogła polegać na swoich rodzicach. Santana i Easton spotkali się w kawiarni, wybrali stolik, a następnie złożyli zamówienie, zamieniając potem kilka zdań.
— Nigdy nie sądziłam, że rozwód to tak paskudna sprawa. Żałuję, że nie podpisaliśmy intercyzy. Ślub w Vegas nie był najlepszym pomysłem, ale za jakiś czas będę wolną kobietą — oznajmiła, zerkając w kierunku brata i sięgnęła po kubek z kawą. — Ale lepiej opowiedz mi, co u Ciebie. Jak się miewa Cornelia? — spytała i posłała w jego kierunku promienny uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

  • chyba 5


Coś niewątpliwie łączyło rodzeństwo Butlerów i niestety była to totalna nieumiejętność w doborze potencjalnych partnerów na życie. Nie tylko to Santany wywróciło się do góry nogami w nieodległym czasie, Eastona również - koniec końców mężczyzna złożył na pozwie rozwodowym swój podpis i po wielu latach uwolnił się od małżeństwa, któremu daleko było do ideału. Chociaż powody rozpadu związków rodzeństwa były zupełnie różne, to niewątpliwie na nowo zostali singlami i gdyby nie fakt, że oboje prowadzili życie dość bujne - może nie towarzysko, ale w szerokim tego słowa znaczeniu, to o wiele trudniej byłoby im się nagle odnaleźć w nowej rzeczywistości. Tymczasem dla bruneta niewiele się zmieniło - wciąż pracował, a praca pochłaniała większość jego dnia, spotykał się z najbliższymi przyjaciółmi, a czasami w dni jak ten dzisiejszy, rezerwował czas dla siostry, na spotkanie z którą właśnie gnał. Nie miał jeszcze szans, aby pochwalić się zmianami w życiu, niemniej nie ulegało wątpliwości, że zaraz się to zmieni. Santana zawsze dopytywała o Cornelię - czy to z grzeczności czy z sympatii, jeden pies, ale temat prędzej czy później wypływał. Finalnie Butler nie miał nic do ukryciu, niespecjalnie smucił się z powodu rozwodu, a i siostra znała go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że taki krok chodził po jego głowie od dłuższego czasu.
- Powinienem jakoś zareagować? - zapytał, gdy faktycznie mieli za sobą przywitanie, zajęcie stolika i zamówienie. - Nie znoszę typa od zawsze, więc z przyjemnością zmiażdżyłbym mu ten piękny nos - uśmiechnął się złośliwie, bo raczej do rękoczynów zazwyczaj było mu daleko, niemniej w obronie młodszej siostry stanąłby zawsze - nawet jeśli byłby na przegranej z góry pozycji. - Rozwiedliśmy się - odpowiedział. Prosto z mostu. Oderwał plaster. Na jego palcu nie błyszczała już obrączka, był wolnym facetem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Trudno było nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że żadne z nich nie miało szczęścia w miłości. Dexter nie był pierwszym problematycznym partnerem Santany. Brunetka miała na swoim koncie wiele problematycznych związków. Przyszedł taki moment, w którym po prostu przestała się angażować w poważne znajomości. Potem nieoczekiwanie na horyzoncie pojawił się jej już prawie były mąż, który wywrócił jej świat do góry nogami. Santana była młoda i naiwna, a Pearson bardzo jej imponował. Gdy się poznali, jego kariera bardzo dynamicznie się rozwijała, a Butler stawiała dopiero pierwsze kroki w telewizji. Obecnie sama była szychą, choć wszystko potoczyło się dość niespodziewanie. Perspektywa spotkania z bratem bardzo ucieszyła Santanę, bo trochę się nie widzieli. Brunetka nie utrzymywała żadnego kontaktu ze swoimi rodzicami, ale przywiązywała dużą wagę do relacji z rodzeństwem. Easton i Hazel byli jej jedyną rodziną.
