WAŻNE Wprowadzamy nowy system pisania postów/tworzenia tematów w lokacjach. Prosimy o zapoznanie się instrukcją i stosowanie nowego wzoru. Więcej informacji znajdziecie tutaj!

Subfora zostały podzielone na 4 główne działy, oto orientacyjny zakres lokacji, które mogą się w nich znaleźć:
- strefa miejska - ulice, parkingi, tereny zielone, parki, place zabaw, zaułki, przystanki, cmentarze
- usługi - sklepy, centra handlowe, salony kosmetyczne, pralnie, warsztaty
- kultura i instytucje - galerie, muzea, teatry, opera, domy kultury, centra społeczne, urzędy, kościoły, szkoły, przedszkola, szpitale, przychodnie
- życie towarzyskie - restauracje, kawiarnie, kluby, kręgielnie, puby, kina

Dodatkowo w dzielnicach znajdziecie subfora większych firm albo ważnych dla forum i postaci lokacji, np. szczególne kluby, uniwersytet, czy restauracje.

INFO W procesie przenoszenia forum na nowy silnik utracone zostały hasła logowania. Napiszcie w tej sprawie na discordzie do audrey#3270 lub na konto Dreamy Seattle na Edenie. Ustawimy nowe tymczasowe hasła, które zmienicie we własnym zakresie.

DISCORD Jesteśmy też tutaj! Zapraszamy!

UPDATE Postacie chcące uzupełnić swoją KP o nowe treści w biografii mogą skorzystać teraz z kodu update w zamówieniach.

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
0
0

dreamy seattle

dreamy seattle

-

Post

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wysiadł z karawanu i odpalił fajkę, opierając się pośladkami o zamknięte drzwi ze strony kierowcy. Ten dzień nie należał do najłatwiejszych, ani bynajmniej nie był przyjemny. Z samego rana serią pytań zaatakował go obcy mężczyzna, kiedy to kulturalnie stał w kolejce przy sklepowej kasie, aby dokonać zakupu kilku rzeczy. O dziwo nie prezentował on żadnego z typów zachowań, z którymi spotykał się najczęściej - nie próbował zakpić z wymiaru sprawiedliwości, przy okazji życząc mu, by szybko trafił do więzienia, gdzie przecież jego miejsce. Nie spoglądał ukradkowo, by prędko wymienić się spostrzeżeniami z osobą, która stała obok - oczywiście na tak cicho, aby Blake również mógł wysłuchać plotek na jego temat. Ten facet był... inny. Zapytał go (z niepokojącym zainteresowaniem!) jak to jest zabić innego człowieka i co wtedy czuł; czy określiłby te emocje pozytywnymi, czy negatywnymi - ale widać było, że liczy na pierwszą wersję. Griffith zmarszczył czoło i zignorował go, lecz słyszał za swoimi plecami kolejne komentarze dotyczące śmierci, życia wiecznego i przejmowania mocy. Heh, psychopaci chodzili po ulicach, a to jego wsadzili do więzienia. Wychodząc, szepnął słówko ochroniarzowi, jednak ten, biorąc pod uwagę to, że powiedział mu to Blake, pewnie nie za bardzo zrozumiał powagę sytuacji; w końcu o świrze dał mu znać morderca. Obaj równi sobie... Kolejnym powodem, dla którego ten dzień wyglądał tak ponuro, był pogrzeb nastolatki. Myślał, że już dawno - bo od jakichś pięciu lat - śmierć nie robi na nim wrażenia, szczególnie jeżeli chodzi o obcych ludzi. Po południu otrzymał telefon od Martina, a ten zapytał go, czy nie ma czasu na jeden kurs, jako, że jeden kierowca był już zajęty, a kolejny niedawno odszedł. Zakład pogrzebowy zdawał się mieć problemy finansowe, co całkiem przypadkowo wykorzystał Blake. Wierzył, że uda się odbić, bo - halo - umieranie nigdy się ludziom nie znudzi.
Po wejściu do budynku (już bez papierosa), zamierzał odwiesić klucze w odpowiednim miejscu i zamienić kilka słów z współwłaścicielem, ale zamiast tego dostrzegł kłęby dymu wychodzące z jednego z pomieszczeń. Do tej pory - wielkim fartem - udawało mu się głównie mijać z Virginią, która nie wydawała się zadowolona z jego obecności w tym miejscu (a na pewno nie żywej obecności). I teraz... prędzej myślałby, że coś się w środku pali, niż to, że miał ujrzeć ją z fajką między ustami w pomieszczeniu, gdzie malowało się zwłoki.
- Mówią, że nie należy iść w stronę światła - rzucił na dzień dobry. - Nikt mi nie powiedział, że tu panuje inna zasada. Nie idź w stronę dymu - wyjaśnił, po swoich słowach wywracając oczami. Nie zapytał jednak, czy zabiera się do pracy, czy właśnie ją skończyła - ale nie widząc żadnego nowego ciała uznał, że może jej przeszkodzić chociaż na chwilę. W końcu wbrew pozorom nie chciał, by ich kontakt był fatalny, jeśli mieli ze sobą pracować. Lepiej było się dogadywać, szkoda, że niekoniecznie dobrze mu wychodziły kontakty międzyludzkie, a ona nie pomagała.
- Bardzo młoda była ta dziewczyna - podjął nagle - ta, której był dziś pogrzeb. Wiesz, co się jej stało? - zapytał, opierając się bokiem o futrynę, a spojrzenie opierając na twarzy blondynki. Nie ma to jak podjąć luźną rozmowę o... trupach, brawo.
...a może należało powiedzieć: po trupach do celu?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

#2

Mimo że na ostatniej spontanicznej randce Luca jednak nie postanowił się którejkolwiek oświadczyć, to miała całkiem niezły humor - a może właśnie dlatego? Raczej nie spieszyła się do tak oficjalnych zobowiązań, już pomijając całą listę komplikacji, którą w tym kontekście niósł jej związek. Najlepszy i najgorszy związek na świecie. Uwielbiała ich razem. Kiedy byli w całą trójkę. Nawet jeśli mieli tylko dwa śpiwory.
Do tego kiedy przyszła do pracy, udało jej się rozpocząć ten dzień bez chociażby śladu tego dupka Blake'a, który pojawił się znikąd i momentalnie skradł serce jej ojca, nie wiedzieć w ogóle dlaczego. Czy tylko ona widziała coś dziwnego w tym, że świeżo wypuszczony morderca tak bardzo zainteresował się zakładem pogrzebowym, że niemal natychmiast pozostał wspólnikiem? Nie życzyła sobie żadnych wspólników, kiedy (kiedy, nie jeśli!) przejmie już ten interes, całe życie przygotowywała się w końcu do tego, że sobą będzie mogła rządzić sama. A jej życie towarzyskie i codzienne przecież pokazywało, że była w tym świetna.
Tak przynajmniej uważała.
Dziewczyna, którą dzisiaj przygotowywała do pogrzebu wymagała trochę pracy, głównie w sferze maskowania wkłuć po igłach i innych sygnałów, że od narkotyków to ona nie stroniła. Jakoś nie litowała się nad nią. Ani nad jej wiekiem. Zapytała ją tylko, czy dobrze się bawiła przed śmiercią.
Jakimś cudem trup jej nie odpowiedział, mimo to Virginia i tak założyła, że tak. Jakoś nabrała ochoty na to, żeby samej też się zabawić. Tylko może nie tak ostatecznie.
Od tego momentu nie mogła się doczekać, aż tylko wyjdzie z pracy.
Nie zawsze miała coś do roboty, a nawet jeśli, lubiła stawać się nagle nie do znalezienia (przynajmniej w swojej opinii). Tym razem jednak obijała się całkowicie jawnie, w pomieszczeniu, w którym na pewno szukano by jej w pierwszej kolejności, bo i żadne ciało nie oczekiwało w tej chwili na jej zabiegi pielęgnacyjne.
Paliła więc papierosa za papierosem i żałowała, że nie jest to trawka.
Tę idyllę przerwało jej to wcielenie Szatana. Ten rogaty demon. Ten cholerny, podstępny skurwiel.
Wszystkie te pieszczotliwe określenia Virginia postarała się zawrzeć w spojrzeniu, którym obdarowała Blake'a, kiedy już doszła do wniosku, że nie powinna jednak tak zupełnie zignorować jego obecności.
- A co? - rzuciła - Wyobrażasz sobie, że ktoś ją zaciukał i już masz mokro?
Jeśli Blake zamierzał utrzymać z nią dobre relacje, to będzie miał ciężki orzech do zgryzienia, bo Virginia nie planowała mu tego ułatwiać.
Przeciwnie. Jak przystało na wspaniałą katoliczkę, chciała być jak największym wrzodem na dupie, aż do momentu, kiedy gość się nie wyniesie z jej życia i jej interesów.
Wciągnęła dym głęboko w płuca i przytrzymała go chwilę, zanim przymknęła oczy i wypuściła go już w formie pierścieni.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Virginia nie była sama w tym, że widziała coś dziwnego, może nawet niepokojącego i nie na miejscu w nowej pracy Blake'a. Większość ludzi, która rozpoznawała jego osobę jako tego człowieka, który nie tak dawno temu został (niesłusznie!) uniewinniony, a aktualnie pracuje w zakładzie pogrzebowym - na początku robiło wielkie oczy, by później pokręcić głową z niezrozumieniem i skomentować sytuację gorzkimi słowami. Brakowało tyko tego, aby zaczynali się żegnać na jego widok, lub proponowali spotkanie z egzorcystą (pewnie przy okazji zaproponowaliby je dla Martina, wierząc, że ten został zmanipulowany przez złe moce do zatrudnienia wcielenia Szatana). Akurat te zagranie było przedstawione światu (czy też społeczności Seattle) z czystą premedytacją; wiedział, że ludzie będą gadać, zastanawiać się, dlaczego akurat tam, a on będzie mógł odpowiadać, że najciemniej pod latarnią. I w zasadzie prawie swoją nową pracą nie wpakował (to nie było celowe) Jackie i Wayne'a do grobu, którzy bynajmniej nie pochwalali wyboru syna. Griffith, wedle ich scenariusza, powinien wyjechać na co najmniej trzy miesiące; podróżować, cieszyć się wolnością. Pozwolić sprawie ucichnąć; emocje związane z jego wyjściem na wolność zdołałyby ostygnąć, a on mógłby wrócić bez medialnego szumu, nie słysząc wokół siebie szeptów, nie widząc nieprzychylnych spojrzeń. Tymczasem mężczyzna postanowił zrobić po swojemu - wybierając najprawdopodobniej najtrudniejszą (i najgłośniejszą) wersję powrotu do Szmaragdowego Miasta. Cóż, każdy miał konflikty z rodzicami takie, na jakie zasłużył.
Po komentarzu Virgie, z trudem powstrzymał się przed rzuceniem niezwykle elokwentnego: chyba ty, ale niestety nie potrafił odpuścić sobie pełnego politowania wywrócenia oczami. Możliwe, że co nieco usłyszał o jej związku; o ile ojciec blondynki gdzieś między słowami wplótł komentarz odnośnie stylu życia córki.
- Uhm - mruknął przeciągle - trochę mnie nie było. Sprawdzam nowe trendy, ale jeszcze nie wiem, czy z ciekawości, czy po to, żeby ich nie powielać - oznajmił pewnym tonem, przechylając głowę w bok i przyglądając się poczynaniom Biondi. Przygryzł wargę od środka, tym samym hamując się przed zapytaniem jej, czy własnie próbuje się pochwalić swoimi umiejętnościami, czy robi te okręgi z nudów. Stawiał na to pierwsze, przecież był za bardzo absorbującym rozmówcą, by nie móc utrzymać jej uwagi.
- Zastanów się, czy nie faworyzujesz którejś ze stron swojego... związku - zasugerował po chwili z czystej złoś... uprzejmości. - Skoro pierwszym określeniem, które przychodzi ci do głowy to to, czy komuś robi się mokro. - Wzruszył lekko ramionami i uśmiechnął się pod nosem, choć gdyby wiedział, że w tym wszystkim jest Luca (a może już wiedział? idk) pewnie zrobiłoby mu się trochę szkoda gościa. Trójkąt trójkątem, ale jednak.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