Słysząc słowa swojego brata, Santana mimowolnie się zaśmiała. Wiedziała, że jej brat nigdy jakoś szczególnie nie przepadał za jej mężem. Zresztą, nie było w tym nic dziwnego, ponieważ Easton miał ku temu wiele dobrych powodów. — Uwierz mi, chwilami sama miałam na to ochotę, ale ostatecznie odpuściłam. Dexter jest dupkiem, ale to dla mnie już skończony rozdział — odparła i ciężko westchnieniem. Początkowo rozstanie z mężem nie było dla niej łatwe, ale chyba pogodziła się już z myślą, że niebawem zostanie rozwódką. Santana nigdy nie była typem osoby, która płakała nad rozlanym mlekiem. Kiedy zrozumiała, że jej małżeństwa nie da się uratować, widziała tylko jedno rozwiązanie.
Informacja o rozwodzie Eastona nie była dla niej jakimś wielkim zakończeniem. Wiedziała, że on i Cornelia także borykali się z licznymi problemami. Santana zawsze bardzo lubiła swoją bratową, lecz w ostatecznym rozrachunku liczyło się dla niej jedynie szczęście Eastona. — Widzę, że żadne z nas nie ma szczęścia w miłości. Myślisz, że na otarcie łez powinniśmy zorganizować rozwodowe party? — spytała pół żartem, pół serio. Szybko się jednak zreflektowała i podeszła do tematu bardziej na poważnie. — Jak się z tym czujesz? — spytała, posyłając w jego kierunku ciepły uśmiech.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W przypadku Eastona małżeństwo też pozostawało problematyczną relacją, ale poza nią stronił od towarzystwa kobiet. Nie dlatego, że te się nim nie interesowały, bo gdyby chciał, to najpewniej mógłby znaleźć stałą partnerkę na boku, jednak Butlerowi można było zarzucić wiele, ale nie niewierność. Był głupi, był chamem, był bucem, był wyrachowany i w związek z Cornelią wszedł tylko dlatego, że była dla niego przepustką do lepszego życia, niemniej okazywał jej szacunek. Nie nauczył się tego w domu, bo w nim rodzeństwo nie miało żadnego dobrego wzorca, ale wypracował pewne zasady, których sztywno się trzymał. Dopiero teraz, odzyskawszy wolność i poniekąd zwracając ją ex-żonie mógł bez wyrzutów sumienia, które i tak raz po raz go dopadały, spotykać się z kobietami. Poza Cornelią w życiu Eastona była tylko Nora, a to historia młodzieńcza, rozpoczęta mocnym tupnięciem i równie mocnym urwana. Było minęło, nie roztrząsał tego, mimo, że niedawno po wielu latach spotkał blondynkę zupełnym przypadkiem.
- Prawidłowo - skinął głową. - Wyrzucamy z życia toksycznych ludzi. Albo, jak w moim przypadku, wyrzucają nas - uśmiechnął się rozbawiony, bo nazwać Cornelię toksyczną było wielkim pomówieniem. Ta kobieta była czysta jak łza, niczym anioł, zasługiwała na kogoś kto pokocha ją równie mocno jak ona kochała Eastona, a on tego uczucia w sobie rozwinąć nie mógł. - Pewnie bracia Cornelii myślą o mnie to samo. Znasz dobrego chirurga w razie czego? Szkoda tej pięknej buzi - nie był zdołowany, daleko było mu do płaczliwego stanu, wręcz przeciwnie - czuł, że oddycha. - Rozwodowe party brzmi świetnie. Weźmiemy ze sobą Hazel i zabronimy jej popełniać te same błędy. Gówniak musi się nauczyć życia - upił spoty łyk kawy, wzruszając ramionami, bo akurat padło kolejne pytanie. - Jest ok. Widzisz przecież. Powiedz lepiej jak ty się czujesz? - ona była kobietą, te zazwyczaj są znacznie bardziej emocjonalne, przywiązują wagę do uczuć i czują mocniej. Nie chciał, aby jego siostra cierpiała.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Co tu dużo mówić, Santana również nie była idealną kandydatką na żonę. Nie prała, nie sprzątała, nie gotowała, ale miała wiele innych zalet. Wierność była dla niej podstawą każdej relacji, nie tylko związku. Właśnie dlatego, kiedy dowiedziała się o zdradzie Dextera, postanowiła odejść. Uważała, że zasługiwała na coś więcej. Jeśli już miała mieć męża, to chciała, aby ten traktował ją poważnie. Chwilowo Santana planowała zrobić sobie przerwę od poważniejszych relacji, ale miała nadzieję, że kiedyś pozna jeszcze właściwego faceta. Chciała znów się zakochać, ponieważ wychodziła z założenia, że życie było ciekawsze, kiedy miało się obok odpowiednią osobę. Trochę żałowała, że Dexter nie był dla niej tym jedynym ponieważ mieli kilka lepszych chwil. Były momenty, w których Butler naprawdę myślała, że mają szansę. Niestety Pearson wciąż ją rozczarowywał, nieustannie powracając do starych nawyków. Cieszyła się, że Dex przyjął pracę w Los Angeles. Teraz na dobre mogła zamknąć ten rozdział.
— Powinniśmy wieczorem wypić za nowe początki — przyznała, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Santana była ciekawa, co tym razem przyniesie jej los. Życie po rozwodzie traktowała jak kolejną podróż w nieznane. Pomimo tego, że nie wierzyła w istnienie żadnej siły wyższej, to sądziła, że w życiu nic nie działo się bez przyczyny.
— Mam nadzieję, że nie, szkoda by było tej pięknej buzi — rzuciła z rozbawieniem i znów się zaśmiała. — Oj tak, mogłaby to potraktować jako przestrogę. Spójrz, gdzie Nas doprowadziło małżeństwo — odparła ironicznie i teatralnie wywróciła oczami.
Gdy usłyszała jego pytanie, ciężko westchnęła. — Wiesz, różnie bywa. Są takie dni, kiedy myślę, że nawet dobrze się stało, ale chwilami czuję się nieco samotna — wyznała nieco przygaszona. Resztę popołudnia Santana i Easton spędzili na całkiem przyjemnej rozmowie, a wieczorem skorzystali z okazji i wyskoczyli na miasto z grupą wspólnych znajomych.

/ zt.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#5

Przyłapała się na tym, że zastanawiała się nad tym, co ubrać i jak ułożyć włosy, jakby to była randka. Jak nastolatka, stała przed lustrem i zastanawiała się: ta zbyt codzienna, ta nie pasuje, ta zbyt wyuzdana, pomyśli, że jestem zdzirą.
Ups, chyba za późno na myślenie o tym ostatnim.
Ostatecznie założyła coś pomiędzy i udała się na miejsce spotkania, niepewna, co ją tam czekało.
Nie sądziła, że Joachim zgodzi się na rozmowę. Chciała jej, ale uważała ją za na tyle nieosiągalną, że nigdy nie zastanowiła się nawet nad tym, o czym właściwie chciałaby rozmawiać i na jaki tor tę rozmowę skierować, żeby była z niej zadowolona. Miała przeczucie, że to będzie całkowite fiasko, więc przynajmniej wyglądać mogła ładnie, prawda?
Do kawiarni weszła za dwadzieścia, nie mogąc znieść myśli, że spóźniłaby się, zagęszczając i tak już nieprzyjemną atmosferę. Zajęła jeden ze stolików na dwie osoby, trochę żałując że żaden z nich nie znajdował się w miejscu, które zapewniałoby większą prywatność. Ale może to dobrze? Może to będzie otoczenie sprzyjające temu, żeby uważać na słowa, które sprawi, że będzie szansa zrobić... coś.
Nie była pewna co. Na pewno nie chciała, żeby Joachim do końca życia uważał ją za ostatniego potwora i żeby tak po prostu wyrzucał wszystko, czym byli na śmietnik, jak robił do tej pory.
Na pewno nie chciała, żeby musieli kłócić się o psa, bo nie był w stanie znieść tego, że też go potrzebowała.
Wiedziała czego nie chciała, gorzej było z tym, do czego w zasadzie dążyła, a chaos w głowie, spowodowany przygodą z klonem i rozmową z detektywem, wcale nie ułatwiał jej zadania.
W zasadzie to miała ochoty napić się czegoś innego niż kawy. Mocniejszego. Mimo to siedziała tutaj, zamawiając Mocca Latte i próbując wyprzedzić fakty myślami.