W zasadzie to wszystko jej jedno było jaką ktoś miał przeszłość i czym się trudnił, bo na litość boską, sama malowała trupy i umawiała się z Eme, która jeździła śmierciarką. I jeszcze z Lucą. Wszyscy troje. Na raz. Były to połączenia tak dziwaczne dla niektórych, że sama regularnie spotykała się z krytyką w tym temacie i daleka była do wydawania osądów i umoralniania. Sama musiałaby mieć jakąś moralność, żeby kogoś pouczać.
Inaczej rzecz się miała, kiedy kogoś nie lubiła. Wtedy, najzwyczajniej w świecie widziała wszystko przez czarne okulary i każda najdrobniejsza wada, każde dziwactwo, urastało w jej oczach do rangi tragedii narodowej. Aktu terrorystycznego. Spisku. Blake był dla niej teraz jednym wielkim chodzącym monstrum, kolebką zła, musiał przecież coś knuć, a to wystarczyło, żeby znienawidziła każdy inny element jego jestestwa.
Miał zniknąć. Chciała więc go wkurzać i nie miało znaczenia to, że w obliczu kogokolwiek innego, o podobnej do niego przeszłości, nawet nie mrugnęłaby okiem, najważniejsze było to, że święcie wierzył, że ocenia go stuprocentowo perfekcyjnie. Nie myli się ani na jotę. I nie rozumiała, zupełnie nie rozumiała, czemu biedny Martin wpuścił tego potworka do ich życia, do ich zakładu. To musiały być jakieś objawy demencji starczej, nie widziała innego rozwiązania.
Mimo wszystko kochała ojca, chociaż ostatnio to on wydawał się przestawać kochać ją.
Szkoda, że Blake nie chciał powielać tych "nowych trendów", bo laska w zasadzie zabiła samą siebie tym, że nie umiała prawidłowo ćpać. Virginia nie potrafiła pojąć, jak się można zaćpać. Przecież chyba każdy zna swoje granice, nie?
Uśmiechnęła się tylko przesłodko na ciąg dalszy jego odgryzania się, bo podobnie jak ona, chciał uderzyć w czuły punkt.
Mogła mu przyznać rację, że faworyzowała lepszą płeć.
Mogła mu tłumaczyć biologię i wyjaśniać, że chłopcy też robią się trochę mokrzy i dodać, że współczuje mu, że tego nie wie.
Ona jednak wybrała bramkę numer trzy.
- A może po prostu podważam twoją męskość. - rzuciła swobodnie, a jej uśmiech stał się bardziej przekorny.
Równocześnie ruszyła w jego stronę wyciągając paczkę papierosów.
- Skoro już tu jesteś, chcesz fajkę?
Może jak będzie zajęty paleniem, mniej będzie ją irytował swoją obecnością. Albo chodziło jej o to, że jeśli jej "przełożony" (phi!) będzie się opierdalał i dymił razem z nią, to będzie taka mała wygrana. A może miała specjalnie do tego celu przygotowaną paczkę fajek z jakimś świństwem w środku. Kto wie.
Bo na pewno nie był to gest sympatii.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Sedno problemu nie tkwiło w jego nowym zajęciu, a przeszłości, która rzucała długi cień - niezależnie od pory, czy jego ustawieniu wobec słońca. Mógł nawet padać deszcz, co nie było rzadkim zjawiskiem w Seattle, a Griffith nadal czuł na sobie coś, co niczym Mroczny Znak, albo inny Namiar, prowokowało spojrzenia innych. Chyba to pierwsze ze względu na obraną ciemną stronę (i tatuaże) pasowało bardziej. Jego rodzicom, owszem, nie podobało się zajęcie syna z innego powodu; wciąż chyba łudzili się, że przed ich jedynym dzieckiem jest świetlana przyszłość. Nie chciało mu się tego nawet słuchać, ani oglądać: ich głupich wyobrażeń, wyuczonych, dyplomatycznych uśmiechów udekorowanych uprzejmością. Wzroku, który krążył między Jacqueline a Wayne'em - jakby próbowali w myślach dopowiedzieć sobie coś, jakąś brudną i niewygodną prawdę, jaka mogłaby go urazić. W zasadzie nie musiał w ogóle szukać pracy - apartament w Belltown, który przed wyrokiem zamieszkiwał z Ivy, kazał sprzedać niedługo po tym, jak dowiedział się, że kolejne lata spędzi za kratami, a kwota, jaka zasiliła jego konto bez problemu pozwoliła mu kupić i urządzić obecny dom i jeszcze zostało. Kolejną głośną kwestię stanowiło odszkodowanie, jakie oprócz uniewinnienia udało się wywalczyć prawnikowi. Nie podobało się to ludziom, którzy mieli go za winnego, ale czy go to dziwiło? Nie, pewnie sam byłby niezadowolony, gdyby święcie (albo i nieświęcie) wierzył w czyjąś winę.
Odwrócił głowę i spojrzał za siebie, kiedy gdzieś w tle usłyszał kroki, a później znajomy głos innego kierowcy. Skoro to ktoś swój, mógł ponownie skupić się na złośliwościach blondynki, które były całkiem ciekawą odskocznią od mdłych docinek ludzi.
- Źle się za to zabierasz, Virgie - odparł leniwie, wodząc za nią wzrokiem. Musiała postarać się bardziej, aby go w jakiś sposób ugodzić. W końcu po paru latach za kratkami, jakimś czasie na wolności... słyszał różne komentarze posyłane w jego kierunku. Najczęściej nic sobie z nich nie robił, ale doceniał starania.
- Jeśli nadal boli cię to, jak skończyła się nasza krótka przygoda i próbujesz się odgryźć... - urwał, robiąc kilka kroków w przód, ale zamiast do niej, podszedł do niewielkiej wieży stojącej gdzieś w rogu. Nacisnął jeden przycisk, lecz żadnej muzyki; czyżby i to było tu popsute? Zmarszczył czoło, wciskając inny guzik... nadal nic.
- Powinnaś się cieszyć, że skończyło się po kilku tygodniach, inaczej mogłabyś być na miejscu Ivory. Parę metrów pod ziemią - oznajmił, chyba samemu będąc zdziwionym swoim wypranym z emocji tonem. Przekręcił pokrętło z głośnością, wcisnął jeszcze jeden guzik i... wtedy z głośników popłynął dźwięk. Serio? Wolał nie pytać, czy to jej pomysł, czy ktoś inny umieścił tam płytę z tego typu hitami.
- Ja pierdolę... - mruknął, krzywiąc się i wyłączając to ustrojstwo, mniej więcej w tym czasie, co wyciągnęła w jego kierunku paczkę fajek. Niezależnie, czy była to fajka pokoju i właśnie zmarnował szanse, to i tak zareagował pokręceniem głową w geście odmowy.