Jakie obelgi usłyszy tym razem?
Jak długo zniesie nienawiść w jego spojrzeniu, zanim znowu zacznie odwdzięczać się tym samym?
Jak zrobić tak, żeby nie skończyło się to katastrofą? Tego ostatniego - nie wiedziała, w końcu nie miała maszyny cofającej czas, a z drugiej strony - wcale nie była pewna tego, czy chciała go tak w zasadzie cofać.
Rozterki, rozterki...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#4

Joachim długo zastanawiał się czy zabrać ze sobą Skalepla, czy zostawić go w domu. Ostatecznie wygrała opcja numer dwa. Hirsch w żaden sposób nie przygotowywał się na te spotkanie, bo zdawał sobie sprawę, ze nie jest w stanie tego zrobić. A szykować się pod względem prezencji nie musiał, bo naprawdę miał gdzieś, co o jego wyglądzie myśli dawna ukochana. Tak więc przyjechał wreszcie na miejsce, dosłownie chwilę przed ostateczną godziną, niemniej udało mu się nie spóźnić. I chociaż się nie starał, to nie wyglądał jak menel. Zarost dodawał mu odwagi, a klasyczna, ciemna koszula i brązowe spodnie raczej nie sprawiały wrażenia, że o siebie nie dba. Dbał, tak po prostu. Nie jakoś specjalnie z okazji tego spotkania, na które za dużej ochoty nie miał. Vanessa nie chciała być dla niego potworem? To szkoda, że nie pomyślała o tym nieco wcześniej...
-Cześć - mruknął, po czym skinął głową na przywitanie z Van. Nie był z byt wylewny, nie wyciągał ręki, absolutnie nie próbował jej przytulić. Zajął miejsce na przeciwko, które niezbyt mu odpowiadało, bo zmuszało go o wiele bardziej do patrzenia na swoją towarzyszkę, ale może lepiej tak niż możliwość zbyt łatwego zaburzenia granic, gdyby znaleźli się po tej samej stronie stołu? Nieważne. Istotniejsze jest to, że Joachim powstrzymał się od słabego komentarza odnośnie klona, który aż sam cisnął się na usta. Mężczyzna jednak nic nie wypowiedział, a zanim zaczęli rozmowę to Van dostała swoją kawę, Jo mógł poprosić więc o espresso dla siebie. I wraz z odejściem kelnerki zapadła między nimi krępująca cisza. -To co... Słychać? - gówno go tak naprawdę obchodziło, minę miał obojętną, a wzrok zaraz po zadaniu tego pytania uciekł na jego palce, które sobie splatał dla zabicia czasu. Chciał jednak w miarę kulturalnie zacząć rozmowę. Nie był w końcu aż takim dupkiem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Prowadziła go spojrzeniem, od kiedy tylko wszedł. Zastanawiała się, jakie myśli były teraz w jego głowie, ale chyba nie chciała wiedzieć, nie naprawdę. Od samego początku trzymał się z dystansem, rezygnując chociażby z powitania, które wiązałoby się z jakimkolwiek kontaktem fizycznym.
- Cześć.
Cześć, dzień dobry, kochanie, jak ci się spało? Coś ją ścisnęło w żołądku na myśl o tych wszystkich porankach, które mieli razem przez długie lata. Nie było ich wcale tak dużo, na pewno nie tyle, co u innych osób z podobnym stażem, głównie dlatego że zarówno jej, jak i jego praca wymagała pełnej elastyczności.
Nie zaczynała rozmowy pierwsza, bo chciała zobaczyć, co Joachim zrobi, chociaż w jej myślach kształtowało się już mnóstwo pytań. Uciekał od niej spojrzeniem. Oparła łokcie na blacie, a na splecionych razem dłoniach oparła podbródek, nachylając się tym samym do przodu. Przelotnie spojrzała na przyniesioną kawę, ale jakoś straciła na nią ochotę.
To będzie ogromne fiasko.
Nadawali już na innych falach.
Tyle, że Nessa nie była pewna jakie to są w zasadzie fale w jej przypadku.
W przeciwieństwie do jej męża, ona starała się nie spuszczać spojrzenia z jego twarzy, na pewno nie na zbyt długo. Nie robiła tego na złość, po prostu odruchowo starała się znaleźć sposób, żeby przebrnąć przez ten mur, niewidzialną ścianę, która była między nimi, kiedy tylko znajdowali się razem w jednym pomieszczeniu.
W gruncie rzeczy, nie uważała wcale tej kawiarni za dobry teren do rozmowy. Jeśli miałaby być rzeczywiście szczera, wymagała słów od serca. Takich ciężkich do wypowiedzenia.
Dlatego już po miejscu, wcale na taką nie liczyła.
Spalił wszystkie mosty i nawet się nie obejrzał.
Ale ona nie potrafiła go wypuścić.
- Musiałam zatrudnić detektywa - rzuciła krótko, na to nieporadne small talk, a potem natychmiast zmieniła temat.
Nie wiedziała jeszcze zbyt dużo o tej sprawie z Samanthą, nie chciała by jej myśli zaczęły znowu krążyć wokół tego, bo kobieta wkradała się nawet już do jej snów.
- Dlaczego się zgodziłeś?
Ostatecznie przez to pół roku Joachim nie był skory do rozmowy. Nie dał im na to szansy. Odwrócił się i wyszedł tamtego feralnego dnia. Przysłał po rzeczy Esther. Nie odbierał telefonów, ignorował smsy i udawał, że Nessa wcale nie istnieje.
Wiedziała, co zrobiła, ale do kurwy nędzy, zasługiwała chociaż na rozmowę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Czuł to irytujące wykręcanie żołądka, kiedy zdawał sobie sprawę z tego, że Vanessa go obserwuje i pewnie analizuje tym swoim redaktorskim sposobem. Zawsze tak robiła jak o coś go podejrzewała (typu co kupił jej na święta albo chciał zrobić jakąś niespodziankę) i cóż Joachima to irytowało jak zawsze. A może nieco bardziej, bo jednak teraz nie miał ochoty słuchać tych jej podejrzeń, ani oglądać oceniającego spojrzenia. Najchętniej to wcale, by tu nie przychodził, ale miesiące mijały, a on tkwił w tej sytuacji bez sensu i choć nie planował żadnego kolejnego ślubu, to chciałby jednak dopełnić formalności. Powinni rozstać się na dobre. Nie było co tutaj zbierać, bardzo chciał, żeby to wreszcie dotarło do tej jakże pustej (w mniemaniu Jo) głowy Van, a może lepiej to zatwardziałej na te kwestie. Ciężko określić, nie chciała się ugiąć, a on kurwa nie wiedział czemu, bo przecież miała tego swojego kochasia. Bo miała, nie? Nawet nie pytał, wolał nie wiedzieć tej jednej rzeczy. Chociaż może, jeśli z nim żyła, to przynajmniej okazałoby się, że pani Hirsch miała całkiem niezły powód na rozbicie swojego małżeństwa, bo w końcu znalazła nową miłość czyż nie?
-Po co ci detektyw? - zapytał, zerkając na nią jak na kretynkę. Jakoś wyparł z umysłu kwestię tego całego klona, co zwyczajnie wydawało mu się to absurdalne. Nikt nie miał swojego klona, więc podejrzenie Jo było takie, że jednak jego była żona coś ćpała. I oto objaw, miała już halucynacje z klonem w roli głównej, a później wypisywała bzdurne smsy do ludzi. Tak więc ten detektyw... Szukała brudów na niego? Serio? Zdenerwował się, ale nie pokazywał tego po sobie, bo mimo wszystko był zaskoczony. Nie spodziewał się, że tak nisko upadnie. Może to dlatego odciągała ten rozwód, bo planowała wykręcić kota ogonem? Co za perfidne... Chyba Jo będzie musiał po tym spotkaniu poszukać swojego detektywa, bo przecież nie da się oczerniać tej latawicy. Już i tak go wystarczająco skompromitowała...