- Przebywając tu, mam wrażenie, że wypaliłem co najmniej trzy -
odpowiedział i rozejrzał się po pomieszczeniu, które zdecydowanie należało przewietrzyć. - Mają kogoś jeszcze dziś przywieźć? - zapytał, osadzając spojrzenie na tęczówkach kobiety.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Ich krótki, przelotny związek w przeszłości był czymś, o czym teraz blondynka nie miała zamiaru pamiętać. Zwłaszcza, że to nie ona zostawiła jego, a już sam ten fakt wystarczająco mocno godził w jej dumę, nic więc dziwnego, że wzniosła oczy do nieba, kiedy poruszył ten wątek. Naprawdę, mogła przysiąc, że czasem Bóg tworzył ludzi, którzy istnieli tylko dla jednego celu - żeby ją testować i wkurzać. A Virginia tymczasem zaczynała się obawiać, że zaraz to w niej obudzą się mordercze intencje.
Przez chwilę tylko obserwowała go złowrogo, bo w przeciwieństwie do Blake'a, ona uważała, że ich wymiana zdań była wystarczająco prywatna, żeby nie przysłuchiwał jej się jakiś inny kierowca, szwędający się akurat po zakładzie.
Nie powstrzymała się jednak przed parsknięciem śmiechem w reakcji na muzykę, która rozbrzmiała w pomieszczeniu.
- Widzę, że gust muzyczny wcale ci się nie poprawił - stwierdziła odkładając fajki na stół do przygotowań i sama zgasiła resztkę swojej, zanim podeszła do mężczyzny.
- Ale rozgryzłeś mnie. KOCHAM psychopatów i morderców. Od kiedy tylko dowiedziałam się, że mój były wybrał tak cudowny sposób na zakończenie związku, jak wymordowanie dziewczyny i bliskich... - oblizała wargi, jakby sama ta wizja zachęcała ją do pocałunków - Będę teraz ci dogryzać, póki nie zrozumiesz, że jesteśmy sobie przeznaczeni
Rozważała pogładzenie go po policzku, przybliżenie się jeszcze, ale jakoś nie miała ochoty. jeszcze się czymś od niego zarazi.
- No i jakbyś mnie zamordował, to raczej nie dałbyś rady dalej prać mózgu mojemu ojcu.
Nie to, że zamierzała się poświęcać. Już bez przesady. Biondi zamierzała jedynie trochę obrzydzić mu życie. I nie miała zamiaru się bać takich subtelnych gróźb, bo mimo wszystko chyba nie był durniem? Wiadomo, na kogo od razu padłyby podejrzenia.
Nie odpowiedziała przy tym na pytanie o kolejne ciała, nie musiała mu się przecież spowiadać. Zresztą, skoro był wspólnikiem, to chyba sam najlepiej powinien wiedzieć, co się działo w zakładzie?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Wcześniej, gdyby go nie sprowokowała, nawet nie pomyślałby o tym, aby przywoływać tak odległy temat, jak ten krótki epizod, z którego zakończenia najprawdopodobniej nie może być dumny, ale to też nie tak, że żałuje czegokolwiek. Blake jako nastolatek, rzeczywiście, nie należał do buntowników, nie sprawiał problemów wychowawczych i raczej dobrze wpisywał się w to, jakiego syna chcieli mieć jego ułożeni rodzice, aczkolwiek kwestia kobiet i związków, przez długi czas traktowana była przez niego w bardzo lekki sposób. Przed tym, nim zaczął spotykać się z Virgie, zapewne przez chwilę widywał się z inną jasnowłosą, ale dlaczego miał się ograniczać, skoro nie było to niczym zobowiązującym? Nie jego problem, że widziały coś więcej, czego on nie dostrzegał, a na pewno nie w tamtym momencie. Sam też nie wiedział jak to się stało, że nie minęło wiele czasu od rozluźnienia relacji z Virginią, a jego tok myślenia i morale, na ziemię sprowadziła Ivy; trochę jak kotwica, która potrafiła trzymać go w jednym miejscu. Najczęściej, bo i w międzyczasie tych pięciu lat razem, mieli gorsze chwile i krótkie ostateczne rozstania, które finalnie nawet koło ostatecznych nie leżały... no, może do czasu, w którym Ivory nie spoczęła w trumnie.
- Mój gust w każdej kategorii jest dobry - stwierdził, jeszcze przelotnie spoglądając na wieżę. - To to jest złe - dodał, wzruszając przy tym ramionami. I nie dbał, czy to jej sprawka, Martina, czy kogokolwiek innego, komu mógłby tym zdaniem podpaść; nie przejmował się również drugim kierowcą, który kręcił się po korytarzu i najprawdopodobniej szukał starszego ze współwłaścicieli, ponieważ Blake wyczuwał, że niekoniecznie mężczyzna widzi w nim szefa. Biondi również zdawała się mieć z tym problem. Nie ma to jak zgrany personel...
- Twój ojciec powiedział, że chciałby mieć takiego syna, chyba już dalej nie muszę prać nikomu mózgu - powiedział, lokując spojrzenie na jej oczach. Okej, może trochę sparafrazował - a Martinowi chodziło po prostu o syna, który mógłby pomóc w biznesie, skoro Virgie ostatnio podpadała, ale bynajmniej nie miał zamiaru prostować swoich słów. Jego pokojowe nastawienie nie podziałało, trzeba było obrać inną strategię.
- Może tą słabość do psychopatów i morderców odziedziczyłaś w genach - rzucił jeszcze kpiącym tonem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, co chyba miało stanowić ewentualną barierę przed tym, gdyby naprawdę chciała się do niego zbliżyć. Żałował, że na ścianie nie dostrzegł żadnego kalendarza (albo był, choć bez zapisków), gdzie mógłby odczytać plan na koniec dnia bez pytania jej o to, skoro ta komunikacja przebiegała... nie przebiegała wcale.