-Chyba doszedłem do wniosku, że nie mam już nic do stracenia. A może coś zyskam - tak odnosił się do kwestii tych nieszczęsnych papierów, które wysłał wieki temu. Ile mógł czekać? No ile?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ona zastanawiała się tylko, jakie złe myśli krążyły w jego głowie. Co sobie myślał. Wiedziała, że na pewno nic pozytywnego, inaczej przecież nie uciekałby wzrokiem. Przygryzła nerwowo dolną wargę, a potem nabrała głęboki wdech. Chciała normalnych relacji. Chciała pozbierać wszystko, cokolwiek się dało. Nie chciała wiecznie zgadywać, jaką obelgę o niej Joachim ma teraz w głowie.
- Żeby dowiedział się, dlaczego po Seattle hasa kobieta o mojej twarzy - wyjaśniła cierpliwie.
Może sam fakt, że jakiś detektyw zgodził się tym zająć, da jej mężowi na tyle do myślenia, że uprawdopodobni jej historię. Bo chyba sama nie do końca by sobie uwierzyła. Ba, nawet tego nie zrobiła, i gdyby następnego dnia nie miała nadal wizytówki wręczonej jej przez Sam, to olałaby sprawę.
A teraz nie dawała jej spokoju.
Uśmiechnęła się łagodnie na tę jego nadzieję, że coś zyska. Opuściła na chwilę twarz, bo miała wrażenie, że załzawiły się jej oczy. Jakoś miała wrażenie, że to "zyskiwanie" wcale by jej się nie spodobało.
Stop.
Nie była tutaj przecież po to, żeby zgadywać, mieli jakoś porozmawiać. Podniosła spojrzenie, jak już upewniła się, że jest normalne.
Bądź cierpliwa. Spokojna. Nie unoś się.
Łatwo powiedzieć.
- Cieszę się. - powiedziała tylko - Jest coś, co chcesz ode mnie usłyszeć?
Zadała to pytanie w zasadzie zanim ugryzła się w język, bo nie chciała od razu rzucać się na głęboką wodę, tylko zacząć jakoś pomalutku. Po kawałku.
Sekundę po tym jak skończyła je zadawać, uświadomiła sobie jednak jaką odpowiedź zapewne usłyszy i że źle ją zniesie.
W jej myślach pojawiło się więc powtarzane w kółko jedno zdanie:
Proszę nie mów, że "że podpisałaś papiery", proszę nie mów, że "że podpisałaś papiery", proszę...

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiała zgadywać niczego co siedziało w głowie Hirscha. Mogli zniknąć ze swoich żyć, co byłoby właściwym rozwiązaniem. Z całą pewnością zdrowym. A w taki sposób hodowali raka, który nie służył żadnemu z nich.
-Vanessa... Naprawdę... Wiesz, że jest tylko jedno logiczne wytłumaczenie, czemu jest na świecie ktoś, kto wygląda jak ty... - westchnął ciężko, bo nie to, żeby nad tym rozmyślał. Wydawało mu się to wszystko cholernie nieprawdopodobne, ale skoro ona tak uważała, że to prawda... Jeśli rzeczywiście spotkała kobietę identyczną... To oboje wiedzieli, że Van po prostu miała siostrę bliźniaczkę, a nie klona. To nie są Star Warsy, Supernatural ani inne fikcyjne gówno, żeby sobie tu biegały jakieś duplikaty. To realny świat, tak? Także jak widać... Rodzina Ness miała jakieś mroczne sekreciki. Cóż, pewnie chciałby ją w tym wspierać. Może odrobinę współczuł. Nie miał jednak zamiaru się bardziej angażować. Najwyższa pora odciąć się grubą kreską od niej, od problemów, które ma, od wszystkiego, co się z nią łączy... Niech mu tylko na to pozwoli.
-Van... - westchnął ciężko, ale pauzy nie zrobił celowo. Zmusiła go do niego kelnerka, która przyniosła jego espresso, skinął w podziękowaniu głową i kontynuował: -Może zabrzmię monotonnie, ale... Oboje wiemy... Ty... Dobrze wiesz, co chcę usłyszeć - czy to, że odniósł się do tego tak subtelnie można uznać za niewypowiedzenie znienawidzonego przez panią wciąż Hirsch zdania/pytania? Oby, bo przecież Joachim w żaden sposób nie miał na celu rozjuszyć byka. Pragnął jedynie... Uporządkować swoje życie. Miał swoje lata, potrzebował stabilizacji i spokoju, nawet, jeśli miało to polegać na zamknięciu rozdziału, który miał trwać o wiele dłużej w założeniach. Cóż, one nie zawsze się sprawdzają. Nie zawsze.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

I tu był właśnie pies pogrzebany, pozostawało mieć tylko nadzieję, że to nie był Skalpel.
Dla Vanessy to nie było opcją. W ogóle taka myśl nie przychodziła jej do głowy, bo trzymała się tego, że byli dorosłymi, ważnymi dla siebie ludźmi. Że nie można było całkowicie przekreślić czegoś, co trwało tyle lat przez jeden błąd ludzki. Poważny błąd. Jej błąd. To prawda. Ale nadal jeden błąd.
To było po prostu takie... zero jedynkowe. Czarno-białe. Wszystko albo nic.
Tymczasem Joachim postanowił potraktować ją jak jakąś durną blondynkę i tłumaczył jej coś, co było praktycznie oczywiste. Jasne, Nessa nie chciała przyjąć tej myśli do wiadomości, póki ktoś jej nie rzuci dowodów przed nos, to wydawało się jej nawet naturalne. Że wątpiła. Że szukała. Bo to przewracało jej życie do góry nogami.
Ale nawet jeśli nieuchronność pewnych faktów przestałaby spychać na bok, to pozostawałoby nadal mnóstwo pytań...
- Właśnie - rzuciła więc - Ale jest mnóstwo odpowiedzi na przykład na to, jak to się stało i dlaczego teraz.
Cierpliwości Nessa. Nie trzymaj się rzeczy małych. Nie irytuj się. Chciałaś rozmawiać, to masz. Wiedziałaś, że nie będzie łatwo.
Wzięła głęboki wdech i zatrzymała na chwilę powietrze w płucach, bo może Joachim nie wyjął wypowiedzianych przez siebie zdań z jej myśli, ale w zasadzie ich znaczenie było takie samo.
Nie potrafił znieść tego, że chciała odwiedzić psa, jak mogłaby mu wytłumaczyć, że wszystkie jej mięśnie tężały, kiedy tylko brała do ręki długopis?
- Nadal jesteś dla mnie ważny, Jo. Nie przestaniesz. To nie jest tak, że wzięłam i wymazałam wszystko, co nas łączyło. Uważam, że ta niemal dekada zasługuje na trochę więcej niż "nie mamy o czym gadać, daj mi rozwód" - znaki cudzysłowu namalowała palcami w powietrzu. - Nawet jeśli tak bardzo cię zraniłam. Nie tylko ciebie.
Raczej nie liczyła na to, że dotrze do niego cokolwiek, że to, że uważała że ten romans był mieczem obosiecznym, którym sama też oberwała będzie miało dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Ale mieli rozmawiać. A nie miała pojęcia, jak inaczej mogłaby odpowiedzieć, skoro zareagował tak, a nie inaczej.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

-Może to zwykły przypadek. Nie wiem - wzruszył ramionami i cóż, jeśli Vanessa chciała, by pan Hirsch jakoś bardziej zaangażował się w sprawę odnalezionej cudownym przypadkiem identycznej siostry to... Przeliczyła się. Nie chciał w to wchodzić w żaden sposób głębiej, chociaż ciężko też było wypowiedzieć tamtą kwestię w stu procentach obojętnie. Bardzo dobrze szło na co dzień oddzielanie Joachimowi grubą kreską tego co było od tego co jest, a teraz właściwie nie mieli nic, ale mimo wszystko... To chciałby jakoś wesprzeć Van w tej pokręconej sytuacji, ale nie mógł. Nie, bo obiecał sobie, że nie da się więcej oszukiwać. A to zakładało zerwanie kontaktów oraz uwolnienie się od tej kobiety, która nie była warta nawet jednego procenta zaufania z jego strony.