- Nie. Okej. W takim razie mam wolne - wywnioskował, wolnym krokiem kierując się do wyjścia z pomieszczenia, ale gdy przypomniał sobie o czymś, odwrócił się i zerknął na koleżankę. - Trzeba posprzątać karawan, a widzę, że ci się nudzi. Miłej... zabawy - oświadczył nieznoszącym sprzeciwu tonem i dla kontrastu posłał jej uprzejmy uśmiech. A może nie uprzejmy, tylko w kontekście tego złośliwy?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Zmarszczyła tylko powątpiewająco brwi, zaciskając usta w kpiącym uśmieszku, nie odzywała się już w kwestii jego gustu, pozwoliła, żeby robotę zrobiła mimika. Przeszło jej też przez myśl,. żeby wyłączyć ten "hit" drażniący jej bębenki słuchowe, ale z drugiej strony, wyraźnie drażnił też te jego, więc na razie to zostawiła. Zresztą chyba całe szczęście, że nigdy nie zdradziła się ze swoim mini sekretem country, bo teraz nie mogłaby raczej tak swobodnie komentować jego gustu. Negatywnie oczywiście.
Jakoś nie zauważyła, że pokładając wątpliwości w jego guście wszelakim, trochę też dokładała samej sobie, bo w końcu, krótko, bo krótko, ale byli jakąś tam parą. Nie żeby wybierała się z nim kiedykolwiek przed ołtarz, albo traktowała poważnie.
Mogła nadal widzieć w nim przystojnego mężczyznę, ale widziała równocześnie dupka i mordercę, który wkupił się w łaski jej ojca i cholera wie, co planował robić w tym zakładzie. Mieć lepszą przykrywkę do pozbywania się ciał?
Dobre, szkoda, że nie wpadła na to wcześniej, zapytałaby go o to prosto w twarz.
Spojrzenie Virgie stało się jednak lodowato zimne, kiedy wspomniał o jej ojcu.
Nie powiedział tak. Nie jemu. Na pewno, kurwa, nie powiedział.
Nie.
A jeśli tak, to Virginia wyśle go do domu starości, jak tylko zniedołężnieje. Wiedziała to.
Przyprze go do muru, wpadnie na jakiś obiadek, kolację, cokolwiek. I się dowie.
- Martin mówi tak prawie każdemu, bo w ogóle chciałby mieć syna. Albo drugą córkę. Drugie dziecko. Nie traktowałabym tego, jak coś wyjątkowego, na twoim miejscu. - wzruszyła ramionami, nie zamierzając pozwolić na to, żeby pokazać mu chociaż pół myśli z tych, które kotłowały jej się teraz w głowie.
Powinna mu przypierdolić. Z liścia. W krocze. W szczękę. Wsadzić palce w oczy. Cokolwiek.
Chociaż ojciec w zasadzie rzeczywiście często mówił ludziom, że chciałby "mieć takiego syna". Nie miało to zresztą niczego wspólnego z blondynką, bo ich relacje ochłodziły się całkowicie dopiero stosunkowo niedawno. Rodzice po prostu chcieli drugie dziecko.
I nie mogli go mieć.
Trochę ją też to bolało, może byłoby zabawniej nie być jedynaczką. A przede wszystkim, nie chciała myśleć, że jakiekolwiek marzenie, jakiegokolwiek Biondi pozostało niespełnione.
Zaraz. Stop.
On jej rozkazuje.
Próbował jej rozkazywać.
Roześmiała się. Radośnie, rozbawiona, jakby powiedział dobry żart.
Skurwiel nie będzie jej rozkazywał.
- Jak ostatnio sprawdzałam to w moich obowiązkach leżało sprzątanie wyłącznie swojego stanowiska pracy. - rzuciła swobodnie - Może rozważę to polecenie, jeśli wyda mi je mój szef. Ten prawdziwy.
Rozłożyła bezradnie ręce. Jeżeli chciał, to mógł w to wplątywać ojca, w razie czego bez problemu była w stanie wyczyścić karawan - to było często nic w porównaniu do operowania środkami chemicznymi, z którymi musiała pracować.
Ale Blake koniecznie musiał zostać uświadomiony, że nie zamierzała się go słuchać.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie musiała nawet chcieć wyłączyć tego... utworu, skoro Blake świetnie poradził sobie z tym sam, tuż po tym, jak minęło kilka, czy kilkanaście sekund remixu; wystarczyło wyłączyć sprzęt, co też wtedy zrobił. Pięć ostatnich lat rzeczywiście spędził za kratami, aczkolwiek nie było też tak, że niczego nie ogarniał i musiał prosić o pomoc innych. W zasadzie wręcz przeciwnie; w miarę możliwości próbował uczyć się rzeczy, jakie mu umknęły przyswajać nową codzienność oraz okoliczności, w których musiał teraz odnaleźć swoją drogę. Jako, że była ona inna od tej, jaką sobie dawniej zaplanował, oraz bez wątpienia różniła się od normalności w więzieniu, nie było to super proste, lecz z drugiej strony - nie minęła nawet dekada, niesamowitych odkryć nie poczyniono, więc dawał sobie radę.
- Myślisz, że gdyby miał możliwość wymiany córki na syna, zrobiłby to? - zapytał pozornie luźno, ale uśmiechnął się przy tym zadziornie. Naprawdę na początku próbował być... może nie miły, a uprzejmy. Nie chciał jej szefować, wydawać poleceń, a raczej myślał, że skoro coś ich kiedyś łączyło, nie byli sobie całkowicie obcymi ludźmi, mogą w pracy utrzymywać kumpelskie relacje, a nie spięte, sztywne (jak te trupy), czy oficjalne. Szkoda, że mieli inne spostrzeżenia na to coś z przeszłości, a do tego Virginia nie pałała do niego sympatią ze względu na zarówno wyrok, jak i funkcję. Trudno, na siłę przecież nie będzie chciał się z nią zaprzyjaźniać.
- Możliwe, że niedługo jeszcze raz będziesz musiała prześledzić zakres swoich obowiązków - oświadczył, tym razem bez cienia zadowolenia, czy uśmiechu. Rozejrzał się przelotnie po pomieszczeniu, aby finalnie powrócić spojrzeniem do blondynki.
- Nie wiem, co zawiniło, że pojawiły się problemy finansowe - powiedział nagle - ludzie nadal umierają, potrzebują pogrzebów, trumien, twojej pomocy, by inni nie padli na zawał na sam widok. - Pod koniec swojego monologu wzruszył lekko ramionami, po czym sięgnął do kieszeni po paczkę fajek. Swoją, nie proponując jednego z papierosów Biondi. Tuż po tym, jak odpalił, zaciągnął się i wypuścił kłęby dymu w bok, ponownie zwrócił się do kobiety.
- A może chodzi o to, że niektórzy nie widzą nic, poza czubkiem swojego nosa i odwalają dziecinadę, jakby wciąż mieli szesnaście lat - podsumował (subiektywnie!) całe jej to zachowanie - bo chyba obojgu powinno zależeć, aby zakład pogrzebowy funkcjonował sprawnie i nie byli narażeni na dodatkowe koszty. Nie miał też zamiaru wydzwaniać do jej ojca, zmuszać jej do pracy, ani grozić zwolnieniem - byli dorosłymi ludźmi.
...nawet jeśli prawdopodobnie w tym momencie każde z nich mogłoby mieć sobie coś do zarzucenia, gdyby przemyśleli to na spokojnie i z większym dystansem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Parsknęła tylko rozbrajającym śmiechem na sugestię, że ktoś mógłby chcieć ją wymienić. Bezczelny gnojek. W tej chwili to nie wiedziała, jakim cudem kiedykolwiek mogła go polubić i nie zorientowała się od razu, że jest to całkowity cham bez krztyny rozumu. I nie interesowało jej to, że ona zaczęła - miała przecież powód, broniła swojego terenu przed obcym typkiem o nieznanych intencjach, do tego jej byłym (a każdy wie, że były w bezpośrednim towarzystwie, to nic dobrego, ok?), który dopiero co wyszedł z więzienia, kiedy opłacił wystarczająco dobrego adwokata, żeby go uniewinnili. Nikogo nie zamykają bez powodu, no przecież.
Zaplotła ręce na piersiach i nie uznała, że powinna na to pytanie odpowiadać jakkolwiek inaczej niż śmiechem. Wzniosła tylko oczy do sufitu.
Nie zdążyła się jednak ugryźć w język na te całe obowiązki.
- Myślę, że jak tylko ojciec pójdzie na emeryturę, to powinieneś się liczyć z tym, że stąd znikniesz - rzuciła.
Naprawdę. Powinna go zaprosić do uczestnictwa w przygotowywaniu ciała do pogrzebu, najlepiej takiego niezbyt dobrze zachowanego, gdzie rodzina mimo wszystko uparła się na otwartą trumnę. Sprzątanie po tym, to dopiero było wyzwanie, nie potrzebowała jeszcze dupka, który ze złośliwości będzie próbował zrobić z niej pełnoetatową sprzątaczkę. Skoro ona potrafiła ogarniać po sobie, to Blake tez mógł. I każdy inny pracownik też mógł. Do tej pory się sprawdzało.
Oczywiście, kiedy wcześniej zdarzało się, że ktoś ją poprosił o pomoc, przytłoczony pracą, to nie widziała problemu.
Sytuację zmieniał Blake.
Do tego teraz gadał farmazony o jakichś kłopotach finansowych, skąd by im się takie wzięły? Nie podobało jej się to. Zwłaszcza, że ojciec milczał jak zaklęty, skąd mu się nagle uwidział taki Griffith.
Tymi myślami jednak nie zamierzała również dzielić się ze swoim nie-prawdziwym-szefem.
- Cieszę się, że w końcu to zauważyłeś. Teraz zmień zachowanie i będzie wszystko spoko! - odbiła za to piłeczkę.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Chyba poniekąd uodpornił się na różne reakcje i komentarze ludzi na jego osobę, aczkolwiek i tak słysząc nagły, głośny śmiech Virgie, który rozbrzmiał w odpowiedzi na jego pytanie, uniósł nieznacznie, pytająco brew. Nie powiedział jednak nic więcej, bo skoro była tak pewna - choć nie wiedział, czy nie była to tylko dobra mina do złej gry - nie chciało mu się wyprowadzać jej z błędu. Po cichu tylko zarejestrował, że skoro blondynka jest aż tak pewna swojej pozycji - albo znów: dobrze gra - to najprawdopodobniej jej kontakt z Martinem na ten moment jest dość... średni. Za dobry gest przyjął to, że próbował jej otworzyć oczy i coś zasugerować, a czy coś z tym zrobi - nie jego problem. W zasadzie może nawet lepiej byłoby, gdyby nic z tym nie robiła, a przez to jej sytuacja była jeszcze gorsza? Atmosfera w firmie - o ironio - nie byłaby tak sztywna i nieprzyjemna (subiektywnie, dla niego), gdyby ją stąd ewakuowano. A z drugiej strony - cholera, słyszał, że jest dobra w tym, co robi, więc szkoda było tracić cennego fachowca, na rzecz szukania kogoś nowego.
- Wydaje mi się, że nie wiesz, ile Martin sprzedał mi udziałów w tym interesie -
odpowiedział twardo, rozglądając się po najbliższym otoczeniu, po czym skupił wzrok bezpośrednio na jej tęczówkach. - Jeśli je ode mnie odkupisz - nie ma sprawy. - Nie dodał, że zapewne cena wtedy powędruje mocno w górę, nawet przez samą złośliwość i to, aby ją zniechęcić. Nie mógł przecież wiedzieć, że Virginia w nocy o nim fantazjuje... zdecydowanie nie w taki sposób, który jeszcze mógłby zaakceptować - bo jednak sny o zamordowaniu jego osoby, niespecjalnie by mu się podobały, gdyby ktoś postanowił go o tym poinformować.
Wypuścił dym, ponownie patrząc za czymś, gdzie mógłby strzepać popiół, a skoro palono tu dość często (i nawet nie zwłoki), to zakładam, że gdzieś ta popielniczka stała, do której sięgnął.
- W porządku. Dla odmiany mogę być niemiły, jeśli bardziej ci to odpowiada - rzucił, lekko wzruszając przy tym ramionami. Co innego mógłby niby zmienić? Wiadomo, że w swoich wcześniejszych słowach nawiązywał do niej, a, że nie miał jej za głupią, to mniemał, że zrozumiała. I kolejną dziecinadą z jej strony było to, że odwróciła jego słowa tak, jak jej pasowało.
...nie, by często sam tego nie robił.
- Virginia, za parę minut przyjdzie do ciebie przesyłka - zakomunikował nagle David, wyłaniając się zza pleców Blake'a. - Wypadek. Samochód koziołkował dwukrotnie, a potem stanął w płomieniach. Oparzenia trzeciego stopnia, ale biedaczek podobno na szczęście już tego nie czuł. - I tu zaczęły się opowieści o tym, w ilu miejscach strzelił kręgosłup i na jakim odcinku, oraz kolejne detale, między innymi wiek mężczyzny i jego status. I tu też Griffith mógł łatwo wywnioskować, iż drugi kierowca był kopalnią...wiedzy (i plotek też); cóż, ale nie odzywał się do wszystkich, bo jego finalnie otaksował wzrokiem i odszedł bez słowa.
- Zamiast czasu wolnego, zapowiadają się nadgodziny -
podsumował, spoglądając na nadgarstek i tarczę zegara. Zaciągnął się po raz ostatni, po czym dogasił papierosa i obejrzał się za siebie, ponownie słysząc rozmowy w tle; czyżby to owa przesyłka?