-Vanessa... Co ty pieprzysz? - oho, chyba tyle byłoby z kulturalnego podejścia do tej rozmowy. Kłótni też raczej nie unikną pomimo tego, że znajdowali się w miejscu publicznym. Joachim miał jasny obraz tej sytuacji, wiedział na kogo kierować złość i wcale nie podobało mu się to, że pani Hirsch lubiła zgrywać ofiarę w tej całej sytuacji. Nie była nią. Za to winowajczynią, która dosłownie miała na rękach krew ich związku. Koniec dyskusji. -Dobrze wiemy, że to nie był pierwszy raz, robiłaś to od dawna i szczerze nie wiem jak możesz nie brzydzić się samej siebie... Na litość boską, ten gość chyba teraz mieszka w naszym domu. Więc co ci nie pasuje? Wij sobie z nim gniazdko, daj mi wreszcie święty spokój. Nie wiem jakie masz chore myśli w tej swojej głowie, ale nie będzie to działało tak, że będziesz miała nas dwóch na swoich warunkach. Nie zaufam ci więcej. Ta rozmowa jest bezcelowa. Powinienem... Powinienem zgłosić po prostu tę sprawę do sądu, może on pomoże mi wreszcie się od ciebie uwolnić - syknął wyraźnie zirytowany, nie robił sobie nic z tego, że kelnerka postawiła przed nim espresso. No może tyle, że jednym siorbnięciem je wypił, co tylko podkreśliło jego wściekłość na kobietę przed nim. Kobietę, z którą absolutnie nie chciał mieć nic wspólnego.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie oczekiwała od niego ciągnięcia tematu klona, bo nie było w zasadzie o czym mówić - zapytał ją co u niej, a to była najważniejsza rzecz, na której się ostatnio skupiła, więc i tym to podsumowała.
Skrzywiła się jednak na jego następne pytanie. Obiecał jej rozmowę a na zwykłe, wcale nie tak nieoczywiste stwierdzenie, że był dla niej ważny, reagował od razu agresją. Był taki zerojedynkowy... to doprowadzało ją do szału. Na jej twarzy pewnie wymalowała się irytacja, zaczęła stukać palcem w blat stolika i przymknęła oczy, żeby skupić się na oddechu.
Wiedziała, że strasznie się stało. Że sama nie chciałaby dokonać takiego odkrycia, jak on, nie zamierzała jednak całej reszty życia spędzić pod jarzmem tego błędu. Nie dawało mu to monopolu na bycie zranionym, na złamane tą sytuacją serce i na jakiekolwiek uczucia odnośnie tego.
Nie dawało. Zwłaszcza po pół roku, kiedy najwyższy czas był, żeby trochę ochłonął i przestał patrzeć wyłącznie na siebie.
- Joachim. Zakochałam się. Tragicznie i bez sensu jak jakaś głupia siksa - rzuciła więc trochę mocniej, wpatrując się w niego intensywnie. - To mnie nie tłumaczy. Nie tłumaczy mnie też to, że próbowałam z tym walczyć, ale próbowałam. Nie udało się. Ale to nie znaczy, że o tobie zapomniałam. Że jesteś dla mnie nikim. I będę się upierać na to, że zasługujemy na więcej niż to, co nam dajesz.
A dawał agresję, desperackie trzymanie się nienawiści i spłaszczanie całej sytuacji. Nie była wyrachowanym potworem, za którego chciał ją mieć, najzwyczajniej w świecie nie chciała dać się odepchnąć w ten sposób, wypchnąć z życia jak jakiegoś nic niewartego śmiecia, który ot, się przypałętał, a nie stanowił znaczącą część życia.
- Wolałabym, żebyśmy się po prostu dogadali, ale jeśli chcesz iść do sądu, to idź. Tylko pamiętaj, że nie ty jeden wtedy wyciągniesz wszystkie brudy. To będzie brzydki proces.
Nie chciała mu grozić, ale nie zdołała ugryźć się w język. Kierowała się też przeczuciem, z jakiegoś powodu musiało mu zależeć na tym nieszczęsnym rozwodzie. Z jakiegoś powodu nie chciał się zgodzić choćby na próbę przebaczenia. Zostania na stopie przyjacielskiej, albo koleżeńskiej chociaż.
- Obiecałeś mi rozmowę, Jo. To nie jest rozmowa. Ciągle tylko próbujesz mnie ukarać.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „First Hill”