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nie. Nie wiedziała ile udziałów miał w tym interesie, ale jeśli dużo - to tym gorzej, nawet nie dlatego że trudniej będzie się go pozbyć, ale... Ale jeśli miał kasy jak lodu, to przecież mógł założyć własny biznes. Wykupić coś bliższego swoim zainteresowaniom, bo blondynka jakoś nie pamiętała, żeby wiązał wcześniej swoją karierę z domem pogrzebowym. Coś mniej źle dla niego wyglądającego. Ale był tutaj i zatruwał powietrze, gorzej niż dym z ich papierosów. Dlatego..
- Nawet jeśli w tym celu miałabym zamieszkać w lepiance. - stwierdziła zdecydowanie.
Nie powinno go tu być, nie powinien się wtrącać, to nie od niego chciała dowiadywać się o problemach finansowych.
Otworzyła usta i cokolwiek zamierzała dodać, na pewno nie było miłe. ale przerwał im David. Wypuściła głośno z ust powietrze, kiedy oznajmił co nadjeżdża. Oparzenia. Super. Godziny roboty.
Jakby nie mogli gościa po prostu skremować i dokończyć zaczętego już raz dzieła.
- Dajcie go tutaj
Ostatecznie każdy zasługiwał na to, żeby być dobrze zapamiętanym na pogrzebie, jeśli już rodzina upierała się na otwartą trumnę. Sama Virgie przecież nie chciałaby, żeby ostatnim wspomnieniem o niej, była jej zmasakrowana twarz. Przeniosła spojrzenie na stół i zaczęła grzebać po szafkach, zaczynając przygotować chemię, przyrządy i wciągając rękawiczki. Nie omieszkała jednak przystanąć i spojrzeć przez ramię na Blake'a.
- Dla mnie nic nowego. Ten zawód wiąże się z tym, że muszę być dostępna o każdej porze dnia i nocy. Dlatego, między innymi, nie sprzątam też cudzych karawanów. Ale o tym byś wiedział, gdybyś miał tylko jakiekolwiek pojęcie o tym biznesie - stwierdziła słodziutko, po kociemu mrużąc oczy, kiedy taksowała Griffitha spojrzeniem.
Z pełną satysfakcją i stuprocentową przyjemnością wykorzystała tę możliwość do dogryzienia mu. Zasługiwał na to.
- Nie ufam ci. Nie wiem, co tu robisz i czego chcesz od tego miejsca. - pokusiła się jednak na małą kropelkę najzwyczajniejszej, choć może nieco okrutnej, szczerości w całym oceanie złośliwości, jakim go już zalała.
Wymiana spojrzeń, jaką odbyła z Davidem, powiedziała jej, że on uważał to samo.
- Jeśli nie zamierzasz pomóc, Blake, to zmykaj. Zmarli chcą szacunku i prywatności.
A tym razem mina Davida zdradziła, że blondynka chyba wyrażała się w podobny sposób pierwszy raz. Tylko przez sekundę, zanim się zreflektował i usunął z miny całe zdziwienie, bo i zwykle tak nie mówiła. Wśród innych pracowników wiedziała, że każdy zdaje sobie z tego sprawę i można sobie spuścić emocje czarnym humorem.

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

Nigdy nie mógł narzekać na brak funduszy, niezależnie, czy jako dzieciak, nastolatek, czy student. Początkowa żadna była w tym jego zasługa - kwestia rodziny, w jakiej przyszedł na świat, więc skoro mógł, to dlaczego miałby z tego nie korzystać, odmawiać, mówiąc skromnie, że czegoś nie chce, skoro mógł sobie na to pozwolić? A raczej - rodzice mogli. W późniejszych etapach swojego życia, stawiał na rozwój siebie, swoich pasji, umiejętności. Przyszłość wiązał z muzyką; niezależnie, czy w kwestii tworzenia jej (pomijając śpiew, bo to akurat niekoniecznie lubił robić, zdecydowanie woląc słuchać bardziej utalentowanych osób), czy inżynierii i akustyki dźwięku, przy której miał pracować w Kalifornii. Gdyby nie ta feralna, lipcowa impreza, która zmieniła dosłownie wszystko, był przekonany, że aktualnie mieszkałby gdzieś przy wzgórzach Hollywood. Prawdopodobnie nie tylko z Iv, ponieważ do tego czasu doczekaliby się potomstwa, co teraz wydawało się czymś niemożliwym i abstrakcyjnym - on i założenie rodziny z kimkolwiek, kariera. Prawdopodobnie jednak mógłby się skupić na muzyce, a nawet założyć własną działalność, ale...
...to nie był on, już nie. Aktualnie Blake Griffith widział się w innej bajce. Czymś specyficznym, trochę ponurym, jakby zaczerpniętym z fikcyjnej rzeczywistości tworzonej przez Tima Burtona, niżeli czegoś radosnego, ciepłego i kolorowego.
- Nie mam pojęcia o tym biznesie - stwierdził od razu, nie czując, by był to z jej strony przytyk, więc w żaden sposób go to nie uraziło. To była prawda - bo jak mógłby mieć pojęcia, znać się bardziej, skoro pracował tu zaledwie od paru tygodni? Podczas tego i tak bardziej spoglądał na sprawy papierkowe, zastanawiał się, co można byłoby ulepszyć, poprawić, konsultując to z Martinem. Nie chciał nic narzucać, bo - no właśnie - nie znał się na tym, za to...
- Ale mam pojęcie o biznesie. Całkiem niezłe - poinformował, odpierając jej spojrzenie. Nie musiała mu wierzyć, mogła to kwestionować, a jemu nadal nie zrobiłoby to różnicy. Nie czekał na żadną aprobatę, ani nie musiał czuć się doceniony, by wiedzieć swoje, z założeniem, że wie lepiej od innych. A przynajmniej znać siebie powinien lepiej, niż ci, co go oceniali po przeczytaniu kilku nagłówków gazet.
- Podobno najciemniej pod latarnią - przytoczył to, co chwilę po przeprowadzce powiedział Aurze, gdy przypadkowo się spotkali, a on wyciągał z karawanu... meble, jakie miał w następstwie poskładać. - A ja gdzieś muszę zabijać... czas - rzucił, po swojej wypowiedzi wywracając oczami.
Przez chwilę kusiło go, aby zostać - może nie tyle, co pomóc, ale poobserwować, nie starając się przy tym utrudniać. Zmienił zdanie po zdaniu, którym uraczyła go blondynka, choć to zmykaj brzmiało w jej ustach tak zabawnie, że zacisnął wargi, by nie parsknąć kpiącym śmiechem.
- Nie pomogę, skoro z ciebie taka specjalistka, to poradzisz sobie świetnie sama - mruknął, spoglądając gdzieś w bok, choć w tym wbrew pozorom nie było żadnej ironii. Nie czekał na odpowiedź, a wzruszył ramionami i wycofał się, w drodze do wyjścia przypominając sobie, że miał rzucić okiem na pianino.

Zt x2

autor

Awatar użytkownika
0
0

-

Post

5

Martin nie chciał jej niczego wyjaśnić. Kilka dni spędziła nawet u rodziców, po tym całym pożarze na festiwalu muzycznym, bo matka nagle nabrała ogromnej ochoty obserwowania, czy płuca jej córki na pewno mają się w porządku (a co najgorsze, zaczęła wyrzucać Virgie fajki). Blondynka godziła się na to, głównie dlatego że i tak nosiła się z zamiarem wyciśnięcia ojca, co za tajemnice przed nią skrywał, i czy to Blake nie próbuje po prostu mieszać.
Ale ojciec ucinał temat. Matka zresztą też. Wkurzało ją to. W końcu miała przejąć ten biznes i ten plan nie mógł ulec zmianie, tak? Więc powinna wiedzieć o takich drobnostkach, jak kłopoty finansowe.
Które pewnie ten dupek sobie wymyślił, ale nie dawało jej to spokoju.
Szybko jednak nadarzyła się okazja, żeby trochę pomyszkować, bo rodzice postanowili udać się na urlop nad swoje ulubione jezioro, a to oznaczało nieobecność ojca w zakładzie pogrzebowym. Skorzystała z tego, żeby zajrzeć na spokojnie do jego biura.
Najpierw usiadła przy komputerze. Kilka razy musiała zgadywać hasło, ale przecież znała wszystkie ulubione rzeczy ojca, więc w końcu udało się, po tym, jak wpisała imię jego pierwszego psa.
Chwilę zajęło jej odnalezienie wyliczeń finansowych, ale przyprawiły ją tylko o ból głowy, bo wszystko wydawało się przecież zgadzać. I jak na jej - niezainteresowane tym do tej pory - oko, to wyglądało całkiem w porządku.
Zaklęła więc pod nosem, odpaliła fajkę i zaczęła szperać po papierach na biurku, teczkach, szufladach, aż trafiła na jedną zamkniętą.
Zerknęła na drzwi, a potem zaśmiała się cicho - bo przecież Martina nie było na miejscu, więc kogo miałaby się tu spodziewać?
Skoro szuflada była zamknięta, to tym bardziej mogła kryć ciekawe rzeczy, Virginia więc tym razem rzuciła się w ferwor poszukiwań klucza.
Głupio byłoby w końcu dewastować biurko...
Odpaliła drugą fajkę. Trzecią.
W końcu znalazła, zatknięty gdzieś między dokumentami w jednej z teczek. Trochę się zapomniała z fajką i w tym momencie popiół z papierosa spadł na stos papierów, który przerzuciła, więc rzuciła szybkie, głośne:
- kurwa - zgasiła fajkę i zabrała się za strząsanie popiołu z kartek, zanim przyjdzie im do głowy się zapalić od gorącego, nie do końca ugaszonego popiołu.
Nie potrzebowała więcej pożarów.

autor

ODPOWIEDZ

Wróć do „Ballard”